Klimat a wulkany - Piotr Kotlarz - ebook

Klimat a wulkany ebook

Piotr Kotlarz

4,0

Opis

Ostatni z zawartych w tej książce artykułów napisałem 15 stycznia tego roku. Tego dnia, późnym porankiem znalazłem na portalu onet.pl informację o erupcji wulkanu Hunga Tonga-Hunga Haʻapai. Właściwie nie chciałem już włączać tu więcej artykułów, sądziłem, że i tak wszystko zostało powiedziane. Moja hipoteza dotycząca przyczyn zmian klimatycznych została już wystarczająco wykazana, przedstawione dowody wydawały mi się wystarczające. Zmiany klimatyczne mają związek z wulkanizmem, zależą też od prądów oceanicznych i skali zlodowacenia w danym okresie. Wpływ mają też procesy zachodzące w stratosferze…

To bardzo wiele czynników, być może w jakiś sposób wpływa na klimat również zawartość CO2 w atmosferze, w tym CO2 powstającego w wyniku naszej działalności gospodarczej. Uważam jednak, że ten ostatni czynnik jest znacznie przeceniany. Wpływ CO2 stanowiącego w atmosferze zaledwie 0,04% spośród wszystkich jej gazów musi być nieznaczny, nawet jeśli absorbuje on znacznie więcej energii słonecznej niż pozostałe gazy, zwłaszcza azot i tlen, których obecność w atmosferze jest nieporównywalnie większa. Warto też pamiętać i o tym, że ilość CO2 produkowana przez człowieka w procesie gospodarczym jest nieporównywalnie mniejsza od tej jaką dostarcza do atmosfery sama przyroda. Wiele dostarcza go tam sam człowiek tylko w procesie oddychania. Tu wzrost naszej populacji przyczynił się do aż pięciokrotnego wzrostu wydalanego przez nas CO2 na przestrzeni ostatnich dwóch stuleci. Dlaczego więc włączyłem tu kolejne artykuły?

Wybuch wulkanu Hunga Tonga, to jedna z większych erupcji wulkanicznych ostatniego stulecia. Chmury pyłów dotarły do stratosfery, erupcja spowodowała jej zmiany. Wcześniej nie potrafiliśmy ich śledzić, badać. Dziś, dzięki umieszczeniu satelitów i rozwojowi aparatury badawczej mamy możliwość dostrzeżenia zachodzących w niej zmian, przeprowadzania kolejnych badań. Dostrzeżemy też zapewne, jak wielki mają one wpływ również na klimat naszej planety. Ziemia, wraz z otaczającą ją atmosferą jest jednym wielkim organizmem, będącym ponadto częścią Kosmosu i z nim powiązanym. Wiele wzajemnych związków między zachodzącymi w tym organizmie procesami wciąż nie znamy i poznanie ich zajmie nam jeszcze wiele czasu, wiele pokoleń. Z każdym rokiem jednak wiemy coraz więcej. Moim zdaniem, już dziś wystarczająco wiele by odrzucać niektóre – zbudowane na zbyt wątłych przesłankach – hipotezy. Zamieściłem w tej książce artykuł o wulkanie Hunga Tonga z nadzieją, że badanie skutków jego erupcji, a zwłaszcza prześledzenie związków tej erupcji ze zmianami klimatycznymi, będzie kolejnym dowodem na to, że to właśnie wspomniany proces: wulkany – prądy oceaniczne – topnienie lodowców – ruch płyt tektonicznych jest główną przyczyną zmian klimatycznych.

Hipotezy na temat przyczyn zmian klimatycznych nie są dziś tylko zwykłym procesem poznawczym, mają dziś bowiem również znaczenie gospodarcze i polityczne, wpływają bezpośrednio na nasze życie. Przyjęcie bowiem przez świat polityki jednej, moim zdaniem, nieprawdopodobnej hipotezy o zasadniczym wpływie na klimat naszej ludzkiej działalności, skutkuje narzuceniem nam nieuprawnionych obciążeń. W Polsce uprawnienia do emisji CO2 stanowią już 59% ceny produkcji energii elektrycznej. Jej cena wpływa na cenę wszelkich innych produktów, które wymagają jej użycia. To ogromne obciążenie, które ponosimy zupełnie niepotrzebnie i – moim zdaniem – bezpodstawnie.

Zgadzam się z tym, że powinniśmy znacznie ograniczać wykorzystywanie paliw kopalnych. Nie tyle jednak z powodu emisji CO2, ale dlatego, iż nie są one nieograniczone. Powinniśmy patrzeć w przyszłość nie tylko w perspektywie kilku, ale dziesiątek, setek, czy tysięcy pokoleń. Popieram wszelkie działania zmierzające do wykorzystania zielonej energii: wodoru, wiatru, promieniowania słonecznego. Chcemy przecież żyć w bardziej czystym środowisku. Udało nam się na przykład usunąć z paliw bardzo szkodliwe związki ołowiu. Paliwo wodorowe jest coraz powszechniejsze (Polska jest jednym z większych jego producentów, mamy też wielkie zasługi w udoskonaleniu paneli słonecznych). Rozwijają się krajowe i ponadnarodowe programy zalesiania. Powinniśmy wspierać działania w tym kierunku, nie powinniśmy jednak zgadzać się na nieuzasadnione kary, opłaty, wpływy z których zapełniają się tylko kieszenie rozmaitych spekulantów, a nie przynoszą nam, ludzkości, niczego pozytywnego, nie rozwiązują naszych problemów.

Myślenie pozytywne, ciągłe wzbogacenie wiedzy, jej pogłębianie i wykorzystywanie efektów tego poznania powinno służyć kontynuacji procesu dostosowywania się człowieka do świata przyrody. Dostosowywania się, a nie jakiejś urojonej walce. W tym celu pisałem wcześniej zamieszczone tu artykuły, w tym też celu wydaję też tę książkę. Mam nadzieję, że skłoni ona Państwo do zastanowienia się, do własnych przemyśleń, że nie do razu odrzucą Państwo przedstawiane tu hipotezy tylko z tego powodu, że dziś nie opowiada się za nimi tzw. większość.


Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 317

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Piotr Kotlarz

Klimat a wulkany

Gdańsk 2022

© Piotr Kotlarz

Wydawca: Fundacja Kultury Wobec

Gdańsk 2022

Wydanie I

ISBN 978-83-950839-5-2

Wstęp

Ostatni z zawartych w tej książce artykułów napisałem 15 stycznia tego roku. Tego dnia, późnym porankiem znalazłem na portalu onet.pl informację o erupcji wulkanu Hunga Tonga-Hunga Haʻapai. Właściwie nie chciałem już włączać tu więcej artykułów, sądziłem, że i tak wszystko zostało powiedziane. Moja hipoteza dotycząca przyczyn zmian klimatycznych została już wystarczająco wykazana, przedstawione dowody wydawały mi się wystarczające. Zmiany klimatyczne mają związek z wulkanizmem, zależą też od prądów oceanicznych i skali zlodowacenia w danym okresie. Wpływ mają też procesy zachodzące w stratosferze…

To bardzo wiele czynników, być może w jakiś sposób wpływa na klimat również zawartość CO2 w atmosferze, w tym CO2 powstającego w wyniku naszej działalności gospodarczej. Uważam jednak, że ten ostatni czynnik jest znacznie przeceniany. Wpływ CO2 stanowiącego w atmosferze zaledwie 0,04% spośród wszystkich jej gazów musi być nieznaczny, nawet jeśli absorbuje on znacznie więcej energii słonecznej niż pozostałe gazy, zwłaszcza azot i tlen, których obecność w atmosferze jest nieporównywalnie większa. Warto też pamiętać i o tym, że ilość CO2 produkowana przez człowieka w procesie gospodarczym jest nieporównywalnie mniejsza od tej jaką dostarcza do atmosfery sama przyroda. Wiele dostarcza go tam sam człowiek tylko w procesie oddychania. Tu wzrost naszej populacji przyczynił się do aż pięciokrotnego wzrostu wydalanego przez nas CO2 na przestrzeni ostatnich dwóch stuleci. Dlaczego więc włączyłem tu kolejne artykuły?

Wybuch wulkanu Hunga Tonga, to jedna z większych erupcji wulkanicznych ostatniego stulecia. Chmury pyłów dotarły do stratosfery, erupcja spowodowała jej zmiany. Wcześniej nie potrafiliśmy ich śledzić, badać. Dziś, dzięki umieszczeniu satelitów i rozwojowi aparatury badawczej mamy możliwość dostrzeżenia zachodzących w niej zmian, przeprowadzania kolejnych badań. Dostrzeżemy też zapewne, jak wielki mają one wpływ również na klimat naszej planety. Ziemia, wraz z otaczającą ją atmosferą jest jednym wielkim organizmem, będącym ponadto częścią Kosmosu i z nim powiązanym. Wiele wzajemnych związków między zachodzącymi w tym organizmie procesami wciąż nie znamy i poznanie ich zajmie nam jeszcze wiele czasu, wiele pokoleń. Z każdym rokiem jednak wiemy coraz więcej. Moim zdaniem, już dziś wystarczająco wiele by odrzucać niektóre – zbudowane na zbyt wątłych przesłankach – hipotezy. Zamieściłem w tej książce artykuł o wulkanie Hunga Tonga z nadzieją, że badanie skutków jego erupcji, a zwłaszcza prześledzenie związków tej erupcji ze zmianami klimatycznymi, będzie kolejnym dowodem na to, że to właśnie wspomniany proces: wulkany – prądy oceaniczne – topnienie lodowców – ruch płyt tektonicznych jest główną przyczyną zmian klimatycznych.

Hipotezy na temat przyczyn zmian klimatycznych nie są dziś tylko zwykłym procesem poznawczym, mają dziś bowiem również znaczenie gospodarcze i polityczne, wpływają bezpośrednio na nasze życie. Przyjęcie bowiem przez świat polityki jednej, moim zdaniem, nieprawdopodobnej hipotezy o zasadniczym wpływie na klimat naszej ludzkiej działalności, skutkuje narzuceniem nam nieuprawnionych obciążeń. W Polsce uprawnienia do emisji CO2 stanowią już 59% ceny produkcji energii elektrycznej. Jej cena wpływa na cenę wszelkich innych produktów, które wymagają jej użycia. To ogromne obciążenie, które ponosimy zupełnie niepotrzebnie i – moim zdaniem – bezpodstawnie.

Zgadzam się z tym, że powinniśmy znacznie ograniczać wykorzystywanie paliw kopalnych. Nie tyle jednak z powodu emisji CO2, ale dlatego, iż nie są one nieograniczone. Powinniśmy patrzeć w przyszłość nie tylko w perspektywie kilku, ale dziesiątek, setek, czy tysięcy pokoleń. Popieram wszelkie działania zmierzające do wykorzystania zielonej energii: wodoru, wiatru, promieniowania słonecznego. Chcemy przecież żyć w bardziej czystym środowisku. Udało nam się na przykład usunąć z paliw bardzo szkodliwe związki ołowiu. Paliwo wodorowe jest coraz powszechniejsze (Polska jest jednym z większych jego producentów, mamy też wielkie zasługi w udoskonaleniu paneli słonecznych). Rozwijają się krajowe i ponadnarodowe programy zalesiania. Powinniśmy wspierać działania w tym kierunku, nie powinniśmy jednak zgadzać się na nieuzasadnione kary, opłaty, wpływy z których zapełniają się tylko kieszenie rozmaitych spekulantów, a nie przynoszą nam, ludzkości, niczego pozytywnego, nie rozwiązują naszych problemów.

Myślenie pozytywne, ciągłe wzbogacenie wiedzy, jej pogłębianie i wykorzystywanie efektów tego poznania powinno służyć kontynuacji procesu dostosowywania się człowieka do świata przyrody. Dostosowywania się, a nie jakiejś urojonej walce. W tym celu pisałem wcześniej zamieszczone tu artykuły, w tym też celu wydaję też tę książkę. Mam nadzieję, że skłoni ona Państwo do zastanowienia się, do własnych przemyśleń, że nie do razu odrzucą Państwo przedstawiane tu hipotezy tylko z tego powodu, że dziś nie opowiada się za nimi tzw. większość.

O zmianach klimatycznych raz jeszcze

To dyżurny temat wielu portali internetowych i innych mediów, także jedno z ważniejszych zagadnień współczesnej polityki. Dotyka też naszego państwa, naszego społeczeństwa, gdyż opierając się na fałszywych przesłankach polityczni decydenci przyjęli wciąż niesprawdzoną hipotezę mówiącą o tym, że za obecne zmiany klimatyczne (globalne ocieplenie) odpowiada głównie produkowany przez ludzi dwutlenek węgla i srogo karzą te kraje, które emitują do atmosfery, ich zdaniem zbyt wiele tego związku. Co ciekawe, restrykcje te podejmowane są głównie wobec państw europejskich, które w skali świata są odpowiedzialne za wytwarzanie znacznie mniej niż 10% dwutlenku węgla.

Mniejsza zresztą o porównania. Ważniejszą jest odpowiedź na pytanie, czy to rzeczywiście ilość dwutlenku węgla w atmosferze znacząco wpływa na proces ocieplenia? Inne hipotezy mówią o wpływie Słońca lub wulkanizmie. W historii nauki pojawiały się różne teorie mówiące o tzw. „cykliczności”. Przyjmowano teorię o tzw, cyklach Milankovicia, modna też była teoria dwóch naukowców, Eigila Friis-Christensena i Knuda Lassena, w której przekonywali, że znaleźli korelację między długościami cykli słonecznych a poziomem temperatury na półkuli północnej. Szybko okazało się jednak, że znaleziona przez nich korelacja opiera się na niespójnych danych.

Według innej hipotezy, której jestem zwolennikiem, za zmiany klimatyczne na Ziemi odpowiada wulkanizm. Sadzę, że hipotezę tę dość łatwo udowodnić wskazując na takie związki w przeszłości. Od razu wyjaśniam, że teoria ta wskazuje wprawdzie na wulkany jako czynnik zmian klimatycznych, ale w powiązaniu z innymi elementami: zanieczyszczeniem stratosfery, prądami oceanicznymi, zlodowaceniem, ruchem płyt tektonicznych. To zresztą tylko najważniejsze, ale nie jedyne elementy tego złożonego procesu, którego konsekwencją są zmiany klimatyczne na naszej planecie.

Z teorią wulkanizmu polemizuje na łamach Wirtualnej Polski Konstanty Młynarczyk. Pisze on, że teoria wulkanizmu zyskuje zwolenników w wyniku bezpośrednich, emocjonalnych odczuć:

Nic dziwnego – wobec sięgających stratosfery pióropuszy pyłu i ogromnych chmur dymu, które mogliśmy oglądać na żywo, chociażby w trakcie erupcji islandzkiego Eyjafjallajökull w 2010 roku, emisja choćby elektrowni Bełchatów wydaje się nie mieć żadnego znaczenia. Jego zdaniem jednak: Jak to się często zdarza w nauce, intuicja wprowadza nas w błąd. Lądowe wulkany wyrzucają do atmosfery około 242 mln (242 000 000) ton dwutlenku węgla rocznie. Ludzkość z kolei emituje w ciągu 12 miesięcy około 36 miliardów (36 000 000 000) ton tego gazu. To aż 148,7 razy więcej. Żeby jeszcze lepiej uzmysłowić sobie różnicę skali, posłużymy się jeszcze dwoma przykładami.

Od czasu, kiedy obserwujemy gwałtowny wzrost koncentracji CO2 w atmosferze, a więc od około 100 lat, najsilniejszą erupcją wulkaniczną był wybuch Pinatubo na Filipinach w 1991 roku. Ten wybuch wulkanu wiązał się z wyrzuceniem w powietrze niemal 50 milionów ton CO2, co stanowiło… 0,1 proc. antropogenicznej emisji dwutlenku węgla w tym roku. Dość abstrakcyjne liczby dotyczące globalnego wpływu wulkanów można porównać też z czymś, co jest nam całkiem bliskie. Otóż według danych Głównego Urzędu Statystycznego, Polska emituje w ciągu roku nieco ponad 400 mln ton CO2 – o ponad 100 mln ton więcej, niż wszystkie wulkany na świecie.

Wobec takiej argumentacji właściwie od razu musielibyśmy się poddać, gdyby nie to, że jest to argumentacja bardzo powierzchowna i w gruncie rzeczy błędna. Po pierwsze, zmiany klimatyczne musimy postrzegać w czasie. Po drugie odpowiadają za nie czynniki bezpośrednie i pośrednie. Po trzecie wreszcie wybuch wulkanu, wybuchowi innych wulkanów nierówny, choć każdy z nich ma jakiś wpływ na zmiany klimatyczne, gdyż tylko wulkany są w stanie dostarczyć dwutlenek węgla i inne związki chemiczne (zwłaszcza siarki) oraz zanieczyszczenia do stratosfery i w ten sposób ograniczyć dopływ promieni słonecznych. Dwutlenek wytwarzany przez ludzi trafia tylko do atmosfery i będąc cięższym od tlenu dość szybko opada i jest absorbowany przez roślinność.

Do znacznego ochłodzenia klimatu dochodziło w historii naszej planety wówczas, gdy następowały erupcje wulkanów o skali powyżej 5 VEI (Indeks Eksplozywności Wulkanicznej). Warto wiedzieć, że erupcja wulkanu o skali 1 VEI jest większa od erupcji wulkanu o skali 2 VEI aż 10 razy, zaś wulkanu o skali 3 VEI 100 razy, o skali 4 VEI 1000 razy, a o skali 5 Vei jest większa aż 10 000 razy od erupcji wulkanu o skali 1 VEI. Każdy punkt na skali VEI oznacza dziesięciokrotny wzrost eksplozywności wybuchu.

Do gwałtownych ochłodzeń dochodziło wówczas, gdy wybuchały wulkany o skali 5 VEI (czasami kilka takich wulkanów w krótkim okresie) lub o skali większej np. 6 do 8 VEI. Nawet jednak wówczas, gdy mamy do czynienia z wybuchami wulkanów o mniejszej skali warto zwrócić uwagę na częstotliwość tych erupcji. Wykazałem w jednym z artykułów, że gdy rocznie wybuchają tylko dwa, trzy wulkany, proces ocieplenia utrzymuje się na w miarę równomiernym poziomie, gdy jednak takich erupcji w danym roku jest więcej, wówczas mamy do czynienia z chwilowym (rocznym, dwuletnim) ochłodzeniem (od wielu lat wybuchają wulkany o stosunkowo niskiej skali VEI). Proces ocieplenia postępuje jednak dalej.

Tu przechodzimy do kolejnego elementu, czynnika, mającego również znaczny (choć pośredni) wpływ na zmiany klimatyczne. Jest rzeczą oczywistą, że dostarczone do stratosfery zanieczyszczenia z czasem ponownie wracają na ziemię. Promienie słoneczne ponownie zyskują nieograniczony do niej dostęp. Okres ochłodzenia (czasem wieloletni) powodował jednak wcześniej znaczny przyrost lodowców (temperatura przy biegunach, czy wysoko w górach opadała wówczas bardzo nisko). Ich topnienie trwało dziesiątki, a nawet setki, czy tysiące lat (po wielkim wulkanizmie ok. 2,5 mln lat temu – miliony lat). Wielkość lodowców miała i ma wpływ na temperaturę prądów oceanicznych, a te na klimat. To bardzo złożony, ale przecież oczywisty proces. Nie powinniśmy postrzegać zmian klimatycznych w krótkiej perspektywie. Oczywiście jeśli w przewidywalnym okresie nie dojdzie do wielkiej (powyżej 5-6 VEI) eksplozji wulkanicznej, to klimat na naszej planecie będzie wciąż się ocieplać (krótkotrwałe, spowodowane mniejszymi erupcjami okresy ochłodzenia nie mają tu większego wpływu). Lodowce będą zajmować coraz mniejszą powierzchnię, a przepływające pod nimi prądy oceaniczne będą ochładzane coraz mniej.

Być może powodowany topnieniem lodowców wzrost poziomu oceanów i mórz spowoduje znaczne zwiększenie wulkanizmu i do wielkiej erupcji dojdzie nieco szybciej niż sądzimy. Możemy jednak temu przeciwdziałać absorbując większe zasoby wody na ladach, sadząc lasy, zazieleniając ponownie pustynie. Będziemy wówczas żyć w klimacie nieco cieplejszym, ale i bardziej wilgotnym. Z suszą przy dzisiejszym poziomie techniki jesteśmy już dziś w stanie wygrać, ze zlodowaceniem nie wygramy na pewno. Moim zdaniem, to tu leżą zadania, jakie stawiają obecna zmiany klimatyczne ludzkości.

Tu pozwolę sobie odnieść się do kolejnych artykułów, powołam się też na cytowany już artykuł Konstantego Młynarczyka, który twierdzi, że:

w przypadku uprawy roli to nie stężenie dwutlenku węgla limituje wzrost roślin, ale dostępność wody i żyzność gleby. Globalne ocieplenie przyniesie postępującą suszę, przez którą produkcja żywności stanie się praktycznie niemożliwa. Wraz ze wzrostem temperatury, będzie to dotyczyło coraz wyższych szerokości geograficznych, poczynając od terenów takich, jak Afryka subsaharyjska, które już dziś znajdują się na skraju możliwości wzrostu roślin uprawnych. Wywołanej ociepleniem utraty terenów położonych w dzisiejszej strefie klimatu zwrotnikowego i umiarkowanego nie będzie w stanie zrównoważyć lepsza dostępność terenów Syberii czy dalekiej północy Kanady, bo tamtejsze gleby są skrajnie ubogie i nie będą w stanie wydawać plonów.

[…] Ponieważ zmiana temperatury zachodzi zbyt szybko, żeby ekosystemy naturalne zdołały się do niej zaadaptować, możliwe jest masowe wymieranie całych zespołów roślin i zwierząt. Topniejący lód Arktyki i Antarktydy spowoduje wzrost poziomu morza – nie taki, jak w filmie „Wodny świat”, ale wystarczający, żeby zalać najgęściej zaludnione rejony świata, zmuszając miliardy ludzi do migracji i niszcząc najbardziej produktywne rolniczo obszary. Zakwaszone przez pochłonięty CO2 oceany czeka katastrofa ekologiczna. To bardzo niefortunnie, bo właśnie w oceanach upatrywaliśmy sposobu na rozwiązanie problemów z wyżywieniem ludzkości w razie problemów z rolnictwem na lądzie. Z kolei roztopienie lodowców w górach spowoduje, że zniknie źródło słodkiej wody, z którego korzysta około jednej szóstej populacji świata. I tak nic nie możemy zrobić…

To katastroficzna wizja. Dziennikarz Wirtualnej Polski podsumowuje ją słowami:

Nie unikniemy już ocieplenia Ziemi o 1,5 stopnia Celsjusza. Ale jak wykazują modele badawcze, istnieje ogromna różnica między wzrostem średniej temperatury o 2, a o 3 stopnie. Ocieplenie przekraczające 4 stopnie będzie oznaczało prawdziwą katastrofę dla całej ludzkości, dlatego powinniśmy zrobić wszystko, co możliwe, żeby do tego nie dopuścić. I mamy jeszcze szansę osiągnąć sukces.

Cóż takiego powinniśmy zrobić? Ograniczyć emisje dwutlenku węgla? Czy to powstrzyma proces ocieplenia? Moim zdaniem nie, choć popieram wszelkie działania na rzecz „zielonej energii”, widzę wielką szansę w zwiększeniu wykorzystania energii słonecznej w paliwie wodorowym itp. Lodowce będą topnieć i ocieplenie będzie postępować niezależnie od naszych ludzkich działań. Jak wspomniałem powyżej niektóre skutki ocieplenia jesteśmy jednak w stanie ograniczać już obecnie. Podejmowane są w tym kierunku również pewne działania. Liczące tysiące kilometrów mury w postaci lasu na Saharze i pustyni Gobi, próby zazielenienia pustyni Atakama w Chile za pomocą genetycznie uodpornionych i dostosowanych do środowiska pustynnego roślin. Kładzenie nacisku na retencję, sadzenie lasów. Odsalanie i uzdatnianie wody. Człowiek potrafi już dziś bardzo wiele. Czy jednak chce? Czy będzie w stanie przeznaczyć na dostosowanie się do zmian klimatycznych znacznie większe środki, czy też wciąż będzie uważał, że warto je kierować głównie na dominację nad innymi, na wyścig zbrojeń, a w przyszłości na kolejne wojny?

Na pewno ratunkiem dla Ziemi, drogą do powstrzymania zmian klimatycznych, nie jest karanie państw (m.in. takich jak Polska) za to, że zbyt wolno w ocenie jakichś polityków odchodzą od paliw kopalnych, zbyt wolno przestawiają swoją energetykę na nowe, bardziej ekologiczne źródła. Środki przeznaczane na tzw. „kary” mogłyby być inwestowane w te nowe źródła. Byłaby to polityka racjonalna. Kary bowiem, ograniczają tylko, a nie przyśpieszają ten postulowany proces. Potrzebne też są ogromne środki na budowę zbiorników retencyjnych itp. Czas najwyższy odejść od polityki potępiania, oceniania, a przejść do etapu rozwiązywania problemów… Nie toczmy ponadto walki z ociepleniem klimatu, jedyne co możemy zrobić, to do zmian klimatycznych się dostosować… mało tego, możemy też nauczyć się z nich korzystać.

Optimum klimatyczne lat od 800 do 1300 roku

[Zmiany klimatyczne są na naszej planecie czymś zwyczajnym, w każdym razie stałym. Dochodziło do nich od powstania skorupy ziemskiej, towarzyszyły też przez cały czas nam, ludziom, od początków powstania naszego gatunku. Postęp techniki spowodował jednak to, że dziś żyjemy w epoce swego rodzaju nad informatyzacji. Wielu się w gąszczu tych informacji gubi. Stąd odnotowując zmiany klimatyczne na jakimś obszarze wielu szybko próbuje tworzyć jakieś teorie. Dziś obowiązującą jest ta, że za dzisiejsze zmiany klimatyczne odpowiada człowiek. Wystarczy jednak spojrzeć nieco w przeszłość… Pomyśleć… Proszę spróbować wyciągnąć wnioski…]

Optimum klimatyczne lat od 800 do 1300 roku

Okres pomiędzy VIII a XIII wiekiem n.e. określany był w historiografii nazwą średniowiecznego optimum klimatycznego, ale dziś nazwa ta jest niemal powszechnie odrzucana. Nie chodzi tylko o to, że – jak się okazuje – przyjęte w historii pojęcie średniowiecze ma charakter europocentryczny, trudno odnieść je do innych obszarów rozwoju państwowości lub jak określają to inni – cywilizacji, ale i wyodrębnienie klimatyczne tego okresu jest głęboko nieprecyzyjne. Nie można wyodrębnić takiego optimum w sensie globalnym. Na różnych obszarach Ziemi zmiany klimatyczne nie następowały jednocześnie i nie miały charakteru jednostajnego. W ciągu aż czterech, pięciu wieków, temperatury ulegały też zmianom, wahaniom. Warto zauważyć, że ówczesne zmiany klimatyczne mogły się okazać korzystne dla ludów stepowych. Wzrost opadów wpłynął na rozwój roślinności, ułatwiał hodowlę i co za tym idzie mógł przyczynić się do wzrostu populacji ludów koczowniczych. Ocieplenie okresu tzw. optimum klimatycznego było jednym z wielu tej rangi ociepleń w holocenie np. optima klimatyczne epoki brązu i epoki rzymskiej (i w tych wypadkach procesy te nie miały charakteru globalnego i jednostajnego i w tych okresach dochodziło do krótkotrwałych ochłodzeń obejmujących różne obszary Ziemi). W czasie optimum klimatycznego średniowiecza, w 860 roku w Europie śnieg i mrozy panowały przez całe półrocze; zamarzło morze Adriatyckie. W 974 roku przechodzono po lodzie Bosfor; we Francji ludność ginęła od chłodu i głodu. W 1124 roku we Francji ginęły od zimna kobiety i dzieci[1]. Odtworzone różnice temperatur tego okresu, tylko w niektórych regionach świata (zwłaszcza w okolicy Grenlandii i części dzisiejszych Stanów Zjednoczonych), wskazują, że około końca I tysiąclecia temperatury na tych obszarach były wyższe niż w latach 1960–1990. Na wielu innych obszarach, np. w Azji Środkowej, czy tropikalnych rejonach Pacyfiku, temperatury były chłodniejsze niż w okresie 1960–1990. Oznacza to, że średniowieczne ocieplenie miało charakter lokalny.

Jako że średniowieczne optimum klimatyczne zaznaczyło się szczególnie na obszarze Skandynawii i rejonach polarnych, wiąże się je z rozkwitem cywilizacji wikingów, którzy m.in. skolonizowali wtedy południową Grenlandię. Także w tym czasie w Anglii i innych rejonach Europy uprawiano winorośl. W Alpach na przedpolach obecnie wycofujących się czół lodowców znajdowane są zakorzenione lub przywleczone z wyższych położeń pnie drzew pochodzące z tego ciepłego okresu. Są to bezpośrednie dowody na mniejszy zasięg lodowców w tym czasie. W Ameryce Północnej ocieplenie spowodowało długotrwałe susze, które wpłynęły na życie wielu plemion indiańskich oraz doprowadziły prawdopodobnie do końca kultury Anasazi[2]. Ze względu na to, że zmiany klimatu związane ze średniowiecznym optimum klimatycznym orazmałą epoką lodową mają duże implikacje dla obecnego ocieplenia, gdyż wskazują na naturalne fluktuacje klimatu w skali setek lat, terminy te stały się przedmiotem debaty naukowo-politycznej. Według raportu IPCC, początkowo sądzono, że zmiany temperatury były globalne. Pogląd ten zakwestionowano; raport IPCC podsumował te badania, oświadczając, że obecne dowody naukowe nie popierają globalnie synchronicznych okresów nietypowego oziębienia lub ocieplenia w tym przedziale czasowym, a konwencjonalne terminy Mała epoka lodowa i Średniowieczne optimum klimatyczne okazują się mieć ograniczoną użyteczność w opisywaniu trendów hemisferycznych lub globalnych zmian temperatury w ostatnich stuleciach. Amerykańska Narodowa Służba Oceaniczna i Meteorologiczna (NOAA) oświadcza, że idea globalnego lub hemisferycznego Średniowiecznego optimum klimatycznego cieplejszego niż obecnie okazała się błędna, a istniejące pomiary wykazują, że nie było wielosetletnich okresów, w których globalne lub hemisferyczne temperatury były takie same lub cieplejsze niż w XX wieku. Istniejące pomiary temperatury ze rdzeni lodowych, słojów rocznych i osadów z jezior wykazują, że Ziemia z okresu 1000–1200 była o 0,03°C chłodniejsza niż w okresie 1901–1970. Te same dane wskazują, że najcieplejszym 50-letnim okresem półkuli północnej przed 1900 r. były lata 1146–1195, które były równie ciepłe jak okres 1901–1970. Według dostępnych 71 krzywych paleoklimatycznych zmiany temperatury podczas ostatnich 2000 lat osiągały amplitudę od 0,5°C do 4°C (średnio 1,5–2°C), gdzie najlepiej zaznaczyły się okresy ŚOK i małej epoki lodowej oraz obecne ocieplenie. Wcześniejsze okresy: Dark Age Cold Period („Ciemne Wieki” – ochłodzenie wczesnośredniowieczne) i optimum epoki rzymskiej są słabiej zaznaczone. Znaczne wzrosty temperatur na pewnych obszarach z naszej ludzkiej perspektywy możemy również traktować, jako swego rodzaju kataklizmy. Najnowsze badania wskazują, że zmiana klimatu miała m.in. znaczny wpływ na upadek kultury Majów, którzy w czasach prekolumbijskich stanowili rozwiniętą cywilizację rolniczą i miejską. Mimo prób przystosowania się do nowych warunków społeczeństwa te znalazły się w ogromnym kryzysie. Nagłe załamanie się rozwoju cywilizacyjnego tych ludów w końcu pierwszego tysiąclecia naszej ery do dzisiaj stanowi zagadkę. Istnieje wiele teorii mówiących o przyczynach upadku państwowości i kultury Majów. Mogły go spowodować między innymi destabilizacja społeczna wewnątrz państwa (rewolucje, powstania, walki dynastyczne itp.), nadmierny wzrost populacji skutkujący niedoborami żywności, wyeksploatowanie zasobów naturalnych, a także lokalna katastrofa ekologiczna (spowodowana np. erupcją wulkanu lub upadkiem asteroidy). Katastrofą taką mogła być też dość nagła zmiana klimatu w tym okresie. Próbę wyjaśnienia tej teorii podjęli naukowcy amerykańscy, a wyniki swoich badań opublikowali 20 kwietnia 2018 r. w Proceedings of the National Academy of Science. Podczas badań uczeni analizowali ślady historycznych susz w Ameryce Środkowej, które odpowiadają okresowi, w którym nastąpił upadek państwowości Majów. Nowe badania zbliżają nas do odpowiedzi na pytanie, jaka była rola zmian klimatycznych w załamaniu się i ostatecznym upadku tej cywilizacji w okresie pomiędzy 800 a 950 r. n.e. Badania świadczą o tym, że na południowych nizinach zamieszkanych przez Majów skutki susz były bardziej odczuwalne w porównaniu z północnymi terenami. Południowe tereny były centrum imperium Majów, a możliwość adaptacji ludności tam żyjącej do nowych warunków była ograniczona. O wiele lepiej poradziła sobie z tym społeczność zamieszkująca północne obszary, ponieważ była już przyzwyczajona do występującej tam okresowej suszy. To właśnie w tym kierunku następowała ekspansja podczas suszy, co między innymi spowodowało, że miasta na południu już nigdy nie powróciły do swojego poprzedniego stanu. Podczas badań odnaleziono dowody na to, że Majowie próbowali dostosować się do nowych warunków klimatycznych. Zbiory kukurydzy w pierwszym etapie suszy były na tyle duże, że pozwalały na utrzymywanie się stałego tempa wzrostu populacji. Osiągnięto to przez zmianę metody upraw z karczunkowo-wypaleniskowej na bardziej intensywną i skoncentrowaną. Dowody tej teorii znaleziono podczas badań rdzeni osadowych pobranych z dna dwóch jezior na półwyspie Jukatan i w Gwatemali. Naukowcy skupili się na badaniu izotopów wodoru i węgla wchodzących w skład wosku pokrywającego liście. Izotopy wodoru pozwoliły na określenie okresów suszy wraz z ilością występujących wtedy opadów, zaś izotopy węgla pozwoliły na określenie typów stosowanych metod rolniczych. Obecnie pojawia się teoria, według której duży wpływ na ówczesne zmiany klimatyczne przypisuje się katastrofie ekologicznej, związanej z przeeksploatowaniem zasobów naturalnych, na którą nałożyły się długotrwałe susze, trwające od 800 do 1050 r., udokumentowane dzięki badaniom geochemicznym.

Teoria ta jest o tyle dyskusyjna, że nie uwzględnia stałego (w korzystnych warunkach klimatycznych) wzrostu demograficznego i co za tym idzie osadnictwa. Społeczności rozrastających się miast musiały zmieniać rodzaj gospodarki. Dziś populacja ludzka osiągnęła największą wysokość w dziejach i nie mówimy o tzw. przeeksploatowaniu środowiska. Choć wielkość populacji rzeczywiście jest problemem, ale to już inne zagadnienie. Na etapie jednak, wielokrotnie mniejszej gęstości zaludnienia tezy o nadmiernej eksploatacji środowiska są bezzasadne. Możemy raczej poszukiwać innych czynników regresu w rozwoju cywilizacji, w tym i zmiany klimatyczne (susze), ale ówczesny poziom gospodarki nie miał w tamtym okresie nic wspólnego ze zmianami klimatycznymi (w każdym razie wpływ człowieka na ówczesny klimat miał znaczenie śladowe, prawie żadne).

W czasie średniowiecznego optimum klimatycznego, tak jak i w innych okresach, dochodziło do erupcji wulkanicznych, ich skala jednak była stosunkowo niewielka (poza jednym wybuchem wulkanu na pograniczu dzisiejszych Chin i Korei) i ich wpływ na panujące wówczas temperatury był stosunkowo nieznaczny, a w każdym razie stosunkowo krótkotrwały. Warto tu wspomnieć o jednej z takich erupcji, jednak nie z powodów zmian klimatycznych, ale w celu uświadomienia sobie tego, w jaki sposób ówcześni ludzie reagowali na tego rodzaju kataklizmy. Badając próbki z rdzeni lodowych i pierścieni drzew z tego okresu ustalono, że około 939 roku doszło do erupcji wulkanu Eldgjá na Islandii. Skutki żywiołu dotknęły nie tylko Islandię, ale również sporą część świata, doprowadzając do czasowego ochłodzenia klimatu na półkuli północnej. Na powierzchnię wypłynęło ponad 20 kilometrów sześciennych lawy. Do atmosfery musiały dostać się ogromne ilości związków siarki i pyłów. Ich obecność spowodowała mgły, przez które zaobserwowano czerwony blask Słońca (być może to nie mgły, lecz dotarcie pyłów, a zwłaszcza związków siarki do stratosfery powodowały to zaczerwienienie). Ofiarą kataklizmu padła głównie południowa część wyspy. Nastały długie i surowe zimy, a latem wyspę częściej nawiedzały susze, które spowodowały głód, doprowadzając do wyludnienia wielu osad. W 874 roku pierwszymi mieszkańcami Islandii byli potomkowie Celtów i skandynawscy osadnicy. Wydarzenie zostało opisane w jednym z średniowiecznych islandzkich poematów – „Völuspa” (Przepowiednia wieszczki, Wróżba Wölwy) z 961 roku. Jest to jeden z pierwszych i najbardziej znanych utworów spośród szesnastu mitologicznych pieśni Eddy Starszej. Opisuje początek i koniec świata oraz wygląd świata po apokalipsie. W „Völuspie” znajdziemy fragment opisu erupcji wulkanu: Słońce zaczyna zamieniać się w czerń, ląd tonie w morzu, gwiazdy rozpraszają się po niebie, a w górę unosi się para wodna i płomienie, które sięgały ku niebiosom. Wiersz wspomina również o zimnym lecie, a na końcu opisuje gwałtowny zmierzch dawnych pogańskich bogów, a z chaosu powstaje zmartwychwstały bóg. Najbardziej przekonujący jest styl niemal naocznego świadka erupcji przedstawionej w poemacie Interpretacja utworu jako proroctwa końca pogańskich bogów i zastąpienia ich przed jednego Boga wskazuje, że wspomnienie kataklizmu przywoływano celowo, by wspierać chrystianizację Islandii. Autor i miejsce powstania utworu są nieznane. Ze względu na wyraźne chrześcijańskie elementy czas powstania pieśni szacuje się na wiek X–XI, czyli początki chrystianizacji Islandii i Norwegii[3]. Zdaniem uczonych, celowe wspominanie kataklizmu przyczyniło się do stopniowego porzucania dawnych pogańskich wierzeń przez mieszkańców wyspy i ich przejście na chrześcijaństwo. Skutki tego kataklizmu dotknęły nie tylko Islandię, ale objęły również sporą część świata. Na podstawie analizy pierścieni drzew dowiedziono, że doszło do czasowego ochłodzenia klimatu na półkuli północnej, a lato w 940 roku było jednym z najchłodniejszych lat w ciągu ostatnich 1500 lat. Ochłodzenie było najbardziej odczuwane w Europie Środkowej, Skandynawii, kanadyjskich Górach Skalistych, na Alasce i w Azji Środkowej, gdzie średnie letnie temperatury obniżyły się o 2 stopnie. Świadectwa tamtego kataklizmu znajdujemy w średniowiecznych kronikach z Irlandii, Niemiec, Włoch i Chin, gdzie autorzy wspominają o mgle i czerwonym blasku słońca. Wspomniana wyżej erupcja wulkanu z pogranicza Chin i Korei, Changbaishan, uwolniła prawie trzy razy więcej materiału niż Krakatau w 1886 roku[4]. Ch’ŏnji (dosł. „Niebiański Staw”) jest obecnie jeziorem na granicy Korei Północnej i Chin, które leży na wysokości 2194 m n.p.m. i zajmuje powierzchnię 9,28 km2, ma objętość ok. 2 km3 a jego głębokość maksymalna sięga 373 m. Kaldera, w której znajduje się obecnie jezioro, powstała w wyniku erupcji w roku 969, która osiągnęła siódmy, przedostatni, punkt w Indeksie Eksplozywności Wulkanicznej (VEI)[5].

Pisząc o erupcjach wulkanicznych i ich wpływach na zmiany klimatyczne mam świadomość, że wciąż poruszamy się w świecie hipotez, że nasza wiedza w tym zakresie jest jeszcze bardzo mała, a przede wszystkim nieuporządkowana. Niedawno dowiedzieliśmy się na przykład, że w 1100 roku dostrzeżono niezwykłe zjawisko zaćmienia księżyca (zachmurzenia pyłami). Podobne zjawiska (podobne obserwacje) miały miejsce po erupcji wulkanu Samalas w 1257 roku i Krakatau w 1883 roku. Dziś przyjmuje się, że za zaćmienie księżyca w 1100 roku odpowiadała erupcja wulkanu Asama w Japonii, która rozpoczęła się pod koniec sierpnia i trwała do października 1008 roku. Analizy słojów z tego okresu potwierdzają panujące w tym czasie ochłodzenie, co również wiązane jest z erupcjami wulkanicznymi. Ślady tej erupcji odkryto w czasie badań chronologii osadów grenlandzkich rdzeni lodowcowych. Wpływ zmian klimatycznych i nierównomierność temperatur w ówczesnym świecie był bardzo zróżnicowany i trudno opisać go w jednej pracy. Wielu badaczy, a zwłaszcza publicystów, niestety, dokonuje tu znacznych uproszczeń. Pisze np. Leszek Marks, że w czasie ocieplenia średniowiecznego (900–1400 r.) temperatura była wyższa o około 0,5–1°C od obecnej. Nastąpiła wówczas recesja lodowców, umożliwiająca działalność rolniczą wysoko w Alpach, a w Niemczech winnice występowały ponad 200 m wyżej niż obecnie. Zmniejszenie zasięgu lodu morskiego sprzyjało Wikingom w kolonizowaniu Islandii i Grenlandii oraz dotarciu do Nowej Funlandii. Dostatek żywności w Europie doprowadził do dwukrotnego wzrostu zaludnienia i powstania sieci transportowej, nadmiar siły roboczej zatrudniano do budowy klasztorów, kościołów i uniwersytetów. Nastąpiła wówczas maksymalna ekspansja arabska oraz niespotykany wcześniej rozwój kultury i nauki[6]. To, pomijając kwestię uogólnienia w kwestii temperatur, zbyt uproszczone spojrzenie. Pisząc o tak długim okresie musimy mieć świadomość, że musiało w tym czasie dochodzić do znacznych zmian. Na początku 1200 roku mieszkańcy Bagdadu zwrócili uwagę na fakt, że z Egiptu przybywa do ich wielu wycieńczonych i niezwykle wychudzonych ludzi. Większość z nich przybywało pieszo. Przyczyną ich ucieczki była susza, brak opadów i obniżenie poziomu wody w Nilu. Wśród mieszkańców Egiptu zaczął się straszny głód i pomór. W tym czasie w Egipcie z głodu zmarło prawdopodobnie 100 tysięcy ludzi, (a w samej Mekce – 200 tysięcy). Susza trwała przez trzy lata[7]. Naukowcy spekulowali wcześniej, że Mongołowie wyprawili się w świat, bo ich kraj nawiedziło mocniejsza niż zwykle susza. Z najnowszych badań wynika jednak, że było wręcz przeciwnie. Ich wędrówkę i podbój świata spowodowała większa niż poprzednio (znaczna) fala opadów. Dowodem na to są badania dendrologiczne (słoi drzew). Przyrosty słoi drzew z tego okresu były znacznie większe od poprzednich[8]. Dzięki opadom znacznie wzrosła populacja Mongołów i ich zamożność. Mieli, bowiem pod dostatkiem trawy dla swoich koni. Szacuje się, że każdy wojownik mongolski dysponował pięcioma wierzchowcami. Najazdy mongolskie w XIII wieku skłoniły do przesiedlenia masy koczowników turkmeńskich do przeniesienia się w głąb Azji Mniejszej. Doprowadziło to w konsekwencji do przeludnienia Anatolii i wzmogło napór Turków na ziemie Cesarstwa Bizantyjskiego.

Przytoczone powyżej informacje ukazują, że zmiany klimatyczne są w naszych dziejach czymś zwyczajnym, stałym. Nie obejmowały jednocześnie całego globu (w każdym razie nie równomiernie), choć ich zasięg niekiedy bywał bardzo znaczny. Ich wpływ na nasze życie można postrzegać doraźnie lub w dłuższej perspektywie. Większość z przytoczonych (prawie wszystkie) okresowych (czasami tylko rocznych lub kilkuletnich, a niekiedy trwających setki lat) zmian klimatycznych możemy łączyć z wybuchami konkretnych wulkanów.

[1] Por.:Pamiętne zimy w Europie, „Łowiec” z 1 maja 1888, 24.06.2010.http://www.wycinki.olejow.pl/?p=6838

[2] Kultura Anasazi dzieli się na 5 faz. Dzieje ludności kultury Anasazi podzielić można na dwa okresy chronologiczne: Wyplataczy koszy (100 r. p.n.e.–700 r. n.e.) i okres Pueblo (700 r. n.e.–1300 r. n.e.). Dodatkowo możemy wydzielić w pierwszym okresie dwie fazy a w drugim trzy fazy. Znaczny wzrost demograficzny, powodujący problemy z zaopatrzeniem w żywność, połączony z okresem tzw. Wielkiej Suszy (1230 r. n.e.–1280 r. n.e.) prawdopodobnie spowodował stopniowe przejście ludności w okolice północno-wschodniej Arizony oraz doliny rzeki Rio Grande, co archeolodzy uważają za koniec kultury Anasazi.

[3] Por.: Jacek Czubacki, Wybuch wulkanu wpłynął na chrystianizacje mieszkańców Islandii, Na podstawie: Live Science, Climat Change, University of Cambridge. Wyniki badań opublikowano w czasopiśmie „Climat Change”. Posted by Historia zapomniana on 27.03.2018. https://historiamniejznanaizapomniana.wordpress.com/2018/03/27/wybuch-wulkanu-wplynal-na-chrystianizacje-mieszkancow-islandii/

[4] Szczyt wulkaniczny w paśmie Gór Wschodniomandżurskich. Pektu-san leży na granicy Chin i Korei Północnej. Jest najwyższym szczytem Gór Wschodniomandżurskich oraz najwyższym punktem Korei Północnej. Jest to także najwyższe wzniesienie Półwyspu Koreańskiego oraz Mandżurii. Ostatnia odnotowana erupcja miała miejsce w 1903 r. W kraterze tego wulkanu znajduje się Jezioro Niebiańskie.

[5] Por.:Superwulkan Pektu-san na granicy Chin i Korei Północnej grozi wybuchem, 04.04.2014, https://www.koniec-swiata.org/superwulkan-pektu-san-na-granicy-chin-korei-polnocnej-grozi-wybuchem/

[6] Por.: Leszek Marks, Zmiany klimatu w holocenie – ostatnie 11 700 lat, 15.10.2014, https://www.jednaziemia.pl/planeta-dzieje/43-dzieje/zmiany-klimatu/3847- holocen-ostatnie-11700-lat.html

[7] Por.: N. Jonina, M. Kubijew, Wielkie katastrofy w dziejach świata…, s. 38–39.

[8] Por.: Tomasz Ulanowski, Dlaczego Czyngis-chan podbił pół świata? Bo miał mokro, „Gazeta Wyborcza” 12.03.2014; Hipotezę taką ogłosił [podobno] historyk rosyjski Lew Gunilow.

Zmiany klimatyczne (od ok. 12.000 p.n.e. do ok. 3000 p.n.e.)

Obecną epokę geologiczną określamy nazwą – holocen. Epoka ta rozpoczęła się z końcem ostatniego zlodowacenia plejstoceńskiego, a dokładnie – z końcem zimnej fazy młodszego dryasu (późny glacjał). Zapoczątkował ją ciepły interglacjał (około 12000 do 10800 lat p.n.e.) Następnie miało miejsce znaczne ochłodzenie, po czym ponownie doszło do ocieplenia około 8300 r. p.n.e. Mimo zmiany klimatu, duże czapy lodowe i lądolody przetrwały jeszcze kilka tys. lat (do ok. 8–7 tys. lat p.n.e.), co miało decydujące znaczenie dla cyrkulacji atmosfery i klimatu Ziemi w tym czasie. Dlatego wczesny holocen (11,65 do 8/7 tys. lat p.n.e.) cechował się nawrotami zimna (np. preboreal oscilation, 8,2 ka event) wynikającymi z interakcji między oceanami a zanikającymi lądolodami. Mówiąc prościej, wielkość lądolodów miała wpływ na ochładzanie się prądów oceanicznych. Dzięki podziemnym próbkom m.in. z Grenlandii wiemy, że ok. 11000 lat temu temperatura na północnej półkuli spadła o 5 do 7 stopni Celsjusza. Trwający ok. 1000–1300 lat ostatni zimny epizod ostatniego zlodowacenia na Ziemi nosi nazwę młodszy dryas i nikt nie wie na pewno, dlaczego miał miejsce. Zaproponowana w 2007 roku teoria mówi o ochłodzeniu po uderzeniu asteroidy (planetoidy)[1], ale uwzględnić musimy też panujący w tym czasie wulkanizm. Erupcje niektórych wulkanów do jakich dochodziło w tym czasie miały wpływ na klimat nawet o zasięgu globalnym.

Fakty późniejszego ocieplenia klimatu potwierdzają najnowsze badania osadów dna Nilu. Wynika z nich, że około 10000 lat temu miała miejsce drastyczna zmiana klimatu. Pobrane próbki z osadów z dna Delty Nilu pozwoliły ustalić skład i gęstość szaty roślinnej oraz ilość wody wpływającej do Nilu z całej jego zlewni na przestrzeni ostatnich 9500 lat. Analiza tych danych wykazała, że przepływ Nilu, a tym samym suma opadów uległa zmniejszeniu około 8000 lat temu, wraz z tym nastąpiło zaś znaczne zubożenie roślinności. Na początku tej epoki suma opadów na tym obszarze była znacznie wyższa niż dzisiaj. Zmiana była stosunkowo nagła, bo w ciągu maksymalnie kilkuset lat żyzna sawanna w wielu miejscach zamieniła się w pustynię. Nie był to jednak proces jednostajny (przecież i dziś mimo postępującego ocieplenia pojawiają się lata wyjątkowo suche oraz okresowo obfitujące w opady), później w wyniku kolejnych krótkotrwałych okresów ochłodzenia np. na Bliskim Wschodzie i w Północno-Wschodniej Afryce mogło dochodzić do zwiększenia się ilości opadów, znacznego wzrostu roślinności, a co za tym idzie i ilości zwierząt, co z kolei umożliwiło wzrost populacji ludzkiej, a dzięki łatwej dostępności do zwierzyny także stopniowe przechodzenie ludzkości do osiadłego trybu życia.

Zdaniem szkockich naukowców ludzką cywilizację „uruchomiło” uderzenie komety w Ziemię. Wychładzając klimat zmusiło to naszych przodków do osiedlenia się i zajęcia rolnictwem.

Pewni są tego badacze ze Szkocji, według których znaki (piktogramy) wyryte 11 tys. lat temu na kamieniach świątyni Göbekli Tepe w Turcji opowiadają o momencie, w którym narodziła się ludzkość. Uznali, że zwierzęta symbolizują gwiazdy i inne ciała niebieskie. Ostatecznie doszli do wniosku, że mają przed sobą kartkę z kosmicznego kalendarza. Co najważniejsze, rozkład elementów odpowiada ułożeniu gwiazd nad Turcją sprzed ok. 11 tys. lat, przełomowym momencie dla ludzkości.[2]

Moim zdaniem badacze ci patrzą na dzieje zbyt wyrywkowo (pomijam to, że obecne badania dowodzą, że w tym wypadku chodziło raczej o uderzenie asteroidy niż komety). Dziś wiemy, że zmiany klimatyczne były znacznie częstsze. Miały one niewątpliwie wpływ na losy człowieka, który dostosowywał się do zmieniających się warunków klimatu i przyrody. Nie od razu polegało to na zajęciu się rolnictwem. Pierwsze społeczeństwa osiadłe były ludami o gospodarce łowieckiej. Na rozwój rolnictwa wpływ miały dopiero dalsze zmiany klimatyczne, do których doszło m.in. w wyniku skutków kolejnej katastrofy komety, która miała miejsce przypuszczalnie około początku III tysiąclecia p.n.e. Przechodzenie do gospodarki rolnej trwało ponadto tysiące lat, w czasie których ludzie bardzo stopniowo opanowywali nowe techniki rolne, selekcjonowali gatunki zbóż itp. (do powstawania nowych gatunków zbóż dochodziło również w wyniku przenoszenia przez ludzi nasion na inne obszary, gdzie dochodziło do mutacji ich genów. Dzięki temu udało się – zapewne przypadkowo, ale dzięki zdolności do obserwacji z czasem również świadomie, celowo – wyhodować zboża o znacznie większej wydajności nasion z kłosa.

Po trwającym około 2000 lat ochłodzeniu około lat 8300/8200 p.n.e. doszło do ponownego ocieplenia. Do około 7000 roku p.n.e. średnia temperatura roczna wzrosła o kilka stopni, co spowodowało odpowiednie zmiany we florze i faunie. Na obszarze Europy Środkowej po tundrze parkowej poprzedniego okresu w początkach okresu preborealnego pojawiły się najpierw same brzeziny, a później mieszane lasy brzozowo-sosnowe z dodatkiem wierzb. Zmiany te na północy Europy nastąpiły nieco później. Na większości terenów Europy stopniowo zanikały renifery; resztki ich populacji przesuwały się do szerokiej strefy nadbałtyckiej. Na pozostałych obszarach zaczęły pojawiać się coraz częściej zwierzęta leśne, głównie łosie.

W następnym okresie borealnym przypadającym – z grubsza biorąc – na VII tysiąclecie p.n.e., głównie na jego pierwszą połowę średnia temperatura roczna podniosła się o dalsze kilka stopni, dochodząc w północnych partiach Niżu Środkowoeuropejskiego do średnio 19°C w lipcu. Panował wówczas suchy klimat kontynentalny. Lasy brzozowo-sosnowe wzbogaciły się w tym czasie przede wszystkim o leszczynę, a pod koniec tego okresu jeszcze o inne drzewa liściaste. Wśród zwierzyny leśnej zaczynają się pojawiać dodatkowo jelenie, sarny, dziki, niedźwiedzie i bobry. Swoje maksimum w czasie całego holocenu średnia temperatura roczna osiągnęła w latach między 6400 a 3700 p.n.e. kiedy to średnia temperatura roczna była wyższa o ok. 2–2,5°C niż obecnie. Na obszarze Niżu Środkowoeuropejskiego klimat stał się wtedy wilgotny, morski. Był to czas szczytowo pomyślnego i wszechstronnego rozwoju szaty leśnej tego obszaru: obok gatunków drzew występujących już poprzednio teraz zaczęły dominować także drzewa liściaste, jak dęby, wiązy i lipy, a także buki[3].

Ocieplenie, którego skutkiem było topnienie lodowców i wzrost poziomu wód oceanów i mórz powodowało w konsekwencji nacisk na płyty tektoniczne i ich ruch, a co za tym idzie wzrost aktywności sejsmicznej i wybuchów wulkanów czasami łączących się z powstawaniem tsunami.

Erupcja wulkanu Cumbre Vieja, należącego do archipelagu Wysp Kanaryjskich w połączeniu z towarzyszącymi jej trzęsieniami ziemi, spowodowały około 6000 lat p.n.e. gigantyczne tsunami z falami wysokości 20 metrów, które doprowadziło do całkowitego zdewastowania wybrzeży Islandii, Norwegii, czy też Wielkiej Brytanii oraz Ameryki Środkowej. Wpływ tego kataklizmu na rozwój cywilizacyjny ludów tych obszarów musiał być ogromny – tym bardziej, że ówczesne osadnictwo rozprzestrzeniało się głównie wzdłuż wybrzeży morskich. Inne tsunami zostało wywołane około 8150 lat temu osunięciem się ziemi na dnie Morza Północnego, wzdłuż szelfu kontynentalnego między Norwegią a Islandią. Fale tego tsunami sięgały nawet 40 metrów i zniszczyły wybrzeża północnej Europy, w tym dzisiejszej Danii.

Zmiany klimatyczne łączą się bezpośrednio z ważnymi etapami w rozwoju naszej cywilizacji, które miały miejsce w tym czasie. Późniejsze ocieplenie prawdopodobnie wpłynęło na gwałtowne zubożenie szaty roślinnej, co zmusiło ludzi na wielu obszarach do porzucenia dotychczasowego trybu życia; również do walki o dostęp do zwierzyny. Musiano też znacznie ograniczyć wcześniejszą gospodarkę opartą o myślistwo i zbieractwo, gdyż dotychczasowe źródła pożywienia po prostu się wyczerpały. Zdaniem badającej osady z Nilu dr Blanche właśnie to stało się motorem do oswojenia i chowu bydła domowego oraz rozwoju rolnictwa[4]. Wcześniej w wyniku ocieplenia klimatu woda z topniejących lodowców doprowadziła do podniesienia się poziomu mórz i ukształtowania się do około 5000 roku p.n.e. linii brzegowej bliskiej do współczesnej. Optimum skończyło się około 3500 roku p.n.e., kiedy to nastąpiła trwająca do dzisiaj, nieco chłodniejsza faza klimatu. [Myślę, że bardziej prawdopodobną datą początkową byłby tu koniec IV i początek III tysiąclecia p.n.e. – data uderzenia komety w Ocean Indyjski]. To ona, tak jak wcześniej kometa z Ameryki Północnej mogła ponownie spowodować okres ochłodzenia.

Myślę, że warto zweryfikować tezę mówiącą o tym, że od około 3500 r. p.n.e. do dziś trwa nieco chłodniejsza faza klimatu. Zresztą dziś słyszymy o teorii przeciwnej, wielu „badaczy” wieści, że żyjemy w epoce globalnego ocieplenia. W ciągu ostatnich 5500 lat mieliśmy do czynienia z kolejnymi etapami ocieplenia i ochłodzenia. O tym jednak napiszę w kolejnych artykułach.

[1]Ludzkość powstała po uderzeniu komety? Mają dowód sprzed 11 tys. lat, Teomancimit/Wikimedia CC BY-SA 3.0; Tu za Wirtualną Polską 22.04.2016

[2]Ludzkość powstała po uderzeniu komety? Mają dowód sprzed 11 tys. lat. [Teomancimit/Wikimedia CC BY-SA 3.0; Tu za Wirtualną Polską 22.04.2016]

[3] Por.: K. Jażdżewski, Pradzieje Europy Środkowej, Wrocław 1981, s. 132.

[4] Michał Skubik, Sahara zamieniła się w pustynię dużo szybciej, niż sądzono, http://wyborcza.pl/1,75400,17387255,Sahara_zamienila_sie_w_pustynie_duzo_szybciej__niz.html#ixzz3SIIBXrbC

Jak zaradzić kryzysowi klimatycznemu?

Możemy się spierać o przyczyny obecnego ocieplenia, nie sposób jednak kwestionować zachodzenia takiego zjawiska w ogóle. Piszę przyczyny, nie przyczyna, gdyż zmiany klimatyczne w skali globalnej są procesem bardzo złożonym i wpływa na nie bardzo wiele czynników, wśród których nasza, ludzka, aktywność z pewnością nie odgrywa roli najważniejszej. Tym razem jednak pozostawmy z boku kwestię przyczyn. Pomyślmy o skutkach, a właściwie tylko kilku z nich. O podnoszeniu się poziomu wód i oceanów oraz o niemożności życia ludzi w miastach, w których temperatura sięga już dziś 52°C.

Przeglądając portale internetowe tylko z jednego dnia trafiłem na dwie bardzo frapujące informacje: Na skutek podnoszącego się poziomu wody w Zatoce Bengalskiej, pod wodą znalazła się wioska Kalabogi nad rzeką Shibsa w Bangladeszu. Zatoka Bengalska to część Oceanu Indyjskiego, bardzo od nas daleko, wspomniana wioska uległa zalaniu zapewne nie tylko z powodu podnoszenia się poziomu wód i oceanów, ale wszystkie prognozy dotyczące podnoszenia się poziomu wód są coraz bardziej krytyczne. Obecnie mówi się o wzroście poziomu morza o 1–1,5 m w ciągu 80 lat. Nie tylko wzrost poziomu morza jest niepokojący. W przypadku Polski problemem jest też osiadająca o 2 mm rocznie część wybrzeża. W lutym 2021 r. zespół doradczy ds. kryzysu klimatycznego przy prezesie PAN wydał raport, w którym prognozowane jest, że w ciągu 100 lat historyczne centrum Gdańska znajdzie się pod wodą, a w ciągu 30 lat znacząco wzrośnie liczba wezbrań na Bałtyku. Wszystkie nizinne obszary przy ujściu rzek są dziś poważnie zagrożone.

Druga informacja dotyczy miasta Jacobabad w Pakistanie, w którym z powodu gorąca zanika życie. W mieście tym już obecnie odnotowuje się temperaturę powietrza wyższą niż 52°C. Ludzie nie są w stanie na dłuższą metę wytrzymać takich warunków. Temperatura powietrza powyżej 52°C to warunki, w których człowiek nie jest w stanie funkcjonować. Jacobabad to drugie miasto na świecie, gdzie odnotowano aż takie upały. Funkcjonowanie w Jacobabad jest dodatkowo utrudnione z uwagi na przerwy w dostawie prądu. Te uniemożliwiają korzystanie z klimatyzacji, która w tym regionie i tak jest tylko dobrem luksusowym. W statystykach widać już natomiast wzrost liczby udarów, innych chorób wynikających z przegrzania i finalnie zgonów. Aby ratować się przed upałami, niektórzy mieszkańcy decydują się na migrację do nadmorskiego Karaczi lub bliższej miejscowości Kweta – przynajmniej w czasie najwyższych temperatur. Inni ratują się instalacjami fotowoltaicznymi, by zapewnić sobie ciągłość w dostawie prądu na potrzeby działania klimatyzacji. Równie wysokie temperatury są odnotowywane w mieście Has al Khaimah w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Tutaj jednak w praktyce mało kto odczuwa ich skutki, bo problemy z elektrycznością nie istnieją, a z uwagi na inne warunki finansowe, klimatyzacja jest w zasięgu znakomitej większości, jak nie wszystkich mieszkańców.

Klęska[1] ocieplenia klimatu dotyka ludzkość nie po raz pierwszy. Odnotowujemy takie okresy również w czasach historycznych. To właśnie ocieplenie spowodowało na przykład przemieszczenie się znacznej części populacji w rejony nadrzeczne, a później również konieczność irygacji około 3 000 lat p.n.e., co wiąże się z początkami państwowości.

Wspominam o tym okresie z dwóch powodów. Po pierwsze, możemy zauważyć, że jednym ze sposobów ratowania się przed zmianami klimatycznymi już wówczas była migracja, ale – co ważniejsze – już wówczas ludzie (wprawdzie w skali lokalnej) podejmowali działania, których celem było zmniejszenie skutków ocieplenia. Takim działaniem była wspomniana irygacja oraz melioracja. Zauważmy, że ówcześni ludzie nie podejmowali działań, których celem mogłoby być powstrzymanie zmian klimatycznych, choć już w starożytnej Grecji pojawiali się autorzy sugerujący, że za zmiany klimatyczne odpowiada nasza ludzka aktywność. Większość jednak uważała, że taka jest wola bogów (różnych bogów).

