44,99 zł
Wreszcie wszystko zaczęło się układać:
Daniel został oficjalnie moim chłopakiem (jesteśmy najsłodszą parą w szkole ever!) i zrobiłam sobie nawet żelazną listę postanowień, której zamierzam się trzymać:
♥ całkowity koniec kitkatów (OMG, czy to w ogóle możliwe?),
♥ nie mówić (za często) „OMG”,
♥ poznać Taylor Swift,
♥ znaleźć swój własny wyjątkowy styl (nauszniki w kształcie hamburgerów są MEGA).
Ale po drodze coś nie wyszło. Drama za dramą! Na pierwszej oficjalnej randce w kinie puściłam epickiego bąka. Wszystko przez mamę, która każe nam zdrowo jeść, a kto by nie puszczał bąków po strączkach?Amber nagle zrobiła się zazdrosna o Daniela. A do tego nasz nowy pies (tak, mamy psa!) kompletnie nie kuma higieny osobistej i robi kupy ABSOLUTNIE wszędzie. Jakby tego było mało, źle wyregulowałam sobie brwi. Amber uważa, że wyglądam jak białucha arktyczna (wygoogluj, jeśli nie wiesz, co to).
Tak że zostałam oficjalnie #dramaqueen, a to dopiero początek!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 212
Data ważności licencji: 1/10/2029
Tytuł oryginałuThe Majorly Awkward BFF Dramas of Lottie Brooks
Tłumaczenie, czyli osoba, która zamieniła obce słowa w ładne polskie zdaniaAnna Klingofer-Szostakowska
Ilustracje, czyli kto stworzył rysunki i zaprojektował okładkę oryginalnąKatie Kirby
Redaktorka nabywająca, czyli kto wpadł na pomysł wydania tej książki i opiekował się projektemMagdalena Kilian-Antoine
Koordynatorka, która pilnowała, żeby wszystko było na czasSylwia Stojak
Adiustacja, czyli nad poprawnością językową czuwałaSylwia Chojecka | Od słowa do słowa
Korekta, czyli błędy w książce poprawiłaMagdalena Wołoszyn-Cępa | Obłędnie Bezbłędnie
Adaptacja okładki, czyli kto zrobił okładkę po polskuMaria Gromek
Opieka produkcyjna, czyli o przygotowanie książki do druku zadbałDawid Kwoka
Promotorka, czyli kto zadbał, aby wszyscy dowiedzieli się o książceJoanna Niemczycka
Copyright © 2024 I’m Doing Fine LtdCopyright © for the Polish edition by SIW Znak sp. z o.o., 2024Copyright © for the translation by Anna Klingofer-Szostakowska
Książkę wydało dla ciebie Wydawnictwo Znak Emotikon,imprint Grupy Wydawniczej Znak
ISBN 978-83-8367-129-1
Przeczytaj, co o książce sądzą inni czytelnicy, i oceń ją na lubimyczytać.pl
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2024
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotował Jan Żaborowski
9.04
Nowy rok, nowy dziennik, nowy wielopak kitkatów chunky i nowy CHŁOPAK!!!! Czy życie może być JESZCZE lepsze?!?!?!
Czuję w tej chwili tak błogie szczęście, że gdy Toby pierdnął mi w lewą dziurkę od nosa, praktycznie nic nie poczułam. A kiedy Bella zjadła mój ulubiony kolorowy balsam do ust i wsadziła paluchy do mojego ulubionego bronzera… no cóż, jak mam być szczera, to było dość wkurzające… Zatrzasnęłam drzwi swojego pokoju znacznie delikatniej niż zwykle! W końcu to tylko kolorowy balsam do ust i bronzer i to nie ja wściekle szoruję teraz vanishem plamy na dywanie, prawda?
Kogo obchodzą kolorowe balsamy do ust i bronzery, gdy człowiek jest zaaaaakochaaaaany?
Nie mnie! O NIE, drodzy państwo!
Po prostu wiem, że ten rok będzie NIESAMOWITY. Czuję to w powiekach.
10.02
Zabrałam się do postanowień noworocznych. Jak dotąd mam tyle…
Postanowienia noworoczne Lottie
1. Postarać się nie mieć aż takiej obsesji na punkcie kitkatów chunky.
2. Codziennie powiedzieć komuś komplement.
3. Przekonać rodziców, żeby podnieśli mi kieszonkowe o 50%.
4. Zrobić coś, żeby włoski brwi rosły bardziej symetrycznie.
5. Przestać mówić OMG (tak często).
6. Wstawać o 7.00 rano w weekendy i ćwiczyć jogę/medytować.
7. Wypracować własny wyjątkowy styl.
8. Być bardziej tolerancyjną dla mojego bardzo nieznośnego rodzeństwa.
9. Postarać się nie być aż taką dziwaczką.
10. Poznać Taylor Swift.
Numer 1 nie idzie za dobrze, bo zjadłam dwa kitkaty chunky, gdy pisałam tę listę, ale odkładam już tę paczkę i nie zjem kolejnego przez co najmniej dwie godziny.
10.45
Ciągle śnię na jawie o wczorajszym wieczorze. Tyle ważnych punktów: taniec, czerwone kubki, publiczne wyznanie miłości (cóż, może nie „miłości”, ale „sympatii” czy cokolwiek)… i POCAŁUNEK!!!
Opowiedziałam o wszystkim chomisiom z najdrobniejszymi szczegółami – są totalnie zachwycone!
10.56
Uważam, że ten pocałunek był najlepszym pocałunkiem w moim życiu. Okej, wiem, że całowałam się dopiero dwa razy, ale moim zdaniem był lepszy niż pierwszy. Chociaż nieznacznie… może o jakieś 15%.
Ciekawe, czy Daniel myśli tak samo.
10.59
OMG, a co, jeśli Daniel uważa, że ten pocałunek był gorszy?!
Co, jeśli jego zdaniem był o 15% gorszy od ostatniego… albo o 52% gorszy! Albo o 78,9% gorszy?!
O RETY! TO BRZMI JAK TRUDNE ZADANIE MATEMATYCZNE!!!
Zad. 4. Jeśli Daniel ocenił swój pierwszy pocałunek z Lottie na 9/10, a drugi pocałunek z Lottie na 2,5/10, to o ile procent spadła jakość pocałunków Lottie?
Nie rozwiążę tego, bo:
A. Nie chcę się dowiedzieć.
B. Nie jestem typem dziewczyny, która zajmuje się matematyką dla zabawy.
ALE co, jeśli za każdym razem, gdy pocałuję Daniela, będzie coraz gorzej i gorzej, i gorzej, aż w końcu będzie 10 000 razy gorzej? Czy nauka w ogóle dopuszcza taką możliwość?!
AAAAA! Co, jeśli z naukowego punktu widzenia niemożliwe jest pocałowanie kogoś, kto całuje gorzej ode mnie, bo CAŁUJĘ JUŻ NAJGORZEJ NA CAŁYM ŚWIECIE?!
STOP.
To fantazjowanie poszło w złym kierunku. Muszę zrobić coś, co zakończy tę spiralę zmartwień. Może potrzebuję więcej przekąsek…
11.23
Zjadłam trochę monster munch o smaku marynowanej cebulki i ciut mniej martwię się pocałunkiem. Co jest dziwne, bo gdybym miała pocałować Daniela w tej chwili, na pewno byłby to kiepski pocałunek, ponieważ smakowałby marynowaną cebulką.
11.26
Chociaż jak mam być szczera, nie miałabym nic przeciwko pocałunkowi, który smakowałby monster munch o smaku marynowanej cebulki, ale wiadomo, są różne gusta.
12.05
Mama weszła do mojego pokoju, żeby zostawić mi pranie do schowania, zobaczyła te wszystkie papierki po chipsach i kitkatach i porządnie się zezłościła, bo robi pieczeń na obiad i „masz to zjeść albo zobaczysz”.
– Albo co zobaczę? – zapytałam.
– Nie pyskuj mi tu, młoda damo.
– Nie pyskuję! Serio pytam.
– Albo… będziesz miała kłopoty.
– Jakie kłopoty?
Sapnęła z poirytowaniem mówiącym: „Wierz mi, nie chcesz się dowiedzieć”. A potem wyszła!
Ja również życzę ci wszystkiego najlepszego w nowym roku, droga matko!
Ale ja naprawdę chciałam się dowiedzieć. Dlatego zapytałam. Moim zdaniem rodzice powinni wyrażać swoje groźby precyzyjniej. W przeciwnym razie skąd mamy wiedzieć, czy należy traktować je poważnie, czy nie?
15.44
Na noworoczny lunch zjedliśmy pieczeń wołową i Yorkshire pudding. Żandarmi Zabawy nie wypili ani łyka wina, bo mają „suchy styczeń” – wolałabym, żeby sobie darowali, bo zawsze ich to piekielnie unieszczęśliwia.
Zostało nam po Bożym Narodzeniu trochę papierowych niby-cukierków z niespodzianką, więc mama je też wyłożyła. Ja znalazłam w swoim rybkę przepowiadającą los, a Toby dostał gumowego indyka, którym od razu strzelił i trafił mnie w czoło. Zerwałam się z krzesła, gotowa odpłacić mu jakąś lekką przemocą, gdy przypomniałam sobie swoje postanowienie, żeby być bardziej tolerancyjną – dlatego wzięłam głęboki oddech i usiadłam.
– To było bardzo dojrzałe, Lottie – stwierdził tata.
– Tak, no cóż, okazywanie większej życzliwości rodzeństwu to jedno z moich postanowień noworocznych.
Toby się roześmiał, powiedział: „Doskonale!”, i podniósł indyka, żeby znów nim strzelić.
– TOBY, dość już – zwróciła mu uwagę mama. – Może dobrze byłoby, gdybyś wziął przykład z siostry i też podjął jakieś postanowienia…
To go uciszyło.
– Lottie, skarbie, nie mówisz zbyt wiele o wczorajszym wieczorze – powiedział tata i upił ze smutkiem łyk soku porzeczkowego.
– Tata ma rację, opowiedz nam wszystkie gorące ploteczki! – dodała mama.
– No, poszłaś z kimś w ślimaka? – Toby roześmiał się, wydął usta i zaczął obleśnie cmokać.
Moja twarz jak zwykle całkowicie mnie zdradziła, przybierając jaskrawy odcień truskawki.
– ZROBIŁA TO, ZROBIŁA! – pisnął Toby, wyraźnie zachwycony sobą.
– DUUUUUPAAA! – wykrzyknęła Bella.
– To ekscytujące! No dalej, Lottie – zachęcała mnie mama. – Opowiadaj!
Jęknęłam, ale uznałam, że lepiej będzie wyciągnąć wszystko na światło dzienne i za jednym zamachem uporać się też z tym festiwalem krindżu.
– Okej, no cóż, Daniel być może poprosił, abym została jego dziewczyną…
– Fuj! – powiedział Toby.
Kopnęłam go pod stołem (mój poziom tolerancji ostro leciał w dół).
– Bądź miły, Toby – ostrzegła go mama i wyciągnęła ręce, żeby mnie przytulić. – To świetna wiadomość, skarbie. Prawda, Bill?
Tata zmarszczył czoło.
– Hm, muszę lepiej poznać tego chłopca, zanim tak uznam. Daj znać, kiedy będzie mógł wpaść na męską pogawędkę.
Musiałam mieć przerażoną minę, bo mama pacnęła tatę w rękę i powiedziała:
– Przestań się z nią droczyć!
Naprawdę mam nadzieję, że żartował.
18.45
Grupa KÓZ na WhatsAppie:
AMBER: Jeszcze raz wszystkiego najlepszego w nowym roku, dziewczyny! Macie jakieś postanowienia noworoczne?
POPPY: Nie, mama mówi, że jestem idealna taka, jaka jestem
AMBER: Wszystkie mamy tak mówią, to zwykłe #bzdury – bez urazy, Poppy, ale mogłabyś trochę popracować nad sobą #taktylkomówię
POPPY: Co na przykład miałabym zrobić?
AMBER: No cóż, nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale z ust pachnie ci jakby podgrzanym tuńczykiem, a Twój głos bywa lekko piskliwy. Spróbowałabym go może nieco obniżyć?
JESS: Amber, nie bądź okropna. Przecież Poppy ma uroczy głos!
AMBER: Nie jestem okropna! Próbuję jej pomóc. Wszystkie zauważyłyśmy tuńczykowe zionięcie, prawda?
(Długa przerwa w konwersacji).
MOLLY: Eee… Lottie, masz jakieś postanowienia noworoczne?
AMBER: Nawet mnie nie prowokuj. Mogłabym wymienić co najmniej dwadzieścia rzeczy u Lottie.
JA: Cóż, właściwie mam tylko dziesięć. Okej – przykro mi, że nie wszystkie możemy być tak idealne jak Ty, Amber!
AMBER: Nigdy nie mówiłam, że jestem idealna. Z pewnością postaram się przestać patrzeć z góry na osoby, którym poszczęściło się mniej niż mnie.
JESS: Nie wiem, czy jakoś wybitnie dobrze Ci to idzie, jak mam być szczera.
JA: Mnie też nie idzie najlepiej. Nie mogę się powstrzymać przed jedzeniem kitkatów!
MOLLY: Cóż, może zacznij od czegoś osiągalnego. Co jeszcze masz na liście?
JA: Hm, zobaczmy… Przestać być taką dziwaczką/niedorajdą… Zaprzyjaźnić się z Taylor Swift.
AMBER: Mówiła o czymś osiągalnym, Lottie!
JESS: Nie mogę uwierzyć, że porzuciłabyś mnie dla Tay-Tay
JA: OMG, będę musiała napisać swoją listę od nowa, prawda?!
JA: OMG, TOTALNIE muszę napisać listę od nowa. Właśnie do mnie dotarło, że mam przestać tak często mówić OMG!
POPPY: Turlam się przez was ze śmiechu
AMBER: A mnie przez was rozbolała głowa!
MOLLY: Muszę iść. Mama właśnie zawołała mnie na kolację, ale może spotkamy się jutro? Desperacko potrzebuję raportu z sylwestra i mam na myśli Twój, Lottie!
JA: Prawdziwa dama nie zdradza miłosnych sekretów…
AMBER: Daj spokój, Lottie! Wiesz, że przebierasz nogami, żeby opowiedzieć nam o każdym szczególe
JESS: Nie mogę się doczekać tej relacji. Co powiecie na 12.00 przy stoisku z churrosami?
MOLLY: Dobry plan. Mogłabym zabić za churros.
JA: Widzimy się. A jeśli chodzi o rybny oddech, Poppy… Mnie on nie przeszkadza – no wiesz, kto nie lubi kanapki z tuńczykiem na gorąco?! To przecież klasyka.
POPPY: Aaa, dzięki, Lotts xx
20.22
Mój CHŁOPAK właśnie do mnie zadzwonił.
– Cześć, Lottie! Szczęśliwego nowego roku.
– Cześć, Daniel! Szczęśliwego nowego roku. Chyba mówiliśmy to już wczoraj wieczorem…
– No, pewnie tak. Co u ciebie?
– Tak sobie. Dziś rano napisałam postanowienia noworoczne, ale słabo mi idzie ich wdrażanie.
– Naprawdę? Jak to?
– Chyba są za trudne. W pierwszym chodziło o to, żebym przestała jeść tyle kitkatów chunky, a ja zjadłam już… – Rozejrzałam się po podłodze swojego pokoju i policzyłam rozrzucone papierki. – Powiedzmy tylko, że poniosłam porażkę.
Daniel się roześmiał.
– Musisz napisać je tak, żeby łatwiej było ci osiągnąć cel, Lottie.
– Wszyscy mi to mówią.
– Mam dla ciebie dobrą propozycję: spędzać mnóstwo czasu z Danielem.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
– To rzeczywiście wydaje się łatwiejsze do osiągnięcia.
– Super! To kiedy ci pasuje?
– Co powiesz na sobotę? Moglibyśmy pójść do kina?
– Świetnie. Sprawdzę, co teraz leci.
– Okej. To na razie, Daniel.
– Na razie, Lottie.
21.43
Właśnie miałam położyć się spać, gdy przypomniałam sobie o rybce przepowiadającej przyszłość. Zbiegłam do kuchni i znalazłam ją na stole. Zabrałam ją do pokoju i postanowiłam dać jej na imię Felicity.
Położyłam rybkę w lewej dłoni i zapytałam, co przyszłość przyniesie mnie i Danielowi. Głowa i ogon Felicity natychmiast zaczęły drgać, więc sprawdziłam na kartce, co to znaczy, i wiecie co…
9.52
Ustawiłam budzik na 6.30 na sesję jogi/medytacji, ale zanim się zorientowałam, była dziewiąta, a mój zegarek leżał w kawałkach po drugiej stronie pokoju. Dodałam dwa do dwóch i mogę tylko przypuszczać, że rzuciłam nim w furii przez sen.
O rany, te noworoczne postanowienia są takie TRUDNE.
Bądźmy szczerzy – było piekielnie zimno i zupełnie ciemno. Jak mogę oczekiwać, że wstanę w środku nocy?! To po prostu niemożliwe.
No cóż… Lepiej późno niż wcale, pomyślałam i zwlekłam się z łóżka na dywan (owinięta kołdrą, bo było chłodnawo). Postanowiłam zacząć od pozycji dziecka, bo i tak wylądowałam zwinięta w kulkę, ale musiałam znów zasnąć, bo ocknęłam się dwadzieścia minut później…
W życiu tak nie zdrętwiałam!
Tak naprawdę do końca nie rozumiem, co to jest to zdrętwienie. To znaczy trochę ma się wrażenie, jakby nogi nie istniały i zostały zastąpione galaretką poddawaną elektrowstrząsom, ale tak właściwie to nie boli. To po prostu dziwnie okropne uczucie, które sprawia, że chce się wykrzykiwać na przykład…
„PRZESTAŃCIE, NOGI! PRZESTAŃCIE NATYCHMIAST!”
Co też oczywiście zrobiłam, bo nagle w drzwiach mojego pokoju stanął tata.
– Co się dzieje, Lottie? Nic ci nie jest? – zapytał z zatroskaną miną.
– Nic, tato. Po prostu moje nogi się wygłupiają.
Tata się roześmiał.
– Ach, tak. Głupie nogi. Klasyczna przypadłość.
– Wstałam wcześnie, żeby poćwiczyć jogę – wyjaśniłam. – Myślę, że moje kończyny protestują.
– Brawo, kochanie! Ech, żebym ja tak mógł wstać rano na ćwiczenia, ale teraz jest tak zimno i ciemno na dworze, że pewnie cisnąłbym budzikiem o ścianę, ha, ha.
– Dzięki, tato. Jest… w porządku, gdy się już przyzwyczaisz.
OMG, jak to się dzieje, że zaczynam kłamać jak z nut?!
Żeby odpokutować swoje lenistwo, postanowiłam spróbować medytacji. OMMMOWANIE znudziło mi się po jakichś dwóch minutach i zaczęłam oglądać na Instagramie rolkę przedstawiającą prasę hydrauliczną miażdżącą różne przedmioty – najbardziej podobała mi się kula do kręgli.
10.22
Zobaczyłam mamę w kuchni i powiedziałam:
– Wyglądasz dziś naprawdę ślicznie, mamo.
– Czy ty kpisz, Lottie? Bo nie jestem w nastroju.
– Nie, oczywiście, że nie.
Spojrzała na mnie jak na wariatkę.
– Mam na sobie szlafrok, nawet nie zdążyłam uczesać włosów, w których mogą być jakieś niemowlęce wymioty, a dzięki temu, że twoja siostra uprzejmie pozwoliła mi na jakieś dwie godziny snu tej nocy, mam pod oczami wory wielkości małych państw. Czy ty kpisz?
Przyjrzałam jej się uważnie i zrozumiałam, że ma rację: wyglądała koszmarnie, jak żywy trup albo coś. Próbowałam znaleźć jakieś miłe słowo, cokolwiek, ale było to bardzo trudne.
– Och, jasne, tak… cóż… twoje uszy… wyglądają ładnie.
– Dzięki, Lottie. Zawsze aspirowałam do tego, by mieć ładne uszy… A teraz powiedz mi, czego chcesz.
– Niczego nie chcę. Po prostu próbowałam powiedzieć ci komplement, to wszystko!
UCH! Te postanowienia są niemożliwe. Już poległam na numerach 1, 2, 5 i 8, a nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny – gdy nagle przypomniałam sobie o numerze 3…
– Och, mamo, właściwie to jest coś, czego chcę. Czy możesz mi podnieść kieszonkowe? Pomyślałam, że dodatkowa dycha mogłaby…
– Hm, pomyślmy… Co powiesz na NIE?
JEEEEEEEZU – co w nią wstąpiło?!
16.00
Spędziłam miłe popołudnie w towarzystwie KÓZ.
Wszystkie miałyśmy trochę kasy ze świąt, więc jak zwykle wybrałyśmy się na spacer po Churchill Square. Zaczęłyśmy od H&M, gdzie zdałam dziewczynom szczegółową relację z sylwestrowego pocałunku i podzieliłam się statystyczną ewaluacją moich efektów w całowaniu.
Amber jak zwykle była totalnie nieuprzejma, ciągle ziewała i przerywała rozmowę, mówiąc na przykład: „Czy ktoś wolałby porozmawiać o czymś ciekawszym, na przykład o naszej pracy domowej z geografii albo o skutkach globalizacji?”.
– UUU, jeszcze jej nie odrobiłam – spanikowała Poppy.
– Nikt jej jeszcze nie odrobił, Poppy. To był sarkazm – sapnęła ze zniecierpliwieniem Amber. – Odrabiamy pracę domową ostatniego dnia przerwy świątecznej, pamiętasz?
– Och… no tak – odparła Poppy i wzięła do ręki cekinową bomberkę. – Co powiesz na to na jutrzejszą randkę w kinie, Lottie?
Kiwnęłam głową i przymierzyłam kurtkę. Wyglądała superuroczo – nawet jeśli była trochę odjechana.
– Tadam! – powiedziałam i obróciłam się, żeby pokazać dziewczynom.
Wyglądało na to, że im się podoba, ale Amber nie była zachwycona…
Uśmiechnęłam się lekko, ale odwiesiłam kurtkę na wieszak. Amber pewnie miała rację: tak naprawdę nie bardzo do mnie pasowała.
– No dobra! – Molly klasnęła w dłonie. – Zabierzmy się wszystkie razem do pracy i rozpocznijmy Operację Znalezienia Ciuchów na Randkę dla Lottie!
Uśmiechnęłam się.
– Byłoby super. Jednym z moich postanowień noworocznych było wypracowanie własnego stylu.
Amber zmierzyła mnie wzrokiem i orzekła:
– To będzie trudne zadanie.
Nagle poczułam się skrępowana w swojej lekko poplamionej bluzie z kapturem, starych dżinsach i znoszonych trampkach.
– Amber! – zganiła ją Molly. – Co dzisiaj w ciebie wstąpiło?
Poppy spojrzała na Amber pytająco.
– Czy stało się coś, co cię zdenerwowało?
– Nie. Nic się nie stało! – odparła Amber. Wyglądała na zniecierpliwioną.
Westchnęłam.
– Nie przejmuj się. Ona tylko mówi prawdę. Po prostu wyglądam… nijak.
– Dobrze wyglądasz. Wszystkie mamy na sobie praktycznie takie same ciuchy – powiedziała Jess.
– Właśnie – odparła Amber, przyglądając się całej grupie z pogardą. – Jak mam być szczera, wszystkim wam przydałaby się całkowita zmiana wizerunku, ale nie mamy na to czasu. I niezależnie od tego, jak trudno uwierzyć, że z naszej grupy tylko Lottie ma chłopaka, chyba powinnyśmy zacząć od niej.
Zmarszczyłam brwi.
– Dzięki… Chyba.
– Wiesz, myślę, że… – chciała zaprotestować Jess.
– Cicho bądź, Jess. Próbuję myśleć. – Amber oparła brodę na dłoni jakby w głębokim namyśle. – Wiem, czego ci trzeba. Znaku rozpoznawczego.
– Czego???
– Znaku rozpoznawczego, no wiesz, takiego jak ciężka grzywka Taylor Swift albo babciny styl Harry’ego Stylesa.
– Lottie już ma taki! – podsunęła Poppy. – Wysoki kucyk i czerwona gumka sprężynka!
Amber westchnęła.
– Czerwona gumka sprężynka to nie jest znak rozpoznawczy i nosi ją tak tylko dlatego, że nie chce jej się zrobić nic innego z włosami.
– Ej, to nieprawda! – sprzeciwiłam się, chociaż była to prawda.
– To musi być coś modnego, oryginalnego i cool. Coś, co krzyczy „Lottie Brooks”, ale w pozytywny sposób – wyjaśniła.
I to było na tyle. Czułam się trochę niepewnie, ale całkiem podobało mi się to, że zostałam projektem naszego gangu, więc zabrałyśmy się do pracy. Nikt nie mógł wrócić do domu, dopóki nie znajdziemy mojego znaku rozpoznawczego.
Okazało się jednak, że Amber szybko straciła zapał. Gdy nie przychyliłam się do jej propozycji, żebym zawsze używała mocnego czarnego eyelinera (za dużo zachodu) czy nosiła płócienny kapelusz Nike (wyglądał głupawo), i nie spodobały mi się różne elementy garderoby, które ZUPEŁNIE do mnie nie pasowały, znudziła się i zaciągnęła Molly i Poppy do Space NK, żeby pooglądać superdrogie kosmetyki do makijażu, na które nie stać nawet mojej mamy.
I tak… odpowiedzialność za znalezienie mojego znaku rozpoznawczego spadła na mnie i Jess. Poszłyśmy po bubble tea (tak, wiem, mama pewnie by tego nie pochwaliła!) i wałęsałyśmy się po sklepach, przeglądając różne opcje.
– Wielkie kolczyki obręcze? – zasugerowała Jess.
– Hm, ciągle zaczepiałabym o różne rzeczy – odparłam.
– Wiśniowe martensy?
– Za drogie.
– Przefarbowanie włosów na fioletowo?
– Nadal mam traumę po pasemkach domowej roboty, poza tym nie jestem pewna, czy szkoła na to pozwala.
– Okulary?
Zmarszczyłam czoło.
– Trochę dziwnie byłoby zacząć nagle nosić okulary bez powodu…
– W takim razie okulary przeciwsłoneczne?
– Do kina?!
– Słuszna uwaga… Ooo, kolczyk w nosie!
– Auć!
– Tatuaż?
– Auć… i nielegalne.
– Sztuczne wąsy?
Roześmiałam się.
– To mi się w sumie podoba, ale nie wiem, czy to praktyczne.
Jess zachichotała.
– Mogą trochę łaskotać, gdy będziesz się całować z Danielem.
Na myśl o kolejnym pocałunku z Danielem trochę się zdenerwowałam i zarumieniłam, więc odwróciłam głowę, żeby Jess tego nie zobaczyła.
– Uuu, mam! – oznajmiła nagle.
Spojrzałam na nią. Trzymała coś za plecami.
– Co??
– Tadam! – Wyciągnęła nauszniki. A gdy mówię nauszniki, nie mam na myśli zwykłych nauszników: to były nauszniki w kształcie hamburgerów.
Wyszczerzyłam się i wzięłam je od niej.
– Całkiem fajne… Ale nie wiem, co pomyślałaby Amber…
– Uch, kogo obchodzi, co myśli Amber? I tak nie spodoba jej się nic, co wybierzemy.
– Racja.
Założyłam nauszniki i przejrzałam się w lustrze. Byłam ZACHWYCONA, więc kupiłam je i od razu zostawiłam na głowie… Ale tak jak przewidziałam, gdy spotkałyśmy się potem z resztą, Amber NIE BYŁA zadowolona.
– Śmieszne nauszniki? Serio? – Pokręciła głową.
– Naprawdę mi się podobają! – uśmiechnęła się Poppy.
Amber zgromiła ją wzrokiem i skrzyżowała ręce na piersi.
– Mówiąc „znak rozpoznawczy”, nie miałam na myśli dwóch ogromnych big maków po bokach twojej głowy.
– Właściwie to myślę, że bardziej przypominają whoppery – zauważyłam, a wszystkie dziewczyny się roześmiały (wszystkie oprócz Amber, ma się rozumieć).
– Naprawdę chcesz, żeby mówili o tobie: „Znacie Lottie, tę dziewczynę w burgerowych nausznikach?”.
Zastanowiłam się nad tym.
– Właściwie to tak.
– Och, na litość boską – sapnęła. – Molly, możesz mnie wesprzeć?
Molly wzruszyła ramionami.
– Wiesz, powiedziałaś, że znak rozpoznawczy powinien krzyczeć „Lottie”, a ten… eee… chyba krzyczy.
– Nie wiem, czemu w ogóle zawracam sobie głowę i próbuję pomóc – rzuciła Amber i sobie poszła, urażona.
– Amber i tak nie była pomocna – stwierdziła Jess. – Znudziła się i zostawiła z tym mnie i Lottie. Czego ona się spodziewała?
Roześmiałam się.
– Właśnie! Powinna się cieszyć, że nie zdecydowałyśmy się na sztuczne wąsy!
16.46
Poszłam po kitkata chunky do szuflady z przekąskami i ani jednego tam nie znalazłam!
Tak, dobrze przeczytaliście: ANI JEDNEGO. Brak. Zero. Nic.
Zapytałam więc mamę, co jest grane.
– Wyrzuciłam wszystkie do kosza – oznajmiła.
O mało nie zemdlałam.
– WYRZUCIŁAŚ JE DO KOSZA?!?!?!
– Tak. Razem z chipsami i beżowym mrożonym jedzeniem.
OMG, to dosłownie WSZYSTKIE moje ulubione rzeczy!!
– Dlaczego? Jak?! Dlaczego? Jak?! DLACZEGOOOOOO????
Mama westchnęła i pokręciła głową.
– Ponieważ, Lottie, nie są dla ciebie zdrowe. Czytam właśnie książkę, którą dostałam pod choinkę od cioci Emily. O wysokoprzetworzonej żywności. To naprawdę dość szokujące. Czy wiedziałaś, że…
– Ale to nie fair! To, że wy robicie suchy styczeń, nie oznacza, że wszyscy mamy cierpieć!
– Moment. Myślałam, że chcesz ograniczyć kitkaty w ramach swoich noworocznych postanowień…
– Wiem, co powiedziałam, ale przecież mówię wiele różnych rzeczy. Powinnaś już wiedzieć, że nie należy traktować mnie poważnie!
– Cóż, przykro mi, Lottie, ale do końca stycznia nie będzie więcej kitkatów i mam nadzieję, że dzięki temu wszyscy poczujemy się lepiej.
– Ja na pewno nie, bo już jestem zmęczona i głodna, i w ogóle czuję się okropnie.
– To dlatego, że twój organizm domaga się cukru, chociaż tak naprawdę go nie potrzebuje. Jeśli uważnie posłuchasz swojego ciała, ono powie ci, że chce czegoś sycącego i pożywnego, takiego jak… – przekartkowała swoją książkę – jak jajko na twardo.
Jajko na twardo? Czy ona sobie żartuje?!
– No cóż, myślę, że nie masz racji, więc może zapytajmy moje ciało, co?
Nie zadziałało. Mama powiedziała, że nie mogę śmiesznym głosikiem udawać, że moje ciało to mówi. Powiedziała też – i to jest w tym najgorsze – że zupki chińskie i ultraprzetworzona żywność też odpadają. Jestem zdruzgotana!
18.45
Wiadomość od Poppy na WhatsAppie:
POPPY: Hej! Fajnie Cię było dzisiaj zobaczyć. Trochę się martwię o Amber. Twoim zdaniem zachowywała się normalnie?
JA: Hmmm. Raczej tak. Może była trochę bardziej marudna niż zwykle?
POPPY: Tak właśnie myślałam. Zapytałam, jak jej minęły święta, a ona powiedziała tylko: „Okropnie!”, i szybko zmieniła temat.
JA: Myślisz, że coś się stało?
POPPY: Nie wiem. Trudno powiedzieć, bo ona nie lubi mówić o swoich uczuciach.
JA: Wiem. Mam nadzieję, że u niej wszystko w porządku.
POPPY: Ja też. To na pewno nic ważnego. W każdym razie lecę już. Muszę ogolić paluch – z jakiegoś powodu z tego u prawej stopy wyrastają dziwne czarne włosy.
JA: A ten z lewej?
POPPY: Gładziutki jak pupcia niemowlaka #ktobypomyślał
JA: Kocham Cię, Pops, nawet z tym owłosionym paluchem
MYŚL DNIA:Po rozmowie z Poppy zaczęłam rozmyślać o Amber i o tym, że dziś po południu wydawała się jakaś nieswoja. Zawsze jest trochę, jak by to powiedzieć… szczera?! Ale dziś była niemal wredna – prawie tak jak wtedy, gdy ją poznałam. Ciekawe, czy w święta wydarzyło się coś, o czym nie chce nam powiedzieć…
Dalsza część w wersji pełnej
