Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Trzęsienie ziemi jest dla Włochów kataklizmem znacznie częstszym i bardziej złowrogim niż powódź dla Polaków. Trzęsienia, które nawiedziły w drugiej połowie 2007 roku Umbrię, Marche i, w mniejszym stopniu, Toskanię oraz Lacjum, dotknęły samego serca Włoch i Europy. Do rangi symbolu urósł widok zburzonej Nursji – ojczyzny św. Benedykta i św. Scholastyki. Zwłaszcza bazylika, po której pozostała tylko frontowa ściana. I widok ludzi modlących się na placu, klęczących jak przed widmem odchodzącego świata, zwiastunem Apokalipsy. Ale kataklizm wyzwolił również braterstwo.
Nie tylko ludzi. Również ludzi i zapomnianego Boga.
Ludzi i zwierząt.
Ludzi i ich odziedziczonego pejzażu.
Reporter-poeta wędruje do miejsc nawiedzonych przez trzęsienia ziemi. Oto Nursja – zburzone serce naszego świata. Oto ludzie, których świat się zawalił, oto ból odwiecznych pytań o sens, o przemijanie, o zło i o Boga. Kiedy miasta powstaną z ruin, a wczorajsze trzęsienia ziemi przejdą do historii, ta opowieść nadal będzie żyła nie jako „stop-klatka” chwili, ale krwawiąca rana – jako to, co wieczne jest w człowieku – ks. Adam Boniecki
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 94
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
dla Luki
i Włochów, którzy mając góry,
nie zapominają o morzu,
ratując innych,
ocalają siebie
i nas
Nie tak miała wyglądać ta podróż.
Chciałem iść na nogach, z Norcii do Asyżu.
Zaplanowałem to sobie jak dziecko, które wymyśla nową planetę na lekcję rysunków. Niestety, do dziś pokutuje we mnie dziecięca wyobraźnia: kiedy ktoś opowiada o drodze z leśniczówki do lasu, widzę ją jakby z góry. Widzę drewnianą chatkę, serpentynę ścieżki, las. Las jest przyjazny, droga bliska, chata jak z piernika.
To defekt, w dodatku taki, który ośmiesza. Oto deklaruję w domu: chcę iść na piechotę. Córka zaraz chce pójść ze mną, ale bałbym się o nią. Że akurat wtedy zatrzęsie się ziemia. Nie wiem, jak w górach wygląda trzęsienie ziemi.
Poza tym Rysiek przestrzegał, żeby nikogo nie zabierać do pracy.
– Będziesz się martwił, czy zjadła, czy ma wygodnie – mawiał reporter. – Będziesz podawał płaszcz. I przestaniesz widzieć. Stracisz kontakt z ludźmi, których spotkasz na miejscu.
Tam, już na miejscu, też pukają się w głowę. Bo na przełomie lat 2016 i 2017 seria trzęsień ziemi jest serią stulecia i zima jest zimą stulecia. Żeby móc iść pieszo, odsuwam podróż w kalendarzu, ale na początku marca śnieg wciąż leży wszędzie. I walczy o lepsze ze skałami na drogach. Z pęknięciami ziemi, które biały puch dobrze maskuje.
Jestem mięsem, a krajobraz jest wygłodzony zimą, przerażony wstrząsami.
Kiedy będziemy z Lucą w górskim Castelluccio, strażacy powiedzą, że rano znaleźli na śniegu szkielety kilku zagryzionych owiec.
– Wczoraj – dodadzą jeszcze – kiedy jechaliśmy do Norcii, zobaczyliśmy na poboczu klęczącego cielaczka. Był rozpruty. Wilki na nasz widok uciekły. Ale cielaczek zginął.
Nie spytałem, co się robi z klęczącym cielaczkiem. To pytanie przyszło mi do głowy później. Ratuje się go? Zabiera? Czy się odjeżdża? Zostawia wilkom na potem, na zaraz?
– Powiedzmy, że są trzy rodzaje trzęsienia ziemi – mówi Luca Cari i zaprasza do jeepa. – Jak w Amatrice, jak w Nursji i jak w Castelluccio. I każdy z tych rodzajów jeszcze jakoś można scharakteryzować…
Mówi jak praktyk, nie jak sejsmolog, którym zresztą nie jest. Luca to strażak. A raczej ktoś pomiędzy strażakiem a świadkiem. Nie tylko tak jak każdy strażak jest świadkiem pożaru. Raczej jak reporter, który będąc świadkiem, bez przerwy zastanawia się nad swoją rolą, nad własnym warsztatem i nad każdym słowem.
Tyle że od słów reportera czyjś los nie zależy tak bezpośrednio, tak wprost. Tak indywidualnie. Słowo reportera może przeżłobić. Ludzi i społeczeństwa. Można wyobrazić sobie, że zmieni los albo nastawienie świata. Tymczasem słowo Luki może więcej: zabić albo przywrócić do życia. Uchronić albo skazać.
– W Rigopiano – opowiada – nie mieliśmy nadziei, że znajdziemy kogoś żywego. Musiałbyś to zobaczyć. Jak gdyby na hotel zwalił się kawał góry. Po przybyciu nawet nie wiedzieliśmy, gdzie jest ten budynek. Lawina przesunęła go o kilkanaście metrów. Ale kopie się zawsze, nawet kiedy się nie ma nadziei. Aż znajdziesz żywego człowieka. Albo jego ciało. Tylko nie wiadomo, co wtedy powiedzieć. Wszyscy chcą dostać konkretną informację, a jeśli nie ma informacji, to choćby tę nadzieję. Każdy chce usłyszeć, że wszystko jest możliwe. Ktoś tam w środku, raczej pod spodem, tak naprawdę nie wiadomo gdzie, ma żonę, ktoś dziecko albo dwoje. Jak ten mężczyzna, który przed lawiną wyszedł na spacer. I jeśli dasz mu nadzieję, to gdy się okaże, że jego bliscy zginęli, ona, ta nadzieja, go zabije. Ale nie możesz też pozbawić człowieka wiary, że się uda, bo – powtarzam – rzeczywistość czasem zaskakuje, na szczęście. I z tym mężczyzną również wtedy tak było. Wtedy… Niecałe półtora miesiąca temu, w połowie stycznia. Przeżyły jego żona i dzieci. Pod tym samym śniegiem, tuż obok, przeżyły też inne dzieci, których rodzice jednak zginęli.
– Widziałeś – pyta po dłuższej chwili – tego chłopca, którego wyciągnęliśmy z hotelu, spod śniegu?…
Widziałem, pewnie, że widziałem. Cały świat widział dziecko, na które strażacy czekali jak na małego mesjasza. A kiedy chłopiec wynurzył się spod ziemi, tarmosili go, mierzwili mu włosy.
– Gdybyś słyszał, co wtedy mówiliśmy. Jakie słowa wychodziły nam z ust…
Wszystkie rozdziały dostępne są w pełnej wersji książki.
Wydanie drugie, Warszawa 2021
Copyright © Jarosław Mikołajewski, 2017Copyright © for this edition by Fundacja Instytut Reportażu, 2017
REDAKCJA
Julianna Jonek
KOREKTA I POPRAWNOŚĆ JĘZYKOWA
Małgorzata Włodarczyk
PROJEKT GRAFICZNY I TYPOGRAFICZNY SERII I OKŁADKI
Magdalena Wdowicz-Wierzbowska
ADAPTACJA PROJEKTU OKŁADKI
Barbara Niewiadomska
SKŁAD I ŁAMANIE
Michał Wysocki
ZDJĘCIE NA OKŁADCE
© Stefano Montesi / Getty Images
ZDJĘCIE AUTORA
Filip Skrońc
ISBN 978-83-66778-25-2
REDAKTOR NACZELNA WYDAWNICTWA
Julianna Jonek
KOORDYNATORKA WYDAWNICTWA
Małgorzata Borowska
Wydawnictwo Dowody na Istnienie
Imprint Fundacji Instytut Reportażu
Gałczyńskiego 7, 00-362 Warszawa