Jesień - Karl Ove Knausgård - ebook

Jesień ebook

Karl Ove Knausgård

3,9

Opis

Nieznane oblicze literackiego wojownika

Nowa seria Karla Ovego Knausgårda

Jest ciepła sierpniowa noc, schyłek lata i zarazem początek niezwykłej znajomości. Ona ma przyjść na świat za sześć miesięcy. On ma już troje dzieci, żonę i dom. Ma też olbrzymie pokłady czułości i niebywały talent literacki, podziwiany przez miliony czytelników na całym świecie. Obydwu tym cechom daje upust w intymnej historii o życiu i miłości do świata, pisanej z myślą o nienarodzonym dziecku.

„Chcę pokazać Ci nasz świat takim jaki jest: drzwi, podłogę, kran i zlew, fotel ogrodowy tuż przy murze pod oknem kuchennym, słońce, wodę i drzewa. Będziesz przyglądać mu się po swojemu, będziesz doświadczać go po swojemu, gromadzić swoje własne doświadczenia i wieść własne życie, więc to oczywiste, że przede wszystkim robię to dla siebie: pokazując Ci świat, moja maleńka, przekonuję się, że warto żyć”.

Podczas gdy w autobiograficznym, kultowym już, cyklu Moja walka Knausgård z epickim rozmachem przedstawia nieustanną szamotaninę z rzeczywistością, seria Cztery pory roku, którą otwiera Jesień, uderza w czytelnika nieznanym obliczem pisarza, który potrafi cieszyć się swoimi dziećmi, pracą wokół domu i chwilami spędzonymi z najbliższymi. To empatyczna opowieść o tym, co najprostsze, a zarazem najważniejsze i najpiękniejsze w życiu; o tym, w czym tkwi jego największa magia.

Tekst Karla Ovego ilustrują wyjątkowe grafiki autorstwa Vanessy Baird, jednej z najbardziej rozchwytywanych współczesnych artystek norweskich.

To największy hołd dla rodzicielstwa, jaki kiedykolwiek czytałem. Największa pochwała życia, które na co dzień wydaje nam się pasmem udręk, nudy, banału, rutyny, a tutaj pokazuje przecież swoją nieraz okrutną, ale zawsze piękną twarz. Po tej lekturze należałoby właściwie porzucić dotychczasowe życie, pełne bzdur, przejmowania się rzeczami niewartymi nawet splunięcia, toczenia awantur o sprawy niegodne jednego słowa, życia przepełnionego uczuciami niskimi i wypreparowanego z uczuć najwyższych. Knausgård w pewnym sensie ratuje nasze dusze. Krzysztof Varga, „Gazeta Wyborcza”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 172

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (23 oceny)
4
13
5
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: OM HØSTEN
Opieka redakcyjna: ANITA KASPEREK
Redakcja: JOANNA ZABOROWSKA
Korekta: KAMIL BOGUSIEWICZ
Opracowanie okładki na podstawie oryginału: MAREK PAWŁOWSKI
Copyright © 2015, Karl Ove Knausgård All rights reserved Copyright © for ilustrations and cover design by Vanessa Baird Copyright © for the Polish translation by Wydawnictwo Literackie, 2016
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-05884-8
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.
.

Listy do nienarodzonej córki

28 SIERPNIA. Gdy to piszę, nie wiesz nic. Nie wiesz, co Cię czeka ani jaki jest ten świat, na który przyjdziesz. A ja nie wiem niczego o Tobie. Widziałem zdjęcie USG i położyłem dłoń na brzuchu, w którym mieszkasz – to wszystko. Do Twoich narodzin zostało sześć miesięcy, przez ten czas wiele może się jeszcze wydarzyć, ale wierzę, że życie jest mocne i niezłomne, wierzę, że wszystko będzie dobrze, że urodzisz się zdrowa i silna. Jak mówią: ujrzysz światło dzienne. Gdy Twoja najstarsza siostra, Vanja, przyszła na świat, była noc, ciemności wypełnione wirującymi płatkami śniegu. Tuż przed jej narodzeniem jedna z położnych pociągnęła mnie za rękę i powiedziała: „Ty ją złapiesz”, i tak zrobiłem, małe dziecko wylądowało w moich dłoniach, gładkie i śliskie jak foka. Byłem tak szczęśliwy, że aż się rozpłakałem. Gdy półtora roku później urodziła się Heidi, była jesień, pochmurna, zimna i wilgotna, jak to bywa w październiku. Przyszła na świat przed południem, poród następował szybko, a gdy ukazała się główka, Heidi poruszyła wargami i wydała cichy dźwięk – to była niezwykle radosna chwila. John, bo tak nazywa się Twój starszy brat, wydostał się w kaskadzie wody i krwi; pokój nie miał okien i przypominał bunkier, i gdy wyszedłem potem na spacer, żeby zadzwonić do waszych dziadków, zdziwiło mnie to, że na dworze jest tak jasno i że życie toczy się tak, jakby nie wydarzyło się nic szczególnego. Był piętnasty sierpnia 2007 roku, piąta albo szósta po południu, w Malmö, dokąd przeprowadziliśmy się poprzedniego lata. Wieczorem pojechaliśmy do hotelu dla pacjentów, a dzień później przywiozłem Twoje siostry, którym mnóstwo radości sprawiało kładzenie zielonej gumowej jaszczurki na głowie brata. Miały wtedy trzy i pół i niecałe dwa lata. Zrobiłem im zdjęcia podczas zabawy, kiedyś Ci je pokażę.

W ten sposób ujrzeli światło dzienne. Teraz są już duzi, oswoili się ze światem; najdziwniejsze jest to, że bardzo się od siebie różnią, są odrębnymi, indywidualnymi i autonomicznymi istotami – zawsze tacy byli, od chwili narodzin. Zakładam, że z Tobą będzie podobnie, że już jesteś taka, jaka będziesz.

Troje rodzeństwa, mama, tata – to my. Twoja rodzina. Wspominam o tym na samym początku, ponieważ to jest najważniejsze. To, czy jest dobrze, czy źle, ciepło czy zimno, nieprzyjemnie czy miło, nie ma żadnego znaczenia; najważniejsze są relacje między ludźmi na całym świecie, bo to właśnie one ukształtują Twoje poglądy na niemal każdy temat, bezpośrednio lub pośrednio, zarówno w przeciwnościach losu, jak i w okresach pomyślności.

Właśnie teraz, w tym czasie, dobrze nam się żyje. Gdy dzieci były dzisiaj w szkole, pojechałem z Twoją mamą do Limhamn, siedzieliśmy w kawiarni, w cieple późnego lata – to był fantastyczny dzień, słońce, błękitne niebo, lekki zapach jesieni w powietrzu, wszystkie kolory wydawały się głębokie, a jednocześnie przejrzyste – i rozmawialiśmy o tym, jak będziesz miała na imię. Zaproponowałem Anne, jeśli jesteś dziewczynką, a Linda powiedziała, że bardzo lubi to imię, że ma ono w sobie coś lekkiego i jasnego, bo wydaje nam się, że właśnie taka jesteś. Jeśli jesteś chłopcem, postanowiliśmy dać ci na imię Eirik. Wtedy będziesz miała ten sam dźwięk w imieniu co Twoje rodzeństwo, „j” – bo jeśli wymówisz je na głos, wszystkie trzy je mają: Vanja, Heidi i John.

Teraz śpią, wszyscy czworo, a ja siedzę w swojej pracowni – właściwie to jest mały domek z dwoma pokojami i strychem – i patrzę przez trawnik na dom, w którym śpią, na ciemne okna, które byłyby niewidoczne, gdyby nie latarnie po drugiej stronie ulicy, rzucające na kuchnię słabą poświatę. Nasz dom składa się właściwie z trzech budynków, które leżą jeden za drugim i tworzą całość. Dwa z nich są z pomalowanego na czerwono drewna, trzeci jest murowany i otynkowany na biało. Kiedyś mieszkały tutaj rodziny, które pracowały w jednym z okolicznych wielkich gospodarstw. Między dwoma budynkami znajduje się dom dla gości, który nazywamy letniskowym. Zabudowania tworzą podkowę, wewnątrz której leży ogród rozciągający się na mniej więcej trzydzieści metrów, zakończony białym murem. Rosną tam dwie śliwy: stara, o jednej gałęzi tak długiej i ciężkiej, że muszą ją podtrzymywać dwie kule, i młoda, którą zasadziłem zeszłego lata i która w tym roku po raz pierwszy rodzi owoce. Poza tym mamy gruszę, również starą i dużo wyższą od domu, i trzy jabłonie. Jedną z nich zastaliśmy w opłakanym stanie, wydawała się sztywna i pozbawiona życia, wiele gałęzi było martwych, ale na początku lata przyciąłem je, czego nigdy wcześniej nie robiłem, i tak mnie to wciągnęło – ciąłem i ciąłem bez opamiętania – aż w końcu późnym wieczorem zszedłem z drabiny i cofnąłem się kilka kroków, żeby przyjrzeć się swojemu dziełu. Okaleczyłem ją, to było pierwsze, co przyszło mi do głowy. Ale z czasem gałęzie odrosły, pokryły się gęstym listowiem, a teraz uginają się pod ciężarem jabłek. To doświadczenie pracy w ogrodzie nauczyło mnie, że nie ma żadnego powodu, by być ostrożnym lub bać się czegoś: życie jest niezłomne, napływa kaskadami, ślepo i zielono, czasem nas to przeraża, ponieważ my również żyjemy, lecz w okolicznościach do pewnego stopnia kontrolowanych, co sprawia, że boimy się tego, co ślepe, dzikie, chaotyczne, sięgające ku słońcu, ale najczęściej piękne. Piękne w dużo głębszy sposób niż czysto wizualny, bo ziemia pachnie zgnilizną i ciemnością, jest pełna biegających chrząszczy i wijących się w konwulsjach robaków, łodygi kwiatów są soczyste, korony wypełnione po brzegi zapachami, a powietrze, zimne i ostre, ciepłe i wilgotne, prześwietlone promieniami słonecznymi lub przesiąknięte deszczem, otula przywykłą do życia pod dachem skórę kompresem obecności. Za głównym budynkiem biegnie droga, która kończy się sto metrów dalej za nieczynnym już niewielkim terenem półprzemysłowym; budynki o dachach z blachy falistej, powybijane szyby, silniki i osie kół rdzewiejące na dworze, częściowo ukryte w trawie. Po drugiej stronie, za domem, w którym siedzę, stoi duża kamienica z czerwonej cegły, wygląda pięknie, prześwitując przez zielone listowie.

Czerwień i zieleń.

Tobie nic to nie mówi, ale te dwa kolory znaczą dla mnie bardzo dużo, jest w nich coś, co przyciąga, i myślę, że to jeden z powodów, dla których zostałem pisarzem, bo czuję to przyciąganie bardzo wyraźnie, i rozumiem, że jest ważne, ale nie potrafię wyrazić tego słowami i dlatego nie wiem dokładnie, co to jest. Próbowałem i musiałem skapitulować. Moją kapitulacją są książki, które udało mi się wydać. Może kiedyś je przeczytasz i zrozumiesz, co mam na myśli.

Krew krążąca w żyłach, trawa wyrastająca z ziemi, drzewa, o!, drzewa, które kołyszą się na wietrze.

To, co fantastyczne, a co już niedługo zobaczysz i poznasz, bardzo łatwo zgubić, a można to zrobić na niemal tyle samo sposobów, ilu istnieje ludzi. Właśnie dlatego piszę do Ciebie. Chcę Ci pokazać świat – taki, jaki jest wokół nas, niezmiennie. Dzięki temu sam nie stracę go z oczu.

Co sprawia, że warto żyć?

Żadne dziecko nie stawia sobie tego pytania. Dla dzieci życie jest oczywistością. Życie rozumie się samo przez się: nie ma żadnego znaczenia, czy jest dobre, czy złe. Dzieje się tak dlatego, że dzieci nie widzą świata, nie przyglądają się światu, nie zastanawiają się nad światem, ale są w nim tak głęboko zanurzone, że stanowią z nim jedność. Dopiero wtedy, gdy tworzy się dystans między tym, kim one są, a tym, czym jest świat, pojawia się pytanie: co sprawia, że warto żyć?

Czy jest to uczucie podobne do tego, które ogarnia nas, gdy naciskamy klamkę i popychamy drzwi, gdy czujemy, jak kołyszą się w zawiasach, zawsze lekko i chętnie, i wchodzimy do nieznanego pokoju?

Tak, drzwi otwierają się jak skrzydło i już samo to sprawia, że warto żyć.

Dla kogoś, kto przeżył wiele lat, drzwi są oczywistością. Dom jest oczywistością, ogród jest oczywistością, niebo i morze są oczywistością, nawet księżyc, który wisi nad dachami domów i świeci w nocy, jest oczywistością. Świat rozumie się sam przez się, ale my nie zwracamy na niego uwagi, a ponieważ nie jesteśmy już w nim zanurzeni ani nie czujemy się jego częścią, niejako znika nam z oczu. Otwieramy drzwi i nic się nie dzieje, po prostu przechodzimy z jednego pokoju do drugiego.

Chcę pokazać Ci nasz świat takim, jaki jest: drzwi, podłogę, kran i zlew, fotel ogrodowy tuż przy murze pod oknem kuchennym, słońce, wodę i drzewa. Będziesz mu się przyglądać po swojemu, będziesz doświadczać go po swojemu, gromadzić własne doświadczenia i wieść własne życie, więc to oczywiste, że przede wszystkim robię to dla siebie: pokazując Ci świat, moja maleńka, przekonuję się, że warto żyć.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki