37,99 zł
Nigdy więcej nie wrócę do szkoły!
Nasza (już chyba była) BFF Amber dołączyła do Gangu Wrednych Dziewczyn. One są absolutnie NAJGORSZE! Albo zachowują się, jakbyśmy nie istniały, albo robią wszystko, żeby nas wkurzyć. A najbardziej uwzięły się oczywiście na mnie. Dosłownie niszczą mi życie!
Najpierw ukradły Amber, potem wyzwały mnie na rapową bitwę (co one myślą, że ja jestem jakimś Eminemem?!), żeby wreszcie skompromitować mnie przed CAŁĄ SZKOŁĄ.
Moje życie oficjalnie się skończyło. Zamykam się w Forcie Hańby i nie wychodzę z niego przez najbliższe 10 lat. No, chyba że po kitkata.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 217
Data ważności licencji: 2/25/2030
Tytuł oryginału Lottie Brooks vs The Ultra Mean Girls
Tłumaczenie, czyli osoba, która zamieniła obce słowa w ładne polskie zdania Anna Klingofer-Szostakowska
Ilustracje, czyli kto stworzył rysunki i zaprojektował okładkę oryginalną Katie Kirby
Redaktorka nabywająca, czyli kto wpadł na pomysł wydania tej książki Aleksandra Marton
Redaktorka prowadząca, czyli kto opiekował się projektem Karina Krysiak
Koordynatorka, która pilnowała, żeby wszystko było na czas Sylwia Stojak
Adiustatorka, która czuwała nad poprawnością językową Sylwia Chojecka
Korektorka, które poprawiła błędy w książce Magdalena Wołoszyn-Cępa | Obłędnie Bezbłędnie
Adaptacja okładki, czyli kto zrobił okładkę po polsku Maria Gromek
Opieka produkcyjna, czyli kto przygotował książkę do druku Dawid Kwoka
Promotorka, czyli kto zadbał, aby wszyscy dowiedzieli się o książce Joanna Niemczycka
Copyright © 2025 I’m Doing Fine Ltd Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2025 Copyright © for the translation by Anna Klingofer-Szostakowska
Książkę wydało dla ciebie Wydawnictwo Znak Emotikon, imprint Grupy Wydawniczej Znak
ISBN 978-83-8427-351-7
Przeczytaj, co o książce sądzą inni czytelnicy, i oceń ją na lubimyczytać.pl
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.znakemotikon.pl, www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2025
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Ossowska
Dla Carmen i Chloe, wymarzonej pary – wydawczyni i agentki – która towarzyszy mi od samego początku przygód Lottie. Dziękuję, że wierzyłyście w nią tak mocno jak ja! PS OMG, jak to się stało, że mamy już ósmą część?!
10.44
Odkąd Bella skończyła roczek, nabrała zwyczaju podgryzania. To szczególnie niepokojące, bo mama niedługo wraca do pracy, a Bella idzie do żłobka Szczęśliwe Misie, gdzie będzie mogła swobodnie narzucić nieświadomym, co je czeka, maluchom swoje wampirze panowanie.
Ma już osiem zębów, a wiem to, bo policzyłam dziurki, które zostawiła dziś rano w moim przedramieniu!
Widzicie, zajmowałam się swoimi sprawami… oglądałam z kanapy telewizję… kiedy przyczłapała, zacisnęła szczękę na mojej lewej ręce i NIE CHCIAŁA puścić.
Próbowałam ją odciągnąć, ale niestety ma supersilny uścisk i im bardziej usiłowałam rozewrzeć jej szczękę, tym mocniej gryzła! Dodajmy, że piszczała przy tym z zachwytu!
W końcu pojawiła się mama, żeby sprawdzić, co to za zamieszanie.
– Ooo – rozczuliła się, patrząc na nas z miłością.
– Jak to: „ooo”? – zapytałam. – To w ogóle nie jest „ooo”. Ona próbuje mi odgryźć kawałek ręki i to NAPRAWDĘ boli!
– Och, rozumiem… Myślałam, że cię całuje. Bello, niemiło tak kogoś gryźć, prawda? – powiedziała mama.
– IIIII! – pisnęła Bella.
– Mamo, ona cię nie rozumie. Po prostu ją stąd zabierz!
– Staram się ćwiczyć rodzicielstwo bliskości, Lottie.
– Co to w ogóle znaczy?
– To znaczy, że zachowujesz spokój i podchodzisz racjonalnie do sprawy – wyjaśniła mama. Następnie zwróciła się do Belli: – Nie gryziemy, dobrze? Bo gryzienie jest…
– IIIIIIIIIIII! – pisnęła znów Bella.
– …niezbyt miłe i może…
– IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!
– Mamo, to boli!
Mama westchnęła i spróbowała (z wielkim trudem) odczepić Bellę od mojej ręki.
– Ma całkiem mocny uścisk, wiesz…
– Tak, zauważyłam!
– Okej, policzę do trzech, a potem ją pociągnę. Gotowa?
– Auć, tak… Zrób to szybko!
– Raz… dwa… trzy…
Mamie udało się odciągnąć Bellę, ale ta musiała się cudownie bawić, bo zaczęła ryczeć wniebogłosy.
– Ojej, mój biedny skarbie! – uspokajała mama, podrzucając ją na biodrze.
– Biedny skarbie? To ja zostałam pogryziona! – oburzyłam się, rozmasowując skórę. – Spójrz! Mam ślady po jej zębach i w ogóle!
– JA GIZĘĘĘĘĘ! – wykrzyknęła Bella.
Zamiast zająć się mną, mama wydawała się całkiem dumna.
– Wiesz, że większość dzieci nie jest w stanie zestawić dwóch wyrazów do osiemnastego miesiąca życia? – poinformowała mnie.
ŻE CO?!
– Poza tym większości dzieci do pierwszego roku życia wyrastają tylko cztery zęby – dodała, kompletnie lekceważąc moje cierpienie i ból. – To bardzo imponujące, że Bella ma osiem!
– Niezbyt to imponujące, jeśli używasz ich, żeby dokonać ciężkich uszkodzeń ciała u rodzeństwa!
Mama się roześmiała i mruknęła, że zgłosi to na policję.
– Nie będzie ci do śmiechu, jeśli ugryzie kogoś w żłobku! – ostrzegłam ją.
Przestała się śmiać i spojrzała na Bellę.
– Nie zrobiłabyś tego, prawda, słoneczko moje?
– JAAAAAAA GIIIIZĘĘĘ! – wykrzyknęła znów Bella.
Widzę kłopoty na horyzoncie…
13.34
Właśnie gadałam z Poppy przez telefon. Jest jej strasznie smutno w związku z tą sytuacją z Amber – wiem, bo powiedziała mi to z milion razy.
Na wypadek gdybyście zapomnieli o tej całej DRAMIE z mojego ostatniego dziennika, mam dla was krótkie streszczenie. Zapnijcie pasy, bo to troooszkę skomplikowane…
Od imprezy sylwestrowej u Theo spotykam się z Danielem i przez chwilę wszystko było dobrze… dopóki Amber nie zaczęła się wobec mnie dziwnie zachowywać.
Mówiąc „dziwnie”, mam na myśli niezbyt miło… Na przykład nie brała mnie pod uwagę w swoich planach i mówiła, że wolę spotykać się z Danielem niż z Królowymi Ósmej Zielonej (NIEPRAWDA).
Amber postanowiła urządzić przesłuchania do roli swojego chłopaka w stylu
X Factora
(serio).
Zaczęłam podejrzewać, że Amber zazdrości mi, że mam chłopaka, a ona nie…
Przesłuchania zakończyły się sukcesem (tak jakby) i zaczęła spotykać się z Casperem z dziewiątej klasy!
Okazało się jednak, że Casper zrobił to tylko w ramach wyzwania i upokorzył Amber, kiedy zerwał z nią na oczach wszystkich (megakrindż).
Tymczasem Amber załatwiła dla nas wszystkich bilety na najgorętszy koncert w mieście: Kiepskie Naleśniki. Miało być to dziewczyńskie wyjście, żeby ją pocieszyć… ale problem w tym, że Daniel też kupił dla siebie i dla mnie bilety w ramach niespodzianki #niezręcznie.
Ponieważ jestem ŚWIETNĄ przyjaciółką, postanowiłam pójść ze swoimi kumpelami. #FrytkiRządząChłopakiBłądzą, pamiętajcie!
Koncert był fantastyczny i wszyscy świetnie się bawiliśmy (tata jest teraz megafanem, po tym jak poszedł z nami jako przyzwoitka).
Strasznie swędzi mnie skóra.
Zignorujcie to – tak naprawdę nie ma to związku.
Wszystko zaczęło się psuć, gdy wpadłam na Daniela, a on zapytał, czy moglibyśmy przez chwilę razem potańczyć. Odmówiłam, bo nie chciałam, żeby dziewczyny pomyślały, że je porzuciłam, ale Amber zapewniła mnie, że powinnam to zrobić, i umówiłyśmy się, gdzie się później spotkamy.
Gdy później poszłam do KÓZ, nie było ich w umówionym miejscu, a ja nigdzie nie mogłam ich znaleźć!!!
Nie znalazłam ich do końca koncertu
Po tym, jak Kiepskie Naleśniki zagrały ostatnią piosenkę (która była EPICKA), Daniel i ja poszliśmy do wyjścia i w końcu znaleźliśmy dziewczyny, ale strasznie się na mnie wkurzyły!
Amber wyparła się, że miałam się z nimi spotkać w umówionym miejscu, ustalonym z nią, i powiedziała dziewczynom, że po prostu poszłam ze swoim chłopakiem, bo najwyraźniej to jego lubię najbardziej.
To wszystko były KŁAMSTWA!
Myślałam, że straciłam WSZYSTKIE przyjaciółki! To było taaaaaakie okropne!
Znów swędzi mnie łydka.
Na szczęście prawda wyszła na jaw, gdy Daniel potwierdził moją wersję.
Okazało się też, że Amber CELOWO nie zapraszała mnie na spotkania naszej grupy i udawała przed dziewczynami, że to zrobiła – dokładnie tak, jak podejrzewałam!
Mówcie mi detektyw Brooks.
Amber nie ucieszyła się, że została zdemaskowana, i próbowała zmusić dziewczyny, żeby wybrały między mną a nią.
Wybrały mnie (chociaż, szczerze mówiąc, wcale nie chciały wybierać).
Amber opuściła grupę na WhatsAppie z megafochem i zaczęła spędzać czas z Izzy G i Candice, czyli GTWD (Gangiem Totalnie Wrednych Dziewczyn).
Od tego czasu nas ignoruje!
No i to by było na tyle – w (całkiem sporym) skrócie. Mam nadzieję, że nadążyliście, bo mózg mi się trochę zlasował, gdy to wszystko spisywałam.
Och, i jeszcze jedno – rodzice Amber się rozwodzą. Zawsze powtarza, że jej to nie obchodzi, ale naszym zdaniem ta sytuacja wpływa na nią bardziej, niż to okazuje. I to na pewno mogłoby wyjaśnić wiele jej ostatnich zachowań.
Próbowałyśmy być wyrozumiałe i pomóc jej przez to przejść, ale ona nigdy nie chciała o tym mówić – a teraz po prostu nie chce z nami rozmawiać, kropka. Chyba wszystkie założyłyśmy, że Amber zwyczajnie pojawi się znowu i będzie udawać, że nic się nie stało… ale nie. Po prostu jakby totalnie zapadła się pod ziemię.
Wszystkim nam jest z tego powodu smutno (owszem – nawet mnie!), bo niezależnie od tego, co zrobiła Amber, nie mogę zapomnieć o dobrych chwilach, jak wtedy, gdy stanęła w mojej obronie i postawiła się Phoebe Zadartemu Nosowi na obozie Firefly, jak doskonale narysowała brwi, gdy miałam łyse czoło, i jak zabawna bywa (czasami). Nasza grupa nie jest taka sama bez niej.
To zrozumiałe, że dla Poppy jest to najtrudniejsze. Przyjaźniła się z Amber od czwartego roku życia, więc naprawdę za nią tęskni. Myślę, że miała nadzieję, że coś jej doradzę, ale Amber nie odpowiada na żadne z naszych wiadomości ani nie odbiera telefonu… co jeszcze mamy zrobić?! Kiedy odeszła z naszej grupy na WhatsAppie, wydało się to takie… ostateczne.
14.31
Nadal swędzi mnie łydka. Przypomniałam sobie, że kiedy swędziało mnie ucho, tata powiedział, że może to być znak: „ktoś o tobie mówi”. Postanowiłam wyguglować „świąd łydek czy to znak” i okazuje się, że oznacza to: „czeka cię niemiła niespodzianka”.
Fantastycznie! Ale moje życie już składa się z całego łańcucha niemiłych niespodzianek, więc co za różnica, czy spotka mnie jeszcze jedna?
19.00
OOOOCH, EKSCYTUJĄCE WIEŚCI!
Grupa KÓZ na WhatsAppie:
MOLLY: Dziewczyny, mam NAPRAWDĘ fantastyczną niespodziankę!
POPPY: OOOCH, brzmi intrygująco – powiedz nam coś więcej!
JA: Czy ma to związek z nami???
MOLLY: Oczywiście!
JA: Czy ma to związek z igłami? Bo ja się boję igieł!
MOLLY: Nie
JA: Czy ma to związek z karaluchami? Bo ja się boję karaluchów!
MOLLY: Nie!
JA: Czy ma to związek z plastikowymi sztućcami? Bo ja się boję plastikowych sztućców!
MOLLY: Że co?! Posłuchaj, Lottie, gdyby miało to związek z plastikowymi sztućcami, karaluchami czy zastrzykami, czy byłaby to „NAPRAWDĘ fantastyczna niespodzianka”?
POPPY: Słuszna uwaga, dobrze to ujęłaś
JA: Ale zależy, kogo zapytasz, chyba…
JESS: Molly, nie zwracaj uwagi na Lottie – powiesz nam w końcu czy nie?!
MOLLY: No wiecie, próbowałam… Otworzyli nowy escape room w centrum i podobno jest naprawdę super, więc pomyślałam, że możemy jutro pójść go przetestować. Sprawdziłam go już na ich stronie i mają miejsce – moja mama powiedziała, że nam postawi
POPPY: UUUUUU, to świetna niespodzianka!
JESS: Brawo, Molls (i brawa dla mamy Moll)!!!
JA: SUPERANCKO! Nigdy jeszcze nie byłam w escape roomie!
MOLLY: Cieszę się, że wszystkie macie na to ochotę – będziemy się świetnie bawić
POPPY: Eee, Lottie – jeszcze jedna sprawa. Powiedz nam, proszę, dlaczego boisz się plastikowych sztućców.
JA: Chodzi o połączenie tego, że są giętkie i dość bezużyteczne. Nadal przypomina mi się chwila, gdy musiałam pokroić pizzę plastikowym nożem – okropność! Mam dreszcze na samą myśl o tym.
JESS: Hmm, to rzeczywiście wydaje się trochę przerażające.
JA: Mówiłam.
MOLLY: To chyba był sarkazm.
JA: Och.
Muszę to przyznać Molly – to był jeden z najlepszych pomysłów, o jakich słyszałam w życiu, poza tym doskonale oderwałoby nas to wszystkie od zamartwiania się sytuacją z Amber.
Gdy odłożyłam telefon, czułam się całkiem zadowolona z siebie, po pierwsze dlatego, że miałyśmy świetny plan na jutro, a po drugie, bo moja łydka się myliła i jej to powiedziałam.
Szkoda, że właśnie w tym momencie przechodził tata.
20.29
Nadal trochę boli mnie ręka – posmarowałam ślad po ugryzieniu grubą warstwą sudocremu. Bella wsadza do buzi przeróżne paskudztwa i nie chcę, żeby rana się zakaziła.
MYŚL DNIA: Jeśli nie uda ci się uciec z escape roomu, czy cię z niego wypuszczą?! Mam nadzieję, bo byłoby mało zabawnie, gdyby tego nie zrobili.
15.29
Mama Molly zarezerwowała escape room na jedenastą, więc umówiłyśmy się na przystanku o dziesiątej, żebyśmy miały mnóstwo czasu na dojazd, wypełnienie formularzy i przeszkolenie z bezpieczeństwa.
Autobus okazał się nie bardzo zatłoczony i udało nam się zająć cztery miejsca na samym przodzie górnej części. To moje ulubione, bo to trochę tak, jakbym sama prowadziła autobus, i mam stamtąd wspaniały widok.
– Ktoś ma przekąski? – zapytałam, bo nagle zgłodniałam.
– Ja mam – odparła Poppy i wyciągnęła paczkę chipsów Takis.
– Fantastycznie! Uwielbiam takisy – powiedziałam z podekscytowaniem.
– OMG! – pisnęła Jess, wyglądając przez okno. – To Amber!
Wszystkie zerwałyśmy się z miejsc i przycisnęłyśmy nosy do szyby. Jess miała rację! Amber stała pod Starbucksem z Candice i Izzy G, gadały i śmiały się. Zauważyłam, że Amber nadal upina włosy wysoko w kok, jak tamte dziewczyny.
– Myślicie, że pójdą na frappuccino? – zapytała ze smutkiem Poppy. – Bo to był nasz zwyczaj.
– Może – powiedziała Molly z równie zawiedzioną miną.
– O nie – jęknęłam, gdy zauważyłam, że odwróciły głowy w naszym kierunku. – Patrzą na nas.
Jak najszybciej śmignęłyśmy znów na swoje miejsca i jak gdyby nigdy nic spojrzałyśmy na wprost przez przednią szybę.
– Myślicie, że nas widziały? – szepnęłam kilka chwil później.
– Prawdopodobnie – potwierdziła Molly i się skrzywiła. – Uch, pewnie mają nas za totalne frajerki, że tak się na nie gapiłyśmy!
– E tam, kto by się przejmował, co one myślą – powiedziała Jess. – My wiemy, że NIE JESTEŚMY frajerkami.
Poppy i Molly nie wydawały się szczególnie przekonane…
Musiałam wesprzeć Jess.
– A ja zdecydowanie wolę pójść do escape roomu niż do starego, nudnego Starbucksa – oznajmiłam. – Chodźcie, dziewczyny, załatwimy to po mistrzowsku i wydostaniemy się z tego pokoju szybciej niż ktokolwiek przed nami.
To na chwilę zadziałało, ale naprawdę powinnam była powstrzymać się od takiego śmiałego stwierdzenia, bo bardzo (BARDZO, BARDZO, BARDZO) daleko było nam do osób, które najszybciej rozwiązały zagadkę…
Kiedy zjawiłyśmy się na miejscu, podeszłyśmy do recepcji, żeby się zarejestrować, i powitał nas jakiś gość z plakietką: „Cześć, mam na imię Martin!”. Martin wydawał się miły i przyjaźnie nastawiony (w każdym razie z początku) i powiedział nam, że mają dostępne dwie różne opcje. Ponieważ byłyśmy jedyną grupą z rezerwacją na tę godzinę, mogłyśmy wybrać pomiędzy Nawiedzonym Domem a Przygodą w Kosmosie.
Musiałyśmy odbyć krótką naradę. Ja uważałam, że wyzwanie Nawiedzonego Domu może być trochę straszne, bo duchy mogą wyskakiwać znienacka, ale Poppy sądziła, że Przygoda w Kosmosie może być trochę straszna, bo czasem czuje klaustrofobię, a uwięzienie w kosmosie byłoby dla niej największym koszmarem.
Zauważyłam, że przebywanie w escape roomie nie obejmuje przebywania w prawdziwej rakiecie w prawdziwym kosmosie, co moim zdaniem było słuszną uwagą, dopóki Poppy nie powiedziała, że nie obejmowałoby też prawdziwych duchów w prawdziwym nawiedzonym domu.
Co racja, to racja!
Pozostałe dziewczyny okazały się równie zadowolone z obu opcji, więc ostatecznie zgodziłam się na Nawiedzony Dom, bo najważniejszą rzeczą było poprawienie humoru Poppy. (W bonusie zyskałam dzięki temu punkty świetnej psiapsi, hurra!)
Musiałyśmy odłożyć wszystkie rzeczy osobiste i telefony do zamykanej szafki i wtedy byłyśmy gotowe, żeby zacząć. Cześć-mam-na-imię-Martin szybko przeleciał przez bardzo nudne instrukcje bezpieczeństwa i regulamin i powiedział, że gdy nas wpuści do środka, będziemy miały dokładnie jedną godzinę na rozwiązanie zagadki, a jeśli utkniemy, możemy nacisnąć przycisk interkomu przy drzwiach i poprosić o wskazówki (co dla mnie brzmiało trochę jak ściąganie).
– Co się stanie, jeśli nie ukończymy wyzwania na czas? – zapytałam.
– Zostaniecie w Nawiedzonym Domu NA ZAWSZE – odparł Cześć-mam-na-imię-Martin, chichocząc (jak złoczyńca).
– Serio?! – zdziwiłam się.
– Eee, nie – odpowiedział, patrząc na mnie dziwnie. – Po prostu was wypuszczę. Ale oczywiście będzie to oznaczało przegraną.
Odetchnęłam z ulgą.
– Ale nie możemy przegrać! – odezwała się Molly z przerażeniem w głosie.
Jess z poważną miną machnęła, żebyśmy podeszły na krótką odprawę.
– DRUŻYNA KÓZ NIGDY NIE PRZEGRYWA! – zawołałyśmy chórem.
– Dobra, dziewczyny – powiedział Cześć-mam-na-imię-Martin. – Gotowe?
Z jakiegoś powodu postanowiłam wykrzyknąć odpowiedź niemal prosto w jego twarz.
Biedny Cześć-mam-na-imię-Martin cofnął się o krok i z rozdrażnieniem zaczął masować ucho.
UPS. Może ciut przesadziłam.
– Och, hm, przepraszamy za nią – powiedziała Molly z zakłopotaniem. – Jest trochę…
– Tak – ciągnęła Poppy. – Jest trochę…
– Jest w porządku – przerwała Jess. – A teraz wchodzimy czy co?!
Na te słowa Martin otworzył drzwi…
Weszłyśmy do środka. Było tam bardzo ciemno, ale gdy nasz wzrok przywykł do zielonkawego półmroku, zorientowałam się, że stoimy w dużym otwartym salonie z kuchnią. Wszystko wydawało się bardzo stare, jakby nikt tu nie mieszkał od lat. Ściany pokrywała pleśń, pajęczyny zwisały z lamp i przesłaniały okna.
– Co robimy? Co robimy?! – pisnęła Poppy.
– Na stole leży jakiś zwój – powiedziała Molly, zawsze najspokojniejsza i najlogiczniej myśląca z grupy.
Podbiegłyśmy tam razem, żeby go przeczytać.
Do kogokolwiek, kto znajdzie tę wiadomość!
Wprowadziłem się do tego domu ze swoją rodziną z zamiarem wyremontowania go i stworzenia tu naszego „domu na zawsze”, ale szybko uświadomiliśmy sobie, że coś jest nie tak. W środku nocy słyszeliśmy dziwne dźwięki, kroki na skrzypiącej podłodze, upiorną pozytywkę, płacz i śmiech dziecka. Zgłębiwszy temat, dowiedzieliśmy się, że – jak głosi legenda – ten dom jest opętany przez przeklętą lalkę, odpowiedzialną za śmierć całej rodziny, która mieszkała tu czterdzieści lat temu.
Moja żona chciała się natychmiast wyprowadzić. Była przerażona, tak jak nasze dzieci: Laurence i Polly. Ale ja się uparłem, przekonany, że te plotki są absurdalne i że najprawdopodobniej to jakieś dzieci z sąsiedztwa robią nam psikusy.
Gdy pewnego ranka zeszliśmy na śniadanie, zobaczyliśmy, że w blacie naszego kuchennego stołu ktoś wyrył napis: „ODEJDŹCIE NATYCHMIAST, ZANIM BĘDZIE ZA PÓŹNO DLA WAS WSZYSTKICH!”, wraz z wizerunkiem czaszki.
Gdy następnego dnia się obudziłem, byłem w domu sam. Moja żona i dzieci wyprowadziły się w środku nocy i odmówiły powrotu. Próbowałem sprzedać dom, ale nikt nie chce tu zamieszkać. Dlatego wracam tu codziennie i szukam tej lalki w nadziei, że uwolnię dom od klątwy.
Może wy zdołacie mi pomóc? Muszę znaleźć tę przeklętą lalkę i odzyskać swoją rodzinę!
Z wyrazami rozpaczy Ronnie Reynolds
– OMG, TO JEST SERIO STRASZNE! – zawołałam i wycofałam się w kąt.
Jess też nie była przekonana.
– Nie jestem pewna, czy chcę znaleźć tę lalkę – powiedziała.
– Ale ona… nie jest prawdziwa… co? – wyjąkała Poppy.
– No jasne, że nie jest prawdziwa, dziewczyny! – zapewniła nas Molly. – Musimy się ogarnąć i zrobić to jako drużyna. Dobra, zacznijmy od poszukania wskazówek.
Każda z nas udała się do innej części pomieszczenia. Ja zaczęłam przeglądać szuflady kuchenne, a Molly zabrała się do układania puzzli ze szkieletem. Jess odkryła stare pianino, na którym trzeba było zagrać melodię, a Poppy… no cóż, z jakiegoś powodu zaczęła gadać do czajnika.
Nagle zadzwonił telefon. Podniosłam słuchawkę i wszystkie stanęłyśmy wokół niego. (Był jak pradawny relikt z lat osiemdziesiątych, gdzie słuchawka przyczepiona jest do podstawy kablem!)
– Słucham? – szepnęłam. Głos mi się trząsł.
Po chwili ciszy ktoś się roześmiał. Brzmiało to jak śmiech małego dziecka. Potem się odezwało. Miało głos jak jedna z tych mówiących lalek, które można karmić i którym zmienia się pieluchy.
– Tak się cieszę, że przyszłyście się pobawić. Czuję się tu bardzo samotna. Zostaniecie na kolację? Najbardziej lubię cynaderki w cieście.
Rzuciłam tylko:
– Nie, nie zostaniemy, ty upiorne dziecko! – I odłożyłam słuchawkę.
Dziewczyny trochę się wkurzyły, bo okazało się, że powinnam była pozostać na łączach i posłuchać, czy nie dostaniemy jakichś wskazówek, ale skąd miałam to wiedzieć? Mój wrodzony instynkt podpowiedział mi, że jeśli upiorne dziecko zaprasza cię na kolację, to odmawiasz!
Szukałyśmy dalej.
– Zaglądajcie WSZĘDZIE! – zawołała Molly.
Wydawała się dość zestresowana. Nigdy dotąd nie zauważyłam, żeby lubiła rywalizację, ale było jasne, że bardzo chce się stąd wydostać z dobrym czasem. Przypomniawszy sobie, że dziś chodzi o rozweselenie Poppy, przyspieszyłam (chociaż, jak mam być szczera, Poppy nie wydawała się zbyt przejęta i nadal gadała do czajnika).
– Och, tu jest trumna! – oznajmiłam, po tym jak odkryłam pudło w ciemnym kącie. – Czy ktoś sprawdził, co jest w środku?
Nikt nie sprawdził, więc spróbowałam podważyć wieko, ale było porządnie zamknięte. Dziewczyny przybiegły, żeby mi pomóc, i udało nam się lekko je uchylić.
– Jest tam coś w środku? – zapytała Molly.
Niewiele widziałam przez szparę, w dodatku panowała ciemność, ale trumna była dość szeroka, żebym mogła włożyć do środka głowę… więc to właśnie zrobiłam.
WIELKI BŁĄD.
– Jest tam ta lalka, Lottie? – zapytała z nadzieją Jess.
– Nieee, przykro mi, dziewczyny – odparłam i spróbowałam wyciągnąć głowę.
Hmmm. W tym momencie zorientowałam się, że nie mogę tego zrobić. Stwierdzenie, że spanikowałam, byłoby niedopowiedzeniem. No wiecie, wyobraźcie sobie, jak byście się czuli, gdyby to wam głowa utknęła w trumnie!
Najpierw dziewczyny myślały, że żartuję, ale potem do pomieszczenia wszedł Cześć-mam-na-imię-Martin i ochrzanił nas za majstrowanie przy scenografii. Przypomniał, że wyraźnie zabronił nam otwierać to, co nie otwiera się z łatwością, bo może mieć cele wyłącznie dekoracyjne.
– No ale nie powiedziałeś nam konkretnie, że mamy nie wsadzać głowy do trumny, prawda? – odparłam.
Byłam trochę wkurzona, bo rozbolały mnie już głowa i szyja, a on mógł wcześniej wyrażać się jaśniej.
Jess i Molly zaczęły ciągnąć mnie za ręce i nogi i próbowały podnieść wieko trumny, ale ono ani drgnęło. Poppy tymczasem nie przydawała się do niczego i paplała do nowego najlepszego kumpla, czajnika, o swojej rutynie pielęgnacyjnej.
Nic nie działało, Pamiętniczku! W końcu musieliśmy zadzwonić na pogotowie. Cześć-mam-na-imię-Martin za bardzo się wstydził, żeby z nimi porozmawiać, więc zostawiliśmy to Molly.
– Pytają, jakiej pomocy potrzebujesz – powiedziała. – Karetki, straży pożarnej czy policji?
– Zapytaj, kogo zwykle wysyłają, kiedy komuś utknie głowa w trumnie – odparłam.
Molly przekazała to pytanie, a dyspozytor najwyraźniej lekko się zaniepokoił, bo Molly zapewniła:
– Proszę się nie martwić, nie jest prawdziwa! Nie okradamy grobów ani nic z tych rzeczy.
Potem wszyscy słuchaliśmy, jak Molly próbowała wyjaśnić dyspozytorowi, co się stało, co chyba dla wszystkich (poza mną) było zabawne.
– To element escape roomu. Tak, tak, coś poszło nie tak. Chyba nadal oddycha, tak. Mhm, ona często robi takie rzeczy. Ha, ha, nie, nie specjalnie. Po prostu należy do osób, które pakują się w… absurdalne sytuacje. Tu jest dość ciemno, ale jej skóra wydaje się różowa, tak. Nadal mówi, mm-hmm. Głównie narzeka na to, że jej głowa utkwiła w trumnie, i tak dalej, i tak dalej. Zawsze taka była, tak. Może upadła na głowę po urodzeniu.
Ostatecznie dyspozytor wysłał strażaków. Zanim dojechali, minęły całe wieki! Pewnie dlatego, że Molly nie dała do zrozumienia, że sytuacja jest poważna.
Uwolnili mnie łomem w jakieś dwie minuty i po drodze nieźle się ubawili. Przeprosiłam za zmarnowanie ich czasu, a oni odparli, że nie ma sprawy i że mieli spokojny dzień, ratowali tylko mewy i koty, więc odmiana była przyjemna.
Cześć-mam-na-imię-Martin nie był już taki miły. Właściwie to się wściekł, bo musiał zamknąć pokój Nawiedzonego Domu na całe popołudnie.
– Ukończyłyśmy go, Martinie? – zapytała z nadzieją Jess.
– Nie, nie ukończyłyście. Wydostanie się zajęło wam trzy godziny i dwadzieścia siedem minut, co jest najdłuższym czasem, jaki ktoś KIEDYKOLWIEK uzyskał! ORAZ nie rozwiązałyście ŻADNEJ części zagadki!
Czyli tak naprawdę zostałyśmy najgorszymi rozwiązywaczkami zagadek escape roomów w Brighton (i być może na świecie). Osiągnięcie samo w sobie!
– Czy możemy zawrzeć pakt? – zapytałam, gdy wracałyśmy autobusem do domu.
Dziewczyny spojrzały na mnie podejrzliwie.
– To nic złego… – wyjaśniłam. – Chodzi o to, eee, że może mogłybyśmy się umówić, że to, co wydarzyło się w escape roomie, zostaje w escape roomie?
Wszystkie kiwnęły głowami na zgodę.
– Straaasznie mi przykro, że się nie wydostałyśmy – powiedziałam. – Totalnie to zepsułam.
– Nie zepsułaś, serio – zapewniła mnie Poppy. – Świetnie się bawiłam. Ten czajnik był takim pochlebcą!
Zaśmiewałyśmy się tak, że starsza pani siedząca za nami kazała nam się uciszyć.
19.01
Mama oznajmiła, że przy kolacji odbędzie się rodzinna narada. Rodzinne narady zawsze oznaczają, że rodzice chcą porozmawiać o czymś poważnym w kiepski sposób, więc nie cieszyłam się jakoś szczególnie na to ani na dziwnie pachnącą zapiekankę, którą właśnie robiła.
Okazuje się, że moja nieufność była uzasadniona (w obu wypadkach).
– Jak wiecie, za trochę ponad tydzień wracam do pracy – powiedziała mama, gdy zaczęła nakładać jedzenie.
– Taaaaaaakkk… – potwierdziłam.
– Wiecie, będę dość zajęta, żonglując pracą, odwożeniem Belli do żłobka i odbieraniem jej, wami, gotowaniem, sprzątaniem, ogarnianiem życia, więc będę potrzebowała trochę więcej pomocy i wsparcia tutaj.
– Wasza mama ma rację – poparł ją tata z poważną miną. – Czas, abyście oboje zaczęli trochę więcej pomagać w domu.
– Że cooooooooo? – jęknął Toby.
– Nie bądź niegrzeczny, Toby – zbeształ go tata.
– Mam też na myśli ciebie, Bill! – powiedziała mama.
– Że cooooooooo? – jęknął tata i prędko dodał: – Żartuję, żartuję! – gdy mama rzuciła mu mordercze spojrzenie.
Widząc, że wszyscy zareagowali spektakularnie źle, postanowiłam wykorzystać okazję i odegrać idealną córkę.
– Jasne, mamo. Znasz mnie, zawsze z radością pomogę.
– Ach, dziękuję, Lottie. Naprawdę to doceniam – odparła. – A teraz zjedzmy, zanim wystygnie. To nowy przepis, który zobaczyłam w czasopiśmie. Nazywa się „łatwiutka zapiekanka z brokułów i fasoli”.
– FUUUUUUUUUUUUUJ! – powiedziała Bella, chwyciła garść ze swojego talerza i cisnęła nią o ścianę.
Chyba wyraziła tylko to, co wszyscy myśleliśmy…
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
