Long Island - Colm Toibin - ebook + książka

Long Island ebook

Colm Toibin

0,0
49,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Miłosne rozterki, zaduma, błyskotliwe dialogi… Oto Tóibín w najwyższej formie. - Robbie Millen, „The Times”

W najnowszej powieści Colma Tóibína powraca Eilis Lacey – teraz Eilis Fiorello – znana czytelnikom bohaterka bestsellerowego Brooklynu.

Od zdarzeń opisanych w Brooklynie minęło dwadzieścia lat. Do drzwi Eilis, która mieszka z mężem i dwójką nastoletnich dzieci na Long Island, puka obcy mężczyzna i wyjawia coś, co burzy spokój jej ustabilizowanego życia. Reakcja Eilis na tę szokującą wiadomość, wszystko, co robi – i czego nie robi – sprawia, że ta kipiąca skrywanymi emocjami powieść trzyma w napięciu aż do nieoczekiwanego finału.

Long Island to wciągająca, pełna dyskretnego humoru, misterna opowieść, która próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy można wrócić do przeszłości, by pchnąć swoje życie w nowym kierunku i podążyć inną drogą.

Powieść okazała się ogromnym sukcesem wydawniczym, trafiła do czołówki list bestsellerów w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 337

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dedykacja

Cor­ma­cowi Kin­selli

Część pierwsza

I

– Znowu był tu ten Irland­czyk – oznaj­miła Fran­ce­sca, sia­da­jąc przy kuchen­nym stole. – Pukał do wszyst­kich drzwi, ale to cie­bie szuka. Powie­dzia­łam mu, że nie­długo będziesz w domu.

– Czego chce? – spy­tała Eilis.

– Zro­bi­łam wszystko, żeby to z niego wycią­gnąć, ale nie puścił pary z ust. Pytał kon­kret­nie o cie­bie.

– Wie, jak się nazy­wam?

W uśmie­chu Fran­ce­ski dostrze­gła alu­zyjny cień. Eilis ceniła inte­li­gen­cję teścio­wej, a także jej szel­mow­skie poczu­cie humoru.

– Jesz­cze jeden facet. Tego mi tylko trzeba – stwier­dziła z prze­ką­sem Eilis.

– Mnie tego nie musisz tłu­ma­czyć – odparła Fran­ce­sca.

Roze­śmiały się i Fran­ce­sca wstała, żeby wyjść. Eilis patrzyła przez okno, jak teściowa ostroż­nie stąpa po wil­got­nej tra­wie, odda­la­jąc się w stronę swo­jego domu.

Nie­długo ze szkoły wróci Larry, potem Rosella ze szkol­nego kółka, a póź­niej będzie sły­chać, jak Tony par­kuje pod domem samo­chód.

Byłaby to ide­alna chwila na papie­rosa. Ale odkryw­szy, że Larry popala, zawarła z nim umowę: jeśli obieca, że nie będzie palił, sama też nie się­gnie po papie­rosa. Wciąż miała na górze paczkę.

Gdy zadzwo­nił dzwo­nek do drzwi, Eilis dźwi­gnęła się leni­wie, przy­pusz­cza­jąc, że to jeden z braci stry­jecz­nych Larry’ego, który chce go wycią­gnąć na dwór.

W przed­po­koju za mlecz­nym szkłem w drzwiach dostrze­gła jed­nak syl­wetkę doro­słego męż­czy­zny. Dopiero gdy ją zawo­łał, uprzy­tom­niła sobie, że to ten sam, o któ­rym wspo­mi­nała Fran­ce­sca. Otwo­rzyła drzwi.

– Eilis Fio­rello to pani?

Mówił z irlandz­kim akcen­tem, z rejonu Done­gal, pomy­ślała, jak jeden z jej daw­nych nauczy­cieli. Także jego postawa, jak gdyby szy­ko­wał się na kon­fron­ta­cję, koja­rzyła jej się z rodzin­nym kra­jem.

– Tak, to ja.

– Szu­kam pani.

W jego tonie było coś agre­syw­nego. Zasta­na­wiała się, czy firma Tony’ego jest mu winna jakieś pie­nią­dze.

– Tak sły­sza­łam.

– Jest pani żoną tego hydrau­lika?

Ponie­waż pyta­nie brzmiało nie­uprzej­mie, nie widziała powodu, żeby odpo­wia­dać.

– Zna się na swoim fachu, ten pani mężu­lek. Powie­dział­bym, że jest roz­chwy­ty­wany.

Męż­czy­zna zamilkł na chwilę i obej­rzał się, żeby spraw­dzić, czy nikt nie słu­cha.

– Wszystko nam w domu wyrych­to­wał – mówił dalej, wycią­ga­jąc w jej stronę palec. – A nawet tro­chę wię­cej, niże­śmy się uma­wiali. Przy­cho­dził regu­lar­nie, jak wie­dział, że zasta­nie panią domu, ale nie mnie. I jest tak dobry w prze­py­cha­niu rur, że moja żona w sierp­niu spo­dziewa się dziecka.

Cof­nął się o krok i uśmiech­nął sze­roko na widok nie­do­wie­rza­nia na jej twa­rzy.

– Tak, tak. Dla­tego tu jestem. I jedno wiem na pewno: nie ja jestem ojcem. Nie mia­łem z tym nic wspól­nego. Jestem za to mężem kobiety, która uro­dzi to dziecko, i jeśli komuś się wydaje, że mam zamiar wycho­wy­wać we wła­snym domu bachora wło­skiego hydrau­lika i wma­wiać wła­snym dzie­ciom, że zostało poczęte przy­zwo­icie tak jak one, to się grubo myli.

Znowu wymie­rzył w nią palec.

– Więc jak tylko ten mały bękart się uro­dzi, przy­wożę go tutaj. I jeśli nikogo nie będzie w domu, wrę­czę go tej dru­giej kobie­cie. A jeśli nikogo nie będzie w żad­nym z tych domów, które należą do was, zosta­wię je tutaj, pod tymi drzwiami. – Pod­szedł bli­żej i dodał cicho: – I może pani powtó­rzyć ode mnie mężu­siowi, że jeśli zoba­czę gdzieś jego facjatę, potrak­tuję go żela­znym prę­tem, który trzy­mam na podo­rę­dziu. To co, wyra­zi­łem się dosta­tecz­nie jasno?

