JAK WYLECZYŁEM NIEULECZALNE - Jarek Growin - ebook

JAK WYLECZYŁEM NIEULECZALNE ebook

Jarek Growin

4,7

Opis

Żyjemy w XXI wieku. Cywilizacja ludzka wysyła statki eksplorujące kosmos, zgłębiamy tajemnice natury zaglądając w głąb atomu budujemy kilometrowe drapacze chmur oraz maszyny, które liczą miliardy razy szybciej od nas samych nie potrafimy zaś wyleczyć chorób cywilizacyjnych paraliżujących życie milionów ludzi ?

 

Coś tu nie gra…

 

Niestety przekonałem się o tym na własnej skórze.

 

Po 28 roku życia pojawiał się u mnie stopniowo coraz mocniejszy ból rąk i nóg, zaś lekarze przez kilka lat nie byli w stanie stwierdzić co jest ich przyczyną. W końcu zapadł wyrok. NIEULECZALNE reumatoidalne zapalenie stawów; tu cytat: „…nieznanego pochodzenia i o nieznanym sposobie leczenia…”.

 

Nie zaakceptowałem radosnej nowiny, wg której miałem grzecznie spodziewać się utraty możliwości poruszania kończynami, stosować codziennie leki przeciwbólowe, zastrzyki a nawet operacje stawów, modląc się, żeby samo przeminęło.

 

Zrozumiałem, że ta choroba przerasta lekarzy. Stwierdziłem, że są oni tylko ludźmi. Tak samo jak ja.

 

Tyle, że ja całe życie rozwiązuję najtrudniejsze możliwe problemy, tam gdzie nikt inny sobie nie poradzi. Znajdę zatem rozwiązanie mojego problemu zdrowotnego, tak jak by to było każde inne wyzwanie techniczne. Kiedy będąc studentem zakładałem z przyjacielem system płatności Tpay.com bez żadnego doświadczenia ani finansowania – też wszyscy mówili, że to nie może się udać. A ja po prostu potrzebowałem wtedy płatności online, tak jak teraz potrzebowałem się wyleczyć. Wziąłem się zatem za szczegółową analizę dostępnej wiedzy, polskiej, ale głównie obcojęzycznej, zarówno zachodniej jak i z tradycji azjatyckiej.

 

Po lekturze setek książek i latach prób i błędów - znalazłem, że są na świecie ludzie, którzy w udokumentowany sposób, leczą niemal wszystkie choroby. Tak, także te uznane przez akademicką medycynę za nieuleczalne, przed którymi jedyną obroną ma być – wg lekarzy – pożeranie tabletek pełnych chemii w ilościach zabójczych dla organizmów oraz amputacje kolejnych organów ciała jak stóp czy tarczycy. Brzmi to jak teoria spiskowa, ale to prawda

 

Mógłbym tu opowiadać ile lat, prób i błędów a także bólu zajęło mi przetestowanie wszystkiego oraz znalezienie świętego graala – ale to jest w mojej książce, więc nie będę się powtarzał.

 

Skupię się teraz na Tobie i postaram odpowiedzieć na pytanie, czy ta książka jest dla Ciebie - bo może nie jest?

 

Ta książka jest dla Ciebie, jeśli borykasz się z przewlekłą, autoimmunologiczną lub inną trwającą miesiącami chorobą tak jak ja kiedyś, a medycyna rozkłada ręce i nie może Tobie zaoferować żadnego logicznego wytłumaczenia dlaczego chorujesz ani żadnej, chociaż wyboistej, drogi - światełka w tunelu, którą jak podążysz, to w końcu wyzdrowiejesz i odstawisz wszystkie leki czy suplementy jakimi się zatruwasz każdego dnia.

 

Ta książka jest dla Ciebie, jeśli chcesz osiągnąć zdrowie i utrzymać je bez leków i suplementów.

 

Ta książka jest dla Ciebie, jeśli chcesz pozbyć się przewlekłego bólu, przewlekłego zmęczenia, cierpienia każdego dnia i chcesz odzyskać nadzieję, że to się może zmienić. Też byłem desperackim punkcie. Już nie jestem i Ty też nie musisz w nim tkwić.

 

Ta książka jest dla Ciebie, jeśli nowoczesna medycyna zraziła Cię do siebie i w sumie zastanawiasz się dlaczego. Dlaczego mądre głowy, które tyle lat uczą się o lekarstwach, nie potrafią Ciebie wyleczyć z choroby, na którą Cierpią miliony osób. Dlaczego nie leczą źródła choroby, tylko jej objawy.

 

Ta książka jest dla Ciebie, jeśli chcesz nauczyć się survivalu w świecie chorób i w świecie medycznym - niczym przetrwania w dzikiej dżungli.

 

Ta książka jest dla Ciebie, jeśli chcesz wiedzieć jak wyleczyć się samodzielnie, najlepiej w pełni naturalnie lub z minimalną pomocą medycyny konwencjonalnej i alternatywnej. W jednej i drugiej jest coś mądrego, z czego warto korzystać.

 

Samodzielnie wybierz, czy chcesz błądzić między lekarzami, marnować czas i pieniądze na porady od ludzi, którzy nigdy nie chorowali tak jak Ty, czy chcesz mieć gotowca na problemy zdrowotne. Dzięki tej książce możesz zdobyć wiedzę, która pozwala zrozumieć, jak się wyleczyć z chorób przewlekłych i jaką obrać drogę do tego, żeby pokonać schorzenia tak ciężkie do opanowania, jak reumatoidalne zapalenie stawów i tak niszczące a zarazem proste w opanowaniu jak cukrzyca.

 

Prawdą jest - że nie ma drugiej takiej książki jak JAK WYLECZYŁEM NIEULECZALNE, która od A do Z byłaby przewodnikiem opartym na faktach, badaniach naukowych, setkach książek i przede wszystkim teorii zweryfikowanych w praktyce.

 

To znaczy nie było, bo już jest.

 

Została napisana przez syna lekarzy, który odnosił sukcesy jako inwestor, przedsiębiorca i magister inżynier, a został z potrzeby wyleczenia siebie naturopatą, chętnie korzystającym z najlepszej możliwej medycyny niezależnie od tego, czy jest ona konwencjonalna, niekonwencjonalna, wschodnia czy zachodnia.

 

Ważne, żeby była skuteczna.

 

I przede wszystkim to książka dobra dla Ciebie, jeśli chcesz czerpać z życia garściami, jak ja, a w razie potrzeby wyleczyć się z choroby cywilizacyjnej najszybciej jak to możliwe nie marnując czasu i pieniędzy na leki, suplementy i wędrówki między lekarzami.

 

Podaje na tacy kroki, które są niezbędne do wyleczenia całego organizmu, przeprowadzenia długiego, leczniczego postu na wodzie i zastosowania diety rzeczywiście leczniczej. Większość diet promowanych jako lecznicze, wegańskich i witariańskich jest bowiem konstruowana bez gruntownej analizy składników i w efekcie przemycane są w nich pod pozorem zdrowych - trujące składniki, bo ktoś nie powiedział “Sprawdzam” marketingowi danego produktu - a wtedy nie ma co się dziwić, że dieta taka nie działa tak skutecznie jak powinna.

Napisałem tę książkę i nagrałem ją osobiście, ponieważ osoby, które zastosowały się do technik w niej zawartych – wyzdrowiały i odzyskały życie, nawet chcąc udowodnić mi, że się mylę i że to nie może być takie proste. Dałem się przekonać, żebym wyszedł z cienia i nie chomikował tej wiedzy, tylko podzielił się tym, co wiem. Tak też czynię, mam nadzieję, że wyjdzie to Tobie na zdrowie, bo pamiętaj, że Twoje zdrowie jest w Twoich rękach!

 

Dzięki tej książce zrozumiesz dlaczego. Wersja drukowana dostępna jest na https://jakwyleczylem.pl/ksiazka

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 338

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (3 oceny)
2
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




O Autorze

Znacie Jarka Growina? Nie? Ja znam od kilku lat, ze wszystkich stron i raczej dobrze. Facet wkurzająco młody – jak na swoje osiągnięcia (jeszcze na studiach stworzył wspólnie z przyjacielem firmę Tpay.com) i diablo zdrowy – jak na zdiagnozowane u niego choroby powszechnie uznawane za nieuleczalne.

Hołubi metody naturalne, zgodne z komunikatami wysyłanymi przez ciało, co w tym przypadku oznacza odpowiednie jedzenie, czyli spożywanie konkretnych produktów we właściwy sposób, oraz niejedzenie, czyli głodówki (na wodzie i na sucho). Plus dbanie o zęby. Proste, skuteczne i trwale uzdrawiające metody. Skorzystało z nich już wielu ludzi i Ty też możesz to zrobić.

Warto również zapytać, skąd Jarek taki mądry w dziedzinie zdrowia, skoro jest magistrem inżynierem. Ano zachorował ciężko, postanowił zawalczyć, przeczytał setki książek i badań w tej materii, potem opracował terapię, którą zastosował na króliku doświadczalnym – Jarku Growinie. W konsekwencji uleczył się sam, ozdrowiał, wszedł na ścieżkę naturoterapii i do dziś nie daje sobie wmówić, że są choroby, których nie można wyleczyć...

Mirosław Marek

historyk, politolog, a także facet, który wyleczył cukrzycę, obniżył poziom cholesterolu oraz zminimalizował skutki choroby stawów – metodami z tej książki

Opracowane na podstawie dostępnych badań naukowych (głównie publikacji anglojęzycznych, z których jedynie część jest dostępna po polsku), książek lekarzy, naturopatów, własnych doświadczeń i relacji zwykłych ludzi, którzy skutecznie, naturalnymi sposobami, zwalczyli choroby cywilizacyjne, między innymi takie jak cukrzyca, alergie, reumatyzm, nadciśnienie, a nawet nowotwory.

Ostrzeżenie

Nie czytaj dalej, jeśli nie lubisz kontrowersji!

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że opisywane przeze mnie kwestie – a przynajmniej duża ich część – są niezgodne z powszechną wiedzą medyczną i tą dotyczącą zdrowego odżywiania lub zbyt trywialne, żeby miały prawo działać. Jeśli jednak „jesz już zdrowo” (według powszechnej wiedzy) i nadal masz przewlekłe dolegliwości, to chyba o czymś to świadczy. Najwyższa pora coś z tym zrobić. Dodam, że pisząc o powszechnej wiedzy, mam na myśli przyjętą świadomość społeczną, bo akurat nauka jest po mojej stronie – nie stosuję żadnych technik, które zostały podważone przez jakiekolwiek badania naukowe. Zresztą na końcu książki przytaczam źródła, dzięki którym wnikliwe osoby mogą samodzielnie zweryfikować publikowane informacje.

Wiem, że ta książka nie jest receptą na nieśmiertelność… choć bardzo się starałem. Jest to jedynie zestaw dobrych rad wynikających z wiedzy życzliwych i odważnych ludzi.

Ja to widzę tak, że gdybyśmy mieli gwarantowane 120 lat życia, ale warunkiem byłyby następujące wyrzeczenia: zero alkoholu, żadnego seksu, zaś pożywiamy się wyłącznie melonami kantalupa, większość od razu by to skwitowała: „O rany, już chce mi się napić wina. Tak się nie da”. Człowiek tylko w części jest istotą racjonalną. Większością naszych wyborów kierują emocje, namiętności i uczucia. Zdrowie jest nam potrzebne, abyśmy mogli życia doświadczać w pełni, a nie po to, żebyśmy to my żyli dla zdrowia.

Jestem fanem szybkości i optymalizacji, więc wolę dochodzić do celu jak najszybciej, nawet jeśli wtedy jest przez chwilę trudniej. Dlatego potraktuj, proszę, moje dociekania, których wynikiem jest ta książka, jako podpowiedź, co zrobić, aby wyzdrowieć w jak najkrótszym czasie, a później już samodzielnie zdecydujesz, czy dalej (i jak bardzo) chcesz się zdrowo odżywiać.

Nie trzeba codziennie, przez całe życie, stosować purytańskiej diety. Zdrowy organizm łatwiej niż schorowany radzi sobie z wyzwaniami i szkodliwymi toksynami. Dopiero po przekroczeniu pewnego progu tolerancji wszystko się zaczyna sypać. Wtedy trzeba już radykalnie odbudować zdrowie i ustabilizować system, zanim zacznie się na nowo testować wytrzymałość organizmu.

Opisywane przeze mnie techniki uświadomiły mi tak naprawdę potęgę ludzkiego ciała i były dowodem na to, jak wielką mocą dysponuje każdy z nas. Ty również.

Jeśli przedstawione przeze mnie propozycje będą dla Ciebie zbyt szokujące, możesz wprowadzać niezbędne zmiany stopniowo, rozciągając je w czasie: kwartału, półrocza czy nawet roku. Z doświadczenia mogę powiedzieć, że im bardziej cierpisz, tym szybciej dojdziesz do wniosku, że trzeba jednak wypróbować to, co najbardziej skuteczne, i w końcu się na to zdecydujesz. Pokonaj strach przed nieznanym! Warto!

Dla przykładu: mój dobry kolega, sąsiad, przechodząc na lepszą stronę mocy, potrzebował kilku lat, aby zrezygnować z mięsa. Przeskok na weganizm zajął mu już tylko kilka dni od momentu podjęcia decyzji. Wtedy doświadczył pełni jego dobrodziejstw: opanował cukrzycę, obniżył nieco nadciśnienie, przywrócił spokojny sen i znowu poczuł się młody. Za moją namową rok później spróbował również postu na wodzie oraz postu suchego w połączeniu z hiperbarią tlenową. Celem było wyleczenie zwyrodnienia stawu biodrowego i uniknięcie operacji endoprotezy biodra. Już po tygodniu z niedołężnego, kuśtykającego człowieka zmienił się w szczęśliwego spacerowicza, który nie czuje bólu, wychodząc na dwór z psami! Po prostu – zaobserwował niezwykłe skutki kolejnych kroków, które pojawiały się za każdym razem, kiedy wchodził na wyższy poziom drabiny naturalnego leczenia, więc skłonny był pokonywać kolejne szczeble, aż do całkowitego ozdrowienia. W sumie zajęło mu to lata, ale im dłużej próbował, tym odważniej wchodził wyżej. I żeby była jasność: tyle czasu pochłonęły mu same decyzje, a nie późniejszy proces.

Jeśli miałbym w tym miejscu dać jedną radę, ZAWSZE ważniejsze będzie to, czego masz NIE jeść, niż to, co mógłbyś jeść. Całkowity priorytet ma odstawienie toksyn, a zerowy – dodanie jakichś brakujących składników w pożywieniu. Magiczne pigułki, zioła, przyprawy czy witaminy – zwyczajnie nie zadziałają, jeśli równolegle zatruwasz swoje ciało, bo organizm w pierwszej kolejności będzie eliminował wszystkie toksyny, a dopiero potem zacznie wchłaniać prawidłowo pozostałe składniki[1]. Wyeliminowanie toksyn prędzej czy później, ale ZAWSZE, przynosi oczekiwane rezultaty. Sztuką jest jednak zrozumienie mechanizmu i namierzenie tych toksyn oraz sam sposób przeprowadzenia detoksu – najszybciej jak to możliwe, naturalnymi sposobami, bez szkodliwych suplementów.

Kiedy wytrzymasz pierwsze kryzysy lecznicze związane z odstawieniem potraw, które Ci bardzo smakują, ale jednocześnie dają Tobie w kość, to zrozumiesz, że pora przestać być niewolnikiem własnych nawyków żywieniowych, i dołożysz kolejne cegiełki do tego, aby to zmienić, aż do odbudowy zdrowia i boskiego samopoczucia.

A dlaczego w ogóle szkodzi nam coś, co tak bardzo smakuje? A dlaczego kawę, papierosy i alkohol tak trudno rzucić? Jeśli je odstawimy, to mamy na nie bardzo dużą ochotę tak długo, jak długo nasz organizm się z nich oczyszcza, bo detoks jest zawsze nieprzyjemny i często myli się go nawet z chorobą. Każdy, kto przedawkował alkohol i przypomni sobie następny poranek, wie, jak namacalnie ciężkie mogą być jego oznaki. Nasz słaby umysł chce, żeby cierpienie jak najszybciej ustało, nawet kosztem przerwania oczyszczenia, a żeby to osiągnąć, najłatwiej przywrócić toksynę do krwioobiegu. Warto jednak wytrzymać te chwile słabości, bo po kryzysie następuje znaczna i długotrwała ulga. O to chodzi w naturalnych technikach, żeby nie było potrzeby stosowania jakichkolwiek pigułek po wyzdrowieniu. W naturze żadne formy życia nie stosują leków ani suplementów. Ludzie też nie powinni.

W tym miejscu zaznaczę: nie jestem lekarzem, mam dyplom magistra inżyniera i jestem naturopatą. Pamiętaj, że każdy organizm jest inny i może inaczej reagować na identyczny proces lub czynnik. Zanim zaczniesz wprowadzać drastyczne zmiany w swoim stylu życia czy przyjmowanych lekach lub suplementach, skonsultuj swój stan zdrowia z lekarzem albo naturopatą.

To, co zastosowałem i co działa, jest tak zwanym holistycznym podejściem w leczeniu. Zamiast leczyć poszczególne części ciała w oderwaniu od całości (jak to robi medycyna konwencjonalna), licząc na to, że są to odrębne byty, opisane techniki naprawiają cały organizm, a poszczególne jego części zdrowieją wraz z całym Tobą.

Leczenie chorób przewlekłych działa bowiem na zasadzie: od ogółu do szczegółu, a nie odwrotnie. Jeśli masz stopę cukrzycową, to smarowanie jej czymkolwiek, a nawet jej amputacja, nie wyleczy cukrzycy. Z drugiej strony: wyeliminowanie powodów powstawania cukrzycy wyleczy stopę cukrzycową. Proponowane metody nie niosą innych efektów ubocznych, niż utrata wagi oraz tymczasowy dyskomfort w czasie leczenia i detoksu. Jeśli jednak przerwiesz proces zbyt szybko, to detoks rozciągniesz znacząco w czasie i możesz przez to czuć się niedobrze znacznie dłużej, niż to potrzebne, a Twoja choroba może powrócić. Na szczęście proces i dietę można powtarzać aż do skutku, jakim jest pełne wyleczenie.

Pozwól jeszcze, że na koniec tego wstępu wspomnę o doktorze Archiem Cochranie – wiąże się z nim jedna z moich ulubionych historii medycznych. W czasie II wojny światowej był on jeńcem wojennym w nazistowskim obozie. To, czego doświadczył w niewoli i co widział na własne oczy, na zawsze zmieniło jego postrzeganie efektywności medycyny i lekarstw.

Cochrane był jedynym medykiem w obozie liczącym 10 000 (dziesięć tysięcy) osób! Nie miał do dyspozycji żadnych medykamentów, z wyjątkiem limitowanej ilości aspiryny. Nie było na miejscu żadnych innych lekarzy, szpitala, kroplówek, witamin, niczego. Jedzenia też było… jak na lekarstwo. Mając tego świadomość, doktor przekonywał niemieckich okupantów, że tysiące ludzi umrze bez fachowej opieki i środków medycznych. „Musicie dać nam lekarzy i lekarstwa” – mówił oprawcom. Ci jednak odpowiadali na to niezmiennie: „Ärzte sind überflüssig”, czyli „Lekarze są zbędni”.

Doktor był przekonany, że to zbrodnia, bo wśród więźniów były głównie ofiary wojny, czyli ludzie z poważnymi problemami: czerwonką, durem brzusznym, otwartymi ranami, infekcjami wszelkiego typu, gangreną, chorobami płuc i wszystkim, co niesie ze sobą wojna. Był pewien, że straci tysiące osób.

Co się okazało? W ciągu sześciu miesięcy, kiedy Cochrane był jedynym medykiem opiekującym się tysiącami żołnierzy – w dodatku nieposiadającym lekarstw – zmarło… czterech jeńców. Wszyscy od postrzałów, które otrzymali przy próbie ucieczki. Nikt nie skonał z powodu czerwonki, duru brzusznego, infekcji czy otwartych ran. Mało tego, stan wszystkich się poprawił. Archie był tym kompletnie powalony. Nie mógł uwierzyć, że ludzie zdrowieli bez jakichkolwiek lekarstw. A jednak tak właśnie się stało.

Po wyzwoleniu Cochrane wrócił do zawodu medycznego i zaczął kwestionować powszechne w środowisku lekarskim praktyki. Jak się okazało, większość stosowanych przez ówczesne autorytety „nowoczesnych” metod było praktykowanych dlatego, że „wydawały się logiczne i oczywiste”, a nie dlatego, że porównano metody lecznicze, wykazując pozytywne bądź negatywne skutki ich działań. To między innymi na podstawie jego inicjatywy wprowadzono w świecie medycznym podwójnie losowe ślepe próby badawcze (ang. randomized double blind placebo – controlled studies), czyli metodologię do dzisiaj stosowaną przez naukowców do weryfikacji, czy określone leczenie rzeczywiście działa. Polega to na tym, że ani lekarz, ani pacjent nie wiedzą, czy w danym momencie chory otrzymuje prawdziwe lekarstwo, czy placebo (na przykład pigułkę z substancją smakową). Wie to tylko niezależny badacz dostarczający lekarstwo. W ten sposób eliminuje się efekt placebo i wyklucza sugestywność autorytetu. Wszystko po to, aby zwiększyć prawdopodobieństwo, że to dana substancja czy zabieg wpłynęły na stan zdrowia pacjenta, a nie był to wytwór jego umysłu.

Trzeba jednak podchodzić do wszystkiego racjonalnie, bo te badania lub ich brak to jest topór obosieczny. Obecnie świat medycyny podważa w zasadzie wszystko, co dla niego niewygodne i co nie przeszło takich badań, czyli na przykład głodówki lecznicze – ale trudno przecież wymyślić odpowiedni eksperyment, w którym pacjent nie wie, czy jadł coś przez ostatnie dwa tygodnie, czy nie. Trudno również znaleźć kogoś, kto wyda wiele milionów na badania ziół, które przecież rosną za darmo obok naszych domów.

Z drugiej strony, mimo torpedowania brakiem badań głodówek leczniczych, do dzisiaj większość lekarstw, suplementów i operacji medycznych (jak na przykład operacje chirurgiczne kolana, usunięcia tarczycy czy operacje stawów w reumatoidalnym zapaleniu stawów) nie przeszło prawidłowo takich prób, a i tak są stosowane na milionową skalę na całym świecie.

Historię o doktorze Cochranie usłyszałem na wykładzie profesora Iana Harrisa z Australii. Polecam obejrzeć na YouTubie pełen wykład[2] lub przeczytać jego książkę Surgery, the Ultimate Placebo: A Surgeon Cuts Through the Evidence.

Profesor Ian Harris to chirurg, wybitny człowiek, który również podkreśla fakt, że większość stosowanych obecnie najpopularniejszych zabiegów chirurgicznych (na przykład operacji kolana) działa jedynie na zasadzie efektu placebo i nie przeszło randomizowanych badań kontrolnych z podwójnie ślepą próbą. Mimo to stosuje się je dalej, ponieważ „to oczywiste, że pomagają”. Dokładnie na tej samej zasadzie tłumaczono zabiegi upuszczania krwi w średniowieczu. Na całe szczęście świat medyczny zaczyna go słuchać (przynajmniej w Australii).

Obecna medycyna często nie różni się mentalnie od tej sprzed wieków lub z czasów II wojny światowej, pomijając oczywiście dostępne dziś medykamenty oraz nowoczesne narzędzia wymyślone i skonstruowane przez inżynierów. Na podstawie doświadczeń doktora Cochrane’a z jeńcami wojennymi można też dojść do wniosku, że nic nie jest do końca takie, jak się środowisku medycznemu wydaje.

Kilka słów o autorze

Nazywam się Jarek Growin i jestem twórcą portali Howicured.org oraz Jakwyleczylem.pl. Współzałożyłem również polski system płatności Tpay.com, w którym pełnię funkcję przewodniczącego rady nadzorczej.

W okolicach trzydziestki poważnie zaczęło mi się kruszyć zdrowie. Dopadło mnie reumatoidalne zapalenie stawów, niegdyś przypadłość dotykająca tylko osoby w podeszłym wieku, dzisiaj obserwowana powszechnie również wśród młodzieży. Potrzebowałem się z tego wyleczyć, nie znalazłem jednak ani jednego kompendium mówiącego o tym, co jest potrzebne, aby wyzdrowieć jak najszybciej, trwale i bez patrzenia na to, co wypada, a co się wydaje zbyt „mocne”.

Dzisiaj dzielę się moim doświadczeniem z innymi cierpiącymi ludźmi, pozostawionymi w samotności z tak zwanymi nieuleczalnymi chorobami. Moja wiedza okupiona jest latami walki z ciężkimi chorobami, wrogami, którzy zadomowili się w moim ciele. Byłem jakby wzięty w niewolę. Wiele czasu i bólu kosztowało mnie wyjście z tej strefy inwalidztwa. Dziś jestem innym człowiekiem, życie znów mnie cieszy, ciało jest mi posłuszne, czego i Tobie życzę.

Chciałbym po prostu ulepszyć nieco świat, w którym żyjemy, redukując poziom cierpienia związanego z „nieuleczalnymi” chorobami przewlekłymi. Bardzo często są one bowiem całkowicie uleczalne – trzeba tylko zapewnić organizmowi odpowiednie warunki, aby ten sam się naprawił.

Walcząc z moimi chorobami, byłem bardzo rozczarowany podejściem medyków oraz brakiem skutecznych metod leczenia moich dolegliwości. I mam tu na myśli nie tylko błędne diagnozy, kuracje rozciągnięte na lata oraz źle przepisane leki, lecz także systemowo nieanalityczne podejście do chorób przewlekłych, powtarzające się podczas wizyt u różnej maści specjalistów i profesorów.

Po tym, jak zdiagnozowano u mnie atopowe zapalenie skóry, a później również znacznie poważniejsze reumatoidalne zapalenie stawów, otrzymałem od akademickich lekarzy, w pakiecie w tabletkami i zastrzykami, wiele dobrych rad oraz solidne zapewnienie: „Te choroby są nieuleczalne i musi się pan pogodzić z życiem na środkach przeciwbólowych i przeciwzapalnych, a jeśli nie będzie ich pan stosował, to również z życiem na wózku”. Leki przeciwbólowe niewiele pomagały, więc możesz sobie wyobrazić, jak przerażająca była to wizja dla faceta przed trzydziestką, z dziećmi, firmą w trakcie intensywnego rozwoju oraz ogromnym apetytem na życie.

Nie poddałem się jednak. Postanowiłem, że jako człowiek o analitycznym umyśle, pacjent doświadczony głównie negatywnie ze strony standardowej ochrony zdrowia, a przy tym magister inżynier, który nie może przejść obojętnie obok nierozwiązanego problemu, mam odpowiednie predyspozycje, aby przyswoić potrzebną wiedzę i samemu wyeliminować własne problemy zdrowotne, podobnie jak rozwiązuję problemy techniczne. Tak też się stało. Dodam, że moje samoleczenie bardzo skutecznie wspierał będący prawdziwą torturą ból wynikający z reumatoidalnego zapalenia stawów, szarpiący mnie niekiedy 24 godziny na dobę – trudno o lepszy motywator do ciężkiej pracy, niż groźba uderzenia kijem bejsbolowym o poranku.

Desperacko potrzebowałem informacji na temat możliwych sposobów leczenia chorób. Wiedza ta była jednak rozproszona i ukryta w różnych miejscach, takich jak książki, strony internetowe, blogi, płatne treści różnych guru czy filmy na portalu YouTube. A przy tym oczywiście nie była ani precyzyjna, ani wiarygodna. Miałem problem z oceną, która metoda leczenia może zadziałać, a która nie, ile osób jej próbowało, kiedy powinno się zacząć, a kiedy przerwać cały proces, jak odczytywać podpowiedzi wysyłane przez ciało, że wszystko zmierza we właściwą stronę i może się zakończyć sukcesem.

Całe lata zajęło mi znalezienie i przetestowanie na sobie pozyskanej w ten sposób wiedzy. Stałem się królikiem doświadczalnym, bo wierz mi, że większość tego, co opisuję, wypróbowałem na moim cierpiącym organizmie. Efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania, końcowy zaś efekt to ja – zdrowy i czerpiący z życia garściami. Dlatego chcę zaprosić Cię i zachęcić do wejścia na tę drogę, na której końcu jest uśmiech ozdrowieńca, zdziwienie lekarzy i satysfakcja.

Dziś o wspomnianych wyżej choróbskach już praktycznie zapomniałem. Pływam na wakeboardzie (a to przecież wyczynowy sport), jeżdżę na desce snowboardowej i rowerze (a nie na wózku), nurkuję, pływam, ćwiczę i intensywnie pracuję. Ot, normalka młodego człowieka.

Gdybym zaraz po diagnozie miał dostęp do mojej aktualnej wiedzy, wyleczyłbym się ze wszystkich przewlekłych chorób w ciągu 2–3 miesięcy, a nie kilku lat! I to mnie właśnie najbardziej w medycynie sfrustrowało. Nikt nawet nie zasugerował mi, że można w ten sposób dojść do zdrowia – niekoniecznie przyjemnie, ale szybko i skutecznie.

Całkowicie pozbyłem się moich chronicznych dolegliwości i jestem pewien, że również Ty, Czytelniku, możesz to zrobić. Nawet jeśli lekarze stwierdzą, że Twój stan jest wynikiem „genetycznych predyspozycji” lub masz „nieuleczalną chorobę”, i dadzą Ci „najlepszą” radę, którą zawsze dają w beznadziejnych przypadkach – przez resztę życia jeść tabletki przeciwbólowe czy inne prochy lub wycinać fragmenty Twojego ciała i wstawiać w nie dalekie od sprawności oryginału protezy.

To jest Twoje życie (a nie lekarzy), nie zatruwaj go toksynami z leków. Każdy z nich to trucizna: zabija czasem chorobę, a czasem pacjenta (w zależności od tego, co jest słabsze). Obecnie nie zażywam żadnych leków ani suplementów i jestem zdrowy. Tak oto – po zastosowaniu prostych naturalnych rozwiązań – moja siła i energia życiowa stały się większe niż kiedykolwiek wcześniej.

W książce, którą trzymasz w rękach, skupiam się głównie na reumatoidalnym zapaleniu stawów – jako najtrudniejszej z chorób, którą musiałem wyleczyć. Wyjście z pozostałych moich problemów to niejako efekt uboczny leczenia RZS. Realizując to, co opisałem, możesz pozbyć się też chorób bardziej pospolitych i łatwiejszych do opanowania, jak atopowe zapalenie skóry, nadciśnienie, wysoki cholesterol, astma, alergie (niekoniecznie pokarmowe) czy cukrzyca.

Tak, już widzę Twój uśmiech i zaskoczenie, kiedy czytasz moje słowa o chorobach łatwiejszych do opanowania, a wymieniam te powszechnie uznane za groźne i nieuleczalne. Tak samo zdziwi Cię prostota zabiegów niezbędnych do osiągnięcia sukcesu oraz ich niski koszt. Tak naprawdę potrzeba jedynie Twojej chęci ozdrowienia i trochę silnej woli!

Dla przykładu: cukrzyca idzie przez świat jak niegdyś husaria na polach bitewnych, przełamując kolejne bariery wiekowe i dotykając coraz młodszych. Już wkrótce co dziesiąty Ziemianin może być dotknięty jej następstwami. A wystarczyłoby tylko przestrzegać kilku reguł związanych z odżywianiem[3].

Dotarcie do tej wiedzy zajęło mi lata i setki przeczytanych książek. Żałuję, że wcześniej, w szkole lub w młodości, nie miałem takiego podręcznika jak ten. Wtedy wiele bym dał, żeby wiedzieć, jakie są najwyższe możliwe standardy w zdrowym odżywianiu, aby w razie potrzeby móc je zastosować.Dziś jestem pewien, że właśnie odpowiednie jedzenie i niejedzenie jest najlepszym lekarstwem.

Jak już wspominałem, przed osiągnięciem sukcesu, jakim było pełne ozdrowienie z „nieuleczalnej” choroby, próbowałem wszystkiego, co udało mi się znaleźć. Jak możesz się domyślać, większość z mądrych rad w internecie nie zadziałała.

W tym momencie przychodzi mi na myśl tak zwane prawo Sturgeona. Według niego 90 procent wszystkiego to g…o. Dotyczy to książek, specjalistów, testów laboratoryjnych, badań naukowych, diet – chodzi o 90 procent wszystkiego, w każdej dziedzinie i branży. Znalezienie tych pozostałych 10 procent pereł, czyli metod skutecznych, rozumnych i pożytecznych, to właśnie praca, jaką włożyłem przez lata w swój proces ozdrowieńczy. Na kolejnych stronach chciałbym się tym właśnie z Tobą podzielić, pokazać, jaką dokładnie drogę przebyłem.

Wiesz już, że przez długi czas zmagałem się z wielkim bólem. W pewnym momencie był on tak silny, że żyć mi się odechciewało. Wtedy zrobiłem kolejne badania. Mój czynnik reumatoidalny RF IgM wykraczał poza skalę czułości urządzenia laboratoryjnego (!), co znalazło się nawet w oficjalnym komentarzu do badania (patrz dalej).

Reumatolog, do którego poszedłem z wynikami, powiedział, że „to niemożliwe, ponieważ umierałbym wtedy z bólu”. Na co ja odparłem zgodnie z prawdą: „Umierałem, nie miałem siły wstać z łóżka, dopóki nie przeszedłem na dietę wegańską. Teraz też boli, ale przynajmniej z tym bólem mogę żyć i się poruszać”.

Dostałem receptę na Metotreksat. Po przeczytaniu ulotki wyrzuciłem specyfik i zrezygnowałem z leczenia farmakologicznego. Szczególny wpływ na to miało przeczytanie litanii skutków ubocznych[4]. Brakuje na niej tylko zgonu pacjenta. Aby uświadomić Tobie skalę ryzyka, poniżej i na kolejnych stronach przytaczam ostrzeżenie oraz listę efektów ubocznych skopiowanych z ulotki ze źródła wskazanego przed chwilą (podkreślenia własne).

„Metotreksat może doprowadzić do zaburzenia płodności. Lek wpływa na proces spermatogenezy i zmniejszenie liczby plemników w nasieniu. Należy poinformować mężczyznę o tym fakcie i zaproponować konserwację nasienia przed rozpoczęciem leczenia”.

Skutek uboczny zażycia Metotreksatu

Częstotliwość występowania u pacjenta

niestrawność

bardzo często, czyli więcej niż 10 procent szans na wystąpienie

nudności

bardzo często

wymioty

bardzo często

zawroty głowy

bardzo często

ból brzucha

bardzo często

wrzodziejące zapalenie jamy ustnej

bardzo często

zwiększenie aktywności enzymów wątrobowych

bardzo często

zwiększenie stężenia bilirubiny

bardzo często

utrata apetytu

bardzo często

zapalenie gardła

bardzo często

zapalenie jelit

bardzo często

zapalenie dziąseł

bardzo często

zmniejszona odporność na zakażenia

bardzo często

biegunka

często, czyli 1–10 procent

ból głowy

często

nieostre widzenie

często

rumień

często

senność

często

świąd

często

wysypka

często

złe samopoczucie

często

jadłowstręt

często

dreszcze

często

zapalenie naczyń krwionośnych (!!)

często

uczucie zmęczenia

często

zahamowanie czynności szpiku kostnego (!!)

często

choroby limfoproliferacyjne

często

krwawienia w różnych częściach ciała

często

powikłania płucne

często

mocznica (niewydolność nerek!!)

często

agranulocytoza

niezbyt często, czyli 0,1–1 procent

cukrzyca (!!)

niezbyt często

depresja

niezbyt często

drgawki

niezbyt często

osteoporoza

niezbyt często

pokrzywka

niezbyt często

półpasiec

niezbyt często

reakcje alergiczne

niezbyt często

splątanie

niezbyt często

zespół lyella – toksyczna nekroliza naskórka

niezbyt często

zespół Stevensa-Johnsona

niezbyt często

pancytopenia

niezbyt często

wstrząs anafilaktyczny (!!)

niezbyt często

nadwrażliwość na światło

niezbyt często

ból stawów

niezbyt często

zwłóknienie płuc (!!!)

niezbyt często

podrażnienie oczu

niezbyt często

astma oskrzelowa

niezbyt często

zawroty głowy pochodzenia błędnikowego

niezbyt często

zapalenie płuc

niezbyt często

utrata włosów

niezbyt często

marskość wątroby (!!!)

niezbyt często

wzrost ciśnienia śródczaszkowego

niezbyt często

zaburzenia krwiotworzenia

niezbyt często

przemijające zaburzenia funkcji poznawczych

niezbyt często

krwawienia z nosa

niezbyt często

owrzodzenie błony śluzowej żołądka i jelit

niezbyt często

zwłóknienie wątroby

niezbyt często

zmniejszenie stężenia albumin w surowicy

niezbyt często

zwiększona pigmentacja skóry

niezbyt często

bolesność zmian łuszczycowych

niezbyt często

powiększenie guzków reumatycznych (!!!)

niezbyt często

zaburzenia gojenia się ran

niezbyt często

zapalenie i owrzodzenie błony śluzowej pęcherza moczowego

niezbyt często

To była tylko połowa listy… JA DZIĘKUJĘ! Natychmiast uznałem, że to „lekarstwo gorsze od choroby”. Używane jest nawet do terminowania ciąż pozamacicznych i w chemioterapii nowotworów. Jednym słowem: jest wszystkobójcze. W przypadku innych leków stosowanych na reumatyzm litania zagrożeń jest podobna. Poszukaj w Google ulotki z nazwą danego leku i przejdź do części „efekty uboczne”, by samemu się o tym przekonać.

Leki wszystkobójcze

W przypadku RZS często stosuje się te same leki, co w leczeniu nowotworów, na przykład wspomniany Metotreksat. Nie chcesz przechodzić chemioterapii, prawda? Zatem wylecz się, zanim w wyniku nieustannego stanu zapalnego faktycznie wyhodujesz sobie raka[5].

Po dwóch latach od otrzymania recepty na Metotreksat i po dojściu do zdrowia dzięki metodzie, którą opisuję, wszystkie wyniki mam już w normie (mogło to trwać raptem 2–3 miesiące, ale nie miałem wtedy wiedzy, co działa, a co nie). Reumatolog, któremu się pochwaliłem, rzucił tylko: „Pan na pewno nie miał reumatyzmu, a maszyna w laboratorium musiała być zepsuta”.

Podsumowując: dostałem receptę na Metotreksat, chociaż według ponownej oceny reumatologa nie miałem reumatyzmu. Lekarz rodzinny dodał swoje: „To rzeczywiście nie reumatyzm, skoro go pan wyleczył. Powinien był pan raczej leczyć się u psychiatry na fantomowe nerwobóle”. Zero pytań o szczegóły mojego sposobu postępowania i o to, jak w ogóle się wyleczyłem. Zero zaufania do mnie, najbardziej zainteresowanego pozbyciem się choroby. W zasadzie byłem dla lekarzy jedynie chorym ciałem pozbawionym głowy, niezdolnym do myślenia i do podejmowania samodzielnych prób poszukiwania sposobu wyjścia z chorobowego impasu. Na końcu urocza diagnoza – że jestem chory na umyśle i generalnie do czubków ze mną… Ta recepta na Metotreksat też pewnie była przez pomyłkę i tylko w mojej głowie, choć na internetowym koncie Pacjent.gov.pl wpis nadal istnieje.

Uwaga, nie czytaj dalej, jeśli nie lubisz kontrowersji! Mój wniosek jest taki, żeby nie ufać i nie traktować poważnie nikogo, kto przez 20–30 lat próbuje wyleczyć daną chorobę i… nie potrafi tego skutecznie zrobić. To tak, jakby ktoś przez 20 lat budował lub remontował Ci dom i nie byłoby żadnych efektów. Przecież wyrzuciłbyś takiego robotnika na bruk już po trzech miesiącach pracy (jeśli nie wcześniej). Dlaczego nie robi się tak z lekarzami od chorób przewlekłych?

Tak przecież działają reumatolodzy (ale też inni „specjaliści” od chorób przewlekłych, jak diabetolodzy czy endokrynolodzy). Reumatolodzy całe życie poświęcają na to, żeby leczyć jedną chorobę tabletkami lub skalpelem i według nich nie można inaczej tego skutecznie zrobić (lub w ogóle jest to niemożliwe). A jeśli udało Ci się samemu tego dokonać, to na pewno nie był to reumatyzm. Nasuwa mi się tu analogia do procederu topienia czarownic w średniowieczu. Jeśli kobieta przeżyła z balastem w zimnej wodzie, oznacza to, że to wiedźma i że należy ją spalić. Utopiła się? To oczywiste, że była niewinna. Trup w każdym przypadku. Wtedy stanowiły o tym autorytety w sutannach, teraz w tym tonie mówią autorytety w białych kitlach.

No, ale gdyby reumatyzm był uleczalny, to wtedy reumatolodzy zostaliby bezrobotni. Gdyby cukrzycę można było wyleczyć (a można!), to diabetolodzy wylądowaliby na bruku razem z nimi. Trudno się zatem dziwić takiemu oporowi środowiska. W końcu medycy poświęcili całe swoje życie, żeby w nieudolny sposób leczyć choroby. A w zasadzie nie leczyć, tylko zarządzać chorobami, tak aby one nie zabiły, ale wymagały ciągłego „leczenia”. I nie żebym posądzał ich o świadome, złośliwe i przedmiotowe traktowanie pacjentów. Sam pochodzę z lekarskiej rodziny i widzę to poświęcenie oraz zaangażowanie w walkę z chorobami – z wieloma sukcesami, jeśli chodzi o choroby ostre, nieprzewlekłe. Sam chciałem iść na medycynę, ale ostatecznie nie złożyłem papierów, ponieważ akademie kształcące lekarzy działają w trybie nieprzystającym do współczesności. Ich absolwenci w przypadku chorób przewlekłych wymyślają skomplikowane nazwy jednostek chorobowych i lekarstw, żeby śmiertelnik się w tym gubił, przepisując wszystkim tabletki z automatu, zamiast skupić się na pacjencie i dojść do tego, co jest powodem jego dolegliwości.

Kiedy natomiast pojawią się odważni ludzie, którzy krytykują aktualne standardy obowiązujące w środowisku medycznym, jak na przykład doktor chirurgii Vernon Coleman (www.vernoncoleman.org/about), natychmiast są oni flagowani jako „wyznawcy teorii spiskowych” czy „przedstawiciele pseudonauki”, a izby lekarskie odbierają im uprawnienia, mimo że tacy ludzie leczą skutecznie, nikogo nie skrzywdzili, a jedynie głoszą opinie godzące w wielki biznes medyczny. Na polskim gruncie w tym kontekście najbardziej medialna jest chyba sprawa doktora Zbigniewa Martyki, ordynatora oddziału obserwacyjno-zakaźnego w Dąbrowie Tarnowskiej. Polecam lekturę: https://psnlin.pl/news-psnlin,bronimy-dr-zbigniewa-martyke,101.html.

Brak holistycznego podejścia w procesie leczenia do swego partnera, czyli pacjenta, osoby najbardziej zainteresowanej skutecznym wyleczeniem, daje mierne efekty i podtrzymuje skostnienie medycyny.

Obecnie standardem jest to, że lekarze faszerują Cię bez końca ciężką chemią (bo taka jest w prawie wszystkich tabletkach, również tych bez recepty), nawet w przypadku chorób, które da się wyleczyć bez leków. Powtórzę: RZS można się pozbyć w trzy miesiące (!) opisanymi przeze mnie technikami, co udowodniłem na sobie. Niektóre choroby udaje się wyleczyć jeszcze prościej i szybciej – na przykład cukrzycę w dwa tygodnie, gdy tymczasem w szpitalach biednym cukrzykom amputuje się kończyny, zamiast ich edukować.

W branży inżynieryjnej krytyka procesów oraz samych technologii (a także otwartość na krytykę) jest powszechna. Chodzi o to, aby nieustannie usprawniać to, co się robi każdego dnia. Niekiedy od momentu wynalezienia nowej technologii do jej adaptacji mija mniej niż rok, ale w skomplikowanych przypadkach trwa to nawet 10 lat i wtedy mówi się wręcz, że technologia jest dojrzała. W medycynie udowodnienie czegoś zgodnie z wymaganiami środowiska trwa średnio kilkadziesiąt lat, a czasem kilkaset, jak w opisanym poniżej przypadku. Zanim nowa metoda leczenia zacznie być akceptowana przez przeciętnego lekarza, mija przeważnie więcej niż jedno pokolenie.

Polecam w tym miejscu lekcję historii na temat szkorbutu – dziesiątkującego marynarzy za czasów Krzysztofa Kolumba (i nie tylko). Od momentu odkrycia, że spowodowany jest on niedoborem witaminy C, do oficjalnego zastosowania jej w leczeniu minęło… ponad 200 lat. Zaczęło się, kiedy jeszcze witamina C nie była znanym chemicznie związkiem. Za jej odkrycie, dopiero w 1937 roku, Albert Szent-Györgyi otrzymał Nagrodę Nobla. Wcześniej marynarze masowo ginęli w rejsach, bo ówczesne autorytety podważały, a wręcz wyśmiewały, opinie, że zabieranie pomarańczy czy cytryn na pokład może uratować życie. A tak sugerował lekarz Johann Bachstrom już w 1736 roku. Lepiej było jednak ściągnąć księdza, żeby kadzidłami wypędził demony spod pokładu, co oczywiście nie przynosiło żadnego rezultatu, ale tak robiono z całą powagą przez dwa stulecia. Mimo że lekarstwo było znane i dostępne, w męczarniach zginęły 2 miliony ludzi. Co najsmutniejsze, w temacie leczenia naturalnymi sposobami w medycynie (i tempie przyswajania tej wiedzy) nic się nie zmieniło. A nawet historia lubi się powtarzać. Więcej fascynujących informacji na ten temat: https://www.sciencehistory.org/distillations/the-age-of-scurvy.

Pomyłki autorytetów medycyny to zresztą temat na osobną książkę. Tutaj skupmy się na tym, jak sobie poradzić wbrew temu, w jakim chorym systemie żyjemy, bo to się prędko nie zmieni. Jeśli chcesz być zdrowy i wydawać ciężko zarobione pieniądze na miłe doświadczenia, a nie na lekarzy, to czytaj dalej.

Dzielę się tą wiedzą po to, żebyś Ty uniknął marnowania czasu i pieniędzy, a także osiągnął od razu tak dobre wyniki jak ja, bez konieczności popełniania moich błędów. Składam też solenną obietnicę, że wszystko to, co tu opisuję, z biegiem czasu będę również publikował bezpłatnie na Jakwyleczylem.pl.

Co w leczeniu nie działa

Poniżej lista metod, specyfików czy koncepcji, których próbowałem i które na mnie nie działały (tak zwany ciężki przypadek).

1. Powszechne leki przeciwbólowe i na obniżenie kwasu moczowego

Mam tu na myśli większość leków przeciwbólowych, takich jak aspiryna, Ibuprofen, Paracetamol lub Ketoprofen (ketonal), oraz te stosowane do leczenia dny moczanowej, na przykład Milurit (Allopurinol).

Na dłuższą metę wszystkie one są gorsze niż sam ból, ponieważ po ich użyciu organizm będzie musiał się oczyścić z bardzo silnych toksyn (którymi są same te leki). Potem, w czasie oczyszczania, ból wróci na pewno jeszcze silniejszy. Przyswajanie takiej chemii jest też naprawdę szkodliwe dla jelit. Przeczytaj, jakie skutki uboczne wymieniają konkretne ulotki. Występują one częściej, niż myślisz, a są przeważnie trudne do zauważenia i powiązania z danymi pigułkami![6], [7]

2. Nieprzemyślana dieta wegańska – eliminacja tylko mięsa i nabiału

Przeczytałem książkę Jak nie umrzeć przedwcześnie[8] i pod jej wpływem zostałem weganinem, ponieważ miałem nadzieję, że taka dieta może również leczyć RZS. To zmniejszyło moje objawy, ale nie do końca; od czasu do czasu miałem poważne nawroty bólu.

Dieta wegańska jest jednak korzystna i sprawia, że czujesz się silniejszy. Nadal stosuję dietę roślinną, ponieważ daje mi najwięcej energii.

3. Suplementacja megadawkami witamin

Zainspirowany książką Wylecz się sam[9] Andrew Saula spróbowałem megawitaminowych dawek niacyny, witaminy C, D3 oraz potasu.

Tak naprawdę gorzej czułem się po każdej tabletce niacyny, a najlepiej po suplementacji potasu dużymi dawkami sodku potasu. Tymczasowo.

Empirycznie potwierdzam, że wysokie dawki witaminy C pomagają w większości ostrych chorób i zmniejszają stany zapalne gardła, ale są krótkoterminowym rozwiązaniem, które permanentnie nie wzmacnia Twojego układu odpornościowego. Moich chorób chronicznych tak nie wyleczyłem. Więcej o witaminie C napiszę w dalszej części.

Na RZS to nie pomaga.

4. Suplementacja moringą

Obejrzałem na portalu YouTube krótki film dotyczący tego, jak założyciel kanału Big Family Homestead – Brad – wyleczył się z reumatyzmu (https://www.youtube.com/watch?v=97OU08TlZkQ) i spróbowałem moringi w różnych dawkach (nawet do 1–2 czubatych łyżek dziennie).

Zwiększałem albo zmniejszałem dawki przez dwa miesiące. Mieszałem z jedzeniem, brałem na czczo. Bez efektu. Tak właśnie wygląda internetowe oszustwo w zakresie suplementów diety, jakich pełno! W tym przypadku fake lekarstwem jest właśnie moringa.

5. Okresowy post (intermittent fasting): jeden posiłek dziennie (OMAD)

Mimo tego, że zostałem weganinem, RZS sprawiało, że nadal bolały mnie stopy. Słyszałem już wcześniej o przerywanym poście i, nie mogąc znieść bólu, postanowiłem spróbować jeść raz dziennie. Robiłem to między godzinami 19 a 20, jedząc w tym czasie tyle wegańskich posiłków, ile tylko byłem w stanie. Teraz wiem, że można by uzyskać lepszy efekt, jedząc w godzinach 14–16, a w pozostałym czasie nie pić kawy, herbaty ani wody. Nie jestem już jednak w stanie sprawdzić, czy to by zadziałało, bo nie mam problemu z RZS.

W 180 dni schudłem 20 kilogramów, a moja masa ciała ustabilizowała się na poziomie 74 kilogramów.

Czułem się zdecydowanie lepiej, miałem więcej sił, a moje RZS było okresowo słabsze, ale od czasu do czasu wracał w stopach bardzo mocny ból i gdy już zaatakował, to przez 1–2 dni nie mogłem chodzić.

6. Miksy witaminowe, suplementy i inne „supermagiczne korzenie”

Pochodziły one od wszystkich możliwych producentów. W mojej kuchni znalazły się także vilcacora, żeń-szeń, rhodiola, ashwagandha czy acerola. Przywołaj w tym miejscu jakikolwiek suplement – ja na pewno go zjadłem. Efekt był niewielki.

Dzięki suplementacji jodem (Jodit 200) poczułem się lepiej, ale tylko przez pierwszy tydzień.

7. Alkohol

Taaak, każdy wie, że alkohol szkodzi, a tym bardziej w przypadku RZS. Zauważyłem jednak, że gdy nieco wypiję, to co najmniej przez 24 godziny nie czuję bólu. Niestety, po 24–72 godzinach ból wracał ze zdwojoną siłą.

Przez pierwszą dobę czujesz się lepiej tylko dlatego, że alkohol osłabia działanie receptorów bólowych, a nie dlatego, że leczy reumatyzm. Uważaj na tę pułapkę, bo to łatwa droga od RZS do RZS w pakiecie z alkoholizmem.

Alkohol szkodzi jeszcze bardziej, kiedy łączysz go z posiłkami zawierającymi gluten i/lub zboża. O tym napiszę też w dalszej części.

8. Leczenie zimnem (metoda Wima Hofa)

Za 300 dolarów amerykańskich kupiłem dostęp online do strony internetowej www.wimhofmethod.com i próbowałem leczyć RZS śniegiem, kąpielami lodowymi oraz trzyminutowymi zimnymi prysznicami każdego dnia. Metoda działa, ale tymczasowo i do pewnego stopnia, a później już coraz słabiej. Trochę tak jak środki przeciwbólowe, tylko bez skutków ubocznych. Może to być szybki sposób na poprawę po złym poranku, który zapewnia efekt na około 2–3 godziny. Do dziś zresztą polecam zimny prysznic na kaca lub skrajne niewyspanie. Stawia na nogi znacznie lepiej niż ciepłe śniadanie i kawa.

Odechciało mi się tej metody po kąpieli w przeręblu przy -16 stopniach Celsjusza. Myślałem, że z tej lodowatej wody już nie wyjdę… Nie miałem rękawiczek ani czapki („bo przecież jestem twardy, a nie miętki!”). Nie wiedziałem, że śliski lód na krawędzi przerębla jest ostry jak pocięte szkło i tnie dłonie, które przy tak niskiej temperaturze są skostniałe i nie chwytają, jak powinny. Nie potrafiłem porządnie złapać lodu, żeby wyjść na powierzchnię. Nie miałem doświadczenia, które pozwoliłoby to zrobić. Musiałem się przebić przez lód aż do brzegu, posługując się młotkiem, który miałem pod ręką (tym samym, którym zrobiłem przerębel). Konkluzja była taka, że jednak nie jestem tak twardy, jak mi się wydawało, i Wimem Hofem nigdy nie będę…

9. Ćwiczenia oddechowe (metoda Wima Hofa)

Hiperwentylacja w połączeniu z hipoksją (niedotlenieniem) działają, ale tymczasowo, możesz więc to robić, aby poczuć się lepiej, jednak pamiętaj, że – podobnie jak w przypadku każdego środka przeciwbólowego – efekt ustępuje tym szybciej, im częściej z niego korzystasz.

10. Uzdrawianie ciepłem (sauny)

Kolejny szybki sposób, który może Cię naprawić na 1–8 godzin. Jest przyjemny i czasami działa długo, ale zajmuje zbyt dużo czasu, żeby codziennie go praktykować. Efekt jest tylko tymczasowy.

Niestety, jak wynika z mojego doświadczenia, w tym przypadku jest tak, jak z innymi substytutami leczenia: im więcej czasu spędzisz w saunie, tym mniejszy wpływ będzie to miało na RZS. To tak, jakby RZS się uodparniało na coraz to nowszą i cięższą artylerię, jaką na nie wytaczasz.

11. Ćwiczenia pomimo bólu

„Powinieneś więcej ćwiczyć, nawet jeśli to boli, aby zmniejszyć skutki RZS” – te słowa mógł wypowiedzieć tylko oderwany od praktyki teoretyk-psychopata, który sam nigdy nie miał RZS.

A jednak spróbowałem: mimo narastającego bólu w nadgarstkach osiągałem skrajnym wyczerpaniem 70 pompek dziennie. To jedynie pogorszyło sprawę. Zdecydowanie odradzam używanie kończyn, które Cię bolą. To po prostu nieodpowiedzialność. Jeśli boli, to znaczy, że Twój organizm woła: „W tym miejscu nie dotykaj!”.

Nauczyłem się, że ból w RZS jest tylko symptomem i sygnałem od Twojego ciała, że do krwiobiegu dostały się jakieś toksyny.

W pewnym momencie zaprzestałem wszelkich ćwiczeń, ponieważ za każdym razem ból tylko się zwiększał i finalnie nie mogłem się ruszać. W rezultacie prawie dwa lata wegetowałem bez jakichkolwiek ćwiczeń fizycznych (za bardzo bolało w stawach, stopach lub nadgarstkach), zanim w końcu wyleczyłem się innymi metodami.

12. Eliminacja glutenu

Działa, ale do momentu, w którym nie ma już dalszej poprawy.

13. Eliminacja wszystkich możliwych zbóż (książka No Grain, No Pain[10])

Tu poprawa była najbardziej zauważalna, więc możesz spróbować od razu tego sposobu – kto wie, może Tobie wystarczy.

W moim przypadku, mimo rezygnacji ze zbóż, w stopach utrzymywał się pewien słaby, ale jednak stały, ból. Teraz wiem dlaczego, ale o tym napiszę dalej. Czasami słaby ból zmieniał się w mocniejszy i bardziej uciążliwy.

Jeśli nie masz ciężkiej odmiany RZS, może to Tobie pomóc, ale nie jest to pełne rozwiązanie.

14. Surowa dieta wegańska

Jak się okazuje – możesz być weganinem, jeść surowe rzeczy, bez zbóż i glutenu, ale nadal niewłaściwie się odżywiać i wciąż mieć objawy RZS. Pozostaną one słabsze i szybciej będą znikać, ale jednak ból wciąż będzie rwał… Kluczem do tej zagadki są składniki, ich sposób łączenia, godziny posiłków i jeszcze kilka innych detali, o których napiszę dalej.

Podsumowując: dieta jest ostatecznie rozwiązaniem długoterminowym, ale musisz zacząć ją stosować na oczyszczony organizm. Ważne jest też wszystko, co dalej wymieniam:

Istotne jest, aby dietę rozpocząć po oczyszczeniu ciała. Jeśli zmienisz pożywienie i będziesz się stosował do wszystkich niezbędnych reguł, ale uczynisz to, mając wciąż zatruty organizm, to minie dużo czasu, zanim osiągniesz pozytywne efekty, i po drodze możesz się zniechęcić.„Jesteś tym, co jesz, i… tym, co je Twoje jedzenie”[11]. Czyli jakość i pochodzenie pożywienia mają ogromne znaczenie. Odpowiedź na pytanie, co „jadło” Twoje jedzenie: gdzie rosło lub żyło, na jakiej glebie, czym nawożonej, jaką karmę podawano konsumowanym teraz przez Ciebie zwierzętom – jest kluczowa.Ile razy dziennie jesz – optimum to dwa razy dziennie, nie pięć albo sześć, jak sugerują producenci płatków śniadaniowych i batoników. Dlaczego tak jest, opiszę w dalszej części.O jakich porach spożywasz posiłki – możesz jeść optymalną liczbę razy, ale to nie przyniesie najlepszego możliwego efektu, jeśli będziesz to robił o złych porach.Jak łączysz ze sobą poszczególne składniki posiłków! Tak, to ma znaczenie – zwłaszcza w początkowej fazie odzyskiwania zdrowia. Później, kiedy już wyjdziesz na prostą, możesz mieszać składniki bardziej odważnie. Na początku jest to tak samo ważne jak pozostałe punkty.

Na własnej skórze doświadczyłem, że moja chroniczna choroba nie była spowodowana brakiem niektórych składników odżywczych w pożywieniu, ale ich NADMIAREM. Cierpisz z powodu bólu, ponieważ jesz za dużo toksycznego jedzenia i masz truciznę w swoim organizmie. Jej źródłem są pokarmy, które spożywasz, a Twój organizm nie ma wystarczająco dużo czasu, by się oczyścić.

Twoje ciało i jego możliwości

Twoje ciało sygnalizuje bólem, abyś przestał wprowadzać do organizmu więcej toksyn. Próbuje Cię sparaliżować, abyś grzecznie leżał i już nic trującego w siebie nie wkładał. Wtedy ono zajmie się naprawą. Tylko nie przeszkadzaj! A że „zażarcie” to robisz i jesz dalej, czego nie powinieneś, to cierpisz coraz bardziej.

Twoje ciało ma IQ 1000 (tysiąc!). Oczywiście nikt tego nie potrafi zmierzyć – to mój szacunek, moja opinia. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, jak inteligentną maszynerię kontroluje świadomością każdego dnia. Dla lepszego zobrazowania tego zdania obok w tabeli kilka punktów pod hasłem „Twoje ciało vs. Twój lekarz”. Przykłady można mnożyć bez końca…

Do dzisiaj, mimo zastosowania sztucznej inteligencji, jak DeepMind, lekarze nie do końca mają pojęcie, co się dzieje w Twoim ciele. Co prawda, za pomocą superkomputerów udało się przewidzieć kombinacje 200 milionów białek, jakie mogą występować w naszych organizmach, ale dotychczas w historii ludzkości zostało przebadanych i zidentyfikowanych jedynie 190 tysięcy z nich[12], co daje 0,1 procent możliwości. Jeszcze w 2012 roku naukowcy myśleli, że ten ułamek to jest już wszystko, co można odkryć w białkach.

Podobnie 1000 lat temu uważano, że na planecie Ziemia kończy się Wszechświat. To jedynie pokazuje, jak wiele jeszcze nie wiemy, a ogrom wiedzy związanej z tym, jak działa ludzkie ciało, jest przytłaczający i porównywalny do ogromu Wszechświata. Nie starczy nikomu życia, żeby przeczytać wszystkie nazwy tych białek, a co dopiero zrozumieć ich działanie, a także wzajemne zależności.

Jako ludzkość nie potrafimy odtworzyć pełnych procesów zachodzących w pierwszym lepszym owocu (inaczej tworzylibyśmy je z surowców wtórnych w laboratoriach, a nie sadzili i czekali, aż wyrosną), nie mówiąc już o ludzkim organizmie, który jest milion razy bardziej złożony.

W kwietniu 2003 roku naukowcy pochwalili się, że zdekodowali cały ludzki genom (po angielsku inicjatywa nazywała się Human Genome Project), ale dziś już wiemy, że to nieprawda. Wiele fragmentów zostało pominiętych i uznanych za nieistotne. Stanowiły one około 10 procent zdekodowanego „kodu”[14]. Mój komentarz jest taki: wiemy, że nie ma w naturze czegoś takiego jak zbędne i niewykorzystane zasoby, nie brakuje natomiast w ludzkich umysłach ignorancji, która prowadzi do tego, że niektórym się wydaje, że wiedzą już wszystko i mogą pominąć detale.

Twoje ciało

Twój lekarz

Potrafi wyprodukować gałkę oczną z białka; w końcu dzięki temu czytasz ten tekst.

Czy Twój lekarz

to potrafi?

Wie, jak bez przerwy zarządzać systemem składającym się z ponad 160 tysięcy kilometrów naczyń krwionośnych i zamienić szpinak w czerwone krwinki.

Czy Twój lekarz to potrafi?

Potrafi w czasie rzeczywistym koordynować miliardy impulsów elektrycznych (nerwowych) w mózgu i całym ciele.

Czy Twój lekarz to potrafi?

Za pomocą kilkuset skomplikowanych reakcji chemicznych potrafi zmienić owoc w energię oraz magazynować tę energię wewnątrz komórek.

Czy Twój lekarz to potrafi?

Potrafi wyprodukować żywą tkankę kostną z brokułu.

Czy Twój lekarz to potrafi?