Pod powierzchnią - Urban Diana - ebook + książka
NOWOŚĆ

Pod powierzchnią ebook

Urban Diana

0,0

30 osób interesuje się tą książką

Opis

Ona zrobi wszystko, by przeżyć.

On zrobi wszystko, by ją odnaleźć.

Ruby od zawsze trzymała swoje uczucia ukryte głęboko w sercu. Zwłaszcza te do Seana – chłopaka, który ma nadzieję, że klasowa wycieczka do Paryża zmieni ich relację w coś poważniejszego. Miasto Świateł miało ich do siebie zbliżyć… ale ciemność czai się pod jego powierzchnią.

Kiedy przyjaciółka dziewczyny wymyka się z hotelu, by spotkać się z tajemniczym francuskim chłopakiem, Ruby rusza za nią wraz z dwiema koleżankami. Julien obiecuje im wieczór na sekretnej imprezie w katakumbach pod miastem. Tyle że nigdy nie docierają na żadną imprezę.

A zamiast muzyki i świateł czeka je tylko cisza i ciemność.

Czas ucieka, a każda sekunda coraz bardziej oddala od powierzchni i... wyjścia z tego cało.

Jeśli lubisz thrillery młodzieżowe które trzymają w napięciu od pierwszej strony, to „ Pod powierzchnią” jest właśnie dla Ciebie!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 421

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



TYTUŁ ORYGINAŁU:Under the Surface

Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska Wydawczyni: Olga Gorczyca-Popławska Redakcja: Ewa Kosiba Korekta: Kinga Dąbrowicz Projekt okładki: Kristin Boyle Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski

Copyright © 2024 by Diana Urban Map copyright © 2024 by Danny Ride, brushes by Josh Stolarz Jacket art © by Jeremy Enecio

Copyright © 2025 for the Polish edition by Young an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Daria Kuczyńska-Szymala, 2025

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2025

ISBN 978-83-8417-536-1

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Ossowska

POWIEŚĆ ZAINSPIROWANA PRAWDZIWYMI WYDARZENIAMI

Tym, którzy zagubili się w ciemności. Nie traćcie nadziei.

PrologRuby

Nigdy bym nie pomyślała, że umrę sama w ciemnościach pod Miastem Światła.

Tak nazywają Paryż. Miastem Światła. Ma sens, gdy pomyśli się o wieży Eiffla lśniącej w słońcu lub jarzącej się nocą światłami nad Sekwaną. Albo o żywych kolorach obrazów zdobiących ściany imponującego muzeum w Luwrze. Czy też o modnych strojach elegantek przechadzających się po Champs Elysées. Albo o rozmigotanych bulwarach z wyblakłymi budynkami niczym perły na tle niebieskiego nieba.

Rany, zamordowałabym teraz za choćby odrobinę tego światła.

Kiedy pędzę ciemnym i ciasnym korytarzem głęboko pod ziemią, latarka w moim telefonie sprawia, że wydłużone cienie przesuwają się i podskakują na nierównych ścianach niczym tańczące chaotycznie duchy, a ja muszę pochylać głowę, żeby uniknąć przywalenia czaszką w niski, poszarpany sufit.

Nie wiem, gdzie jest reszta.

Przerażenie ściska mnie w piersi i staram się nie myśleć o tym, co zgrzyta pod moimi butami, ani że niedługo w komórce skończy się bateria. W ustach mam sucho, w żołądku mnie skręca, a nogi prawie się pode mną uginają. Wkrótce nie będę miała wyjścia, jak tylko zwinąć się w kulkę i czekać, aż ciemność stanie się nieskończonością.

Chyba że oni dopadną mnie pierwsi.

Nie. To się nie może stać. Nie pozwolę na to.

Skręcam za róg, przyciskam plecy do ściany i wyłączam latarkę, co sprawia, że korytarz pogrąża się w smolistej czerni. Lecz ukrywanie się w ciemności oznacza też, że nie znajdą mnie przyjaciele. Ciężko oddycham i czuję, jakbym się dusiła stęchłym i wilgotnym powietrzem. Szloch drapie mnie w gardle. Mam przesrane. Cholernie i nieodwołalnie przesrane. Ale nie mogę spanikować. To właśnie przez obezwładniający strach znalazłam się w tym beznadziejnym położeniu.

Podtrzymywanie się na duchu pośród sześciu milionów szkieletów nie jest łatwe. Tyle właśnie zwłok pogrzebano w tych katakumbach. Ich kośćmi wyłożono cały ten pradawny labirynt, który rozciąga się pod ruchliwymi ulicami Paryża niczym zgniłe warstwy zapiekanki pod lśniącą skorupką. Czuję ucisk w piersi i mam wrażenie, jakby przygniatał mnie ciężar sześciu milionów trupów.

A trzeba przyznać, że to spora liczba.

Niski i ochrypły pomruk rozlega się w korytarzu. Serce podchodzi mi do gardła i przykładam drżącą dłoń do ust, żeby stłumić przyśpieszony oddech.

Ale jest za późno.

Znaleźli mnie.

Może śmierć w samotności wcale nie byłaby najgorsza.

1Ruby

DWA DNI WCZEŚNIEJ

– Teraz mamy szansę – szepczę do moich najlepszych przyjaciół, Seana i Val, w cieniu wieży Eiffla. – Chodźcie.

To dopiero nasz pierwszy dzień w Paryżu – dzięki grzecznemu przesiadywaniu na lekcjach francuskiego, a potem żmudnemu zbieraniu funduszy wybraliśmy się na tę najlepszą wycieczkę ever – a ja już próbuję oderwać się od klasy.

– Ale dokąd? – Sean marszczy brwi, zerkając na naszego nauczyciela, pana LeBrecque’a, który z jakiegoś niezrozumiałego powodu zaplanował, że oszałamiające widoki z wieży Eiffla będziemy podziwiać nieprzytomni po nocnym locie. Gwałtownie gestykuluje przy nazwiskach francuskich naukowców i inżynierów wyrytych pod pierwszym balkonem, podczas gdy jedna połowa klasy jest bliska zbiorowej zapaści, a druga chichocze napędzana adrenaliną.

– Znaleźć bunkier. – Spoglądam na Val, żeby mnie poparła, ale ona nie sprawia wrażenia zbyt przytomnej.

– Chyba mamy za mało czasu – stwierdza Sean.

– Ale to jest dosłownie tutaj.

Tajny bunkier wojskowy, o którym czytałam – sekretny, bo z tego, co wiem, nie wspomina o nim żaden youtuber specjalizujący się w podróżach – ponoć kryje się pod południowym filarem. A ten w tym momencie jest dla mnie stąd widoczny.

Nie na ekranie laptopa. Ani telefonu.

Widzę go na własne, ludzkie oczy.

Zapytałam wcześniej pana LeBrecque’a, czy moglibyśmy zajrzeć do niego całą klasą, ale on prychnął:

– Już ledwo wcisnąłem do planu te twoje katakumby. Nie mogę całej wycieczki poświęcić na potrzeby twojego show.

To było nawiązanie do mojego kanału na YouTubie pod nazwą Sekretne Skarby Ruby. Doceniłam przytyk, ale jednocześnie pozbyłam się złudzeń, że nauczyciele nie mają pojęcia o mojej działalności medialnej.

A skoro oni o tym wiedzą, to tata pewnie też.

Tato nie jest przekonany do moich globtroterskich aspiracji. Ale trudno prowadzić kanał podróżniczy na YouTubie, jeśli się… jakby to powiedzieć… nie podróżuje. Gdyby to od niego zależało, trzymałby mnie w powijakach bez końca – no chyba że pielęgnuję go, gdy jest na kacu, albo obsługuję stoliki w jego restauracji. Chce, żebym w niej pracowała, kiedy pójdę do miejscowego college’u, a gdy powiedziałam mu, że po skończeniu szkoły Val zamierza mnie zabrać w podróż z plecakiem po Europie, na jego okrągłej, porośniętej brodą twarzy pojawił się tak zbolały wyraz, że aż mi się zrobiło go żal. Ten tydzień jest rodzajem próby dla nas obojga i obawiam się, że to raczej nie on wyjdzie z niej zwycięsko.

Ale nie mogę teraz o tym myśleć. Nie na cholernej wieży Eiffla. Marzyłam o tej chwili zbyt długo, żeby aktualnie martwić się czymkolwiek innym niż tym, jak szybko to się stanie tylko wspomnieniem. Muszę się napawać każdą minutą. Sfotografować każdy zakątek. Wściubić nos w każdą szparę. Nawet jeśli oznacza to oddalenie się od klasy na ułamek sekundy.

Pociągam Seana za rękaw kurtki.

– No weź.

Val nadal nie kontaktuje.

– Val.

– Mhm…?

– Bunkier?

– Och, racja, sorki. – Dziewczyna mruga mocno i poprawia fioletowe okulary w rogowej oprawie pod czarną grzywką, która mocno kontrastuje z jej alabastrową cerą i promiennymi orzechowymi oczami. – Boski chłopak na dziewiątej.

Rozglądam się, ale nikt w tłumie turystów się nie wyróżnia.

Pan LeBrecque staje naprzeciw nas. Wyrywa mi się jęk zawodu. To by było na tyle.

Val zwykle nie marnuje okazji. Jest uzależniona od adrenaliny i pragnie – wręcz domaga się – nieustannej atencji. W zeszłym roku, kiedy przeprowadziła się do Starborough, na nasze senne przedmieście na północy Bostonu, wpadła do mojego życia niczym diabeł tasmański i wytargała mnie wrzeszczącą i kopiącą z mojej strefy komfortu. Niektóre z naszych wyczynów przyprawiłyby tatę o wylew, jak włamanie się do krypt pod kościołem Old North, rafting w górach Berkshires czy przekupienie tego miłego strażnika leśnego, żeby pozwolił nam przenocować na wyspie Georges. Ale im śmielej działałyśmy, tym szybciej rosła liczba moich subskrybentów, więc po pewnym czasie nie trzeba mnie już było przekonywać.

I spójrzcie na mnie teraz, jak zachęcam ich do wycieczki.

– LeBrecque kazał nam się trzymać razem. – Sean wskazał na resztę maturzystów biorących udział w wycieczce. Zostaliśmy za nimi daleko w tyle, daremnie starając się, by nie pojawiali się nagle w kadrze podczas moich długich ujęć czy zbliżeń, niczego nieświadomi niczym dżdżownice na mokrym chodniku.

– Ale nagranie tego bunkra podbiłoby mi zasięgi – argumentuję. – Wszyscy, łącznie z naszymi babciami, wrzucali już kiedyś wieżę Eiffla.

– Moja babcia nie – odparł z kamienną miną.

Prycham.

– Wiesz, o co mi chodzi.

– No ale nie powinniśmy.

Val przewraca oczami.

– Najlepszy sposób na nudę.

Sean krzyżuje ramiona. Podstawić mu dowolny regulamin, a za kwadrans będzie go umiał na pamięć. Jest w JROTC, młodzieżowej rezerwie amerykańskiej armii, i po skończeniu szkoły chce pójść do wojska, jak jego tata, a jego wysoka i atletyczna sylwetka, szerokie ramiona, podgolone na krótko włosy, wysokie kości policzkowe i nieustannie zmarszczone brwi sprawiają, że bardzo łatwo go sobie wyobrazić w mundurze.

I wyobrażam sobie. Dość często.

Ale ten mundur zabierze go daleko ode mnie.

– Teraz – szepcze Val, łapiąc mnie za rękę. – Teraz, teraz, teraz.

Pan LeBrecque znowu gestykuluje przy wieży, a ja kiwam głową, czując, jak czubki palców swędzą mnie od adrenaliny.

Sean wyrzuca rękę do góry.

– Proszę pana?

– Co ty robisz? – piszczę i trzepię go po rękawie kurtki.

– Panie LeBrecque – mówi, ignorując mnie, kiedy nauczyciel się odwraca. – Przepraszam, że przerywam, ale czy moglibyśmy we trójkę odejść na chwilkę? – Macha ręką w kierunku południowego filaru. – Ruby chciała coś nagrać.

Nauczyciel wzdycha znużony, a potem zerka na zegarek.

– Nasze wejście jest za kwadrans. Bądźcie z powrotem za dziesięć minut.

– Dziękujemy – woła Val, już zmierzając ku południowemu filarowi.

Sean posyła mi krzywy uśmiech i popycha mnie za nią.

– Och, nawet się nie odzywaj – mruczę.

Uśmiecha się szerzej.

– Ja nic nie mówię.

Cały czas trzyma rękę na mojej talii. Dobrze mi z tym. Przyśpieszam jednak i wyprzedzam go.

Napięcie między nami wzbiera od miesięcy i teraz, tu w Paryżu, krew się we mnie gotuje pod każdym jego przelotnym spojrzeniem i za każdym razem, gdy jego wargi drgną w uśmiechu, jakbym co chwila potykała się o kabel pod napięciem. Ale nie chcę, żeby mnie dotykał, nie chcę, by te iskry wybuchły. Nie chcę ryzykować, że spopieli moje serce.

Bo tak to się skończy. Tak się zawsze wszystko kończy.

Więc wolę zadbać o dobre uziemienie.

Kiedy we troje docieramy do wejścia do bunkra, Sean sprawdza, gdzie przesunęła się nasza klasa.

– Możesz przestać? – Wskazuję na ikoniczne koronkowe przęsła z kutego żelaza wokół nas. – Tego się na co dzień nie widzi.

Stalowoszare oczy Seana przesuwają się na mnie.

– Och, nie martw się. Podziwiam widoki. – Patrzymy sobie w oczy odrobinę za długo, a ja czuję ciepło na policzkach pomimo chłodu.

Czasem sprawia, że jednak mam ochotę spłonąć.

Dziwne, ale kiedyś Sean mnie onieśmielał. Wygląda, jakby się urodził od razu z bicepsami, a minę zawsze ma nieprzystępną. Nie wiedziałam, czy jest nieśmiały, czy uważa, że nic sobą nie prezentuje, dopóki w pierwszy dzień ostatniej klasy pan LeBrecque nie kazał nam razem nagrać po francusku filmiku przedstawiającego Starborough. Po szkole poszliśmy do spożywczaka, żeby mieć to z głowy, dość spięci, ale kiedy włączyłam nagrywanie, Sean rozłożył szeroko ręce i wrzasnął: „Le boutique est grand et à des bananas”, a ja parsknęłam śmiechem, bo to aż bolało. Całe popołudnie przekrzykiwaliśmy się po francusku i potem ledwo mieliśmy dość materiału, żeby poskładać z tego coś sensownego, ale jemu się udało, co było naprawdę niezłym wyczynem. Od tamtej pory pomaga mi w montażu nagrań.

– Hej, zobaczcie – woła Val, pokazując coś za Seanem. – To chyba to.

Podchodzimy tam. Pordzewiała zielona barierka odgradza wejście na betonowe schody prowadzące pod ziemię.

– To jest to – stwierdzam. – Widziałam zdjęcie drzwi, które są na dole.

Nie można ich zobaczyć z miejsca, w którym jesteśmy, ale przysuwam obiektyw między kratami do szklanej przegrody i nagrywam, co się da.

Val wślizguje się pod zieloną barierkę i z frustracją szarpie klamkę metalowych drzwi.

Sean chichocze.

– Czego się spodziewałyście? Gdyby każdy random mógł tam wejść, to wtedy nie byłby tajny bunkier.

Cofam się kilka kroków.

– Dajcie mi chociaż zrobić parę przebitek.

Val się krzywi.

– Brzmisz jak moja mama. „Skarbie? Zrób jeszcze parę przebitek”. – Pstryka palcami, udając melodyjny głos swojej matki. Jej rodzice mają swój własny program poradnikowy i zabierają ją na wyjazdy po całym kraju, żeby w każdym roku nagrywać w innej okolicy. – „Skarbie? Przebitka”. – Pstryknięcie i wskazanie palcem.

– Sorki. Postaram się mniej cię traumatyzować – odpowiadam. Val się śmieje, a ja przyklękam, żeby złapać w kadrze barierkę, i przesuwam obiektywem po wejściu. – Sean, albo wyjdź z ujęcia, albo patrz na schody. – Obserwuje naszą klasę jak sokół.

Zaskoczony potyka się o próg i w ostatniej chwili łapie się barierki, a potem poprawia sobie kurtkę.

– Nikt tego nie widział.

– Ale zobaczą! – Klepię aparat.

Sean wydaje z siebie jęk.

– Skasuj to, proszę.

– Hm… Sama nie wiem. Ile mi zapłacisz?

Śmieje się łagodnie, a jego oczy lśnią jak podświetlone belki nad nami, aż przesuwa wzrok na moje usta i zatrzymuje go na nich.

Robi mi się w środku ciepło i przyjemnie, jakbym właśnie wypiła parującą café au lait. Podnoszę się powoli i opuszczam aparat, kiedy się zbliża, wpatrując się w moją twarz, jakby chciał zapamiętać każdy jej szczegół. Przechodzi mnie dreszcz, a oddech urywa się, jakby nagle wokół zabrakło powietrza.

– Czy mogę… – pyta.

Końcówki moich połączeń nerwowych iskrzą. To jest ten moment.

Nasz pierwszy pocałunek.

Pod wieżą Eiffla.

To takie kiczowate, że aż przytykam palce do ust, żeby się nie roześmiać. Sean przesuwa dłonią po swoich krótko przystrzyżonych włosach i odwraca wzrok, po czym wkłada ręce do kieszeni.

Ta chwila minęła. Tak po prostu.

I bardzo dobrze. Poza tym nie chciałabym, żeby Val czuła się niezręcznie…

Zaraz.

Val nie ma.

Przebiegam wzrokiem po tłumie turystów pod pobliskim fila­rem wieży, ale nigdzie jej nie widzę. Sean dostrzega mój zmieniony wyraz twarzy i szybko zerka na klasę.

– Wszystko okej. Nadal tam stoją.

– Nie o to chodzi. Gdzie jest Val?

– Och. – Rozgląda się, a następnie znowu przenosi wzrok na mnie. – Nie wiem.

– Może próbuje znaleźć inne wejście do tego bunkra. – Albo zauważyła coś błyszczącego i poszła tam, jak zwykle.

– A jest inne wejście?

– Nie mam pojęcia.

Sean patrzy na zegarek.

– Nasze dziesięć minut prawie się skończyło.

– Wiem.

– Pójdę powiedzieć LeBrecque’owi…

Łapię go za rękaw.

– Czekaj. Ona musi gdzieś tu być.

Obracam się i biegnę na prawo, ale tam pod filarem jest tylko starodawna kasa biletowa. Żadnych drzwi ani schodów.

– Ruby, poczekaj… – mówi do mnie Sean.

Kieruję się w lewo, spodziewając się, że za rogiem zobaczę sklep z pamiątkami czy coś takiego, lecz nie ma tam nic poza wysokim płotem.

– Cholera.

Jak w gorączce wpadam w tłum turystów i wołam:

– Val!

Nigdzie jej nie widzę.

Zanim się obrócę, żeby zawrócić, uświadamiam sobie, że zgubiłam też Seana. No nie. Wzdycham i wtedy mój wzrok wyłapuje znajome fioletowe okulary.

Val rozmawia z jakimś nieznajomym. Jest parę lat starszy od nas, ma charakterystyczne rysy twarzy i potargane kasztanowe włosy, które opadają mu na czoło. Ostro zarysowaną żuchwę pokrywa ciemny zarost. Może to jest ten chłopak, którego wypatrzyła wcześniej.

– Val! – krzyczę.

Dostrzega mnie w tłumie.

– Tu jesteś.

Jakbym to ja zniknęła.

Łapię ją za ramię.

– Musimy wracać.

– Czekaj. – Zwraca się do chłopaka: – To gdzie się potem spotkamy?

Szczęka mi opada. Zanim on zdąży odpowiedzieć, kręcę głową.

– Nie, nie. Idziemy.

– Ale… – Moja przyjaciółka nie daje za wygraną.

– W porządku – mówi chłopak z wyraźnie francuskim akcentem. Macha telefonem, puszczając do nas oko, a potem znika w tłumie. Val tłumi uśmiech, a policzki ma różowe jak jabłuszka.

– Zdążyłaś dać mu swój numer? – pytam.

Zaciska usta, a jej oczy połyskują psotnie.

O rany! Powinna być mądrzejsza. Ale nie chcę się o to kłócić. Zdecydowanie wolę unikać konfrontacji.

No chyba że z pająkami. Pająków nienawidzę.

– No co? – Val reaguje na moją skwaszoną minę. – Poprosiłam go, żeby polecił jakieś nietypowe miejsca do zwiedzania, a on obiecał, że prześle mi całą listę. A później…

– Tu jesteście. – Zjawia się Sean, zdyszany, jakby biegł przez tłum sprintem. – Co tam?

– Hipopotam – odpowiada Val i rusza z powrotem do grupy.

Chłopak marszczy brwi, jakby nie ogarnął.

Śmieję się.

– Nie próbuj zrozumieć, serio.

– Nie wiem, jak to wytrzymujesz.

Robi mi się przykro. Sean i Val nigdy nie byli sobie bliscy – a przez ostatni miesiąc wręcz warczeli na siebie bardziej niż zwykle. Miałam nadzieję, że na tej wycieczce wreszcie się polubią. Ale to się raczej nie zdarzy.

Kiedy dołączamy z powrotem do naszej grupy, pan LeBrecque, nieświadom, jak nieudany był nasz skok w bok, opowiada coś po francusku. Natomiast pani Williams, nasza bibliotekarka, która zgłosiła się na ochotnika na opiekuna wycieczki, obrzuca nas znaczącym spojrzeniem, kiedy wręcza nam bilety. Jest spoko, ale to chyba ma być ostrzeżenie. Ups.

– Z powodu dużego zagęszczenia turystów to miejsce jest idealne dla kieszonkowców – stwierdza nauczyciel. Łakomy kąsek. Zaczynam nagrywać. – Kto pamięta, co mówiłem o tym, jak nie wpaść w oko kieszonkowcom?

Olivia Clarkson, jak zwykle, pierwsza unosi rękę.

Ale pan LeBrecque, jak zwykle, wybiera kogoś innego. Nawet nasi nauczyciele uważają, że Olivia nie potrzebuje kolejnego potwierdzenia, że wie już wszystko.

Ściska mnie w żołądku, kiedy wywołuje Selenę Rodriguez.

Prymuskę. Przyszłą austronautkę. Królową szkoły. Dziewczynę gwiazdy kółka teatralnego.

I mojego największego wroga.

Nie zawsze tak było. Do minionej wiosny byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, które wolały patrzeć w gwiazdy zamiast imprezować i większą sympatią darzyły postaci z gier komputerowych niż prawdziwych ludzi. Dołączyłyśmy do drużyny pływackiej, żeby miała więcej punktów w rekrutacji na uczelnie, a wybrałyśmy pływanie, bo tam głównie wstrzymuje się oddech i z nikim nie trzeba gadać. Jestem pewna, że ona teraz totalnie udaje, bo nie można nagle stać się ekstrawertykiem.

– Bądźcie ciszej, hałaśliwi Amerykanie – recytuje Selena swoim idealnym francuskim. – Nie trzymajcie portfela w tylnej kieszeni spodni. Zapinajcie torby na… – Rany, zapomniała, jak jest po francusku „suwak”. – Ehm… Bądźcie czujni w tłumie i w windach.

Sean prycha i mruczy do mnie:

– No to nasza klasa ma przechlapane.

Kyle wchodzi mi w kadr, gapiąc się we własny telefon. Oczy ma ocienione czapką Red Sox, potwierdzając konstatację Seana. Tłumimy we dwoje śmiech.

Kiedy pan LeBrecque ustawia nas w kolejkę przed szklaną windą, którą wjedziemy na pierwsze piętro, Val obejmuje mnie ramieniem.

– Rany, tamten chłopak był strasznie przystojny – szepcze tak cicho, żeby Sean nie usłyszał. Zresztą Olivia i tak trajkocze mu coś do ucha.

– To fakt – rzucam w odpowiedzi również szeptem.

Uśmiecha się pod nosem.

– Zaprosił mnie dziś wieczorem na imprezę.

– Szybko poszło.

Puszcza mnie, żeby odrzucić do tyłu swoje gładkie, sięgające ramion włosy i położyć dłoń na biodrze.

– A dziwisz mu się?

– Och, daj spokój. – Popycham ją ze śmiechem. – I tak nie będziesz mogła pójść.

– No wiadomo. Trzeba się będzie wymknąć.

Wytrzeszczam oczy.

– Nie ma mowy.

Unosi brew.

– Wymknęłam się z tobą do tego bunkra.

– Ale my nie… To coś innego.

Uśmiech znika z jej twarzy.

– Dlaczego?

Nawet gdyby Sean nie zapytał o pozwolenie, to zrobienie paru kroków wokół południowego filaru wieży nie poskutkowałoby natychmiastowym odlotem do domu.

– Wiesz dlaczego. – Podnoszę głos. – Jeśli przyłapią nas na wymykaniu się w nocy…

– Cii… – Val się rozgląda, lecz nikt nie zwraca na nas uwagi.

Poza Seleną.

Odwraca spojrzenie, ale już zdążyło mi się wbić w pierś niczym sztylet. Dwanaście lat przyjaźni poszło z dymem z powodu jednej sprzeczki. Jednego błędu.

Mojego błędu.

Poczucie winy sprawia, że ściska mnie w żołądku. To moja wina, że dziewczyna, którą uważałam za siostrę, jest obecnie moim największym wrogiem. Nie pozwolę, żeby z Val stało się to samo.

Biorę ją pod rękę i przywołuję promienny uśmiech na twarz.

– Pogadamy o tym później, okej? Nie mogę uwierzyć, że jesteśmy tutaj. – Piszczę dla podkreślenia emocji i naprawdę ogarnia mnie dreszcz radości.

Val też zmienia się nastrój i z ekscytacji mocno ściska moje ramię. Mam nadzieję, że już nie będziemy o tym gadać. Liczę, że całkiem zapomni o tym Francuzie.

W przeciwnym razie będę się musiała z nią pokłócić, bo nie ma mowy, żebym pozwoliła, by którąś z nas odesłali do domu z Paryża z powodu jednej imprezy.

2Sean

Val coś ukrywa.

Kiedy schodzimy do lobby hotelu, żeby wyruszyć do Saint-Michel na kolację, ona, Ruby i ja czekamy w kolejce, bym mógł zgłosić w recepcji, że w moim pokoju jest gorąco jak w piecu. Val bezustannie do kogoś coś pisze na telefonie. W tym nie byłoby nic dziwnego, lecz podejrzane jest, że kiedy Ruby się zbliża, Val ustawia ekran tak, żeby przyjaciółka nic nie zobaczyła.

Może to drobiazg.

Ale po tym, co odstawiła na imprezie urodzinowej Olivii Clark­son kilka tygodni temu, nie mam do niej zaufania.

Było inaczej, kiedy sprowadziła się na nasze przedmieście. Jest odważna i ma fajne poczucie humoru, potem jednak pokazała, jaką jest ryzykantką, i nie spodobało mi się to. No i tamta impreza. Nie wiem, co jej strzeliło do głowy.

Val zauważa, że ją obserwuję, i przyciemnia ekran.

– Może ktoś inny mógłby pomóc?

– Spoko. – Ruby przenosi uwagę z członków kółka aktorskiego, którzy zebrali się obok drzwi, czyli Aliyah, Lisy, Aleksa i Kyle’a. Stojąca razem z nimi Selena trzyma Aliyah za rękę. – Przed nami jest już tylko jedna osoba.

– No tak, ale zaraz wychodzimy – jęczy Val, kołysząc się na piętach.

– Mówi ta, która zajęła łazienkę na godzinę – odpowiada Ruby i palcami przeczesuje swoje jasne fale, żeby wycisnąć z nich wilgoć.

Val chichocze.

– Przepraszam. Nie zmieściłybyśmy się we dwie.

– Nie martw się – zapewniam Ruby. – Wyglądasz super.

– Taak, jak utopiona wiewiórka. – Ale się rumieni. Zauważyłem, że ostatnio to się dzieje zawsze, kiedy mówię jej jakiś komplement albo tylko patrzę jej w oczy. A mnie przyśpiesza tętno.

Wskazuję swoją fryzurę.

– Zawsze lepiej niż jak łysa wiewiórka.

– Ha! – Ruby przesuwa palcami po włoskach na moim karku. – Raczej pokryta meszkiem. – Cofa dłoń i rumieni się jeszcze mocniej.

Tak. W tym momencie mam 99,999 procent pewności, że też jej się podobam. Ale gdy próbuję zrobić coś w tym kierunku, ona się wycofuje. Jak wcześniej na wieży Eiffla – rany, myślałem, że to ten moment. Niemal było widać, jak między nami iskrzy. Ale nie chcę naciskać ani zrobić czegoś, co zepsułoby naszą przyjaźń. Poczekam, aż będzie gotowa.

Wreszcie recepcjonistka kiwa mi głową.

– Bonjour, comment allez-vous?

– Je vais bien…

– Vous avez déjà votre clé, non? – przerywa mi, marszcząc czoło. – Dostał pan już swoją kartę, prawda?

– Oui, madame. Je suis allé dans ma chambre mais j’étais trop chaud. Tak, proszę pani. Poszedłem do swojego pokoju, ale było mi za gorąco.

Unosi brwi, tłumiąc chichot. Spoglądam na resztę. Val wydaje się obojętna, ale Ruby zasłania usta, jakby skrywała uśmiech.

– No co? – pytam.

– Hm… – Ruby opuszcza dłoń. Ma zaróżowione policzki. – Chyba powiedziałeś jej, że poszedłeś do pokoju, ale byłeś zbyt napalony.

Val głośno rechocze.

Krew szybko odpływa mi z twarzy tak. Aż się dziwię się, że nie zbiera się w formie kałuży u moich stóp. Ostatnią rzeczą, jakiej chcę, jest wprawienie Ruby, tamtej kobiety czy kogokolwiek w zakłopotanie.

– O rany, przepraszam – mówię przerażony do recepcjonistki. – To znaczy désolé…

Kobieta się uśmiecha.

– Miał pan na myśli: mais il faisait trop chaud, tak?

– Tak – odpowiadam ochrypłym głosem. Nauka francuskiego nie przychodzi mi z łatwością. Nie jestem taki jak Olivia, która chłonie wiedzę niczym gąbka. Musiałem naprawdę ostro zakuwać, żeby załapać się na tę wycieczkę. Mogło pojechać tylko piętnastu maturzystów z najwyższą średnią z francuskiego, a ja nie mogłem przegapić szansy zobaczenia Paryża z Ruby.

– Ale… miałeś… minę! – Val pokłada się ze śmiechu.

Udaję, że też mnie to bawi, lecz w środku tak naprawdę umieram.

Ruby szturcha przyjaciółkę w ramię.

– Daj już spokój. Zresztą to ty powinnaś gadać. Ściągałaś na semestralnym sprawdzianie…

– Cii… – Val łapie Ruby za nadgarstek, ale zamiast zaprzeczyć, znowu dostaje ataku śmiechu.

– Poproszę obsługę, żeby to sprawdzili – zapewnia mnie recepcjonistka. – Jaki ma pan numer pokoju?

Kiedy podnosi słuchawkę, żeby zadzwonić, podchodzi do nas Olivia, która odłączyła się od towarzystwa aktorskiego. Założę się, że wszystko słyszała. Zauważyłem wcześniej, że próbuje podchwycić mój wzrok, ale czuję się niezręcznie w jej towarzystwie od czasu tamtej cholernej imprezy.

– Przynajmniej nie powiedziałeś je suis bon zamiast je vais bien – rzuca wesoło. – Bo to znaczy: jestem dobry w łóżku.

Krzywię się.

– To serio byłoby gorsze?

– Nie. – Val ociera oczy. – Wcale nie.

Ruby obrzuca mnie przepraszającym spojrzeniem, wciąż się rumieniąc, co pogłębia moje upokorzenie dziesięciokrotnie. Staram się uspokoić, biorąc głęboki wdech i nie pozwalając, żeby zachowanie Val mnie dotknęło.

Ale w tym momencie żałuję, że przeprowadziła się do Starborough.

3Ruby

Minęła godzina, odkąd wróciliśmy do hotelu z kolacji, kiedy zorientowałam się, że nie ma mojego portfela i aparatu.

Nie ma.

Chyba jestem na skraju załamania nerwowego.

Zbierałam na nią napiwki przez sześć miesięcy, ale to brak portfela sprawia, że brakuje mi tchu, gdy grzebię na dnie torby drżącymi palcami. Nic. Przewracam torbę do góry nogami i wytrząsam jej zawartość na łóżko: błyszczyk do ust, opaska na głowę, gumka do włosów, notes, torebka migdałów i parę biletów na metro. Wszystko to bezużyteczne przedmioty, które powinny zniknąć z powierzchni Ziemi za odrażającą zbrodnię niebycia moim portfelem.

Najgorsza wcale nie jest strata samego portfela. Karty bankowe można zastrzec. Wyrobić duplikat prawa jazdy. Najgorsze jest to, że tata mnie zamorduje, a potem zaciągnie do domu, w tej kolejności.

Nie żeby miał mordercze skłonności. Ale z trudem skłoniłam go do zgody na wyjazd do Paryża i poddał się dopiero wtedy, gdy zrobiłam mu prezentację w PowerPoincie o tym, jak pierwsza podróż za granicę nauczy mnie niezależności i odpowiedzialności.

Jak na razie to jestem niezależnie odpowiedzialna za zgubienie jego karty kredytowej.

Myśl o tym, jak go rozczaruję, powoduje ucisk w gardle, a świadomość, że zabukuje mi wcześniejszy lot do domu, wywołuje wrażenie, jakbym tonęła. Paryż to moja szansa, by pokazać mu, że dam sobie radę z tym całym podróżowaniem. Że on poradzi sobie sam. Że możemy być w tym razem, nawet jeśli dzielą nas tysiące mil. Rozczaruję nie tylko jego, ale też samą siebie.

– Ruby? – Sean uchyla drzwi mojego pokoju, których za sobą nie zamknęłam. Montowaliśmy nagranie w jego pokoju, a ja wybiegłam stamtąd, żeby przynieść aparat i żebyśmy mogli dodać nagranie z kolacji w Saint-Michel. – Wszystko okej?

Zwykle serce mi podskakuje, kiedy on wchodzi, ale tym razem jest przygniecione wielkim ciężarem.

– Nie mogę znaleźć portfela. Ani aparatu.

Unosi wysoko gęste brwi.

– Co?

– Wydaje mi się, że powiedziałam to po angielsku. – Natychmiast żałuję przytyku.

Ale Sean się śmieje i wchodzi do środka.

– Wszystko będzie dobrze. – Kładzie mi pocieszająco dłoń na ramieniu. Zalewa mnie fala ciepła, lecz cofam się, bo jak zwykle wolę unikać jego dotyku. Marszczy brwi.

– Przepraszam… – Głos mi drży. Przykładam sobie rękę do czoła i rozglądam się po drugiej stronie pokoju, należącej do Val. Znudziła ją nasza praca nad nagraniem i poszła pić z ludźmi z kółka aktorskiego. Nazwałam ją żartem zdrajczynią, choć w głębi duszy obawiam się, że tak naprawdę znudziła się mną.

– Może Val pożyczyła twój aparat? – sugeruje Sean.

Prycham.

– Niby po co? Jest z Aleksem i Kyle’em, tylko żeby wypić ich alkohol, a nie dla towarzystwa.

Sean wzrusza ramionami.

– Może chce ich szantażować, by ją częstowali.

– Nie – odpowiadam. – Użyłaby kamery w telefonie. – Sean się śmieje, ale mój uśmiech blednie. – Tak czy siak portfela by nie wzięła.

Sean opada na czworaka, jakby miał robić pompki, i zagląda w wąską przestrzeń pod moim łóżkiem.

– Jak on wygląda?

– Jak portfel.

– Ale pomagasz.

– No wiesz, zwykły czarny portfel.

– Może ci wypadł?

Osuwam się na skraj łóżka i wpatruję w smutną pustą torbę.

– Nie, to oczywiste, co się stało. Okradziono mnie.

Mój przyjaciel wstaje i przechyla głowę.

– Ale kiedy? Kiedy ostatni raz używałaś aparatu?

– Podczas kolacji. – Zanim wskoczyłam pod prysznic, podłączyłam go do laptopa, żeby ściągnąć nagrania i go naładować, a potem nagrywałam w czasie kolacji, ale w drodze powrotnej do hotelu robiłam zdjęcia już tylko telefonem. A ten grzecznie ładuje się na stoliku nocnym. – To się musiało stać po drodze do hotelu.

– Ale torbę miałaś cały czas zapiętą, tak?

Krzywię się. Tak bardzo chciałam zrobić sobie idealne selfie z rozświetloną wieżą Eiffla nad granatową Sekwaną w tle, że nie zwracałam na to uwagi.

– Nie jestem pewna…

– Ruby. LeBrecque dopiero co nam o tym przypomniał.

– Wiem. – Odsuwam sobie włosy do tyłu.

– Szczególnie zwracał uwagę, żeby zamykać torby…

– Wiem. Ale to nie moja wina. Jakiś oblech wsunął swoje brudne łapsko do mojej torby, tuż pod moim ramieniem, i ukradł mi rzeczy. – Włoski stają mi dęba na karku. Czuję się jak ofiara przemocy.

Sean ociera sobie twarz dłonią.

– Przepraszam. Nie chodziło mi o to, żeby…

– Obwinić ofiarę? – kończę za niego, a potem zaciskam usta. Panika sprawia, że wyrzucam z siebie za dużo słów. – O rany, Sean. Przepraszam. Jestem okropna.

– W porządku. Zdenerwowałaś się. Rozumiem. – Podchodzi bliżej i unosi dłoń. Mogłabym przysiąc, że po to, by ująć moją twarz. Zapiera mi dech w piersi i patrzę mu prosto w oczy, pragnąc, żeby zbliżył się jeszcze bardziej, choć wiem, że i tak się wycofam. Ale on tylko pociera sobie kark. – Chcesz zadzwonić do taty?

Ściska mnie w żołądku.

– Nie mogę…

– Będziesz musiała – mówi łagodnie. – Miałaś tam karty bankowe? Kredytowe? Będzie musiał je zastrzec…

– Wiem. Ale zmusi mnie do wcześniejszego powrotu. Wiesz, jaki on jest.

Sean rozumie, co znaczy apodyktyczny ojciec. Ale mama Seana żyje i ma się dobrze, więc nie wiem, jaką jego tata ma wymówkę. Wzdycham.

– Nie, masz rację. Powinnam do niego zadzwonić. – Popędzam Seana do drzwi. – Daj mi to zrobić, okej? Zobaczymy się rano.

– Może dam znać panu LeBrecque’owi?

– Nie. Poczekajmy do jutra. Nie potrzeba mi już dziś dodatkowych wykładów.

Sean się krzywi.

– Miałam na myśli tatę, nie ciebie.

– Och, racja. No pewnie. – Waha się i przytrzymuje framugi, kiedy ogląda się na mnie, jakby miał coś na końcu języka. Ale mówi tylko: – No to… napisz, gdybyś czegoś potrzebowała.

I już go nie ma.

Podnoszę komórkę, żeby zadzwonić do taty, ale moją uwagę przykuwa seria wiadomości na WhatsAppie od Val.

Gdzie jesteś?

Wysłała to, kiedy okupowaliśmy z Seanem automat na dole, wypróbowując wszystkie możliwe francuskie słodycze.

Wyszłam już od Aleksa i Kyle’a, skończył im się alkohol.Ale nuda.

???

Wiesz co, pójdę jednak na tę imprezę tego Francuza.Taka szansa trafia się raz w życiu i nie chcę jej przegapić. Nie czekaj na mnie. KOCHAM CIĘ.

Serce podchodzi mi do gardła. Ostatnią wiadomość wysłała piętnaście minut temu. Utrata portfela i aparatu to jedno, ale strata przyjaciółki to coś zupełnie innego.

Gdzie jesteś?Wracaj!

Nadal w metrze. Wysiadam na stacji Luxembourg.

Odczekuję chwilę, a kiedy ewidentnie ignoruje moją prośbę, piszę:

WRACAJ!

Nie ma mowy! I nic nikomu NIE MÓW.

Prycham tylko i zaczynam krążyć po naszym małym pokoiku hotelowym, obgryzając skórkę kciuka. Może przez to stracić cały tydzień w Paryżu. Albo stanie się coś o wiele gorszego, kiedy będzie tam w nocy sama z jakimiś nieznajomymi. Miałam ochotę kopnąć samą siebie, że tak uparcie unikałam wcześniej kłótni. Powinnam była od razu to ukrócić.

Ktoś musi ją powstrzymać.

Jeśli wypaplam panu LeBrecque’owi, odeśle Val wcześniej do domu i ona nigdy mi tego nie wybaczy. Ale jeżeli stanie jej się coś okropnego, to ja nigdy nie wybaczę sobie. Zerkam na bilety na metro leżące na łóżku.

O cholera.

Szybko piszę wiadomość.

Ja też jadę. Poczekasz na mnie na tej stacji?

Hurrraaa! Tylko się pośpiesz. Bateria mi siada.I włóż botki i coś ciepłego.

Przebieram się w dżinsy, wsuwam botki ze sztucznej skóry i wkładam puchówkę. Moje włosy to chaos blond fal, a podbiegnięte krwią z powodu jet lagu oczy kontrastują z bladą skórą, ale to nie ma znaczenia – zamierzam złapać Val i zaciągnąć ją tu z powrotem.

Zgarniam rzeczy z łóżka do torby, piszę szybkiego maila do taty o tym, że ktoś ukradł mi portfel i aparat, po czym zarzucam sobie torbę na ramię, biorę głęboki wdech i otwieram drzwi, żeby wyjrzeć na korytarz.

Droga wolna.

Tętno mi przyśpiesza, kiedy przemykam się korytarzem i skręcam za róg do windy. Wciskam guzik w dół i krzyżuję ręce na piersi, przygryzając wargę. W tym hotelu jest tylko jedna ciasna winda. Powinnam była zejść schodami.

Nagle otwierają się drzwi obok, co sprawia, że korytarz zostaje zalany śmiechem i muzyką, a potem zamykają się z trzaskiem i powraca cisza. Ktoś wychodzi zza rogu.

Dostrzega mnie i zamiera.

Cholera.

To Selena Rodriguez.

Nie zamieniłyśmy ze sobą nawet słowa od tamtego incydentu wiosną. Piorunujemy się tylko wzrokiem podczas mijania się w szkole, jakby każda z nas nie mogła uwierzyć, że ta druga ma śmiałość istnieć. To wydaje się nieprawdopodobne, że kiedyś była dla mnie jak rodzina. Szłam do jej domu, kiedy tata pracował w nocy, a najdłużej nie widziałyśmy się, gdy była na obozie naukowym przed pierwszą klasą liceum. Ona rozumiała, co to znaczy dorastać bez mamy; spędziłam z nią niezliczoną liczbę godzin na oglądaniu filmów oraz graniu w gry i to jej zawsze pisałam dobranoc przed pójściem spać.

Potem coś zaczęło między nami pękać, a ja próbując zalepić te szczeliny, wysadziłam wszystko w powietrze.

Patrzy na mnie teraz tymi swoimi wielkimi jasnobrązowymi oczami. Rzęsy ma tak gęste, że wygląda, jakby zawsze używała eyelinera. Czarne loki opadają jej na ramiona, a szeroko otwarte usta wydłużają ostry podbródek. Wspomnienie naszego ostatniego koszmarnego spotkania zawisa pomiędzy nami niczym toksyczne opary i mam wrażenie, że się duszę.

Kiedy winda otwiera się z sympatycznym „ding”, Selena kładzie rękę na biodrze, a jej spojrzenie twardnieje. Za wymykanie się w nocy grozi surowsza kara niż za imprezowanie, więc z pewnością na mnie doniesie.

Uwielbia żywić urazę.

– A dokąd to się wybierasz? – pyta, lekko bełkocząc, a na jej ciemnych policzkach widać rumieńce. Chyba zdążyła się poczęstować, zanim Aleksowi i Kyle’owi skończył się alkohol.

– Mogłabym cię zapytać o to samo. – Małpuję jej pozę z ręką na biodrze, starając się wyglądać na wyluzowaną. – Czy ty nie masz pokoju obok mnie? – Dzieli pokój z Aliyah. Myślałam, że to ona zajęła moje miejsce najlepszej przyjaciółki, lecz potem się dowiedziałam, że są parą.

Potrząsa głową.

– Aliyah jest chora. Przenieśli mnie, żebym się nie zaraziła…

Drzwi windy zaczynają się zamykać, ale wsuwam między nie dłoń, żeby je zatrzymać.

Selena mruży oczy.

– Ale dokąd ty się, do cholery, wybierasz?

Pozwalam, żeby drzwi windy się zamknęły. Sytuacja nie wygląda dobrze. W konfrontacjach jestem słaba, a do kłamstw to już w ogóle się nie nadaję. Może jeśli będę szczera co do ratunkowego celu mojej misji, to na mnie nie nakabluje.

– Val wyszła i obawiam się, że może wpaść w kłopoty – mówię. – Chcę ją przyprowadzić z powrotem.

Selena unosi brwi.

– Serio?

Drzwi windy się rozsuwają i wychodzi z niej na palcach Olivia w długim puchowym różowym płaszczu. Kręcone złotobrązowe włosy ma spięte na czubku głowy. Aż mnie zatyka.

– Liv!

Jeśli ktoś byłby mniej skłonny do złamania reguł od Seana, to właśnie Olivia. Jest niczym chodząca encyklopedia, wręcz tryska wiedzą, a słynie z tego, że – poza byciem klasowym prymusem – cztery razy wygrała Va Banque dla nastolatków. Nie jesteśmy blisko, ale nasze kręgi towarzyskie się krzyżują. O ile mój można nazwać kręgiem. To raczej linia prosta z punktu A do punktu B, a ja jestem tą kropeczką w środku.

Twarz Olivii w kształcie serca rumieni się natychmiast. Dziewczyna podskakuje i omal nie wypuszcza wypchanej torby z Monoprix, francuskiej sieci sklepów spożywczych, ale rozpoznaje mnie i wydaje z siebie pełen ulgi chichot.

– Zapomniałam pasty do zębów – wyjaśnia, przytulając torbę do piersi. Dostrzegam czujne spojrzenie, którym obrzuca Selenę. Nie wie, dlaczego się pokłóciłyśmy, lecz ewidentnie wyczuwa nieprzyjemne wibracje. – Nikt nie miał takiej do wrażliwych zębów, więc poszłam sobie kupić…

Otwierają się któreś drzwi za rogiem. Wszystkie milkniemy.

Zaraz potem rozlega się głośne pukanie.

– Ściszcie, proszę, tę muzykę! – Och, nie. To pan LeBrecque. – Niektórzy z nas muszą się wyspać, żeby was jutro trochę poedukować.

– Cholera – szepcze Selena i wskakuje do ciasnej windy. Ruszam za nią, ale Olivia nadal sterczy w korytarzu z oczami jak spodki. Sięgam i chwytam ją za rękaw płaszcza.

– Nie… – zaczyna protestować, lecz wciągam ją do środka. Plastikowa torba szeleści między nami.

– Jest tam ktoś? – pyta pan LeBrecque.

Olivia blednie, a Selena szybko wciska guzik na parter. Opieram się o ścianę i zaciskam powieki, jakby to mogło sprawić, że będę niewidzialna. Nie mogę pozwolić, żeby odesłał mnie z powrotem do pokoju. Muszę pójść po Val.

Drzwi windy się zasuwają.

– Widział nas? – pytam.

– Tylko jeśli ma rentgen w oczach – odpowiada Selena.

– Ten człowiek nie zauważyłby, że posiada supermoc, nawet gdyby ugryzła go w tyłek.

Selena parska krótko śmiechem, jak to miała w zwyczaju po moich żartach. Żałuje tego szybko i odwraca wzrok, odchrząkując.

– Co teraz?

– Powinnyśmy wiać – sugeruję. – Bo może zjechać, żeby sprawdzić lobby.

– A co się tu w ogóle dzieje? – chce wiedzieć Olivia.

Wzdycham.

– Jadę złapać Val, zanim pójdzie na imprezę z jakimś Francuzem. A jeśli wy nie chcecie dać się nakryć, to jedziecie ze mną.

4Ruby

Dostępne w wersji pełnej

5Ruby

Dostępne w wersji pełnej

6Ruby

Dostępne w wersji pełnej

7Sean

Dostępne w wersji pełnej

8Ruby

Dostępne w wersji pełnej

9Ruby

Dostępne w wersji pełnej

10Sean

Dostępne w wersji pełnej

11Ruby

Dostępne w wersji pełnej

12Ruby

Dostępne w wersji pełnej

13Sean

Dostępne w wersji pełnej

14Ruby

Dostępne w wersji pełnej

15Sean

Dostępne w wersji pełnej

16Ruby

Dostępne w wersji pełnej

17Ruby

Dostępne w wersji pełnej

18Ruby

Dostępne w wersji pełnej

19Sean

Dostępne w wersji pełnej

20Ruby

Dostępne w wersji pełnej

21Ruby

Dostępne w wersji pełnej

22Sean

Dostępne w wersji pełnej

23Ruby

Dostępne w wersji pełnej

24Ruby

Dostępne w wersji pełnej

25Sean

Dostępne w wersji pełnej

26Ruby

Dostępne w wersji pełnej

27Ruby

Dostępne w wersji pełnej

28Ruby

Dostępne w wersji pełnej

29Ruby

Dostępne w wersji pełnej

30Sean

Dostępne w wersji pełnej

31Ruby

Dostępne w wersji pełnej

32Sean

Dostępne w wersji pełnej

33Ruby

Dostępne w wersji pełnej

34Ruby

Dostępne w wersji pełnej

35Ruby

Dostępne w wersji pełnej

36Sean

Dostępne w wersji pełnej

37Ruby

Dostępne w wersji pełnej

38Sean

Dostępne w wersji pełnej

39Ruby

Dostępne w wersji pełnej

40Sean

Dostępne w wersji pełnej

41Ruby

Dostępne w wersji pełnej

42Ruby

Dostępne w wersji pełnej

43Sean

Dostępne w wersji pełnej

44Ruby

Dostępne w wersji pełnej

45Ruby

Dostępne w wersji pełnej

46Sean

Dostępne w wersji pełnej

47Ruby

Dostępne w wersji pełnej

48Ruby

Dostępne w wersji pełnej

49Sean

Dostępne w wersji pełnej

50Sean

Dostępne w wersji pełnej

51Ruby

Dostępne w wersji pełnej

52Sean

Dostępne w wersji pełnej

53Ruby

Dostępne w wersji pełnej

EpilogRuby

Dostępne w wersji pełnej

Podziękowania

PODZIĘKOWANIA

Dostępne w wersji pełnej