44,90 zł
„Chcemy całego życia, chcemy żyć według scenariuszy, które same napiszemy, a nie pod cudze dyktando!”, krzyczała na wiecu wyborczym na początku zeszłego stulecia Maria Dulębianka, kandydatka na posłankę, a prywatnie partnerka Marii Konopnickiej. To o niej i o innych bohaterkach, które wzięły sprawy kobiet w swoje ręce, jest ta barwna, pełna pasji powieść, dziejąca się w latach 1908–1920, czyli w ciągu jednej z najburzliwszych dekad w naszej historii, zakończonej nie tylko odzyskaniem niepodległości, ale i zdobyciem praw wyborczych dla kobiet.
Na kartkach tej książki przeplatają się losy pierwszych emancypantek – zarówno postaci fikcyjnych, jak i prawdziwych – Narcyzy Żmichowskiej, młodziutkiej Zofii Nałkowskiej, legendarnych działaczek, jak Kazimiera Bujwidowa, Aleksandra Szczerbińska (późniejsza żona Piłsudskiego) czy Wanda Gertz, która wbrew prawu przebrała się za chłopaka i została Kazikiem Żuchowiczem, by walczyć w Legionach Polskich. Jest też słynna pani doktorka Anna Tomaszewicz-Dobrska, która jako pierwsza w Polsce przeprowadziła zakończone podwójnym sukcesem cesarskie cięcie.
W życiu bohaterek jak w kalejdoskopie odbijają się wszystkie ważne kwestie społeczne, które są aktualne także i dziś: walka o równe traktowanie, o możliwość samodecydowania, o wolność wyboru. Ale to również opowieść o strasznej biedzie i niesprawiedliwości społecznej z początku zeszłego stulecia, która dotknęła najbardziej kobiety i dzieci.
Parasolki to książka ważna i potrzebna, która musiała powstać, bo nie opowiada tylko o historii ruchu kobiecego. Jej bohaterką jesteś Ty i każda inna kobieta, która dziś chce powiedzieć: J e s t e m!
Powieść herstoryczna Dominiki Buczak nie tylko edukuje w kwestii wywalczenia praw wyborczych i obywatelskich przez kobiety, ale przede wszystkim wprowadza nas w klimat tamtych czasów. Realne postaci i okoliczności emancypujących się kobiet XIX wieku wpisane są w polityczne dzieje Polski. Ale bez niezłomności tych bohaterek i chęci zmiany norm społecznych nie byłybyśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy dziś. Dzięki Parasolkom możemy zrozumieć rozwój jednej z najważniejszych idei na rzecz praw człowieka – feminizmu.
Sylwia Chutnik
O kobietach, które wywalczyły nam prawa obywatelskie wiemy niewiele. Jeśli pojawiają się w ramach herstorii (bo historia je ciągle pomija), to jako ikoniczne, jednowymiarowe postacie. Dulębianka, Bujwidowa, Turzyma… Autorka Parasolek je ożywia włączając ich walkę w powieściową narrację, której bohaterkami są dziewczyny wchodzące w dorosłe życie. Powieść przenosi nas do Warszawy początków XX wieku. Niby dawno, niby tyle się zmieniło! Polska jest niepodległa, a kobiety mają prawa, a jednak wszystko jest niepokojąco znajome: los kobiet, ich tęsknoty, rozterki, miłości, bezsilność, krzywda, opresja. I te parasolki, których ciągle nie można złożyć.
prof. dr hab. Magdalena Środa
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 488
Opieka redakcyjna: DOROTA WIERZBICKA
Redakcja: MAŁGORZATA SIKORA-TARNOWSKA
Korekta: AGNIESZKA MAŃKO, SARA PIESZKA, KRYSTYNA ZALESKA
Konsultacja: PROF. KATARZYNA SIERAKOWSKA
Projekt okładki i stron tytułowych: OLGIERD CHMIELEWSKI
Obraz na okładce: Portret van een onbekende vrouw met hoed Isaaca Israelsa (1875–1934, Rijksmuseum, Haga. Dar od M. Cohena Tervaerta)
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
© Copyright by Dominika Buczak © Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2025
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-08788-6
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl e-mail: [email protected] tel. (+48 12) 619 27 70
Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.
Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).
Wydawca zakazuje eksploatacji tekstów i danych (TDM), szkolenia technologii lub systemów sztucznej inteligencji w odniesieniu do wszelkich materiałów znajdujących się w niniejszej publikacji, w całości i w częściach, niezależnie od formy jej udostępnienia (art. 26 [3] ust. 1 i 2 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych [tj. Dz.U. z 2025 r. poz. 24 z późn. zm.]).
Przodkowie kołyszą się bezgłośnie za nami,
dusze zmarłych bliskich, którym zawdzięczamy
istnienie – musimy o nich pamiętać.
BERNARDINE EVARISTO, Manifest(przeł. Kaja Gucio, Poznań 2022)
Naprzeciwko Stasi rozparł się wygodnie Tadeusz. Nie rozmawiała z nim od dawna, choć mijają się czasami na ulicy. Uprzejma konwersacja z sąsiadem była ostatnią rzeczą, na jaką miała ochotę, ale ciotka poprosiła ją o wsparcie.
Ludzie, którzy zajmują stoliki wokół, wyglądają, jakby nie dotarła do nich wiadomość, że na zewnątrz od kilku lat toczy się wojna.
– Justyna się martwi, bo informacje o tym, że Tymczasowa Rada Stanu nie zamierza zająć się prawami kobiet, docierają z różnych stron – tłumaczyła ciotka poprzedniego dnia. – Prosi, żebyśmy zweryfikowały, czy te plotki to prawda, a Tadeusz blisko współpracuje z jednym z departamentów. Jego ojciec też zawsze wiedział, gdzie leżą konfitury. Jaki pan, taki kram.
– A w czym ja mogę być pomocna?
– Może jeśli go we dwie weźmiemy w obroty, to zdołamy się dowiedzieć trochę więcej. Sama mam mniejsze szanse.
W ten oto sposób znalazły się w kawiarni przy Krakowskim Przedmieściu. Po prawej para – starszy pan i młodsza pani w dopasowanej sukience, całej mieniącej się na złoto w świetle lampy. Jest środek dnia, ale ciężkie zasłony przepuszczają tylko przytłumione światło słoneczne. Ona pali papierosa, oboje popijają coś z wysokich kieliszków i rozmawiają po niemiecku.
– Słucham was, drogie panie. Czym mogę służyć? – zaczyna Tadeusz, pełen klasy.
Dyskretny uśmiech, powściągliwe gesty, widać, że jest u siebie. To macha komuś po drugiej stronie sali, to kiwa głową na powitanie.
Nadal jest bardzo piękny. Co prawda zakola powiększyły mu się wyraźnie i na złotej cerze widać głębsze bruzdy, ale pozostał smukły, a błękit nie zbladł nawet odrobię. Lśni. Wojna go raczej nie wymęczyła. Z Ireną obeszła się zdecydowanie bardziej brutalnie. Ciotka ma na szyi czerwone placki, włosy w odwiecznym nieładzie, suchą skórę na dłoniach. Gdy siedzą naprzeciwko siebie, kontrast jest dojmujący.
– Mamy do ciebie prośbę, Tadeuszu... – Irena od razu przechodzi do rzeczy, jakby chciała zakończyć to spotkanie jak najszybciej.
Nie spieszmy się aż tak bardzo, ciociu, myśli Stasia. Nasyćmy się złotem i pluszami, skoro już tu jesteśmy. Poudawajmy, że na obiad możemy wybrać wellingtona albo boeuf bourguignon. Pożyjmy.
Stasia przełyka głośno ślinę.
Najpierw jednak kelner i zamówienie. W lepszym świecie nie rozmawia się o ważnych sprawach bez filiżanki albo kieliszka. Proszą o kawę po wiedeńsku, a Stasia zastanawia się, kiedy widziała ostatnio takie frykasy. Nie pamięta. Może i musi siedzieć przy jednym stole z parszywym Tadeuszem, ale wobec aromatu czarnej kawy to tylko drobna niedogodność.
– Wiem, że współpracujesz z politykami – wraca do rzeczy ciotka. Widać, że jest zdenerwowana. Nie czuje się dobrze w tym miejscu i nie pasuje do niego z rozpiętą kamizelką i koszulą, która opina się na jej brzuchu. – I angażujesz się w budowanie Polski.
Ale Stasia, w wełnianej sukience jeszcze sprzed wojny, z pewnością razi bywalców tej kawiarni jeszcze bardziej niż ciotka. Kawa natomiast wpasowała się doskonale i pachnie jak grzech. Zanim dziewczyna weźmie pierwszy łyk, wącha i wącha, chce zapamiętać ten zapach na długo.
Nie miała ochoty tu przychodzić, szukała pretekstu, żeby się wywinąć, a teraz jest zadowolona.
Tadeusz rozpiera się wygodnie w krześle i opowiada. Wystarczyło, że ciotka rzuciła mu przynętę, a on ją łapie. Polska jest najważniejsza, podkreśla. Wymaga poświęceń. Powinni ją budować ludzie wykształceni i doświadczeni, znający świat i języki – tu skromnie wskazuje gestem na siebie. Nadaje się. Jest do tego stworzony. To cechy osobowościowe oraz nabyte umiejętności. Predyspozycje i dyplomy. Wszystkie je chce złożyć na ołtarzu Polski.
– Tak. – Ciotce udaje się w końcu przebić przez jego monolog. – My o to właśnie chciałyśmy dopytać. Czy ta nowa Polska, którą budujesz, przewiduje wprowadzenie praw dla kobiet?
Tadeusz już ma odpowiadać, kiedy ich uwagę odciąga głośny śmiech przy jednym ze stolików. To dziarscy chłopcy, coraz więcej ich ostatnio w Warszawie. Poruszają się grupkami – gdyby który spróbował się odłączyć, toby zabłądził. Grzyweczki mają napomadowane do tyłu, zaczesane równiutko w ząbek. Wszyscy wysportowani, chudzi, z bicepsami, w za krótkich garniturkach. Wczoraj jeszcze pili mleko matki, a dziś już znają odpowiedzi na każde pytanie świata. Żadnych wątpliwości, żadnego wahania. Rozumy zjedli na śniadanie. Logika, mówią. Logika rządzi światem. Na Tadeusza patrzą z estymą i grzecznie pochylają przed nim głowy.
– Prawa kobiet? – powtarza on. – Prawa do czego? Przecież kobiety miały od zawsze pełnię prawa w naszym kraju. Mają nawet więcej praw niż mężczyźni. Prawo do łez na przykład. Prawo do kupienia kolejnej pary butów. Prawo do braku rozsądku.
I śmieje się perliście, prezentując białe uzębienie.
– Nie mają za to prawa wyborczego – precyzuje Irena, a głos jej nieco drży. – Dopóki nie będzie jednolite dla wszystkich, to trudno mówić o społecznej sprawiedliwości.
– Nie. Bardzo mi przykro, ale w tej kwestii akurat nie mamy sprzyjającego klimatu politycznego. Zresztą, jakie to ma dzisiaj znaczenie? Musimy kraj przecież odbudować. Walczymy tak dzielnie. Przed nami tyle pracy! Nie mamy nawet odrobiny czasu do stracenia...
Tu przerwał i pomachał parze siadającej przy wolnym stoliku.
– Cześć. – Machnął głową i znowu się uśmiechnął.
A potem wrócił do Ireny.
– To nie jest dobry moment – zakończył.
– Oczywiście, że walczymy. Od ponad wieku. Kobiety również.
– Tak, oczywiście, jesteśmy wam bardzo wdzięczni. Ale spójrzmy prawdzie w oczy. Teraz są inne priorytety. Powinniśmy się zjednoczyć i razem stworzyć nową Polskę. To jest najważniejsze. Takie kwestie jak prawa wyborcze dla kobiet wyłącznie społeczeństwo dzielą. To temat zastępczy. Komuś zależy, by panie się nim zajęły, zamiast nas wesprzeć.
Stasia przezornie dopija kawę dużymi łykami, bo czuje, że spotkanie właśnie dobiega końca. I rzeczywiście. Ciotka wstaje, szura krzesłem, aż się odgłos niesie pod sufit.
– Idziemy – mówi do Stasi. – Nic tu po nas.
– Już, już.
Stasi zostały jeszcze dwa łyki. Nie mogą się przecież zmarnować. Dopija z żalem i niechętnie wstaje od stolika. Ruszają.
Chciałaby się odwrócić i przypatrzeć minie Tadeusza, ale ciotka idzie do wyjścia tak szybko, że nie ma na to szansy. Dopiero pod samymi drzwiami Stasia może zerknąć wstecz, w stronę sali. Panicz z Miodowej, co nie dotknął ziemi ni razu, za to wydotykał wszystkie kobiety, które miały biedniejszych ojców niż on i znalazły się na trajektorii jego dłoni, nadal siedzi w pozie, jaką przybrał na początku spotkania. Nie ruszył się nawet o centymetr. Znowu prezentuje jasny uśmiech i podaje na powitanie rękę mężczyźnie, który właśnie mija jego stolik.
Kiedy wychodzą na ulicę, oślepia je blask słońca.
Kwadrans później wchodzą już do mieszkania.
Ostatnio nigdy nie wiadomo, kogo zastanie się w salonie. Wre tam praca na dwie zmiany i dopiero późnym wieczorem zapada cisza. Dzisiaj też jest tłum.
Dzieci pałętają się między spódnicami kobiet rozmawiających ponad ich jasnymi głowami, podekscytowane obecnością coraz to nowszych gości.
– Zostaw tę kartkę, Stefcia – mówi do małej doktorka. – Patrz, tu jest coś napisane, potrzebujemy tego. Chodź, dam ci czystą.
– I ołówek?
– Tak. Tylko musisz narysować mnie na koniu.
– Na koniu? Ja na koniu nie umiem – odpowiada dziewczynka.
Już chwilę potem kartka zupełnie przestaje ją interesować.
– Mama! – krzyczy i wskakuje Stasi na ręce. – I ciocia! – Sekundę później wysuwa się z ramion i wtula w Irenę, która machinalnie gładzi dziecko po główce.
– Wanda jest? – dopytuje Stasia Anulę, bo słyszy płacz Janki dobiegający z pokoju.
Służąca wzrusza ramionami, niesie do kuchni tacę pełną brudnych filiżanek. Stasia idzie zatem do dawnego gabinetu ciotki, żeby uspokoić dziecko, a po drodze wącha swoje palce. Zapach kawy zupełnie już z nich wywietrzał.
– W takim razie – słyszy jeszcze za sobą Justynę Budzińską-Tylicką, której Irena streściła właśnie rozmowę z Tadeuszem – bierzemy się do pracy jeszcze intensywniej. Skupiamy się na tym, żeby przekonać jak najwięcej kobiet do przyjechania. Musimy pokazać, ile nas jest.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
