Nellie. Tom 3. Wtajemniczenie - Sylvie Payette - ebook

Nellie. Tom 3. Wtajemniczenie ebook

Sylvie Payette

4,0

Opis

Upragniony powrót do domu może okazać się daleki od spełnienia marzeń… Jeżeli zostawiasz za sobą tych, na których ci zależy.

Nellie to zwyczajna nastolatka, która podczas burzy wpadła w rozdarcie czasoprzestrzenne i trafiła do równoległej rzeczywistości. Aby przetrwać w świecie, gdzie wciąż panuje monarchia, musiała przybrać arystokratyczne nazwisko i nauczyć się dworskich manier. Intensywnie poszukując drogi powrotnej, Nellie zdążyła trafić do królewskiego więzienia, dołączyć do rewolucjonistów i… zakochać się w księciu. Przypadek sprawia, ze dziewczyna wraca do domu. Radość z odzyskania rodziny psuje jej jednak myśl o ludziach, których pozostawiła za sobą.

Czy Nellie znajdzie sposób, by podróżować pomiędzy dwoma światami?

I który z nich ostatecznie wybierze?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 217

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (35 ocen)
18
7
4
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Fejra

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna nie mogłam się oderwać!
00

Popularność




Tytuł oryginału: Nellie. Tome 3: Réalité

Tłumaczenie z języka francuskiego: Marzena Dupuis

Redakcja: Monika Pruska

Korekta: Angelika Ogrocka

Opracowanie graficzne: Ryszard Bryzek

Opracowanie graficzne okładki: Maciej Pieda

Ilustracja na okładce: Anouk Noël

Konwersja do ePub i mobi: mBOOKS. marcin siwiec

Redaktorka prowadząca: Agnieszka Pietrzak

Wydanie I

Copyright © 2017, Editions Quebec Amerique inc.

Copyright © for Polish edition by Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.

Bielsko-Biała 2020

Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Odniesienia do realnych osób, wydarzeń i miejsc są zabiegiem czysto literackim. Pozostali bohaterowie, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autorki i jakakolwiek zbieżność z rzeczywistymi wydarzeniami, miejscami lub osobami, żyjącymi bądź zmarłymi, jest całkowicie przypadkowa.

Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.

ul. 11 Listopada 60-62

43-300 Bielsko-Biała

www.wydawnictwo-dragon.pl

ISBN 978-83-8172-464-7

Wyłączny dystrybutor:

TROY-DYSTRYBUCJA Sp. z o.o.

ul. Mazowiecka 11/49

00-052 Warszawa

tel. 795 159 275

www.troy.net.pl

Oddział

ul. Legionowa 2

01-343 Warszawa

Zapraszamy na zakupy: www.fabulo.com.pl

Znajdź nas na Facebooku: www.facebook.com/dragonwydawnictwo

Logika zaprowadzi cię z punktuA do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie.

Albert Einstein

Małe lampki dające nikłe światło, w którym widać było wirujący kurz, były zdecydowanie niewystarczające, żeby pozwolić dokładnie zobaczyć otoczenie. Ledwo dostrzegałam ściany wokół. Byliśmy zmuszeni biec, nie widząc, gdzie stawiamy stopy. Jak miałam w takich warunkach uważać, żeby się nie potknąć?

Słyszeliśmy kroki ścigających nas ludzi. Nie śmiałam wypowiedzieć ani słowa. Ciemny tunel zdawał się nie mieć końca, a panujący w nim smród spalonej gumy przyprawiał mnie o zawroty głowy.

Echo niosło głosy wykrzykujące pogróżki pod naszym adresem, ale nie pozwalało się zorientować, skąd dochodzą. Czy nasi wrogowie byli przed nami, czy za nami? Czy nie zapędzali nas właśnie w ślepą odnogę tunelu? Czy daliśmy się złapać w pułapkę?

Mój przyjaciel trzymał mnie za rękę i zachęcał do wysiłku. Zwalniał co chwilę, żebym mogła dotrzymać mu kroku.

– Odwagi, Nellie, uda nam się – rzucił mój towarzysz niedoli.

Po zwisających z sufitu linach ześlizgnęły się cienie. Przed nami stanęło pięciu kolejnych napastników, podczas gdy inni deptali nam po piętach. Musieliśmy się zatrzymać. Szczęki pułapki się na nas zatrzasnęły. W myślach już widziałam siebie jako więźniarkę tych zbójów. Wkrótce będę zmuszona usiąść na kolanach jakichś pijanych staruchów.

Tunele były przerażające. Brakowało tam jedynie szkieletów, żeby wyglądały jak katakumby, zresztą wcale nie byłabym zdziwiona, gdyby w którymś z zakamarków znalazł się jakiś trup. To było nawet gorsze od więziennej celi w podziemiach pałacu w Mont-Réalu. Tutaj były lochy, rozpacz i koniec świata.

Bałam się, że ten tunel mnie pochłonie. Na końcu nie było widać żadnego światła, nic nie zapowiadało, że dotrzemy do jakiegokolwiek wyjścia. Byłam zgubiona.

W rzeczywistości już wcześniej się zgubiłam.

Rozdział 1

We śnie wróciły do mnie ze szczegółami wspomnienia ostatnich chwil spędzonych z Henrim. Przeżywałam wszystko na nowo – widziałam jego głęboką ranę oraz rwący się oddech, który unosił jego obolałe żebra – i znów czułam strach, że nie będę potrafiła zrobić tego, co trzeba.

Cięcie było poważne, ale nóż ześlizgnął się po jednym z żeber i przeszedł pomiędzy mięśniami wyrzeźbionymi dzięki pracom gospodarskim w obozie. Miałam nadzieję, że żaden narząd wewnętrzny nie został naruszony. To był zasadniczy warunek jego przeżycia.

Najpierw delikatnie rozpięłam mu koszulę. Bawełna była przesiąknięta krwią i nie widziałam dobrze rany. Ostatecznie rozdarłam ubranie, żeby lepiej obejrzeć cięcie, a następnie rozpięłam trzy guziki spodni, żeby odkryć mu biodra.

Powaga sytuacji wymuszała na mnie skoncentrowanie się na niesieniu pomocy, nie miałam więc czasu przyglądać się jego ciału. Musiałam działać szybko. We śnie natomiast te obrazy wracały do mnie jakby w zwolnionym tempie i stawały się coraz wyraźniejsze. Wyobrażałam sobie, że przesuwam delikatnie ręką po jego nagiej skórze. Czasem nawet muskałam ustami brzuch Henriego, tak jakby moje wargi miały uzdrawiającą moc.

Miał wspaniałe, szczupłe ciało, długie, kształtne nogi. Rozczochrane włosy, opalona skóra i świetna kondycja fizyczna kontrastowały z obecnym stanem zagrożenia śmiercią.

Zauważyłam dwie stare blizny po prawej stronie ciała – jedna przechodziła pod ramieniem, druga przecinała brzuch. Na lewym ramieniu były trzy głębokie, znacznie świeższe znaki po cięciach, które musiały pochodzić z ostatniego ataku piratów.

Henri już wcześniej zaznał bólu od ran, blizny były tego dowodem. Miał również to przeszywające spojrzenie, jakie mają jedynie ci, którzy omal nie zginęli. Wziął mnie za rękę, jakby chciał wyryć ten obraz w moim sercu.

Wyobrażałam sobie, że otwiera oczy i szuka mnie wokół siebie – błagał mnie przecież, żebym się od niego nie oddalała. W takich momentach czułam się straszliwie bezradna i nieprzydatna. W chwili, gdy słyszałam, jak woła moje imię, za każdym razem budziłam się gwałtownie.

Takie pobudki były znacznie trudniejsze niż wszystkie inne. Ciążyły mi niekończące się wyrzuty sumienia. Starałam się podchodzić do tego zdroworozsądkowo – nie było sensu pielęgnować w sobie poczucia winy. Ojciec starał się mnie pocieszyć, zapewniając, że zrobiłam wszystko, co można było zrobić, biorąc pod uwagę to, czym dysponowałam w tamtej chwili.

Zniknęłam z domu na niecałe pięć miesięcy. Były dni, kiedy czułam się szczęśliwa z powodu powrotu do rodziny i przyjaciół, których losem tak bardzo się niepokoiłam, ale były też takie, kiedy zastanawiałam się, czy to wszystko jest rzeczywistością. W każdym razie tym, co uznawałam za rzeczywistość – za moją wyjściową rzeczywistość.

Nurtowało mnie pytanie, czym właściwie jest rzeczywistość. Miałam dziwne, dezorientujące poczucie dryfowania pomiędzy dwoma prądami rzeki. Jakbym wciąż była w jakimś oddaleniu od innych, jakbym nie wróciła do nich w całości, lecz jakieś cząstki mnie utknęły pomiędzy dwoma światami.

Jak odróżnić prawdę od pozoru? Kto mógłby mnie zapewnić, że rzeczywistość była tym, co właśnie przeżywałam, a nie tym, co istniało w jakimś równoległym świecie?

Od chwili mojego powrotu starałam się ująć na nowo stery własnego życia. Tyle że jedynie przyglądałam się innym wokół mnie, sama w niczym nie uczestnicząc. Héloïse często się na to skarżyła, ja też zdawałam sobie z tego sprawę.

– Masz trochę nieobecną minę. Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

– Tak… Przepraszam, Héloïse, co mówiłaś?

– Masz ochotę się dokądś wybrać?

– Nie wiem, a ty?

– Chciałabym, żebyś mi powiedziała, że masz ochotę iść do parku albo do kina, cokolwiek. Ciągle to ja o wszystkim decyduję i mam wrażenie, że cię do tego zmuszam.

– Przepraszam. To może pójdziemy na pizzę? – zaproponowałam bez przekonania.

– Dobry pomysł!

Moja kilkumiesięczna nieobecność wszystko zmieniła. Nie byłam już taka sama, zmieniły się też moje zainteresowania.

Nie śmiałam wyznać przyjaciółce, że bez przerwy myślałam o Kébecu. To był wspaniały kraj, czasem niepokojący, a chwilami nawet przerażający. Teraz jednak był już częścią mojego życia i musiałam tam wrócić za wszelką cenę.

Będąc tam, spędzałam dni na marzeniach o tym, że wracam do domu. Nigdy bym nie przypuszczała, że kiedy wreszcie mi się to uda, będę myśleć jedynie o ponownym przeniesieniu się do Kébecu. Nie miałam odwagi się do tego przyznać, ale mimo że kochałam rodzinę i przyjaciół, moje życie było teraz zupełnie gdzie indziej.

Rozdział 2

Od czasu mojego powrotu wszyscy chcieli się ze mną zobaczyć. Dziennikarze pracujący dla różnych mediów prosili o wywiady, na które moi rodzice nie chcieli się zgodzić. Moje zdjęcie pojawiło się na pierwszych stronach gazet, ale po kilku dniach bez żadnych nowych informacji wreszcie nastał spokój. Byłam wdzięczna rodzinie za trzymanie mnie z dala od tego cyrku.

Prawdę mówiąc, nie wiedziałabym nawet, co mam powiedzieć dziennikarzom, bo przecież udawałam, że mam zanik pamięci, żeby uniknąć wyjawiania prawdy o tym wszystkim, co przeżyłam.

Po odebraniu wyników badań medycznych i opinii różnych lekarzy moi rodzice zyskali pewność, że ani nie byłam molestowana, ani nie zostałam zgwałcona. Byłam w dobrej formie, odpowiednio odżywiona i zachowałam bystry umysł. Rodzicom nareszcie ulżyło. Mimo że sama mówiłam im to wcześniej ze sto razy, musieli usłyszeć potwierdzenie z ust specjalistów, żeby w to uwierzyć.

Mama wciąż się zastanawiała, co takiego wydarzyło się tamtego wieczoru, kiedy w miasteczku odbywała się impreza, że zniknęłam bez śladu na tak długo. Któregoś popołudnia niechcący podsłuchałam rozmowę rodziców. Snuli przypuszczenia na temat narkotyków, stawiali bowiem na to, że zmuszano mnie do ich zażywania.

Kawałek po kawałku opowiedziałam im moją przygodę, dawkując ją w taki sposób, żeby ich nie przerazić. Z ich perspektywy straciłam niemal pięć miesięcy życia. Ja tymczasem miałam wrażenie, że w tym nowym świecie coś zyskałam – drugą rodzinę i wielu znajomych.

Na początku rodzice to niepokoili się, to znów wydawali się mnie rozumieć. Z jednej strony szczerze prag­nęli mi uwierzyć, ale z drugiej bardzo się bali, że mam po prostu halucynacje po jakimś upadku. Trudno było im przyjąć za prawdę przygodę, którą – jak twierdziłam – przeżyłam. Dawali mi dużo miłości, z ich spojrzeń jednak zbyt często wyczytywałam, że wątpią w moją wersję wydarzeń i nieustająco dociekają, co naprawdę mogło mi się przytrafić.

– Chcę ci uwierzyć, kochanie – mówiła mama. – Musisz jednak zrozumieć, że ta historia jest zaskakująca i trudna do przełknięcia.

– Wiem o tym. Ale to wszystko mi się nie przyśniło ani nie przywidziało… Ja naprawdę to przeżyłam, mamo, i bardzo się martwię o przyjaciół, którzy tam pozostali.

– Najważniejsze, że jesteś tu z powrotem, a do tego cała i zdrowa. Gdybyś wiedziała, co przeżyliśmy przez te miesiące! Nie możesz nic zrobić dla tamtych ludzi. Musisz wierzyć, że sobie poradzą, i myśleć raczej o sobie.

Opowiedziałam im o burzy i o worteksie, który przeniósł mnie na szczyt Mont Royal, a także o tamtym świecie, w którym Québec był ogromnym państwem i nazywał się Kébec.

Opisałam królewską rodzinę i napiętą sytuację panującą w kraju za sprawą arystokratów, którzy przenieśli z Francji ten sam układ władzy i przywileje, jakie mieli w momencie wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej.

Ojciec zadawał pytania dotyczące elektrycznych pojazdów, a mama na temat obozu republikanów. Héloïse chciała natomiast wiedzieć wszystko o modzie, balach i moim życiu uczuciowym.

Z zaskoczeniem przyjęli wiadomość o tym, że udało mi się pójść na Bal Kwiatów, a kiedy wyznałam im, że książę Armand – pomimo zakazu swojego ojca – zakochał się we mnie, poczułam, że rodzice mają spore wątpliwości.

Dzięki dużej liczbie szczegółów w mojej relacji z pobytu w więzieniu, do którego wtrącił mnie król, a także informacji na temat obozu moich przyjaciół, ostatecznie przyznali jednak, że moja opowieść brzmi prawdopodobnie. Zadawali wiele pytań, a mnie możliwość mówienia o tym otwarcie sprawiła ulgę.

Kébec, gdzie mieszkali Armand, Henri, Logan i reszta, był światem, do którego czułam, że przynależę. Zamierzałam zrobić wszystko, żeby dostać się tam z powrotem. Potrafiłam sobie jednak wyobrazić, co musieli przeżywać rodzice podczas mojej nieobecności, i dlatego zdecydowałam, że nie zdradzę im moich planów. Gdybym się im do tego przyznała, na pewno staraliby się mi przeszkodzić. Ale jeśli uda mi się wrócić do Kébecu, przynajmniej tym razem będą wie­dzieli, gdzie jestem.

Mój brat Milo uwielbiał wypytywać mnie o wszystko. Codziennie rozmawiałam również z pochodzącą z Kamerunu Naïą, którą poznałam dokładnie tego samego wieczoru, kiedy zniknęłam. Od razu się polubiłyśmy, a po moim powrocie ta znajomość szybko przerodziła się w przyjaźń. Rozmawiałam często także z jej mamą, Robertą, która była astronomką. Z upodobaniem opisywałam im, jak zostałam przyjęta w Kébecu przez innych przeniesionych. Logan, Kim, Margot i inni dali mi wiele cennych wskazówek pozwalających wdrożyć się w to nowe życie. Miałam szczęście, że na nich trafiłam.

W mieszkaniu, które dzieliliśmy, wszyscy mieli ten sam cel: znaleźć sposób na powrót do naszego świata. I oto udało mi się wrócić do domu, ale jedynie przez przypadek. Zdaniem Roberty nawet najbanalniejszy szczegół tego wydarzenia był ważny. Opisywałam jej każdy mój ruch, każdy element otoczenia, podawałam temperaturę, prędkość, miejsce, w którym się znajdowałam tuż przed moimi przeniesieniami. Roberta nanosiła obliczenia na dużą tablicę. Razem z Naïą patrzyłyśmy na to, niewiele jednak z tego rozumiejąc.

Pytania zadawane przez Milo uzmysłowiły mi, jak mało zwracałam uwagę na otoczenie. Czy były tam lotniska? Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Powiedziano mi, że istniały samoloty, ale skąd startowały?

– A czy widziałaś jakieś pociągi?

– Nie, podobno jeździły w tunelach, ale nigdy tam nawet nie zajrzałam.

– Samochody działały na elektryczność, tak?

– Tak, tego jestem pewna.

– Kto jest tam władcą Anglii? Czy to ta sama osoba, co w naszym świecie?

– Nigdy o to nie zapytałam.

– Czy oni segregują odpady tak jak my?

– Nie mam pojęcia, Milo.

– A niebo jest takie samo?

– Sądzę, że tak. Henri też się interesuje gwiazdami – dodałam.

– Chciałbym go poznać – rzucił Milo.

– To niemożliwe, braciszku… Przykro mi.

– Nie ma tam podziału na prowincje tak jak tutaj?

– Nie. Nie ma Kanady, jaką znamy. Bitwę na Równinie Abrahama wygrali Francuzi i od tego momentu wszystko potoczyło się inaczej. Żeby uniknąć więzienia lub gilotyny podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej, szlachta przeniosła się za ocean. Tam też nazywają się arystokracją.

Rozmawialiśmy o różnych teoriach dotyczących czasu i wymiarów. Wciąż wiedzieliśmy tak niewiele. Udało mi się odbyć podróż w obie strony, ale na próżno zbieraliśmy wszystkie dane, bo nic nie wskazywało na to, że wkrótce będę mogła ją powtórzyć.

Najgorsza była niemożność komunikacji pomiędzy dwoma światami. Co w tym czasie wydarzyło się w tamtym świecie? Brak informacji był dla mnie prawdziwą torturą.

Czy gdybym wiedziała, nadal chciałabym tam wrócić?

Rozdział 3

Pod koniec listopada dyrekcja szkoły wyraziła zgodę na dopuszczenie mnie do egzaminów wyrównawczych i uzgodniła z moimi rodzicami, że będę mogła wrócić na lekcje, kiedy będę na to gotowa. Wszyscy nauczyciele mieli mnie wspierać.

Zamierzałam naprawdę się przyłożyć do nauki. Jeśli miałam pozostać w tym świecie, musiałam postarać się znów w niego wpasować. Bez problemu zaliczyłam egzaminy, chociaż codziennie spędzałam więcej czasu z Robertą niż w szkole. Na szczęście nikt nie robił mi z tego powodu żadnych wyrzutów.

Milo przyłączał się do nas, kiedy tylko mógł, i był bardzo zadowolony z faktu, że może nam dostarczać informacji na temat, który go pasjonował.

– Słuchaj, Nellie… Czy to znaczy, że istniejesz także w tamtym świecie? – zapytał mnie pewnego dnia. – Albo ja?

– Nigdy nie spotkałam siebie samej ani nie widziałam nikogo, kto byłby do ciebie podobny. To by dopiero było dziwne! Ale jak się nad tym zastanowić, hmm… – zawahałam się na moment – to chyba niemożliwe. Ponieważ wydarzenia w obu światach potoczyły się inaczej, nie mamy nawet pewności, że nasi rodzice w ogóle się spotkali.

– Musicie mieć świadomość, że nauka spekuluje na temat światów, do których nie mamy dostępu – powiedziała Roberta. – One rozwinęły się według własnych zasad, więc trudno mi sobie wyobrazić, żeby Nellie istniała w dwóch miejscach jednocześnie.

Matka Naïi starała się ujmować przekazywane nam informacje jak najprzystępniej, ale i tak nie zawsze było to dla nas zrozumiałe. Mówiła nam o pomiarach kwantowych, o cząstkach elementarnych, o czarnych dziurach, o grawitacji, a także o tunelach czasoprzestrzennych i wszystkie te pojęcia sprawiały, że czuliśmy się jak półgłówki.

Wychwyciłam jednak, że teoria, według której jeden z naszych światów miałyby być skazany na zniknięcie, pochodziła z jakieś powieści science-fiction i nie miała naukowego potwierdzenia.

Ulżyło mi i nie mogłam się doczekać, żeby przekazać Loganowi, że wizja czasu jako gałęzi drzew nie była uznawana za wiarygodną przez naukowców. Jeśli powstawał jakiś świat – twierdzili uczeni – miał on przedłużać swoje istnienie, a nie zniknąć.

Wreszcie jakaś dobra wiadomość!

– A więc to Logan zajmuje się badaniami różnych teorii? – zapytała mnie Roberta.

– Nie tylko on. Tim, Dimitri i Kim bardzo mu pomagają – wyjaśniłam. – Reszta też ma przypisane role do odegrania. Na przykład Stelan, Lulu…

– Poczekaj, co powiedziałaś? – zawołała badaczka.

– Tim, Dimitri, Kim…

– Nie, powiedziałaś… Lulu?

– Tak, to najmłodszy członek naszej grupy.

– Czy on tak naprawdę ma na imię Louison? – wydukała, a jej twarz rozjaśniła się nadzieją.

– Tak, dokładnie, Louison. Zna go pani?

Dowiedziałam się wtedy, w jaki sposób Roberta zainteresowała się liniami magnetycznymi i teoriami dotyczącymi istnienia światów równoległych. Otóż kiedy mieszkali w Lyonie, we Francji, przyjechał do nich na wakacje członek ich rodziny z Kamerunu. Pewnego dnia, gdy Roberta i Louison zbierali razem truskawki, jej bratanek dosłownie zniknął na jej oczach. Nie była w stanie nic zrobić, żeby go zatrzymać, i od tamtej pory wciąż szukała wyjaśnienia tego, co się stało.

Prowadząc badania na temat niewyjaśnionych zaginięć i analizując różne teorie, doszła do wniosku, że kluczową rolę odgrywały w tym wszystkim linie magnetyczne.

Wreszcie miała w ręce odpowiedź, a jej motywacja, żeby mi pomóc, podwoiła się.

Roberta usiłowała wytłumaczyć mi wszystko, co dotyczyło znajdujących się pod ziemią pól magnetycznych. Powstają one z powodu przemieszczającej się w jądrze ziemi magmy. Linie pola magnetycznego wznoszą się bardzo wysoko ku niebu, aż do warstwy zwanej magnetosferą. Jest to pokrywa chroniąca nas przed niebezpiecznymi wiatrami słonecznymi.

– Rozumiesz, Nellie? Zorze polarne są przejawem tej energii. Kiedy dostajemy informację, że na skutek wybuchu na Słońcu Ziemię nawiedzi burza magnetyczna… Nadążasz za mną?

– Nie do końca. Przede wszystkim nie rozumiem, jaki to ma związek z moją historią.

– Zmiany w obrębie tego pola powodują chaos. Kompas pokazuje północ magnetyczną, a nie po prostu biegun północny… Pole magnetyczne ma kluczowe znaczenie dla naszego świata.

Nagle zamilkła zrezygnowana, przyglądała mi się przez kilka sekund, po czym westchnęła.

– Nie rozumiesz, prawda?

– Burza, elektryczność i to wszystko… Przyznaję, że gubię się w tym trochę. Ale wiem, że ma pani na to jakiś pomysł.

– Zgadza się. Monitoruję pola magnetyczne wystarczająco długo, żeby wiedzieć, że przemieszczają się głównie wtedy, kiedy pojawia się jakiś zewnętrzny element, jak na przykład burza słoneczna, nawałnica albo trzęsienie ziemi.

– Więc muszę poczekać, aż coś takiego się wydarzy? – zapytałam nieco rozczarowana.

– Albo sami odtworzymy warunki jednego z takich wydarzeń. Mam spotkać się z Julienem Boisvertem, znasz go może? Chcę go zainteresować tym tematem. Jest inżynierem elektrykiem, z pewnością mógłby nam pomóc.

W ten sposób powstała nasza drużyna. Z jednej strony Roberta i Julien, z drugiej – Milo i ja. Była też Héloïse, moja powiernica, której opowiadałam wszystko i która dopingowała nas, chociaż sama nie potrafiła się nam przysłużyć.

Julien i Milo byli w stanie rozmawiać godzinami. Gorączkowo klepali w klawiaturę za każdym razem, kiedy pojawiał się jakiś nowy pomysł lub nowe pytanie.

Rozdział 4

W szkole często się nudziłam i większość czasu spędzałam zagłębiona we własnych rozmyślaniach. Zastanawiałam się, co się dzieje w tamtym świecie. Armand z pewnością poruszał niebo i ziemię, żeby mnie odnaleźć. Logan i reszta bez wątpienia usiłowali się dowiedzieć, czy udało mi się przenieść z powrotem.

– Nellie, wyglądasz, jakbyś straciła cel w życiu. Żeby iść do przodu, potrzeba motywacji, a ty jej nie masz – rzuciła mi kiedyś Héloïse podczas nauki w bibliotece.

– Tobie też się tak wydaje? Czasami czuję się tak strasznie wyłączona ze wszystkiego, co się dzieje. To naprawdę dziwne…

– To normalne, że na każdym etapie szkolnym posuwasz się łatwiej do przodu, kiedy myślisz już o następnym. A ty nie myślisz o przyszłości, o uniwersytecie, o tym, co nas czeka. W głębi serca zadajesz sobie pytanie: „Czy wkrótce uda mi się stąd wynieść?”.

Héloïse uwielbiała wszystkie moje opowieści i wciąż chciała wiedzieć więcej. Opowiadałam jej o księciu Armandzie, o pałacu na górze, o sukniach balowych, o oficerach w mundurach i o wszystkich szczegółach z tamtego świata, który ją oczarował.

– Jesteś pewna, że to Henri poprosił cię jako pierwszy do tańca?

– Tak mi powiedziała Angèle i gdy się nad tym zastanawiam, to znajduję na to potwierdzenie.

– Ale jak możesz być tego pewna? Skoro książęta są bliźniakami…

– Jednak mają bardzo różne charaktery – weszłam jej w słowo. – Henri jest dojrzalszy niż Armand, i to zarówno pod względem psychicznym, jak i fizycznym. Jest spokojny i zrównoważony. Armand jest wcieleniem elegancji, uśmiechu i niefrasobliwości, nawet w obliczu trudnej sytuacji. Armand twierdzi, Henri ciągle się nad czymś zastanawia. Ale nie można tego ująć w tak prosty sposób. W każdym razie przysięgam ci, że gdyby stanęli przede mną ubrani identycznie, rozróżniłabym ich bez trudu.

– To opowiedz mi jeszcze o balu.

– Nie masz dość słuchania o nim? – zapytałam, śmiejąc się głośno.

– Nie, nigdy mi się nie znudzi ten fragment.

– No więc pierwszy poprosił mnie do tańca…

– Henri…

– Tak… I nie powiedział ani słowa. Miał nieprzenikniony uśmiech, wykonał ukłon i podał mi dłoń. Armand raczej spojrzałby mi najpierw w oczy, wyciągnął rękę i… Héloïse, już ci opowiadałam tę historię.

– No dobrze… Przypomnij mi w takim razie, co ci wyznał Henri tuż przed tym, jak pojechałaś po pomoc dla niego.

Wspomnienie leżącego na łóżku, z trudem oddychającego Henriego, który bierze mnie za rękę, żeby wyznać mi swoje uczucia, było dla mnie najboleśniejsze ze wszystkich.

– Nie, Héloïse, nie dam rady.

– Dlaczego?

– To zbyt trudne… Może kiedy indziej.

Przynajmniej dziesięć razy pojechaliśmy na miejsce, gdzie zostałam rzucona przez worteks. Jakich elementów brakowało, żebym mogła ponownie przejść do tamtego świata? Na próżno się zastanawiałam, nie potrafiłam tego określić. Obie moje podróże były zupełnie inne. Przed pierwszą biegłam w deszczu podczas burzy. Dotknęłam metalowego ogrodzenia i przerzuciło mnie z wielką siłą.

W drodze powrotnej jechałam natomiast motocyklem po wiejskiej drodze, nie było ani deszczu, ani burzy. Usłyszałam tylko coś w rodzaju warkotu i tyle. Chociaż pozornie te podróże wydawały się całkiem proste, gdyby tak w rzeczywistości było, ludzie już od dawna masowo opowiadaliby o przechodzeniu do innych światów.

Dlaczego nie było agencji podróży oferujących zwiedzanie równoległych światów? Na pewno odniosłyby wielki sukces.

Tymczasem Milo coraz bardziej się niepokoił, widząc, że przygotowuję się do wyjazdu, i miał ku temu powody. Z lękiem myślał o tym, że otaczają nas dziwne równoległe światy. I że niektóre z nich nie powstały z tej samej materii, co nasz. Oczywiście moim celem był powrót do Kébecu. Nie chciałam znaleźć się w innym, nieznanym mi jeszcze świecie. Odpychałam od siebie tę możliwość. Byłam przekonana, że jeśli wyruszę z tego samego punktu, znajdę się znów u stóp krzyża na Mont Royal, tak samo jak ostatnim razem.

Pewnej niedzieli Roberta, Naïa, Julien i ja pojechaliśmy przeprowadzić rozeznanie w Montrealu i w okolicach góry. Chcieliśmy poszukać na miejscu jakichś znaków.

Byłam w stanie wskazać im dokładne miejsce, w którym znajdował się pałac. Tutejsza altana parkowa jest umiejscowiona tam, gdzie przez główną bramę przejeżdżają samochody. Aleja de la Rabastalière, którą zeszłam wtedy pieszo, to w rzeczywistości ulica Camillien-Houde lub równoległa, bo drogi w dwóch światach nie zostały wytyczone dokładnie tak samo.

Aleja Parkowa nazywa się tam Aleją Pałacową i jest znacznie szersza, z trawnikiem pomiędzy dwoma kierunkami jazdy. Szybko odnaleźliśmy miejsce obok krzyża, gdzie wylądowałam za pierwszym razem. Wyjaśniłam im, że pomnik z krzyżem pochodził sprzed rozszczepienia światów, gdyż także był zrobiony z drewna. Dodano jedynie metalową osłonę, żeby chronić drewno przed rozkładem.

Juliena bardzo zainteresował ten szczegół. Musiałam opisać mu dokładnie to, co widziałam. Pamiętałam jeszcze, że krzyż nie był oświetlony, bo wtedy bardzo by mi się to przydało. Potężne nity przytwierdzały metal… To było wszystko, co byłam w stanie na ten temat powiedzieć.

Oczy inżyniera zabłysły w sposób, który przywrócił mi nadzieję. Wyglądało na to, że wpadł na jakiś nowy pomysł i bardzo chciałam, żeby okazał się tym właściwym. Julien powiedział nam, że jego zdaniem metalowe nity mogły wywoływać magnetyczne turbulencje. Nie było to jeszcze potwierdzone, ale zamierzał sprawdzić, czy żelazo odgrywa jakąś rolę przy tworzeniu się worteksów.

Po powrocie do naszego miasteczka Julien i Roberta poszli intensywnie pracować w laboratorium. Podczas kiedy moi przyjaciele byli zajęci badaniami, ja poświęciłam czas na próbę zrozumienia różnic pomiędzy ustrojami politycznymi, co miało mi pomóc uchwycić specyfikę ustroju panującego w świecie Armanda.

Pewnego popołudnia podczas posiłku Julien spróbował wytłumaczyć mi, w jaki sposób światy mogły się rozdzielać.

– Spójrz na tę monetę – powiedział, pokazując mi kanadyjską ćwierćdolarówkę.

– Chcesz zagrać w orzeł czy reszka? – spytałam z radością.

– Właściwie to tak… Jeśli rzucę tę monetę w powietrze, przez chwilę, kiedy będzie w powietrzu… oba wyniki mają takie samo prawdopodobieństwo… Rozumiesz? Statystycznie rzecz biorąc, masz jedną szansę na dwie, że otrzymasz każdy z dwóch wyników. Moneta upadnie albo orzełkiem do góry, albo reszką. Prawdopodobieństwo jest takie samo dla każdej strony. Jeśli w naszym świecie wypadnie reszka, powstanie też inny świat, w którym wypadnie orzeł. Żeby był wybór, muszą istnieć dwie możliwości. W ten właśnie sposób rozdzielają się światy.

Pojęłam przedstawioną przez niego zasadę i pokiwałam głową, jednak wcale nie byłam pewna, że wierzę w tę teorię. Gdyby była prawdziwa, to mielibyśmy zatrzęsienie równoległych światów. Odgałęzienia odchodziłyby we wszystkie strony i przeplatałyby się w przestrzeni, tworząc nieskończone węzły.

Ten pomysł mnie rozbawił, a Julien był zadowolony, że wprawił mnie w dobry nastrój.

Skorzystam z okazji, żeby zadać mu kilka pytań na temat republiki. Moi przyjaciele z obozu chcieli wprowadzić demokrację i urządzić wybory prezydenckie. Julien zaproponował, żebyśmy nazywali te dwa światy A i B. Québec, z którego pochodziłam, miał być światem A, a Kébec Armanda – światem B.

W świecie A panowała demokracja parlamentarna. Wybieraliśmy deputowanych, a partia, która zyskała najwięcej miejsc w parlamencie, wysuwała swojego przywódcę na premiera. Razem z resztą deputowanych ze swojej partii zasiadał on w zgromadzeniu narodowym. Ze swoich szeregów wybierali oni ministrów. Opozycję stanowiła zaś reszta wybranych. Wszyscy razem mieli za zadanie reprezentować nas i działać w naszym imieniu.

W innych typach republiki, na przykład we Francji, w wyborach bezpośrednich wybierano prezydenta i deputowanych, a później to głowa państwa decydowała o tym, kto spośród najbardziej kompetentnych osób będzie ministrem, niezależnie od tego, czy wygrał on w wyborach, czy nie.

Do tego jeszcze nie wszystkie republiki były demokratyczne. Wiedziałam jednak, że Henriemu bardzo zależało na tym, żeby każdy miał prawo głosu.

Monarchia absolutna, panująca w świecie B, polegała na tym, że pełną władzę posiadała jedna osoba: król. Książę Armand odziedziczy ten przywilej po śmierci swojego ojca i wtedy to on będzie podejmował wszystkie decyzje. Już sama ta myśl wydała mi się dość dziwna. Jak bowiem jedna osoba, nawet bardzo inteligentna, może zrozumieć oczekiwania swojego ludu we wszystkich dziedzinach?

Nie chciałam zbyt wiele o tym myśleć. Nie mogłam sobie wyobrazić, że Armand zasiada na tronie. Zaakceptowałam myśl, że zakochałam się w księciu, ale nie byłam w stanie sobie wyobrazić, że ja sama staję się królową świata tak różnego od mojego własnego.

Armand nie wiedział, kim naprawdę jestem i jeśli kiedykolwiek uda mi się powrócić do świata B, będę musiała mu wszystko wyznać. W przeciwnym wypadku nasz związek nie będzie miał sensu. Bo jak można żyć u czyjegoś boku, jeśli się nie zna prawdy o swojej drugiej połowie? Dlatego postanowiłam, że wyjawię mu wszystko tak samo, jak to zrobiłam w wypadku moich rodziców. Kawałek po kawałku.

Przebiegł mnie dreszcz. A co, jeśli on nie zrozumie?

Rozdział 5

Po kilku dniach Julien i Roberta zaczęli wykonywać pierwsze eksperymenty. Należało potwierdzić niektóre z postawionych przez nich tez. Z grubsza mieli już pewien plan.

Zamierzali wykorzystać ferie świąteczne na intensywną pracę nad obiecującym pomysłem. Według nich wszystko opierało się na energii elektromagnetycznej.

W końcu nadeszło Boże Narodzenie, co tylko zwiększyło moją tęsknotę za tamtym światem. Zastanawiałam się, jak obchodzi się święta w Kébecu. Czy moi przyjaciele w jakiś sposób celebrowali ten dzień? Czy Armand mnie szukał? Czy obóz zatarł już ślady ataku i czy moi przyjaciele mogli spokojnie świętować?

Moi rodzice zaprosili całą rodzinę. Dziewiętnaście osób zasiadło przy stole i były całe stosy prezentów. Czułam wyraźnie, że chcieli sprawić mi przyjemność i dokładali wszelkich starań, żebym dobrze się bawiła. Jednym z prezentów dla mnie był nowy telefon, który miał mi zastąpić ten pozostawiony w świecie B.

Wszyscy byli radośni i ja też starałam się dawać z siebie tyle, ile mogłam. Na szczęście mojemu bratu udawało się mnie rozśmieszać. Podarował mi dziadka do orzechów w postaci żołnierza w białym mundurze, którego nazwał księciem Armandem. Specjalnie uszył dla niego ze wstążki błękitną szarfę. Przez cały wieczór zachowywał się tak, jakby książę był naprawdę z nami. Dzięki temu uprzyjemnił mi to Boże Narodzenie.

Po feriach, wciąż w ukryciu przed rodzicami, zaczęłam przygotowywać się do wyjazdu. Milo był wtajemniczony i pomagał mi skompletować to, co warto było zabrać. Codziennie dodawaliśmy jakąś rzecz do mojego ekwipunku.

Ściągnęłam na telefon dziesiątki zdjęć i przygotowałam plecak, do którego pakowałam użyteczne rzeczy. Zamierzałam ściskać ten plecak pod pachą podczas przeniesienia. Znalazły się tam między innymi książki o różnych teoriach dotyczących czasoprzestrzeni. Dostałam również dokumenty przygotowane przez Robertę i Juliena opisujące ich eksperymenty. Nad resztą wyposażenia musiałam się jeszcze zastanowić.

Tliła się we mnie nadzieja, chociaż byłam tu już od wielu tygodni. Wciąż jeszcze trwała zima, a musieliśmy poczekać na wiosnę, by była idealna temperatura. Poza szczęśliwym przypadkiem wystąpienia burzy magnetycznej trzeba będzie wyglądać sprzyjających warunków pogodowych. Julien był przekonany, że będzie w stanie pokierować siłą pioruna, aby odtworzyć warunki z mojego poprzedniego przejścia.

Gdzieś w okolicach marca, pewnego sobotniego wieczoru rozmawiałam sam na sam z Robertą. Musiało być około północy, siedziałyśmy przy stole kuchennym i wyjadałyśmy czipsy z leżącej pomiędzy nami paczki.

– Chciałabym, żebyś mi coś obiecała – powiedziała Roberta.

– Co takiego?

– Że uprzedzisz rodziców o swoim zamiarze ponownego zniknięcia.

– Nie mogę tego zrobić, bo zabronią mi wychodzić z domu. Nigdy się na to nie zgodzą.

– Musisz im wyjaśnić swoje pobudki, powiedzieć, dlaczego chcesz tam wrócić. Powinni wspierać cię w twoich planach. Udało ci się przekonać mnie i Juliena. Dlaczego miałoby ci się nie udać także z nimi?

– Mogę ci jedynie obiecać, że spróbuję, ale jeśli poczuję, że stawiają opór, będę musiała ukrywać przed nimi moje zamiary.

Na kilka sekund zaległa cisza, Roberta rozmyślała nad moją odpowiedzią.

– Dobrze, jeśli obiecasz mi, że przynajmniej spróbujesz. Mam jeszcze tylko jedno pytanie. Opowiadasz mi o Armandzie, o tym, że na pewno jest zrozpaczony z powodu twojego zniknięcia, ale także o Henrim, o którego się niepokoisz. Powiedz mi, w którym z książąt jesteś zakochana? Pomimo tych wszystkich naszych rozmów nie jest to dla mnie jasne.

– W którym? Hmm… w Armandzie!

– Zastanów się, zanim odpowiesz. Mówisz o Armandzie, ale odnoszę wrażenie, że raczej chcesz się spotkać z Henrim.

– To dlatego, że gdy od niego odjeżdżałam, był ciężko ranny… Po prostu martwię się o niego.

– Jesteś pewna, że chodzi tylko o to?

– Czasem mam w głowie mętlik przez to, że są do siebie tak podobni.

– Jeśli uda nam się cię przenieść… Pojawisz się w momencie, kiedy Henri będzie albo zupełnie wyleczony, albo od dawna martwy. Czy się zjawisz w tym świecie, czy nie, niczego to w tej kwestii nie zmieni.

– Wiem o tym.

Książęta byli bliźniakami i nawet jeśli mieli bardzo różne charaktery, zdarzało mi się czuć fascynację Henrim. Ale nie było sensu się nad tym zastanawiać, bo gdyby cokolwiek wydarzyło się między nami, Henri zostałby oskarżony o zdradę stanu i spędziłby resztę życia w więzieniu.

– Jak by nie było, nie mogę sobie nawet wyobrazić czegokolwiek między mną a Henrim. On nie ma prawa mnie choćby dotknąć.

Naprawdę trudno mi było rozeznać się we własnych uczuciach, zwłaszcza kiedy myślałam o wyznającym mi miłość Henrim. Czasem mówiłam sobie, że tylko bredził, gdy został ranny. Ale wtedy wracały do mnie tamte chwile bliskości, gdy mieszkaliśmy w chacie w górach, i nie wątpiłam, że odkrył przede mną swoje prawdziwe uczucia.

Bardzo martwiłam się o Henriego i jednocześnie miałam straszne poczucie winy w stosunku do Armanda.

– Wiesz, czym jest miłość, Nellie?

– Wiem, że to coś, czego nie da się wyjaśnić.

– To prawda, ale ona także przyjmuje formę troski o kogoś. Zastanawiania się przez cały dzień, co on robi. Czy wszystko u niego w porządku? Czy miał czas zjeść posiłek? Gdzie w tej chwili się znajduje? To myślenie wciąż tylko o jednym: żeby jak najszybciej do niego dołączyć. Powtarzanie sobie: „O ile bardziej wolałabym być razem z nim niż tutaj”. Rozumiesz?

– Tak… Chodzi o martwienie się o kogoś.

– Właśnie. Niezależnie od tego, kim jest ta osoba. To właśnie jest miłość. Od twojego powrotu mam wrażenie, że osobą, o którą najwięcej się martwisz, nie jest Armand, tylko raczej Henri, o którym nawet śnisz.

Roberta miała rację. Nie wiedziałam, co mam jej na to odpowiedzieć. Chciałabym znaleźć jakieś wytłumaczenie, ale nic mi nie przychodziło do głowy. Sama byłam tym zaskoczona i zupełnie rozbrojona.

– Muszę się nad tym zastanowić, bo…

– Bo to mogłoby być brzemienne w skutki. Mogłabyś nawet zacząć wątpić w sens powrotu tam. Musisz koniecznie znaleźć na to jasną odpowiedź, zanim wyruszysz w drogę.

Miałam wrażenie, że oto wyciągnęła na światło dzienne skrzętnie skrywany przeze mnie sekret. Sekret, którego lepiej byłoby nigdy nie ujawniać, nawet przede mną.

Rozdział 6

Czekając, aż będę potrafiła odpowiedzieć na to zasadnicze pytanie, zdecydowałam się rozpocząć poszukiwanie rodzin moich przyjaciół z ula.

Jako pierwsze odnalazłam rodziny Logana i Margot.

Dowiedziałam się, że Kelian Saint-Pierre miał profil na Facebooku. Poczułam ukłucie w sercu, kiedy zobaczyłam, że zamieścił na nim zdjęcia brata i że nadal zdawał się go szukać. Wszystkie jego posty poświęcone były Loganowi, to było niczym mauzoleum. Coś w rodzaju świątyni ku jego pamięci.

Bez problemu odnalazłam artykuły z ówczesnych gazet opisujące niezrozumiałe zniknięcie tego powszechnie lubianego i bardzo cenionego w pracy chłopca. Był dobrze zapowiadającym się studentem i nikt nie wiedział, co takiego mogło mu się przydarzyć.

Znalazłam w Internecie nagranie, na którym widać było jego zmartwionych, smutnych i zrezygnowanych rodziców. Jego brat pokazywał do kamery zdjęcie Logana. Prosił o pomoc, szukał jakichkolwiek śladów.

Jeśli zaś chodzi o Margot, to sytuacja była zupełnie inna. Jakiś reportaż pokazywał rzecznika służb bezpieczeństwa wyjaśniającego, że w strefie, w której zniknęła, jest wiele głębokich przepaści. Wysunął on hipotezę, że Margot wpadła do jednej z nich i że jej ciało prawdopodobnie nigdy nie zostanie odnalezione.

Wzruszył mnie widok tych wszystkich rodzin w żałobie, które nie miały pojęcia, że poszukiwane przez nie osoby żyły w równoległym świecie i miały się dobrze.

Ściągnęłam wszelkie dotyczące ich materiały na telefon. W ten sposób będę mogła przekazać je Dimitriemu, żeby je wydrukował i rozdał zainteresowanym.

Co do reszty osób, to nie pamiętałam ich nazwisk i musiałam dobrze się skoncentrować, żeby przypomnieć sobie jak najwięcej faktów z ich życia.

Udało mi się znaleźć informacje dotyczące zniknięcia Kim i Dimitriego, ale nie miałam zupełnie niczego na temat Tima ani Stelana. Nie wiedziałam, czy Tania używała swojego prawdziwego imienia, ale i w jej przypadku nie było żadnego śladu.

Milo podszedł do mnie i zaczął zaglądać mi przez ramię, żeby sprawdzić, czego z taką uwagą szukam w sieci.

– Nie chcesz chyba pojechać do tych ludzi, żeby wszystko im opowiedzieć, prawda, Nellie? – zaniepokoił się. – Nie sądzę, żeby zrozumieli.

– Hmm… A nie uważasz, że byliby zadowoleni, wiedząc, co się wydarzyło?

– Nie wszyscy potrafią zrozumieć istnienie multiświatów ani tuneli czasoprzestrzennych.

– Chciałabym jednak coś dla nich zrobić. Spójrz na profil facebookowy Keliana – zaproponowałam, pokazując mu ekran mojego komputera. – On na niego czeka. Wszystkie jego posty poświęcone są bratu, tak jakby wierzył, że Logan może je przeczytać. On naprawdę szuka wieści o Loganie, a ja mogę mu ich dostarczyć. Tylko jak to zrobić?

– Nellie, myślę, że nie powinnaś się w to mieszać. Ty tak nie sądzisz? Ludzie tego nie zrozumieją.

Czułam, że mój młodszy brat zaczyna się denerwować. Martwił się o mnie.

– Nic im nie powiem, nie przejmuj się. A może podam się za medium, które wchodzi w kontakt z zaginionymi? – zasugerowałam rozbawiona. – Albo po prostu spotkam się z nimi i sprawdzę, czy są w stanie przyjąć to, co mam im do powiedzenia.

– Żartujesz, prawda?

– Oczywiście, Milo. Nabijam się z ciebie.

W wypadku Margot wyglądało to tak, jakby jej rodzina już zakończyła okres żałoby. Ściągnęłam jednak zdjęcia jej bliskich z Facebooka. Było nawet jedno zdjęcie małego chłopca, który musiał być jej wnukiem.

Milo pomógł mi przeglądać gazety w poszukiwaniu ogłoszeń o zaginionych. Poznałam w ten sposób okoliczności zniknięcia Kim. Otóż pojechała ona pewnego dnia do przyjaciółki i nigdy nie wróciła do domu.

Zbierałam zdjęcia i artykuły dla moich przyjaciół w tamtym świecie. Skupianie się na nich pomagało mi cierpliwie czekać.

Trudno mi było przetłumaczyć teksty w języku szwedzkim dotyczące Stelana. Dlatego zdecydowałam się ściągnąć je w oryginale.

Te poszukiwania zbliżyły mnie i Milo. Z upodobaniem przynosił mi cukrowego fiołka, symbol naszej nierozerwalnej więzi opierającej się nawet zmianie światów. Kładł go równiutko w małym pudełku na moim biurku. Przynosił mi także coś do picia i te drobne, ale wiele znaczące gesty bardzo mnie rozczulały.

Mój brat nabrał dojrzałości od czasu mojego zniknięcia i nasze rozmowy przynosiły mi wiele ulgi. Mogłam rozmawiać z nim o wszystkim, bez zahamowań, a moje opowieści ani go nie niepokoiły, ani nie budziły w nim wątpliwości, po prostu był szczęśliwy, że jestem przy nim.

– Nie boisz się, że znów zniknę? – zapytałam go któregoś dnia.

– Nie. Będzie mi cię brakować… ale gdy to się wydarzy, domyślę się, że znowu się przeniosłaś. I wierzę, że zawsze się odnajdziemy.

Jego oczy błyszczały dumą i nie śmiałam zaprzeczać jego słowom. Jak mógł sobie wyobrażać, że zostanę królową, skoro nawet nie byłam prawdziwą hrabiną? Znając sytuację ludzi ze świata B nieposiadających szlacheckiego tytułu, lepiej to rozumiałam. Skoro arystokraci dzierżyli wszystkie przywileje, to oznaczało, że lud nie miał żadnych i był pozostawiony samemu sobie.

– Wiem, jak złożyć im wizytę.

– Komu, Milo?

– Rodzinom twoich przyjaciół. Musimy znaleźć jakąś wymówkę. Powiemy im na przykład… że się zgubiliśmy! To przecież prawdopodobne, prawda?

– Od kiedy ty kłamiesz? – Udawałam oburzenie.

Milo nie wiedział, co odpowiedzieć. Położyłam mu uspokajająco rękę na ramieniu, żeby niepotrzebnie się nad tym nie zastanawiał.

Jego pomysł zalągł mi się w głowie i poszłam do Héloïse namówić ją, żeby mi towarzyszyła. Rozmawiałyśmy właśnie o różnych pretekstach, które można by wymyślić, gdy nagłe wejście jej brata przerwało nasze knowania.

Od mojego powrotu Nathan patrzył na mnie inaczej. I pomyśleć, że tak bardzo starałam się przyciągnąć jego uwagę, podczas kiedy on miał wzrok utkwiony jedynie w Océane L’Écuyer, a teraz jakby widział mnie po raz pierwszy.

Zadał mi tysiąc pytań na temat mojej nieobecności. Bardzo się zdziwił, kiedy powiedziałam, że zupełnie nic nie pamiętam. Znów musiałam kłamać, chociaż nie przychodziło mi to łatwo.

– Nie wiem, co przeżyłaś, ale bardzo cię to zmieniło – oświadczył.

– Czyżby?

– Byłaś szarą myszką chowającą się za swoimi włosami. A teraz stałaś się łabędziem…

– Chcesz powiedzieć, że była brzydkim kaczątkiem? – podsumowała Héloïse.

– To prawda, że bardzo się zmieniłam – skwitowałam ze śmiechem.

– Przestań ją wypytywać, Nat. Chyba nie zamierzasz opisać jej historii na tym swoim blogu? Nellie nie ma ochoty zostać królową portali społecznościowych… Czego właściwie tu chciałeś?

– Océane bardzo się zamartwiała twoim losem, gdy zaginęłaś.

– Dziękuję. Jutro z nią porozmawiam.

Wybrał sobie jakąś gazetę o grach w sieci i wyszedł. Czułam satysfakcję, że zauważył moją przemianę. Ja też patrzyłam teraz na niego zupełnie inaczej. Co dziwne, w tym świecie wszyscy chłopcy w moim wieku wydawali mi się młodsi, niż byli w rzeczywistości. Nathan był ode mnie o dwa lata starszy, więc prawie miał tyle samo lat co Armand. A przecież nie był tak dojrzały jak on.

Nie byłam już tą niewidoczną i powściągliwą dziewczyną, co kiedyś. Czułam, że nabrałam pewności siebie. W dniu, w którym musiałam z uniesioną dumnie głową zejść po schodach ku sali balowej, dokonała się we mnie jakaś przemiana.

Wszystkie spojrzenia były skierowane w moim kierunku i po raz pierwszy w życiu ich nie unikałam. Reszta przeżyć dopełniła mojej metamorfozy. Nie miałam wyboru: częścią mojej misji mającej na celu pomoc przyjaciołom było brylowanie jako hrabina d’Auberville, de Courneuve i de Novellis. Pokładali we mnie nadzieję.

Tymczasem nastały pierwsze ciepłe dni. Krokusy nareszcie wychynęły spod ziemi. Przyszedł czas, żeby pojechać na spotkanie z rodzinami moich zaginionych przyjaciół.

Rozdział 7

Pewnej ciepłej słonecznej soboty, kiedy rodzice pozwolili mi oddalić się od Deux-Rives, Roberta wymyśliła jako pretekst wizytę u swojej kuzynki.

Pojechaliśmy jej samochodem. Ja i Héloïse usiadłyśmy z tyłu, a Milo z przodu. Domyślił się, że knujemy coś w sekrecie.