55,50 zł
Poznaj i zrozum otaczający cię świat razem z Zosią!
,,Niesamowity świat Zosi" to ciepła, pełna humoru i refleksji opowieść o dziewczynce, która wraz z rodziną i przyjaciółmi
odkrywa piękno codzienności. Wyrusz z Zosią w podróż pełną przygód, filozoficznych rozmów i niezwykłych
odkryć – od zabaw na podwórku po ważne życiowe pytania o przyjaźń, odwagę czy sens istnienia. To książka, która rozbawi, wzruszy oraz zainspiruje młodszych i starszych czytelników do uważniejszego patrzenia na świat i siebie nawzajem.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Droga Czytelniczko! Drogi Czytelniku!
Czy poznaliście już Zosię oraz jej brata Filipa? Być może mieliście okazję, zaglądając do pierwszego tomu przygód Zosi, a być może dopiero teraz spotkacie się z tym wyjątkowym rodzeństwem. Niezależnie od tego, czy jesteście już zaznajomieni lub nawet zaprzyjaźnieni z filozofią, czy też filozofia jest dla Was czymś zupełnie odległym i dziwacznym, chciałabym teraz podzielić się z Wami pewną historią.
Nie tak dawno temu, kiedy pracowałam w szkole podstawowej, pełniłam dyżur w szkolnej świetlicy. Jak zapewne wiecie, świetlica to miejsce spotkań bardzo wielu bardzo różnych dzieci, często nieprzyzwyczajonych do przebywania razem w jednej sali przez kilka godzin. To specyficzny czas w ciągu dnia, niejednokrotnie związany ze zmęczeniem po lekcjach.
Pewnego razu zaobserwowałam tam ciekawe zdarzenie. Podszedł do mnie jeden z uczniów i wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Zapytałam, czy wszystko w porządku i usiedliśmy obok siebie. Chłopiec – o spokojnym charakterze, lubiący książki, a także eksperymenty naukowe i wynalazki – opowiedział mi o czymś, co wydarzyło się chwilę wcześniej. Zajmował miejsce na jednym ze znajdujących się w sali pufów, a kiedy wstał tylko na chwilę, inny uczeń podsiadł go, a następnie nie chciał ustąpić mu miejsca. Zawołałam więc wskazanego ucznia, by porozmawiać. Dowiedziałam się od niego – energicznego sportowca, zawsze wesolutkiego i pewnego siebie – że nie miał złych intencji, ponieważ zajmując puf, nie zdawał sobie sprawy, że chwilę wcześniej siedział na nim ktoś inny, a potem przeprosił i beztrosko oddalił się do swoich spraw.
Pierwszy z uczniów jeszcze przez jakiś czas pozostał przy mnie: poirytowany, zniechęcony i w złym humorze. Poświęciłam kilka minut na rozmowę z nim, po czym chłopiec rozpogodził się i z lepszym nastawieniem do świata wrócił do swojego towarzystwa.
Jak myślicie, co mogło mu pomóc w tamtej sytuacji?
Już Wam mówię: pomogła mu filozofia.
Tak, głębokie zastanowienie się nad źródłem problemu, pełne analitycznej refleksji wejrzenie w emocje oraz próba wyobrażenia sobie perspektywy kolegi sprawiły, że chłopiec uchwycił szersze spojrzenie na sprawę, przetrawił ją i wyszedł z niej silniejszy. Widząc beztroski uśmiech kolegi, na którego był zły, czuł się lekceważony. Jednak zrozumienie, że sportowiec po prostu ma inny charakter i widzi całą tę sprawę zupełnie inaczej (mówiąc wprost, nie stanowi ona dla niego żadnego powodu do zmartwień), okazało się bardzo pomocne. Wesoły kolega również miał okazję zastanowić się nad tym, jak jego zachowania są odbierane przez rówieśników o innym usposobieniu. Ta sytuacja była jedną z moich inspiracji do napisania rozdziału o tolerancji.
Pewien jedenastolatek zapytany, czym jest filozofia, powiedział, że filozofia to nauka o mądrości, a przecież każdy chce być mądry… Czy kiedyś zastanawialiście się nad tym? Uczycie się w szkole lub w domu, część z Was uczęszcza na zajęcia pozalekcyjne. W poniedziałek judo, we wtorek pianino, w środę język angielski i tak dalej… czasami przez cały tydzień.
Waszym Rodzicom z pewnością zależy na tym, by prowadzić Was ku mądrości. Dbają o to, by zapewnić Wam zdobycie kompetencji, które uczynią Waszą przyszłość lepszą i łatwiejszą dzięki rozwiniętym umiejętnościom. I dobrze, ponieważ rzeczywiście te wszystkie aktywności mogą się przyczynić do poszerzenia Waszej wiedzy i zdolności intelektualnych oraz udoskonalą Waszą przyszłość. Jednak to, że ktoś nauczy się gry na instrumencie, nie uczyni go tak po prostu lepszym i mądrzejszym, podobnie jak zdobycie wielkiej kolekcji medali. To, co przyczynia się do wzrostu mądrości podczas tych wszystkich zajęć to doświadczanie, wchodzenie w relacje i próbowanie swoich sił – pod warunkiem, że jest to podparte myśleniem, refleksją nad tym, czym się zajmujemy lub co się dzieje wokół. To jednak jest wykonalne dla każdego z Was – dla tych, którzy mają cały tydzień wypełniony zajęciami oraz dla tych, którzy nie chodzą na żadne. Poczytacie o tym w rozdziale o mądrości.
Czy lubicie się uczyć? Na przykład historii… Jak łatwo przychodzi Wam zapamiętywanie dat bitew i okresów panowania królów? Być może niektórzy z Was powiedzą, że to męczące. A gdyby tak zamiast uczyć się na pamięć przyczyn wybuchu powstania styczniowego, spojrzeć na to inaczej i zapytać: dlaczego? Dlaczego w świecie dochodzi do walk? Dlaczego ludzie kierują się żądzą władzy? Czym jest władza? Dlaczego szukamy wolności? Dlaczego ludzie są w stanie oddać życie za ojczyznę? Dlaczego? Może to pozwoliłoby lepiej zapamiętywać daty i inne fakty historyczne…
A gdyby analizując budowę odnóży pająka, zapytać raczej: skąd się wzięło życie? A gdyby ucząc się matematyki, spróbować dostrzec liczby w swojej klasie, w domu, w zabawie w chowanego, w muzyce?
Pamiętajcie, że filozofowanie nie polega na uczeniu się i powtarzaniu czyichś koncepcji. To umiejętność samodzielnego myślenia o świecie oraz ludziach, którą każdy z Was może rozwijać. Warto poświęcić się temu zajęciu jeszcze przed wkroczeniem w dorosłość, a okazje do filozofowania można łatwo odnaleźć w codzienności.
Podczas moich spotkań z dziećmi i młodzieżą nieustannie zachęcam do wplatania filozofii w życie i edukację tam, gdzie tylko się da. Filozofia to więcej niż Wasza naturalna zdolność, to Wasza potrzeba. Bardzo pragniecie lepiej rozumieć świat. Dlatego kiedy pytaliście mnie, jakie tematy zamierzam poruszyć, pisząc drugi tom przygód Zosi, odpowiadałam zawsze: a jakie Was interesują?
Zapraszam do lektury, ponieważ spełniłam Wasze prośby.
Autorka
niej więcej od początku września Zosi doskwierał nie najlepszy humor i nie było to spowodowane rozpoczęciem nowego roku szkolnego. Akurat przejście do trzeciej klasy szkoły podstawowej napawało ją dumą, już w czasie wakacji czuła się w związku z tym ważna i dojrzała, choć niezbyt często myślała wówczas o nauce. Kiepski nastrój wynikał z rozpoczęcia roku, ale akademickiego, czyli studenckiego. Zosi bardzo się podobało, że jej starszy brat jest studentem, lecz jednocześnie tego nie znosiła. Budziło to podziw, ale i złościł ją fakt, że Filip nie mieszka już w domu z rodziną i po zakończeniu wakacji wraca do Krakowa, by tam się uczyć.
– Weź, Zośka, nie rób do mnie min za każdym razem, kiedy mnie mijasz na schodach! – burknął chłopak do siostry, gdy wróciła w środę ze szkoły.
Na widok Filipa siedzącego przed domem z książką na kolanach Zosia ostentacyjnie rzuciła hulajnogę na trawnik i z wysoko podniesionym nosem próbowała przejść obok brata bez słowa.
– Nie robię min! – odparła z pretensją, tak naprawdę ciesząc się jednak, że przykuła uwagę brata. – To moja całkiem zwyczajna mina, sama z siebie tak wyglądam. Widziałeś swoją twarz w lustrze? Ja ci nie mówię, żebyś tak nie wyglądał!
– Już dobrze. – Filip się uśmiechnął, chcąc rozładować napięcie. – Przyznaj, że ci smutno.
Zosia głośno westchnęła i bez słowa weszła do domu, kierując się od razu w stronę kuchni. Rodziców nie było, ale w domu unosił się apetyczny zapach obiadu, zostawionego na patelni pod przykrywką. Zosia ze smętną miną przekładała makaron z warzywami na talerz, by podgrzać w mikrofalówce swoją porcję.
Teraz dziewczynka siedziała przy kuchennym stole i bez humoru jadła posiłek. Chwilę wcześniej brat uświadomił jej, że nie jest tak naprawdę zła, tylko smutna. Postanowiła więc oddać się smutkowi tak bardzo, jak tylko potrafiła i w tym celu starała się nie myśleć o niczym, co mogłoby ją rozweselić, nawet o porannym widoku kotki polującej na muchę w łazience.
Kiedy Filip przysiadł się do siostry, stawiając na stole dwie szklanki kompotu, Zosia zagadnęła pierwsza.
– Nie musisz się przypadkiem uczyć? – odezwała się niezbyt przyjemnym tonem, chcąc dać do zrozumienia, że niekoniecznie ma ochotę rozmawiać, choć tak naprawdę miała.
– A ty nie musisz? – odwzajemnił się student, próbując trochę przedrzeźniać sposób wyrażania się Zosi.
– Na razie nie – odparła wyniośle. – Wcale nie jest tak trudno w tej trzeciej klasie, wyobraź sobie – oświadczyła.
– A co tam słychać u Ani? I u innych koleżanek?
Zosia się nieco ożywiła.
– Ania była na wakacjach we Włoszech, Matylda w Grecji, a Józia… – Dziewczynka zerknęła ukradkiem na Filipa i znowu posmutniała. – Józia będzie miała młodszego brata. Przynajmniej będzie z nią mieszkał i jeśli już, to ona się wyniesie z domu za kilka lat…
– Za kilka lat? Tak szybko? – Filip się uśmiechnął. – Czekaj, czekaj… ile wy teraz macie? Siedem, osiem lat? – podpuszczał dziewczynkę.
– No wiesz!? – Zosia wyprostowała się gwałtownie, zrzucając z widelca kawałek papryki. – Ja już miałam urodziny w tym roku, gdybyś nie zauważył!
– A ja dopiero będę miał. Pamiętasz kiedy? – spokojnie zapytał Filip.
– Czy pamiętam?! – Zosia wstała, spojrzała na brata wyzywająco i po chwili odparła: – Nie. Przepraszam cię bardzo, mam dużo na głowie i nie mam zaprogramowanego… spisu wszystkich spraw… wszystkich ludzi! – cedziła niepewna, jak w elegancki sposób wybrnąć z niezręcznej sytuacji. – Ale… ale pamiętam, że to jest jesienią!
– Rozumiem, wiem, że nie masz na nic czasu – wyzłośliwiał się Filip. – Nie gniewam się. A urodziny mam w ten piątek.
– Naprawdę? – Zosia nie mogła uwierzyć, że to wydarzenie nie stanowi obecnie tematu numer jeden w domu. Kiedy zbliżają się jej urodziny, nie ma takiej możliwości, by ktoś, kto choćby na chwilę znalazł się w pobliżu dziewczynki, nie usłyszał o tym, jaki dzień nadchodzi. Filip jednak milczał na ten temat i rodzice również. – Nie będzie przyjęcia? – zapytała Zosia rozczarowanym głosem. – Chyba gdyby się szykowało, zorientowałabym się?
– Nie, w domu nie. Wychodzę z kolegami, to będzie dla mnie przyjęcie. Wiesz, gdy już się przeżyje trochę tych urodzin, to przestaje to być aż tak niezwykłe co roku – podsumował, wiedząc, że trochę tym siostrę rozdrażni, ale nie mógł się powstrzymać.
Zosia zmierzyła brata groźnym wzrokiem, po czym hałaśliwie odłożyła talerz do zmywarki i zamaszystym krokiem chciała się oddalić. Zatrzymała się tylko na chwilę w progu kuchni.
– Nie dość, że już tutaj nie mieszkasz, to jeszcze urodziny obchodzisz beze mnie! – Tupnęła nogą.
Rozgoryczona poszła do swojego pokoju, z górnego piętra domu dało się usłyszeć trzaśnięcie drzwiami.
Miała po obiedzie szybko odrobić lekcje, ale zamiast tego zapatrzyła się na swoje ludziki Lego, rozsypane na biurku pomiędzy szkolnymi przyborami. Zaczęła się nimi bawić, szepcząc pod nosem ich wyobrażone rozmowy i nawet nie zauważyła, jak minęło półtorej godziny, a przez biurko przetoczyła się długa i skomplikowana fabuła. Zosia jako reżyser zabawy przeniosła małe ludziki w dorosłe, bardzo odpowiedzialne i ciekawe życie: bohaterowie uczyli się lub pracowali, robili zakupy i podróżowali, spotykali się i przesiadywali w restauracjach, chodzili do kina i na dyskoteki. Wreszcie ocknęła się i zauważyła, że słońce za oknem wydaje się być już znacznie niżej.
Niedługo dzień będzie trwał krócej, pomyślała i poszła poszukać Filipa. Znalazła go tam, gdzie wcześniej. Nadal wpatrywał się w książkę, a oprócz tej, którą miał na kolanach, Zosia zauważyła stosik innych leżących obok w nieładzie.
– Czego się tam uczysz?
– Oj, Zośka… – student westchnął. – Szkoda mówić, w poniedziałek mam egzamin, który oblałem już dwa razy… – wyznał z żalem. Wyglądał na zmęczonego.
– Czym oblałeś? – zapytała siostra niepewnie, a Filip się roześmiał.
– Przepraszam – powiedział, obejmując czule siostrzyczkę, która się do niego przysiadła. – Oblałem to znaczy: nie zdałem. Tak się mówi, kiedy się nie zda egzaminu. Nie zda, czyli dostanie się jedynkę. I trzeba zdawać jeszcze raz.
– Ojej… – mruknęła Zosia. – Jeszcze nigdy nie dostałam jedynki. Jak to jest?
– Niezbyt fajnie, ale tak bywa. Cóż, ciesz się trzecią klasą, póki w niej jesteś, potem będzie coraz trudniej.
Te słowa pogłębiły smutek Zosi tak, że aż opuściła głowę niżej. Zapatrzyła się na mrówki, maszerujące pomiędzy przecinającymi kostkę brukową źdźbłami trawy, i wspominała wakacje w górach, kiedy to z Filipem oglądali olbrzymie mrowisko. Wydawało się wtedy, że tak daleko jest jeszcze do września, a tutaj nie tylko wrzesień już nadszedł, ale powoli przemija i zaraz ustąpi miejsca październikowi, a wtedy Filip wyjedzie.
– Przyszłam do ciebie, bo chciałam zapytać, czy pójdziesz ze mną na spacer. Niedługo dni będą krótsze… – powiedziała, udając obojętny stosunek do własnej prośby. – Ale pewnie jesteś zajęty.
– Przejdźmy się, tego sobie nie mogę odmówić.
– Naprawdę? Myślałam, że powiesz, że nie masz czasu – dąsała się.
– Każdy ma tyle samo czasu, ale to od człowieka zależy, na co ten czas wykorzystuje. Rzeczywiście, często mamy obowiązki, które nie mogą poczekać, i wtedy zajmujemy się nimi w pierwszej kolejności i mówimy, że nie mamy czasu na zabawę.
– To właśnie widzę, że masz obowiązek się uczyć.
– Ale mam wystarczającą ilość czasu do egzaminu, by zrobić przerwę i odpocząć. Teraz zamiast wieczorem. To moja decyzja, żeby wybrać spacer w tej chwili. Za to wieczorem znowu się pouczę, zamiast odpocząć – odparł bez namysłu Filip i podniósł się energicznie, po czym natychmiast zgiął się wpół i zajęczał.
– Co się stało? – Zosia się wystraszyła.
– Oj, nic… – Śmiał się chłopak, jęcząc. – Stary już jestem, coś mi zazgrzytało w plecach i zabolało, chyba za długo siedziałem bez ruchu. No. Już mi lepiej, chodź, mała.
– Mała – powtórzyła pogardliwie Zosia, wstając i podążając za bratem. – Mam prawie dziesięć lat! A ty nie myśl sobie, że jesteś taki stary, jest dużo ludzi starszych od ciebie i się nie chwalą! – oburzała się.
– Młodsi od ciebie też są na świecie, a jednak denerwujesz się, gdy ktoś ci mówi, że jesteś mała. To takie złe być małą? Ja bym się nie obraził, gdybym miał trochę mniej lat… Teraz już nie będę mógł mówić o sobie „nastolatek”.
– Ja też nie mogę, tylko że ja jeszcze nie mogę – Zosia położyła nacisk na słowo „jeszcze” – a ty już nie będziesz mógł! – popisała się, dumna ze swojego spostrzeżenia, i nabrała nieco pogody ducha.
Szła z bratem wzdłuż jednej z ulic miasteczka, raz po raz wskakując na krawężnik i próbując utrzymać na nim równowagę, co nie było łatwe, bo Filip swoimi długimi nogami narzucał szybkie tempo marszu. Zosia zawsze gdy z nim spacerowała, przechodziła trening sprawności fizycznej.
– Na twój jeden krok ja muszę zrobić kilka swoich kroków! – Zezłościła się wreszcie. – Zwolnisz trochę?
– Nie.
Filip postanowił podokuczać siostrze i przyspieszył, a chwilę później rodzeństwo skręciło z chodnika w polną ścieżkę i zaczęło się ścigać. Wyścig, który zresztą nie miał określonego punktu mety, zamienił się w zabawę w berka. Filip umiał szybciej się przemieszczać, ale Zosia była bardziej zwinna. Zabawa zakończyła się, gdy starszy brat złapał siostrzyczkę i bezlitośnie wrzucił ją w leżącą pod jaworem stertę liści. Kiedy pokonana uczestniczka tej walki wygramoliła się z pułapki, oprawca był już daleko, wciąż biegnąc i chichocząc, na co Zosia zareagowała bardzo dojrzale.
– Wstydź się! Narobiłeś bałaganu, a pan Janek pewnie te liście grabił przez cały dzień!
Spojrzała na ostatni dom przed lasem, dom pana Janka, który chwilę wcześniej minęli, po czym otrzepała się i zaczęła ramionami zagarniać rozsypane wokół liście, by nikt się nie pogniewał za ten wybryk.
Filip, widząc to, zawrócił i pomógł siostrze.
– Jak to jest, że jesteś czasem taka poważna i odpowiedzialna, a masz tak dziecinnego dużego brata? – zaczepił dziewczynkę.
– Nie wiem, nie wiem. – Zosia westchnęła, uznając widocznie, że usłyszała właśnie coś zupełnie oczywistego. – Ale tata często mówi, że jest czas na zabawę i czas na obowiązki.
– A na co czas jest teraz?
– Musimy sami zdecydować – odparła Zosia – bo niedługo się ściemni, jutro rano pójdę do szkoły i nie będziemy się widzieć. Mamy mało czasu. Wyjedziesz i nie będę cię widywać. Rodzice często mówią, że czas szybko leci i zgadzam się z nimi. A ty?
– Słyszałaś kiedyś takie powiedzenie, że szczęśliwi nie liczą czasu?
Zosia zamyśliła się.
– Nie, chyba nie słyszałam – odpowiedziała. – Czy to znaczy, że ten, kto nie musi się spieszyć, jest szczęśliwy?
– A myślisz, że nie liczyć czasu oznacza nie spieszyć się?
– A oznacza?
– Ty powiedz.
– Oj, Filip – jęknęła Zosia – wytłumacz mi, nie każ myśleć.
Filip zbył tę prośbę milczeniem. Zosia znowu westchnęła.
– Gdy się zbieram rano do szkoły, tata wyznacza mi czas, czyli tak jakby go liczy. Kiedy mnie wyciąga z łóżka, od razu oznajmia: „Masz godzinę do wyjścia z domu”. I nie, nie jestem wtedy szczęśliwa. Może gdyby nie liczył czasu, tobym była? Ale wtedy bym się spóźniała. I miałabym kłopoty, nie byłabym szczęśliwa – rozważała Zosia. – Dlatego tata cały czas pilnuje: pół godziny do wyjścia. A potem dziesięć minut do wyjścia. A potem…
– I akurat wtedy, kiedy zauważasz, że jeszcze nie spakowałaś plecaka, to słyszysz: pięć minut do wyjścia – zakończył Filip.
– A skąd to niby wiesz? Przecież jeszcze śpisz o tej porze.
– Nie zawsze. Często budzę się wcześniej od ciebie, ale nie wychodzę z pokoju, tylko biorę się do nauki, bo wczesnym rankiem najlepiej się koncentruję. I wszystko słyszę – podsumował z satysfakcją, a Zosia jeszcze raz westchnęła.
Otrzepali się z liści, szli polną ścieżką przez chwilę w ciszy i zamyśleniu.
– Pamiętam, gdy ja byłem w twoim wieku – podjął na nowo Filip. – A właściwie to nie w twoim wieku, tylko troszkę starszy, zacząłem jeździć autobusem do liceum.
– To całkiem dużo starszy…
– No, ale daj skończyć. Często spóźniałem się na autobus i przez to również na lekcje. Rodzice złościli się, że zostawiam wszystko na ostatnią chwilę: spakowanie się, umycie zębów, toaletę…
Zosia zachichotała.
– Zawsze miałem takie poczucie – kontynuował chłopak – że jestem gotowy do wyjścia, tylko szybko umyję zęby, raz dwa wrzucę podręczniki do plecaka, zdążę zjeść. Tak jakby każda z tych czynności nie zabierała kolejnych sekund. Odkładałem robienie różnych rzeczy na ostatnią chwilę, zagapiałem się tak, jakby zegar się zatrzymywał specjalnie dla mnie po to, żebym przygotował się do szkoły w takim tempie, jak mi się podoba. Ale tak nigdy nie jest, zegarki się nie zatrzymują.
– A gdy się im wyczerpią baterie?
– To wskazówka może się zatrzymać, ale czas, ten prawdziwy czas ciągle płynie.
– Płynie…?
– Tak, nieustannie. Bywa, że się o tym zapomina.
– Czyli nie liczy się czasu? Jak szczęśliwi ludzie?
– Być może. – Filipa troszkę zaskoczyła błyskotliwość dziewczynki. – Dopiero z czasem nauczyłem się… – chłopak przerwał na chwilę i dokończył z uśmiechem: – Z czasem nauczyłem się dobrze organizować swój czas i zrozumiałem, że czas płynie przez cały czas.
Zosia zatrzymała się, Filip zrobił trzy kroki więcej i również przystanął, odwrócił się. Patrzył na siostrę i czekał, co ona powie.
– Możesz powtórzyć? – poprosiła.
Zrezygnowali ze skręcenia do lasu, robiło się mrocznie. Dyskusja na temat czasu chwilowo znudziła Zosię, Filip zorientował się w pewnym momencie, że siostrzyczka nie bardzo go słucha. Poważna rozmowa zmieniła się w swobodną pogawędkę na tle różowiącego się nieba. Kiedy przechodzili koło dzikiej gruszy, poczęstowali się jej owocami.
– Kocham schyłek lata. – Filip się rozmarzył, zrywając soczysty przysmak z drzewa rosnącego na miedzy.
Zosia spojrzała na brata ukradkiem i uśmiechnęła się półgębkiem.
– Jakiś ty romantyczny – zachichotała, a Filip się zaczerwienił i by rozładować atmosferę, lekko pociągnął siostrę za krótki koński ogonek z tyłu głowy.
– Aua! Hej, bo ja zapuszczam włosy, nie szarp! – zezłościła się dziewczynka. – Wiesz, ile to trwa?!
Filip nie odpowiedział od razu, ale po chwili postanowił znowu sprowokować Zosię do myślenia.
– Widzisz, jak całe nasze życie zaklęte jest w czasie?
– Zaklęte…? – Zosi spodobało się to bajkowe słowo.
– Gdyby nie upływ czasu, nie nadeszłaby jesień. Czy wtedy liście zaczęłyby zmieniać kolory i opadać? I bym cię w nie wrzucił?
Zosia mimowolnie obejrzała się za siebie w kierunku jaworu, pod którym wcześniej napsocili z bratem.
– Gdyby nie upływ czasu, to moje włosy by nie odrosły?! – zapytała z przejęciem, czując się tak, jakby te ukochane włosy zjeżyły się jej jak kotu. – Oj, nie… nie chciałabym zatrzymać czasu i zostać w tej fryzurze, znudziła mi się już.
– Nie chciałabyś? A ja myślałem, że właśnie tego chcesz. Zatrzymania czasu.
– Dlaczego?
– Bo złościsz się na mój wyjazd.
– Na wyjazd, nie na czas…
– Niestety, nie da się oddzielić jednego od drugiego. Nowy rok akademicki musi nadejść w październiku, tak jak wakacje musiały minąć. Twój nowy rok szkolny już zaczął się we wrześniu. Mój egzamin poprawkowy nadejdzie w poniedziałek. Mogę cieszyć się wrzucaniem cię w liście teraz, ale ta chwila minie i doczekam się tego poniedziałku, czy tego chcę, czy nie.
Zosia zamyśliła się, a Filip nadal tłumaczył:
– Wiesz, jak to jest czekać na coś, co cię cieszy? Jak twoje urodziny?
– Wiem, ale ty chyba nie, bo się jakoś nie cieszysz ze swoich urodzin.
– No właśnie. Ty co roku wiercisz się i wariujesz: nie mogę się doczekać! – przedrzeźniał chłopak, a Zosia spojrzała na niego krzywo, ale mu nie przerwała. – Przecież te urodziny też są czymś, co nastąpi. Tu też działa reguła, dzięki której czas się nie zatrzymuje! Nie da się tego przyspieszyć, ale to się przecież stanie, a wy, dzieciaki…
– Już wiem! – przerwała bratu nagle Zosia, która nie zauważyła jego złośliwej uwagi. – Trzeba było nie wyjeżdżać na studia w ogóle! – zawyrokowała. – Gdybyś tu ciągle mieszkał, to czas może sobie płynąć, proszę bardzo.
– Dobrze. W takim razie zostaję, nadal mieszkam u rodziców, i ty też. I co dalej?
– Jest cudownie! Nic się nie zmieni!
– Ty też?
– Ja?
– Tak, czy ty nie zmienisz się z upływem czasu? Nie dojrzejesz, nie skończysz trzeciej klasy, szkoły podstawowej, później średniej?
– Skończę…
– A potem? Co będzie za… dziesięć lat? Zostaniesz tą samą małą dziewczynką, która ma starszego brata Filipa? Czy ten Filip nadal będzie miał dwadzieścia lat?
– Masz jeszcze dziewiętnaście…
– Jeszcze. Zaraz już nie będę miał. Potem nie będę miał już nawet dwudziestu, tylko coraz więcej. A ty dojrzejesz i będziesz mieć inne cele w życiu niż zabawa, spacery… Może zapragniesz zostać lekarką, malarką albo w ogóle wyjechać na inny kontynent?
– Ale przecież wciąż będę sobą!
– Sobą, ale inną: bogatszą o mnóstwo nowych doświadczeń i przemyśleń. Wszystko, co przeżywasz, jak ta gonitwa przed chwilą albo rozmowa teraz, jak obserwowanie nieba i jedzenie gruszek, buduje ciebie. Przyszłą ciebie.
– Przyszłą mnie?
– Tak, ciebie z przyszłości. Późniejszą ciebie, chociaż tą samą. – Filip się uśmiechnął. – Nasze doświadczenia tworzą naszą osobowość. A to odbywa się w czasie, musi trwać, nie może nastąpić w jednej chwili.
– Dziwne słowo: osobowość. Nie słyszałam go wcześniej. – Zosia nagle wpadła w gorszy nastrój i usiłowała skończyć rozmowę. Ruszyła szybszym krokiem w kierunku domu, oczekując, że Filip pójdzie za nią. – Wracajmy już. To smutne, że było tak fajnie, ale minęło. Już nie wróci dokładnie ta sama chwila – rozmyślała głośno.
Dogonił ją, stawiając duże kroki. Przez chwilę szli w milczeniu. Filip widział, że Zosia jest zamyślona, i czekał, aż sama podzieli się refleksjami.
Zgodnie z oczekiwaniami chłopaka Zosia odezwała się pierwsza. Dreptała szybko, starając się jak zwykle nadążyć za bratem.
– Też tak masz, że czasem bawisz się fajnie w jakąś zabawę, no nie wiem… na przykład w jazdę na obrotowym krześle na korytarzu w akademiku, widziałam filmik – znacząco spojrzała na brata – i zapamiętujesz to, ale gdy próbujesz się bawić w to samo drugi raz i chcesz, by znów było tak super, jak za pierwszym razem, to już nie jest?
– Tak, odkryłem to, gdy byłem w twoim wieku – zapewnił Filip. – Ale ciągle próbowałem powtarzać pewne chwile. Na przykład skoki ze stogu siana to była jazda! Raz, gdy ciebie jeszcze nie było na świecie, urządziliśmy u wujka taką zabawę, że nie umiem tego opisać… Nie wiem, co było tak cudowne i śmieszne tego dnia, bo bardzo chciałem przeżyć to jeszcze raz, były ze mną te same osoby i niby robiliśmy te same rzeczy, ale już nie było tak fajnie jak wtedy. Próbowałem zrozumieć, co zrobić, by powtórzyć tamten dzień, szukałem sposobu…
– Naprawdę? Też tak czasem mam z dziewczynami! – gorączkowała się Zosia i bardzo chciała opowiedzieć o jednej z ulubionych przygód, ale Filip ją powstrzymał, by za bardzo nie odbiegać od tematu.
– Teraz już rozumiem, że to nie ma sensu – wyznał.
– Ach, dlaczego?
– Panta rhei – zuchwale wypowiedział się student.
– Och, to nie jest dobry moment na wymądrzanie się i wkurzanie mnie!
– Wszystko płynie.
– Płynie? Jak woda czy jak czas?
– Właśnie, to ciekawe, co mówisz… Woda. Czas płynie i rzeka też. Idź nad rzekę, może być ta w parku, za placem zabaw. Spójrz na nią. Potem wróć do niej następnego dnia. Będzie taka sama?
– No… tak, o ile w nocy nie będzie burzy i nie zwali się na nią gałąź urwana przez piorun – wykombinowała Zosia – i nie zrobi mostku przez rzeczkę – dodała wesoło.
– To teraz uważnie posłuchaj. Nawet jeśli nie wpadnie w jej nurt żaden przedmiot, to nie będzie taka sama. Wiesz dlaczego?
Zosia przystanęła i spojrzała na brata wyczekująco.
– Już całkiem inne krople będą przepływać przed twoimi oczami, nie te same. Te krople wody, które obserwowałaś dzień wcześniej, odpłyną już daleko.
– Niesamowite. – Zosia próbowała sobie wyobrazić taką pojedynczą podróżującą kroplę. – Te krople już mogą nawet wyparować i stać się chmurami, prawda?
– Tak, bo wokół nas nieustannie wszystko się zmienia, płynie.
– Świat jest jak rzeka – rozmarzyła się Zosia.
– Jakaś ty romantyczna – przekomarzał się Filip, a Zosia próbowała go szturchnąć, ale zrobił unik i dziewczynka prawie się przewróciła.
– A gdyby zbudować tamę i zatrzymać rzekę? Lub zebrać wodę do wiaderka i zostawić w spokoju… – Zosia wpadła nagle na pomysł.
– To ta woda i tak będzie się zmieniać. Wyparuje, odfrunie, przyleci inna chmura, znowu spadnie deszcz… I różne małe żyjątka w tej wodzie będą robić swoje, one też zmienią tę wodę. Tama może zatrzymać bieg rzeki, ale nie da się zatrzymać całego świata.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki