Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
motyle i ćmy to zbiór kilku słów próbujących połączyć się w całość aby wylać na zewnątrz emocje związane z życiem potrzebami samotnością chorobą tęsknotą wolnością pragnieniami namiętnością miłością pasją.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 55
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
© Małgorzata Szczepańska, 2020
motyle i ćmy to zbiór kilku słów próbujących
połączyć się w całość aby wylać na zewnątrz emocje związane z życiem potrzebami samotnością chorobą tęsknotą wolnością pragnieniami namiętnością miłością pasją
ISBN 978-83-8189-594-1
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
o życiu samotności chorobie wolności tęsknotach i potrzebach
chciałbyś poznać moje prawdziwe oblicze
więc jestem powłoką
która skrywa pod płaszczem zimne serce
poranioną duszę
złamane kości
moje błękitne oczy pozbawione są blasku
mam bladą skórę
beznamiętny dotyk
wzrok nieobecny jakby zaklęty w kręgu tajemnic
kłamstwa rozpaczy i bólu
teraz możesz mi powiedzieć czy polubiłbyś
moje prawdziwe JA
gdzieś tam na błękitnym niebie
zakrada się dziewczynka zaplątana w czarny sznur
na którego końcu w drżących dłoniach
mieści się prostokątna pozytywka
która nie wypluwa z siebie melodii
a chwyta mokrym ciepłym zbyt jasnym światłem chwilę
jedyny sposób zatrzymania bezcennych momentów
umiejętność zapisania szczęśliwego czasu
uchwycenia pamięci
zatrzymania pięknej duszy
okraść ją nie z ulotności a z magii szczęścia
taki psikus
marzycielka
w tym czasie jestem nikim
ugryzłam mocno
w serce
a czemu nie
niech poleje się krew
puste naczynie
wypełni
brudne powietrze
niech nastanie pycha
zapanuje mądrość bez cienia głupoty
przebudzi się czysty egoizm
a drapanie w płucach
okaże się odgłosem zobojętnienia
która jest dyplomacją kamiennych
pokój wypełniały cienie zieleni czerwieni i ten ostatni czerń. wpatrywałam się w nie od kilku długich godzin. każdy kolor w tej chwili miał dla mnie jakieś znaczenie. zieleń była nadzieją bez której człowiek podobno usycha niczym niepodlewany kwiat czerwień ona kojarzyła mi się z barwą brudnej miłości i krwią spływającą z ran zadanych przez najbliższych a czerń ona była najgorsza skojarzenie ze śmiercią jest najboleśniejsze bo to jak cichnący głos życia wpadający w otchłań.
spoglądając na ściany pokoju zastanawiałam się nad jednym — ból. już dawno temu powinnam zacząć tę historię. zacząć od dnia w którym pojawił się ból który nie chciał odejść bo uważał że noc jeszcze przed nami a dzień i tak ukaże nam każdą naszą chwilę w innych lepszych barwach.
chciał mnie zatrzymać w łóżku abym mogła z niego spoglądać na zegar wybijający długie godziny. ból nie chciał się spóźniać na nasze spotkania więc nigdy tego nie robił. wariował beze mnie. mówił że czekanie na mnie zabija go. potrzebował mojego ciała dotyku ust pocałunków składanych z wielką goryczą a przede wszystkim potrzebował chłodnych dłoni. uwielbiał czuć emanujący z nich chłód.
to był jak nałóg z którego nigdy się nie wyleczę. doszło do tego że z pragnienia wolności zaczęłam chorować bardziej zabijać siebie. dostrzegł to i w końcu zaproponował że opuści mnie jeśli usłyszy moje kroki idące w jego kierunku. pragnął abym sama do niego przyszła. chyba był zmęczony iż tylko on przychodził do mnie zaczynał czuć się jak więzień a to przecież mnie więził od bardzo dawna.
postanowiłam więc pójść do niego tamtego porannego dnia gdzie czułam zapach wschodzących ponad ziemie maleńkich czerwonych kwiatów. gdzie poczułam na nagich stopach rosę kołyszącą się na zielonej trawie i wyszłam z ogrodu podążając czarna ziemią.
nie widząc jeszcze nie czując mojego bólu odezwałam się pierwsza jakbym chciała go przywołać. mówiłam szeptem iż kocham jak mnie prowokuje uwielbiam jego niebiański kolor oczu choć wydaje mi się piekielny. zwłaszcza nocą marzę o kolejnym jego uśmiechu a nawet dotyku jego dłoni wplatających się w gęste ale krótkie blond włosy. i ten sposób bycia człowiekiem. polubiłam jego prawdę i szczerość. uzależniłam się tak jak on ale przecież mówi się że w końcu sami uzależnimy się od uzależnionego bytu.
znalazłam się na pustkowiu. czułam pod stopami palący piasek i cień rzucany przez swoje ciało. to sprowokował mnie by spojrzeć w górę. dostrzegłam niebieski odcień czystego nieba.
potem znów moja twarz spojrzała przed siebie. tam czekało na mnie lustro. podeszłam do niego i zobaczyłam swoje odbicie. było takie wątłe i blade. wyciągnęłam dłoń aby opuszkami palców przejechać po lekko popękanym szkle. moja ręka dotknęła odbicia które niespodziewanie przemówiło: jak ukoić mam twój ból skoro mój własny przypomina wielką ziejącą dziurę, w której zmieścilibyśmy się oboje…
nagle wszystko się urwało. nie wiem co było dalej bo obudziłam się wpatrując w pokój wypełniony cieniami zieleni czerwieni czerni i lekko niebieskiego który przysłaniał ponurą ciemność.
moje ciało już od dawna leży pod ziemią. stąpają po nim bose stopy ludzi godnych i mniej godnych. są to schadzki lekkich ludzi wolnych od niezrozumienia i spacery osób dumnych którzy rzucają na ziemię martwe kruki.
moje ciało leżące pod ziemią pokrywa wiele blizn tych dobrych i złych mających gorzki i słodki smak czarnej ziemi. jestem słaby i wątły jednak na granicy światów znalazłem jedno źródło siły a zwało się wiarą w czerwoną krew zwycięzcy. niczym żołnierz zwyciężał ostatnim tchem zaciekle i honorowo kończył wojnę życia. wkładał w to całe bojowe serce aby mógł kiedyś zobaczyć zielonymi oczami łąki kwitnące żółtymi kaczeńcami zaplątane w chabry i czerwone maki. i tak nauczył się trwać w świecie piekła który niszczył go od dnia odejścia nieba zamykając złote bramy szczęścia.
i ciało opadło na ziemię wręcz się w nią wtopiło obrosło jak mech drzewo letnią porą. i tak powstało ciało umarłe krwawe od bólu od duszy stłamszonej przez najokrutniejsze bestie hańbione przez lęki nieszanowane przez ograniczenia i zaniedbane przez łzy.
dzisiaj jestem sama
i nie przyjmę rady
pomaluję moje usta
i moje włosy na czerwono
dzisiaj jestem sama
nie wiem czy uda mi się ta podróż
lub czy pozwolę sobie towarzyszyć
ale jeśli przegram
przegram sama
ale jeśli wygram
to wówczas jedynie ja wygram
w końcu przestałam czekać na ciebie
na los
na szczęście
przestałam ozdabiać nasz dom
wieszać nasze obrazy
robić ci śniadanie
przestałam!
brać samochód w nijaką podróż
telefonować jedynie do ciebie
rozumieć twoje potrzeby
i ciebie tylko rozbierać
dzisiaj jestem sama
i nie przyjmę rady
my ludzie zależymy od pamięci
jak słońce od księżyca
jak las od drzewa
czy mężczyzna od kobiety
powiem więcej
stworzeni jesteśmy przez pamięć
dlatego uważam
że tak długo powinniśmy żyć
na ile pamięć nam pozwala
nie dłużej
moja pamięć właśnie odchodzi
drobnymi kroczkami
wspominam
jak do niedawna mówiłam
że nasza głowa jest wypchana
zbyt wieloma szufladami
które są kompletnie nieprzydatne bezsensowne
a teraz uważam że nie mam szczęścia do pamięci
do tej naprawdę potrzebnej
wtedy wydaje mi się
że nawet pies z kulawą nogą ma więcej szczęścia
ode mnie
od nas ludzi
życie zbudowane jest z kolorowych tęczowych szkiełek. każde ich pęknięcie to niespełnione marzenie wyśmiane potrzeby i przeszywająca rozpacz. moje szkiełko to blady smutek bez dodatków barw mieniących się w świetle księżyca. to jedynie lśniące łzy niczym tafla zamarzniętego jeziora. jedynie odbijający się promień nadziei tworzący kruchą i ulotną poświatę. ona lśni paletą tysiąca barw niczym stary płócienny obraz namalowany z miłością w sercu. mocno wymalowany obraz zakrywa dawne rysy. zawieszony na ścianie żałośnie i ze wzruszeniem wspomina dni świetności. więc przeganiam rozpacz obwieszam ją porcelanowymi szkiełkami zawieszonymi na złotej nici ukradzionej sroce z gniazda. i po chwili pojawia się tęsknota. moje tęczowe szkiełka pękają coraz silniej od nadmiaru słabości i lęku od niepewności i żalu i tak wewnętrzne rozbicie tworzy upadek.
kawa ostygła i papieros dawno zgasł
wiatr uchwycił ostatni popiół z kryształowej popielniczki
rozrzucił na cztery strony świata
w ostatnie dwie nuty melodii
która trwało dziś zbyt długo jak na jeden dzień
nie wiesz jak to jest żyć z bólem
jakie to uczucie
gdy twoje dłonie są sztywne
twarde jak z kamienia
i nie możesz nimi nawet dotknąć twarzy
bo są jak zardzewiałe
i zgrzytają
gdy starasz się wykonać najmniejszy ruch
krew
która rozgrzewa moje ciało niczym stare czerwone wino
kości
które zamieniają się w piasek
dusza podróżująca z wiatrem
który nigdy nie cofa się do przeszłości
zbliża mnie do drogi
na której nie ma drogowskazu
który pozwoliłby ominąć ból a postawił na ścieżce
na której zapomnę to życie
w którym mieszane uczucia osadzają się na dnie serca
staram się od dawna tłumić krzyk
dlatego nie wyszarpuj go z mojego spojrzenia
które obawia się o swoje istnienie
jeśli mój ból i strach zacznie krzyczeć zniszczy duszę
która jak szkło rozkruszy się na milion małych kawałków
chciałabym dotrzeć
kiedyś do pomieszczenia
w którym panuje spokój
w którym panuje szczęście
niestety droga do tej chwili
prowadzi przez bagno
pochłaniającego cierpienia
człowiek czuję się wtedy
jak męczennik
który otrzymał karę
tylko za to że się urodził
cierpienie
które go ogarnia
zaczyna przytłaczać
napawać drobinkami strachu
a w oczach kołyszą się łzy
oplątane w nici czasów
jednak to wszystko
w jakiś sposób dodaje odwagi
by odzyskać podcięte skrzydła
które chciałoby się jeszcze raz założyć
aby unieś się ponad to
mam dziury w nogach i kręgosłupie
źle poukładane kable w rękach
łzy w oczach przy codziennym wysiłku
jednak silnej woli nikt jeszcze nie zdołał
nie odważył się wyszarpnąć z bezsilnego ciała
życie to chwilowe a nawet czasem
długotrwałe mdłości taka utrata bytu
miłość wiara i nadzieja to niedosyt egzystencji
żal troska i cierpienie to sposób
na poznanie poczucia bytowania
śmierć to aromat istnienia
dziś jestem bardzo zmęczona
nie spałam całą noc
bo prowadziłam
wewnętrzną wojnę w swojej głowie
to myślenie doprowadziło
do wycofania się z życia
ze swobodnego oddychania
z uczuć do drugiej istoty
ze wspomnień
do zabijania potrzeb i pragnień
które tkwiły w sercu
i czuje
że przestaje walczyć
po prostu
poddaje się zmęczona szukaniem
i próbowaniem
żyć w tym zgniłym pokoju
gdzie serce obumiera
za zamkniętym oknem
w końcu postanowiłam odpocząć
i zmęczona egzystencją
poprosiłam o ciszę
o spokój ciała
które chce odejść
w galaktyczny świat
szczęśliwych planet