Dziś mamy już dość prawdopodobne hipotezy na temat zmian klimatycznych. Ja opowiadam się za tymi, które wskazują na to, że za procesy ochłodzenia klimatu odpowiadał i odpowiada wulkanizm i że jeśli nie dojdzie do wzmożonego wulkanizmu (erupcji wulkanów o sile 6-7VEI) to proces ocieplenia będzie postępować dalej. Zwolennicy wpływu na proces ocielenia klimatu uznają emitowanie w wyniku działalności ludzkiej do atmosfery CO2. Nie mam tu zamiaru wdawać się w spór ze zwolennikami tej drugiej teorii. Mam nadzieję, że i oni jednak rozumieją, że nawet jeśli uda nam się w ciągu najbliższych dwudziestu, trzydziestu lat, ograniczyć „naszą” emisję CO2, to i tak nie powstrzymamy procesu ocieplenia. Lodowce w tym czasie znacznie stopnieją i nic ich już nie przywróci ich poprzedniej wielkości (chyba, że dojdzie do wielkiej erupcji wulkanicznej), a więc przestaną ochładzać prądy morskie i średnie temperatury pozostaną już wyższe. Lodowce stopnieją (w każdym razie zajmowana przez nie powierzchnia ulegnie znacznemu zmniejszeniu), a więc poziom mórz i oceanów wzrośnie. Tu właśnie pojawiają się moje przemyślenia. Czy rzeczywiście musi on wzrosnąć? Wzrastać? Czy naprawdę nie jesteśmy w stanie temu procesowi zaradzić? Stąd moje wcześniejsze przypomnienie o mieszkańcach Mezopotamii, Egiptu i Chin, którzy broniąc się przed ówczesnym ociepleniem klimatu wymyślili irygację.

Dziś migracja na obszary nadrzeczne jest bardzo ograniczona, gęstość zaludnienia jest tam tak wielka, że trudno będzie pomieścić migrantów z terenów dotkniętych suszą. Czy jednak nie jesteśmy w stanie nadmiaru wody z topniejących lodowców zaabsorbować na lądach? Są tu dwie możliwości, zwiększenie zasobów retencyjnych i zasadzanie lasów. Czytam, że w jednym ze stanów USA władze ubolewają nad tym, że wysycha tam jakieś – kiedyś wielkie – jezioro. Czy nie stać nas na to, by jezioro to ponownie zaopatrzyć w wodę. Tak, może wydawać się to fantastyką, ale czy rzeczywiście jest to aż tak nierealne. Można ją doprowadzić nawet z oceanu. Procesy transportu wody i odsalania są już na wystarczającym poziomie techniki by móc taki proces zrealizować. Jest to proces kosztowny, ale wydaje mi się, że większy sens ma wydawanie środków z budżetu właśnie na ten cel, niż np. na zbrojenia lub (jak czytam ostatnio o działaniach władz USA) poszukiwanie UFO i przygotowywanie się do ewentualnej walki z przybyszami z kosmosu. Skala idiotyzmu wśród nas ludzi jest wciąż ogromna. Nie wszędzie jednak dostrzegamy bezradność. Nasz kraj chce w najbliższych latach zwiększyć swe zasoby retencyjne. To słuszna droga, zachęcam wszelkich ekologów, by wspierali te dążenia.

Druga kwestia to lasy. Przecież absorbują one nie tylko CO2 (zachowują znaczny procent pochłanianego dwutlenku węgla, resztę ponownie wydychają) ale również i wodę. Dziś już podejmowane się działania mające na celu zalesienie terenów pustynnych (powstrzymania w ten sposób ich przyrostu). Tak jest na Saharze, pustyni Gobi, innych mniejszych pustyniach. Powinniśmy z wszech miar wspierać takie działania. Ponownie wspomnę o Polsce, w naszym kraju z każdym rokiem rośnie powierzchnia lasów. Powinniśmy jednak wspierać działania w tym kierunku również w innych regionach świata. Ziemia jest naszym wspólnym domem – choć dziś brzmi to jak frazes, powinniśmy mieć taką świadomość.

Kiedyś, czytając o „Fauście” Goethego, dowiedziałem się, że inspiracją do powstania tego utworu były dla tego wielkiego dramaturga informacje o ówczesnym wyrywaniu morzu lądu w Holandii. Czy dziś, w skali globalnej, nie możemy zdobyć się na podobnie wielkie wyzwania? Postuluję, by myśląc o zmianach klimatycznych nie ograniczać się tylko do zagadnienia, w jaki sposób powstrzymać proces ocieplenia klimatu (z nim „walczyć), ale by wzorem starożytnych, choć na skalę znacznie większą szukać rozwiązań, których celem będzie niwelowanie skutków globalnego ocieplenia, takich rozwiązań, które pozwolą nam żyć w cieplejszym klimacie. Rozwiązań, które zabezpieczą nas przed nieuchronnymi (w innym wypadku) migracjami i wojnami. Te, jak wiemy, nie przyniosą nam niczego dobrego i na pewno nie rozwiążą wynikających ze zmian klimatycznych problemów. Nie jesteśmy dziś jeszcze i długo nie będziemy w stanie przeciwstawiać się procesowi ocieplenia, nie mamy nań wpływu, możemy jednak do tego procesu się dostosować, mało tego, wręcz wykorzystać go na naszą korzyść.

[1] Pojęcie „klęska” w odniesieniu do procesu ocieplenia jest dziś powszechnie przyjęte w publicystyce. Czy jest uzasadnione? Ocieplenie, które zresztą dotyka społeczeństwa (dotyczy społeczeństw) w różnym stopniu, nie musi być ujmowane jako klęska, możemy z nim żyć, a nawet nauczyć się wykorzystywać je na naszą korzyść.

Ocieplenie klimatu od ok. 1300 p.n.e. do V wieku n.e.

Do znacznego ochłodzenia klimatu (w każdym razie na obszarze Europy, a być również i całej półkuli północnej) doszło około XV–XVI wieku. Powodem tego procesu był wybuch wulkanu Santoryn (w starożytności Thira, Grecja) o skali 1600 BC: VEI=6 lub 7. Kilkuletnie, spowodowane znacznym zanieczyszczeniem stratosfery znaczne ochłodzenie klimatu (spadek na niektórych obszarach średnich temperatur nawet o 5–7°C i opady śniegu) wpłynęło na wzrost lodowców, których istnienie wpłynęło z kolei na utrzymanie się chłodniejszego klimatu przez kolejne stulecia. Zwiększone lodowce wpływały na ochłodzenie prądów oceanicznych i prądów powietrza.

Z czasem jednak pyły i zanieczyszczające stratosferę gazy i związki chemiczne opadły i klimat ponownie się ocieplał. Następowało to bardzo wolno, trwało dziesiątki, a nawet setki lat, gdyż – jak już wspominałem – proces ocieplenia powstrzymywały powstałe wcześniej lodowce, które topniały stopniowo, bardzo powoli. Proces ocieplenia powstrzymywały też okresy wzmożonego wulkanizmu (tak jak i w ostatnich stuleciach – co około 10 lat lub w okresach nieco dłuższych lub krótszych – wspominam o tym, by wykazać, że nie mówimy tu o cykliczności, lecz o zmienności). Postępujące ocieplenie powodowało topnienie lodowców i co za tym idzie, stopniowy wzrost poziomu oceanów i mórz, a w konsekwencji ruchy płyt tektonicznych i wulkanizm. Wybuchów o mniejszej skali niż wybuch wulkanu Santoryn, ale ich kumulacja w poszczególnych latach (co jakiś czas) przyczyniała się do krótkotrwałych chłodnych lat (może tak jak w XX wieku proces krótkotrwałego ochłodzenia po wzmożonym wulkanizmie trwał ok. 2 lat, wiele zależało od skali erupcji).

Od około XIII wieku p.n.e. aż do około V wieku n.e. obserwujemy, w skali globalnej, postępujące ocieplenie. Zaczęło się ono mniej więcej po dwustu latach od wspomnianej wyżej erupcji Santoryn (w tym czasie miało miejsce zapewne i wiele mniejszych). Tyle czasu potrzeba było na takie zniwelowanie ich klimatycznych efektów, że stało się ono zauważalne.

Dowodem ocieplenia w tym czasie są zachodzące właśnie wówczas procesy wysychania od XIII wieku p.n.e. pastwisk stepowych, co między XIII a VII wiekiem p.n.e. doprowadziło do przesunięcia się granicy obszarów półpustynnych o 200 kilometrów na północ. Wywołało to znaczne problemy gospodarcze i zmusiło część ludności do poszukiwania nowych siedzib. Przypuszcza się np., że wraz z innymi ludami, w wędrówce Ludów Morza wzięła udział ludność kultury sabatinowskiej, która wywędrowała w kierunku Azji Mniejszej. Pozostała jej część wzięła udział w kształtowaniu się kultury biełozierskiej. Nie można wykluczyć, że przyczyną regresu gospodarczo-społecznego w początkach tego okresu była też fala chorób zakaźnych. Wyniszczone kryzysem społeczeństwa były na nie szczególnie podatne, ich rozwój ułatwiało przemieszczanie się ogromnych mas ludzkich [1].

Lata 1200–800 p.n.e. noszą w historiografii nazwę „wieków ciemnych”. Był to okres powstrzymania ekspansji ludów rolniczych Europy, która ponownie nastała dopiero po VIII–VII wieku p.n.e. Na odbudowanie populacji i stworzenie nowych ośrodków gospodarczo-politycznych w tym regionie ludzie potrzebowali kilkuset lat. Około VIII–VII wieku p.n.e. ziemie wokół basenu Morza Śródziemnego były już ponownie dość gęsto zaludnione. To właśnie gęstość zaludnienia w połączeniu ze zmianami klimatycznymi (ociepleniem) oraz okresowymi kryzysami gospodarczymi, których efektem był głód i osłabienie odporności organizmów, przyczyniały się do rozwoju epidemii. Ślady takich epidemii obserwujemy od 2 tysiąclecia p.n.e. Jedną z większych była dżuma w Atenach w V wieku p.n.e. (od 430 r. p.n.e.).

Oczywiście pisząc o procesie ocieplenia w tak długim okresie musimy wziąć pod uwagę dwie kwestie. Po pierwsze, że nie przebiegał on jednostajnie, mogły w tym czasie pojawiać się krótkie okresy nawet znacznego ochłodzenia, po drugie również i to, że procesy te na różnych terytoriach przebiegały odmiennie. Pisał na przykład Herodot w V wieku p.n.e. o tzw. Scytii:

Cały ten opisany przez nas kraj ma tak ostrą zimę, że przez osiem miesięcy panuje tam zupełnie nieznośne zimno, jeżeli w tym okresie wylejesz wodę na ziemię, nie zrobisz z niej błota, chyba że rozpalisz ogień. Morze (przypuszczalnie chodzi o Zatokę Odeską lub Morze Azowskie, które jednak dla starożytnych było Jeziorem Meockim) i cały Bosfor Kimmeryjski zamarza, a po lodzie ciągną gromadnie mieszkańcy w obrębie owego rowu Scytowie i przejeżdżają na drugą stronę do Sindów. Tak więc trwa zima przez osiem miesięcy, ale także w pozostałych czterech [krainach Scytów] jest tam zimno.[2]

Zmiany klimatyczne tego okresu, jak zresztą zawsze, były bardziej intensywne niż przypuszczaliśmy. Opis Herodota może dotyczyć tylko zimy jednego roku, kilku lat lub jednego stulecia. Dotyczy też tylko określonego obszaru. Dziś nie sposób dokładnie odtworzyć zmian klimatycznych na tak dużym obszarze w ciągu kilkuset lat. Grecja Herodota podlegała mniej odczuwalnym zmianom klimatyczny. Tam średnie wahnięcia temperatur nawet o 1–2 stopnie były właściwie niezauważalne.

Proces ocieplenia nie ustał aż do końca pierwszego tysiąclecia p.n.e., a nawet do V wieku naszej ery. Na I–III wiek przypada okres wysychania stepu. Bałchasz i Morze Aralskie radykalnie się zmniejszyły, a poziom Morza Kaspijskiego podniósł się o cztery metry. Było to zapewne jedną z ważniejszych przyczyn wędrówki ludów w początkach I tysiąclecia. W czasie ocieplenia rzymskiego (300 p.n.e.–530 n.e.) drzewa cytrusowe i winorośle występowały w Anglii aż do Muru Hadriana, a drzewa oliwne rosły w dolinie Renu, Egipt dostarczał zboża dla Kartaginy, potem dla Rzymu, zaludnienie Anglii przekraczało 5,5 mln[3]. Nie był to jednak proces jednostajny, a tym bardziej obejmujący równomiernie różne obszary. I w tym czasie zdarzały się okresy ochłodzenia. W 396 roku p.n.e. w Rzymie śnieg padał przez 40 dni. W roku 209 zamarzło Morze Czarne, a w roku 359 zamarzł Bosfor. W 462 roku na terytorium dzisiejszych Węgier wojska przeszły przez zamarznięty Dunaj z ciężarami[4]. To tylko niektóre ze znanych nam dziś przykładów występujących w tym czasie ochłodzeń. Najnowsze odkrycia wskazują nam jednak, że mogło być ich i wówczas znacznie więcej.

W 2020 roku dwaj naukowcy: Joe McConnel z Desert Research Institute (DRI) w Reno, w amerykańskim stanie Nevada wspólnie ze szwajcarskim badaczem Michaelem Siglem z Oeschger Centre for Climate Change Research na uniwersytecie w Bernie, sięgnęli do archiwalnych próbek lodu pobranych jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku w USA, Niemczech oraz Danii. Zajęli się tym tematem po tym, jak w ich ręce trafiły wyjątkowo dobrze zachowane próbki popiołu wulkanicznego w lodzie wydobytym na Grenlandii i na północy Rosji w zeszłym roku. Ich badania pozwoliły odnotować dwa gwałtowne wydarzenia wulkaniczne. Słabsze z 45 r. p.n.e. i dużo silniejsze, z 43 r. p.n.e. Osad z tego drugiego wybuchu opadał na powierzchnię Ziemi kolejne dwa lata. Geochemiczna analiza popiołu z próbek lodu idealnie dopasowała wydarzenia z 43 r. p.n.e. z gwałtowną erupcją wulkanu Omok na Alasce, jedną z największych w ostatnich 2,5 tys. lat. Wyniki badania okruchów materiału piroklastycznego potwierdził wulkanolog Gill Plunkett z Queen’s University w Belfaście. McConnel i Sigl uzupełnili listę dowodów i próbki z różnych stron świata, od danych zapisanych w pniach starych drzew w Skandynawii po osady wapniowe w jaskiniach północnych Chin. Wszystkie zebrane dane umieścili w komputerowym modelu klimatycznym. Symulacja pogody wykazała, że lata 43–41 p.n.e. należały do najchłodniejszych na przestrzeni ostatnich 2500 lat. Średnie temperatury dla lata i jesieni tuż po eksplozji w 43 r. p.n.e. były niższe o 7°C. Z kolei jesienne opady tamtego roku sięgnęły 400% normy dla południa Europy. Dla regionu Morza Śródziemnego zimne i mokre warunki oznaczały mniejsze plony na jesieni i w połączeniu z politycznymi perturbacjami w Rzymie pogorszyły tylko stan zaopatrzenia miast w żywność. Z kolei w Egipcie kiepska pogoda nałożyła się na słaby wylew Nilu, co samo w sobie zwykle oznaczało masowy głód. Wprawdzie do upadku Republiki Rzymu i dynastii Ptolemeuszy przyczyniło się wiele wydarzeń, to jednak i wywołane erupcją wulkanu Okmok w 43 r. p.n.e. zmiany klimatu na Ziemi grały w tym ważną rolę[5].

W 79 roku naszej ery doszło do erupcji Wezuwiusza, podczas której z krateru wydobyło się ok. 5 km sześc. magmy. W drugim dniu erupcji wypływ piroklastyczny dotarł do Pompejów, jednego z czterech miast leżących u stóp tego wulkanu. Zostały zniszczone trzy miasta: Pompeje, Herkulaum i Stabie. Według relacji Kasjusza Diona z przełomu II i III wieku, pojawiło się tyle pyłu, że jego część dotarła aż do Afryki, Syrii i Egiptu; dotarł tez do Rzymu, wypełnił nad nim niebo i zakrył Słońce[6]. W czasie wykopalisk, które rozpoczęły się w Pompejach w XVIII wieku odkryto ślady 2000 ofiar.

W 80 roku doszło do masowej migracji ludów Azji. 30 tysięcy ludzi zabrało z sobą ogromne stada inwentarza. Szacuje się je na około 40 tys. koni i 100 tys. sztuk bydła. Przyłączyli się do ludów irańskich i Mongołów z lasów syberyjskich, co dało początek nowej, ważnej społeczności Hunów – ludu, który w Europie siał postrach. Pojawiła się pandemia wąglika w Azji, która później przeniosła się na bydło europejskie[7].

Trwający ponad półtora tysiąca lat proces ocieplenia spowodował znaczne cofnięcie się lodowców. Moim zdaniem, to zmiany klimatyczne umożliwiły znaczny wzrost zaludnienia terenów środkowej, a nawet północnej Europy. Ludy te zaczęły napierać na obszary wcześniej gęsto zaludnione.

Wzrost poziomu wód mórz i oceanów, a z drugiej strony zmniejszenie masy lodowców w okolicach podbiegunowych miały niewątpliwy wpływ na ruch płyt tektonicznych, ich przesuwanie się. To przyczyna trzęsień ziemi i wulkanizmu. Jego skala ponownie wzrastała, aż wreszcie w VI wieku doszło do ponownych wybuchów stratowulkanów. Po raz kolejny nastało ochłodzenie, które ponownie zaczęło się cofać mniej więcej od VIII wieku. Kolejne ocieplenie klimatu trwało aż do końca XIII wieku.

Powyżej ukazałem bardzo powierzchowny obraz procesu zmienności klimatu w dość odległej przeszłości, na przestrzeni prawie dwóch tysięcy lat. Obraz ten wymaga weryfikacji, uszczegółowienia. Przecież jeden badacz, nie dysponując środkami, nie posiadając dostępu do wielu źródeł, nie jest w stanie tego dokonać. Nawet jednak tak wyrywkowe spojrzenie na dzieje zmian klimatycznych na naszej planecie wskazuje, że nie są one niczym nadzwyczajnym. Wydaje mi się też, że warto, by zajęły się tym zagadnieniem instytuty naukowe, nawet międzynarodowe. Klimat w jakim żyjemy jest ważnym zagadnieniem. Pozorne odpowiedzi w tym zakresie (np. hipoteza o tzw. „efekcie cieplarnianym” i wpływie na klimat produkowanego przez człowieka CO2) tylko opóźniają podjęcie szczegółowych, rzetelnych badań.

[1] Obecnie naukowcy twierdzą, że do tzw. plag biblijnych doszło w czasach panowania Ramzesa II w latach 1279–1213 p.n.e. Stolica ówczesnego Egiptu Pi-Ramzes została opuszczona około 3000 lat temu. Wówczas doszło do gwałtownych zmian klimatycznych. Ciepły łagodny klimat zmienił się w okres suszy. [Por.: http://www.paranormalium.pl/plagi-egipskie-czyzby-zagadka-wyjasniona,810,24,artykul.html Autorzy tego artykułu wiążą te wydarzenia z wybuchem Thery. Ten jednak miał miejsce ponad 250 lat wcześniej.]

[2] Herodot, Dzieje. Księga IV 28…, przełożył Seweryn Hammer, Wrocław 2005, s. 302.

[3] Por.: Leszek Marks, Zmiany klimatu w holocenie – ostatnie 11 700 lat, 15.10.2014, https://www.jednaziemia.pl/planeta-dzieje/43-dzieje/zmiany-klimatu/3847-holocen-ostatnie-11700-lat.html

[4]Pamiętne zimy w Europie, „Łowiec” z 1 maja 1888, 24.06.2010.http://www.wycinki.olejow.pl/?p=6838

[5] Jan Sochaczewski, Wybuch wulkanu na Alasce przyczynił się do upadku Republiki Rzymskiej. Nowe badanie, 23.06.2020, https://www.focus.pl/artykul/wybuch-wulkanu-przyczynil-sie-do-upadku-republiki-rzymskiej Główne erupcje Okmoka – o wskaźniku wybuchowości wulkanicznej (VEI) wynoszącym 6 – miały miejsce około 8300 i 2050 lat temu.

[6] Cytat za: M. Rosolak, Tsunami historii. Wpływ żywiołów przyrody na dzieje świata, Warszawa 2016, s. 63.

[7] Por też: Rodney Castleden, Największe katastrofy w dziejach, przełożył Bogusław Solecki, Warszawa 2009, s. 78; por. też: Adam Zubek, Proces wulkanizacji świata, https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/nauka/1515150,2,proces-wulkanizacji-swiata.read?page=63&moduleId=4793.

Wyrzućmy teorie dotyczące wpływu człowieka na zmiany klimatyczne do kosza

Obecnie, po raz kolejny w ostatnim stuleciu, obserwujemy stosunkowo ostry atak zimy. Lubimy takie określać mianem „zima stulecia”. Takich od 1928 roku było kilka: w 1928/29 roku, w 1939/40 roku, w 1962/63 roku, w 1978/79 roku, w 1986/87 roku, w 2010 roku i obecna. Wielu wspomina też o zamarzniętym Bałtyku w 1947 roku. Trzy ostre zimy w niespełna 20 lat od roku 1962 do 1987 skłaniały niektórych badaczy do wieszczenia „globalnego ochłodzenia”, późniejsze coraz cieplejsze lata skłaniają innych do głoszenia groźby „globalnego ocieplenia”. Pojawiają się również tacy badacze, którzy na podstawie tak stosunkowo krótkich obserwacji wysuwają rozmaicie uzasadniane teorie o tzw. cykliczności, powodowanej np. rzekomo cykliczną aktywnością Słońca.