Eilis chciała go zapy­tać, z któ­rej czę­ści Irlan­dii pocho­dzi, ażeby w ten spo­sób zigno­ro­wać jego słowa, on jed­nak już się odwró­cił. Pró­bo­wała wymy­ślić, co innego mogłaby powie­dzieć, co by go zain­te­re­so­wało.

– Wyra­zi­łem się dosta­tecz­nie jasno? – powtó­rzył pyta­nie, gdy był już przy swoim samo­cho­dzie. Gdy nie odpo­wie­działa, zro­bił ruch, jakby znowu miał podejść do drzwi. – Zoba­czymy się w sierp­niu, pani Eilis, a moż­liwe, że już pod koniec lipca, i wtedy będziemy się widzieć po raz ostatni.

– Skąd pan wie, jak mam na imię?

– Ten pani mąż to straszny gaduła. Stąd wiem, jak ma pani na imię. Wypa­plał mojej żonie wszystko.

Gdyby był Wło­chem albo po pro­stu Ame­ry­ka­ni­nem, nie wie­dzia­łaby, jak oce­nić, czy rzu­cił groźbę, któ­rej nie ma zamiaru speł­nić. Nale­żał do tych męż­czyzn, jak sądziła, któ­rzy lubią brzmie­nie wła­snego głosu. Ale roz­po­znała w nim jakąś zawzię­tość, może nawet rodzaj szcze­ro­ści.

Znała takich męż­czyzn w Irlan­dii. Jeśli odkry­wali, że żona dopu­ściła się zdrady i jest w ciąży, nie zamie­rzali zatrzy­my­wać w domu dziecka.

Jed­nak w rodzin­nych stro­nach żaden męż­czy­zna nie byłby w sta­nie zabrać nowo­rodka i zosta­wić go pod drzwiami innego domu. Ktoś by go zoba­czył. Ksiądz, lekarz albo poli­cjant kazałby go zabrać z powro­tem. Tym­cza­sem tutaj, w tej spo­koj­nej śle­pej uliczce, mógłby zosta­wić dziecko pod jej drzwiami i nikt by go nie zauwa­żył. Naprawdę mógłby to zro­bić. I spo­sób, w jaki mówił, w jaki zaci­skał szczęki, deter­mi­na­cja w jego spoj­rze­niu, to wszystko ją prze­ko­ny­wało, że nie rzuca słów na wiatr.

Gdy tylko odje­chał, wró­ciła do salonu i usia­dła. Zamknęła oczy.

Gdzieś nie­da­leko miesz­kała kobieta, która jest w ciąży z dziec­kiem Tony’ego. Eilis nie wie­działa, dla­czego zało­żyła, że ta kobieta też jest Irlandką. Może to bar­dziej praw­do­po­dobne, że męż­czyź­nie, który ją odwie­dził, łatwiej pomia­tać Irlandką. Każda inna mogłaby mu się prze­ciw­sta­wić albo od niego odejść. Nagle obraz tej kobiety, która przy­cho­dzi sama z nie­mow­lę­ciem szu­kać pomocy u Tony’ego, prze­ra­ził ją bar­dziej niż obraz pozo­sta­wio­nego pod drzwiami dziecka. Póź­niej jed­nak ta druga moż­li­wość, gdy pozwo­liła ją sobie wyobra­zić z zimną pre­cy­zją, przy­pra­wiła ją o mdło­ści. A jeśli nie­mowlę będzie pła­kać? Pod­nie­sie je z ziemi? A jeśli tak, co zrobi potem?

Gdy wstała i prze­nio­sła się na inny fotel, ten męż­czy­zna, który tak nie­dawno stał przed nią, praw­dziwy, kon­kretny i natar­czywy, wyda­wał jej się kimś, o kim prze­czy­tała albo kogo widziała w tele­wi­zji. Było po pro­stu nie­moż­liwe, że w jed­nej chwili w domu pano­wał cał­ko­wity spo­kój, a zaraz potem zja­wił się ten czło­wiek.

Gdyby mogła się komuś zwie­rzyć, może wie­dzia­łaby, co o tym myśleć, co począć. Nagle ujrzała w myślach Rose, swoją star­szą sio­strę, nie­ży­jącą od ponad dwu­dzie­stu lat. Przez całe dzie­ciń­stwo w chwi­lach naj­drob­niej­szych choćby kry­zy­sów mogła zwró­cić się do Rose, a ta natych­miast przej­mo­wała kon­trolę. Eilis ni­gdy się nie zwie­rzała matce, pani Lacey miesz­kała zresztą w Irlan­dii i nie miała w domu tele­fonu. Obie szwa­gierki, Lena i Clara, pocho­dziły z wło­skich rodzin i były bli­sko ze sobą, ale nie z Eilis.

Spoj­rzała na apa­rat na sto­liku w przed­po­koju. Gdyby tylko znała jakiś numer, który mogłaby teraz wybrać, jedną przy­ja­zną duszę, któ­rej by zre­la­cjo­no­wała ode­graną wła­śnie pod jej drzwiami scenę! Nie cho­dziło o to, że ten męż­czy­zna, jak­kol­wiek się nazy­wał, stałby się bar­dziej rze­czy­wi­sty, gdyby go komuś opi­sała. Nie miała wąt­pli­wo­ści, że ist­niał naprawdę.

Pod­nio­sła słu­chawkę, jakby miała zamiar wykrę­cić czyjś numer. Przez jakiś czas słu­chała sygnału. Odło­żyła słu­chawkę, znowu ją pod­nio­sła. Musi być ktoś, do kogo mogłaby zadzwo­nić. Trzy­ma­jąc słu­chawkę przy uchu, uzmy­sło­wiła sobie, że nie ma nikogo takiego.

Czy Tony wie­dział, że ten męż­czy­zna się pojawi? Pró­bo­wała sobie przy­po­mnieć, jak się zacho­wy­wał w minio­nych tygo­dniach, ale nie przy­wo­łała z pamięci niczego, co by odbie­gało od normy.

Weszła na górę i rozej­rzała się po swo­jej sypialni, jakby była w tym domu kimś obcym. Pod­nio­sła piżamę Tony’ego z pod­łogi, gdzie ją rano zosta­wił, i zasta­na­wiała się, czy powinna prze­stać prać jego rze­czy. I zro­zu­miała, że to nie mia­łoby naj­mniej­szego sensu.

Może mu powie, żeby się prze­niósł do domu matki i że się z nim roz­mówi, gdy zbie­rze myśli?

A co, jeśli to jakieś nie­po­ro­zu­mie­nie? Popeł­ni­łaby błąd, zbyt pochop­nie posą­dza­jąc o naj­gor­sze czło­wieka, który od ponad dwu­dzie­stu lat jest jej mężem.

Weszła do pokoju Larry’ego i zaczęła wodzić wzro­kiem po dużym pla­nie Neapolu, który przy­piął do ściany. Utrzy­my­wał, że to jego praw­dziwe rodzinne mia­sto, i igno­ro­wał ją, gdy pró­bo­wała mu per­swa­do­wać, że jest pół-Irland­czy­kiem i że jego ojciec uro­dził się w Ame­ryce, a zresztą dziad­ko­wie pocho­dzą z wio­ski na połu­dnie od tego mia­sta.

– Przy­pły­nęli do Ame­ryki z Neapolu – upie­rał się Larry. – Możesz ich zapy­tać.

– A ja przy­pły­nę­łam z Liver­po­olu, co nie zna­czy, że tam miesz­ka­łam.

Na kilka tygo­dni, gdy przy­go­to­wy­wał szkolną pre­zen­ta­cję o Neapolu, upodob­nił się do swo­jej sio­stry, fascy­no­wały go szcze­góły i był gotów sie­dzieć do późna, żeby skoń­czyć to, co zaczął. Gdy jed­nak pre­zen­ta­cja była gotowa, wró­cił dawny Larry.

Teraz, w wieku szes­na­stu lat, prze­ra­stał Tony’ego, miał ciemne oczy i dużo ciem­niej­szą kar­na­cję niż ojciec i stry­jo­wie. Prze­jął za to po nich, zda­niem Eilis, pewną skłon­ność, mia­no­wi­cie doma­gał się, by w domu sza­no­wano jego zain­te­re­so­wa­nia, a jed­no­cze­śnie wyśmie­wał pre­ten­sje do powagi prze­ja­wiane przez matkę i sio­strę.

– Chcę po powro­cie z pracy – mawiał czę­sto Tony – umyć się, otwo­rzyć piwo i się zre­lak­so­wać.

– Ja też tego chcę – pod­chwy­ty­wał Larry.

– Czę­sto pytam Boga – powie­działa raz Eilis – co jesz­cze mogę zro­bić, żeby mój mąż i syn poczuli się bar­dziej kom­for­towo.

– Mniej gada­nia, wię­cej tele­wi­zji – rzu­cił Larry.

W domach przy tej samej uliczce, gdzie miesz­kali z rodzi­nami bra­cia Tony’ego, Enzo i Mauro, dzieci nie odzy­wały się do rodzi­ców tak swo­bod­nie jak Rosella i Larry. Rosella lubiła spory, które mogła wygrać poprzez wyko­rzy­sta­nie fak­tów i znaj­do­wa­nie luk w rozu­mo­wa­niu dru­giej strony. Larry w każ­dej dys­ku­sji lubił zamie­niać spór w serię żar­tów. Choćby naj­bar­dziej się sta­rała, Eilis łapała się na tym, że kibi­cuje Roselli, podob­nie jak Tony czę­sto zaczy­nał się śmiać z jakie­goś absur­dal­nego argu­mentu Larry’ego, zanim nawet zaśmiał się on sam.

– Jestem jedy­nie hydrau­li­kiem – mawiał Tony. – Wzy­wa­nym tylko wtedy, gdy coś ciek­nie. Jed­nego jestem pewien: żaden hydrau­lik nie trafi do Bia­łego Domu, chyba że będą tam mieli pro­blemy z rurami.

– Aku­rat w Bia­łym Domu jest od groma prze­cie­ków – zażar­to­wał Larry.

– O pro­szę – zauwa­żyła Rosella – inte­re­su­jesz się poli­tyką.

– Gdyby Larry przy­ło­żył się do nauki – rze­kła Eilis – mógłby zasko­czyć wszyst­kich.

* * *

Eilis usły­szała, jak wcho­dzi Rosella. Zasta­na­wiała się, czy swo­bodna papla­nina ich czworga przy stole będzie teraz moż­liwa. Jeśli wizyta tego czło­wieka nie była jakie­goś rodzaju pod­stę­pem, pewna część jej życia dobie­gła końca. Wola­łaby, żeby w spra­wie ciąży żony pod­jął inną decy­zję, taką, która w żaden spo­sób nie anga­żo­wa­łaby jej ani Tony’ego. Szybko jed­nak pojęła, jak roz­pacz­liwe i płonne są takie pobożne życze­nia. Nie może już zmu­sić Irland­czyka, żeby nie zapu­kał do jej drzwi, bez względu na to, jak bar­dzo tego pra­gnie.

Gdy co wie­czór sia­dali do kola­cji, Tony rela­cjo­no­wał im swój dzień, szcze­gó­łowo opi­sy­wał klien­tów i ich domy, ile brudu zalega w oko­li­cach umy­walki lub sedesu. Jeśli Eilis kazała mu prze­stać, to tylko dla­tego, że Rosella i Larry za bar­dzo się śmiali.

– Dzięki temu mamy co jeść – mawiał Larry.

– Ale cze­kaj­cie, po połu­dniu było jesz­cze gorzej – zaczy­nał znowu Tony.

Od tej pory, pomy­ślała Eilis, będzie go obser­wo­wać, spraw­dza­jąc, co przed nią ukrywa.

Odkrzyk­nąw­szy Roselli pozdro­wie­nie, Eilis wró­ciła do głów­nej sypialni i zamknęła za sobą drzwi. Pró­bo­wała sobie wyobra­zić reak­cję Roselli, a także Larry’ego, na wieść, że Tony będzie miał dziecko z inną kobietą. Larry mimo swej zucho­wa­to­ści wciąż był, jak sądziła, bar­dzo dzie­cinny i to, że jego ojciec upra­wiał seks z inną kobietą, u któ­rej pra­co­wał, byłoby dla niego czymś nie do pomy­śle­nia, Rosella nato­miast czy­tała powie­ści i oma­wiała naj­bar­dziej dra­styczne sprawy sądowe ze stry­jem Fran­kiem, naj­młod­szym z braci Tony’ego. Jeśli mąż udu­sił żonę, a potem poćwiar­to­wał jej ciało, Frank, praw­nik, który jako jedyny z braci skoń­czył stu­dia, dowia­dy­wał się jesz­cze bar­dziej prze­ra­ża­ją­cych szcze­gó­łów i dzie­lił się nimi z bra­ta­nicą. Wia­do­mość, że ojciec wdał się w romans z inną kobietą, nie­ko­niecz­nie więc musiała zaszo­ko­wać Rosellę, ale Eilis nie była pewna.

Naj­dziw­niej­sze, pomy­ślała, że Tony zawsze był bar­dziej pru­de­ryjny niż ona. Czuł się nie­swojo, jeśli scena poca­łunku w tele­wi­zji trwała zbyt długo. Pod­czas rodzin­nych obia­dów razem z braćmi czę­sto się posztur­chi­wali i robili alu­zje do dow­ci­pów, któ­rych nie można było opo­wie­dzieć przy dzie­ciach, ale nic ponadto. Nikt ni­gdy przy stole nie opo­wie­dział takiego dow­cipu. Podo­bało jej się to, jak sta­ro­świecki jest Tony. Pamię­tała, jak się czer­wie­nił, gdy oma­wiali kwe­stię powięk­sze­nia rodziny. Osta­tecz­nie, pod­słu­chaw­szy roz­mowę dwóch szwa­gie­rek, które nie miały żad­nego pro­blemu z igno­ro­wa­niem nauk Kościoła, po pro­stu poło­żyła paczkę pre­zer­wa­tyw na sto­liku noc­nym Tony’ego.

Uśmiech­nął się, gdy je zauwa­żył, po czym otwo­rzył paczkę, jak gdyby nie był do końca pewny, co jest w środku.

– To dla mnie? – spy­tał.

– Przy­pusz­czam, że dla nas obojga – odparła.

Kilka mie­sięcy temu mógł sko­rzy­stać z jed­nej z tych pre­zer­wa­tyw w pew­nym celu, pomy­ślała, i wszyst­kim zaosz­czę­dziłby kło­po­tów, które ich teraz cze­kają.

Przy­sia­dła na skraju łóżka. Jak ma powie­dzieć Tony’emu, że był u nich ten czło­wiek? Zapra­gnęła nagle jakie­goś miej­sca, do któ­rego mogłaby się udać, miej­sca, gdzie nie musia­łaby roz­trzą­sać tego, co się wyda­rzyło.

Dodat­kowy pokój, który dobu­do­wali, kie­dyś domowe biuro Eilis, teraz był wyko­rzy­sty­wany przez Rosellę i Larry’ego do nauki, cho­ciaż w rze­czy­wi­sto­ści Larry spę­dzał tam nie­wiele czasu.

– Mogę ci zapa­rzyć her­baty, a nawet kawy, jeśli chcesz – zapro­po­no­wała, gdy zna­la­zła w nim Rosellę.

– Wczo­raj mi zro­bi­łaś – przy­po­mniała Rosella. – Dzi­siaj moja kolej.

Rosella potra­fiła się wyci­szyć, kiedy to z poważną miną sie­działa w mil­cze­niu, co odróż­niało ją od kuzy­nów. Ci wyko­rzy­sty­wali każdą spo­sob­ność, żeby wybuch­nąć gło­śnym śmie­chem albo wyra­zić swoje zdzi­wie­nie. Rosella spo­glą­dała wtedy w stronę matki w nadziei, że nie­długo będzie mogła opu­ścić rodzinny spęd i powró­cić do ciszy wła­snego domu. Gdy Tony i Larry zakłó­cali tę ciszę, czę­sto na przy­kład prze­ści­ga­jąc się w komen­to­wa­niu radio­wej trans­mi­sji meczu base­bal­lo­wego, Rosella zamy­kała się w swoim „gabi­ne­cie”, jak to okre­ślała. Namó­wiła nawet Tony’ego, żeby zain­sta­lo­wał w drzwiach zamek, by Larry nie mógł tam wtar­gnąć, gdy pró­bo­wała się skon­cen­tro­wać.

Cza­sem Eilis łapała się na myśli, że miesz­ka­nie po sąsiedzku z rodzi­cami Tony’ego i rodzi­nami jego dwóch braci jest dla niej przy­tła­cza­jące. Mogli nie­malże zaglą­dać sobie do okien. Jeśli decy­do­wała się na spa­cer, jedna ze szwa­gie­rek lub teściowa pytały ją, dokąd się wybiera i po co. Chęć zacho­wa­nia pry­wat­no­ści i izo­lo­wa­nia się przy­pi­sy­wały czę­sto jej irlandz­kiemu pocho­dze­niu.

Roselli nato­miast, z jej wło­ską urodą, nikt nie podej­rze­wał, by mogła mieć w sobie coś irlandz­kiego. Nie rozu­mieli więc, skąd się bie­rze ta jej powaga.

Rosella sta­rała się nie wyróż­niać. Wsłu­chi­wała się we wszystko, co mówią ciotki i kuzynki, rzu­cała komen­ta­rze na temat nowych stro­jów i fry­zur, ale tak naprawdę nie inte­re­so­wała się modą. Eilis wie­działa, że gdyby córka nie była tak ładna, uwa­żano by ją za mola książ­ko­wego i dzi­waczkę.

– Wdzięk i urodę – oznaj­miła jej bab­cia – odzie­dzi­czyła po mojej matce i ciotce. Pomi­nęły nasze poko­le­nie, bo Bóg jeden wie, że mnie nic się nie dostało, i odro­dziły się znowu w Ame­ryce. Rosella należy do daw­nych cza­sów. I te kobiety z mojej rodziny miały nie tylko urodę, ale i inte­li­gen­cję. Ciotka Giu­sep­pina była tak mądra, że mało bra­ko­wało, a nie wyszłaby za mąż.

– Czy to byłoby mądre? – spy­tała Rosella.

– Cóż, bywa cza­sem, że tak, ale w osta­tecz­nym roz­ra­chunku chyba jed­nak nie. I jestem pewna, że gdy przyj­dzie czas na cie­bie, będziesz mogła prze­bie­rać jak w ulę­gał­kach.

Dwa dni w tygo­dniu mię­dzy lek­cjami w szkole a kola­cją Rosella szła do babci i roz­ma­wiały ze sobą przez godzinę.

– Ale o czym wy roz­ma­wia­cie? – spy­tała Eilis.

– O zjed­no­cze­niu Włoch.

– Poważ­nie pytam.

– Wiesz, z trzech syno­wych cie­bie lubi naj­bar­dziej.

– Aku­rat!

– Dzi­siaj popro­siła mnie, bym się z nią pomo­dliła.

– O co?

– O to, żeby wujek Frank zna­lazł sobie dobrą żonę.

– Czyli jakąś Włoszkę?

– Jaką­kol­wiek żonę. I mówi, że bio­rąc pod uwagę jego inte­li­gen­cję, pen­sję i pre­mię oraz to, że mieszka na Man­hat­ta­nie, powinna się za nim usta­wiać na ulicy kolejka kobiet. Chyba nie zależy jej na tym, żeby to była Włoszka. Pamię­tasz, co zna­lazł tata, gdy się wybrał na irlandzką potań­cówkę.

– Nie wola­ła­byś mieć matki Włoszki? Życie nie byłoby wtedy prost­sze?

– Podoba mi się tak, jak jest.

* * *

Gdy Eilis prze­glą­dała książki na biurku Roselli, przy­szło jej do głowy, że życie, które córka bie­rze za pew­nik, zależy od tego, czy jej ojciec i jego dwaj żonaci bra­cia, pra­cu­jący razem, przy­kła­dają się do roboty, są sumienni i solidni na tyle, żeby ludzie im ufali. Więk­szość zle­ceń dosta­wali drogą poczty pan­to­flo­wej. Dzia­łali na tere­nie dużo więk­szym niż małe mia­sto, cza­sem jed­nak ich rewir wyda­wał się bar­dziej kame­ralny, bar­dziej zamknięty. Nie trzeba będzie długo cze­kać, aż ktoś się dowie, że Tony zro­bił klientce dzie­ciaka, pra­cu­jąc u niej w domu. I wia­do­mość ta roz­nie­sie się tak samo, jak by to się stało w małej wio­sce.

Do tej pory nie dopusz­czała do świa­do­mo­ści obrazu Tony’ego w robo­czym ubra­niu w domu tej kobiety. Teraz miała go przed oczami, jak się pod­nosi po napra­wie­niu rury i zastaje panią domu wpa­trzoną w niego z wdzięcz­no­ścią. Mogła sobie wyobra­zić począt­kową nie­śmia­łość Tony’ego. I póź­niej­sze ocią­ga­nie się z wyj­ściem. Zapad­nię­cie nie­zręcz­nej ciszy.

– Masz pro­blemy w warsz­ta­cie? – zapy­tała Rosella.

– Nie, skąd – odparła Eilis.

– Wyglą­dasz, jak­byś była czymś zaab­sor­bo­wana. W tej chwili.

– W warsz­ta­cie wszystko w porządku. Tro­chę za dużo pracy.

* * *

Larry po powro­cie cmok­nął ją w poli­czek i wska­zał na swoje stopy.

– Moje buty są ide­al­nie czy­ste, ale zosta­wi­łem je za drzwiami. A teraz muszę posłu­chać radia. Będę w swoim pokoju, gdyby ktoś mnie szu­kał.

Póź­niej zja­wił się Tony i udał się pro­sto na górę, jak zwy­kle, żeby wziąć prysz­nic i prze­brać się przed zej­ściem na dół, gdzie pró­bo­wał odna­leźć Rosellę jak co dnia, odkąd była mała. Czę­sto, gdy udało jej się pod­słu­chać ich roz­mowę, Eilis dowia­dy­wała się cze­goś, czego żadne z nich jej nie powie­działo, cze­goś, co padło z ust babci Roselli albo co Tony zdra­dził córce na temat swo­ich braci.

Gdy Larry nakry­wał do stołu, dodała ziem­niaki do duszo­nego mięsa, które przy­rzą­dziła poprzed­niego wie­czoru. Do tej pory uni­kała Tony’ego, ale nikt tego nie zauwa­żył. Sie­dział teraz w salo­nie i oglą­dał tele­wi­zję. Bała się jego wej­ścia do kuchni, kiedy sko­men­tuje wspa­niały zapach lub zacznie się wygłu­piać z Lar­rym. Potra­fił wypeł­nić powie­trze swoją nie­zmienną pogodą ducha, tro­skli­wo­ścią. Jej szwa­gierki narze­kały na mil­kli­wość i brak humoru mężów, gdy prze­by­wają z rodziną. Bab­cia zagad­nęła raz Rosellę o to, jak jej ojciec zacho­wuje się w domu.

– Co jej powie­dzia­łaś? – spy­tała Eilis.

– Że wszystko wydaje mu się zabawne i że jest zawsze uro­czy.

– I co na to bab­cia?

– Stwier­dziła, że wydo­by­wasz z każ­dego to, co naj­lep­sze, więc może Lena i Clara wzię­łyby z cie­bie przy­kład, a wtedy stry­jek Enzo i stry­jek Mauro będą mieli w domu lep­sze humory.

– Tylko tobie tak powie­działa. Cie­kawe za to, co mówi innym.

– Ona zawsze mówi to, co myśli.

* * *

Eilis stała odwró­cona ple­cami do drzwi, gdy naj­pierw mie­szała potrawkę, a póź­niej zmy­wała naczy­nia. Gdyby tylko, pomy­ślała, mogła to robić w nie­skoń­czo­ność. Gdyby tylko coś zacie­ka­wiło Tony’ego w tele­wi­zji i jak naj­bar­dziej opóź­niało jego przyj­ście do stołu.

Kiedy wresz­cie wszedł do kuchni, zajęła się wycie­ra­niem naczyń. Przez chwilę była tak zdez­o­rien­to­wana, że nie pamię­tała, w jakiej kolej­no­ści zwy­kle podaje kola­cję. Czy to moż­liwe, że naj­pierw podaje jedze­nie Tony’emu? A może Larry’emu jako naj­młod­szemu? Albo Roselli? Roz­dzie­liła potrawkę i prze­szła przez kuch­nię z dwoma tale­rzami, które posta­wiła przed Rosellą i Lar­rym. Potem, nic nie mówiąc ani nie patrząc na Tony’ego, poszła po pozo­stałe dwa tale­rze. Tony opo­wia­dał Roselli i Larry’emu aneg­dotę o tym, jak to zaata­ko­wał go pies, gdy w poło­wie tkwił w szafce, szu­ka­jąc nie­szczel­nej rury.

– Jak tylko ta bestia chap­nęła tył moich spodni, zaczęła cią­gnąć. Jego pani to Nor­weżka, u któ­rej ni­gdy nie było żad­nego faceta.

Eilis stała i słu­chała. Była pewna, że Tony nie ma naj­mniej­szego poję­cia o tym, jak te słowa brzmią w jej uszach. Była to jesz­cze jedna z jego dyk­te­ry­jek. Zosta­wiw­szy na chwilę swoją por­cję, Eilis zabrała talerz Tony’ego i ruszyła w jego stronę. I gdy była gotowa posta­wić talerz na stole, prze­chy­liła go lekko, aż potrawka zaczęła się wyle­wać. Prze­chy­liła talerz jesz­cze bar­dziej. Cała jego zawar­tość wylą­do­wała na pod­ło­dze przy Tonym. Gdy zanie­po­ko­jony pod­niósł na nią wzrok, stała nie­ru­chomo z pustym tale­rzem w ręku.

Rosella zerwała się z miej­sca i wyjęła talerz z rąk matki, pod­czas gdy Tony i Larry prze­sta­wiali stół i krze­sła, żeby móc posprzą­tać. Tony zaczął zbie­rać z pod­łogi kawałki mięsa.

– Co ci się stało? – spy­tała Rosella. – Sta­łaś jak słup soli.

Eilis nie odry­wała wzroku od Tony’ego, który przy­niósł gąbkę i miskę z wodą. Cze­kała, aż znów na nią spoj­rzy.

– W garnku zostało jesz­cze tro­chę – poin­for­mo­wał Larry.

Gdy pod­łoga została umyta, stół usta­wiono z powro­tem na miej­sce, a Tony dostał nową por­cję, zaczęli jeść w mil­cze­niu. Gdyby Tony się ode­zwał, Eilis była gotowa mu prze­rwać. Zda­wała sobie sprawę, że Rosella i Larry naj­pew­niej widzą, że mię­dzy rodzi­cami coś się dzieje. Ale to na Tonym Eilis sku­piała uwagę; na pewno już sobie uzmy­sło­wił, że Eilis o wszyst­kim wie.

II

W soboty poranny rytuał ojca Tony’ego pole­gał na tym, że odwie­dzał synów, któ­rzy miesz­kali po sąsiedzku, i spraw­dzał, czy mają jakieś pro­blemy ze swo­imi samo­cho­dami. Teść zaczął zwra­cać więk­szą uwagę na Eilis, gdy sama kupiła tani samo­chód, i za każ­dym razem, gdy ją widy­wał, pytał, jak się spra­wuje auto.

– Oka­zuje się, że to była cał­kiem nie­zła oka­zja – przy­znał. – Wtedy mia­łem wąt­pli­wo­ści. Żona mi pora­dziła, bym zatrzy­mał je dla sie­bie, ale teraz, gdy się oka­zało, że nie mia­łem racji, nie muszę się już hamo­wać.

Ile­kroć przy­jeż­dżał w odwie­dziny Frank, jego ojciec wycho­dził obej­rzeć auto syna, pod­no­sił maskę, spraw­dzał poziom oleju i pły­nów mimo napo­mnień żony, żeby nie bru­dził rąk.

– Naj­lep­sze samo­chody, jakie wypro­du­ko­wano, roz­kra­czają się na środku ulicy, bo ich wła­ści­ciele zapo­mnieli spraw­dzić olej i płyny.

Jeśli któ­ryś z samo­cho­dów wyma­gał uwagi, pole­cał swego sta­rego przy­ja­ciela, pana Dakes­siana, Ormia­nina, który, jak twier­dził, zna się na samo­cho­dach nie­mal tak dobrze jak on, i świet­nie się skła­dało, bo pan Dakes­sian był wła­ści­cie­lem warsz­tatu samo­cho­do­wego, naj­lep­szego w pro­mie­niu wielu kilo­me­trów, z naj­bar­dziej atrak­cyj­nymi cenami i naj­bar­dziej przy­ja­zną obsługą, jeśli tylko potra­fiło się unik­nąć roz­mowy z nim na temat ormiań­skiej histo­rii.

– Inni mecha­nicy zde­ze­lują ci samo­chód, a na doda­tek cię osku­bią – twier­dził Fio­rello senior. – Z każ­dym pro­ble­mem z autem tylko do Dakes­siana.

Ponie­waż Eilis na­dal pro­wa­dziła księ­go­wość w rodzin­nej fir­mie, regu­lar­nie kon­tak­to­wała się z panem Dakes­sia­nem, który zaj­mo­wał się samo­cho­dami Tony’ego i jego braci. Prze­ko­nała się, że jest sym­pa­tyczny i godny zaufa­nia, jak twier­dził teść.

* * *

Pew­nego dnia, gdy pod­je­chała spraw­dzić w samo­cho­dzie olej, pan Dakes­sian przy­niósł jej książkę o ormiań­skiej histo­rii.

– Jest pani Irlandką – rzekł – więc wszystko będzie tu dla pani zna­jome. Tutejsi zwy­czaj­nie nie rozu­mieją tych spraw. Pani teść myśli, że wszystko zmy­ślam. Pró­bo­wa­łem dać mu tę książkę, ale nie chciał jej wziąć.

Kart­ku­jąc tom, Eilis zapy­tała pana Dakes­siana, który, jak sza­co­wała, miał może sześć­dzie­siąt kilka lat, czy był w Arme­nii w cza­sie, gdy doszło do rzezi.

– Uro­dzi­łem się tam, ale mia­łem trzy lata, gdy rodzice wyje­chali. Ostrze­żono ich i udało im się w porę uciec. Czuję w związku z tym smu­tek, cza­sem coś wię­cej niż smu­tek, zwłasz­cza gdy patrzę na mojego syna Erika, który wycho­wy­wał się tutaj i nic nie wie o tym, skąd się wziął.

Jego córka, z którą Eilis czę­sto miała kon­takt, bo pro­wa­dziła w warsz­ta­cie księ­go­wość, wycho­dziła nie­długo za mąż.

– Wydaje się za Ormia­nina, toteż całe nabo­żeń­stwo będzie po ormiań­sku. Będzie tak, jak gdy­by­śmy ni­gdy nie wyje­chali ze sta­rego kraju. Tylko przez jeden dzień.

– Rodzina Tony’ego czę­sto się zacho­wuje, jak gdyby ni­gdy nie wyje­chała z Włoch – stwier­dziła Eilis.

– Mają szczę­ście, że to pani zaj­muje się ich roz­li­cze­niami. Ja nie wiem, co zro­bię, gdy odej­dzie Lusin. Erik w ogóle się nie inte­re­suje warsz­ta­tem.

Pod­czas następ­nej wizyty pan Dakes­sian oznaj­mił jej, że zna­lazł książkę o Irlan­dii i że dzieje jej kraju są nie mniej straszne niż histo­ria Arme­nii.

– Zawsze o tym wie­dzia­łem, ale teraz mam wszystko szcze­gó­łowo spi­sane. Jak tylko skoń­czę czy­tać, dam pani tę książkę.

Pan Dakes­sian znowu wspo­mniał o pla­no­wa­nym odej­ściu córki.

– Nie chcę zamiesz­czać ogło­sze­nia i zatrud­niać obcej osoby. To firma rodzinna i od lat mamy tych samych klien­tów. Jeśli myślała pani kie­dyś o tym, żeby się prze­nieść i pra­co­wać w smro­dzie spa­lin przy hała­sie pra­cu­ją­cych sil­ni­ków, to przyj­miemy panią z otwar­tymi ramio­nami. Ale musi mi pani szybko dać znać.

Eilis od razu pod­jęła decy­zję, że przyj­mie pro­po­zy­cję pana Dakes­siana. Nie mogła namó­wić Tony’ego i jego braci, żeby zgo­dzili się na sys­tem fak­tu­ro­wa­nia i księ­go­wa­nia, który sama opra­co­wała. Enzo skar­żył się matce, że Eilis pró­buje im narzu­cać, jak mają pro­wa­dzić firmę. Fran­ce­sca z kolei powie­działa o tym Fran­kowi, który o wszyst­kim opo­wie­dział bra­to­wej.

– Ocze­kują od cie­bie wię­cej pokory – rzekł Frank. – Ja wiem, co bym zro­bił.

– Co byś zro­bił?

– Są moimi braćmi. Kocham ich. Ale za żadne skarby nie chciał­bym z nimi pra­co­wać.

Eilis wie­działa, że o zatrud­nie­niu się w warsz­ta­cie powinna poroz­ma­wiać z Tonym, była jed­nak pewna, że chciałby, aby na­dal pro­wa­dziła rachun­ko­wość dla niego i jego braci. Trudno będzie mu powie­dzieć, że sprawa jest już uzgod­niona.

– Niech pani zacznie jak naj­szyb­ciej – radził pan Dakes­sian. – Lusin przed odej­ściem wszystko pani pokaże.

– Chcia­ła­bym codzien­nie przy­cho­dzić do pracy o dzie­sią­tej i koń­czyć o trze­ciej – oświad­czyła Eilis – tak samo jak Lusin, i chcia­ła­bym mieć cztery tygo­dnie urlopu, w tym dwa bez­płat­nego.

Pan Dakes­sian zagwiz­dał z uda­wa­nym zdzi­wie­niem, a następ­nie wspo­mniał, jaką pen­sję płaci córce.

– Pew­nie chcia­łaby pani wię­cej.

– Do tematu pod­wyżki możemy wró­cić po pierw­szych trzech mie­sią­cach.

Pan Dakes­sian powie­dział, że umowa stoi, po czym zapro­po­no­wał, że pój­dzie umyć ręce, żeby mogli podać sobie dło­nie.

III

Eilis znowu umyła pod­łogę, żeby tłuszcz z potrawki nie stę­żał. Potem znaj­do­wała sobie w domu różne zaję­cia. Gdy wyda­wało jej się, że Tony się zbliża, usia­dła przy stole z Rosellą.

– Powin­naś chyba pójść do leka­rza – zasu­ge­ro­wała Rosella. – Stra­ci­łaś cał­ko­wi­cie wła­dzę w ręce, po pro­stu ska­mie­nia­łaś. Gdy­byś w tym cza­sie była za kie­row­nicą, źle by się to skoń­czyło.

– Już mi lepiej – zapew­niła ją Eilis, widziała jed­nak, że Rosella nie jest prze­ko­nana.

Poło­żyła się wcze­śnie i leżała w łóżku pogrą­żona w myślach przy włą­czo­nej lampce noc­nej. Gdy do sypialni wszedł Tony, uśmiech­nął się łagod­nie i cho­dził na pal­cach, jak gdyby już zasnęła. Gdy tylko zna­lazł się w łóżku, zga­sił swoją lampkę, a ona swoją.

Cze­kała, chcąc dać mu szansę zabra­nia głosu, powie­dze­nia cze­go­kol­wiek, choćby cze­goś o pracy lub o tym, co obej­rzał w tele­wi­zji. Leżał na wznak, póź­niej odwró­cił się od niej, aż w końcu znowu uło­żył się na ple­cach. Musiał zda­wać sobie sprawę, że Eilis nie śpi. Usły­szała, jak odchrzą­kuje. W ciem­no­ści mogła pozwo­lić, by mil­cze­nie trwało dowol­nie długo. Mogła nawet posta­no­wić, że w ogóle go nie prze­rwie, że zaśnie u boku męża i skaże go na kolejny dzień nie­pew­no­ści w kwe­stii tego, co wie i jak zare­aguje.

Mar­twiła się jed­nak, że to Tony w końcu zaśnie, a ona na­dal będzie leżeć obok niego i roz­trzą­sać, co mogła mu powie­dzieć. Musi się ode­zwać teraz.

– Chcia­ła­bym, żebyś coś mi wyja­śnił – wyszep­tała, kła­dąc dłoń na jego ramie­niu.

Nie poru­szył się.

– Czy ten facet, który tu dzi­siaj był, naprawdę chce to zro­bić? Naprawdę zamie­rza zosta­wić dziecko pod moimi drzwiami czy chce tylko dać ci do zro­zu­mie­nia, jak bar­dzo jest wku­rzony?

Wciąż nie odpo­wia­dał.

– Jeśli to tylko czcze pogróżki, musisz mi w tej chwili powie­dzieć.

Gdy nic nie usły­szała, wes­tchnęła.

– Musisz… – zaczęła.

– On naprawdę chce to zro­bić – szep­nął Tony. – Nie ma co do tego żad­nych wąt­pli­wo­ści. Uwiel­bia wyda­wać roz­kazy i wygła­szać szumne dekla­ra­cje. Zastra­szył ją.

