Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł
Rodzinne sekrety, zaginiony obraz i prawda, która zmienia wszystko.
Rok 1965. Julita Stawiszyńska, pisząc pracę magisterską o zaginionych podczas wojny dziełach sztuki, odkrywa w archiwum fotografię, która natychmiast przykuwa jej uwagę. Widać na niej niemieckiego żołnierza i fragment obrazu, który kiedyś należał do jej rodziny. Obecność mężczyzny w przedwojennym mieszkaniu rodziców staje się tajemnicą, którą Julita postanawia rozwikłać. Pokazuje zdjęcie ojcu, a jego wymijająca odpowiedź sprawia, że zaczyna podejrzewać, iż coś przed nią ukrywa. Dziewczyna rozpoczyna prywatne śledztwo, które pomaga jej odkryć prawdę o swoim pochodzeniu oraz zaginionej podczas wojny matce.
Lata trzydzieste XX wieku. Weronika Lazurek, wychowywana przez surową i apodyktyczną ciotkę, marzy o niezależności i nauce w szkole pielęgniarskiej. Gdy opiekunka nie zgadza się na jej wyjazd do Warszawy, Weronika decyduje się na małżeństwo z Kajetanem Stawiszyńskim, mężczyzną, którego ledwie zna. Ich wspólne życie w stolicy przerywa wojna. Rozłąka z mężem zmusza ją do głębokiej refleksji nad uczuciami i wyborami, których dokonała. Nie spodziewa się jednak dramatycznych konsekwencji swoich decyzji.
Kim jest mężczyzna ze zdjęcia i z jakiego powodu ojciec Julity nie mówi jej całej prawdy? Jakie tajemnice kryje zaginiony obraz? I czy mroczne rodzinne sekrety w końcu wyjdą na jaw?
Kolor zemsty Joanny Jax to opowieść pełna emocji, które splatają przeszłość z teraźniejszością. To historia o odkrywaniu siebie, miłości, zdradzie, przebaczeniu i o tym, jak przeszłość może wywrócić do góry nogami wszystko, w co wierzyliśmy. Pełna życiowej prawdy, smutku i tęsknoty, zostaje w sercu na długo.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 336
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 7 godz. 0 min
Lektor: Agnieszka Postrzygacz
Opieka redakcyjna: KATARZYNA KRZYŻAN-PEREK
Redakcja: ANNA RUDNICKA
Korekta: ANETA TKACZYK, BARBARA GÓRSKA
Opracowanie graficzne: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN
Na okładce i stronach tytułowych rozdziałów wykorzystano obraz Jana Bogumiła Plerscha Burza (1809 r.)
Zdjęcie na okładce: © joelmirbarbosa/Freepik
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
© Copyright by Joanna Jax© Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2025
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-08755-8
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl e-mail: [email protected] tel. (+48 12) 619 27 70
Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.
Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA).
Wydawca zakazuje eksploatacji tekstów i danych (TDM), szkolenia technologii lub systemów sztucznej inteligencji w odniesieniu do wszelkich materiałów znajdujących się w niniejszej publikacji, w całości i w częściach, niezależnie od formy jej udostępnienia (art. 26 [3] ust. 1 i 2 ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych [tj. Dz.U. z 2025 r. poz. 24 z późn. zm.]).
Otworzyła oczy i pomyślała, że to będzie piękny dzień. Słońce wdzierało się wąskim strumieniem przez częściowo zasunięte kotary, a stukot tramwajów i odgłos samochodowych silników przerywał od czasu do czasu świergot ptactwa.
Julita Stawiszyńska przeciągnęła się, ziewnęła, a po chwili podniosła się z łóżka; tego poranka obudziła się, zanim budzik zaczął głośno i natarczywie terkotać. Zazwyczaj, gdy słyszała jego dźwięk, nakrywała głowę poduszką i czekała, aż przestanie dudnić jej w uszach. Niekiedy, jeszcze na wpół śpiąca, wysuwała rękę spod kołdry i wyłączała go, chociaż wiedziała, że nie będzie się mogła zbyt długo wylegiwać, bo za chwilę wejdzie do pokoju ojciec i zacznie mówić głosem nieznoszącym sprzeciwu: „Wstawaj, wstawaj, moja panno. Życie stygnie. I twoja herbata”.
Tego poranka jednak to ona zamierzała pierwsza przygotować kawę Marago dla ojca i herbatę dla siebie. Potem pobiegnie do pobliskiej piekarni po świeży chleb i zrobi dla ich małej rodziny śniadanie.
Jej tata często tak mówił o ich dwójce: „Nasza mała rodzina”. Wtedy Julita zaczynała się śmiać i odbywała się między nimi taka rozmowa:
– Tatko, nasza rodzina wcale nie musi być taka mała. Jesteś wciąż przystojny i kobiety wodzą za tobą oczami. Nie będę rozczarowana ani rozgniewana, jeśli się z kimś zwiążesz.
– Zanim zainteresuję się jakąś fascynującą kobietką, najpierw wydam cię za mąż. Za kogoś, kto będzie godny córki Kajetana Stawiszyńskiego – mówił z dumą, jakby była co najmniej następczynią tronu.
– Wybacz, tatusiu, ale męża sama sobie znajdę. – Klepała go po dłoni, a potem cmokała w policzek. – Czasy się zmieniły i rodzice już nie wybierają współmałżonków dla swoich pociech.
– Nie pozwolę ci wyjść za jakiegoś hochsztaplera. – Marszczył brwi.
– Na razie nie myślę o ślubie – wzdychała głośno. – Muszę napisać i obronić magisterkę, a potem... Znaleźć jakąś ciekawą pracę.
– Takie podejście to rzadkość. Młode dziewczęta marzą głównie o tym, aby wyjść za mąż i urodzić gromadkę dzieci.
– Tatko, mamy drugą połowę dwudziestego wieku. – Machała ręką i zmieniała temat.
Nie chciała mu mówić, że od kilku miesięcy spotyka się z Grzegorzem Głowackim, świeżo upieczonym inżynierem. Rok temu skończył architekturę na Politechnice Warszawskiej i obecnie pracował w jednym ze stołecznych biur projektowych. Przeważnie nie miała przed swoim ukochanym tatką tajemnic, ale wiedziała, że będzie się o nią niepokoił, bo według niego zakochane kobiety tracą głowę i zamiast zajmować się poważnymi sprawami, myślą jedynie o swoim wybranku.
Mimo szczerych chęci tego ranka nie zrobiła ojcu niespodzianki. Gdy weszła do kuchni, Kajetan Stawiszyński właśnie kończył przygotowywać śniadanie. Chleb był przedwczorajszy, ale tata Julity nigdy nie marnował jedzenia. Zapewne wciąż pamiętał o czasach, gdy głodował. Zerknęła na jego dłonie, a potem na przedramię, na którym miał wytatuowany obozowy numer.
– O, proszę. Dzisiaj Julka wstała bez mojej pomocy. – Uśmiechnął się do niej.
– Słońce mnie obudziło.
– Zaraz będzie śniadanie, ale zdążysz się umyć... – odparł.
Weszła do łazienki i zerknęła w lutro. Była rozczochrana i stwierdziła, że w takim wydaniu już kompletnie nie przypomina swojej matki. Niekiedy potrafiła godzinami wpatrywać się w jej fotografię, jedyną, która ocalała po wojnie. Weronika Stawiszyńska miała na niej upięte w ciasny kok włosy, duże usta i ogromne oczy, z których wyzierał smutek, a może tęsknota. Pewnie zamartwiała się o męża, który w tym czasie przebywał w stalagu. To zdjęcie matki Julita traktowała niczym relikwię i mimo że od zakończenia wojny minęło wiele lat, wciąż nie traciła nadziei, że kiedyś ją odnajdzie. Ojciec chyba już nie miał złudzeń, a może jedynie udawał, ponieważ wciąż nie znalazł sobie innej kobiety. Twierdził, że to ze względu na jego ukochaną córeczkę, ale podejrzewała, że nie mówił jej całej prawdy. Weronika Stawiszyńska nie odnalazła się bowiem ani żywa, ani martwa. Zapewne nie chciał mówić Julicie, że wciąż czeka na żonę. Musiał ją bardzo kochać, jeśli rana po jej stracie nadal się nie zagoiła.
Tuż przed ósmą Julita wsiadła do tramwaju i pojechała do Ministerstwa Kultury i Sztuki, by kolejny raz zagłębić się w archiwaliach. Tytuł jej pracy magisterskiej brzmiał: „Prywatne zbiory dóbr kultury utracone podczas drugiej wojny światowej”. Wybór tematu nie był przypadkowy, jej ojciec od lat pracował nad uzupełnianiem listy zaginionych dzieł sztuki. Mimo mijającego czasu wciąż trafiały do ministerstwa informacje o zagrabionych obrazach, starodrukach i pamiątkach rodzinnych. Wiele osób się łudziło, że pewnego dnia odzyska te rzeczy, ale szanse malały z każdym rokiem.
Pan Stefan, portier w ministerstwie, znał Julitę bardzo dobrze. Przychodziła tu już od kilku miesięcy, wcześniej zaś dość często odwiedzała ojca, gdy ten niestrudzenie studiował fotografie i listy od osób z całego świata, które miały okazję natknąć się na dzieło będące niegdyś w posiadaniu polskich muzeów lub osób prywatnych.
Rodzina Julity także w tej kwestii poniosła stratę. Jedynym cennym przedmiotem, pamiątką pozostałą po przodkach Stawiszyńskich, był obraz Burza Jana Bogumiła Plerscha, namalowany w tysiąc osiemset dziewiątym roku. Zanim zaginął bądź też został skradziony przez Niemców, wisiał na ścianie ich dawnego mieszkania w kamienicy. Po owej kamienicy nie pozostał po powstaniu ślad, podobnie jak po cennym obrazie. Ten jednak zniknął nieco wcześniej i Kajetan Stawiszyński wciąż miał nadzieję na jego odnalezienie.
W pomieszczeniu z archiwaliami było duszno, pachniało stęchlizną, a niewielkie biurko stojące w narożniku znajdowało się z dala od okna i nawet w ciągu dnia Julita musiała zapalać lampkę.
Pani Irenka, która zawsze była uśmiechnięta, położyła jej na biurku kolejny stos szarych teczek.
– Mam dobrą kawę, prosto z Anglii – powiedziała szeptem. – Ma pani ochotę?
– Dziękuję, bardzo chętnie się napiję czegoś porządnego – zaśmiała się Julita. – Ojciec pije tylko zbożową.
– Wiem, do niedawna przesiadywał u nas od rana do wieczora i zdołałam poznać jego zwyczaje.
– W końcu uznał, że już niczego więcej nie skataloguje – odparła Stawiszyńska.
– A listy wciąż przychodzą. – Machnęła ręką pani Irena. – Co z tego, jeśli nigdy nie odzyskamy tych wszystkich rzeczy. Szwaby przywłaszczały sobie różne dzieła nie po to, by je teraz oddawać. Większość pewnie znajduje się w prywatnych domach dawnych faszystowskich prominentów.
– Kiedyś może wypłyną... Na jakichś aukcjach w Amsterdamie czy Wiedniu – mruknęła Julita, chociaż wiedziała, że Polska może odzyskać niewielką część zrabowanych dóbr kultury. Gdyby relacje jej ojczyzny z krajami zachodnimi były nieco lepsze, szanse na pewno by wzrosły, ale w obecnej sytuacji politycznej było to mocno utrudnione.
Irena nie odpowiedziała, tylko wyszła z archiwum i po kilku minutach do nozdrzy Julity dotarł aromatyczny zapach świeżo zmielonej kawy. Sięgnęła po pierwszą teczkę i zaczęła ją wertować, a potem sporządzać notatki.
Kawa była pyszna i mocna, więc Julita od razu nabrała wigoru. Do południa przejrzała ponad połowę teczek i stwierdziła, że jeśli utrzyma takie tempo, prawdopodobnie uda jej się jeszcze dzisiaj spotkać z Grzegorzem.
W kolejnym skoroszycie trafiła na kopertę zaadresowaną zamaszystym pismem, jednak nie znajdowały się na niej dane nadawcy. Pieczęć na znaczku wskazywała, że przesyłka została wysłana z Leska. Zajrzała do środka, ale nie znalazła listu, tylko fotografię. Przedstawiała wnętrze jakiegoś mieszkania. Przy stole siedział niemiecki oficer SS i uśmiechał się drwiąco do obiektywu. W fotografii nie byłoby niczego zadziwiającego, ot, kolejne zdjęcie zbrodniarza, które przez pomyłkę trafiło do niewłaściwego archiwum. Już chciała je odłożyć, gdy nagle zmieniła zdanie i zaczęła się mu wnikliwiej przyglądać.