My kontra świat - Martyna Petas - ebook + książka

My kontra świat ebook

Martyna Petas

0,0

Opis

Miłość, wstyd, gniew i cisza — wszystko boli bardziej, gdy dorastasz.

Te wakacje będą inne niż wszystkie. Nikt z Fantastycznej Czwórki nie jest już dzieckiem, a każdy z nich prowadzi własną wojnę z życiem, które właśnie wymyka się spod kontroli.

Aleks desperacko stara się utrzymać wizerunek porządnej dziewczyny, choć coraz częściej nie poznaje samej siebie.
Julia samotnie dźwiga ciężar sekretu, którym nie potrafi się z nikim podzielić.

Kacper próbuje zrozumieć uczucia, jakie budzi w nim przyjaciel z dzieciństwa.

Oliwia angażuje się w nową relację, choć wie, że zbudowała ją na kłamstwie.

W tym całym chaosie mają tylko siebie. Jednak czy to wystarczy, gdy cały świat wydaje się być przeciwko nim?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 307

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Martyna Petas

My kontra świat

Drogi Czytelniku, Droga Czytelniczko, niniejsza książka zawiera treści lub wzmianki dotyczące zjawisk, które mogą wywoływać trudne emocje u niektórych osób. Są to: wulgarny język, samookaleczanie, nadużywanie alkoholu, przemoc fizyczna i psychiczna, trudna sytuacja rodzinna, zaburzone relacje, homofobia, wykorzystywanie seksualne. Nie należy ich naśladować ani w żaden sposób powielać. Jeśli dostrzegasz w swoim otoczeniu podobne lub inne niepokojące zachowania, na końcu książki znajdziesz pomocowe numery telefonów zaufania, z których możesz skorzystać. Dbaj o siebie i pamiętaj, że Twój stan i samopoczucie są bardzo ważne.

Autorka

Dla wszystkich,

którzy choć raz w życiu chcieli cofnąć czas

Prolog

Aleks huśtała się na dużej oponie zawieszonej na dwóch grubych łańcuchach, a jej włosy w kolorze mlecznej czekolady, które zdążyły już kompletnie wypaść z kucyka, powiewały na wietrze we wszystkie strony. Dookoła unosił się zapach grilla, a głos z radia zapowiadał popołudniowe wiadomości.

– Teraz ja chcę! – zawołała młodsza siostra dziewczynki i podbiegła do huśtawki.

– Julka! Uważaj trochę. – Aleks szybko wbiła nogi w piach, aby się zatrzymać i nie powalić jej na ziemię.

Ta nie wydawała się jednak zmartwiona jej słowami ani tym, że niewiele brakowało, by przez uderzenie huśtawką wylądowała na mokrym piasku. Stanęła obok i chwyciła za jeden z łańcuchów. Jej włosy były równie potargane, co fryzura starszej siostry, a kolorowe spinki w jednorożce ledwo trzymały się na głowie.

– Daj mi się pohuśtać – powiedziała Julka, próbując wejść na oponę.

Aleks westchnęła i niechętnie zeszła na bok. Nie chciała tego robić, jednak widziała, że Magda, ich mama, przygląda im się zza rozstawionego w ogrodzie stołu. Rozmawiała z ciocią Edytą, jednocześnie obserwując zabawę swoich dwóch córek. I tak musiałaby ustąpić Julce. Taki już los starszej siostry.

Kiedy na horyzoncie pojawili się dwaj kuzyni dziewczynek, którzy strzelali wodą z plastikowych pistoletów w stronę biszkoptowego labradora, Saby, próbującego złapać strumień pyskiem, Aleks szybko zapomniała o huśtawce, podobnie jak chwilę później Julka.

Kolejne lato sprawiło, że każde z dzieci odbiło od ziemi o kilka centymetrów, zwłaszcza najstarszy Kacper, który musiał odziedziczyć geny po swoim rosłym ojcu, podobnie jak młodsza siostra chłopca, Oliwka, przerastająca pozostałych pięciolatków ze swojej grupy Muchomorków.

– Halo, Fantastyczna Czwórka! Zapraszamy do stołu! – zawołała ciocia Edyta, rozkrajając znajdujące się na półmisku kiełbaski.

Dzieciaki, całe mokre i zdyszane, opadły na plastikowe krzesła. Saba kręcił się między nogami, licząc na to, że ktoś zsunie dla niego coś smakowitego ze swojego talerza. To babcia go do tego przyzwyczaiła, z czego Edyta nie była zadowolona i wypominała swojej matce rozpieszczanie ich nowego pupila i traktowanie go, jakby był jej piątym wnukiem. Pies od razu skradł serce Aleks i Julki, które rozpoczęły serię niekończących się próśb o to, aby one również mogły mieć podobnego w domu. Mimo kategorycznej odmowy ze strony matki dziewczynki nie poddawały się, a Magda, z coraz większym zmęczeniem, raz po raz musiała ukracać ich nadzieje.

– A gdzie dziadek? – zapytała Aleks z pełnymi ustami i buzią brudną od ketchupu. Wskazała palcem w stronę schodów, gdzie jakiś czas temu starszy mężczyzna palił papierosa. Niedopałek wciąż żarzył się w popielniczce, z której ulatniała się cienka strużka dymu.

– Pewnie poszedł do domu – stwierdziła babcia, nakładając na talerz wnuczki kolejną porcję. – Gorąco jest, ciężko mu siedzieć w takim upale.

– Ale na papieroska zawsze ma siłę – mruknęła półgębkiem Magda.

– I tak już mniej pali – usprawiedliwiła swojego męża starsza kobieta.

– I co z tego? – fuknęła. – W jego stanie nie powinien w ogóle.

– Madzia, ale to co ja mogę, zabronię mu? – Westchnęła babcia, wzruszając bezradnie swoimi pulchnymi ramionami. – To dorosły chłop, a nie dziecko.

Magda nie powiedziała nic więcej.

– Może pójdę sprawdzić? – zaproponowała Edyta, przerywając ciszę i wstając od stołu. – Może trzeba w czymś pomóc.

Jak się okazało, dziadka nie było w domu. Ani w piwnicy, ani przy płocie, przy którym często rozmawiał z sąsiadem. To sprawiło, że pomiędzy pozostałymi członkami rodziny zaczął krążyć niepokój, a zwykłe pytanie Aleks stało się powodem do rozejrzenia się po całej okolicy.

– Dziadek się zgubił? – zapytała najmłodsza z czworga dzieci, Oliwka, i po chwili roześmiała się ze swoich własnych słów. – Dziadek się zgubił!

– Cicho, nie zgubił się, przecież on jest dorosły! – stwierdził Kacper, patrząc na swoją młodszą siostrę z politowaniem.

– A wiecie, że czasami dorośli też znikają? Widziałam w telewizji – powiedziała Julka, oblizując kciuk z ketchupu. – Albo ktoś ich porywa.

– Wiem, ale tutaj nie mieszka nikt taki – odparł Kacper, mimo to jego twarz drgnęła niespokojnie. – No i wszyscy lubią dziadka. Nikt by mu nic nie zrobił.

Słysząc to, mina Oliwki momentalnie zrzedła.

– A jak to wodnik ze studni? – zapytała z szeroko otwartymi oczami.

– Głupia jesteś! Nie ma żadnego wodnika, to babcia wymyśliła, żebyś nie łaziła do studni! – sarknął brat dziewczynki.

– Kacper! – rzuciła upominawczo Edyta, stojąca przy płocie. Trzymała rękę przy oczach, by osłonić je przed promieniami słońca, i rozglądała się dookoła. Nie powiedziała nic więcej, jednak jej ton był na tyle ostry, aby momentalnie uciszyć dzieci i ich dywagacje na temat tego, co mogło stać się z ich dziadkiem.

Następne, co usłyszeli, to krzyk Edyty. Potem był już tylko jeden wielki chaos.

Cała czwórka przyglądała się w osłupieniu, jak kobieta próbuje reanimować ich dziadka. Babcia płakała, a Magda rozmawiała z kimś przez telefon, obgryzając paznokcie. Kiedy się rozłączyła, podeszła do Aleks i dopiero gdy położyła dłoń na jej ramieniu, dziewczynka jakby się ocknęła. Oderwała wzrok od sztywnego ciała mężczyzny i pozwoliła zaprowadzić się wraz z pozostałymi dziećmi do domu, w którym do końca dnia snuły się z kąta w kąt jak cienie, starając się nie wchodzić w drogę dorosłym, którzy byli jak tykające bomby. Wieczorem zadzwonił telefon, po którym towarzyszące wszystkim nerwowe napięcie zajęła ciemna fala niewyobrażalnego smutku.

Aleks i Kacper byli na tyle duzi, aby rozumieć, co się stało. Wiedzieli, że już nie zobaczą swojego dziadka, choć wydawało się to takie nierealne. Dziadek Heniek znał sposób na wszystko i potrafił naprawić każdą zepsutą rzecz, od roweru po cieknący kran. Siebie jednak nie zdołał. Tak jak powiedział Kacper, wszyscy go lubili, dlatego na pogrzebie pojawiło się naprawdę wiele osób. Większości z nich Aleks i Julka nigdy nie widziały, a nawet jeśli, było to tak dawno, że dziewczynki nie były w stanie tego pamiętać. Byli dla nich obcy, mimo to niektórzy zachowywali się, jakby spędzali ze sobą każdy weekend. Co chwilę je zagadywali i zadawali im liczne pytania. Kacper i Oliwka czuli się wśród nich zdecydowanie bardziej swobodnie niż ich kuzynki, jednak również byli zmęczeni całą tą sytuacją. Wszyscy chcieli, żeby wakacje wyglądały tak, jak dotychczas, aby mogli się bawić, biegać po ogrodzie z Sabą i chodzić popływać nad staw. Dorośli upominali ich jednak, że to nie pora na takie rzeczy, mimo że dzieci były pewne, że dziadek, który nigdy nie odmawiał swoim wnukom wspólnej zabawy, na pewno by się nie obraził, gdyby zamiast siedzieć w kaplicy i odmawiać setny różaniec, poszłyby nad staw, gdzie mogłyby przy okazji nazrywać mu kwiatów.

Aleks i Julka zrobiły to dzień przed wyjazdem do domu. Wspólnie stworzyły wielki bukiet z rumianków, maków i chabrów, a następnie zaniosły go na grób dziadka. To właśnie on nauczył je nazw polnych kwiatów, które porastały okoliczne łąki.

Magda, która im towarzyszyła, co chwilę pociągała nosem i ukradkowo wycierała łzy, jednak Aleks je dostrzegła i czuła, jak jej oczy również robią się wilgotne. Później działo się tak za każdym razem, gdy stawała nad grobem dziadka.

Tamto lato zapisało się w pamięci całej rodziny. Wszyscy czuli wówczas, jakby cały świat dookoła zwolnił, a wspomnienie tamtej chwili wydawało się jedynie migawką z jakiegoś sennego koszmaru. Aleks i Julka wielokrotnie rozmawiały ze sobą o tym, co stało się tamtego dnia, i obie były pewne, że nigdy nie wymażą z pamięci widoku pochylonej nad dziadkiem ciotki Edyty oraz rozpaczliwego płaczu babci. Żadne wakacje nie były już takie same.

Z czasem Aleks i Julka doszły do wniosku, że być może to właśnie przez tę sytuację Magda zaczęła niechętnie zaglądać w swoje rodzinne strony. Mimo próśb i pytań o spotkanie ze strony całej czwórki ich wizyty stały się rzadsze, a kiedy już do nich dochodziło, Magda często jedynie podrzucała córki na wieś, a sama wracała do Białegostoku. Z czasem podobną taktykę przyjęła Edyta, zostawiając Kacpra i Oliwkę. Trudno było udawać, że nie widzi się dystansu i chłodu, które wkradły się między siostry.

Aleks zaczęła również podejrzewać, że być może Magda nie chce pokazywać się w swojej małej miejscowości z Hubertem, swoim nowym partnerem, by nie dawać miejscowym tematu do plotek. Już raz znalazła się na językach tutejszej społeczności i nic dziwnego, że nie chciała tego powtarzać. Były to jednak tylko domysły dziewczyny, bo matka nigdy nie chciała o tym rozmawiać ani z nią, ani z Julką.

Po wielu latach, podczas których odrośli od ziemi o kolejne kilkadziesiąt centymetrów, wszyscy spotkali się na kolejnym rodzinnym pogrzebie. Widok spuchniętych od płaczu twarzy Edyty i Oliwki, opłakujących męża i ojca, ścisnął Aleks za serce i sprawił, że sama nie mogła powstrzymać łez, choć nie była szczególnie związana ze zmarłym wujkiem.

Najbardziej jednak poruszył ją widok Kacpra. Nie płakał, jednak jego oczy zdradzały, że toczyła się w nim wewnętrzna walka. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Aleks bez słowa podeszła do kuzyna i mocno go przytuliła. Chłopak westchnął, odwzajemniając uścisk, i oparł głowę o jej ramię. Stali tak przez chwilę, gdy nagle obok pojawiła się Julka i dołączyła do ich uścisku.

Nie byli już dziećmi, więc nikt nie mógł zmusić ich do przesiadywania w kaplicy czy na ponurej stypie wśród obcych ciotek i wujków. Dlatego zrobili to, co chcieli zrobić, gdy zmarł dziadek – poszli razem nad staw.

Choć okoliczności tamtego spotkania były naprawdę przykre, być może właśnie to sprawiło, że zdali sobie sprawę, jak przed każdym z nich jawiło się nowe i nieznane. Czas biegł nieubłaganie, a wraz z nim wszystko dookoła się zmieniało. Jedna rzecz musiała jednak pozostać niezmienna. Nad podawaną z ręki do ręki butelką wina postanowili, że muszą pozostać Fantastyczną Czwórką. Może nie mieli supermocy jak bohaterowie ich ulubionego filmu z dzieciństwa, jednak nie musieli. Potrzebowali jedynie siebie nawzajem, co w pewnym momencie zostało im prawie odebrane przez spory i niesnaski między ich matkami. Oni zaś zawsze byli sobie bliscy, dzielili wiele pięknych wspomnień i chcieli tworzyć kolejne. Nie mogli więc pozwolić, aby cokolwiek rozbiło ich drużynę.

Rozdział I

Kacper patrzył przed siebie, starając się rozpoznać kształt, który widział. Próbował skupić się na jednym punkcie, jednak jego spojrzenie było rozbiegane, a ból głowy, w której kręciło mu się, jakby zszedł z karuzeli, jeszcze bardziej go rozpraszał. Piszczało mu w uszach i miał wrażenie, że jego czaszka za moment wybuchnie. Kiedy jego wzrok w końcu odzyskał ostrość, chłopak zdał sobie sprawę, że patrzy na stertę gruzu, desek i kamieni.

Czuł pył i piasek w obolałym nosie, ustach oraz na języku. Chciał nim splunąć, jednak nie mógł się ruszyć. Coś przygniatało go do ziemi, a drobne odłamki pokruszonych cegieł i żwiru wbijały się boleśnie w jego plecy.

Kiedy to, co go przygniatało, poruszyło się i jęknęło, Kacper uniósł głowę i poczuł, jak cała krew odpływa mu z twarzy.

– O Boże – jęknął i szerzej otworzył piekące oczy. – O Boże, o Boże, o Boże!

Czuł, że brakuje mu tchu, gdy położył drżące dłonie na ciele, pod którym się znajdował.

– Igor, kurwa… – Kacper mocno chwycił za białą koszulę, by odrzucić na bok ciało drugiego chłopaka wraz z przygniatającymi ich deskami.

Nie miał pojęcia, skąd znalazł na to siłę. Położył Igora na boku i odgarnął jasne włosy z jego twarzy, na której biały pył osadził się niczym barokowy makijaż. Chłopak poruszał ustami, jakby chciał coś powiedzieć, jednak nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Błądził dookoła przerażonym wzrokiem, z całych sił ściskając ramię Kacpra i desperacko zaciągając się powietrzem.

– Poczekaj, spokojnie – mówił Kacper, chociaż sam był daleki od spokoju. – Już, już… Pokaż. Spokojnie.

Rozpiął jego koszulę, by ułatwić mu oddychanie. Sam prawie zapomniał, jak to się robi, kiedy dostrzegł ranę na tyle głowy Igora, z której sączyła się krew. Nie miał pod ręką niczego, czym mógłby ją zatamować, dlatego rozpiął mankiet swojej koszuli i rozwinął rękaw, dociskając go do krwawiącego miejsca. Uczucie ciepłej cieczy na nadgarstku i widok nasiąkającego krwią rękawa wywoływały w nim trwogę. Nie mógł jednak pozwolić, aby Igor się wykrwawił.

– Igor… – zaszlochał, nachylając się nad chłopakiem, którego oczy stawały się coraz bardziej mętne. – Igor, kurwa, nie mdlej mi tu, słyszysz?! Nie możesz! Chodź… musimy stąd iść.

Podniósł się na drżących nogach, chwycił Igora pod pachami i próbował go przeciągnąć, jednak nie był to dobry pomysł. Zawroty głowy sprawiły, że upadł na trawę obok gruzów.

Kacper czuł się, jakby śnił, i byłby bardzo wdzięczny, gdyby teraz się obudził. To wszystko zadziało się tak szybko i niespodziewanie. Był w tym miejscu tyle razy i nigdy nie pomyślałby, że kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji, choć matka wielokrotnie ostrzegała go, żeby tam nie łaził. Teraz się mądrzyła, jednak sama wspominała, że przychodziła tam, gdy była w jego wieku. Być może na którejś ze ścian znajdował się jeszcze napis „E+L”, który ojciec Kacpra wyrył wiele lat temu.

Mimo że ta stara spelunka po dawnej ubojni kurczaków, której obdrapane ściany ozdabiało kilka warstw graffiti, a cały budynek wypełniało potłuczone szkło, z pozoru nie była zbyt romantyczną miejscówką, coś jednak w sobie miała. Świadczyły o tym wypisane na ścianach cytaty oraz inicjały zakochanych, którzy się tu zaszywali. Dawniej było to dość ustronne miejsce, bo znajdowało się na środku dużego pola za miastem, jednak od kilku lat nieopodal rozbudowywało się blokowisko. Jego mieszkańcy wielokrotnie skarżyli się na psującą krajobraz ruderę, jednak nikt nie kwapił się, by pozbyć się nieużytku. W końcu czas sam się nim zajął.

Kacper przychodził tu, kiedy musiał pomyśleć lub pobyć sam, z dala od innych. W ostatnich miesiącach dużo działo się w jego życiu, dlatego często tu przesiadywał. Chciał jednak, żeby nie było to już jedynie jego miejsce. Przyprowadzając tu Igora, czuł, jakby w ten sposób otworzył przed nim swój pamiętnik, który prowadził do prywatnej części jego życia.

Pamiętnik, który runął dziś jak domek z kart, prawie ich zabijając.

Po omacku odszukał w kieszeni swój telefon, dziękując światu, że był cały i nie zaginął gdzieś pod stertą gruzu. Wybrał numer alarmowy, cały czas dociskając rękaw koszuli do rany na głowie Igora.

Nie pamiętał rozmowy z operatorem. Płakał i nie był pewny, czy choć jedno jego słowo było zrozumiałe. Miał wrażenie, że siedział wśród tych gruzów całą wieczność, a z każdą kolejną minutą ogarniało go coraz większe przerażenie.

Co, jeśli ich nie znajdą?

Co, jeśli tu umrą?

Co, jeśli Igor umrze?

Spojrzał w niebo i zaczął cicho się modlić.

W końcu panującą dookoła ciszę rozgonił dźwięk syreny nadjeżdżającej karetki.

– Już dobrze – powiedział Kacper, chwytając Igora za bladą, wiotką rękę. Nie był pewny, czy mówi to do niego, czy bardziej do siebie. – Już wszystko dobrze. – Wyciągnął do góry dłoń. – TUTAJ!

Drogi do szpitala, podobnie jak rozmowy z operatorem pogotowia, również nie zapamiętał. Czuł się tak, jakby teleportował się na biały korytarz, gdzie pielęgniarki posadziły go na wózku. Kiedy obok niego pojawili się ratownicy z nieprzytomnym Igorem na noszach, Kacper niemal zsunął się z wózka na podłogę. Chciał za nimi pobiec, jednak zawroty głowy były zbyt duże, a przerażenie odebrało mu resztki sił.

Jedyne, co mógł zrobić, to rozpaczliwie wołać jego imię.

*

Aleks szybko pożałowała nałożenia czarnych czółenek, w których parzyły się jej zmęczone od długiego stania i upału stopy. Mogła tak jak jej koleżanki postawić na zwykłe sandały bez obcasów i spodnie, by nie męczyć się przez całą uroczystość zakończenia roku szkolnego, która dłużyła się niemiłosiernie. Jednak wczorajsze słowa Mateusza na temat jej, jak to ujął: „niesamowitych nóg”, sprawiły, że zdecydowała się na spódnicę. Postawiła również na rozpuszczone włosy, choć w taką pogodę długie, ciemne pasma grzały ją niczym szalik.

Być może dlatego, że miała spotkać się z nim po zakończonych uroczystościach, przemówienia dyrektorki, nauczycieli i proboszcza z pobliskiej parafii zdawały się nie mieć końca. Zawsze tak jest, kiedy na coś się czeka. Aleks niemal przebierała obolałymi nogami, aby jak najszybciej opuścić salę gimnastyczną i pognać do Mateusza. Myślała o wczorajszym wieczorze, który był taki miły i przyjemny niczym sielankowy obrazek. Słońce stało się mniej agresywne niż w ciągu dnia i jedynie przyjemnie muskało odsłoniętą skórę, kiedy Mateusz co jakiś czas popychał huśtawkę, na której Aleks popijała cytrynowe piwo. Przesiedzieli tak we dwójkę kilka godzin na pustym placu zabaw, na który oboje przychodzili jako dzieci. Być może kiedyś nawet bawili się tam razem, nie mając o sobie pojęcia. Aleks widziała w tej wizji coś niezwykle rozczulającego.

Kiedy otrzymała już swoje świadectwo, wystrzeliła jak z procy i jako pierwsza opuściła salę. Wymieniła kilka szybkich zdań z Hanią i Karoliną, które ledwo co dogoniły ją przed wyjściem, aby upewnić się, że Aleks pamięta o ich wieczornym wyjściu. Wiedząc, jak ich przyjaciółka jest zaabsorbowana rozwijającą się relacją, wolały się upewnić. Był to pierwszy raz od kilku lat, kiedy po zakończeniu roku dziewczyny nie szły gdzieś razem, by uczcić początek wakacji, jednak przyjaciółki nie miały zamiaru jej tego wypominać, zważywszy na zmiany i uczuciowe turbulencje, które działy się w jej życiu w ostatnich miesiącach.

Główny powód tychże turbulencji stał oparty o obklejone naklejkami, srebrne volvo i zaciągał się papierosem, kiedy Aleks szybkim krokiem przemierzała parking. Wiedziała, że Wiktor ją widzi, mimo to udawał, że wcale tak nie jest. Rozglądał się dookoła z zobojętniałą miną, bawiąc się kołnierzem białej koszuli.

Aleks uniosła brwi i z trudem powstrzymała westchnienie.

Po co więc było to wszystko: te liczne i długie rozmowy, spacery, prezenty i głupie deklaracje, skoro teraz mijali się bez słowa? Zmarnowała na te bzdury prawie dwa lata, podczas których wylała morze łez. Robiło się jej niedobrze za każdym razem, gdy myślała o tym, jak potrafiła się poniżyć w imię tej miłości. Przez to, że z Wiktorem oboje pochodzili z rozbitych rodzin, Aleks czuła, że potrafi lepiej go zrozumieć, podobnie jak on ją. Ojca dziewczyny od dawna nie było w jej życiu – prawdę mówiąc, nie było go w nim nigdy. Jak określała to z przekąsem i głupim uśmiechem jej młodsza siostra Julia: „wyszedł po mleko”, choć tak naprawdę nikomu z rodziny nie było z tego powodu do śmiechu. Na szczęście jego miejsce zajął Hubert, który był zaprzeczeniem wszystkich tych okropnych archetypów ojczyma, prezentowanych w czytanych przez Aleks książkach lub oglądanych filmach. Na jego twarzy prawie zawsze gościł uśmiech, a bijący od niego spokój sprawiał, że samemu można było go poczuć.

Wiktor natomiast nie miał tyle szczęścia. Jego matka co chwilę przyprowadzała do domu kolejnego gacha, z których każdy nowy był gorszy od poprzedniego. Natomiast ojciec zasypywał go kasą, a Wiktor zawsze mógł przyjść do niego jak do kolegi, który poczęstuje go piwem, zamówi pizzę, by razem się nią zajadać, grając na konsoli. Jednak kiedy chłopak potrzebował ojca, a nie kumpla, pojawiał się kłopot. Ciężko było oczekiwać tego od mężczyzny, który sam był mentalnym dzieciakiem. Z pewnością dogadałby się z ojcem Aleks, który reprezentował bardzo podobne podejście do życia – bez presji i zobowiązań.

Dla Karoliny, która bez sentymentów zrywała z chłopakami i na ogół traktowała życie jako czas, który trzeba wypełnić jak największą ilością przyjemności i dobrych wspomnień, zerwanie Aleks i Wiktora było wydarzeniem na skalę święta narodowego. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jej przyjaciółka, hojnie obdarowana urodą i głową na karku, kurczowo trzyma się tego niczym niewyróżniającego się chłopaczka. Hania, która również cieszyła się z ich zerwania, miała jednak nieco inne podejście niż Karolina. Nigdy nie powiedziała tego wprost, jednak kilkukrotnie zasugerowała, czy to aby trochę nie za wcześnie na nowy związek. Karolina wtórowała jej wtedy, że z takim podejściem zostanie starą panną. Jeśli chodzi o związki, te dwie znajdowały się po dwóch przeciwnych biegunach.

Aleks również kilka razy o tym myślała. Nie miała pojęcia, jaki czas był właściwy, i żałowała, że nikt nigdy tego nie określił i nie wyznaczył żadnych ram i limitów, jak zasad ruchu drogowego. W tym wypadku trzeba było poruszać się po omacku, bez wskazówek i ostrzeżeń, aby zwolnić.

Dziewczyna przyspieszyła kroku, gdy do Wiktora dołączyła jego wydzierająca się paczka, wymachująca świadectwami. Przywodzili jej na myśl stado goryli. Mimo wszystko trochę żałowała, że już więcej razem nie wyjdą. Dobrze bawiła się w tym małpim towarzystwie. Dla wielu było to dość zaskakujące widzieć ją z nimi, a nauczyciele niekiedy sugerowali, aby jakoś na nich wpłynęła, zachęciła do nauki i wybiła z głowy wagary. Aleks uważała jednak, że to ona powinna brać lekcje od nich, a nie na odwrót. Zawsze dużo się śmiali i podchodzili do wszystkiego z większym luzem i dystansem niż ona, co było zdecydowanie bardziej potrzebne w życiu niż dyplomy czy wygrane w jakichś konkursach.

Tak już jednak było, że aby coś zyskać, trzeba było coś stracić. Kiedy pomyślała o spotkaniu z Mateuszem, myśli o Wiktorze zeszły na dalszy plan. Wyszła za bramę szkoły i skierowała się w stronę przystanku, gdzie miała na niego czekać.

– Eeej!

Kolejne małpie odgłosy. Aleks nie musiała się odwracać, by wiedzieć, do kogo należało to charakterystyczne „Eeej!”, które poznałaby wszędzie. Słyszała je prawie codziennie, od kilkunastu lat, jeszcze zanim jej młodsza siostra nauczyła się składać proste zdania informujące o tym, że jest głodna albo ma pełną pieluchę.

– Głucha jesteś? – Julia dobiegła do jej pleców. – Wołam cię i wołam!

Dziewczyna trzymała w dłoni pęk kluczy na kolorowej smyczy i podała go starszej siostrze.

– Wracasz do domu? – zapytała Julia, szukając czegoś w torbie.

Wyciągnęła z niej paczkę cienkich papierosów i wsadziła jednego z nich do ust pomalowanych karmazynową szminką.

– Jeszcze nie – odparła, obserwując, jak dziewczyna wraz z końcówką papierosa podpala kilka pojedynczych włosów, które opadały na jej twarz, pokrytą grubą warstwą makijażu. Aleks uważała, że siostra wygląda bez niego o niebo lepiej, i kilka razy zachęcała ją do zrezygnowania z połowy kosmetyków, która ta na siebie nakładała, jednak Julka wiedziała swoje.

– A gdzie idziesz? – zapytała młodsza siostra.

– Jeszcze nie wiem – odparła, odwracając wzrok. – Ze znajomymi.

Nie chciała jej mówić. Nawet z Hanią i Karoliną niewiele rozmawiała na temat Mateusza, mimo że te regularnie pytały o rozwój wydarzeń. Nikomu, nawet swoim najbliższym przyjaciółkom, nie powiedziała wszystkiego; omijała kilka szczegółów, które były jak rysy na wazonie, który odwracało się do ściany, tak aby nie było ich widać.

Czy gdyby dziewczyny dowiedziały się o niektórych kwestiach, dalej by ją wspierały?

Czy ona sama wspierałaby kogoś w sytuacji, w której się znalazła, czy raczej popukałaby się w czoło?

Czasami zatracała się w przyjemnym uczuciu zauroczenia i zapominała o niektórych sprawach, mimo wszystko – one zawsze wracały. I to właśnie o nich chciała dziś porozmawiać z Mateuszem.

– Ale nie z Wiktorem, co nie?

Aleks spojrzała na siostrę z mieszanką zdziwienia i niepewności.

– N-nie. Skąd niby ten pomysł? – zdziwiła się, marszcząc brwi.

Julia jedynie wzruszyła ramionami.

– Żebyś tylko potem znowu nie beczała – powiedziała młodsza dziewczyna.

– Idź już do domu, co? – odparła Aleks, mierząc ją wzrokiem.

Jej serce zabiło mocniej, gdy Mateusz napisał, że będzie za kilka minut. Julia tym bardziej powinna się stąd ulotnić.

*

Julka wyminęła starszą siostrę. Nie mogła mieć pewności, czy Aleks mówi prawdę, czy nie. W końcu mieli z Wiktorem już kilka rozstań, po których do siebie wracali. Gorąco wierzyła, że tamto było ostatnie. Na samą myśl o tym, że za jakiś czas jej siostra znowu miałaby przyprowadzić go do ich domu, Julii chciało się rzygać i przechodził ją paraliżujący dreszcz.

Co powinna wtedy zrobić, jeśli rzeczywiście tak będzie? Chyba nie istniało dobre rozwiązanie. Może poszuka sobie jakiegoś internatu, bo nie mieściło się jej w głowie, aby mieli przebywać pod jednym dachem jak gdyby nigdy nic. Powiedzieć prawdy też nie mogła, a przynajmniej sobie tego nie wyobrażała.

Wstyd i zażenowanie po raz kolejny zacisnęły jej żołądek, jak za każdym razem, gdy myślała o tamtym wieczorze. Czuła, że musi się na chwilę zatrzymać, żeby złapać oddech i nie pozwolić na to, aby po raz kolejny zawładnęła nią panika. Oparła się o kamienny mur i skrzyżowała ręce na piersi, na chwilę zamykając oczy, w których zaczęły zbierać się nieproszone łzy.

Gdyby tylko mogła cofnąć czas, nie pozwoliłaby, aby doszło do tego wszystkiego. Nie piłaby tyle i wróciła do domu wcześniej. Jednak teraz mogła jedynie się mądrzyć, a strzała czasu i tak cały czas parła w przód, nie w tył. Wzdrygnęła się i potrząsnęła głową, jakby chciała wyrzucić z niej obraz Wiktora, najlepiej raz na zawsze. Zaczęła iść przed siebie, zagryzając dolną wargę, na której po chwili nie było śladu po nałożonej wcześniej szmince.

Kiedy dotarła do głównej ulicy, zobaczyła srebrne volvo, które mijała na szkolnym parkingu. Gdyby nie fakt, że otaczała je grupa starszych chłopaków, z przyjemnością przebiłaby w nim opony.

Dostrzegła, jak te same osoby, które widziała na parkingu, dyskutowały o czymś zawzięcie wewnątrz samochodu.

Julia uśmiechnęła się i odetchnęła ze spokojem. Jej siostry w nim nie było.

Rozdział II

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

My kontra świat

ISBN: 978-83-8373-925-0

© Martyna Petas i Wydawnictwo Novae Res 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Dominika Synowiec

KOREKTA: MAQ PROJECTS

OKŁADKA: Oliwia Błaszczyk

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek