Jeszcze będzie epicko - Magdalena Alicja Kruk - ebook + audiobook

Jeszcze będzie epicko ebook i audiobook

Magdalena Alicja Kruk

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Podobno każda kobieta po trzydzieste wie, czego chce. Majka może i nie zalicza się do tego grona, ale na pewno wie, czego nie chce. Po tym, jak wywróciła swoje życie do góry nogami, zrywając zaręczyny tuż przed planowanym ślubem, stara się znaleźć nową drogę życiową. Ani praca w korporacji, ani samotne życie na wsi i brak perspektywy na bycie matką nie są szczytem jej marzeń.

Niepozorny wyjazd Majki z trzema przyjaciółkami w góry okaże się punktem zwrotnym w jej życiu. W jakim stopniu nowo poznany mężczyzna może zmienić perspektywę na świat i ludzi? Jak bardzo może kogoś zainspirować jedna niewinna rozmowa? Majka przekona się o tym na własnej skórze.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 272

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 5 min

Oceny
4,3 (63 oceny)
33
20
4
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
milewskaanna

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciepła kobieca powieść. O przyjaźni i poszukiwaniu sensu. Gratuluję autorce udanego debiutu
20
Anonimowa_kosmetykoholiczka

Nie oderwiesz się od lektury

❤️❤️
10
Ullijanka

Nie oderwiesz się od lektury

Książka super. Daje do myślenia. Wątek z Karolem świetny
00
2323aga

Z braku laku…

To jest o niczym
00
Ilonucha

Nie oderwiesz się od lektury

Epicka😘
00

Popularność




Copyright © Magdalena Alicja Kruk Copyright © 2021 by Lucky
Projekt okładki: Ilona Gostyńska-Rymkiewicz
Zdjęcie na okładce: Konstantin Yuganov (stock.adobe.com)
Skład i łamanie: Mariusz Dański
Redakcja i korekta: Klaudia Jovanovska
Wydanie I
Radom 2021
ISBN 978-83-66332-63-8
Wydawnictwo Lucky ul. Żeromskiego 33 26-600 Radom
Dystrybucja: tel. 501 506 203 48 363 83 54
Konwersja: eLitera s.c.

Dedykuję tę książkę wszystkim wspaniałym ludziom, którzy wspierali mnie podczas jej pisania.

Rozdział 1

„Moja droga – każda kobieta to fortepian – tylko trzeba umieć grać...”.

Gabriela Zapolska – „Moralność pani Dulskiej”

Spóźnia się. Nie, nie okres mi się spóźnia. Gośka się spóźnia. Jak ja tego nie lubię! Mój ojciec nauczył mnie wojskowej punktualności, ale dopiero gdy go zabrakło, zaczęłam doceniać to, że mnie tak wyszkolił. Umówiłyśmy się z przyjaciółką w centrum miasta, w moim ulubionym barze mlecznym „Miś”.

Siedzę i obserwuję ludzi. Przy jednym stoliku siedzi młoda kobieta, zajada naleśniki ze śmietaną i czyta książkę, obok siedzi mężczyzna w blond peruce, na moje oko koło sześćdziesiątki. Zajął miejsce na wprost lustra, dzięki czemu może obserwować praktycznie wszystko, co dzieje się w barze. Spoglądam przez okno i nie mogę zrozumieć, skąd tak nagle wzięła się u mnie miłość do starych kamienic. Jeżeli wyprowadzę się na wieś, o kamienicy mogę zapomnieć.

Boże, gdzie jest Gośka? Powinna być piętnaście minut temu. Zawsze powtarza, że punktualność jest cechą ludzi znudzonych życiem. Nie mam dużo czasu – zostawiłam babcię, która wymaga dodatkowej opieki, bo w święta złamała sobie nogę. Obiecałam, że wrócę na jej ulubiony serial. Od kiedy leży w łóżku, codziennie o godzinie czternastej zaczyna swój turecki maraton. Dla mnie to wszystko na jedno kopyto, nudne i łzawe, ale dałam słowo.

Po wybrukowanej kocimi łbami jezdni, pokrytej styczniową pluchą, biegnie moja Gośka. Jej rude, kręcone jak sprężynki włosy wystają spod czapki. Wpada do środka jak bomba.

– Cześć, Majka! Przepraszam, że się spóźniłam. Wiem, jak tego nie lubisz, ale przy dworcu był dziki korek, a tutaj jak zwykle nie ma gdzie zaparkować.

– Dobra, dobra, zamówmy sobie coś do jedzenia. Mam ochotę na placki ziemniaczane ze szpinakiem i gorącą herbatę.

– Świetnie, ja to, co zawsze – pierogi ruskie z kefirem. I herbatę też wezmę, bo zmarzłam okropnie. Jak ja nie lubię zimy w mieście!

– Nie marudź, mów mi, co się dzieje, byłaś bardzo nakręcona, gdy rozmawiałyśmy przez telefon.

– Sama nie marudź! Jak łatwo się domyślić, między innymi chodzi mi o Baśkę. Cholera, nie daje mi to spokoju. Nie wierzę, że nie zauważyłaś, jak się zmieniła. Mnie to spędza sen z powiek. Tyle lat się przyjaźniłyśmy, tyle razem przeszłyśmy, a co ona teraz wyprawia? Tylko Sławek to, Sławek tamto, ze Sławkiem byliśmy, ze Sławkiem zrobiliśmy. A kto był przy niej, jak ją Wojtek zostawił dla tej swojej studentki, która mogłaby być jego córką? Kto jej pomagał, wspierał, mówiąc: „daj spokój, Bacha, ona na sto procent zostawi go zaraz dla innego”. No kto!? – Gośka wykrzyczała pytanie tak, że wszyscy przy sąsiednich stolikach spojrzeli w naszym kierunku.

– Przestań krzyczeć, wariatko jedna. Wiem, o czym mówisz, już wcześniej to zauważyłam, ale nic nie możemy zrobić – odpowiedziałam, pochłaniając kolejny kawałek ciepłego jeszcze placka.

– Jak to nic?! Pogadaj z nią, powiedz jej, że miłość miłością, a przyjaźń to coś więcej niż hormony i dziki seks. Ona ciebie zawsze słuchała – wyznała z desperacją w głosie.

– Powiedz mi, Gocha... – Zaczęłam się śmiać. – Tobie o ten seks chodzi, prawda? Mów lepiej, co u ciebie, poprawiło się? Rozpaliliście na nowo ogień miłości? – Śmieję się coraz głośniej, bo zwizualizowałam sobie Gośkę, a opanowałam tę technikę do perfekcji. Mam wrażenie, że jeszcze chwila i obsługa nas stąd wyprosi za zakłócanie spokoju podczas jedzenia. – Kupiłaś tę bieliznę? Odważyłaś się w niej wyskoczyć i odtańczyć taniec pożądania? – kontynuuję, ale przestałam się śmiać, bo widzę, że moja poczciwa przyjaciółka dzisiaj naprawdę nie ma ochoty na wygłupy.

– Nie, nie poprawiło się, nic nie kupiłam i nic nie odtańczyłam dla niego, niech się pieprzy – odpowiedziała z niechęcią.

– Z tym pieprzeniem to uważaj, to najgorszy wiek u faceta. Te ich kryzysy wieku średniego potrafią być niebezpieczne – stwierdziłam, wycierając dokładnie resztki szpinaku z talerza kolejnym kawałkiem placka.

– Szczerze, to nie mam pojęcia, co dalej z nami będzie; śpimy oddzielnie, jemy oddzielnie. To ja poświęciłam swoją karierę na wychowanie dzieci i gotowanie obiadów. W każdą niedzielę robiłam mu ciasto, żeby miał jak u mamusi, to wiesz, co on mi ostatnio powiedział? Że przez moje ciasta ma problem z nadwagą! Wszystko moja wina, no mówię ci! Z jednej strony wskoczyłabym w tę bieliznę, a z drugiej strony myślę: „A niech mnie w dupę pocałuje!”. Na dokładkę ta Baśka. Kiedyś mogłyśmy do niej zadzwonić i konie kraść, a teraz to tylko z tym Sławusiem takie papużki nierozłączki. Agnieszka urodziła i przepadła, tamta się zakochała i też przepadła, a ty chcesz wyjechać na wieś, bo myślisz, że czeka cię tam przygoda jak z „Domu nad Rozlewiskiem”. Wszystko się zmieniło, małżeństwo mi się wali, przyjaźń sypie. – Zapatrzyła się w swój talerz, widelcem odłożyła cebulę na bok. – Dobra, zmiana tematu, bo zaraz zacznę wyć. Teraz o tobie. Czy przyszła panna młoda za mąż wyjść gotowa? – zapytała, przyglądając mi się wnikliwie.

– Jakbym swoją babcię słyszała. Skąd ty masz te rymy? – parsknęłam śmiechem i zaraz po tym zamyśliłam się. – Czy ja wiem... – Spojrzałam na bok, unikając jej wzroku. – Jakoś tak się stresuję, nie ogarniam tego całego weselnego bałaganu. Mam wrażenie, że wszyscy są tym bardziej podnieceni ode mnie. – Pogrążyłam się w myślach.

– To normalne, Majka. Ślub to bardzo stresujące przeżycie, a znając ciebie, pewnie jeszcze walczysz z organizacyjnym chaosem, ale spokojnie, gdy nadejdzie ten dzień, będzie pięknie. I nie rób takiej miny, bo wyglądasz, jakbyś szła na ścięcie, uśmiechnij się. Ja już nie mogę się doczekać! Suknia gotowa do odbioru? Wybrałyśmy najpiękniejszą, jest cudna, będziesz wyglądać jak milion dolarów. Nasza Maja Kos wkrótce zostanie oficjalnie Mają Reiner. Chociaż i tak dla nas zostaniesz naszym małym Kosem.

– Nikt już mnie tak nie nazywa, od kiedy skończyłyśmy liceum – zauważyłam. – Myślę, że niezależnie od nazwiska, będę przede wszystkim waszą Majką. – Zdecydowanie wolałam się skupić na dodatkowych kaloriach niż własnym weselu, więc zapytałam: – A może zamówimy po naleśniku i kawie na odchodne?

– Jasne, poczekaj, ja pójdę. Ty klasycznie: czarną jak smoła? – Równie dobrze mogłaby nie pytać, znała mnie doskonale od lat, wypiłyśmy ze sobą morze kaw.

– Tak jak zwykle, bez żadnych udziwnień.

– Siedź tu grzecznie i nigdzie się nie ruszaj – przykazała.

– Wyobraź sobie, że taki mam plan.

Chwilę później przy naszym stoliku unosił się zapach kawy. Nic innego w tej chwili już się nie liczyło. Gośka zaczęła mówić o czymś innym; całe szczęście, bo temat ślubu uwierał mnie jak źle dopasowany stanik, a każda kobieta to wie, że nie ma nic gorszego.

– Powiedz mi, co u babci, jak ona się czuje? – zagadnęła Gośka. – Zawsze była aktywna, wszędzie jej było pełno, a teraz tak paskudnie jej się przydarzyło.

– Jakoś sobie radzimy. Wstaje z łóżka sama i daje radę dojść do łazienki. Przed nią długa rehabilitacja, ale jest silna, znasz ją. Wiesz Gocha, jak tak teraz przyglądam się temu, to dochodzę do wniosku, że bardzo boję się starości. Nawet nie samej starości. Tylko tego, że jak już będę przykuta do łóżka, to czy znajdzie się ktoś, kto będzie chciał obejrzeć ze mną te cholerne „Łzy Dżannet”, i czy zaparzy mi melisy, jak nie będę mogła zasnąć. Ty masz Tomasza i trójkę fantastycznych dzieci.

– Ty i melisa! – wybuchnęła śmiechem. – Chyba chodziło ci o szklankę whisky. I chciałabym zauważyć, że masz Igora.

– No tak, ale jaką mam pewność, że on będzie pełen sił za trzydzieści lat?

– Majka, daj spokój, teraz nie będziemy o tym myśleć. Powiedz lepiej, czy pogadasz z Baśką? – zapytała z nadzieją w głosie.

– Nie, nie pogadam. Jesteśmy jej przyjaciółkami, więc musimy to grzecznie przeczekać i cieszyć się jej szczęściem. Jeżeli to przyjaźń na dobre i złe, to wcześniej czy później przypomni sobie o nas. Dajmy jej czas. Nauczyłam się nie udzielać nikomu rad, jak ma żyć i co ma robić ze swoim życiem, chyba że ktoś mnie o to poprosi.

– Nie wierzę! Ty, największa choleryczka, jaką znam, kiedyś byś jej zaraz wygarnęła, co ci na sercu leży, a teraz naczytałaś się tych wszystkich poradników. Zupełnie cię nie poznaję.

– Jestem dokładnie taka, jak kiedyś, tylko sama nienawidzę, kiedy ktoś mi mówi, co mam robić, i wiem z doświadczenia, że to nic nie daje. Pewnie, że dalej od czasu do czasu mam ochotę rzucić babciną zastawą o ścianę, tylko to nic mi nie pomoże, szkoda pięknej pamiątki, a ile potem sprzątania... Poza tym jak się denerwuję, to mi się taka zmarszczka robi zaraz nad ustami, a na co mi to? Jeszcze mi tak kiedyś zostanie – stwierdziłam, a po chwili milczenia zapytałam: – Zjadłaś już to ciacho? Jak tak, to wychodzimy stąd i pospacerujemy jeszcze. Może podskoczymy do galerii handlowej i upolujemy jakąś bieliznę dla ciebie? Co ty na to?

– Daj mi spokój z tą bielizną! Co cię opętało? A ty masz bieliznę na noc poślubną? – odgryzła się Gośka.

– Nie, jeszcze nie mam.

– A wiesz co...? – Postukała palcami w stół, mrużąc oczy. – Może to niegłupi pomysł. Pojedziemy sobie coś kupić. Ty dla siebie i ja coś ekstra dla siebie. Dawno już nie sprawiłam sobie żadnej niespodzianki. Kiedyś bieliznę kupował mi Tomasz, no ale cóż, czasy się zmieniają.

– Przyznaj się, pewnie masz jeszcze staniki z czasów, gdy twoja trójca wisiała ci całymi dniami na cyckach? – Nie odpuszczałam z tematem.

– Mam, i owszem, zostawiłam sobie na pamiątkę. Dobra, dopijamy kawę i ruszamy w miasto. Żyje się tylko raz.

Odniosłyśmy talerze, zarzuciłyśmy na siebie płaszcze i wyszłyśmy na zewnątrz. Przeszył nas zimny wiatr.

– Musimy przejść na drugą stronę rynku, auto stoi na podziemnym parkingu. Proponuję podskoczyć do Pasażu Grunwaldzkiego.

– Tak jest, szefowo, robi się.

– Masz już wszystko na nasz wyjazd do Szklarskiej Poręby? – dopytała przyjaciółka.

– Raczej tak, narty i buty wypożyczę na miejscu, kask, spodnie, kurtkę i gogle mam. Chyba jestem gotowa – skłamałam, bo kompletnie nie miałam głowy jeszcze o tym myśleć.

Gośka znowu przyjrzała mi się uważnie, ale nic nie powiedziała. Wsiadłyśmy do jej BMW i wyjechałyśmy z parkingu na zakorkowane ulice Wrocławia. Lubię jeździć samochodem z Gośką. Jest dużo lepszym kierowcą ode mnie. Ja najchętniej poruszam się po mieście komunikacją miejską. Do samochodu wsiadam tylko wtedy, gdy naprawdę muszę. Na szczęście dzięki temu, że mieszkam w centrum dużego miasta, jakoś sobie radzę.

– Czasami myślę, czy on nie ma kogoś na boku, Majka. Ostatnio sprawdziłam jego telefon, ale nic nie znalazłam. Pamiętam, jak przed ślubem mu powiedziałam, że dwóch rzeczy mu nie wybaczę: jak mnie uderzy i jak zdradzi z przyjaciółką.

– Czy kiedykolwiek podniósł na ciebie rękę? – spytałam na wszelki wypadek.

– Nie, nigdy, no coś ty.

– To o resztę możesz być spokojna. – Poklepałam ją po ramieniu.

– Wiesz, kiedyś myślałam, że zawsze będę piękna i młoda. A niekiedy wchodzę na jego profil na Facebooku i widzę te znajome, młodsze ode mnie o dziesięć lat. Ciała wysportowane, żadnego brzucha po ciąży, włosy lśniące, nogi do nieba. Po trzydziestce sobie uświadomiłam, że wiecznie młody może być tylko Krzysztof Ibisz, nam nie jest to dane. Na dodatek nigdy nie sądziłam, że kiedyś będę tak zazdrosna o Tomasza. Wiem, że w związku szczypta zazdrości jest jak najbardziej zalecana dla zdrowotności, ale ta zazdrość mnie wyniszcza – wyznała drżącym głosem.

– Gośka, ale tobie niczego nie brakuje, masz trójkę dzieci i wyglądasz jak bogini. Może zaczniemy razem biegać lub kupimy sobie jakiś karnet na jogę, zumbę, siłownię? Poza tym wiesz, ja nie jestem odpowiednią osobą, aby udzielać rad w tej dziedzinie, ale myślałaś o terapii małżeńskiej? Teraz większość naszych znajomych biega do terapeutów.

– Myślałam, ale jeszcze głośno tego nie powiedziałam. Faceci zawsze uważają, że to nie ich wina. Są w tym mistrzami. Jeżeli coś się dzieje, to przez pogodę, złe warunki, nie ten kierunek wiatru, nie ten dzień. Rozumiesz, zawsze ktoś jest winny, tylko nie facet. Ostatnio Tomasz przeszedł samego siebie, kiedy kazał mi coś znaleźć na wypadanie włosów. To nic, że jego ojciec jest łysy jak kolano i pewnie to genetyka. Czekałam, aż powie, że to moja wina, bo go stresuję i stosuję nieodpowiednią dietę. Wyobrażasz sobie kobietę, która idzie do faceta i prosi go o płyn na porost włosów? W życiu! Nasze włosy, nasz problem. Słuchaj dalej tego: jakiś czas temu stosował dietę, jadł głównie ryby. Więc mu kupowałam, jeździłam przez pół miasta do najlepszego sklepu rybnego, żeby miał tak, jak lubi. Raz wracam zadowolona z siebie, z pysznymi, świeżutkimi, wędzonymi makrelami. Jak to zobaczył, to stwierdził, że on już ryb nie je, i że ostatnio mi o tym wspominał. Wyszło na to, że go nie słucham.

– No i co zrobiłaś? – zapytałam.

– A jak myślisz? Miałam ochotę przywalić mu tą makrelą w łeb, ale ostatecznie zrobiłam sobie sałatkę i zjadłam wieczorem do czerwonego wina.

Spojrzałyśmy na siebie i zaczęłyśmy się śmiać. Włączyłam radio, leciał akurat jakiś przyjemny jazz. Do celu dojechałyśmy w milczeniu. Czasami tak trzeba.

Zakupy zrobiłyśmy sprawnie i szybko. Wpadłyśmy jak burza do sklepu. Gośka postawiła na czerń, ja na biel. Wspólnym elementem naszej bielizny była koronka, dużo koronki. Gośce humor się poprawił, ja starałam się za dużo nie myśleć. Zgodnie uznałyśmy, że trzeba to uczcić jeszcze jedną kawą na wynos i ruszyłyśmy w stronę Ostrowa Tumskiego. To nasze miejsce spotkań, gdy jeszcze byłyśmy na studiach. Tu plotkowałyśmy, płakałyśmy, śmiałyśmy się, popijając ulubione musujące wino. Wydawało nam się, że mamy problemy i jednego dnia świat był piękny, a drugiego beznadziejny i do dupy.

Pokręciłyśmy się jeszcze chwilę, powspominałyśmy jak zwykle stare czasy i umówiłyśmy się, że następnym razem musimy obejrzeć nasz film ze studniówki. Odprowadziłam Gośkę na parking. Chciałam wrócić do babci pieszo.

– Nie mogę się doczekać naszego wyjazdu w góry i twojego wieczoru panieńskiego! – zawołała już z samochodu Gośka. – Szykuj się, będzie zabawa!

– No, szykuję się, szykuję. Cześć, jedź ostrożnie! – Zamknęłam jej drzwi od samochodu i pomachałam ręką.

Uwielbiam tę moją Gośkę już od tylu lat. Jej rude, poskręcane włosy idealnie odzwierciedlają jej dziki temperament. Miała być panią prawnik, jest cudowną mamą trójki dzieci i żoną Tomka. Poznali się, gdy ona była na ostatnim roku studiów i umierała z bólu z powodu rosnącej ósemki. Wybrała się do dentysty swojej mamy. To była miłość od pierwszego wyrwania, później chodziła już tylko do niego. Tyle jej te zęby leczył, tyle pielęgnował, że jakoś ciach-bach i Gośka była w pierwszej ciąży. Z jej kariery nic nie wyszło, dwa lata po Stasiu urodziła bliźnięta: Antka i Jagnę. Okazało się jednak, że choć nie dowiedziała się, jakim by była prawnikiem, mamą jest perfekcyjną.

Wracałam drogą, którą znam na pamięć, chciałam poczuć styczniowe popołudnie całą sobą. Na przystankach wyświetlał się komunikat: „jakość powietrza – dostateczna”. No cóż, życie w mieście też ma swoje wady. Nie wzięłam klucza od domofonu, ale nie chciałam dzwonić, żeby babci nie fatygować. Wiedziałam jednak, że to nie jest problem. W tak dużym bloku co chwilę ktoś wchodzi lub wychodzi, głównie studenci, którzy wynajmują tam mieszkania. Nie myliłam się i po chwili wślizgnęłam się do bramy za młodym mężczyzną. Minęłam windę i zaczęłam wchodzić po schodach. Na pierwszym piętrze siedziała młoda Cyganka.

Moja mama i babcia zawsze powtarzały: „Nie patrz Cygankom w oczy, nie daj się zagadać i żadnego wróżenia”. Teraz już wiem, że miały rację. Raz w życiu dałam się zaczepić starszej Cygance, ona chciała na herbatę, ja chciałam jej pomóc. Słono mnie to kosztowało.

Gdy weszłam do mieszkania, otulił mnie znany od dzieciństwa zapach zupy i usłyszałam głos babci:

– Chodź, chodź, zaraz zaczyna się nasz serial.

– Dobrze, wymyję tylko ręce i zaparzę świeżą miętę.

– Zostaw tę miętę, teraz chodź, bo zaraz się dowiemy, czy Dżannet powiedziała mu TAK czy NIE!

Gośka miała rację, nic już nie jest i nie będzie takie samo, ale zmiany są nieuniknione. Pytanie brzmi, czy jestem gotowa, aby stanąć z nimi twarzą w twarz?

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki