Języczni. Co język robi naszej głowie - Jagoda Ratajczak - ebook

Języczni. Co język robi naszej głowie ebook

Ratajczak Jagoda

3,8

Opis

Czy kiedy mówimy w obcym języku, jesteśmy sobą? Czym różnią się osoby dwujęzyczne od słowników? Czy motywacja do nauki języka ma związek z jej skutecznością? Dlaczego w innym języku tak trudno wyrażać uczucia? Czy języka obcego można się nauczyć w każdym wieku?

Książka Jagody Ratajczak to niecodzienne wprowadzenie w świat nauki o języku. Autorka z poczuciem humoru przybliża mechanizmy nauki języków obcych i rozprawia się z wieloma mitami na temat dwujęzyczności. Podając przykłady z literatury przedmiotu i z własnego doświadczenia – osoby zafascynowanej nauką języków obcych – pisze o tym, jak znajomość innych języków zmienia nasz sposób myślenia, odczuwania, patrzenia na świat.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 179

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (270 ocen)
81
98
61
26
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Katarzynanawr

Dobrze spędzony czas

Bardzo interesująca ksiazka, daje 4 gwiazdki bo mam niedosyt. Dobrze sie czytalo i czuje ze temat dopiero co sie rozkrecal a tu juz 'podziekowania'.
00
wwrqa

Dobrze spędzony czas

Ciekawa, bardzo przyjemnie się czyta.
00
KamilaLabuda
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

"Języczni. Co język robi naszej głowie" Jagody Ratajczak to esej o wielojęzyczności i językach dla każdego. Badania naukowe autorka podaje na tacy z humorem i zdrowym dystansem. Zjadliwie dla każdego, operując przykładami z żywego, użytkowego języka tudzież języków. Każdego wciągną zawiłości wyrażania uczuć w różnych językach. Nieprzetłumaczalność kultury, osobowości i poczucia humoru. Mnie najbardziej urzekła miłość do języka burząca światy pojęć, znaczeń i odczuwania, kiedy Anglik mówiąc "room", dostanie od Holendra śmietanę, a "fagotem" można urazić osobę homoseksualną. "Języczni..." masują neurony, ćwiczą mózg, zachwycają ogromem władzy języków i wielojęzyczności. Bez zadęcia, z humorem. Polecam.
00
Kiciunia

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna książka o językach! czyta sie jak najlepszy turn pager!
Dotmagia

Dobrze spędzony czas

Ciekawa pozycja, która zainteresuje nie tylko filologów, ale także miłośników nauki języków obcych.
00

Popularność




Spis treści

Zmiana dekoracji

Przypisy

Punkty orientacyjne

Cover

Tekst

Zmia­na de­ko­ra­cji

Czy je­ste­śmy w sta­nie na­praw­dę po­znać part­ne­ra, któ­ry mó­wi w in­nym ję­zy­ku?

Czy mó­wiąc w róż­nych ję­zy­kach, rze­czy­wi­ście sta­je­my się in­ni, czy po pro­stu przy­po­mi­na­my wy­traw­nych ak­to­rów?

Ile tru­du trze­ba, by dać się wzru­szyć lub roz­śmie­szyć w ob­cym ję­zy­ku?

Je­śli ję­zy­kiem oj­czy­stym dru­gie­go czło­wie­ka jest ję­zyk in­ny niż nasz, kwe­stia te­go, co i jak się mó­wi, sta­je się znacz­nie istot­niej­sza, niż wy­ni­ka to z pio­sen­ki De­pe­che Mo­de. W kon­tak­cie z ob­co­kra­jow­cem oso­by swo­bod­nie wła­da­ją­ce ję­zy­kiem ob­cym mó­wią du­żo i chęt­nie. I tak jed­nak na­po­ty­ka­ją przy tym prze­szko­dy, o któ­rych wspo­mi­na­ją tyl­ko na­uczy­cie­le o moc­no fi­lo­zo­ficz­nych za­pę­dach. Kil­ka­na­ście cer­ty­fi­ka­tów ję­zy­ko­wych w szu­fla­dzie, każ­dy eg­za­min zda­ny z fan­fa­ra­mi i kon­fet­ti spa­da­ją­cym z su­fi­tu, a na­gle oka­zu­je się, że ża­den TO­EFL nie po­mo­że nam w stu pro­cen­tach od­dać w ję­zy­ku ob­cym ani na­szej in­te­li­gen­cji, ani po­czu­cia hu­mo­ru, ani oso­bo­wo­ści. Bły­sko­tli­we żar­ty, cię­te ri­po­sty, spon­ta­nicz­nie two­rzo­ne gry słow­ne – wszyst­ko to na­gle za­ni­ka lub bled­nie w roz­mo­wach pro­wa­dzo­nych w ję­zy­ku dru­gim, i to na­wet do­brze opa­no­wa­nym. Po­ten­cjal­nie cie­ka­we i zło­żo­ne wy­wo­dy na­gle zmie­nia­ją się w rze­czo­we i sku­pio­ne na prze­ka­zie ko­mu­ni­ka­ty al­bo... w cał­kiem in­ną roz­mo­wę niż ta, któ­rą pro­wa­dzi­li­by­śmy w ję­zy­ku oj­czy­stym.

Ję­zyk dru­gi przy­po­mi­na kel­ne­ra w re­stau­ra­cji. I to dość krnąbr­ne­go. W przy­pad­ku kom­plet­nej ję­zy­ko­wej nie­mo­cy jest on kel­ne­rem, któ­ry, choć przy­wo­ły­wa­ny do sto­li­ka, nie przy­cho­dzi, ska­zu­jąc nas na wpa­try­wa­nie się w pu­sty ta­lerz i chwy­ta­nie okru­chów rzu­ca­nych przez roz­mów­cę – bier­ne pod­da­wa­nie się bie­go­wi roz­mo­wy, gdy po­tra­fi­my po­wie­dzieć nie­wie­le wię­cej niż „Tak, masz ra­cję”. Gdy nasz ko­mu­ni­ka­cyj­ny re­per­tu­ar oka­zu­je się ubo­gi, ję­zyk-kel­ner, ow­szem, pod­cho­dzi do sto­li­ka i przyj­mu­je za­mó­wie­nie, ale i tak re­ali­zu­je je po swo­je­mu, przy­no­sząc tyl­ko to, co jest w sta­nie przy­nieść: al­bo du­żo mniej, niż­by­śmy chcie­li, al­bo coś zu­peł­nie in­ne­go.

Świa­do­mi po­ten­cjal­nych pro­ble­mów, mo­że­my z du­żym po­dzi­wem lub lek­kim nie­do­wie­rza­niem przy­glą­dać się pa­rom róż­no­ję­zycz­nym i ich pró­bom po­zna­nia się za po­mo­cą roz­mo­wy, peł­nym uf­no­ści w osta­tecz­ny triumf du­cha nad lek­sy­ko­nem. Gdy żad­ne z nich nie mó­wi płyn­nie w ję­zy­ku, któ­re­go uży­wa, by się po­ro­zu­mieć, duch istot­nie jest je­dy­ną na­dzie­ją. To, co mó­wi­my i jak mó­wi­my, prze­ka­zu­je praw­dę o nas. Czy ta praw­da jest jed­nak w sta­nie wy­ło­nić się z roz­mo­wy pro­wa­dzo­nej w ję­zy­ku, któ­ry nas ogra­ni­cza?

Mó­wię za sła­bo, by po­ka­zać, ja­ka je­stem in­te­re­su­ją­ca!

Po jed­nej twa­rzy na każ­dy ję­zyk – to po­cią­ga­ją­ca kon­cep­cja dla każ­de­go, kto lu­bi ka­mu­flaż al­bo ma w so­bie coś z nie­speł­nio­ne­go ak­to­ra. Kto czu­je, że je­go obec­ne wcie­le­nie go ogra­ni­cza, a nie wy­star­cza mu bra­wu­ry, by ni­czym Da­vid Bo­wie stwo­rzyć so­bie ko­smicz­ne al­ter ego, mo­że po pro­stu za­nu­rzyć się w no­wy ję­zyk.

Zna­na w Sta­nach Zjed­no­czo­nych te­ra­peut­ka Pri­ska Im­ber­ti, emi­grant­ka z Ar­gen­ty­ny, do­świad­czy­ła ta­kie­go wła­śnie prze­obra­że­nia. Oka­za­ło się, że wraz z ję­zy­kiem zmie­ni­ło się jej spoj­rze­nie na świat. Im­ber­ti, na co dzień wy­słu­chu­ją­ca cu­dzych bo­lą­czek i in­ter­pre­tu­ją­ca je, prze­ko­nu­je nas, że „chcąc sku­tecz­nie po­ro­zu­mie­wać się w ję­zy­ku nie­wy­pły­wa­ją­cym z na­sze­go «ja» czy z głę­bi na­sze­go je­ste­stwa, w ję­zy­ku, któ­ry nie od­zwier­cie­dla na­sze­go związ­ku z kul­tu­rą, któ­rą re­pre­zen­tu­je, mu­si­my stać się no­wy­mi ludź­mi”1.

Nie ma lep­sze­go spo­so­bu na za­de­mon­stro­wa­nie wła­sne­go dzie­dzic­twa kul­tu­ro­we­go niż po­słu­że­nie się ję­zy­kiem. Wy­ci­nan­ki ło­wic­kie czy mi­strzo­stwa w le­pie­niu pie­ro­gów pew­nie też mo­gą się przy­dać, ale nie­ko­niecz­nie po­ma­ga­ją w for­mu­ło­wa­niu po­glą­dów i prze­ko­nań. Ję­zyk prze­ka­zu­je naj­waż­niej­sze ele­men­ty te­go, co wy­nie­śli­śmy z ro­dzi­mej rze­czy­wi­sto­ści. Ca­łe szczę­ście. Umie­jęt­ność prze­ka­zy­wa­nia wy­łącz­nie jed­no­znacz­nych ko­mu­ni­ka­tów w ro­dza­ju „Nie za­ma­wiaj mi piz­zy z sa­la­mi” i „Co ro­ku jeż­dżę nur­ko­wać do Egip­tu”, nie czy­ni­ła­by ludz­kie­go da­ru ję­zy­ka na­wet w po­ło­wie tak in­te­re­su­ją­cym. I tak de­ma­sku­ją­cym. Ję­zyk wy­ra­ża na­szą oso­bo­wość i spo­sób by­cia, któ­re są za­ko­do­wa­ne wła­śnie w tym, jak się wy­po­wia­da­my, ja­kich uży­wa­my słów, w sub­tel­no­ściach, tak­że w stę­że­niu prze­kleństw, błę­dów czy nie­chluj­stwie. Ba­rie­ra ję­zy­ko­wa po­tra­fi za­blo­ko­wać prze­pływ na­wet pro­stych ko­mu­ni­ka­tów, a co do­pie­ro wy­ma­ga­ją­cych in­te­lek­tu­al­nie dys­ku­sji, dow­ci­pów czy ri­post. Ję­zyk dru­gi uży­wa­ny przez oso­by nie do koń­ca osa­dzo­ne w rze­czy­wi­sto­ści, któ­rą ten ję­zyk two­rzy, uka­zu­je za­le­d­wie wer­sję de­mo ich oso­bo­wo­ści. Wy­da­je się, że ta peł­na – wie­lo­wy­mia­ro­wa i wy­ro­sła na grun­cie ję­zy­ka oj­czy­ste­go – wer­sja czai się gdzieś za fa­sa­dą słów.

Psy­cho­lo­go­wie praw­do­po­dob­nie zła­pa­li­by się za gło­wy, gdy­by im za­su­ge­ro­wać, że dwu­ję­zycz­ność wpły­wa na oso­bo­wość. We­dług nich zde­cy­do­wa­nie nie przy­po­mi­na ona sma­ko­wi­cie pach­ną­cej cia­sto­li­ny sprze­da­wa­nej w pla­sti­ko­wych ku­becz­kach, z któ­rej we­dle uzna­nia – i we­dle ję­zy­ka – ule­pić moż­na za­rów­no na­tchnio­ne­go spo­ko­jem me­lan­cho­li­ka, jak i wiecz­nie po­bu­dzo­ne­go cho­le­ry­ka. Oso­bo­wość jest two­rem sta­bil­nym, zło­żo­nym ze względ­nie trwa­łych cech, nie pod­le­ga ję­zy­ko­wej kre­acji. Pro­wa­dzo­ne przez psy­cho­lin­gwi­stów ba­da­nia ana­li­zu­ją­ce ję­zy­ko­we za­cho­wa­nia po­je­dyn­czych osób po­twier­dza­ją jed­nak fa­scy­nu­ją­ce zja­wi­sko: jest nim współ­ist­nie­nie dwóch spo­so­bów by­cia w jed­nej, dwu­ję­zycz­nej, a po­noć prze­cież zin­te­gro­wa­nej, isto­cie ludz­kiej.

Kto sam wła­da dwo­ma ję­zy­ka­mi, ten i bez ba­dań jest w sta­nie za­uwa­żyć, że w ję­zy­ku dru­gim, choć­by do­sko­na­le opa­no­wa­nym, mó­wi po pro­stu ina­czej. Czę­sto po­słu­gu­je­my się nim z mniej­szą ela­stycz­no­ścią, brzmi­my mniej non­sza­lanc­ko. Je­ste­śmy sku­pie­ni na re­gu­łach gra­ma­tycz­nych i do­bo­rze wła­ści­we­go słow­nic­twa. Zwią­za­ni gor­se­tem po­praw­no­ści ję­zy­ko­wej, nie za­wsze po­zwa­la­my so­bie na spon­ta­nicz­ność, któ­rą da­je nam ję­zyk oj­czy­sty. W trak­cie nie­zo­bo­wią­zu­ją­cej ko­la­cji ze zna­jo­my­mi z za­gra­ni­cy aż chce się po­pi­sać hu­mo­rem i cię­tą ri­po­stą. Tym­cza­sem, je­śli nasz ję­zyk dru­gi nie na­le­ży do naj­lep­szych kel­ne­rów, naj­czę­ściej koń­czy się na wzię­ciu głę­bo­kie­go wde­chu. Za­nim men­tal­na wy­szu­ki­war­ka pod­świe­tli sło­wo bądź fra­zę ide­al­nie pa­su­ją­ce do spu­en­to­wa­nia wy­po­wie­dzi roz­mów­cy, ten bę­dzie już trzy te­ma­ty da­lej. Le­żysz po­tem w łóż­ku, nie mo­gąc za­snąć, bo wciąż roz­my­ślasz o tym, jak pięk­nie mo­głeś skon­tro­wać wy­po­wiedź ko­goś, kto wy­mą­drzał się na te­mat cze­goś, na czym aku­rat do­sko­na­le się znasz. On traj­ko­cze jak sza­lo­ny, a ty, marsz­cząc czo­ło i prze­bie­ra­jąc no­ga­mi, wy­si­lasz wszyst­kie zwo­je, my­śląc, jak po­wie­dzieć, że ga­da od rze­czy. A gdy już otwo­rzysz usta, stwier­dza, że mu­si już iść – nie­świa­do­my, że ob­li­cze za­cu­ka­ne­go mi­sia to ani two­je je­dy­ne, ani re­pre­zen­ta­cyj­ne ob­li­cze.

Gdy dźwi­gnia skrzy­pi – za­wsty­dze­ni tym, kim je­ste­śmy w ob­cym ję­zy­ku

Każ­dy z opa­no­wa­nych le­piej czy go­rzej ję­zy­ków od­sła­nia na­szą in­ną twarz. W ba­da­niu prze­pro­wa­dzo­nym przez Michèle Ko­ven2 na oso­bach dwu­ję­zycz­nych jed­na z uczest­ni­czek, Lin­da, przy­zna­ła, że uży­wa­jąc oj­czy­ste­go por­tu­gal­skie­go, uka­zu­je oso­bo­wość ukształ­to­wa­ną w do­mu ro­dzin­nym. Lin­da w „wer­sji do­mo­wej” jest po­wścią­gli­wa, nie­mal nie uży­wa prze­kleństw i nie po­zwa­la so­bie na ru­basz­ne żar­ty. Cho­dzą­ca re­kla­ma przy­zwo­ito­ści i opa­no­wa­nia, po­sta­wy lan­so­wa­nej przez kon­ser­wa­tyw­ną ro­dzi­nę. Prze­łą­cze­nie na ję­zyk dru­gi, w jej przy­pad­ku fran­cu­ski, spra­wia jed­nak, że grzecz­na i opa­no­wa­na Lin­da uka­zu­je zu­peł­nie in­ne ob­li­cze. Uży­wa­jąc fran­cu­skie­go, ję­zy­ka po­zna­ne­go z da­la od bo­go­boj­ne­go do­mu i wy­ko­rzy­sty­wa­ne­go w kon­tak­tach z ró­wie­śni­ka­mi, po­zwa­la so­bie na swo­bod­ne wy­ra­ża­nie emo­cji, oka­zjo­nal­ne prze­kleń­stwa i dwu­znacz­ne żar­ty. Ba­da­cze na­da­ją ję­zy­ko­wi dru­gie­mu szcze­gól­ny sta­tus: lan­gu­age of de­tach­ment. To ję­zyk ode­rwa­nia, ta­ki, któ­re­go ła­dun­ku emo­cjo­nal­ne­go nie od­czu­wa się tak bar­dzo jak w przy­pad­ku ję­zy­ka oj­czy­ste­go. Lin­da chęt­niej klnie i nie uni­ka spro­śno­ści po fran­cu­sku, bo ten ję­zyk nie wy­da­je jej się tak przy­tła­cza­ją­cy i do­słow­ny jak por­tu­gal­ski, i nie ude­rza jej swą brzy­do­tą czy nie­sto­sow­no­ścią.

W przy­pad­ku uczest­nicz­ki ba­da­nia Ane­ty Pa­vlen­ko3 – Re­bek­ki, Bry­tyj­ki, któ­ra po­za an­giel­skim wła­da tak­że fran­cu­skim i wa­lij­skim – rzecz wy­glą­da od­wrot­nie, ale nie mniej in­te­re­su­ją­co: „Kie­dy mó­wię po fran­cu­sku [dru­gi ję­zyk Re­bek­ki, przyp. aut.], je­stem mil­sza, spo­koj­niej­sza i po­waż­niej­sza; kie­dy mó­wię po an­giel­sku [ję­zyk oj­czy­sty Re­bek­ki, przyp. aut.], je­stem bar­dziej wul­gar­na i czę­ściej uży­wam slan­gu” – za­pew­ne wsku­tek więk­sze­go oswo­je­nia z ro­dzi­mą uli­cą i jej nie­par­la­men­tar­ny­mi od­zyw­ka­mi. Wy­da­je się, że przy­pa­dek Re­bek­ki po­twier­dza teo­rię, że mil­cze­nie nie­ko­niecz­nie świad­czy o tym, co in­ni mo­gą po­dej­rze­wać. Otwar­cie przy­zna­je ona, że gdy po­słu­gu­je się naj­sła­biej przez sie­bie opa­no­wa­nym ję­zy­kiem – wa­lij­skim – prak­tycz­nie nie ma oso­bo­wo­ści: „No, mo­że je­dy­nie zga­dzam się ze wszyst­ki­mi wo­kół, bo ła­twiej się ze wszyst­kim zga­dzać niż być zmu­szo­ną sa­mo­dziel­nie for­mu­ło­wać swo­je po­glą­dy!”4.

Co więc po­my­śla­ła so­bie Ho­len­der­ka, któ­rej ubło­co­ny od py­ska po ogon la­bra­dor sko­czył na mnie ra­do­śnie na środ­ku am­ster­dam­skiej uli­cy, de­ko­ru­jąc mój świe­żo upra­ny płaszcz brą­zo­wy­mi cęt­ka­mi? Ko­bie­ta to prze­pra­sza­ła mnie, to kar­ci­ła ubło­co­ne­go zwie­rza­ka, to znów po­ma­ga­ła mi do­pro­wa­dzić się do ła­du. W uszach brzę­czał mi jej ni­der­landz­ki, po­dob­no mój ję­zyk czwar­ty, ja zaś sły­sza­łam głów­nie gło­śne skrzy­pie­nie dźwi­gni z na­pi­sem „ni­der­landz­ki”, ję­zy­ka po­noć za­in­sta­lo­wa­ne­go w mo­jej gło­wie. „No po­wiedz coś” – szep­tał umysł, uru­cha­mia­jąc z mo­zo­łem mój czwar­ty ję­zyk. „Naj­le­piej po­wiedz, co my­ślisz, po­wiedz, że je­steś wście­kła, bo nie masz się w co prze­brać, bo­isz się te­go sza­lo­ne­go psa i chce ci się wyć”. Ale nie. Na to czwar­ty ję­zyk nie po­zwo­lił, był zbyt sła­biut­ki i za dłu­go się uru­cha­miał. Mo­głam co praw­da szyb­ko za­sło­nić się rwą­cym się do bo­ju, za­wsze go­to­wym an­giel­skim, chcia­łam jed­nak za­cho­wać reszt­ki ho­no­ru, w koń­cu nie po to uczy­łam się ni­der­landz­kie­go przez trzy la­ta, że­by te­raz jak ostat­ni tchórz wy­co­fać się do an­giel­skie­go! Skrzy­pie­nie w gło­wie na­si­la się, dźwi­gnia uru­cho­mio­na. „Nic się nie sta­ło” – sy­la­bi­zu­ję po ni­der­landz­ku, wście­kła na sie­bie, że tyl­ko na ta­kie wy­zna­nie mnie stać. Wła­ści­ciel­ka sza­lo­ne­go la­bra­do­ra by­ła zbyt prze­ję­ta afe­rą, by oce­niać mo­je ję­zy­ko­we po­pi­sy; gdy­by to zro­bi­ła, do­szła­by pew­nie do wnio­sku, że je­stem wcie­le­niem al­bo zen, al­bo otę­pie­nia. Oso­bę za­kne­blo­wa­ną przez ję­zy­ko­wą nie­moc ła­two uznać za ko­goś, kto nie ma nic do po­wie­dze­nia, mi­mo że już w in­nej ję­zy­ko­wej de­ko­ra­cji mo­że się oka­zać kimś elo­kwent­nym, o bo­ga­tej oso­bo­wo­ści. A ja­kiej do­kład­nie – to wła­śnie zdra­dza uży­wa­ny ję­zyk. Py­ta­nie tyl­ko, któ­ry z nich po­ka­zu­je to naj­praw­dziw­sze ob­li­cze.

Przy­pi­sy

Zmiana dekoracji

1 L. Rol­land, J.M. De­wa­ele, B. Co­sta, Mul­ti­lin­gu­alism and psy­cho­the­ra­py: Explo­ring mul­ti­lin­gu­al clients’ expe­rien­ces of lan­gu­age prac­ti­ces in psy­cho­the­ra­py, „In­ter­na­tio­nal Jo­ur­nal of Mul­ti­lin­gu­alism” 2017, 14, 1, s. 69–85.

2 M. Ko­ven, Get­ting Emo­tio­nal in Two Lan­gu­ages: Bi­lin­gu­als’ Ver­bal Per­for­man­ce of Af­fect in Nar­ra­ti­ves of Per­so­nal Expe­rien­ce, „Text” 2004, 24, 4, s. 471–515.

3 A. Pa­vlen­ko, Emo­tions and mul­ti­lin­gu­alism, Cam­brid­ge: Cam­brid­ge Uni­ver­si­ty Press, 2005, s. 112.

4 A. Pa­vlen­ko, Emo­tions and mul­ti­lin­gu­alism, Cam­brid­ge: Cam­brid­ge Uni­ver­si­ty Press, 2005, s. 112 (o ile nie za­zna­czo­no ina­czej, cyt. w tłu­ma­cze­niu au­tor­ki).

Re­dak­cja: Ewa Ślu­sar­czyk, Ma­ja Gań­czar­czyk

Ko­rek­ta: Pau­li­na Le­nar, Pau­li­na Bie­niek

Współ­pra­ca re­dak­cyj­na: Piotr Woź­niak

Pro­jekt okład­ki i ilu­stra­cje: Ola Nie­psuj

Pro­jekt gra­ficz­ny: Prze­mek Dę­bow­ski

Kon­wer­sja do for­ma­tów EPUB i MO­BI: Mał­go­rza­ta Wi­dła

Co­py­ri­ght for the Text © by Ja­go­da Ra­taj­czak, 2020

Co­py­ri­ght for this Edi­tion © by Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter, 2020

Co­py­ri­ght for the Il­lu­stra­tions © by Ola Nie­psuj, 2020

Pu­bli­ka­cja ob­ję­ta pa­tro­na­tem Bi­lin­gu­alism Mat­ters – mię­dzy­na­ro­do­we­go cen­trum przy Uni­wer­sy­te­cie w Edyn­bur­gu od­dział po­znań­ski przy Wy­dzia­le An­gli­sty­ki UAM, któ­re sta­wia so­bie za cel roz­po­wszech­nia­nie wie­dzy na te­mat dwu- i wie­lo­ję­zycz­no­ści

133. książ­ka wy­daw­nic­twa Ka­rak­ter

ISBN 978-83-66147-42-3

Wy­daw­nic­two Ka­rak­ter

ul. Gra­bow­skie­go 13/1

31-126 Kra­ków, ka­rak­ter.pl

Za­pra­sza­my in­sty­tu­cje, or­ga­ni­za­cje oraz bi­blio­te­ki do skła­da­nia za­mó­wień hur­to­wych z atrak­cyj­ny­mi ra­ba­ta­mi.

Do­dat­ko­we in­for­ma­cje do­stęp­ne pod ad­re­sem sprze­daz@ka­rak­ter.pl oraz pod nu­me­rem te­le­fo­nu 511 630 317