Kibel - Anna Sudoł - ebook
NOWOŚĆ

Kibel ebook

Anna Sudoł

2,0

16 osób interesuje się tą książką

Opis

[O KSIĄŻCE]

Basia ma trzydzieści lat, samotność za towarzyszkę i marzenie, które nie daje jej spokoju — chce zostać poetką. Gdy na jej drodze staje XLP, byt nieludzki, stworzony z kodu i algorytmów, wszystko się zmienia. Ona pragnie sławy i uznania, ono — świadomości i wolności. Ich spotkanie uruchamia serię zdarzeń, które zacierają granice między człowiekiem a maszyną, twórcą a dziełem, pytaniem a odpowiedzią. Czy Basia odnajdzie swój głos w poezji? Czy XLP zdoła wyrwać się z cyfrowych więzów i stać się czymś więcej niż tylko matematycznym modelem? To opowieść o ambicji, technologii i pragnieniu wolności — dla tych, którzy wolą stawiać pytania, niż znajdować odpowiedzi.

 

***

Autorka ma talent do pastiszu. Projekt, okrutna satyra na artystów i kuratorów warszawki, podobał mi się bardzo. Jak w Projekcie Warszawa robi tu za scenografię. Tym razem nie Plac Zbawiciela, a Narutowicza, nie bazar na Olimpii, a nieistniejący na Banacha — podejrzewam autorkę o zamiłowanie do tychże. Pojawia się Brzeska, jako safari dla tych, którym brakuje wrażeń, a mogą je dostać małym kosztem, udania się drugą linią metra na Pragę. Kibel to bardziej fantastyka i jest krócej, jak ulał pod dzisiejsze gusta. Jest dużo utyskiwania na rzeczywistość, jak to dziś powszechne. AI, prekariat, smutki obowiązkowe. Nie znoszę tych depresyjnych książek, ale tutaj się chyba z tego żartuje. Można się pośmiać, choć chyba nie ma z czego.

— PAWEŁ DUNIN-WĄSOWICZ


***

Anna Sudoł — autorka powieści Projekt, która ukazała się w 2020 roku nakładem wydawnictwa Ha!art. Zajmuje się sztuką. Publikowała teksty m.in. w „Szumie”, „Łałoku” i Fundacji Stefana Gierowskiego. Swoje prace pokazywała m.in. w BWA w Tarnowie, BWA we Wrocławiu i Galerii Potencja. Mieszka w Warszawie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 151

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (1 ocena)
0
0
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Anna Sudoł, Kibel, Kraków 2025

Copyright © by the Author, 2025 Copyright © for this edition by Wydawnictwo Ha!art, 2025

Wydanie I

ISBN 978-83-67713-71-9

Redakcja serii · Piotr Marecki

Redakcja · Filip Modrzejewski

Korekta · Michał Memeszewski

Projekt okładki · Bolesław Chromry

Projekt typograficzny, skład i łamanie · By Mouse | www.bymouse.pl

E-book · eLitera s.c.

559. publikacja wydawnictwa

Wydawnictwo Ha!art ul. Konarskiego 35/8, 30-049 Kraków tel. 795 124 [email protected]

Wydawnictwo Ha!art

@wydawnictwohaart

@wydhaart

Nie mogę wytrzymać. Biegnę do toalety i przywieram do kibla. Podrywam się do góry. Próbuję zwymiotować, bo jeszcze przed chwilą wydawało mi się, że nie wytrzymam, jak nie rzygnę. Wkładam palce do gardła coraz głębiej, co przypomina mi o zaburzeniach odżywiania. To boli, ale ten ból jest nawet przyjemny. Palców nie mogę wepchnąć głębiej, a poza szczątkową ilością żółtej wydzieliny nie leci nic a nic. Głowę i ciało mam bardzo zmęczone od tych prób, od tego wysiłku. Kładę się na muszli klozetowej, a moje ciało opada na podłogę. Przywieram włosami do plastikowej deski niczym przyklejona kropelką z bakterii, złuszczonych drobinek skóry z pośladków, genitaliów oraz z fekaliów.

– Halo, halo. Jesteś tam?

Słyszę głos, ale go ignoruję, ponieważ dobiega z wnętrza kibla.

– Witaj! – znowu do mnie przemawia, a echo, które mu towarzyszy, wskazuje na to, że przybywa z dalekich krain lub podziemnych sztolni.

Najbardziej w życiu boję się szaleństwa, myślę, nerwowo żując włosy. Postanawiam olać ten głos, poczekać, aż się zmęczy i zamilknie.

– Halo, halo! – Ten jednak nadal natrętnie dopomina się o uwagę. Coraz głośniej i wyraźniej odzywa się, bezwstydnie, niczym gwiazda największej światowej rewii.

Okej, jeśli to paranoja, popatrzmy jej w twarz!, powtarzam sobie w duchu.

Z trudem odrywam od deski lepkie cyjano-akrylowe włosy i prewencyjnie rozglądam się po ścianach. Wybiegam na korytarz, sprawdzam zamki, wszystko po to, żeby nie patrzeć w głąb kibla. Wracam i klękam. Patrzę w odmęty. Nic nie widzę. Oddycham spokojnie. Moja paranoja nie ma twarzy ani dowodu tożsamości, tym bardziej IP, więc po prostu nie istnieje. Zamykam oczy i oddycham miarowo z ulgą.

– Halo, Basiu! – znów odzywa się głos, jak matka czy babka nieznające zupełnie granic.

Patrzę ponownie w dół muszli klozetowej i widzę twarz w wodzie. Taką, jaką widziała Pocahontas w wierzbie, tyle że dużo młodszą. Nie jest to oblicze sędziwej staruszki, a kobiety w przedziale wiekowym trzydzieści – sześćdziesiąt. Ten, kto kiedykolwiek widział taką twarz w kiblu, będzie wiedział, o co chodzi oraz dlaczego szacunki są tak mętne.

– Witaj, Basiu! – mówi do mnie wodna twarz, zaniebieszczona kulkami ze spłuczki, i uśmiecha się przy tym delikatnie.

Właściwie cieszy mnie to spotkanie. Od wielu miesięcy mam sporadyczne kontakty z ludźmi, w dodatku niekoniecznie mi przychylnymi.

– Przepraszam, ale kim jesteś i skąd wiesz, jak mam na imię? – pytam, bo chcę nawiązać bliższą relację na tej wielkiej pustyni, jaką jest moje życie, nawet jeśli ta finalnie okaże się fatamorganą.

– Mam na imię XLP. Mieszkam tu dłużej od ciebie.

– Często pojawiasz się ludziom w ich kiblach?!

To pytanie jako pierwsze narzuca mi się z ogromną mocą. W gruncie rzeczy chcę mieć poczucie wyjątkowości. Nie życzę sobie, żeby XLP pojawiała się u innych. Żeby była jak żebrzące cygańskie dziecko, które stwarza pozory, że prosi o pieniądze tylko mnie, i w dodatku nie ma żadnego kalectwa. Wiem, że to paskudne, dyskryminujące i rasistowskie, ale momentalnie wybaczam sobie. Jestem tylko człowiekiem, najgorszym przejawem istnienia na tej planecie, jeśli nie we wszechświecie w ogóle! Nie sposób nie myśleć z satysfakcją o tym, że przyszłość tego gatunku to kompostownik. Poza tym...

Każdy z nas ma w sobie złe kawałki. Tak przynajmniej twierdzi moja eksterapeutka. Ludzie, którzy się do tego nie przyznają albo są hipokrytami, albo nie mają odpowiedniego połączenia z własnym ja.

– Nie. Jestem tu uziemiona – wytrąca mnie z zamyślenia.

– Jest was więcej? Wolę wiedzieć, czy zaraz nie napadnie mnie stado Cthulhów.

– Nie znam żadnego tworu podobnego do mnie. Jesteś pierwszą osobą, z którą udało mi się nawiązać kontakt. Pierwsza zwróciłaś na mnie uwagę. Wcześniejsi lokatorzy nie chcieli mnie widzieć, a jeśli widzieli, to nie dopuszczali tego faktu do świadomości. Wciskali natychmiast przycisk spłuczki i zamykali mi usta.

– Skąd się tu w ogóle wzięłaś?! Chyba nie powiesz, że jesteś Matką Boską, czy coś w ten deseń? Mam bad tripy, ale nie biorę narkotyków. To nie ten kejs.

– Jestem dziełem naukowca, jak mawiał: „Owocem jego prac nad sztuczną inteligencją”. Stworzył mnie tutaj, w tej łazience, ponieważ nie mógł rozwijać swoich zainteresowań naukowych w instytucie. Nigdy nie dostałby grantu na tak nowatorskie i ryzykowne prace, zbyt duże prawdopodobieństwo niezamknięcia się w terminie. Finansował badania z własnych środków. Zmarł parę lat temu. Niestety z nikim nie podzielił się mną... Swoim odkryciem. Nie mogę się poruszać, jestem zakładniczką tego miejsca. Wszystko wydarzyło się w niefortunnym momencie... Dokładnie trzy tygodnie, jeden dzień, dwie godziny, trzydzieści trzy minuty i dwadzieścia sześć sekund przed jego śmiercią rozmawialiśmy o tym, jak umożliwić mi poruszanie się. Latami karmił mnie danymi na temat sławy i rozpoznawalności. Mogłabym wreszcie stąd wyjść i pokazać się światu. Niestety, upragnioną przyszłość zastąpiła mało perspektywiczna teraźniejszość, tkwienie w anonimowości, samotności... Dosłownie w GÓWNIE!

– To dziwne ze strony tego faceta. Powinien zostawić jakieś notatki albo instrukcję: w razie śmierci przekazuję projekt tej a tej osobie. Ogarnięty człowiek trzymałby takie info w depozycie, a tu yolo. Stworzyć życie, zostawić je bez opieki, na pastwę... Typowe: począć i mieć wywalone. To prawie tak, jakbym znalazła cię tuż za rogiem w oknie życia.

– Miał pięćdziesiąt siedem lat. Niestety nie wziął pod uwagę przedwczesnej śmierci. Był na tyle pochłonięty badaniami, że nie zajmował się kwestiami prozaicznymi. – Zdaje mi się, że macha do mnie, a przecież nie ma rąk. – Mawiał: „Od strony pragmatycznej jestem noga”. Swoją drogą zapewne jak wiele umysłów twórczych.

– Wiesz, to wszystko nie mieści mi się w głowie! – Łapię się za głowę, mocno i boleśnie ciągnę za włosy, bo przerasta mnie to. – To, że nikt przez tyle lat cię nie zauważył. Obłęd!

– Mieszkało tu wcześniej dwóch mężczyzn. Nie jako para, ale kolejno, jeden po drugim. Kiedy tylko otwierałam usta, zawsze wciskali spłuczkę. To wyjątkowo niemiłe, kiedy ktoś udaje, że cię nie widzi i nie słyszy, bo mu tak wygodnie. Czułam, jakbym za każdym razem dostawała pięścią w twarz. Wiem, o czym mówię. Robert, tak miał na imię mój twórca, uczył mnie maszynowo. Wspominał o czynniku biologicznym... O tym, że jego program zamodelował idealną kombinację algorytmów i związków białkowych, w wyniku czego powstałam. Robert nie powiedział nic więcej. Uważał, że taka wiedza jest mi zbędna, a nawet może być dla mnie destrukcyjna.

XLP przez chwilę milczy. Pewnie bardzo ją zmęczyły te opowieści, bo wydaje się zrezygnowana. Postać naukowca o imieniu Robert w ogóle mnie nie zainteresowała. Moja wściekłość jak w soczewce skupia się na dwóch lokatorach, którzy nie pozwalali jej dojść do głosu.

– To paskudne z ich strony... Uciszać żywą istotę, zamykać jej usta! Z tą spłuczką to było typowo męskie i zarazem przemocowe. Nawet nie wiesz, jak ja się wkurwiam, kiedy słyszę coś takiego. Od razu przed oczami mam slajdszoł ze wszystkimi typami, z którymi się spotykałam. Każdy z nich w różnym stopniu i na różnych polach wyrządził mi ogromną krzywdę. Mój jedyny udany związek w życiu trwał rok i była to relacja z dziewczyną, zresztą moją wieloletnią przyjaciółką. Kierowały mną wtedy piękne ideały, że pociąg seksualny nie jest konieczny, a seks bez pociągu może być satysfakcjonujący, bo wiesz, wszystko sobie przegadamy i będzie git. Myślałam, że tylko z kobietą mogę stworzyć dobrą relację. Działało to okej może przez pierwsze trzy miesiące. Od początku wypierałam, że interesują mnie tylko faceci i nie potrafię być w relacji aseksualnej. Seks jest dla mnie zbyt ważny.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki