Bękart - Małgorzata Szczepańska - ebook

Bękart ebook

Szczepańska Małgorzata

3,8

Opis

Gaja zakochała się bez pamięci w Aleksandrze, jednak nieprzewidziane zdarzenie zniszczyło to uczucie, a potem wymuszone przeznaczenie sprawiło, że musiała zmusić się do życia pod jednym dachem z obcym człowiekiem… I naprawdę nie sądziła, że miłość okaże się tak trudna.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 424

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (20 ocen)
6
7
5
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Małgorzata Szczepańska

Bękart

© Małgorzata Szczepańska, 2020

Gaja zakochała się bez pamięci w Aleksandrze, jednak nieprzewidziane zdarzenie zniszczyło to uczucie, a potem wymuszone przeznaczenie sprawiło, że musiała zmusić się do życia pod jednym dachem z obcym człowiekiem… I naprawdę nie sądziła, że miłość okaże się tak trudna.

ISBN 978-83-8221-513-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Chcę utopić samego siebie w karafce wina,

bo nie potrafię przestać o niej myśleć.

Pozwoliła mi za bardzo pragnąć miłości

i teraz chciałbym jedynie,

aby potrzebowała mnie tak mocno jak ja jej.

Rozdział 1

Gaja

Trzynasty września

— Na miłość nie wybierzesz czasu ani miejsca. Chodzi o iskrę, która pojawi się, gdy spojrzymy sobie w oczy. Ta miłość wyglądała tak pięknie i niewinnie. Przyciągnęła mnie, opanowała. Mogę za nią umrzeć — powiedział, patrząc w moje oczy. — Czemu nic nie mówisz? — spytał. — Wyglądasz na przestraszoną. Moje słowa tak bardzo cię zaskoczyły, oszołomiły? Nikt nigdy nie wyznał ci tak szczerze swoich uczuć?

— Nie — odpowiedziałam.

— Nie wierzę.

— Nie rozumiem, dlaczego mi nie wierzysz.

— A mogę ci uwierzyć? Mógłbym uwierzyć w każde słowo padające z twoich ust…

— Tak — wtrąciłam. — Nie kłamię. Inni to robią, a potem ci naiwni cierpią i zmieniają się.

— Zmieniłaś się kiedyś pod wpływem innego człowieka? — spytał.

Chciałam zamilknąć, a jednak wypowiedziałam to słowo na głos:

— Nie.

I to był pierwszy raz, kiedy go okłamałam. Nie chciałam tego robić, ale nie czułam potrzeby rozmawiania z nim szczerze, gdy dowiedziałam się, że kilka dni temu chciał mnie w taktowny sposób kupić od mojej matki, wykorzystując naszą złą sytuację materialną. Poza tym wszystko, co ostatnio robiłam, było nieprzemyślanym działaniem. Zaprowadziło mnie to w ślepą uliczkę, z której po jakimś czasie nie mogłam się wydostać. Chciałam, jednak było już za późno, aby się wycofać, zrobić krok w tył. To nie była moja wina, że się zaplątałam, zagubiłam.

Poczułam się, jakbym znalazła się w pokoju, w którym drzwi są zatrzaśnięte, a ja mam ochotę otworzyć okno, potrzebuję powietrza. Niestety już nie mogę nic zrobić. Obwiniam za to matkę, tego mężczyznę stojącego przede mną, a przede wszystkim winą obarczam człowieka, w którym zakochałam się bez pamięci i zapomniałam, że oprócz serca powinnam zabrać ze sobą rozum.

Oszukałeś mnie, Aleksandrze, a teraz popchnięta przez zdradzoną miłość wpadłam w łapska innej miłości, której nie umiem określić, nie umiem nadać jej kształtu ani barwy, ani tym bardziej zapachu. Zresztą nieważne.

— Gaju, dlaczego tak długo milczysz? — spytał. — Chcesz się wycofać?

Tak! — krzyknęłam w myślach. Szybko jednak przypomniały mi się słowa matki: „Jesteś tak wybredna, że wszyscy majętni mężczyźni są już zajęci. Dotyczy to zarówno tych młodych, jak i tych w dojrzałym wieku. A potem zostaną biedacy, którzy będą kazali ci niszczyć delikatne dłonie żmudną pracą w polu. Twoja jasna cera nabierze koloru okropnej czerwieni i nie wspomnę, że twoje ciemnokasztanowe włosy będą jak wysuszone mięso, a twoje oczy stracą blask. Chyba nie chcesz być zapomniana, bo bezmyślnie zakochałaś się i uparcie dążyłaś do miłości, która cię zgubiła, prawda? Nie możesz chyba być aż tak głupia, aby odtrącić tego młodego dżentelmena, prawda?”.

Prawda jest taka, że mogłabym go odtrącić.

— Zastanawiam się — powiedziałam.

— Nad czym?

Oczywiście znów pomyślałam, a nie powiedziałam na głos: Czy mogłabym cię pokochać?

— Nad czym się zastanawiasz? — spytał, a ja bacznie mu się przyglądałam. — Domyślam się, że nie pokochałaś mnie od pierwszego wejrzenia, ale wiem, że nie przyjęłaś mnie ze względu na mój majątek. Lubisz mnie, a to dobry początek, bo wcześniej mnie nie tolerowałaś. Nasza relacja zmienia się, więc śmiało wyznam ci, że wierzę całym sobą, że pewnego dnia, w odpowiednim miejscu i czasie, twoje serce oraz dusza pokochają mnie, tak jak ja kocham.

Ostatnie słowo wypowiedział tak cicho, że gdyby się nie przysunął, aby dotknąć mojego policzka, nie dosłyszałabym.

— Fabianie…

— Nic nie mów. Chyba że chcesz powiedzieć to, czego się obawiam. Wtedy mów szybko, bez dręczenia mnie.

Głupia zbyt długo milczałam, bo przysunął nienachlanie twarz do mojej twarzy i musnął subtelnie wargi, które mimowolnie odwzajemniły delikatną pieszczotę.

— Pójdę już — rzekł, niespiesznie odsuwając się ode mnie.

Uparcie wpatrywał się w moją twarz.

— Zawstydzasz mnie, gdy tak patrzysz — wyznałam niepotrzebnie.

Uśmiechnął się.

— Nic na to nie poradzę, że twoja uroda jest jedynym, co chcę zbyt zachłannie podziwiać.

Nic nie odpowiedziałam i może dlatego jeszcze przez moment wpatrywał się we mnie.

— Pójdę już — rzekł, opuszczając pomieszczenie.

Zostałam sama w pokoju.

— Już myślałam, że zrezygnujesz z zaręczyn, a potem ślubu z tym przystojniakiem.

Dopiero wtedy dostrzegłam na tarasie kuzynkę.

— Saro, dlaczego mnie nie dziwi, że podsłuchujesz? Moja mama ci kazała? — spytałam, a ona wzruszyła ramionami.

— Nadal myślisz o tym właścicielu małej księgarni? Odpowiednia partia dla dziewczyny z dobrego domu. Naprawdę. Urzekł cię słowami z tanich książek. Głupia oddałaś mu serce, duszę, ciało, a on cię oszukał. Pamiętasz, jak niedawno w naszym domu zjawiła się jego żona? Na dodatek w ciąży.

— Milcz.

— Swoją drogą, taka cicha woda, a miał za miastem ukrytą żonkę.

— Przestań! — podniosłam głos.

— Żona we wsi, kochanka w mieście — powiedziała i zaczęła się głośno śmiać.

Nie mogłam tego dłużej znieść, dlatego wybiegłam z pokoju. Uciekłam.

Zatrzymałam się dopiero przed starą księgarnią. Do niedawna była moim rajem. Tam chowałam się przed ludźmi, których nie obchodziłam, aby poznać kogoś, kto pochłonąłby kruchą postać i przez jakiś czas opiekował się mną. Ofiarował miłość od pierwszego wejrzenia, taką prostą i czułą.

— Aleksandrze, dlaczego mnie oszukałeś? Złamałeś mi serce. Doprowadziłeś do chęci zapomnienia o tobie, a co najistotniejsze: popchnąłeś mnie w ramiona innego.

Zsunęłam się w dół. Znalazłam się na zimnych kamieniach tworzących chodnik dla przechodniów, którzy mogli mnie w tej chwili zdeptać, jednak i tak byłam już boleśnie podeptana przez Aleksandra.

— Kochany mój — szepnęłam, ocierając drżącą dłonią spływające po policzku łzy.

Po jakimś czasie podniosłam się i z lekkim zawahaniem podeszłam do drzwi, a następnie otworzyłam je na oścież, aby wejść do środka.

Kilka miesięcy wcześniej

Otworzyłam drzwi na oścież, następnie weszłam do małej, ale bardzo przytulnej księgarni. Powoli przemieszczałam się między ogromnymi regałami. Z uśmiechem na twarzy przyglądałam się niezliczonej ilości książek. Niespiesznie dotykałam dłonią okładek, starałam się poczuć pod opuszkami palców każdą z nich, aby poznać ich powierzchnię, wiedząc, że na wnętrze nie starczy czasu.

— Też często tak robię. Dotykam ich — usłyszałam za sobą.

Odwróciłam się dopiero wtedy, gdy ujrzałam męską dłoń zabierającą jedną z tych pożytecznych dla umysłu i duszy książek.

— Najbardziej lubię historyczne, choć przyznaję, zagłębiłem się w niejednym romansie.

Był przystojnym mężczyzną o ciepłym, melodyjnym głosie. Mógłby z powodzeniem wykonywać na scenie jedną z tych ballad, podczas których każda nastolatka wyobrażałaby sobie młodzieńczą miłość.

— Doradzić ci? — spytał.

— Tak — odpowiedziałam pospiesznie, wkładając za ucho pasmo niesfornych ciemnokasztanowych włosów.

— Jaki gatunek?

— Coś dla marzycielki, wiecznej marzycielki — rzekłam, starając się opanować entuzjazm. Byłam podekscytowana, a moje serce z każdą sekundą biło coraz mocniej. — Znajdziesz dla mnie coś takiego?

— Oczywiście — odpowiedział. — Zapraszam za mną.

Skinęłam głową.

Zaprowadził mnie do innej części księgarni. W małym pomieszczeniu znajdowały się stoliki z kilkoma rodzajami siedzeń, różniącymi się wielkością i kolorem. Najbardziej spodobała mi się stara, nieduża, purpurowa kanapa.

— Usiądź, gdzie chcesz — powiedział, wskazując na miejsca. — Za chwilę przyniosę kilka książek i z nich wybierzemy tę jedyną. Co ty na to?

