20,19 zł
„Listy w butelce — słowami duszy” to art-terapia, wyrzut emocji napisanych w czysto-notesie, to morze i marzenia, to żal i krzyk, tęsknota i niespełniona miłość.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 38
© Aleksandra Makurat, 2021
„Listy w butelce — słowami duszy” to art-terapia, wyrzut emocji napisanych w czysto-notesie, to morze i marzenia, to żal i krzyk, tęsknota i niespełniona miłość.
ISBN 978-83-8273-134-7
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero
Zrobiłeś ze mnie Saute. Obnażyłeś moją Duszę.
[Jesteśmy niezmiernie szczęśliwi, kiedy w każdej sprawie uzyskujemy kropkę nad i. ]
Najtrudniejsze są noce
i najgorsze poranki.
Noce rozpoczynają burzę myśli
nad nieustannym myśleniem przecinkami,
nie stawiają kropek w otchłani.
Pochylają się w zastanowieniu nad tym, co jest końcem
lub początkiem.
O kropkach wciąż marzymy, chcemy zakończyć zdanie.
W ciszy nocy budząc się do poranka wyblakłego świtu,
niepogodzenia duszy,
walczymy do końca z odpowiedzią.
Sobie.
Przecinków ciąg dalszy męczy i trzyma za gardło,
zatrzymując marzenia na zawsze, by trwały.
Marzymy wtedy o dniu,
dniu słońca, który stanie się średnikiem,
racją i optymizmem.
Wiarą zmiany i zakończenia,
przed kropką niewiadomej odpowiedzi.
[Bawimy się słowami, zapisując sobie w myślach kwiatki, nagrody, cytaty dorosłości, w młodości nieustającej przygody…]
Zaczęłam znowu pisać ecru
kartki notesu.
Kiedyś łatwo o kwiatkach, miłości.
Nie było kontekstu. Był kontekst.
Pisanie było łatwe.
Było się młodym, bez doświadczenia
kwiatkiem.
Gdy jednak dekada minęła, dorosłość ta kwiatki przesłoniła.
Szczęśliwa, wolna bez ramienia orła
staję pogodna, gotowa do walki,
godna.
Jak Ona, jak On — ta para,
co nigdy się nie starała.
Jednak została.
Kwiatków wciąż szukam, widzę je inaczej.
Umiem im teraz nadać świetlistą barwę.
Walczę
[Przebudzenie jest podstawą do podjęcia drogi. Wyznacznikiem Twojej trasy życia.]
Droga jest dobra na wszystko.
Gdy znasz metę,
gdy widzisz finał i cel,
gdy masz przyjaciół.
gdy nie jesteś
sam.
Gdy to znasz, jesteś:
gotowy, świadomy, przebudzony.
Pokonujesz słabości swojej otchłani:
oceanów, lądów, ludzi nie-pokory.
Gdy tracisz po drodze
coś nieistotnego, nic niewartego
mrugnięcia, oddechu Twojego,
wstajesz, nie zatrzymujesz się.
Pokonujesz.
Biegniesz.
Jeśli upadasz, to wstajesz.
Nigdy się nie zatrzymujesz.
[Kobiety są zazwyczaj silniejsze w życiu swoich małych, dużych światów. Walczą jak wojowniczki za dawnych czasów.]
Kobieta walcząca, dlatego powstaje.
Nigdy nie rodzi się wojowniczką świata,
wysłanniczką ludzi,
jest jedynie swoją zwolenniczką.
W codzienności szumów telewizji, Internetu,
świata XXI wieku,
zgryzoty, jazgoty
tej rutyny
są.
Dostrzega zmiany, krzywdy,
nie bacząc na siebie. Nie rusza jak „maszyna po szynach”
wytrwale
po swoje szczęście.
Zostawia siebie,
swojej miłości potrzebę.
Ratuje ciebie, ratuje ono,
trwa przy boku jego.
Marzy,
lecz w duchu,
myśli wciąż
i marzy o szczęściu, że się wydarzy,
wolności ducha, uczuciach oddalonych.
Trwa, lecz pragnie zostać wyzwolona
Człowiekiem, kobietą, wojowniczką, sobą.
Chce być.
Harmonia staje się drogą
[W bujaniu swoich myśli doszukujesz się prawdy. Zdarzenia są świadectwem, myśli nie utwierdzają, marzenia pozostają.]
Otwórz się — myślisz.
Napisz się — prościej.
Prawdę chcesz — niełatwość.
Dusisz się — garścią.
Zmagasz się — z ilością.
Czy walczyć chcesz? Idiotko.
Po co i na co, jak NIE wytatuowane,
napisane, to zbyt mało powiedziane.
NIE to nie znaczy TAK.
NIE znaczy niemożność taktu,
taktyki tej problematyki,
zwyczajnej odpowiedzi.
Gdyż Ty, Idiotko, wierzysz w to.
Wiara nigdy nie ustanie
do ostatniego żaru w popiele zdarzeń.
Nie jesteś idiotką,
tylko kowalem, damą, patriotką.
Wierzysz i walczysz.
Bezustannie.
Zwiń żagle swojej walki,
gdyż on nie używa żagli.
Żagle to był żar.
Miłości war.
Żar walki.
Chwile chwały.
Żar miłości walki.
Fale ustały.
I cisza.
Gdy ostatni żagiel opada
na tafli morza spokoju,
Ty z drugiej strony ostrzysz strzały
godności i wierności
na lądzie.
Widzisz, patrzysz, chcesz to wszystko zmienić.
Chcesz naprawić i wznieść żagle
nadziei.
Lecz nie ma wiatru, by tą wiarą pchał i o tę łódź dbał.
Są lęki ku temu, co Ty, co on by miał.
Na morzu razem
w lądzie chwał.
Morza wartości szkwał.
Cisza przed burzą… Miłości nie zaznasz,
gdy liny lądów będą trzymać te oceany,
a żagle Twe już się poddały,
płakać przestały.
Puść go wolno, Kotwico.
Puść go wolno, Porcie, Ławico.
Niech płynie,
śmieje się i… jest.
Zdobywa syreny,
strzelec niepoznany,
po oceanów kres.
Centaur Twojej wyobraźni,
silnej podróży.
Z miłosnym niewyznaniem,
z prośbą i staraniem o niego
obudź się. Ty nie jesteś jego syreną.
Ty byłaś portem, chwilową ucieczką,
małą przystanią w jego wycieczce.
Światłem byłaś, Słońcem byłaś.
Marzeniem. Zagadką. Zdobyczą.
Zapomnij o nim, Syreno.
Obudź się ze swoich marzeń.
[Szczyty marzeń, horyzont prawdy, a nie dasz się utwierdzić w prawdzie]
Gdy patrzysz w dal, nie widzisz horyzontów,
przyjaźni kątów, miłości końców.
Chcesz wejść w górę, wspiąć się na szczyt marzeń
poznania
jego kresów, horyzontów,
dalekiego kochania.
Chcesz go znać i przy nim trwać.
Nie chcesz znać końców,
marzysz o początku.
Początku duszy i jego serca,
trwałego dla Ciebie.
Ciepła, bliskości, słów radości.
Pocałunków, dotyku, nieskończoności.
Trwałego snu, bardzo ważnego, realnego — tylko Waszego.
Lecz sen już się skończył, budzisz się.
Ze szczytu zejdź już, tylko Ty jesteś w nim.
Zejdź, musisz zejść.
Obudź się, uśmiechnij się,
Takie słowa są blisko mnie.
Słyszymy je w podświadomości z muzyką w tle.
Zacznij, biegnij, połóż się, wstań.
Skacz, weź, zatrzymaj się, stań.
Pytaj, mów, mało, dużo. Stop.
Nie mów wszystkiego. Stop.
Zamknij się, otwórz.
Pytaj, zrozum, nie bierz.
Przestań, przestań, proszę.
Weź się za
siebie.
Gdy ciebie ktoś weźmie
na chwilę lub zdalnie,
nie dziw się, że to nienormalne.
Chcesz godności swojej,
szacunek swój, piedestał swój
mieć?
Tron Twój, Twoja korona,
została na chwilę zniszczona.
Ktoś Cię ukradł, zamknął Cię?
Stop.
Przestań! To normalne? Nie!
Szukasz
szczęścia swojego,
ukradzionego, które zawisło
nad morzami jego Ego.
Strzały namiętności
szybko biegły ku wolności
świata naszego.
Powiesz, dlaczego
Szczęścia naszego
nie dotrzymałeś?
Zdradą słowa nienapisanego.
Ciszą niewypowiedzianych słów.
Byłeś.
Podchody robiłeś.
Znakami pisałeś, otwierałeś morze listów.
Chwilowe westchnienia obiecałeś, skradłeś
barwę zdrady.
Barwę biało-czarną.