Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
11 osób interesuje się tą książką
Czas na podróż twojego życia!
Norah nie widziała swojego najlepszego przyjaciela z dzieciństwa, Skylera, od lat. Na początku rozłąki często rozmawiali, ale ostatnio ich relacje ograniczały się do niezbyt częstych interakcji w mediach społecznościowych. Dlatego Norah nie może się doczekać wspólnej podróży kamperami, którą ich rodziny zaplanowały na lato.
Kiedy Skyler w końcu się pojawia, sprawia wrażenie, jakby wolał być gdzie indziej. Zraniona i zdezorientowana Norah reaguje tym samym. Cały jej świat wywraca się do góry nogami.
Podróż prowadzi jednak Norah i Skylera nowymi drogami i przynosi nowe odkrycia. Wkrótce zobaczą siebie nawzajem w zupełnie innym świetle i dotrą do miejsc, których dotąd nie znali. Czy ich przyjaźń może przerodzić się w coś więcej? Czy na drodze ich uczuciu staną ukrywane od dawna sekrety?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 291
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Skyler, ta książka jest dla Ciebie.
Dziękuję Ci za twoją troskę, serdeczność i humor. Jesteś nie do zdarcia.
Kocham Cię!
– Norah, oddychaj – rzuciła Willow ze śmiechem. – Przysięgam, w życiu nie widziałam, żebyś była czymś tak podekscytowana. Zaczynam być zazdrosna.
Pacnęłam ją w ramię złożoną niebieską bluzą od dresu, którą chwilę później schowałam do otwartej walizki leżącej na moim łóżku.
– I słusznie – droczyłam się z nią. – Był moim najlepszym przyjacielem przez większość życia. Ty na razie wytrwałaś trzy lata.
– Myślę, że „był” to tutaj słowo kluczowe.
To prawda, Willow miała rację. Ostatni raz widziałam Skylera latem przed ósmą klasą, kiedy to wraz z rodziną przeprowadził się na drugi koniec kraju, do Ohio. Przez pierwszy rok wysyłaliśmy sobie dużo wiadomości i zdjęć na Snapchacie, ale potem nasz kontakt słabł, aż w zasadzie urwał się zupełnie. Teraz co najwyżej od czasu do czasu lajkowaliśmy sobie nawzajem posty na Instagramie.
– Żartowałam – dodała Willow. – No, uśmiechnij się. I opowiedz raz jeszcze o tym, jak to zdobywaliście gymy Pokemonów, budowaliście konstrukcje z żelków, urządzaliście sobie maratony gier wideo i jak przy tym wszystkim ani razu nie zdarzyło ci się go pocałować.
Roześmiałam się.
– Wyjechał, kiedy mieliśmy trzynaście lat.
– No i…?
Przekopałam się przez górną szufladę komody, wyjęłam stamtąd garść skarpetek i wyrzuciłam je w górę jak konfetti.
– No i teraz zobaczymy się znowu!
– I spędzicie razem trzy tygodnie stłoczeni w tym samym kamperze. Zapowiada się… – Willow podniosła z podłogi zwiniętą w kulkę skarpetkę i podrzuciła ją bez entuzjazmu – …niezła zabawa?
– To będzie niesamowita wycieczka. Zobaczę mojego przyjaciela z dzieciństwa. Zobaczę moją przyszłą szkołę. To jakby moja przeszłość… – podniosłam lewą rękę – …i przyszłość… – podniosłam drugą – …miały się spotkać! – I złączyłam obie dłonie, które klasnęły dramatycznie.
– Coś ty właśnie zrobiła z rękami? Nie wyglądało to najlepiej. Masz w planie zaliczyć w czasie tej podróży poważny wypadek drogowy?
Zmarszczyłam brwi, po czym spojrzałam na swoje dłonie i splecione palce.
– Nie, wyrażają one niezwykły splot wydarzeń, dzięki któremu zadzieje się magia.
– Jak dla mnie wyglądało to jak poważny wypadek, no wiesz, porozrzucane wszędzie szkło i powyginany metal.
Przewróciłam oczami.
– Ty rzeczywiście jesteś zazdrosna.
– To prawda. Teraz to ja jestem twoją najlepszą przyjaciółką, a on mi tego statusu nie odbierze. W razie czego będę z nim walczyć na śmierć i życie.
– Jaką bronią? – spytałam, zbierając z podłogi skarpetki, które od razu wrzuciłam do walizki.
– Pewnie wybiorę miecz. Albo rzut toporem. To zależy. Czy on jest wysoki?
– Cztery lata temu nie był.
W tym momencie zabrzęczał mój telefon leżący na łóżku, a za moimi plecami rozległ się dźwięk komórki Willow. Była to wiadomość od Leeny na naszym czacie grupowym.
Kto się wybiera na imprezę w ten weekend?
W pierwszym odruchu miałam ochotę odpisać: „Ja nie, będę brała udział w magicznej kolizji z moim przyjacielem z dzieciństwa”. Ale to byłoby głupie. Nikt by tego nie zrozumiał i brzmiałoby to absurdalnie. Pozwalałam sobie na takie teksty jedynie przy ludziach, w których towarzystwie czułam się zupełnie swobodnie, takich jak Willow… i Skyler. Przy nim nigdy się nie martwiłam, jak coś zabrzmi, był tak samo dziwny jak ja.
Jeszcze raz wyjrzałam przez okno, już niemal umierając z niecierpliwości, ale na ulicy ciągle nie było widać kampera. Telefon zabrzęczał znowu. Przyszła odpowiedź od Willow, która nie analizowała każdego swojego zdania.
Ja będę.
Wreszcie wystukałam:
A ja wyjeżdżam z miasta.
Zupełnie normalna odpowiedź.
– Nie będziesz musiała z nim walczyć. – Wróciłam do naszej rozmowy. – Jak powiedziałaś, to tylko trzy tygodnie. I tak naprawdę nie będziemy stłoczeni w tym samym kamperze. On będzie jechał ze swoją mamą i rodzeństwem, a ja z moją mamą i Ezrą.
Skyler przyjeżdżał się ze mną spotkać! No, może niekoniecznie głównie po to, ale tak to odczuwałam.
– Dlaczego teraz? – spytała Willow.
– Że co?
Przyglądałam się walizce i leżącemu obok plecakowi, zastanawiając się, czy aby niczego nie zapomniałam. Spakowałam szkicownik, kredki i ołówki. Skyler pewnie będzie chciał zobaczyć moje rysunki. Zdziwi się, jakie zrobiłam postępy. Miałam nadzieję, że też zabrał swój szkicownik, żebyśmy mogli rysować razem, tak jak za dawnych czasów. Wzięłam nawet węgiel w kredce, który pożyczyłam od niego przed wyjazdem i zapomniałam oddać.
Głos Willow oderwał mnie od tych rozmyślań.
– Mówiłaś, że wasze mamy planowały wycieczkę kamperem jeszcze na studiach.
– Zgadza się.
– To dlaczego nagle wyskakują z tym teraz? Po tylu latach?
– Po prostu się za sobą stęskniły. Podobno planowały to od miesięcy, ale nic nie mówiły, bo chciały nam zrobić niespodziankę. – Wyciągnęłam z tylnej kieszonki stos fiszek do nauki. – A do tego, jak już wiesz, mam podczas tego wyjazdu rozmowę na studia.
– To można załatwić w trakcie weekendu, wcale nie trzeba się wybierać na trzytygodniową wycieczkę z dwiema rodzinami, które nie widziały się od lat.
– To tylko kolejny powód, by zrobić to teraz. To właśnie miałam na myśli.
– Niech ci będzie… – Willow podeszła do stojącego w kącie regału i zaczęła przesuwać palcem po grzbietach książek, po czym wyjęła kilka z nich i odłożyła na bok.
– Dlaczego powiedziałaś to w ten sposób?
– Przecież zawsze tak mówię.
– Ale tym razem zabrzmiało to podejrzliwie. – Włożyłam fiszki z powrotem do kieszeni. – A wracając do wizyty na uczelni i rozmowy, co sądzisz o takim stroju? – Wyjęłam z szafy wieszak, na którym wisiały ołówkowa spódnica, bluzka zapinana na guziki i marynarka, którą mama kupiła mi tydzień temu.
– Ubiegasz się tam o posadę bibliotekarki? Czy też od razu dyrektorki?
– Serio pytam, co o tym myślisz?
– Moim zdaniem żadna przyszła animatorka gier wideo by czegoś takiego nie włożyła.
– A ile znasz takich osób?
– Tylko ciebie. A ty się tak nie ubierasz.
Rozłożyłam strój w poprzek walizki.
– Twoim zdaniem mam pójść na rozmowę kwalifikacyjną w podkoszulku i legginsach?
– Tak, twój podkoszulek z księżniczką Peach z Super Mario Bros byłby idealny.
Nie chciałam go wkładać nawet do szkoły. No a poza tym chodziło o rozmowę kwalifikacyjną. Musiałam wypaść profesjonalnie, udowodnić, że jestem poważną osobą.
– Może pani Collins z komisji rekrutacyjnej nienawidzi Super Mario Bros, za to jest fanką Street Fightera. Nie mogę wzbudzać kontrowersji na pierwszym spotkaniu.
Willow pokręciła głową na znak, że się ze mną nie zgadza, a potem wskazała na stos wybranych przez siebie książek.
– Mogę je pożyczyć na czas twojego wyjazdu?
– Jasne.
– Dzięki. – Wstała i wsunęła książki do swojej torby leżącej przy drzwiach. – I miałaś rację co do mojego „niech ci będzie”. Była w tym podejrzliwość.
– Wiem. No więc gadaj, o co ci chodzi.
Willow spojrzała w wiszące nad komodą lustro i przyklepała swoje ciemne loki. Była piękną dziewczyną, miała ciemnobrązową skórę, pełne usta, głębokie spojrzenie i kobiece kształty.
– Po prostu wydaje mi się, że nieoczekiwana wyprawa kamperami bez mężów może mieć inny powód.
– Uważasz coś, co planowano przynajmniej od pół roku, za „nieoczekiwane”?
– Powiedziały wam dwa tygodnie temu.
– Właśnie na tym polega niespodzianka. A poza tym słyszałam o tym pomyśle chyba przez całe swoje życie. I od zawsze nie uwzględniał on mężów. Uwierz mi, tata nie czuje się urażony. Był już na mnóstwie wypraw kamperem.
– Pewnie masz rację. Znasz mnie, z natury jestem podejrzliwa. Ale przygotuj się na jakąś niespodziankę w ciągu tych trzech tygodni, gdyby się jednak okazało, że ta wyprawa ma jakieś drugie dno.
– Na przykład co? – spytałam, a mój mózg już zaczął tworzyć różne scenariusze.
– Przeżyję wszystko, o ile nie powiedzą ci, że się przenosisz do Ohio, do swojego dawnego przyjaciela.
– Ty przeżyjesz?
– Mhm.
Chwyciłam leżącego na łóżku pluszaka i rzuciłam w nią. Willow go złapała i zaczęła się uważnie przyglądać oczom Donkey Konga.
– Możesz weźmiesz go ze sobą na rozmowę? – Odwróciła go w moją stronę. – Czy to nie ten, który wspiął się na budynek, żeby ocalić damę w opałach? – Rzuciła nim w kierunku łóżka, a on wylądował na samym środku mojej walizki.
– Masz na myśli King Konga, zresztą jestem pewna, że to przez niego ta dama znalazła się w opałach. Ale Donkey Kong też nie jest ideałem. – Cisnęłam go z powrotem na stos pluszaków. – Gdybym miała zabrać któregoś z nich na rozmowę, byłaby to Pani Pac-Man. Ta to dopiero wymiata.
– Tak jak ty wymieciesz na tej rozmowie.
Wzięłam głęboki oddech. Miałam nadzieję, że Willow się nie myli. Musiałam tylko zachować skupienie, nie zbaczać z tematu, do czego mój mózg miewa skłonności, i trzymać się wyćwiczonych odpowiedzi. Jakoś dam radę.
Zanim się zorientowałam, co się dzieje, Willow wyciągnęła mi fiszki z kieszeni i zaczęła je przeglądać.
– To są pytania, do których się przygotowujesz? – Odwróciła się plecami do mnie, a ja na próżno próbowałam wyrwać jej kartki. – „Kto najbardziej wpłynął na twoją twórczość? Dlaczego chcesz się zajmować animacją?”
– Będą pytać o takie rzeczy – wyjaśniłam.
– Dlaczego ubrałaś się tak, jakbyś chciała pracować u nas w bibliotece? – Udawała, że to kolejne pytanie z fiszki.
– Ale z ciebie małpa.
Willow odwróciła się z szerokim uśmiechem i oddała mi karteczki.
– Wiesz chyba, że padnie też kilka pytań, których tu nie zapisałaś.
Tak, dobrze o tym wiedziałam. I to była myśl, która kazała mi codziennie dodawać do fiszek nowe pytania. Musiałam przewidzieć wszystko. Nawet to niespodziewane.
– Norah! Ezra! Przyjechali! – dobiegł głos mamy z holu.
Spojrzałam w okno, gdzie teraz kamper zasłaniał widok na drogę. Uśmiechnęłam się.
– Przyjechali!
– No idź – popędziła mnie Willow. – Powkładam ci parę liścików do walizki, znajdziesz je później i przypomną ci, komu masz dochować wierności.
Uścisnęłam ją i wybiegłam z pokoju, o mało nie zderzając się z moim starszym bratem Ezrą.
– Wreszcie jedziemy! – wykrzyknęłam. Złapałam go za rękę i potrząsnęłam nią.
– To przez twój entuzjazm mama uznała, że trzy tygodnie w puszce na kółkach są spełnieniem naszych marzeń – mruknął.
– Przecież wiem, że też jesteś podekscytowany.
– Trzy tygodnie, Norah. Tylko takie dziwaczki jak ty może kręcić coś takiego.
I Skylera. Jego też to kręci, byłam tego pewna.
Wzięłam Ezrę za rękę i pociągnęłam go w stronę drzwi wejściowych, skąd dobiegał nas teraz gwar głosów.
– Spotkasz się z Austinem. – Austin był starszym bratem Skylera i gdy mieszkali we Fresno, to podobnie jak ja i Skyler byli z Ezrą nierozłączni.
Ezra pokręcił głową.
– Przez ostatnie trzy lata dosłownie nie zamieniłem z nim ani słowa.
– No i…?
– Chcę tylko powiedzieć, że będzie niezręcznie i dziwnie.
– Jedynie wtedy, jeśli ty będziesz się zachowywał dziwnie.
– Będę – zażartował. – Zobaczysz, że będę.
W przeciwieństwie do mnie Ezra nie miał pojęcia, co to niezręczne sytuacje. W szkole średniej był Królem Luzu, Panem Popularnym, gwiazdą futbolu i przewodniczącym klasy. Niemal każdy, kogo poznałam, słyszał o moim bracie.
Doszliśmy do końca korytarza i skręciliśmy do salonu, gdzie wszyscy śmiali się i wymieniali uściski. Mama obejmowała mocno Olivię, obie miały łzy w oczach.
– Najlepsze przyjaciółki powinny się widywać częściej niż co cztery lata – powiedziała mama, a Olivia przytaknęła.
Mój wzrok krążył po pokoju i najpierw spoczął na Paisley, młodszej siostrze Skylera. Kiedy się wyprowadzili, miała dziesięć lat. Teraz była czternastolatką o długich ciemnych włosach i doganiała mnie wzrostem. Austin wyglądał jak dorosły, którym – jako dziewiętnastolatek – tak właściwie był, o czym świadczyły kilkudniowy zarost na twarzy, równo podcięte ciemne włosy, napakowane ciało i dżinsy zamiast luźnych szortów. Mój tata ściskał mu dłoń. Kiedy się cofnął, Austin nas zauważył.
– Cześć. – Uśmiechnął się.
Ezra, który jeszcze chwilę temu udawał, że nie jest podekscytowany, pierwszy do niego przyskoczył. Wymienił z Austinem krótki uścisk, klepnęli się w plecy, a potem się roześmiali.
– O, Norah, proszę, proszę – odezwała się Olivia, uwolniwszy się z objęć mamy. Ruszyła w moją stronę, a ja do niej. – Ale wydoroślałaś i wypiękniałaś!
Nie wydawało mi się, żebym bardzo się zmieniła, przynajmniej z wyglądu. Wciąż miałam długie, falujące brązowe włosy, jasną cerę, którą łatwo było spiec na słońcu, byłam średniego wzrostu i przeciętnej budowy ciała.
– Witaj – powiedziałam, obejmując ją. – Jak wam minęła podróż? – spytałam, choć tak naprawdę miałam ochotę krzyknąć: „Gdzie jest Skyler?”, ponieważ co jak co, ale w tym pokoju na pewno go nie było.
– Przylecieliśmy poprzedniego wieczoru, a kampera odebraliśmy z wypożyczalni jakąś godzinę temu – wyjaśniła. Zapomniałam już, jak opanowana potrafi być Olivia. Podczas gdy moja mama była głośna i dużo gestykulowała, ją cechowały spokój i rzeczowość. – Póki co wszystko idzie zgodnie z planem. Ale dopiero teraz zaczyna się prawdziwa przygoda.
Ezra odchrząknął.
– A gdzie jest Skyler?
Chciałam uściskać mojego brata za to pytanie, ale bałam się choćby drgnąć, żeby nie umknęła mi odpowiedź.
Olivia rozejrzała się po pokoju, jak gdyby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że go tu nie ma.
– Yyy…
– Został w kamperze – wyjaśniła Paisley. – Siedzi w telefonie.
Olivia spojrzała na moją mamę i przewróciła oczami.
– Nie każdy uważa tak jak my, Mirando, że to wakacje marzeń.
Ezra podniósł rękę, a kiedy mama spiorunowała go wzrokiem, odezwał się:
– Och, myślałem, że mówicie o mnie.
Austin się roześmiał.
– Do końca wyjazdu wszystkich was nawrócimy – powiedziała mama z uśmiechem.
Serce ścisnęło mi się boleśnie. A więc Skyler nie chciał z nami jechać.
– Wszystko spakowane? – spytała mnie mama.
– Słucham? – Podczas gdy wszyscy rozmawiali, ja wpatrywałam się w drzwi wejściowe i zastanawiałam się, czy kiedy już Skyler odklei się od telefonu, to wejdzie do środka i udowodni, że nawet jeśli nie miał ochoty spędzić wakacji w ten sposób, to przynajmniej chciał się zobaczyć ze mną. – Yyy, tak. Skoczę tylko po rzeczy.
Kiedy wróciłam do pokoju, Willow, tak jak zapowiedziała, wtykała mi liściki do walizki.
– No i…? – spytała. – Jak tam to wasze wielkie spotkanie po latach?
– Yyy… – Przyłożyłam rękę do czoła.
– A to co tu robi? – Willow wskazała na mój nadgarstek. – Nie widziałam jej od lat.
Przekręciłam bransoletkę. Wyblakłe litery na niebieskich koralikach układały się w napis „przyjaźń na wieki”.
– To miało być zabawne i nostalgiczne. Ja i Skyler mieliśmy się z tego razem pośmiać.
– I co, też uznał to za zabawne i nostalgiczne?
Wskazałam na okno.
– Jeszcze go nie widziałam. Nie wszedł do środka, ale na pewno wejdzie.
Willow uniosła brwi.
– Och.
– Co?
– Nic.
– Nie no, o co chodzi? – Zapięłam walizkę i podniosłam ją z łóżka.
– Ja się tu zamartwiałam, że mi ukradnie najlepszą przyjaciółkę, ale wygląda na to, że niepotrzebnie. Wyrósł na totalnego dupka. Czy coś zapowiadało taki rozwój wypadków? Czy uniesiemy się honorem?
– Ha, ha, zabawne.
– Ja wcale nie żartowałam.
Wyrzuciłam rękę do góry.
– Nie, Skyler jest… był… najsympatyczniejszym i najzabawniejszym chłopakiem, jakiego znałam. No nic, nieważne. Po prostu siedzi w telefonie. Może dostał jakieś zadanie na wakacje albo coś w tym stylu. Jestem pewna, że to coś ważnego.
– A może rozmawia ze swoim kuratorem albo z chorym krewnym. Albo też czyta, jak usunąć z czoła diabelski róg.
– Diabły mają dwa rogi.
– On jest diabłem jednorogim, uwierz mi.
Pokręciłam głową z uśmiechem.
– Okej, spakuję to jeszcze do kampera, a potem wyruszamy.
– Norah?
– Tak?
– Przykro mi.
– Z jakiego powodu? Nic się nie dzieje. Niedługo będę cię zalewać głupkowatymi zdjęciami, na których będziemy ja i on.
Willow chwyciła mnie za ramiona i popatrzyła mi w oczy, a jednocześnie w samo serce, tak jak tylko najlepsza przyjaciółka potrafi.
– Wiem, że nie tego się spodziewałaś. I wiem, że Skyler był dla ciebie uosobieniem tej części dzieciństwa, której nigdy do końca nie poznałam, ale jeśli obecnie okaże się dupkiem, to tamten chłopak z przeszłości wciąż może zajmować ważne miejsce w twoim sercu. To wcale nie wyklucza tej magicznej kolizji, jasne? – I z klaśnięciem złączyła dłonie.
– Dzięki. – Uścisnęłam ją.
– Mam nadzieję, że przywieziesz mi z tej wyprawy jakieś pamiątki, więc uprasza się o przemyślane zakupy.
– Nie wpakuj się w tarapaty pod moją nieobecność.
– Chcesz mi odebrać całą radość życia? – Po tych słowach Willow podniosła swoją torbę i wyszła ze mną z pokoju.
Salon był już pusty, wszyscy wyszli na podwórko, gdzie tata pomagał ładować bagaże, a mama oglądała wynajęty przez naszych gości kamper. Był dopiero początek czerwca, ale we Fresno upały już nadeszły. Drzewa i wyrastające spomiędzy płyt chodnikowych chwasty zdążyły utracić wiosenną zieleń i zżółknąć.
Podeszłam do taty z walizką, a on upchał ją do zewnętrznego schowka obok torby, lodówki turystycznej, papieru toaletowego oraz mnóstwa innych rzeczy, które mama zabrała na wyjazd.
– Rany, dziecko, coś ty tam spakowała?
– Tato, jedziemy na trzy tygodnie.
– W sumie tak. – Uściskał mnie mocno. Mój tata nie jest wysoki, więc zetknęliśmy się policzkami. – Będę za tobą tęsknił.
– A ja za tobą.
– Cześć, Willow – rzucił ponad moim ramieniem.
– Dzień dobry, panie Simons. Wiem, że za mną też będzie pan tęsknił, ale wierzę, że jakoś da pan sobie radę.
– Dziękuję za pokładane we mnie zaufanie. – Tata odwrócił się, by zamknąć schowek. – Pakujesz tu coś jeszcze?
– Nie, plecak zabieram do środka.
Coś za mną przyciągnęło jego uwagę. Podniósł rękę, by komuś pomachać.
– Miło cię widzieć, Skyler.
Serce zaczęło mi szybciej bić, a gdy się odwróciłam, miałam wrażenie, że robię to w zwolnionym tempie.
– Miałaś pod ręką takiego przystojniaka i go nie pocałowałaś? – mruknęła Willow.
– Udam, że tego nie słyszałem – powiedział tata i ruszył w stronę mamy.
Willow zakryła usta, tłumiąc śmiech.
Skyler odmachał tacie, a wtedy nasze oczy na chwilę się spotkały, jednak zaraz potem odwrócił wzrok.
Był niby taki sam, ale zupełnie inny. Znacznie podrósł i nabrał ciała. Miał za to taką samą spokojną twarz, takie same gęste blond włosy i jasnobrązowe oczy. I właśnie dlatego na jego widok naszło mnie wspomnienie ostatniego razu, kiedy wrócił do domu po długiej podróży. Pewnego lata spędził u babci miesiąc, a mnie ten czas wydawał się wiecznością.
W dniu, w którym miał wrócić, siedziałam na werandzie jego domu, zbyt podekscytowana, by czekać u siebie. Słońce zachodziło, malując niebo jaskrawym oranżem. Gdy jego mama wjechała na podjazd, Skyler otworzył drzwi i wyskoczył z samochodu, nim jeszcze zgasł silnik.
– Norah! – Wpadliśmy sobie w ramiona.
– Wieki cię nie było. Ezra nie chciał grać ze mną w Minecrafta, więc mam nadzieję, że w Oregonie nie przesadziłeś z grami, bo inaczej strasznie się w tym tygodniu wynudzisz.
– Czy da się przesadzić z Minecraftem? – Zdjął plecak i usiadł na trawie. – Mam coś dla ciebie.
– Miło cię widzieć, Norah – przywitała się ze mną Olivia, klepiąc mnie po ramieniu.
Skyler w ogóle nie był podobny do mamy. Ona była wysoka i szczupła, miała ciemne włosy, jak pozostała dwójka jej dzieci. Skyler, ku swemu niezadowoleniu, bardziej przypominał tatę, choć charaktery mieli zupełnie inne.
– Panią też. – Usiadłam obok Skylera. – To co takiego masz dla mnie?
Włożył rękę do przedniej kieszonki plecaka i wyciągnął z niej bransoletkę z koralików.
– Należała do mojej babci.
– Ukradłeś ją?
– Co takiego? Nie! Myślisz, że mógłbym okraść własną babcię?
– Jak dla mnie wyglądasz trochę podejrzanie.
Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając przerwę między zębami.
– Podejrzany jak lis.
– Czy nie mówi się „chytry jak lis”?
– Serio? To lisy są chytre?
– A podejrzane niby są?
– I to jeszcze jak. – Zrobił wielkie oczy i się roześmiał. – Masz. Babcia mi to dała. – Wskazał na koraliki i zdobiące je litery. – To chyba pochodzi z czasów jej dzieciństwa. – Chwycił mnie za rękę i wsunął mi bransoletkę na nadgarstek.
Zaczęłam się bawić koralikami.
– Ale oldskulowa. – Podniosłam na niego wzrok. – A gdzie masz swoją?
– To znaczy?
– To bransoletka przyjaźni. Ja mam swoją i ty też powinieneś mieć swoją.
Skyler wzruszył ramionami.
– Pewnie jej przyjaciółka z dzieciństwa ma tę drugą.
– Może spróbujemy ją ukraść?
– Świetny pomysł – odpowiedział z tym figlarnym błyskiem w oczach, bo zawsze uważaliśmy swoje żarty za zabawne, nigdy za dziwne.
– I co teraz zrobisz? – Głos Willow wyrwał mnie z zamyślenia.
Skyler zamknął drzwi od kampera i ruszył w stronę Ezry i Austina, którzy wciąż nie mogli się nagadać po tak długiej przerwie.
– Skyler! – wykrzyknął Ezra na jego widok, a potem padli sobie w ramiona.
– Czy on w ogóle nie zamierza do ciebie podejść? – spytała Willow. – Cofam słowa o tym, że jest przystojniakiem. Już stracił dla mnie cały swój urok.
Dziwnie mi było słyszeć, że Willow nazywa Skylera przystojniakiem. To znaczy okej, nie byłam ślepa. Był atrakcyjnym facetem. Ale nie potrafiłam patrzeć na niego inaczej niż jak na chłopaka, z którym spędzałam kiedyś mnóstwo czasu.
– Za to jego brat… – dodała, lustrując Austina. – Mogę go zaklepać?
– On ma dziewiętnaście lat.
– No i…?
– I jest gejem.
– Mogłaś zacząć od tego.
– Pewnie tak. Chodź, przedstawię cię wszystkim, zanim sobie pójdziesz.
Tak jak powiedziałam bratu, sytuacja będzie dziwna tylko wtedy, gdy będziemy się zachowywać dziwnie.
– Okej.
Kiedy szłyśmy w ich stronę, Austin odwrócił się do nas.
– Cześć, Norah! – zapiszczał, naśladując swoją mamę, po czym dodał już normalnym tonem: – Aleś ty wydoroślała!
Wskazałam na włoski na jego brodzie.
– A ty w ten sposób próbujesz zgrywać dorosłego?
Skyler parsknął śmiechem, a mnie wróciła odrobina nadziei. Chciałam go przytulić, tak jak zrobił to mój brat, tak jak zawsze to robiliśmy, ale zawahałam się i w ten sposób przegapiłam moment, kiedy mogłoby to wypaść naturalnie.
– Chłopaki, to moja przyjaciółka Willow. Willow, to Austin i Skyler.
– Cześć – przywitała się.
– Miło cię poznać – powiedział Ezra i Willow walnęła go w ramię. Mój brat chwycił ją za pięść, żeby powstrzymać ją przed kolejnym ciosem. Willow była moją jedyną znajomą, na której Ezra i jego licealna sława nie robiły żadnego wrażenia. Nigdy przy nim nie chichotała ani nie zgrywała głupiutkiej i za to ją uwielbiałam.
– Jakim cudem Norah namówiła cię na trzy tygodnie w kamperze? – spytał ją Austin.
– Nie, nie jadę z wami. Przyszłam tylko jej pomóc i obczaić konkurencję. – Spojrzała hardo na Skylera. – Ale widzę, że nie mam się kogo bać, więc zaraz sobie pójdę.
Szturchnęłam ją łokciem, a ona się roześmiała.
– Dzwoń do mnie – dodała.
Gdy już mnie wyściskała i pomachała pozostałym, wsiadła do samochodu i odjechała. Ezra i Austin wspominali swoje przygody z pierwszej klasy, jak gdyby cały czas mieli ze sobą kontakt – śmiali się i kończyli nawzajem swoje zdania. Skyler i ja przysłuchiwaliśmy się im w milczeniu, jakbyśmy wcale się nie znali.
– Co u ciebie? – spytałam go wreszcie.
– Wszystko okej, dzięki. – I tyle, bez głupkowatych dowcipów czy porozumiewawczych uśmieszków. – A u ciebie?
– W porządku. – Kiwnęłam głową w kierunku ich kampera. – Jesteś na to gotowy?
– No co ty – odburknął.
– Zmusili cię, co? – spytałam, a potem, ponieważ mieliśmy tyle samo wspomnień, co Ezra i Austin, którzy najwyraźniej wciąż świetnie się dogadywali, dodałam: – Jak do udziału w projekcie naukowym w szóstej klasie? Chyba ciągle mam zasuszone świerszcze między zębami.
Skyler zaśmiał się tym uprzejmym śmiechem, który dobrze znałam, ale który nigdy wcześniej nie był reakcją na moje słowa.
– Mhm – mruknął.
Zamrugałam oczami, a nadzieja, która rozbłysła przed chwilą, natychmiast zgasła. Potajemnie zsunęłam bransoletkę z nadgarstka do kieszeni.
– Okej, fajnie było pogadać po tak długim czasie. – Odwróciłam się i choć miałam ochotę rzucić się do biegu, tylko ruszyłam szybkim krokiem w stronę naszego kampera, weszłam do środka i zamknęłam za sobą drzwi. – Zasuszone świerszcze między zębami? Serio, Norah?
Super, koleś, z którym dawniej wiecznie się wygłupiałam, znormalniał. Prychnęłam ze złością, po czym rzuciłam plecak na kanapę.
Drzwi się otwarły i serce mi stanęło – miałam nadzieję, że to Skyler przyszedł się wytłumaczyć. Ale była to Paisley.
– Wow, wasz kamper jest większy niż nasz. Nieźle tu macie. – Obejrzała jego wnętrze: aneks kuchenny, piętrowe łóżko i łazienkę. – Często jeździcie nim na wycieczki?
– Dawniej jakoś częściej, ale i tak głównie na długie weekendy. To będzie nasza najdłuższa wyprawa.
– Nie mogę się doczekać.
– Ja też. – I to była prawda. Nawet gdyby nie chodziło o Skylera, od samego początku ekscytowałam się trasą, którą pokazała mi mama, a zwłaszcza paroma przystankami: parkami Zion i Yellowstone oraz Seattle, gdzie mieściła się moja przyszła uczelnia. Nigdy wcześniej nie byłam poza Kalifornią i cieszyłam się na myśl o doświadczeniu czegoś nowego.
– Mama mówiła, że mieszkaliśmy w tej okolicy.
– Tak, niedaleko stąd, niecałą przecznicę dalej. Nie pamiętasz?
– Może trochę kojarzę. Czy są tu drzewka pomarańczowe? Pamiętam, jak z braćmi budowałam na jednym z nich fort czy coś takiego.
Uśmiechnęłam się.
– Tak, za osiedlem. Tyle że deweloper wykupił sad, więc wkrótce staną tam kolejne domy.
– Pamiętasz mnie?
– Jasne! Byłaś taka mała – wyciągnęłam rękę, żeby to zobrazować – i wszędzie chodziłaś za mną i Skylerem. A ty mnie nie pamiętasz?
– Czy dawniej miałaś ciemniejsze włosy?
Pociągnęłam za końcówki włosów, które do niedawna były ciemnobrązowe, ale od wizyty u fryzjera w zeszłym tygodniu miały jaśniejszy odcień.
– Tak, to niesamowite, co może zrobić odrobina utleniacza i tonera.
Paisley się skrzywiła.
– Nie mam o tym pojęcia. Mama nie pozwala mi robić niczego z włosami.
– I ma rację, są piękne.
Paisley zmrużyła oczy, jak gdyby się nad czymś zastanawiała.
– Czy często zaplatałaś włosy w warkocze francuskie?
Roześmiałam się.
– Ooo, tak. Miałam fazę na warkocze francuskie. Nauczyłam się, jak je samodzielnie zaplatać, gdy miałam jakieś dziesięć lat, więc przez cały rok chodziłam w nich codziennie.
– Będziesz musiała mnie tego nauczyć, bo ja nie umiem.
– Jesteś pewna, że chcesz mieć w życiu fazę na warkocze francuskie?
– Obiecuję, że będę korzystać z tej umiejętności z umiarem.
A więc siostra Skylera miała poczucie humoru. Kto wie, może się okaże jedynym atutem tej wycieczki. I nagle pomyślałam, że może mnie oświecić w pewnej sprawie.
– Yyy… o co chodzi z twoim bratem? Dlaczego nie chciał tu przyjechać?
– Skyler?
– Aha.
– Nie mam pojęcia. Słyszałam, jak wspominał o tutejszej dziewczynie, która na niego leciała. Może się boi, że ją spotka. Nie chce jej robić nadziei. – Mówiąc ostatnie zdanie, zrobiła znak cudzysłowu.
Szczęka mi opadła, ale szybko zamknęłam usta.
– Skyler użył takich słów? To dlatego zrobiłaś ten znak?
– Tak, słyszałam, jak mówił to Austinowi.
– Austinowi? – Poczułam pieczenie w oczach.
– Do czego jest ten przycisk? – spytała Paisley, wskazując na ścianę nad stolikiem.
Usłyszałam to pytanie, ale mój mózg ciągle przetwarzał jej wcześniejsze słowa. Wiedziałam, co to oznacza. Jakbym mało zaznała dzisiaj upokorzeń.
Paisley spojrzała na mnie i nagle zrobiła wielkie oczy.
– Zaraz, zaraz… Skyler mówił o tobie?
– Nie, na pewno nie – odparłam, chociaż byłam pewna, że owszem. To by wyjaśniało jego dziwne zachowanie. – Nigdy nie leciałam na Skylera Huttona.
I była to absolutna prawda.
– No to pewnie chodziło o kogoś innego. – Paisley wzruszyła ramionami i nacisnęła przycisk w ścianie, a wtedy stolik między dwiema ławkami złożył się automatycznie. – Wow!
Z zewnątrz dobiegło nas głośne trąbienie klaksonu i Paisley westchnęła zaskoczona.
– To pewnie sygnał do odjazdu – wyjaśniłam.
– Och! No tak. – Pobiegła do drzwi i gdy chwyciła klamkę, odwróciła jeszcze głowę w moją stronę. – To do zobaczenia na pierwszym przystanku!
– Do zobaczenia – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. To nie jej wina, że byłam wściekła. Ona tylko przekazała mi tę wiadomość. Wyjęłam telefon, by opisać to wszystko Willow, kiedy do kampera wszedł Ezra z rodzicami.
– Pożegnaj się z tatą – powiedziała do mnie mama.
– Już się żegnaliśmy.
– Widzisz, ciągle mi mało. – Tata się roześmiał. – Potrzebuję jeszcze jednego przytulasa.
Uścisnęłam go mocno i kiedy tak przez chwilę trzymał mnie w ramionach, miałam nadzieję, że ciepło, jakie czułam, uśmierzy mój gniew. I rzeczywiście trochę pomogło.
– Baw się dobrze i powodzenia na rozmowie kwalifikacyjnej.
Rozmowa kwalifikacyjna. Na uczelnię pełną ludzi, których pasjonowało to samo, co mnie – gry. Nie mogłam się doczekać, aż rozpocznie się ten etap mojego życia.
– Dzięki, tato. Obyś za bardzo za nami nie tęsknił.
– Będę się starał.
– Przykro ci, że nie jedziesz? – Nigdy wcześniej nie spytałam go o to wprost.
– Nie, twoja mama i Olivia tego potrzebują.
– To znaczy?
Spojrzał na mamę, która chowała torebkę w schowku pod deską rozdzielczą.
– Potrzebują spędzić trochę czasu razem.
Jakoś nie czułam, żeby mówił całą prawdę. Westchnęłam. Willow zasiała w mojej głowie ziarno wątpliwości.
– Będę ci wysyłać mnóstwo zdjęć.
– Mam nadzieję. – Uścisnął ramię Ezry. – Baw się dobrze, synu.
Pstryknęłam palcami i wycelowałam nimi w tatę.
– O nie, tak nie będzie. Traktuj swoje dzieci jednakowo.
Tata się roześmiał i rozłożył ręce.
– Chodź na przytulasa. A pretensje miej do siostry.
– Mam do niej mnóstwo pretensji – odparł Ezra i podszedł do taty go uściskać. Był od ojca wyższy i chudszy i na koniec poklepał go po głowie. Po tym pożegnaniu tata wyszedł z kampera i stanął na trawniku, by nam pomachać przy odjeździe.
– Zajmijcie miejsca – powiedziała mama i sama usiadła za wielką kierownicą kampera.
Ezra usadowił się obok niej, co w sumie mi pasowało. Poszłam na sam tył, położyłam się na łóżku mamy i odsunęłam rolety. Do widzenia, Fresno, pomyślałam, gdy ruszyliśmy. Przyszłość na mnie czeka. Owszem, nie będzie mnie tylko trzy tygodnie, ale czułam, że to pierwszy krok w stronę odkrywania mojego życia i odnalezienia miejsca, do którego naprawdę będę przynależeć.
Przez chwilę patrzyłam na drogę, a potem położyłam plecak na kanapie, wyciągnęłam telefon i otworzyłam aplikację do kodowania.
Wprowadzałam do telefonu ciągi znaków i poleceń dla prostej gry, której uczyła mnie aplikacja, gdy nagle coś, co powiedział Ezra, przykuło moją uwagę.
– Tak będzie sensowniej – mówił. – A poza tym już nim jeździłem.
– Nie na takiej długiej trasie.
– Wiem, mamo, ale będziemy jechać prostym odcinkiem autostrady przez pięć godzin. To nie fizyka kwantowa. Nie chciałabyś spędzić tego czasu z Olivią?
Widziałam, że mama rozważa jego prośbę, która, jak się obawiałam, wiązała się z przeniesieniem młodych Huttonów do naszego kampera. Nie mogłam do tego dopuścić.
– Nie – wtrąciłam się.
Ezra się odwrócił, marszcząc brwi.
– Ta wieczna optymistka z tyłu głosuje przeciwko mnie?
– A jak dokładnie brzmi propozycja?
– Nawet nie wiesz, czemu się sprzeciwiasz? Nieźle.
– Mam pewne podejrzenie.
– A ja konkretny pomysł – powiedział Ezra. – I to bardzo dobry.
– Zastanowię się nad tym – odparła mama.
– Nad czym? – spytałam.
Ezra wskazał na jadący przed nami kamper, na którego tylnej szybie widniał napis: „1-800-IM-4-RENT”.
– Wóz dla mam. – Po czym wskazał na podłogę naszego kampera. – Wóz dla młodzieży.
– Nie – zaprotestowałam znowu. – To koszmarny pomysł. Musimy spędzić trochę czasu na osobności, bo inaczej będziemy mieć siebie po dziurki w nosie. Nie widzieliśmy ich od lat, może teraz są megawkurzający.
– Norah! – ofuknęła mnie mama i spiorunowała wzrokiem w lusterku wstecznym.
– To znaczy, jestem pewna, że nie są wkurzający. Tak tylko mówię.
– Zastanowię się nad tym – powtórzyła mama.
Super, pewnie uznała, że mój argument dodatkowo przemawia za propozycją Ezry.
„Przypominam tylko, że głosowałam przeciwko temu!” – miałam ochotę oznajmić na koniec postoju na stacji benzynowej, po naradzie z matkami i wymianie pasażerów, ale tylko wykrzyczałam to w myślach, wsiadając do „wozu dla młodzieży”, jak go nazwał Ezra.
– Czy nie wydaje się wam, że nasze mamy jakoś za szybko się na to zgodziły? – odezwał się Austin, co uświadomiło mi, że on i Ezra najwyraźniej uknuli ten plan na naszym podwórku kilka godzin wcześniej i urabiali obie strony.
– To tak, jakbyście użyli kodów w grze – mruknęłam i znowu położyłam się na łóżku. Wyciągnęłam fiszki do nauki.
Ezra i Austin oczywiście siedzieli z przodu: Ezra za kierownicą, Austin obok niego. Skyler rozłożył się na kanapie i wpatrywał się w swój telefon, całkowicie na nim skupiony.
– Tylko nas nie zabij! – krzyknęłam do Ezry, kiedy wjeżdżał z powrotem na autostradę.
– Spójrz na tę drogę, Nor. Trzeba by było mieć prawdziwy talent, żeby was pozabijać.
Autostrada przed nami tworzyła długą, czarną, prostą linię biegnącą aż do horyzontu. Po jej obu stronach ciągnęła się płaska pustynia, porośnięta gdzieniegdzie suchymi krzewami albo drzewami Jozuego.
– Czy to dlatego byłaś przeciwko? – spytał. – Boisz się ze mną jechać?
Skyler podniósł wzrok i nasze spojrzenia się spotkały. Czyżby nagle zainteresowało go, co mam do powiedzenia? Tak jest, Skyler. Nie chciałam jechać z tobą w tym samym kamperze. Dalej twierdzisz, że na ciebie lecę?
Ale nie zamierzałam mu się z niczego tłumaczyć.
– Tak, coś w tym stylu.
Paisley, siedząca obok Skylera, wyciągnęła telefon.
– Dokończmy grę.
Skyler się do niej uśmiechnął.
– Myślałem, że będziesz wolała o niej zapomnieć, skoro dawałem ci taki wycisk.
– Kiedy się nauczysz, żeby się nie przechwalać przed końcem gry?
– Pewnie wtedy, gdy częściej zaczniesz wygrywać.
Paisley szturchnęła go w ramię i się roześmiała, a i ja uśmiechnęłam się mimowolnie, tyle że szybko przypomniałam sobie, że nie uczestniczę w tej interakcji. Ta myśl zabolała mnie bardziej, niżbym się spodziewała. Przewróciłam się na brzuch i wyjrzałam przez okno. Pustynny krajobraz – suchy, monotonny i żółty – nie był może najpiękniejszy, ale było coś fascynującego w tym, że rośliny i zwierzęta zdołały przetrwać w tak trudnych warunkach.
– Niezła jesteś. – Usłyszałam głos Paisley znad lewego ramienia, gdy leżałam na brzuchu.
Podskoczyłam. Kiedy zaczynałam rysować, cały świat wokół mnie przestawał istnieć.
– Wystraszyłaś mnie.
– Przepraszam. Siedzę tu od jakichś pięciu minut.
– Nie słyszałam cię. – Podniosłam się i usiadłam.
– Co takiego rysujesz? – Wskazała na mój szkicownik.
Rysunek przedstawiał dziewczynę (mnie) ciskającą kolcami w uciekającego wroga (Skylera). Miałam nadzieję, że Paisley nie rozpoznała żadnej z tych postaci. Nie dodałam jeszcze zbyt wielu szczegółów.
– To szkic do gry wideo inspirowanej pustynią. Dziewczyna walczy z wrogami za pomocą kolców kaktusa.
– Chciałabym umieć tak rysować – westchnęła Paisley.
– Skyler cię nie nauczył? – spytałam na tyle głośno, żeby to usłyszał. Miałam ochotę ciągle mu przypominać, że owszem, wiem o nim sporo rzeczy, bo kiedyś byliśmy przyjaciółmi i że to przez niego ta sytuacja jest niezręczna, nie przeze mnie.
– Skyler? – spytała zdziwiona. – On przecież nie rysuje.
– Że co? – Już drugi raz tego dnia Paisley powiedziała coś, co mnie zszokowało, i to do tego stopnia, że nie potrafiłam się powstrzymać. – Nie rysujesz? – zwróciłam się do Skylera. To przecież on mnie tego nauczył.
– Nie, już nie – odpowiedział. Najwyraźniej podsłuchiwał naszą rozmowę.
– Od kiedy?
Wzruszył ramionami.
– Od naszej przeprowadzki.
A więc zmienił się nawet bardziej, niż myślałam.
– Dlaczego?
– Sam nie wiem. Chyba po prostu mi przeszło.
Zmrużyłam oczy.
– Przeszło ci?
– Tak. Wyrosłem z tego, skupiłem się na czymś innym.
Miałam wrażenie, że mówił nie tylko o rysowaniu.
– No tak. – Byłam dumna z tego, jak spokojnie brzmiał mój głos. – Wyrosłeś z tego. – Spojrzałam na swój rysunek, który nagle wydał mi się dziecinny. Zacisnęłam zęby i przewróciłam stronę.
– Tak jest.
Nakazałam sobie nie drążyć tematu, ale niespodziewanie usłyszałam swój głos:
– Zapytaj wszystkich artystów świata, dlaczego jeszcze nie wyrośli ze sztuki.
Paisley się roześmiała.
– Nie wierzę, że kiedyś rysowałeś, Skyler.
– Zdarzało mi się – odparł.
– Zdarzało ci się? Rysowałeś przez cały czas. Chyba nawet mam… – Zaczęłam grzebać w plecaku w poszukiwaniu notatnika, który spakowałam, zanim się okazało, że Skyler zmienił się w palanta. Kiedy byliśmy dziećmi, nie mieliśmy telefonów komórkowych, więc założyliśmy taki zeszyt, w którym zapisywaliśmy dla siebie wiadomości i który sobie przekazywaliśmy, a teraz go zabrałam, żeby się pośmiać ze Skylerem. Obok wiadomości czasami też coś rysowaliśmy, więc poszukałam strony z takim rysunkiem i pokazałam go Paisley.
– Skyler to narysował?
Uśmiechnęłam się. Trzymając w rękach ten notatnik, poczułam przypływ szczęścia. Spojrzałam na Skylera, który miał wzrok wbity w zeszyt. Cholera, teraz już na pewno uzna, że mam obsesję na jego punkcie.
– Znalazłam go kiedyś wśród staroci w zakamarkach szafy – wyjaśniłam najbardziej obojętnym tonem, na jaki było mnie stać. Zresztą była to prawda. Naprawdę od wieków nie zaglądałam do tego zeszytu.
– Niezły byłeś, Skyler – stwierdziła Paisley. – Kto by pomyślał, że gdzieś głęboko skrywasz jakiś talent.
Przygryzłam wargi, żeby się nie roześmiać.
– Są tu jeszcze jakieś inne rysunki? – spytała mnie.
– Jasne, masz.
Podałam jej zeszyt, ponieważ tak jak mówiłam jej i Willow, Skyler i ja byliśmy tylko przyjaciółmi, a notatnik ten był pełen czysto platonicznych wiadomości, które były tego dowodem. Paisley zaczęła przewracać strony.
W przedniej kieszonce plecaka, wraz ze wszystkimi moimi przyborami, znajdował się jego węgiel w ołówku. Był pokryty śladami jego zębów – Skyler wkładał go do ust, gdy poprawiał rysunek wiszerem. Uznałam, że nie będę go jednak oddawać. Był mój.
– Czy tu jest napisane „Norah Hutton”? – spytała Paisley, odwracając zeszyt w moją stronę. – Ćwiczyłaś podpisywanie się naszym nazwiskiem?
– Co takiego? – W panice próbowałam sobie przypomnieć, kiedy podpisywałam się jako Norah Hutton. I dlaczego.
– Zerknij na następną stronę – dobiegł mnie głos Skylera.
Paisley przewróciła stronę, a tam jego pismem widniało kilkakrotnie „Skyler Simons”.
– Nie rozumiem – mruknęła.
Ja też nie pamiętałam, o co chodziło, więc obie gapiłyśmy się na Skylera, oczekując wyjaśnień.
– Robiliśmy to na czas. Twierdziłaś, że twoje nazwisko jest trudniejsze do zapisania, choć w moim są dwa „t”, nad którymi muszę zrobić kreskę, a ty masz tylko jedno „i”, które wymaga postawienia kropki.
– Twoje „t” są obok siebie, więc to jest tylko jeden ruch.
– Właśnie tak to wtedy argumentowałaś.
– Och… naprawdę? – Zerknęłam do zeszytu. – No i kto wygrał?
– Wiadomo, moje imię jest dłuższe.
– Więc wygrałam?
Lekko zmrużył oczy.
– Ale nieuczciwie.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Rok później
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
TYTUŁ ORYGINAŁU:
Places We’ve Never Been
Redaktorka prowadząca: Ewelina Czajkowska
Wydawczyni: Maria Mazurowska
Redakcja: Lena Marciniak-Cąkała
Korekta: Małgorzata Lach
Projekt okładki: Casey Moses
Opracowanie graficzne okładki: Wojciech Bryda
Ilustracja na okładce: © 2024 Ana Hard
Ilustracja wykorzystana w książce: © TALVA / Stock.Adobe.com
PLACES WE’VE NEVER BEEN © 2022 by Kasie West
All rights reserved
Copyright © 2024 for the Polish edition by Young an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.
Copyright © for the Polish translation by Monika Bukowska, 2024
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2024
ISBN 978-83-8371-482-0
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Weronika Panecka