Paryska tancerka - Darmon Doron - ebook + książka
NOWOŚĆ

Paryska tancerka ebook

Darmon Doron

4,7

15 osób interesuje się tą książką

Opis

Złożyła obietnicę, której dotrzymanie może przypłacić życiem

Paryż, rok 1939. Helena Fotticelli jest początkującą aktorką teatralną. Mieszka w modnej, artystycznej dzielnicy Paryża. Z powodu wojny musiała opuścić swoją ojczyznę i porzucić marzenia o sławie i życiu w dostatku. Teraz, aby zarobić na życie, musi tańczyć w okrytym złą sławą klubie nocnym Folies Bergère.

Jej życie diametralnie różni się od tego, jakie prowadzi żydowska rodzina mieszkająca piętro wyżej. Między Markiem, Anette i dwójką ich synów a Heleną rodzi się niewytłumaczalna więź, która z czasem przeradza w wielką przyjaźń.

Pewnego dnia Marek zostaje zamordowany, zaś Anette znika.

Helena poprzysięga sobie, że będzie chronić dzieci, jakby były jej własnymi. Ponieważ naziści umacniają swoją władzę w Paryżu, piękna młoda tancerka może nie dać rady ochronić chłopców i siebie przed nadciągającym zagrożeniem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 331

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (13 ocen)
11
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anika2525

Nie oderwiesz się od lektury

Przepięknie napisane ❤️
00
Ptys281

Nie oderwiesz się od lektury

5/5 💜
00
AnnaPiech84

Nie oderwiesz się od lektury

coś pięknego i wzruszającego
00

Popularność




 

 

 

 

Tytuł oryginału

THE PARISIAN DANCER

 

Copyright © 2021 Doron Darmon

Copyright © Wydawnictwo Replika, 2024

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

 

Redakcja

Dagmara Michalak

 

Korekta

Eliza Orman

Dagmara Michalak

 

Skład i łamanie

Dariusz Nowacki

 

Projekt okładki

Mikołaj Piotrowicz

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Dariusz Nowacki

 

 

Wydanie elektroniczne 2024

 

eISBN 978-83-68135-30-5

 

 

Wydawnictwo Replika

ul. Szarotkowa 134, 60–175 Poznań

[email protected]

www.replika.eu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

„Stwórz rzeczywistość, której pragniesz, z twardej, przerażającej prawdy. Nawet kiedy wydaje się, że wszystko przepadło, znajdź siłę, aby zacząć od początku”.

 

CZĘŚĆ 1

 

 

 

 

 

1

 

 

 

 

 

Wonie letniego poranka w Paryżu roku 1938, w samym środku Dzielnicy Łacińskiej, były zwodnicze. Zapach mocnej kawy w boulangerie z nieskończonymi rzędami wypieków z masłem i czekoladą, kramy, kwiaciarki i sprzątacze schodów – ludzie, których mógł stworzyć jedynie Paryż. Marek wspinał się po krętych schodach. Miał marynarkę przewieszoną przez ramię, krótki zarost zdobiący podbródek i gitanes’a zwisającego z kącika ust. W jednej ręce trzymał papierową torebkę wypełnioną ciastkami, w drugiej – afisz Folies Bergère, najznamienitszego klubu nocnego w Europie, którego rewie i tancerki przyciągały paryską śmietankę i turystów odwiedzających Miasto Świateł.

Marek dotarł po schodach w budynku przy Passage Brady pod drzwi skromnego mieszkania, w którym mieszkał z żoną Annette i ich rocznym synkiem Olivierem. Marek i Annette przyjechali do Paryża w połowie lat trzydziestych. Było to brawurowe posunięcie – wyemigrowali na Zachód, pozostawiając rodzinę i przyjaciół na łasce polskich ekstremistów (o ile ci w ogóle okazywali jakąś łaskę).

Marek i Annette – sami, bez przyjaciół i rodziny – znaleźli sobie własne cztery kąty w ciasnym zaułku w dzielnicy paryskiej cyganerii. Byli przekonani, że spełnia się ich marzenie o swobodnym życiu, że prześladowania, których doświadczyli, nigdy nie powtórzą się tutaj, w ich nowym domu.

Tuż po wyjeździe, jeszcze w tym samym roku, Annette straciła rodziców i siostrę – zamordowanych przez miejscowych chłopów, którzy spalili ich dom. Od tego czasu była zupełnie inna, obawiała się o każdą bliską osobę. Marek widział, jak dokonuje się ta przemiana, obiecywał jej więc, że nie pozwoli, aby więcej cierpiała, że zawsze będzie przy niej, poprowadzi ją do bezpiecznych brzegów i będzie chronił to, co dla niej najważniejsze: rodzinę.

Wprawdzie Francuzi nie przepadali za obcymi w swoim najbliższym otoczeniu – takie nastawienie rozwinęło się u ich w trakcie i po pierwszej wojnie światowej – ale Oppenheimerowie zostali powitani z szeroko otwartymi ramionami i poczuli się częścią artystycznej dzielnicy, w której żyli. Żydowska rodzina Marka i Annette była dobra dla wszystkich, z kim się zetknęła. Marek wyznawał prostą filozofię życiową: gdzie dajemy, tam dają nam; trzeba zawsze być gotowym pomagać, a dobro do nas wróci. Tak działa wszechświat.

Pomimo trudności, z którymi zmagali się w Paryżu późnych lat trzydziestych, dwoje imigrantów było zadowolonych ze swojej doli. Byli razem, a ich miłość i życzliwość stały się źródłem życia. Maleńki Olivier był owocem tej miłości, cudownym dzieckiem, dojrzałym jak na swój wiek, obdarzonym wyrazistymi oczami i joie de vivre. Jego francuskie imię symbolizowało nowy początek w nowym kraju.

Kilka lat po przyjeździe do Paryża we włosach Annette pojawiła się siwizna, przez którą wyglądała na starszą niż w rzeczywistości. Marek był wprawdzie niższy od przeciętnego mężczyzny, ale miał krzepką budowę ciała, którą zawdzięczał uprawianiu sportów i pracy fizycznej wykonywanej całymi latami. Jako para dobrze się uzupełniali, ale Annette wyglądała na trochę starszą od męża.

Marek Oppenheimer długo próbował stanąć na nogi w stolicy Francji, aż w końcu zdobył pracę w drukarni. Po męczących całonocnych zmianach przy maszynie drukarskiej wracał do mieszkania na najwyższym piętrze, gdzie czekali nań Annette z Olivierem, by jak co dzień go przywitać. Chłodny wiatr wpadający przez otwarte okno, ciastka, które Marek kupował po drodze do domu, Olivier bawiący się najnowszym plakatem – tak spędzali razem czas. Olivier i Annette dopiero co się obudzili, a Marek miał jeszcze w sobie ostatki energii po całonocnej pracy. Wspólnie spędzane chwile dawały mu miłość i siłę na resztę dnia.

Marek wszedł do mieszkania. Olivier przybiegł do ojca, stawiając drobne kroczki, i wtulił się w jego nogę. Spojrzał w górę, uśmiechnięty od ucha do ucha, i gaworzył zadowolonym głosem: „Tata…”. Marek odpowiedział dwoma słowami: „mon bébé” – moje maleństwo – z równie radosnym uśmiechem. Mimo że wypowiadanie francuskich słów sprawiało im trudność, Marek i Annette na samym początku swojego nowego życia przyjęli zasadę: będą mówić miejscowym językiem. Olivier wdrapał się wyżej po nodze Marka, wyciągnął mu plakat z dłoni i rozwinął, ukazując go w całej okazałości.

Annette zaskoczyła tematyka plakatu.

– Czego ty uczysz swojego syna? Tego ma się uczyć? Że kobiety tańczą w prześwitujących kostiumach, a piersi skaczą im na wszystkie strony? Nie masz żadnych plakatów z rysunkami dla dzieci, z literami i słowami?

– A to nie wydaje ci się naturalne? – odparł szybko Marek. – Moim zdaniem jest idealna – dodał z szelmowskim uśmiechem, wskazując pierwszą tancerkę.

– Marku, kochanie moje – odpowiedziała Annette z poważną miną – drzwi są zawsze otwarte. Siłą cię tu nie trzymam.

I odwróciła się do męża plecami.

Marek podszedł i przytulił ją od tyłu. Obie dłonie położył na jej rosnącym brzuchu.

– Naprawdę myślisz, że zostawiłbym ten krąglutki brzuszek?

Ucałował jej szyję, a ona uniosła ręce i sięgnęła w tył, aby ująć jego głowę. Nie ruszaj się, myślała, tylko całuj mnie dalej…

Olivier przyjrzał się rodzicom, wydał z siebie dźwięk, jakby chciał powiedzieć: „tutaj jestem”, i znów poświęcił uwagę plakatowi. Po chwili zmagań udało mu się rozłożyć go w pełni. Zachwycał się pięknym wizerunkiem kobiety w wielobarwnym stroju. Dotknął jej piersi i oznajmił: „Nana”.

– Twojemu synowi nic nie umknie – roześmiała się Annette.

Z wielkiego plakatu wypadła mała ulotka. Marek szybko odebrał ją Olivierowi, a Annette wyjęła ją z ręki męża. Skrzywiła się na widok rysunku pokazującego Hitlera i premiera Francji pod nagłówkiem: „Czy wojna jest nieunikniona?”. Była to reklama konferencji ludzi interesu i wiodących intelektualistów.

– Kochanie, nie wiem, dlaczego przyniosłem to do domu, ale z tego, co słyszałem, sytuacja jest naprawdę niepewna… Nie wiem, co to znaczy, nie wiem, ile w tym prawdy, ale dzieje się coś złego.

– I to tyle? Klamka zapadła? – zapytała Annette. – Naprawdę myślisz, że będzie wojna? Nie chcę żyć w świecie tak pełnym zła… Dokąd możemy wyjechać? Jak daleko musimy się udać, aby przed nią uciec? Już raz wszystkich porzuciliśmy.

– Nie potrafię ci powiedzieć, co się stanie. Trudno przewidzieć bieg spraw, które od nas nie zależą. Wiem tylko, że jeśli wojna się do nas przybliży, nie będziemy mieli wyboru. Skoro zdecydowaliśmy, że nie pozostaniemy w miejscu, w którym nam i Olivierowi grozi niebezpieczeństwo, będziemy musieli się spakować i ruszać w dalszą drogę. Ściany mieszkania nie przykuły nas do ziemi, życie jest ważniejsze.

Annette patrzyła na męża w milczeniu.

– Traktat Francji z Polską nie wróży nic dobrego – kontynuował Marek. – Nie pozostawia Francuzom żadnego wyjścia. Będą musieli walczyć. W przeciwnym razie po co by go podpisywali. To w sumie zabawne, że jako Francuzi mamy teraz walczyć w obronie kraju, z którego uciekliśmy. Wiem tyle, że w tej chwili, kiedy wieją wichry wojny, ludzie się zmieniają. Annette, musimy być gotowi na wszystko. Będziemy dalej liczyć na to, że wszystko się dobrze ułoży, ale już wiemy, że nie na wszystko możemy wpłynąć mocą samych myśli. Mamy wpływ jedynie na nasze własne sprawy.

Siedzieli w milczeniu naprzeciwko siebie przy stoliku w kuchni. Olivier siadł Markowi na kolanach. Dźwięki budzącego się Paryża wpływały do mieszkania przez otwarte okno i ściągały Marka i Annette do „tu i teraz”. Uwielbiali swoją maleńką wyspę normalności.

Budynek stał w samym sercu Dzielnicy Łacińskiej, w której mieszkali głównie artyści, malarze, muzycy jazzowi, tancerze, filozofowie – ludzie nadający dzielnicy jej wyjątkową naturę. Było to miejsce pełne ludzi, którzy kochali innych ludzi.

Marek poszedł spać. Musiał odzyskać siły po nocy spędzonej na wyczerpującej pracy.

 

 

 

 

 

 

2

 

 

 

 

 

Marka obudziła rączka ciągnąca go za nos. Ledwie otworzył oczy, poczuł, jak Olivier wspina się na niego. To był sygnał oznaczający, że ma wstawać i szykować się do popołudniowego spaceru. Kiedy we trójkę wyszli z mieszkania, Marek wciąż na wpół spał.

Schodząc po schodach, ojciec trzymał syna za rękę. Kiedy dotarli na pierwsze piętro, spotkali Helenę, sąsiadkę z drugiego, idącą w przeciwną stronę. Uśmiechała się szeroko, zachęcająco.

– A gdzież mój ukochany? – zapytała figlarnym tonem i schyliła się, aby ucałować Oliviera w policzek. Chłopiec uśmiechnął się zadowolony i oświadczył: „Nana”. Helena była kobietą z plakatu i obiektem miłości Oliviera.

– Ale już urósł – wykrzyknęła Helena, prostując się. – Wolałabym, żeby pozostał taki malutki i słodziutki, żebym mogła go zawsze całować – roześmiała się.

– Przykro mi, sama wiesz, że natura działa swoim torem – odparła skrępowana Annette.

 

***

 

Helena pochodziła z Włoch. Zbliżała się już do czterdziestki, miała wysportowane, posągowe ciało i przyciągającą wzrok figurę. Kiedy jeszcze mieszkała we Włoszech, marzyła o karierze aktorki teatralnej, ale podobnie jak Annette i Marek musiała zrezygnować z marzeń. Chociaż pochodziła z innego kraju, podobne okoliczności zmusiły ją do porzucenia rodziny i przyjaciół, i do potajemnej ucieczki do Francji w nadziei, że „stolica kultury” da jej okazję do spełnienia marzeń.

Po przybyciu do Francji przed kilku laty, zaczęła szukać zajęcia. Już pierwsza rozmowa skończyła się przyjęciem do pracy jako sprzątaczka w domu majętnej rodziny w Szóstej Dzielnicy. Nie załamywała rąk, ale wciąż szukała teatru – choćby i maleńkiego – w którym mogłaby spełnić marzenie o aktorstwie. W końcu dzięki swoim umiejętnościom tanecznym mogła ubiegać się o pracę w klubie nocnym Folies Bergère. Nie wiedząc, co to za miejsce, może ze ślepoty albo naiwności, poszła na przesłuchanie, które okazało się kuriozalne i upokarzające.

– No dalej – poganiał kandydatki producent już od pierwszej chwili. – Zakładajcie kostiumy, macie być jak najbardziej kobiece, tak jak powinny wyglądać kobiety!

Kiedy czekały w przebieralni, przyszedł do nich asystent producenta i zapytał o wymiary. Gdy nadeszła pora na Helenę, ta odparła dowcipnie: „najszczuplejsza i najwyższa”, i się roześmiała.

– Właśnie widzę – odpowiedział mężczyzna z uśmiechem.

Następnie wybrał kostium w odpowiednim rozmiarze i rzucił go Helenie. Kiedy zaczęła się rozbierać, wciąż się w nią wgapiał, odwróciła się więc plecami. Czuła się upokorzona i potraktowana przedmiotowo. Kiedy chciała włożyć strój, zorientowała się, że to tylko dolna połowa kostiumu z przyczepionym całym mnóstwem piór. Reszta jej ciała pozostałaby naga. Odwróciła się z powrotem do asystenta producenta – miał na imię André – i odezwała się gniewnym tonem, wyraźnie zabarwionym włoskim akcentem.

– I niby jakie tańce mam wykonywać w tym stroju?

Pozostałe dziewczyny natychmiast zaczęły chichotać.

– Dziecko moje – odparł André lekko protekcjonalnym tonem. – Dokładnie takie tańce, jakie przyszły ci do głowy. Folies Bergère zalicza się do najważniejszych instytucji kulturalnych w Paryżu. Miasto słynie z tych tańców. Ludzie zjeżdżają tutaj z całej Europy, a jednym z miejsc, które na pewno odwiedzą, jest nasz kabaret!

Do Heleny podeszła śliczna dziewczyna, która była już doświadczoną tancerką w kabarecie. Miała na imię Michelle.

– Nie obawiaj się. Pomimo że będziesz tańczyć nago, to miejsce cieszy się wielkim szacunkiem. Jeśli wiesz, jak się tu zadomowić, będziesz bardzo dobrze wynagradzana. I wierz mi: dużo lepiej, niż się spodziewasz.

Helena wciąż była skrępowana, ale rozebrała się do końca i włożyła pierzasty kostium. Michelle wpatrywała się w nią, zachwycona ciałem Heleny – jędrnymi piersiami, wąską talią, długimi nogami.

– Moja maleńka, będziesz musiała tu na siebie uważać – prychnęła. – To miejsce cieszy się wielkim szacunkiem, ale mężczyźni to wciąż mężczyźni. Bywa, że w ich oczach jesteśmy tylko zabawką, którą można sprzedać temu, kto płaci najwięcej.

Powiedziawszy to, rzuciła okiem na Andrégo, który przez cały ten czas nie spuszczał wzroku z Heleny.

Następnie Georges, choreograf kabaretu, kazał dziewczętom wyjść na scenę. Ustawił je w rzędzie i poprosił Michelle, aby zademonstrowała układ, który kandydatki mają zatańczyć. Zanim jeszcze zaczęły, oznajmił im:

– Drogie dziewczęta, dostąpiłyście przywileju udziału w przesłuchaniu w najprzedniejszym kabarecie Europy! Te z was, które zostaną przyjęte, zakosztują życia, o jakim nigdy nie marzyły! Ale miejcie świadomość, kochane: doprowadzę was do łez, zanim staniecie na scenie. Bo kiedy znajdziecie się na tej scenie, musicie być gotowe na wszystko! Tu nie ma żadnych pytań. Oferuję swoim klientom tylko to, co najlepsze! Jeżeli którejś z was się to nie podoba, lepiej niech wyjdzie już teraz, zanim zaczniemy.

Helenę zamurowało. Z oczu kapały jej łzy. Czuła się zraniona, pragnęła uciec, ile sił w nogach. Ale została. W przeciwieństwie do dziewcząt, które przyszły tu w poszukiwaniu wygodniejszego życia, Helena wciąż żywiła nadzieję, że kiedyś zostanie aktorką. Wmawiała sobie, że to miejsce będzie jedynie przystankiem po drodze do spełnienia marzenia. Skupiona na tej myśli, wyprostowała się dumnie. Przeżyję, mówiła sobie w myślach. Nie tylko przeżyję. Ludzie będą mnie szanowali. Będę najlepsza.

Stojąc w rządku, kandydatki zaczęły tańczyć. Helena jakby unosiła się nad sceną, jej stopy lądowały na deskach bezgłośnie. W porównaniu z nią pozostałe dziewczyny wyglądały niezdarnie.

Wtem rozległ się krzyk Georges’a.

– Stop! Co wy jesteście, kobiety czy niedźwiedzice? Jak wy ociężale tańczycie! Numery pięć, siedem, dwanaście i dwadzieścia cztery: wynocha! Powodzenia w życiu! Reszta: od początku. I tym razem chcę widzieć harmonię w waszych ruchach.

Wyproszone dziewczęta wybiegły, zalewając się łzami. Z wyjątkiem jednej, która na przekór tej niezręcznej sytuacji wciąż stała na scenie i się uśmiechała.

– Powiedziałem: wynocha! – wrzasnął rozjuszony Georges. – Nie pasujesz tu!

W końcu i ją zdołał doprowadzić do płaczu. Michelle podeszła i ją przytuliła.

– Georges, posuwasz się za daleko – ofuknęła go. Tylko ona potrafiła sprawić, że się śmiał.

Helena tańczyła dalej. Po kolejnych trzech powtórzeniach tego samego układu z trzydziestu siedmiu kandydatek pozostało dwanaście. Georges podszedł do wycieńczonych tancerek.

– Moje drogie dziewczęta, dziś przemienicie się z dziewczynek w kobiety w każdej części swoich ciał. Będziecie reprezentować Folies Bergère na scenie i poza nią. Możecie być z siebie dumne. Wasze życie zmieni się diametralnie. Ale stanie się to tylko pod jednym warunkiem: będziecie robić dokładnie to, co mówię! Każda, która ośmieli się buntować przeciw moim poleceniom, a to oznacza przybranie choćby grama tłuszczu bez mojego pozwolenia, skończy, żebrząc na ulicy.

– Georges, przestań je straszyć – wtrąciła się Michelle.

– Moja kochana Michelle, ja ich nie straszę. A jeśli nie chcesz słuchać tego, co mam do powiedzenia, drzwi są otwarte.

Między pierwszą tancerką a szalonym choreografem wciąż panowało napięcie. Georges pragnął kontrolować, ale jednocześnie kochał Michelle, więc pozwalał jej mówić swobodnie.

 

***

 

Ciężarna Annette czuła się nieswojo, stojąc na klatce schodowej obok Heleny. Paliła ją zazdrość – obaj jej mężczyźni byli opętani przez Helenę. Marek patrzy na nią z podziwem, myślała Annette, tak, jak mężczyzna patrzy na kobietę, której nigdy nie będzie miał. Oliviera przyciągała jej życzliwa twarz i wizerunek na plakatach, które Marek przynosił do domu.

Pomimo dyskomfortu Annette sądziła, że Helena jest prawdziwsza od każdej innej kobiety w Dzielnicy Łacińskiej. Tancerka zawsze odnosiła się do Annette z szacunkiem i wiedziała, kiedy się wycofać, jeżeli odczuwała, że ta się wzdryga.

Helena już ruszała w dalszą drogę na górę, ale Annette obróciła się ku niej.

– Masz jakieś wieści od rodziny? Co mówią?

– Niewiele, tylko tyle, że sytuacja nie może już być dużo gorsza. – Helena prychnęła. – Włosi, kochanie, jak już coś robią, to zawsze towarzyszy temu mnóstwo hałasu. Więc po prostu powariowali, a życie zrobiło się bardzo, bardzo trudne. Mama twierdzi, że gdybym została, wcielono by mnie do służby w milicji. Modlę się, żeby jakoś się trzymali i byli zdrowi, żeby nic im się nie stało.

Annette ucałowała ją na pożegnanie. Zanim się rozstały, Helena przytuliła Oliviera – z miłością, tak jak matki tulą swoje dzieci.

Kiedy Helena wchodziła po schodach, Marek nie mógł oderwać wzroku od jej nóg. Gdyby tylko patrzył dalej, z miejsca, w którym stał, zobaczyłby też resztę jej ciała.

– Może nie zauważyłeś, ale ja stoję tutaj – ofuknęła go Annette.

– Ani na chwilę nie zapomniałem! Ale czasami wolno popatrzeć na dzieła sztuki. Wiesz, to jak świeczki chanukowe, wolno patrzeć, ale nie wolno dotykać.

Wyszczerzył zęby w uśmiechu i objął Annette jedną ręką, drugą trzymając Oliviera. Tak wyszli na spacer.

Kiedy wrócili, Olivier był już bardzo zmęczony, jakby to on niósł oboje rodziców, a nie oni jego. Ale kiedy tylko schody doprowadziły ich na pierwsze piętro, chłopiec krzyknął:

– Nana!

Annette wybuchła śmiechem.

– Nie ma jej, mój ty trzpiocie. – Przyciągnęła go do siebie i zaczęła mu nucić. – Maman i Papa zawsze będą u twojego boku, a ty jesteś moim maleńkim dzieciątkiem, zamknij oczka i śnij. Maman i Papa zawsze będą przy tobie, a ty jesteś moim dzieciątkiem, zamknij oczka i śnij. Zawsze tu będziemy…

Olivier zasnął w ramionach matki.

 

 

 

 

 

 

3

 

 

 

 

 

Marek brał nadgodziny w drukarni – tej samej, w której był zatrudniony od przybycia do Paryża – i pracował do wczesnych godzin porannych. Szybko awansował, został kierownikiem całego zakładu. Właściciele drukarni, bracia Crémieux, byli mu wdzięczni za wykonywaną pracę i dbali, aby co jakiś czas wynagrodzić mu to poświęcenie. Przezywali go Dynamo. Ale rdzennym Francuzom pracującym w drukarni nie przypadł do gustu entuzjazm Marka. Pomimo wsparcia i pomocy, które im zapewniał, bywało, że za plecami mówili nań: „ten imigrant”. Był pomocny, często bywało, że kończył kilkadziesiąt własnych zadań, po czym szedł pomóc innym, nigdy nie prosząc o uznanie ani zapłatę. Ale samo to, że był imigrantem, nie wzbudzało sympatii w tej części francuskiego społeczeństwa, która po Wielkiej Wojnie stała się nader patriotyczna.

