Nie poślubię milionera - Sarah Morgan - ebook

Nie poślubię milionera ebook

Sarah Morgan

4,0

Opis

Romantyczna archeolog Lily Rose pragnie miłości, rodziny i gromadki dzieci. Kolejne rozczarowanie mężczyzną, który ją oszukał, nie zniechęca jej. Jednak by wyleczyć zranione serce, potrzebuje przelotnego romansu. Najlepszym kandydatem wydaje się jej szef Nik Zervakis, grecki playboy i milioner, w którym na pewno nigdy się nie zakocha i za którego nigdy nie wyszłaby za mąż…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 152

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (114 oceny)
46
37
21
9
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dalia00

Nie oderwiesz się od lektury

warto przeczytać, opisy są cudowne
00
AgnieszkaZz122

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa, dobrze napisana, polecam.
00
Mgm25

Dobrze spędzony czas

Słodka historia
00

Popularność




Sarah Morgan

Nie poślubię milionera

Tłumaczenie

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Lily naciągnęła kapelusz, by osłonić oczy przed gorącym greckim słońcem, i łyknęła wody z butelki. Usiadła na spieczonej ziemi, podczas gdy jej przyjaciółka oczyszczała z grudek ziemi starannie oznaczony fragment rowu.

‒ Jeśli kiedykolwiek wspomnę o miłości, możesz mnie tu zakopać.

‒ To komora grzebalna. Wrzucę cię tam, jeżeli chcesz.

‒ Wspaniały pomysł. „Tu spoczywa Lily, która strawiła życie na studiowaniu dziejów gatunku ludzkiego i nie potrafiła zrozumieć mężczyzn”.

Spojrzała ponad ruinami starożytnego miasta Aptery. Za ich plecami połyskiwało w upale piękno Gór Białych, a przed nimi rozciągał się migotliwy błękit Morza Kreteńskiego.

Brittany usiadła i otarła pot z czoła.

‒ Przestań się zadręczać. Ten facet to kłamliwy szczur. – Zerknęła ku grupie mężczyzn pogrążonych w rozmowie. – Na szczęście leci jutro do Londynu do swojej żony. Niech Bóg ma w opiece tę kobietę.

‒ Nie wypowiadaj słowa „żona”. Czuję się koszmarnie.

‒ Powiedział ci, że jest singlem. To on kłamał. Jutro już nie będziesz musiała na niego patrzeć, a ja nie będę miała ochoty go zabić.

‒ A jeśli ona się dowie i zechce się rozwieść?

‒ Będzie miała szansę życia z kimś lepszym. Zapomnij o nim.

Jak mogła zapomnieć, skoro wciąż o tym myślała?

Czy tak bardzo pragnęła znaleźć kogoś wyjątkowego, że zignorowała znaki widoczne gołym okiem?

‒ Planowałam naszą przyszłość. Mieliśmy w sierpniu objechać wyspy greckie. Zanim wyjął z portfela zdjęcie rodzinne zamiast karty kredytowej. Te tulące się do niego dzieciaki. Jak mogłam popełnić tak koszmarny błąd w ocenie? Rodzina jest dla mnie świętością. Mając do wyboru rodzinę albo pieniądze, za każdym razem wybrałabym rodzinę. – Przyszło jej do głowy, że brakuje jej jednego i drugiego. – Nie wiem co gorsze: że w ogóle mnie nie znał czy że porównałam go ze swoją listą i wydał mi się doskonały.

‒ Z listą?

‒ Próba zachowania obiektywności. – Pomyślała o emocjonalnym ugorze, jakim była jej przeszłość, i doznała poczucia porażki. Czy tak miała wyglądać jej przyszłość? – Kiedy bardzo się kogoś pragnie, może to zakłócić proces podejmowania decyzji. Znam podstawowe cechy, jakimi musi się odznaczać mężczyzna, żeby zapewnić mi szczęście. Nie umawiam się z nikim, kto nie spełnia trzech warunków.

‒ Duży portfel, duże ramiona i duży…

‒ Nie! Jesteś okropna. – Lily się jednak roześmiała. – Po pierwsze musi być czuły. Po drugie musi być uczciwy, choć nie wiem, jak to sprawdzić. Myślałam, że profesor Ashurst też taki jest. Nie mówię już o nim „David”. – Zerknęła na archeologa, który ją olśnił. – Masz rację. To kłamliwy drań.

‒ Nazwałam go kłamliwym szczu…

‒ Nigdy nie wypowiem tego słowa.

‒ Powinnaś. Ma moc terapeutyczną. Ale nie mówmy o nim. Profesor Dupek to już historia, jak wszystko, co wykopujemy. Co jestem numerem trzecim na twojej liście?

‒ Wiara w wartości rodzinne. Teraz wiem, dlaczego mnie zmylił. Bo już miał rodzinę. Moja lista ma wyraźną skazę.

‒ Nie. Potrzebny ci jest bardziej wiarygodny test na uczciwość. I może powinnaś dodać do tej swojej listy określenie „singiel”. Musisz się odprężyć. Przestań szukać trwałego związku i zabaw się.

