Danton - Robespierre. Rozważania o rewolucji francuskiej 1789–1795 - Piotr Kotlarz - ebook

Danton - Robespierre. Rozważania o rewolucji francuskiej 1789–1795 ebook

Piotr Kotlarz

4,0

Opis

Rewolucja francuska z 1789 roku doczekała się miana Wielkiej. Od początku wzbudzała kontrowersje, wokół niej i jej bohaterów toczyło się  wiele dyskusji, a nawet sporów. Oliwy do ognia dolał marksizm, który w rewolucjach dostrzegł źródło postępu. Pomijano lub umniejszano jej negatywne aspekty, a szukano przyczyn klęski oraz próbowano znaleźć w niej „metodologię” przyszłej rewolucji, która zakończy się zwycięstwem „ludu”.

Książka „Danton i Robespierre…” ukazuje tę francuską rewolucję z odmiennej perspektywy. Autor dostrzega jej nieuchronność, wynikała bowiem z bankructwa – nawet w sensie dosłownym – poprzedniego systemu, ale ukazuje, że nie mogła przynieść pozytywnych zmian. Przez pryzmat jej głównych bohaterów, zwłaszcza Dantona i Robespierre’a zauważamy, że zarówno oni, jak i rewolucja wkraczali na drogę zbrodni. Stopniowa militaryzacja mas musiała w konsekwencji prowadzić do dyktatury, a później przywrócenia monarchii. Idee wolności, równości, propozycje zniesienia kary śmierci, próby odrzucenia wojen… Prawa Człowieka... Wszystkie te wartości zostały w trakcie tej rewolucji odrzucone. Czy w imię wyższych wartości, czy egoistycznych ludzkich ambicji…?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 429

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (4 oceny)
1
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mirwal

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawa, duzo się dowiedziałem nowych rzeczy. szczegolnie sprawy polskie były odkrywcze.
00

Popularność




Piotr Kotlarz

Danton – Robespierre

Rozważania o rewolucji francuskiej 1789–1795

Gdańsk 2021

© Piotr Kotlarz

Wydawca: Fundacja Kultury Wobec

Gdańsk 2021

Wydanie I

ISBN 978-83-950839-9-0

Kilka uwag wstępu

Kwestie rewolucji interesują mnie już od bardzo dawna. Trudno, żyjąc w kraju tak nią dotkniętym, być na ten temat obojętnym. Wprawdzie rewolucja została do Polski przyniesiona na rosyjskich bagnetach, ale przecież była to rewolucja. Pisząc te słowa, przypomniałem sobie wypowiedź profesora Adama Schaffa w czasie jednego ze spotkań w warszawskim klubie studentów Politechniki Warszawskiej „Riwiera-Remont” pod koniec 1980 roku. „Przecież wiadomo” – stwierdził wówczas profesor – „że rewolucja przyszła do nas na rosyjskich czołgach.” „A na którym czołgu ty siedziałeś, Adamie?” – padło wówczas pytanie z sali, wzbudzając ogólny śmiech. Wydarzenia rewolucji zostały już wyparte ze świadomości ówczesnego społeczeństwa. Jeśli nawet zostały w pamięci szczególnie nimi dotkniętych rodzin, to i one w jakiejś mierze ukrywały tę pamięć, starały się odrzucić związany z tą pamięcią strach. Łatwo policzyć: Stalin zmarł w 1953 roku, a główne tzw. reformy rewolucyjne zostały zakończone już do 1948 roku, tak więc od tamtych wydarzeń minęło już wówczas około 30 lat. Ponad jedno pokolenie[1]. Dla wielu ludzi z tamtej sali, w tym i dla mnie, urodzonego w 1951 roku, była to już tylko historia. Jak się z czasem dowiadywałem, straszliwa, ale jednak tylko historia. Anegdota odnosząca się do spotkania z jednym z czołowych marksistów pokazuje też, jak niewielka była wówczas w naszym pokoleniu świadomość zniszczeń i ofiar, które przyniosła ta rewolucja. Ponad trzydziestoletnia indoktrynacja musiała przecież mieć jakiś skutek. Z czasem zresztą docierały do nas informacje i o tym, jak ogromne spustoszenie przyniosła ona w Rosji. Z drugiej strony w dostępnej literaturze otrzymywaliśmy przekazy apologetów rewolucji, marksistów, których zdaniem to dzięki rewolucjom następuje postęp.

Wykłady o rewolucji francuskiej prowadził na KUL-u prof. Stanisław Łoś. Do dziś pamiętam, jak chcąc nam wytłumaczyć jeden z jej ważnych aspektów, kwestię tzw. narastającej fali, profesor podszedł do tablicy, wziął do ręki kredę i stwierdził: – Muszę to państwu narysować – tu narysował w poziomie łuk – rewolucja, gdy już wybuchnie, może tylko wzrastać, później następuje punkt kulminacyjny – zaznaczył na szczycie łuku to miejsce pionową kreską – po czym fala opada i sytuacja wraca do punktu pierwotnego. – Tak, to chyba profesor Łoś uświadomił mi jako pierwszy, że żadna rewolucja nie może zakończyć się sukcesem. Później zauważyłem, że wszystkie, przynosząc wielkie straty społeczeństwom nimi dotkniętymi, kończyły się dłuższą lub krótszą dyktaturą.

Rewolucją nazwano również wydarzenia lat osiemdziesiątych w Polsce. Moim zdaniem nie była to – na szczęście – rewolucja. Przemiany w naszym kraju przebiegły drogą ewolucyjną. Wprawdzie rewolucję tę powstrzymał tzw. stan wojenny, który też przyniósł wielkie straty (głównie w postaci wymuszonej emigracji wielu Polaków, ale i ofiary w ludziach oraz złamanie wielu karier, zniszczenie wielu środowisk itp.), to jednak wciąż uważam, że gdyby doszło do faktycznej rewolucji, straty byłyby nieporównywalnie większe. Polska była przecież wówczas już na etapie porewolucyjnym. Poprzednie elity były już w ogromnej mierze zniszczone, ich resztki były w tzw. wieku poprodukcyjnym (i znów łatwo to policzyć. Osoby, które ukończyły studia przed wojną, musiały mieć już co najmniej sześćdziesiąt lat). Czy nasze społeczeństwo mogło sobie pozwolić na likwidację kolejnych elit – jakiekolwiek by one nie były? Moim zdaniem nie, stracilibyśmy kolejne pokolenie. To może dlatego, pracując w 1980 roku w Klubie Studentów ŻAK w Gdańsku (byłem wiceprezesem do spraw kultury), zorganizowałem po Sierpniu wystawę zdjęć ze strajków w stoczni Sławka Bibulskiego, ale jednocześnie i wykład profesora Tadeusza Margula pt. „Duch Gandhiego w strajkach polskich”. Miałem wciąż w pamięci wydarzenia gdańskiego grudnia 1970 roku, bałem się, że sytuacja może się powtórzyć, bałem się też rewolucji. Nasz dom rodzinny znajdował się niedaleko stoczni, przy Hali Targowej w Gdańsku. Na parterze tej kamienicy był warsztat i sklep kaletniczy mojej mamy. Pamiętam, jak w sierpniu 1980 roku mój ojciec z dumą opowiadał, że w czasie gdy zabijał dyktą okna sklepu, usłyszał od przychodzących – jego zdaniem – robotników: – Niech się pan nie boi, was prywaciarzy nie ruszymy. – Tato – odpowiedziałem wówczas – a kogo? – Oczywiście, że tych, którzy, ich zdaniem, mają coś więcej. Jeśli nie oni, to zawsze znajdą się tacy, którzy im wskażą kolejnego wroga. – Może dlatego później (pracując jako nauczyciel w Liceum Sportowym) wstąpiłem do PZPR, choć dziś, z perspektywy czasu, uważam, że był to błąd. Znów nie wiedziałem, do jakich nadużyć dopuszczał się ówczesny rząd, nie dostrzegłem, że przyszedł czas, gdy komunistyczne elity zechcą się uwłaszczać na ogólnonarodowym dorobku. Moje zainteresowanie rewolucją wciąż rosło, pochłaniałem na temat różnych rewolucji wiele książek. W swej pracy intelektualnej skupiłem się jednak na długi czas w innym zagadnieniu. Ucząc w szkole, zainteresowałem się teatrem szkolnym. Napisałem w związku z tym podręcznik dla młodzieży licealnej „Sztuka dramaturgii”, w którym proponowałem nową metodę dydaktyczno-wychowawczą polegającą na rozbudzaniu wśród młodzieży kreatywności; metodą tą miało być samodzielne tworzenie sztuk. Później, widząc pewną lukę na rynku wydawniczym, napisałem, również z myślą o młodzieży, choć tym razem raczej o studentach, „Historię dramaturgii”, „Historię polskiej dramaturgii” i wreszcie „Teatr szkolny Drugiej Rzeczypospolitej”. Łącznie zajęło mi to kilkanaście lat. Zajmując się jednak dramaturgią, trafiłem na dramaty Stanisławy Przybyszewskiej. Między innymi głośna „Sprawa Dantona”, ale i inne jej sztuki odnoszące się właśnie do rewolucji. To pod wpływem Przybyszewskiej, nie zgadzając się z jej wizją Robespierre’a, napisałem swój dramat „Danton i Robespierre”. Ukończywszy tę sztukę, doszedłem jednak do wniosku, że ta forma literacka jest zbyt ogólna, by przekazać wszystkie moje na temat rewolucji przemyślenia. Już kilka tygodni później otworzyłem w moim komputerze plik pt. „esej – Danton Robespierre”. Od pracy tej odciągały mnie jednak inne zagadnienia, a zwłaszcza kolejny wielki plan napisania dziejów świata. Czytałem wprawdzie biografie Dantona, Robespierre’a, Ludwika XVI, inne książki odnoszące się do tej francuskiej rewolucji, ale książka, w jaką z czasem zaczął się przekształcać wspomniany esej, poza nielicznymi przemyśleniami i rosnącą ilością fiszek w pewnym sensie wciąż stała w miejscu. Prezentowana książka to efekt pracy zaledwie kilku ostatnich miesięcy. Zawarłem tu wiele własnych przemyśleń, hipotez i konkluzji oraz polemik z innymi autorami, którzy wcześniej zajmowali się tym tematem. Myślę, że zainteresuję nimi moich czytelników, zachęcam też do próby dokonania własnej oceny tamtych wydarzeń. Warto mieć na temat rewolucji własne zdanie.

Danton – Robespierre

Przypisywane Chińczykom powiedzenie, rodzaj przekleństwa: „obyś żył w ciekawych czasach” poznałem już dość dawno. Później przeczytałem gdzieś, że w piśmiennictwie chińskim spotykamy się tylko z zapisem mówiącym o tym, że „lepiej być psem w czasie pokoju niż człowiekiem w czasach chaosu”, a powiedzenie, od którego zaczynam te rozważania, jest pochodzenia angielskiego lub amerykańskiego. Czy jednak warto zastanawiać się nad autorstwem tej sentencji, gdy ważniejsze jest raczej to, czy jest w niej zawarta jakaś prawda, czy też to tylko czcze gadanie i popisywanie się ludową mądrością.

Czasy, o których piszę poniżej, rzeczywiście należały do ciekawych. To czasy upadku monarchii, rewolucji i początków rewolucyjnych wojen. Później nazwane przez historyków okresem Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Pisanej z wielkich liter po to, by podkreślić rangę tych wydarzeń dla dziejów ludzkości, zaznaczyć to, że wpłynęły one na dalszy bieg dziejów aż tak pozytywnie. Czy rzeczywiście? A może wydarzenia te były raczej czynnikami regresu niż postępu w dziejach? Odpowiedź na te pytania pozostawiam czytelnikom, tu chcę podkreślić tylko to, że czasy, o których piszę, były rzeczywiście ciekawe, bardzo „ciekawe”.

Dwie różne postaci, dwóch odmiennych ludzi. Różnych, choć obu cechowała nieprzeciętna ambicja, chęć wyróżnienia się wśród otoczenia. Jeden drobnej postawy, schludny, pilny, pracowity, oczytany. Drugi potężnej budowy, lubił jaskrawe stroje, raczej leniwy, powierzchowny. Obaj byli mieszkańcami prowincji. Robespierre pochodził z Arras[2], Danton z Arcie-sur-Aube, ubogiej mieściny leżącej 150 km od Paryża. Obaj mieli w młodości możność zetknięcia się z królem, ale i w jednym i drugim wypadku do spotkania w końcu nie doszło. Mimo uciążliwego dla młodzieńca marszu do Reims, by na własne zobaczyć oczy „jak zostaje się królem”, George Danton, bo on jest jednym z bohaterów tego eseju, nie zobaczył władcy. Nie wpuszczono go do katedry. Maksymiliana Robespierre’a spotkał jeszcze większy zawód. Jako prymus, przygotował w szkole z polecenia wychowawcy wiersz, który miał zaprezentować przed Ludwikiem. Ten z jakiegoś powodu nie miał wówczas czasu i młodzieniec pozostał sam na sam ze swoim wierszem. Odtrącany ze względu na swe pochodzenie przez arystokratycznych kolegów, spotkał się zapewne z wyśmianiem. Dzieci potrafią być okrutne. Różnica pochodzenia i zwykła ludzka zawiść była tego okrucieństwa wystarczającym powodem.

Robespierre nie przywiązywał szczególnej wagi do kultury fizycznej, bardziej interesowały go intelektualne dysputy. Danton intensywnie ćwiczył szermierkę, lubił pływać i grać w piłkę. Robespierre, jak pisałem, był prymusem, zdobył solidne wykształcenie. Danton uczniem był przeciętnym. Później w celu ułatwienia sobie kariery ukończył wprawdzie studia uniwersyteckie, ale cóż to były za studia. Studiował sześć miesięcy w Reims (stolicy Szampanii). W swych pamiętnikach Brissot pisał: „Aby uzyskać dyplom, wybrałem drogę najszybszą, to znaczy kupiłem go w Reims (…) Sprzedawano tam wszystko: stopnie, rozprawy, argumenty. Rumieniłem się za profesorów, którzy mnie egzaminowali.” W XVIII wieku uniwersytety francuskie w ogóle miały marną reputację.

Mimo różnic w podejściu do szkoły obaj bohaterowie byli bardzo oczytani. Robespierre znał niemal na pamięć twórczość Rousseau, był też pod wpływem innych myślicieli Oświecenia. Podobnie Danton, gdy choroba (zapalenie płuc) i późniejsza rekonwalescencja zmusiła go do dłuższego pobytu w domu, podobno przeczytał od deski do deski „Wielką Encyklopedię”. Czytał też Monteskiusza, Woltera, Rousseau, Becarii; ponoć pamiętał całe strony z „Historii naturalnej” Bufona. Nauczył się języka włoskiego na tyle, by czytać Tassa, Ariosta, a nawet Dantego. Swobodnie czytał i mówił po angielsku. Myślę jednak, że w powyższej ocenie Dantona nieco, odwołując się do jednego z jego biografów, przesadziłem. Warto przytoczyć tu i inną opinię, wyrażoną przez Pierre-Louis Roederera, który pisał o nim: „Bez wykształcenia, bez politycznych zasad, bez logiki, bez dialektyki, ale nie bez elokwencji; żadnej [poważnej] dyskusji, żadnego rozumowania, zbierał wszystko, co się dało zgarnąć w ruchu.”[3]

Obaj bohaterowie wybrali różny model życia, choć może słowo „wybrali” nie jest tu najbardziej odpowiednie, nie potrafię jednak znaleźć lepszego. Dlaczego niezbyt odpowiednie? Cóż, nie zawsze wybieramy, czasem po prostu niesie nas fala życia, ulegamy okolicznościom zewnętrznym. Nie zawsze też w pełni posiadamy świadomość naszych wyborów.

George Danton, choć w czasach rewolucji nie stronił od lokali i teatru, był raczej domatorem, miłośnikiem życia rodzinnego. Dobry syn, mąż i ojciec. Mimo raczej przeciętnej urody zdążył mieć dwie żony. Wprawdzie drugą, szesnastoletnią, podobno kupił za wynoszącą czterdzieści tysięcy liwrów kwotę wypłaconą jej ojcu, ale przecież i ona była do niego przywiązana, skoro w czasie procesu sowicie opłacała widownię, by ta głośno domagała się uwolnienia jej męża.

Maksymilian Robespierre był człowiekiem raczej samotnym, ale i on cieszył się wdziękiem kobiet. Nie był też całkiem sam, gdyż zawsze miał poparcie rodzeństwa – siostry i brata, który wierzył mu tak bardzo, że poświęcił mu nawet życie. Stał za nim też młody Saint Just, i wielu, bardzo wielu sympatyków, by nie powiedzieć wręcz – wyznawców (zwłaszcza wśród kobiet). Jego samotność i relacje z Saint Justem skłaniają niektórych historyków, by snuć podejrzenia o jego kryptohomoseksualizmie. Może to i prawda, lecz preferencje seksualne nie są tu istotne. Maksymilian raczej unikał pogoni za prawie wszystkimi powszechnie uznanymi przyjemnościami. Jadał skromnie (może z powodów zdrowotnych), ubierał się z wielką starannością, ale też bez widocznego przepychu, wystarczało mu bardzo skromne mieszkanie.

Ogromny wpływ na ukształtowanie osobowości Robespierre’a miało jego trudne dzieciństwo. Jego ojciec François pochodził ze starej rodziny prawniczej związanej z miastami Carvin i Arras (niektórzy badacze sugerują jej korzenie irlandzkie). Matka, Jacqueline Carraut, była córką prostego piwowara, a małżeństwo zostało zawarte ku wielkiej dezaprobacie rodziny Robespierre. Maksymilian urodził się w cztery miesiące po ślubie rodziców jako pierwsze z czworga ich dzieci. W wieku sześciu lat stracił matkę, która nie wytrzymała piątego porodu. Zrozpaczony François de Robespierre uciekł z Francji, pozostawiając dzieci pod opieką rodziny swojej żony. Maximilien był wychowywany przez dziadka i ciotki. Zdobył staranne wykształcenie podstawowe, wpajano mu też dogmaty religii katolickiej, na tyle jednak nieskutecznie, że już jako student deklarował się jako deista. Dzięki wsparciu biskupa Arras uzyskał stypendium na naukę w elitarnej szkole średniej im. Ludwika Wielkiego w Paryżu, gdzie ponownie był wyróżniającym się uczniem. Ukończył studia prawnicze, ale praktyka adwokacka w Paryżu nie przyniosła mu powodzenia. Wrócił do rodzinnego Arras, gdzie szybko został adwokatem znanym z kierowania się zasadami prawdy i sprawiedliwości, wspierającym bezinteresownie najuboższych.

Początki kariery zawodowej Dantona przebiegały bardziej krętymi drogami. Jego ambicje były odmienne, przede wszystkim dążył do poprawy swej sytuacji materialnej, nie wahając się przy tym w wyborze dróg wiodących do sukcesu na tej drodze. Ukończenie studiów uniwersyteckich pozwoliło mu wpisać się na listę adwokatów przy parlamencie. Lukratywne dygnitarstwa sądowe były wówczas dziedziczne i sprzedawalne, ale funkcje przy Parlamencie były dostępne dla każdego prawnika. Niestety, dla nowicjuszy nie były zbyt lukratywne. Rzesze młodych adwokatów konkurowały o klientów i wielu z nich zaledwie z trudem zarabiało na przeżycie.

Powyższe informacje wyraźnie ukazują, że mimo znacznej odrębności charakterów, pewnej odrębności dróg, modelu życia, które obaj z wymienionych przyszłych liderów rewolucji wybrali, bardzo wiele ich łączyło. Przede wszystkim, zarówno Danton jak i Robespierre wciąż marzyli o tym, rozglądali się wokół, szukali drogi do tego, by wybić się z tłumu, wyjść z prawniczego plebsu. Obaj byli ponadprzeciętnie ambitni. Mimo tego, w spokojnych czasach obaj zapewne przez całe życie pracowaliby w charakterze skromnych adwokatów. Żaden z nich nie zrobiłby bez wątpienia zbyt wielkiej kariery. Byłoby to niemożliwe, gdyż na przeszkodzie stało ich społeczne pochodzenie. W spokojnych czasach? Przecież życie jest wystarczająco długie, by doszło w nim do pojawienia się czasów niespokojnych. Ale kiedy one następują? W czasie dzieciństwa, starości? Pod koniec życia, czy w okresie, gdy jesteśmy u szczytu aktywności?

Pierwsze oznaki kryzysu społecznego we Francji można było dostrzec już wiosną 1789 roku. To wówczas doszło do strajku pracowników manufaktury tapet, którzy wystąpili przeciwko obniżce płac do 15 sous (0,75 liwra) dziennie. Bunt robotników z Faubourg Saint-Antoine (to właśnie mieszkańcy tej dzielnicy 14 lipca zdobyli Bastylię) zakończył się interwencją policji i wojska i śmiercią około 200 protestujących. To ważna dla zrozumienia dalszych wydarzeń informacja; to właśnie wojsko było tą siłą, która pozwalała utrzymywać feudalny porządek, wojsko, w którym kadrę oficerską stanowiła szlachta i arystokracja. Monarchia wydawała się wciąż silna, nowa grupa społeczna – robotnicy – stanowiła wówczas niewielki procent całego społeczeństwa. Powszechnie podaje się, że przyczyną wspomnianych wyżej wydarzeń był narastający kryzys gospodarczy, będący konsekwencją nieudanych wojen (wcześniejszej zakończonej pokojem paryskim z 1763 roku wojny siedmioletniej[4] i późniejszemu udziałowi w wojnie przeciwko Anglii z USA[5]). Problemy finansowe kraju pogłębiła dodatkowo klęska nieurodzaju, oraz – z czego niewielu wówczas zdawało sobie sprawę – niekontrolowany wzrost demograficzny. W przyśpieszonym tempie postępowała zmiana struktury społecznej. Zmieniały się proporcje między ludnością wsi i miast, wzrastał poziom wykształcenia i świadomości ogółu społeczeństwa. Nie oznacza to jednak, jak pisał w biografii Dantona Jan Baszkiewicz, że narastająca już wiosną 1789 roku sytuacja rewolucyjna „wynikała z krzyżowania się politycznego roznamiętnienia burżuazji – i rozdrażnienia mas, które dotkliwie odczuwały rezultaty ekonomicznej stagnacji trwającej już od lat i niedawnych klęsk nieurodzaju; mas, które protestowały coraz energiczniej przeciw presji podatkowej rządu i przeciw rosnącym wymaganiom właścicieli ziemi, przeciw upokorzeniom reżimu senioralnego i uciskowi fabrykantów”[6]. Sytuacja gospodarcza niewątpliwie wpływała na ujawnienie się rozmaitych konfliktów, sprowadzanie ich jednak tylko do kwestii „roznamiętnienia burżuazji – i rozdrażnienia mas” to wyraz marksistowskich uproszczeń. Jak spróbuję ukazać nawet w tym krótkim eseju, sytuacja była znacznie bardziej złożona i sprowadzanie jej do jakiejś walki klas, której nie sposób precyzyjnie zdefiniować, jest nie tylko uproszczeniem, ale i błędem. Dialektyka przeciwieństw w badaniach historycznych prowadzi donikąd. Pisał dalej Baszkiewicz: „bo i nędza mas się upolityczniła: lud dostrzegł polityczne przyczyny swego położenia, a w związku z wyborami do Stanów Generalnych szukał po omacku politycznych środków zaradczych”[7]. Tak zwany lud na wybory do Stanów Generalnych wpływu jeszcze wówczas nie miał, ponadto nikt wówczas nie mógł przewidzieć jak potoczą się dalsze wydarzenia. Nie można jednak wykluczyć, że owym ludem próbowano manipulować już bardzo wcześnie. Wspomniane wyżej zamieszki kwietniowe w Paryżu, afera Reveillona, wpisywały się w opóźnioną kampanię wyborczą do Stanów Generalnych. Pojawiały się wiadomości, że przy buntownikach z Faubourg St-Antoine znajdowano znaczne sumy pieniędzy. Aresztowano wówczas księdza Roya, który miał być rzekomym pośrednikiem między reakcyjną arystokracją i bandytami-prowokatorami. Ksiądz ten był sekretarzem hrabiego Artois i jednocześnie osobistym wrogiem Réveillona. Sugerowano, że zamieszki te miały spowodować chaos w stolicy, niepokój władzy i storpedowanie Stanów Generalnych. Księdzu Roy niczego nie udowodniono i został uwolniony[8].

Jak zauważymy poniżej, to co dziś nazywamy rewolucją, rodziło się stopniowo, w wyniku walk różnych grup interesów i konieczności przeorganizowania się społeczeństwa, którego struktury w sposób dość gwałtowny uległy przeobrażeniu. To nie tylko lud został zmuszony do poszukiwania nowej formy ustroju; zresztą jego poziom wykształcenia, świadomości był zbyt mały, by właśnie od niego mogły wypłynąć jakieś propozycje. Jak wykażę, był on najczęściej tylko bezwolnym narzędziem w rękach innych graczy, którzy próbowali nim manipulować i którzy w wyniku tych manipulacji często sami ponosili klęskę. Niektórzy badacze uważają, że wydarzenia o charakterze rewolucyjnym, nawet zburzenie Bastylii, same w sobie nie były jeszcze rewolucją. Rzeczywiście, początkowo mieliśmy we Francji do czynienia nie tyle z rewolucją, co z próbą zreformowania monarchii, próbą przekształcenia monarchii absolutnej w konstytucyjną. Próbę tę podjęły, rychło przekształcone w Zgromadzenie Narodowe, Stany Generalne. Nawet jednak, jeśli nie była to jeszcze rewolucja, a były to tylko wydarzenia rewolucyjne, to każdy historyk wie, jak trudno zahamować, jak niełatwo uspokoić rozbudzone nadzieje, powstrzymać falę. Wydarzenia rewolucyjne stały się, w końcu – rewolucją. Zresztą sama kwestia wybuchu tzw. rewolucji też budzi wiele wątpliwości. Jak zauważymy poniżej, walka o zmianę systemu politycznego z monarchii absolutnej na monarchię konstytucyjną zaczęła się kilka lat przed 1789 rokiem i pierwszymi, którzy domagali się rządów konstytucyjnych, byli przedstawiciele notabli.

Nasi bohaterowie, gdy nastąpiła epoka rewolucji, mieli po lat nieco ponad trzydzieści. Szansa na zmianę życia, na karierę, otworzyła się przed nimi, biorąc pod uwagę biologię ich organizmów i wcześniejsze osiągnięcia, w okresie dla nich najkorzystniejszym. Maksymilian Robespierre w bezpośrednim toku wydarzeń znalazł się jakby w wyniku swych wcześniejszych, konsekwentnych działań. Od początku dbał o swą popularność, wykorzystywał wszelkie szanse dla osobistej kariery. Aktywnie udzielał się w życiu kulturalnym Arras. W 1781 roku został przyjęty do Akademii Rosati, towarzystwa zajmującego się tworzeniem prostych dzieł literackich oraz dyskutowaniem na tematy filozoficzne. Zyskał niemałą popularność jako autor średnio ambitnej poezji, a następnie rozpraw na tematy związane z etyką prawa. Zdobył kilka nagród w krajowych konkursach na eseje prawnicze. Mniej więcej od 1788 roku można zauważyć w jego wypowiedziach rosnące zainteresowanie polityką, brał udział w dyskusjach nad kształtem planowanych Stanów Generalnych. Gdy pojawiła się możliwość wyboru do Stanów Generalnych, oczywiście wystartował. Zwykły adwokat przy Parlamencie, dzięki wsparciu dość licznej rodziny oraz głosom najuboższych mieszkańców swego okręgu wyborczego, wygrał. Został wybrany deputowanym Stanu Trzeciego. Jako delegat swej prowincji trafił do Paryża.

Obdłużony po uszy adwokat George Danton w wyborach do Stanów Generalnych bezpośrednio nie startował. Pensja deputowanego – 18 liwrów dziennie, była zbyt mała dla dążącego do kariery materialnej adwokata. Niemniej jednak i on szybko znalazł się w bezpośrednim wirze wydarzeń. W lipcu 1789 roku wziął czynny udział w organizowaniu burżuazyjnej milicji swego dystryktu. Wprawdzie jego oddział nie brał udziału w szturmie Bastylii, ale już w nocy z 14 na 15 lipca na czele 40 milicjantów z dystryktu Kordelierów wizytował zdobytą Bastylię, przedstawiając się jako „kapitan Danton”. Wyprawa zakończyła się w sposób groteskowy. Dzielni milicjanci aresztowali Soulèsa, gubernatora twierdzy, dopiero co mianowanego przez La Fayette’a po śmierci jego poprzednika de Launaya. Gubernator został oczywiście przez La Fayette’a uwolniony, zaś kapitan Danton przez generała potraktowany w sposób słodko-kwaśny. Cała ta żenująca historia nie przekreśliła jednak kariery Dantona. Uwierzono, że udaremnił on jakiś spisek. Mało tego, wkrótce zalegalizowano jego tytuł. Milicja została przekształcona w burżuazyjną Gwardię Narodową, a dowódca batalionu Gwardii z dystryktu Kordylierów, pan Crèvecoeur, załatwił Dantonowi stopień jej kapitana.

Czasy rewolucji przynoszą z sobą zmiany, nieustanne, często niekontrolowane. Realizowanie w takim okresie ścieżki swej kariery jest rzeczą niezwykle skomplikowaną. Zresztą by osiągnąć sukces, nie wystarczą same zdolności i praca, bardzo liczy się i szczęście, i wsparcie bliskich, i jeszcze wiele innych elementów. Zarówno Danton, jak i Robespierre wykorzystali wszystkie swe talenty. Od razu dostrzegli szansę. Rzucili się w wir wydarzeń. Próbowali na nie wpływać. Próbowali, ale czy to oni nimi kierowali, czy też to wydarzenia pokierowały ich losem?

Robespierre, któremu drogę do kariery politycznej otworzył wybór do Stanów Generalnych, dążył do zdobycia jak największej władzy i popularności. To one były jego głównym celem. Może wpłynęła na to trauma z dzieciństwa, chęć zmycia infamii, na jaką naraził rodzinę ojciec, może to zakodowane w genach dążenie do przywództwa? Nie bawmy się w psychologów. Pozostańmy przy faktach. Polityk ten krok po kroku wspinał się po szczeblach politycznej kariery. Uczył się od bardziej doświadczonych; najpierw ulegał ich urokowi, ale będąc dobrym obserwatorem, szybko wyzwalał się spod autorytetu swych politycznych mentorów. Zapewne z racji swego pochodzenia od samego początku należał do lewicy Zgromadzenia.

Cele Dantona były bardziej przyziemne. I on dążył do władzy, ale potrzebował jej głównie do tego, by zdobyć własność. Kochał życie i chciał z niego brać jak najwięcej.

Francja przed rewolucją

Początki kryzysu gospodarczo-społecznego Francji sięgają zakończonej w 1763 roku wojny siedmioletniej, w wyniku której Francja utraciła na rzecz Wielkiej Brytanii część posiadłości zamorskich, m.in. Kanadę i niektóre inne kolonie w Ameryce i Indiach. To jednak nie wszystko, przecież wojna była kosztowna, na jej prowadzenie zaciągnięto pożyczki. Nie było źródła, które mogłoby zaspokoić te niedobory. Już w 1785 roku kraj musiał zaciągnąć, na bardzo niekorzystnych warunkach, kolejną pożyczkę w wysokości 80 milionów funtów. Wystarczyła ona tylko na zaspokojenie najpilniejszych, doraźnych potrzeb. Ludwik XVI rozumiał, że konieczne będą reformy. Pisał mu o nich jego minister finansów Charles Alexandre de Calonne, który zalecał „wprowadzenie ustroju bardziej jednorodnego, egalitarnego, sprawiedliwego”. Twierdził też, że na społeczeństwo nie można nakładać wyższych podatków, ani też zaciągać kolejnych pożyczek, gdyż te mogą doprowadzić tylko do ruiny. Zalecał oszczędność oraz reformy konstytucji, w tym zniesienie nierówności społecznych, przywilejów szlachty i kleru. Kraj, w którym „klasy najbogatsze płacą najmniej podatków, w którym przywileje łamią wszelką równowagę, w którym nie można mieć stałych reguł ani powszechnej woli, jest nieuchronnie królestwem bardzo niedoskonałym i pełnym licznych nadużyć”. Konkretne propozycje Calonne’a polegały na: wprowadzeniu zgromadzeń lokalnych złożonych z właścicieli i dokonujących rozdziału podatków na ludność; wprowadzenie powszechnego podatku gruntowego (który mógłby przynosić 35 milionów liwrów dochodu) oraz podatku stemplowego. Calonne zalecał też lepsze wykorzystanie domen Królewskich i przekształcenie Kasy Dyskontowej w Bank Narodowy mogący wspierać państwo kredytem. Wspominał też o zniesieniu pewnych świadczeń feudalnych (zniesienie szarwarków) i wprowadzeniu wolności handlu zbożem[9]. Postulaty Calonne’a spotkały się ze sprzeciwem znacznej części notabli, którzy nie wyrażali zgody na to, by wszystkie podmioty miały płacić podatki. Również król sądził, że ich celem jest przede wszystkim uzdrowienie finansów królestwa. Do Zgromadzenia Notabli, które Ludwik XVI powołał na dzień 29 stycznia, doszło z dwudziestodniowym opóźnieniem w lutym 22 lutego 1787 roku. 144 notabli podzielono na siedem sekcji, tak zwanych biur, których przewodniczącymi zostało siedmiu książąt krwi. Głosować miano biurami, cztery biura miały stanowić większość. Program reform przedstawiony na Zgromadzeniu Notablów spotkał się ze sprzeciwem większości obradujących, którzy domagali się ustalenia stałej podstawy podatku oraz powierzenie kontroli notablom parafii i prowincji. Notable domagali się również wskrzeszenia z niebytu Stanów Generalnych. W swej walce z monarchą stany uprzywilejowane w ramach Zgromadzenia Notabli walczyły z królem, ale też walczyły pomiędzy sobą. Jeden obóz, tzw. uprzywilejowanych, opowiadał się za tradycją i tylko za częściowym osłabieniem władzy królewskiej. Król miałby być tylko pierwszym ze szlachty, a administracja miała przejść z rąk królewskich intendentów w ręce lokalnej arystokracji. Drugi obóz, liberalny, uznawał wprawdzie koronę za urząd honorowy, ale na pierwszym planie stawiał ograniczenie przywilejów królewskich. Między obozami tymi nie było porozumienia. W walce tej już na pierwszym etapie udało się osiągnąć przewagę liberałom, którzy dążąc do zyskania w swej walce sojuszników, przeforsowali to, że stan trzeci w zwołanych Stanach Generalnych będzie miał podwójną reprezentację[10]. Calonne – atakowany przez szlachtę i kler, wskutek ich żądań został zdymisjonowany, jego miejsce zajął Étienne Charles de Loménie de Brienne. Zgromadzenie Notabli zostało rozwiązane 25 maja po zaledwie trzech miesiącach jałowych dyskusji i sporów. Uprzywilejowani nie chcieli brać na siebie ciężaru ratowania królestwa, nie potrafili się pogodzić z koniecznością płacenia podatków. Podobnie król przypuszczalnie nie miał w pełni świadomości kryzysowej sytuacji królestwa, skoro np. w 1785 roku kupił od Orleanów dla królowej pałac w Saint-Cloud za 6 milionów franków, wyposażając go za podobną kwotę. Nieudana próba reform zmusiła jednak Dwór do oszczędności. Zmniejszono personel, postanowiono sprzedać kilka zamków, zlikwidowano niektóre agendy dworskie (np. Male Stajnie). Zapowiedziano też radykalne zmniejszenie pensji, które wielmożom wypłacano z królewskiej szkatuły (około 28 milionów liwrów rocznie). Spowodowało to bunt dotychczasowych beneficjentów, którzy uważali, że owe nadworne urzędy i związane z nimi pensje są ich dziedziczną własnością. Podjęto też szereg innych działań mających przynieść oszczędność wydatków. Uproszczono administrację finansów i poczty, w wojsku zniesiono niektóre elitarne formacje królewskie, zmniejszono liczbę stanowisk generalskich, zreformowano zaopatrzenie armii, okradanej dotąd przez dostawców cywilnych. (Jak zauważymy później, ta ostatnia reforma okazała się mało skuteczna; nawet w czasie rewolucji, mimo groźby kary śmierci, na wojsku wciąż żerowali różnej maści spekulanci.) Wszystkie te oszczędności nie były jednak wystarczające, by załatać istniejący deficyt budżetu, który wynosił aż 161 milionów liwrów. Coraz bardziej oczywistym stawało się, że jedyną drogą jest reforma systemu podatkowego; wprowadzenie podatku gruntowego i stemplowego. Początkowo Ludwik XVI i jego minister finansów, Loménie de Brienne, próbowali wprowadzić je zwykłą dotąd drogą przez parlament. W czerwcu 1787 roku sędziowie parlamentu[11] bez oporów zarejestrowali edykty dotyczące wolności handlu zbożem, zniesienia szarwarków i ustanowienia zgromadzeń lokalnych. W wyniku tego ostatniego edyktu doszło do utworzenia całego systemu zgromadzeń: municypalnych, okręgowych, prowincjonalnych (poza obszarami, gdzie już wcześniej istniały tzw. stany prowincjonalne). Tylko w kilku regionach lokalne parlamenty zablokowały tworzenie nowych instytucji. W powoływanych zgromadzeniach zachowywano podział na trzy stany, a ich prezydencje zastrzeżono dla szlachty i kleru. Zgodzono się jednak na to, by stan trzeci miał w nich połowę miejsc i by głosowano indywidualnie, a nie stanami. Problemy rządu pojawiły się, kiedy parlament miał się zająć kwestiami podatkowymi. Gdy 2 lipca 1787 roku parlament otrzymał edykt o podatku stemplowym, zażądał, podobnie jak wcześniej Zgromadzenie Notabli, dokładnych danych o stanie finansów państwa i poczynionych oszczędnościach, które król obiecał notablom. W parlamencie ponownie podniosły się głosy domagające się zwołania Stanów Generalnych. Postulat ten został ponowiony, gdy 30 lipca do parlamentu trafił edykt o podatku gruntowym. Wówczas to parlament (72 głosami przeciw 48) przyjął uchwałę, że przed nałożeniem jakiegokolwiek podatku należy zwołać Stany Generalne[12]. Nowe podatki miały obciążyć grupy dotąd uprzywilejowane. Podatek gruntowy – szlachtę i kler, zaś podatek stemplowy budził sprzeciw kupców, negocjantów i bankierów; nic więc dziwnego, że reprezentujący interesy tych grup parlament próbował edykty podatkowe odrzucić. Gdy uchwala parlamentu trafiła do Wersalu, król po tygodniu, 6 lipca zapowiedział oszczędności, w sprawie podatków zaś domagał się od parlamentu przymusowej rejestracji edyktu o podatku stemplowym i gruntowym. Parlament już następnego dnia zbuntował się i odmówił przymusowego wpisu edyktów, stwierdzając, że takowe byłoby nielegalne i nieważne. Obarczono również winą za stan finansów publicznych Calonne’a, któremu zarzucono także korupcję. Ten w obawie przed aresztowaniem uciekł do Londynu. Opozycja parlamentu była popierana przez tłumy mieszkańców Paryża, którzy gromadzili się wokół Pałacu Sprawiedliwości. Rząd nie przyjął jednak decyzji parlamentu, sparaliżował śledztwo przeciwko Calonne’owi i podjął próbę pacyfikacji parlamentu, przenosząc go do Troyes. Po 17 sierpnia manifestacje w Paryżu nasilały się, a 20 sierpnia zaczęły się zamieszki ludowe i starcia z policją. 21 sierpnia rząd użył przeciwko manifestującym wojska, które patrolowało ulice aż do 7 września. W Troyes opozycyjna grupa sędziów parlamentu nieco osłabła, być może z powodu braku wsparcia mieszkańców Paryża; w każdym razie byli bardziej skłonni do kompromisów. Z drugiej strony Loménie postanowił odłożyć swój projekt reformy podatków, zaproponował zaś – na okres pięciu lat – pewne manipulacje podatkiem dochodowym, korzystne dla rządu. Parlament zgodził się na to i następnego dnia wrócił do Paryża. Loménie sądził, że uda mu się uratować finanse państwa na owe pięć lat za pomocą kolejnych ogromnych pożyczek (w wysokości 120 milionów liwrów). W zamian obiecywał Zwołanie Stanów Generalnych przed upływem owych pięciu lat. Król zgodził się na to z wielką niechęcią, choć Loménie obiecywał, że uda mu się uzdrowić sytuację finansów już do początku lat dziewięćdziesiątych. Stany Generalne miałyby więc tylko przyjąć do wiadomości dokonane już dzieło naprawy. Mimo wysiłków rządu nie udało się jednak skłonić parlamentu do zarejestrowania edyktu o nowych pożyczkach. 18 i 19 listopada plac przed Pałacem Sprawiedliwości był otoczony wojskiem. W czasie burzliwych obrad sędziowie opozycji domagali się Zwołania Stanów Generalnych zaraz lub najpóźniej do końca 1789 roku. Król przeciął te spory, nakazując przymusową rejestrację edyktu o pożyczce. Wówczas książę Orleanu oświadczył, że ta rejestracja jest nielegalna. Król zaskoczony takim obrotem sprawy stwierdził tylko: „To jest mi obojętne… Pan może sobie… To jest legalne, ponieważ ja tego chcę.” i wyszedł z sali, parlament zaś uchwalił, że nie chce mieć nic wspólnego z rejestracją edyktu. 20 listopada książę Orleanu otrzymał rozkaz udania się do swych dóbr, zaś następnego dnia uwięziono dwóch sędziów parlamentu, Sabatiera i Fréteau de Saint-Justa. Król skasował też uroczyście rebeliancką uchwałę parlamentu sprzed dwóch dni. Rozpoczął się okres walki między koroną a parlamentem. Parlament próbował paraliżować różne poczynania rządu, aż wreszcie 3 maja 1788 roku wydał uchwałę stwierdzającą, że Francja jest „monarchią rządzoną przez króla zgodnie z prawem”, a więc nie królestwem despotycznym. Za fundamentalne prawa monarchii ustanowiono pięć zasad: prawo dynastii do tronu i reguły sukcesji dynastycznej, prawo narodu do swobodnego wyrażania zgody na podatki przez regularnie zwoływane Stany Generalne, zwyczaje prowincji, nieusuwalność sędziów i prawo parlamentów do badania ustaw oraz rejestrowania takich ustaw, wreszcie prawo obywatela do sądu przed wyznaczonymi przez prawo sędziami. Król uznał wydanie tej uchwały za bunt przeciwko swej władzy. W nocy z 4 na 5 maja wydano nakaz aresztowania dwóch liderów opozycji parlamentarnej: d’Eprémesila i Goislarda de Montsabert, którzy jednak schronili się w Pałacu Sprawiedliwości. Ten został ponownie otoczony armią pod dowództwem markiza d’Agoulta, który podjął próbę aresztowania tych dwóch sędziów. Gdy wreszcie mu się to udało, parlament uchwalił protest przeciwko działaniom króla i rozszedł się po trwającym kilkadziesiąt godzin posiedzeniu. 8 maja Ludwik XVI kazał przymusowo zarejestrować edykty o reformie parlamentu, przygotowane przez ministra sprawiedliwości Lamoignona. Odtąd rejestracją nowych podatków i ustaw generalnych miał się zajmować wyłącznie nowo powołany Trybunał Parlamentarny (który istniał formalnie, lecz tylko na papierze, od 1774 roku). Chcąc zyskać wsparcie części społeczeństwa, jednocześnie wprowadzono bardzo korzystną dla poddanych reformę sądownictwa. Odebrano parlamentom część kompetencji sądowych na korzyść sądów średniego szczebla, co wiązało się ze zmniejszeniem kosztów sądowych i stwarzało szanse awansu dla rzeszy drobnych prawników[13]. Reforma sądowa zniosła też liczne feudalne relikty, jak likwidacja sądów administracyjnych, sądy pana ziemi nad chłopem, ostatecznie wykluczyła tortury w śledztwie i inne upokarzające oskarżonego praktyki sądowe.

Mimo działań Loménie (które według mojej wiedzy polegały właściwie na próbie zaciągnięcia kredytów, a te tylko oddalały bankructwo królestwa), w maju 1789 roku skarb okazał się pusty. W maju w kasie było prawdopodobnie tylko 400 tysięcy liwrów, czyli równowartość środków potrzebnych na jedną czwartą dziennych wydatków państwa. Aby pozyskać kredyt, Loménie musiał zdecydować się na krok desperacki. Ogłosił, że Stany Generalne zbiorą się 1 maja 1789 roku. Mimo to nie udało mu się uzyskać od bankierów kredytu. Loménie podjął więc decyzję o stworzeniu pięcioprocentowych biletów skarbowych, którymi miano spłacać część zobowiązań państwa (z wyjątkiem żołdu wojska, niższych poborów i niewielkich rent). Ta przymusowa pożyczka dowodziła częściowego bankructwa państwa. 25 sierpnia Loménie złożył dymisję, a stery rządu przejął Necker. Zmiana rządu spowodowała ogólną radość w kręgach oświeconych bankierów, w otoczeniu księcia Orleanu, w sferach parlamentarnych. Doszło do manifestacji ludu Paryża, spalono kukłę w sutannie wyobrażającą ministra-arcybiskupa. Policja do działań mających zapewnić przywrócenie porządku przystąpiła dopiero 28 sierpnia, co spowodowało zamieszki trwające aż do 30 sierpnia, które spacyfikowano przy pomocy wojska. Zdaniem Jana Baszkiewicza, Necker zaniepokojony zamieszkami uznał, że kraj stoi u progu anarchii i wojny domowej. W celu uspokojenia nastrojów postanowił zwołać jak najszybciej Stany Generalne, przywrócić prawa parlamentu i zlikwidować reformę sądową z maja[14]. Trudno jednak wykluczyć hipotezę, że krok ten był podyktowany wpływami antykrólewskiej opozycji, w tym księcia Orleanu.

Stany Generalne

By zaradzić kryzysowej sytuacji, Ludwik XVI zdecydował się na restytucję, po 175 latach, Stanów Generalnych, to jest zgromadzenia przedstawicieli trzech stanów: duchowieństwa, szlachty i mieszczaństwa, jako organu doradczego króla, celem ustanowienia nadzwyczajnych podatków. Król zwołał Stany Generalne na dzień 5 maja 1789 roku. Zdaniem francuskiego historyka Pierre’a Gaxotte: „Monarchia z całą naiwnością i dobrą wiarą zdała się na łaskę Stanów Generalnych, spodziewając się pomyślnego wyniku swej polityki wobec świetnych zasług, jakie położyła dla kraju. Wybrano jednak chwilę nieodpowiednią, po niemal pięćdziesięcioletnim okresie dobrobytu, Francja przeżywała kryzys ekonomiczny.”[15] Czy jednak to tylko kwestia naiwności, czy król miał inne wyjście wobec pustego skarbca? Z czego wynikał ów kryzys ekonomiczny i czy byłby on tylko chwilowy? Czy król mógł zwołać Stany Generalne później? Ramy monarchii absolutnej hamowały rozwój społeczno-gospodarczy Francuzów, których potencjał zawodowy i intelektualny mógł być w tym systemie wykorzystywany tylko w niewielkim procencie. Ogromna rzesza tego społeczeństwa (znaczna część szlachty i kler) żyła kosztem eksploatacji poddanych. Już w początkach lat osiemdziesiątych król musiał ograniczać wypłaty apanaży niektórym magnatom za dziedziczne stanowiska. Próby ekspansji zewnętrznej zakończyły się niepowodzeniem, polityka kolonialna po ostatniej wojnie również została zahamowana. Królestwo było na pograniczu bankructwa, o ile już nie było bankrutem. Wydatki królestwa znacznie przekraczały wpływy z tytułu podatków i posiadanej własności. Inną drogą będzie większe wykorzystanie potencjału całego społeczeństwa i wytworzenie bardzo złożonych mechanizmów współpracy międzynarodowej. To jednak wymaga długiego czasu, wprowadzenia wielu reform, powszechnej oświaty, tymczasem problemy gospodarcze nawarstwiały się, gwałtownie też rosła liczba ludności. Warto zauważyć, że od wojny siedmioletniej mijało wówczas ponad 25 lat, jedno pokolenie. W aktywne życie wchodziły kolejne roczniki. Z tego powodu, poza próbą rozwiązania problemów ekonomicznych przy pomocy podbojów, również rewolucyjna Francja, tak jak wcześniej królestwo Francji, wkroczy na drogę wojen.

Przedstawiciele Stanów zjechali do Wersalu, gdzie miała się odbyć sesja Stanów już 4 maja. Biskup Talleyrand odprawił uroczystą mszę w katedrze św. Ludwika z udziałem króla i wszystkich przedstawicieli. 5 maja procesja przeszła do pałacu królewskiego. Sesja Stanów Generalnych została otwarta przez królewską mowę tronową i dwugodzinne przemówienie Neckera o stanie państwa. System obrad i głosowań zakładał, że stan trzeci będzie obradował w innej sali. Przedstawiciele duchowieństwa i szlachty mieli obradować wspólnie, głosować jednak oddzielnie. Chłopstwo i mieszczaństwo miało 600 deputowanych. Szlachta i duchowieństwo po 300 przedstawicieli. Każda uchwała wymagała zatwierdzenia przez wszystkie stany. Stąd liczba przedstawicieli stanu trzeciego wcześniej nie miała wielkiego znaczenia. Wcześniej dwa uprzywilejowane stany odrzucały każdą propozycję przedkładaną przez przedstawicieli chłopstwa i mieszczaństwa. Król i związani z dworem politycy mogli więc przypuszczać – i zapewne tak sądzili – że przeprowadzenie koniecznych reform oraz wprowadzenie nowych podatków nie napotka większych przeszkód. Zapewne zlekceważyli nastroje ówczesnego społeczeństwa, wpływ modnych wówczas idei oświecenia (zwłaszcza dzieł Rousseau), nie wzięli pod uwagę napięć, do jakich dochodziło z powodu istniejących barier uniemożliwiających karierę wchodzącym w życie przedstawicielom rozwijającego się mieszczaństwa. Nie uwzględnili też faktu, że wśród tak zwanego stanu trzeciego nastąpiły bardzo istotne zmiany. Powyżej, za wcześniejszymi badaczami, użyłem określenia „przedstawiciele chłopstwa i mieszczaństwa”, tymczasem grupy te były już bardzo zróżnicowane. Hrabia de Rochambeau, liberalny generał, tłumaczył jednemu z biskupów, dla którego dawne instytucje były „niemal artykułem wiary”, że od XVII wieku szlachta i kler straciły tyleż samo, ile zyskał stan trzeci. „Trzeci stan zdobył od tamtej epoki handel morski, manufaktury, których wówczas nie było, wielką sumę wiedzy oraz zamiłowanie do wolności, którym należałoby pokierować, a które go skłoni do rozerwania wszystkich więzów z gwałtownością, podrażnioną przez przemoc zastosowaną w wyniku błędnej polityki, aby mu się przeciwstawić.”[16] Z tzw. stanu trzeciego wywodziła się również większość przedstawicieli tzw. wolnych zawodów: prawników, lekarzy, dziennikarzy, artystów itp., którzy wywierali coraz większy wpływ na opinię publiczną.[17] Zresztą i wśród przedstawicieli pierwszych dwóch stanów też było wielu zwolenników idei liberalnych (np. książę Orleanu, Condorcet).

Od początku zaznaczyły się poważne rozbieżności między stanowiskami poszczególnych stanów. Wszyscy, co prawda, chcieli reform, w tym zmian podatkowych, lecz nie kosztem swych własnych przywilejów. W Stanach Generalnych doszło do wyodrębnienia się posłów prawicy, która stawiała sobie za cel obronę interesów stanu szlacheckiego i duchownego wraz z obroną władzy królewskiej. Był to obóz antyreformatorski. Pozostałą część posłów stanowił obóz reformy. Prawica skupiała wokół siebie z natury rzeczy przedstawicieli stanów uprzywilejowanych, szlachty (arystokracja, drobna szlachta wiejska i parlamentarzyści) oraz duchowieństwa, choć w tej grupie zaznaczył się podział. Większość posłów tego stanu należała do tzw. drobnego duchowieństwa, z zawiścią patrzącego na bogactwa wyższego kleru i chętnie dającego posłuch hasłom rewolucyjnym. Zaledwie kilkudziesięciu posłów tego stanu zasiadało na ławach prawicy, która ogółem posiadała około 300 posłów. Należy zauważyć, że siłę prawicy osłabiało również to, że wielu jej posłów lekceważyło swe obowiązki, nie przychodziło na zgromadzenia, spóźniało się, wielu wręcz w ogóle wycofało się z prac Zgromadzenia Narodowego, składając mandaty lub po prostu stale się absentując. Takich posłów w drugiej połowie 1791 roku naliczono aż 132. Proces ten nasilił się zwłaszcza po nieudanej ucieczce króla, gdy nadzieje na korzystne dla prawicy zmiany drogą parlamentarną okazały się nierealne. Po nieudanej ucieczce króla prawicowa część posłów postanowiła otwarcie zerwać z taktyką walki parlamentarnej i masowo złożyć na znak protestu mandaty. Ułożono długą deklarację, zredagowaną przez d’Éprémensila, w której protestowano przeciw aresztowaniu króla i ogłoszono, że posłowie prawicowi wycofują się z dalszych prac izby. Deklarację tę podpisało 290 posłów. Razem z wcześniejszymi posłami prawicy, którzy opuścili izbę, było ich więc ponad czterystu. Z wybitnych posłów prawicy jeden tylko Mary uczestniczył do końca w pracach Zgromadzenia Narodowego[18]. Siéyes, autor słynnego pamfletu „Czym jest stan trzeci?”, obliczał liczbę księży na 80 tysięcy, szlachty na 110 tysięcy, przy ogólnej liczbie 25–26 milionów ludzi.

Król zlekceważył również inne czynniki, m.in. walkę o panowanie wewnątrz dynastii (ambicje księcia Ludwika Filipa Józefa Burbon-Orleańskiego), czy ambicje generałów. Już pierwsze dni obrad pokazały, że tym razem przebieg zgromadzenia Stanów Generalnych będzie odmienny od podobnych zwoływanych wcześniej, zresztą bardzo dawno i nieczęsto. W czasie posiedzenia 1789 roku część szlachty i duchownych dość szybko zaczęła przechodzić na salę obrad stanu trzeciego. Byli w tej grupie królewski kuzyn, książę Ludwik Filip Józef Burbon-Orleański, wielokrotny królewski emisariusz hrabia Honoré Gabriel Riqueti de Mirabeau, bohater wojny o amerykańską niepodległość generał Marie Joseph de La Fayette, opat Sieyès i biskup Talleyrand. Warto tu podkreślić, że czynili tak nie z powodu swych promieszczańskich sympatii, czy dlatego, że i oni ulegali wpływom idei oświecenia. Nie, ich decyzje wynikały z ich osobistych kalkulacji politycznych. Nikt przecież nie mógł przewidzieć biegu wydarzeń, które jak zawsze były wypadkową wielu elementów. Należy tu wspomnieć zwłaszcza o Filipie Orleańskim, który dążył do wykorzystania rewolucyjnego zamętu w celu walki wewnątrzdynastycznej. Pragnął wykorzystać swą reputację wroga ancien régime’u w tym celu, aby zastąpić Ludwika XVI na tronie Francji. Książę Orleanu, który wcześniej znacznie nadszarpnął swoją fortunę, tuż przed rewolucją podjął kroki w celu poprawienia stanu swych finansów. Narażając się nawet na upokorzenia swego środowiska utworzył w Paryżu kombinat handlu i rozrywki Palais-Royal. „Teraz, gdy prowadzi Pan sklepik, będziemy Pana widzieli tylko w niedzielę!”[19] – miał do niego powiedzieć Ludwik XVI, nie przewidując zapewne, że w ten sposób tylko podsyca jego ambicje, wzmaga jego wrogi do siebie stosunek. Należy tu wspomnieć i o tym, że książę dysponował w tym czasie znaczną siłą, jaką była wówczas masoneria. Wstąpił do niej już w wieku 23 lat i otrzymał swój pierwszy stopień od wielkiego mistrza, Ludwika Burbona, hrabiego de Clermont. 21 czerwca 1771 roku, po śmierci Clermonta, został wybrany V wielkim mistrzem Wielkiej Loży Francuskiej, następnie parę miesięcy później objął funkcję suwerennego wielkiego mistrza wszystkich lóż rytu szkockiego zorganizowanych w Grand Globe de France. Wybrano go także 22 października 1773 roku członkiem kapituły i I Wielkim Mistrzem nadrzędnej Wielkiej Loży Francuskiej Grand Orient de France. Pod jego kierownictwem powstał tzw. ryt francuski, który w roku 1787 uprościł system stopni wolnomularskich, wprowadzając ich tylko siedem, z których najwyższy nosił miano Kawaler Różanego Krzyża (fr. Chevalier de Rose-Croix). Co roku Filip odbywał wraz z żoną inspekcje różnych lóż na prowincji w czasie swych podróży po Francji[20]. Śledząc działania rewolucyjne aż do lutego 1793 roku, warto pamiętać o związkach Orleańczyka z tą organizacją; myślę, że wykorzystywał on ją również do celu realizacji swych ambicji. Późniejsze przypisywanie masonerii postępowych idei wpisuję w sferę tzw. polityki historycznej. Uprawiali i uprawiają ją nie tylko władcy, ale i różne organizacje.

Podobne do księcia Orleanu ambicje miał zapewne i La Fayette, bohater rewolucji amerykańskiej. Patrząc na jego wcześniejsze doświadczenia, możemy jednak wnosić, że marzyła mu się nie monarchia, lecz oligarchiczna republika, w której mógłby odegrać rolę Waszyngtona.

Powołanie Stanów Generalnych otworzyło we Francji drogę do powstania kolejnej grupy społecznej – zawodowych polityków. Zaistniała też konieczność wypracowania from pracy parlamentarnej, a z czasem budowy nowych struktur organizacji politycznej. Było to bardzo trudne wyzwanie, zwłaszcza że wcześniejsze tradycje parlamentarne we Francji były bardzo efemeryczne. System dworski całkowicie się przeżył i próby jego podtrzymania były wręcz niemożliwe. 10 czerwca przedstawiciele stanu trzeciego przedłożyli wniosek o wspólne obrady i głosowanie. Tym razem pozostałe stany odrzuciły ten wniosek. Ponownie stało się tak i 12 czerwca, co spowodowało, że 17 czerwca deputowani stanu trzeciego oświadczyli, iż „stanowiąc ogromną większość całego narodu” sami uznają się za jego jedyne przedstawicielstwo pod nazwą Zgromadzenia Narodowego. „Deklaracja na temat konstytucji Zgromadzenia” z dnia 17 czerwca potwierdziła zdecydowanie zasadę suwerenności narodu, upoważniała m.in. Zgromadzenie do tymczasowego zniesienia wszystkich podatków, co oznaczało zarezerwowanie sobie w tej kwestii uprawnień w przyszłości. Zgromadzenie pretendowało również do tego, iż jest upoważnione do zajmowania się sprawą zahamowania długu publicznego. Takie przejęcie uprawnień kosztem króla w sposób oczywisty prowadziło do konfliktu. Stwierdzono, że „nie może istnieć pomiędzy tronem a tym Zgromadzeniem żadne weto, żadna opozycyjna władza”. To początek zmagań pomiędzy królem a Zgromadzeniem. Dzień 17 czerwca 1789 roku potwierdzał pierwszeństwo narodu przed królem[21].

Robespierre, człowiek o wybujałych ambicjach i obyty już w wystąpieniach publicznych, zdołał wybić się spośród rzeszy deputowanych już podczas tych proceduralnych debat Tiersu (trzy grupy stanowe). Udało mu się przebić ze swym głosem aż pięć razy, choć tylko jedno wystąpienie było nieco dłuższe i przynosiło oryginalną propozycję rozegrania kolejnego manewru ze stanami uprzywilejowanymi, ale wniosku tego nie poddano nawet pod głosowanie. Poseł Devisme zanotował wówczas w swoim dzienniku, że „młodzi posłowie jak motyle, śpieszą się spalić od świecy: oto pan Robespierre ogłosił, że ma bardzo nowe pomysły, a potem dał półgodzinny popis retoryki. Góra urodziła mysz.”[22]. Była to opinia nieżyczliwa, jednostronna. Inny recenzent na łamach „Gazette Nationale” stwierdził wówczas, że „Pan Robert, młody człowiek, mówił z rzadką elokwencją i precyzją ponad jego wiek”.[23]. I ta opinia jednak (pomijając pomyłkę dotyczącą nazwiska deputowanego) wskazuje, że były to tylko pierwsze kroki ambitnego debiutanta.

Reagując na przejaw nieposłuszeństwa, jakim było powołanie Zgromadzenia Narodowego, król, podczas nieobecności przedstawicieli Stanów, kazał zamknąć salę obrad. Decyzja ta nie mogła jednak powstrzymać już narastającej fali rewolucyjnej. 20 czerwca deputowani Zgromadzenia Narodowego zebrali się w sali do gry w piłkę i uroczyście złożyli tam przysięgę, iż nie rozejdą się, dopóki nie uchwalą pierwszej dla Francji konstytucji. Do tak powołanego Zgromadzenia dołączyło wielu przedstawicieli dwóch pierwszych stanów, co zgromadzonym dodało poczucia siły i pewności siebie. Dlatego też okazały się nieskuteczne dalsze próby przeciwdziałania, podejmowane przez króla. Ludwik XVI postanowił zastraszyć zbuntowanych i na plac przed pałacem sprowadził wojsko, około 20 tysięcy żołnierzy, głównie regimenty cudzoziemskie: Szwajcarów, Irlandczyków, Niemców. W odpowiedzi na zagrożenie Zgromadzenie uchwaliło nietykalność jego członków. 27 czerwca król ustąpił, zgodziwszy się na wspólne obrady i uznał Zgromadzenie Narodowe. 9 lipca 1789 roku Zgromadzenie Narodowe ogłosiło się Zgromadzeniem Narodowym Konstytucyjnym, zwanym potocznie Konstytuantą. W stworzonej przez rewolucję francuską konstytuancie zasiadło przeszło 300 masonów, natomiast Jean Ousset naliczył ich 477.

Król, który stopniowo tracił kontrolę nad sytuacją, zareagował w sposób typowy. Oskarżył swego ministra Jacquesa Neckera o nieudolność i odwołał go ze stanowiska. Jak pokazały późniejsze wydarzenia, niewątpliwie coś było na rzeczy, ale to nie tylko król nie dostrzegł konieczności reform. Na scenie politycznej ujawnili się kolejni gracze. Gdybym przytoczył tu tylko zdanie mówiące o tym, że 11 lipca paryżanie wystąpili na ulicę, obnosząc popiersia Neckera i księcia Orleańskiego, zwanego teraz Filipem Égalité, właściwie niczego bym nie wyjaśnił. Nie jest też żadnym wyjaśnieniem twierdzenie, że bezpośrednią przyczyną insurekcji w Paryżu była wiadomość o usunięciu Neckera i powołaniu nowego rządu. Przecież wystąpienie mieszkańców stolicy ktoś inspirował, ktoś przygotował te popiersia. A może Necker nie tyle wykazał się nieudolnością, co próbował toczyć swoją grę? Dostrzegam tu pierwszą nieudolną próbę walki wewnątrzdynastycznej, dworskiej. Jeśli tak, to Necker rzeczywiście nie nadawał się na swoje stanowisko. W Wersalu dworscy zwolennicy siłowego rozwiązania sporu mieli nadzieję, że skupienie wojska wokół stolicy i Dworu stworzy sytuację wybuchową, a wówczas wystarczy pierwsza lepsza prowokacja. Necker zapewniał potem, że snuto różne sekretne plany, w które nie wtajemniczano króla, fakt planowania prowokacji potwierdzali też inni świadkowie[24]. Inspiratorzy wydarzeń 11 lipca nie zdawali sobie ponadto sprawy z tego, że swymi działaniami wprowadzili na scenę polityczną nową siłę – mieszkańców stolicy, lub mówiąc bardziej precyzyjnie – tłum. Ten jednak nazwany tak został dopiero pod koniec XIX wieku i dopiero wówczas zaczęto dokonywać jego analiz, a w pierwszych latach XX wieku ukazała się praca Le Bona opisująca psychologię tłumu. W XVIII wieku, w czasach, których dotyczy ta książka, nikt jeszcze tego nie wiedział.

Używam tu określenia „tłum”, choć ówcześni (zwłaszcza aktywiści rewolucji) woleli słowo lud. Często odwoływali się dowoli ludu. Czynił tak zwłaszcza Robespierre, który uznał się za tej woli reprezentanta, odwoływał się do niej i Danton, ale – jak zobaczymy – głównie w obronie swych poczynań lub w celu realizacji swych planów. Był on bowiem raczej tym, który starał się dążenia tłumu ukierunkowywać, tak zwany lud – na zlecenie swych mocodawców, a później nawet własnych interesów lub obrony swej pozycji – do różnych akcji mobilizować. Pod koniec jego kariery metody tej spróbuje również jego żona, która w czasie jego procesu za pieniądze będzie aktywizować ludzi do jego obrony. Również Ludwik XVI w „Refleksjach” potępiał tyranię oraz rozważał na temat obowiązku króla zapewnienia szczęścia ludu. To przeświadczenie towarzyszyło mu aż do śmierci. Gdy obrońca przyniósł mu do więzienia wiadomość o wyroku śmierci, Ludwik XVI oświadczył z dumą: „Właśnie od dwu godzin zajęty byłem badaniem, czy podczas moich rządów mogłem zasłużyć na najmniejszy wyrzut ze strony moich poddanych. Eh bien, panie de Malesherbes, przysięgam panu w szczerości swego serca, jako człowiek, który wnet stanie przed Bogiem, że zawsze chciałem szczęścia ludu i nigdy nie wyraziłem jakiegoś życzenia, które by mu było przeciwne.”[25] Są w „Refleksjach” także elementy odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób czternastoletni delfin wyobrażał sobie owo szczęście ludu. Otóż podatki należy nakładać tylko w takim wymiarze, jaki jest „absolutnie konieczny”; oszczędność monarchy i dobra administracja to umożliwią. Jednocześnie król powinien być hojnie dobroczynny. I jeszcze jedna obserwacja: hojność wymaga, by mieć wzgląd na pozycję osób… „Zwykły obywatel, jeśli jest naprawdę godny monarszej łaski, nie powinien domagać się dobrodziejstw, których rezultatem byłoby pomieszanie rang.”[26] Równie szczerzedobra ludu chciał Robespierre. Zauważymy jednak później, że tzw. lud rozważany był tak przez króla, jak i wielu innych ówczesnych politycznych graczy raczej jako przedmiot niż jako podmiot działań[27].

Król, przypuszczalnie już zwalniając Neckera, podjął decyzję, że rozwiąże sytuację przy pomocy siły. W tym celu w początkach lipca ściągnięto w okolice Paryża i Wersalu około 20 tysięcy żołnierzy. W odpowiedzi, 13 lipca mieszkańcy stolicy zawiązali Komitet Stały, który wydał odezwę „Do broni!” i powołał do życia gwardię mieszczańską. Masowo się zbrojono, chcąc się obronić przed spodziewaną kolejną interwencją wojska. Wiele obiektów państwowych spłonęło, placówki administracyjne zostały ograbione. Tłum stopniowo ukazywał swoje oblicze.

Rankiem 14 lipca 1789 roku Paryżanie udali się w poszukiwaniu broni do Arsenału Les Invalides. Zdobyli go, a w ich ręce wpadło 32 tysiące karabinów i 4 działa. Po amunicję (której w arsenale nie było) postanowiono udać się do Bastylii, średniowiecznej warowni, która od XVII wieku służyła za więzienie. Trafiali do niej głównie przeciwnicy ustroju, filozofowie i pisarze czy skazani na podstawie lettre de cachet. Z tych powodów Bastylia była uważana za symbol terroru ancien regime’u. Jednak 14 lipca znajdowało się w Bastylii tylko ośmiu więźniów (jednym z przetrzymywanych w tamtym czasie był pisarz markiz Donatien-Alphonse-François de Sade, jednak dzień przed szturmem został przeniesiony z twierdzy i nie był świadkiem wydarzeń), jedna osoba umysłowo chora i kilku fałszerzy pieniędzy. W twierdzy znajdowało się także 135 żołnierzy, 4 kluczników i królewski zarządca Bastylii, markiz Bernard René de Launay. Do obrony mieli także 15 przestarzałych dział. Zapasy żywności i prochu nie pozwalały na stawianie długiego oporu. Gdy Bastylię obległ gęsty tłum, przez pewien czas de Launay liczył na odsiecz wojska, które król ponownie wysłał z Wersalu do Paryża. Dostały one rozkaz otwarcia ognia do zbuntowanych, jednak po dotarciu na miejsce żołnierze przeszli na ich stronę i razem z nimi oblegli twierdzę więzienną. De Launay skapitulował. Po krótkiej walce, gdy rebelianci obiecali, iż wszystkich puszczą wolno, otworzono bramy Bastylii. Słowa nie dotrzymano, a królewski namiestnik i kilku żołnierzy zostało ściętych przez tłum. Ich głowy poniesiono na pikach do Palais Royal[28]. Myślę, że w tym wypadku okrucieństwa tłumu nikt jeszcze nie inspirował, nie było ono przecież potrzebne, wynikało raczej z natury tłumu, z jego potrzeby zaspokojenia najniższych instynktów.

To właśnie jeszcze tej nocy, z 14 na 15 lipca, na scenie już rewolucji (historia dzień 14 lipca 1789 roku uznała za datę rozpoczęcia tzw. Wielkiej Rewolucji Francuskiej) doszło do wspomnianego wyżej groteskowego wystąpienia Dantona. Nikt nie mógł wówczas przypuszczać, że wkrótce stanie się on jednym z głównych jej bohaterów, podobnie jak i Robespierre, zapewne gorączkowo poszukujący wówczas swego miejsca w dopiero co powstałym Zgromadzeniu Narodowym.

Mówiąc o wydarzeniach z 14 lipca warto również zwrócić uwagę na kolejną postać, którą spotkamy i później, w czasie kolejnych wystąpień ludowych. Jest nią Antoine Joseph Santerre, właściciel browaru w Paryżu, który (wraz ze swym bratem) nabył w 1772 roku za 65 tysięcy franków francuskich. W tym samym roku Santerre ożenił się z ukochaną z dzieciństwa, córką sąsiada, monsieur Francois, innym zamożnym piwowarem. Jego hojność zdobyła wielką popularność w Faubourg St. Antoine. Po wybuchu rewolucji francuskiej w 1789 roku otrzymał dowództwo batalionu paryskiej Gwardii Narodowej i wziął udział w szturmie na Bastylię. Wspominam o nim, gdyż dostrzec tu można i to, ze popularność tłumu (ludu) można po prostu kupić. W tym wypadku zapłatą było zapewne również darmowe piwo. Piszę tu o Santerre również z innego powodu. Należy podkreślić, że był on masonem, a udział członków tej organizacji w wydarzeniach rewolucji francuskiej był znaczny. Sądzę jednak, że ich aktywność wynikała wówczas głównie z chęci realizacji karier osobistych niż z jakiegoś (wówczas) spójnego programu ideowego.

Powołana natychmiast po zdobyciu Bastylii Gwardia Narodowa (fr. La Garde nationale) była rodzajem milicji obywatelskiej, która postawiła sobie za cel obronę zdobyczy rewolucji. Początkowo działała tylko na terenie Paryża, dopiero później w całym kraju. Składała się z samych ochotników. Od roku 1790 została podporządkowana władzom miejskim. Każdy batalion gwardii od 1791 roku liczył 568 osób, a dowódcy (od stopnia kaprala do pułkownika) byli obierani w drodze głosowania wszystkich żołnierzy. Każdy gwardzista miał obowiązek umundurować i wyekwipować się na własny koszt, co wyeliminowało biedotę z jej szeregów[29]. Wspominam tu o tej formacji gdyż jej rola w dalszych wydarzeniach będzie bardzo znacząca. O wpływy w Gwardii Narodowej, jej wsparcie zabiegać będą później wszyscy ważniejsi gracze opisywanych wydarzeń. To właśnie istnienie Gwardii Narodowej umożliwiło karierę porucznika 4. regimentu artylerii Napoleona Bonaparte, który po porzuceniu wojska, w gwardii został wybrany pułkownikiem 1. batalionu ochotników z Korsyki. Epizod z Bastylią wydaje się interesujący również dlatego, że jest on pierwszą zapowiedzią głębokiej animozji pomiędzy Dantonem a La Fayette’em. Już po śmierci Dantona jeden z jakobinów ujawnił w klubie, że u progu rewolucji, gdy La Fayette został mianowany komendantem paryskiej Gwardii Narodowej – Danton rozgłaszał, że jest to nominacja prowizoryczna. Na stałe należało mianować dowódcą Gwardii księcia Orleanu[30].

Wydarzenia 14 lipca okazały się punktem zwrotnym wydarzeń, udaremniły plany Ludwika XVI, który pragnął zapanować nad sytuacją przy pomocy wojska, a zajęcie Bastylii stało się symbolem końca monarchii absolutnej. Stany Generalne, przemianowane już w Zgromadzenie Narodowe, stały się panem sytuacji. Jan Baszkiewicz stwierdza tu wręcz, że Ludwik XVI skapitulował i zgodził się na przebudowę ustroju Francji w duchu monarchii konstytucyjnej[31]. Oczywiście nie skapitulował, raczej chwilowo ustąpił, jak zauważymy później; do końca dążył do odzyskania swej władzy absolutnej, choć wówczas nawet Brissot i Robespierre uważali, że rewolucja już się dopełniła i gratulowali sobie, że kosztowała tak niewiele krwi. Z dumą porównywano to zwycięstwo z długą i krwawą rewolucją angielską[32]. Król został zmuszony do uznania nowych rewolucyjnych władz Paryża, mało tego, przyjął trójkolorową kokardę paryskiej rewolucji, co oznaczało, że godzi się na przebudowę ustroju politycznego. Część historyków uważa, że to wówczas do wielu uczestników ówczesnych wydarzeń doszła świadomość, że rewolucja dopiero się zaczęła. Mało tego – niektórzy twierdzą, że początkowo była to jednak tylko tzw. „rewolucja municypalna”, która dopełniła się bez większych ofiar. Moim zdaniem 14 lipca 1789 roku miała miejsce pierwsza rewolucja we Francji. Tego dnia została obalona monarchia absolutna i rozpoczął się proces budowania monarchii konstytucyjnej. Doszło więc do gwałtownej zmiany ustroju politycznego. Król utracił wiele swoich uprawnień (przede wszystkim uprawnienia prawodawcze i władzę sądowniczą), które przejęło od tej chwili Zgromadzenie Narodowe. Kolejna rewolucja będzie miała miejsce 10 sierpnia 1792 roku, kiedy to zostanie obalona monarchia konstytucyjna i zostanie proklamowana Republika. Odnośnie do władzy sądowniczej – warto tu odnotować następujące wydarzenia: w Paryżu 22 lipca tłum powiesił dwóch dygnitarzy starego porządku, Bertiera i Foulona, oskarżonych o spiskowanie w celu wygłodzenia ludu. Głowy straconych obnoszone były po mieście na pikach. I znów nie mogę się zgodzić z Janem Baszkiewiczem, który pisze o tym wydarzeniu, że: „jak widać terror rewolucyjny nie zaczął się w 1793 roku: jego pierwsze przejawy towarzyszą samym początkom rewolucji. Zauważmy również i to, że terror rewolucyjny przychodzi z dołu.”[33] Po pierwsze, ktoś inspirował te wydarzenia[34], po drugie zaś, to nie przejaw terroru rewolucyjnego, lecz przejaw postawy tłumu, jego bestialstwa. Za terror rewolucyjny uważam świadome wykorzystanie przez władze państwowe (w tym wypadku rewolucyjne) terroru w celu wymuszenia posłuszeństwa obywateli. W wypadku omawianej rewolucji – ludu, pojęcie „obywatel” dopiero nabierało kształtu, prawa obywatelskie w czasie terroru wraz z konstytucją były zawieszone. Pisał o wspomnianym wyżej wydarzeniu Jan Baszkiewicz: „stanowisko burżuazji wobec takich sumarycznych egzekucji było nader znamienne. «Czyżby ta krew była aż tak czysta?» wołał w Zgromadzeniu Narodowym poseł Barnave.”[35] Wielu uważało, że tego typu incydenty są po prostu nieodłącznym elementem rewolucji. Jeśli jednak nie terroryzmem, to jakim terminem należałoby określić to wydarzenie? Przestępstwo, samosąd, może zbrodnia? A jeśli tak, to dlaczego nie zareagował na nie ówczesny aparat władzy? Król, Rząd, Zgromadzenie, władze Paryża. Przecież nie burżuazja, to pojęcie zbyt ogólne, nieprecyzyjne. Cóż znaczy również użyte powyżej słowo „wielu”? Pojawia się tu również ważny aspekt władzy sądowniczej. Uczestników samosądów, nie ścigano, nie aresztowano, nie postawiono wreszcie przed sądem. W tej kwestii wypowiadali się posłowie Zgromadzenia i to ich decyzją nie podjęto działań przeciw tym przestępstwom. Przejęli jedną z ważnych prerogatyw królewskich, lecz nie potrafili lub nie chcieli z niej skorzystać. Niektórzy tłumaczyli samosądy wolą ludu, nie potrafili dostrzec, że to nie wola ludu, lecz tłum, w którym odpowiedzialność się rozmywa, który rządzi się swoim instynktem i którego poziom emocjonalny i świadomości zniża się do poziomu najniższego spośród jednostek ten tłum tworzących. Prawo tworzy zorganizowane społeczeństwo, tłum kieruje się bezprawiem.

Zapewne nikt wówczas nie przypuszczał, że to tylko początek, że doszło do obudzenia potwora, że fala, która ruszyła, będzie odtąd tylko wzbierać i zostanie powstrzymana dopiero po wielu latach, pociągając za sobą ogrom ofiar i strat. Wielu aktorów ówczesnych wydarzeń ulegało nastrojowi chwili, poczuciu sukcesu. Nie rozumieli, że niszcząc w sposób gwałtowny poprzedni ład, wyzwalają również siły destrukcji, że pozbawiając się narzędzia prawa, sami mogą w przyszłości stać się ofiarami bezprawia. 20 lipca 1789 roku szlachecki poseł z Paryża, hr. Lally-Tolendal uznał za konieczne w celu powstrzymania dalszych zamieszek ogłoszenie w Zgromadzeniu dramatycznego apelu o ład. Zapewne chodziło mu o przestrzeganie istniejących praw. Odpowiedź Robespierre’a na ów apel była znamienna. Stanie on po stronie, w jego ocenie, „najodważniejszych obrońców wolności” – ludu Paryża. „Trzeba kochać ład, ale nie szkodzić wolności” – stwierdził. Wychowany w niewielkim prowincjonalnym miasteczku, gdzie prawie wszyscy się znali, nie mógł dostrzec tego, że siła paryskiego tłumu wkrótce będzie niemożliwa do okiełzania. Nie mógł tego dostrzec tym bardziej, że był przepojony ideami Rousseau, który głosił przecież, że wszyscy ludzie są z natury dobrzy. Przyszłość pokazała jak bardzo się mylił ten filozof. Nasza znajomość ludzkiej natury wciąż się pogłębia, ale przecież nasza wiedza odnośnie do tego tematu ciągle jest jeszcze niewielka, a przy tym wciąż się zmieniamy. Pisze autor biografii Robespierre’a: „jest w tej mowie [Robespierre’a] precyzyjne zrozumienie faktu, że o losach rewolucji decyduje poparcie ludu.”[36] Warto tu zauważyć, że często mylili się i kolejni filozofowie i historycy, którzy uznali rewolucję za siłę sprawczą postępu w historii. Los tej rewolucji, jak i następnych był taki sam. Wszystkie kończyły się dyktaturą, ograniczeniem wszelkich wolności i tzw. poparcie ludu nie mogło temu zapobiec. Jak też wiemy, łaska ludu, przepraszam, tłumu, na pstrym koniu jedzie.

Postawa władcy była wynikiem reakcji na zaistniałą sytuację, ale były to oczywiście – z jego punktu widzenia – tylko chwilowe ustępstwa ze strony Ludwika XVI, ale również i ze strony innych zwolenników monarchii. Po zajęciu Bastylii król przywrócił na stanowisko ministra finansów Neckera, ten jednak widząc, że nie jest w stanie opanować sytuacji i zapewne obawiając się o swe bezpieczeństwo, we wrześniu 1790 roku złożył dymisję i opuścił Francję. Pod koniec lipca doszło do ujawnienia korespondencji o kontrrewolucyjnym charakterze, której autorem był hr. Artois, królewski brat, który wraz z grupą arystokracji zdążył wyemigrować z Francji. Próby tuszowania tej afery dały Robespierre’owi kolejną możliwość zaistnienia na scenie politycznej. Gdy posłowie stanów uprzywilejowanych domagali się, w imię ochrony prywatności, spalenia tych listów, Robespierre wyjaśnił, że sekret korespondencji musi ustąpić przed dobrem ludu. Wreszcie 31 lipca domagał się ukarania konspiratorów i tłumaczył, że wzburzenie ludu wynika z obawy przed bezkarnością spiskowców. „Chcecie uspokoić lud? Dajcie mu pewność, że jego wrogowie nie ujdą pomsty prawa” – stwierdził[37].

Wielu ówczesnym rewolucja wydawała się jednorazowym wydarzeniem, wyzwalającą eksplozją. Zdaniem J. Baszkiewicza: „Ów optymizm pierwszych tygodni nie był zresztą zupełnie bezpodstawny. Król Ludwik XVI zaaprobował paryską rewolucję i mógł znowu – jak w krótkim okresie początków panowania, lecz na większą skalę – karmić swą próżność oznakami sympatii poddanych. Liberalna część szlachty i kleru w porywie entuzjazmu zrezygnowała – na posiedzeniu Zgromadzenia Narodowego w nocy z 4/5 sierpnia z lwiej części feudalnych praw. Entuzjazm ten był u wielu szczery, chociaż same koncesje wymuszone obawą przed załamaniem całego społecznego ładu. Najbardziej nieprzejednani arystokraci, z bratem królewskim hrabią Artois na czele, wybrali drogę emigracji.”[38] Oczywiście, to nie w „porywie entuzjazmu” przedstawiciele szlachty i duchowieństwa zrezygnowali z części swych przywilejów, to w wyniku strachu i bezradności musieli zaakceptować istniejący stan rzeczy.

Wielka Trwoga

Wydarzenia paryskie (m.in. zdobycie Bastylii) ukazały słabość monarchii, do wielu rejonów Francji dotarły też zapewne informacje o postawie wojska w czasie tych zajść. A przecież to właśnie armia była tą siłą, przy pomocy której król mógł utrzymywać porządek feudalny. Na przełomie lipca i sierpnia 1789 roku doszło we Francji do ujawnienia się kolejnego nabrzmiałego od pokoleń konfliktu. Chłopi, widząc słabość monarchii, wystąpili przeciwko feudalnym przywilejom szlachty i kościoła. Ich wystąpienie od razu przybrało straszliwy charakter. Nad Francją zaczął szaleć huragan zbrodni. Poza nielicznymi okręgami prawie wszędzie plądrowano opactwa, burzono domy, pustoszono majątki. Zbuntowani chłopi występowali przeciwko prawom feudalnym i dążyli do zniszczenia właściwych dokumentów. Do chłopów przyłączyli się wyrobnicy, włóczędzy i zbiegli więźniowie. Często wraz z pergaminami płonęły zamki, a niekiedy i właściciele tych zamków. Z rąk chłopskich zginęło wtedy około tysiąca księży. Zostały spalone setki klasztorów, plebanii, kościołów i należących do katolickich dostojników pałaców i gospodarstw.

Zgromadzenie Narodowe sprzeciwiło się użyciu środków gwałtownych dla stłumienia rewolucji (w tym wypadku rozruchów chłopskich) z obawy, że mogłoby utracić sprzymierzeńców w walce z dworem i pozbawić się niezbędnego poparcia ze strony ulicy. Powstrzymanie ruchów chłopskich byłoby możliwe tylko przy pomocy podległego królowi wojska. To właśnie sytuacja w armii mocno zaważyła na biegu wydarzeń. W wojsku dochodziło do odmowy posłuszeństwa dowódcom, fraternizowania się żołnierzy z ludem. Kryzys w armii królewskiej swój punkt szczytowy osiągnął w 1790 roku. Dezercje w wojsku liniowym były prawie trzykrotnie liczniejsze niż w 1788 roku, mnożyły się incydenty pomiędzy żołnierzami i oficerami. W wyniku dezercji i dyscyplinarnych zwolnień stany osobowe pułków zmniejszyły się drastycznie między 1788 rokiem, kiedy to liczyły przeciętnie 1100 ludzi, a rokiem 1790, kiedy ich stan wynosił zaledwie 900 żołnierzy. Myślę, że na sytuacji armii zaważyła też sytuacja ekonomiczne kraju. W tym wypadku chodziło nie tylko o brak środków, ale również o to, że armia okradana była przez różnych spekulantów, część kadry oficerskiej karierę wojskową traktowała jako środek do swej kariery ekonomicznej (jak zauważymy później, taką postawę będą mieli również niektórzy generałowie armii już republikańskiej). Wojsko przestało być elementem socjalnego ładu. Żołnierze odmawiali występowania przeciwko buntom chłopskim. Lepsza dyscyplina zachowała się w pułkach kawalerii, ponieważ w ich skład wchodzili często przedstawiciele szlachty[39]. Posłowie poszli więc drogą ustępstw. Pod presją Wielkiej Trwogi w nocy z 4 na 5 sierpnia, po całodziennej debacie, Konstytuanta na wniosek dwóch deputowanych: wicehrabiego de Noailles, nieposiadającego żadnej fortuny, oraz księcia d’Aiguillon, wielkiego magnata i filozofa, zniosła dekretem powinności feudalne, komunalne i osobiste Następnie podjęto szereg bezładnych uchwał: o zniesieniu uprawnień feudalnych, królikarni, serwitutów, podatków od dochodów niestałych, tudzież zwolnieniu prowincji i gmin od ciężarów publicznych. Zniesiono dziesięcinę, kapłańskie przywileje i chłopskie powinności względem Kościoła. Duchowieństwo – podobnie jak szlachta – zostało opodatkowane. O świcie okrzyknięto Ludwika XVI „wskrzesicielem wolności ludu francuskiego”, postanawiając na następnym posiedzeniu nadać formę prawną powziętym tej nocy uchwałom[40].

Następnie rozpoczęły się prace nad konstytucją. W Sali Gry w Piłkę przysięgano oprzeć konstytucję „na stałych podstawach”, uznając za nie katalog naturalnych, wieczystych, niezbywalnych praw jednostki, praw Człowieka i Obywatela.

Deklaracja Praw Człowieka

26 sierpnia Konstytuanta przyjęła akt wstępny przyszłej konstytucji pod nazwą Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. Wzorem dla niej była Konstytucja Stanów Zjednoczonych z 1789 roku, ale jej źródeł możemy też szukać w filozoficznych i politycznych nurtach oświecenia (Jean-Jacques Rousseau, Monteskiusz, Denis Diderot, John Locke). Jej głównym autorem był La Fayette. W jej treści można było wyodrębnić dwie podstawowe grupy zagadnień: zasady organizacji państwa, suwerenność narodu francuskiego (władza miała być sprawowana przez naród i dla narodu), trójpodział władzy (wzorowana na podziale Monteskiusza), wolności i prawa obywatelskie (fundamentalne i nienaruszalne): wolność fizyczna i duchowa (wolność słowa i wyznania), prawo własności, bezpieczeństwo, opór przeciwko wszelkim formom ucisku, równość wobec prawa i sądu, nietykalność osobistą, równy dostęp do urzędów i stanowisk. Zgodnie z nią wszyscy obywatele podlegali jednemu prawu i płacili jednakowe podatki. Najbardziej reprezentowanym w Deklaracji słowem jest wolność. Gwarancje wolności indywidualnej są ujęte w artykułach od 7 do 9, później przejętych przez kodeks karny i kodeks postępowania karnego. Każdy człowiek z założenia uważany jest za niewinnego, aż do chwili, gdy zostanie uznany za winnego. Podkreślano prawo do wolności myśli: „Nikt nie może być niepokojony z powodu swych opinii, nawet religijnych, chyba że zakłócają one porządek publiczny”. Listę wolności sformułowanych w Deklaracji zamyka uznanie prawa własności, świętego i niepogwałcalnego; aczkolwiek pozbawienie własności jest jednak możliwe jeśli użyteczność publiczna tego wymaga. Wolność pojmowana jest też bardzo ogólnie: „Wolność polega na tym, że można robić wszystko, co nie szkodzi bliźniemu. W ten sposób korzystanie z praw naturalnych każdego człowieka ma tylko takie ograniczenia, które wynikają z zapewnienia innym członkom społeczeństwa korzystania z tych samych praw: te granice mogą być określane jedynie przez prawo”. Odnośnie do równości Deklaracja przyjmowała zasady równości podatkowej (art. 13) i równości sądowej: prawo jest takie samo dla wszystkich, zarówno wtedy, kiedy chroni, jak i wtedy, kiedy karze. Potępiono w Deklaracji sprzedajność urzędów, odtąd: „wszyscy obywatele mają równy dostęp do wszystkich godności, miejsc i urzędów publicznych.”[41]

Poseł Robespierre w dyskusji nad deklaracją zabrał głos aż pięć razy. Jego krytyka skierowana była przede wszystkim przeciw proponowanym restrykcjom wobec wolności religijnej i wolności słowa, które proklamowano później, z zastrzeżeniem jednak odpowiedzialności prawnej za ich nadużycie. Robespierre bronił też zasady suwerenności narodu, proklamowanej w art. III Deklaracji. Jego zdaniem zasada ta została podważona w dwóch punktach: dotyczącym podatków i trójpodziału władzy. W pierwszym wypadku uwagi Robespierre’a zostały w jakiejś mierze uwzględnione, w drugim, gdy próbował protestować przeciwko umieszczeniu w Deklaracji zasad podziału władz, poniósł klęskę. Robespierre za swym mistrzem Janem Jakubem Rousseau uważał monteskiuszowski podział władz za kuglarskie sztuczki. Uważał, że stawianie na tej samej płaszczyźnie ustawodawcę, suwerenny naród (reprezentowany przez parlament) i wykonawcę ustaw (króla, rząd) ogranicza wolę narodu. W jego oczach król miał być tylko jego funkcjonariuszem. Wydaje się, że Robespierre nie zrozumiał idei Monteskiusza, albo już wówczas myślał o zjednoczeniu władzy ustawodawczej i wykonawczej w rękach parlamentu lub innego organu ściśle mu podporządkowanemu. Według Robespierre’a władza ustawodawcza jako reprezentacja suwerennego narodu powinna mieć prymat nie tylko nad rządem, lecz i nad sądami.

Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela ustanowiła wolność wyznania, co spowodowało, że masowo porzucano wiarę katolicką. Zresztą kościół rzymskokatolicki we Francji w przededniu rewolucji był już tylko cieniem dawnej świetności. Pod wpływem idei Oświecenia coraz mniej ludzi uczęszczało do kościołów i utożsamiało się z jego instytucją. Zaczęło brakować także kadry – mało kto chciał zostać księdzem w tak chudych dla duchowieństwa latach. Pustoszały klasztory, które później posłużą klubom politycznym za siedziby[42]. Rosła natomiast liczba członków lóż wolnomularskich, które prowadziły od dawna antyklerykalną działalność. W 1789 roku we Francji i jej koloniach funkcjonowało nie mniej niż 700 lóż wolnomularskich. Trzy dni po zdobyciu Bastylii, w czasie uroczystości pojednania z paryżanami, do loży Trois-Frères à l'Orient de la Cour inicjowany został Król Francji Ludwik XVI, którego przywitano ceremonialnym wolnomularskim voûte d'acier (skrzyżowaniem szpad