Ludowa historia kobiet - Zbiorowy - ebook

Ludowa historia kobiet ebook

Zbiorowy

4,4

Opis

Autorki […] przyglądają się statusowi kobiet w średniowieczu oraz ścieżkom, na które wstępowały one w okresie rewolucji przemysłowej – jako migrantki, robotnice, służące, nauczycielki czy pracownice seksualne. Dotykają kwestii płci kulturowej, pisząc o kształtowania się takich form kobiecej tożsamości jak nowożytna czarownica i kobieta nieheteronormatywna, XIX-wieczna chłopka i nowoczesna dziewczyna. fragment wstępu Większość większej połowy Seria „Ludowa Historia Polski” ma stanowić przyczynek do odzyskania zapomnianych dziejów zwykłych ludzi. Chcemy w niej przedstawiać najciekawsze prace na temat tych, którzy nie kwalifikowali się do narodu Sarmatów, choć byli prawdziwą solą ziem dawnej Rzeczypospolitej. Będą to zatem książki o chłopach pańszczyźnianych, miejskiej biedocie, ludziach luźnych, a wreszcie proletariacie. Przemysław Wielgosz, redaktor merytoryczny serii

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 287

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (24 oceny)
15
5
2
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Agatokles

Z braku laku…

Groch z kapustą. To zbiór artykułów od Sasa do Lasa. Łączy je tylko to, że coś w nich o kobietach i o historii. Jakość? Baaardzo zróżnicowana. Są dobre, są i słabiutkie. No i jak to artykuły — bardzo wycinkowe, często powierzchowne. Skupiają się prawie wyłącznie na seksualności i patrialchalnej przemocy.
21
autsajderka

Nie oderwiesz się od lektury

Ludowa historia kobiet jest to zbiór artykułów opowiadających o dziejach kobiet z różnych epok z przewagą XIX i XX wieku. Po przeczytaniu książki "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" z chęcią zgodziłam się przeczytać Ludową historię kobiet aby uzupełnić swoją wiedzę na temat roli kobiet w tamtych czasach. Artykuły są napisane w formie naukowej stąd ciężej było mi ją czytać bo potrzebuję wtedy wiekszej możliwości skupienia się. Plus za to, że każdy podrozdział jest napisany przez kogoś innego i widzimy przez to różne poglądy. Z tej publikacji dowiadujemy się o roli kobiet na wsi, o służących, pracownicach seksualnych czy też o "czarownicach". Czytamy o tym jak kobiety były zależne od mężczyzn a z drugiej strony robiły praktycznie wszystko za nich. Najbardziej zaciekawił mnie temat o pokojówkach i pracownicach seksualnych i tu przyznam szczerze, że dowiedziałam się kilku nowych rzeczy. Na prawdę warto czytać takie książki ponieważ w szkołach nas o takich sprawach nie uczą a tu otwiera...
10
LenaAnna

Nie oderwiesz się od lektury

Lektura obowiązkowa!
00
katarzyna_czernic

Całkiem niezła

Zdecydowane niedosyt - wiele tematów nakreślonych krótkimi artykułami, żaden temat nie zostaje zatem rozwinięty wystarczająco.
00
PaulinaJ29

Dobrze spędzony czas

Bardzo dobra publikacja zachęcająca do zgłębienia tematu!
00

Popularność




Większość „większej połowy”. Lu­dowa hi­sto­ria ko­biet

Tego dnia na uli­cach Kielc nie działo się nic nad­zwy­czaj­nego. Po­dob­nie jak dzień wcze­śniej i dzień póź­niej. Pro­win­cjo­nalna zwy­czaj­ność po­łowy XIX wieku. W mie­ście krę­ciło się sporo miesz­kań­ców po­bli­skich wsi. Wśród nich była sa­motna chłopka, którą nie­któ­rzy prze­chod­nie po­zdra­wiali. W końcu czę­sto wi­dy­wano ją tu, gdy przy­jeż­dżała, by sprze­dać wy­pie­czony przez sie­bie chleb. Tym ra­zem jed­nak ko­bieta nie miała nic do sprze­da­nia. Po­śpiesz­nie zdą­żała na spo­tka­nie. Miała się wi­dzieć z pi­sa­rzem świad­czą­cym usługi nie­pi­śmien­nym miesz­kań­com po­bli­skich wsi. Kilka dni póź­niej ko­bieta wy­słała spi­saną pod­czas spo­tka­nia w Kiel­cach skargę do Ko­mi­sji Wo­je­wódz­twa Kra­kow­skiego. Nie był to pierw­szy punkt zwrotny w ży­ciu Ma­rianny Cio­sko­wej, ale być może naj­waż­niej­szy.

Ma­rianna przy­je­chała do Kielc z Ko­stom­ło­tów, gdzie pro­wa­dziła go­spo­dar­stwo z trzema in­nymi ko­bie­tami. W pracy po­ma­gały jej do­ra­sta­jące sio­stry oraz młod­sza od nich córka. Cztery ko­biety nie tylko krzą­tały się co­dzien­nie po po­dwórku, ale też przez trzy dni w ty­go­dniu od­ra­biały pańsz­czy­znę. I wła­śnie go­spo­dar­stwo było źró­dłem kon­fliktu, który zmu­sił Ma­riannę do na­pi­sa­nia skargi. Bro­niła w niej prawa do zaj­mo­wa­nia bu­dyn­ków odzie­dzi­czo­nych po ro­dzi­cach. Za­miesz­kała w nich kilka lat wcze­śniej, po śmierci męża. Kiedy z ko­lei zmarli jej ro­dzice, go­spo­dar­stwo stało się ła­ko­mym ką­skiem, na który ostrzyli so­bie zęby ksiądz re­jent – bo wieś na­le­żała do Ko­ścioła – a także jej ży­dow­ski aren­darz i więk­szość są­sia­dów, two­rzą­cych chłop­ską gro­madę. Oni wszy­scy chcieli po­zba­wić Ma­riannę domu, choć mieli po temu różne po­wody. Ko­ściół pla­no­wał po­dzie­lić go­spo­dar­stwo mię­dzy dwóch in­nych chło­pów, czym ku­pił so­bie wieś, a wy­ko­nawcą woli wła­ści­ciela zo­stał ży­dow­ski aren­darz. Siła była po stro­nie prze­ciw­ni­ków Ma­rianny. Co prawda ksiądz re­jent nie mógł po pro­stu wy­rzu­cić ko­biety, ale imał się nie mniej do­kucz­li­wych me­tod. Pew­nego dnia wy­na­jęci przez niego są­sie­dzi po pro­stu ro­ze­brali za­bu­do­wa­nia go­spo­dar­stwa Ma­rianny, po­zo­sta­wia­jąc jej je­dy­nie dom. Ko­bieta nie dała się zła­mać i za­częła za­ra­biać wy­ra­bia­niem chleba, choć i tego usi­ło­wano jej za­ka­zać. Ma­rianna wal­czyła długo, na ko­niec kie­ru­jąc sprawę do Ko­mi­sji. Przez cały ten czas w ob­li­czu in­stan­cji są­dow­ni­czych i ad­mi­ni­stra­cji sama re­pre­zen­to­wała sie­bie i swoje ko­biece go­spo­dar­stwo. Osta­tecz­nie Ko­mi­sja przy­znała jej ra­cję, ale nie wiemy, czy wy­rok zo­stał wy­eg­ze­kwo­wany.

Od­kryta i opi­sana przez mło­dego ba­da­cza Mi­chała Na­roż­niaka hi­sto­ria Ma­rianny Cio­sko­wej[1] prze­bija naj­po­pu­lar­niej­szą w pol­skiej kul­tu­rze opo­wieść o ko­bie­cie ze wsi, która prze­ciw­sta­wiła się oto­cze­niu – czyli hi­sto­rię Ja­gny z Chło­pów Wła­dy­sława Rey­monta. Przede wszyst­kim dla­tego, że Ma­rianna ist­niała na­prawdę. Nie była pro­duk­tem wy­obraźni mę­skiego au­tora z klas wyż­szych. Wkro­czyła do hi­sto­rii za po­śred­nic­twem wła­snego głosu i do­ko­na­nego przez sie­bie wy­boru, choć nie stało się to na jej wa­run­kach. Mimo prze­szkód, ja­kie na­po­tkała, była na tyle silna i zde­ter­mi­no­wana, by mó­wić i wy­stę­po­wać we wła­snym imie­niu. Wszystko to praw­do­po­dob­nie nie zmie­ści­łoby się w gło­wie przed­sta­wi­ciela pol­skiej elity in­te­lek­tu­al­nej z po­czątku XX wieku, na­wet gdyby z em­pa­tią po­chy­lał się on nad lo­sem chłop­stwa. Świad­czy o tym fakt, że Rey­mon­tow­ska bun­tow­niczka Ja­gna bu­do­wała swoją nie­za­leż­ność w opar­ciu o związki z męż­czy­znami. Tak jakby au­tor Chło­pów nie umiał so­bie wy­obra­zić sce­na­riu­sza, w któ­rym młoda ko­bieta z ludu pro­wa­dzi sa­mo­dzielne ży­cie. Jego Ja­gna sama z sie­bie nie miała ani tyle sił, ani de­ter­mi­na­cji, by po­sta­wić na swoim. Tym­cza­sem dla Ma­rianny nie­chcia­nym po­cząt­kiem wła­snej opo­wie­ści była śmierć męża.

Być może jej hi­sto­ria do­czeka się osob­nego opra­co­wa­nia. Za­słu­guje na to. Już dziś jed­nak he­ro­iczna miesz­kanka Ko­stom­ło­tów może być sym­bo­lem od­zy­ski­wa­nia prze­szło­ści ko­biet z klas lu­do­wych, a także zna­cze­nia, ja­kie mają ba­da­nia nad ich lo­sami, nie tylko dla na­szej wie­dzy o prze­szło­ści, ale też dla spo­so­bów jej po­zna­wa­nia.

Jej hi­sto­ria wy­daje się wy­jąt­kowa, ale za­ra­zem bar­dzo do­brze od­zwier­cie­dla dzieje zbio­ro­wo­ści. Ko­bieta sa­mo­dziel­nie pro­wa­dząca go­spo­dar­stwo nie była normą na kie­lec­kiej wsi po­łowy XIX stu­le­cia. Nie­mniej ta­kie sy­tu­acje zda­rzały się wy­star­cza­jąco czę­sto, by od­no­to­wały je sta­ty­styki. To samo można po­wie­dzieć o kilku ko­bie­tach go­spo­da­rzą­cych wspól­nie. We­dług sza­cun­ków Na­roż­niaka około 10% go­spo­darstw w re­gio­nie pro­wa­dziły owdo­wiałe ko­biety[2]. Ich ży­cie nie na­le­żało do naj­ła­twiej­szych. Nie tylko ze względu na ogrom cięż­kiej pracy w obej­ściu, przy­mus od­ra­bia­nia pańsz­czy­zny i ko­niecz­ność wy­kar­mie­nia dzieci. Także dla­tego, że mniej­szo­ściowy i nie­oczy­wi­sty sta­tus ta­kich ko­biet wy­ma­gał od nich nie­ustan­nego wy­siłku. Chcąc nie chcąc, pod­wa­żały płciowy po­dział ról spo­łecz­nych, hie­rar­chię wła­dzy i sto­sunki wła­sno­ści, a to ozna­czało ko­niecz­ność obrony wła­snej po­zy­cji. Cza­sem, jak w przy­padku Ma­rianny, także de­fi­nio­wa­nia jej i uza­sad­nia­nia przed są­dem.

Sprawa Ma­rianny Cio­sek an­ga­żo­wała Ko­ściół, ży­dow­skiego aren­da­rza, chłop­skich są­sia­dów, ad­mi­ni­stra­cję i wła­dze są­dowe Im­pe­rium Ro­syj­skiego – wy­do­by­wa­jąc na po­wierzch­nię skom­pli­ko­wane li­nie po­dzia­łów, kon­flik­tów i so­ju­szy mię­dzy nimi. Jako taka wpi­suje się w szer­szy kon­tekst walk spo­łecz­nych na wsi w Kró­le­stwie Pol­skim w po­ło­wie XIX stu­le­cia. Ich stawką była zie­mia, a głów­nym punk­tem za­pal­nym kwe­stia pańsz­czy­zny. Oczy­wi­ście przy­pa­dek Ma­rianny nie wiąże się bez­po­śred­nio z kon­te­sta­cją po­rządku pańsz­czyź­nia­nego. Ma na­to­miast swoją spe­cy­fikę gen­de­rową. Być może z jej po­wodu stał się ka­ta­li­za­to­rem eg­zo­tycz­nego so­ju­szu uprzy­wi­le­jo­wa­nych i pod­po­rząd­ko­wa­nych. Prze­ciw czte­rem ko­bie­tom po­zba­wio­nym mę­skiej opieki i wła­dzy po­wstała tym­cza­sowa ko­ali­cja zło­żona ze zan­ta­go­ni­zo­wa­nych wza­jem­nie ak­to­rów o sprzecz­nych in­te­re­sach. Po­łą­czyła ich obrona re­żimu ról płcio­wych, który zo­stał za­kwe­stio­no­wany przez sfe­mi­ni­zo­wane go­spo­dar­stwo i aspi­ra­cje Ma­rianny. Samo jego za­ist­nie­nie we wsi pod­wa­żyło pa­triar­chalną hie­rar­chię; co wię­cej, ujaw­niło, że prze­cina ona w po­przek po­działy tar­ga­jące spo­łecz­no­ściami wiej­skimi. Wszystko to nie ozna­cza, że je unie­waż­niło.

Sprawy Ma­rianny nie można cał­ko­wi­cie ode­rwać od spo­łecz­nego tła. Prze­ciw­nie. Po pierw­sze, za­pewne ża­den in­dy­wi­du­alny przy­pa­dek kon­fliktu o zie­mię nie da się w stu pro­cen­tach zre­du­ko­wać do re­pre­zen­ta­cji ja­kie­goś ogól­nego wzoru „walki klas”, bo ta w hi­sto­rii wła­ści­wie nie wy­stę­puje w po­staci czy­stej. Po dru­gie, kon­flikty spo­łeczne za­wsze mają cha­rak­ter in­ter­sek­cjo­nalny, co ozna­cza, że li­nie po­działu eko­no­micz­nego prze­ci­nają się z li­niami hie­rar­chii gen­de­ro­wej, a te z li­niami in­nych mar­ke­rów toż­sa­mo­ści, wła­dzy i pod­po­rząd­ko­wa­nia.