— Tak, zgadzam się — odpowiedziałam zbyt pospiesznie, jakbym była zdesperowana.

On uśmiechnął się tylko, a następnie oddalił.

Czekałam zniecierpliwiona jego długą nieobecnością. W końcu pojawił się w pomieszczeniu. Trzymał w dłoniach pięć, a może siedem książek. Trudno mi było je policzyć, bo obserwowałam jego stanowcze, ale niezbyt pewne siebie kroki. Kiedy znalazł się przy stoliku, położył na nim książki. Potem usiadł na krześle, które zabrał z sąsiedniego miejsca.

— Przepraszam, że to tak długo trwało, ale miałem dwóch klientów.

— To twoja księgarnia?

— Tak. Jednak zanim zaczniemy dalszą rozmowę, powinienem się przedstawić. Jestem Aleksander Korcz. A ty?

— Gaja. Gaja Chorążkiewicz — odpowiedziałam.

— Miło mi cię poznać, Gaju.

Uśmiechnęłam się do niego, a kiedy odwzajemnił gest, moje serce zabiło jeszcze mocniej i poczułam, jak w moim brzuchu poruszają się niespiesznie tysiące motyli, które, trzepocząc skrzydłami, oznajmiały mi, że właśnie zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Właśnie przeżywam moją miłosną historię ze szczęśliwym zakończeniem, bo jak inaczej mogłaby się skończyć ta miłość.

Rozdział 2

Gaja

Siedziałam na rogu łóżka i bezmyślnie patrzyłam w okno, za którym powoli wstawał nowy dzień. Wpatrywałam się w delikatnie poruszające się gałęzie drzew, przefruwające ptaki, jaśniejące niebo i wychodzące zza chmur słońce, które jeszcze niechętnie wyłaniało swoje pierwsze maleńkie promienie.

— Gaju, nie śpisz już? — spytała ciotka, wchodząc do mojej sypialni.

Uśmiechnęłam się, widząc zaskoczenie na jej twarzy.

— Coś się stało, śpiochu?

— Nie — odpowiedziałam.

Ciotka usiadła w fotelu.

— Na pewno?

— Tak. — Podniosłam się z łóżka, podeszłam do cioteczki i ucałowałam ją w czoło.

Potem udałam się do łazienki. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, westchnęłam. Stanęłam przed lustrem i dotknęłam policzków, które delikatnie nabierały kolorów. Uśmiechnęłam się, uświadamiając sobie, że to moje pierwsze rumieńce, kiedy pomyślałam o jakimś mężczyźnie z czułością.

— On jest taki… — szepnęłam. — On jest taki przystojny, czarujący. Ujął mnie swoją delikatnością. Słowami, które tak pięknie do mnie wędrowały. Mogłabym go słuchać długimi godzinami, nocami i porankami. I jest taki doskonały w swojej urodzie. Jego rysy twarzy są subtelne. Spojrzenie nie jest intensywne, barwa nienasycona, dlatego porównałabym kolor jego oczu do wyblakłej zieleni, która wygląda jak kiełkująca trawa, jeszcze nie taka wiosenna. Brązowe, lekko kręcone włosy dodają mu chłopięcego uroku. A postura przypomina mi postawę szlachetnego żołnierza, który żył w dawnych czasach, oszałamiając swoimi nienagannymi manierami.

— Co ty tam do siebie mówisz, Gaju? — spytała ciotka, o której całkiem zapomniałam.

Zachichotałam.

— Och, dziewczyno.

Po chwili cioteczka opuściła pokój.

— Chciałabym cię ponownie zobaczyć — rzekłam, odkręcając kran, z którego popłynęła ciepła woda na moje blade, szczupłe dłonie. — Ciekawe, czy pomyślałeś o mnie chociaż raz… Powinnam cię odwiedzić, bo w końcu po długiej rozmowie przy różanej herbacie nie wzięłam ze sobą żadnej książki. Tak, po śniadaniu pójdę do księgarni i wybiorę jedną z tych, które mi wczoraj zaproponowałeś, a potem… Właśnie, a co potem? — spytałam sama siebie.

Sięgnęłam po pierwszą z brzegu książkę. Na okładce znajdowała się zakochana para, która patrzyła sobie głęboko w oczy. Rozmarzyłam się na ułamek sekundy, aby w pewnym momencie poczuć delikatny dotyk na ramieniu. Zerknęłam na męską dłoń.

— Cieszę się, że ponownie cię tu spotkałem.

Popatrzyłam na twarz Aleksandra. Uśmiechnął się, a ja ochoczo odwzajemniłam gest.

— Masz piękny uśmiech — powiedziałam bez zastanowienia.

— Dziękuję.

Usłyszeliśmy, że ktoś wchodzi do księgarni. Oboje spojrzeliśmy w stronę wejścia, które zasłaniały regały z książkami.

— Zaraz wracam. Będziesz tu jeszcze, kiedy wrócę, prawda? — spytał.

— Tak — odpowiedziałam zbyt pospiesznie, za co od razu się skarciłam.

— To dobrze. Wczoraj za szybko odeszłaś, więc dziś liczę, że zostaniesz na dłużej — oznajmił z uśmiechem, który ukazał równe, białe zęby.

Skinęłam głową.

Kiedy zostałam sama, zaczęłam wędrować po zakamarkach tej starej księgarni. Nigdy nie byłam wielką miłośniczką książek, ale kiedy pewnego dnia zatrzymałam się niespodziewanie przed tym budynkiem, pomyślałam, że tu dotrze do mnie cisza przerywana jedynie przez szelest przewracanych kartek. W tamtym momencie potrzebowałam spokoju. Musiałam opuścić dom, bo miałam dość kolejnych żałosnych słów mamy, która powtarzała, że mam dwadzieścia siedem lat i najwyższa pora na poważny, stabilny związek z chłopakiem z dobrego domu.

— Słodka czekolada.

Odsunął włosy, szepnął do ucha te dwa słowa i w jednej chwili moje ciało opanowało przyjemne łaskotanie. Odwróciłam się w jego stronę dyskretnie przez niego prowadzona.

— Masz kolor oczu, który porównałbym do słodkiej czekolady. Kiedy tak zachłannie patrzysz na człowieka, ma się ochotę sięgnąć po najmniejszy kawałek, a potem po większy, aby móc bardziej poczuć ten rozpływający się w ustach smak.

Zarumieniłam się.

— Twoje spojrzenie jest niezapomniane, Gaju. Cieszę się, że pojawiłaś się tu dzisiaj, a co za tym idzie — śmielej mogę to z siebie wyrzucić… — przerwał, bo ktoś znów wszedł do księgarni. — Zaraz wracam — rzekł, subtelnie uśmiechając się do mnie.

Czekałam zniecierpliwiona. Minuty dłużyły się, więc sięgnęłam po jedną z książek leżących na stoliku. Popatrzyłam na starą okładkę, na której widniała kobieta, a obok niej, po przeciwnych stronach, stali zniszczeni przez zagniecenia mężczyźni. Jeden znajdował się bardzo blisko, zapewne czuła jego oddech na plecach, a ten drugi trzymał ją silnie za nadgarstek. Nie spodobało mi się to, zwłaszcza że kobieta wyglądała na smutną i wewnętrznie rozdartą.

— Ciekawe — stwierdziłam.

— Tak, to bardzo intrygująca historia. Opowiada o kobiecie zakochanej w dwóch mężczyznach.

— To niemożliwe — rzekłam. — Nie można kochać jednocześnie dwóch mężczyzn.

— A jednak dla niej…

— Patrząc na okładkę, wydaje mi się, że dotyk tego człowieka jest dla niej bolesny — wtrąciłam.

— Możliwe. To musi być bolesne, przygnębiające i rozdzierające serce oraz duszę, kiedy jest się w zawieszeniu między dwiema miłościami — powiedział Aleksander.

Uważnie go słuchałam, a on opowiadał o historii z książki. O dziewczynie, która poznała miłość, ale z czasem, kiedy mężczyzna oddalał się od niej, w jej życiu pojawił się człowiek o nieskazitelnym niebieskim spojrzeniu i szorstkim głosie, który ją drażnił, a jednocześnie powodował w niej zaciekawienie. Miała mieszane uczucia względem już nie tylko drugiego, a i pierwszego mężczyzny. Zaczęła zdawać sobie sprawę, że była pewna jednej rzeczy, iż zależy jej na szczęściu obu mężczyzn. Nie wiedziała jednak, przy którym chce zostać, zestarzeć się i w którego objęciach chciałaby spokojnie odpłynąć w błogi sen.

— Dlaczego przestałeś opowiadać? — spytałam.

— Warto przeczytać, jak ludzie spotykają na swojej drodze nie miłostkę, a prawdziwą miłość — odpowiedział.

— Jeślibym się zakochała pierwszy raz, to byłby to mój ostatni raz. Poza tym jestem ciekawa, jakie dobierzesz słowa, aby przedstawić mi zakończenie tej historii.

— Chcesz je poznać? — spytał.

Skinęłam głową.

— Bardzo chcesz?

— Tak — odpowiedziałam, wpatrując się w jego zielone oczy.

— Opowiem ci, jeśli wybierzesz się ze mną na wieczorny spacer, a potem może na kolację przy starej nadpalonej świeczce włożonej w popękane szkło. Co ty na to? — spytał.

— Proponujesz mi randkę?

— Tak. Romantyczny wieczór w moim towarzystwie.

Dość długa cisza z mojej strony wywołała u niego zaskoczenie. Podniósł się z fotela. W końcu odwrócił się ode mnie. Zareagowałam zbyt emocjonalnie, bo wstałam pospiesznie. Podeszłam do niego i pozwoliłam sobie na bliskość oraz kilka cicho wypowiedzianych słów:

— Oczywiście, że się zgadzam.

Popatrzył na mnie. To był ten moment. Wiedziałam, że przepadłam zbyt szybko, zbyt mocno. Ale to nic, bardzo długo i niecierpliwie czekałam na miłość.

Pukanie do drzwi wyciągnęło mnie z wnętrza dużej szafy, w której nie mogłam znaleźć nic odpowiedniego na naszą pierwszą randkę.

— Proszę!

Do pomieszczenia weszła Magdalena, oddana i zawsze rozgadana przyjaciółka.

— Dzwoniłaś do mnie.

— Tak — potwierdziłam.

— Ale nic nie zrozumiałam. Za szybko mówiłaś i za cicho przede wszystkim — rzekła, przyglądając się bałaganowi, jaki panował w pokoju. — Co tu się stało?

— Muszę ci coś powiedzieć. — Uśmiechnęłam się, następnie złapałam ją za rękę i pociągnęłam w stronę kanapy. Kiedy usiadłyśmy, zaczęłam: — Poznałam mężczyznę. I wiesz co? Zaproponował mi randkę.

— Kiedy go poznałaś? Pochodzi z dobrego domu? — spytała Magda, a ja roześmiałam się, bo wiedziałam, że w tej chwili trochę udaje moją matkę.

— Oj, mamo! Nie jest bogaty, chyba że duchowo, a jego serce jest dobre i ma piękny umysł. Mądry, przystojny, oczytany, pracowity.

— Nie przesadzasz? — spytała przyjaciółka. — Jak długo go znasz?

— Dwa dni.

— Bredzisz, Gaju. — Popatrzyła na mnie. — Nie, ty tak serio! Gdzie go poznałaś?

— Ma swoją księgarnię niedaleko centrum. I w pobliżu wynajmuje kawalerkę, aby mieć blisko do pracy. Po drodze zawsze wstępuje do swojej ulubionej kawiarni na czekoladę i małe ciastko. On lubi to samo miejsce co ja, tylko że ja zamawiam czekoladę i sernik.

— Zatrzymaj się. Wszystko brzmi ekscytująco, jednak złap powietrze. Oddychaj spokojnie. Powiedz mi, jak zamierzasz iść na randkę, gdy w domu jest twoja mama? Mogłaś umówić się w sobotę, kiedy wychodzą na bal.

— Pomóż mi! Powiedziałam, że idziemy do kina, a potem na kolację i może spotkamy się z dziewczynami. Rozumiesz moje małe kłamstewko, prawda? — spytałam.

— Oczywiście. Pomogę ci. W końcu od czego ma się przyjaciół — powiedziała, a ja rzuciłam się jej na szyję.

— Mam też drugi problem.

— Jaki?

— Co na siebie włożyć — oznajmiłam podekscytowana.

— Może sukienkę?

— Nie. Mama może się czegoś domyślić, jeśli wyjdę z domu zbyt dobrze ubrana — powiedziałam żartobliwie.

— Dziewczynki, wchodzę. — W drzwiach pojawiła się ciotka Milena. Trzymała w dłoniach talerzyk z ciastkami. — Poczęstujcie się.

— Nie, dziękuję. Pani Mileno, od dwóch miesięcy jestem na diecie i staram się trzymać z daleka od słodkości — oznajmiła Magdalena.

— Dlatego jesteś taka blada, moja ty śliczna blondyneczko.

— Ciociu, proszę, mogłabyś wyjść? Spieszymy się, a jeszcze jestem niegotowa. — Uśmiechnęłam się przepraszająco, a ona wzruszyła ramionami i ogarnęła wzrokiem bałagan, który panował w pokoju.

— Już wychodzę.

Jak powiedziała, tak zrobiła.

— Myślisz, że coś słyszała? — spytała Magda.

— Nie wiem. Matka zawsze wysyła ją na zwiady. To okropne, że czuję się w domu mało komfortowo. Ciotka jest kochana, ale pod wpływem matki czasem jest nieznośna. Na szczęście mam tatę. To dobry człowiek. Zawsze pomaga mi, gdy nie zgadzam się z mamą, dlatego wydaje mi się, że nie będzie wpływał na wybór mężczyzny mojego życia.

— Pani Barbara zemdleje z wrażenia, gdy przyprowadzisz do domu sprzedawcę książek — powiedziała żartobliwie przyjaciółka i udała omdlenie.

Rozbawiła mnie swoim zachowaniem.

— Nie martwię się na zapas. Na razie chcę cieszyć się chwilą obecną, a zresztą minęły te czasy, gdy rodzice zmuszali dziewczyny z dobrego domu do ślubu, więc…

— Kochana, istnieją jeszcze takie rodziny, w których utrzymuje się tę tradycję — wtrąciła.

Trochę na siłę się uśmiechnęłam, bo doskonale wiedziałam, że mama na pewno będzie przeciwna moim spotkaniom z Aleksandrem. Dlatego zamierzałam przedstawić go jak najpóźniej.

Czekałam pod księgarnią. Byłam podekscytowana, ale też bardzo podenerwowana. Ubrałam się skromnie, w czarne spodnie o prostym kroju, białą bluzkę z czerwonym nadrukiem „Kochaj życie‟ i ciemne buty z dodatkiem białego. W ręku trzymałam skórzaną kurtkę. Na twarzy miałam lekki makijaż. Magdalena doradziła mi, abym usta pomalowała na czerwono i rozpuściła swoje ciemnokasztanowe włosy, które sięgają aż do pasa. Ciągle przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze i dochodziłam do wniosku, że czerwień ust jest przesadna, przerysowana. Pospiesznie wyciągnęłam chusteczkę z torebki i postanowiłam zetrzeć szminkę z warg, gdy spostrzegłam postać stojącą tuż za mną.

— Zostaw. Czerwone usta pasują do ciebie — powiedział Aleksander.

— Tak myślisz?

— Nie myślę, a wiem, Gaju.

Odwróciłam się w jego stronę i popatrzyłam na bardzo eleganckiego mężczyznę. Wyglądał idealnie, jak z żurnala. Do tego pachniał morzem. Uśmiechnęłam się, kiedy zauważył, że za bardzo mu się przyglądam.

— Chodźmy najpierw na spacer. Będziemy mogli porozmawiać o wszystkim i o niczym, zanim wybierzemy się do hałaśliwej restauracji.

— Dobrze.

— Zawsze z taką łatwością na wszystko się zgadzasz?

— Nie wiem.

— A co wiesz? — spytał żartobliwie i ruszył przed siebie, a ja podążyłam za nim.

— Książki nie były moją mocną stroną w szkole — wyznałam. — Nie znosiłam ich.

— Dziękuję za szczerość.

— Naprawdę czytanie od najmłodszych lat było dla mnie katorgą. Dopiero od kilku tygodni uciekam w magiczny świat książek. Mój tata ma małą bibliotekę w gabinecie, bo kocha czytać. Pochłaniał książki jedna po drugiej aż do momentu, kiedy firma się rozrosła i musiał odstawić swoją pasję, a zająć się pracą. Jak mówiłam, od niedawna czytam. Zabieram coś z półki, bez względu na grubość, i biegnę do oranżerii, która znajduje się tuż za domem. Kiedy już zamykam się na klucz w tym cudownym miejscu przepełnionym zielenią, barwami kwiatów, a nawet odgłosami owadów, siadam w wiklinowym fotelu i zaczynam powoli czytać kartka po kartce. Robię to niespiesznie, bo staram się nasiąknąć każdym słowem.

Zauważyłam, jak bacznie mnie obserwuje, więc pomyślałam, że za dużo mówię.

— Rozgadałam się, przepraszam.

— Nie przepraszaj. Miło się słucha, że ktoś w tych czasach jeszcze czyta i kiedy o tym mówi tak jak ty, czuje się w tym magię. — Odwrócił wzrok. — Może musiałaś dojrzeć do książek.

— A ty od dawna je kochasz?

— Odkąd pamiętam — odpowiedział. — Gdy byłem dzieckiem, zaszczepiono mi miłość do papieru, który pachnie tak naturalnie, taką prawdą, marzeniami i starością, która kryje w sobie pokoleniowe historie.

— Ładnie powiedziane.

— Rodzice mieli małą księgarnię, a nad nią znajdowało się nasze niewielkie mieszkanko. Pokój rodziców, kuchnia, łazienka i moja sypialnia, w której było tak ciasno, że z ledwością mieściła się tam trójka moich kolegów. Jednak dobrze wspominam te czasy. Najważniejsze, że miałem dużo miłości. Wpojono mi to, co najlepsze, abym zawsze słuchał głosu serca, a rozum ma tylko od czasu do czasu coś podpowiadać — powiedział i wtedy poczułam, jak splata nasze palce, chłodne dłonie zaciskają się, tworząc jedność. Przyjemny gest. Taki romantyczny. — Niestety nie ma ich przy mnie od dawna. Rodzice zmarli bardzo szybko. Zostałem sam i zacząłem pielęgnować marzenia o stworzeniu większej księgarni. Chciałbym, aby ludzie kochali książki. Wiesz, nawet wystarczy mi, jak po jednej przeczytanej wrócą po drugą.

— Pomysł połączenia księgarni z małą kawiarnią jest bardzo dobry.

— Wiem. Długo się nad tym zastanawiałem. W końcu doszedłem do wniosku, że ludzie mogą nie posiadać miejsca, w którym mogliby spokojnie poczytać, dlatego stworzyłem dla nich odpowiedni kącik. I teraz to ja się rozgadałem.

Oboje spojrzeliśmy na siebie. Uśmiechnęliśmy się.

— Lubię cię słuchać, więc nie przeszkadza mi, że buzia ci się nie zamyka — powiedziałam.

— A twoi rodzice co robią? — spytał.

— Tata od lat ma własną, dobrze prosperującą firmę Milex. Zajmujemy się produkcją tkanin, tych najlepszych, delikatnych, szlachetnych. Otworzyliśmy kilka sieci sklepów odzieżowych damsko-męskich. Mama zajmuje się domem oraz udziela się charytatywnie.

— Jednym słowem: bogata rodzina — oznajmił, a mi zrobiło się głupio. — Różnimy się, i to bardzo. Jesteśmy jak ogień i woda… To dobrze. Przeciwieństwa się przyciągają.

Poczułam ulgę, kiedy to powiedział tak stanowczo.

— Dla mnie nie ma tych podziałów na biednych i bogatych.

— Żyjemy niby w innych czasach, a jednak ciągle…

— Nie kończ zdania — przerwałam mu.

Popatrzył na mnie i skinął głową.

— Piękny wieczór wybrałeś na naszą pierwszą randkę — stwierdziłam po chwili.

— Starałem się. W telefonie i w telewizji ciągle sprawdzałem pogodę na ten wyjątkowy wieczór.

— Nie wierzę. Pewnie szukałeś w książkach — zażartowałam.

Wtedy mocniej ścisnął moją dłoń. Z przyjemnością odwzajemniłam gest.

— Zgłodniałam. Co będziemy jeść?

— A na co masz ochotę? — spytał, a ja wzruszyłam ramionami. — Nie masz ulubionego dania?

— Hamburger! — krzyknęłam.

Para, która szła przed nami, odwróciła się. Spojrzeli na mnie jak na nienormalną. Aleksander roześmiał się głośno.

— To było urocze — stwierdził.

— Mam ochotę na hamburgera — powiedziałam cicho.

— Ja też — przyznał, a po chwili niespodziewanie pocałował mnie w policzek. — Dziękuję losowi, że pojawiłaś się w mojej księgarni. Wiesz, czekałem na kogoś takiego jak ty.

— To znaczy?

— Jesteś wyjątkowa — odpowiedział. — Kiedy tylko weszłaś do środka, zobaczyłem wystraszoną sarenkę o pięknym, bardzo smutnym spojrzeniu i poczułem, że powinienem podejść.

Popatrzyłam na jego twarz, a on dotknął mojego zimnego policzka. Miał ciepłą dłoń. Ta pieszczota sprawiła, że moje serce zabiło mocniej, a na buzi wystąpiły jeszcze większe rumieńce.

— Nie za szybko to się dzieje? — spytałam.

— Nie wiem, a jednak wydaje mi się, że tak jest, kiedy zakochujemy się od pierwszego wejrzenia. Niektórzy czują od pierwszej chwili, że ta osoba jest stworzona dla nich — powiedział piękne słowa i przygarnął moje ciało do swojego.

— To chyba sen — wymruczałam opleciona jego ramionami.

— Nie, to nie sen. A może jednak…

— To niech trwa — szepnęłam, wyślizgując się z jego uścisku.

Odeszłam od niego, a potem ruszyłam szybkim krokiem w stronę knajpki z niezdrową żywnością.

— A ty dokąd? — spytał z uśmiechem na twarzy.

— Jestem głodna — odpowiedziałam — bardzo głodna, Aleksandrze.

Rozdział 3

Gaja

Zapukałam do gabinetu. Cierpliwie czekałam na zaproszenie, aby wejść do środka. Nawet przez chwilę nasłuchiwałam pod drzwiami. Niestety głucha cisza trwała dość długo.

— Ojca nie ma — powiedziała mama.

— Coś się stało? — spytałam, kiedy odwróciłam się i spostrzegłam jej podenerwowanie.

— Nie podoba mi się, że od kilku dni ciągle jesteś poza domem. Nie za dużo tych wypadów na miasto?

— Nie rozumiem. Zawsze powtarzałaś, że powinnam opuszczać złotą klatkę, jaką stworzył mi tata, a teraz, kiedy to robię, masz do mnie pretensje. Bezsensowne.

— Co się za tym kryje, Gaju?

— Nic — odpowiedziałam, powstrzymując uśmiech.

— Gaju…

— Naprawdę nic, mamo — rzekłam, a ona popatrzyła na mnie badawczo.

— Za dobrze cię znam, aby ci uwierzyć. Powiedz prawdę.

— Mamuś, jesteś przewrażliwiona.

— Posłuchaj, nie chcę, aby moja córka była powodem do plotek w kręgu naszych znajomych.

— To są twoi znajomi, nie moi — oznajmiłam.

— Przypominam ci, że masz dwadzieścia siedem lat i powinnaś w końcu pomyśleć o swojej przyszłości. Chciałabym, abyś poznała kogoś odpowiedniego…

— Masz na myśli bogatego — wtrąciłam.

— Dobrze sytuowany partner to nic złego dla takiej dziewczyny jak ty.

— Czyli jakiej?

— Z dobrego domu.

— Daruj sobie — burknęłam. — Nie żyjemy w dziewiętnastym wieku, a ja nie jestem arystokratką, tylko normalną dziewczyną, która kiedyś się zakocha i nie spojrzy na stan konta bankowego czy wielkość domu.

— Dość! — podniosła głos. — Jesteś rozkapryszona z winy ojca. Gdybyś była inteligentna, wiedziałabyś, że należy szukać mężczyzny, który reprezentuje te same wartości co twoja rodzina. Poza tym, jeśli chcesz zadawać się z biedakami, to proszę bardzo, ale nie myśl, że pozwolę, aby ktoś taki wszedł do mojej rodziny.

— Darujmy sobie tę rozmowę. Czuję się, jakbyśmy grały w słowną układankę i za każdym razem przykładany element nie pasował. Nigdy się nie porozumiemy — powiedziałam i pospiesznie odeszłam, aby nie kontynuować dyskusji, która i tak prowadziła donikąd.

Weszłam do kuchni. Rozejrzałam się i spostrzegłam nierozpakowane zakupy na stole. Podeszłam i zaczęłam ostrożnie wyciągać rzeczy z toreb. Na ułamek sekundy zamyśliłam się.

— Słoneczko, poradzę sobie — powiedziała Marlena, gosposia. — Potrzebujesz czegoś?

— Nie.

— Na pewno? — spytała, a ja skinęłam głową. — Skorzystaj z pięknego dnia i zamiast pomagać, wybierz się na spacer. Najlepiej w towarzystwie jakiegoś zielonookiego chłopaka.

— Cicho — szepnęłam z uśmiechem na twarzy. — Mama na razie nie może się dowiedzieć, że się z kimś spotykam. Tym bardziej, że wiesz, jaki ma stosunek do ludzi, którzy nie są majętni.

— Mówiłaś, że ma własną firmę.

— Ma księgarnię i małą kawalerkę. — Usiadłam na krześle. — Jest przystojny, mądry, zabawny, dobrze wychowany, a jednak nie przypadnie jej do gustu, bo w jej mniemaniu jest biedakiem. To chore, że mama utknęła w tych staroświeckich tradycjach.

— Zawsze była wychowywana w przepychu — oznajmiła służąca. — Rodzina, adoratorzy i w końcu twój ojciec pochodzący z zamożnej, wpływowej klasy społecznej. To wszystko spowodowało, że traktuje z rezerwą ludzi, którzy mają niewiele pieniędzy.

— Chyba chciałaś powiedzieć: z pogardą — wymamrotałam, a kobieta postarała się o życzliwy uśmiech. — Wiesz, pójdę jednak na ten spacer.

— Tylko przyjdź na obiad — poprosiła.

Niespiesznie przechadzałam się uliczkami miasta. Przyglądałam się wystawom sklepowym, spoglądałam na mijających mnie ludzi, podążające zbyt szybko samochody. Dostrzegłam też muzyków, którym tylko czasem ktoś chętnie rzucił parę groszy do futerału. Zatrzymałam się dopiero przed księgarnią Aleksandra. Oparłam się o szary budynek i spojrzałam na wystrój znajdujący się za szybą, która była lekko pęknięta w górnym prawym rogu. Wyciągnęłam dłoń, aby dotknąć rysy, a jednak powstrzymałam się i odwróciłam. Moje oczy ujrzały parę zakochanych nastolatków dzielących się ostatnim ciastkiem.

Jestem romantyczką i nigdy nie myślę racjonalnie — pomyślałam. Nie chcę skończyć jak mama, która pewnie całe swoje życie zastanawia się, czy bardziej kocha ojca, czy może dostatnie życie, jakie zapewnia jej ten człowiek dzielący z nią sypialnię.

— Grosik za twoje myśli, kochanie — powiedział Aleksander, składając na moich szczelnie zamkniętych ustach subtelny pocałunek.

— Moje myśli są takie proste do odgadnięcia — odezwałam się, a on dotknął moich włosów i oparł swoje czoło o moje. — Chciałabym wybrać się z tobą na spacer.

— Nie mogę. Będę wolny dopiero za cztery godziny.

— Szkoda. Może mogłabym zostać i ci pomóc? Co ty na to?

— Z przyjemnością, ale nie dostarczyła mi pani swojego życiorysu zawodowego i nie wiem, czy mogę tak zaryzykować…

— Rozumiem — wtrąciłam. — Jednak proszę o danie mi szansy. Pragnę zatopić się w marzeniach, które wypływają z tych książek, i zamknąć się w czterech ścianach miejsca przepełniającego mnie spokojem.

— Co się stało, Gaju? — spytał, a ja pospiesznie weszłam do środka.

Podążył za mną.

— Nic — odpowiedziałam, przyglądając się niepoukładanym książkom leżącym w kącie. — Może zacznę od tego miejsca? Ułożę je na półkach. — Wskazałam na nie palcem, a on skinął głową. — Powiesz mi, jak mam to zrobić?

— To proste. Dam ci szmatkę i wytrzesz najpierw półkę. A, i dostaniesz też ściereczkę, aby zetrzeć kurz z książek. Przyszły z księgarni, którą niestety zamykają. Są w dobrym stanie, ale ktoś przechowywał je w nieodpowiednich warunkach — zakomunikował, a następnie poszedł na zaplecze.

Wrócił po chwili ze wszystkimi potrzebnymi środkami. Podał mi je, a później wybrał się do drugiego pomieszczenia, aby sprawdzić, czy klienci czegoś nie potrzebują.

Ukucnęłam na podłodze i zaczęłam ocierać książki z niewielkiej ilości kurzu. Byłam zadowolona, że mogę zostać i spędzić czas z ukochanym. Spotykaliśmy się od kilku dni, a ja nadal nie miałam dość jego towarzystwa, słów i zapachu oraz spojrzenia przepełnionego uczuciem. Chciałabym już móc go zabrać do domu i przedstawić tacie, ale miałam obawy co do mamy, która zapewne zaczęłaby wytykać mu jego ograniczenia finansowe. Musiałam jakoś przygotować rodziców na poznanie mojego chłopaka. Byłam taka szczęśliwa, że mnie to spotkało. Taka piękna miłość od pierwszego wejrzenia, gdzie oczy dotarły głęboko do duszy, od pierwszych słów, które mnie pochłonęły, od pierwszego dotyku, który wywołał mrowienie na skórze.

— Napijesz się czegoś? — spytał Aleksander, podchodząc niespodziewanie.

— Nie, dziękuję.

— A może zjesz coś?

— Nie chcę. Zresztą dziś muszę pojawić się na obiedzie. Ostatnio znikam zbyt często i nie chcę, aby ktoś nabrał podejrzeń co do mojej wolności osobistej — oznajmiłam.

— Mama ma się pewnie nie domyślić, że kogoś masz?

— Tak. Mówiłam ci, że jest konserwatywna i bardzo uparta w pewnych sprawach, które mnie dotyczą. Muszę z nią porozmawiać o nas, zanim przyprowadzę cię do domu.

— Nie będzie zachwycona twoim wyborem, prawda?

— Posłuchaj, nieważne, co ona będzie myśleć, a tym bardziej mówić o tobie, bo to ja chcę spędzić z tobą teraźniejszość — oświadczyłam.

— Wiesz, cieszę się, że tak uważasz. A jednak szkoda, że nie dodałaś, iż chciałabyś spędzić ze mną najbliższą przyszłość.

— Aleksandrze, myślisz, że nasze uczucie jest tak idealne jak z tych książek, gdzie na końcu czyta się banalne, ale jakże przyjemne dla ucha słowa: „Żyli długo i szczęśliwie”?

Skinął głową, a ja sięgnęłam do jego ust. Złożyłam na nich delikatny i dość długi pocałunek, który odwzajemnił. Na początku powoli ocieraliśmy wargę o wargę, pieściliśmy powierzchnię, aby po chwili rozsunąć usta i zaprosić do wnętrza języki, które zatańczyły taniec subtelny niczym trzepot skrzydeł piskląt niepewnie rozkładających się do lotu.

W końcu odsunęliśmy się od siebie, a jednak nadal znajdowaliśmy się blisko. Wymieniliśmy spojrzenia.

— Chciałbym, abyś zawsze była tak blisko mnie — wyznał.

— Zawsze będę. Przecież o tym wiesz — szepnęłam, podnosząc się z podłogi i zabierając do obowiązków. Uciekłam, bo nie chciałam, aby usłyszał głośne bicie mojego serca. — Wracaj do swoich zajęć — rzekłam, starając się skupić na pracy.

Aleksander podszedł do mnie. Objął moje kruche ciało swoimi silnymi ramionami. Przez chwilę tak staliśmy. Zastygliśmy. Potem jeszcze raz dotknął moich włosów swoją dużą dłonią, a następnie odszedł.

Zostałam sama między regałami.

— Przestań — zażądałam stanowczo, ale niezbyt głośno. Chciałam, aby tylko moje uszy usłyszały to słowo. — Przestań. Twoje serce bije jak szalone. Dzień po dniu rośnie od nadmiaru szczęścia…

To niesamowite, że zakochałam się jak naiwna nastolatka.

Zamknął księgarnię, oparł się o chropowatą powierzchnię drzwi i zsunął się w dół. Następnie popatrzył na mnie. Wyciągnął rękę w moją stronę, a ja ochoczo podałam mu dłoń. Pewnie, a zarazem subtelnie pociągnął mnie i opadłam na niego. Poczułam ciepło skóry oraz delikatne pieszczoty opuszków palców, które zsuwały się z karku w dół kręgosłupa. W końcu zacisnął dłonie na moich biodrach i, patrząc mi głęboko w oczy, przysunął swoją twarz do mojej.

— Nawet nie spostrzegłem, kiedy zakochałem się w zapachu twoich włosów, które pielęgnujesz jaśminem, i nie dowierzałem, że twoje piwne niczym barwa dojrzewającego kasztanu spojrzenie pochłonie mnie. Jestem stracony — oznajmił. — Nie wiem, kiedy się zakochałem w tak dobrej, mądrej i pięknej kobiecie. A najbardziej niesamowite jest to, że poddałem się temu uczuciu.

— Jesteś kochany — szepnęłam.

Aleksander przytulił mnie.

— Zostań dziś ze mną jak najdłużej — poprosił.

Uśmiechnęłam się.

— Nie powinnam.

— Zostań. Chciałbym, aby dziś ten czas był stworzony tylko dla nas.

Skinęłam głową.

I czas był tylko nasz. Słodkie późne popołudnie, pieszczoty, długie i zbyt krótkie pocałunki, smak lodów waniliowych, rozmowy o naszych marzeniach i tajemnicach, których się wstydziliśmy i mówiliśmy o nich szeptem, smak truskawek z bitą śmietaną roztartą naszymi dłońmi na białej pościeli… Potem nadszedł wieczór i wyznania przy tanim trunku, w otoczeniu dużej ilości kwiatów oraz świeczek, brudny i namiętny taniec na dachu w blasku gwiazd. Później czas dobiegł końca, zsuwając kremowy koc z naszych nagich ciał.

— Muszę już iść — powiedziałam z żalem w głosie.

— Nie idź.

— Chciałabym zostać.

— Zostań — poprosił Aleksander. — Choć wiem, że wszystko dzieje się zbyt szybko, to niech tak pędzi ten nasz czas.

— Wszystko, co się między nami dzieje, jest jak pędzący pociąg, takie pospieszne — rzekłam, wpatrując się w jego idealne rysy twarzy, zielone spojrzenie i wąskie usta, na które zwracałam uwagę, bo wypowiadały tak prawdziwe oraz piękne słowa. — Nigdy nie byłam tak szaleńczo zakochana w drugim człowieku i dobrze mi z tym, dlatego dziś nie zostanę, ale jutro wrócę. Mogę? — spytałam.

— To cieszę się, że wrócisz do mnie jutro — odpowiedział z uśmiechem na twarzy.

Chwilę tak siedzieliśmy na łóżku, aż w końcu Aleksander przysunął się do mnie i oparł swoje czoło o moje. Splotłam ręce na jego karku, a on swoimi dłońmi głaskał moje zarumienione policzki.

— Do jutra — wyszeptałam, składając na jego skroni maleńką pieszczotę.

Wchodziłam po schodach, starając się zachowywać bardzo cicho w panujących ciemnościach, bo domownicy odpoczywali już w swoich sypialniach. W końcu dotarłam do drzwi pokoju i złapałam za klamkę.

— Co ty wyprawiasz?!

Odwróciłam się przestraszona podniesionym głosem, a z dłoni wypadło mi zdjęcie zrobione starym aparatem. Mama zauważyła to, więc pospiesznie schyliłam się po fotografię i schowałam ją do torebki.

— Nie chciałam nikogo obudzić, a zwłaszcza…

— Zwłaszcza mnie, prawda? Nie obudziłaś nikogo ze śpiących już o tej późnej porze domowników, ale ja czekałam na ciebie, bo mam dość twojego zachowania. Dziewczyno, co ty ostatnio wyprawiasz?

— Mam dwadzieścia siedem lat, więc nie muszę ci odpowiadać na to pytanie — burknęłam zdenerwowana jej nieprzyjemnym tonem głosu.

— Przypominam ci, że sama wróciłaś do domu.

— Wróciłam, bo chciałam pomóc ci opiekować się ojcem, który jest po zawale.

— Od tego jest ciotka Milena. Zresztą nie zmieniaj tematu, bo dobrze wiem, że znów pakujesz się w związek bez przyszłości. Ty tylko takie potrafisz budować, bo wybierasz sercem, a nie rozumem.

— Mam żyć z kimś, kogo nie kocham, tak? Jak widzisz, nie mam twojego charakteru, aby dzień po dniu udawać miłość do drugiego człowieka.

Wymierzyła mi siarczysty policzek.

— Bezczelna dziewucha!

Popatrzyłam na matkę ze smutkiem. Chciało mi się płakać, a jednak powstrzymałam łzy, które uroniłam, dopiero kiedy zamknęłam za sobą drzwi sypialni.

— Nigdy nie zrozumiesz, że zakochałam się w kimś innym, odstającym od twojego wyobrażenia o idealnym i bajecznie bogatym zięciu — szepnęłam, starając się ocierać kolejne spływające łzy.

Rozdział 4

Gaja

Weszłam do jadalni. Wszyscy w zupełnej ciszy spożywali śniadanie. Niechętnie podeszłam do stołu, a kiedy usiadłam, tata zaczął rozmowę:

— Chciałbym, abyś pojechała ze mną do firmy. Oczywiście, o ile czujesz się na siłach, bo domyślam się, że wróciłaś zbyt późno do…

— Twoja córka z tobą pojedzie — wtrąciła mama.

— Nie odpowiadaj za nią — powiedział ojciec. — Niech sama zdecyduje.

— Chętnie będę ci towarzyszyć.

— Na pewno?

— Tak — potwierdziłam i sięgnęłam po kubek z ciepłą herbatą, a następnie bułeczkę z masłem i dżemem truskawkowym.

— Co porabiałyście z Magdaleną? — spytał ojciec.

Zamierzałam odpowiedzieć, ale do rozmowy wtrąciła się Sara, kuzynka, która mieszkała z nami od kilku miesięcy.

— Spędziły czas w księgarni, a raczej Gaja, bo Magdalenę widziałam na zakupach w towarzystwie przyjaciółek. Wiecie, w tym nowym butiku. Wybierały buty.

— Byłam tam z nimi.

— Nie widziałam cię — rzekła Sara.

— Wyszłam do toalety.

— Nieprawda. Podeszłam się przywitać, a nawet dłuższy czas rozmawiałam z nimi i jakoś nie wracałaś z tej, jak to się mówi, ubikacji. — Spojrzała w stronę ciotki, a następnie wuja.

— Może wyszłam na zewnątrz. Zresztą nie powinnaś się tak interesować tym, co i z kim robię w wolnym czasie — oznajmiłam.

— Nie denerwuj się.

— Po prostu zacznij się uczyć, a nie spędzasz czas na chodzeniu po sklepach i robieniu zbyt dużej ilości zakupów, za które płaci mój ojciec.

— Spokojnie — bąknęła i, zabierając ostatnią bułkę z powidłami, odeszła od stołu.

— Nawet się nie pożegnała. — Pokręciłam głową.

— Zdenerwowałaś ją — oznajmiła mama, a ja spojrzałam na nią z niedowierzaniem. — Sara po prostu powiedziała, że cię nie było z przyjaciółkami, a ty naskoczyłaś na nią za to, że wyznała prawdę.

— Przestańcie — odezwał się tata, a wtedy mama skupiła na mnie całą swoją uwagę. — Gaja jest dorosła, dlatego może robić wszystko to, na co ma ochotę.

— Plamić nasze nazwisko też? — spytała. — Podziękuję za śniadanie. Odechciało mi się jeść. — Wstała od stołu, popatrzyła na męża, a potem ponownie na mnie. — Rozkapryszone dziecko zawsze robi to, co chce. Wiesz, czyja to wina, że zachowuje się jak nastolatka, a nie kobieta? — spytała po raz kolejny, ale nie czekała na odpowiedź i pospiesznie opuściła jadalnię.

Zostaliśmy we trójkę: ojczulek, cioteczka i ja.

— W końcu zjem spokojnie — rzekła ciotka Milena.

— Nie musisz nam wszystkiego mówić, jednak wiesz, że od kłamstwa wolę prawdę — powiedział tata, a po chwili dodał: — Zostań w domu. Może pomóż w czymś matce. Choćby w najdrobniejszej sprawie, ale zaoferuj swoją osobę do pomocy. Będzie zadowolona, że jesteś przy niej.

— Przydasz się, bo Barbara chce w sobotę urządzić przyjęcie dla kilku gości — oznajmiła ciotka.

— Chyba dla setki.

— Nie przesadzaj, dziewczyno. Może pojedziesz dopilnować, aby ponownie nie wybrali nieodpowiedniego koloru kwiatów do wystroju, jaki planuje twoja matka.

— Milena ma rację. Tylko, proszę, idź sama do matki i zaproponuj jej poratowanie w…

— Dobrze — wtrąciłam. — Zrozumiałam, że mam dziś zostać w domu i zająć się naburmuszoną osą.

— Gaju! — podniósł głos tata.

— Pójdę po herbatę. Przynieść komuś? — spytała ciotka, ale oboje podziękowaliśmy.

Zostaliśmy z tatą sam na sam.

— Mnie też martwi, że znikasz z domu od kilku dni, nie mówiąc nam, z kim przebywasz. Oczywiście nie musisz tego robić, jednak wolałbym wiedzieć, czy jesteś bezpieczna.

— Na razie wolałabym, aby tak zostało. Chciałabym, aby ta nieprzyjemna atmosfera zniknęła. Niestety mama ciągle drąży temat i naciska, bym na partnera wybrała kogoś majętnego — powiedziałam szybko, aby nie przerwał mojej wypowiedzi.

— Wiem, że mama i ty macie odmienne zdanie na temat relacji między kobietą a mężczyzną. Ty jesteś bardziej uczuciowa, emocjonalnie podchodzisz do wszystkiego, a mama jest oschła i wyniosła, ale na pewno poprze każdy twój wybór, gdy zobaczy, że jesteś szczęśliwa. Poza tym, córeczko, to nie dziewiętnasty wiek, abyśmy narzucali ci swoją wolę — oświadczył, a ja uśmiechnęłam się do niego.

Zamknęłam się w sypialni. Pospiesznie napisałam, a następnie wysłałam SMS-a do Aleksandra. Po chwili mój telefon się rozdzwonił.

Odebrałam.

— Tak? — spytałam.

— Rozumiem, kochanie.

— Obiecałam ci, że dziś się spotkamy, ale powinnam zostać i pomóc mamie. Chciałabym uspokoić Herę — powiedziałam żartobliwie, a on roześmiał się głośno.

— Postaraj się, abym nie tęsknił za tobą zbyt długo, skarbie — poprosił.

— Chciałabym przyjść, ale nie mogę jeszcze bardziej nadszarpnąć relacji z mamą. Od czasu, kiedy tata miał zawał i okazało się, że choruje, stała się bardziej podenerwowana.

— Nie dziwię się twojej mamie. Też martwiłbym się o zdrowie drugiej osoby, a zwłaszcza tej, którą darzyłbym uczuciem.

— Dziękuję, że to powiedziałeś — rzekłam. — Nie będę ci już przeszkadzać. Do jutra.

— Do zobaczenia, Gaju.

Rozłączyłam się.

Usiadłam na łóżku i przez moment zastanawiałam się, jak to będzie, kiedy przyprowadzę do domu Aleksandra. Tata na pewno zachwyci się rozmową z tak mądrym mężczyzną, a ciocia pewnie nakarmi go swoimi słodkościami. Najgorzej będzie z matką, która jest apodyktyczna, pełna złośliwości i od razu przystąpi do serii pytań o to, co Aleksander posiada. Kiedy zacznie opowiadać, pewnie usłyszę, że nie reprezentuje sobą nic prócz marzeń, które realizuje ślimaczym tempem. Może byłaby mu bardziej przychylna, gdyby miał sieć księgarni, a nie jedną, w dodatku niewielką i słabo prosperującą.

— Dość! — krzyknęłam.

— Wszystko dobrze, Gaju? — spytała ciotka.

— Tak — odpowiedziałam. — Chciałam spokojnie porozmawiać przez telefon, a potem pomyśleć, ale tu się nie da.

— Już wychodzę — rzekła zasmucona.

Poczułam się okropnie, atakując ciotkę, dlatego postanowiłam ją przeprosić, ale kiedy wyszłam z pokoju, już jej nie było. Westchnęłam. Oparłam się o drzwi i przez chwilę patrzyłam na wejście do sypialni rodziców.

Niespiesznie podchodziłam do drzwi księgarni. Kiedy dotarłam do celu, na ułamek sekundy zatrzymałam się. Wtedy spostrzegłam mężczyznę o brązowych oczach, który bacznie mi się przyglądał. Odwróciłam wzrok, gdy podszedł do niego znajomy i serdecznie się przywitali.

W końcu weszłam do księgarni. Rozejrzałam się, a kiedy ruszyłam pomiędzy regały, usłyszałam głos Aleksandra. Brzmiał tak spokojnie. Mogłabym powiedzieć, że to słodka nuta, delikatny aromat.

Usiadłam w bezpiecznej odległości, aby go nie rozpraszać, a jedynie słuchać tego, co ma do powiedzenia. To popołudnie miało być dniem otwartym, świętem książki. W ten sposób chciał przyciągnąć uwagę młodych ludzi i zachęcić ich, by częściej zaglądali do księgarni. Spostrzegłam, że wśród nastolatków znalazło się kilkoro starszych ludzi. Zresztą wiek był obojętny, bo Aleksander opowiadał z pasją, wielką miłością o książkach, które skradły mu czas. Myślę, że niektórych zaciekawił i wrócą, kiedy tylko będą mieli możliwość.

Po trzech godzinach księgarnia opustoszała.

— Myślisz, że jutro wrócą? — spytał Aleksander.

— Tak. A jeśli nie jutro, to na pewno pojutrze.

— Pojutrze może ich też nie być.

— To pojawią się w inny dzień — rzekłam.

— Masz rację. Cieszę się, że przyszłaś — powiedział, obsypując moje policzki buziakami.

Uśmiechnęłam się.

— Teraz muszę posprzątać, ale za chwilę będę wolny. Może wybierzemy się na długi spacer? Co ty na to?

— Chętnie. Jednak najpierw ogarnijmy ten bałagan.

— Panna z dobrego domu potrafi sprzątać? — spytał żartobliwie.

— Zbiorę kubki — oznajmiłam.

— A ja odłożę książki na swoje miejsce.

Wzięliśmy się do pracy.

— Jak przyjęcie mamy? Udało się? — zagadnął.

— Niestety nie. Liczyła na zachwyt, a okazało się totalną klapą — odpowiedziałam.

— Czemu? — Stanął w drzwiach. Przyglądał się, jak ostrożnie zbieram kubki ze stolika. — Co poszło nie tak?

— Większość osób dostała zaproszenie na wieś, gdzie odbyło się ogromne, zorganizowane z przepychem przyjęcie na cześć nowego właściciela ziemskiego. Podobno otrzymał po ojcu cały spadek.

— Dziedzic — oznajmił, a ja skinęłam głową. — A wy czemu nie dostaliście zaproszenia?

— Dostaliśmy, ale przygotowania do przyjęcia mamy były już w toku. Nie jest zadowolona.

— Domyślam się — rzekł.

— Jutro zaprosiła na kawę dwie znajome i pewnie wypyta się o to przyjęcie. Ja się cieszę, że tam nie poszliśmy.

— Nie lubisz tych przyjęć, prawda?

— Tak — potwierdziłam. — To imprezy znajomych, dla których liczy się przepych. Niesamowite jest zachowanie tych kobiet. Każda musi mieć na sobie lepszą kreację lub większą ilość biżuterii. To niesmaczne.

— Rozumiem, kochanie.

Uśmiechnęłam się.

— Zaniosę wszystko na zaplecze.

— Dobrze. Jak tylko skończę układać książki, przyjdę ci pomóc — zakomunikował i po chwili zniknął za brązowymi drzwiami.

Kończyłam wycierać ściereczką ostatni kubek, gdy poczułam jego dotyk. Objął mnie. Przyciągnął do siebie. Zadrżałam.

— Mówiłem ci już, że cieszę się z twojej obecności?

— Tak.

— A mówiłem ci, że kiedy patrzysz na mnie z bliska, jeszcze bardziej z bliska, oczy powiększają ci się, wpatrujesz się we mnie tak bardzo, że w końcu czuję, jak nasze spojrzenia nakładają się jedno na drugie, łączą się oddechy i… — zamilkł.

Odwrócił mnie i mogłam poczuć jego skórę, usta odnalazły się i zaczęły łagodnie dotykać. Przygryzłam delikatnie dolną wargę ukochanego, a on tylko pogłębił pocałunek. Jego ręce zanurzyły się w moich włosach. Dotykał powoli kolejnych pasm kasztanowych włosów, zbyt ciemnych w tym zepsutym świetle, które zacinało się niczym niesforne, nienapełnione pióro. Nie bałam się jednak, że za chwilę powstanie plama nie do zmycia, nie do zatarcia. Po prostu chciałam, aby wszystko było czyste, a zarazem brudne. Właśnie dlatego całowaliśmy się coraz namiętniej. Wszystko, co wtedy działo się w tym pomieszczeniu, miało zapach książek i zostało wypełnione ciszą, którą zakłócało jedynie bicie naszych zakochanych serc.

Rozdział 5

Gaja

Pospiesznie wbiegłam na taras. Moi najbliżsi znajdowali się już na swoich miejscach. Pomyślałam, że matka zaraz mnie skarci za brak poczucia czasu, ale ona siedziała i patrzyła na ogród, który codziennie dopieszczał pan Krzysztof. Kiedy w końcu usiadłam, spojrzałam na ciotkę, która nerwowo zajadała się ciasteczkami.

— Przepraszam za spóźnienie — powiedziałam do matki. Ta jednak milczała. — Nie idziemy, cioteczko? — spytałam, a ona wzruszyła ramionami.

— Barbaro, pójdziemy na otwarcie kolejnego ośrodka dla niepełnosprawnej młodzieży? — zagadnęła Milena.

Mama zerknęła na nią, a kiedy odwróciła wzrok, nawet nie zwracając na mnie uwagi, odpowiedziała:

— Będą oczekiwali hojności ze strony wpływowych ludzi, a nas na nią nie stać w tym trudnym czasie. Obawiam się, że wszyscy zaproponują zbyt dużo zer. My możemy jedynie rzucić marne grosze i modlić się, aby nie zauważyli, że nasza rodzina idzie na dno niczym nowy, ale jednak gdzieś uszkodzony statek.

— O czym ty mówisz? — spytałam.

— Nie wtrącaj się do rozmowy o czymś, o czym nie masz zielonego pojęcia — upomniała mnie Sara, niespodziewanie pojawiając się w ogrodzie.

— Nie masz może lekcji? — rzuciłam.

— A ty nie musisz sprzątać księgarni? Chyba tylko tym się zajmujesz od kilku tygodni, jak nie od miesięcy.

— Przestańcie — burknęła matka.

Zdziwiło mnie jej zachowanie, jednak po chwili dotarło do mnie, że nie broniła córki, tylko przerwałyśmy jej dumanie.

— Saro, powinnaś zająć się lekcjami, a nawet doradziłabym uporządkowanie swojego pokoju. I spakuj kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Jutro jedziesz do rodziny.

— Zaraz to zrobię — oświadczyła i pospiesznie udała się do domu.

— Czyli mam rozumieć, że nie idziemy na otwarcie?

— Nie jesteśmy w stanie dać odpowiedniego datku — oznajmiła matka.

— Nie przesadzasz? I tak dużo pomogłaś w budowie ośrodka, więc chyba możesz…

— Właśnie nie mogę! — krzyknęła mama. — Gdybyś interesowała się domem, rodziną, naszymi potrzebami oraz sytuacją w firmie, wiedziałabyś, że źle się dzieje. — Odwróciła się i wbiła we mnie swoje oziębłe spojrzenie. — Od trzech miesięcy twój ojciec próbuje ratować firmę, która miała kilka niefortunnych inwestycji. Nic się nie zwróciło i, co najgorsze, musieliśmy jeszcze więcej lokować, by cokolwiek odzyskać. Nie udało się. Nawet nie chcę mówić, kim możemy się stać, gdy bank po raz kolejny nie zgodzi się nam pomóc, a przyjaciele z obawy o swoje pieniądze odmówią wsparcia finansowego.

— O czym ty mówisz? Nie może być aż tak źle. — Popatrzyłam na ciotkę, która zapchała się ciastkami. — Tata nic mi nie mówił.

— Żartujesz sobie, Gaju?! — podniosła głos matka, a ja wstałam z krzesła oburzona jej przerysowanym zachowaniem. — Od dwóch miesięcy żyjesz w swoim świecie i nie zwracasz uwagi na rodziców, ciotkę, kuzynkę, a tym bardziej na nasze konto w banku.

— Pewnie jak zwykle przesadzasz — stwierdziłam.

— Nie denerwuj mnie, dziewczyno. Możemy zbankrutować, jeśli nikt nie udzieli nam pomocy, a z tego, co dowiedziałam się od twojego ojca, nikt nie chce… — zamilkła. — Zresztą dla ciebie nie są ważne pieniądze — burknęła. Po chwili jednak dodała: — Tylko zapamiętaj sobie, że gdyby nie majętność twojego ojca, niewiele osiągnęłabyś w życiu.

— Jesteś okropna — wymamrotałam.

— Tak jak ty, moje kochane dziecko. Gdybyś miała, jak cię prosiłam, majętnego narzeczonego lub męża, mógłby pomóc twojemu ukochanemu ojczulkowi. Niestety ciebie nie można się doprosić o pomoc, bo…

— Ty nie prosisz, a rozkazujesz — wtrąciłam. — Co najgorsze, zmuszasz mnie do wielu rzeczy.

— Nie będę tego słuchać… — zaostrzył się jej głos, ale zamilkła.

Popatrzyła na mnie, a następnie oddaliła się. Udała się na spacer po naszym ogrodzie.

— Cioteczko — rzekłam, wpatrując się w kobietę, która uniosła głowę ze łzami w oczach.

— Porozmawiaj na spokojnie z Barbarą, a najlepiej z tatą. Może ci się wyżali, drogie dziecko, bo z nami ostatnio nie rozmawia. Zamyka się w gabinecie i tylko słyszymy dźwięk odkładanych słuchawek w odpowiedzi na jego prośby o pomoc.

Późnym wieczorem zajrzałam do gabinetu staruszka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Kiedy usiadłam na fotelu, postanowiłam przejrzeć dokumenty, które leżały na biurku. Na jednym z nich widniała odmowa udzielenia pożyczki na ogromną sumę.

— Tata się położył.

— Nie wiedziałam, mamo.

— Że mamy kłopoty finansowe? — spytała.

W odpowiedzi tylko skinęłam głową.

— A ty zamiast szukać wsparcia u jakiegoś bogatego chłopaka, któremu mogłabyś zawrócić w głowie urodą i charakterem, łajdaczysz się od dłuższego czasu z tym pożal się Boże księgarzem.

— Mamo, proszę.

— O co prosisz? Ile razy ja to robiłam, a tym bardziej, kiedy ojciec zachorował, tłumaczyłam ci, że potrzebujesz zamożnego partnera. Myślisz, że robiłam ci na złość, a ja po prostu wywnioskowałam z plotek, że nasza rodzina chyli się ku upadkowi.

— Bogaty mąż nie jest rozwiązaniem. Bank lub ktoś ze znajomych ojca może nam pomóc, bo przecież zawsze mogli na niego liczyć w trudnych sytuacjach.

— Na jakim ty świecie żyjesz, dziecko? — wypaliła.

Opuściłam głowę. Przyglądałam się dokumentom.

— Każdy odmawia twojemu ojcu. Mówiłam, że ludzie są niewdzięczni, a wy zawsze mnie karciliście, on słowami, ty spojrzeniem, za prawdę, więc teraz macie. Banki w mieście oraz w okolicy odmówiły kolejnej pożyczki. Tak zwani przyjaciele boją się utracenia płynności, pogrążenia swoich firm, nadszarpnięcia pozycji i straty większej sumy. — Rozsiadła się wygodnie na kanapie i westchnęła. — Nie mam syna, który pomógłby nam się podnieść. Dorosły mężczyzna bardziej uwiarygodniłby oblicze naszej rodziny niż dziewczyna, która wymyka się wieczorami do oranżerii, aby spotkać się z kochankiem.

— Nie jest moim kochankiem, a chłopakiem. Jesteśmy parą od dwóch miesięcy.

— Ten czas tak szybko płynie, a ty nadal pielęgnujesz marzenia o tym dziecinnym zakochaniu. Nie dostrzegasz prawdy tego świata.

— Powtarzasz się, mamo — rzekłam.

— Oczywiście. — Odwróciła ode mnie wzrok, aby popatrzyć na zbiór książek znajdujących się na głównej ścianie w gabinecie. — Może twój kochaś sprzeda kilka książek ojca, aby nam pomóc — oznajmiła z wyższością w głosie.

— Zakochałam się — szepnęłam.

— I co z tego, że się zakochałaś? Każdy kiedyś był zakochany. Jednak ty w moich oczach nadal jesteś niedojrzała, bo nie odróżniasz zakochania od prawdziwych uczuć. Tatuś opowiadał ci za dużo bajek.

Nie dowierzałam, że potrafiła być tak obojętna na uczucia swojego dziecka.

— Ja zawsze byłam złą czarownicą, prawda? — spytała, a ja milczałam. — Życie to nie tylko samo zakochanie. To ogrom innych emocji, w których kryje się gorycz, rozczarowanie, walka, smutek. Jeśli postarałabyś się uspokoić swoje ogłupiałe serce, zrozumiałabyś, że to w znacznej części mrzonka dla zuchwałych.

— Nigdy nie byłaś zakochana, więc nie masz prawa wypowiadać się na temat moich uczuć względem tego człowieka.

Matka uśmiechnęła się do mnie.

— To nie bajka, to moje życie. Chcesz nim żonglować, tak aby pomóc ojcu, czy raczej sobie? — spytałam ze złością.

— Bezczelna. I jak zawsze niewdzięczna. Cała Gaja, egoistka — skwitowała.

— Czyli dobrze mnie wychowałaś.

— Nie rozumiem…

— Jestem egoistką. Nie przypomina ci to kogoś, mamo?

— Zważaj na słowa, dziecko — rzekła.

Uśmiechnęłam się, a zniesmaczona moją wypowiedzią matka bez słowa opuściła pomieszczenie.

Przeglądałam dokumenty z ogromnym skupieniem. Może dlatego nie spostrzegłam Stefana Żuławskiego, doradcy w sprawach organizacyjnych firmy i wieloletniego przyjaciela ojca.

— Witam — rzekł.

W odpowiedzi skinęłam głową. Nawet się nie uśmiechnęłam.

— Pewnie znalazłaś w tych dokumentach kilka niepokojących informacji, jednak chcę cię uspokoić, że wszystko jest na dobrej drodze do wyjścia z chwilowego dołka finansowego.

Popatrzyłam na przyszywanego wujka, który mimo braku pokrewieństwa był traktowany jak członek rodziny.

— Mamy z tatą kilka awaryjnych planów — zapewnił.

— Tata nic mi nie mówił.

— Pewnie miał swoje powody.

— Jakie?

— Nie wiem, moje drogie dziecko. Pewnie nie chciał martwić ani matki, ani ciebie — odpowiedział. — Czasem tak bywa, że duża machina może potknąć się o małą inwestycję.

— Pani Chorążkiewicz, pan Seweryn wrócił — oznajmiła sekretarka ojca, stając w progu.

— Dziękuję.

Weszłam do gabinetu taty. Siedział w fotelu, bezmyślnie wpatrując się w ścianę. Podeszłam do biurka, a następnie ukucnęłam przy nogach ojca i z wymuszonym uśmiechem spojrzałam na niego. Odwzajemnił gest.

— Może pójdziemy coś zjeść? — spytałam, a on pokręcił głową. — Może pojedziemy do domu na obiad? Co ty na to?

— Nie chcę, kochanie. Mam dużo pracy.

— Rozumiem, a jednak mam ochotę na posiłek w rodzinnym gronie — powiedziałam.

Położył dłoń na moim policzku i na chwilę zastygł, wpatrując się w moją twarz.

— Tato, proszę…

— Muszę zostać w firmie. Muszę — powtórzył, a ja skinęłam głową.

Rzuciłam mu się na szyję. Wcisnęłam się w ciało ukochanego tak bardzo, że poczułam ból skóry stykającej się zbyt mocno z kośćmi.

— Co się stało?

— Jestem taka bezsilna — odpowiedziałam. — Trzymaj mnie tak jak najdłużej, dobrze?

Aleksander objął mnie. Po chwili pocałował w głowę, delikatnie wsuwając dłoń we włosy, a drugą rękę zacisnął na mojej talii.

Ocknęłam się na kanapie okryta kocem. Wstałam trochę niepewnie, zakręciło mi się w głowie, a nawet poczułam drżenie ciała. Bez dłuższego namysłu usiadłam z powrotem na wersalce.

— Obudziłaś się? — spytał Aleksander, zaglądając do niewielkiego pokoju.

— Tak — odpowiedziałam, usiłując zapanować nad łzami cisnącymi się do oczu.

— Powiesz mi, co sprawiło, że byłaś taka roztrzęsiona?

— Gdy byłam mała, zawsze niecierpliwie czekałam przy drzwiach wejściowych na powrót taty. Kiedy w końcu otwierały się na oścież, a on się w nich pojawiał, rzucałam się na niego. Trzymałam się kurczowo skrawka spodni, marynarki, zmarzniętych palców u lewej dłoni, a czasem nawet mocno szarpałam za jeszcze nieściągnięty płaszcz tylko po to, aby zwrócił na mnie uwagę. Chciałam, aby wziął mnie na ręce, podrzucił kilka razy w górę, a potem ucałował policzek i mocno przytulił. Po prostu przy nim czułam się bezpieczna i bardzo kochana. Byłam najważniejsza. — Uśmiechnęłam się na wspomnienie tamtych cudownych, beztroskich chwil. — Firma taty przechodzi poważny kryzys. Najgorsze, że ojciec wygląda na wykończonego, poddanego. Nie mówi mi też całej prawdy — oznajmiłam.

— Przykro mi. — Aleksander wpatrywał się w moją smutną twarz.

Przytuliłam się do niego.

— Dobrze, że jesteś — rzekłam, a on delikatnie dotknął mojego policzka. — Jak mam mu pomóc?

— Nie zadręczaj się — poprosił.

Rozdział 6

Gaja

Leżeliśmy na trawie, źdźbła łaskotały nasze ciała, a słońce ogrzewało zbyt gorącymi promieniami.

— Czasem wydaje mi się, że jesteśmy szkicem — szepnął Aleksander.

Popatrzyłam na niego.

— Nasza pierwsza randka tak szybko minęła, że wydaje mi się… — zaczął mówić głośno i wyraźnie.

Przed oczami pojawiły mi się maleńkie klatki, w których zobaczyłam nas razem, objętych w złocistym świetle słońca, leżących na wilgotnej trawie, spacerujących w otoczeniu czerwonych maków, zajadających popcorn i rozpuszczające się lody czekoladowe, spoglądających na ulubiony zatrzymany kadr z filmu. Widziałam nas oglądających przedstawienie w teatrze, jednak bardziej skupialiśmy się na niespiesznym dotyku naszych ciepłych i drżących ciał. Ujrzałam nas tańczących w ciemnościach i dymie, przy głośnej, ale nie hałaśliwej muzyce, a także nasze przytulone ciała okryte białą pościelą, otoczone różanym zapachem.

— Chciałem po prostu powiedzieć, że cię kocham, Gaju.

Aleksander zaczął się we mnie wpatrywać. Dotknął dłonią mojego policzka, wcisnął delikatnie palce w skórę, uchwycił brodę i przysunął się tak bardzo blisko, że przeszył mnie prąd. Uśmiechnął się zniewalająco, a po chwili przycisnął swoje usta do moich. Odurzona tą intensywną bliskością, zamknęłam oczy. Przeniknęło mnie ciepło, wilgoć i miękkość jego warg. Nastała rozkosz. Całował mnie inaczej niż do tej pory. Nie mogłam złapać tchu. Nie byłam w stanie się poruszać, oszołomiona niezwykłym doznaniem.

Odsunął się.

— Jesteś taka piękna — szepnął. — Taka piękna…

Zarumieniłam się.

— Chciałbym, abyś zawsze była tak blisko mnie i nie uciekała, nie wracała do domu, w którym nie możesz w pełni oddychać, cieszyć się tą miłością. Tak bardzo zależy mi na twoim szczęściu… — zamilkł.

Na chwilę zapadła cisza.

— Wiesz, chciałabym, abyś towarzyszył mi na spotkaniu w gronie najbliższych znajomych — wyznałam.

— To dobry czas na imprezy, kiedy macie problemy finansowe? — spytał. — Poza tym nie powinienem w tak nieodpowiednim momencie zjawić się w waszym domu.

— Mama wpadła na pomysł, aby zachować pozory przed ciekawskimi, a przyjaciół chce poprosić o pomoc — powiedziałam.

Aleksander westchnął.

— Myślisz, że zdołają wam pomóc?

— Nie wiem.

— Twoja matka obawia się życia w nędzy. Uważa, że bez pieniędzy nie będzie mogła sobie pozwolić na wiele rzeczy, do których przywykła przez te lata u boku wpływowego męża — stwierdził. — Bycie niezamożnym nie jest czymś złym i nie prowadzi do niegodnych warunków życia. Może, kiedy znajdzie się w takiej sytuacji, zrozumie, że w życiu liczy się coś więcej niż grubość portfela. Ważna jest rodzina oraz przyjaciele, miłość, ta odwzajemniona, i uśmiech, a nawet krótka chwila spędzona na ławce w parku, w którym mija nas tak wiele interesujących ludzi.

Uśmiechnęłam się, a następnie przysunęłam do niego i wygodnie położyłam głowę na ramieniu. Po chwili pochylił się i bardzo delikatnie pocałował mnie w kącik ust. Rozchyliłam wargi, więc odpowiedział mi głębokim, pełnym pasji pocałunkiem. Trwaliśmy tak złączeni, aż wydawało mi się, że mogę usłyszeć szelest naszych drżących ciał, które zbliżały się do siebie coraz śmielej.

Zapukałam do drzwi gabinetu i zajrzałam do środka, nie czekając na zaproszenie.

— Mogę wejść? — spytałam tatę, a on skinął głową.

— Potrzebujesz czegoś, Gaju?

Przysiadłam na brzegu biurka. Popatrzyłam na ojca. Zastanawiałam się, od czego zacząć.

— Co się dzieje w firmie?

— Nie rozumiem — odpowiedział.

— Mama powiedziała, że mamy poważne problemy.

— Przesadza — rzekł. Na jego twarzy pojawił się piękny, szczery uśmiech. — Wiesz, że twoja mama wariuje, jeśli chodzi o pieniądze. Szaleje, gdy usłyszy, że choćby grosik się zapodział.

Ojczulek mnie rozbawił, ale nie uspokoił.

— Byłam w firmie. Przejrzałam dokumenty, z których wynika, że kilka inwestycji się nie zwróciło.

— Tak czasem bywa, córeczko. Jednak zapewniam cię, że wszystko jest dobrze. — Tata dotknął mojej ręki. Uchwycił ją jak wtedy, gdy byłam mała. Choć z czasem jego dłonie stały się pomarszczone, lekko drżące i słabsze, jego dotyk nadal sprawiał, że czułam się bezpieczna i pełna wiary w przyszłość.

Moje wątpliwości minęły.

— Czasem wszystko układa się po naszej myśli, ale w naszym biznesie zdarza się, że podjęte i nie do końca przemyślane decyzje kończą się stratą paru tysięcy. Jednak z pomocą pracowników, przyjaciół i wsparcia mojej kochającej rodziny dam sobie radę — oznajmił.

Zbliżyłam się i objęłam go z jak największą ilością pozytywnej energii.

— Nie słuchaj mamy. Niepotrzebnie cię denerwuje. A poza tym powinniśmy chyba porozmawiać o czymś ważniejszym, prawda?

— Nie rozumiem — odpowiedziałam, odsuwając się od ojca.

— Kiedy przedstawisz mi swojego wybranka? — spytał.

— Tato, czy miałoby dla ciebie znaczenie, gdyby on był niezamożny?

— Kochanie, najważniejsze, żeby był dobrym człowiekiem i kochał cię najbardziej na świecie, okazywał ci na każdym kroku zrozumienie oraz traktował cię z szacunkiem. I żebyś dzięki niemu zawsze się uśmiechała. Chciałbym, jako rodzic, abyś była po prostu szczęśliwa, córeczko. Pieniądze to sprawa drugorzędna, tym bardziej, że są one czymś, co dziś możesz posiadać, a jutro stracić.

— Dziękuję — powiedziałam, rzucając się na szyję kochanemu staruszkowi.

Zamyślona patrzyłam w stronę dużego okna. Obserwowałam przechodzących ludzi, bezmyślnie przyglądałam się ich zachowaniom, chociaż nie przywiązywałam uwagi do tego, kim naprawdę są i co czują w tym momencie.

— Zamówiłaś kawę? Oczywiście nie zapomniałaś o mleku, prawda? — spytała przyjaciółka, siadając naprzeciw mnie. — W końcu się ze mną umówiłaś. Od dwóch miesięcy trudno cię wyciągnąć na jakąś kawkę z ploteczkami. Dobrze, że przyślesz SMS-a, bo pomyślałabym…

Uśmiechnęłam się.

— Za dużo mówię, ale martwiłam się o ciebie.

— Nic mi nie jest. Po prostu się zakochałam.

— To ja nie chcę tak wyglądać.

— A co, zbrzydłam od uczuć? — spytałam żartobliwie.

— Nie. Jednak trochę zamknęłaś się na otoczenie. Sama mówiłaś wczoraj przez telefon, że zapomniałaś o firmie, znikasz przed rozpoczęciem przyjęć i ukrywacie się wieczorami w oranżerii, a za dnia spotykacie się w księgarni lub poza miastem.

— To nie tak. Po prostu spędzamy czas razem, bez tego całego zgiełku, który jest w tym mieście — wyjaśniłam pospiesznie.

— Niech ci będzie.

— Magdaleno…

Wzruszyła ramionami na dźwięk swojego imienia, a ja pokręciłam głową.

— Rozmawiałam z tatą, dlatego jestem spokojna. Wyjaśnił mi, że to przejściowe kłopoty, a mama jak zwykle wszystko wyolbrzymia. To nieporozumienie. Jestem spokojna o naszą materialną sytuację, dlatego postanowiłam, że wyjadę na kilka dni z Aleksandrem.

— Dokąd?

— Ma spotkanie księgarzy, trzy dni drogi stąd. Nie pamiętam nazwy miejscowości. Wiem, że spędzi tam krótki czas, aby zapoznać się ze zmianami, które wprowadza się w takich miejscach, jakie on prowadzi.

— Wybacz, że ci przerywam, ale chce mi się śmiać z tego, że księgarze mają jakieś spotkania niczym poważni biznesmeni — powiedziała przyjaciółka.

— Nie żartuj sobie, dobrze? Nie zachowuj się jak moja matka. Żadna praca nie jest nieodpowiednia dla człowieka.

— No dobrze. Wyjedziesz na kilka dni z ukochanym, a potem co? — spytała Magda.

— Wrócę z ukochanym. I w końcu zaprowadzę porządek. Przedstawię go rodzicom.

— Mówisz poważnie?

— Bardzo — potwierdziłam. — Zakochałam się. Jestem szczęśliwa. Myślę poważnie o Aleksandrze, zresztą on o mnie też. Wierzę, że nasze uczucie pokona głupie uprzedzenia i biadolenie mojej mamuśki.