‒ Mówisz o seksie? Nic z tego. Muszę być w facecie zakochana, żeby z nim sypiać. Jedno z drugim jest w moim przypadku nierozerwalnie związane. A w twoim?

‒ Seks to seks, miłość to miłość. Jedno jest przyjemnością, drugiego należy za wszelką cenę unikać.

‒ Ja tak nie myślę. Coś ze mną nie tak.

‒ Wręcz przeciwnie. To nie zbrodnia pragnąć związku. Oznacza po prostu, że często łamiesz sobie serce. – Brittany odsunęła włosy z czoła. – Co za upał, a jeszcze nie ma dziesiątej.

‒ To lato, w dodatku Kreta.

‒ Dałabym wszystko za kilka godzin spędzonych w domu. Nie jestem przyzwyczajona do takiej pogody.

‒ Całe lato kopiesz nad Morzem Śródziemnym.

‒ I jęczę każdego dnia.

Brittany wyciągnęła nogi, a Lily poczuła ukłucie zazdrości.

‒ Wyglądasz w tych szortach jak Lara Croft. Niesamowicie.

‒ Za dużo łażenia w poszukiwaniu pradawnych reliktów. Posłuchaj, nie myśl więcej o tym facecie. Wybierz się z nami wieczorem na oficjalne otwarcie nowego działu muzeum archeologicznego, a potem spenetrujemy bar na wybrzeżu. Profesora tam nie będzie, więc zapowiada się wspaniały wieczór.

‒ Nie mogę. Rano dzwonili z agencji zatrudnienia i zaproponowali mi sprzątanie.

‒ Jesteś magistrem archeologii. Po co ci te fuchy?

‒ Muszę spłacić studia. Zresztą uwielbiam sprzątać. To mnie odpręża.

‒ Uwielbiasz?!

‒ Nie ma to jak doprowadzić czyjś dom do porządku, choć szkoda, że wypadło akurat dzisiaj. Na pewno świetnie bym się z wami bawiła, ale skupię się na pieniądzach. Płacą ekstra. Sytuacja awaryjna.

‒ Sprzątanie to sytuacja awaryjna?

‒ Czasem. Właściciel postanowił nagle wrócić. Większość czasu spędza w Stanach. Wyobrażasz sobie? Ktoś jest tak bogaty, że nie potrafi się zdecydować, w której posiadłości chce nocować?

‒ Jak się nazywa?

‒ Nie wiem. Ochrona wpuści nas o wyznaczonej porze, a cztery godziny później moje konto powiększy się o znaczną sumę.

‒ Cztery godziny? Co to, pałac minojski?

‒ Willa. Mam dostać plan parteru. I nie wolno mi robić kopii.

‒ Plan parteru? – Brittany omal nie zachłysnęła się wodą. – Zaintrygowałaś mnie. Mogę iść z tobą?

‒ Jasne… sprzątanie czyjejś łazienki jest o wiele bardziej ekscytujące niż koktajl na tarasie muzeum, kiedy nad Morzem Egejskim zachodzi słońce.

‒ To Morze Kreteńskie.

‒ Geograficznie wciąż Egejskie, ale tak czy owak zamiast iść na przyjęcie, będę czyściła podłogę. Czuję się jak Kopciuszek. A ty? Zamierzasz kogoś poznać i rozbudzić uśpione życie miłosne?

‒ Nie mam życia miłosnego, tylko seksualne, które na szczęście nie jest uśpione.

‒ Może masz rację. Muszę wykorzystywać mężczyzn erotycznie zamiast traktować każdy związek poważnie. Byłaś jedynaczką? Nie chciałaś mieć rodzeństwa?

‒ Nie, ale dorastałam na małej wyspie. To tak, jakby się żyło w dużej rodzinie. Wszyscy o wszystkim wiedzieli.

‒ Miałaś szczęście. Ja byłam chorowitym dzieckiem i nikt nie mógł długo ze mną wytrzymać. Cierpiałam na koszmarną egzemę, zawsze chodziłam w bandażach. Nikt nie chciał dzieciaka, któremu coś dolega.

‒ Jezu, Lily, rozdzierasz mi serce, a nie jestem sentymentalna.

‒ Zapomnij o tym. Powiedz mi o swojej rodzinie.

Uwielbiała słuchać takich historii. Przypominały jej barwny sweter, którego sploty zapewniały ciepło i chroniły przed chłodnymi wichrami życia.

‒ Jesteśmy normalną amerykańską rodziną. Rodzice rozwiedli się, kiedy miałam dziesięć lat. Mama nienawidziła życia na wyspie. W końcu wyszła ponownie za mąż i przeniosła się na Florydę. Tata był inżynierem i całe życie pracował na platformach wiertniczych. Mieszkałam z babcią na Puffin Island.

‒ Była ci bliska?

‒ Bardzo. Umarła kilka lat temu, ale zostawiła mi chatę nad morzem, żebym miała dokąd wracać. – Wsunęła łopatkę w ziemię. – Babcia nazwała ten dom Domem Rozbitka. Mówiła, że jest dla ludzi zagubionych w życiu, nie na morzu. Wierzyła, że ma uzdrawiającą moc.

‒ Chętnie spędziłabym tam miesiąc. Muszę się uzdrowić.

‒ Czuj się zaproszona.

‒ Może skorzystam. Wciąż nie wiem, co robić z sierpniem.

‒ Wiesz, czego ci potrzeba? Seksu. Dla samej przyjemności, bez tych uczuciowych bzdur.

‒ Nie znam takiego. Zawsze się zakochiwałam.

‒ Więc znajdź sobie kogoś, w kim nie mogłabyś się nigdy zakochać. Kogoś, kto zna się na sprawach łóżkowych. Nie będziesz niczym ryzykować. – Urwała, kiedy zbliżył się do nich Spyros, archeolog z miejscowego uniwersytetu. – Odejdź, Spy, to rozmowa dziewczyn.

‒ Jak myślisz, dlaczego się do was przyłączam? To bardziej interesujące niż rozmowa, którą przed chwilą prowadziłem. – Podał Lily puszkę coli dietetycznej. – To nieudacznik.

‒ Wiem. Otrząsnę się z tego.

Kucnął obok niej.

‒ Mam ci pomóc? Słyszałem coś o seksie. Jestem do usług.

‒ Jesteś koszmarnym flirciarzem. Nie ufam ci.

‒ Nie musisz, chodzi przecież o seks. Potrzebujesz prawdziwego mężczyzny. Greka, który wie, jak sprawić, żebyś poczuła się kobietą.

Lily parsknęła śmiechem. Nie miała rodziny, ale miała przyjaciół.

‒ Zapominasz, że kiedy nie sprzątam willi bogaczy ani nie haruję tu za darmo, to pracuję dla najczystszego okazu greckiej męskości.

‒ No tak. – Spyros się uśmiechnął. – Nik Zervakis. Szef potężnego ZervaCo. Przedmiot fantazji każdej kobiety.

‒ Nie mojej. Nie ma dla niego miejsca na mojej liście.

Brittany pokręciła głową.

‒ Zdradź co nieco. Chcę wiedzieć o nim wszystko. Począwszy od stanu konta, a skończywszy na tym, skąd u niego tak wspaniałe mięśnie, które widziałam na jakimś zdjęciu.

‒ Niewiele o nim wiem. Jest genialny i onieśmiela wszystkich. Na szczęście spędza większość czasu w San Francisco albo w Nowym Jorku. Odbywam u niego staż od dwóch miesięcy i przez ten czas odeszły dwie jego asystentki.

‒ Dlaczego?

‒ Nie wytrzymały. Robota jest nieludzka, niełatwo też dla niego pracować. Patrzy na człowieka tak, że ma się ochotę zniknąć. Ale jest przystojny. Kobiety gadają o nim cały czas.

‒ Wciąż nie rozumiem, dlaczego tam siedzisz.

‒ Próbuję tego i owego. Mój grant badawczy kończy się w tym miesiącu. Nie wiem, czy będę mogła to ciągnąć. Muzeum nie płaci zbyt dobrze, nie chcę zresztą mieszkać w dużym mieście. Uczyć też nie mam zamiaru…

‒ Jesteś ekspertem w ceramice.

‒ To tylko hobby.

‒ Masz talent. Powinnaś się tym zająć.

‒ Nie wyżyje się z tego, a marzenia nie pokryją rachunków. Czasem żałuję, że nie studiowałam prawa, ale nie nadaję się do roboty biurowej. Nie radzę sobie z techniką. Popsułam ostatnio fotokopiarkę, ale warto mieć w CV wzmiankę o tym, że pracowało się dla ZervaCo. I zanim mi powiecie, że wykształcona kobieta nie powinna się dać zastraszać, to spotkajcie się z nim.

Spyros wstał.

‒ Wielu ludzi się go boi. Dla niektórych jest bogiem.

Brittany schowała do plecaka butelkę wody.

‒ Dla tych, którym płaci, albo dla kobiet, z którymi sypia.

Lily zaczęła się wachlować kapeluszem.

‒ Jego ochrona ma trzymać je od niego z dala. Nie wolno nam łączyć żadnych rozmów, które nie były wcześniej umówione.

‒ Więc jego ludzie chronią go przed kobietami? Niesamowite. – Brittany była wyraźnie zafascynowana.

‒ Podziwiam go. Podobno nigdy nie kieruje się uczuciami. Stanowi moje przeciwieństwo. Wie, co powiedzieć, i to w każdej sytuacji. Chcę być taka jak on.

Brittany wybuchnęła śmiechem.

‒ Żartujesz.

‒ Nie. Jest jak maszyna do lodu. Też zamierzam taka być. A wy? Czy kiedykolwiek się zakochaliście?

‒ Nie! – zaprzeczył zdecydowanie Spy, ale Brittany milczała.

‒ Brittany? Byłaś kiedykolwiek zakochana?

‒ Nie wiem. Może.

‒ Coś takiego. Twarda Brittany ulega sile miłości – zauważył Spy.

Lily zignorowała go.

‒ Dlaczego uważasz, że się zakochałaś? Jakieś konkretne powody?

‒ Wyszłam za niego.

Spyros parsknął śmiechem, a Lily gapiła się tylko.

‒ No, fakt, to dobry powód.

‒ To był błąd. Wielki, jak zawsze w moim przypadku. Możesz to nazwać miłosnym tornadem.

‒ Wygląda bardziej na huragan. Jak długo trwało?

Brittany wstała.

‒ Dziesięć dni. Przestań się uśmiechać, Spy, bo wylądujesz w tym rowie.

‒ Chciałaś powiedzieć: dziesięć lat – zauważyła Lily.

‒ Nie. Dziesięć dni. Przeżyliśmy miesiąc miodowy, nie mordując się nawzajem.

‒ Co się stało?

‒ Uczucia zaćmiły mi zdrowy rozsądek. Od tamtej pory nigdy się nie zakochałam.

‒ Bo się nauczyłaś, jak tego nie robić. Podrzuć kilka wskazówek.

‒ Nie mogę. Unikanie emocjonalnego zaangażowania stanowiło coś naturalnego po tej historii z Zachem.

‒ Seksowne imię.

‒ Seksowny szczur.

‒ Jeszcze jeden. Ale byłaś młoda, a to wiele tłumaczy. A ja nie mam tej wymówki, poza tym jestem niepoprawną recydywistką. Trzeba mnie zaprogramować na nowo.

‒ Niekoniecznie. – Brittany wsadziła łopatkę do plecaka. – Jesteś po prostu ciepła, przyjacielska i urocza. Facetom się to podoba.

‒ Poza tym wystarczy na ciebie spojrzeć, by wiedzieć, że wyglądałabyś wspaniale nago – wtrącił Spy.

‒ Ciepła, przyjacielska, urocza? Wspaniałe cechy, ale niekoniecznie u kobiety. Podobno można się zmienić. No cóż, zamierzam to zrobić. Nie zakocham się więcej. Pójdę za twoją radą i zafunduję sobie niezobowiązujący seks.

‒ Dobry plan. – Spy zerknął na zegarek. – Zdejmij ubranie, a ja załatwię nam pokój.

‒ Mało śmieszne. – Lily spojrzała na niego ze złością. – Zamierzam znaleźć sobie kogoś, kogo w ogóle nie znam i do kogo nic nie czuję.

Brittany nie była przekonana.

‒ W twoich ustach brzmi to jak przepis na klęskę.

‒ Będzie idealnie. Muszę tylko wyszukać odpowiedniego faceta, który nie ma nic wspólnego z moją listą, i uprawiać z nim seks. Musi się udać. Operacja Lodowa Dama.

Nik Zervakis stał obrócony plecami do swojego gabinetu, wpatrując się w błękitne morze i słuchając swego asystenta.

‒ Zadzwonił?

‒ Zgodnie z pańskimi przewidywaniami. Podziwiam pańską domyślność. Biorąc pod uwagę takie pieniądze, już dawno straciłbym nerwy.

Nik mógł mu powiedzieć, że chodzi głównie o władzę.

‒ Skontaktowałeś się z prawnikami?

‒ Spotykają się jutro rano z przedstawicielami Lexosa. Sprawa załatwiona. Gratulacje szefie. Amerykańskie media biją się o wywiad z panem.

‒ Najpierw trzeba podpisać umowę. Potem wydam oświadczenie, ale żadnych wywiadów. Załatwiłeś rezerwację w Athenie?

-- Tak, ale wcześniej jest oficjalne otwarcie nowego działu w muzeum.

‒ Zapomniałem. Masz harmonogram?

Asystent zbladł.

‒ Nie, szefie. Wiem tylko, że chodzi o zabytki minojskie.

‒ Mam wygłosić mowę?

‒ Liczą na kilka słów z pana strony.

‒ Owszem, ale bez związku z kulturą minojską. – Nik poluzował krawat. – Przedstaw plan.

‒ Vassilis podstawi samochód o szóstej piętnaście, zdąży pan pojechać do willi i się przebrać. Po drodze zabiera pan Christine. Stolik zarezerwowano na dziewiątą.

‒ Coś jeszcze?

‒ Dzwonił pański ojciec. Kilka razy. Poprosił mnie o przekazanie wiadomości.

‒ Czyli?

‒ Pragnie panu przypomnieć, że bierze ślub w przyszłym tygodniu. Sądzi, że pan zapomniał.

Nik wcale nie zapomniał.

‒ Jeszcze coś?

‒ Oczekuje pana na uroczystości. I mam panu przypomnieć, że rodzina jest najważniejsza.

Nik nie skomentował tego. Dlaczego czwarty ślub miałby stanowić powód do świętowania? Dowodził tylko, że ktoś nie pojął wcześniej trzykrotnej lekcji.

‒ Zadzwonię do niego z samochodu.

‒ Jeszcze jedno… powiedział, że jeśli się pan nie pojawi, to złamie mu pan serce.

Było to typowe ojca. Zbyt emocjonalne.

Niklaus podszedł do biurka.

‒ Możesz odejść.

Gdy drzwi się zamknęły za asystentem, znów odwrócił się w stronę morza. Nie był nawykły do introspekcji, a przeszłość miała znaczenie tylko o tyle, o ile wpływała na przyszłość. Oddawanie się od dawna ignorowanym wspomnieniom nie było przyjemnym doświadczeniem.

Dlaczego tak się przejmował kolejnym ślubem ojca?

Nie był już naiwnym dziewięciolatkiem, zdruzgotanym przez zdradę matki i stęsknionym za poczuciem ładu i bezpieczeństwa.

Nauczył się, jak samemu o nie zadbać. Emocjonalnie przypominał niezdobytą twierdzę. Nigdy by nie pozwolił, by jakiś związek zakłócił jego spokój. Nie wierzył w miłość, a małżeństwo było dla niego czymś kosztownym i bezsensownym.

Ojciec, skądinąd człowiek inteligentny, nie podzielał jego poglądów. Potrafił stworzyć imperium biznesowe, ale w życiu miłosnym nie kierował się intelektem. Nik pomyślał, że gdyby z podobną beztroską traktował interesy, już dawno by zbankrutował.

Ojciec każdy swój związek traktował z romantycznym optymizmem, całkowicie niewłaściwym dla człowieka żeniącego się po raz czwarty. Wszelkie prośby, by zachować rozwagę, były określane jako cyniczne.

Nik zastanawiał się, jakim cudem tak dobrze radzi sobie w biznesie, podczas gdy jego rodzina przypomina spaghetti, które rozbryznęło się na podłodze.

Tym razem nie poznał panny młodej i nie zamierzał tego robić. Śluby go przygnębiały. Dwoje ludzi płacących fortunę za kolejny błąd.

Lily postawiła torbę w marmurowym holu i niemal otworzyła usta ze zdumienia. Willa Harmonia stanowiła przykład najwyższego luksusu.

Wyszła na taras.

Ogród przecinały maleńkie ścieżki prowadzące ku pomostowi nad samym morzem.

Wyrwana z oszołomienia przez uporczywy sygnał komórki, wyjęła ją z kieszeni. Okazało się, że to właściciel firmy sprzątającej. Poinformował ją, że pozostali pracownicy ulegli wypadkowi i nie dotrą na miejsce.

‒ Och, czy są ranni?

Usłyszała, że nie, ale że wóz został skasowany. Zrozumiała, że cała robota spadnie na nią.

‒ Jak mam sobie sama poradzić?

‒ Posprzątaj część mieszkalną i główną sypialnię. Zwłaszcza łazienkę.

Nie mając wyjścia, włożyła słuchawki i nucąc w takt Czarodziejskiego fletu, który wybrała na tę okazję, zabrała się do pracy.

Ten, kto tu mieszkał, z pewnością nie miał dzieci. Wszystko było wyrafinowane i odznaczało się smakiem.

Podśpiewując, dotarła kręconymi schodami do głównej sypialni i stanęła jak wryta.

W małym i dusznym pokoiku, który dzieliła z Brittany, stało jedno łóżko, tak wąskie, że już dwa razy z niego spadła. To łoże natomiast mogłoby pomieścić sześcioosobową rodzinę. Ustawiono je tak, by można było podziwiać z niego nieprawdopodobny widok na zatokę. Lily próbowała sobie wyobrazić, jak by to było spać w czymś takim.

Upewniwszy się, że nie ma w pobliżu nikogo z ochrony, wzięła komórkę i zrobiła zdjęcie łóżka i krajobrazu za oknem. Potem przesłała Brittany esemesa.

„Pewnego dnia będę uprawiała seks w czymś takim”.

Brittany odpisała: „Mniejsza o łóżko, daj mi namiary na faceta, który jest jego właścicielem”.

Lily poszła do łazienki. Duża wanna stała tuż przy oszklonej ścianie z widokiem na ocean. Kiedy już uporała się z wanną i wielkim oknem, jej uwagę przyciągnęła kabina prysznicowa ze skomplikowanym panelem.

Wcisnęła z ciekawości jeden z guzików i sapnęła gwałtownie, gdy uderzył w nią potężny strumień zimnej wody. Wcisnęła czym prędzej inny guzik i znów naraziła się na kąpiel; nic nie widziała, ubranie kleiło jej się do ciała. Waliła na ślepo w guziki, oblewana na przemian gorącą i lodowatą wodą. W końcu udało jej się zatrzymać tę powódź. Osunęła się na podłogę, próbując złapać oddech.

‒ Nienawidzę techniki.

Zebrała włosy w gruby węzeł i wycisnęła. Potem wstała, ale jej uniform ociekał i przywierał do ciała. Pomyślała, że jeśli w tym stanie wyjdzie z łazienki, to wszystko zachlapie i znów będzie musiała sprzątać.

Zdjęła ubranie i stała w bieliźnie, wyżymając swoje rzeczy, kiedy usłyszała jakieś odgłosy dochodzące z sypialni.

Sądząc, że to ktoś z ochrony, pisnęła przerażona.

‒ Halo? Proszę przez chwilę nie wchodzić, bo jestem…

Znieruchomiała, gdy w drzwiach stanęła jakaś kobieta.

Prezentowała się nieskazitelnie: szczupłe ciało okrywała jedwabna sukienka o barwie koralu, usta były starannie umalowane.

‒ Nik? – rzuciła kobieta przez ramię. – Twój popęd seksualny jest legendarny, ale warto czasem pozbyć się dziewczyny, zanim sprowadzi się nową.

‒ O czym mówisz? – dobiegł z sypialni męski głos, który Lily natychmiast rozpoznała. Wiedziała już, kto jest właścicielem tej willi.

Po chwili stanął w drzwiach, a ona po raz drugi w życiu zobaczyła Nika Zervakisa. Miała wrażenie, że pędzi na łeb na szyję po stromym zboczu. Nie potrafiła sobie wyobrazić, by ktoś był bardziej przystojny i pociągający.

Stał na szeroko rozstawionych nogach, jakby widok niemal nagiej kobiety w jego kabinie prysznicowej nie robił na nim najmniejszego wrażenia.

‒ No i?

To wszystko, co miał do powiedzenia?

Przygotowana na jakiś koszmarny wybuch, Lily wydukała:

‒ Mogę wyjaśnić…

‒ Byłoby dobrze – oznajmiła lodowatym tonem kobieta.

‒ Jestem sprzątaczką…

‒ Jasne. Sprzątaczki zawsze lądują nagie pod prysznicem swojego klienta. – Obróciła się gniewnie do mężczyzny. – Nik?

‒ Tak?

‒ Kto to jest?

‒ Słyszałaś. Sprzątaczka.

‒ Kłamie. Była tu cały dzień i odsypiała ostatnią noc.

Zmrużył tylko ciemne oczy.

Lily przypomniała sobie, jak ktoś mówił, że Nik Zervakis jest najgroźniejszy, kiedy okazuje spokój, i spodziewała się lada moment wybuchu, ale kobieta nie podzielała jej obaw.

‒ Wiesz co? Pół biedy, że jesteś kobieciarzem, tylko dlaczego podoba ci się ktoś tak otyły?

‒ Nie jestem otyła. – Lily próbowała zakryć się mokrym kombinezonem. – Mój wskaźnik masy ciała jest w normie.

‒ Czy to z jej powodu spóźniłeś się po mnie? – spytała kobieta, jakby nie słyszała słów Lily. – Ostrzegałam cię, Nik, żadnych zagrywek. Nie daję nikomu drugiej szansy i jeśli nie zamierzasz się wytłumaczyć, to ja nie zamierzam prosić o wyjaśnienia.

Nie czekając na jego odpowiedź, wyszła z pokoju, stukając szpilkami.

Lily milczała zakłopotana.

‒ Zdenerwowała się.

‒ Tak.

‒ Czy… ona wróci?

‒ Mam nadzieję, że nie.

Lily chciała mu powiedzieć, że dobrze na tym wyjdzie, ale uznała, że posada jest ważniejsza od szczerości.

‒ Naprawdę mi przykro…

‒ Niepotrzebnie. To nie była pani wina.

‒ Gdyby nie doszło do wypadku, miałabym na sobie ubranie, kiedy się tu zjawiła.

‒ Do wypadku? Nigdy nie pomyślałem, że mój prysznic może komukolwiek zagrażać, ale widocznie się myliłem. – Popatrzył na rozlaną wodę. – Co się stało?

‒ Pański prysznic jest jak kabina jumbo jeta! I nie ma tu żadnych instrukcji!

‒ Ja ich nie potrzebuję. – Przesunął po niej spojrzeniem. – Wiem, jak obsługiwać własny prysznic.

‒ Nie miałam pojęcia, które guziki wciskać!

‒ I wcisnęła pani wszystkie? Radziłbym nie dotykać niczego w jumbo jetcie.

‒ To nie jest śmieszne. Nie wiedziałam, że wróci pan tak wcześnie.

‒ Przepraszam. Nie mam zwyczaju nikogo uprzedzać. Skończyła pani sprzątać czy mam pokazać, które guziki trzeba wcisnąć?

Lily starała się zachować godność.

‒ Pański prysznic jest czysty. – Pragnęła wyjść stąd jak najszybciej. – Jest pan pewien, że ona nie wróci?

‒ Tak.

Odczuwała ulgę i jednocześnie wyrzuty sumienia.

‒ Zniszczyłam kolejny związek.

‒ Kolejny? Często się to pani zdarza?

‒ Owszem. Proszę posłuchać… gdyby mogło to w czymś pomóc, to zadzwonię do swojego szefa, a on poręczy za mnie. – Urwała, uświadamiając sobie, co by to oznaczało: wyznanie, że była półnaga pod prysznicem.

‒ Radziłbym to przemyśleć. Chyba że pani pracodawca jest bardzo liberalny.

‒ Chciałabym jakoś to wszystko naprawić. Zepsułam panu randkę, choć nie wydaje mi się, by ta kobieta była sympatyczna. Poza tym jest koścista i dzieci nie lubiłby się do niej tulić. – Uchwyciła jego spojrzenie. – Śmieje się pan ze mnie?

‒ Nie, ale zdolność przytulania dzieci nie jest dla mnie najważniejsza, jeśli chodzi o kobiety. – Rzucił niedbale marynarkę na oparcie sofy.

‒ Tak z ciekawości, dlaczego się pan nie bronił?

‒ Po co?

‒ Mógłby się pan wytłumaczyć, a ona by panu wybaczyła.

‒ Nigdy się z niczego nie tłumaczę. Zresztą… udzieliła pani wyjaśnień.

‒ Nie uznała mnie za wiarygodnego świadka. W pańskich ustach brzmiałoby to bardziej przekonująco.

‒ Zakładam, że powiedziała pani prawdę. Jest pani sprzątaczką?

‒ Oczywiście.

‒ Więc nie mógłbym niczego dodać.

Nie przejmował się jakoś faktem, że go porzucono.

‒ Nie wydaje się pan zdenerwowany.

‒ Dlaczego miałbym być zdenerwowany?

‒ Większość ludzi tak reaguje, kiedy kończy się ich związek.

‒ Ja to nie większość.

‒ I nie jest pan ani odrobinę smutny?

‒ Nie. Musiałbym się przejmować, a ja się nie przejmuję.

Genialne, pomyślała. Dlaczego nie rzuciła tego w twarz profesorowi Ashurstowi, kiedy ją zranił i wyraził z tego powodu nieszczere współczucie?

‒ Przepraszam.

Rzuciła się do swojej torby i wygrzebała z niej notes.

‒ Co pani robi?

‒ Zapisuję pańskie słowa. Ilekroć jestem porzucana, nie wiem co powiedzieć, ale następnym razem będę wiedziała, zamiast wylewać morze łez.

Zaczęła bazgrać, zalewając kartkę wodą.

‒ Porzucenie… często się pani zdarza?

‒ Dość często. Zakochuję się i łamię sobie serce. Staram się przerwać ten cykl.

Żałowała tego wyznania; to był jej sekret.

‒ Ile razy była pani zakochana?

‒ Trzy.

‒ Cristo, niewiarygodne.

‒ Dzięki, poczułam się lepiej. Założę się, że nigdy nie był pan nieszczęśliwie zakochany.

‒ Nigdy nie byłem zakochany.

‒ Nigdy nie spotkał pan właściwej osoby.

‒ Nie wierzę w miłość.

Zatkało ją.

‒ Więc w co pan wierzy?

‒ W pieniądze, wpływy i władzę. Wymierne cele.

‒ Może pan zmierzyć władzę i wpływy?

Poluzował krawat.

‒ Jak najbardziej.

‒ Jest pan niesamowity. Będzie pan dla mnie wzorem. Nigdy nie jest za późno, żeby się zmienić. Od tej chwili też będą mi przyświecać wymierne cele. A tak z ciekawości, jaki chce pan osiągnąć cel w każdym związku?

‒ Orgazm.

Poczuła, jak się czerwieni.

‒ No tak, to było głupie pytanie. Potrafi pan okazywać bezlitosną obojętność, kiedy rzecz dotyczy związku. Też chcę taka być. Zalałam panu podłogę. Proszę uważać, bo się pan poślizgnie.

Opierał się o ścianę, wyraźnie rozbawiony.

‒ Tak pani wygląda, kiedy okazuje pani bezlitosną obojętność?

‒ No, jeszcze nie zaczęłam tego robić. Od tej chwili moje serce to kevlar. – Uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. – Uważa pan, że jestem szalona? To wszystko jest dla pana czymś naturalnym, ale nie dla mnie. To pierwszy etap mojej osobowościowej transplantacji. Chciałabym dokonać tego pod znieczuleniem i obudzić się jako ktoś inny, ale to niemożliwe, więc staram się robić to etapami.

Jej uwagę zwrócił wibrujący dźwięk.

‒ Pański telefon.

Wciąż się jej przyglądał.

‒ Tak.

‒ Nie odbierze pan? – Wstała z podłogi, przyciskając ręcznik do piersi. – Może to ona. Chce prosić o wybaczenie.

‒ Jestem tego pewien i dlatego nie odbiorę.

Lily była zachwycona.

‒ To właśnie pokazuje, dlaczego muszę być taka jak pan. Ja bym odebrała i oznajmiła, że wszystko w porządku.

‒ Ma pani rację. Przyda się pani pomoc. Jak pani na imię?

‒ Lily.

‒ Wydaje mi się pani znajoma. Spotkaliśmy się już kiedyś?

‒ Pracuję od dwóch miesięcy jako stażystka w pańskiej firmie. Dwa razy w tygodniu. Jestem drugą asystentką pańskiego osobistego asystenta.

To ja popsułam fotokopiarkę i ekspres do kawy, dodała w duchu.

‒ Spotkaliśmy się?

‒ Nie, widziałam pana tylko raz. Nie zliczę, ile razy chowałam się w łazience.

‒ W łazience?

‒ Wywalał pan pracowników. Nie chciałam się rzucać w oczy.

‒ Więc pracuje pani dla mnie dwa razy w tygodniu, a przez trzy jako sprzątaczka?

‒ Nie, tym się zajmuję tylko wieczorami. W dzień zajmuję się wykopaliskami.

Był wyraźnie zaintrygowany.

‒ Jest pani archeologiem?

‒ Tak. Ale nie zarabiam tyle, żeby spłacać pożyczkę studencką, więc muszę dorabiać.

‒ Ile pani wie o zabytkach minojskich?

‒ Więcej, niż powinna wiedzieć dwudziestoczteroletnia kobieta.

‒ Dobrze. Proszę się wysuszyć, a ja znajdę pani jakąś sukienkę. Otwieram dziś nowy dział w muzeum. A pani idzie ze mną.

‒ Nie ma pan dziewczyny?

‒ Miałem. A ponieważ to pani jest częściowo winna jej nieobecności, zajmie pani jej miejsce.

‒ Ale… muszę posprzątać willę.

Popatrzył na wodę pokrywającą podłogę łazienki.

‒ Zanim wrócimy, woda spłynie po schodach i umyje parter.

Lily parsknęła śmiechem. Miał poczucie humoru.

‒ Nie zwolni mnie pan?

‒ Więcej wiary w siebie. Zna się pani na artefaktach minojskich, a ja nie zwalniam ludzi przydatnych.

Zerwał z niej ręcznik, a ona została tylko w mokrej bieliźnie.

‒ Co pan robi? – pisnęła.

‒ Spokojnie. Nie jestem chyba pierwszym mężczyzną, który widzi panią półnagą.

‒ Nie lubię być oglądana w takim stroju, zwłaszcza gdy ktoś chudy jak szczapa powiedział, że jestem gruba… – urwała, gdy odszedł na bok. – Jeśli chciał znać pan moje rozmiary, mógł pan spytać!

Sięgnął po telefon i czekając na połączenie, przyglądał jej się z leniwym uśmiechem.

‒ Nie muszę pytać, thee mou. Już je znam.

ROZDZIAŁ DRUGI

Nik siedział rozparty, kiedy samochód przebijał się przez gęsty wieczorny ruch. Lily wierciła się niespokojnie.

‒ Panie Zervakis? Ta sukienka jest nieskromna. I prześladuje mnie koszmarna myśl.

‒ Proszę mówić mi Nik.

‒ Nie mogę. Byłoby to niewłaściwe, skoro pan mi płaci.

‒ Myślałem, że jest pani stażystką.

‒ Jestem. Płaci pan stażystom więcej od innych, ale to rozmowa na inną okazję. Wciąż dręczy mnie ta koszmarna myśl, tak przy okazji.

Nik z trudem oderwał spojrzenie od jej kuszących ust.

‒ Co to za myśl?

‒ Że pańska dziewczyna się dowie, że zabrał mnie pan dziś ze sobą.

‒ Dowie się.

‒ I nie przejmuje się pan?

‒ Niby dlaczego miałbym się przejmować?

‒ Bo nie wierzy, że jestem sprzątaczką. Myślała, że ja i pan… – Zaczerwieniła się. – Jeśli teraz zobaczy nas razem, to uzna, że kłamaliśmy, choć, sądząc po jej wyglądzie, ja nie jestem w pana typie.

‒ Martwi panią, że posądzi nas o uprawianie seksu? To takie straszne? Nie uważa mnie pani za atrakcyjnego?

‒ To jak spytać kobietę, czy lubi czekoladę.

‒ Niektóre kobiety nie lubią czekolady.

‒ Nie jedzą jej, ale to nie znaczy, że jej nie lubią.

‒ Więc jestem czekoladą? – Nie pamiętał już, kiedy ostatnio ktoś tak go bawił.

‒ Jeśli pyta mnie pan, czy mnie pan pociąga, a tym samym jest nieodpowiedni, odpowiedź brzmi „tak”. Pomijając to, że nie pasujemy do siebie, nie umiałabym się na tyle odprężyć, by uprawiać z panem seks.

Nik dostrzegł wyzwanie.

‒ Z radością…

‒ Nie. – Spojrzała na niego surowo. – Widziałam to pana zdjęcie w basenie. Nigdy nie mogłabym być naga w obecności mężczyzny o takim ciele. Stres zabiłby wszelką namiętność.

‒ Widziałem już panią w bieliźnie.

‒ Niech pan mi tego nie przypomina.