Ma­rianna Cio­skowa nie­przy­pad­kowo po­ja­wia się we wstę­pie do książki za­ty­tu­ło­wa­nej Lu­dowa hi­sto­ria ko­biet. W jej bio­gra­fii ni­czym w so­czewce sku­piają się naj­istot­niej­sze wątki i zna­cze­nia dzie­jów więk­szo­ści „więk­szej po­łowy”, o któ­rej mowa w ty­tule ni­niej­szego wstępu[3]. Cho­dzi tu oczy­wi­ście o ko­biety z klas lu­do­wych. Ple­be­juszki sta­no­wiły przy­gnia­ta­jącą więk­szość po­pu­la­cji ko­biet, bę­dą­cych więk­szo­ścią po­pu­la­cji ziem pol­skich w ogóle. Wi­dzimy los pańsz­czyź­nia­nej chłopki, istoty znaj­du­ją­cej się naj­ni­żej w hie­rar­chii osób do­ro­słych na ów­cze­snej pol­skiej wsi. Jako taka staje się ona przed­mio­tem eks­plo­ata­cji za­równo na ze­wnątrz, jak i w ob­rę­bie ro­dziny. Po­zba­wiona mę­skiego opie­kuna staje się do­dat­kowo ce­lem in­trygi ma­ją­cej po­zba­wić ją środ­ków do ży­cia, obiek­tem nie­chęci, po­gardy, a być może też fi­zycz­nej agre­sji. Bądź co bądź, prze­moc jest do­świad­cze­niem na­zna­cza­ją­cym ży­cie wszyst­kich chło­pek – do­zna­wały jej od part­ne­rów, dwor­skich ofi­cja­li­stów, cza­sem (w star­szym wieku) od wła­snych dzieci. Ciało i fi­zycz­ność chłopki zdo­mi­no­wane są przez trud bio­lo­gicz­nego prze­trwa­nia, ko­niecz­ność spro­sta­nia wy­mo­gom sys­temu eko­no­micz­nego oraz roli płcio­wej. Z jed­nej strony od­ra­bia ona pańsz­czy­znę, z dru­giej – ro­dzi i wy­cho­wuje dzieci. To rze­czy­wi­stość cięż­kiej pracy, bólu, zmę­cze­nia i cier­pie­nia, wy­zy­sku i po­ni­że­nia. Dla­tego jest oczy­wi­ste, że od­zy­ska­nie hi­sto­rii ko­biet z ludu po­le­gać musi na od­da­niu im spra­wie­dli­wo­ści jako ofia­rom spo­łe­czeń­stwa opar­tego na znie­wo­le­niu, hie­rar­chii, fi­zycz­nej eks­plo­ata­cji i na­giej prze­mocy. Ma­rianna nie jest jed­nak tylko ofiarą. Nie znosi bier­nie wy­mie­rza­nych jej ra­zów. Jej ży­cie nie trwa uwię­zione w ja­kimś sta­tycz­nym po­rządku, a je­dy­nego jej do­świad­cze­nia nie sta­nowi wieczny po­wrót tego sa­mego – pór roku, głodu na przed­nówku, ro­dze­nia dzieci, pod­le­gło­ści si­łom na­tury i wła­dzy spo­łecz­nej. Prze­ży­wała zmiany i była ich pod­mio­tem. I także w tym sen­sie po­zo­staje po­sta­cią em­ble­ma­tyczną. Jej bio­gra­fia ra­dy­kal­nie za­prze­cza ste­reo­ty­powi pańsz­czyź­nia­nej chłopki ofiary. Ale nie tylko. Do­wo­dzi, że pańsz­czyź­niane chłopki nie tkwiły w ro­lach na­rzu­co­nych im przez sys­tem eko­no­miczny, pa­triar­chat oraz sche­maty in­ter­pre­ta­cyjne hi­sto­ry­ków. Po­ka­zuje, że czę­ścią ich do­świad­cze­nia by­wała także mo­bil­ność i zmiana, że cza­sem mo­gły wy­wal­czyć so­bie moż­li­wość ne­go­cjo­wa­nia i pod­wa­ża­nia swo­jego sta­tusu. Wi­dzimy, że zwy­kła ko­bieta z pod­kie­lec­kich Ko­stom­ło­tów po­tra­fiła kon­se­kwent­nie pro­wa­dzić praw­dziwą (mi­kro)po­li­tykę, wy­ko­rzy­stu­jąc swoje umie­jęt­no­ści, in­te­lekt, siłę fi­zyczną i do­stępne środki prawne na­wet przy nie­sprzy­ja­ją­cym ukła­dzie sił w śro­do­wi­sku spo­łecz­nym, w któ­rym zmu­szona była żyć. Wszystko to mówi, że ko­biety z ludu miały swoją hi­sto­rię, która nie jest po pro­stu do­dat­kiem do lu­do­wej hi­sto­rii męż­czyzn (i hi­sto­rii w ogóle), ale wy­mu­sza jej za­sad­ni­czą re­wi­zję. Losy Ma­rianny Cio­sko­wej z Ko­stom­ło­tów zmie­niają nasz ob­raz spo­łecz­no­ści wiej­skich z po­łowy XIX wieku. Nie ma w tym nic za­ska­ku­ją­cego. Dziś twier­dze­nie, że hi­sto­ria ko­biet i hi­sto­ria gen­de­rowa zre­wo­lu­cjo­ni­zo­wały na­uki hi­sto­ryczne i na­szą wie­dzę o prze­szło­ści, jest już tru­izmem. Ten re­wo­lu­cyjny wpływ od­nosi się w szcze­gól­no­ści do ba­dań nad lo­sem ko­biet z klas lu­do­wych. Hi­sto­ria ko­biet roz­biła mę­sko­cen­tryczny ob­raz spo­łe­czeństw, uwy­pu­kla­jąc zna­cze­nie po­dzia­łów płcio­wych i tego, w jaki spo­sób się one for­mują. Lu­dowa hi­sto­ria ko­biet z ko­lei wska­zuje, że nie ma cze­goś ta­kiego jak hi­sto­ria wszyst­kich ko­biet, a po­działy kla­sowe uzu­peł­niają po­dział płci o aspekt eko­no­miczny i struk­tu­ralny. Ni­niej­sza książka sta­nowi próbę po­łą­cze­nia obu po­wyż­szych per­spek­tyw. Wy­cho­dząc od hi­sto­rii ko­biet z chłop­stwa i klasy ro­bot­ni­czej, w ich róż­nych ro­lach i ak­tyw­no­ściach, au­torki i au­tor Lu­do­wej hi­sto­rii ko­biet sta­rają się wpi­sać je w per­spek­tywę gen­de­rową (płci kul­tu­ro­wej), uka­zu­jąc, jak te role hi­sto­rycz­nie się kształ­to­wały i zmie­niały, a za­ra­zem jak wy­twa­rzały się i prze­kształ­cały toż­sa­mo­ści gen­de­rowe i re­żimy po­dzia­łów płcio­wych.

Ar­ty­kuły ze­brane w tym to­mie uka­zują prze­krój sze­ro­kiego zja­wi­ska, ja­kim jest hi­sto­ria ko­biet i hi­sto­ria gen­de­rowa. Ostat­nie de­kady były w Pol­sce cza­sem dy­na­micz­nego roz­woju wszyst­kich tych nur­tów ba­dań. Po­wstało wiele zna­ko­mi­tych prac na­uko­wych, a ba­da­nia nad prze­szło­ścią ko­biet stały się bo­daj naj­le­piej roz­wi­ja­ją­cym się dzia­łem pol­skiej hi­sto­rio­gra­fii. Kilka ostat­nich lat przy­nio­sło na­to­miast wzrost za­in­te­re­so­wa­nia dzie­jami ko­biet z klas lu­do­wych. Choć ba­da­nia te zna­la­zły swój wy­raz w szer­szym obiegu pu­blicz­nym – także za sprawą ksią­żek au­to­rek ni­niej­szego zbioru[4] – do­tych­czas roz­wi­jały się one przede wszyst­kim w kon­tek­ście aka­de­mic­kim. W Lu­do­wej hi­sto­rii ko­biet ze­brano wy­niki naj­waż­niej­szych ba­dań w moż­li­wie naj­bar­dziej przy­stęp­nej po­staci. Stąd ob­ję­tość i forma tek­stów. Rzecz ja­sna, wy­bór i za­kres te­ma­tów nie wy­czer­pują tej pro­ble­ma­tyki. Ce­lem było tu ra­czej na­szki­co­wa­nie kilku klu­czo­wych wąt­ków i przed­sta­wie­nie ogól­nego za­rysu pola lu­do­wej hi­sto­rii ko­biet. Na książkę skła­dają się trzy czę­ści: Praca i po­zy­cja spo­łeczna, Toż­sa­mo­ści, Sy­tu­acje i do­świad­cze­nia. Każda do­tyka in­nego wy­miaru ży­cia daw­nych ple­be­ju­szek, choć gra­nice mię­dzy nimi są płynne.

W ni­niej­szym to­mie znaj­dziemy za­tem ar­ty­kuły po­ka­zu­jące dzieje ko­biet z ludu przez pry­zmat miejsc, ról i ak­tyw­no­ści, które przy­pa­dły im w udziale w róż­nych epo­kach i oko­licz­no­ściach hi­sto­rycz­nych. Do­ty­czy to nie tylko chło­pek, ale także ro­bot­nic i przed­sta­wi­cie­lek plebsu miej­skiego. Au­torki i au­tor uka­zują ko­biety w sy­tu­acjach skraj­nych, choć czę­sto bar­dzo po­wszech­nych – jako mi­grantki i uchodź­czy­nie, ofiary i spraw­czy­nie prze­mocy. Przy­glą­dają się sta­tu­sowi ko­biet chłop­skich w śre­dnio­wie­czu oraz ścież­kom, na które wstę­po­wały one w okre­sie re­wo­lu­cji prze­my­sło­wej – jako mi­grantki, ro­bot­nice, słu­żące, na­uczy­cielki, opie­kunki czy pra­cow­nice sek­su­alne. Do­ty­kają kwe­stii płci kul­tu­ro­wej w kon­tek­ście kształ­to­wa­nia się ta­kich form ko­bie­cej toż­sa­mo­ści jak no­wo­żytna cza­row­nica, ko­bieta nie­he­te­ro­nor­ma­tywna i no­wo­cze­sna dziew­czyna.

Lu­dowa hi­sto­ria ko­biet ma przy­wró­cić je na­szej pa­mięci i świa­do­mo­ści hi­sto­rycz­nej. Ale to nie wszystko. Od­zy­sku­jąc wy­ma­zy­wane i mar­gi­na­li­zo­wane przez wieki do­świad­cze­nie osób ta­kich jak Ma­rianna Cio­skowa i wiele jej wciąż nie­zna­nych z imie­nia sióstr, przy­czy­nia się do zmiany na­szego spo­sobu my­śle­nia o prze­szło­ści oraz jej ba­da­nia. Nie­za­leż­nie od wielu zna­ko­mi­tych osią­gnięć na tym polu, które przy­nio­sły ostat­nie lata, cią­gle jesz­cze znaj­du­jemy się na po­czątku fa­scy­nu­ją­cej drogi.

Prze­my­sław Wiel­gosz

[1] M. Na­roż­niak, Nie­wol­nicy mo­der­ni­za­cji. Mię­dzy pańsz­czy­zną a ka­pi­ta­li­zmem, War­szawa 2021.

[2] Tamże, s. 98.

[3] Na zie­miach pol­skich od wcze­snej no­wo­żyt­no­ści ko­biety są więk­szo­ścią po­pu­la­cji.

[4] Zob. m.in.: M. Fi­de­lis, Ko­biety, ko­mu­nizm i in­du­stria­li­za­cja w po­wo­jen­nej Pol­sce, War­szawa 2015; A. Urba­nik-Ko­peć, Anioł w domu, mrówka w fa­bryce, War­szawa 2018; A. Urba­nik-Ko­peć, In­struk­cja nad­uży­cia, Ka­to­wice 2019; A. Urba­nik-Ko­peć, Cho­dzić i uśmie­chać się wolno każ­demu, War­szawa 2021; J. Ku­ciel-Fry­dry­szak, Słu­żące do wszyst­kiego, War­szawa 2018; J. Ku­ciel-Fry­dry­szak, Chłopki, War­szawa 2023; M. Ma­dej­ska, Aleja Włók­nia­rek, Wo­ło­wiec 2018; A. Do­bro­wol­ska, Za­wo­dowe dziew­czyny. Pro­sty­tu­cja i praca sek­su­alna w PRL, War­szawa 2020.

I

Praca i pozycja społeczna

Mał­go­rzata Ko­łacz-Chmiel

Kobieta chłopska w późnośredniowiecznej Polsce

Pro­wa­dząc ba­da­nia nad ży­ciem ko­biety chłop­skiej, na­uko­wiec może do­strzec w źró­dłach śre­dnio­wiecz­nych wy­raźną dys­pro­por­cję do­ty­czącą in­for­ma­cji na te­mat ko­biet i męż­czyzn. Dzieje spi­sy­wane przez ów­cze­snych rocz­ni­ka­rzy i kro­ni­ka­rzy to przede wszyst­kim hi­sto­ria two­rzona przez męż­czyzn i dla męż­czyzn. Je­żeli w ogóle po­ja­wiają się w niej nie­wia­sty, to tylko te z kręgu naj­wyż­szych warstw spo­łecz­nych i w mo­men­tach od­gry­wa­nia przez nie klu­czo­wej roli w lo­sach pań­stwa czy dy­na­stii. W przy­padku chło­pek te wia­do­mo­ści są wy­jąt­kowo skąpe, gdyż do­ty­czą naj­niż­szej war­stwy spo­łecz­nej, nie­bu­dzą­cej szcze­gól­nego za­in­te­re­so­wa­nia wśród twór­ców ów­cze­snej spu­ści­zny źró­dło­wej. Czy wo­bec po­wyż­szego je­ste­śmy w sta­nie od­po­wie­dzieć na py­ta­nie, jak wy­glą­dała co­dzien­ność ko­biety chłop­skiej ży­ją­cej na zie­miach pol­skich w cza­sach tak od­le­głych? Wbrew po­zo­rom ana­liza do­stęp­nego ma­te­riału źró­dło­wego po­zwala zna­leźć od­po­wie­dzi może nie na wszyst­kie nur­tu­jące czy­tel­nika py­ta­nia, ale z pew­no­ścią na wiele z nich.

Ży­cie ko­biety chłop­skiej na prze­strzeni kilku stu­leci obej­mu­ją­cych pol­skie śre­dnio­wie­cze to­czyło się w ra­mach pa­triar­chal­nego świata, który wy­zna­czał jej miej­sce w ra­mach za­równo ro­dziny, jak i grupy spo­łecz­nej. Kształ­to­wały je prze­pisy prawa zwy­cza­jo­wego oraz ko­ściel­nego. Za­zna­czyć jed­nak trzeba, że los nie był taki sam dla wszyst­kich nie­wiast z tej grupy sta­no­wej – w du­żym stop­niu za­le­żał bo­wiem od ich stanu cy­wil­nego oraz po­zy­cji ma­jąt­ko­wej i eko­no­micz­nej. Przy­bie­rał więc różne formy – od nie­malże cał­ko­wi­tego pod­po­rząd­ko­wa­nia do bar­dzo du­żej swo­body.

Panna

Żona

Macierzyństwo

Wdowa

Zajęcia i obowiązki średniowiecznych chłopek

El­wira Wil­czyń­ska

Rolniczki w XIX i na początku XX wieku[1]

Podległość wobec męża

W tra­dy­cyj­nej kul­tu­rze lu­do­wej po­wo­ła­niem ko­biety wiej­skiej było wstą­pie­nie w zwią­zek mał­żeń­ski oraz po­świę­ce­nie się dla do­bra ro­dziny i go­spo­dar­stwa. Mo­del ten, po­wie­lany w spo­łecz­no­ściach wiej­skich przez wieki, opie­rał się na na­uce Ko­ścioła ka­to­lic­kiego, za­sa­dach oby­cza­jo­wo­ści wie­śnia­czej oraz obo­wią­zu­ją­cych re­gu­la­cjach praw­nych – fun­da­menty te uzu­peł­niały się, two­rząc spójny sys­tem war­to­ści[2]. Do­piero po wyj­ściu za mąż ko­bieta sta­wała się peł­no­praw­nym człon­kiem spo­łecz­no­ści i mo­gła cie­szyć się sza­cun­kiem są­sia­dów[3], choć nie ozna­czało to wcale, że jej po­zy­cja była równa po­zy­cji jej męża. Zgod­nie z obo­wią­zu­ją­cym po­rząd­kiem to męż­czy­zna re­pre­zen­to­wał in­te­resy go­spo­dar­stwa jako naj­waż­niej­sza osoba w ro­dzi­nie. Po­dej­mo­wał wszel­kie istotne de­cy­zje do­ty­czące losu go­spo­dar­stwa, a jego wła­dza nad po­zo­sta­łymi człon­kami ro­dziny, zwłasz­cza nad dziećmi, miała cha­rak­ter ab­so­lutny. W jego kom­pe­ten­cjach le­żało roz­po­rzą­dza­nie ma­jąt­kiem, in­we­sto­wa­nie, sprze­daż i za­kup ziemi, na­rzę­dzi rol­ni­czych lub zwie­rząt ho­dow­la­nych, roz­strzy­ga­nie o edu­ka­cji dzieci i wy­bo­rze dla nich part­nera. Od ko­biety z ko­lei ocze­ki­wano po­słu­szeń­stwa wo­bec męża i ak­cep­ta­cji po­dej­mo­wa­nych przez niego de­cy­zji.

Pod­rzędną po­zy­cję ko­biety wo­bec męż­czy­zny sank­cjo­no­wał lu­dowy mit o jej stwo­rze­niu. Bóg po­wo­łał ją do ży­cia, by dać Ada­mowi „ja­kom za­bawkę”, a sam akt kre­acji prze­bie­gał od­mien­nie od tego, co znamy ze Sta­rego Te­sta­mentu:

Pa­nie­zus […] wy­rżnon mu [Ada­mowi – przyp. aut.] we snie zio­bro. Ale to było stra­śnie brzydź­kie i ma­sne, toz to pra­snon na brzy­zek, coby oskło.

Dia­scy nadali psa. Za­kra­dła się ka­na­lija, łap zio­bro i w ucie­kaca ś nim do dźwie­rzy raju. Pa­nie­zus łap kija i da­lej za nim. Ale pies wartki, a Pa­nie­zus stary […]. Dźwie­rze się na za­porkę za­parły, ucieny psu ogon, ale pies uciók […]. Pa­nie­zus wzion ten ogon pote […] i z tego ogona stwo­rzył babe[4].

Ży­wiono także prze­ko­na­nie, że po­słu­szeń­stwo wo­bec męż­czy­zny jest formą kary, jaką Stwórca na­ło­żył na Ewę w kon­se­kwen­cji grze­chu pier­wo­rod­nego.

Mimo sil­nie ugrun­to­wa­nego w lu­do­wym świa­to­po­glą­dzie prze­ko­na­nia o pod­rzęd­no­ści ko­biety na prze­ło­mie XIX i XX wieku za­częły na wsi za­cho­dzić pewne prze­miany w za­kre­sie po­działu wła­dzy w ro­dzi­nie[5]. Jan Świę­tek, et­no­graf ama­tor ba­da­jący pod ko­niec XIX wieku zwy­czaje gó­rali nad­rab­skich, za­no­to­wał, że „na sto ko­biet przy­naj­mniej dzie­sięć ta­kich znaj­duje się nad brze­gami Raby, co mę­żów trzy­mają w kar­bach i kie­rują nimi we­dług swej woli”[6]. Wpływ na prze­ła­ma­nie pa­triar­chal­nego po­rządku w ob­rę­bie ro­dziny chłop­skiej miały róż­no­ra­kie czyn­niki. Na pierw­szy plan zdają się jed­nak wy­su­wać uwa­run­ko­wa­nia eko­no­miczne – wiel­kość wnie­sio­nego do go­spo­dar­stwa ma­jątku mo­gła wpły­wać na póź­niej­szą po­zy­cję w mał­żeń­stwie. Panny ma­jące znaczne wiano mo­gły cie­szyć się więk­szym za­kre­sem wła­dzy. Sama in­sty­tu­cja po­sagu miała za­bez­pie­czać po­zy­cję ko­biety i chro­nić ją przed nad­uży­ciami ze strony znacz­nie bar­dziej uprzy­wi­le­jo­wa­nego męża[7]. Trzeba jed­nak pa­mię­tać, że bo­gate nie­wia­sty po za­war­ciu związku mał­żeń­skiego cie­szyły się au­to­ry­te­tem wy­ni­ka­ją­cym nie tylko z prze­wagi ma­jąt­ko­wej nad mę­żem, ale też ze sta­tusu spo­łecz­nego ro­dziny, z ja­kiej się wy­wo­dziły. Sama prze­waga eko­no­miczna ko­biety nie gwa­ran­to­wała jej sil­niej­szej po­zy­cji w go­spo­dar­stwie.

Pewne zna­cze­nie w umac­nia­niu ko­bie­cej wła­dzy w ro­dzi­nie mo­gła mieć także zna­jo­mość rze­mio­sła przy­no­szą­cego do­dat­kowe do­chody oraz okre­ślone ce­chy cha­rak­teru po­zwa­la­jące zdomi­no­wać męż­czy­znę. Na­leży jed­nak pod­kre­ślić, że na­wet w ro­dzi­nach, w któ­rych go­spo­dyni cie­szyła się po­nad­stan­dar­do­wym za­kre­sem wła­dzy, na­dal pod­le­gała mę­żowi na mocy zwy­czaju, prze­pi­sów praw­nych oraz za­ko­rze­nio­nych głę­boko wzor­ców kul­tu­ro­wych.

Gospodarstwo męskie i gospodarstwo babskie

Ży­cie tra­dy­cyj­nej ro­dziny chłop­skiej kon­cen­tro­wało się wo­kół ziemi, która nie tylko sta­no­wiła pod­sta­wowe źró­dło utrzy­ma­nia, ale także uwa­żana była za naj­wyż­szą war­tość w wy­mia­rze sym­bo­licz­nym. Z tej przy­czyny tro­ska o roz­wój go­spo­dar­stwa rol­nego wpły­wała na wszyst­kie aspekty ży­cia chło­pów, rów­nież na kształt re­la­cji ro­dzin­nych: przed­się­bior­stwo rolne utoż­sa­miano z go­spo­dar­stwem do­mo­wym, a in­te­res go­spo­dar­stwa z in­te­re­sem ro­dziny[8]. War­tość każ­dego do­mow­nika okre­ślano na pod­sta­wie jego przy­dat­no­ści we wspól­nym go­spo­dar­stwie, a tę mie­rzono na­kła­dem wy­ko­ny­wa­nej pracy. Kry­te­rium to także sank­cjo­no­wało do­mi­na­cję męż­czy­zny, jako sil­niej­szego i po­dej­mu­ją­cego naj­więk­szy wy­si­łek dla wspól­nego do­bra ro­dziny: „[...] baba za­wdy od chłopa jes słabsa: to óna i rady se dać ni może i za­wdy u niego spórki sie oce­kuje. La­tego tyz ón po­wi­nien mieć za­wdy nad babą moc, bo ón ji do­spo­maga”[9]. Prze­świad­cze­nie ta­kie wy­ra­żali nie tylko miesz­kańcy XIX-wiecz­nej wsi, ale rów­nież za­in­te­re­so­wani te­ma­tyką wiej­ską ba­da­cze. Ka­zi­mierz Do­bro­wol­ski, so­cjo­log i et­no­log, pi­sał, że „czo­łową rolę w ze­spole ro­dzin­nym peł­nił oj­ciec – wła­ściwy go­spo­darz i rządca. Jego dłoń orała, siała ziarno, zbie­rała plon, pra­co­wała na ży­cio­dajny chleb”[10]. Oka­zuje się jed­nak, że ani chłopi, ani na­ukowcy nie do­ce­nili roli ko­biety w go­spo­dar­stwie.

Po­dział prac w chłop­skiej ro­dzi­nie zgod­nie z od­wieczną tra­dy­cją uwzględ­niał kry­te­rium płci, a to kla­rowne roz­dzie­le­nie obo­wiąz­ków mię­dzy go­spo­da­rza i go­spo­dy­nię zna­la­zło od­zwier­cie­dle­nie w po­dziale go­spo­dar­stwa na mę­skie oraz bab­skie. Do za­dań mę­skich na­le­żały przede wszyst­kim prace zwią­zane bez­po­śred­nio z uprawą roli: orka, siew, zbiór plo­nów (choć w okre­sie żniw w prace na polu an­ga­żo­wali się wszy­scy człon­ko­wie ro­dziny), młóce­nie i wia­nie zboża (od­dzie­la­nie ziarna od plew), a także dba­nie o ko­nie, na­prawa i kon­ser­wa­cja na­rzę­dzi rol­ni­czych, ści­na­nie drzew, bu­dowa i na­prawa za­bu­do­wań miesz­kal­nych i go­spo­dar­czych, za­rzą­dza­nie ma­jąt­kiem. W za­kres obo­wiąz­ków ko­bie­cych wcho­dziły na­to­miast wszel­kie prace w domu i obej­ściu: przy­go­to­wy­wa­nie po­sił­ków, dba­nie o czy­stość domu i po­dwó­rza, szy­cie, pra­nie i na­prawa odzieży, opieka nad dziećmi i in­nymi nie­sa­mo­dziel­nymi człon­kami ro­dziny, kar­mie­nie i po­je­nie zwie­rząt, do­je­nie krów, wy­rób prze­two­rów mle­czar­skich na po­trzeby wła­sne oraz na sprze­daż, ho­dowla dro­biu, no­sze­nie wody ze studni, uprawa i zbiór wa­rzyw, sa­dze­nie i ple­wie­nie ro­ślin oko­po­wych. Do tego do­cho­dziła po­moc mę­żowi w cza­sie wzmo­żo­nych prac po­lo­wych, na przy­kład przy żni­wach lub wy­kop­kach. Ko­biety były także od­po­wie­dzialne za sprze­daż jaj i na­biału, a zy­ska­nymi w ten spo­sób pie­niędzmi mo­gły same za­rzą­dzać. Wy­da­wały je za­zwy­czaj na za­kup to­wa­rów, któ­rych nie można było wy­pro­du­ko­wać sa­mo­dziel­nie, na przy­kład soli, nafty, za­pa­łek, a także odzieży i nie­któ­rych sprzę­tów go­spo­dar­stwa do­mo­wego[11]. Kom­pe­ten­cje ko­biety nie wy­kra­czały za­tem w tym wzglę­dzie poza wy­zna­czoną jej rolę – pie­nią­dze po­cho­dzące z ko­bie­cej czę­ści go­spo­dar­stwa były wy­da­wane na jego pro­wa­dze­nie. Na­to­miast de­cy­zje do­ty­czące za­kupu lub sprze­daży ziemi, zwie­rząt, sprzętu rol­ni­czego, a także bu­dowy domu i za­bu­do­wań go­spo­dar­skich – jako ważne z punktu wi­dze­nia ca­łej ro­dziny – po­dej­mo­wał męż­czy­zna[12]. Wspo­mnie­nia miesz­kań­ców wsi po­twier­dzają ten stan rze­czy: „oj­ciec zaj­mo­wał się rol­nic­twem starsi bra­cia mu po­ma­gali. A matka zaj­mo­wała się do­mem i in­wen­ta­rzem”[13], „nad­wyżki jaj sprze­da­wa­łam w skle­pie i były pie­nią­dze na »kuch­nię«”[14].

Za­ję­cia ko­biet ucho­dziły za lżej­sze, a czę­sto w ogóle nie przy­pi­sy­wano im sta­tusu pracy, po­nie­waż na ta­kie miano za­słu­gi­wała je­dy­nie ak­tyw­ność rol­ni­cza, za­pew­nia­jąca utrzy­ma­nie ca­łej ro­dzi­nie[15]. Jed­nak z ba­dań eko­no­mi­sty Jana Cu­rzytka prze­pro­wa­dzo­nych w la­tach 30. XX wieku wy­nika, że ko­bieta była w go­spo­dar­stwie rol­nym znacz­nie bar­dziej niż męż­czy­zna ob­cią­żona obo­wiąz­kami, a na pracę po­świę­cała śred­nio 500 go­dzin wię­cej w skali roku[16]. Ob­ser­wa­cja ta znaj­duje po­twier­dze­nie w pa­mięt­ni­kach ko­biet wiej­skich:

Doba dzieli się u mnie na krótki sen i go­dziny pracy, w któ­rych go­nią się na­wza­jem: kar­mie­nie, go­to­wa­nie kle­iku, pro­wa­dze­nie kuchni dla wielu osób, co­dzienne pra­nie, sprzą­ta­nie. Cią­głe no­sze­nie wia­der wody i torfu[17].

Już jako czte­ro­let­nia dziew­czynka po­słu­gi­wa­łam pa­sąc gęsi po­tem krowy, a w domu wi­dząc jak biedne mat­czy­sko mę­czy się nie mo­gąc dać so­bie rady z dziećmi, a było ich rze­tel­nie „co rok to pro­rok”, po­ma­ga­łam jej jako że by­łam naj­star­sza, niań­czyć ten dro­biazg, choć prawdę po­wie­dziaw­szy sa­mejby mnie się niańka przy­dała, bo cóż to za pia­stunka z pię­cio­let­niego ber­be­cia. […] Gdy mia­łam lat sześć, to czu­łam się zu­peł­nie jak do­ro­sła osoba, a to z tego po­wodu, że matka wy­jeż­dża­jąc do mia­sta (a jeź­dziła dwa razy w ty­go­dniu) nie brała do domu ko­biety tylko ja ją za­stę­po­wa­łam. Pil­no­wa­łam już i ba­wi­łam sama dzieci, go­to­wa­łam jeść, sprzą­ta­łam, zmy­wa­łam, a na­wet pró­bo­wa­łam doić krowy. […] wy­cią­ga­jąc wodę ze studni i przy kuchni po­słu­gi­wa­łam się stoł­kiem[18].

Zgod­nie z obo­wią­zu­jącą w kul­tu­rze tra­dy­cyj­nej normą pod­sta­wo­wym obo­wiąz­kiem męż­czy­zny było utrzy­ma­nie ro­dziny. Je­śli jed­nak z ja­kie­goś po­wodu nie był w sta­nie się z niego wy­wią­zać, ko­bieta nie miała prawa się skar­żyć. Prze­ciw­nie – ocze­ki­wano, że bę­dzie ona pra­co­wać jesz­cze cię­żej, aby nie do­pu­ścić do upadku go­spo­dar­stwa[19]. To obie­gowe prze­ko­na­nie wy­ra­żone zo­stało mię­dzy in­nymi w przy­sło­wiach po­ucza­ją­cych, że „go­spo­dyni do­bra trzy wę­gły domu utrzy­muje, a go­spo­darz czwarty”[20], zaś „gdzie nie­rządna [nie­go­spo­darna – przyp. aut.] go­spo­dyni, tam praca męża przy­spory nie czyni”[21]. Zna­la­zło także po­twier­dze­nie w pa­mięt­ni­kach miesz­ka­nek pol­skich wsi z pierw­szej po­łowy XX wieku.

Wiele wspo­mnień spi­sa­nych przez ko­biety wiej­skie do­ty­czy funk­cjo­no­wa­nia tra­dy­cyj­nego po­działu obo­wiąz­ków i ist­nie­nia dwóch bu­dże­tów w ob­rę­bie jed­nego go­spo­dar­stwa. In­for­ma­cje te nie są jed­nak prze­ka­zy­wane wprost, ale ra­czej w kon­tek­ście na­ru­sze­nia przez męż­czy­znę tego po­rządku lub ne­ga­tyw­nej oceny po­dej­mo­wa­nych przez niego de­cy­zji fi­nan­so­wych. Gdy ro­dzina funk­cjo­no­wała zgod­nie z przy­ję­tym na wsi mo­de­lem, ko­biety nie do­strze­gały po­trzeby pi­sa­nia o spra­wach dla nich oczy­wi­stych. Do­mi­na­cja męż­czy­zny w za­kre­sie za­rzą­dza­nia do­mo­wymi fi­nan­sami nie była po­strze­gana przez nie jako forma dys­kry­mi­na­cji, do­póki mąż wy­wią­zy­wał się z przy­pi­sa­nych mu tra­dy­cyj­nie obo­wiąz­ków. Do­piero w przy­padku nie­wła­ści­wego za­rzą­dza­nia bu­dże­tem lub na­ru­sze­nia za­sad zwy­cza­jo­wego po­działu ról ko­biety bar­dzo bo­le­śnie od­czu­wały swoje ogra­ni­cze­nie w sfe­rze de­cy­do­wa­nia o przy­szło­ści go­spo­dar­stwa.

Szcze­gól­nie po­ru­sza­jące są re­la­cje dwóch ko­biet: uro­dzo­nej w 1886 roku emi­grantki miesz­ka­ją­cej w Sta­nach Zjed­no­czo­nych oraz uro­dzo­nej w 1904 roku go­spo­dyni z Ma­zow­sza. Ich ży­cio­rysy łą­czy to, że nie mo­gły li­czyć na wspar­cie męża; co wię­cej – to on był główną przy­czyną ich kło­po­tów. Pierw­sza ze wspo­mnia­nych ko­biet wy­naj­mo­wała ro­bot­ni­kom po­koje, za­ra­biała rów­nież na wy­szynku, ale kon­trolę nad fi­nan­sami spra­wo­wał jej mąż. Jej zda­niem nie wy­wią­zy­wał się na­le­ży­cie z tego za­da­nia:

[…] mam już tylko czte­rech chło­pów ale i przy nich można dużo za­ro­bić żeby on mi po­zwo­lił ra­cho­wać książki. On był bar­dzo mą­dry, ale wielki nie­do­łęga i ospały i tylko chło­pów słu­chał nie mnie. Krzy­kiem i kłót­nią wy­dzie­ra­łam mu te ra­chunki i po­ka­zuję chło­pom gdzie go okra­dli, piwa wiele fla­szek ja za­pi­sy­wa­łam a wile oni mu mó­wili że tylko tyle a tyle na­brali. Su­mien­niejsi chłopi mó­wili mu masz do­brą babę tylko ty głupi, za­częło się wy­pę­dza­nie chło­pów i mnie z niemi bo ja się z niemi trzy­mam[22].

Fakt, że ko­bieta ucie­kała się do „krzyku i kłótni” w do­cho­dze­niu swo­ich ra­cji, świad­czy o jej ogrom­nej de­ter­mi­na­cji. W in­nym frag­men­cie swo­jego pa­mięt­nika pi­sze ona bo­wiem o za­sa­dach po­ży­cia mał­żeń­skiego, ja­kie zo­stały jej wpo­jone: „[...] na myśl mi przy­cho­dzą słowa księ­dza – bądź po­słuszną mę­żowi, słowa za­sły­szane u sta­rych lu­dzi dziew­częta ni­gdy nie za­czy­naj­cie kłótni w domu a bę­dzie wam do­brze nie roz­po­wia­daj­cie co się w wa­szem domu dzieje, ja sta­ram się tego trzy­mać”[23]. Wpo­jone ko­bie­cie war­to­ści wy­zna­wane w tra­dy­cyj­nych spo­łecz­no­ściach wiej­skich przed­wo­jen­nej Pol­ski nie­wąt­pli­wie sta­no­wiły dla niej prze­szkodę w wy­ra­ża­niu sprze­ciwu wo­bec męża. Jego za­cho­wa­nie (prze­moc fi­zyczna, brak sza­cunku, nie­uwzględ­nia­nie zda­nia żony przy po­dej­mo­wa­niu de­cy­zji, brak mi­ło­ści do dzieci) do­pro­wa­dziło jed­nak do prze­ła­ma­nia wzorca do­brej żony i pod­ję­cia walki o byt ro­dziny.

Druga go­spo­dyni, miesz­kanka Ma­zow­sza, zma­gała się z po­dob­nymi pro­ble­mami. W swo­ich wspo­mnie­niach pod­kre­śla brak za­an­ga­żo­wa­nia ze strony męża:

Moje to tu były tylko dzieci. To wy­łącz­nie ja mu­sia­łam się trosz­czyć o chleb. A mąż czuł się sa­mo­dzielny, nie miał żad­nych obo­wiąz­ków wo­bec ro­dziny za­ło­żo­nej przez sie­bie. Cho­ciaż pra­co­wa­łam po­nad siły, sa­dzi­łam, sia­łam, ko­pa­łam – wszystko sama, a pie­nią­dze to za­bie­rał mąż. […] Ja tylko, jak nie­wol­nik po­zba­wiony wszel­kich praw, by­łam do ro­boty. Na­wet za moją żmudną pracę, jak za wy­ha­fto­wane przeze mnie wie­czo­rami ser­wetki dla za­moż­nej są­siadki, mąż po kry­jomu ode­brał i stra­cił pie­nią­dze. […] A nie­kiedy do­wia­dy­wa­łam się, że sprze­da­wali moje kury, je­dyny do mo­jej dys­po­zy­cji śro­dek utrzy­ma­nia[24].

Ko­bieta, mimo że w rze­czy­wi­sto­ści jest je­dyną ży­wi­cielką ro­dziny (pra­cuje w polu, bu­duje dom, wy­peł­nia wszyst­kie mę­skie obo­wiązki), nie ma moż­li­wo­ści wy­klu­cze­nia męża z za­rzą­dza­nia do­mo­wym bu­dże­tem. W ra­mach tra­dy­cyj­nej kul­tury chłop­skiej ta­kie środki nie zo­stały prze­wi­dziane[25]. Do­piero po woj­nie mał­żon­ko­wie zde­cy­do­wali się na se­pa­ra­cję, co jest sy­gna­łem za­cho­dzą­cych na wsi prze­mian oby­cza­jo­wych. Ko­bieta nie sta­rała się jed­nak o roz­wód, a mąż, od­cho­dząc, za­brał po­łowę ma­jątku, który zo­stał przez nią wy­pra­co­wany.

Po­dob­nych hi­sto­rii ko­biety wiej­skie spi­sały wiele. Nie wszyst­kie są oczy­wi­ście tak dra­styczne, ale prze­moc fi­zyczna i brak moż­li­wo­ści de­cy­do­wa­nia o spra­wach ro­dziny sta­no­wiły co­dzien­ność wielu z nich. Nie­zwy­kle czę­sto po­ja­wiają się także opisy cięż­kiej pracy ko­biet w go­spo­dar­stwie. Trudno zna­leźć wspo­mnie­nia po­zba­wione tego wątku.

Jesz­cze dziś na­słu­cham się dość czę­sto od matki opo­wia­dań o ojcu – „użyła ja z nim, na­pra­co­wa­łam się tylko jak koń on się nie przy­ło­żył do ro­boty, la­tał tylko z Wal­kiem, roz­ma­itymi Li­sami, Du­ra­kami […] i in­nemi głup­kami roz­bi­jać mo­no­pole ro­syj­skie i dziwne, że jemu gdzie łba nie urwały […] on do­piero miał do­brze go­spo­da­ro­wać? Za­pra­co­wa­łam się”[26].

Kobiety jako menedżerki ubóstwa

Zja­wi­sko przej­mo­wa­nia przez ko­bietę za­rzą­dza­nia bu­dże­tem do­mo­wym, gdy jest on zbyt mały, aby swo­bod­nie nim go­spo­da­ro­wać, jest ty­powe nie tylko dla wsi pol­skiej XIX i pierw­szej po­łowy XX wieku. Fe­no­men ten, okre­ślany jako fe­mi­ni­za­cja ubó­stwa, zo­stał zi­den­ty­fi­ko­wany pod ko­niec lat 70. XX wieku[27], a w Pol­sce wzmo­żone za­in­te­re­so­wa­nie tym za­gad­nie­niem przy­pada na ko­niec lat 90.[28] Wy­niki ba­dań so­cjo­lo­gicz­nych i eko­no­micz­nych wska­zują, że w przy­padku nie­wy­star­cza­ją­cych za­so­bów to głów­nie ko­biety sta­rają się wią­zać ko­niec z koń­cem[29]. W ten spo­sób wcho­dzą one w rolę me­ne­dże­rek ubó­stwa, jak okre­śliła to bry­tyj­ska ba­daczka biedy Ruth Li­ster[30].

Prze­ję­cie z rąk męża obo­wiąz­ków zwią­za­nych z za­rzą­dza­niem do­mo­wym bu­dże­tem nie ozna­cza jed­nak uzy­ska­nia po­zy­cji głowy ro­dziny, a trud zwią­zany z or­ga­ni­za­cją skrom­nych środ­ków sta­nowi dla ko­biet do­dat­kowe brze­mię i nie idzie w pa­rze z po­sze­rze­niem za­kresu wła­dzy.

Do­świad­cze­nie biedy jest jed­nym z głów­nych wąt­ków po­dej­mo­wa­nych przez chłop­skich pa­mięt­ni­ka­rzy, bez względu na płeć. Ko­biety jed­nak – z po­wodu ogra­ni­cza­ją­cych je norm kul­tu­ro­wych – przyj­mo­wały inne niż męż­czyźni stra­te­gie, by ra­dzić so­bie w trud­nej sy­tu­acji. Ich za­rad­ność w za­rzą­dza­niu skrom­nym bu­dże­tem prze­ja­wiała się w oszczęd­nym go­spo­da­ro­wa­niu za­so­bami: „oj­ciec lu­bił po­pić, lecz matka ro­biła o to awan­tury ojcu, a sama była pra­co­wita i oszczędna, przeto ja­koś się wy­rów­ny­wało”[31], „matka ja­koś umiała tymi rze­czami go­spo­da­rzyć, tak że mleko, jajka były swoje i nie było po­trzeby, aby to wszystko sprze­da­wać”[32]. Za­zwy­czaj go­spo­dy­nie w ta­kim po­ło­że­niu an­ga­żo­wały się w do­dat­kową pracę za­rob­kową, któ­rej być może nie po­dej­mo­wa­łyby w ogóle, gdyby nie zmu­siła ich do tego sy­tu­acja ma­te­rialna:

Co za­nie­dbał mąż to ja sta­ra­łam się na­pra­wić. Za­pro­wa­dzi­łam wa­rzyw­nic­two, które na na­szej ziemi nie­zgo­rzej się uda­wało, cho­wa­łam cie­lęta, sia­łam len i wy­ra­bia­łam płótno, sło­wem pra­co­wa­łam, jak tylko mo­głam[33].

Do czę­stych stra­te­gii oszczę­dza­nia skrom­nych za­so­bów na­le­żało także przed­kła­da­nie po­trzeb dzieci nad wła­sne:

Roz­pacz targa nerwy jak pa­trzy się na dziecko, blade, mi­zerne, szczu­płe i wą­tłe, a nie można dać mu tego co po­trzebne jest dla po­zy­ska­nia sił i zdro­wia. Już te­raz nie dbam wcale o sie­bie, od­ma­wiam so­bie wszyst­kiego oprócz łez, byle tylko ulżyć doli dziecka[34].

Mam 6 dzieci z tych naj­star­szy ma 16. Ukoń­czył szkołę 7-kla­sową z po­stę­pem do­brym. Chcia­ła­bym go ko­niecz­nie po­słać do gim­na­zjum ku­piec­kiego i chło­pak ma wielką chęć, ale tak trudno w tych cza­sach, może w tym roku po­ślę go cho­ciaż­bym miała ręce po łok­cie so­bie uro­bić i od ust so­bie od­jąć[35].

Warto za­uwa­żyć, że to wła­śnie do­chód z ko­bie­cej czę­ści go­spo­dar­stwa po­zwala po­zy­skać do­dat­kowe źró­dła utrzy­ma­nia lub przy­naj­mniej pro­dukty spo­żyw­cze do kon­sump­cji wła­snej. Wej­ście ko­biet w mę­ską rolę jest więc ilu­zo­ryczne. Oka­zuje się bo­wiem, że gdy mę­skie dzie­dziny rol­nic­twa nie przy­no­szą wy­star­cza­ją­cego za­robku, ko­biety wzma­gają siły na wła­snym polu dzia­ła­nia. Za­rzą­dza­nie przez nie do­mo­wym bu­dże­tem jest kon­se­kwen­cją tego, że skła­dają się na niego pie­nią­dze, któ­rymi zwy­cza­jowo roz­po­rzą­dza go­spo­dyni, a nie go­spo­darz. Ze względu na sil­nie za­ko­rze­nione prze­ko­na­nia o od­ręb­no­ści mę­skich i ko­bie­cych obo­wiąz­ków prze­ję­cie przez męż­czy­znę kon­troli nad do­cho­dem z ogrodu lub na­biału mo­głoby być in­ter­pre­to­wane w ka­te­go­riach dys­ho­noru. Po­wszechne było prze­ko­na­nie, że wy­ko­ny­wa­nie ko­bie­cych prac przy­nosi męż­czyź­nie ujmę[36].

W do­mach dys­po­nu­ją­cych ogra­ni­czo­nymi środ­kami wszystko wy­da­wano na za­spo­ko­je­nie pod­sta­wo­wych po­trzeb, a więc fi­nan­sowe de­cy­zje ko­biet na­dal po­zo­sta­wały ogra­ni­czone do sfery kuchni, domu i obej­ścia. Stąd praw­do­po­dob­nie brak za­an­ga­żo­wa­nia ze strony męż­czyzn, któ­rzy jesz­cze w ba­da­niach z prze­łomu XX i XXI wieku wy­ka­zy­wali skłon­ność do zrze­ka­nia się za­rzą­dza­nia bu­dże­tem, gdy był on skromny, i chęt­niej od­da­wali ko­bie­tom do­wo­dze­nie w sfe­rach, które uwa­żali za mniej ważne[37].

Zna­mienne, że w ob­li­czu nie­do­statku męż­czyźni oka­zują bez­rad­ność. Ich wy­co­fy­wa­nie się z za­rzą­dza­nia pie­niędzmi z go­spo­dar­stwa bab­skiego sank­cjo­no­wała tra­dy­cja, ale można też przy­pusz­czać, że nie­po­wo­dze­nie eko­no­miczne było dla chło­pów sy­tu­acją trudną, a w ob­li­czu braku al­ter­na­tyw­nych źró­deł utrzy­ma­nia po­czu­cie bez­rad­no­ści mo­gło roz­bu­dzać chęć ode­rwa­nia się od rze­czy­wi­sto­ści. W wa­run­kach pol­skiej wsi naj­czę­ściej ozna­czało to re­gu­larne wpro­wa­dza­nie się w stan upo­je­nia al­ko­ho­lo­wego[38]. Pro­blem sprzę­że­nia biedy z al­ko­ho­li­zmem po­ja­wia się w ba­da­niach pol­skiej wsi jesz­cze na prze­ło­mie XX i XXI wieku[39], czę­sto po­wraca także w pa­mięt­ni­kach z okresu PRL. Al­ko­ho­lizm męż­czyzn, który ich żony in­ter­pre­to­wały zwy­kle jako nie­od­po­wie­dzial­ność, nie­doj­rza­łość i brak za­an­ga­żo­wa­nia w sprawy do­mowe, mógł wy­ni­kać z głę­bo­kiego po­czu­cia bez­rad­no­ści i wstydu spo­wo­do­wa­nego nie­wy­wią­za­niem się z tra­dy­cyj­nych mę­skich obo­wiąz­ków. Ucieczka męż­czy­zny w na­łóg po­głę­biała jed­nak nie­dolę go­spo­dyni, była dla niej do­dat­ko­wym wy­zwa­niem, zwłasz­cza gdy to­wa­rzy­szyło jej uszczu­pla­nie ma­jątku przez męża.

Władza symboliczna

W XIX i na po­czątku XX wieku spo­sób po­strze­ga­nia miej­sca ko­biety w świe­cie był ści­śle okre­ślony. Wpraw­dzie uwłasz­cze­nie oraz upo­wszech­nie­nie edu­ka­cji (rów­nież dla dziew­cząt) za­po­cząt­ko­wało pewne zmiany w tym za­kre­sie, ale po­stę­po­wały one na tyle wolno, że trudno uchwy­cić ich wpływ na rze­czy­wi­stą po­zy­cję żon i ma­tek w ro­dzi­nach wiej­skich. W okre­sie mię­dzy­wo­jen­nym można za­ob­ser­wo­wać two­rze­nie się zrę­bów mo­delu, w któ­rym go­spo­dyni za­rzą­dza bu­dże­tem oraz or­ga­ni­zuje pracę w domu i za­gro­dzie zgod­nie z in­te­re­sem eko­no­micz­nym ro­dziny. Trudno jed­nak mó­wić w tym kon­tek­ście o znacz­nym po­sze­rze­niu pola wła­dzy ko­biety. Za­rzą­dza­nie bu­dże­tem sta­no­wiło dla ko­biet wiej­skich do­dat­kowe brze­mię, za któ­rym nie szło zwięk­sze­nie ich au­to­ry­tetu w ro­dzi­nie. Otrzy­my­wały mimo to swego ro­dzaju re­kom­pen­satę w po­staci po­czu­cia do­brze wy­ko­na­nego za­da­nia i mo­ral­nej wyż­szo­ści nad męż­czy­zną[40], który nie był w sta­nie speł­nić po­kła­da­nych w nim ocze­ki­wań.

Au­torki pa­mięt­ni­ków pi­sały o cał­ko­wi­tym po­świę­ce­niu dla do­bra ro­dziny: „Mu­sia­łam zo­stać [w domu te­ściów – przyp. aut.] i mę­czyć się na­dal”[41]; „Wy­łącz­nie ja mu­sia­łam się trosz­czyć o chleb”[42]; „mu­sia­łam też o wszyst­kim my­śleć”[43]. Pa­mięt­ni­karki zda­wały so­bie do­sko­nale sprawę z wła­snego po­ło­że­nia i po­tra­fiły roz­po­zna­wać po­rażki, ale jed­no­cze­śnie do­strze­gały swoją rolę jako naj­waż­niej­szej (a cza­sem je­dy­nej) pod­pory ro­dziny. Były świa­dome zna­cze­nia włas­nej pracy – wbrew opi­nii męż­czyzn, zgod­nie z którą miała ona być lekka i nie­istotna.

Tra­dy­cyjny sys­tem war­to­ści w du­żej mie­rze opie­rał się na na­ucza­niu rzym­sko­ka­to­lic­kim, a re­li­gia zaj­mo­wała ważne miej­sce w ży­ciu lo­kal­nych spo­łecz­no­ści[44]. Roz­po­wszech­niany przez Ko­ściół mo­del do­brej matki i żony, wzo­ro­wany na po­staci Matki Bo­skiej, za­wie­rał po­chwałę skrom­no­ści, od­da­nia i po­świę­ce­nia wła­snych am­bi­cji na oł­ta­rzu ro­dziny. Ko­bieta miała także stać na straży mo­ral­no­ści, da­jąc przy­kład dzie­ciom i w miarę moż­li­wo­ści od­wo­dząc męża od grze­chu[45]. Ko­ściół przy­pi­sał więc mat­kom i żo­nom nie­zwy­kle ważną funk­cję – prze­ka­zi­cie­lek i straż­ni­czek tra­dy­cji re­li­gij­nej. Dzięki temu w sfe­rze re­li­gij­nej zdo­były one sa­mo­dziel­ność i uzna­nie[46], a ich praca i co­dzienne obo­wiązki zy­ski­wały war­tość i sens, któ­rych na co dzień im od­ma­wiano. Ko­ściół i re­li­gia stały się więc dla ko­biet ob­sza­rem kom­pen­sa­cji nie­za­spo­ko­jo­nej po­trzeby uzna­nia i sza­cunku. Jak za­uwa­żył An­drzej Le­der, ta więź ko­biet z Ko­ścio­łem po­zwo­liła na umoc­nie­nie ich po­zy­cji i wy­kształ­ce­nie się „ma­triar­chatu psy­cho­lo­gicz­nego”. Po­le­gało to na od­da­niu im wła­dzy nad dziećmi i męż­czy­znami w za­kre­sie mo­ral­no­ści – to żony i matki miały wy­łączne prawo do de­cy­do­wa­nia o tym, co mo­ral­nie słuszne, a co nie[47]. Warto pa­mię­tać, że szu­ka­nie po­cie­sze­nia w re­li­gii było dla nich na­tu­ralne i oczy­wi­ste. Tylko nie­które z au­to­rek zwra­cały uwagę na funk­cję Ko­ścioła w pod­trzy­my­wa­niu tra­dy­cyj­nego po­działu ról:

[…] ko­bieta na wsi jest na szu­ka­nie swo­ich praw za re­li­gijna i choć taki mąż znęca się w naj­okrut­niej­szy spo­sób nad nią, ona to uważa za do­pust Boży, znosi to wszystko z po­dziwu godną re­zy­gna­cją i czeka cier­pli­wie, aż ją śmierć z tych mąk wy­zwoli[48].

Nie­które ko­biety miały za­tem świa­do­mość roli Ko­ścioła w san­kcjo­no­wa­niu nie­spra­wie­dli­wego po­rządku. Warto do­dać, że „ma­triar­chat psy­cho­lo­giczny” był nie­za­leżny od peł­nio­nych przez ko­bietę obo­wiąz­ków, uwa­run­ko­wany je­dy­nie pod­rzędną po­zy­cją wo­bec męża oraz skalą cier­pie­nia i po­świę­ce­nia dla do­bra ro­dziny.

* * *

Ko­biety na wsi przej­mo­wały kon­trolę nad fi­nan­sami do­mo­wymi tylko w ro­dzi­nach naj­bied­niej­szych. Wy­ni­kało to stąd, że do­chody z uprawy roli, czyli mę­skiego sek­tora go­spo­dar­stwa rol­nego, były nie­wy­star­cza­jące, to­też ro­dzina utrzy­my­wała się z tra­dy­cyj­nie ko­bie­cych dzia­łów rol­nic­twa: ogrod­nic­twa i pro­duk­cji na­biału. Ko­biety de facto za­rzą­dzały więc pie­niędzmi, które w za­moż­nych ro­dzi­nach także po­zo­sta­wały do dys­po­zy­cji go­spo­dyń. Po­nadto kon­trola nad fi­nan­sami nie nio­sła ze sobą au­to­ry­tetu ani umoc­nie­nia po­zy­cji w ro­dzi­nie, a je­dy­nie sta­no­wiła do­dat­kowe ob­cią­że­nie i źró­dło stresu, zwłasz­cza w ro­dzi­nach do­tknię­tych pro­ble­mem al­ko­ho­lo­wym.

W tym nie­zwy­kle trud­nym po­ło­że­niu ko­biety szu­kały po­cie­sze­nia w na­ucza­niu Ko­ścioła rzym­sko­ka­to­lic­kiego, pod­kre­śla­ją­cym zna­cze­nie ofiar­no­ści i po­świę­ce­nia. Nar­ra­cja ta umac­niała chłopki w prze­ko­na­niu o ich mo­ral­nej wyż­szo­ści nad męż­czy­znami i nada­wała sens ich pracy, peł­niąc ważną funk­cję kom­pen­sa­cyjną. Nie­wy­klu­czone, że to wła­śnie dzięki swo­istemu po­czu­ciu mi­sji ko­biety były w sta­nie wy­ko­ny­wać pracę prze­kra­cza­jącą nie­raz moż­li­wo­ści jed­nej osoby. Prze­ko­na­nie o mo­ral­nej do­mi­na­cji nie prze­kła­dało się na po­czu­cie wła­dzy, a „ma­triar­chat psy­cho­lo­giczny” je­dy­nie w nie­wiel­kim stop­niu rów­no­wa­żył wszech­obecny w ży­ciu spo­łecz­nym pa­triar­chat.

Do­piero w la­tach 80. XX wieku po­zy­cja ko­biet w ro­dzi­nach pol­skich za­częła się wzmac­niać w wy­niku upo­wszech­nia­nia się mo­delu, w któ­rym fi­nan­sami do­mo­wymi zaj­mo­wała się żona[49]. W go­spo­darce nie­do­boru ko­biety oka­zały się lep­szymi or­ga­ni­za­tor­kami i spraw­niej­szymi pla­nist­kami niż męż­czyźni, co w po­łą­cze­niu ze zmia­nami kul­tu­ro­wymi i ten­den­cjami do wy­rów­ny­wa­nia praw ko­biet i męż­czyzn prze­ło­żyło się na re­alny wzrost wła­dzy go­spo­dyń w ro­dzi­nach. Jed­nak obo­wiązki zwią­zane z pro­wa­dze­niem go­spo­dar­stwa do­mo­wego wciąż ucho­dziły za mało istotne[50], a męż­czyźni zrze­kali się kon­troli nad do­mo­wym bu­dże­tem, po­nie­waż uwa­żali to za­da­nie za zbyt wy­ma­ga­jące. Wska­zuje to na trwa­łość wzor­ców kul­tu­ro­wych, które zmie­niają się w spo­sób mało dy­na­miczny.

[1] Tekst jest skró­coną wer­sją ar­ty­kułu: E. Wil­czyń­ska, Ho­use­hold bud­get ma­na­ge­ment and wo­men’s po­si­tion in pe­asant fa­mi­lies in the Po­lish lands in the ni­ne­te­enth and early twen­tieth cen­tu­ries, „Ru­ral Hi­story” 2022, no. 33(1), s. 75–91.

[2] D. Mar­kow­ska, Ro­dzina wiej­ska na Pod­la­siu 1864–1964, Wro­cław 1970, s. 149.

[3] M. Tra­wiń­ska-Kwa­śniew­ska, Sy­tu­acja spo­łeczna ko­biety wiej­skiej w ziemi kra­kow­skiej w la­tach 1880–1914, „Prace i Ma­te­riały Et­no­gra­ficzne” 1957, nr 10(2), s. 171.

[4] A. Stopka, Sa­bała, Stwo­rze­nie ko­biety, [w:] H. Ka­pe­łuś, J. Krzy­ża­now­ski (oprac.), Sto ba­śni lu­do­wych, War­szawa 1957, s. 381–382.

[5] M. Tra­wiń­ska-Kwa­śniew­ska, dz. cyt., s. 190.

[6] J. Świę­tek, Zwy­czaje i po­ję­cia prawne ludu nad­rab­skiego, Kra­ków 1897, s. 64.

[7] S. Szyn­kie­wicz, Ro­dzina, [w:] M. Bier­nacka i in. (red.), Et­no­gra­fia Pol­ski. Prze­miany kul­tury lu­do­wej, t. 1, Wro­cław 1976, s. 487.

[8] D. Mar­kow­ska, Ro­dzina w spo­łecz­no­ści wiej­skiej – cią­głość i zmiana, War­szawa 1976, s. 19.

[9] J. Świę­tek, dz. cyt., s. 64.

[10] K. Do­bro­wol­ski, Stu­dia nad ży­ciem spo­łecz­nym i kul­turą, Wro­cław 1966, s. 210.

[11] S. Mi­chal­ska, Struk­tura spo­łecznaa zmiany ról spo­łecz­nych ko­biet wiej­skich, War­szawa 2020, s. 86.

[12] W. Mę­drzecki, Praca ko­biety w chłop­skim go­spo­dar­stwie ro­dzin­nym mię­dzy uwłasz­cze­niem a wy­bu­chem II wojny świa­to­wej, [w:] A. Żar­now­ska, A. Szwarc (red.), Ko­bieta i praca. Wiek XIX i XX, War­szawa 2000, s. 179.

[13] J. Cha­ła­siń­ski, Młode po­ko­le­niechło­pów, t. 1, Spo­łeczne pod­łoże ru­chów mło­dzieży wiej­skiej w Pol­sce, War­szawa 1938, s. 22.

[14] S. Mi­chal­ska i in. (red.), Sto lat mo­jego go­spo­dar­stwa. Pa­mięt­niki miesz­kań­ców wsi, War­szawa 2018, s. 151.

[15] J. Styk, Chłop­ski świat war­to­ści. Stu­dium so­cjo­lo­giczne, Wło­cła­wek 1993, s. 18–19.

[16] J. Cu­rzy­tek, Or­ga­ni­za­cja pracy w go­spo­dar­stwach wło­ściań­skich. Na pod­sta­wie ma­te­ria­łów ra­chun­ko­wych 5 go­spo­darstw z wo­je­wództw po­łu­dnio­wych, War­szawa 1935, s. 123.

[17] F. Ja­kub­czak (oprac.), Być w środku ży­cia, War­szawa 1976, s. 326.

[18]Pa­mięt­niki chło­pów, t. 1, nr 1–51, War­szawa 1935, s. 29.

[19] M. Tra­wiń­ska-Kwa­śniew­ska, dz. cyt., s. 171.

[20] J. Krzy­ża­now­ski i in. (oprac.), Nowa księga przy­słów i wy­ra­żeń przy­sło­wio­wych pol­skich, t. 1, War­szawa 1969, s. 713.

[21] Tamże.

[22] J. Dziem­bow­ska (red.), Pa­mięt­niki emi­gran­tów.Stany Zjed­no­czone, War­szawa 1977, s. 577.

[23] Tamże, s. 575.

[24] B. Try­fan (oprac.), Czy­ste wodymo­ich uczuć, War­szawa 1975, s. 108.

[25] M. Ko­strzew­ska, Po­słan­nic­two czy los? Ko­bieta w ro­dzi­nie chłop­skiej w Kró­le­stwie Pol­skim po uwłasz­cze­niu, [w:] A. Ko­ło­dziej­czyk, W. Pa­ruch (red.), Dzieje i przy­szłość pol­skiego ru­chu lu­do­wego, t. 1, Od za­bo­rów do oku­pa­cji (1895–1945), War­szawa 2002, s. 449–450.

[26] J. Cha­ła­siń­ski, Młode po­ko­le­nie chło­pów, t. 2, Świat ży­cia, pracy i dą­żeń kół mło­dzieży wiej­skiej, War­szawa 1938, s. 355.

[27] D. Pe­arce, The Fe­mi­ni­za­tion of Po­verty: Wo­men, Work, and We­lfare, „Urban and So­cial Change Re­view” 1978, no. 11, s. 28.

[28] E. Tar­kow­ska, In­tra-Ho­use­hold Gen­der In­e­qu­ality: Hid­den Di­men­sions of Po­verty among Po­lish Wo­men, „Com­mu­nist and Post-Com­mu­nist Stu­dies” 2002, no. 35, s. 412–413.

[29] R. Li­ster, Bieda, War­szawa 2007, s. 78.

[30] K. Gór­niak, Wiej­skie ko­biety w sy­tu­acji ubó­stwa – jak je wi­dzą, jak je pi­szą, „Wieś i Rol­nic­two” 2015, nr 1.2, s. 70.

[31] B. Try­fan (oprac.), dz. cyt., s. 53.

[32] F. Ja­kub­czak (oprac.), dz. cyt., s. 47.

[33]Pa­mięt­niki chło­pów, t. 1, dz. cyt., s. 38.

[34] Tamże, s. 41.

[35] Ar­chi­wum Szkoły Głów­nej Han­dlo­wej, Ar­chi­wum In­sty­tutu Gos­po­dar­stwa Spo­łecz­nego, sygn. ZS.AR.446, nr 348, s. 1.

[36] J. Ja­strzeb­ska-Szklar­ska, „She Has Done Me No Work”: Lan­gu­age and Po­wer Asym­me­try in Im­po­ve­ri­shed Fa­mi­lies in Po­land, „Com­mu­nist and Post-Com­mu­nist Stu­dies” 2002, n0. 35, s. 452.

[37] D. Duch-Krzy­sto­szek, Kto rzą­dzi w ro­dzi­nie. So­cjo­lo­giczna ana­liza re­la­cji w mał­żeń­stwie, War­szawa 2007, s. 93–101.

[38] K. Po­błocki, Cham­stwo, Wo­ło­wiec 2021, s. 260.

[39] E. Tar­kow­ska, dz. cyt., s. 416–417.

[40] Por. A. Tit­kow, Hi­sto­ryczno-spo­łeczne uwa­run­ko­wa­nia toż­sa­mo­ści ko­biet w Pol­sce, „Pro­mo­cja Zdro­wia. Na­uki Spo­łeczne i Me­dy­cyna” 1999, nr 16, s. 17–18.

[41] B. Try­fan (oprac.), dz. cyt., s. 49.

[42] Tamże, s. 108.

[43] J. Landy-Toł­wiń­ska i in. (oprac.), Łak­nę­li­śmy wie­dzy jak chleba. Pa­mięt­niki sa­mo­uków, War­szawa 1968, s. 254.

[44] K. Do­bro­wol­ski, Chłop­ska kul­tura tra­dy­cyjna, „Et­no­gra­fia Pol­ska” 1958, nr 1, s. 19–50; R. To­micki, Re­li­gij­ność lu­dowa, [w:] M. Bier­nacka i in. (red.), Et­no­gra­fia Pol­ski. Prze­miany kul­tury lu­do­wej, t. 2, Wro­cław 1981, s. 29–70.

[45] T. Ste­gner, Miej­sce ko­biety w spo­łe­czeń­stwie w opi­nii śro­do­wisk ka­to­lic­kich i ewan­ge­lic­kich w Kró­le­stwie Pol­skim w dru­giej po­ło­wie XIX i na po­czątku XX w., [w:] M. Nie­tyk­sza i in. (red.), Spo­łe­czeń­stwo w do­bie prze­mian. Wiek XIX i XX. Księga ju­bi­le­uszowa pro­fe­sor Anny Żar­now­skiej, War­szawa 2003, s. 116.

[46] I. Kuźma, Świat ko­biet, „Et­no­gra­fia Pol­ska” 2003, nr 47, s. 112–113.

[47] A. Le­der, Prze­śniona re­wo­lu­cja. Ćwi­cze­nie z lo­giki hi­sto­rycz­nej, War­szawa 2013, s. 102.

[48]Pa­mięt­niki chło­pów, t. 1, dz. cyt., s. 28.

[49] S. Mi­chal­ska, dz. cyt., s. 57.

[50] D. Duch-Krzy­sto­szek, dz. cyt., s. 55.

Ali­cja Urba­nik-Ko­peć

„Wzięta w kilku słówkach rzecz o pokojówkach”. Służące domowe na ziemiach polskich  drugiej połowie XIX wieku

Dla mnie, który w życiuDosyć kobiet znałem, Dla mnie – pokojówkaJest znów ideałem.

Tak wy­zna­wał Chat-No­ire w ga­ze­cie dla pa­nów w 1904 roku.

Gdy mi kurtyzanaJest za wielką paniąTo z jej pokojówkąZabawię się tanio.[…]

Szampan i ostrygiTrza dla damy wielkiej,A dla niej wystarczy Wódka i serdelki.

Pierwsza – wielkopańskieMa fumy i fochyBatystowe chustkiI długie pończochy!

Druga nieraz nosekW swój fartuszek utrzeGusta ma mniej drogieI pończochy krótsze.

Po­wyż­szy utwór, za­pre­zen­to­wany na ła­mach ga­li­cyj­skiego „Bo­ciana”, do­sko­nale ob­ra­zuje ów­cze­sne na­sta­wie­nie do ko­biet pra­cu­ją­cych fi­zycz­nie – za­równo sek­su­al­nie, jak i jako słu­żące do­mowe. Słu­żąca jest tu sub­sty­tu­tem pra­cow­nicy sek­su­al­nej, tym lep­szym, że tań­szym i szyb­ciej do­stęp­nym. Jej za­in­te­re­so­wa­nie re­la­cją czy po­ten­cjalna zgoda nie są tu istotne – pod­miot li­ryczny nie za­kłada w ogóle, że słu­żąca może nie chcieć świad­czyć mu usług, a na­wet je­śli po­cząt­kowo nie bę­dzie chętna, na pewno da się ła­two (i ta­nio!) uwieść za po­mocą nie­wy­szu­ka­nych środ­ków. Jej brak wy­ra­fi­no­wa­nia, prze­ja­wia­jący się w wy­cie­ra­niu nosa w far­tuch oraz za­mi­ło­wa­niu do wódki i kieł­basy, jest od­strę­cza­jący, bo wska­zuje na jej chłop­skie lub ro­bot­ni­cze po­cho­dze­nie, ale od­po­wiada też męż­czyź­nie, który nie chce tra­cić czasu i środ­ków na dro­gie obiady i luk­su­sowe pre­zenty dla pra­cow­nicy sek­su­al­nej, le­piej zo­rien­to­wa­nej w moż­li­wo­ściach fi­nan­so­wych męż­czyzn z klasy wyż­szej. Słu­żąca, choć po­cią­ga­jąca, jest jed­no­cze­śnie mniej niż czło­wie­kiem, bar­dziej na­rzę­dziem do za­spo­ka­ja­nia po­pędu. Pre­zen­to­wana tu mie­szanka lek­ce­wa­że­nia, uprzed­mio­to­wie­nia i sek­su­al­nej fa­scy­na­cji wy­ni­kała z po­łą­cze­nia czyn­ni­ków spo­łecz­nych i kul­tu­ro­wych, które spra­wiały, że los słu­żą­cych do­mo­wych nada­wał się ra­czej na tra­ge­dię, a nie na sa­ty­ryczny wier­szyk w cza­so­pi­śmie ni­skich lo­tów.

Młode, samotne, niepiśmienne

Wszystko zostaje w rodzinie

Zupełnie normalne stosunki

Mał­go­rzata Fi­de­lis

W sercu industrializacji: robotnice w XIX i XX wieku

W 1993 roku bry­tyj­ska hi­sto­ryczka Ma­xine Berg opu­bli­ko­wała ar­ty­kuł pod in­try­gu­ją­cym ty­tu­łem Jaki wpływ miała praca ko­biet na re­wo­lu­cję prze­my­słową?. Na pod­sta­wie ana­liz sta­ty­stycz­nych argu­men­to­wała, że rola ko­biet ro­bot­nic była ol­brzy­mia. Zna­czący wzrost pro­duk­cji w Wiel­kiej Bry­ta­nii na­stą­pił do­piero wtedy, gdy ko­biety i dzieci stały się do­nio­słą czę­ścią siły ro­bo­czej w naj­in­ten­syw­niej roz­wi­ja­ją­cych się ga­łę­ziach prze­my­słu, ta­kich jak włó­kien­nic­two. Berg wy­wo­ły­wała z mil­cze­nia pra­cu­jące ko­biety i ich wkład w roz­wój go­spo­darki prze­my­sło­wej, która zmie­niła ob­li­cze An­glii i świata. Od tego czasu zna­cząco po­sze­rzono ba­da­nia nad rolą ko­biet w re­wo­lu­cji prze­my­sło­wej. Nowe prace udo­wod­niły, że in­du­stria­li­za­cja za­sa­dzała się na płci kul­tu­ro­wej – w kon­tek­ście klu­czo­wej roli ko­biet za­równo w pro­duk­cji, jak i w sfe­rze sym­boli kul­tu­ro­wych oraz no­wego po­rządku spo­łecz­nego, opar­tego na go­spo­darce ka­pi­ta­li­stycz­nej. Nowe war­stwy spo­łeczne po­wstałe na sku­tek prze­mian in­du­strial­nych – ro­bot­nicy i klasa śred­nia – for­mo­wały się w du­żym stop­niu wo­kół toż­sa­mo­ści płcio­wych i ra­so­wych. Jed­no­cze­śnie hie­rar­chie płciowe i ra­sowe kształ­to­wały nie tylko do­świad­cze­nie pracy, ale też wszyst­kie aspekty ży­cia co­dzien­nego. Ko­biety – zwłasz­cza te z warstw lu­do­wych – stały w sa­mym cen­trum prze­mian glo­bal­nych za­równo przez swoją pracę w pro­duk­cji, jak i przez pracę re­pro­duk­cyjną. Ta druga – ro­dze­nie i wy­cho­wy­wa­nie dzieci, a także wy­ko­ny­wa­nie nie­zbęd­nych prac w go­spo­dar­stwie do­mo­wym – umoż­li­wiała prze­trwa­nie ro­dzin ro­bot­ni­czych i za­pew­niała do­bro­stan ca­łego no­wo­cze­snego spo­łe­czeń­stwa.

Re­wo­lu­cja prze­my­słowa nie była do końca „re­wo­lu­cją”, ale ra­czej dłu­go­trwa­łym pro­ce­sem pro­wa­dzą­cym do fun­da­men­tal­nych zmian w or­ga­ni­za­cji pro­duk­cji, które od po­czątku ugrun­to­wane były w po­wią­za­niach glo­bal­nych. Opo­wieść o ko­bie­tach i in­du­stria­li­za­cji po­winna za­cząć się poza Eu­ropą, w kra­jach sko­lo­ni­zo­wa­nych i nie­wol­ni­czym Głę­bo­kim Po­łu­dniu Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Bez pracy nie­wol­nic i nie­wol­ni­ków, jak rów­nież bez eks­plo­ato­wa­nia za­so­bów na­tu­ral­nych w ko­lo­niach spek­ta­ku­larny roz­wój prze­my­słowy i tech­no­lo­giczny w Eu­ro­pie nie byłby moż­liwy. Warto za­zna­czyć, że nie tylko klasy po­sia­da­jące były be­ne­fi­cjen­tami nie­wol­ni­czej pracy ko­biet i męż­czyzn. Byt swój mo­gli po­pra­wić rów­nież eu­ro­pej­scy ro­bot­nicy. Od dru­giej po­łowy XIX wieku wzra­stał stan­dard ży­cia w eu­ro­pej­skich mia­stach. Odzież ba­weł­niana sta­wała się po­wszechna wśród klas pra­cu­ją­cych, po­dob­nie jak spo­ży­wa­nie cu­kru w co­dzien­nej die­cie. Oby­dwa to­wary – ba­wełna i cu­kier – przy­by­wały na kon­ty­nent eu­ro­pej­ski głów­nie z No­wego Świata. Oby­dwa po­wsta­wały w du­żym stop­niu w wy­niku nie­wol­ni­czej i przy­mu­so­wej pracy.

Reprodukcja produkcji

Podział sfer, podział pracy

Globalne reżimy pracy kobiet

Wyzwolić robotnicę

„To nie była tylko ciężka praca” – w poszukiwaniu głosów robotnic

Anna Do­bro­wol­ska, Ali­cja Urba­nik-Ko­peć

Awanturniczki. Ludowa historia pracy seksualnej w XIX i XX wieku

W 1915 roku ano­ni­mowy miesz­ka­niec Ka­li­sza wy­słał do lo­kal­nych władz sa­ni­tar­nych na­stę­pu­jący list:

Mam za­szczyt za­wia­do­mić WPana ce­lem ostrze­że­nia sfer woj­sko­wych i cy­wil­nych, że trud­niąca się nie­rzą­dem Ja­dwiga [na­zwi­sko usu­nięto] młoda bru­netka w wieku lat około 20, miesz­ka­jąca przy ul. Pia­sko­wej N 12, chorą jest we­ne­rycz­nie, przy­czem na­dal pro­wa­dzi swój pro­ce­der awan­tur­ni­czy, za­miast le­czyć się.

Po­wyż­sze ucho­dziło do­tych­czas uwagi władz sa­ni­tar­nych, przeto po­czy­tuję so­bie za obo­wią­zek o fak­cie tym za­wia­do­mić WPana Dok­tora Po­wia­to­wego.

Nie pod­pi­suję ni­niej­szego li­stu, nie chcąc być wtrą­co­nym w ewen­tu­alną sprawę pro­sty­tutki [na­zwi­sko nie­czy­telne] choć sam wsku­tek nie­uczci­wo­ści ostat­niej mu­szę cier­pieć.

Męż­czy­zna od­no­sił się do obo­wią­zu­ją­cych wów­czas na zie­miach pol­skich prze­pi­sów. We­dług roz­po­rzą­dze­nia w spra­wie nad­zoru nad pro­sty­tu­cją miej­ską w Im­pe­riumz 1903 roku praca sek­su­alna była za­wo­dem re­gla­men­to­wa­nym, czyli le­gal­nym, ale ob­ję­tym ści­słą kon­trolą. Pra­cow­nice sek­su­alne mu­siały po­sia­dać ksią­żeczki służ­bowe, miały obo­wią­zek mel­dun­kowy i mu­siały zgła­szać się na re­gu­larne ba­da­nia gi­ne­ko­lo­giczne w celu wy­klu­cze­nia cho­rób prze­no­szo­nych drogą płciową. Wy­mie­niona w ano­ni­mo­wym li­ście Ja­dwiga, je­śli fak­tycz­nie ukry­wała cho­robę, mo­gła być przy­mu­sowo ode­słana do szpi­tala, a je­śli uchy­lała się od wi­zyty, ode­słana do aresztu.

List miesz­kańca Ka­li­sza do­sko­nale ob­ra­zuje ów­cze­sny sto­su­nek do pracy sek­su­al­nej. Jego au­tor ma nie­wąt­pli­wie po­czu­cie wyż­szo­ści i speł­nie­nia oby­wa­tel­skiego obo­wiązku. Prze­ka­zuje in­for­ma­cje o cho­ro­bie, ma­jąc na­dzieję, że winna zo­sta­nie uka­rana, i wy­raź­nie upaja się swoją prze­wagą. W opi­sy­wa­nym okre­sie pra­cow­nice sek­su­alne zaj­mo­wały ni­ską po­zy­cję za­równo pod wzglę­dem po­cho­dze­nia spo­łecz­nego, jak i wy­kształ­ce­nia. We­dług spisu po­wszech­nego z 1889 roku 30% za­czy­nało pracę mię­dzy 15 a 17 ro­kiem ży­cia, 60% przed ukoń­cze­niem 20 lat. Pra­wie 80% nie umiało czy­tać ani pi­sać, 87% nie miało ani jed­nego ży­ją­cego ro­dzica, 48% po­cho­dziło ze wsi, 53% pra­co­wało wcze­śniej jako słu­żące. Klienci do­sko­nale zda­wali so­bie sprawę z wła­snej prze­wagi i cza­sem bez­li­to­śnie ją wy­ko­rzy­sty­wali, jak au­tor za­cy­to­wa­nego li­stu z Ka­li­sza. Choć 20-let­nia Ja­dwiga pro­wa­dzi we­dług niego „pro­ce­der awan­tur­ni­czy”, au­tor do­nosu nie jest tym na tyle obu­rzony, by zre­zy­gno­wać z jej usług. Praw­dziwy po­wód zło­ści i po­gardy wy­ja­wia ostatni aka­pit – męż­czy­zna także za­cho­ro­wał we­ne­rycz­nie. O ile jed­nak Ja­dwi­dze z po­wodu do­nosu gro­ziło wię­zie­nie, o tyle klient po­zo­sta­wał wolny i mógł da­lej pro­wa­dzić ni­czym nie­ogra­ni­czone ży­cie ero­tyczne. Wo­bec mło­dych ko­biet pra­cu­ją­cych sek­su­al­nie obo­wią­zy­wały zu­peł­nie inne za­sady niż wo­bec męż­czyzn bę­dą­cych ich klien­tami.

Mię­dzy koń­cem XIX wieku a la­tami 80. XX wieku tylko po­zor­nie wiele się zmie­niło na zie­miach pol­skich. Ro­syj­skie im­pe­rialne re­gu­la­cje do­ty­czące usług sek­su­al­nych za­stą­piło prawo sa­ni­tarne II Rze­czy­po­spo­li­tej, ale nie wpły­nęło to zna­cząco na po­zy­cję kla­sową ko­biet pra­cu­ją­cych sek­su­al­nie. Rów­nież w póź­nych la­tach 40., w któ­rych wła­dze Pol­ski Lu­do­wej pró­bo­wały na nowo okre­ślić sto­su­nek pań­stwa do mo­ral­no­ści oby­wa­teli, po­dej­ście do usług sek­su­al­nych nie zmie­niło się. W PRL, tak jak na po­czątku XX wieku, w pracę sek­su­alną an­ga­żo­wały się przede wszyst­kim ko­biety słabo wy­kształ­cone, o po­cho­dze­niu ro­bot­ni­czym lub chłop­skim, a roz­po­czy­nały ją w bar­dzo mło­dym wieku. Nie­za­leż­nie od zmie­nia­ją­cych się sys­te­mów po­li­tycz­nych hi­sto­ria pracy sek­su­al­nej w Pol­sce to hi­sto­ria ko­biet z klas lu­do­wych. Ko­biet zwy­kle uci­sza­nych, wy­ma­zy­wa­nych ze źró­deł, orien­ta­li­zo­wa­nych i po­zba­wia­nych spraw­czo­ści przez in­sty­tu­cje pań­stwowe, a póź­niej hi­sto­ry­ków. To hi­sto­ria kla­so­wej i sek­su­al­nej prze­mocy, ale też opo­wieść o opo­rze i so­li­dar­no­ści.

Więzienie jako miejsce spotkań

Chrześcijańska troska, uchylanie się od pracy i nieoczywiste formy oporu

Dziewczyny z Dubaju i Buenos Aires

W trosce o zdrowie (męskiego) narodu

Willa i ogródek

Mo­nika Pio­trow­ska-Mar­chewa

Nauczycielki ludowe (1850–1939)

W 1925 roku na ła­mach „Blusz­czu” He­lena Cey­sin­ge­równa, na­uczy­cielka, fe­mi­nistka i dzien­ni­karka, pi­sała tak: „U nas wszyst­kiemu dać musi apro­batę… li­te­ra­tura. Za­wód na­uczy­cielki lu­do­wej wy­ide­ali­zo­wała »Si­łaczka«, wy­ide­ali­zo­wały po­wie­ści Se­wera i in­nych, więc za­wód ten w opinji spo­łe­czeń­stwa stoi wy­soko, a ko­biety ze sfer np. pro­le­tar­jatu miej­skiego uwa­żają, że za­wód na­uczy­cielki lu­do­wej pod­nosi je na dra­bi­nie spo­łecz­nej o wiele, wiele stopni”. Au­torka tych słów uchwy­ciła rzecz zna­mienną – am­bi­cje za­wo­dowe ko­biet z warstw ple­bej­skich, sto­sun­kowo nowe. Nowe, bo do­piero Pol­ska nie­pod­le­gła – wraz z po­wszech­nym obo­wiąz­kiem szkol­nym i po­przez roz­bu­dowę sys­temu kształ­ce­nia kadr dla szkol­nic­twa po­wszech­nego – stwo­rzyła wa­runki ta­kiego awansu spo­łecz­nego, wcze­śniej trudno do­stęp­nego szcze­gól­nie dla wiej­skich dziew­cząt. Po­trzebne były do­świad­cze­nia doby re­wo­lu­cji 1905 roku (do któ­rych po­wrócę w dal­szej czę­ści tek­stu), a przede wszyst­kim wstrząs I wojny świa­to­wej, aby lu­dowe war­stwy spo­łe­czeń­stwa za­częły do­strze­gać w kształ­ce­niu có­rek drogę do ich re­al­nej ka­riery za­wo­do­wej. Pro­ces ten po­stę­po­wał jed­nak po­woli.

Olga Git­kie­wicz

Pieśni niezbędne do przeżycia. Niezapisana historia opieki

Po­bie­lone ściany i ta­blica z nu­me­rem domu, 47. W progu ro­dzina: dwie dziew­czynki w chust­kach i dwóch chłop­ców, w wieku pew­nie 4–12 lat. Za nimi stoją ro­dzice: oj­ciec w ka­pe­lu­szu za­ciąga się pa­pie­ro­sem, matka od­wraca głowę w jego stronę.

Z le­wej strony ka­dru ktoś obcy, przy­jezdny, męż­czy­zna w po­rząd­nym pal­cie, pa­trzy na dzieci. Wy­gląda, jakby je o coś wy­py­ty­wał, może żar­tuje, bo jedna z dziew­czy­nek ma na twa­rzy cień uśmie­chu.

Zdję­cie zro­biono, we­dług opisu, w Bro­no­wi­cach. Jest pod­pi­sane: „Człon­ko­wie ro­dziny chłop­skiej pod­czas ocze­ki­wa­nia w progu na ko­mi­sa­rza spi­so­wego”. Jako daty skrajne wy­ko­na­nia fo­to­gra­fii po­dano lata 1918–1931.

Pierw­szy po od­zy­ska­niu nie­pod­le­gło­ści spis po­wszechny był prze­pro­wa­dzony 30 wrze­śnia 1921 roku, ale czy we wrze­śniu ktoś już by no­sił ta­kie palto? Moż­liwe, choć bar­dziej praw­do­po­dobną datą jest rok 1931, po­czą­tek grud­nia, Drugi Po­wszechny Spis Lud­no­ści. Wy­bór Bro­no­wic nie był prze­ja­wem chło­po­ma­nii – lud­ność wiej­ska sta­no­wiła na po­czątku lat 30. XX wieku po­nad 70% pol­skiego spo­łe­czeń­stwa, a z rol­nic­twa utrzy­my­wało się po­nad 60% osób.

Nie­pod­pi­sany z imie­nia i na­zwi­ska fo­to­graf uchwy­cił więc pewną prze­ciętną: wiej­ska ro­dzina dwa plus cztery. Sta­ty­styczna miesz­kanka pol­skiej wsi w cza­sach II Rze­czy­po­spo­li­tej ro­dziła cztery, pięć razy. Pod jej opieką po­zo­sta­wało na ogół troje, czworo dzieci, które nie tylko uczyła pracy w go­spo­dar­stwie, ale któ­rym rów­nież prze­ka­zy­wała wie­dzę o naj­bliż­szym świe­cie, o co­dzien­no­ści, o oby­cza­jach i kon­we­nan­sach. Kiedy się pa­trzy na osoby na zdję­ciu, z du­żym praw­do­po­do­bień­stwem można przy­jąć, że sto­jąca w progu ko­bieta zaj­mo­wała się dziećmi, go­to­wa­niem, kar­mie­niem nie­wi­docz­nego w ka­drze in­wen­ta­rza, pra­niem i re­pe­ro­wa­niem odzieży, sprzą­ta­niem, do tego wy­ko­ny­wała ra­zem z mę­żem prace w polu i, je­śli star­czyło jej sił, za­pew­niała po­zo­sta­łym człon­kom ro­dziny emo­cjo­nalne wspar­cie oraz, w ra­zie po­trzeby, opiekę me­dyczną.

Młod­sza dziew­czynka pew­nie po­ma­gała przy sprzą­ta­niu i miała oko na naj­młod­szego bra­ciszka. Star­sza cho­dziła na pa­sionkę, prała, szyła, na bie­żąco od­cią­żała matkę, a kto wie, może już po­sy­łano ją do pracy w po­bli­skim ma­jątku. Chłopcy na pewno też mieli swoje obo­wiązki, zwłasz­cza star­szy po­ma­gał już ojcu, ale w la­tach 30. na pol­skiej wsi kon­trakt płci jesz­cze na­wet nie za­czął się kru­szyć, po­dział ról nie zmie­nił się szcze­gól­nie od po­cząt­ków feu­da­li­zmu.

Kiedy się prze­gląda ar­chi­walne zdję­cia z ży­cia pol­skiej wsi umiesz­czone w Na­ro­do­wym Ar­chi­wum Cy­fro­wym, wiele jest opi­sa­nych jako „chłop przy pracy w polu”, „chłop pod­czas ro­bót”. Wiej­skie ko­biety zo­stały sfo­to­gra­fo­wane na dro­dze, na łące, jak gdyby nie wy­ko­ny­wały pracy. Tym­cza­sem to dobę męż­czy­zny ce­cho­wał wy­raźny po­dział na pracę i od­po­czy­nek, a ży­cie ko­biety wiej­skiej było wy­peł­nione pracą od świtu do zmierz­chu, obo­wiązki płyn­nie prze­cho­dziły jedne w dru­gie – przy czym więk­szość z nich była nie­wi­doczna.

Może dla­tego, że przy­cho­dziły stop­niowo, z wie­kiem. Dziew­czynki kil­ku­let­nie na wsi spra­wo­wały opiekę nad młod­szymi dziećmi, czę­sto przy oka­zji pa­sie­nia gęsi, a z cza­sem by­dła. Póź­niej do­cho­dziły do tego pra­nie i inne czyn­no­ści do­mowe, dba­nie o zwie­rzęta go­spo­dar­skie i prace po­lowe. Po­tem za­mąż­pój­ście i ro­dze­nie dzieci – szczę­ście w nie­szczę­ściu, je­śli córki. Szczę­ście, bo obo­wiązki opie­kuń­cze mo­gły prze­cho­dzić na dziew­częta. Nie­szczę­ście, bo na pol­skiej wsi lat 30. około 40% có­rek było zbęd­nych – sta­no­wiły dla go­spo­dar­stwa bar­dziej cię­żar niż wspar­cie.

Rze­czy­wi­stą pracą była praca na roli, bo wy­ma­gała siły i da­wała utrzy­ma­nie. Wszyst­kie inne czyn­no­ści, zwłasz­cza wy­ko­ny­wane przez ko­biety, uwa­żano za za­ję­cia lek­kie, po­boczne, po pro­stu wy­da­rza­jące się. Tym­cza­sem żadna „rze­czy­wi­sta” praca nie mo­głaby się od­by­wać bez re­pro­duk­cyj­nej i emo­cjo­nal­nej pracy ko­biet, bez za­jęć opie­kuń­czych, ro­zu­mia­nych nie tylko jako zaj­mo­wa­nie się dziećmi, ale także jako dba­nie o co­dzien­ność wszyst­kich do­mow­ni­ków: o to, żeby byli na­kar­mieni, odziani, opa­trzeni, a na­wet od­po­wied­nio od­pra­wieni na tam­ten świat, bo prze­cież opieka nad zmar­łymi człon­kami ro­dziny, ich ubie­ra­nie, opła­ki­wa­nie, czu­wa­nie przy ciele rów­nież sta­no­wiły część do­świad­cze­nia ko­biet.

Te wszyst­kie czyn­no­ści, któ­rymi nie zaj­mo­wali się męż­czyźni, znaj­dy­wały od­bi­cie w sta­ty­sty­kach: chłopki pra­co­wały śred­nio o 500 go­dzin w roku wię­cej.

Niezapisana

Okup

II

Tożsamości

Mag­da­lena To­boła-Fe­liks

Jędze, gadaczki, szkodnice… Jak budowano narracje kreujące postać czarownicy

To­masz Wi­ślicz

Niewidoczne: jak squeerować ludową historię kobiet okresu przednowoczesnego?

Ka­ta­rzyna Stań­czak-Wi­ślicz

Skąd się wzięła dziewczyna?

„Mam 18 lat i znaj­duję się w oto­cze­niu po­dob­nym co każda dziew­czyna. Prze­ży­wam pra­wie to samo i tak samo” – w 1963 roku pi­sała do re­dak­cji „Fi­li­pinki” Ali­cja, za­bie­ra­jąc głos w dys­ku­sji wo­kół tak zwa­nego kon­fliktu po­ko­leń. Ali­cja czuła się no­wo­cze­sna, a przede wszyst­kim nie miała naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści, że na­leży do wy­raź­nie wy­od­ręb­nio­nej grupy spo­łecz­nej – była dziew­czyną. Już nie dziew­czynką, nie pod­lot­kiem, ale jesz­cze nie ko­bietą. Po­zo­stałe uczest­niczki de­baty pra­so­wej, po­cho­dzące za­równo z mia­sta, jak i ze wsi, z ro­dzin in­te­li­genc­kich i z ro­bot­ni­czych, także pod­kre­ślały wspól­notę do­świad­czeń, prze­ko­nań i stylu ży­cia w ob­rę­bie grupy ró­wie­śni­czej. Dy­stan­so­wały się od po­ko­le­nia ro­dzi­ców, iden­ty­fi­ko­wały się, tak jak i chłopcy, z kul­turą mło­dzie­żową. Miały swoje roz­rywki i swoje pi­smo – po­wo­łaną do ży­cia w 1957 roku „Fi­li­pinkę”.

By­cie dziew­czyną, dziew­czę­cość albo dziew­czyń­skość to kon­struk­cja hi­sto­ryczna. Cho­ciaż od­ręb­ność mło­dych lu­dzi wi­doczna była już znacz­nie wcze­śniej, do­piero pro­cesy mo­der­ni­za­cyjne za­cho­dzące po II woj­nie świa­to­wej w Eu­ro­pie i w Sta­nach Zjed­no­czo­nych do­pro­wa­dziły do roz­kwitu „kul­tury mło­do­ści”, a na­stęp­nie do na­ro­dzin dziew­czyny jako od­ręb­nej ka­te­go­rii. Wcze­śniej mło­dość trak­to­wana była jako okres przy­go­to­wa­nia do wej­ścia w do­ro­słość, do ob­ję­cia go­spo­dar­stwa albo warsz­tatu pracy i do mał­żeń­stwa. Wpraw­dzie okre­ślone zwy­czaje, obo­wiązki i przy­wi­leje po­zwa­lały mło­dzieży od­róż­nić się od in­nych grup spo­łecz­nych, mło­dość jed­nak, zwłasz­cza w przy­padku ko­biet, nie była kon­cep­tu­ali­zo­wana. Bar­dzo długo do­świad­cze­nie mło­do­ści, ro­zu­miane jako ko­rzy­sta­nie z osob­nych roz­ry­wek i spe­cy­ficzny styl ży­cia, opi­sy­wano w od­nie­sie­niu do mło­dych męż­czyzn. Do­ra­sta­jące ko­biety po­zo­sta­wały pod sil­niej­szą niż ró­wie­śnicy kon­trolą ro­dzi­ciel­ską, ich ak­tyw­ność miała się kon­cen­tro­wać wo­kół sfery do­mo­wej.

„Nie ma powodu do takiego pośpiechu”

„Dziewczyna i dzień dzisiejszy”

Instytucja „chodzenia” i konflikt pokoleń

III

Sytuacje i doświadczenia

Ja­śmina Kor­czak-Sie­dlecka

Przemoc

Anna So­snow­ska

Polki, Żydówki, amerykańskie migrantki przemysłowe

Listy

Zo­fia Nad­row­ska była w grud­niu 1890 roku młodą ko­bietą – dziew­czyną, jak o so­bie my­ślała, która kilka ty­go­dni wcze­śniej przy­je­chała do Chi­cago z Ugosz­cza, ma­łej wsi w po­wie­cie ry­piń­skim na pół­noc­nym Ma­zow­szu, wów­czas po­ło­żo­nej na za­chod­nich ru­bie­żach Ce­sar­stwa Ro­syj­skiego. Z tego sa­mego re­gionu po­cho­dzą też jej dalsi krewni i dziad­ko­wie, bo Zo­sia po­zdra­wia ich „do Ruża” i „na Fran­kowo” w po­wie­cie go­lub­sko-do­brzyń­skim. Zo­sia za­trzy­mała się u ciotki, która była ze swoją ro­dziną w Chi­cago już dłu­żej. Po­maga w ro­bo­tach kra­wiec­kich, uczy się, „do­staje dwa i puł du­lara na ty­dzień, a tera do­stane wiency”. Jesz­cze w grud­niu bę­dzie po­moc­nicą, a „pu­zni będę na swoju ręn­kie szyła”.

W Ugosz­czu zo­stali jej ro­dzice, liczne „bracy i sio­stry”, chyba młodsi, bo „ca­łuje im bu­zie”. Z imie­nia wspo­mina Pie­tru­się, za­pewne po­dobną wie­kiem sio­strę. Zo­fia mar­twi się o Pie­tru­się, która po­szła na służbę w po­bli­skim Tru­bi­niu [to chyba Trą­bin – przyp. aut.] i „tam tylko so­bie lata mor­nuje”. Ża­łuje dwóch lat swo­jego ży­cia, które wo­la­łaby spę­dzić na emi­gra­cji w Chi­cago: „od­ża­ło­wać nie mo­gie, bym jusz in­sza była”, bo – zdaje się – jak Pie­tru­sia była na służ­bie. Prosi i na­ma­wia „oj­czulka i ma­teczkę”, żeby Pie­trusi po­zwo­lili na emi­gra­cję, i obie­cuje przy­słać dla niej na Wiel­ka­noc szyf­kartę, bi­let na sta­tek. Mimo tę­sk­noty, o któ­rej Zo­sia wspo­mina kilka razy w li­ście, jest pewna, że w no­wym miej­scu i jej, i Pie­trusi bę­dzie „lepi jak u was”, i „dzie­kuje za wy­sła­nie do Ame­ryki”. Prze­syła też ślubną fo­to­gra­fię He­lenki, chyba ku­zynki, która nie­dawno wy­szła za mąż. Młoda para za­miesz­kała za­raz po ślu­bie osobno, co Zosi wy­raź­nie się po­doba. Ślubna suk­nia He­lenki też – kosz­to­wała „tszy­die­ści du­la­rów, była je­dwabna, ko­lor miała ka­nar­kowy”. Zo­sia ma w Chi­cago nowe ubra­nia i styl no­sze­nia się. Za­po­wiada swoje zdję­cia w ko­lej­nym li­ście, tak od­mie­nio­nej, że „pewno mie nie po­zna­cie”.

Rolnicza Europa Wschodnia, przemysłowa Ameryka

Aneta Pry­maka-Oniszk

Bieżenki 1915 roku

Nad ko­bie­tami i dziećmi mieli znę­cać się szcze­gól­nie. „Jak babę zła­pią, to cycki jej po­ob­ci­nają; dzieci za ławą po­sa­dzą i tak ści­sną, że za­du­szą” – mó­wiono po wsiach. Tak miały ro­bić 100 lat wcze­śniej woj­ska na­po­le­oń­skie, a jesz­cze daw­niej – szwedz­kie. Dla­czego „Gier­ma­niec”, który wła­śnie nad­cho­dził, miałby być inny?

Był 1915 rok. Od bli­sko roku trwała I wojna świa­towa. Ofiary bi­tew li­czyły się w set­kach ty­sięcy, ale front po­zo­sta­wał da­leko i lu­dzie łu­dzili się, że w swo­ich do­mach są bez­pieczni. Jed­nak w maju 1915 roku woj­ska nie­miec­kie i au­striac­kie po­ko­nały Ro­sjan pod Gor­li­cami i ru­szyły z ofen­sywą, któ­rej car­ska ar­mia nie była w sta­nie za­trzy­mać. Od­biły utra­coną nie­dawno Ga­li­cję, a po­tem, ata­ku­jąc także z pół­nocy, szły w głąb ziem pol­skich, bia­ło­ru­skich, ukra­iń­skich, li­tew­skich, ło­tew­skich i es­toń­skich, które od po­nad 100 lat na­le­żały do Im­pe­rium Ro­syj­skiego. Za­jęły Lu­blin, Chełm, Łomżę, Puł­tusk, 5 sierp­nia we­szły do War­szawy, a na pół­nocy stały już pod Rygą. Przez pięć mie­sięcy front prze­su­nął się setki ki­lo­me­trów na wschód, pę­dząc przed sobą kil­ku­mi­lio­nową falę bie­żeń­ców – tak z ro­syj­ska na­zy­wano uchodź­ców. Gdy je­sie­nią za­trzy­mał się na li­nii Ryga–Dy­ne­burg–Ba­ra­no­wi­cze–Pińsk–Dubno–Tar­no­pol–Czer­niowce, za­raz za nim, wzdłuż, roz­siane były uchodź­cze obozy. Tak ogrom­nej fali lu­dzi wy­gna­nych ze swo­ich do­mów no­wo­żytna Eu­ropa do­tych­czas nie wi­działa. Dla sa­mych bie­żeń­ców, a zwłasz­cza dla bie­że­nek, które sta­no­wiły więk­szość uchodź­ców, było to do­świad­cze­nie pod wie­loma wzglę­dami gra­niczne. Wy­zna­czało ko­niec sta­rego, nie­zmien­nego od lat świata.

Bar­bara Klich-Klu­czew­ska

Negocjowanie nowoczesności. O zdrowiu reprodukcyjnym kobiet wiejskich w PRL

U progu epoki gier­kow­skiej, w 1972 roku, Wy­twór­nia Fil­mów Oświa­to­wych w Ło­dzi wy­pro­du­ko­wała film po­świę­cony zdro­wiu ko­biet wiej­skich. Trwa­jąca 15 mi­nut pro­duk­cja dla ko­biet pla­nu­ją­cych ciążę zo­stała za­mó­wiona i sfi­nan­so­wana przez Za­kład Oświaty Zdro­wot­nej Pań­stwo­wego Za­kładu Hi­gieny, od 1918 roku wio­dącą w Pol­sce in­sty­tu­cję eks­percką w tej dzie­dzi­nie. Film był wy­świe­tlany pod­czas pu­blicz­nych pre­lek­cji or­ga­ni­zo­wa­nych w szko­łach, do­mach kul­tury i wiej­skich ośrod­kach zdro­wia. Hi­sto­ria Sta­ni­sławy i He­leny, dwóch wiej­skich ko­biet, które „le­ka­rzy się nie bały”, miała być do­wo­dem triumfu no­wo­cze­snej me­dy­cyny na pol­skiej wsi. Świat wsi i świat pro­fe­sjo­nal­nej wie­dzy me­dycz­nej prze­ni­kają się, czego sym­bo­licz­nym nie­mal zna­kiem jest scena otwie­ra­jąca film – na wieś przy­jeż­dża am­bu­lans. Z winy pa­cjentki spóź­niony, ale osta­tecz­nie ra­tu­jący jej ży­cie.

W od­róż­nie­niu od wcze­śniej­szych tego typu fil­mów oświa­to­wych tu prze­wod­nicz­kami po wiej­skim świe­cie są jego główne bo­ha­terki. „Ne­go­cja­tor­kami no­wo­cze­sno­ści” nie są naj­młod­sze ko­biety, ale do­świad­czone trzy­dzie­sto­pa­ro­let­nie matki, które nie oba­wiają się kon­taktu z pro­fe­sjo­na­li­stami. Same do­ko­nują ana­lizy zmian, które za­szły w okre­sie PRL na wsi, przede wszyst­kim do­strze­ga­jąc więk­szą do­stęp­ność le­ka­rzy. Jed­no­cze­śnie są świa­dome wciąż obec­nych „pro­ble­mów na­tury men­tal­nej”, przede wszyst­kim tego, że młode ko­biety wsty­dzą się ujaw­nić ciążę przed wścib­skimi są­sia­dami.

Szkie­le­tem filmu są bio­gra­fie dwóch wzor(c)owych ma­tek. Pierw­sza, Sta­ni­sława, świa­do­mie i sa­mo­dziel­nie po­dej­muje de­cy­zję o pod­da­niu się wszyst­kim nie­zbęd­nym pro­ce­du­rom me­dycz­nym, re­gu­lar­nym ba­da­niom i po­mia­rom. Można to od­czy­tać jako bez­po­średni efekt i – jed­no­cze­śnie – wspar­cie po­stę­pu­ją­cych bar­dzo szybko w Pol­sce pro­ce­sów me­dy­ka­li­za­cji ciąży, które w przy­padku wsi ozna­czały odej­ście w ciągu 20 lat od po­ro­dów do­mo­wych na rzecz po­ro­dów w izbach po­ro­do­wych, a na­stęp­nie w szpi­talu. Ta zmiana w świe­tle prze­kazu fil­mo­wego jest już przez wieś w pełni oswo­jona. Czas po­ro­dów do­mo­wych na­leży do prze­szło­ści, o któ­rej opo­wia­dają w fil­mie już tylko naj­star­sze miesz­kanki jako o dzi­wac­twie czy cie­ka­wo­stce. Po­ro­dową re­wo­lu­cję wieś ma już za­tem za sobą, a prze­kaz edu­ka­cyjny filmu kon­cen­truje się przede wszyst­kim na eta­pie dru­gim, czyli dba­ło­ści o zdro­wie ko­biety w ciąży.

Pułapki powszechnej (nie)wiedzy

Od ciała błogosławionego do ciężarnego

Bibliografia

Notki biograficzne

Anna Do­bro­wol­ska – hi­sto­ryczka, ad­iunktka na Wy­dziale So­cjo­lo­gii Uni­wer­sy­tetu War­szaw­skiego. Dok­to­rat o re­wo­lu­cji sek­su­al­nej w PRL obro­niła w 2021 roku na Uni­wer­sy­te­cie Oks­fordz­kim. Au­torka książki Za­wo­dowe dziew­czyny. Pro­sty­tu­cja i praca sek­su­alna w PRL.

Mał­go­rzata Fi­de­lis – pro­fe­sor na Wy­dziale Hi­sto­rii Uni­wer­sy­tetu Il­li­nois w Chi­cago, gdzie zaj­muje się naj­now­szą hi­sto­rią Pol­ski i Eu­ropy Środ­kowo-Wschod­niej oraz ba­da­niami gen­der. Au­torka mię­dzy in­nymi ksią­żek Ima­gi­ning the World from Be­hind the Iron Cur­tain: Youth and the Glo­bal Si­xties in Po­land oraz Wo­men, Com­mu­nism and In­du­stria­li­za­tion in Po­stwar Po­land (pol­skie wy­da­nie: Ko­biety, ko­mu­nizm i in­du­stria­li­za­cja w po­wo­jen­nej Pol­sce).

Olga Git­kie­wicz – re­por­terka i au­torka wy­róż­nia­nych ksią­żek Nie hańbi i Nie zdążę oraz eseju bio­gra­ficz­nego Kra­hel­ska. Kra­hel­skie. Jako so­cjo­lożka pracy na Uni­wer­sy­te­cie Wro­cław­skim zaj­muje się ba­da­niem tro­ski. 

Bar­bara Klich-Klu­czew­ska – dok­tor ha­bi­li­to­wana, pro­fe­sor Uni­wer­sy­tetu Ja­giel­loń­skiego, hi­sto­ryczka, ba­daczka hi­sto­rii spo­łeczno-kul­tu­ro­wej Eu­ropy w XX wieku. Zaj­muje się hi­sto­rią ro­dziny, płci kul­tu­ro­wej, prze­mocy oraz hi­sto­rią dzie­ciń­stwa. Au­torka mię­dzy in­nymi książki Ro­dzina, tabu i ko­mu­nizm w Pol­sce, 1956–1989 oraz współ­au­torka książki Ko­biety w Pol­sce: 1945–1989. No­wo­cze­sność, rów­no­upraw­nie­nie, ko­mu­nizm.

Mał­go­rzata Ko­łacz-Chmiel – dok­tor ha­bi­li­to­wana, w swo­ich ba­da­niach kon­cen­truje się na dzie­jach spo­łeczno-go­spo­dar­czych wsi w XV i XVI wieku, ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem miej­sca ko­biety w ro­dzi­nie i spo­łecz­no­ści chłop­skiej. Au­torka mię­dzy in­nymi mo­no­gra­fii Mu­lier ho­ne­sta et la­bo­riosa. Ko­bieta w ro­dzi­nie chłop­skiej póź­no­śre­dnio­wiecz­nej Ma­ło­pol­ski.

Ja­śmina Kor­czak-Sie­dlecka – dok­tor hi­sto­rii spe­cja­li­zu­jąca się w epoce no­wo­żyt­nej. Au­torka wie­lo­krot­nie na­gra­dza­nej książki Prze­moc i ho­nor w ży­ciu spo­łecz­nym wsi na Mie­rzei Wi­śla­nej w XVI–XVII wieku, obec­nie pra­cow­niczka na­ukowa w Nie­miec­kim In­sty­tu­cie Hi­sto­rycz­nym w War­sza­wie.

Mo­nika Pio­trow­ska-Mar­chewa – hi­sto­ryczka (Uni­wer­sy­tet Wro­cław­ski), ba­daczka dzie­jów ubó­stwa i hi­sto­rii spo­łecz­nej ko­biet (XIX i XX wiek). Au­torka mo­no­gra­fii Nę­dza­rze i fi­lan­tropi. Pro­blem ubó­stwa w pol­skiej opi­nii pu­blicz­nej w la­tach 1815–1863 i Po­trzebne pań­stwu pol­skiemu. Na­uczy­cielki w sys­te­mie pu­blicz­nych szkół po­wszech­nych Dru­giej Rze­czy­po­spo­li­tej (1918–1939) (książka w druku).

Aneta Pry­maka-Oniszk – re­por­terka i pi­sarka, au­torka mię­dzy in­nymi książki Bie­żeń­stwo 1915. Za­po­mniani uchodźcy. Pro­wa­dzi stronę in­ter­ne­tową bie­zen­stwo.pl. Na po­czątku 2024 roku ukaże się jej re­por­ter­ska książka do­ty­cząca wy­pie­ra­nej hi­sto­rii Pod­la­sia.

Anna So­snow­ska – so­cjo­lożka hi­sto­ryczna. In­te­re­suje się hi­sto­rią go­spo­dar­czą Eu­ropy Wschod­niej i mi­gra­cjami miesz­kań­ców tego ob­szaru do prze­my­sło­wej i po­prze­my­sło­wej Ame­ryki. Obec­nie pro­wa­dzi ba­da­nia nad spo­łecz­no­ścią pol­ską w Chi­cago, jej kul­turą ma­te­rialną i re­la­cjami z in­nymi gru­pami et­nicz­nymi w mie­ście. Pra­cuje w Ośrodku Stu­diów Ame­ry­kań­skich Uni­wer­sy­tetu War­szaw­skiego.

Ka­ta­rzyna Stań­czak-Wi­ślicz