44,99 zł
Najodważniejsza i najzabawniejsza książka o menopauzie. Nie musisz się bać, nie musisz się wstydzić, nie musisz cierpieć!
Hollywoodzka aktorka Naomi Watts miała 36 lat i była u szczytu kariery, gdy usłyszała od lekarza: to początek menopauzy. Szok? Tak. Koniec świata? Absolutnie nie!
Gwiazda „Mulholland Drive” w niezwykle szczery i odważny sposób opowiada historię, którą łączy z najnowszymi badaniami oraz wiedzą lekarzy, dietetyków i psychologów.
Aż 82% Polek boi się menopauzy. 70% nie wie, czym ona naprawdę jest. Kobiety czują się zagubione i często błędnie interpretują objawy, a lekarze z powodu braku wiedzy nie przekazują im rzetelnych informacji i wielokrotnie stawiają mylne diagnozy.
Czym się różni perimenopauza od menopauzy? Czemu tak często boli mnie bark? Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć żadnego nazwiska? Czy już zawsze będę się budzić o trzeciej w nocy? Czemu tyję, choć jem coraz mniej? Czemu ludzie są tak irytujący? Czy to nowotwór, wczesny alzheimer, a może po prostu spadek estrogenu, któremu można zaradzić?
Naomi Watts w swojej przełomowej książce rozprawia się z największym lękiem milionów kobiet. Odczarowuje temat tabu i przekonuje, że wystarczająco długo starano się nas uciszyć i zawstydzić.
Ta książka przygotuje cię na zmiany, rozwieje wątpliwości, wyposaży w skuteczne narzędzia i pokaże, że zamiast cierpieć, możesz działać i dobrze się bawić.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 285
Data ważności licencji: 4/23/2030
Dare I Say It by Naomi Watts
Copyright © 2025 by OMI PRODUCTIONS, INC.
Copyright © for the translation by Aleksandra Weksej
Projekt okładki
Alicia Tatone
Fotografia na okładce
JuanKR
Adaptacja okładki i ilustracje
Eliza Luty
Autorka przedmowy
Alicja Długołęcka
Redaktorka nabywająca
Agata Pieniążek
Redaktorka prowadząca
Paulina Jóźwik
Konsultacja merytoryczna
Aleksandra Małochleb
Opracowanie tekstu
Wydawnictwo JAK
Koordynatorka produkcji
Maria Król, Maria Gromek
Opieka promocyjna
Zofia Kotecka
ISBN 978-83-8367-502-2
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2025
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotował Jan Żaborowski
Dla wielu pokoleń kobiet, które cierpiały w milczeniu.
I dla następnych pokoleń – oby już więcej nie cierpiały.
Dr n. hum. Alicja Długołęcka – edukatorka seksualna, psychoterapeutka, autorka wielu publikacji, m.in. książki Przypływ. O emocjach i seksualności dojrzałych kobiet
Zacznę od być może zaskakującego pytania do wszystkich czytelniczek, które wzięły do rąk tę książkę: jaki dostałyście przekaz na temat pierwszej miesiączki?
Pytam, ponieważ ten temat powraca w czasie menopauzalnej transformacji i właśnie od tego pierwszego przekazu zaczyna się budowanie znaczeń związanych z tym, co nastąpi potem, przeciętnie po trzydziestu dziewięciu latach. Menarche, czyli pierwsza miesiączka, występuje średnio w dwunastym roku życia, a ostatnia miesiączka (bo to właśnie znaczy pojęcie „menopauza”) w pięćdziesiątym pierwszym, chociaż zakres obu może obejmować kilka lat, a w przypadku menopauzy nawet kilkanaście. Z tego właśnie powodu od momentu kiedy sama jako kobieta 50+, edukatorka seksualna i psychoterapeutka poddałam refleksji tę fazę życia, zaczęłam przestrzegać kobiety ze średniego i starszego pokolenia przed entuzjastycznymi komentarzami kierowanymi do dziewczynek, które właśnie zaczęły miesiączkować, że właśnie wtedy „stają się kobietami”. Co te dziewczynki poczują, kiedy wejdą w wiek dojrzały i ich miesięczne cykle się zatrzymają? Przecież nie przestaną być kobietami! Rodzimy się nimi i umieramy.
Nie „przekwitamy” po pięćdziesiątce, ponieważ „rozkwitamy”, „przekwitamy” i „owocujemy” po swojemu, równolegle w różnych dziedzinach życia, w wielu życiowych cyklach – każda w niepowtarzalny sposób. „Przekwitanie” jest dosyć niefortunnym i mizoginicznym tłumaczeniem pojęcia „klimakterium”, które (a pochodzi z greki) oznacza wspinanie się po drabinie, po szczeblach rozwoju. To określenie, będące synonimem więdnięcia, nie jest wobec nas, Polek, w porządku. Miesiączkowanie, zdolności reprodukcyjne, młodość nie mogą być wyznacznikami naszej wartości. Całe nasze życie stanowi wartość i to my nadajemy mu sens i samodzielnie, w ciągu jego trwania, budujemy poczucie własnej kobiecości, które przecież znaczy o wiele więcej.
A gdyby ten przekaz wybrzmiał tak: „Twój czas płodności właśnie się rozpoczął i będzie trwać przez trzydzieści parę lat. Czas na decyzję o świadomym rodzicielstwie, jeśli będziesz tego chciała, przypadnie na twoją dorosłość i swój szczyt płodności osiągniesz po dwudziestym roku życia, a po trzydziestym piątym stopniowo będzie on spadać, żeby ostatecznie się zakończyć około pięćdziesiątki. Potem będziesz mieć jeszcze wiele lat na wiele życia… Możesz zapytać o to babcię, ciocię, starszą przyjaciółkę rodziny”? Taką właśnie propozycję znajdziemy w tej książce.
Gdybyśmy od zawsze słyszały taki komunikat, może nie czułybyśmy się tak zagubione i osamotnione, kiedy nadchodzi czas przemiany. Jesteśmy pokoleniem, które może to zmienić, i zrobić w tej sprawie jeszcze więcej. W społecznej świadomości, co widać już wyraźnie w codziennym życiu i mediach społecznościowych, przenosimy wreszcie do przeszłości odium wstydu związanego z kobiecą seksualnością i cielesnością, miesiączką, porodami, poronieniami, aborcją, niepłodnością czy menopauzą. Idea siostrzeństwa stopniowo przenika do zbiorowej świadomości – kobiety z różnych pokoleń wspólnie ujawniają sprawców molestowania i nadużyć seksualnych w ramach ruchu obywatelskiego #MeToo, walczą o zmiany legislacyjne w obszarze równych płac, emerytur za pracę przy wychowaniu dzieci i prowadzeniu domu, a także o prawa reprodukcyjne.
Naomi Watts jest jedną z kobiet, które wzięły sprawy transformacji menopauzalnej w swoje ręce. Opis tego procesu i rezultaty odzyskiwanej sprawczości znajdziecie w książce o wymownym tytule Już się nie boję! Nie jest to oczywiście perspektywa uniwersalna, dopasowana do każdej z nas, ale może stanowić zachętę, inspirację do refleksji i wyłonienia własnych, całkowicie autorskich pomysłów na siebie w wersji dojrzałej. Menopauza potraktowana jako punkt na linii życia jest świetnym powodem do zatrzymania się w pędzie i dokonania swoistej aktualizacji w każdym wymiarze. Lektury, rozmowy z bliskimi kobietami, kontakt ze specjalistkami z zakresu zdrowia fizycznego i psychicznego i przede wszystkim autorefleksja stanowią bazę autentycznej i głębokiej przemiany.
Transformację menopauzalną, bo tak zaczynamy określać w naszym kraju już oficjalnie czas zmian obejmujących perimenopauzę i menopauzę, można porównywać do lustrzanego odbicia procesu dojrzewania, które niesie ze sobą wiele intensywnych zmian. Jako że w naszej kulturze rozwój często bywa kojarzony z nieustannym wzrostem, parciem naprzód oraz wyznaczaniem sobie nowych zadań i obowiązków, może nam być trudno rozpoznać te okresy, które wychodzą poza stereotypowe postrzeganie tego procesu. A przecież rozwój może przybierać różnorodne formy. Osobiście wolę myśleć o tej fazie życia jako powtórnym dojrzewaniu, które niesie ze sobą wiele zmian nie tylko cielesnych, ale też egzystencjalnych. Z biegiem lat stajemy się coraz mądrzejsze życiowo, uświadamiamy sobie swoje ograniczenia, rozumiemy, że musimy odpuścić zadania niemożliwe do spełnienia i porzucić iluzje idealnych związków. W połowie życia dotykamy jego kruchości, złożoności i głębi.
Transformacja menopauzalna jest niewątpliwie trudnym, pełnym ambiwalencji doświadczeniem wplecionym w cykl całego życia. Można się tego dowiedzieć z tej książki, której lektura jest przyjemnością i wiąże się z uczuciem ulgi i… z uśmiechem. Niestety wiele kobiet doznaje w tym czasie gaslightingu wpisanego w patriarchalne, przetrwałe stereotypy o niewidzialności kobiet dojrzałych oraz jawnego zawstydzania i lekceważenia pojawiających się zmian i ich objawów. Odpowiedzią na to jest samoorganizowanie się kręgów kobiecych wokół wsparcia, połączenia i korzystania ze wspólnych zasobów podczas menopauzalnej transformacji (ten ruch określany jest jako menoposse, i o tym również przeczytasz w tej książce). Jednym z przykładów takich inicjatyw obecnych na całym świecie jest Już się nie boję! Naomi Watts, która poza napisaniem książki od kilku lat organizuje konferencje na temat menopauzy we współpracy ze stowarzyszeniem The Swell, pomagającym dojrzałym kobietom adaptować się do zmian i troszczyć o siebie w tej fazie życia. W Polsce prekursorkami tego ruchu są działania Kulczyk Foundation (raport Menopauza bez tabu, systemowy program tworzenia bazy położnych z aktualną wiedzą na temat menopauzy, poradnictwo w okresie transformacji menopauzalnej, tematyka wprowadzona do treści programowych przedmiotu „Edukacja zdrowotna”) oraz inicjatywy wielu stowarzyszeń, autorek stron internetowych (np. Srebrny Warkocz) i nowatorskich publikacji. Kobiety dojrzałe biorą sprawy w swoje ręce, a jest ich niemało. Stanowią wielką siłę.
W 2025 roku liczba kobiet po pięćdziesiątym roku życia osiągnęła ponad miliard. Średnia życia kobiet w 1900 roku wynosiła około czterdziestu ośmiu lat, teraz ponad osiemdziesiąt. Faktem jest więc, że mając pięćdziesiąt lat, powinnyśmy realnie brać pod uwagę jeszcze trzydzieści–trzydzieści pięć lat życia, czyli więcej niż jedną trzecią! Stajemy się pokoleniem określanym jako silver tsunami w społeczeństwie, w którym lawinowo przybywa osób 50+. Jak podaje GUS, w Polsce grupa ta przekracza już czternaście milionów, czyli prawie czterdzieści procent populacji. Do 2041 roku liczba ta wzrośnie do osiemnastu milionów! Tym samym silverki i silversi będą stanowić około połowy populacji Polek i Polaków i będą odpowiadać za największą część wydatków w naszej gospodarce, tworząc silver economy.
Warto dodać, że moc dojrzałych kobiet nie polega jedynie na ich sile ekonomicznej. Już w latach pięćdziesiątych XX wieku antropolożka Margaret Mead ukuła pojęcie „postmenopauzalnego wzlotu” i mówiła, że nie ma potężniejszej siły we wszechświecie niż pełne zapału kobiety po menopauzie. Kiedy zrozumiemy, że dotyczy to jednej ósmej wszystkich żyjących na Ziemi ludzi, uzmysłowimy sobie, z jak z potężnym zasobem mamy do czynienia. Zapał, który opisuje Mead, przejawia się w formie sprzeciwu wobec tego, co już nie działa. Potrzebujemy odkrywać i mówić o tym, jaka jest geneza przemilczania, lekceważenia i wstydu, aktywnie odpowiadać na mizoginię, patriarchat i ageizm. Książka Naomi Watts uczy, jak zatroszczyć się o siebie i wyzwalać się z krzywdzących przekonań mówiących o tym, że kobietom dojrzałym nie wolno „sprawiać kłopotów” i że powinny pozostawać w roli grzecznych i miłych. Wewnętrzny wzrost to odpuszczanie i odcinanie tego, co zbędne, zakłócające, obciążające. To zrzucanie balastu, który wstrzymuje rozwój lub mu nie służy. Nie sposób lekceważyć tej przemiany ani nią pogardzać, określając ją mianem histerycznej bądź wynikającej ze zmian hormonalnych. Transformacja menopauzalna to rodzaj przebudzenia, przypływu mocy i odwagi do wyrażenia niezgody na wszelkie formy niesprawiedliwości i bezduszności. To gotowość do wartościowego kontynuowania własnego życia oraz wspierania pozytywnych procesów służących następującym pokoleniom i Matce Ziemi.
„Kobiety mają inne możliwości.
Mogą starać się być mądre, nie tylko miłe. Kompetentne, nie tylko uczynne.
Silne, nie tylko wdzięczne.
Ambitne, nie tylko pomocne mężczyznom i dzieciom w spełnianiu ich aspiracji.
Mogą pozwolić na naturalne, pozbawione wstydu starzenie się, a przy tym aktywnie się sprzeciwiać obyczajom wyrosłym w naszym społeczeństwie na gruncie podwójnych standardów”2.
Czym jest menopauza?
Wygląda na to, że zbliża się pani do menopauzy – powiedział mi lekarz, kiedy miałam trzydzieści sześć lat i zastanawiałam się, dlaczego mam takie problemy z zajściem w ciążę.
O mało nie spadłam z kozetki.
– Jak to? – spytałam, z trudem łapiąc oddech. – Zbliżam się domenopauzy? Przecież to dla babć! A ja jeszcze nawet nie zostałam matką! Swoją drogą, właśnie po to tu przyszłam: żeby zostać matką! Proszę natychmiast odwołać te słowa! – Próbowałam żartować, choć tak naprawdę w duchu błagałam, żeby to nie była prawda. Bałam się, że to koniec moich marzeń o dzieciach.
I kiedy tak siedziałam w gabinecie, osłupiała i pełna żalu do samej siebie, przypomniałam sobie, jak moja matka kiedyś wspomniała, że przeszła menopauzę w wieku czterdziestu pięciu lat – ale przecież od trzydziestego szóstego do czterdziestego piątego roku życia to wciąż szmat czasu. A ja, szczerze mówiąc, nawet nie do końca wiedziałam, co to jest menopauza i z czym się wiąże – oprócz tego, że prawdopodobnie z kresem mojej kariery, która i tak rozkręciła się znacznie później niż w wypadku większości aktorek. Kiedy skończyłam trzydzieści lat, ludzie zaczęli mnie ostrzegać, że już niedługo przestanę dostawać główne role. Czy oto właśnie nadszedł ten fatalny moment, który mi przepowiadano? Błagalnym tonem poprosiłam lekarza o więcej informacji.
Wyjaśnił, że z technicznego punktu widzenia menopauza to jeden dzień – ten, w którym mija pełny rok od ostatniej miesiączki. Dzieje się to średnio w wieku pięćdziesięciu jeden lat, ale przez kilka lat poprzedzających menopauzę – w okresie zwanym perimenopauzą – kobieta może doświadczać całego szeregu objawów związanych ze spadkiem poziomu estrogenu. Najpowszechniejsze z nich to: nocne poty, nieregularne miesiączkowanie, wahania nastroju i przybieranie na wadze. (Całe szczęście, że stosunkowo niedawno wzrosła częstość używania słowa „perimenopauza”, które weszło do Oxford English Dictionary na początku lat 30. XX wieku1; sam termin „menopauza” stworzył francuski lekarz Charles-Pierre-Louis de Gardanne w 1821 roku2 – był to najwyższy czas na rozszerzenie naszego słownictwa w tym zakresie!)
Już od jakiegoś czasu miewałam nocne poty, jednak żaden lekarz – a często chodziłam do lekarzy, bo przed rozpoczęciem pracy nad każdym nowym filmem musiałam sobie zrobić badania – nigdy nie zwrócił na nie większej uwagi. Kojarzysz taki kwestionariusz z setką różnych pytań, który wypełnia się w gabinecie lekarskim? Za każdym razem od kilku lat zaznaczałam w nim, że mam „nocne poty”. I za każdym razem miały za nie odpowiadać albo stres, albo napięcie przedmiesiączkowe lub reakcja alergiczna na coś, co zjadłam bądź wypiłam – może to przez siarczany z wina? A ja zawsze przyjmowałam te wyjaśnienia. Bo rzeczywiście często bywałam zmęczona i zestresowana z powodu napiętego grafiku na planie filmowym czy w związku z lataniem za granicę na eventy promocyjne.
Kiedy miałam trzydzieści kilka lat, moje cykle zaczęły się skracać, czasem nawet do piętnastu czy osiemnastu dni. Wydawało mi się to dziwne. Nie przyszło mi jednak do głowy, że może mieć coś wspólnego z menopauzą. Teraz, siedząc w gabinecie lekarskim, dowiadywałam się, że nieregularne miesiączkowanie i nocne poty to w rzeczywistości objawy perimenopauzy, a ich przyczyną nie były stres, przeciągające się do późna sesje zdjęciowe ani dodatkowy kieliszek wina do kolacji.
Dopiero gdy wyszłam od lekarza, dotarło to do mnie w pełni: niedługo znikną moje miesiączki, a wraz z nimi wszelka nadzieja na zajście w ciążę. Pomyślałam, że zadzwonię do mamy.Że zacznę tę rozmowę w sposób delikatny, pełen miłości i zrozumienia dla doświadczeń kobiet należących do starszego pokolenia: „Dlaczego mi nie powiedziałaś, do jasnej cholery?!”. Dlaczego nie przygotowała mnie na tę nieuchronną transformację?
W końcu nadarzyła się okazja, żeby spokojnie zapytać, jak to było w jej wypadku.
– Moje miesiączki stopniowo wygasły – powiedziała. – Przez długi czas miałam huśtawki nastroju, przez kilka lat zauważałam różne objawy, a w wieku czterdziestu sześciu lat całkiem przestałam miesiączkować, i tyle!
Oznajmiłam, że jestem w szoku, bo jak żyję – a mam już swoje lata – nigdy o tym nie słyszałam.
– Chyba nie rozmawiałam z tobą o tych sprawach, bo moja matka nie rozmawiała o tym ze mną – stwierdziła.
Co za absurd, żeby robić temat tabu z czegoś tak powszechnego. I dlaczego ja – osoba dość obyta, badająca się co roku i obracająca się przez całe życie w towarzystwie cudownie otwartych, zabójczo inteligentnych kobiet – nigdy nie usłyszałam zdania typu: „Hej, słuchaj, to jest coś, co cię czeka za ileś tam lat, więc może chcesz się dowiedzieć, jak to będzie?”?
Czy to możliwe, że jednym z powodów tej zmowy milczenia, która narosła wokół menopauzy, jest przeświadczenie kobiet o tym, że różne rzeczy po prostu muszą boleć?
Doktor Sharon Malone, ginekolożka z Waszyngtonu, główna konsultantka do spraw medycznych w firmie Alloy Women’s Health i jedna z wiodących specjalistek od menopauzy w Stanach Zjednoczonych, stwierdziła:
Wydaje mi się, że jedną z najważniejszych rzeczy, które musimy zrozumieć – a znajduje to potwierdzenie w coraz to nowych badaniach – jest fakt, że jako kobiety uznałyśmy cierpienie za nieodłączną część naszego życia. Cierpimy z powodu skurczów macicy, cierpimy podczas porodu, cierpimy przez zespół napięcia przedmiesiączkowego. A ponieważ to wszystko dotyka wyłącznie kobiet, nie wzbudza dużego zainteresowania wśród badaczy. Skoro panuje powszechne przekonanie, że kobiety powinny cierpieć, nie uznaje się tego za warte naprawy. Kobiety przesadzają. Histeryzują. „To wszystko siedzi tylko w twojej głowie”. Takie niefortunne podejście wciąż jest aż nazbyt powszechne w dzisiejszej medycynie. Kobiety nadal odnoszą wrażenie, że się ich nie słucha, nie dostrzega ani im nie wierzy. I to jest prawdziwy problem.
Nowe podejście do zjawiska menopauzy pomaga kobietom uzyskać lepszą opiekę zdrowotną, ale niezmiennie dociera do nas wiele błędnych informacji, które mogą być mylące. Kilka lat temu moje dzieci słuchały, jak opowiadałam o swoich doświadczeniach menopauzalnych. Byłam ciekawa, czego się dowiedziały o tym okresie życia kobiety, więc je o to zapytałam. Może zapamiętały coś o przejściu do nowego, wspaniałego etapu; o mądrych, świadomych starszych kobietach z dawnych wiosek; o tym, że Helen Mirren zyskała sławę dopiero w późnym średnim wieku?
– To wtedy, kiedy sika się w łóżku? – spytało jedno dziecko.
– A to nie wtedy, kiedy stare panie umierają? – zgadywało drugie. – Mamo, ty umierasz?
– Nie! – odpowiedziałam. Lecz zaraz pomyślałam: „Przecież wszyscy powoli umieramy, prawda?”. I zaczęłam się wykręcać: –Właściwie to tak, ale nie, chociaż…
Jeśli historia naszej płodności to przygoda, która zaczyna się wraz z okresem dojrzewania, a kończy na menopauzie, to dlaczego tak niewiele osób mówi o finale tej odysei i o tym, co czeka nas później? Dlaczego menopauza nie jest uwzględniana w edukacji seksualnej ani w naukach przedmałżeńskich czy jakichkolwiek innych rozmowach, które mają nas przygotować na nadchodzące wyzwania życiowe? Wystarczyłaby krótka wzmianka w momencie, gdy dziewczynka dostaje pierwszej miesiączki: „Gratulacje! Właśnie rozpoczęłaś podróż przez płodność, podczas której możesz, ale nie musisz, mieć dzieci. Szczyt płodności osiągniesz w wieku dwudziestu kilku lat, a potem zacznie się jej spadek, który przyspieszy w wieku trzydziestu pięciu lat. Cykl kończy się średnio w wieku pięćdziesięciu jeden lat, jednak może się to też zdarzyć znacznie wcześniej. Bądź przygotowana”.
Bardzo wielu lekarzy mówiło mi później, że panuje epidemia błędnego diagnozowania u kobiet wszystkiego: od fibromialgii przez chroniczne zmęczenie, zespół jelita drażliwego aż po depresję kliniczną, podczas gdy w rzeczywistości przechodzą tylko perimenopauzę.
Parę lat temu starałam się to wyjaśnić swojej młodszej koleżance. Z zapałem godnym Kasandry ostrzegałam ją, by nie ignorowała objawów, nie bagatelizowała problemów zdrowotnych i wykluczyła menopauzę, zanim zacznie się poddawać bardziej skomplikowanym badaniom.
– To jakiś obłęd, że dostajemy tak mało informacji z tego zakresu! – skarżyłam się przed nią. – Dlaczego mamy żyć w poczuciu, jakbyśmy musiały zachować to w tajemnicy? Dlaczego nie dzielimy się wszystkim, co same odkryłyśmy, i nie dowiadujemy się, co zadziałało u innych? Dlaczego nie ma o tym jakiegoś podręcznika?
– Przeczytałabym taką książkę – powiedziała. – Powinnaś coś takiego napisać.
Przez długi czas się przed tym wzbraniałam. Miałam w sobie za dużo lęku. Poza tym sama nadal nie dysponowałam żadną wiedzą – miałam tylko świadomość, że moja menopauza nadchodzi wielkimi krokami, i byłam cholernie przerażona. Odkąd tylko zaczęłam grać, ostrzegano mnie, że zwracanie uwagi na swój wiek – jeśli nie ma się dwudziestu trzech lat albo mniej – to samobójstwo zawodowe. Mówiono mi, że nie dostanę już nigdy żadnej roli, jeśli przyznam, że jestem w menopauzie czy nawet perimenopauzie. W Hollywood określa się takie kobiety uroczym terminem „nieruchalne”.
Co roku dwa miliony Amerykanek3 przechodzi menopauzę. To prawie sześć tysięcy kobiet dziennie. Na całym świecie menopauzalnych kobiet jest około miliarda. Mimo to czułam się całkowicie osamotniona. Niewiedza na temat transformacji wywołała we mnie poczucie wstydu i lęku, przez co o mało nie straciłam szansy na macierzyństwo. Prawda była taka, że już od jakiegoś czasu doświadczałam objawów perimenopauzy, ale nikt mi nigdy nie powiedział, co to może być. Kiedy kobieta przychodzi do gabinetu i skarży się na nocne poty, stany lękowe czy bezsenność, w pierwszej kolejności lekarz powinien się upewnić, czy pacjentka ma wiedzę na temat perimenopauzy i menopauzy.
Potrafię częściowo zrozumieć, dlaczego lekarze niechętnie poruszają tę kwestię. Po wielu latach wizyt w rozmaitych placówkach medycznych i spotkań jeden na jeden zrozumiałam, jak mało czasu mają na odbycie trudnej rozmowy. Jeśli na jedną pacjentkę przypada tylko piętnaście minut, po co zrzucać taką bombę? Jeszcze można oberwać rykoszetem. Sama dałabym w twarz swojemu doktorowi, gdyby nie był tak zabójczo przystojny! Może lepiej po prostu zrobić wymaz albo zlecić badanie krwi, a jeśli kobieta jest w kiepskim stanie, wypisać receptę na antydepresanty lub tabletki nasenne? Odłożyć rozmowę o menopauzie na kiedy indziej, a przy odrobinie szczęścia – przerzucić problem na innego lekarza!
Nie ulega wątpliwości, że kobiety w wieku czterdziestu i pięćdziesięciu lat często padają ofiarą gaslightingu4 ze strony systemu opieki zdrowotnej, co ma realny wpływ na ich dobrostan, nawet jeśli obecnie szala przechyla się na stronę większego zainteresowania kwestią menopauzy i różnymi sposobami łagodzenia jej objawów. Bo da się je złagodzić! Będę jeszcze mówić o hormonalnej terapii zastępczej (znanej również jako HTZ lub hormonalna terapia menopauzalna – HTM, albo po prostu terapia hormonalna – HT), która mnie akurat pomogła, i podpowiem ci, jakie pytania warto sobie zadać, jeśli ją rozważasz. Będę się tu posługiwać skrótem HTZ, ponieważ pod taką nazwą poznałam tę metodę i tak mi już zostało.
Myślę, że warto się zastanowić, skąd się wzięło tak długie milczenie. Czy mogło mieć związek z mizoginią, patriarchatem i ageizmem? A może z naszym pragnieniem, by nikomu nie sprawiać kłopotów? Tylko dlaczego my, kobiety, uważamy, że taki powinien być nasz cel – nigdy nie potrzebować niczyjej pomocy?
Ze zdumieniem odkryłam, na jak wiele sposobów uciszałam samą siebie z powodu seksizmu. Aż dotarło do mnie, że nie musimy podobać się innym. Nie musimy na każdym kroku ułatwiać życia wszystkim dookoła. Możemy zajmować przestrzeń. Możemy mówić, czego potrzebujemy. Możemy się bronić!
Doszłam również do wniosku, że nie ma nic bardziej seksownego niż kobieta, która wie, czego chce. Wszystkie dobre relacje w pracy i w domu – a także w gabinecie lekarskim – wymagają komunikacji. Mamy prawo rozmawiać bez wstydu o szczegółach menopauzy – jak sobie z nią radzić, jakie mogą być jej objawy – a nie tylko rzucać: „A, wiesz, czasem może ci się zrobić gorąco”. Mamy prawo mówić o drastycznych szczegółach. Ja na przykład nie wiedziałam, że moja skóra zrobi się sucha, że infekcje układu moczowego i problemy żołądkowo-jelitowe staną się tak częste ani że istnieje tak długa lista innych dolegliwości związanych z transformacją menopauzalną. Byłam spragniona wiedzy o menopauzie, lecz w Hollywood nikt nie chciał puścić pary z ust. Wszyscy zachowywaliśmy się tak, jakby pomiędzy graniem uwodzicielek a występowaniem w rolach babć kobiety po prostu… sama nie wiem… znikały?
Z czasem coraz bardziej narastała we mnie wściekłość, aż wreszcie przestałam się przejmować tym, jak może się to odbić na mojej karierze. Bo jeśli ja potrzebowałam informacji, to, do cholery, inne kobiety pewnie też. Zmagałam się wtedy z menopauzą już od dziesięciu lat, więc pomyślałam, że może – ale tylko może – mam coś do zaoferowania tym, które dopiero w nią wchodzą.
W październiku 2022 roku założyłam firmę Stripes Beauty, by wyjść naprzeciw różnym praktycznym potrzebom kobiet w moim wieku (oferuję na przykład lubrykacyjny olejek intymny czy intensywnie nawilżający krem do twarzy, które pomagają radzić sobie ze znaczną utratą wody w skórze, następującą w średnim wieku). Stripes Beauty opiera się na trzech filarach: edukacji na temat menopauzy, wspólnocie i praktycznych rozwiązaniach obejmujących całe ciało, od włosów po waginę. Z takim samym nastawieniem zaczęłam pracować nad tą książką, w której postaram się omówić każdy aspekt menopauzy, z jakim się tylko zetknęłam. Chciałabym stworzyć źródło wiedzy, którego mnie samej brakowało, kiedy po tamtej wizycie wyszłam z gabinetu lekarskiego rozbita i autentycznie przerażona.
Napisałam tę książkę dla wszystkich osób, które właśnie przechodzą menopauzę i usiłują zrozumieć, co się z nimi, u licha, dzieje, a także dla tych, które będą przez nią przechodzić i chcą się przygotować, by nie dać się zaskoczyć tak jak ja. Nigdy nie wyrywałam się do publicznych wystąpień. Ale rozmowa o menopauzie wymaga od nas wypowiadania się szczerze, głośno, a nawet – śmiem powiedzieć – w sposób „niegodny damy”. Noż kuuurwa!
Jedną z najzabawniejszych konsekwencji mojej aktywności jest to, że teraz rozmaite celebrytki piszą do mnie regularnie, by oznajmić, że przechodzą menopauzę. Tak jakbym siedziała za kratką konfesjonału albo prowadziła hollywoodzką rubrykę porad intymnych. Ale ja naprawdę to lubię! Witam je w klubie, polecam lekarzy i daję to, czego potrzebują – czyli najczęściej po prostu słucham ich zwierzeń bez osądzania. W tej książce opowiem ci wszystko to, co opowiadam im, i zamierzam zrobić to na tyle szczegółowo, by oszczędzić ci poszukiwań, które sama musiałam podjąć, gdy przechodziłam po omacku przez całą tę transformację.
Zastrzegam, że nie jestem lekarką (nigdy nawet nie występowałam w takiej roli, chociaż raz grałam w filmie położną), lecz odkąd zaczęłam rozpowiadać na prawo i lewo o menopauzie, poznałam ich mnóstwo. Zawsze uważałam się za osobę, która potrafi łączyć ludzi, czy to na przyjęciu, czy podczas produkcji filmu, czy też przy organizacji turnieju pickleballa (tak, robiłam kiedyś coś takiego). Wierzę w swoje zdolności do rozpoznawania utalentowanych osób.
I właśnie te umiejętności wykorzystałam przy pisaniu tej książki. Aby przedstawić jak najbardziej aktualne informacje i inspirujące opowieści, zebrałam zespół znakomitych ekspertek i ekspertów – w dziedzinach ginekologii, psychologii, dermatologii – oraz różnorodną grupę fascynujących kobiet, które miały do opowiedzenia niesamowite historie o menopauzie: od mojej siedemdziesięcioletniej przyjaciółki, doświadczającej obecnie najlepszego seksu w życiu, po czterdziestokilkuletnią kobietę, która doznała ataku paniki podczas występu na żywo w telewizji.
Jak sprawić, by menopauza stała się najbardziej wzmacniającym i ekscytującym okresem w życiu kobiety? Na tym etapie mamy już za sobą tak wiele doświadczeń zawodowych, międzyludzkich i cielesnych, że wiemy, co możemy zaoferować światu. Nie potrzebujemy do tego niczyjego pozwolenia. Jedyne, czego nam trzeba, to narzędzia i informacje, dzięki którym pewnym krokiem wejdziemy we wspaniały, radosny czas, jaki mamy przed sobą.
Kiedy skończyłam czterdzieści dwa lata, niedługo po urodzeniu drugiego dziecka zaczęłam odczuwać silne, nieustępujące objawy menopauzy. Najbardziej znaczącym z nich były nocne poty. Aczkolwiek od czasu do czasu doświadczałam też uderzeń gorąca w ciągu dnia. Dwa takie przypadki zapamiętałam szczególnie wyraźnie.
Raz uderzenie gorąca przyszło, kiedy siedziałam w samolocie. Nagle poczułam, jakbym się dusiła. Ciepło było wszechogarniające, ale przypominało nie tyle przebywanie w upalnym klimacie, ile raczej falę wstydu. Dopadły mnie myśli: „O mój Boże, muszę się stąd natychmiast wydostać!”. Siedziałam jednak na środkowym miejscu, a już wcześniej kilka razy wstawałam, żeby wyjść do toalety – co było wyraźnie nie w smak facetowi z brzegu, który za każdym razem posyłał mi zniecierpliwione spojrzenie – pozostałam więc przykuta do fotela, choć w tym momencie wolałabym znajdować się gdziekolwiek indziej. Gdybym miała do dyspozycji przycisk katapulty, tobym go nacisnęła, tylko wcześniej pokazałabym środkowy palec temu gościowi obok.
Innym razem wybrałam się na superwyjazd ze znajomymi, podczas którego pływaliśmy jachtem po Pacyfiku. To były jedne z pierwszych wakacji, kiedy próbowałam zrobić coś atrakcyjnego z moimi małymi dziećmi, więc strasznie się cieszyłam, że mogę posiedzieć nad wodą w stylowych letnich ciuchach. Nagle poczułam, jak zalewa mnie pot. Byłam ledwo ubrana, a miałam ochotę zerwać z siebie nawet te skrawki materiału i wskoczyć do wody! Pomyślałam, że nawet jeśli jacht przepływa przez miejsce, w którym roi się od rekinów, muszę się natychmiast schłodzić.
„To był rok, w którym wszystko się posypało” – wyznała mi pewna kobieta, gdy opowiadała o tym, jak uświadomiła sobie, że wchodzi w nowy etap życia. Do klasycznych objawów wazomotorycznych (uderzenia gorąca, nocne poty, palpitacje serca) doszły u niej dolegliwości związane z niemal wszystkimi obszarami ciała: wahania nastroju obejmujące depresję, stany lękowe, drażliwość i napady wściekłości; zmiany skórne, które jakimś sposobem poszły zarazem w kierunku suchości i przetłuszczania; wypadanie włosów na głowie połączone, dość okrutnym zrządzeniem losu, z ich nadmiernym wzrostem na twarzy; suchość pochwy i związane z tym problemy seksualne; utrata libido; migreny; mgła mózgowa; zakażenia dolnych dróg moczowych; problemy żołądkowo-jelitowe; nietrzymanie moczu; a nawet dzwonienie w uszach. Razem z lekarzami potrzebowała sporo czasu, by się zorientować, że to wszystko ma związek z menopauzą.
Objawem kojarzonym zwykle z menopauzą jest zjawisko zwane „uderzeniami gorąca” lub – rzadziej – „falami gorąca”. (Niektórzy wolą określenie „fale”, ponieważ jest to uczucie, które bardziej przypomina nagłe zalanie wodą niż uderzenie pioruna, ale ja pozostanę przy „uderzeniach”, do których przyzwyczaiłam się przez ostatnie lata). Mogą to być jedne z najbardziej uciążliwych dolegliwości w tym wieku, tym bardziej że zwykle pojawiają się w najmniej odpowiednich momentach, ponieważ często są powodowane stresem.
Moja przyjaciółka Sarah tak opisywała swoje uderzenia gorąca:
Nabrałam obsesyjnego zwyczaju przesuwania się w nocy na jedną albo na drugą stronę łóżka i dotykania prześcieradła w miejscu, gdzie wcześniej leżałam. Miałam wrażenie, jakby ktoś właśnie zdjął stamtąd koc elektryczny nastawiony na najwyższą temperaturę, tak niewiarygodnie było nagrzane! W uderzeniach gorąca najbardziej zaskoczyło mnie to, jak bardzo się różnią od zwykłego rozgrzania w upalny letni dzień. Są niezwykle intensywne i nagłe. Wszystko jest w porządku… w porządku… aż nagle: „O mój Boże, niech ktoś mi poda wachlarz! Zasypcie mnie lodem! To nic, że będę naga w miejscu publicznym!”.
Mówiła też, że mogłaby podsumować ten etap życia jako „zdzieranie z siebie ubrań podczas wycieczki szkolnej”.
Nie potrafię nawet zliczyć wszystkich kobiet, które opowiadały mi, jak to podczas ważnego spotkania w pracy albo trudnej rozmowy z partnerem nagle zaczynały się obficie pocić – niczym na intensywnych zajęciach z jogi – podczas gdy wszyscy dookoła czuli się zupełnie dobrze. Kiedy ja po raz pierwszy doświadczyłam uderzenia gorąca, pomyślałam: „Kto podkręcił ogrzewanie? Kto mi to zrobił?”. To podobne uczucie jak wtedy, kiedy odkrywasz, że spodnie ci się nie dopinają, i jesteś przekonana, że skurczyły się w praniu.
U mnie nocne poty występowały bardzo często, mimo że na siłowni muszę się zarzynać, żeby się trochę spocić. Nawet teraz, mimo że jestem na terapii hormonalnej, budzę się czasem ze spoconą klatką piersiową i pachnę, jakbym przez całą noc smażyła burgery w fast foodzie. (Słyszałam od dermatologów, że coraz więcej kobiet w średnim wieku robi sobie botoks pod pachami, żeby zablokować nadmierne pocenie!)
Jedna z moich makijażystek mówi, że z uderzeniami gorąca zetknęła się po raz pierwszy w pracy:
Pewnego razu aktorka, która siedziała u mnie na fotelu, wykrzyknęła: „O mój Boże, zaczyna się. Zaczyna się!”. „O czym ty mówisz? Co się zaczyna?”, spytałam, a ona na to: „Spójrz na moją twarz”. Nagle jej skóra mocno się zaczerwieniła, a nad górną wargą pojawiły się kropelki potu. Ta kobieta grała główną rolę i akurat miała na sobie skąpy strój. Przyniosłyśmy jej wodę z lodem i okładałyśmy jej twarz zimnymi kompresami, póki się nie schłodziła.
Uderzenia gorąca są spowodowane wahaniami hormonów. Ośrodek termoregulacji zostaje wytrącony z równowagi, ponieważ nie dostaje tyle estrogenu co zwykle i wysyła sygnały, że jest za gorąco. Ciało odpowiada rozszerzeniem naczyń krwionośnych, co powoduje intensywne pocenie się i zaczerwienienie, trwające zazwyczaj kilka minut.
Jest mnóstwo zdroworozsądkowych sposobów na walkę z uderzeniami gorąca. Oto kilka prostych, dość oczywistych wskazówek: ubieraj się na cebulkę, żebyś mogła się szybko rozebrać, kiedy nadchodzi fala ciepła, i wybieraj oddychające, bawełniane materiały. Zadbaj o zdrowy sen i pij dużo wody. Obserwuj swoje reakcje i staraj się unikać spożywania produktów, które sprowadzają uderzenia gorąca, takich jak ostre przyprawy, alkohol, kofeina (czyli zasadniczo wszystkiego, co przyjemne). Napij się wody z lodem albo połóż zimny kompres na karku, kiedy czujesz, że robi ci się ciepło. Jedna z moich znajomych bardzo sobie chwali przenośny wentylator na szyję, który wygląda trochę jak słuchawki. Wiem, co teraz myślisz: „W moim przypadku nie pomoże żaden kompres ani uroczy wentylatorek”.
„Uderzenia gorąca to tak naprawdę tylko czubek góry lodowej” – powiedziała mi dr Sharon Malone. (Zabawne porównanie, bo w rzeczywistości mają niewiele wspólnego z lodem!). I wyjaśniła:
Staramy się im zaradzić, ponieważ stwierdzono, że ostre i częste uderzenia gorąca zwiastują podwyższone ryzyko chorób układu krwionośnego i mogą się przyczyniać do choroby Alzheimera. Kobiety doświadczające uderzeń gorąca mają przerywany sen. Z kolei przerywany sen może prowadzić do częstszych chorób układu krążenia, depresji, większej drażliwości, a nawet przybierania na wadze. Tak więc chociaż ludzie często żartują na temat uderzeń gorąca i nie traktują ich poważnie, są one wczesną oznaką innych długoterminowych problemów zdrowotnych, które pojawiają się po menopauzie. A kobiety powinny zrozumieć, że nie jest to nieszkodliwy objaw i nie ma w nim nic zabawnego.
Zanim sama nie weszłam w okres menopauzy, nie zdawałam sobie sprawy, że daje ona jakiekolwiek objawy poza uderzeniami gorąca, nocnymi potami i huśtawkami nastroju. Przez kilka lat miałam straszliwe migreny. Trwały po trzy dni i zawsze były umiejscowione w tym samym punkcie za lewym okiem. Czasem ból okazywał się po prostu tępy, innym razem zupełnie obezwładniający, a wyzwolić go mogło cokolwiek. Nie zawsze brał się z dodatkowego kieliszka wina czy zbyt dużej ilości cukru, choć te dwa czynniki były pewniakami. Często przyczyną okazywało się niedostateczne nawodnienie albo zbyt mało snu. Nigdy nie mogłam sobie pozwolić na trzy dni wolnego od pracy i od opieki nad dziećmi, ale jeśli od razu nie uderzyłam w nadchodzącą migrenę odpowiednimi lekami, właśnie tyle trwała. I wtedy musiałam swoje wycierpieć. Było to dla mnie bardzo dołujące doświadczenie. Jednak przez te wszystkie lata ani razu nikt mi nie wspomniał, że mogą to być dolegliwości związane z menopauzą.
A kiedy już poczułam, że powoli opanowuję migreny, zaczęłam dostawać zakażeń dolnych dróg moczowych, bez przerwy. Musiałam zażywać antybiotyki, które z kolei prowadziły do problemów żołądkowo-jelitowych – zaparć i wzdęć. Trafiłam wtedy do lekarza, który powiedział, żebym zaczęła suplementować błonnik, stosując Metamucil, i piła dużo wody. To była jedyna pomoc, jaką otrzymałam.
Mój ginekolog nigdy nie powiedział: „Cóż, prawdopodobnie jest to związane z menopauzą, powinna pani zrobić to i to”.
Próbowałam więc rozwiązać problem, sięgając po przypadkowe, doraźne sposoby. Przypomniałam sobie, że w wieku dwudziestu kilku lat stosowałam Ural, australijski środek alkalizujący, który sprawia, że mocz ma mniej kwasowy odczyn i zmniejsza pieczenie odczuwane podczas zakażenia. Teraz, wiele lat później, wiem już, że jest dostępny online, nawet na Amazonie, w smakach żurawinowym i cytrynowym, więc zamawiam go od czasu do czasu. Ale niezależnie od tego, jak wieloma środkami walczysz z zakażeniami dróg moczowych, dolegliwości wciąż pozostają uciążliwe i niewiarygodnie bolesne.
Któregoś dnia podczas pandemii straszliwie cierpiałam z powodu zakażenia i nie pomagały mi żadne z aptecznych leków, które zwykle stosuję – łącznie z sokiem żurawinowym i tabletkami przeciwbólowymi. Skontaktowałam się ze swoim lekarzem, który był akurat na meczu baseballowym. (Pomimo licznych teleporad wciąż nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Miałam poczucie, że kręcę się w kółko, a do lekarza trudno było mi się dostać). Ledwo go słyszałam przez stadionową wrzawę. Powiedział: „Nie, nic się nie dzieje. Proszę po prostu pójść do apteki po taki a taki antybiotyk i bla, bla, bla”.
Odłożyłam telefon. To była już czwarta kuracja antybiotykowa, którą mi przepisano w krótkim czasie. Czułam się tak, jakby doktor mnie zbywał, jakbym za bardzo się skarżyła albo była hipochondryczką. Pomyślałam: „Potrzebuję pomocy. Czy to nie twoje zadanie, żeby mi ją zapewnić?”.
Później, kiedy już zmieniłam lekarza, zdarzyło się, że cała twarz mi spuchła od reakcji alergicznej na któryś antybiotyk, więc napisałam w tej sprawie do swojego nowego doktora. Nie byłam pewna, skąd ta opuchlizna, lecz podejrzewałam albo leki, które mi przepisał, albo jakiś czynnik środowiskowy. W badaniu krwi wyszły mi bakterie E. coli, zatem wysłałam lekarzowi link do artykułu o powiązaniach tej bakterii z pewnym rodzajem psiej karmy. (Która z nas nigdy nie natrafiła na tego typu przypadkowe artykuły w czeluściach internetu?) Odpisał: „Dziękuję za ciekawy tekst. Proszę rozważyć zapoznanie z nim psa”.
Z każdą kuracją nowym antybiotykiem – a lekarz mówił, że musimy zmieniać leki, bo uodporniałam się na każdy kolejny – dostawałam potężnych wzdęć. Cierpiałam tak bardzo, że w końcu któryś doktor wysłał mnie na tomografię. Radiolog stwierdził, że mój brzuch przypomina pełne wiadro, z którego w każdej chwili może się przelać, i że taki stan jest skrajnie niebezpieczny. Czyli zasadniczo byłam tak zatkana, że mogłam lada moment wybuchnąć. „Czy Elvis nie umarł właśnie w ten sposób?” – pomyślałam.
Aż kręcę głową, kiedy przypominam sobie te wszystkie wiadomości wymieniane z lekarzem. „Proszę po prostu dbać o nawodnienie” – napisał mi w którymś momencie.
Ostatecznie wyjście z chronicznych zakażeń układu moczowego wymagało ode mnie konsultacji z trzema lekarzami, sześciu kuracji antybiotykowych, tomografii, wielu lewatyw i codziennego przyjmowania środków przeczyszczających. Kosztowało mnie to szereg infekcji drożdżakowych wywołanych antybiotykami, unikanie zbliżeń z obawy przed dyskomfortem i całą górę wstydu – a tymczasem powinien wystarczyć jeden lekarz z wiedzą na temat menopauzy, który zapisałby mi jedną tubkę kremu estrogenowego!
Przez te wszystkie miesiące odczuwałam potworne skrępowanie i frustrację. Okazało się, że moje problemy żołądkowo-jelitowe to kolejny skutek menopauzy, co wydaje się całkiem logiczne, jeśli weźmiemy pod uwagę, że hormony oddziałują na właściwie wszystko w naszym ciele, łącznie z bakteriami jelitowymi i procesem trawienia. Jednak lekarze otrzymują bardzo słabe wykształcenie w zakresie menopauzy. Słyszałam, że w najlepszym razie czasem mają czterogodzinne szkolenie na ten temat podczas rezydencji i może jedną lekturę na uczelni. Nic dziwnego, że wszyscy (łącznie z personelem medycznym) jesteśmy w kropce.
Lekarze, którzy lepiej znają się na menopauzie, mówili mi później, że krótkoterminowo można przyjmować antybiotyki w ramach zapobiegania zakażeniom układu moczowego, ale pomagają też inne rzeczy, takie jak sikanie przed seksem i po nim oraz stosowanie kremu estrogenowego kilka razy w tygodniu i dodatkowo przed spodziewanymi igraszkami. Suchość może przyczyniać się do zakażeń dróg moczowych, a także innych problemów.
Doktor Kelly Casperson, certyfikowana urolożka ze stanu Waszyngton, która przyjmuje pacjentki z dolegliwościami zwanymi obecnie „menopauzalnym zespołem moczowo-płciowym” (GSM), określanymi wcześniej jako „atrofia sromu i pochwy”, powiedziała:
Moje pacjentki nie wiedzą, jak to się nazywa. Przychodzą do mnie z problemami, które opisują tak: „Piecze mnie, kiedy sikam”, „Częściej popuszczam”, „W pracy ciągle muszę chodzić do łazienki”. Albo skarżą się na nawracające infekcje układu moczowego, ból podczas stosunku, suchość sromu i pochwy. To wszystko objawy GSM. Przy niskim poziomie estrogenu tracimy elastyczność i naturalną wilgotność, które działają ochronnie na tkanki. Objawy te występują zarówno u kobiet w okresie perimenopauzy, jak i starszych. Tylko że ludzie nie dostrzegają tego związku. Mówię siedemdziesięciolatce, że jej problemy urologiczne są powiązane z menopauzą, a ona mi na to: „Przecież to było piętnaście lat temu, a ja nawet nie miałam uderzeń gorąca!”. Ludzie nie mają świadomości, że ciało reaguje w określony sposób na niski poziom estrogenu.
Powoli zaczęłam sobie też uświadamiać, że wszystkie te objawy, choć wydają się ściśle fizyczne, mogą oddziaływać na całe życie. Na przykład kiedy kobieta boi się uprawiać seks z powodu bólu, a zarazem wstydzi się porozmawiać o tym z partnerem, jej związek może się rozpaść.
Kiedy opowiedziałam o swoich nawracających zakażeniach układu moczowego, dr Casperson stwierdziła, że to powszechne u kobiet w moim wieku:
Infekcje dróg moczowych przytrafiają nam się częściej w średnim wieku, kiedy poziom estrogenu zaczyna spadać, co powoduje wzrost pH pochwy. A wtedy zmienia się nasz mikrobiom. To właśnie kwasowe pH i zdrowy mikrobiom pochwy pomagają chronić pęcherz przed patogenami (czyli bakteriami) pochodzącymi z układu pokarmowego, które w jelitach występują naturalnie, ale kiedy przedostają się do pęcherza, powodują infekcję. Zdrową pochwę można porównać do bramkarza stojącego przy wejściu do klubu. Nie pozwala niektórym osobnikom (bakteriom jelitowym) dostać się do środka. Podczas zbliżeń intymnych płyny się mieszają i dlatego częściej dochodzi do zapaleń pęcherza. Tak więc, jeśli chcesz się dobrze bawić na imprezie, musisz sobie załatwić zdrowego bramkarza!
Jeśli często dostajesz zakażeń dróg moczowych, tak jak ja w tamtym czasie, możesz podjąć pewne kroki. Jak wyjaśnia dr Casperson:
Pacjentkom, które przychodzą do mnie z nawracającymi infekcjami układu moczowego – czyli przytrafiającymi im się dwa razy w ciągu sześciu miesięcy lub trzy razy w ciągu roku – mówię, że pierwsze, co musimy zrobić, to przerwanie błędnego koła zakażeń i stosowania antybiotyków. Wpadają w ten zaklęty krąg, ponieważ samo przyjmowanie antybiotyków zaburza mikrobiom, a to zwiększa ryzyko kolejnej infekcji. Estrogen dopochwowy jest sposobem na przerwanie tego cyklu, ale ludzie o tym nie wiedzą.
Jestem pewna, że to mogłoby mi oszczędzić wielu cierpień! I dalej:
Kobiety przestają uprawiać seks, ponieważ boją się, że spowodują kolejne zakażenie. Zaczynają też obsesyjnie dbać o czystość i używać różnych produktów, które tylko bardziej je podrażniają! Mamy liczne badania na temat roli estrogenu dopochwowego w zmniejszaniu częstości zakażeń dróg moczowych – stwierdzono, że obniża ryzyko infekcji o 50 do 60 procent1, a to dość niesamowity wynik.
Gdybym tylko wiedziała!
Również dolegliwości żołądkowo-jelitowe były dla mnie dużym problemem i dopiero teraz zaczynam nad nimi panować. Dzięki wsłuchiwaniu się w swoje ciało i jego potrzeby potrafię już rozpoznać, kiedy lepiej ograniczyć spożywanie takich produktów, jak pszenica, kofeina, alkohol i cukier. Niektóre kobiety z powodzeniem regulują swój organizm za pomocą diety bogatej w błonnik lub przyjmowanych raz dziennie probiotyków.
Sama mocno wierzę w umiar. Trzymanie się diet jest dla mnie wyczerpujące, a pokusa oszukiwania zawsze bierze górę. W przeszłości nadużywanie suplementów wywołało u mnie dolegliwości ze strony układu pokarmowego, więc teraz przyjmuję je raczej doraźnie, kiedy czuję, że równowaga została zaburzona. Staram się też spożywać produkty fermentowane, takie jak kiszona kapusta, jogurty probiotyczne, kombucha, miso, kimchi, i łyżkę octu jabłkowego dziennie.
Zorientowałam się jednak, że hormony pomogły mi na wiele spośród tych dolegliwości bardziej niż jakakolwiek dieta. (Więcej na temat terapii hormonalnej w rozdziałach 6 i 7). Doktor Casperson tak mi to wyjaśniła: „Jeśli rzadko sikasz, chodzisz odwodniona i masz dietę prozapalną, estrogen cię nie wyleczy. Terapia hormonalna to tylko jeden z elementów dbania o siebie. Wejście w wiek średni to naprawdę dobry moment na przyjrzenie się sobie: czy ćwiczysz? Czy dbasz o zdrową dietę? Czy radzisz sobie ze stresem?”.
Jak powiedziała mi dr Carol Tavris, psycholożka społeczna i współautorka – wraz z dr. Avrumem Blumingiem – książki Estrogen Matters (Estrogen ma znaczenie):
Jednym z najważniejszych odkryć, które wpłynęły na nasze rozumienie objawów menopauzy, jest fakt, jak bardzo są różnorodne. Nic dziwnego, że kobiety nie postrzegają ich wszystkich jako części pakietu menopauzalnego. Bolą cię stawy i mięśnie, idziesz do reumatologa. Masz palpitacje serca, umawiasz się do kardiologa. Cierpisz na depresję, spotykasz się z psychiatrą. Dopiero kiedy zaczynasz postrzegać to wszystko jako elementy przemiany fizjologicznej związanej ze spadkiem estrogenu i innymi aspektami menopauzy, czujesz się, jakby łuski spadły ci z oczu.
Istnieje bardzo wiele różnych objawów, których ludzie nie wiążą z menopauzą. Palpitacje serca to kolejna taka dolegliwość.
Doktor Casperson opowiedziała mi kiedyś taką historię:
Któregoś dnia piłam sobie kawę w pomieszczeniu socjalnym, kiedy weszła jedna z moich koleżanek – czterdziestoośmioletnia kardiochirurżka, świetnie wykształcona. I mówi mi tak: „Idę do kardiologa. Mam takie straszne palpitacje serca, że nie czuję się już bezpiecznie, kiedy wożę dzieci samochodem”. Gdy spotkałam ją po jakimś czasie, oznajmiła: „Badania nic nie wykazały. Powiedzieli mi, że serce mam w porządku. Ale nadal nie czuję się bezpiecznie, kiedy prowadzę”. Odparłam jej na to: „To wygląda na perimenopauzę. Powinnaś spróbować terapii hormonalnej”. No więc poszła do lekarza, który dobrał jej hormony na próbę. Wróciła do mnie i mówi: „Palpitacje zupełnie zniknęły. Dlaczego kardiolog mi o tym nie powiedział? Stwierdził tylko, że wszystko ze mną w porządku”. I tak oto zupełnie sprawna, czterdziestokilkuletnia kobieta o mało co nie przestała prowadzić samochodu.
Aż trudno mi uwierzyć, jak często nie zwraca się uwagi na kobiecy dyskomfort i jak bardzo ja sama marginalizowałam jego znaczenie w swoim życiu. Właśnie dlatego nazwałam swoją firmę Stripes Beauty – bo toczymy zacięty bój i zasługujemy na kolejne paski na mundurze! Zasługujemy na to, żeby czuć się możliwie najlepiej. Koniec z ukrywaniem się. Czas pokazywać z dumą z nasze zbiorowe doświadczenia.
Doktor Casperson stwierdziła:
Mężczyzny raczej nikt nie zapyta: „Czy naprawdę aż tak cierpisz?”. Gdy tymczasem – jak sądzę – kobiety słyszą takie pytanie. Żeby wybrać się do lekarza, muszą zapłacić za parking, zorganizować opiekę nad dzieckiem, wziąć dzień urlopu… a to już jest cierpienie. I całkiem sporo pracy. Ale gdyby to facet wszedł do gabinetu w kiepskim nastroju, z niskim poziomem testosteronu i zaburzeniami erekcji, nikt by go nie zapytał: „Czy naprawdę cierpi pan na tyle, żeby wdrożyć leczenie?”.
Ostatnia uwaga: w wieku średnim nie musimy cierpieć, zasługujemy na to, żeby czuć się lepiej… a nawet żeby czuć się świetnie. Dużo już napisałam o tym, ile frustracji można doświadczyć i jak bardzo jest się samotnym, kiedy poszukuje się rozwiązań dla problemów związanych z menopauzą, więc w tym miejscu powinnam też podkreślić, jakie to wspaniałe uczucie, kiedy w końcu zaczynamy nad tym wszystkim panować.
To, co naprawdę powinni nam mówić o uderzeniach gorąca, infekcjach układu moczowego i innych dolegliwościach
Aby przeciwdziałać uderzeniom gorąca, ubieraj się na cebulkę i noś bawełniane tkaniny. Wysypiaj się i nawadniaj. Obserwuj, co wywołuje u ciebie dolegliwości.
W walce z objawami wazomotorycznymi (uderzeniami gorąca, nocnymi potami, palpitacjami serca) najlepiej sprawdza się terapia hormonalna.
Menopauzalny zespół moczowo-płciowy jest powszechny i często objawia się nietrzymaniem moczu, częstymi infekcjami dróg moczowych, suchością pochwy czy bolesnymi stosunkami. Również na te dolegliwości pomaga terapia hormonalna.
Problemy żołądkowo-jelitowe można rozwiązywać za pomocą zdrowej diety, probiotyków i terapii hormonalnej.
Choć część lekarzy zaleca profilaktyczne przyjmowanie niewielkich dawek antybiotyków, leczenie każdej infekcji dróg moczowych antybiotykiem może zapoczątkować błędne koło dolegliwości ze strony układu pokarmowego. Rozważ przerwanie go estrogenem dopochwowym.
Zmiany w stylu życia mogą pomóc we wszystkich kwestiach zdrowotnych. A zatem dużo pij, jedz zdrowo, wysypiaj się, panuj nad stresem i ruszaj się. Tak, ciągle o tym słyszymy, i tak, łatwiej powiedzieć, niż zrobić! W dalszej części książki omówię te kwestie bardziej szczegółowo i zaproponuję sposoby, jak można sobie realnie pomóc.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
„Śmiem powiedzieć” słowem wstępu
1 Odnoszę się do oryginalnego brzmienia tytułu książki w języku angielskim: Dare I Say It.
2 Susan Sontag, Kilka uwag o emancypacji, przeł. Dariusz Żukowski, Karakter, Kraków 2024, s. 46.
Wstęp. Czym jest menopauza
1 W polskich słownikach wciąż nienotowane – stan na styczeń 2025 roku (przyp. tłum.).
2 Charles-Pierre-Louis de Gardanne, De la menopause ou de l’âge critique des femmes, Méquignon-Marvais, Lausanne 1821.
3 Sharon Malone, Grown Woman Talk. Your Guide to Getting and Staying Healthy, Crown, New York 2024, s. 245.
4Gaslighting to forma psychologicznej manipulacji, gdy u danej osoby umyślnie wywołuje się wątpliwości co do jej pamięci czy percepcji, co często powoduje u niej dysonans poznawczy i inne stany, takie jak niskie poczucie własnej wartości. Nazwa została ukuta po premierze amerykańskiego dramatu psychologicznego Gaslight w reżyserii George’a Cukora z 1944 roku (z oscarową rolą Ingrid Bergman) (przyp. red.).
Rozdział pierwszy: Strefa dyskomfortu
1 Jasmine Tan-Kim, Nemi M. Shah, Shawn A. Menefee, Efficacy of Vaginal Estrogen for Recurrent Urinary Tract Infection Prevention in Hypoestrogenic Women, „American Journal of Obstetrics & Gynecology”, sierpień 2023, t. 229, nr 2, s. 143.
