Kontury - Jakub Jarno - ebook + audiobook + książka

Kontury ebook i audiobook

Jarno Jakub

5,0
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów, by naprzemiennie czytać i słuchać.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

W powojennej zawierusze niknęło wszystko, a przede wszystkim ludzkie losy.

Należałam do ludzi, którzy nigdy nie powinni się urodzić, nie mieli bowiem szansy na to, by nauczyć się żyć. Byłam dzieckiem otchłani, wytworem chaosu, bezpańskim pyłem na gruzach historii.Po wojnie było nas piętnaście milionów. W Polsce półtora. Dwadzieścia dwa procent całego młodego pokolenia.Ziemie odzyskane, ziemie utracone, a dzieci bezprzymiotnikowe.

„Kontury” to przejmująca opowieść o Wandzie Jeżyńskiej – urodzonej w ostatnich dniach wojny dziewczynie, próbującej okiełznać największy z żywiołów i zawrócić bieg własnego losu. Zdana wyłącznie na siebie, radzić musi sobie w świecie nieprzyjaznym, bezlitosnym i wystawiającym ją na najcięższe próby. Rękę wyciągają do niej Franek Światło i Urban Sierpiński – która z nich jest pomocą, a która przekleństwem, Wanda ma przekonać się dopiero po latach.

Brakowało mi wszystkiego, nawet dokumentów poświadczających, że się urodziłam, że skądś pochodzę, że ktoś mnie na ten świat przywiódł i z jakiegoś powodu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 370

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 49 min

Lektor: Krzysztof GosztyłaMaja Ostaszewska

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Opieka redakcyjna: ANITA KASPEREK

Zespół redakcyjno-korektorski: HENRYKA SALAWA, MARIA ROLA, ANNA POINC-CHRABĄSZCZ, KRYSTYNA ZALESKA, JOANNA ZABOROWSKA

Projekt okładki i stron tytułowych: TOMASZ MAJEWSKI

Zdjęcie na okładce: AnjoKanFotografie / iStock

Układ typograficzny: MAREK PAWŁOWSKI

Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ

© Copyright by Jakub Jarno© Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2025

Wydanie pierwsze

ISBN 978-83-08-08793-0

Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl e-mail: [email protected] tel. (+48 12) 619 27 70

Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.

Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).

Wydawca zakazuje eksploatacji tekstów i danych (TDM), szkolenia technologii lub systemów sztucznej inteligencji w odniesieniu do wszelkich materiałów znajdujących się w niniejszej publikacji, w całości i w częściach, niezależnie od formy jej udostępnienia (art. 26 [3] ust. 1 i 2 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych [tj. Dz.U. z 2025 r. poz. 24 z późn. zm.]).

Matce mojej dedykuję

Część pierwsza

1

Było tak, jakby dopiero razem się powołali do życia. W ich spotkaniu pomieścił się cały wszechświat, wcześniej rozrzucony na peryferiach przypadków, omyłek i losowych zdarzeń.

Zanim go spotkała, siebie nawet nie znała, nie było bowiem kogo poznawać. On dopiero dał jej płótno, na którym uczyła się szkicować własny portret. Nikt nie dopełnił nikogo, nikt nikogo nie odnalazł, nikt kompletny się nie stał dzięki drugiemu. Ustanowili się wzajemnie, przedtem nieświadomi, że osobno pozostawali li tylko przechodnim mirażem.

Od niego chciała zacząć, jak tylko usiadły do rozmowy. Właśnie jego dotyczyło pierwsze pytanie, a ona mogła godzinami, bez ustanku, o nim rozprawiać, kołysząc się na falach wspomnień. Niosła ją pamięć o pierwszych spojrzeniach wymienionych, słowach sobie danych i oddechach przekazanych. Wynosiła ją daleko poza teraźniejszość, daleko poza czas i poza siebie, do miejsca, gdzie znów nikt poza nimi wstępu nie miał.

Czuła na sobie jej wyczekujące spojrzenie, napastliwe wołanie o to, by uchyliła drzwi i zaprosiła ją do środka.

Mogła to zrobić. Mogła przecież powiedzieć o nim wszystko.

Zamiast tego powiedziała bolesne nic.

2

W trakcie zbyt długiego życia Wanda Jeżyńska okazji do udzielenia wywiadu miała bez liku. Nie skorzystała z żadnej. Zgodziła się tylko na ten jeden, tylko teraz, tylko tu, choć redakcje kolejnych czasopism prześcigały się w próbach nakłonienia jej do rozmowy, jakby od tego zależał ich dalszy byt.

Odmawiała im zawsze, usilnie bowiem uciekała od rozgłosu, dostrzegając w nim niebezpieczną anomalię istnienia. Nigdy nie pozwoliła mu się do siebie zbliżyć – i być może dlatego gonił za nią tak uparcie, ścigał ją z niespożytą siłą i nigdy o sobie zapomnieć nie pozwalał.

Moment, w którym zaprosiła go do siebie, był jak kres życia. Nie ten nagły, niepożądany i druzgocący, lecz długo wyczekiwany, upragniony, niosący spokój. Naraz wszystko, co miało przyjść potem, przestało mieć znaczenie, a droga naprzód zaczęła prowadzić do bezpiecznego nikąd. Wanda odkryła, że łatwo wpuszcza się śmierć – to ucieczka przed nią była udręką.

Ta, która śmierć przyniosła, siedziała teraz przed nią. Dziennikarka „Głosu Obywatelskiego”, dotychczas zajmująca się weekendowym dodatkiem kulturalnym. Wanda sama ją wybrała, namaściła na jedyną spowiedniczkę, której dane będzie wysłuchać tego, co wcześniej starały się poznać zastępy reportażystów, biografów i redaktorów.

Pierwsze pytanie wciąż unosiło się nad dzielącym je stolikiem, czekało, aż Jeżyńska je pochwyci i uczyni czymś namacalnym. Pytanie o niego. Pytanie o nich, a w istocie także o nią.

– Więc?

Wanda trwała pośrodku skrzyżowania wspomnień, popychana naprzód siłą woli tej dziewczyny. Opierała się bez trudu, miała doświadczenie. Wolała trasę wyznaczyć sama.

– Dlaczego chcesz od niego zacząć? – spytała.

Wzrok dziennikarki przemknął po osobach pochylonych nad swoimi stolikami, swoimi sprawami i problemami. Niewielu zwracało uwagę na kobietę i dziewczynę, większość postrzegała je jako element wystroju wnętrz, który znalazł się tutaj, by nie czuli się odosobnieni.

Koło zamachowe zbiorowego zainteresowania w końcu jednak pójdzie w ruch. Katalizatorem okaże się jedno lub drugie zbyt głośno wypowiedziane zdanie. Któraś z osób zrozumie, że przy stoliku obok siedzi Wanda Jeżyńska. W dodatku udziela wywiadu, nadając temu spotkaniu historyczny rys.

– Dla ludzi to istotne – zauważyła dziennikarka.

Odpowiedź Jeżyńskiej ledwo pomieściła się w jej milczeniu. Zdawała się wypełniać je po brzegi.

– Zdaje sobie pani sprawę, że jeśli chodzi o pani życie, to nikt nie wie, co jest prawdą, a co fikcją. Mimo tych wszystkich teorii i plotek nadal pozostaje ono dla nas jedną wielką zagadką.

– Nie ma zatem między nami różnicy.

– Jest dość duża.

– Jaka?

– Pani potrafi rozwiązać kwestię, która nas nurtuje.

Kwestię trywialną, kwestię banalną, kwestię, która niczym nie zasłużyła sobie na poważną dysputę. W końcu nieprzystającą do żadnego poważanego towarzystwa. A mimo to będącą obiektem zainteresowania każdego, kto znał historię Wandy.

– Który z nich był mężczyzną mojego życia?

– Owszem.

– Wydaje ci się to istotne?

– W pani okolicznościach najistotniejsze.

– W innych nie?

– Nie aż tak.

Spojrzenie dziewczyny miało wymuszoną ostrość. Przed przyjściem tutaj być może długo stała przed lustrem, powtarzając sobie, że nie da się zbić z pantałyku, będzie stanowcza, twarda i w swoich dociekaniach nieustępliwa. Nie pozwoli wywieść się na manowce, nie wyjdzie stąd uboższa. Wykradnie to, czego nikomu przed nią nie udało się zdobyć.

– Wiemy, że w pani życiu było ich tylko dwóch – podjęła.

Wzrok Wandy zakołysał się nieznacznie; boja podczas flauty.

– To nieprawda?

– Jeśli tak, byłoby to dość smutne życie.

Dziennikarka starała się kontrolować mięśnie twarzy, wszystko w niej jednak coś mówiło, cała była mową. Nie potrafiła ukryć obawy, że jedno niefortunne słowo mogłoby doprowadzić rozmowę do końca. Obawy zresztą bezpodstawnej. Słowom należało ufać, zawsze okazywały się najlepszym przewodnikiem. Od nich wszystko brało początek i w nich odnajdowało kres.

– Nie wiadomo nawet, który z nich jest ojcem pani dziecka – dodała dziewczyna.

– Czy to istotne?

– Tak jak mówiłam, w normalnej sytuacji nie. Ale pani sytuacja daleka jest od normalnej.

– Wszystko zależne jest od przyjętej miary.

– Ja przyjmuję standardową – odparła dziennikarka. – I raczej nie daje się jej przyłożyć do pani.

– Może zatem trzeba zmienić miarę. Lub w ogóle się jej pozbyć.

Obojętne wzruszenie ramion miało ukryć apetyt, który narastał w rozmówczyni.

– Nie chce pani o nim mówić? To dlatego, że nie żyje?

– Wciąż nie ustaliłyśmy, historię którego z nich chcesz poznać.

– Bo nie odpowiedziała pani na pierwsze pytanie.

– Cały czas odpowiadam.

– W takim razie umyka mi sens.

Dziennikarka poświęciła chwilę oczekiwaniu, aż Wanda podejmie wątek. Kiedy stało się jasne, że został porzucony, zaczęła szukać innej drogi.

– Może opowie mi pani o obydwu?

– Może.

Nieco czasu upłynęło, od kiedy Wanda ostatnim razem zebrała myśli na ich temat. Zazwyczaj rozganiała je, starała się, by nie przybrały wyraźnego kształtu żadnego z mężczyzn. Pamiętanie jest sprzeczne z naturą, człowiek został stworzony do zapominania. Wszystko, co niegdyś, obróci się wniwecz, jeśli zostawić to regułom rządzącym światem. Spośród wszystkich istot żywych to ludzkość jako jedyna podniosła bunt, poczęła utrwalać swe przeżycia na ścianach jaskiń, spisywać historie na papirusach, wykonywać fotografie, kręcić filmy, wznosić mauzolea, nagrobki, miejsca pamięci. Podjęła walkę z prawami natury, starając się zachować to, co do niej nie należało.

Ostatecznie odwróciła bieg rzeczy. Pęd człowieka ku ocaleniu sprawił, że wszystko stało się pamięcią. Ludzie także.

– Nie ma takiej płaszczyzny, na której zmieściliby się obaj – powiedziała Wanda. – Dzieliło ich wszystko, łączyłam chyba tylko ja. Jeden żył, jak musiał, drugi żył, jak chciał.

– Który z nich był pani bliższy?

Nie potrzebowała sięgać daleko w siebie po odpowiedź, ta bowiem nigdy jej nie opuszczała. Towarzyszyła jej każdego dnia, nie dawała spokoju, przynosiła ze sobą wszystkie te słowa, które przepadły w milczeniu, a które mogły niegdyś zmienić los.

– Pani Wando?

Już uchyliła drzwi, czuła, że wpada przez nie podmuch innego, obcego jej świata. Tego, od którego latami się odgradzała, ignorując jego istnienie.

Wraz z nim drogę do niej utorował sobie on.

Był tu. Czekał, aż go przedstawi.

Siedzący przy sąsiednich stolikach ludzie jakby uświadomili sobie, że przestają być statystami w życiu Wandy Jeżyńskiej. Poczęli spoglądać na nią ukradkiem, wyczuwając, że oto na ich oczach dzieje się coś przełomowego.

Schowała ręce pod blat stolika.

– Wolałaby pani zacząć od czegoś innego?

– Wolałabym.

– Od czego?

– Od tego, jak mi życie zajrzało w oczy.

Rozmówczyni zmagała się z najgłośniejszym wołaniem, jakie odzywa się w człowieku. Starało się popchnąć ją do działania, konkurując z kojącym podszeptem umysłu, by czekać.

– Jeżyna – rozległ się z oddali kobiecy głos.

Nie dotarł do Wandy, nie mógł jej dosięgnąć w miejscu, do którego zmierzała.

– Jeżyna – powiedziała jeszcze raz strażniczka więzienna. – Ręce na blat. Tak żebym widziała.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki