Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
Herkules Poirot po rozwiązaniu sprawy kryminalnej w Azji wraca do Europy. Pociąg Orient Express, którym podróżuje, grzęźnie w zaspie śnieżnej. W nocy w niewyjaśnionych okolicznościach ginie jeden z pasażerów. Detektyw Poirot rozpoczyna dochodzenie, a jego podróż zamienia się w śledztwo. Fakty wskazują, że zabójca zajmuje przedział w tym samym wagonie… Czy Poirot zdoła rozwiązać zagadkę tajemniczego morderstwa? Sprawa nie należy do łatwych - każdy pasażer jest podejrzany…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 266
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 7 godz. 32 min
Lektor: Danuta Stenka
Tytuł oryginałuMurder on the Orient Express
Koordynacja projektuANNA RYCHLICKA
RedakcjaEWA CZAPSKA-KOWALIK
KorektaALEKSANDRA HADA
Redakcja technicznaEDYTOR
Murder on the Orient Express © 1934 Agatha Christie Limited. All rights reserved. AGATHA CHRISTIE, POIROT, MURDER ON THE ORIENT EXPRESS and the Agatha Christie Signature are registered trademarks of Agatha Christie Limited in the UK and elsewhere. All rights reserved.
Polish edition © Publicat S.A. MMXIV, MMXXV (wydanie elektroniczne) All rights reserved.
Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora, w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione.
Utwór nie może być wykorzystywany do szkolenia sztucznej inteligencji, w tym do tworzenia treści naśladujących jego styl. Nieprzestrzeganie tego zakazu jest naruszeniem praw autorskich i grozi konsekwencjami prawnymi.
ISBN 978-83-271-7067-5
jest znakiem towarowym Publicat S.A.
PUBLICAT S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24 tel. 601 167 313 e-mail: [email protected], www.publicat.pl
Oddział we Wrocławiu 50-010 Wrocław, ul. Podwale 62 tel. 71 785 90 40 e-mail: [email protected]
Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.
Herkules Poirot
Dorównaj sprytem sławnemu belgijskiemu detektywowi
A.B.C.
Czarna kawa
Dwanaście prac Herkulesa
Entliczek, pentliczek
Karty na stół
Kot wśród gołębi
Kurtyna
Morderstwo na polu golfowym
Morderstwo w Boże Narodzenie
Morderstwo w Mezopotamii
Morderstwo w Orient Expressie
Morderstwo w zaułku
Niedziela na wsi
Niemy świadek
Pani McGinty nie żyje
Pierwsze, drugie... zapnij mi obuwie
Pięć małych świnek
Po pogrzebie
Poirot prowadzi śledztwo
Pora przypływu
Przyjdź i zgiń
Rendez-vous ze śmiercią
Samotny Dom
Słonie mają dobrą pamięć
Śmierć lorda Edgware’a
Śmierć na Nilu
Śmierć w chmurach
Tajemnica gwiazdkowego puddingu
Tajemnicza historia w Styles
Tragedia w trzech aktach
Trzecia lokatorka
Wczesne sprawy Poirota
Wielka Czwórka
Wigilia Wszystkich Świętych
Zabójstwo Rogera Ackroyda
Zagadka Błękitnego Ekspresu
Zbrodnia na festynie
Zerwane zaręczyny
Zło czai się wszędzie
Panna Marple
Rozwiązuj kryminalne zagadki z legendarną panną detektyw
4.50 z Paddington
Hotel Bertram
Karaibska tajemnica
Kieszeń pełna żyta
Morderstwo na plebanii
Morderstwo odbędzie się...
Nemezis
Noc w bibliotece
Strzały w Stonygates
Śmiertelna klątwa
Trzynaście zagadek
Uśpione morderstwo
Zatrute pióro
Zwierciadło pęka w odłamków stos
Tommy i Tuppence
Wpadnij na trop z zabawną parą detektywów amatorów
Dom nad kanałem
N czy M?
Śledztwo na cztery ręce
Tajemnica Wawrzynów
Tajemniczy przeciwnik
Samodzielne powieści i zbiory opowiadań
Detektywi w służbie miłości
Dlaczego nie Evans?
Dom zbrodni
Dopóki starczy światła
Godzina zero
I nie było już nikogo
Mężczyzna w brązowym garniturze
Morderstwo to nic trudnego
Niespodziewany gość
Noc i ciemność
Pajęczyna
Parker Pyne na tropie
Pasażer do Frankfurtu
Podróż w nieznane
Próba niewinności
Pułapka na myszy
Rosemary znaczy pamięć
Spotkanie w Bagdadzie
Świadek oskarżenia
Tajemnica Bladego Konia
Tajemnica lorda Listerdale’a
Tajemnica rezydencji Chimneys
Tajemnica Siedmiu Zegarów
Tajemnica Sittaford
Tajemniczy pan Quin
Zakończeniem jest śmierć
Dla M.E.L.M.
Arpachiya, 1933
Była godzina piąta, pewnego zimowego poranka w Syrii. Przy peronie dworca w Aleppo stał pociąg, Taurus Express, jak tytułowały go szumnie przewodniki kolejowe. Składał się z wagonu restauracyjnego, sypialnego i dwóch wagonów miejscowych linii.
Przy stopniu wiodącym do wagonu sypialnego stał młody francuski porucznik. Wyglądał olśniewająco w swym mundurze. Towarzyszył mu niewysoki mężczyzna, opatulony szalem aż po same uszy, tak że wystawał mu jedynie poczerwieniały czubek nosa i dwa końce podkręconego wąsa.
Panował trzaskający mróz, przez co odprowadzenie na pociąg owego dystyngowanego gościa było zadaniem nie do pozazdroszczenia, lecz porucznik Dubosc mężnie wywiązywał się z obowiązku. Eleganckie frazy spływały z jego ust potokiem nienagannej francuszczyzny. Nie żeby orientował się, co takiego się wydarzyło. Rzecz jasna, krążyły pewne plotki, jak zwykle w podobnych przypadkach. Generał – jego generał – był w coraz gorszym nastroju. A do tego jeszcze ten nieznajomy – który najwyraźniej przyjechał tu aż z Anglii. Minął tydzień, tydzień pełen osobliwego napięcia, po czym nastąpiły pewne wydarzenia. Wybitny oficer popełnił samobójstwo, inny zaś niespodziewanie odszedł ze służby. Z zatroskanych przedtem twarzy zniknął niepokój, część środków zapobiegawczych zniesiono. Generał zaś, ów generał porucznika Dubosca, nagle odmłodniał o dobre dziesięć lat.
Dubosc podsłuchał kiedyś fragment rozmowy między generałem a odprowadzanym właśnie przybyszem.
– Ocaliłeś nas, mon cher1 – rzekł poruszony generał, a jego sumiaste siwe wąsy aż drżały przy każdym słowie. – Ocaliłeś honor francuskiej armii: zapobiegłeś rozlewowi krwi! Jak mam ci dziękować za to, że przystałeś na moją prośbę? Przebyłeś taki szmat drogi...
Na co przybysz (który zwał się Monsieur Herkules Poirot) odparł:
– Doprawdy, jak mógłbym zapomnieć, że swego czasu ocaliłeś mi życie?
Wówczas generał zaprzeczył, wypierając się jakichkolwiek zasług z przeszłości, po czym, napomykając na przemian o Francji, Belgii, chwale, honorze i tym podobnych, obydwaj mężczyźni padli sobie serdecznie w ramiona i ich rozmowa dobiegła końca.
Porucznik Dubosc nie miał pojęcia, o co w tym wszystkim chodziło. Przypadł mu jednak obowiązek odprowadzenia Monsieur Poirota na pociąg, wypełniał go więc z gorliwością i zapałem, jak przystało na młodego oficera z zadatkami na świetlaną karierę.
– Dziś mamy niedzielę – rzekł porucznik Dubosc. – Jutro, w poniedziałek wieczorem, będzie pan już w Stambule.
Wspomniał o tym nie po raz pierwszy. Rozmowy toczone na peronie, w oczekiwaniu na odjazd pociągu, ze swej natury wykazują skłonność do pewnej powtarzalności.
– Istotnie – zgodził się Monsieur Poirot.
– Zapewne zamierza pan spędzić tam parę dni?
– Mais oui2. Nigdy wcześniej nie bawiłem w Stambule. Szkoda by zatem było ot tak przezeń przejechać, comme ça3. – Pstryknął wymownie palcami. – Nie ma powodów do pośpiechu, spędzę tam parę dni w charakterze turysty.
– Hagia Sophia jest przepiękna – stwierdził porucznik Dubosc, który nie widział świątyni na oczy.
Zimny wiatr przemknął przez peron. Mężczyźni zadrżeli. Porucznik Dubosc zdołał spojrzeć dyskretnie na swój zegarek. Za pięć piąta – jeszcze tylko pięć minut!
Wydawało mu się, że to ukradkowe zerknięcie nie uszło uwadze drugiego mężczyzny, dlatego rzucił pospiesznie:
– O tej porze roku niewiele osób udaje się w podróż. – Spojrzał na okna górującego nad nimi wagonu sypialnego.
– Istotnie – zgodził się Poirot.
– Miejmy nadzieję, że w górach Taurus nie zasypie was śnieg!
– A bywa tak?
– Owszem. Aczkolwiek w tym roku jeszcze się nie zdarzyło.
– W takim razie nie traćmy nadziei – odpowiedział Poirot. – Prognozy pogody z Europy są złe.
– Bardzo złe. Na Bałkanach sypie śnieg.
– W Niemczech również, o ile mi wiadomo.
– Eh bien – rzekł pospiesznie porucznik Dubosc, czując, że nadciąga kolejna chwila milczenia. – Jutro o siódmej czterdzieści wieczorem będzie pan w Konstantynopolu.
– Tak – odparł Poirot, po czym dodał w przypływie desperacji: – Słyszałem, że Hagia Sophia jest doprawdy przepiękna.
– Wspaniała, jak sądzę.
W jednym z przedziałów sypialnych w oknie ponad ich głowami rozsunęły się rolety i wyjrzała młoda kobieta.
Mary Debenham nie zaznała zbyt wiele snu, odkąd w miniony czwartek wyjechała z Bagdadu. Ani w drodze do Kirkuku, ani w zajeździe w Mosulu, ani zeszłej nocy w pociągu nie wyspała się. Znużona bezsennym leżeniem w zaduchu przegrzewanego przedziału, wstała i wyjrzała przez okno.
To zapewne Aleppo. Nic ciekawego, rzecz jasna. Nic tylko długi, słabo oświetlony peron, na którym rozbrzmiewała dobiegająca skądś głośna, zaciekła wymiana zdań w języku arabskim. Mężczyźni pod jej oknem rozmawiali po francusku. Jeden z nich był francuskim oficerem, drugi zaś niewysokim człowieczkiem z olbrzymim wąsem. Uśmiechnęła się blado. Nigdy nie widziała, by ktoś aż tak się opatulał. Na zewnątrz musiał być ziąb, pewnie dlatego w pociągu tak strasznie grzali. Próbowała otworzyć szerzej okno, lecz ani myślało ustąpić.
Do mężczyzn podszedł konduktor spółki Wagon Lit. Pociąg zaraz wyruszy, oznajmił. Monsieur lepiej niech wsiądzie. Niewysoki człowieczek zdjął kapelusz. Jakąż miał jajowatą głowę! Mary Debenham uśmiechnęła się wbrew dręczącym ją troskom. Zabawny człowieczek, jeden z tych, których nikt nigdy nie traktował poważnie.
Porucznik Dubosc wygłaszał właśnie mowę pożegnalną. Obmyślił ją zawczasu i czekał z nią aż do ostatniej chwili. Była to przepiękna mowa, z polotem.
Aby nie pozostać dłużnym porucznikowi, Monsieur Poirot odpowiedział w podobnym tonie.
– En voiture, Monsieur4 – wtrącił konduktor.
Z wyraźną niechęcią Monsieur Poirot wspiął się do wagonu, a za nim pracownik kolei. Poirot pomachał na pożegnanie. Porucznik Dubosc odpowiedział mu salutem. Pociąg szarpnął mocno i pomału ruszył przed siebie.
– Enfin!5 – mruknął Herkules Poirot.
– Brrrrrrrrr... – Porucznik Dubosc zadygotał, uświadamiając sobie nagle, że przemarzł do szpiku kości.
– Voilà, Monsieur! – Konduktor teatralnym gestem zaprezentował Poirotowi piękno przedziału sypialnego i staranność, z jaką ułożono bagaże. – Walizeczkę szanownego pana umieściłem tutaj.
Wyciągnął dłoń w wymownym geście. Herkules Poirot położył na niej złożony banknot.
– Merci, Monsieur. – Konduktor stał się energiczny i rzeczowy. – Mam bilety szanownego pana. Prosiłbym również o pański paszport. Jak rozumiem, Monsieur przerywa swoją podróż w Stambule?
Poirot przytaknął.
– Jak sądzę, niezbyt wielu pasażerów podróżuje tym pociągiem?
– Nie, Monsieur. Oprócz pana zaledwie dwie osoby – oboje Anglicy. Pułkownik z Indii oraz młoda dama z Bagdadu. Monsieur życzy sobie czegoś jeszcze?
Monsieur zażyczył sobie małej butelki wody Perrier.
Piąta nad ranem była dość niewygodną godziną na rozpoczęcie podróży pociągiem. Do świtu wciąż pozostały dwie godziny. Świadom, że noc nie przyniosła mu wystarczającego odpoczynku, a jego delikatna misja zakończyła się sukcesem, Poirot zwinął się w kącie i usnął.
Gdy się obudził, było już wpół do dziesiątej, udał się więc do wagonu restauracyjnego w poszukiwaniu gorącej kawy.
Na miejscu siedziała tylko jedna pasażerka, bez wątpienia owa młoda angielska dama, o której wspominał konduktor. Była wysoka, szczupła i ciemnowłosa, miała około dwudziestu ośmiu lat. Sposób, w jaki spożywała śniadanie i wzywała kelnera, by dolał jej kawy, zdradzał pewność siebie, a także obeznanie w świecie i podróżach. Miała na sobie ciemną sukienkę z jakiegoś cienkiego materiału, w sam raz na gorącą atmosferę, jaka panowała w pociągu.
Z braku lepszego zajęcia Herkules Poirot umilał sobie czas, ukradkiem ją obserwując.
Należała, jak ocenił, do tych młodych kobiet, które doskonale potrafią o siebie zadbać, bez względu na to, gdzie się znajdą. Zachowywała się ze swobodą i pewnością siebie. Podobały mu się jej surowe, regularne rysy twarzy i delikatna bladość, jej lśniące, czarne włosy, starannie ułożone w fale, i oczy – spokojne, beznamiętne i szare. Była jednak, jak uznał Poirot, nieco zbyt rzeczowa, by mógł ją nazwać jolie femme6.
Wkrótce do wagonu restauracyjnego weszła kolejna osoba. Był to wysoki mężczyzna między czterdziestym a pięćdziesiątym rokiem życia, szczupły, opalony, z lekko posiwiałymi skrońmi.
– Pułkownik z Indii – powiedział do siebie Poirot.
Nowo przybyły ukłonił się dziewczynie.
– Dzień dobry, panno Debenham.
– Dzień dobry, pułkowniku Arbuthnot.
Pułkownik przystanął z dłonią opartą o krzesło.
– Czy można? – zapytał.
– Oczywiście. Proszę usiąść.
– Cóż, jak pani wie, śniadanie nie zawsze nastraja do pogawędek.
– I całe szczęście. Ale z pewnością nie gryzę.
Pułkownik usiadł.
– Boy! – zawołał stanowczym tonem.
Zamówił jajka i kawę.
Jego wzrok spoczął na chwilę na Herkulesie Poirocie, po czym jak gdyby nigdy nic powędrował dalej. Poirot, który potrafił czytać w angielskich umysłach, wiedział, że pułkownik mruknął pod nosem: „To tylko jakiś przeklęty cudzoziemiec”.
Zgodnie ze swym narodowym temperamentem Anglicy nie byli rozmowni. Zamienili zaledwie parę zdań, bardzo zdawkowych. Wkrótce potem dziewczyna wstała i wróciła do swego przedziału.
W porze obiadu tych dwoje ponownie dzieliło stolik, ignorując przy tym trzeciego pasażera. Tym razem ich konwersacja była bardziej ożywiona niż przy śniadaniu. Pułkownik Arbuthnot opowiadał o Pendżabie i od czasu do czasu pytał dziewczynę o Bagdad, gdzie, jak się okazało, pracowała jako guwernantka. W trakcie rozmowy odkryli, że mają paru wspólnych znajomych, przez co oboje natychmiast zyskali na przyjacielskim nastawieniu, a stracili na sztywności. Pogawędzili o starym Tommym Jakimśtam i starym Reggiem Kimśtam. Pułkownik chciał wiedzieć, czy panna Debenham jedzie prosto do Anglii, czy też może planuje zatrzymać się w Stambule.
– Nie, jadę do Anglii.
– Nie szkoda takiej okazji?
– Jechałam tą trasą przed dwoma laty. Przy okazji spędziłam trzy dni w Stambule.
– Och! Rozumiem. Cóż, pozwolę sobie stwierdzić, że bardzo mnie to cieszy, bo ja również zmierzam prosto do Anglii.
Skłonił się niezręcznie, oblewając przy tym lekkim rumieńcem.
Nasz pułkownik jest podatny na kobiece wdzięki, pomyślał Poirot nie bez rozbawienia. Pociąg jest równie niebezpieczny co morska wyprawa!
Panna Debenham odparła spokojnie, że to bardzo miło. Była przy tym nieco powściągliwa.
Pułkownik, jak zauważył Poirot, odprowadził ją do przedziału. Jakiś czas potem przejeżdżali przez okazałą scenerię gór Taurus. Gdy tak stali obok siebie pośrodku korytarza, spoglądając w dół na Wrota Cylicyjskie, dziewczyna westchnęła niespodziewanie. Poirot stał nieopodal i usłyszał jej szept:
– Jakie to piękne! Chciałabym... chciałabym...
– Tak?
– Chciałabym cieszyć się tym widokiem!
Arbuthnot nie odpowiedział. Kwadratowa linia jego szczęki wydawała się teraz bardziej surowa i ponura.
– Bóg mi świadkiem, żałuję, że się w to wplątałaś.
– Cicho, błagam. Cicho.
– Och! Nic się nie stało. – Zerknął z lekkim rozdrażnieniem w stronę Poirota, po czym ciągnął: – Nie podoba mi się jednak myśl, że jesteś guwernantką... na każde skinienie despotycznych matek i ich irytujących bachorów.
Zaśmiała się z odrobiną niepohamowania.
– Och, nie myśl tak nawet. Ciemiężona guwernantka to mit, który już obalono. Zapewniam cię, to rodzice boją się, że będę ich gnębić.
Nie powiedzieli nic więcej. Być może Arbuthnot wstydził się swojego wybuchu.
– Cóż za osobliwa komedyjka dzieje się na mych oczach – mruknął do siebie zamyślony Poirot.
Ta myśl miała później do niego powrócić.
Na pół godziny przed północą dotarli do Konyi. Dwoje angielskich podróżnych wysiadło, żeby rozprostować nogi. Przechadzali się w tę i z powrotem po zaśnieżonym peronie.
Monsieur Poirot z zadowoleniem obserwował przez szybę tętniący życiem dworzec. Po mniej więcej dziesięciu minutach uznał jednak, że odrobina świeżego powietrza wcale mu nie zaszkodzi. Poczynił staranne przygotowania, opatulając się paroma płaszczami i szalami, a także wsuwając na swe eleganckie buty kalosze. Tak ubrany, ostrożnie wysiadł z pociągu i zaczął spacerować wzdłuż peronu. Dotarł aż za lokomotywę.
Głosy zdradziły mu tożsamość dwóch niewyraźnych postaci, które stały w cieniu wagonu. Mówił Arbuthnot.
– Mary...
Dziewczyna weszła mu w słowo.
– Nie teraz. Nie teraz. Gdy już będzie po wszystkim. Gdy to wszystko będzie za nami... wtedy...
Monsieur Poirot dyskretnie zawrócił, trochę zamyślony.
Z trudem rozpoznał chłodny, opanowany głos panny Debenham...
– Osobliwe – powiedział do siebie.
Następnego dnia zastanawiał się, czy między dwojgiem Anglików przypadkiem nie doszło do sprzeczki. Nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele. Dziewczyna, doszedł do wniosku, wyglądała na zdenerwowaną. Pod jej oczami malowały się cienie.
Dochodziło wpół do trzeciej po południu, kiedy skład zatrzymał się niespodziewanie. Z okien wyjrzały głowy. Grupka mężczyzn zebrała się przy krawędzi peronu, patrząc i pokazując na coś pod wagonem restauracyjnym.
Wychyliwszy się, Poirot zagaił konduktora, który właśnie przechodził pospiesznie. Mężczyzna odpowiedział i Poirot wycofał głowę. Odwracając się, niemal wpadł na Mary Debenham, która stała tuż za nim.
– Co się stało? – zapytała po francusku z zapartym tchem. – Dlaczego stoimy?
– To nic takiego, Mademoiselle. Pod wagonem restauracyjnym wybuchł pożar. Nic poważnego. Został ugaszony. Teraz naprawiają szkody. Zapewniam panią, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa.
Wykonała nieco bezceremonialny gest, jak gdyby machała ręką na ewentualne niebezpieczeństwo, uznając je za całkowicie nieistotne.
– Tak, tak, rozumiem. Ale czas!
– Czas?
– Tak, to nas opóźni.
– To możliwe, owszem – zgodził się Poirot.
– Nie możemy sobie pozwolić na opóźnienie! Ten pociąg ma dotrzeć do celu o szóstej pięćdziesiąt pięć, a potem jeszcze musimy przekroczyć Bosfor i o dziewiątej złapać Simplon Orient Express po drugiej stronie cieśniny. Przy godzinie lub dwóch opóźnienia nie zdążymy się przesiąść.
– Tak, to możliwe – przyznał.
Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Jej dłoń, która spoczywała na okiennej zasuwie, nie była zbyt pewna. Usta również jej drżały.
– Czy to dla pani ważne, Mademoiselle? – zapytał.
– Tak. Tak, to ważne. Ja... ja muszę złapać ten pociąg.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła korytarzem, by dołączyć do pułkownika Arbuthnota.
Niepotrzebnie się jednak martwiła. Dziesięć minut później pociąg podjął bieg. Na stację kolejową Haydarpaşa dotarli zaledwie pięć minut po czasie, nadrobiwszy opóźnienie w trakcie podróży.
Bosfor był wzburzony i przeprawa nie podobała się Monsieur Poirotowi. Na pokładzie rozdzielił się ze swymi towarzyszami podróży i już więcej ich nie zobaczył.
Dotarłszy do Galaty, pojechał prosto do hotelu Tokatlian.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1fr. Mój drogi. ↩
2fr. Jak najbardziej. ↩
3fr. Ot, tak. ↩
4fr. Proszę wsiadać. ↩
5fr. Nareszcie! ↩
6fr. Ślicznotka. ↩