Kruczy Cień - Anthony Ryan - ebook + audiobook

Kruczy Cień ebook i audiobook

Anthony Ryan

5,0
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów w stałej cenie, by naprzemiennie czytać i słuchać. Tak, jak lubisz.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.

Dowiedz się więcej.
Opis

Władza przychodzi w blasku stali i w szeptach skrytych w mroku. Zawsze naznaczona jest krwią.

W tym zbiorze czterech mrocznych opowieści poznaj losy bohaterów, którzy nie pragnęli wielkości, lecz musieli stawić jej czoła.

Powrót do świata „Kruczego Cienia” to nie tylko gratka dla wiernych czytelników Pieśni Krwi, Lorda Wieży i Królowej Ognia. To także nowa szansa, by spojrzeć w oczy cieniom, które zawsze czają się za bohaterami.

„Wiara wymaga wszystkiego, co mamy.”

Ale co, jeśli to, co mamy, nie wystarczy.

Zbiór zawiera opowiadania ze świata "Kruczego Cienia":

  • Pani Kruków
  • Wielu jest umarłych
  • Lord Poborca
  • Pojedynek między złem a złem albo Upadek Kethii

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 339

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 17 min

Lektor: Marcin Przybylski

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ty durny mały gnojku!

Derla ruszyła na Frentisa, a chłopak skulił się w sobie, mimo że w oczach miał nadal ten sam błysk bezgranicznej przekory. To była jedna z tych rzeczy, które jej się w nim podobały, jednak nie dzisiaj.

– Jeśli zamierzasz zrobić coś aż tak szalonego, przynajmniej się upewnij, że dobijesz skurwiela! – Zdzieliła go po głowie, a on tylko się wzdrygnął i jeszcze bardziej wcisnął w kąt pokoju, wykrzywiając usta w podkówkę.

– Wykończyłbym go, gdyby tylko chłopaki tak szybko drania nie odciągnęli – wymamrotał.

– A czego się spodziewałeś? Że będą tam tylko stali? – Derla uniosła rękę, by zadać kolejny cios. Tym razem zaciskając pięść.

– On chyba już wie, że popełnił błąd – wtrąciła swym śpiewnym głosem Livera. – Zrozumiałeś, co nie, Frentis?

Derla mierzyła go wzrokiem, nie opuszczając pięści. Cała skrucha, do jakiej zdołał się zmusić, ograniczyła się do skinięcia głową. Gdyby nie ten błysk w oku, byłby tylko kolejnym kieszonkowcem w łachmanach, od jakich aż roi się w slumsach Varinshold. Zawsze zdawała sobie sprawę z gniewu, który krył się w jego oczach, nigdy jednak nie przypuszczała, że smarkacz posunie się aż tak daleko.

– Gówno tam wie – odparła, odwracając się z opuszczoną już pięścią. Wzięła głęboki oddech i wygładzając dłońmi zieloną satynę gorsetu, próbowała się uspokoić. – Hunsil sprawi, że nasze ulice spłyną krwią, a wszystko przez to, co zrobiłeś – stwierdziła, wzdychając. Rozejrzała się po trzech pokojach nad warsztatem sukienników, które dzieliła z Liverą. Mieszkanie było niewielkie, lecz pełne pluszowych mebli, ozdób i jej niezliczonych książek, a wszystko to mogło przepaść z powodu tego gnojka. – I oczywiście na koniec musiałeś przyjść tutaj.

– Przeskoczyłem dachami, nikt mnie nie widział – zapewnił ją Frentis.

– On będzie wiedział, że wcześniej pomagałam ci sprzedawać fanty. A nawet jak nie, jeden z jego chłopaków się dowie. Ile czasu minie, zanim zaczną się tu dobijać? Nie możesz u nas zostać.

– Derl… – Livera stanęła obok, łapiąc jej palce w swoje śniade dłonie. – Chłopak nie ma się gdzie podziać. – Nachyliła się do niej. Pachniała ulubioną mieszanką Derli, jaśminem i kapryfolium. Derla wiedziała, że kochanka spryskuje się tu i tam, słysząc, że ona wraca po schodach do mieszkania. – I nigdy nas nie okantował – ciągnęła Livera. – Nigdy nie straciłyśmy kasy na tych rzeczach, które nam przynosił.

– My jemu też płaciłyśmy uczciwie. – Derla poczuła, że jej upór słabnie, gdy Livera przycisnęła pomalowane fioletową szminką usta do jej szyi, przeciągając pocałunek.

– To dobry chłopak – wyszeptała Livera, unosząc usta do jej ucha. – Przypomina mi brata…

– Twojego martwego brata – przypomniała Derla na tyle ostro, że Livera cofnęła się nieco. Na jej drobnej, owalnej twarzy widać było wyraźnie, że została zraniona.

Upór Derli wyparował już niemal zupełnie, teraz jednak zdołała z powrotem się go uchwycić, wyrywając dłonie z uścisku kochanki i znów odwracając się do Frentisa. Jedna z nas musi dokonywać trudnych wyborów, pomyślała.

– Musisz zniknąć z Varinshold – powiedziała bez emocji do chłopaka, podchodząc do kominka. Otworzyła niewielką szkatułkę, leżącą pod lustrem o pozłacanej ramie, i wyjęła z niej pół tuzina srebrników. – Dostań się do doków – poradziła Frentisowi, wyciągając monety w jego stronę. – Znajdź statek o nazwie „Wędrowiec”. Jego bosman ma pewne… zwyczaje.

– Zwyczaje? – Frentis zmierzył ją wzrokiem, marszcząc czoło.

– Takie, które sprawiają, że chętnie pozwoli chłopakowi przepłynąć z nim Eryneńskie. – Zabrzęczała trzymanymi w dłoni monetami. – Nadal jednak będzie oczekiwał niewielkiej zaliczki.

– Pierdolę to… – zaczął Frentis, uśmiechając się szyderczo.

– Wydaje ci się, że masz inne opcje! – Derla złapała go za podarty kołnierz i szarpnęła w górę z taką siłą, że musiał stanąć na palcach. – Trafiłeś nożem w oko jedną z najgorszych szumowin w mieście. Myślałeś, że co się teraz stanie? Że dziwki, wino i śpiew?

– Nie sprzedam tyłka żadnemu żeglarzowi! Nie każdy marzy o zostaniu kurwą!

Tym razem nie zamierzała hamować swojej pięści. Powaliła go na ziemię mocnym ciosem w głowę. Livera załkała.

– Derl! – zbeształa kochankę, pędząc do chłopaka. Pomogła mu wstać, obejmując opiekuńczo ramieniem i gładząc dłonią jego tłuste, splątane włosy w miejscu, gdzie wylądowała przed momentem pięść. W jego oczach nadał był ten buntowniczy błysk.

– Nie chcesz mojej pomocy, w porządku – powiedziała Derla, odkładając monety do szkatułki i z głośnym trzaskiem zamykając wieko. – W takim razie zabieraj stąd swoje uciążliwe dupsko. Czemu nie pobiegniesz prosto do Szóstego Zakonu, co? Skoro aż tak się zaprzyjaźniłeś ze szczeniakiem Lorda Bitew.

– Nigdy żem nie mówił, że to mój przyjaciel – odparł Frentis. – Idzie o to, że…

– …dał ci nóż, którym wcześniej pociął paru gwardzistów na Festynie Letniego Przesilenia, przecież wiem. – Derla złapała się gzymsu kominka, z wyraźnym wysiłkiem próbując zapanować nad gniewem, który tak naprawdę podszyty był strachem. – Jak się nad tym zastanowić, to nie jest wcale zły pomysł – dodała po chwili namysłu. – Hunsil na to nie wpadnie, przynajmniej nie od razu. Jesteś sierotą, więc nie ma nikogo, kto musiałby cię przekazać Zakonowi.

– Nie może tam iść – odparła Livera, przytulając Frentisa jeszcze mocniej. – Chłopcy u nich umierają.

– A co twoim zdaniem zrobi jutro, jeśli tam nie pójdzie? – Derla widziała, że do Frentisa wreszcie to dociera. Na jego twarzy zaczęła się malować determinacja.

– Dlaczego mieliby mnie przyjąć? – zapytał. – Kieszonkowca urodzonego w rynsztoku, co nawet nie ma rodziny, która mogłaby go powierzyć Wierze?

– To nie musi być rodzina. Wystarczy ktoś, kto za ciebie poręczy. Nikt nie będzie lepszy od twojego rozdającego noże przyjaciela, nie sądzisz?

Frentis ścisnął dłoń Livery, a potem wyzwolił się z jej objęć, by stanąć twarzą w twarz z Derlą.

– To bolało – rzekł, masując głowę.

– Miało boleć, ty pyskaty łajdaku.

Wyjrzała za okno i patrzyła, jak dachy i kominy coraz bardziej pochłaniają cienie.

– Możesz zostać, póki się nie ściemni. Nie łaź po dachach, chłopcy Hunsila będą je teraz mieli na oku. Z piwnicy da się przejść do kanałów. Chyba kojarzysz, jak dostać się nimi do Solanki?

– Jasne – odparł, wydymając wargi.

– Świetnie. Będziesz musiał przepłynąć, lepiej trzymaj się z dala od mostów. Gdy już się wydostaniesz, unikaj dróg. Jeśli do rana nie dasz rady dotrzeć do Domu Zakonnego…

– Dam radę. – Na jego ustach zamajaczył pełen wdzięczności uśmiech. – Tak czy siak będą mnie szukać. Chłopaki Hunsila.

– Wiem, że będą. Liv, zrób małemu zupy. Nie powinien iść do Szóstego Zakonu z pustym brzuchem.

Hunsil przysłał Szczurca i Drakera, co w normalnych okolicznościach Derla uznałaby za zniewagę, teraz jednak doszła do wniosku, że widocznie wszyscy jego godni zaufania pomagierzy byli już zajęci czymś innym.

– Widzę, że nie mogę liczyć, żebyś wytarł buty – rzuciła na powitanie, zerkając na ślady błota, które Szczurzec zostawił na jej pięknym alpirańskim dywanie.

Szczurzec odpowiedział wzruszeniem ramion, a potem przystanął, by raz jeszcze zmienić swoją wąską, zakończoną szpiczastym nosem twarz w groźną maskę. Draker był zbyt zajęty gapieniem się na Liverę, by w ogóle zareagować, Szczurzec musiał więc szturchnąć go w kudłaty łeb.

– Obudź się, przygłupie! Mamy robotę, pamiętasz?

– I tak nie byłoby was stać na którąkolwiek z nas – stwierdziła Livera, nie odrywając wzroku od swojego haftu. Siedziała przy oknie, pracując igłą i nicią na tamborku z jedwabiem. Jej plisowana spódnica była wystarczająco długa, by ukryć sztylety, które miała przymocowane do obu nóg. W pochwie na plecach Derli czekał nóż, zakrzywione ostrze, jakiego rybacy używają do patroszenia, bez trudu nadające się do wybebeszenia kogoś albo poderżnięcia mu gardła w zamkniętym pomieszczeniu.

– Uważaj, co gadasz. – Szczurzec starał się brzmieć groźnie. Jego złowieszczy ton osłabił nieco fakt, że cofnął się o kilka kroków, by nie deptać dywanu ubłoconymi buciorami.

Derla zawsze sądziła, że jest zbyt przezorny, by nadawać się na skutecznego oprycha, dziś jednak jego zwyczajowa nerwowość zmieniła się w czyste przerażenie. Strach jest zły, była tego pewna. Strach sprawia, że nawet tchórze stają się niebezpieczni.

– Mówcie, czego chcecie, albo spierdalajcie – powiedziała. – Mamy zaplanowane spotkania.

– Frentis – rzucił Szczurzec. – Gdzie jest?

– A skąd mam wiedzieć?

– Jesteś jego paserką. Wszyscy o tym wiedzą.

– Jestem paserką co najmniej połowy kieszonkowców w tym mieście. To nie znaczy, że wiem, gdzie w danej chwili są. – Przechyliła głowę w pokazie lodowatej kalkulacji. – Ale to też nie znaczy, że nie będę w stanie go wytropić, o ile oczywiście zostanę odpowiednio nagrodzona za taką fatygę. Swoją drogą, co on takiego zrobił?

– Przespałaś cały dzień czy jak? – zdziwił się Szczurzec. – Wrze w całej dzielnicy.

– Miałyśmy pracowitą noc – stwierdziła Livera, uśmiechając się do Derli. – Za długo nie pospałyśmy, no nie, Derl?

– Co to…? – rzucił Draker chrapliwym, pełnym pożądania głosem, nieświadomie robiąc krok naprzód. Derla czuła zapach grogu bijący od jego brody.

– Robota! – przypomniał mu Szczurzec, znów szturchając go w głowę. Tym razem potężny mężczyzna warknął, a potem przygarbiony odwrócił się do swego drobnego kompana, gotów się na niego rzucić.

– Debile, jeżeli chcecie się lać, róbcie to na zewnątrz – powiedziała Derla.

Mężczyźni przez chwilę gapili się na siebie, a potem znów odwrócili do Derli. Na brodatym obliczu Drakera pojawił się grymas nadąsania, lecz jego spojrzenie koniec końców i tak zaczęło błądzić w kierunku Livery.

– Zeszłej nocy Hunsil stracił oko – rzekł Szczurzec. – Robota Frentisa.

– Tego wychudłego gnojka? – prychnęła Derla. – Nie żartuj.

– Byłem tam – upierał się Szczurzec. – Z piętnastu kroków cisnął nożem i trafił Hunsila w oko, a potem spierniczył, skacząc po dachach. Niejeden zawodowy zabójca nie zrobiłby tego równie dobrze.

A jeszcze lepiej byłoby, gdyby dokończył robotę, pomyślała Derla, przywołując na twarz wyraz całkowitego zdumienia. Szczurzec tymczasem mówił dalej:

– Sama widzisz. Hunsil nie chce nawet słyszeć o żadnych gadzinych odeszkodowaniach ani niczym takim. A jeśli mu powiemy, żeście nie współpracowały, to przyśle nas tu znowu, tyle że z innym zadaniem.

Derla z początku nie odpowiedziała, wpatrując się w coraz bardziej błyszczącą warstwę potu na łysiejącej głowie Szczurca.

– Byłeś tam – odezwała się po chwili. – Miałeś go pilnować, co nie? No to chyba nie poszło ci za dobrze, nie uważasz? Pewnie o to się tak wkurwił. Więc coś mi się zdaje, że to na was się wścieka, a nie na mnie.

– Po prostu powiedz, gdzie on jest, Derla! – Szczurzec zrobił krok naprzód, obnażając zęby w grymasie zwiastującym rychłe użycie przemocy. Draker podążył za przykładem towarzysza, pochylając się i szykując do ataku.

Derla widziała napięcie na twarzy Livery, która przestała haftować, położyła dłonie na kolanach i ściskała materiał spódnicy. Derla zdusiła chęć chwycenia za nóż, zamiast tego zmarszczyła brwi i znów odezwała się do swoich gości:

– Czy to na pewno najlepszy pomysł?

Czasami pewna reputacja związana z brutalnością ma swoje zalety. Derla własną zyskała po wyjątkowo krwawej walce z pewnym volariańskim kapitanem. Facet korzystał z jej usług niemal przez cały tydzień, po czym w wyjątkowo chamski sposób wyraził niechęć do uregulowania rachunku, co wywołało jej nieszczególnie cywilizowaną reakcję. Mimo że Derli nie udało się odzyskać pieniędzy, pocieszała się świadomością, że mężczyzna nie będzie już do nikogo zwracał się w równie wulgarny sposób, gdyż udało jej się skrócić jego język o dobre dwa cale.

Jej słowa zdenerwowały Drakera, jednak Szczurzec, odrobinę bystrzejszy od kompana, powstrzymał go gestem ręki.

– Jeśli nie będziesz gadać z nami, on przyśle tu kolejnych, już nie tak miłych – stwierdził w nieczęstym przypływie szczerości.

Derla westchnęła z irytacją, a potem zwróciła się do Livery:

– Liv, ty najlepiej znasz tego gnojka. Gdzie mógł się zaszyć?

– Zna kanały lepiej niż ktokolwiek w mieście, nawet ty – odparła Livera, uśmiechając się słodko do Szczurca.

– Już je przeszukali od jednego końca do drugiego – powiedział. – Musi być gdzie indziej.

– Zawsze gadał, że jak da radę złupić wystarczająco dużo, to pewnego wykupi sobie koję na statku. „Odpłynę z tej dziury na dobre”, tak właśnie mówił.

– W dokach też go szukali.

– A czy „Wędrowiec” nadal stoi w porcie? – zapytała Derla, a potem zaczęła opowiadać o skłonnościach bosmana. – Jeśli chłopak będzie wystarczająco zdesperowany, każda koja może okazać się dobra – dodała, wzruszając ramionami. Prawdę mówiąc, już o świcie odbyła ukradkową wycieczkę do doków, by upewnić się, że „Wędrowiec” opuścił port wraz z porannym przypływem. Przy dobrych wiatrach miał dopłynąć aż na Daleki Zachód, co znaczyło, że nie wróci do Varinshold przez co najmniej rok.

– Sprawdzimy to – stwierdził Szczurzec, popychając Drakera ku drzwiom.

Ten jednak ani drgnął. Znów patrzył tylko na Liverę.

– Mam parę monet… – zaczął, sięgając do sakwy u pasa.

– Nie ma tyle złota ani wódy na świecie – powiedziała Derla, a potem wskazała na drzwi.

Twarz Drakera pociemniała, jednak posłusznie poczłapał śladem Szczurca do wyjścia.

– Na waszym miejscu – dodała jeszcze Derla – nie zabawiłabym tu zbyt długo. Jak już Hunsil sprawdzi każdą dziurę w tym mieście, szukając Frentisa, będzie musiał się na kimś wyładować. Słyszałam, że na południowym wybrzeżu można nieźle zarobić, jeśli oczywiście nie boicie się zmoczyć nóżek.

Szczurzec wpierw przeszył ją wzrokiem, lecz w końcu skinął głową z ponurą akceptacją i zamknął za sobą drzwi.

– Mogło pójść gorzej – zawyrokowała Livera, jak tylko kroki na klatce schodowej ucichły. Derla podeszła do okna i obserwowała, jak para szubrawców oddala się deptakiem Loftera w kierunku doków.

– Przy odrobinie szczęścia – powiedziała – zostaną na tyle długo, by przekonać Hunsila, że Frentis już odpłynął, a potem szybko uciekną z miasta.

– To jeszcze nie znaczy, że nie przyśle tu kogoś innego.

– Nie – przyznała Derla, siadając koło Livery i chwytając jej dłoń. – Lepiej będzie się przyczaić na jakiś czas. Żadnej paserki, póki to całe zamieszanie się nie skończy. Żadnych spotkań przez kilka następnych tygodni. I na wszelki wypadek się spakuj, gdybyśmy musiały stąd zwiewać.

– Ale Kwo ma już dla mnie następnego klienta – zaprotestowała Livera. – To nilsaelicki kupiec, który wykupił królewski przywilej handlu w Varinshold. – Oparła głowę o ramię Derli, otwierając szeroko oczy i unosząc brwi w figlarnej prośbie. – Kupcy zawsze tyle wiedzą – zamruczała. – Pomyśl tylko o wszystkich tych łupach, które jego statki tutaj dostarczą. Jedwab i porcelana, tak powiedział Kwo. To gruba ryba, Derl. Szkoda byłoby go nie usidlić. Zresztą Hunsil też będzie nam nieźle płacił za takie informacje. Może dzięki temu przestanie się tak wkurzać.

– Czasami mam wrażenie, że trochę za dobrze cię wyszkoliłam – wymamrotała Derla. – Kiedy?

– Następny oprian.

– A ten kupiec to jakiś cywilizowany typ czy kolejny zboczeniec od Kwo Sha?

– Człowiek o nieskomplikowanych gustach, najwyraźniej. Łatwo go zadowolić. – Livera wzruszyła ramionami.

– W porządku. – Derla ścisnęła jej dłoń. – Ale zatrudnię Gallisa, żeby miał was na oku, w razie gdyby ten facet okazał się nie aż taki prosty. I weź ze sobą nóż.

W opriański wieczór Livera dotrzymywała towarzystwa nilsaelickiemu kupcowi, a Derla spędzała czas nad książką. „Rozkwit Królów--Kupców” Aspekta Dendrisha polecił jej jeden z klientów. Był mistrzem historii z Trzeciego Zakonu i zgodził się, w zamian za obniżenie stawki godzinowej, pomóc jej w nauce. Po przebrnięciu przez pierwsze sto stron tej napuszonej prozy, w której narracja przeważała nad sensowną analizą, Derla doszła do wniosku, że jej klient był zbyt stronniczy w ocenie dzieła swojego Aspekta. Mimo to w tomie udało się jej trafić na interesujące tabele statystyczne, które ilustrowały rozwój handlu na Dalekim Zachodzie od czasów Czerwonej Ręki – na ich podstawie sporządzała własne notatki przez dwie satysfakcjonujące godziny. Jeśli nie liczyć Livery, w ostatnich latach to właśnie ekonomia była największą pasją Derli, a w ich pokojach piętrzyło się coraz więcej książek z tego zakresu. Wielce to Liverę bawiło: „Na co dziwce te wszystkie słowa i liczby?” – zapytała niedługo po tym, jak się wprowadziła.

– Umysł może pozostać zdrowy znacznie dłużej niż ciało – powiedziała jej Derla. – Nie mam zamiaru popaść w nędzę na stare lata.

Tak mocno skupiła się na swoich zapiskach, że nie zwróciła uwagi na godzinę, póki zza okna nie dobiegło ciche bicie dzwonu północy. Mimo że z racji wykonywanego zawodu pracowały zwykle do późna, Livera z reguły była w domu jeszcze przed północą. Derla na moment wróciła do swoich zajęć, niedługo potem zaczęła jednak chodzić w tę i we w tę po pokoju, z każdą sekundą coraz bardziej zdenerwowana. Gdy w ciągu godziny Livera nadal się nie pojawiła, Derla przymocowała sobie nóż do pasa, zarzuciła płaszcz na ramiona i wyszła na ulicę.

Najpierw udała się do Czerwonej Kotwicy, niewielkiej, ale dobrze prosperującej pijalni, gdzie wedle jej wiedzy Gallis lubił od czasu do czasu wpadać na kielicha czy dwa, jeśli tylko miał jakieś pieniądze. Jako że zastała tam ledwie połowę klientów, nie było sensu zwracać na siebie uwagi. Nigdzie nie było śladu Gallisa, a barman twierdził, że tej nocy w ogóle go nie widział.

– Pewnie włazi po ścianie do domu jakiegoś bogacza – stwierdził, wzruszając ramionami. Potem nachylił się do niej i nieco ciszej dodał: – Pewnie dziś w nocy nie pracujesz, co, Derl? Wieczory zrobiły się fest nudne, odkąd Jednooki zaczął swoje polowanie.

Jednooki. Wiedziała, że w końcu zaczną go tak nazywać. Od czasu zniknięcia Frentisa Hunsil urządzał czystki, jakich półświatek Varinshold nie widział od lat.

Według plotek już ponad tuzin ciał spoczęło na dnie zatoki, a większość z ofiar Hunsil zamordował nożem osobiście na oczach rodzin. Mówiło się też, że kazał im przed śmiercią patrzeć w swój pusty oczodół, rozkazując powiedzieć wszystko, co wiedzą na temat Frentisa, i ostrzegając, że duch jego oka potrafi przejrzeć każde kłamstwo. Strach przed szałem Jednookiego poskutkował tym, że wszelka przestępcza działalność właściwie zanikła. Dziwki i złodzieje nie opuszczali swych domów, nie chcąc przyciągać uwagi nowego króla, którym dzięki tym polowaniom stał się właśnie Hunsil.

Derla zignorowała propozycję barmana i rzuciła na bar kilka miedziaków.

– Daj znać, jak Gallis się pokaże – powiedziała, a potem odwróciła się i wyszła.

Gallis wynajmował strych na ulicy Garbarzy, tuż nad sklepem skórzanym. Czynsze były niskie, głównie z powodu zapachu, więc Derla, waląc w drzwi, drugą ręką przyciskała do nosa perfumowaną chustkę.

– Nie wracał przez cały dzień – stwierdził wyraźnie rozzłoszczony właściciel, patrząc na nią zaczerwienionymi oczami. – Nie mam czasu dla natrętnych dziwek…

Był już stary i słaby, więc gdy Derla zablokowała mu ramieniem i stopą drzwi, nie miał siły ich domknąć.

– A ja nie mam nastroju na takie obelgi, stary skurwielu – powiedziała mu cicho, unosząc nóż i przystawiając jego szpic do nosa mężczyzny. – Kiedy Gallis już wróci, powiedz mu, że Derla go szuka i lepiej, żeby się przede mną nie chował. – Trzymała ostrze przy wielkim nosie garbarza, póki starzec nie skinął głową.

Przez kolejne bezowocne godziny odwiedzała każde miejsce nadające się na schadzkę, nie znalazła jednak ani Gallisa, ani Livery. W końcu, kiedy na dachach kładły się już pierwsze promienie świtu, zmusiła się, by wrócić do domu. Gdy skręciła przy deptaku Loftera, zatrzymała się nagle, widząc przed wejściem do swojego budynku Małą Dot.

Mimo że miała już niemal dwadzieścia lat, Dot nie przekraczała trzech stóp wzrostu nawet o włos. Jej drobna twarzyczka, zazwyczaj radosna i roześmiana, dziś zmieniła się w maskę podszytego smutkiem współczucia.

– Siostra mnie przysłała – powiedziała, gdy Derla wreszcie zdołała zrobić krok naprzód, czując, jak żołądek zaciska się jej w supeł. Siostra dziewczyny, Duża Dot, była zarówno uzdrowicielką, jak też grabarzem większości przestępców w Varinshold.

Derla dała radę zrobić jeszcze kilka kroków, nim w końcu znieruchomiała, walcząc z zawrotami głowy. Mała kobieta złożyła dłonie i zamrugała, by pozbyć się łez. Zawsze bardzo lubiła Liverę, ale kto jej nie lubił?

– Nie żyje? – zapytała Derla, zdumiona spokojem we własnym głosie.

– Tak mi przykro, Derl…

– A Gallis?

– Mocno oberwał, ale jeszcze oddycha. – Dot zrobiła krok naprzód, by chwycić dłoń Derli. – Chodź – powiedziała, a Derla pozwoliła jej się prowadzić, nie mogąc wydusić nawet słowa. – Trzeba wszystko przygotować.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

Copyright © The Lord Collector 2015 by Anthony Ryan Copyright © A Duel of Evils 2015 by Anthony Ryan Copyright © The Lady of Crows 2017 by Anthony Ryan Copyright © Many Are the Dead 2018 by Anthony Ryan Copyright © 2025 by Fabryka Słów sp. z o.o.

Tytuły oryginałów: The Lord Collector, A Duel of Evils, The Lady of Crows, Many Are the Dead

WYDANIE I

ISBN 978-83-8375-019-4

Kod produktu: 4000637

Wszelkie prawa zastrzeżone All rights reserved

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

REDAKTORKA PROWADZĄCA Joanna Orłowska

TŁUMACZENIE Marcin Kiszela

REDAKCJA Dorota Pacyńska

KOREKTA Agnieszka Pawlikowska

GRAFIKA ORAZ PROJEKT OKŁADKI Szymon Wójciak

ILUSTRACJE ORAZ MAPY Paweł Zaręba

SKŁAD WERSJI ELEKTRONICZNEJ [email protected]

PRODUCENT Fabryka Słów sp. z o.o. ul. Poznańska 91 05-850 Ożarów Mazowiecki [email protected]

DANE DO KONTAKTU Fabryka Słów sp. z o.o. ul. Chmielna 28B/4 00-020 Warszawawww.fabrykaslow.com.pl [email protected]/fabrykainstagram.com/fabrykaslow/

WYDAWCA Robert Łakuta

DYREKTORKA WYDAWNICZA Izabela Milanowska

MARKETING Luiza Kwiatkowska Urszula Słonecka

SPRZEDAŻ INTERNETOWA

ZAMÓWIENIA HURTOWE Dressler Dublin sp. z o.o. ul. Poznańska 91 05-850 Ożarów Mazowiecki tel. (+ 48 22) 733 50 31/32www.dressler.com.pl [email protected]