Jak chronić swoje dziecko przed manipulacjami toksycznego rodzica - Christel Petitcollin - ebook + książka

Jak chronić swoje dziecko przed manipulacjami toksycznego rodzica ebook

Petitcollin, Christel

4,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 310

Data ważności licencji: 12/27/2028

Oceny
4,0 (10 ocen)
6
1
0
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MagdaReut

Nie oderwiesz się od lektury

W końcu ktoś nazywa rzeczy po imieniu!!!ta książka powinna stać się lekturą obowiązkową dla osób, które mają kontakt z osobami w trakcie rozwodu -przede wszystkim dla KURATORÓW,Sędziów Sądów Rodzinnych jak i nawet niestety psychologów,psychoterapeutów etc. Osobiście po przeczytaniu tej książki i w nadzieji ,że przeczytają to pewne osoby związane z ww. środowiskiem „czekam” (powinien być podwójny cudzysłów ) na zwykłe słowo PRZEPRASZAM,ponieważ starałam się w walce z manipulatorem i urzędniczą niewiedzą stosować wymienione środki wsparcia dzieci jak i siebie,a spotykałam się,z jak to ujęło dziecko w liście do Sądu,„kretyńskim” murem. Na szczęście dałam radę,ale i tak muszę trzymać gardę wysoko.
20

Popularność



Podobne


Wstęp

Wstęp

Dzień dobry,

Jestem matką, która od pię­ciu lat żyje w sepa­ra­cji z mężem. Kiedy się roz­sta­wa­li­śmy, nasza córka Chloé miała dwa latka. Mój eks wście­kał się o byle co, był agre­sywny i zawsze bar­dzo źle tak­to­wał mnie i małą. Kiedy zda­rzało mi się wcze­śniej przyjść do domu z pracy, cza­sem już na klatce scho­do­wej sły­sza­łam, jak na nią wrzesz­czy. Raz – Chloé miała wów­czas zale­d­wie roczek – ude­rzył ją, bo wypluła mus owo­cowy. Potem Chloé zaczęła wyry­wać sobie włosy. Zabra­łam ją do leka­rza. Powie­dział, że nie powin­nam się mar­twić, że to minie. Ja nato­miast wpa­dłam w depre­sję, a przez głowę prze­wi­jały mi się myśli samo­bój­cze.

Po jed­nej z kłótni, pod­czas któ­rej wygra­żał mi pię­ścią, spa­ko­wa­łam walizki i prze­nio­słam się do rodzi­ców, do innego mia­sta. Chloé zoba­czyła się z ojcem dopiero po sze­ściu mie­sią­cach. Wcze­śniej nie wyra­ził takiej chęci. Sędzina, która orze­kała w naszej spra­wie, stwier­dziła, że moja prze­pro­wadzka była świa­do­mym roz­dzie­le­niem rodziny.

Chloé skar­żyła się, że tata ją szar­pie, bije, przy­wią­zuje do łóżka paskiem. Wie­lo­krot­nie wra­cała od niego z obja­wami udaru sło­necz­nego, opa­rze­niami, sinia­kami czy ranami. Zgła­sza­łam siniaki i obra­że­nia leka­rzowi. Dwa razy wnio­słam skargę. Chloé była prze­słu­chi­wana na poli­cji, gdzie poka­zała, w jaki spo­sób jest bita. Uznano, że poli­cjant wpły­nął na odpo­wie­dzi dziecka. Mówiono mi, że zbyt­nio się nie­po­koję, że Chloé ma pro­blem z pod­po­rząd­ko­wa­niem się auto­ry­te­towi doro­słych, że jest zbyt żywio­łowa, nadak­tywna, że gdyby była grzecz­niej­sza, to nie draż­ni­łaby tatu­sia. Przez rok byli­śmy pod obser­wa­cją kura­tora. Dia­gnoza: wszystko w porządku. Chloé czuje się dobrze. Lgnie do taty. Nie boi się go. To pani jest prze­wraż­li­wiona. Przez rok mój eks zgry­wał świę­toszka.

Dzi­siaj Chloé ma sie­dem lat i znowu sły­szę od niej to samo. Oto kilka przy­kła­dów:

Kiedy się pomylę, bije mnie po twa­rzy albo wali książką po gło­wie.

Spo­licz­ko­wał mnie i rzu­cił na kanapę.

Tata na mnie nakrzy­czał, bo wypa­dła klamka z drzwi do jego pokoju. Zła­pał mnie obiema rękami za głowę i powie­dział: „Roz­trza­skam ją o ścianę”.

Ude­rzył mnie w twarz i popchnął, ale w ostat­niej chwili odzy­ska­łam rów­no­wagę.

Tata powie­dział, że albo nauczę się popraw­nie czy­tać i liczyć, albo wsa­dzi mnie pod prysz­nic z zimną wodą.

Powie­dział, żebym była dla cie­bie nie­miła, bo ty jesteś nie­miła dla niego.

Powie­dział, że daje mi sło­dy­cze, więc powin­nam być dla niego miła.

Powie­działa o tym swo­jej wycho­waw­czyni. W efek­cie zosta­łam wezwana na roz­mowę z psy­cho­lożką szkolną i dyrek­to­rem. Dyrek­tor oświad­czył, że prze­każe sprawę do kura­to­rium i że zor­ga­ni­zuje kon­fron­ta­cję z udzia­łem moim, ojca Chloé, psy­cho­lożki, wycho­waw­czyni i jego, tak aby każdy wziął na sie­bie swoją część odpo­wie­dzial­no­ści. Powie­działam mu, że Chloé doświad­cza obec­nie róż­nego rodzaju pre­sji i że ta sytu­acja wpływa na jej wyniki w nauce. Dyrek­tor odrzekł (z uśmie­chem na twa­rzy), że w isto­cie, Chloé doświad­cza pre­sji. „Jeśli jest pani skon­flik­to­wana z jej ojcem, to do pań­stwa należy zna­le­zie­nie wyj­ścia z tej sytu­acji. Ja roz­wią­zuję tylko pro­blemy natury szkol­nej”.

Zadzwo­ni­łam na 119 i skon­tak­to­wa­łam się z Enfance et Par­tage1. Pra­cow­nicy sto­wa­rzy­sze­nia nie mieli wąt­pli­wo­ści, że Chloé jest pod­da­wana prze­mocy, i zło­żyli zawia­do­mie­nie do odpo­wied­nich orga­nów. Ten czło­wiek jest praw­dzi­wym mani­pu­la­to­rem, zawsze przed­sta­wia sie­bie jako ofiarę. Każ­dego udaje mu się owi­nąć sobie wokół palca. Nie wiem już, co robić, żeby go zde­ma­sko­wać. Co Pani o tym myśli? Jak mam się zacho­wać pod­czas kon­fron­ta­cji w szkole? Czy to jest w ogóle legalne? Powin­nam przyjść z praw­ni­kiem? A może zna Pani psy­cho­lo­gów spe­cja­li­zu­ją­cych się w znę­ca­niu psy­chicz­nymi i mani­pu­la­cji, któ­rzy mogliby poświad­czyć na moją korzyść? Czy ma Pani namiary na jakie­goś praw­nika? Jestem zagu­biona. Chloé boi się swo­jego ojca.

To nie pierw­szy raz, kiedy w ramach wstępu do książki decy­duję się przy­to­czyć jeden z maili, które licz­nie do mnie wysy­ła­cie. Nie prze­sta­wi­łam w nim nawet prze­cinka (zmie­ni­łam tylko imię dziecka). Jego autor­kami, podob­nie jak wielu innych maili, mogłyby być prak­tycz­nie wszyst­kie matki, które zgła­szają się do mnie z prośbą o pomoc w kwe­stii mani­pu­lu­ją­cego part­nera. Sytu­acja, w któ­rej zna­la­zła się ta matka, a zwłasz­cza ta dziew­czynka, jest prze­raź­li­wie zwy­czajna.

Moi dro­dzy czy­tel­nicy, wiem – bo wielu z was mi o tym mówiło i pisało – że nie mogli­ście się docze­kać tej książki. Wasze ocze­ki­wa­nia są tak ogromne, że aż onie­śmie­la­jące. Jest tak wiele wąt­ków do poru­sze­nia! Jak odpo­wie­dzieć na wszyst­kie wasze pyta­nia? Jak mieć pew­ność, że dam wam naj­bar­dziej uni­wer­salny zestaw klu­czy, dzięki któ­rym uda wam się otwo­rzyć jak naj­wię­cej kłó­dek?

Oto więc na nowo sie­dzę przed białą kartką, gotowa, by prze­lać na papier wszystko, czego w ciągu dwu­dzie­stu lat prak­tyki zawo­do­wej dowie­dzia­łam się o mani­pu­la­to­rach i mani­pu­la­tor­kach. Tym razem będzie mowa o złu, jakie ci z pozoru nie­ska­zi­telni, lecz w rze­czy­wi­sto­ści nie­go­dziwi rodzice wyrzą­dzają swoim dzie­ciom. Jak wyja­śnić wam mecha­nizm tego szcze­gól­nego rodzaju mani­pu­la­cji i wska­zać spo­soby na zneu­tra­li­zo­wa­nie jego zgub­nych efek­tów?

Moim zamia­rem jest dać każ­demu nie­tok­sycz­nemu rodzi­cowi narzę­dzia nie­zbędne, by ustrzec dziecko przed wpły­wem mani­pu­la­tora lub – w miarę moż­li­wo­ści – spod niego uwol­nić. Ale chcia­ła­bym rów­nież, żeby ta książka sta­no­wiła kopal­nię wie­dzy dla wszyst­kich doro­słych, któ­rzy uczest­ni­czą w życiu dziecka: dal­szych krew­nych, opie­ku­nek, nauczy­cieli, leka­rzy, psy­cho­lo­gów i innych eks­per­tów, jak rów­nież pra­cow­ni­ków socjal­nych, media­to­rów, praw­ni­ków i sędziów. Bar­dzo bym chciała, aby ludzie mający wpływ na przy­szłość mani­pu­lo­wa­nych dzieci potra­fili zro­zu­mieć, co one prze­ży­wają – albo raczej czego doświad­czają – i dostrzec poten­cjal­nie szko­dliwe kon­se­kwen­cje mani­pu­la­cji, zarówno w krót­kiej, jak i dłu­giej per­spek­ty­wie.

Tym razem ja także mam pewne ocze­ki­wa­nia wzglę­dem was, moi czy­tel­nicy: chcia­ła­bym, żeby­ście wyko­rzy­stali wynie­sioną z tej książki wie­dzę, by zro­bić coś wię­cej, niż tylko chro­nić swoje wła­sne dzieci. Dziel­cie się nią wszę­dzie tam, gdzie może oka­zać się pomocna. Za każ­dym razem, gdy będzie­cie mieć taką moż­li­wość, otwie­raj­cie oto­cze­niu mal­tre­to­wa­nego dziecka oczy na jego cier­pie­nie. Wszyst­kie dzieci tej ziemi są naszymi dziećmi. To one stwo­rzą świat, w któ­rym się zesta­rze­jemy. Nie możemy pozwo­lić, by znę­cała się nad nimi psy­chicz­nie garstka nisz­czą­cych wszystko na swo­jej dro­dze nie­na­wist­ni­ków. Niech każdy weź­mie za to odpo­wie­dzial­ność. Niech nikt nie odwraca wzroku od prze­mocy, jakiej, być może, jest pod­da­wane dziecko sąsiada. Nauczmy się dostrze­gać i rozu­mieć, co się dzieje.

Pogo­dze­nie się z fak­tem, że ktoś mógłby inten­cjo­nal­nie dążyć do znisz­cze­nia innej osoby, bywa trudne. Nie­dawno pro­wa­dzi­łam szko­le­nie dla kadr kie­row­ni­czych na temat roz­po­zna­wa­nia i neu­tra­li­zo­wa­nia mani­pu­la­to­rów w śro­do­wi­sku pra­cow­ni­czym. Wszystko prze­bie­gało zgod­nie z pla­nem. Uczest­nicy byli pojętni, szybko się uczyli. Pod koniec dnia każdy potra­fił odróż­nić pra­cow­nika, który ma po pro­stu trudny cha­rak­ter, od pra­cow­nika, który mani­pu­luje, knuje i pod­ju­dza. Wszy­scy wyda­wali się zado­wo­leni z prze­biegu szko­le­nia, zain­te­re­so­wani narzę­dziami, które im pro­po­no­wa­łam, i chętni, by z nich korzy­stać. W duchu otwie­ra­łam już butelkę szam­pana: szes­na­ścioro nowych mena­dże­rów wypo­sa­żo­nych w wie­dzę, która pozwoli im chro­nić swo­ich pra­cow­ni­ków przed mob­bin­giem i prze­ciw­dzia­łać tok­sycz­nym zacho­wa­niom. Nie­stety pod­czas koń­co­wego brie­fingu jeden z nich oświad­czył z peł­nym prze­ko­na­niem: „Być może ma pani rację. Przy­pusz­czam nawet, że w mojej fir­mie jest kilku mani­pu­la­to­rów, bo pasują dokład­nie do przed­sta­wio­nego przez panią opisu. Ale chcę wie­rzyć w dobro. Ni­gdy nie uwie­rzę, że ist­nieją ludzie z gruntu źli”. Mój opty­mizm prysł w jed­nej chwili!

Być może pomy­śle­li­ście sobie, że ten mena­dżer był głupi. Otóż nie. Obiek­tyw­nie to był inte­li­gentny, dobry, otwarty i ser­deczny czło­wiek. I para­dok­sal­nie wła­śnie dla­tego tak trudno było mu pogo­dzić się z fak­tem ist­nie­nia mani­pu­la­cji. Czy­ste zło jest szczy­tem głu­poty. Jest tak absur­dalne i prze­ciw­sku­teczne, że dla nor­mal­nego czło­wieka staje się nie­zro­zu­miałe; zawie­sza poprzeczkę kre­ty­ni­zmu na tak wyso­kim pozio­mie, że inte­li­gen­cja nie radzi sobie z prze­szkodą; prze­kra­cza nasze wyobra­że­nie. Wypie­ra­nie obec­no­ści mani­pu­la­to­rów wśród nas jest jed­nak ryzy­kowne. Jeżeli bowiem pozwo­limy ple­nić się ste­ryl­nemu okru­cień­stwu, dopro­wa­dzimy ludz­kość do zguby.

Jeśli czy­ta­jąc kro­nikę kry­mi­nalną lub słu­cha­jąc wia­do­mo­ści, naty­kamy się na tę naj­bar­dziej per­fidną formę prze­mocy, wolimy myśleć, że sprawca uległ chwi­lo­wemu napa­dowi szału, po któ­rym z pew­no­ścią nastą­piło opa­mię­ta­nie. Czę­sto da się wów­czas usły­szeć uspra­wie­dli­wia­jące komen­ta­rze typu: „Nie należy pochop­nie osą­dzać, każ­demu zda­rza się w przy­pły­wie gniewu lub sza­leń­stwa popeł­nić straszne czyny”.

Z pew­no­ścią, ale mani­pu­la­to­rzy nie dzia­łają „w przy­pły­wie gniewu”, a ich sza­leń­stwo nie jest chwi­lowe: jest chro­niczne i dobrze ukryte. To osoby, które rze­komo kocha­jąc, świa­do­mie nie­na­wi­dzą. Czy­nią zło z zimną krwią i w wykal­ku­lo­wany spo­sób. Trudno to zro­zu­mieć, zwłasz­cza ich ofia­rom. Jak nor­mal­nie myślący czło­wiek miałby na serio roz­wa­żać fakt, że ktoś, nie mając żad­nego innego motywu niż tylko popi­sy­wa­nie się swoją wła­dzą lub roz­ła­do­wy­wa­nie nad­miaru fru­stra­cji, mógłby z pre­me­dy­ta­cją nisz­czyć inną osobę, przy­pie­ka­jąc ją na wol­nym ogniu i w ten spo­sób reali­zu­jąc z zim­nym wyra­cho­wa­niem i bez żad­nych wyrzu­tów sumie­nia swój plan destruk­cji? Mie­li­by­śmy ciarki, oglą­da­jąc to w kinie, a co dopiero w praw­dzi­wym życiu!

Jeżeli nawet mena­dżer wypiera ist­nie­nie mani­pu­la­cji w śro­do­wi­sku zawo­do­wym, mimo że ma przed oczami wszyst­kie potrzebne dowody i że cho­dzi tylko o pra­cow­ni­ków jego firmy – to może­cie sobie wyobra­zić, jak trudno dopu­ścić do sie­bie myśl, że to zja­wi­sko może zaist­nieć rów­nież w śro­do­wi­sku rodzin­nym, a zło jest wyrzą­dzane dziecku przez rodzica. Wydaje nam się, że wszy­scy rodzice kochają swoje dzieci. W nie­któ­rych przy­pad­kach to nie­stety nie­prawda. Bywa, że nie­wy­star­cza­jąco doj­rzały, a ego­cen­tryczny rodzic wysłu­guje się swo­imi dziećmi, sady­stycz­nie udo­wad­nia im swoją wyż­szość albo trak­tuje je instru­men­tal­nie, jako broń w spo­rze z dru­gim rodzi­cem. Napi­sa­łam tę książkę, chcia­ła­bym bowiem, żeby prawda o tej rze­czy­wi­sto­ści dotarła do wszyst­kich.

Źli tatusiowe, niedobre mamusie?

Jako że mani­pu­la­to­rzy to mistrzo­wie symu­la­cji i odwra­ca­nia kota ogo­nem, czę­sto zda­rza się, że o popeł­nione przez sie­bie zło oskar­żają drugą stronę. Atak to naj­lep­sza forma obrony! Kiedy więc dwoje rodzi­ców ma do sie­bie pre­ten­sje o to samo, skąd wie­dzieć, które z nich kła­mie, a które mówi prawdę? Czy brać w obronę bied­nych tatu­siów, któ­rym matka hetera unie­moż­li­wia kon­takty z dziec­kiem? Czy może sta­wać po stro­nie mam zarzu­ca­ją­cych ojcom znę­ca­nie się nad wła­snym potom­stwem?

Jak już mia­łam oka­zję zauwa­żyć w moich poprzed­nich książ­kach, mani­pu­la­to­rek jest rów­nie dużo, jak mani­pu­la­to­rów. Ale czy te pro­por­cje zmie­niają się w przy­padku rela­cji rodzic – dziecko? Czy mani­pu­lu­jące matki są tak samo tok­syczne jak mani­pu­lu­jący ojco­wie? Czy krzyw­dzą swoje dzieci rów­nie głę­boko?

W mojej książce Divor­cer d’un mani­pu­la­teur (Jak się roz­wieść z mani­pu­la­to­rem) zwra­ca­łam uwagę na fakt, że wśród kon­tak­tu­ją­cych się ze mną ofiar mani­pu­la­cji pano­wie, mimo że ostat­nio zaczęło ich przy­by­wać, sta­no­wili zde­cy­do­waną mniej­szość: mniej wię­cej 2–4% moich klien­tów. Bar­dzo nie­wielki odse­tek męż­czyzn doświad­cza­ją­cych pro­ble­mów w związku decy­duje się sko­rzy­stać ze spe­cja­li­stycz­nej pomocy. Wizyta u psy­cho­loga to prak­tyka sto­so­wana wciąż w przy­tła­cza­ją­cej więk­szo­ści przez kobiety. Minie więc jesz­cze sporo czasu, zanim męż­czyźni zaczną być ujmo­wani w sta­ty­sty­kach doty­czą­cych ofiar prze­mocy psy­chicz­nej.

Pano­wie, któ­rzy czy­tali wspo­mnianą książkę, usi­łu­jąc wyrwać się z rela­cji z tok­syczną part­nerką, narze­kali, że nie­ustan­nie musieli dosto­so­wy­wać mój kobiecy punkt widze­nia do swo­jej sytu­acji. W ich opi­nii powo­ły­wa­łam się głów­nie na przy­kłady męskiej mani­pu­la­cji. Nie mam złu­dzeń, że trzy­ma­jąc w rękach niniej­szą książkę, rów­nież będą krę­cić nosami. Nie chcia­ła­bym, aby mani­pu­lo­wani męż­czyźni czuli się wyklu­czeni, ale obiek­tywna prawda jest nie­stety taka, że 96% przy­kła­dów, jakimi dys­po­nuję, to opis cier­pie­nia doświad­cza­nego przez panie.

Swoją drogą, sys­te­ma­tyczne uży­wa­nie formy „mani­pu­la­to­rzy/mani­pu­la­torki”, żeby nikt nie czuł się pokrzyw­dzony, nie­po­trzeb­nie kom­pli­ko­wa­łoby mój wywód. Kiedy ana­li­zuję mecha­nizm pato­lo­gicz­nych zacho­wań mani­pu­la­tora w rela­cji z matką jego dzieci, jest oczy­wi­ste, że te same spo­strze­że­nia doty­czą lustrza­nej wer­sji tego mecha­nizmu w rela­cji mani­pu­la­torki z ojcem jej dzieci. Powta­rza­nie tych samych przy­kła­dów tylko po to, żeby za dru­gim razem odwró­cić role, niczemu by nie słu­żyło. Pano­wie, usły­sza­łam waszą prośbę i posta­ram się czę­ściej wspo­mi­nać o mani­pu­lo­wa­nych męż­czy­znach.

Ponie­waż męż­czyźni o wiele rza­dziej mówią o swo­ich pro­ble­mach, nie udało mi się zgro­ma­dzić zbyt wiele mate­riału, który pozwo­liłby mi się przyj­rzeć tech­ni­kom sto­so­wa­nym przez mani­pu­lu­jące matki. Zde­cy­do­wana więk­szość przy­kła­dów mani­pu­la­cji, które zamie­ści­łam w książce, doty­czy znę­ca­ją­cych się psy­chicz­nie ojców. Tych kilka histo­rii o kobie­cej mani­pu­la­cji, o któ­rych opo­wie­dzieli mi moi klienci, jest jed­nak dość poucza­ją­cych!

Skoro mowa o przy­kła­dach, chcia­ła­bym przy­to­czyć wyja­śnie­nie, które zamie­ści­łam w moich poprzed­nich książ­kach Divor­cer d’un mani­pu­la­teur oraz Jak nie dać sobą mani­pu­lo­wać2:

Pierwsi czy­tel­nicy mojego manu­skryptu dora­dzili mi, abym jasno dała do zro­zu­mie­nia, że wszyst­kie przy­ta­czane przeze mnie przy­kłady są auten­tyczne. Wyda­wały im się one nie­kiedy tak nie­praw­do­po­dobne czy wręcz kary­ka­tu­ralne, że uwa­żali je za kon­fa­bu­la­cje. Nic z tych rze­czy. Zapew­niam was, że niczego nie zmy­śli­łam i że wszyst­kie opi­sane sytu­acje zda­rzyły się naprawdę. Dla zapew­nie­nia ano­ni­mo­wo­ści oso­bom, które zwró­ciły się do mnie o pomoc i podzie­liły się swo­imi prze­ży­ciami, zmie­ni­łam tylko imiona boha­te­rów. Ci, któ­rzy doświad­czają mani­pu­la­cji na wła­snej skó­rze, wie­dzą, że nie prze­sa­dzam i z pew­no­ścią mogliby przy­to­czyć całą masę rów­nie nie­wia­ry­god­nych przy­kła­dów3.

Ta uwaga odnosi się rów­nież do niniej­szej książki: przy­ta­czane przeze mnie sytu­acje mogą wyda­wać się tak dra­ma­tyczne, że aż nie­wia­ry­godne, wszyst­kie są jed­nak auten­tyczne. Zagłę­bia­jąc się każ­dego dnia nieco bar­dziej w intymną prze­strzeń dys­funk­cyj­nych rodzin, uzy­ska­łam wgląd w mroczne dusze mani­pu­la­to­rów i sta­łam się świad­kiem ich sady­zmu, ale rów­nież bez­kre­snej głu­poty. Wiem, jak daleko są w sta­nie się posu­nąć. Chcia­ła­bym, żeby­ście wy też wie­dzieli. Zapew­niam was, że niczego nie zmy­śli­łam – nie­stety.

Na przy­kład pewien tata opo­wie­dział mi o nastę­pu­ją­cej sytu­acji: kiedy przy­je­chał po swo­ich dwóch synów, cztero- i dwu­latka, żeby zabrać ich na długi week­end, na jego oczach ich mama wrę­czyła każ­demu z chłop­ców plu­szowe serce, mówiąc łamią­cym się gło­sem: „Pro­szę, moje skarby: to serce mamusi, które do czasu waszego powrotu będzie nie­ustan­nie krwa­wić. Troszcz­cie się o nie. Nie zgub­cie”. Nie muszę chyba wyja­śniać, w jakim sta­nie emo­cjo­nal­nym chłopcy wsie­dli do samo­chodu taty. Czy to nie dosko­nały przy­kład czy­stego sady­zmu i głu­poty? Myśli­cie, że owa matka nie była w pełni świa­doma zła, jakie wyrzą­dza swoim dzie­ciom tylko po to, żeby dopiec swo­jemu eks? Co zro­bi­li­by­ście na miej­scu ojca? Jak byście roz­bro­ili tę sie­jącą znisz­cze­nie bombę psy­cho­lo­giczną?

Otóż jest to prost­sze, niż mogłoby się wyda­wać. Wystar­czy ze spo­ko­jem zasto­so­wać kontr­ma­ni­pu­la­cję. Trzeba tylko zacho­wać zimną krew i trzy­mać się fak­tów. W takim wypadku można powie­dzieć dzie­ciom: „To nie­prawda, że serce mamy krwawi, bo kiedy tak się dzieje, trzeba iść do szpi­tala. W ten spo­sób mama chce wam powie­dzieć, że jest jej smutno, że nie będzie was przez week­end. Ale nie musi się smu­cić przez cały czas. Może wyko­rzy­stać to, że jest sama, żeby odpo­cząć, posprzą­tać dom, wyjść do mia­sta albo spo­tkać się z przy­ja­ciółmi. Wy też nie musi­cie być smutni przez cały week­end. Zamiast smu­cić się, że roz­sta­je­cie się z mamą, a potem smu­cić się, że roz­sta­je­cie się z tatą, może­cie cie­szyć się, że widzi­cie tatę, a potem cie­szyć się, że wra­ca­cie do mamy. Roz­grzejmy plu­szowe ser­duszka mamy, żeby nie było im smutno, i scho­wajmy do walizki, gdzie będą bez­pieczne. A teraz chodźmy się poba­wić”. Ot i cała magia. Dzieci instynk­tow­nie łakną szczę­ścia, toteż szybko zapo­mną o ser­cach upchnię­tych na dnie torby.

Bar­dzo łatwym spo­so­bem na to, żeby tego rodzaju trau­ma­tyczne sceny nie roz­gry­wały się za każ­dym razem, kiedy przy­jeż­dża­cie po swoje dzieci, jest towa­rzy­stwo świadka. Mani­pu­la­to­rzy sza­le­nie dbają o swój wize­ru­nek. Obec­ność osoby trze­ciej spra­wia, że szlo­chy, łamiący się głos i roz­dzie­ra­jące jęki zni­kają jak za dotknię­ciem cza­ro­dziej­skiej różdżki. To doty­czy zarówno mani­pu­lu­ją­cych ojców, jak i matek. Dziwne, prawda?

W tej deba­cie nie opo­wia­dam się ani po stro­nie ojców, ani po stro­nie matek. Każ­dego dnia staję po stro­nie tego rodzica, który zroz­pa­czony bez­sil­nie przy­gląda się, jak tok­syczny part­ner nisz­czy jego dziecko. Przy­my­ka­nie oczu na cier­pie­nia doro­słych albo ich baga­te­li­zo­wa­nie jest mi więc obce. Ale jak­kol­wiek inten­sywny byłby ból tych odci­na­nych od swo­jego potom­stwa ojców i matek, pozo­staje on bólem doro­słych. Mój naj­więk­szy sprze­ciw budzi cier­pie­nie dzieci.

Oprócz kilku orga­ni­za­cji – któ­rym w tym miej­scu skła­dam naj­głęb­sze wyrazy sza­cunku – sku­pia­ją­cych się wyłącz­nie na pra­wach dziecka, takich jak na przy­kład L’enfant d’abord, nikt w naszych spo­łe­czeń­stwach, szer­mu­ją­cych na lewo i prawo poję­ciem „nad­rzęd­nego dobra dziecka”, nie jest dzi­siaj w sta­nie auten­tycz­nie dostrzec prze­ra­ża­ją­cej rze­czy­wi­sto­ści mal­tre­to­wa­nych psy­chicz­nie naj­młod­szych. W tej książce chcia­ła­bym więc sta­nąć po stro­nie dzieci, w spo­sób moż­li­wie neu­tralny i obiek­tywny, ape­lu­jąc do wszyst­kich zain­te­re­so­wa­nych o zdrowy roz­są­dek.

Część 1. Kilka faktów

Część 1

Kilka fak­tów

1. Kim jest „toksyczny rodzic” z piekła rodem?

1

Kim jest „tok­syczny rodzic” z pie­kła rodem?

Na począ­tek musimy w pełni zazna­jo­mić się z tymi posęp­nymi isto­tami, jakimi są mani­pu­la­to­rzy. Ist­nieją, jak świat świa­tem, a ich zamiary są nie­zmien­nie takie same: pra­gną zaspo­ka­jać swoje potrzeby naszym kosz­tem, kar­mić się naszą ener­gią i obar­czać innych odpo­wie­dzial­no­ścią za swoje chro­niczne nie­za­do­wo­le­nie. Tech­nika, którą się posłu­gują, zara­zem pro­sta i sprytna, zawsze oka­zuje się pie­kiel­nie sku­teczna. Cho­ciaż mówi się o nich coraz gło­śniej, wciąż nie­wiele wiemy na ich temat. I to mimo tego, że posłu­gują się iden­tycz­nym, tok­sycz­nym wzor­cem zacho­wań, a rela­cje ich ofiar są zawsze takie same. To dla­tego tak łatwo ich roz­po­znać: dzia­ła­nia mani­pu­la­to­rów, jak­kol­wiek szko­dliwe, są do znu­dze­nia prze­wi­dy­walne, a cechy cha­rak­teru na tyle ste­reo­ty­powe, że nie­kiedy aż kary­ka­tu­ralne. Chcia­ła­bym uści­ślić jedną kwe­stię: nie przy­pi­suję sobie nie wia­domo jakiej wie­dzy, po pro­stu ich postę­po­wa­nie jest nie­wia­ry­god­nie sche­ma­tyczne. Czę­sto sły­szę od moich czy­tel­ni­ków, że mogliby pod­kre­ślić na czer­wono całe aka­pity moich ksią­żek, bo ich treść tak bar­dzo odzwier­cie­dla to, czego doświad­czają ze strony swo­jego mani­pu­la­tora – jak­bym obser­wo­wała go na co dzień. Myślę, że każdy mógłby łatwo nauczyć się roz­po­zna­wać, kim są ci ludzie i jak dzia­łają. Instynk­tow­nie wyczu­wa­jąc obec­ność mani­pu­la­to­rów, sku­tecz­niej obro­nimy się przed ich nik­czem­nymi zamia­rami. Oby nad­szedł taki dzień, kiedy nikt już nie pad­nie ich ofiarą!

No więc kim są mani­pu­la­to­rzy? Jak dzia­łają? Dla­czego tacy są?

Przyjazna maska

Mani­pu­la­tor jest przede wszyst­kim czło­wie­kiem o dwóch twa­rzach: jed­nej, bar­dzo sym­pa­tycz­nej, dla ludzi z zewnątrz i dru­giej, posęp­nej i okrut­nej, którą zna tylko jego ofiara. Mani­pu­la­tor to czę­sto „atrak­cyjna osoba”. Lubią go ludzie, któ­rzy go dobrze nie znają. Jako że opi­nie z zewnątrz na temat mani­pu­la­tora są naj­czę­ściej pozy­tywne i pełne podziwu, ofiara rezy­gnuje z walki o uzna­nie swo­ich racji: „Nikt nie rozu­mie, dla­czego chcę odejść od tak wspa­nia­łego męża” albo „Moja żona ucho­dzi w oko­licy za świętą, tak bar­dzo poświęca się dla innych… A wobec mnie zacho­wuje się jak jędza!”.

Mię­dzy sło­wami a czy­nami mani­pu­la­to­rów ist­nieje cią­gły roz­ziew. W war­stwie wer­bal­nej jest ide­al­nie: kochają was. Robią wszystko, co mogą, żeby was uszczę­śli­wić. To wy ni­gdy nie jeste­ście zado­wo­leni. Zresztą i tak nie da się z wami nor­mal­nie poroz­ma­wiać… Tym­cza­sem, jeśli przyj­rzeć się fak­tom, ich dekla­ra­cje to zasłona dymna. Mani­pu­la­to­rzy nie prze­ja­wiają żad­nych spon­ta­nicz­nych odru­chów serca. Są zobo­jęt­nia­łymi, okrut­nymi, nie­kiedy wręcz nie­bez­piecz­nymi ego­istami, jed­nak maskują się tak sku­tecz­nie, że ich ofiary nie­ustan­nie wąt­pią w to, czego doświad­czają. „Prze­mknęło mi to przez myśl…”, powta­rzają czę­sto w gabi­ne­cie. Moja rada: nie słu­chaj­cie ich pięk­nych słów, wierz­cie tylko ich czy­nom.

Mani­pu­la­tor to wpraw­dzie czło­wiek tok­syczny i zły do szpiku kości, ale znaj­duje się poza krę­giem podej­rzeń – dopóki nie mamy wła­ści­wego klu­cza inter­pre­ta­cyj­nego do jego zacho­wań. Tak długo, jak nie zosta­nie roz­po­znany i spa­cy­fi­ko­wany, cie­szy się prze­ra­ża­jącą bez­kar­no­ścią, która staje się siłą napę­dową jego sza­lo­nej żądzy kon­troli. Im łatwiej prze­śli­zguje się przez oka w sieci norm spo­łecz­nych i praw­nych, tym moc­niej upaja się swoją wła­dzą i tym bar­dziej per­wer­syjny się staje. Jeżeli jest to roz­wie­dziony rodzic, skutki sady­stycz­nego auto­ry­ta­ry­zmu mani­pu­la­tora odczuwa dziecko; nęka on malu­cha, gdy nikt tego nie widzi, czer­piąc jed­no­cze­śnie nie­zdrową satys­fak­cję ze świa­do­mo­ści, że drugi rodzice wie, co się dzieje, i że cierpi z tego powodu, ale nie może wydać oprawcy, bo nikt mu nie uwie­rzy – nawet jego wła­sne dzieci.

Cztery sznurki manipulacji

Mani­pu­la­to­rzy pocią­gają za sznurki na cztery spo­soby: poprzez uwo­dze­nie, wik­ty­mi­za­cję, zastra­sza­nie i obwi­nia­nie.

Ich pierw­szą bro­nią jest uwo­dze­nie. Potra­fią być nie­zwy­kle urze­ka­jący i uwo­dzi­ciel­scy – do chwili, gdy wpad­nie­cie w ich sidła. Potem, kiedy mają was już w gar­ści i nie potrze­bują dłu­żej uda­wać, zrzu­cają swoją przy­ja­zną maskę. Bycie miłym nudzi ich, iry­tuje i męczy. To dla­tego, gdy tylko poczują, że prze­jęli nad wami kon­trolę, będą wam oka­zy­wać sym­pa­tię jedy­nie w towa­rzy­stwie innych ludzi albo wtedy, gdy podej­mie­cie próbę uwol­nie­nia się spod ich wpływu. Wów­czas nagle znów zro­bią się cza­ru­jący – jed­nak tylko na krótki czas i w mini­mal­nym wymia­rze: dokład­nie takim, jaki jest potrzebny, żeby uśpić waszą czuj­ność!

Mani­pu­la­to­rzy to rów­nież eks­perci od wik­ty­mi­za­cji. Potra­fią na zawo­ła­nie lamen­to­wać lub szlo­chać, roz­po­wia­dać wszem wobec o swo­jej nie­doli i przy­bie­rać cier­pięt­ni­cze pozy. Mogłoby się wyda­wać, że to kru­che i wraż­liwe istoty, choć w rze­czy­wi­sto­ści nic nie jest w sta­nie ich zra­nić i zawsze spa­dają na cztery łapy. Wie­dzą jed­nak, jak wzbu­dzić litość oto­cze­nia, które łatwo zapo­mina, kto jest praw­dziwą ofiarą.

Jeżeli ich wykrzy­wione gry­ma­sem bólu twa­rze nie wzbu­dzą w was wystar­cza­ją­cego w ich mnie­ma­niu współ­czu­cia, nie zawa­hają się użyć innego rodzaju pre­sji, mia­no­wi­cie gróźb – bez­po­śred­nich lub zawo­alo­wa­nych. Zastra­sza­nie jest kolejną z ich spe­cjal­no­ści. „Słono mi za to zapła­cisz!”, myślą sobie, kiedy odma­wia­cie pod­po­rząd­ko­wa­nia się ich woli. Wachlarz repre­sji jest sze­roki i róż­no­rodny: od uciąż­li­wych po okrutne. Ofiary szybko uczą się dostrze­gać gro­żące im nie­bez­pie­czeń­stwo i instynk­tow­nie mody­fi­kują swoje zacho­wa­nie, żeby unik­nąć pro­ble­mów.

Wresz­cie mani­pu­la­to­rzy bry­lują w sztuce odwra­ca­nia kota ogo­nem, bez mru­gnię­cia okiem oskar­ża­jąc was o to, za co sami pono­szą odpo­wie­dzial­ność. Wszystko jest waszą winą. Nie da się z wami roz­ma­wiać. To wy stwa­rza­cie pro­blemy. Jak­kol­wiek byście się sta­rali, ni­gdy nie spro­sta­cie ich wyma­ga­niom, bo jeste­ście naj­gor­szym/naj­gor­szą… do wyboru: mężem, żoną, rodzi­cem, kucha­rzem, maj­ster-klepką, gospo­dy­nią… W wyniku tej nie­koń­czą­cej się lita­nii oskar­żeń ofiary pogrą­żają się w poczu­ciu winy, tyleż obez­wład­nia­ją­cym, co irra­cjo­nal­nym.

Tym spo­so­bem, za pomocą zale­d­wie czte­rech sznur­ków, mani­pu­la­to­rzy zmie­niają was w swoją mario­netkę.

Trzy klucze manipulacji: wątpliwości, strach, poczucie winy

Świa­do­mość, że dali­śmy się zma­ni­pu­lo­wać, jest bar­dzo nie­przy­jemna. Do zwią­za­nego z tym poczu­cia winy docho­dzi kon­fu­zja wyni­ka­jąca z faktu, że nie wiemy, jak to się stało, oraz strach, że mogłoby nam się to przy­da­rzyć ponow­nie. Pod­da­jąc się tym sta­nom, spra­wiamy, że następ­nym razem mani­pu­la­to­rowi będzie jesz­cze łatwiej owi­nąć nas sobie wokół palca. Bo trzy klu­cze mani­pu­la­cji to: wąt­pli­wo­ści, strach i poczu­cie winy. Wystar­czy użyć jed­nego z nich, żeby wpra­wić w ruch błędne koło, w któ­rym odtąd będziemy krą­żyć jak cho­mik w koło­wrotku. Zamknięta w tym zacza­ro­wa­nym kręgu ofiara naj­pierw czuje się stłam­szona, potem stop­niowo nabiera prze­świad­cze­nia o sys­te­ma­tycz­nym nie­do­pa­so­wa­niu, by wresz­cie sta­nąć na kra­wę­dzi sza­leń­stwa. Wąt­pli­wo­ści prze­ra­dzają się w stan men­tal­nego otu­ma­nie­nia, a epi­zo­dyczny strach w per­ma­nentny lęk, któ­remu towa­rzy­szą spo­ra­dyczne napady paniki. Jeżeli zaś cho­dzi o poczu­cie winy, przy­biera ono postać syn­dromu sztok­holm­skiego, gdy wycień­czona ofiara prze­staje doszu­ki­wać się sensu w absur­dal­nej rze­czy­wi­sto­ści, w jakiej została zanu­rzona, i zaczyna uspra­wie­dli­wiać tok­syczną postawę swo­jego prze­śla­dowcy.

Odmóżdżone zombie

Ofiara, naj­pierw ocza­ro­wana, potem zdjęta lito­ścią, wresz­cie zastra­szona i pogrą­żona w poczu­ciu winy, przez długi czas stara się zro­zu­mieć, co się dzieje, i dosto­so­wać się do sytu­acji. Do chwili, gdy rezy­gnuje z doszu­ki­wa­nia się sensu w absur­dal­nym zacho­wa­niu mani­pu­la­tora. Wów­czas staje się „odmóż­dżo­nym” auto­ma­tem. Niczym zom­bie, bez­myśl­nie mu ulega, reali­zu­jąc jeden cel: za wszelką cenę unik­nąć kon­fliktu. Sęk w tym, że nęka­nie psy­chiczne to pro­ces, który raz roz­po­częty, nie zatrzy­muje się, a im dłu­żej trwa, tym więk­sze wyrzą­dza szkody. Oprawca upaja się swoją wła­dzą i szpry­cuje nie­na­wi­ścią, wpa­da­jąc w nałóg wła­snej tok­sycz­no­ści. Ofiara staje się jego nar­ko­ty­kiem. Ponie­waż mani­pu­la­tor sys­te­ma­tycz­nie zwięk­sza dawki swo­jego okru­cień­stwa, w pew­nym momen­cie osoba pod­dana mani­pu­la­cji musi zare­ago­wać, żeby oca­lić swoje życie. To szo­ku­jące: wszyst­kie ofiary, które w ciągu 20 lat mojej kariery zawo­do­wej zgło­siły się do mnie po pomoc, dekla­rują to samo: „Otar­łam się o śmierć!”.

Niedojrzali i złośliwi smarkacze

Jak mia­łam oka­zję sze­rzej wyja­śnić w moich poprzed­nich książ­kach, jestem prze­ko­nana, że pato­lo­gia, którą nazy­wamy nar­cy­stycz­nym drę­cze­niem czy destruk­cyjną mani­pu­la­cją, to przede wszyst­kim pro­blem nie­doj­rza­ło­ści psy­chicz­nej. Ow­szem, mani­pu­la­tor jest per­wer­syj­nym, nar­cy­stycz­nym para­no­ikiem. Ow­szem, więk­szość eks­per­tów wspo­mina o nie­doj­rza­ło­ści, ale jakby przy oka­zji, trak­tu­jąc ją jako sprawę dru­go­rzędną. Tym­cza­sem dla mnie nie­doj­rza­łość nie jest kwe­stią poboczną, lecz fun­da­men­talną dla oso­bo­wo­ści nar­cy­stycz­nych cechą, z któ­rej wynika cała reszta. Na pew­nym eta­pie swo­jego życia, przy­pusz­czal­nie na sku­tek pro­blemów emo­cjo­nal­nych lub – w pew­nych przy­pad­kach – neu­ro­lo­gicz­nych, roz­wój psy­chiczny przy­szłego mani­pu­la­tora doznał para­liżu i sta­nął w miej­scu. Jego ciało wciąż sie roz­wi­jało, ale umysł nie.

Ofiary mani­pu­la­cji dosko­nale wyczu­wają tę nie­doj­rza­łość. Dzie­cinne reak­cje ich drę­czy­cieli regu­lar­nie wpra­wiają je w osłu­pie­nie. Wpraw­dzie kiedy sto­icie twa­rzą w twarz z mani­pu­la­to­rem, wydaje się wam, że macie do czy­nie­nia z racjo­nal­nie myślą­cym doro­słym, ale w rze­czy­wi­sto­ści za tą sym­pa­tyczną maską kryje się co naj­wy­żej sied­mio-, ośmio- lub dzie­się­cio-, a w skraj­nych przy­pad­kach nawet pię­cio­la­tek, pod­stępny, zło­śliwy, źle wycho­wany i cał­ko­wi­cie głu­chy na wasze próby przy­wo­ła­nia go do porządku. Ta nie­doj­rza­łość wyja­śnia ego­cen­tryzm, okru­cień­stwo, despo­tyzm, kapry­śność i wybu­chowy cha­rak­ter mani­pu­la­to­rów. To zabor­cze, zazdro­sne, dba­jące wyłącz­nie o swój inte­res mało­laty w skó­rze sta­rze­ją­cej się szyb­ciej niż psy­chika, trzy­ma­jące się was jak rzep psiego ogona i robiące wszystko, żeby­ście przez cały czas i w każ­dych oko­licz­no­ściach zaj­mo­wali się tylko nimi i nikim innym. Mani­pu­la­to­rzy ni­gdy nie wyro­śli z dzie­cię­cej ilu­zji wszech­mocy.

Mam wam tyle nowych rze­czy do opo­wie­dze­nia, że nie chcia­ła­bym tra­cić czasu na ponowne wyja­śnia­nie tego, o czym pisa­łam w poprzed­nich książ­kach. Jeżeli chcie­li­by­ście zgłę­bić pro­ble­ma­tykę mani­pu­la­cji, nęka­nia psy­chicz­nego oraz wspo­mnia­nej nie­doj­rza­ło­ści, odsy­łam was do Jak nie dać sobą mani­pu­lo­wać oraz Divor­cer d’un mani­pu­la­teur.

Pew­nego dnia jeden z moich klien­tów nazwał mani­pu­la­to­rów „smar­ka­czami”. To bez dwóch zdań okre­śle­nie, które pasuje do nich naj­le­piej! Będzie­cie musieli nauczyć się komu­ni­ko­wać z nimi, bio­rąc poprawkę na ich nie­doj­rza­łość. Nie prze­ko­na­cie mani­pu­la­tora do swo­ich racji, może­cie tylko pró­bo­wać – w miarę moż­li­wo­ści nie­ustę­pli­wie – posta­wić mu gra­nice.

Pod­su­mo­wu­jąc: kim jest mani­pu­lu­jący rodzic? To osoba, która na pozio­mie psy­cho­emo­cjo­nal­nym szybko zosta­nie prze­ści­gnięta przez wła­sne dzieci i która jest zde­cy­do­wana mak­sy­mal­nie utrud­nić życie dru­giego rodzica.

2. Manipulatorzy w relacjach międzyludzkich

2

Mani­pu­la­to­rzy w rela­cjach mię­dzy­ludz­kich

Jak zacho­wuje się w towa­rzy­stwie czło­wiek, który jest pod­stęp­nym i zło­śli­wym smar­ka­czem o apa­ry­cji doro­słego? No cóż, kom­pli­kuje życie innym!

Tylko ludzie, któ­rzy nie znają mani­pu­la­to­rów albo mają z nimi spo­ra­dyczny kon­takt, uwa­żają, że są cza­ru­jący. Bli­scy z krę­gów pry­wat­nego i zawo­do­wego bar­dzo szybko mają ich po dziurki w nosie! Rodzina, przy­wy­kła do „trud­nego cha­rak­teru” mani­pu­la­tora, sto­icko znosi jego kaprysy, chci­wość, ego­izm i nagłe zmiany nastroju. Każdy ma świa­do­mość, że to intry­gant, ale nikt nie zdaje sobie sprawy, że celowo gene­ruje kon­flikty, bo uwiel­bia bruź­dzić.

Poniż­szy roz­dział poświę­cam więc w cało­ści pro­ble­ma­tyce zacho­wa­nia mani­pu­la­to­rów w rela­cjach mię­dzy­ludz­kich, aby przy­bli­żyć wam ich men­tal­ność i pomóc wła­ści­wie inter­pre­to­wać sytu­acje będące efek­tem ich intryg.

Manipulator w relacji z matką

Naszą pierw­szą rela­cją mię­dzy­ludzką jest rela­cja z matką. Co musiało się wyda­rzyć, żeby mani­pu­la­tor stał się tym, kim jest?

Toksyczna relacja z rodzicem

Mani­pu­la­to­rzy utrzy­mują tok­syczną, pato­lo­giczną rela­cję z wła­snym rodzi­cem prze­ciw­nej płci. Wspól­nie two­rzą dzi­waczny zwią­zek kazi­rod­czy, oparty na pozo­ro­wa­nej miło­ści i tlą­cej się nie­na­wi­ści, dekla­ro­wa­nej ule­gło­ści i pod­skór­nym sprze­ci­wie. Rodzic mani­pu­la­tora naj­czę­ściej sam jest tok­syczny. Od żon nar­cy­zów nie­jed­no­krot­nie można usły­szeć, że teściowa to „spe­cy­ficzna osoba”, która uprzy­krza im życie w cichym poro­zu­mie­niu z synem. Mani­pu­la­tor zaprze­cza, że jego matka jest zło­śliwa, albo baga­te­li­zuje ten fakt, bez słowa pozwa­la­jąc jej nękać synową, i odwraca kota ogo­nem, twier­dząc, że to żona utrud­nia i zaognia sytu­ację. Rów­nie tok­syczny duet potra­fią stwo­rzyć nar­cy­styczna kobieta ze swoim ojcem.

Według Mau­rice’a Hur­niego i Gio­vanny Stoll, auto­rów książki La haine de l’amour [Nie­na­wiść do miło­ści]4, kazi­rod­cze doświad­cze­nia są jed­nym ze źró­deł tok­sycz­no­ści w życiu doro­słym. Cho­ciaż trudno tego dowieść, podzie­lam ich intu­icję. Mani­pu­lu­jący męż­czyźni mieli w dzie­ciń­stwie trudną i nie­zdrową rela­cję z matką, nato­miast mani­pu­lu­jące kobiety – z ojcem. Ale nie zawsze pro­ble­mem jest rodzic prze­ciw­nej płci. Bywa, że w kazi­rod­czo nace­cho­wany zwią­zek z dziec­kiem wcho­dzi rodzic tej samej płci. Spo­tka­łam się nawet z kil­koma przy­pad­kami, gdzie tego rodzaju pato­lo­giczna rela­cja doty­czyła brata lub sio­stry. Kilka razy byłam świad­kiem, kiedy to sio­stra mani­pu­la­tora pilo­to­wała brata przez mean­dry pro­ce­dury roz­wo­do­wej. Przej­mo­wała także dziecko w wyzna­czone jego ojcu przez sąd dni opieki. Pewna ofiara, mówiąc o swoim dys­funk­cyj­nym mężu, zwie­rzyła mi się: „Mam wra­że­nie, że posłu­żył się mną, żeby spło­dzić dziecko, i że teraz chce mi je ode­brać i oddać je swo­jej sio­strze”. Jed­nak w przy­tła­cza­ją­cej więk­szo­ści przy­pad­ków mani­pu­la­tor sym­bo­licz­nie pło­dzi dziecko ze swoją matką – bo to ona naj­czę­ściej przej­muje opiekę nad wnu­kiem po roz­wo­dzie syna.

Nie­mniej tok­syczna jest postawa mani­pu­lu­ją­cych matek, które wyznaw­szy part­ne­rowi, że w dzie­ciń­stwie były mole­sto­wane przez ojca, regu­lar­nie zosta­wiają dziecko pod opieką „kocha­nego dzia­dziu­sia”.

Matka ich dzieci

Kiedy jest się doro­słym chłop­cem toczą­cym wojnę ze swoją matką, nie można mieć zdro­wej i satys­fak­cjo­nu­ją­cej rela­cji z kobie­tami w ogóle, zaś z part­nerką w szcze­gól­no­ści – zwłasz­cza gdy jest ona matką jego dzieci. Mani­pu­la­to­rzy wyrów­nują ze swo­imi żonami rachunki, któ­rych nie ure­gu­lo­wali ze swo­imi mat­kami. Żeby mieć pew­ność, że uda im się zdo­mi­no­wać part­nerki, jed­no­cze­śnie zapew­nia­jąc sobie ich opiekę, wybie­rają kobiety łagodne i opie­kuń­cze, co para­dok­sal­nie budzi w nich odrazę. Cie­pło, odda­nie, cier­pli­wość i zro­zu­mie­nie żony są nie do znie­sie­nia być może dla­tego, że przy­cho­dzą zbyt późno, przy­po­mi­na­jąc o ni­gdy nie­za­spo­ko­jo­nych potrze­bach z dzie­ciń­stwa. Co wię­cej, dla mani­pu­la­tora cie­pło może być tylko chwi­lową kal­ku­la­cją lub oznaką sła­bo­ści. To dla­tego im bar­dziej życz­liwa jest jego żona, tym bar­dziej rośnie jego para­noja, nie potrafi bowiem nadać sensu tej bez­in­te­re­sow­nej dobroci. Dopóki nie mają dzieci, mani­pu­la­to­rzy bez­par­do­nowo wyko­rzy­stują instynkt macie­rzyń­ski kobiety dla uzy­ska­nia więk­szej kon­troli nad nią, jed­no­cze­śnie gar­dząc jej ule­gło­ścią. Potem, kiedy żona uzy­skuje znie­na­wi­dzony i prze­ra­ża­jący sta­tus matki, sytu­acja ulega pogor­sze­niu: kobieta staje się wro­giem, któ­rego należy znisz­czyć. To tłu­ma­czy, dla­czego, sta­ty­stycz­nie rzecz ujmu­jąc, prze­moc mał­żeń­ska naj­czę­ściej zaczyna się w okre­sie ciąży. Tok­syczni mężo­wie stają się okrutni dla swo­ich żon, ponie­waż widzą w nich MATKI, któ­rych tak bar­dzo boją się i nie­na­wi­dzą.

W naj­lep­szym przy­padku mani­pu­lu­jący mężo­wie, uwi­kłani w kazi­rod­czą więź z rodzi­cem, stają się wyjąt­kowo ozię­bli w sto­sunku do cię­żar­nej żony. Są nie­obecni i zobo­jęt­niali. Według matek, które się do mnie zgło­siły, robią się zwy­czaj­nie cham­scy. Nie oka­zują żad­nych oznak czu­ło­ści. Nie poma­gają part­ner­kom i nie wspie­rają ich ani fizycz­nie, na przy­kład nosząc siatki z zaku­pami, ani psy­chicz­nie, wsłu­chu­jąc się w ich potrzeby. Nie­któ­rzy dopro­wa­dzają nawet do tego, że wyko­nują one zada­nia abso­lut­nie nie­do­pusz­czalne w ciąży, takie jak prze­pro­wadzka czy remont. Ciąża zresztą czę­sto zbiega się ze zmianą miej­sca zamiesz­ka­nia. Dyna­miczna, pełna pozy­tyw­nej ener­gii, nie­siona pra­gnie­niem stwo­rze­nia wła­snego gniazda przy­szła mama pakuje kar­tony, prze­suwa meble, chwyta za pędzel albo szpa­chlę i nie zauważa gbu­ro­wa­tej bier­no­ści męża. Myśli, że jest on po pro­stu nie­doj­rzały, i wie­rzy, że przyj­ście na świat dziecka otwo­rzy mu oczy. Ma nadzieję, że wów­czas wresz­cie zda sobie sprawę, że jest ojcem, i zmą­drzeje.

Nie mam świa­dectw doty­czą­cych cię­żar­nych mani­pu­lan­tek. Podej­rze­wam, że muszą być sza­le­nie despo­tyczne, kapry­śne i zrzę­dliwe. A ponie­waż ich mężo­wie są zazwy­czaj życz­li­wymi i opie­kuń­czymi ludźmi, pod­ku­lają ogon, zrzu­cają te zabu­rze­nia nastroju na karb huś­tawki hor­mo­nal­nej, i zaśle­pieni szy­bują bez­tro­sko na swo­jej chmurce, cie­sząc się, że wkrótce będą tatu­siami. Kilku ojców powie­działo mi, że ciąża była okre­sem, w któ­rym nagle prze­stali się liczyć, tak jakby, wypeł­niw­szy rolę samca roz­pło­do­wego, prze­stali być potrzebni.

Jeżeli zaś cho­dzi o tok­sycz­nych teściów, ich zacho­wa­nia są dosyć oso­bliwe. Gene­ral­nie reagują na wia­do­mość o spo­dzie­wa­nym wnuku w spo­sób nie­ade­kwatny do oko­licz­no­ści. Nie­któ­rzy nie potra­fią poha­mo­wać wście­kło­ści, inni oka­zują chłód, a jesz­cze inni zawłasz­czają sobie ciążę. „Wyglą­dało to tak, jakby miało się uro­dzić JEJ/JEGO dziecko”, zwie­rzyło mi się kilka kobiet, mówiąc o swo­jej teścio­wej, ale rów­nież kilku męż­czyzn, mówiąc o swoim teściu. Kazi­rod­cze skłon­no­ści odra­dzają się w momen­cie poja­wie­nia się wnu­ków!

Mani­pu­lu­jący ojco­wie rzadko są obecni pod­czas porodu. Kiedy już zja­wią się na oddziale położ­ni­czym, nie wyka­zują żad­nego zain­te­re­so­wa­nia swoją part­nerką i są cał­ko­wi­cie obo­jętni na wijącą się w beciku larwę, oczy­wi­ście o ile nie mają publicz­no­ści. Bo przy świad­kach od razu zabie­rają się za budo­wa­nie swo­jego wize­runku ide­al­nych mężów i tatu­siów!

Z rzadka zawłasz­czają dziecko, czy­niąc z niego od pierw­szych chwili po naro­dzi­nach swoją zabawkę, pozo­sta­wia­jąc matce rolę inku­ba­tora.

Póź­niej, gdy mani­pu­lu­jący ojco­wie obser­wują, jak żona speł­nia się w macie­rzyń­stwie, ogar­nia ich wście­kłość, a roz­anie­lone buzie matki i nie­mow­lę­cia zaczy­nają wzbu­dzać w nich zazdrość. Gesty czu­ło­ści i piesz­czoty uznają za nace­cho­wane ero­tycz­nie i koja­rzą je z kazi­rodz­twem. „Prze­stań trak­to­wać małego jak męż­czy­znę, to obrzy­dliwe!”, wykrzy­czał mąż żonie tulą­cej dziecko. „Co to, seks gru­powy?”, rzu­cił sar­ka­stycz­nie pewien tata w stronę mamy, która w łóżku mał­żeń­skim czy­tała książkę czworgu wtu­lo­nych w nią dzieci. Ana­lo­gicz­nie, mani­pu­lu­jące mamy będą miały pro­blem z zaak­cep­to­wa­niem zdro­wej rela­cji męża z dziećmi. Szczę­śliwy, czuły i opie­kuń­czy ojciec bez żad­nych zbo­czo­nych cią­got zwy­czaj­nie nie ma prawa ist­nieć!

W oby­dwu przy­pad­kach przyj­ście na świat dziecka spra­wia, że mani­pu­la­tor lub mani­pu­la­torka tracą wyłączną uwagę part­nera. Co gor­sza, part­ner zmu­sza ich, by wresz­cie doro­śli, doj­rzeli i zajęli waku­jące miej­sce rodzica. A to jest nie­wy­ba­czalne! Odtąd, sta­ra­jąc się odzy­skać part­nera na wyłącz­ność, codzien­nie słono będą mu się odpła­cać za jego nie­pełną dys­po­zy­cyj­ność.

Matczyne poczucie wszechmocy

Mani­pu­la­to­rzy to emo­cjo­nal­nie nie­doj­rzałe osoby, które zatrzy­mały się na eta­pie dzie­cię­cego myśle­nia magicz­nego oraz prze­ko­na­nia o wła­snej wszech­mocy. To wyja­śnia ich nie­ustanne kłam­stwa i zakli­na­nie rze­czy­wi­sto­ści, a więc także skraj­nie złą wolę. „Gadaj zdrów, to ja mam rację!”. Owa wiara w nie­ogra­ni­czoną spraw­czość, kar­miona w dzie­ciń­stwie per­mi­sywną postawą tok­sycz­nego rodzica, w doro­sło­ści mogła prze­trwać dzięki naiw­no­ści innych doro­słych, z któ­rych więk­szość łatwo daje się owi­nąć wokół palca. Osób na tyle świa­do­mych, że poten­cjal­nie mogłyby posta­wić gra­nice mani­pu­la­to­rom, jest zbyt mało, by w kli­ma­cie gene­ral­nego zaśle­pie­nia udało im się cokol­wiek zdzia­łać. Mani­pu­la­to­rzy cie­szą się więc przez całe życie nie­wia­ry­godną bez­kar­no­ścią – wycho­dzą cało z każ­dej opre­sji i zawsze spa­dają na cztery łapy. Ale przyj­ście na świat dziecka zagraża ich poczu­ciu wła­dzy. Kiedy żona zyskuje sta­tus matki, nie tylko prze­staje być do peł­nej dys­po­zy­cji męża, lecz także roz­wija w sobie siłę, pew­ność sie­bie oraz kom­pe­ten­cje, które do złu­dze­nia przy­po­mi­nają dzie­cięce poczu­cie wszech­mocy. To dla mani­pu­la­tora nie do znie­sie­nia. Jest ono bowiem zagro­że­niem dla jego poczu­cia wszech­mocy. Będzie więc musiał wszel­kimi środ­kami zdys­kre­dy­to­wać swoją żonę w roli matki. Naj­pierw nie­po­strze­że­nie, a potem coraz bar­dziej otwar­cie, mani­pu­la­tor będzie usi­ło­wał utrud­nić jej peł­nie­nie mat­czy­nych obo­wiąz­ków. Żona nie będzie mogła liczyć na jego pomoc, zwłasz­cza mię­dzy osiem­na­stą a dwu­dzie­stą, kiedy zwy­kle kąpie, karmi i kła­dzie dziecko spać. Dziw­nym zbie­giem oko­licz­no­ści to wła­śnie wtedy zaczną się tele­fony od teścio­wej, która długo będzie prze­trzy­my­wała młodą mamę przy słu­chawce, obra­ża­jąc się, jeśli ta ośmieli się roz­łą­czyć zbyt szybko. Żeby zakłó­cić moment usy­pia­nia nie­mow­laka, wystar­czy wró­cić póź­niej z pracy i naro­bić tro­chę hałasu. Za każ­dym razem, kiedy mama będzie pró­bo­wała posta­wić dziecku gra­nice, mani­pu­la­tor zrobi, co w jego mocy, żeby pod­ko­pać jej auto­ry­tet. Będzie uprzy­krzał jej życie, zachę­ca­jąc lato­rośl do nie­po­słu­szeń­stwa, a potem – do pro­wo­ka­cji. Nie prze­pu­ści żad­nej oka­zji, żeby oczer­nić ją, wydrwić czy skry­ty­ko­wać na oczach dziecka. Jego dzie­cięce poczu­cie wła­dzy musi mieć pierw­szeń­stwo przed mat­czy­nym poczu­ciem wła­dzy! W ten spo­sób, kie­ro­wany pod­skórną, długo doj­rze­wa­jącą w nim nie­na­wi­ścią i furią, mani­pu­la­tor wcho­dzi na ścieżkę per­ma­nent­nego i zacie­kłego kon­fliktu z dru­gim rodzi­cem.

Stosunek do innych dorosłych

Gdy wiemy, że mani­pu­la­tor jest dziec­kiem w skó­rze doro­słego, możemy wysnuć wnio­sek, że jego rela­cje z innymi doro­słymi opie­rają się na lęku i uwo­dze­niu. Niczym kla­sowy pupi­lek pró­bu­jący wkraść się w łaski nauczy­cielki, mani­pu­la­tor nie­ustan­nie stara się poka­zać z jak naj­lep­szej strony. Lęk przed zde­ma­sko­wa­niem spra­wia, że żyje w sta­nie per­ma­nent­nej samo­kon­troli. Pra­cu­jąc nad swoim wize­run­kiem czło­wieka nie­na­gan­nego, mani­pu­la­tor jed­no­cze­śnie zbiera infor­ma­cje, testuje swoje oto­cze­nie i segre­guje ludzi według kate­go­rii: bez­u­ży­teczny, uży­teczny lub przy­datny (do tej kate­go­rii zali­cza się „nia­nia”), ważny i nie­bez­pieczny.

Osoby bez­u­ży­teczne są lek­ce­wa­żone, igno­ro­wane i trak­to­wane z pogardą. Co naj­wy­żej można robić je w balona, szka­lo­wać, nękać lub drwić z nich dla zabi­cia czasu. Nie przy­słu­guje im nawet prawo do oglą­da­nia maski uwo­dzi­ciela! Zresztą, nawet jeśli w pew­nym momen­cie mogłyby oka­zać się uży­teczne, zawsze znaj­dzie się czas, żeby je ugła­skać. Ludzie mają tak krótką pamięć, tak bar­dzo łakną pochlebstw, tak łatwo tracą czuj­ność i dają sobą mani­pu­lo­wać!

Osoby uży­teczne lub przy­datne są… no cóż, uży­wane! Wystar­czy zapo­znać się z ich instruk­cją obsługi, by korzy­stać z nich jak z auto­ma­tycz­nych dys­try­bu­to­rów. Sznurki mani­pu­la­cji: uwo­dze­nie, litość, zastra­sza­nie i obwi­nia­nie, dzia­łają na więk­szość ludzi. Mani­pu­la­to­rzy mącą im w gło­wach, wyko­rzy­stują ich bez żad­nych skru­pu­łów i pozwa­lają się obsłu­gi­wać we wszyst­kich sfe­rach życia. Zawsze znaj­dzie się ktoś, kto przy­pil­nuje im dzieci, bez­in­te­re­sow­nie naprawi kran albo zastąpi ich w obo­wiąz­kach domo­wych. Z łatwo­ścią wyłu­dzą prze­ma­wia­jące na ich korzyść zezna­nia, tak mani­pu­lu­jąc świad­kiem, żeby ten nie zorien­to­wał się, że mija się z prawdą. Mani­pu­la­to­rzy potra­fią zapew­nić sobie pobłaż­li­wość, wręcz ciche bło­go­sła­wień­stwo poli­cji, śled­czych, media­to­rów, eks­per­tów, a nawet sędziów. Szczy­tem ich kunsztu jest jed­nak umie­jęt­ność obró­ce­nia każ­dej sytu­acji na swoją korzyść i takiego manew­ro­wa­nia, żeby nie musieli sami prze­śla­do­wać swo­ich ofiar, ponie­waż zaj­muje się tym ich oto­cze­nie. W ten spo­sób wiele osób jest drę­czo­nych nie przez swo­ich byłych part­ne­rów, ale przez ich nowe zdo­by­cze, a nie­kiedy nawet przez wła­sną rodzinę, którą mani­pu­la­to­rowi udało się prze­cią­gnąć na swoją stronę.

Do kate­go­rii osób uży­tecz­nych lub przy­dat­nych zali­cza się nie­odzowna „nia­nia”. Być może myśli­cie sobie, że mani­pu­la­tor szuka mamy albo taty. To nie do końca tak. Poję­cia „tata” i „mama” wzbu­dzają w nas emo­cje, które mogłyby stwo­rzyć błędne prze­ko­na­nie, że mani­pu­la­tor pra­gnie miło­ści, i tym samym ocie­plić jego wize­ru­nek. Nic z tych rze­czy. Mani­pu­la­to­rzy wyko­rzy­stują miłość dru­giej osoby, żeby wysłu­gi­wać sie nią w każ­dej sfe­rze życia. Ni­gdy nie odwza­jem­niają otrzy­ma­nego dobra, empa­tii czy współ­czu­cia. Ocze­kują od opie­kuna niań­cze­nia w peł­nym wymia­rze godzin, które idzie jesz­cze dalej niż zwy­kłe mat­ko­wa­nie. Opie­kun będzie ich loka­jem, sekre­tarką, księ­gową, sprzą­taczką, kel­ne­rem… krótko mówiąc: dar­mową asy­stentką od wszyst­kiego.

Jeżeli wydaje wam się, że jeste­ście dla mani­pu­la­tora rodzi­cem zastęp­czym, muszę was zmar­twić: jeste­ście co naj­wy­żej jego żywi­cie­lem! Jedna z moich szwaj­car­skich kole­ża­nek po fachu idzie jesz­cze dalej: jeste­ście tylko jeli­tem, któ­rego tasie­miec potrze­buje do prze­ży­cia… W moich poprzed­nich książ­kach roi się od przy­kła­dów, które poka­zują, że mani­pu­la­tor już w pierw­szej fazie rela­cji – kiedy jesz­cze twier­dzi, że was uwiel­bia – kal­ku­luje, jak mógłby was wyko­rzy­stać. Przy­kro mi, że muszę wam to powie­dzieć, ale od początku waszego związku tylko wy kocha­li­ście.

Jeśli cho­dzi o ważne i wpły­wowe osoby, mani­pu­la­tor nad­ska­kuje im i schle­bia, cza­ruje je i kupuje… Zna się na siatce wpły­wów. Mimo że z natury jest nie­wia­ry­god­nie źle wycho­wany (co prze­kłada się na ogromny tupet), kiedy trzeba, dosko­nale potrafi ope­ro­wać kodami spo­łecz­nymi. Pozo­ranc­two i odgry­wa­nie ról, żeby wywieść w pole imbe­cyli, dostar­czają mu wiel­kiej satys­fak­cji. W kon­tak­tach z wysoko posta­wio­nymi oso­bami mani­pu­la­tor wyko­rzy­stuje cały swój warsz­tat uwo­dzi­ciela: kom­ple­menty, obiet­nice, zaży­łość, mniej lub bar­dziej legalne przy­sługi – co, swoją drogą, pozwala mu trzy­mać ludzi w sza­chu… Tyle wystar­czy, by wmó­wić wam, że jeste­ście mu coś winni i warto byłoby się zre­wan­żo­wać. Gra­nice zaży­ło­ści i uwo­dze­nia mogą zostać prze­su­nięte bar­dzo daleko. Na przy­kład z tego, co na co dzień sły­szę od moich klien­tek, wyni­ka­łoby, że wielu mani­pu­la­torów płci męskiej jest zdol­nych zacią­gnąć do łóżka swoją praw­niczkę, byle tylko zapew­nić sobie powo­dze­nie na sali sądo­wej. Wyobra­żam sobie, że w przy­padku mani­pu­la­torek tak­tyka uwo­dze­nia jest jesz­cze sku­tecz­niej­sza. Po co się kry­go­wać? To naj­lep­szy i naj­tań­szy spo­sób zagwa­ran­to­wa­nia sobie solid­nej linii obrony!

Została nam kate­go­ria ludzi nie­bez­piecz­nych. Dla mani­pu­la­tora czło­wiek nie­bez­pieczny to taki, któ­rego nie zdo­łał owi­nąć sobie wokół palca. Mani­pu­la­to­rzy boją się osób prze­ni­kli­wych, które potra­fią zaj­rzeć pod ich maskę, nie­ma­ją­cych w swo­jej struk­tu­rze psy­chicz­nej wyło­mów, dzięki któ­rym można by nimi dowol­nie ste­ro­wać, natu­ral­nie prze­strze­ga­ją­cych pew­nych war­to­ści i umie­ją­cych sta­wiać gra­nice, i tych, które nie stają bez­wa­run­kowo po ich stro­nie. Przy­ja­ciele ofiary, ludzie, któ­rzy mogliby przyjść jej z pomocą lub zaświad­czyć na jej korzyść, ci, któ­rzy chcą „dobra dziecka” w sen­sie ogól­nym, a już nie daj Boże ich dziecka w szcze­gól­no­ści (co się tyczy „dobra dziecka”, jest to kon­cept, który mani­pu­la­to­rzy spryt­nie zawłasz­czyli i któ­rym sku­tecz­nie szer­mują pod­czas spraw roz­wo­do­wych!) – to osoby, któ­rych należy się wystrze­gać. Trzeba je znisz­czyć za wszelką cenę. Dozwo­lone są wszyst­kie środki: dys­kre­dy­to­wa­nie, szka­lo­wa­nie, nęka­nie, gro­że­nie, ata­ko­wa­nie, trzy­ma­nie na dystans, a przede wszyst­kim nasta­wia­nie ich prze­ciwko ofie­rze.

Jak zawsze, z jed­nej strony będą ci, któ­rzy dostą­pili zaszczytu oglą­da­nia sym­pa­tycz­nej i cza­ru­ją­cej maski mani­pu­la­tora, a więc uznają go za czło­wieka krysz­ta­łowo czy­stego, z dru­giej zaś ci, któ­rzy doświad­czyli nęka­nia na wła­snej skó­rze i poznali praw­dziwe obli­cze oprawcy, nie­wy­obra­żalne dla tych pierw­szych.

Między nami manipulatorami: rywalizacja w porozumieniu

Czę­sto pyta­cie mnie, co się dzieje, kiedy jeden mani­pu­la­tor spo­tyka dru­giego. Przede wszyst­kim należy pamię­tać, że mani­pu­la­tor jest samot­nym dra­pież­ni­kiem. Rzadko ma praw­dzi­wych przy­ja­ciół, a jeżeli już, są to ludzie nie­wia­ry­god­nie odważni! Wszystko, na co go stać, to powierz­chowne, inte­re­sowne rela­cje kole­żeń­skie, które zawsze koń­czą się kłót­nią. To intry­gant, który z każ­dym ma na pieńku, bo nie­zmien­nie pozo­staje w rela­cji wła­dzy i karmi się gene­ro­wa­nymi przez sie­bie kon­flik­tami. Jako że dłu­go­fa­lowo nie potrafi żyć w zgo­dzie z tymi samymi oso­bami, a ludzie prę­dzej czy póź­niej dowia­dują się, z kim mieli do czy­nie­nia, musi albo na jakiś czas wyco­fy­wać się z życia towa­rzy­skiego, albo regu­lar­nie zmie­niać zna­jo­mych. Kiedy naprawdę naroz­ra­bia, a nie ma żad­nych emo­cjo­nal­nych punk­tów zacze­pie­nia, nie zawaha się wyje­chać do innej czę­ści kraju albo nawet emi­gro­wać – żeby zatrzeć ślady, znik­nąć albo zgu­bić wie­rzy­cieli.

Jak przy­stało na dra­pież­nika, jeden mani­pu­la­tor instynk­tow­nie wyczuwa dru­giego. Jeżeli obaj znajdą się na tym samym tery­to­rium, polu­jąc na tę samą ofiarę, zapa­łają do sie­bie nie­na­wi­ścią. Jeżeli jed­nak nie będzie mię­dzy nimi rywa­li­za­cji, zakum­plują się jak dwóch baza­ro­wych cwa­niacz­ków, udzie­la­jąc sobie pomocy w osku­by­wa­niu swo­ich ofiar – wspól­nych lub każ­dego z osobna.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. 119 to fran­cu­ski numer alar­mowy, odpo­wied­nik funk­cjo­nu­ją­cych w Pol­sce nie­bie­skiej linii lub dzie­cię­cego tele­fonu zaufa­nia Rzecz­nika Praw Dziecka. Sto­wa­rzy­sze­nie Enfance et Par­tage jest orga­ni­za­cją pożytku publicz­nego, któ­rej celem jest ochrona praw dziecka oraz zapo­bie­ga­nie prze­mocy w rodzi­nie (przyp. tłum.). [wróć]

2. Ch. Petit­col­lin, Jak nie dać sobą mani­pu­lo­wać, tłum. K. Aru­sto­wicz, Feeria, Łódź 2020. [wróć]

3. Taż, Divor­cer d’un mani­pu­la­teur, Guy Trédaniel Éditeur, Paris 2012, s. 18. [wróć]

4. M. Hurni, G. Stoll, La haine de l’amour, L’Har­mat­tan, Paris 1996. [wróć]