39,99 zł
Gdy masz dwadzieścia lat, mówią, żebyś pokochała siebie. Gdy masz trzydzieści – byś zaakceptowała zmiany. A gdy zbliżasz się do czterdziestu, zaczynają straszyć… menopauzą.
Menopauza.Słowo, które brzmi jak wyrok. Kojarzy się z utratą kobiecości, młodości, energii. Czujesz jakby twoje ciało przestało być twoje. Jakbyś traciła coś raz na zawsze.
Ale dlaczego tak jest?
·Dlaczego nikt nie mówi o menopauzie z czułością, tak, jak mówi się o dojrzewaniu?
·Dlaczego traktujemy menopauzę jak tabu, a nie jak naturalny, ważny etap życia?
·Dlaczego nikt nie uczy nas, kobiet, jak przez nią przejść?
Dr n. med.Sheila de Liz, lekarka i kobieta po menopauzie, mówi o tym procesie inaczej. Łamie szkodliwe stereotypy, pomaga zrozumieć, co dzieje sięw twoim ciele, jak działają hormony i jak zmieniają się emocje. Bez zawstydzania. Bez umniejszania. Bez mówienia „to tylko taki wiek”. To książka, która jest jak spokojna, czuła i wspierająca przewodniczka.
Menopauza to nie koniec. To początek przemiany.
Najbardziej znana ginekolożka w Niemczech, autorka bestsellerów. Wyróżnia się przełomowym podejściem do popularyzowania wiedzy o kobiecym ciele, hormonach i seksualności. Regularnie gości w mediach jako ekspetka zdrowia i inspiruje kobiety w każdym wieku. Prowadzi konta na YouTubie i Instagramie, gdzie obserwuje ją ponad 130 tysięcy osób. Jej książka „Menopauza mnie nie rusza” odniosła ogromny sukces w Niemczech – od prawie pięciu lat jest w pierwszej dziesiątce listy bestsellerów „Spiegla”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 271
Data ważności licencji: 12/13/2029
Tytuł oryginału: The God of the Woods
Copyright © 2024 by Liz Moore, Inc.
By arrangement with the author. All rights reserved
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Otwarte 2025
Copyright © for the translation by Mateusz Borowski
Opieka wydawnicza: Alicja Konieczka
Opieka redakcyjna: Anna Małocha
Mapa: © 2024 by Liz Moore, Inc.
Przyjęcie tłumaczenia, adiustacja i korekta: Pracownia 12A
Promocja i marketing: Ewa Koczwara
Projekt okładki: Grace Han
Adaptacja okładki na potrzeby polskiego wydania: Monika Drobnik-Słocińska
W projekcie okładki wykorzystano fragment obrazu White Horse in a Wooded Landscape namalowanego w 1791 roku przez Sawreya Gilpina. Źródło ilustracji: © Christie's Images / Bridgeman Images
Fotografia spływającej kropli – © D-BASE / Stone / Getty Images
ISBN 978-83-8135-581-0
To dzieło fikcyjne. Imiona, postacie, miejsca i zdarzenia są wytworem wyobraźni autorki albo zostały użyte fikcyjnie, a wszelkie podobieństwo do rzeczywistych osób żywych lub martwych, firm, wydarzeń czy miejsc jest całkowicie przypadkowe.
www.otwarte.eu
Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o.
ul. Smolki 5/302
30-513 Kraków
Wydanie I, 2025
Dystrybucja: SIW Znak. Zapraszamy na www.znak.com.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotował Jan Żaborowski
It’s just the beginning, it’s not the end, things will never be the same again.
Melanie C, dawna Spice Girl
Piszę te słowa na lotnisku, gdzie w ostatnim czasie bywam bardzo często. Od pierwszej publikacji Menopauza mnie nie rusza. Jak ogarnąć zmianę i nie zwariować moje życie diametralnie się zmieniło. Dużo podróżuję: głównie na kongresy i prelekcje, byłam nawet w Bundestagu – a wszystko po to, by z wiedzą o okresie okołomenopauzalnym i jego skutkach dotrzeć do możliwie najszerszego grona słuchaczy. Czuję głęboką wdzięczność, że mogę realizować to zadanie.
Zmieniło się jednak nie tylko moje życie. Jak dowiaduję się z niezliczonych mejli, listów i wiadomości w mediach społecznościowych, również życie wielu kobiet z krajów niemieckojęzycznych jest inne niż kiedyś. Jedna z moich pacjentek podsumowała to następująco: „Kobiety pytają swoje koleżanki: »No i jak, czytałaś już tę książkę?«. Bo są dwa życia: to przed Menopauza mnie nie rusza i to po niej”.
Poruszenie zapoczątkowane przez tę książkę dotarło do wielu kobiet, które dotychczas czuły się zostawione same sobie z tlącymi się w ich głowach pytaniami o ciało i emocje, na które często nie potrafiły znaleźć właściwych odpowiedzi. Te kobiety przejrzały się w mojej książce niczym w lustrze i nagle poczuły się zrozumiane. Wiele z nich odczuło ulgę: „Nie jestem wariatką, nie potrzebuję szpitala. Od dawna podejrzewałam, że za moimi problemami stoją hormony, nawet jeśli lekarze mnie zbywali. Już więcej nie muszę znosić w milczeniu tych dolegliwości”. Mówiły mi, że dzięki tej książce wreszcie zostały usłyszane. To dla mnie zaszczyt i powód do radości.
Jednak ten głos nie wszędzie jest chętnie słyszany. Jak stwierdziłam po publikacji książki Menopauza mnie nie rusza, wiele moich kolegów i koleżanek po fachu wcale nie proponuje pacjentkom terapii hormonalnej zgodnej z najnowszym stanem wiedzy, lecz nadal trzyma się utartych przekonań czy dawno nieaktualnych badań naukowych. Zirytowani, odprawiają kobiety z kwitkiem albo szczerze przyznają: „Nie znam się na terapii menopauzalnej”.
Na szczęście tam, gdzie cień, tam i światło: dostaję wiele wiadomości od ginekolożek, które chcą mi po prostu zakomunikować, że moja książka ułatwia im codzienną pracę, bo pacjentki przychodzą na wizyty uświadomione i bez lęku. Od samego początku rozumieją zasadność i przebieg terapii.
Medycynę mogę praktykować dobrze tylko wówczas, gdy jako lekarz jestem gotowa na wyjście poza to, czego się nauczyłam, i sięgnięcie po to, czego nie wiem, ale chcę się dowiedzieć. Zwłaszcza w medycynie okresu okołomenopauzalnego dokonał się w ostatnich latach znaczny postęp, jednak podczas realizacji nowych zaleceń teoria i praktyka często się rozmijają, bo realizacja ta prawie zawsze powinna polegać na indywidualnie dopasowanych terapiach. Tutaj nie sprawdza się rozmiar „one size”. I właśnie to sprawia, że zamysł nowoczesnej medycyny okresu okołomenopauzalnego jest tak ekscytujący: zdrowie każdej kobiety to układanka z wielu elementów, które należy poskładać z należytą cierpliwością i empatią, by postawić trafną diagnozę. Jednocześnie utrudnia to wprowadzenie kompleksowego i szytego na miarę leczenia dla wszystkich kobiet po czterdziestce, bo w większości systemów opieki zdrowotnej na świecie po prostu brakuje na to czasu.
I tutaj wracam do ciebie, droga czytelniczko: na tym nader ciekawym etapie swojego życia musisz na nowo poznać swoje ciało. Oczywiście znasz je bardzo dobrze, w końcu tkwisz w nim od zawsze, nawet jeśli z biegiem lat się ono zmieniło. Jednak w obliczu nowych objawów czy, być może, zupełnie pokręconych rzeczy, których w nim teraz doświadczasz, potrzebujesz odpowiedniego słownictwa, które pomoże ci w zadawaniu adekwatnych pytań twojemu lekarzowi. Ta książka ma właśnie za zadanie wyposażyć cię w ten słownik, którego potrzebujesz nie tylko po to, by zapanować nad irytującymi i uciążliwymi objawami, ale także po to, by możliwie jak najdłużej żyć zdrowo i szczęśliwie.
Jak już się niewątpliwie domyślasz, okres okołomenopauzalny wcale nie musi być czasem żałoby i pożegnania – to tylko zapyziałe wyobrażenia, które w ogóle nie pasują do współczesnych czasów. Od lat obserwuję, że dla wielu kobiet to czas powrotu do domu, do siebie samych. Czeka cię tu jeszcze lepsza wersja ciebie: taka, która ma zarówno ochotę, jak i siłę na kreowanie swojego życia zgodnie z własnymi wyobrażeniami. W moim gabinecie zawsze szczególną chwilą jest ta, w której dostrzegam zmianę: pacjentka przestaje być szara i niepozorna i promienieje wewnętrznym światłem. Jest cała w ogniu. Aż miło popatrzeć.
Teraz ta chwila nadeszła również dla ciebie. Zaświeć jasnym światłem!
Droga czytelniczko!
Cieszę się, że tu jesteś. Trzymasz w rękach tę książkę zapewne dlatego, że znalazłaś się właśnie w okresie okołomenopauzalnym lub już od dłuższego czasu nie miesiączkujesz. Być może obserwujesz u siebie jakieś mniej czy bardziej nasilone objawy. Bardzo jednak możliwe, że towarzyszy ci poczucie, że trochę za mało wiesz o tym, co się tak naprawdę z tobą dzieje. W końcu niewiele kobiet rozmawia o zmianach zachodzących w nich na półmetku życia i trudno oprzeć się wrażeniu, że powodem tego milczenia jest jakiś podprogowo odczuwany wstyd. Z całą pewnością to właśnie wstyd oraz niewypowiedziane poczucie utraty własnej kobiecości były powodami, dla których w poprzednim pokoleniu wokół menopauzy panowała zmowa milczenia. Już wtedy było to zupełnie nie tak, jak być powinno, ale w dzisiejszych czasach takie nastawienie to kompletna bzdura.
Pozwól, że się przedstawię. Nazywam się Sheila de Liz i jestem ginekolożką, a moja misja polega na (należnym od dawna) ocieplaniu wizerunku okresu okołomenopauzalnego. Tak, jestem lekarką, ale chcę być z tobą na „ty”, o ile oczywiście nie masz nic przeciwko temu. Jestem na „ty” również z wieloma pacjentkami w moim gabinecie, gdyż przez wiele lat ich wizyt u mnie zostałyśmy dobrymi koleżankami. Jednocześnie chcę ci towarzyszyć tą książką i stać u twojego boku w nadchodzących latach, w których możesz spodziewać się wielu zmian. W takiej wirtualnej relacji między lekarką a pacjentką nie ma miejsca na zbędny dystans.
Najpierw drobna przestroga: w tej książce ujawniam wiele tajemnic medycznych, które być może stoją w jaskrawej sprzeczności z tym, co do tej pory, jak ci się wydawało, wiedziałaś na temat menopauzy. Wiele z tego, co napisałam, może prowadzić do ostrych dyskusji z rodziną, przyjaciółmi czy nawet Twoimi lekarzami – mimo to proszę, byś mi uwierzyła, bo to wszystko jest prawdą. Nie powiem i nie doradzę ci niczego, czego nie zaleciłabym moim siostrom, przyjaciółkom i sobie samej. Przez tyle lat kobiety wprowadzano w błąd, nieprawidłowo prowadzono i – co chyba najgorsze – wykluczano z dyskusji na temat terapii. To typowe dla medycyny kobiecej: decyzje o nas i naszych ciałach nierzadko zapadają za zamkniętymi drzwiami nauki, zazwyczaj w gremiach złożonych w dużej mierze z mężczyzn.
Tymczasem nowoczesna medycyna wieku średniego u kobiet musi cię uwzględniać – a to będzie możliwe dopiero wtedy, gdy będziesz mieć rzetelną wiedzę, znać wszystkie fakty i umieć decydować sama o sobie. Zbyt często pozostawiamy decyzje dotyczące naszego ciała lekarzom i profesorom, o nic nie pytając. Sama tak zresztą postępuję, przykładowo gdy skręcę kostkę. Jednak podczas przeżywania okresu okołomenopauzalnego warto odgrywać aktywną rolę, do czego potrzebna jest znajomość faktów. Nie plotek z internetu czy ludowych półprawd – tylko faktów, całej prawdy o twoim ciele, które z upływem lat staje się coraz bardziej fantastyczne, ale o które musisz zadbać już teraz, jeśli chcesz, by druga połowa twojego życia była naprawdę zajebista. Tak, dobrze czytasz, właśnie to napisałam. Okres okołomenopauzalny to nie żadna „jesień życia”, jak do tej pory uważano. Taki pogląd już dawno powinno się włożyć między bajki. Ten czas to raczej sama pełnia lata – i właśnie to chcę ci udowodnić w tej książce. Potrzebny jest do tego tylko pewien plan i odrobina rozsądnej medycznej asysty. Jak więc się do tego zabrać? Zapraszam cię do podróży przez poszczególne etapy twojej transformacji menopauzalnej. Na kolejnych stronach czeka na ciebie coś wielkiego i ważnego: nowa wersja ciebie. Może spotkasz tam kobietę, którą zawsze chciałaś być, kobietę silną i seksowną (o ile tego właśnie chcesz), ale przede wszystkim – w końcu wolną. Bardzo się cieszę, że mogę cię poprowadzić w tym kierunku.
Możesz czytać tę książkę rozdział po rozdziale albo traktować jako kompendium wiedzy i zaglądać do wybranych fragmentów. Jako że czas jest dla wielu z nas towarem deficytowym, na końcu dłuższych rozdziałów zamieściłam ramkę „W łupince orzecha”. Podsumowuję tam najważniejsze wiadomości z danego rozdziału.
W ramkach „Dobrze wiedzieć” przedstawiam perełki wiedzy, którymi możesz się częstować do woli niczym cukierkami albo do których możesz wracać po czasie.
Jako „Pogromczyni mitów” wysadzam w powietrze bzdury z zamierzchłych czasów i rozwalam przestarzałe sposoby rozumowania.
W ramkach „Dla ciekawskich” każda czytelniczka, która chce potajemnie dać upust swoim nerdowskim potrzebom, może się bardziej zagłębić w dany temat. Te informacje nie są jednak niezbędne, by go zrozumieć.
Mam dla ciebie świetną wiadomość: należysz do nowego pokolenia kobiet. Żyjemy w czasach, jakich dotychczas jeszcze nie było, w których my, kobiety, dłużej pozostajemy zdrowe i sprawne oraz starzejemy się piękniej niż kiedykolwiek w historii ludzkości. Jednak ewolucja jeszcze nie ogarnęła tego, co wydaje nam się oczywiste, i wciąż znajduje się na etapie sprzed stu pięćdziesięciu lat, kiedy to dolegliwości związane z menopauzą nie odgrywały większej roli, bo w wieku czterdziestu pięciu lat kobieta i tak już dawno miała za sobą czasy zdrowotnej świetności, a niejednokrotnie zaraz po pięćdziesiątce opuszczała ziemski padół. Również w czasach powojennych, właściwie nawet do lat osiemdziesiątych, w wieku pięćdziesięciu lat uchodziło się już za starszą panią, a zaraz po sześćdziesiątce za zgrzybiałą seniorkę. Dolegliwości okołomenopauzalne były przesłonięte chorobami wieku starczego albo ze względu na ówczesną mentalność zamiatane pod dywan, więc po prostu nie były tematem podejmowanym przez społeczeństwo.
Dziś kobiety w średnim wieku wraz z całym bagażem zadań do wykonania stanowią trzon swojego najbliższego otoczenia, i właśnie gdzieś między jednym a drugim obowiązkiem z listy do odhaczenia – podążając za dawnym programem ewolucji – zakradają się do nas zmiany hormonalne. Część z nich robi to cichaczem, subtelnie i tajemniczo, inne zaś wyrzucają nas z butów i paskudnie pogarszają jakość naszego życia. I choć jesteśmy biologicznie znacznie młodsze, niż w naszym wieku były nasze mamy i babcie, i robimy rzeczy, na które one nigdy by się nie porwały (takie jak noszenie trampek czy chodzenie na koncerty rockowe), nastawienie medycyny do tematu menopauzy niczym się nie różni od tego z lat osiemdziesiątych. Innymi słowy: my poszłyśmy naprzód, a medycyna za nami nie nadąża. W dodatku brakuje rzetelnego modelu uświadamiania dla kobiet po czterdziestce. Obecne podejście do okresu okołomenopauzalnego przypomina rozmowy o miesiączce z lat pięćdziesiątych: przeprowadzane szeptem i za zamkniętymi drzwiami. Od tej pory przynajmniej to ostatnie się zmieniło: dziś siada się z córką, która wkracza w okres dojrzewania, zazwyczaj demonstruje jej podpaski i tampony i tłumaczy wszystko od A do Z. Ale o istotnych zmianach hormonalnych w średnim wieku poważnych rozmów brakuje. Nie ma żadnych starych mędrczyń, które by nas przygotowały do menopauzy, a ginekolodzy nie poruszają zawczasu tego tematu. Zamiast tego, mówiąc w przenośni, zostajemy wysadzone na jakimś nieznanym lądzie. Dostępne tu i ówdzie informacje są okrojone i nie wróżą niczego zabawnego; zapowiadają raczej coś na kształt pożegnania i straty: coś nieprzyjemnego, bolesnego i deprymującego. Ponadto sprawiają wrażenie, że menopauza wraz z całym dobrodziejstwem inwentarza to kolejne kobiece przekleństwo, jak bóle miesiączkowe czy PMS, które jakoś trzeba przetrwać, najlepiej bez uskarżania się, gdyż wszelkie dostępne rozwiązania są tak naprawdę tylko półśrodkami – bo tak to właśnie przewidziała natura.
Piszę to, byś wiedziała, że wcale nie musi tak być. Nie musisz się podporządkować planowi natury i z każdym dniem czuć się coraz gorzej i słabiej. Wizerunek okresu okołomenopauzalnego od dawna wymaga pilnego liftingu. Dlatego też mam dla ciebie inny, lepszy plan. Istnieje alternatywa, która umożliwia dobre samopoczucie – nie tylko wolność od uciążliwych objawów, ale naprawdę dobre zdrowie i sprawność. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że osiągnięcie tego dobrego samopoczucia jest o wiele łatwiejsze niż życie na pół gwizdka przez dni, miesiące i lata w cieniu niedoborów hormonalnych – a na dłuższą metę także o wiele, wiele zdrowsze. Jak się wkrótce szczegółowo dowiesz, to niedobór hormonów jest jedną z głównych przyczyn chorób w podeszłym wieku, utrudniających nam dzikie tańce na weselach naszych dzieci czy flirtowanie z kelnerem na urlopie.
Już po czterdziestce można zaobserwować pierwsze pozornie niewyjaśnione objawy, stanowiące tak naprawdę bezpośredni skutek niedoborów hormonalnych: depresję i inne zaburzenia psychiczne, bóle stawów, zaburzenia rytmu serca, choroby neurologiczne, dziwaczne problemy skórne i wiele innych spraw, które manifestują się dopiero w okresie okołomenopauzalnym i nierzadko na początku są jedynym nietypowym objawem. Wiele kobiet, które w okresie zmian hormonalnych postrzegają się jako osoby bez żadnych dolegliwości – bo przecież nie dokuczają im uderzenia gorąca – mają często inne symptomy… i nikomu, nawet lekarzom, nie świta, że stoi za nimi niedobór kobiecych hormonów.
DOBRZE WIEDZIEĆ!
Na kolejny etap życia potrzebujesz konkretnego planu, skrojonego dokładnie pod ciebie. Takiego, który zrozumiesz w każdym calu i który będzie dobrze działał! Jeśli wszystko zrobisz, jak należy, twoje sześćdziesięcioletnie ja podziękuje temu aktualnemu.
Brak wiedzy jest zatem bolączką nie tylko laików, ale i pracowników ochrony zdrowia. Okres okołomenopauzalny omawia się na studiach medycznych szczątkowo, nawet ginekolodzy prawie się o nim nie uczą. Gdy miałam trzydzieści lat i byłam w trakcie rezydentury, wydawało mi się, że dolegliwości okołomenopauzalne pojawiają się wraz z ostatnią miesiączką. Miałam też takie wyobrażenie, że produkcja hormonów spowalnia około pięćdziesiątki, po czym ich poziom spada na łeb na szyję. Teraz już wiem, że nasza gospodarka hormonalna zaczyna się delikatnie zmieniać już przed czterdziestką, co przyczynia się do dyskretnych zmian nastroju. Ten przebiegający zazwyczaj ukradkiem proces określamy mianem premenopauzy, która często przechodzi płynnie w tak zwaną perimenopauzę. Ten naprawdę długi etap to czas przed ostatnią miesiączką oraz po niej, podczas gdy sama menopauza trwa zaledwie kilka dni: dokładnie tyle, ile ostatnie krwawienie miesięczne.
Wiele kobiet nie ma pojęcia, dlaczego źle się czuje w fazie pre- i perimenopauzy. Trudno znaleźć zrozumienie w tej sprawie, zwłaszcza wciąż będąc przed czterdziestką. Jako że chcę cię, droga czytelniczko, wyposażyć w solidne podstawy wiedzy, zrobimy pierwszy krok i dowiemy się wszystkiego o naszych żeńskich hormonach. To podstawa podstaw, klucz i arsenał naukowy, którego potrzebujesz, by zrozumieć wszelkie aspekty działania naszego kobiecego ciała. Nie tylko dlatego, że żeńskie hormony mają wpływ na prawie wszystkie narządy w naszym ciele – bezpośrednio wiąże się z nimi także wiele kwestii psychicznych i emocjonalnych. Kto ma w domu nastolatkę, ten wie, jak hormony potrafią zmienić człowieka. Kto już był w ciąży, ten doskonale zna inną odsłonę zmiany hormonalnej, która uderza w nas z siłą huraganu. Nie mniej imponująca jest trzeci rodzaj przemiany hormonalnej w życiu kobiety, a mianowicie zmiany, jakie zachodzą w naszym ciele, głowie i duszy w okresie okołomenopauzalnym.
DOBRZE WIEDZIEĆ!
Zazwyczaj między trzydziestym ósmym a czterdziestym czwartym rokiem życia zaczyna się premenopauza, czyli dyskretne zmiany w gospodarce hormonalnej.
Często płynnie przechodzi ona w perimenopauzę, czyli właściwe klimakterium, które potrwa jeszcze do roku lub dwóch lat po ostatniej miesiączce, określanej mianem menopauzy. Dokładnie tak: menopauza to określenie ostatniej miesiączki, jeśli przez dwanaście miesięcy po niej nie pojawiło się kolejne krwawienie.
Perimenopauza przechodzi płynnie w postmenopauzę.
Aby nie tylko rozumieć specyfikę okresu okołomenopauzalnego, ale i być w stanie nad nim zapanować, potrzebujesz wiedzy na temat własnych hormonów. Tak naprawdę jednak mało kto się na nich zna. Hormony jako takie, a zwłaszcza hormony żeńskie, mają reputację tajemniczych i humorzastych, skomplikowanych i niezrozumiałych. Dziś to zmienimy! Każdy hormon to coś więcej niż tylko zwykła cząsteczka: każdy ma jakieś zadania do wykonania i cechy charakterystyczne – można powiedzieć, że własną osobowość. A że każda osobowość musi mieć twarz, pomożemy sobie, wyruszając w wyobraźni do Fabryki Snów. Do Hollywood!
Wśród wszystkich ludzkich hormonów wyróżniają się trzy gracje, które, powiedzmy, odgrywają główne role w życiu wszystkich żeńskich istot tego świata. Są one odpowiedzialne za nasze krągłości, za nasz miesięczny cykl, za to, czy mamy ochotę na danego faceta, czy raczej blokujemy jego numer w telefonie. Kurtyna w górę! Oto nadchodzą one, nasze gwiazdy na hormonalnym firmamencie: estrogen, progesteron i testosteron. Brawa dla nich!
Każda z tej trójki ma zarówno swoje mocne strony, jak i słabostki, a gdy są dobrze ustawione i współpracują, wszystko idzie jak z płatka. Aby sprostać opisowi każdej z tych osobistości, nadamy im teraz twarze jednego z hollywoodzkich hitów z ubiegłych lat: Aniołków Charliego. W filmie tym Cameron Diaz, Lucy Liu i Drew Barrymore występują w charakterze detektywek, które dzięki bystrości umysłu, umiejętnościom w zakresie kung-fu i świetnym przebraniom ścigają przestępców, jednocześnie szukając mężczyzny idealnego.
W naszym porównaniu estrogen to Drew Barrymore: w filmie to ona ma najwięcej krągłości, jest najbardziej romantyczna i podoba jej się każdy bad boy. Jest rozmarzona, uwielbia się przytulać i najczęściej ze wszystkich trzech aniołków idzie za głosem serca. Estrogen to z założenia hormon kobiecości, hormon kobiecych kształtów, romansów, tanga tańczonego w ciepłą letnią noc i dramatyzmu. Drew nuci pod nosem pościelówki, kocha piosenki pokroju My Heart Will Go On Céline Dion i sprawia, że się rozpływamy przy Perfect Eda Sheerana. To patronka modelek z krągłościami i potajemna ambasadorka wszystkich bieliźnianych marek.
Estrogen jest odpowiedzialny za pewne cechy mentalne, które określamy jako „typowo kobiece”: potrzebę dbania o wszystkich wokół, dążenie do piękna i poprawiania wyglądu oraz pragnienie założenia rodziny. Wszystkich chcemy zadowolić – zwłaszcza gdy mamy dwadzieścia czy trzydzieści lat – począwszy od teściowej, a na szefowej skończywszy.
Coś wspólnego z estrogenem mają prawdopodobnie także zabawne skłonności, takie jak obsesja na punkcie butów czy chodzenie do toalety z koleżanką. Niestety hormon ten jest również odpowiedzialny za inne właściwości infiltrujące i naznaczające nasze mózgi, jak przykładowo tendencja do ciągłego porównywania się z otoczeniem i skanowanie, czy jest się wystarczająco ładnym/mądrym/dobrym w czymś, a także głupi zwyczaj przywiązywania wagi do opinii innych. W dorosłym życiu wypracowałyśmy już sobie jakieś narzędzia, by się temu opierać, ale w okresie dojrzewania stan, w którym pewność siebie z jednej strony podkopują zmiany fizyczne, a z drugiej strony przypływ estrogenu dokłada swoje, jest czymś zdecydowanie dalekim od przyjemności.
DLA CIEKAWSKICH
„Estrogeny” to pojęcie obejmujące kilka substancji z rodziny estrogenów:
Estradiol (zwany także 17-ß-estradiolem, estradiolem czy po prostu E2) to najaktywniejsza z nich. Jest produkowany w jajnikach. Stanowi główny składnik preparatów bioidentycznej hormonalnej terapii zastępczej.
Estron to postać estrogenu wytwarzana w okresie postmenopauzalnym głównie przez tkankę tłuszczową. Działa słabiej od estradiolu.
Estriol jest najsłabszą postacią estrogenu, wytwarzaną przez łożysko. Często występuje w kremach dopochwowych.
Wszystkie te trzy substancje to estrogeny – tak jak gala, reneta i antonówka to jabłka.
Estrogen odgrywa główną rolę w procesach prokreacji i rozbudowuje błonę śluzową macicy, przygotowując ją na zagnieżdżenie się zapłodnionej komórki jajowej. Poza rozmnażaniem jest również odpowiedzialny za krągłości kobiecego ciała, a także za rumianą i jędrną skórę, pełne piersi, gładkie stawy, wilgotną pochwę, niezawodnie działający zwieracz cewki moczowej i stabilne kości. Estrogeny mają wpływ na prawie każdy narząd naszego ciała i każdą jego komórkę. Dzięki nim my, kobiety, działamy umysłowo i energetycznie lepiej niż bez nich. Estrogen to nasze paliwo, nasze szybkie wi-fi – i zupełnie jak sieć 5G, która dostarcza internet absolutnie wszędzie, na sam koniec świata, tak samo i my mamy receptory estrogenów w każdym miejscu naszego ciała. Estrogen ma zatem wpływ na wiele narządów – na o wiele więcej, niż dotychczas zakładano: na naczynia krwionośne, serce, mózg, stawy, piersi, skórę i kości.
DOBRZE WIEDZIEĆ!
Zadania estrogenu:
zatrzymywanie wody w organizmie, zwłaszcza w piersiach, dłoniach i stopach
rozbudowywanie błony śluzowej macicy w pierwszej połowie cyklu
kobiece krągłości
rozwój piersi
hormon „opiekuńczości”
nawilżenie i zdrowie pochwy
wsparcie flory bakteryjnej pochwy
tworzenie kolagenu w skórze i tkance łącznej
emocjonalność, dramatyzm, nastroje
ochrona przed miażdżycą tętnic
ochrona mózgu
mocne kości.
Dla równoważenia takich działań estrogenu jak rozbudowa błony śluzowej macicy, gromadzenie wody czy huśtawki nastrojów nasz organizm dysponuje innym hormonem, a mianowicie progesteronem. W naszym porównaniu z Aniołkami Charliego będzie go reprezentowała Cameron Diaz – w filmie przedstawiona jako szczupły, wysportowany i wyluzowany aniołek. Tańczy zrelaksowana w klubie albo w domu, ubrana w majtki ze Spidermanem. Surfuje, ma atletycznie szczupłą sylwetkę i po prostu niczym się nie przejmuje: typowa kalifornijska dziewczyna, easy like Sunday morning.
Progesteron jest produkowany w drugiej połowie cyklu miesięcznego, po owulacji. Przygotowuje on w jamie macicy „pokój gościnny”, w którym może się zagnieździć zapłodnione jajeczko. Odwadnia organizm, odciążając tym samym przed okresem bolesne piersi i łączy się z tak zwanymi receptorami GABA w mózgu, by nas odprężyć i pozwolić nam się wyspać.
Progesteron pozwala nam patrzeć przez palce na wkurzające zachowania innych i wnosi niezbędny luz do naszej codzienności. Jednak przy jego nadmiarze taki luz może przepoczwarzyć się w wycofanie społeczne i natrętne myśli. Istotną sprawą jest zatem zdrowa proporcja wszystkich hormonów – ale o tym później.
DOBRZE WIEDZIEĆ!
Zadania progesteronu:
przebudowywanie błony śluzowej macicy w drugiej połowie cyklu tak, by dysponowała naczyniami krwionośnymi i substancjami odżywczymi niezbędnymi dla ewentualnego zarodka
aktywowanie receptorów GABA, punktów przyłączenia w mózgu, w celu rozluźnienia układu nerwowego
odwadnianie ciała
relaksacja gruczołu sutkowego.
Nasz trzeci hormon w tym zestawie to testosteron. Ktoś może pomyśleć: zaraz, zaraz – czy to przypadkiem nie hormon męski, dzięki któremu faceci wyglądają jak Arnold Schwarzenegger? Owszem, też. Ale dokładnie tak samo, jak mężczyźni mają w swoim organizmie niewielkie ilości estrogenu i progesteronu, tak kobiety mają w sobie testosteron, choć oczywiście w mniejszych ilościach niż płeć przeciwna. Tymczasem to hormon, który w naszym przypadku często jest pomijany, a jeszcze częściej niedoceniany. Jednak w naszym porównaniu nie będzie miał twarzy Arniego S., lecz przybierze postać trzeciego aniołka – Lucy Liu. W czarnym skórzanym kombinezonie i z perfekcyjnie lśniącymi włosami jest ona ucieleśnieniem chłodnej seksowności. Ukończyła Harvard, jest mistrzynią szachów i kung-fu, często układa genialne plany działania, a w razie konieczności potrafi precyzyjnie i z całej siły dokopać. Z całej trójki to ona najmniej daje się mężczyznom owijać wokół palca.
Testosteron, czyli nasza Lucy Liu, powstaje w jajnikach, ale również w korze nadnerczy (będzie to miało znaczenie później). Jest produkowany razem z estrogenem i w trakcie cyklu miesięcznego ulega wahaniom jak i on, choć nie tak intensywnym. Pomaga budować mięśnie i przyspiesza naszą podstawową przemianę materii, czyli metabolizm: pozwala na szybsze spalanie cząsteczek cukru, więc nie przybieramy tak łatwo na wadze. U nas, kobiet, testosteron odpowiada za energię, atletyczną sylwetkę, decyzyjność, siłę przebicia – oraz za libido. Ponieważ jego poziom waha się razem z poziomem estrogenu i odpowiednio w okolicy owulacji wzrasta, pomaga rozpalić w nas ogień, byśmy w tym czasie czuły się bardziej seksowne. Ponadto w czasie owulacji jesteśmy bardziej towarzyskie, chętniej wychodzimy z domu, zazwyczaj interesujemy się ludźmi bardziej niż w pozostałych fazach cyklu i intensywniej reagujemy na przystojnego faceta czy zapach, który nas pociąga.
DOBRZE WIEDZIEĆ!
Zadania testosteronu:
rozbudowywanie mięśni
libido
jasne i logiczne myślenie
żądza czynu.
Co ciekawe, w czasie owulacji uśmiech naszego partnera często podoba nam się bardziej niż pod koniec cyklu: naukowcy odkryli, że tuż przed miesiączką postrzegamy go raczej jako irytujący, choć jeszcze w połowie cyklu wydawał nam się taki uroczy. Jeśli zatem mamy pod dostatkiem testosteronu, czujemy się dobrze, ochoczo działamy i zasadniczo nie mamy nic przeciwko odrobinie łóżkowych wygibasów z ukochanym. Najciekawsze jest jednak działanie testosteronu na naszą psychikę w okresie okołomenopauzalnym – ale o tym później.
W ŁUPINCE ORZECHA
Nasze najważniejsze hormony to estrogen, progesteron i testosteron.
Estrogen odpowiada za wicie gniazda, romantyzm i kobiece krągłości, jest wręcz „hormonem opiekuńczości”.
Progesteron jest ważny dla odprężenia, usuwania z ciała nadmiaru wody i dobrego snu.
Testosteron odgrywa istotną rolę w budowaniu masy mięśniowej, decyzyjności i wspiera libido.
W okresie okołomenopauzalnym wiele przeżywamy i czujemy: naprzemiennie jesteśmy szczęśliwe, smutne, rozgniewane, seksowne, nieseksowne, wyczerpane i pełne życia. Aby zrozumieć, kiedy i dlaczego czujemy się w dany sposób w okresie perimenopauzy, musimy najpierw pojąć współzależności naszych hormonów w typowym „przykładowym cyklu” oraz poznać ich wpływ na naszego ducha i ciało. Zaczniemy więc od podstaw cyklu miesięcznego, bo to z niego wynikają prawie wszystkie problemy i objawy.
Już poznałyśmy trzy Aniołki Charliego, główne uczestniczki naszego cyklu, wraz z ich mocnymi i słabymi stronami oraz upodobaniami. Aniołki te jednak nie są zdane wyłącznie na siebie – ani w naszym organizmie, ani na hollywoodzkim patrolu; stoi za nimi ekipa pomocników, która je wspiera i nimi kieruje. To duet: John Bosley oraz Charlie. Omówmy pokrótce rolę obu tych facetów. Zacznijmy od Charliego – człowieka, którego nikt nigdy nie widział i którego wygląd pozostaje tajemnicą. Charlie jest w tej historii szefem, komunikuje się z Aniołkami wyłącznie przez telefon ustawiony na tryb głośnomówiący. Jedyną osobą, która go kiedykolwiek widziała, jest John Bosley, sympatyczny, choć niezbyt rozgarnięty szef biura. W naszej historii to ci dwaj nadają rytm wszystkiemu, są punktami kontrolnymi w mózgu, dwoma narządami o nieco chełpliwych nazwach: podwzgórze i przysadka mózgowa.
Charlie w naszej analogii to podwzgórze – wysyła komendy do przysadki mózgowej, czyli Johna Bosleya, gdy zauważa, że zapotrzebowanie na hormony wzrasta. Bosley również śledzi stężenie hormonów we krwi i reaguje na wiadomości od Charliego, gdy poziom któregoś z hormonów zanadto spadnie. Wysyła wtedy wiadomości pod postacią hormonów do układu krwionośnego: w pierwszej połowie cyklu jest to hormon folikulotropowy (folikulotropina, FSH), a w drugiej połowie – hormon luteinizujący (czyli lutropina), bardziej znany pod skrótem LH. Nasze Aniołki – estrogen, progesteron i testosteron – wzrastają naprzemiennie dopóty, dopóki przysadka mózgowa i podwzgórze nie będą stuprocentowo szczęśliwe i zadowolone. Wówczas Charlie i Bosley znowu mogą się nieco rozleniwić. Wszystko to nazywamy pętlą hormonalnych sprzężeń zwrotnych, co można porównać z automatyczną klimatyzacją w samochodzie, która zaprzestaje chłodzenia po osiągnięciu zadanej temperatury.
W pierwszej połowie cyklu Bosley wysyła zatem poprzez układ krwionośny komendy, których adresatami są jajniki, a dotyczą one wydzielania estrogenu w komórkach tak zwanych pęcherzyków jajnikowych. Pęcherzyk taki jest czymś na kształt folii spożywczej pozwalającej na zachowanie świeżości poszczególnych komórek jajowych, które zapakowane w ten sposób, oczekują w jajniku na swój wielki dzień. Komórki jajowe nie są bowiem non stop gotowe do działania ani nie czekają 24/7 w blokach startowych: podobnie jak w programie Top Model, również tu wyszukiwane są liczne kandydatki, które najpierw należy przygotować do udziału w konkurencji – w języku specjalistycznym nazywamy to fazą folikularną (gdyż jajeczko dojrzewa w malutkim opakowaniu o nazwie „pęcherzyk”, czyli po łacinie folliculus ovaricus primarius). Aby dojrzeć, pęcherzyk potrzebuje około stu dni. Tak więc dojrzewa sobie i dojrzewa, z cyklu na cykl żywiąc coraz większą nadzieję na osiągnięcie takiej jakości, która w końcu umożliwi mu udział w ostatecznym castingu.
Pęcherzyk rośnie i w badaniu ultrasonograficznym przypomina maleńką torbiel (dlatego większość torbieli jest niegroźna, często są wręcz dowodem na to, że twój jajnik pracuje – to tak na marginesie).
Hormon folikulotropowy sprawia ponadto, że jajniki produkują testosteron, przy czym estrogen powstaje właśnie z testosteronu (będzie to zauważalne w okresie okołomenopauzalnym).
Estrogen, czy też Drew, najjędrniejsza z naszych hormonalnych przedstawicielek, zaczyna teraz warstwa po warstwie budować błonę śluzową macicy, aby mogła w niej miękko i bezpiecznie wylądować zapłodniona komórka jajowa. Jako że w pierwszej połowie cyklu dominuje estrogen, a progesteron jeszcze nie zdążył wkroczyć na scenę, jest to czas wyłącznie dla tego pierwszego hormonu, który adekwatnie wykorzystuje go na własne występy. Psychicznie wiele kobiet czuje się najlepiej właśnie zaraz po miesiączce: brak PMS, brak natrętnych myśli, żadnych bólów brzucha czy migren. Nastrój się poprawia, znowu mamy ochotę wychodzić do ludzi i wypełnia nas życiowa energia. Wiele kobiet, którym dokuczają ciężkie stany napięcia przedmiesiączkowego, mówi, że pierwszy tydzień po okresie to jedyny czas, kiedy się normalnie czują.
Gdy przychodzi pora na tournée najlepszego jakościowo jajeczka, wszystko przebiega zgodnie z planem: pęcherzyk pęka mniej więcej w połowie cyklu – oczywiście moment ten różni się zależnie od długości cyklu. Niektóre kobiety, te o krótszym cyklu miesięcznym, mają owulację na tydzień po miesiączce; inne zaś po dwóch lub trzech tygodniach.
Po jajeczkowaniu popsuty pęcherzyk leży w jajniku niczym pęknięty balonik. Jako że matka natura to genialna multitaskerka, po realizacji pierwszego zadania pęcherzyk od razu przejmuje kolejną, ekstremalnie ważną misję, a mianowicie produkcję progesteronu, na którego performens nadchodzi czas w drugiej połowie kobiecego cyklu. Ten wynalazek matki natury imponuje pod każdym względem: w okamgnieniu ze sflaczałego bąbelka wyskakuje, jak Filip z konopi, około centymetrowy gruczoł dokrewny. To tak zwane ciałko żółte, po łacinie corpus luteum. Ciałko żółte słucha poleceń Charliego i Bosleya i jest pełnowartościowym narządem produkującym hormon – progesteron. (Świetny pomysł, matko naturo! Upcykling w pełnym wydaniu!)
Odpowiednia produkcja progesteronu to klucz do należytego przygotowania błony śluzowej macicy na zagnieżdżenie się zapłodnionej komórki jajowej. Estrogen nie może już dokładać kolejnych warstw; teraz to progesteron stoi w świetle reflektorów i hamuje działanie estrogenu na błonę śluzową. Na śluzówkę trafiają naczynia i substancje odżywcze – wszystko do dyspozycji zapłodnionego jajeczka.
Zarówno poziom progesteronu, jak i poziom estrogenu zaczyna w drugiej połowie cyklu spadać. Ciałko żółte maleje i macha na pożegnanie: robota została wykonana, więc malutki gruczoł znika ze sceny tak samo szybko, jak się pojawił. Gdy progesteronu jest mniej niż estrogenu, następuje miesiączka i wszystko, co czekało uszykowane na ewentualnego gościa i się go nie doczekało, zostaje usunięte z ciała wraz z krwawieniem – a nasz cykl miesięczny zaczyna się na nowo.
W ŁUPINCE ORZECHA
Pierwszą połowę cyklu ogłasza miesiączka. Aż do owulacji, czyli do połowy cyklu, dominuje estrogen, który warstwa po warstwie rozbudowuje błonę śluzową macicy.
Po owulacji pęknięty pęcherzyk Graafa zamienia się w wytwarzające progesteron ciałko żółte.
Progesteron hamuje produkcję estrogenu w błonie śluzowej i napełnia „spiżarnię” błony śluzowej macicy substancjami odżywczymi na potrzeby zapłodnionego jajeczka.
Progesteron jest wytwarzany w wystarczającej ilości po uwolnieniu dojrzałej komórki jajowej z pęcherzyka.
Brak owulacji oznacza brak ciałka żółtego, a zatem również brak progesteronu.
1.
Perimenopauza rozpoczyna się, jeszcze kiedy regularnie miesiączkujesz, i może trwać nawet dziesięć lat.
2.
Perimenopauza często manifestuje się objawami, które pozornie nie mają nic wspólnego z kobiecymi narządami płciowymi: to bóle głowy, stany depresyjne czy dolegliwości ze strony stawów.
3.
Lekarze nie uczą się o tym na studiach ani na specjalizacji!
Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Spis treści
Przedmowa do wydania dwudziestego piątego
Przedmowa
Krótka instrukcja obsługi
CZĘŚĆ 1. Podstawy
1. Podręcznik twojego chrztu ogniowego
Hormonalne Hollywood
Podstawy wiedzy o kobiecym cyklu
Okładka
Spis treści
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Epigraph
Meritum publikacji