– Nie chcę o niej nic wie­dzieć.

– Możesz przy­jąć, że on zrobi to, co zapo­wiada.

– Dosłow­nie zostawi nam dziecko pod drzwiami?

– Mogę cię zapew­nić, że to wła­śnie zamie­rza zro­bić. W ostat­nich tygo­dniach pró­bo­wa­łem wymy­ślić, jak ci o tym powie­dzieć.

– Naj­wy­raź­niej nie sta­ra­łeś się dosta­tecz­nie mocno, Tony.

– Wiem.

– Pozwo­li­łeś mu, żeby cię wyrę­czył.

– Wiem. Wiem.

Przez chwilę leżeli w mil­cze­niu.

– Chcę cię zapy­tać o jesz­cze jedną rzecz – ode­zwała się w końcu Eilis – i chcę, żebyś podał mi jasną odpo­wiedź, i pro­szę, nie mów niczego, co nie jest prawdą. Czy oprócz niej były inne?

Tony zapa­lił swoją lampkę.

– Nie ma nikogo innego. Ni­gdy nie było.

– Musisz mi teraz powie­dzieć, czy jesz­cze… – wyszep­tała.

– Nikogo. Powie­dzia­łem ci. Przy­się­gam. Nikogo.

– Tylko ona.

– Tylko ona – powie­dział i wes­tchnął.

* * *

Odkąd odwie­dził ją ten czło­wiek z wia­do­mo­ścią o dziecku, Eilis codzien­nie rano nie mogła się docze­kać chwili, kiedy wyj­dzie do pracy, opu­ści dom. Jeśli ruch w warsz­ta­cie był duży, chęt­nie zosta­wała po godzi­nach, byle tylko nie wra­cać jesz­cze do domu, gdzie Tony zacho­wy­wał się jak gdyby ni­gdy nic.

Nawet roz­mowy przy kola­cji znowu toczyły się tak jak kie­dyś.

Kilka razy, gdy chciała poroz­ma­wiać z Tonym o tym, co mogą zro­bić, jeśli ten czło­wiek spełni swoją groźbę, wyczu­wała silny opór męża przed dal­szym roz­trzą­sa­niem tematu. A ponie­waż Rosella i Larry nie mieli poję­cia, co się dzieje, Eilis samot­nie dźwi­gała swoje brze­mię. To ją osta­tecz­nie odszu­kał ten Irland­czyk. Widziała jego twarz i sły­szała jego głos. Nikt inny nie zda­wał sobie sprawy, czym dla niej było to doświad­cze­nie. I nie miała nikogo, komu mogłaby powie­dzieć.

Tony zaczął wcze­śnie cho­dzić spać. Gdy kła­dła się obok, uda­wał, że śpi. Cza­sami leżała w ciem­no­ści, świa­doma, że on czuwa obok niej.

* * *

Pew­nego wie­czoru zastała Tony’ego w kuchni. Odwró­cił wzrok, gdy weszła, i wymam­ro­tał, że jest zmę­czony.

– Jest coś, czego ci nie powie­dzia­łam – zaczęła.

Powoli kiwał głową, jak gdyby chciał prze­ka­zać, że cze­kał na tę chwilę.

– Nie będę się opie­ko­wała tym dziec­kiem, to abso­lut­nie wyklu­czone. To twój pro­blem, nie mój.

– Może tego nie chcesz – powie­dział cicho – ale wciąż jeste­śmy mał­żeń­stwem.

– Szkoda, że o tym nie pomy­śla­łeś, gdy napra­wia­łeś rury. Ale nie chcę do tego wra­cać. Chcę ci tylko uświa­do­mić, że jeśli ten czło­wiek przyj­dzie z dziec­kiem, nie otwo­rzę mu, a jeśli zostawi dziecko pod drzwiami, nie wyjdę po nie. Nie chcę mieć z tym nic wspól­nego.

– Więc co zro­bimy?

– Nie mam poję­cia.

Tego dnia długo nie kła­dła się spać, czy­tała cza­so­pi­smo, które zosta­wił jej Frank, i miała nadzieję, że Tony będzie spał, kiedy się położy.

Gdy tylko pozwa­lała sobie spoj­rzeć na sprawę z jego punktu widze­nia, dyle­mat był jasny. Jeśli Tony naprawdę wie­rzy, że Irland­czyk zamie­rza pod­rzu­cić im dziecko pod drzwi, musi się czuć bez­radny. Nie mogła jed­nak pozwo­lić sobie na to, żeby zacząć mu współ­czuć. Wie­działa, że jeśli w jaki­kol­wiek spo­sób zmięk­nie, praw­do­po­dob­nie skoń­czy się na tym, że będzie wsta­wała w nocy kar­mić obce dziecko. Była zde­ter­mi­no­wana: nie zamie­rzała tego robić.

Zauwa­żyła, że Tony ją ura­bia, robi smutną minę i pil­nuje, żeby nie wypo­wie­dzieć ani jed­nego słowa, które pogor­szy­łoby rela­cje mię­dzy nimi. Bez jej wspar­cia nie mógł nic zro­bić.

I nagle przy­szło jej do głowy, że nie wie, co zamie­rza matka Tony’ego. Fran­ce­sca umiała spra­wić, żeby nikt w rodzi­nie, łącz­nie z Eilis, ani przez chwilę nie czuł, że robi coś złego. Nawet kiedy Lena w jed­nym z napa­dów szału pró­bo­wała prze­je­chać Enza na pod­jeź­dzie przed ich domem, teściowa prze­ko­ny­wała, że takie rze­czy zda­rzają się w naj­bar­dziej kocha­ją­cych się rodzi­nach.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Strona redakcyjna

Tytuł ory­gi­nału: Long Island

Copy­ri­ght © Colm Tóibín, 2024

The right of Colm Tóibín to be iden­ti­fied as the author of this work has been asser­ted by him in accor­dance with the Copy­ri­ght, Desi­gns and Patents Act 1988.

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e‑book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2024

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Kata­rzyna Raź­niew­ska

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Michał Paw­łow­ski

Foto­gra­fia na okładce

© Elliot Mann /unsplash.com

Wyda­nie I e‑book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Long Island, wyd. I, Poznań 2025)

ISBN 978-83-8338-628-7

WYDAWCA

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań, Pol­ska

tel. +48 61 867 47 08, +48 61 867 81 40

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer