Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Szczęście ją kusiło. A ona dała się uwieść.
Dwudziestoletnia Melania rozwija karierę jako masażystka erotyczna. Kiedy angażuje się w romans z żonatym mężczyzną, nie podejrzewa, że wkrótce zacznie odczuwać potrzebę zmiany.
Za namową bliskich postanawia zrealizować swoje wielkie marzenie o wejściu do świata mody. Niestety, nowa ścieżka kariery okazuje się pełna trudności i niebezpieczeństw, których Melania się nie spodziewała.
Od tej chwili każdego dnia będzie musiała mierzyć się nie tylko z wyzwaniami bezwzględnej branży, lecz także z własnymi lękami, które mogą zachwiać jej poczuciem wartości.
„Ponad granicami pokusy” to emocjonująca opowieść o poszukiwaniu tożsamości, zdradzie, traumach, miłości i odwadze. Przesycona pikanterią historia, ukazująca zmysłową stronę życia – tę, która potrafi oczarować, ale i zgubić.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 298
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Kornelia Kochańczyk
Ponad granicami pokusy
Jeszcze będę szczęśliwa
Jeszcze będę szczęśliwa to pełna zmysłowości i emocji opowieść o poszukiwaniu siebie, miłości i przekraczaniu granic, których istnienia nawet nie podejrzewamy.
Melania, młoda, zagubiona kobieta, nie wie, co począć ze swoim życiem. Kiedy los popycha ją do pracy w roli masażystki erotycznej, początkowo traktuje to jedynie jako sposób na przetrwanie. Z czasem jednak odkrywa, że to zajęcie daje jej coś więcej. Pozwala lepiej zrozumieć własne pragnienia, oswoić emocje i odnaleźć lekarstwo na złamane serce. Paradoksalnie, mimo niepewności co do własnej wartości, Melania uwielbia swoje ciało i czerpie satysfakcję z podziwu innych. Komplementy klientów utwierdzają ją w przekonaniu o swojej atrakcyjności, ale nie wypełniają pustki, którą nosi w sercu. Bo choć pociąga ją namiętność, to boi się prawdziwej bliskości i przestała wierzyć w miłość.
Spragniona, szuka ukojenia w ramionach klientów. Ale czy można odnaleźć choć namiastkę czułości w miejscu, gdzie jej nie ma? Czy Melania odważy się przełamać swoje lęki i odkryć, czego naprawdę pragnie?
Wszystko się zmienia, gdy w salonie poznaje Roberta – czarującego, romantycznego mężczyznę, który od pierwszej chwili sprawia, że czuje się wyjątkowa. Obsypuje ją komplementami, pisze dla niej wiersze, traktuje ją jak kobietę wartą uwielbienia. Melania po raz pierwszy od dawna czuje, że jest dla kogoś ważna. Nie wie jednak, że Robert skrywa pewien sekret, mianowicie ma żonę. Kiedy prawda wychodzi na jaw, jest już w tę relację zaangażowana. Początkowa fascynacja przeradza się w uzależniający romans, który na początku wydaje się idealny, ale z czasem zaczyna ciążyć. Melania coraz dotkliwiej odczuwa, że jest tylko „tą drugą”, a Robert staje się coraz bardziej kontrolujący. Oczekuje od niej, by porzuciła swoją pracę, narzuca jej swoje wymagania, nie dając jednak wiele w zamian.
Jakby tego było mało, jej sekrety wychodzą na jaw, a rodzina dowiaduje się o jej podwójnym życiu. Pod wpływem bliskich dziewczyna decyduje się na zmiany. Postanawia spełnić swoje marzenie i spróbować sił w świecie fotomodelingu. Początkowo zachwycona blaskiem fleszy i podekscytowana możliwością zrobienia kariery, szybko odkrywa, że przemysł mody to nie tylko piękne zdjęcia, ale też niebezpieczeństwa i manipulacje. Wciąż nie odnajduje stabilizacji, a status kochanki w związku, który nie jest tym, czego naprawdę pragnęła, dodatkowo wszystko komplikuje.
Melania musi zmierzyć się nie tylko z wyzwaniami nowej drogi zawodowej, lecz także z własnymi lękami, wątpliwościami i konsekwencjami swoich wyborów. Każdy krok przybliża ją do odpowiedzi, których szuka, choć droga ta okaże się pełna niespodzianek. Czy odnajdzie na niej siebie?
Purpurowe płótno,
na ciele dziewczynki.
Mężczyzna je zdjął
i zabrał też ciało,
a malowidło zostało.
Dziś niewiastą się stała,
mógł ją dotykać.
Otworzył ją na świat,
a tym światem byłeś Ty.
Zaklęcia pospolite,
ciało rozebrane,
przed milionem się kłania.
Mogłeś ją widzieć,
cały świat ją widział.
Oni się przysuwają,
ona wciąż się boi.
Chce uciekać,
nie może, to jej natura
i co ona by bez niej zrobiła?
W oczach niewinna,
brzydziła się sobą i światem.
Dusza piekielna,
czeka na pomoc.
Płótno spłonęło,
a ona zasnęła.
Zagubiona
Chciałam zniknąć, schować się z dala od spojrzenia ogółu. Wpaść w twoje ramiona i zapomnieć o wszystkim. Ból przeszywający moje serce był dotkliwszy niż kiedykolwiek wcześniej. Obrzydzenie do samej siebie sprawiało, że wolałabym nie istnieć. Tak dużo łez wylanych przez jedno niepożądane wspomnienie. Tonęłam w słonym potopie, który nie mógł się zatrzymać, w strachu przenikającym całe, jeszcze drgające, ciało. Piekielne przerażenie ogarniało mnie zupełnie, dusząc mnie od środka. Bezkresne myśli męczyły bezkarnie. Pragnęłam ucieczki od tego, co słyszałam w swojej głowie, i miejsca, w którym się znajdowałam. Jednocześnie nie mogłam wrócić do świata, w którym wcześniej żyłam. Nie byłam w stanie się tłumaczyć, zwłaszcza w domu, gdzie dotąd nikt nie podarował mi choć krzty zrozumienia.
Zbiegłam, choć łaknęłam ciebie wciąż, może nawet bardziej. Spadając w otchłań łączącą biel i czerń, zamykając oczy, poczułam… nadal… Nadal czułam ciężar jego ciała, słyszałam oddech tak bardzo wtapiający się w pamięć. Rozpacz ponownie zalała ciepłem zamknięte powieki. Każde dotkniecie wywoływało coraz większe upokorzenie, które za nic nie chciało się wydostać z mojej głowy. Zadrapania na ciele przypominały o bólu. Rozmywałam się pomiędzy „teraz” a „wtedy”. Cisza już nie była tą samą ciszą. Ocean myśli wciąż zagłuszał teraźniejszość szumem ostatnich zdarzeń. Trwałam przy pragnieniu, dążyłam ku niespełnionemu zapomnieniu. Oderwana od rzeczywistości, wbiegłam w zapętlony koszmar ostatnich zdarzeń.
Oddaliłam się od ciebie, nie mogąc zapomnieć, czy też nie chcąc powiedzieć, lecz ty wyczułeś niepokój w moich słowach, pozbawionych uczuć. Nie mogłam odnaleźć sama siebie, zaplątana w supłach zdarzeń. „Pomóż mi” – chciałam wykrzyczeć, a jednak nic nie wydostało się z moich ust. Nie mogłam ronić łez, wciąż było ich brak. Pragnęłam, byś był obok mnie. Tęskniłam, uciekając wspomnieniami w stronę poczucia czułości twoich dłoni, broniących mnie od złych omenów, które siedziały w mojej głowie. Pragnęłam uścisku rozlewającego ciepło twojego uczucia. Tkwiłam rozmarzona w swoim własnym emocjonalnym rozdarciu.
– Widzę, że nie chcesz pisać – odpowiedział na mój SMS.
– Zostałam wykorzystana… – Te słowa były trudniejsze, niż myślałam.
– Jak to, w jaki sposób?
– Fotograf mnie zgwałcił… Po tej sesji w Łodzi. Dwie godziny płakałam na peronie i nikt do mnie nie podszedł… Nie chcę wracać. Wsiadłam do pociągu do Wrocławia.
– Idź na policję, proszę cię – napisał z troską.
Tak zrobiłam, choć wszystko w mojej głowie się buntowało, jakby ogniem paliło myśli, a słowa wciąż gasły, nie wydobywając się z ust. Wbrew temu, co siedziało we mnie, nie mogąc opanować łez, dążyłam mimowolnie na komisariat, który znajdował się na wrocławskim dworcu.
Przesłuchanie było długie i meczące, przylgnęło do mnie niczym magma. Nie chciało odejść, a słowa więzły w gardle. Był to jeden z najbardziej upokarzających momentów mojego życia. Musiałam wyrzucić z siebie wszystkie zdarzenia tego dnia. Wszystkie badania i pytania były dla mnie ciężarem. Jednak czyny musiały zostać ukarane. Nie wiem, czy mi to pomogło, ponieważ nie pragnęłam zemsty. Jedyną rzeczą, której potrzebowałam, był spokój. Świat, który mnie otaczał, już nie był dla mnie tą samą rzeczywistością. Czułam się niczym otoczona przez duchy, a nie ludzi, którzy jak ja odczuwali emocje, dążyli do szczęścia, odkrywając nowe drogi pełne porażek i czasem niepojętych sukcesów. Czy to brzmi dziwnie? To była moja porażka w drodze po sukces. Nie mogłam się poddać, odstąpić od raz obranego celu. Chciałam iść tą drogą, jednak musiałam zmienić sposób. Przy każdym wyborze coś nowego się otwiera, a coś się zamyka. Życie nieustannie nas uczy, choć możemy czuć się niezaspokojeni. Tylko od nas zależy, co z niego weźmiemy i jak bardzo je docenimy. Fakty były niezaprzeczalne, a rzeczywistość była jedna, chociaż mogłam dążyć do jej zmiany w swojej głowie – ponieważ nieważna jest sytuacja, w której się znajdujemy, a to, jak do niej podchodzimy. Jednak zrozumienie tego zajęło mi jeszcze trochę czasu.
Teraz musiałam zostać we Wrocławiu, gdzie i tak zastała mnie już noc. W chłodnym otoczeniu mglistego spojrzenia błądziłam po uliczkach, szukając hotelowego schronienia. Mrok zastygł, a oczy mrużyły się ze zmęczenia. Każdy mężczyzna, który mnie mijał, wydawał się zboczeńcem. Te myśli tkwiły w mojej głowie, napawając mnie coraz większym przerażeniem. Spojrzenia mijanych, zatrzymujące się na moim ciele, przyprawiały mnie o zimne dreszcze, tworząc przy tym ciepłą kulę, lokującą się gdzieś w tchawicy. Widok hostelu uspokoił moje serce, jednak malujący się obraz grupki mężczyzn stojących obok wejścia nieco mną wzdrygnął. Ich głosy roznosiły się jak echo, odbijające się od ścian budynków. Śmiechy brzmiały szyderczo. Wyglądali jak hieny czyhające na swoją ofiarę. Smród papierosów unosił się, zagęszczając i tak mgliste już powietrze. Światło z okien hostelu przebijało się przez szare kłęby dymu. Patrzyli na mnie, lecz ja udawałam, że ich nie widzę, choć było to niemal niemożliwe. Coraz szybciej zbliżałam się do drzwi, które swoim zielonym kolorem przykuły mój wzrok. Mimo że były nieduże, sprawiały zaskakujące wrażenie przez spadające kwiaty, zwisające z daszku. Czerwień i fiolet wylewały się znad przezroczystej ściany tarasu, zdobiąc go tak samo, jak wejście do budynku.
Nacisnęłam klamkę i przemknęłam do ciepłego środka. Ogarnęła mnie cisza, podszyta spokojem, którego tak bardzo wyczekiwałam. Ku mojemu zdziwieniu recepcja była pusta. Przejrzysty biały blat był na wpół okryty pudrowo-różową zasłoną, układającą się w łagodne fale. Usiadłam na purpurowej kanapie, która kolorystycznie nawiązywała do fotela recepcyjnego. Przywitała mnie czule swoją miękkością, niczym przyjaciółka, której dawno nie widziałam. Muskałam dłońmi delikatność z lekka futerkowego materiału. Na przezroczystym stole leżały nieco już stare książki z pogniecionymi okładkami. Przeważała szarość na papierowych obrazach liter. Chwyciłam jedną do ręki, kartki były już pożółkłe. W środku wiersze, zapisane małym druczkiem i trafiające wprost do głębi serca. Jeden zatrzymał moje spojrzenie i pobudził zmysły.
Zapach Larendogry
Na chwilę odpłynęłam
W zacisze beztroskiej wyobraźni
Zabłąkanej historii nieobecnej w tym świecie.
Odleciałam, triumfując w krainie marzeń.
Pochłonął mnie zapach larendogry.
Powabnie wzniósł się i opadł,
Bezszelestnie zdobiąc moje myśli.
Chwilę nad nim przystanęłam, topiąc swoje myśli, odrywając się od oazy smutków. Analizowałam, chcąc poczuć więcej i głębiej. A pragnęłam bardziej ciebie, choć nie wracałam, przez strach, do osaczającej rzeczywistości. Nie mogłam żyć w świecie, który przypominał mi tamto zdarzenie. Łaknęłam jednak życia, chciałam być jak larendogra, wznosić się i opadać w twoich ramionach. Po wsze czasy, bez myśli i słów.
Odgłos stąpających po marmurowej podłodze butów wyrwał mnie z zamyślenia. Recepcja nie była już pusta. Wreszcie mogłam spokojnie udać się do pokoju. Wchodziłam na górę po skrzypiących, drewnianych schodach. Dźwięk nie był zbyt przyjemny, a wnętrze przypominało starą kamienicę. Jednak gdy weszłam na górę, zrobiło się całkiem przytulnie. Różowe drzwi nawiązywały do pudrowej zasłony recepcyjnej. Białe ściany oddawały swoją świeżość.
Zamknięta w malutkim pokoju, pomyślałam, że mogę odegnać wszystkie swoje przemyślenia. Kładąc się na łóżku, otuliłam się ciepłem kołderki. Poczułam jeszcze większe zmęczenie, ale ból dawał się we znaki. Zwłaszcza teraz, gdy dążyłam do snu. Spadające na mnie myśli nie zapewniały spokoju. Zamknęłam oczy, jednakże nie przyniosło mi to ulgi, a serce kłuło w bijącym pośpiechu. Przed oczami miałam siebie i obraz tamtego mężczyzny, choć wolałabym rzec „potwora”. Wróciłam do tamtego zdarzenia i zaczęłam je analizować. Przez chwilę poczułam się, jakbym znowu tam była. Czułam lęk, nie mogąc obronić się przed własnymi wspomnieniami. Były we mnie tak, jak on wtedy. Miękko rozrywał moją skórę, jak cienką delikatną powierzchnię. Szybkie rozpychanie od środka dawało uczucie piekącego gorąca. Nie mogłam się wyrwać ani wydusić z siebie słowa. Łzy zastygały gdzieś w gardle, nie chcąc się rozpuścić. Dusiłam się pod presją zdarzeń. DUSIŁAM SIĘ! Nie mogłam odetchnąć. Strach i niemoc obezwładniały płuca. Łaknąc tlenu, coraz bardziej nerwowo łapałam powietrze. Oddech stał się szybszy, a wydech dłuższy niż wdech. Rozpacz nie miała dna, a ja czułam wstręt. Trzymał moje ręce mocno, zatrzaskując mnie w pułapce. Nie miałam sił na walkę, jakby ktoś odebrał mi moc. Sekundy zamieniały się w minuty, a minuty w godziny… Szara rozpacz mych łez. Czarny ogień mojego serca, bez granic. Chciałam nie czuć. Oderwać się od przestrzeni, w której byłam. Zapomnieć o czerni cieni, plamiących moją duszę. Blask słońca był dla mnie ciemnością. Dążyłam do rozdzielenia. Pragnęłam nie czuć swojego wnętrza wtedy, gdy on tam był.
Gonitwa myśli w głowie, migawki z życia, krótkie kadry. Kiedy zostawił mnie samą, leżałam nieruchomo. Byłam jak sparaliżowana. Nie wiem, ile to trwało… Egzystowałam całkowicie odcięta od świata. Wszystkie zadrapania na skórze sprawiały piekący ból, sięgający aż do mojego serca. Całe moje ciało drżało, a ja nawet nie miałam siły ruszyć ręką, którą tak mocno ściskał, że teraz wydawała się skręcona. Odsunęłam się na bok, kuląc się w sobie. Miałam poczucie, jakby w moją macicę ktoś wbił nóż i zostawił go w środku. Złapałam się za krocze i spojrzałam na dłoń, na której pojawiła się krew. Zemdlałam…
Ocknąwszy się, złapałam oddech, a potop łez poleciał bezszelestnie. Próbowałam wstać, jednak nogi uginały się mimowolnie w trzęsącej agonii… Poddałam się… Ponownie upadając na łóżko, gapiłam się w sufit. Wszystko się zlewało, oddalało i przybliżało. Moje myśli umarły, nie mogąc trwać. Może się gdzieś uniosły bezpowrotnie albo zastygły w jednym punkcie? Moja męka była niczym aborcja dla dopaminy, chcącej dostać się do umysłu. Tkwiłam w próżni, nie było mnie na ziemi, we wszechświecie ani w niebie tudzież w piekle. Również dusza wyblakła, przepadła, upadła pod naporem przestrzeni. Mój oddech był niewyczuwalny. Uciekły momenty, chwile dobre i złe rozpłynęły się w przestrzeni. Drzemałam w letargu, śniłam na jawie. Znów dosięgałam ciebie i znikałam. Chwytałam twój obraz, dusząc się powietrzem, którym oddychałam. Rozwalały się cząsteczki twojego cienia na dnie nieba. Zdarzenie było już historią, a jednak nie umilkło. Ponownie rozprowadziło myśli po całym organizmie. Przetoczyło ból tamtych chwil, porywając ciebie znów.
Wstałam i nieprzytomnie powlokłam się do łazienki. Ciepła woda obmywała z mojej skóry wstyd. Rozgrzewała tułów, oddalając absurd cielesnego upokorzenia. Skóra czerwieniła się, przybliżając się odcieniem do zadrapanych miejsc. Głowa milczała, a serce krzyczało, wyrywając się z płomiennej przepaści, oplatającej się na moich trzewiach. Odkładałam swoje ciernie, topiąc się w wodospadzie gorącego osierdzia. Porzucałam powłokę, oddzielając się od swojej nagości. Lustrzane odbicie było obce. Patrzyłam na nakładające się na siebie obrazy swoich wspomnień. Chciałam być wyobraźnią, cofającą się do swojego dawnego odbicia. Odcinałam się, zamazując fragmenty szklanego wizerunku. Oblewałam łzami rysy swojej twarzy, tworząc siebie na nowo. Ukrywałam swoje „ja”, chcąc oddalić zdarzenia utrzymujące mnie w niepokoju.
Wciąż nie mogłam zapomnieć. Myśli wracały do Łodzi, na ten nieszczęsny peron na dworcu. Siedziałam tam bezradnie, nie wiedząc, którą z dróg wybrać. Nie wiem, dlaczego zdecydowałam się na Wrocław, może to był pierwszy pociąg, który mógł mnie stąd zabrać. Chciałam uciec i zostawić to, co tu się wydarzyło, za sobą.
*
Pamiętam ten moment, zanim jeszcze podjęłam decyzję. Gdy już było po wszystkim, uciekłam na dworzec. Bałam się, że wróci. Obserwowałam ludzi, szukając pomocy. Patrzyłam na wszystko przerażonym wzrokiem. Czułam rozrywające, skażone obrazą powietrze.
Usiadłam koło bezdomnego, rzucając wszystkie szpargały na podłogę. A potem wpadłam w histeryczny płacz, którego nawet nie chciałam powstrzymać. Widziałam policjantów, chciałam podejść. Jednak wiedziałam, że nie mogłabym nic z siebie wydusić, ani jednego słowa. Dlatego ponownie zastygłam we wspomnieniach. Czekałam, aż płacz odejdzie. Kiedy jeszcze raz spojrzałam w tamtą stronę, nie było po nich śladu. Byłam spanikowana, nie wiedząc, co mam zrobić. Zalała mnie kolejna fala ciepłego, słonego deszczu spod moich powiek. Nagle usłyszałam obcy głos skierowany w moją stronę:
– Czego ryczysz? – pytanie, które wcale nie było troską, zabrzmiało donośnie.
Głos obcego trochę mną wzdrygnął, jednakże nadal chowałam twarz w swoich dłoniach. Łzy płynęły nieprzerwanym ciurkiem. Po chwili usłyszałam tę samą wypowiedź, tylko głośniej:
– Czego ryczysz!?
Odkryłam twarz, kierując wzrok w stronę mówiącego. Był to bezdomny, siedzący dwa krzesła dalej. Spoglądał teraz przed siebie, tak jakby nic się nie wydarzyło. Ogarnęło mnie lekkie zdziwienie, jednak nie widziałam sensu, by w jakikolwiek sposób odnieść się do tego, co właśnie usłyszałam. Na chwilę zawisłam gdzieś pomiędzy przesuwającymi się ludźmi. Szukałam pomocy, lecz u nikogo jej nie znalazłam. Nawet garstka rozmawiających koło mnie kobiet, co jakiś czas spoglądających na mnie, nie dążyła do jakiejkolwiek interakcji wyrażonej pytaniem: „Czy wszystko w porządku?”. Łzy nadal skapywały z nagrzanych, rumianych policzków. Mój wzrok powędrował tym razem na dużą tablicę, wyświetlającą przyjazdy i odjazdy pociągów. Wrocław Główny. Zostało dziesięć minut. Bez wahania podjęłam decyzję. Nie mogłam jeszcze wracać do domu. Drżącym głosem poprosiłam o bilet. Czułam już głód, jednak tak bardzo nie chciałam z nikim rozmawiać, że nie byłam nawet w stanie zamówić jedzenia.
Peron oświetlały na przemian białe i niebieskie światełka. Wiatr zawiewał z lekka pod moje beżowe futerko, wprawiając w ruch włoski na jego powierzchni. Moja twarz stygła na zimnym powietrzu. Wszystko było mi obojętne. Nawet nie sprawdziłam miejsca ani numeru wagonu na moim bilecie. Usiadłam i niemal zlałam się z fotelem. Pociąg jeszcze stał, a ja wpatrywałam się w podróżnych. Ludzie nadal wsiadali, tworzył się tłok. Jacyś młodzi mężczyźni zastanawiali się, czy przypadkiem miejsce, na którym siedzę, nie jest jednego z nich. Spojrzeli na mnie, ale poszli jednak dalej, stwierdzając, że pewnie się pomylili. Milczałam, nie przyznając się do swojego błędu.
Oparłam głowę o fotel, zamykając miękko oczy. Myśli znowu zaczynały krążyć, niczym rekiny dryfujące nad swoją ofiarą. Poleciało zaledwie parę kropel łez, nie miałam widocznie już siły na dalszy płacz. Otarłam oczy i starłam już i tak rozmazany makijaż. Naprzeciwko, po prawej stronie, siedział mężczyzna, pisał coś na swoim laptopie. Był elegancko ubrany – w białą koszulę z czarnymi kropkami, idealnie dopasowaną do wygładzonej granatowej marynarki oraz spodni w tym samym kolorze. Wyglądał, jakby jechał dokądś w delegację. Lubiłam takich mężczyzn, ten też przypadł mi do gustu. Co jakiś czas rzucał na mnie okiem, jednak wtedy budziło to we mnie odrazę.
Pociąg minął kolejną stację, a telefon w mojej dłoni zaczął wibrować. To był Robert. Odpisywałam mu niechętnie. Szybko się zorientował. Zapytał, co się stało, a ja opisałam to pokrótce. Zaraz po przyjeździe do Wrocławia, po jego namowach, aczkolwiek niechętnie, zgłosiłam się na policję. Komisariat był na dworcu. Przesłuchanie było dla mnie katorgą, tym bardziej że musiałam przejść przez nie sama, każdą chwilę tego podłego zdarzenia opisując ponownie. Odpowiadałam na niedyskretne pytania. Szczerze żałowałam, że tam poszłam, wolałabym po prostu o tym zapomnieć.
Tutaj, w zaciszu pokoju hotelowego, poczułam się bezpieczniej. Ostatnie wydarzenia stopniowo przestawały mnie prześladować, mimo wszystko przed oczami wciąż pojawiała mi się twarz oprawcy. To była dla mnie prawdziwa trauma. Otwierałam i zamykałam wtedy powieki, ale obraz nie znikał. W pokoju robiło się coraz ciemniej, a ja przekręcałam się z boku na bok, aż w końcu usnęłam…
Ulice Wrocławia
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Ponad granicami pokusy. Jeszcze będę szczęśliwa
ISBN: 978-83-8373-934-2
© Kornelia Kochańczyk i Wydawnictwo Novae Res 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Maria Bickmann-Dębińska
KOREKTA: Anna Miotke
OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek