Jak nie stracić kontaktu z dzieckiem i dogadać się w każdej sprawie - Ulrike Döpfner - ebook

Jak nie stracić kontaktu z dzieckiem i dogadać się w każdej sprawie ebook

Ulrike Döpfner

4,1

Opis

Czy twoje dziecko odpowiada ci na pytania półsłówkami? Gdy pytasz, jak minął mu dzień w przedszkolu czy szkole, słyszysz zdawkowe „dobrze”, chociaż widzisz, że coś jest nie tak? Czy próby ciągnięcia za język kończą się awanturą i łzami? Jeśli tak, witaj w klubie rodzica! Codzienne rozmowy z dziećmi to często prawdziwe wyzwanie. Zwykła wymiana zdań może doprowadzić do ogromnej frustracji zarówno u dziecka, jak i u rodzica. Ale sztuki komunikacji z dziećmi – jak wielu innych umiejętności – można się po prostu nauczyć! Dzięki książce „Jak nie stracić kontaktu z dzieckiem i dogadać się w każdej sprawie” doświadczonej psycholożki Ulrike Döpfner dowiesz się: • jak słuchać swoich dzieci i jak do nich mówić, by uwzględniać ich najważniejsze potrzeby, • jak prowadzić z nimi ciekawe, ważne i dające do myślenia rozmowy, • jakie pytania zadawać dzieciom, by poznać ich radości, zmartwienia, lęki i niepokoje, • jak wspólnie cieszyć się z ich sukcesów, • w jaki sposób formułować wątpliwości i wskazówki, by dziecko nie traktowało rozmowy z tobą jako przykrego obowiązku i okazji do konfliktu. I ty możesz się przekonać, że jak pisze autorka, „dobre rozmowy mają w sobie magię” i mogą się stać wspaniałym, niezapomnianym doświadczeniem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 168

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (8 ocen)
4
1
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Anul546

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawa książka, dużo praktycznej i teoretycznej wiedzy pisana fajnym językiem szybko się czyta
00
piotrsze

Dobrze spędzony czas

Dobry poradnik. Nie jest przekombinowany. Całość napisana jest dużo bardziej przystępnym językiem niż np. "Porozumienie bez przemocy". Opisane są typowe przykłady kontaktów/rozmów: rodzice-dzieci, ale także dziadkowie-wnuki. Moim zdnaiem to dobra książka na początek rodzicielstwa aby od razu nawiązać dobry kontakt z własnym dzieckiem.
00

Popularność




Wstęp

Muszę zacząć od wyzna­nia.

Nie jestem uzdol­nioną mamą. Nie mam talentu do ręko­dzieła. Nie potra­fię malo­wać, rzeź­bić, szy­deł­ko­wać, robić na dru­tach, maj­ster­ko­wać – nie mam abso­lut­nie żad­nych zdol­no­ści, jeśli cho­dzi o kre­atywne two­rze­nie cze­goś wła­snymi rękami. W przy­padku dzieci, szcze­gól­nie małych, takie wspólne aktyw­no­ści – maj­ster­ko­wa­nie, wyci­na­nie i kle­je­nie czy malo­wa­nie – to wspa­niała zabawa, sty­mu­lu­jąca kre­atyw­ność i budu­jąca bli­skość. Nie­stety, nie mia­łam szans doświad­czyć tego z moimi pocie­chami. Dni, kiedy moi syno­wie szli do szkoły, były dniami wstydu, bo wyjąt­kowo bole­śnie odczu­wa­łam wtedy, że mam dwie lewe ręce. Wszy­scy kole­dzy i kole­żanki z klasy moich chłop­ców dosta­wali na pierw­szy dzień szkoły piękne tyty, przy­go­to­wane i ozdo­bione wła­sno­ręcz­nie w kre­atywny i ory­gi­nalny spo­sób przez matki, a moi syno­wie poja­wiali się z pustymi rękami. Nie wiem, czy to zauwa­żali. Do dziś nie powie­dzieli na ten temat ani słowa. Po co o tym mówię? Cóż, jeśli czło­wie­kowi nie wycho­dzi w jakiejś dzie­dzi­nie, musi mocno się wysi­lać, żeby zapunk­to­wać w innej. Zawsze mia­łam wyjąt­kowe upodo­ba­nie do roz­mów. Wła­śnie dla­tego wybra­łam zawód psy­cho­lożki, co dla moich dzieci ozna­czało tyle, że czas, który nor­mal­nie poświę­ci­ła­bym na prace ręczne, wypeł­nia­łam roz­mo­wami.

Czy­ta­nie i mówie­nie – to mi wycho­dziło, tu czu­łam się pew­niej niż z lutow­nicą, pędz­lem czy piłką.

Kiedy myślę o waż­nych, pięk­nych roz­mo­wach z dziećmi, pamię­tam, że zaczy­nały się naj­czę­ściej od zupeł­nie nie­ocze­ki­wa­nej uwagi.

Jak doro­snę, nie chcę robić prawa jazdy – boję się kraksy.

Mam strasz­nie nudne życie. Chciał­bym, żeby wię­cej się działo. Szkoda, że nie jestem szpie­giem i nie poluję na innych agen­tów.

Mama Leili (kole­żanki z przed­szkola) ma piękny uśmiech.

Chri­stoph nie­na­wi­dzi dzieci.

Wolał­bym być Kapi­ta­nem Hakiem niż Pio­tru­siem Panem. Wszy­scy by się mnie bali.

To nie ja, to Gin­ger (wymy­ślony przy­ja­ciel).

Jak będę duży, chciał­bym miesz­kać w chatce wyło­żo­nej dywa­nem od ściany do ściany (nie mie­li­śmy w domu dywanu, tylko par­kiet).

Mamo, jak będzie burza, to czy drzewo może spaść na nasz dom? (o potęż­nym pla­ta­nie rosną­cym obok naszej kamie­nicy).

To tylko nie­które przy­kłady zdań, które dopro­wa­dziły w kon­se­kwen­cji do inte­re­su­ją­cych roz­mów i pozwo­liły mi dowie­dzieć się cza­sem bar­dzo zaska­ku­ją­cych rze­czy o moich synach. Roz­mowy z wła­snymi dziećmi są pasjo­nu­jące wła­śnie wtedy, kiedy dowia­du­jemy się o nich cze­goś nowego albo sły­szymy coś, co kom­plet­nie zbija nas z tropu, czego byśmy się nie spo­dzie­wali, bo ina­czej ich oce­nia­li­śmy. To mogą być lęki, któ­rych do tej pory nie zauwa­ży­li­śmy, tęsk­nota za adre­na­liną i ryzy­kiem, któ­rej się nie domy­śla­li­śmy, upodo­ba­nia i nie­chęć, które wydały nam się zupeł­nie nie­ty­powe, czy wyjąt­kowe fan­ta­zje. Jakie to fascy­nu­jące, sły­szeć to wszystko z ust swo­ich dzieci! Dowia­dy­wać się, kim naprawdę są i jak róż­nią się od naszych wyobra­żeń na ich temat i naszych ocze­ki­wań.

Jeśli dzieci dzielą się z nami pomy­słami i roz­wa­ża­niami, należy to trak­to­wać jako nie­zwy­kle cenną rzecz. Zna­jąc ich lęki, możemy pomóc im je prze­ła­mać; zna­jąc pra­gnie­nia i tęsk­noty, wie­dząc, co lubią, a czego nie zno­szą, wie­dząc, dokąd pro­wa­dzi je fan­ta­zja, możemy odpo­wied­nio reago­wać.

Przy­pad­kowa uwaga, rzu­cona przez dziecko, może być wspa­niałą spo­sob­no­ścią do roz­mowy – musimy tylko uważ­nie słu­chać, poświę­cić mu czas, dopy­ty­wać.

W ostat­nich latach spo­ty­ka­łam się czę­sto w pracy tera­peu­tycz­nej i poza nią z pyta­niami: Jak możemy zaini­cjo­wać jako rodzice roz­mowę z dziećmi, aby dowie­dzieć się o nich wię­cej? Jak możemy pomóc naszym dzie­ciom w otwar­ciu się przed nami?

Rodzice czę­sto nie potra­fią wejść z dziećmi w dia­log. Nie mówię tu o codzien­nej wymia­nie infor­ma­cji typu „Jak było w szkole?”, ale o głęb­szych, bar­dziej wni­kli­wych roz­mo­wach. Roz­mo­wach, w trak­cie któ­rych rodzice dowia­dują się, co gra w duszy ich dzieci i co je poru­sza.

Razem z nie­któ­rymi rodzi­cami zasta­na­wia­łam się, jakie tematy mogłyby być cie­kawe i zachę­cić dzieci do roz­mowy, a w ide­al­nym przy­padku – praw­dzi­wej, wni­kli­wej wymiany myśli, a także, jakie warunki muszą zostać speł­nione, żeby roz­mowy tego typu w ogóle zaist­niały.

I tak naro­dziła się ta książka. U pod­staw legł pomysł zebra­nia inspi­ru­ją­cych pytań, które mogłyby posłu­żyć do nawią­zy­wa­nia z dziećmi roz­mów innych niż te doty­czące codzien­nej domo­wej logi­styki. Pytań, które pomo­głyby rodzi­com bli­żej poznać wła­sne dzieci. Nie są to pyta­nia mające spra­wić wra­że­nie inte­li­gent­nych i wyra­fi­no­wa­nych; ich cel jest inny: roz­po­czę­cie szcze­rej roz­mowy.

Zebra­łam sto pytań, za pomocą któ­rych rodzice mogą w for­mie zabawy zachę­cić dzieci do dys­ku­sji – bez pod­tek­stów, bez kon­kret­nego ukry­tego celu, poza tym już wspo­mnia­nym: dowie­dzieć się wię­cej o emo­cjach i myślach swo­ich synów i córek. Pyta­nia te można zada­wać dzie­ciom w wieku od mniej wię­cej czte­rech, pię­ciu lat, a nawet nasto­lat­kom i doro­słym.

Pod każ­dym pyta­niem znaj­dziemy puste miej­sce na wła­sne wpisy. Możemy tu zano­to­wać odpo­wiedź dziecka – dzięki czemu książka sta­nie się rodza­jem pamięt­nika, w któ­rym spi­szemy kon­cep­cje, roz­wa­ża­nia i emo­cje naszych potom­ków – ale i wła­sne prze­my­śle­nia i pomy­sły, na przy­kład na kolejne pogłę­bia­jące temat roz­mowy. Każde pyta­nie opa­trzone jest też dodat­ko­wymi mini­py­ta­niami, które pozwa­lają nieco roz­bu­do­wać temat.

Zanim przej­dziemy do sedna, czyli do stu pytań, znaj­dziemy w książce garść prak­tycz­nych porad na temat tego, w jaki spo­sób możemy jako rodzice wspo­móc pro­ces komu­ni­ka­cji z naszymi dziećmi, zarówno na co dzień, jak i przy spe­cjal­nych oka­zjach.

Jak możemy polep­szyć jakość roz­mów z naszymi dziećmi? Jakie postawy i tech­niki komu­ni­ka­cyjne spraw­dzą się i pozwolą nam z powo­dze­niem nawią­zać z dziec­kiem dys­ku­sję? Jak możemy zor­ga­ni­zo­wać te roz­mowy, żeby prze­bie­gały w kon­struk­tyw­nej atmos­fe­rze, a dziecko chęt­nie dzie­liło się z nami prze­my­śle­niami? Piszę też o tym, w jaki spo­sób uspraw­nić komu­ni­ka­cję w szcze­gól­nie trud­nych oko­licz­no­ściach – kiedy na co dzień w rodzi­nie panują kon­flikty i stres, a także, kiedy rodzice się roz­stają.

W książce znaj­dziemy rów­nież roz­dział doty­czący dziad­ków, któ­rzy dla wielu dzieci są wyjąt­kowo waż­nymi człon­kami rodziny. Czym cechuje się komu­ni­ka­cja mię­dzy nimi a wnu­kami? Jak to wyko­rzy­stać?

Życzę miłej lek­tury i rów­nie miłych roz­mów!

Część 1

Rodzice a dzieci – jak możemy pomóc w two­rze­niu atmos­fery dobrej roz­mowy?

Dar nie­po­dziel­nej uwagi

Czy pamię­ta­cie, z kim jako dziecko roz­ma­wia­li­ście naj­chęt­niej? Z kim roz­mowy spra­wiały wam naj­wię­cej przy­jem­no­ści? Zada­łam to pyta­nie kilku oso­bom, zarówno doro­słym, jak i dzie­ciom.

Tho­mas, 41 lat

Naj­pięk­niej­sze roz­mowy pro­wa­dzi­łem z bab­cią, sie­dząc na ławie w kuchni. Bab­cia potra­fiła słu­chać mnie bez końca, robiąc przy tym nie­ustan­nie na dru­tach. Mogłem powie­dzieć jej wszystko. Inte­re­so­wał ją każdy szcze­gół. No i zawsze miała czas. Nie­zmien­nie byłem w cen­trum jej uwagi.

Beatrice, 38 lat

Od dzie­ciń­stwa naj­lep­sze roz­mowy pro­wa­dzę z Andreą, moją przy­ja­ciółką. Zna mnie od pierw­szej klasy i dosko­nale wie, jaka jestem. Ni­gdy się nie boję opo­wia­dać jej o moich spra­wach i nie czuję wstydu. Wiem, że u niej moje sekrety są bez­pieczne.

Lea, 8 lat

Naj­bar­dziej lubię, kiedy przy­jeż­dża moja cio­cia Lisa. Bawimy się wtedy w cyrk, jestem akro­batką, a cio­cia ogląda moje pokazy. Opo­wia­dam jej, co robię, a ona zawsze uważ­nie słu­cha.

Linus, 11 lat

Naj­le­piej roz­ma­wia mi się z tatą, tuż przed pój­ściem spać. Mogę opo­wie­dzieć mu wszyst­kie swoje tajem­nice. Słu­cha mnie i opo­wiada, jak to było, kiedy on cho­dził do szkoły. To mi się naprawdę podoba.

Dobre, war­to­ściowe roz­mowy wiążą się z zain­te­re­so­wa­niem oka­za­nym dru­giej oso­bie, z poświę­ce­niem jej czasu, z zaufa­niem jej. Czu­jemy, że dla naszego roz­mówcy jeste­śmy w tej chwili naj­waż­niejsi na świe­cie. Zarówno z wypo­wie­dzi doro­słych, jak i dzieci wyraź­nie wynika, co sta­no­wiło ten magiczny czyn­nik, dzięki któ­remu zwy­kła roz­mowa sta­wała się lep­sza od innych: nie­po­dzielna uwaga dru­giej strony!

Kiedy ktoś poświęca nam nie­po­dzielną uwagę, czu­jemy się doce­nieni i war­to­ściowi nie­za­leż­nie od tego, ile mamy lat. Takie momenty są ważne dla każ­dego. Doro­śli nie przy­znają tak otwar­cie jak dzieci, że tego potrze­bują. Młodsi potra­fią wyra­zić to bar­dzo wprost: miło jest być w cen­trum uwagi!

Kiedy ostat­nio zda­rzyło się, że roz­mówca czy roz­mów­czyni słu­chali was naprawdę uważ­nie? Z kim wtedy roz­ma­wia­li­ście? O czym? Spró­buj­cie przy­po­mnieć sobie tę roz­mowę i to pozy­tywne, cie­płe uczu­cie, które w was wywo­łała. Czu­je­cie to nawet teraz, gdy roz­mowa jest już tylko wspo­mnie­niem: przy­jem­nie jest wie­dzieć, że dla roz­mówcy jeste­śmy ważni.

Każ­demu zda­rzyło się być na takiej czy innej impre­zie, gdzie spo­tyka się masę ludzi i z nimi wita. Nie­któ­rzy są ser­deczni, mamy wra­że­nie, że naprawdę się cie­szą, że nas widzą. Inni, nim jesz­cze dobrze uści­sną nam rękę, już się roz­glą­dają, z kim jesz­cze powinni się przy­wi­tać, spraw­dzają, co też ich omija, kiedy poświę­cają czas nam. Ich roz­bie­gany, poszu­ku­jący wzrok mówi nam wyraź­nie, że są sprawy znacz­nie od nas waż­niej­sze. To nie­miłe uczu­cie – cza­sami wole­li­by­śmy, żeby ta osoba w ogóle do nas nie pod­cho­dziła, skoro wita się z nami od nie­chce­nia.

Wyobraźmy sobie za to, że roz­ma­wiamy z naszą drugą połówką lub z przy­ja­cie­lem. Dzwoni tele­fon, ale nasz roz­mówca nie odbiera, bo nie chce prze­ry­wać kon­wer­sa­cji z nami. To zupeł­nie inne uczu­cie. Jeste­śmy doce­niani, zauwa­żani. My i to, co dzieje się tu i teraz, to abso­lutny prio­ry­tet.

Gdyby udało się nam na co dzień wygo­spo­da­ro­wać choć kilka chwil, by prze­ka­zać naszemu dziecku dokład­nie taką wia­do­mość: „Jesteś w tej chwili w cen­trum mojej uwagi, nic innego się nie liczy” – byłby to wspa­niały dar nie tylko dla dziecka, ale i dla nas. W ten spo­sób two­rzymy bowiem oazę bli­sko­ści i bez­pie­czeń­stwa.

Dobre roz­mowy to pod­stawa bli­sko­ści

Po czym poznać dobrą roz­mowę? Naj­bar­dziej wymowne są uczu­cia, które w nas budzi. Dobra, praw­dziwa roz­mowa z dziec­kiem uszczę­śli­wia, wzmac­nia poczu­cie więzi i bli­sko­ści. Ważne jest, w jaki spo­sób ją nawią­zu­jemy i jak prze­biega. Dobre roz­mowy „płyną” – jedno zda­nie wartko prze­cho­dzi w kolejne. Dowia­du­jemy się cze­goś od naszego roz­mówcy, wyja­wiamy mu coś o sobie – nastę­puje wymiana myśli, dia­log, w któ­rym obie strony mają szansę się wypo­wie­dzieć i zostać wysłu­chane.

Dobre roz­mowy stwa­rzają nastrój inten­syw­no­ści i – o ile to moż­liwe – głębi. W cza­sie takich roz­mów nie jeste­śmy powierz­chowni, jak wtedy, kiedy upra­wiamy „small talk” czy wymie­niamy ese­mesy (które, oczy­wi­ście, rów­nież mogą być miłe). Prze­ciw­nie – mamy nie­odmien­nie wra­że­nie, że to, co się dzieje, jest zna­czące i ważne.

Rów­nież postronny obser­wa­tor dostrzeże, że osoby pogrą­żone w dobrej roz­mo­wie łączy wyjąt­kowa więź: ciała zwró­cone są jedno ku dru­giemu, spoj­rze­nia się spo­ty­kają, cza­sami zda­rza się dotyk, a mimika wyraża cie­pło i sza­cu­nek – to może być przy­ja­zny i pełen zain­te­re­so­wa­nia wyraz twa­rzy czy uśmiech.

Dobre roz­mowy pozo­stają w naszej pamięci, mają zna­cze­nie emo­cjo­nalne zarówno dla nas, jak i dla naszych dzieci, a dzięki temu – pozy­tywny wpływ na rela­cję. Mię­dzy nami a dziec­kiem rodzi się bli­skość. Szcze­gól­nie dobre roz­mowy zapa­dają w pamięć na lata i przy­po­mi­namy sobie z przy­jem­no­ścią, jak dawno temu, w śnieżny nie­dzielny pora­nek, sie­dzie­li­śmy w łóżku z kub­kiem kakao i roz­ma­wia­li­śmy.

Otwórz drzwi magii

Wyko­rzy­stuj oka­zje

Dobre roz­mowy mają w sobie magię. Mię­dzy stro­nami dia­logu rodzi się pozy­tywna ener­gia pły­nąca z więzi. Roz­mowa nie kuleje, nie jest błaha – spra­wia, że coś się zmie­nia.

Codzien­nie pro­wa­dzimy setki krót­kich roz­mów z dziećmi. Poma­gają nam orga­ni­zo­wać życie.

„Dzień dobry. Co zjesz na śnia­da­nie?”, „Strój na WF spa­ko­wany?”, „Na któ­rej lek­cji macie kla­sówkę?”, „Masz jakieś zada­nia do zro­bie­nia?”, „Wycho­dzisz po połu­dniu?”, i tak dalej. Rodzinna codzien­ność wymaga sko­or­dy­no­wa­nia nie­skoń­cze­nie wielu drob­nych szcze­gó­łów i wymiany rów­nie wielu infor­ma­cji.

To komu­ni­ka­cja słu­żąca kon­kret­nemu celowi. Two­rzy szkie­let naszej powsze­dniej egzy­sten­cji, łączy nas na płasz­czyź­nie orga­ni­za­cyj­nej. W sfe­rze emo­cjo­nal­nej nato­miast łączą nas roz­mowy oso­bi­ste, intymne, w któ­rych mówimy o posta­wach, uczu­ciach i potrze­bach naszych dzieci.

Cza­sami dobra roz­mowa rodzi się spon­ta­nicz­nie, w sytu­acji, w któ­rej się tego nie spo­dzie­wa­li­śmy. Cza­sami dzieci zadają pyta­nia albo rzu­cają jakąś uwagę mimo­cho­dem i czu­jemy, że nie można tego potrak­to­wać lekko ani tym bar­dziej zigno­ro­wać.

Lukas, dość nie­śmiały jede­na­sto­la­tek, jechał wła­śnie z matką na zaję­cia spor­towe, kiedy nie­ocze­ki­wa­nie zagad­nął ją o zmarłą nie­dawno bab­cię. Rodzina uni­kała poru­sza­nia tematu śmierci przy dzie­ciach – matka stra­ciła wcze­śnie młod­szego brata, a zanim ode­szła bab­cia, zmarło kil­koro innych krew­nych. Matkę Lukasa tak przy­gnę­biły te wyda­rze­nia, że nie chciała roz­ma­wiać o nich z dziećmi, aby i one nie musiały bory­kać się z tak trud­nymi i smut­nymi spra­wami. Kiedy jed­nak syn tak nie­ocze­ki­wa­nie i bez ogró­dek zapy­tał o śmierć – czego ni­gdy wcze­śniej nie robił – spon­ta­nicz­nie zje­chała na pobo­cze, zapar­ko­wała i cał­ko­wi­cie poświę­ciła się roz­mo­wie. Odpo­wia­dała szcze­rze na zada­wane przez Lukasa pyta­nia, rów­nież te, które doty­czyły jej wła­snego smutku. Dla obojga ten moment prze­ro­dził się w coś waż­nego – dia­log, w ramach któ­rego syn miał szansę zaspo­koić cie­ka­wość; pytał, a mama odpo­wia­dała. Sama była zdzi­wiona, że ta roz­mowa nie oka­zała się smutna czy przy­gnę­bia­jąca i że poczuła nawią­zu­jącą się mię­dzy nimi szcze­gólną nić. Nie pla­no­wała tego, ale w chwili gdy syn tak jasno dał sygnał, że potrze­buje roz­mowy, zorien­to­wała się, jaką wagę ma jego pyta­nie i zde­cy­do­wała otwo­rzyć na tę wymianę myśli. Roz­po­znała nada­rza­jącą się oka­zję do nawią­za­nia głę­bo­kiego, waż­nego kon­taktu i wyko­rzy­stała ją.

Samo­chód, pociąg, auto­bus to istotne miej­sca. Czę­sto to wła­śnie pod­czas podróży zaczyna się dia­log, cie­kawa roz­mowa. Zda­rza się, że wyko­rzy­stu­jemy czas spę­dzany w aucie czy innych środ­kach trans­portu na wyko­na­nie tele­fo­nów, które mamy jesz­cze w danym dniu „do odha­cze­nia”. Trzeba poza­ła­twiać sprawy, to fakt, i tego nie zmie­nimy. Może jed­nak przy­naj­mniej nie­które z nich mogą pocze­kać, a my dzięki temu zyskamy kilka chwil na roz­mowę z dziec­kiem czy dziećmi? W ogra­ni­czo­nej prze­strzeni, która sprzyja bli­sko­ści, potra­fią wypły­nąć tematy, które osta­tecz­nie owo­cują naprawdę przy­jemną wymianą myśli.

Ważne pyta­nia poja­wiają się ze strony dzieci także w sytu­acjach przy­go­to­wań, na przy­kład, kiedy rano zbie­ramy się do wyj­ścia, kiedy dziecko zakłada buty, tuż przed wyj­ściem z domu. Pię­cio­la­tek odzywa się znie­nacka: „Mamo, dla­czego tak strasz­nie się boję, kiedy robi się ciemno?” albo „Co będzie, kiedy umrę?”, a może „Czy zawsze trzeba kochać swo­jego bra­ciszka?”. To pyta­nia, dzięki któ­rym zauwa­żamy, że dziecko jest zaab­sor­bo­wane jakimś tema­tem i chcia­łoby o nim poroz­ma­wiać. Ponie­waż aku­rat jeste­śmy sku­pieni na spra­wach orga­ni­za­cyj­nych i przy­go­to­wa­niach do wyj­ścia, odpo­wia­damy czę­sto krótko, zdaw­kowo, myśląc, że wró­cimy do tematu póź­niej, kiedy będzie wię­cej czasu. Potem jed­nak zapo­mi­namy o tym, a może dziecko nie ma już chęci roz­ma­wiać. Jeśli uda nam się jed­nak w takiej napię­tej sytu­acji wygo­spo­da­ro­wać kilka minut, żeby pochy­lić się nad poru­szoną przez dziecko kwe­stią, mamy szansę zapo­cząt­ko­wać naprawdę wyjąt­kową wymianę myśli. Pię­cio­mi­nu­towe spóź­nie­nie do przed­szkola to coś, o czym za kilka dni i tak nikt już nie będzie pamię­tał, a roz­mowę z dziec­kiem będziemy wspo­mi­nać być może za kolejne tygo­dnie, nawet mie­siące. Szcze­gól­nie małym dzie­ciom trudno jest odsu­nąć pyta­nia „na póź­niej”. Ich umy­sły funk­cjo­nują jesz­cze na zasa­dzie „tu i teraz” – jeśli poja­wia się jakaś drę­cząca kwe­stia, nie ozna­cza to, że na­dal będzie zaj­mo­wała dziecko wtedy, kiedy my aku­rat znaj­dziemy na nią czas.

Otwórz się emo­cjo­nal­nie

Rodzice nie zawsze mają nastrój na pro­wa­dze­nie inten­syw­nej roz­mowy z dziec­kiem. Cza­sami jeste­śmy zbyt prze­cią­żeni, przy­gnę­bieni, nie czu­jemy się na siłach spro­stać pyta­niom potom­stwa czy wziąć na barki rów­nież ich zmar­twie­nia. Jeśli bra­kuje nam wewnętrz­nej rów­no­wagi, bo naszą uwagę odcią­gają zbyt mocno wła­sne uczu­cia i myśli, to będziemy w sta­nie wejść w dia­log tylko z dużym wysił­kiem i dużą dozą wewnętrz­nej dys­cy­pliny.

W pierw­szym rzę­dzie powin­ni­śmy więc zadbać o wła­sne wywa­że­nie emo­cjo­nalne. Łatwiej będzie nam spro­stać roli tro­skli­wych, hoj­nych wobec dzieci rodzi­ców, jeśli zadbamy też o sie­bie i będziemy pamię­tać o wła­snych potrze­bach. Nie można się zmu­szać do roz­mowy, wię­cej zyskamy, kiedy jeste­śmy zre­lak­so­wani, odprę­żeni i uważni; wtedy wej­ście w dia­log pój­dzie nam znacz­nie łatwiej. Jeśli bra­kuje nam zro­zu­mie­nia dla sie­bie samych, jeśli w gło­wie mamy mętlik, który nas roz­pra­sza, trudno mieć nadzieję na głę­bo­kie poro­zu­mie­nie z drugą osobą. Powin­ni­śmy zro­bić wów­czas coś, co pomoże nam wykla­ro­wać emo­cje i zna­leźć wyj­ście z labi­ryntu wła­snych zmar­twień. Zależ­nie od sytu­acji i wieku dzieci mogą wystar­czyć spa­cer, roz­mowa z przy­ja­ciółmi, relaks przy muzyce czy godzina tre­ningu. Kiedy poczu­jemy się lepiej sami ze sobą, sko­rzy­stają na tym rów­nież dzieci.

Jeśli cier­pimy z powodu prze­wle­kłego stresu, co może się zda­rzyć, gdy mamy trudną sytu­ację zawo­dową albo pro­blemy w związku, nie wystar­czą oczy­wi­ście doryw­cze zabiegi. Także w tym przy­padku powin­ni­śmy sta­rać się na co dzień sto­so­wać formy samo­po­mocy, takie jak sport, medy­ta­cja, zdrowe odży­wia­nie i odpo­wied­nia dłu­gość oraz jakość snu, ale może być też konieczne uzy­ska­nie wspar­cia z zewnątrz w postaci tera­pii indy­wi­du­al­nej albo gru­po­wej. Im lep­szy mamy kon­takt z wła­sną jaź­nią, im bar­dziej jeste­śmy zrów­no­wa­żeni, tym lepiej możemy reago­wać na nasze dzieci, trak­to­wać je z empa­tią i odpo­wied­nio regu­lo­wać to, co zdra­dzamy im na wła­sny temat. Kiedy czu­jemy się wewnętrz­nie zrów­no­wa­żeni i jeste­śmy w dobrej for­mie, mamy rów­nież siłę, aby pora­dzić sobie z tym, z czym mogą skon­fron­to­wać nas dzieci.

Otwórz się men­tal­nie

Czę­sto zda­rza się, że roz­ma­wiamy z dziec­kiem, ale myślami jeste­śmy zupeł­nie gdzie indziej, w duchu pró­bu­jemy coś porząd­ko­wać, orga­ni­zo­wać, myślimy o pracy, o rze­czach, które poszły nie tak, jak powinny; absor­bują nas roz­ma­ite tematy. To w pew­nym sen­sie nor­malne, jeste­śmy prze­cież tylko ludźmi, a nie super­ro­dzi­cami, któ­rzy stale przed­kła­dają potrzeby dziecka nad wła­sne.

Codzienna orga­ni­za­cja rodzin­nego życia i usta­la­nie roz­kładu dnia zazwy­czaj nie wyma­gają stu­pro­cen­to­wego zaan­ga­żo­wa­nia. Ale jeśli zależy nam na dobrej, inten­syw­nej komu­ni­ka­cji z dziec­kiem, powin­ni­śmy zaan­ga­żo­wać się w roz­mowę cał­ko­wi­cie i poświę­cić mu uwagę jako roz­mówcy. Płynna, inspi­ru­jąca obie strony roz­mowa jest moż­liwa wyłącz­nie przy uważ­nej obec­no­ści. Dla­tego ważne, aby pod­jąć świa­domą decy­zję o „odfil­tro­wa­niu” wszyst­kich roz­pra­sza­ją­cych bodź­ców, o skon­cen­tro­wa­niu się wyłącz­nie na dziecku i roz­wi­ja­ją­cej się roz­mo­wie. Tak jak w innych sytu­acjach, kiedy musimy lub chcemy poświę­cić całą swoją uwagę jed­nej kwe­stii, rów­nież i w tym przy­padku ozna­cza to, że men­tal­nie musimy stale być przy naszym roz­mówcy, odsu­wa­jąc na ten czas wszyst­kie inne myśli – nie zasta­na­wiać się, co jesz­cze mamy do zała­twie­nia, nie roz­wa­żać, co działo się ostat­nio w pracy, tylko skon­cen­tro­wać się na dia­logu. Patrzmy na dziecko, zwra­cajmy się do niego, dorzućmy od czasu do czasu ski­nie­nie głowy i nawiążmy do tego, co wła­śnie zostało powie­dziane – w ten spo­sób dziecko poczuje, że może liczyć na naszą wyłączną uwagę.

Ogrom­nym pro­ble­mem, jeśli cho­dzi o bez­po­śred­nie roz­mowy, są tele­fony komór­kowe. Aby roz­mowa prze­bie­gała bez zakłó­ceń, trzeba odło­żyć tele­fon poza zasięg wzroku, nie zer­kać na niego, nie nasłu­chi­wać; naj­le­piej także wyci­szyć dzwo­nek. Wpływ tele­fonów komór­ko­wych na życie rodzinne został okre­ślony w ramach bada­nia1 prze­pro­wa­dzo­nego online przez pro­du­centa opro­gra­mo­wa­nia anty­wi­ru­so­wego AVG Tech­no­lo­gies. Zebrano odpo­wie­dzi od rodzi­ców i dzieci (w wieku 8 do 13 lat) z Nie­miec, Fran­cji, Wiel­kiej Bry­ta­nii, Czech, USA, Austra­lii, Kanady, Nowej Zelan­dii i Bra­zy­lii. Łącz­nie w ankie­cie wzięło udział 6117 respon­den­tów – dzieci i doro­słych. Jedna trze­cia ankie­to­wa­nych dzieci przy­znała, że uważa, iż rodzice sku­piają uwagę na tele­fo­nie komór­ko­wym rów­nie czę­sto, o ile nie czę­ściej, niż na nich. Około połowa dzieci (54 pro­cent) stwier­dziła, że rodzice zbyt czę­sto zer­kają na komórkę. Na liście moż­li­wych złych nawy­ków zwią­za­nych z gadże­tami i elek­tro­niką 36 pro­cent dzieci wybrało jako naj­waż­niej­szą odpo­wiedź, że tele­fony komór­kowe roz­pra­szają rodzi­ców pod­czas roz­mów. 32 pro­cent spo­śród dzieci, które się na to skar­żyły, przy­znało, że przez to czują się nie­ważne. Ponadto na pod­sta­wie ankiety stwier­dzono, że jedna czwarta bio­rą­cych w niej udział rodzi­ców chcia­łaby, aby ich dzieci rza­dziej korzy­stały z komó­rek. Nie­mal jedna trze­cia wszyst­kich ankie­to­wa­nych doro­słych (28 pro­cent) uznała, że sama nie daje w tej kwe­stii dobrego przy­kładu dzie­ciom.

Znamy to z wła­snego doświad­cze­nia: jeśli opo­wia­damy o czymś przy­ja­ciółce, a ta usta­wicz­nie bawi się komórką, nie czu­jemy się dobrze, nie czu­jemy, że my, a tym bar­dziej nasza opo­wieść, jeste­śmy dla niej ważni. Jak reagu­jemy? Wyco­fa­niem. Jeśli przy­jaźń jest dla nas istotna, może decy­du­jemy się poru­szyć ten temat z przy­ja­ciółką, jeśli nie – po pro­stu uzna­jemy, że nie warto się z tą osobą dzie­lić naszymi prze­my­śle­niami.

Zada­niem naszych dzieci nie jest wska­zy­wa­nie nam naszych wad i prze­wi­nień. Jeśli nie czują się dostrze­żone w trak­cie roz­mowy, po pro­stu się wyco­fują. Na zwie­rze­nia mogą liczyć wyłącz­nie ci rodzice, któ­rzy dają dziecku poczu­cie, że je zauwa­żają, widzą i rozu­mieją.

Obok sku­pie­nia na dziecku to wła­śnie cie­ka­wość jest moto­rem uważ­no­ści. Cie­ka­wość to jed­nak cecha, którą wielu doro­słych zatra­ciło. Dzieci potra­fią oka­zy­wać ją otwar­cie, dzi­wić się rze­czom i zja­wi­skom, które je inte­re­sują, zachwy­cać się. Cie­ka­wość przy­daje prze­ży­ciom i reak­cjom inten­syw­no­ści.

Potra­fię sku­pić się na dziecku, śle­dzić jego wypo­wie­dzi, reago­wać na nie z zain­te­re­so­wa­niem i oka­zy­wać odpo­wied­nie emo­cje. Jed­nak praw­dzi­wie zaj­mu­jąca dla obu stron roz­mowa rodzi się przede wszyst­kim wtedy, kiedy czuję cie­ka­wość: Co dokład­nie chce prze­ka­zać mój syn, mówiąc to, co wła­śnie powie­dział? Co kryje się za jego sło­wami? Dla­czego mówi o tym aku­rat w tej chwili?

Cie­ka­wość popy­cha mnie do zgłę­bia­nia tematu, wypływa z mojej wewnętrz­nej potrzeby. Chcia­ła­bym naprawdę zro­zu­mieć moje dziecko. Reaguję w kon­kretny spo­sób, ponie­waż moty­wuje mnie zain­te­re­so­wa­nie, a nie dla­tego, że uwa­żam, iż tak wypada.

Do cie­ka­wo­ści nikogo nie można zmu­sić. Każdy z nas ma inne obszary zain­te­re­so­wań, a zatem różne sprawy go fra­pują. Ktoś słu­cha chęt­nie muzyki elek­tro­nicz­nej, a jego pasja popy­cha go nawet do tego, że sam pró­buje two­rzyć. Kogoś znów inte­re­sują motyle, i cie­ka­wość jest dla niego moto­rem do zgłę­bia­nia wie­dzy o życiu i róż­no­rod­no­ści tych owa­dów. Żadna z tych osób nie mogłaby zapewne wykrze­sać z sie­bie podob­nego zain­te­re­so­wa­nia dla hobby dru­giej. Ist­nieją też ludzie zain­te­re­so­wani… innymi ludźmi. Uwiel­biają roz­ma­wiać z nimi, a treść tych roz­mów jest w zasa­dzie mniej istotna, bo nie cho­dzi o to, żeby coś kon­kret­nego omó­wić, ale o to, żeby zgłę­bić istotę roz­mówcy. Takie osoby są zazwy­czaj lubia­nymi kom­pa­nami, bo potra­fią dać nam poczu­cie, że jeste­śmy inte­re­sujący i ważni.

Jeśli spró­bu­jemy pomy­śleć o tym, czym się pasjo­nu­jemy, czego doty­czy nasza cie­ka­wość, zauwa­żymy, że ten temat momen­tal­nie wyzwala w nas falę szcze­gól­nej ener­gii. Jeśli uda nam się choć iskrę tej ener­gii prze­ka­zać naszym dzie­ciom pod­czas roz­mowy, inten­syw­ność kon­taktu zwięk­szy się. To naprawdę duża róż­nica, jeśli dia­log prze­biega w atmos­fe­rze wza­jem­nej uwagi, cie­pła, zaan­ga­żo­wa­nia, jeśli jest w nim choć szczypta cie­ka­wo­ści. Cie­ka­wość zachęca nas bowiem do tego, żeby pró­bo­wać naprawdę zro­zu­mieć drugą stronę. Jeśli jeste­śmy cze­goś cie­kawi, otwie­ramy się i – dobrze się bawimy! Chcemy cze­goś się dowie­dzieć, a pro­ces, który pro­wa­dzi do zdo­by­cia tej wie­dzy, daje nam radość. Roz­mowa nie jest przy­krym obo­wiąz­kiem – takie podej­ście i dla nas, i dla naszego roz­mówcy zrobi ogromną róż­nicę.

Zda­rzało mi się pro­wa­dzić nie­jedną roz­mowę, w roz­ma­itych sytu­acjach i kon­tek­stach, i kiedy zauwa­ża­łam, że się „nie klei”, sta­ra­łam się men­tal­nie prze­łą­czyć na inny tryb. Kiedy decy­do­wa­łam się zmie­nić swój sto­su­nek do roz­mowy i podejść do roz­mówcy z auten­tyczną cie­ka­wo­ścią, od razu zauwa­ża­łam zmianę. Dzięki mody­fi­ka­cji mojego nasta­wie­nia zmie­niał się także poziom otwar­to­ści roz­mówcy, a to z kolei poma­gało otwo­rzyć się mnie. Nie­raz myśla­łam o kimś, kto usiadł obok mnie na przy­ję­ciu: „O nie, na pewno się nie doga­damy…”, a potem pro­wa­dzi­łam z tą osobą naprawdę pasjo­nu­jący dia­log. Wszystko zale­żało wyłącz­nie ode mnie – czy jestem cie­kawa dru­giej osoby, czy chcę ją zro­zu­mieć. Jeśli tak, zawsze znaj­dzie się jakiś temat do roz­mowy – bo tak naprawdę toczy się ona wokół roz­mówcy.

Nie tylko dzieci chcą czuć się sza­no­wane i doce­niane, każdy tego potrze­buje. Każdy pra­gnie mieć poczu­cie, że druga osoba naprawdę stara się go zro­zu­mieć. Jeśli do tego zauwa­żamy, że naszemu roz­mówcy próby poro­zu­mie­nia spra­wiają praw­dziwą radość i że roz­mowa nie jest pro­wa­dzona wyłącz­nie z uprzej­mo­ści ani nie jest wymu­szona, może poja­wić się w niej głęb­szy wymiar i spra­wić, że zbli­żymy się do sie­bie.

Buduj zaufa­nie

Bli­skość mię­dzy rodzi­cami a dziećmi powstaje wtedy, gdy trak­tu­jemy potom­stwo w spo­sób otwarty i bez uprze­dzeń. Wyczu­wamy tę bli­skość, kiedy dzieci otwie­rają się przed nami i chcą z nami roz­ma­wiać. Czu­jemy zaufa­nie, któ­rym nas darzą.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

AVG Tech­no­lo­gies, https://now.avg.com/digi­tal-dia­ries-kids-com­pe­ting-with-mobile-pho­nes-for-parents-atten­tion, dostęp z dn. 24.06.2015. [wróć]