kocham cię - Jarosław Mikołajewski - ebook

kocham cię ebook

Jarosław Mikołajewski

0,0
14,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Nowy zbiór wierszy Jarosława Mikołajewskiego – jednego z najważniejszych polskich poetów współczesnych.

Tom kocham cię to wyjątkowo osobiste wyznanie osobnego człowieka i artysty w coraz bardziej skomplikowanej rzeczywistości. Poeta w charakterystycznym dla siebie tonie przeplata reportażowe refleksje nad światem tu i teraz z uniwersalnymi prawdami na temat ludzkiego losu. Melancholia, empatia, miłość i przyjaźń mieszają się z cierpieniem, tęsknotą, wstydem i stratą. Piękno staje naprzeciw brzydocie, a starość przegląda się w lustrze młodości.

Jarosław Mikołajewski w kolejnym tomie poetyckim zrzuca na czytelników obezwładniający ładunek emocji. Z właściwą sobie czułością i przenikliwością pisze o tym, co bliskie każdemu z nas. Używając magicznej, a często dziś banalizowanej formuły „kocham cię”, rzuca wyzwanie współczesnemu człowiekowi. Prowokuje do debaty na temat wymiarów i znaczeń miłości: kiedyś, dziś, zawsze.

Ta książka to także miłosne wyznanie do znajomych i nieznajomych, do czystego piękna i piękna kryjącego się w zwyczajności.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 24

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Spis wier­szy
Karta re­dak­cyjna
chło­piec z piłką
ko­mu­ni­kat pra­sowy
szlak her­ba­ciany
gdzie je­steś?
stary ry­bak
za­kład ko­biecy
krup­nik
bez­kre­sne me­tro
safo
ulice przy­ja­ciół
*** (spo­tka­łem wła­śnie chłopca...)
cen­tralny
mi­ste­rium ho­mi­nis
pod­skórne
późny za­pach
trzeci krok
po­ca­łu­nek na spo­tka­niu au­tor­skim
co do lu­dzi
*** (są ta­kie pół­noce...)
umowa
w dniu uro­dzin ju­lii i śmierci cze­sława
my
na­ry­suj mi boga I
wiel­ka­noc 2023
na­ry­suj mi boga II
ich­thys
na­ry­suj mi boga III
ko­cham cię
paw­łowi smo­leń­skiemu
my­śli zwier­szo­wane 18 maja
roz­mowa z be­atrice
roz­mowa z kawką
wy­spy szczę­śliwe
*** (cza­sem jed­nak zni­kasz...)
do tych sze­ściu­set któ­rzy leżą na dnie
hi­sto­ria uni­ver­sa­lis
Opieka re­dak­cyjna: SE­BA­STIAN BREJ­NAK
Ko­rekta: ANETA TKA­CZYK, KRY­STYNA ZA­LE­SKA
Opra­co­wa­nie gra­ficzne: RO­BERT KLE­EMANN
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Ja­ro­sław Mi­ko­ła­jew­ski © Co­py­ri­ght by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2024
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07930-0
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

chło­piec z piłką

czę­sto my­ślę o so­bie jak o chłopcu

który do­stał do ręki piłkę

a do serca obo­wią­zek

by trzy­mał ją bez chwili wy­tchnie­nia

czy od­ra­bia lek­cje

prze­wija dzieci

opa­truje ran­nych

ni­czego nie może obiema rę­kami

bo piłka spad­nie i zruj­nuje wszech­świat

ten chło­piec czuje

choć nikt nie po­twier­dza

że je­śli piłkę po­łoży na ziemi

zie­mia ugnie się pod jej cię­ża­rem

nad­wy­rę­ża­jąc me­ta­fi­zyczną gumkę

którą przy­twier­dzona jest do kostki boga

tak samo boi się o księ­życ pło­nący

w późne wie­czory wcze­snego przed­wio­śnia

że ko­lejny sput­nik prze­kro­czy gra­nicę

wy­por­no­ści ro­dzin­nej ziem­skiej at­mos­fery

cza­sami chło­piec chciałby kop­nąć piłkę

jak bram­karz co wy­ko­pem umie strze­lić gola

ale kto na sie­bie weź­mie cię­żar ziemi

która się za­chwieje pod jego sto­pami

.

ko­mu­ni­kat pra­sowy

dzi­siaj które ju­tro

bę­dzie wczo­raj

a po­ju­trze sta­nie się

ni­gdy

zna­le­ziono na gra­nicy mar­twego

męż­czy­znę

pew­nie przy­szedł z je­menu

bo

jak mówi prasa

za­trzy­mani wczo­raj

trzej je­meń­czycy

mó­wili o czwar­tym

któ­rego zgu­bili

po dro­dze

je­ste­śmy na ziemi bal­lad

i ro­man­sów

niech więc nas po­chło­nie

pie­kło

jego skóry

niech na biel nas roz­pali

biel na­szego śniegu

niech nas uwy­datni

szkar­łat ku­rew

pur­pura kar­dy­na­łów

i krwi prze­mie­nie­nia

niech oczy nam po­rwie

sie­neń­skie piękno

czar­no­bia­łych pa­sów

je­ste­śmy na ziemi

bia­ło­wie­skiej czyli

w miej­scu mocy

która daje mą­drość

i wie­dzę

przyjdźmy więc tu­taj

z cie­ka­wo­ścią wia­tru

niech nas wie­dza oślepi

a mą­drość niech strąci

w obłęd

ty­sięcy sy­cy­lij­skich koni

ska­czą­cych w prze­paść

mo­rza które nie jest

tram­po­liną lecz ba­gnem

niech nam ro­zum od­bie­rze

modna dziś tę­sk­nota

za czar­nym lą­dem

i płyńmy tam lu­dzie

szu­ka­jąc piesz­czoty

bal­sa­micz­nych hu­rys

po­wiewu raju

w któ­rym nic nie wieje

a je­żeli krew jego

spły­nęła pod zie­mię

mu­chy zmar­twych­wstałe

wcze­snego przed­wio­śnia

niech w niej złożą jaja

i prze­niosą na nas

re­li­gia niech sta­nie nam

dru­tem kol­cza­stym

w po­przek dum­nych gar­deł

stro­jo­nych do roty

tylko wcze­śniej niech wy­mrze

po­ko­le­nie ma­tek

które niosą za nas

cię­żar mi­ło­sier­dzia

i u schyłku ży­cia

tracą wiarę w spo­wiedź

i ko­ściół po­wszechny

w dzie­wic­two ka­płana

i ser­duszka dzieci

które wy­ci­nały za nie

z ma­ga­zy­nów

i gumą arab­ską wkle­jały

w al­bu­mik

ob­umrzyj oj­czy­zno

prze­stań być po­mni­kiem

i uwol­nij glebę od cięż­kich

co­ko­łów

po­zwól tu­taj wzro­snąć

czar­nym po­ko­le­niom

tych co pa­mię­tają

bez­pow­rotną drogę

.

szlak her­ba­ciany

ze zba­wi­ciela po pro­stej

i w lewo

i znowu w lewo kró­ciut­kim

od­cin­kiem

i w prawo dłuż­szym i w prawo

na górę

scho­dami lub windą

lecz dziś wolę wje­chać

we wnę­trzu to cał­kiem już

inny ry­su­nek

mó­wię że ład­nie tu pach­nie

a kōji

że to ka­dzi­dełko

dy­miące za zmar­łych

wyj­muje no­tat­nik otwarty

jak brama

za­pi­sany nie wiem ja­kimi

ha­słami

mówi

że imiona to zmar­łych

sprzed śmierci

przy­pi­sa­nej dniom roku a obok

imiona na czas gdzie są te­raz

tłu­ma­czy

że są to imiona ka­płań­skie

de­sty­lo­wane

z ży­cia przed­śmiert­nego

jak ja na imię

będę miał po śmierci

py­tam

lecz kōji nie jest dziś ka­pła­nem

więc nie wie

jak mi na imię na wiecz­ność

w pra­cowni

(pro­sto i kró­ciutko w prawo)

nowe prace pod ścianą

de­ski a na de­skach

pro­sto

po­tem w lewo

i ka­myki z cie­niem

kōji mówi

że ka­myki są w miej­scu

wła­ści­wym

dla jego spo­koju

ale i dla świata

i mówi że de­ski

to nie jest wy­ci­nek

ale że to cała

rze­czy­wi­stość bytu

i że miej­sce wła­ściwe

dla pola przy ścia­nie

to miej­sce wła­ściwe

dla ca­ło­ści ca­łej

mó­wię

że gdy do­tknę

coś le­wym ra­mie­niem

to mu­szę też pra­wym

i py­tam czy miej­sce

ka­mie­nia na de­sce

to coś w tym ro­dzaju

ro­zu­miemy się cał­kiem

na szlaku her­baty

jak dwaj któ­rzy mają

tę samą szcze­gól­ność

nie­po­dobną do sie­bie

cho­robę i sztukę

.

gdzie je­steś?

w po­ło­wie drogi mię­dzy tę­sk­no­tami

gdzie jedna noga idzie w jedną stronę

a druga mocno stoi tam gdzie była

czy je­steś sa­motna w swoim za­wie­sze­niu

czy trzyma cię za skrzy­dło ete­ryczny anioł

o pro­filu dziecka które wszystko ro­zu­mie

za­nim co­kol­wiek zdoła się wy­sło­wić

bo wie od chwili pierw­szego stwo­rze­nia

że trzeba się oba­wiać oło­wia­nych imion

co wtła­czają w ży­cie bez­owoc­nych za­ło­żeń

świa­tło ci sprzyja

pro­wa­dzi cię droga

sama na­rzu­casz kie­ru­nek ży­wio­łom

pod­dana cze­muś czego nie do­się­gam

a co się mie­ści w po­nadna­tu­ral­nej

two­jej na­tu­rze na gra­nicy świa­tów

.

stary ry­bak

cie­niowi umberta saby

je­stem czło­wie­kiem z tam­tej sta­rej ło­dzi

tak samo jak kie­dyś ale in­nym ryt­mem

o dno pod sto­pami ha­ła­suje woda

po­mię­dzy de­skami nie wi­dać złych szcze­lin

które po­kry­wam bar­dzo do­brą smołą

a prze­cież na­wet przy naj­więk­szym słońcu

nie ma dnia że­bym z łódką nie ko­ły­sał wody

wiele przy­stani nie chce że­bym wpły­wał

bo od­stra­szam jachty kryte miękką błoną

ci co nie wie­dzą że by­łem nep­tu­nem

czego nikt z mło­dych ra­czej nie pa­mięta

war­czą jakby ni­gdy nie bali się bo­gów

od­da­la­jąc mnie groź­nie od cum i po­mo­stów

przy­bli­żają do słońca i końca bez końca

gdzie nie ma wy­ści­gów tylko przy­jaźń mewy

i czar­nych cieni pod kur­tyną mo­rza

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki
.