Niania lekkich obyczajów - Zuzanna Arczyńska - ebook + audiobook + książka

Niania lekkich obyczajów ebook i audiobook

Zuzanna Arczyńska

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Patrycja, Gośka, Iza i Agnieszka cztery kobiety, matki i sąsiadki - każda z innymi problemami dnia codziennego, ale wszystkie pragnące miłości i męskiej bliskości. 

Mieszkają w jednej kamienicy z Eweliną – młodą, atrakcyjną, tajemniczą i trochę zbyt, jak na ich gust, wyzwoloną panią do towarzystwa. 

Jednak to właśnie Ewelina w obliczu pandemii wykazuje się przytomnością umysłu i doskonałą organizacją, niosąc sąsiadkom pomoc w opiece nad dziećmi mieszkającymi w kamienicy. 

Niedługo jednak okazuje się, że wsparcie Eweliny nie ogranicza się jedynie do zapewnienia maluchom zajęć. 

Czy dzięki jej radom kobietom uda się ułożyć życie ? 

Czy tajemnice krążące wokół Eweliny zostaną rozwiązane? 

Intrygująca, trochę romantyczna i z pewnością mocno realistyczna powieść obyczajowa osadzona w codzienności pandemii covid 19.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 298

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 59 min

Lektor: Mirella Rogoza-Biel

Oceny
4,4 (95 ocen)
59
18
16
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dorcia1971

Nie oderwiesz się od lektury

super
20
Denis0311

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
Empaga

Nie oderwiesz się od lektury

niekonwencjonalna i ciekawa. pełna emocji i humoru. poley🔥👍
00
BOZROZM

Nie oderwiesz się od lektury

👍
00
Kalkafior

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00

Popularność




WYDAWNICTWO DLACZEMU

www.dlaczemu.pl

Dyrektor wydawniczy: Anna Nowicka-Bala

Redaktor prowadzący: Marta Burzyńska

Redakcja i korekta językowa: Renata Kumala

(www.korektytekstu.pl)

Projekt okładki: Agnieszka Korzeniewska

Konwersja do wydania elektronicznego

P.U. OPCJA

WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE

WARSZAWA 2021

copyright by Zuzanna Arczyńska 2021

Wydanie I

ISBN: 978-83-66521-17-9

Zapraszamy księgarnie i biblioteki do składania

zamówień hurtowych z atrakcyjnymi rabatami.

Rozdział 1

Patrycja

Kochanie!

Zacznę od dobrych wieści. Radzimy sobie świetnie, choć życie stanęło na głowie. Robimy wszystko, by ogarnąć tę sytuację. Nie jest łatwo, ale damy radę i będziesz z nas dumny. Mamy cudowną sąsiadkę, która zajęła się naszymi dziećmi w sposób, jakiego sobie nawet nie potrafiliśmy wyobrazić. Ewelina jest urodzoną organizatorką, świetną opiekunką, wspaniale dba o edukację naszych dzieci. Wyręcza nas w tym trudnym czasie w wielu sprawach. Właściwie istnieje tylko jeden mały problem. Ona jest dziewczyną do towarzystwa, no wiesz… dziwką. Tylko że teraz to nie jest ważne. I proszę Cię, Damian, nie kłóćmy się na ten temat! Nie ma Cię, więc nie decydujesz!

Kiedy wypływałeś w morze, do tego wielkiego mieszkania na strychu dopiero zwozili meble. Teraz mieszka w nim nasza Ewelinka. Studentka zarządzania. I daję głowę, zarządzać to ona potrafi wszystkim, nawet naszą zwariowaną blokową gromadką.

Ale od początku. Jak Ci już mówiłam przez ten cholerny satelitarny telefon, zanim nas rozłączyło, w środę nagle ogłosili, żeby nie wysyłać do szkoły dzieci. Niby jeszcze w czwartek i piątek można było je posłać na świetlicę, ale miałyśmy z dziewczynami mieszane uczucia. No bo po co posłać? Na świetlicę? Iza z Agą się wyluzowały, bo ich nastolatki same mogły zostać w domu, tylko co z maluchami? Obie z Gośką miałyśmy zagwozdkę, co zrobić z naszym drobiazgiem. Ja chciałam wysyłać Brunonka i Karolcię do świetlicy tak długo, jak się da, ale znasz Gochę. To panikara. A odkąd nie ma Zygmunta, zanim cokolwiek zdecyduje, sra ze strachu, bo jak mówi, każda decyzja to konsekwencje. Jej bliźniaki mogłyby zostać w domu, ale same, bo z Fabiankiem niczego dobrego z tego nie będzie. Nie wiem, jak można mieć tak różne dzieci z tym samym chłopem, no słowo daję. Osobno – każde anioł, a bliźniaczki to nawet anioły bis! Ale w komplecie… nic, tylko współczuć.

Problem był poważny, trzeba było działać. Wiesz, jak to my. Zrobiłyśmy sobie każda u siebie kawę, taką jak lubi, i zlazłyśmy się jak muchy przy tym naszym składkowym białym stoliczku, co go w tym roku jakoś tak wcześniej wystawiłyśmy z piwnicy do ogródka za kamienicą. Siedzimy i pomstujemy, na czym świat stoi. To znaczy Izka z Agniechą mniej, bo ich smarki przecież większe, więc się same ogarną, za to my z Gochą – czarna rozpacz. Ja to bym nawet to wolne na dzieciaki wzięła, bo się w końcu należy, ale wiesz, czy mnie potem nie zwolnią? Albo jak zapłacą? Z nimi nigdy nie wiadomo. Gośka to już całkiem z czarnej dupie, bo sama została z trojgiem. Miała półtora etatu, ale weź i się wtedy dziećmi zajmij. Ty wiesz, że ona ten towar w aptece po dwudziestej rozkładała? Dzieci spać, a sama do roboty. Istny cyborg!

Ale dość o Gośce. Siedzimy tak sobie i kawy nam ubywa. Ani Aga, ani Iza nie proponują, że ich cudowne nastolatki zajmą się naszymi maluchami, więc my też udajemy, że na to nie wpadłyśmy. Kawa się kończy, przynajmniej mnie, bo wiesz, że ja muszę gorącą, bo po zimnej mam zgagę. Żadna nic nie mówi, żebyśmy zaraz wykładu nie usłyszały o tym, że dzieci się dziećmi nie powinny opiekować, i to kategorycznie, bo kto weźmie za to odpowiedzialność?! Sam wiesz, takie brednie przewrażliwionych mamusiek. Przecież i mnie, i Ciebie starsze rodzeństwo wychowało i jakoś żyjemy, no ale weź i im to w twarz powiedz, to się zagotują. Te nastolatki teraz nic nie muszą, co z nich wyrośnie? No więc siedzimy i wymyślamy. Gośka już drze szaty, bo jak wyśle dzieciaki do szkoły, to będą gadać, że zła matka, ale i tak pójdą na świetlicę do końca tygodnia, bo nie ma wyjścia. Ja myślę podobnie, bo wiesz, raty na samochód, raty na mieszkanie… I jeszcze ten kredyt, co go wzięliśmy na wakacje. No strach się bać. A tu się odzywa Ewelinka, która w międzyczasie z miseczką pranka przyszła i dopasowuje klamerki do koloru skarpetek, żeby beżowe nie były przypięte jedna zieloną, a druga czerwoną, bo musi być ładnie. Wiesz, Damian, michę prania to się robi, dopiero jak się dzieci ma. I ona do nas tak po ludzku: „dziewczyny, przecież ja się mogę waszymi dziećmi zająć”. I sztos.

Izka tak się zakrztusiła, że jej kawa nosem do filiżanki wróciła. Pierwszy raz w życiu coś takiego widziałam, a pamiętaj, że w domu starców widać sporo. Agniecha zrobiła oczy jak pięć złotych, a my z Gochą… mordy się nam uśmiechnęły, spojrzałyśmy po sobie i nagle przestała nam przeszkadzać praca zarobkowa Ewelinki. (Ja to nawet postanowiłam, że będę jej mówić „cześć”, jak ją spotkam na ulicy. Przynajmniej do czasu, kiedy jej pomoc będzie dla nas niezbędna). Nie będę Cię zapewniać, że tak jest dobrze. Sam widzisz, rozmawiasz z dziećmi. Opowiadają Ci wszystko na bieżąco. Czy one są nieszczęśliwe?

Damian, mam plan. Zmienię w naszym życiu kilka rzeczy, do których przywykłeś. Ale zrobię to tak, że będziesz zadowolony. Wszyscy będziemy. Zobaczysz.

Kocham Cię. Zdjęcia jak zawsze w załączniku.

Patrycja.

Rozdział 2

Gośka

Tydzień wcześniej

Gośka jak co noc, gdy tylko wróciła wyczerpana z drugiej pracy, szybko wzięła prysznic, by zmyć z siebie apteczne zapachy. Kiedy już włożyła koszulę nocną do samej ziemi, weszła do sypialni, jak zawsze padła na kolana i złożyła ręce do modlitwy.

Dobry Boże!

Wiem, że jesteś konkretnym facetem, więc ja z Tobą szczerze, jak zawsze, i bez owijania w bawełnę. Dziękuję, że postawiłeś na mojej drodze tę nierządnicę. Tak, wiem, że to dar od Ciebie. Nie rozumiem wielu rzeczy, które się dzieją w moim życiu, i zakładam, że pewnie nie muszę. Przyjmuję to z pokorą. Nie rozumiem, dlaczego mąż udaje, że ja i dzieci nie istniejemy, ale wierzę, że masz w związku z tym jakiś plan. Może to gnój był, a ja, Twoim zdaniem, zasługuję na kogoś lepszego? W końcu to ateista. Może masz dla mnie lepszy plan? Nigdy nie wiadomo. Dziękuję Ci, Stwórco, że zauważyłeś, że jestem w sytuacji bez wyjścia i że je dla mnie znalazłeś. Zwróć uwagę, że nie narzekam. Może, tak naprawdę, to ja mam pomóc Ewelinie się nawrócić? Wiem, niezbadane są Twoje ścieżki. Chętnie będę Twoim narzędziem. Posługuj się mną, Panie. Wierzę, że wiesz, co robisz, i nie neguję tego. Jestem dziś zmęczona i myśli mi się rozbiegają, a tak dużo chcę Ci opowiedzieć.

To było ciekawe doświadczenie, targać z piwnicy ten stary stół kuchenny Patrycji i krzesła na górę. W końcu wiemy, jak mieszka ta nasza nowa sąsiadka, Ewelina. Miła z niej dziewczyna i chce pomóc. Nie za darmo, ale za tyle, że mnie stać, bo za dwie stówy tygodniowo opiekunki na osiem godzin do trójki dzieci nie znajdę. To raczej wolontariat niż robota. Sam wiesz, jak wygląda rynek. Wiesz też, że Zygmunt oszczędności z konta przelał gdzieś w siną dal i nie mam co wybrzydzać. A swoją drogą, Boże, nigdy nie wiadomo, komu dasz jaki talent. Taki mój ślubny, na przykład, bajeruje jak polityk. Tyle razy mu uwierzyłam, naiwna, a teraz płacę kredyty.

Za to ta nasza sąsiadka jest bardzo zorganizowaną osobą. Ewelina migiem zrobiła u siebie pokój dla dzieci, nawet parę półek na jakieś artykuły plastyczne sobie zorganizowała. Tylko nie wiem, jak ona planuje mojego Fabianka z farbkami upilnować. Mnie się nie udaje. A jaka Patrycja szczęśliwa! Boże, ona wyglądała, jakby jej lat ubyło. Targała na górę te kredki, plasteliny, papiery do drukarki, farby i nie wiadomo, co tam jeszcze, jakby miała skrzydła, a to wszystko nic nie ważyło. I od razu zostawiła kasę na fundusz plastyczny. Ja się po wypłacie dołożę. Za to Aga z Izą pukały się w czoło. Migiem zniknęły z podwórka i korytarza, ale i tak wiemy, że filowały przez wizjer u Izki. Pewnie dyskutują, komu my planujemy oddać dzieci pod opiekę. Świętoszki, Panie, jak faryzeusze, co to się na pokaz modlili na rogach ulic, żeby wszyscy mogli podziwiać ich pobożność. Same nie pomogły, a Ewelinę oceniają. „Jaką miarą sądzicie, taką was osądzą”, jak Twój syn ostrzegał, Boże.

Cokolwiek robi ta dziewczyna, nie wstydzi się tego. Nie wiem dlaczego. Ja bym się wstydziła. A ona posadziła nas w tej swojej różowobeżowej kuchni jak z obrazka, nalała nam soku do szklanek i wprost powiedziała: „Dziewczyny, macie prawo mieć obawy. Trochę was życie do muru przycisnęło. Wiem, że nie macie wyjścia, dlatego powiem o sobie parę słów, bo przecież prawie się nie znamy. Nazywam się Ewelina Szczucka. Jestem studentką ostatniego roku zarządzania i dziewczyną do towarzystwa. Nie ukrywam tego. Pracuję w piątki i soboty po powrocie z uczelni, późnym wieczorem i w nocy. Ale to pewnie wiecie, bo gdy włączam nad ranem światło na korytarzu, zawsze słychać ten dziwny dźwięk, takie uciążliwe brzęczenie. Do tego wracam taksówkami, więc to widać. I czasem trzaskam drzwiami, bo są ciężkie. Jak się pół nocy przetańczyło, to nad ranem sił już nie ma, by walczyć z samozamykaczem. Nie jesteście głupie, żeby się nie domyślić, co robię. Nigdy jednak nie zabieram pracy do domu. Nie mam pojęcia o dzieciach, ale nie widzę kolejki chętnych do pomocy. Ponieważ studiuję zaocznie i pracuję w weekendy, prócz pisania magisterki nie mam innego zajęcia w tygodniu. Za dużo śpię, mało się ruszam i przez to muszę płacić za pilates, bo mi się boczki robią. Dzieci mnie zmotywują do wstawania. Pieniądze od was oddam pewnie na schronisko, w którym dwa razy w tygodniu w ramach joggingu wyprowadzam psy, bo to będą śmieszne sumy, ale za darmo pracować nie będę, bo nikt normalny tak nie robi”.

To prawda, ona strasznie trzaska w nocy, Boże. I tu właściwie chciałam, Panie, powiedzieć jej o zakonnicach i zakonnikach, że oni bez pensji pracują, ale się ugryzłam w język, no bo teraz, kiedy ich naprawdę potrzeba, to, szczerze mówiąc, pomagają tylko samym sobie, zbierając dla siebie pieniądze. I po co miałam buzię otwierać? Żeby ją rozjuszyć? Sama bym za dwie stówy tygodniowo z łóżka nie wstała. Widzisz więc, Boże, że nie oceniam jej i nie osądzam, abyś Ty mnie nigdy nie osądził złą miarą, jaką mogłabym kogoś skrzywdzić.

Jestem już padnięta, drogi Boże. Wybacz mi, resztę opowiem w kolejnej modlitwie. Stwórco, błagam, miej baczenie na moje dzieci, męża ukarz stosownie do wszystkich jego wobec mnie przewinień, a naszej Ewelinie daj to, czego jej potrzeba. Ja nie wiem, o co dla niej zabiegać, ale Ty na pewno jesteś doskonale poinformowany i wiesz, jak się jej odwdzięczyć za okazane mi dobro. O to Cię proszę przez Twojego syna Jezusa Chrystusa. Amen.

Rozdział 3

Niania

Czwartek rozpoczął się dla Eweliny zupełnie inaczej niż zwykle. Za pięć ósma Karolina i Bruno stali u niej pod drzwiami, trzy minuty po nich pojawiły się jeszcze bliźniaczki z Fabianem. Chciała dać im jakieś serki, którymi na wszelki wypadek zapełniła lodówkę, ale banda była po śniadaniu, w dodatku bardziej zainteresowana ogromnym telewizorem w salonie niż zaplanowanym posiłkiem.

Dzieci były dla niej zupełnie obce, ale gdy tylko zaczęły się odzywać, okazało się, że matki kazały im mówić do niańki „ciociu”. Miała więc pięcioro małolatów i marzyła, by dospać jeszcze przynajmniej pół godzinki.

– Czy któreś z was chciałoby się jeszcze położyć i pospać?

Dzieciarnia nie zareagowała na pytanie, rozłażąc się po jej chacie jak stonka. Nikt nie był śpiący i to była ta zła wiadomość.

Zebrała maluchy w salonie i sama oprowadziła po mieszkaniu. Nie wpuściła ich tylko do sypialni, zasłaniając się niepościelonym łóżkiem, i do pokoju za sypialnią, który wcześniej starannie zamknęła na klucz. Pokazała im za to przygotowany dla nich pokój plastyczny, wskazała toaletę, w kuchni naszykowała dwa kartony soków wraz z tacą kubków. I właściwie od tego się zaczęło. Już po chwili podłoga w kuchni i dziecięce kapcie lepiły się koszmarnie po tym, jak Fabian nie trafił sokiem do kubka, tylko na tacę i podłogę. Gdy Bożena, jedna z bliźniaczek, krzyknęła na niego, by uważał, chłopiec podskoczył ze strachu lub zaskoczenia i oblał się gęstym, słodkim ulepkiem. Nic fajnego. Soki z kartonu: zero, dzieci: jeden – pomyślała Ewelina. Lekcja z samodzielności nie była dobrym rozwiązaniem. Kobieta od razu skreśliła w głowie wszystkie złe pomysły. Odtąd sama nalewała picie.

Bożena z kluczem na szyi pomaszerowała do swojego mieszkania po suche spodnie dla brata. Nie znalazła. Przyniosła więc te od piżamy. Malec postanowił, że przebierze się sam. Gdy już włożył spodnie od piżamy, stwierdził, że mógłby iść spać, więc Ewelina wysłała go do swojej sypialni. Nie wyłapała, że „mógłby” i „chciałby” to dwa różne słowa.

Pozostałe dzieci zaprowadziła do pokoju z materiałami plastycznymi. Kazała im usiąść przy stole, rozdała kartki i zleciła narysowanie wiosny. Naiwnie założyła, że będą tam siedziały i rysowały.

Zadowolona ze swojego pomysłu, poszła umyć podłogę w kuchni i przy okazji zrobiła sobie kawę. Kiedy wracała do pokoju z kubkiem czarnego, mocnego i ożywczego napoju, zaniepokoił ją dziwny dźwięk dochodzący z sypialni. Weszła cicho, zazdroszcząc Fabianowi możliwości złapania kilku chwil snu. Tylko że on nie spał. Koszmarny dzieciak siedział przy toaletce i już zdążył pomalować sobie paznokcie lakierem hybrydowym, który nie zaschnie bez lampy. Wyraźnie też poczuła, że spryskał się jej wszystkimi drogimi perfumami naraz. Dźwięk, który wcześniej usłyszała, wydawały właśnie obijające się o siebie szklane flakoniki najdroższych na rynku perfum. Mogłaby zamordować bachora! Zamiast tego wzięła głęboki wdech, spokojnie wypuściła powietrze, odstawiła gorącą kawę na toaletkę i chwyciwszy chłopca pod pachami, zaniosła go do łazienki, by spróbować zmyć z niego nadmiar lakieru do paznokci.

Lekcja numer dwa brzmiała: nie wierzyć w zaspane siedmiolatki. A gdyby jednak ulec chwilowej pokusie, to nie zostawiać ich sam na sam z najmodniejszym zestawem lakierów i drogimi perfumami.

Fabian pachniał nieznośnie. Jej drogie, markowe perfumy nie służyły do tego, by się nimi oblewać. Szczególnie wszystkimi naraz. Postanowiła wykąpać małego, ale uzmysłowiła sobie, że przecież nie ma go w co przebrać. Drugi raz nie chciała prosić starszej siostry o przyniesienie ubrań, więc wszyscy będą musieli wytrzymać ten zapach. Palce dzieciaka powycierała papierowym ręcznikiem. Kiedy już wypuściła brzdąca z łazienki, wróciła do sypialni po swoją kawę. W jej łóżku, na białej pościeli, stały w kapciach bliźniaczki Bożena i Bogusia i próbowały walczyć o jej filiżankę z kawą. Jedna z dziewczynek podniosła wysoko rękę z lekko ostudzonym już napojem, a druga próbowała go zabrać. Ewelina szybko zarekwirowała filiżankę, z której już ktoś pił (i nie była pewna, czy to ona, czy może któraś z bliźniaczek). Potem kazała dzieciom natychmiast zejść i zdjąć brudną pościel. Ślady kapci, w których dzieci przyszły do niej z dołu przez zamiatany raz w tygodniu korytarz, kalały jej potrzebę posiadania nieskazitelnie białej bielizny pościelowej.

Koniec wersji demonstracyjnej.