Drukarnia braci Crémieux była niczym muzeum historii Europy. Afisze eksponowane na ścianach zakładu opowiadały historię kontynentu.

Zdarzało się, że kiedy Marek był zmęczony pracą, robił sobie krótką przerwę, na ogół w nocy, kiedy w drukarni nie było braci Crémieux. Na dowód zaufania, które w nim pokładali, zostawili mu klucz do swojego gabinetu. Tam Marek rozpierał się na fotelu, delektował gitanes’em i wpatrywał w plakaty, które w pewnym sensie opowiadały także i jego historię.

Była noc jak każda inna. Marek siedział w gabinecie właścicieli i odpoczywał w fotelu skierowanym w stronę plakatu z Wielkiej Wojny. Wpatrując się weń, Marek uświadomił sobie nagle, że niczym się nie różni od nowego plakatu, dopiero co powieszonego na ścianie. Jest dokładnie taki sam. Historia się powtarza. Ileż zła i głupoty jest na świecie… Oby byli na tyle mądrzy, żeby nie zaczynać od początku. Jedno zgniłe jabłko może zepsuć całą skrzynkę. Ktoś na tym świecie musi się zachować racjonalnie i to powstrzymać…Takie myśli kołatały mu się po głowie.

Światło wczesnego poranka wpadające przez okno ściągnęło Marka z powrotem do rzeczywistego świata. Poszedł skończyć ostatnie wydruki, a potem wykończony powlókł się do domu.

Kiedy wszedł do mieszkania, Annette dopiero co się obudziła. Przyszła powitać męża w koszuli nocnej, którą uwielbiał. Marek zapomniał o myślach, które dręczyły go w pracy. Olivier wciąż spał. Annette usiadła mężowi na kolanach.

– Kochanie, to maleństwo w twoim brzuszku przybrało na wadze – roześmiał się.

– Chwileczkę, próbujesz mi dać do zrozumienia, że zrobiłam się gruba?

– Skądże! Ty nie, ale twój brzuszek tak.

– Szelma!

Przytulili się. Marek był zachwycony widokiem żony w ostatnim miesiącu ciąży. Nigdy nie wyglądała tak kobieco.

– Wiesz, dziś w nocy trochę rozmyślałem. Wszyscy w pracy mówią, że chociaż jesteśmy Francuzami i chociaż pokazaliśmy Niemcom, ile jesteśmy warci, tym razem stanie się coś naprawdę złego… Kiedy byłem w gabinecie, patrzyłem na afisz wojenny i zobaczyłem, że nic się nie zmieniło. Co było, to będzie. Te same słowa, te same wyjaśnienia, jakby wszystko było napisane i wiadome z góry.

Annette się wyprostowała.

– Przerażasz mnie. Może nie powinniśmy już dłużej czekać. Zbierajmy się i wyjedźmy! Zrobiliśmy to raz, zmuszeni przez okoliczności, nie chcę przez to znowu przechodzić. Nie wiem, czy starczy mi sił. Nie jestem już sama. Olivier jest częścią mnie… Bardzo się martwię o to, w jakim świecie będzie dorastać. A wkrótce będę matką dwójki dzieci. Nie sądzę, żeby ludzie tutaj byli tak źli jak ci, od których uciekliśmy, ale nie wiem, jak się rozwiną sprawy. Nie boję się tutejszych ludzi, boję się tych, którzy mogą się tu zjawić, jeśli naprawdę dojdzie do tego, o czym się mówi.

– Naprawdę myślisz, że dojdzie do takiej sytuacji? Że Paryż doświadczy tego, cośmy już przeżyli nie tak dawno temu? To miasto kultury, świateł… Zgoda, nie każdy tutaj tak myśli, ale to jak niebo i ziemia w porównaniu z barbarzyństwem i złem, którego doświadczyliśmy tam. Tutaj nie powinno się to stać.

– Marku, chodzi mi o to, że ty i Olivier jesteście dla mnie wszystkim. Wiem, że ciężko ci tego słuchać, ale jeśli coś się stanie któremuś z was, nigdy sobie tego nie wybaczę. Mamy mało czasu. To ty przyniosłeś plakat do domu, prawda? Ty powiedziałeś, że jeśli kiedyś poczujemy się zagrożeni, nie będziemy przykuci do ścian domu. Że nie zabierzemy niczego, po prostu wstaniemy i ruszymy w drogę. Życie jest ważniejsze od wszystkiego, prawda? Powiedziałeś mi, że mamy siebie nawzajem i że nie ma znaczenia, gdzie się znajdujemy, dopóki jesteśmy razem.

– Kochanie, mamy jeszcze dużo czasu, aby wykonać ten krok, jeśli zajdzie taka potrzeba. Masz rację, ale wciąż istnieją racjonalni ludzie, którzy nie chcą, żeby do czegokolwiek doszło. Wszyscy wiedzą, jakie są konsekwencje wojny. Nikt nie chce żyć w takim świecie. Ludzie z natury wolą wygodę, dobroć, spokój… Wolą przyszłość w różowych barwach.

– Z nas dwojga to zawsze ja byłam optymistką… Dzięki temu w każdej sytuacji podążaliśmy naprzód. Obiecaj mi, że mnie uszczypniesz za każdym razem, gdy popadnę taką rozpacz.

– Kochanie, nie będę cię szczypał. Będę cię całować zawsze, gdy to się stanie – uśmiechnął się.

– A skoro tak, to może powinnam rozpaczać częściej? – odparła przez łzy, ale z uśmiechem pełnym miłości.

Marek uraczył ją długim pocałunkiem, po którym siedzieli objęci, dopóki głos Oliviera nie obwieścił początku kolejnego dnia.

 

 

 

 

 

 

4

 

 

 

 

 

Przyjechawszy do Paryża i zamieszkawszy w Dzielnicy Łacińskiej, Oppenheimerowie postanowili, że Annette na początku nie powinna pracować. Minął rok z hakiem i zaczęła powoli wracać do pracy krawcowej. Z początku zajmowała się cerowaniem i poprawkami, ale z biegiem czasu zaczęła szyć suknie wieczorowe dla mieszkanek dzielnicy – tych z burżuazji i tych z bohemy. Jako krawcowa błyskawicznie zyskała drugą funkcję: stała się powierniczką kobiet z całej okolicy. Spływały do niej wszystkie plotki i ploteczki. Annette nie rozumiała do końca ich kultury ani dziwnych opowieści, którymi kobiety się z nią dzieliły – kto się spotyka z kim, kto się z kim rozstał i w jej odczuciu najgorsze: kobiety opowiadające, jak przyszło im się dzielić tym samym mężczyzną.

W domu Annette jarzyła się cała różnobarwność Dzielnicy Łacińskiej. Małe skoki w bok, kiedy mężowie jej klientek byli w pracy. Opowieści o tancerkach i piosenkarkach mieszkających w dzielnicy, o malarzach i filozofach, o wieczorkach jazzowych i o tym, co się działo po występie. Dla Annette było to krępujące, ale też cieszyła się z tego nieoczekiwanego zanurzenia w paryskim światku. Czuła, że wreszcie padł mur dzielący ją od francuskiego społeczeństwa.

Do klientek zaliczała się również sąsiadka z drugiego piętra. Za pierwszym razem Helena przyszła po przymiarkę do bogatej sukni. I praktycznie już wtedy zaczęła się zwierzać Annette, niewątpliwie dzięki małemu Olivierowi, który na wpół raczkował, a na wpół chodził po pracowni Annette, kiedy ona zdejmowała miarę.

Oliviera zachwycał widok tak wielu kobiet odwiedzających mamę. Każda przytulała go i dawała całusa, a czasem pieszczotę, z matczynym uśmiechem. Olivier odwzajemniał uśmiech i wyciągał rączki, aby go podnieść, co pobudzało matczyne instynkty. Jego przymilanie się było prostą prośbą o miłość, a zarazem pragnieniem obdarzania miłością wszystkich wokół. Każde małe dziecko tego pragnie, dopóki nie dorośnie i nie zderzy się z twardymi realiami życia.

– Wiesz – zaczęła Helena – naprawdę kocham dzieci.

– Trudno nie zauważyć – odparła Annette z uśmiechem. – Za każdym razem, gdy przechodzisz koło Oliviera, pożerasz go wzrokiem. Ale uważaj, on będzie to wykorzystywał.

– Wiem – uśmiechnęła się Helena. – Chętnie się nim czasami zaopiekuję, tak żebyś miała czas na inne zajęcia. – Puściła oko do Annette.

Annette trochę to zbiło z tropu. Bądź co bądź Helena była tancerką. I to nie tak po prostu tancerką, ale w klubie ze striptizem, choćby i najelegantszym w całej Europie. Plotki krążące po dzielnicy dotarły i do Annette, wiele kobiet rozmawiało o tym, że Helena wiedzie rozpustne życie, że na ulicy parkują samochody, które przywożą mężczyzn w dobrze skrojonych garniturach na odwiedziny u Heleny po jej występach późną nocą. Ale potrafiła spojrzeć na tancerkę jako na osobę, a nie tylko klubową striptizerkę.

– Bardzo chętnie – odpowiedziała Annette. – Widzę, jak Olivier się cieszy za każdym razem, gdy cię widzi. Dziękuję, to bardzo miłe.

– Cała przyjemność po mojej stronie, naprawdę. Wiem, jak to jest być imigrantką, przedmiotem plotek w tej dzielnicy… wiem, jak to jest być sama. – Helena przełknęła ślinę, żeby przestało ją ściskać w gardle.

Annette uświadomiła sobie, że wszystkie docierające do niej historie o stojącej przed nią kobiecie nijak nie odzwierciedlały samotności, z którą Helena musiała się zmagać, ani wielkiego poświęcenia, na które się zdecydowała, żeby spełnić swoje marzenie i zarazem – podobnie jak Annette – uciec przed obłędem.

– Możesz do nas zajść, kiedy tylko chcesz – odparła Annette. Czuła, że łączy je wspólne przeznaczenie w tym oszalałym świecie niosącym niepewną przyszłość.

Helena czuła od Annette ciepło, jakiego od dawna nie zaznała, sympatię, którą zyskała, będąc sobą, a nie dzięki swojemu ciału czy pożądaniu ze strony mężczyzny, który zapragnął ją posiąść, bo oglądał ją tańczącą topless w blasku jupiterów. Marzyła tylko o zostaniu aktorką, tymczasem życie wymierzyło jej siarczysty policzek. Została wciągnięta w świat, którego wcześniej nie znała, świat, którym z biegiem czasu była coraz mniej zachwycona, ale który także dawał jej siłę, aby dalej planować spełnienie marzenia.

– Wiesz, wyjechałam z Włoch z kilku powodów. Po pierwsze uciekłam od konserwatywnej rodziny. Nie wiem, co słyszałaś o tradycyjnych włoskich rodzinach, ale to wszystko prawda – zachichotała. – Kiedy powiedziałam, że chcę być baletnicą albo aktorką, całkowicie się ode mnie odcięli. Zrobili to, co zrobiłaby każda inna włoska rodzina: po prostu mnie wymazali. Z ich perspektywy przyniosłam im hańbę na całą wieś.

– Przyjechałam do Paryża kilka lat temu – ciągnęła. – Znałam tylko kilka słów po francusku. Miałam tylko jeden adres, dostałam go po kryjomu od stryjka, do przyjaciela, który mógł mi pomóc. Niełatwo być w mojej sytuacji, w świecie całkowicie kontrolowanym przez mężczyzn, w którym kobiecie wygodnie jest być posłuszną, cieszyć się komfortem i majątkiem. I tylko od czasu do czasu uciekać od swojej rzeczywistości, aby odnaleźć zainteresowanie, którego się szuka, zainteresowanie dające prawdziwe szczęście…

– Mam nadzieję, że naprawdę rozumiem, co czujesz – odpowiedziała pospiesznie Annette, tak jakby miała pojęcie, o czym mówi Helena. – Co prawda nie mamy pieniędzy i nie zaszkodziłoby mieć więcej, Marek i ja jesteśmy szczęściarzami, bo mamy siebie nawzajem. Dla Marka nasza miłość to ucieczka od pracy i tego, jak traktują go koledzy. Czasami potrzebuje mnie, abym dała mu siłę, żeby dalej podążać naprzód. A dla mnie to ucieczka w bezpieczne, szczęśliwe miejsce. Ucieczka od prowadzenia domu i od pracy na pełen etat, która dwa lata temu znalazła się na liście moich obowiązków, a za którą nie dostaję żadnej wypłaty – roześmiała się.

– Opisujesz moje dawne marzenie. Chociaż teraz nie jest już moje – odparła Helena. – Nie narzekam na swoje obecne położenie, nauczyłam się żyć pełnią życia w każdej sytuacji – oświadczyła. – Marzę, aby być dość silną i mieć dość pieniędzy, żeby wyemigrować do Stanów Zjednoczonych i tam wreszcie zacząć karierę, której pragnę.

– No nic, muszę iść – zakończyła Helena. – Ale naprawdę dziękuję ci, że zajęłaś się przymiarkami sukienki. Czasami drobiazgi znaczą bardzo dużo. Już ci to wcześniej mówiłam, ale powtórzę: wykorzystaj mnie. Na pewno mogę ci jakoś służyć swoim doświadczeniem z Paryża. Ale teraz muszę uciekać. Przyjeżdża po mnie samochód, jadę na próbę w teatrze – powiedziała Helena, omijając fakt, że teatr był w istocie klubem nocnym. – Jutro nowe przedstawienie, zaproszono kilkudziesięciu gości. Pogadamy w przyszłym tygodniu.

Annette pocałowała Helenę w policzek – w Paryżu było to normalne – i podziękowała. Kiedy Helena już odwracała się, aby wyjść, Olivier wstał i energicznymi ruchami zwrócił na siebie jej uwagę. Wyciągnął rączki, prosząc o przytulenie.

Helena porwała go w ramiona.

– Nana – rzekł Olivier, a ona ucałowała go w czoło.

– Mój maleńki, odwiedzę cię w przyszłym tygodniu. Opiekuj się Maman!

Odstawiła go, wyszła i zamknęła za sobą drzwi. Serce Annette waliło jak szalone. Ta kobieta, która właśnie się przed nią otworzyła, była kobietą pełną wielkich kontrastów – z jednej strony samotna i wrażliwa, ale z drugiej nie użalała się nad sobą i obracała każdą sytuację na swoją korzyść.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej