Islamofobia jako technologia władzy. Studium z antropologii politycznej - Monika Bobako - ebook

Islamofobia jako technologia władzy. Studium z antropologii politycznej ebook

Bobako Monika

4,5

Opis

Islamofobia jest zjawiskiem, które od przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku coraz mocniej zaznacza się w życiu europejskich społeczeństw. Książka zawiera omówienie różnorodnych dyskursów antyislamskich, które konstruując islam jako zagrożenie, a muzułmanów jako „innych” i „obcych”, wyrastają często z bardzo odmiennych przesłanek. Niektóre z nich są częścią dyskursu krytycznego wobec religii w ogóle i wiążą się z oświeceniowymi ideami postępu, emancypacji i racjonalizmu, inne wyrastają z konserwatywnej troski o czystość chrześcijańskiego dziedzictwa i europejskiej tożsamości (a także jej narodowych wariantów). Punktem wyjścia jest dla autorki pytanie o to, w jakim stopniu współczesna islamofobia powtarza wzory znane z historii europejskiego antysemityzmu. Ważną część tekstu wypełnia refleksja na temat relacji między figurą Żyda jako Innego a procesami konstruowania symbolicznej obcości, jaką w europejskim kontekście zostają naznaczeni muzułmanie. Wiążąc te procesy z wydarzeniami polityczno-ekonomicznymi z ostatnich dekad, autorka przedstawia je na tle historycznych związków Europy z islamem. Pokazuje przy tym, w jaki sposób wytworzone w epoce kolonialnej orientalistyczne wyobrażenia na temat tej religii kształtują dzisiejsze nastawienia wobec muzułmanów. Poszukując odpowiedzi na pytanie o przyczyny wzmagającej się w Europie antymuzułmańskiej ksenofobii, autorka szczególną uwagę zwraca na przemiany ekonomiczne związane z rozwojem neoliberalnego kapitalizmu, a także z kryzysem logiki rozwojowej, na której ufundowana została zachodnia nowoczesność. Zastanawiając się na fenomenem polskiej „islamofobii bez muzułmanów”, podkreśla rolę, jaką w jej tworzeniu się odgrywa półperyferyjny charakter Polski.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 601

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wstęp

W 2009 roku w Poznaniu miał się pojawić Minaret. Nie chodziło jednak o budowlę towarzyszącą meczetowi, ale o artystyczną instalację, której autorką była Joanna Rajkowska. Projekt był odpowiedzią na zaproszenie, jakie władze miasta wystosowały do artystki z myślą o tym, aby w Poznaniu powstało coś porównywalnego do sztucznej palmy1, która stała się jednym z wizualnych symboli Warszawy. Podobnie jak warszawska palma, Minaret miał w oswojoną przestrzeń miasta wprowadzić element niezwykłości, który sprawiłby, że to, co powszednie, pokazałoby się w nowym świetle i  ujawniło niedostrzegane wcześniej, a obecne w tej przestrzeni, znaczenia.
Minaret nigdy nie został zrealizowany. W 2011 roku, po przeszło dwóch latach walki z przeciwnikami projektu, Joanna Rajkowska ogłosiła jego ostateczny „pogrzeb”. Gwałtowność kontrowersji, które wzbudził istniejąc tylko jako artystyczna koncepcja, zaskoczyła chyba także samą artystkę. Toczyły się one z udziałem mediów, środowisk akademickich, urzędników i zwykłych obywateli, zarówno w Poznaniu, jak i na scenie ogólnopolskiej2. Jak się okazało, Minaret dotknął najbardziej wrażliwych miejsc polskiej, w tym również poznańskiej tożsamości. Jego niepokojący i burzycielski charakter wiązał się z faktem, iż symbolizował islam.
Projekt Rajkowskiej zakładał przekształcenie nieużywanego komina przemysłowego w coś, co miało być imitacją minaretu Wielkiego Meczetu z Jenin, miasta leżącego na północy Zachodniego Brzegu Jordanu. Kluczowe znaczenie miała jednak planowana lokalizacja instalacji – wybrany przez artystkę komin znajdował się w połowie drogi między poznańską katedrą (Bazyliką Archikatedralną św. Piotra i św. Pawła) a budynkiem dawnej synagogi, która w 1941 roku została zamieniona przez niemieckie władze okupacyjne na pływalnię i w tej roli występowała do roku 2011. Rajkowska przedstawiała swój projekt jako wezwanie do refleksji nad polskim stosunkiem do inności, do muzułmanów, a także do zastanowienia nad udziałem naszego kraju w militarnych interwencjach w Iraku i Afganistanie. Fakt, że pierwowzór Minaretu znajdował się w Jenin oznaczał, iż w horyzoncie powiązanych z nim znaczeń obecny był również konflikt palestyński. Planowana lokalizacja pomiędzy dwoma miejscami w szczególny sposób symbolizującymi chrześcijaństwo i judaizm sprawiała, że odsyłał on jednocześnie do bardziej ogólnej kwestii związków między trzema wielkimi religiami abrahamowymi. Lokalizacja ta we wspomniany horyzont włączała także, z jednej strony, relację polskiego Kościoła katolickiego do muzułmanów i islamu, z drugiej – historię polskich, w tym także poznańskich, Żydów.
Przeciwko Minaretowi zaprotestowali mieszkańcy Poznania, którzy postrzegali go jako niepożądany – albo niezrozumiały – symbol obcości. Sprzeciw wyrazili także urzędnicy miejscy, którzy odrzucając projekt Rajkowskiej, ocenili go jako „obcy kulturowo”, wskazali, że „nakłada się on na osie widokowe” łączące katedrę i dawną synagogę, sugerowali, iż może być odebrany jako „prowokacja o charakterze religijnym” lub „próba ośmieszenia symbolu religijnego”, a ponadto, że „nie posiada on żadnych istotnych walorów artystycznych związanych z wydarzeniami kulturalnymi miasta Poznania”3. W dyskusjach wokół instalacji pojawiała się cała paleta antyislamskich argumentów, które wskazywały na związki islamu z terroryzmem, na wrogość, jaką wykazuje on wobec „cywilizacji Zachodu”, na jego niezgodność z ideą praw człowieka i szacunku dla kobiet. Krytyka płynęła zarówno ze strony tych, którzy posługiwali się kategoriami kulturowego dziedzictwa, tradycji i tożsamości, jak i tych, którzy mówili o nowoczesności i postępie.
Trwające kilka lat spory wokół Minaretu stały się czymś w rodzaju laboratorium, w którym można było obserwować, w skondensowanej formie, wyłaniające się polskie postawy wobec muzułmanów i islamu. „Laboratoryjny” charakter tej obserwacji wiązał się z faktem, iż wyrażane były one w reakcji na artystyczny eksperyment posługujący się imitacją, artefaktem (a właściwie dopiero jego zapowiedzią), który był raczej semantyczną grą z muzułmańskością niż jej ucieleśnieniem. Fakt ten zwracał zresztą uwagę na szczególny charakter polskich – choć tak naprawdę nie tylko polskich – strachów przed islamem. Z racji braku większej społeczności muzułmańskiej w Polsce strachy te już w punkcie wyjścia pokazywały, iż są nie tyle efektem interakcji z rzeczywistymi muzułmanami, ile raczej kodem, poprzez który artykułują się różnego rodzaju społeczne napięcia i aspiracje, niekoniecznie mające cokolwiek wspólnego z samym islamem.
Współpraca z Joanną Rajkowską przy okazji Minaretu, a także z Dorotą Grobelną, kuratorką projektu, była dla mnie impulsem do zajęcia się problemem islamofobii. Siła ataków i różnorodność krytycznych argumentów, z którymi konfrontowane były zarówno artystka, jak i kuratorka, uświadomiły mi, że „egzotyczność”, jaka w tamtym czasie w Polsce cechowała ciągle tematy związane z islamem, nie oznaczała, iż reakcje wobec tych tematów są czymś marginalnym czy akcydentalnym dla polskiego życia społecznego. W sporach wywo­łanych przez Minaret uderzające było to, że nie jedyną ich osią był ­podział na ksenofobicznych (antymuzułmańskich) zwolenników chronienia czystej narodowej tożsamości i prodemokratycznych zwolenników otwartości i różnorodności. Mapa stanowisk zajmowanych wobec islamu okazała się znacznie bardziej złożona. Jednak w sporach tych widoczne było coś jeszcze – poczucie dezorientacji. Była to dezorientacja spowodowana przez nieoczekiwane pytania i problemy, jakie projekt wydobywał na światło dzienne. Otwarcie wyrażało ją wielu sympatyków Minaretu, a także sama artystka.
Moje zainteresowanie problemem islamofobii podyktowane było chęcią odpowiedzenia na tę dezorientację. Wiązało się również z przekonaniem, że rozwikłanie skonfliktowanych narracji otaczających Minaret, czy w ogóle narracji na temat obecności islamu w Polsce i Europie, jest zadaniem, które dotyka najistotniejszych współczesnych kwestii o charakterze politycznym, etycznym i tożsamościowym.
Wywołana przez projekt sztucznego minaretu niechęć nie była oczywiście pierwszym przykładem antymuzułmańskich nastawień w Polsce. Równolegle do dyskusji wokół projektu Rajkowskiej w Warszawie toczyły się protesty przeciwko budowie meczetu, który miał powstać na Ochocie. Arabowie, utożsamiani zwykle z islamem, od lat stanowili najbardziej nielubianą przez Polaków grupę etniczną, a dominujący w polskich mediach sposób przedstawiania muzułmanów opierał się na negatywnych stereotypach4. W szerszym europejskim kontekście islamofobia miała już bogatą historię udokumentowaną choćby w raportach brytyjskiego think tanku Runnymede Trust czy Europejskiej Agencji Praw Podstawowych5. Od czasu projektu Minaret minęła jednak cała epoka. Zarówno w Polsce, jak i w Europie islamofobia znacząco ewoluowała, stając się coraz bardziej widocznym elementem życia społecznego i czynnikiem kształtującym polityczne decyzje. Ewolucję tę wyznaczyły reakcje na akty przemocy dokonywane pod hasłami islamu, przede wszystkim jednak wpłynęło na nią wzmożenie nacjonalistycznych nastrojów i związanej z nimi ksenofobii skupiającej się zwłaszcza wokół figury „muzułmańskiego imigranta”.
Narastanie atmosfery wrogości wobec wyznawców islamu nie ominęło także Poznania. Po ataku na redakcję „Charlie Hebdo” w Paryżu poznańskie Muzułmańskie Centrum Kulturalno-Oświatowe oblepione zostało antyislamskimi ulotkami, do związanych z nim osób wysyłano pogróżki, a ich dzieci zastraszano. Bezprecedensowa fala ksenofobicznych wypowiedzi i zachowań nastąpiła jesienią 2015 roku w kontekście tzw. kryzysu uchodźczego. Agresywnie antymuzułmańskie hasła przeniosły się wtedy z marginesów polskiego dyskursu publicznego do jego centrum, stając się zresztą jednym z ważnych żetonów w politycznej grze. W tej atmosferze w ruchliwym punkcie Poznania dotkliwie pobito Syryjczyka. Stało się to przy akompaniamencie rasistowskich wyzwisk i braku reakcji ze strony przechodniów. W tym samym okresie na jednym z poznańskich wiaduktów zawisł kilkunastometrowy baner, na którym w sąsiedztwie celtyckiego krzyża symbolizującego „białą dumę” umieszczono napis „Pray for Islamic Holocaust”.
Wspominam o tych wydarzeniach, wybiórczo zresztą, bez zamiaru tworzenia ich wyczerpującego kalendarium. Chodzi mi raczej o zwrócenie uwagi na fakt, że islamofobia – będąc częścią zmieniającej się rzeczywistości – jest czymś dynamicznym, a jej intensywność i przejawy zależą w dużym stopniu od doraźnych politycznych i społecznych uwarunkowań. Moje zainteresowanie tym zjawiskiem przyjęło sformalizowaną postać w 2012 roku, kiedy Narodowe Centrum Nauki przyznało mi grant na projekt „Współczesna humanistyka wobec problemu islamofobii w Europie”, którego efektem jest niniejsza książka. Ze względu na okoliczności ostatnich kilku lat realizacja projektu nabrała nieoczekiwanego charakteru. Islamofobia z czegoś po prostu aktualnego stała się w pewnym momencie czymś nieprzewidywalnym, co z każdym miesiącem ujawniało swoje coraz bardziej agresywne oblicze. I chociaż celem mojego przedsięwzięcia nie było katalogowanie przejawów islamofobii (co oznaczałoby konieczność ścigania się z lawinowo narastającą liczbą tychże przejawów), ale raczej poszukiwanie konceptualnych schematów, w ramach których jest ona racjonalizowana i nabiera waloru intelektualnej oraz politycznej oczywistości, ta zmieniająca się sytuacja nie pozostała bez wpływu na kierunek prowadzonych przeze mnie badań. Przede wszystkim jednak uświadomiła mi, że każda próba opisu tak zmiennego zjawiska, jakim jest obecnie islamofobia, z konieczności skazana jest na to, że pozostanie on niepełny, a sposób rozmieszczenia w nim akcentów szybko okaże się czymś domagającym się rewizji.
Czynnik związany z czasem, szczególna „temporalność” islamofobii, nie jest jedyną kwestią, którą chciałabym wspomnieć, mówiąc o powstawaniu prezentowanej tu książki. Drugą jest miejsce, pozycja, z której dokonuje się analizy, i związana z nią perspektywa. Jak pokazuję w kolejnych rozdziałach, kategorie pojęciowe i wyobrażenia, które zasilają współczesną islamofobię – jako coś dynamicznego i „doraźnego” – są w istocie bardzo głęboko wrośnięte w europejską kulturę i w utrwalone w niej sposoby odnoszenia się do nieeuropejskich innych. Analizowanie islamofobii okazuje się więc w gruncie rzeczy formą autorefleksji. Z jednej strony jest to bowiem refleksja, która odwołując się do historii, socjologii, antropologii i filozofii, musi skupić się na zasadach i procesach konstytutywnych dla europejskiej kultury i polityki. Z drugiej – jej przedmiotem musi się stać także coś znacznie mniej ogólnego i abstrakcyjnego, a mianowicie własne odruchowo przyjmowane schematy poznawcze i sposoby waloryzowania, bezrefleksyjnie akceptowane pozorne oczywistości, coś w rodzaju epistemologicznej „zaściankowości”, która towarzyszy zwykle takim lub innym formom społecznego i kulturowego uprzywilejowania6.
Moje myślenie o islamofobii dużo zawdzięcza doświadczeniom, które były dla mnie praktycznym ćwiczeniem z odwracania perspektywy, uświadamiania sobie partykularności własnego punktu widzenia i poszukiwania w nim tego, co może być zuniwersalizowane. Jednym z takich doświadczeń było wystąpienie poświęcone Minaretowi Joanny Rajkowskiej, jakie wraz z Andrzejem W. Nowakiem przedstawiłam na konferencji poświęconej sztuce i rozwojowi, która odbyła się w 2010 roku w Bamako, stolicy Mali, z okazji pięćdziesiątej rocznicy dekolonizacji tego kraju7. Wyzwaniem w tamtej sytuacji było znalezienie sposobu, który w afrykańskim, a jednocześnie muzułmańskim, otoczeniu pozwoliłby wyjaśnić nieeuropejskiej publiczności, złożonej z artystów, akademików i animatorów kultury, dlaczego sztuka publiczna polegająca na stawianiu sztucznych palm i minaretów na ulicach wschodnioeuropejskich miast ma tak wielki potencjał wywoływania kontrowersji. Zadanie to wymagało odwrócenia spojrzenia i dokonania czegoś w rodzaju „antropologizacji” tego, co europejskie, uczynienia tego – dla siebie – „innym”, po to, aby znaleźć język, który mógłby być czytelny poza partykularnym europejskim i polskim kontekstem.
Szczególne znaczenie dla mojego myślenia o problemach, które są tematem niniejszej książki, miały seminaria i wykłady, jakie przez kilka lat prowadziłam gościnnie w ramach programu studiów genderowych na uniwersytecie w Mostaganem w Algierii. Dyskutowanie z algierskimi studentkami i studentami kwestii związanych z feminizmem, islamem, europejskością i nieeuropejskością uświadomiło mi, jak bardzo znaczenie słów, teorii i problemów zmienia się w zależności od kontekstu. A także od tego, kto i wobec kogo je artykułuje. Inny kontekst oznacza inne układy krążenia idei i pojęć, inne związane z nimi stawki polityczne i tożsamościowe. Wspomniana tu „inność” nie wynika jednak z mitycznej kulturowej różnicy między takimi miejscami, jak Europa i Maghreb, Polska i Algieria, bo ta okazuje się bardziej nieuchwytna niż mogłoby się wydawać. Decydująca jest tu natomiast rola przyjmowanych przez nas ram interpretacyjnych, a przede wszystkim to, w jaki sposób są one zakorzenione w kulturowo i politycznie ugruntowanych relacjach władzy. Te algierskie dyskusje pozwoliły mi zrozumieć, jak bardzo islamofobia jako heterogeniczne zjawisko mieniące się politycznymi znaczeniami jest w istocie instrumentem władzy, czymś, co w tym tekście nazywam „techno­logią”.
„Historia Minaretu, który nie powstał”8, będąca główną inspiracją dla mojej refleksji nad problemem islamofobii, na poniższych stronach więcej się nie pojawia. Analizy zawarte w książce dotyczą jednak wielu wspominanych wcześniej motywów, które tworzyły pole powiązanych z Minaretem, choć nie zawsze jasno wypowiedzianych znaczeń. Są to więc kwestie dotyczące związków między tym, co muzułmańskie, chrześcijańskie i żydowskie, temat różnic i podobieństw między antysemityzmem i islamofobią, konflikt palestyński i jego powiązania z zachodnimi postawami wobec islamu, pytanie o prawa kobiet w islamie, sprawa relacji między religią i świeckością w polityce, problem relacji między polskim katolicyzmem a islamem. Jak się wydaje, także dla poruszanej przeze mnie kwestii powiązań między islamofobią i kapitalizmem można znaleźć symboliczne odzwierciedlenie w historii Minaretu – wkrótce po tym, jak uniemożliwiono mu zaistnienie m.in. ze względu na to, iż zaburzałby on (cenną z urbanistycznej i historycznej perspektywy) oś widokową między dawną synagogą a katedrą, oś tę bezpowrotnie zniszczył wielki komercyjny biurowiec postawiony w pobliżu komina, który miał się stać Minaretem.
Na koniec jeszcze jeden powód powstania tej książki. Jak pokazują ostatnie dekady, fale antymuzułmańskiej wrogości wzbierają w następstwie aktów przemocy dokonywanych w imię islamu. Dramatyzm tych wydarzeń, niezrozumiałe cierpienie i śmierć poruszają zawsze najbardziej skrajne emocje, wzbudzają strach, budują poczucie solidarności w obliczu zagrożenia, czasami prowokują wezwania do odwetu. Jednocześnie wywołują coś w rodzaju poznawczego zmrożenia, które ma swoje krótko- i długofalowe skutki. Jak pisze Nilüfer Göle, „każdy zamach sprawia, że czas się zawiesza. W jednej chwili bieg codziennego życia ulega załamaniu, umowa społeczna rozlatuje się na kawałki, następuje polaryzacja społeczeństwa. Oniemiali i głęboko poruszeni najpierw składamy hołd tym, którzy zginęli”9. Reakcje te są naturalne i zrozumiałe. Problemem jest to, iż w dłuższej perspektywie ten rodzaj społecznych przeżyć bywa instrumentalizowany na potrzeby ksenofobicznej polityki, w której interesie leży podsycanie strachu, blokowanie analizy, promowanie najprostszych „wyjaśnień” i „recept”. Niszcząca siła terroryzmu polega zatem także na tym, że tworzy on pozór prawomocności wątpliwych moralnie i poznawczo przekonań, które stają się pożywką interesującej mnie w tej książce islamofobii. Mam tutaj na myśli m.in. – choć nie tylko – akceptację zasady odpowiedzialności zbiorowej, pogardę dla ofiar przemocy nienależących do białego, zachodniego świata, czy utożsamianie ofiar z ich oprawcami, czego przykładem jest odrzucanie muzułmańskich uchodźców uciekających przed przemocą i stygmatyzowanie ich jako potencjalnych – na gruncie europejskim – sprawców tej przemocy.
W poniższych rozdziałach przyglądam się kilku najważniejszym mechanizmom stojącym za rozwojem wrogości, strachu i pogardy wobec muzułmanów, który od kilku dekad można obserwować w społeczeństwach zachodnich. Jednocześnie staram się zrekonstruować historyczne, socjologiczne i ideologiczne korzenie różnorakich ­islamofobicznych dyskursów, które coraz częściej pojawiają się w europejskiej sferze publicznej. Podejmuję tę pracę z nadzieją, że choć w niewielkim stopniu uda mi się przeciwstawić wspominanemu poznawczemu zmrożeniu, które spłaszcza społeczną rzeczywistość i czyni z niej pole gry dla najprymitywniejszych politycznych sił.
Podziękowania
Wiele wątków przedstawionych w poniższej pracy było przedmiotem seminariów i wykładów, które prowadziłam w ramach Pracowni Pytań Granicznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, na Uniwersytecie im. Abdelhamida Ibn Badisa w Mostaganem w Algierii, a także w Instytucie Studiów Zaawansowanych Krytyki Politycznej w Warszawie. Uczestniczącym w tych zajęciach studentkom i studentom, a także osobom mającym studia dawno za sobą, jestem wdzięczna za dyskusje, które stanowiły dla mnie ważną inspirację podczas pisania tej książki. Bezcennym doświadczeniem były dla mnie liczne debaty poświęcone polskiemu i europejskiemu stosunkowi do muzułmanów i islamu, w których jako prelegentka uczestniczyłam na zaproszenie zainteresowanych tym tematem instytucji kultury. Chciałabym tu zwłaszcza wymienić Teatr Polski w Poznaniu, Teatr Polski w Bydgoszczy, Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie i Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku. Organizowane w murach tych (a także wielu innych) instytucji spotkania gromadzące zróżnicowaną publiczność pomogły mi uświadomić sobie różnorodność tożsamościowych i politycznych stawek, jakie łączą się z kwestią obecności islamu w Polsce i Europie. Podczas pisania książki szczególne znaczenie miała dla mnie współpraca z prowadzonym przez Przemysława Wielgosza miesięcznikiem „Le Monde Diplomatique. Edycja polska”, który konsekwentnie podejmuje problemy dotyczące systemowych uwarunkowań nierówności społecznych, rasizmu, a także islamofobii. Trudno mi sobie wyobrazić powstanie poniższej pracy bez wsparcia i intelektualnej stymulacji, jakie zawdzięczam Dorocie Grobelnej i Błażejowi Warkockiemu oraz ich ­niesłabnącej gotowości do dyskusji. Pierwszym czytelnikiem i krytycznym komentatorem książki, a także cierpliwym świadkiem krystalizowania się zawartych w niej idei, był Andrzej W. Nowak, którego uwagi – nawet jeśli nie zawsze się z nimi zgadzałam – stanowiły dla mnie ważny punkt odniesienia i pozwoliły doprecyzować argumentację. Joannie Rajkowskiej wdzięczna jestem za inspirację oraz za zgodę na wykorzystanie zdjęcia z archiwum projektu „Minaret” na okładce. W wymiarze materialnym istotnego wsparcia dostarczyło mi Narodowe Centrum Nauki, które sfinansowało kierowany przeze mnie projekt badawczy „Współczesna humanistyka wobec problemu islamofobii w Europie”. Moje przekonanie o ważności wybranego tematu umocniła finałowa nagroda tygodnika „Polityka” dla młodych na­ukowców, jaką za ten projekt dostałam w 2012 roku. Wszystkim wymienionym osobom i instytucjom dziękuję za pozytywny wkład w moją pracę, odpowiedzialność za jej słabości leży całkowicie po mojej stronie.
Wcześniejsze wersje poszczególnych partii książki publikowane były jako artykuły w następujących czasopismach: „Theory, Culture & Society”, „Teksty Drugie”, „Przegląd Humanistyczny”, „Przegląd Religioznawczy”, „Praktyka Teoretyczna”, „Tematy z Szewskiej”, „Recykling Idei”.

Przypisy

1 Instalacja „Pozdrowienia z Alei Jerozolimskich” autorstwa Joanny Rajkowskiej od 2002 r. usytuowana na skrzyżowaniu ulic Aleje Jerozolimskie i Nowy Świat.
2 Dokumentacja tych kontrowersji znajduje się na stronie internetowej Joanny Rajkowskiej www.rajkowska.com oraz na stronie projektu www.minaret.art.pl.
3 Zob. uzasadnienie sądu konkursowego http://www.rajkowska.com/pl/wystawy/223 (dostęp 29.03.2017). Warto odnotować, że przedstawiając w ten sposób Minaret, sąd konkursowy całkowicie pominął obecność motywów orientalnych zarówno w historycznej, jak i współczesnej tkance miejskiej Poznania. Motywem takim jest choćby replika fontanny z Patio de los Leones (Podwórza Lwów) z Alhambry, która znajduje się na jednym z dziedzińców Centrum Kultury Zamek.
4 K. Pędziwiatr, Muslims in the Polish Media –the New Folk Devil?, „Arches Quarterly”, Winter 2010, vol. 4, ed. 7, s. 93; M. Marszewski, M. Troszyń­ski, Dyskurs wokół muzułmanów i islamu w polskim internecie, Warszawa 2015.
5 Raport Islamophobia: A Challenge for Us All, http://www.runnymedetrust.org /publications/17/74.html (dostęp 6.04.2017); http://fra.europa.eu/en/tags/islamophobia.
6 Zob. D. Chakrabarty, Prowincjonalizacja Europy. Myśl postkolonialna i różnica historyczna, Poznań 2011.
7 M. Bobako, A.W. Nowak, Redefining local identities through art. A case of the Polish public art project „Minaret”, wystąpienie na konferencji: Bamako Symposium on the Arts: Tapping Local Resources for Sustanaible Development in 21st Century, 22–30.07.2010, Bamako, Mali; zob. http://www.mobilityhuba frica.org/en/posts/127.
8 Taki tytuł miał cykl spotkań zorganizowanych w ramach festiwalu Malta w 2011 r., który był zamknięciem i podsumowaniem całego projektu Minaret (7 lipca 2011, Stara Rzeźnia w Poznaniu, http://www.rajkowska.com/pl/wystawy/223).
9 N. Göle, Muzułmanie w Europie. Dzisiejsze kontrowersje wokół islamu, Kraków 2016.
rozdział 1

Islamofobia jako przedmiot badań antropologii politycznej

Czy można podzielić ludzkość – jak w istocie ludzkość jest podzielona – na ewidentnie różne kultury, historie, tradycje, społeczeństwa, a nawet rasy, i przetrwać, w sensie ludzkim, konsekwencje takiego podziału? (…) czy istnieje jakikolwiek sposób uniknięcia wrogości, jaka zawarta jest w samym podziale ludzi na „nas” (ludzi Zachodu) i „ich” (ludzi Orientu)?1
Temperatura sporów wokół islamu i muzułmańskich mniejszości w Europie, a także związane z tymi sporami stawki polityczne pokazują, iż mamy współcześnie do czynienia z czymś, co może być określone jako „kwestia islamska”. Kwestia ta nie odnosi się jednak do samego islamu i muzułmanów, ale stanowi węzeł, w którym splatają się najbardziej zapalne problemy polityczne, społeczne oraz filozoficzne zachodnich społeczeństw. Kontrowersje wokół islamu dotyczą bowiem takich spraw, jak miejsce religii we współczesnym świecie, pytanie o kształt europejskiej tożsamości i jej narodowych wariantów, kwestia praw kobiet i wolności seksualnej, problem wolności słowa, bezpieczeństwa czy współczesnego sensu obywatelstwa. Nie bez znaczenia jest w tym kontekście fakt, iż kontrowersje te nieuchronnie wywołują drażliwe pytania o historię europejskiej kolonizacji, jej związki z aktualnymi procesami migracji z dawnych kolonii, a także o genezę systemu globalnych nierówności, które tę migrację stymulują. Istotne jest również to, że ściśle wiążą się one z przemianami geopolitycznymi, które sprawiły, że narracja „zimnej wojny” ustąpiła miejsca narracji „zderzenia cywilizacji” i „wojny z terroryzmem”.
W świetle powyższych spostrzeżeń bez ryzyka przesady można powiedzieć, iż refleksja nad spektrum aktualnych europejskich postaw wobec muzułmanów i islamu jest w gruncie rzeczy refleksją nad współczesną kondycją Europy. Refleksją tym bardziej potrzebną, że owa „wspólnota wyobrażona”, którą jest Europa, wydaje się przechodzić kryzys. W tych okolicznościach zaogniona „kwestia islamska” okazuje się symptomem wskazującym na wewnętrzne sprzeczności i napięcia tkwiące w zasadach, na jakich ufundowana została europejska nowoczesność. Może być więc traktowana jako swego rodzaju zwierciadło, które zmusza Europejczyków do przyjrzenia się sobie i postawienia – na nowo – pytań o współczesny sens europejskości, jej przyszłość, a także zapewne o istotne z dzisiejszego punktu widzenia, a wcześniej nieproblematyzowane, aspekty jej przeszłości.
Tematem książki jest islamofobia jako złożone zjawisko obejmujące różne przejawy strachu, wrogości i pogardy wobec islamu i muzułmanów2. W moim przekonaniu islamofobia – jak każda zresztą forma ksenofobii – nie sprowadza się jednak do sposobu odnoszenia się do innych. Jest bowiem przede wszystkim mechanizmem, który posługując się silnym przeciwstawieniem „swoich” i „obcych”, ma na celu ustanawianie lub stabilizowanie określonych relacji i hierarchii w obrębie społeczności tworzonej przez „swoich”. Faktycznym przedmiotem zainteresowania ksenofobii jest więc nie tyle tożsamość innego, jego obcość, a także domniemana groźba, jaką niesie ona ze sobą, ile przede wszystkim tożsamość własnej wspólnoty, jej kondycja moralna i wewnętrzny ład. Charakterystyczną cechą ksenofobii jest jednak to, że będąc w znacznym stopniu procedurą regulującą relacje wewnętrzne dla danej grupy, w swoich najbardziej widocznych, zewnętrznych przejawach skupia się ona na jej innych – czyli w interesującym mnie tutaj przypadku na muzułmanach, ich stylu życia, specyfice ich religii, na „muzułmańskiej psyche”. Sugerując, że źródła strachu, wrogości i pogardy wobec innego tkwią w nim samym, ksenofobiczne myślenie w naturalny sposób konstruuje taki jego obraz, który tę wrogość uzasadnia. W efekcie tworzy wyobrażenia i dyskursy na temat islamu i muzułmanów, które nie mają wiele wspólnego z rzeczywistością. Są raczej projekcją lęków i uprzedzeń, a tym samym samopotwierdzającą się strukturą poznawczą3.
W poniższym studium proponuję takie podejście do problemu islamofobii, które, nie negując specyfiki islamu, kwestionuje pogląd, jakoby źródłem europejskiej wrogości wobec muzułmanów była nieprzekraczalna obcość ich religii i kultury, a także „istotowa” niezgodność islamskich wartości z wartościami zachodnimi czy też (judeo)chrześcijańskimi. Pogląd ten jako wytwór myślenia orientalistycznego (które omawiam w kolejnych rozdziałach) traktuję bowiem nie tyle jako wyjaśnienie antymuzułmańskiej ksenofobii, ile raczej jako coś, co ją konstytuuje i z tego powodu musi się stać przedmiotem krytycznej analizy. W tym ujęciu badanie islamofobii wymaga zatem prześwietlenia mechanizmów, które odpowiadają za konstruowanie muzułmanów jako obcych, a islamu jako ostatecznego źródła tej obcości. Oznacza to, że przedmiotem zainteresowania jest tutaj w mniejszym stopniu sam „świat islamu”, w większym natomiast określona rola, jaką antymuzułmańskie dyskursy, wyobrażenia i działania pełnią w konstruowaniu, rekonstruowaniu, a czasami kontestowaniu określonych wizji europejskiego porządku społecznego, politycznego i kulturowego. W tym kontekście istotne jest także to, w jaki sposób (i dlaczego właśnie w taki) w określonym miejscu i czasie kodowana jest muzułmańska inność.
Wybierając islamofobię jako przedmiot badań, skupiam się na tych formach ksenofobii, które explicite odnoszą się do obcych identyfikowanych poprzez ich związek z islamem. Wielu badaczy podkreśla, iż we współczesnej Europie niechęć i wrogość wobec muzułmanów pojawia się równolegle z innymi formami ksenofobii i rasizmu. Wrogość ta w znacznym stopniu wymierzona jest w imigrantów oraz ich potomków, w przedstawicieli wyróżniających się mniejszości, w rozmaite kategorie ludzi „obcych kulturowo” lub po prostu postrzeganych w ten sposób. Z tego powodu badacze ci uważają islamofobię za szczególny przypadek szerszego fenomenu wrogości wobec innych czy obcych, choć zgadzają się, że we współczesnym teatrze nienawiści odgrywa ona coraz bardziej widoczną rolę4. Unikając skupiania się na samej islamofobii, jako swój cel stawiają oni wyjaśnienie ogólnych mechanizmów, które sprawiły, iż idea czystości kulturowej i potrzeba obrony własnej tożsamości stały się tak nośnymi hasłami politycznymi w dzisiejszej Europie5.
Moje podejście jest inne. Wyrasta ono ze spostrzeżenia, iż islamofobia jako zjawisko społeczne nie ma wyraźnie zaznaczonych konturów. W wielu sytuacjach rzeczywiście występuje równolegle z innymi formami ksenofobii czy rasizmu. Kluczowe jest jednak to, iż w innych się z nimi przenika i nakłada, co widać zwłaszcza w przypadku różnych form antyimigranckiej nienawiści czy arabofobii. Dzieje się tak m.in. dlatego, że ksenofobiczne postawy czy ideologie rzadko cechują się wewnętrzną spójnością i konsekwencją, rzadko też bazują na realnej wiedzy na temat innego. W ignoranckiej świadomości ksenofoba muzułmańskość może być oznaczana przez kolor skóry, może w jakiś niesprecyzowany sposób wiązać się z arabskością, albo też z rozmaicie postrzeganą „egzotycznością”. Jak pokazują polskie przykłady z ostatnich lat, ofiarami islamofobicznie motywowanej przemocy stają się arabscy chrześcijanie, hindusi, Sikhowie, obywatele z krajów Ameryki Łacińskiej czy goście z południowej Europy. Tożsamość ofiar jest tutaj mniej istotna niż niespójne na ogół wyobrażenia na ich temat, które inspirują sprawców do stosowania przemocy. W wyobrażeniach tych domniemana „muzułmańskość” pojawia się jako główny wyznacznik obcości, której rzekomym sygnałem mogą być atrybuty „inności” w postaci odcienia skóry, części garderoby czy sposobu bycia. Islamofob tropi muzułmanów i w swoim przekonaniu wykrywa ich dzięki tym zdradzającym atrybutom. W efekcie one same zostają nasączone ową obcością–muzułmańskością, a bycie muzułmaninem i sam islam zaczynają funkcjonować jako synonim obcości uogólnionej, zdolnej pomieścić wiele innych kategorii „inności”. Wydaje się zatem, iż islamofobia staje się obecnie szeroką formułą, punktem kondensacji różnych odmian ksenofobicznej nienawiści (czasami tylko niechęci)6.
Błędem byłoby jednak przekonanie, iż obecna europejska islamofobia jest wyłącznie domeną społecznych i politycznych marginesów podatnych na wpływ skrajnie prawicowych ideologii lub też jednostek niewahających się stosować bezpośrednią fizyczną przemoc. Tylko niektóre formy islamofobii wiążą się z taką przemocą, inne polegają na budowaniu niechętnego dystansu, na mniej lub bardziej dyskretnych praktykach wykluczania, na jawnej lub ukrytej pogardzie. Część z nich zręcznie przy tym maskuje ksenofobiczną niechęć za pomocą erudycyjnej retoryki, racjonalnej argumentacji, odwołań do zdrowego rozsądku. Islamofobia może się zatem przejawiać pod ­postacią ekscesów przyciągających społeczną uwagę i wywołujących potępienie, ale często bywa po prostu przejrzystym elementem rozpowszechnionych dyskursów, potocznych przekonań, niekwestionowanych stereotypów. Jak pokazuję w dalszych rozdziałach, przejrzystość islamofobii wiąże się ze szczególną rolą, jaką wyobrażenia dotyczące ludów pozaeuropejskich, zwłaszcza orientalnych, a także samego islamu, pełnią w utrwalonych w Europie sposobach kulturowej autoidentyfikacji z tym, co zachodnie, chrześcijańskie (lub zsekularyzowane), nowoczesne. Rola ta polega w dużej mierze na tym, iż islam i muzułmańskość stanowią negatywny punkt odniesienia dla tej autoidentyfikacji, jej rewers czy też „konstytutywne zewnętrze”. Ten typ myślenia, wraz z całym ufundowanym na nim kompleksem praktyk i dyskursów, przez Edwarda Saida został określony mianem orientalizmu7.
Zasadniczą cechą dyskursów islamofobicznych jest to, że – zgodnie z orientalistycznym schematem – wpisują się one w strukturę binarnych opozycji, w których islam przeciwstawiony jest Europie (lub Zachodowi). Tak określony binaryzm ma kilka konsekwencji. Pierwsza dotyczy sposobów opowiadania o historii Europy, która zgodnie z nakazami orientalizmu zostaje przedstawiona jako historia odrębnej cywilizacyjnej całości, od zawsze zantagonizowanej ze światem islamu, niemająca z nim większych kulturowych czy politycznych związków. Druga wiąże się z tym, jak postrzega się współczesnych muzułmanów. Na gruncie islamofobicznych dyskursów bardzo różne ich grupy zostają zdefiniowane jako obce i zewnętrzne wobec Europy nawet wtedy, gdy jest ona miejscem ich urodzenia i od pokoleń są one jej mieszkańcami. Dotyczy to zresztą nie tylko tych grup, które przybyły na nasz kontynent po szlakach wytyczonych przez europejską kolonizację lub też w wyniku powojennego zapotrzebowania na tanią siłę roboczą na Zachodzie, ale także tych, które – jak muzułmanie bałkańscy czy polscy Tatarzy – od stuleci były częścią społecznej mozaiki Europy. Siła orientalistycznych schematów poznawczych, które kształtują europejskie postrzeganie islamu sprawia, iż także tożsamość tych grup znajduje się na cenzurowanym. Potwierdzają to nie tylko pojawiające się czasem próby podawania w wątpliwość ich europejskiej przynależności8, ale także pewien typ narracji na ich temat, w których (jak w przypadku polskich Tatarów) akcentuje się ich szczególne, historyczne zasługi dla Polski mające uzasadniać prawo tej grupy do polskiego obywatelstwa. Dwuznaczność statusu muzułmanów bałkańskich podkreślana jest z kolei przez wyobrażenie Bałkanów jako „wewnętrznego orientu” Europy, w którym zmagają się siły zachodniej nowoczesności z tym, co wschodnie i nie do końca cywilizowane9.
Dla mojej analizy istotne jest to, że w dyskursach islamofo­bicznych oba człony przeciwstawienia – islam oraz Europa (lub też Zachód) – funkcjonują jak „puste znaczące”, zatem jako kategorie wypełniane różnymi sensami w zależności od polityczno-dyskursywnego zapotrzebowania. Przedstawiany na różne sposoby islam stano­wi w nich bowiem negatywny punkt odniesienia dla bardzo odmiennych, często konkurencyjnych, modeli zachodniości czy europejskości. Wiąże się to z faktem, iż dyskursy islamofobiczne (podobnie zresztą jak antyislamofobiczne) można znaleźć w całym spektrum politycznych stanowisk. Wrogość czy niechęć wobec islamu i muzułmanów pojawia się bowiem zarówno w języku prawicowym i konserwatywnym, jak i liberalnym czy lewicowym, także wśród feministek, działaczy i teoretyków LGBTQ oraz środowisk walczących o prawa zwierząt. Islamofobiczne dyskursy artykułowane z tak odmiennych pozycji znacząco się od siebie różnią, choć także bywają płaszczyzną, na której dochodzi do zaskakujących politycznych „sojuszy”. Przykładem mogą być tutaj sytuacje, kiedy antyislamska retoryka liberalnych feministek (przeciwstawiających się islamowi ze względu na jego rolę w sankcjonowaniu podporządkowania kobiet) zbliża je do pozycji chrześcijańskich konserwatystów (zwalczających islam jako konkurencyjną religię). W dalszych częściach książki analizuję te „sojusze”, pokazując jednocześnie odmienne przesłanki, które leżą u podstaw tak rozmaicie motywowanych wariantów islamofobii.
Warto w tym miejscu wyróżnić dwa najogólniejsze typy dyskursów islamofobicznych. Charakterystyczną cechą pierwszego z nich jest to, że posługuje się on normatywną wizją Europy (lub Zachodu), w której jest ona tożsama z zasadami demokracji, praw człowieka, równości płci, wolności seksualnej, świeckości i racjonalizmu. W tym typie dyskursów islam funkcjonuje jako całkowite przeciwieństwo wspomnianej wizji, a więc jako skansen tradycyjnych hierarchii społecznych, podporządkowania kobiet, religijnego obskurantyzmu oraz autorytarnej władzy, która nie respektuje indywidualnych praw, wolności oraz swobodnego dążenia do wiedzy. Drugi typ islamofobicznych dyskursów opiera się natomiast na wyobrażeniu Europy będącej nie tyle synonimem liberalnej, indywidualistycznej i świeckiej nowoczesności, ile raczej konserwatywnie rozumianą wspólnotą unikalnych wartości, które wyrastają z (judeo)chrześcijańskiej tradycji i decydują o jej moralnej, ekonomicznej i cywilizacyjnej wyższości. W tego typu dyskursach islam jawi się przede wszystkim jako konkurencyjne i wrogie uniwersum religijno-kulturowe, którego przedstawiciele przybywający na teren Europy jako imigranci czy uchodźcy stanowią zagrożenie dla czystości europejskiej tożsamości i jej narodowych wariantów. Te dwa typy można określić mianem „islamofobii progresywistycznej”10 oraz „islamofobii konserwatywnej”. Wyznaczają one dwa bieguny, pomiędzy którymi mieści się różnorodność antymuzułmańskich haseł i dyskursów, które jednak – co należy zaznaczyć – często swobodnie korzystają z motywów z całego spektrum islamofobicznych argumentów.
Wspominana wcześniej przejrzystość islamofobii, wiążąca się z hegemoniczną siłą orientalistycznych wyobrażeń na temat islamu, sprawia, że motywowane nią wypowiedzi i działania spotykają się ze znacznie większą tolerancją i akceptacją, niż wypowiedzi i działania o charakterze antysemickim czy też takie, których ofiarami są osoby czarnoskóre (choć zdarza się czasem, że antymuzułmańskie nastawienia splatają się z antysemityzmem i innymi formami rasizmu). Większa ostrożność dotycząca języka antysemickiego (której źródła tkwiące w historii Holocaustu omawiam szerzej w rozdz. 3 i 4) oraz wymierzonego w osoby niebiałe nie oznacza oczywiście, że ksenofobia i rasizm wyrażane przez ten język zostały wyeliminowane z życia zachodnich społeczeństw. Jak jednak twierdzi Pnina Werbner, zmiany, jakie nastąpiły we współczesnej kulturze, doprowadziły do tego, że dwie centralne figury rasistowskiego imaginarium Zachodu – na których określenie używa ona terminów „niewolnik” oraz „czarownica” – w znacznym stopniu straciły moc wzniecania strachu i nienawiści. W jej psychoanalitycznym ujęciu „niewolnik” symbolizuje fizyczną, trudną do kontrolowania, zseksualizowaną siłę przypisywaną Czarnym. Strach przed nim ma być strachem przed rebelią, zakwestionowaniem hierarchicznego porządku, w którym rolą Czarnych jest być gorszym i podporządkowanym. Strach przed „czarownicą” jako ucieleśnieniem fałszywości, intrygi i zdrady jest natomiast strachem przed ukrywającym się w przebraniu Obcym, który niepostrzeżenie, od wewnątrz, rozrywa jedność wspólnoty. Jak sądzi Werbner, te dwa typy strachów we współczesnej kulturze zostają zniwelowane:
(…) wyzwalający się niewolnik jest potężnym ikonicznym ucieleśnieniem id – nieposkromionej seksualności – ale w permisywistycznym dzisiejszym społeczeństwie symbol ten nie wzbudza już takiego przerażenia. [Podobnie] (…) niegodziwy żydowski kupiec, ikona stłumionej chciwości podkopującej integralność ego, wydaje się mniej groźny w postmodernistycznej epoce, która sławi ­konsumpcję i indywidualne samozaspokojenie, i z tego powodu w mniejszym stopniu niż wcześniejsze pokolenia zadręcza się strachem przed ukrytymi siłami chaosu, pożądania i chciwości11.
Według Werbner inaczej jest z figurą „wielkiego inkwizytora”, która w zachodnim imaginarium ma symbolizować muzułmański fanatyzm religijny i skłonność do terroryzmu, a jednocześnie być zaprzeczeniem „impulsów wypływających z id i ego”12 ucieleśnianych przez „niewolnika” i „czarownicę”. Strach przed islamem, przed „wielkim inkwizytorem”, jest więc strachem przed superego, przed jego autorytarną, nienegocjowalną władzą. Jak stwierdza autorka, „to, co przeraża w islamie, to fakt, iż przywołuje on widmo purytańskiego chrześcijaństwa, moralnej krucjaty, europejskich wojen religijnych, wypraw krzyżowych, inkwizycji, ataków na liberalne społeczeństwo”13. Ten charakter strachu przed islamem – a właściwie przed pewnym jego wyobrażeniem – sprawia, że w szczególny sposób staje się on udziałem zachodnich elit i intelektualistów, ponieważ, jak pisze Werbner, islam zdaje się zaprzeczać temu, co w największym stopniu określa profil zachodniej umysłowości: „współczesnym intelektualnym trendom: antyesencjalizmowi i relatywizmowi”14. Jestem bardzo daleka od tego, aby uznać psychoanalityczną perspektywę za najbardziej efektywne narzędzie do badania rasizmu15. Wydaje się jednak, iż obserwacja Werbner dotycząca islamofobii zachodnich oraz liberalnych elit uchwytuje istotne źródło tego uprzedzenia (a przynajmniej niektórych jego wariantów), które – jak się okazuje – nie jest jedynie domeną ksenofobicznych, nietolerancyjnych mas i efektem edukacyjno-kulturowych deficytów, ale stanowi dyspozycję pewnej wcale nie marginalnej formacji intelektualnej.
W świetle powyższych spostrzeżeń islamofobia okazuje się zatem heterogenicznym zjawiskiem, które może splatać się z bardzo różnymi intelektualno-politycznymi orientacjami i przyjmować różne formy. Jako strach, wrogość czy pogarda wobec muzułmanów może się ona bowiem przejawiać w dyskursach, wyobrażeniach i wizerunkach, które krążą w różnych przestrzeniach społecznej komunikacji, a także w indywidualnych i grupowych postawach i działaniach. Może wyrażać się jako zestaw idei, ale także jako emocjonalna reakcja, jako nieuświadomione nastawienie albo też jako świadomie konstruowany i egzekwowany projekt polityczny. Może przyjmować formę erudycyjnych analiz, które eksploatują niesproblematyzowane orientalistyczne schematy poznawcze, ale także formę aktów przemocy – werbalnej lub fizycznej – wymierzonych w osoby i miejsca kojarzone z islamem. Poszczególne przejawy islamofobii mogą się przy tym różnić stopniem natężenia oraz na różne sposoby splatać (lub nie) z innymi odmianami wrogości wobec obcych, np. antysemityzmem czy rasizmem wymierzonym w osoby postrzegane jako niebiałe. Ta wielopostaciowość islamofobii oznacza, że w istocie obejmuje ona zjawiska o bardzo różnym etycznym ciężarze, politycznym znaczeniu czy statusie ontologicznym. Sytuacja ta ma co najmniej dwie istotne konsekwencje. Pierwszą z nich jest konieczność wypracowania bardziej precyzyjnych kategorii analitycznych, które pozwolą wyjaśnić dynamikę współczesnej islamofobii bez redukowania jej złożoności do jednego, upraszczającego wzoru.
Drugą konsekwencją wspomnianej sytuacji jest fakt, że otwiera ona przestrzeń do stawiania pytań o to, w jaki sposób poszczególne – mniej lub bardziej społecznie niebezpieczne oraz etycznie obciążone – formy islamofobii się ze sobą wiążą i wzajemnie wzmacniają. Chodzi mi tutaj przede wszystkim o pytanie o to, w jakim stopniu antyislamskie dyskursy rozwijane przez liberalne środowiska intelektualne wspominane przez Pninę Werbner przyczyniają się do tworzenia atmosfery przyzwolenia, w której dochodzi do aktów antymuzułmańskiej przemocy na ulicach (dokonywanych już nie w imię liberalnych zasad, ale pod hasłami „białej władzy” czy też „narodowej dumy”). Jest to więc pytanie o to, w jakim stopniu publikowanie i afirmacja islamofobicznych narracji, choćby w rodzaju tych proponowanych przez Orianę Fallaci i jej zwolenników (w co włączyło się wiele mediów głównego nurtu w Europie), prowadzi do naturalizowania antymuzułmańskiej pogardy, która przemoc tę ułatwia i banalizuje.
Na tego typu pytania zapewne nie można znaleźć rozstrzygającej odpowiedzi. Na ogół zresztą prowokują one ogromne kontrowersje, ponieważ wywołując kwestię współodpowiedzialności, dotykają jednocześnie tak ważnej dla demokratycznych społeczeństw wartości, jaką jest wolność słowa. Jak pokazuję w dalszej części książki, to wokół tej wartości koncentruje się pewna część dyskusji dotyczących tego, kiedy i pod jakimi warunkami antymuzułmańskie dyskursy mogą być zaklasyfikowane jako ksenofobia i rasizm, a kiedy mieszczą się w ramach tego, co należy uznać za uprawnioną – w ramach wolności sło­wa – krytykę islamu. Kwestię napięcia między odpowiedzialnością a wolnością słowa można potraktować jako paradygmatyczny przykład kontrowersji naznaczających pole, na którym toczą się spory o miejsce islamu w Europie. Przykładów tych jest jednak znacznie więcej.

Ksenofobia, rasizm i kwestia ram normatywnych

Wspomniana powyżej wielopostaciowość i przejrzystość islamofobii sprawia, że jej badanie nie jest zadaniem łatwym. Po pierwsze dlatego, że wymaga ono krytycznego namysłu nad utrwalonymi sposobami (także własnego) myślenia, odruchowo zajmowanymi postawami czy dyskursami często cieszącymi się powszechną akceptacją i autorytetem. Trudność w badaniu islamofobii polega również na tym, że jej zapalnikiem są kwestie kontrowersyjne, w których ujawniają się konflikty zasad i wartości i które nie mają łatwych rozwiązań. Islamofobia żywi się bowiem sprzecznościami, a także intelektualną i polityczną bezradnością przejawiającą się w nieumiejętności tematyzowania i pokonywania tego typu konfliktów.
Specyfika badań poświęconych islamofobii (a także innym formom ksenofobii czy rasizmu) wiąże się z faktem, iż refleksja nad relacjami międzygrupowymi opartymi na dominacji, strachu, wrogości, pogardzie czy przemocy, nigdy nie posiada aksjologicznej neutralności. Samo współczesne pojęcie ksenofobii (oraz rasizmu) zawiera już w sobie silny komponent normatywny, który oznacza, iż zdiagnozowanie jakichś postaw, działań, wypowiedzi jako ksenofobicznych czy rasistowskich jest równoznaczne z tym, iż zostają one naznaczone jako etycznie nieakceptowalne16. Pociąga to za sobą jakąś formę ich delegitymizacji, czasami wyrażającą się również poprzez sankcję prawną. Trudność polega na tym, że w praktyce konsensus w kwestii zdiagnozowania czegoś jako przejawu ksenofobii (a także rasizmu) jest bardzo kruchy i bywa nieustannie podważany. Problemem jest przede wszystkim to, że w gęstej sieci ludzkich relacji, działań i postaw, w której ustanawianie hierarchii, rywalizacja, walka, dążenie do autoafirmacji i ochrony własnych interesów są częścią społecznej rzeczywistości, granice tego, co ksenofobiczne lub rasistowskie – we wspomnianym wcześniej normatywnym, delegitymizującym sensie – są bardzo nieostre.
Normatywny, krytyczny potencjał pojęć takich jak ksenofobia jest ściśle zależny od etycznej ramy, w której obrębie są one używane. Przykład rosnącej akceptacji postaw ksenofobicznych w kontekście tzw. kryzysu uchodźczego, który zdominował europejski dyskurs publiczny w 2015 roku, pokazuje, iż w sytuacji odczuwanej jako kryzysowa ta rama ulega w powszechnym przekonaniu reorganizacji – akceptowalne staje się to, co wcześniej takie nie było. Przesuwa się zatem granica między „naturalną” i „uzasadnioną” obawą i dystansem wobec obcych (a więc zjawiskiem opisywanym przez antropologów jako powszechny mechanizm budowania tożsamości grupowej) a „fobią”, która w istocie oznacza moralną dewaloryzację innego i w konsekwencji jego dehumanizację. Przesunięcie to jest równoznaczne z odejściem od uniwersalistycznych wartości etycznych w kierunku różnego rodzaju partykularyzmów, które wiążą się często z darwinistyczną wizją rzeczywistości społecznej i apologią – otwartą lub nie – quasi­-plemiennego integryzmu. Ten typ zmiany – lub degeneracji – etycznej sprawia, że normatywna, krytyczna moc pojęcia ksenofobii zostaje podminowana17.
Pojęcie ksenofobii ma jednak także swój komponent opisowy. Odnosi się ono bowiem do wspomnianego na wstępie samopotwierdzającego się mechanizmu poznawczego, który odpowiada za konstruowanie innego jako przedmiotu wrogości, strachu i pogardy. W tym opisowym wymiarze zdiagnozowanie jakichś reprezentacji czy wyobrażeń na temat obcego jako ksenofobicznych jest równoznaczne ze stwierdzeniem, iż są one w istocie projekcjami, a więc czymś pozbawionym poznawczej prawomocności. W odsłanianiu projekcyjnego charakteru tych reprezentacji lub wyobrażeń pomocna może być wiedza z obszaru historii czy nauk społecznych, która pozwala przykładowo wykazać fałsz krążących pogłosek, obnażyć nonsensowność esencjalizujących generalizacji, przybliżyć różnorodność indywidualnych biografii członków stygmatyzowanej grupy, wydobyć ukryte podobieństwa między obcym a tym, co swoje. W tym wymiarze perswazyjna moc krytyki dokonywanej przy użyciu pojęcia ksenofobii odwołuje się nie tyle do standardów etycznych, ile raczej do kompetencji poznawczych i zakumulowanej wiedzy. W praktyce jednak również to rozróżnienie bywa iluzoryczne. Wykształcenie i erudycja nie zabezpieczają bowiem przed podatnością na uprzedzenia i rasizm. Nie bez znaczenia jest także to, jakiego rodzaju wiedzę mamy do dyspozycji.

Islamofobia i konieczność „odmyślenia” orientalistyki

Drugi istotny problem, na który natrafia badanie islamofobii, wiąże się z faktem, iż to właśnie pewien typ usankcjonowanej europejskiej wiedzy wspiera antyislamską wrogość. Mam tutaj na myśli przede wszystkim wiedzę, która jako efekt europejskiego zainteresowania Orientem – lub Wschodem w ogóle – od pewnego historycznego momentu tworzona była z myślą o potwierdzaniu ich radykalnej odmienności od Europy czy Zachodu i afirmowania cywilizacyjnej wyższości tego ostatniego. To opisane m.in. przez Edwarda Saida, a wcześniej choćby przez Anouara Abdel-Maleka18, splatanie się wiedzy i władzy w kontekście kolonialnego spotkania Europejczyków z muzułmanami i islamem zaczęło być w ostatnich dekadach XX wieku problematyzowane w ramach krytyki postkolonialnej. Jej zasięg pozostał jednak ograniczony, znaczna część wiedzy na temat islamu i muzułmanów wciąż wytwarzana jest w krytykowanym przez Saida duchu orientalizmu. Zapewne nie ma w tym nic zaskakującego, zważywszy na to, że geopolityczna rama zachodniej dominacji – pomimo wielu historycznych zmian, jakie w niej nastąpiły od czasów formalnej dekolonizacji – nadal jest kontekstem, w którym ta wiedza powstaje.
Jak słusznie zauważa Fred Halliday, sama kolonialna geneza wspomnianej wiedzy nie oznacza jeszcze automatycznie jej nieadekwatności, choćby dlatego, że zamiar zdominowania jakiegoś obszaru czy społeczeństwa trudno zrealizować bez posiadania wiarygodnych danych na ich temat19. Krytyka „orientalizującej” wiedzy dotyczącej islamu nie może się więc sprowadzać do demaskowania politycznego kontekstu jej wytwarzania. Aby wykazać nieadekwatność tej wiedzy – a także odsłonić powody, dla których tak łatwo staje się ona pożywką dla antyislamskiej ksenofobii – krytyka ta musi się raczej skupić na analizie zakładanych w niej metodologii. Podejmując się tego zadania, Immanuel Wallerstein sięga do historii orientalistyki jako odrębnej dyscypliny naukowej i pokazuje, iż za kształt tych metodologii odpowiada miejsce, jakie w swoich XIX-wiecznych początkach zajmowała ona w ówczesnej strukturze wiedzy. W odróżnieniu, z jednej strony, od ekonomii, nauk politycznych i socjologii, których przedmiotem zainteresowania miały być nowoczesne społeczeństwa zachodnie, z drugiej – od antropologii, która badała pozaeuropejskie niepiśmienne „ludy pierwotne”, orientalistyka powstała jako dys­cyp­lina poświęcona badaniu „wysoko rozwiniętych cywilizacji Wscho­du”. Cywilizacje te charakteryzowało pismo, a także obecność innych niż chrześcijaństwo wielkich religii. Za klucz do ich poznania uznano znajomość używanych w nich języków oraz „rozszyfrowywanie starożytnych tekstów religijnych”20. To sprawiło, że dominujące w orientalistyce podejście metodologiczne nabrało charakteru filologicznego.
Fred Halliday pokazuje, iż „orientalizm” w badaniach nad Bliskim Wschodem i światem arabskim miał trzy dominujące cechy. Po pierwsze to, że filologiczna orientacja metodologiczna pociągała w nim uprzywilejowanie badań językoznawczych i tekstualnych względem terenowych badań nad rzeczywistością bliskowschodnich czy arabskich społeczeństw. Towarzyszyło temu przekonanie, iż naturę tej rzeczywistości można wydedukować ze znaczeń słów i tekstów tworzonych w językach „orientalnych”. W efekcie znawców tych języków i egzegetów „orientalnego” piśmiennictwa zaczęto postrzegać jako ekspertów od wszelkich aspektów życia społecznego Bliskiego Wschodu lub Maghrebu. Według Hallidaya, coś w rodzaju „redukcjonizmu etymologicznego” można ciągle znaleźć w opracowaniach dotyczących tego regionu, także w dziełach najgłośniejszych orientalistów, jak choćby Bernarda Lewisa. Kolejną, być może najważniejszą, cechą „orientalizmu” jest sposób traktowania islamu z jednej strony jako religii, której ostateczny sens zawiera się w znaczeniach możliwych do wydedukowania z jej klasycznych tekstów, z drugiej jako „zmienna niezależna”, a więc jako kluczowy czynnik wyjaśniający specyfikę muzułmańskich społeczeństw i przebiegu ich historii. W tym ujęciu staje się on ahistorycznym i asocjologicznym bytem, którego niezmienna natura odpowiada za „istotową” odmienność świata muzułmańskiego od świata Zachodu. Zdaniem Hallidaya, dwie wymienione tutaj cechy „orientalizmu” pociągają za sobą trzecią, którą stanowi przekonanie, iż jakakolwiek historyczna zmiana, zwłaszcza w rodzaju tej, która nastąpiła w dziejach Europy, jest w świecie muzułmańskim niemożliwa lub bardzo trudna. Z racji specyfiki islamu świat ten skazany jest bowiem na stagnację, w najlepszym razie na cykliczne nawroty do swojej tradycji.
Nadrzędną cechą „orientalistycznej” wiedzy jest zatem to, że konstruuje ona świat islamu w kategoriach esencjalistycznych i nie potrafi badać go poza dychotomiczną ramą, w której jest on przeciwstawiony Zachodowi. Co więcej, do analizy tego świata stosuje standardy ­poznawcze, które nie mogłyby być zaakceptowane w badaniach społeczeństw zachodnich. W efekcie tworzy poznawcze fikcje, które przesłaniają społeczne, polityczne, kulturowe zróżnicowanie „orientalnych” społeczeństw i zapoznają faktyczne mechanizmy kształtujące ich rzeczywistość. Sytuacja ta sprawia, że zarówno wszelkie analizy mechanizmów współczesnej antyislamskiej ksenofobii, jak i próby przeciwstawiania się jej, natrafiają na szczególny typ trudności. Niezbędnym punktem odniesienia dla tej analizy jest bowiem wiarygodna wiedza na temat islamu, muzułmańskiej historii, kultury i współczesnego życia społecznego. Wspomniana trudność polega na tym, iż wiedza, która reprodukuje orientalistyczne schematy, takim punktem odniesienia być nie może, bo często sama zasila antymuzułmańskie uprzedzenia. Oznacza to, że demaskowanie potocznych dyskursów i wyobrażeń na temat islamu jako ksenofobicznych projekcji krążących w różnych obszarach życia społecznego, w polityce czy przekazach medialnych, jest przedsięwzięciem, które musi być zakrojone na znacznie szerszą skalę. Musi mianowicie obejmować krytyczną refleksję nad wiedzą dotyczącą islamu i jej podstawowymi kategoriami, również tą, która posiada status naukowej prawomocności.
Jak zauważa Halliday, sam krytyczny namysł w rodzaju tego, które zaproponował Edward Said, nie jest tu jednak wystarczający. Krytykując „orientalistyczne” (a więc projekcyjne) dyskursy, ideologie i reprezentacje, Said w istocie nie przeciwstawił im nic, co mówiłoby cokolwiek o rzeczywistości muzułmańskich społeczeństw. Będąc badaczem dyskursu, ideologii i znaczeń, dzielił w istocie z atakowanymi przez siebie orientalistami to samo pole poznawcze. Podobnie jak oni wierzył bowiem, iż „literatura i literaturoznawstwo mogą służyć jako środki, i to środki uprzywilejowane, analizy społecznej”21. Znaczenie saidowskiej krytyki dla badań nad islamofobią trudno przecenić. Jednak, co świetnie pokazuje Halliday, poznawczy potencjał tych badań zależy już bardziej od tego, na ile są one w stanie wykroczyć zarówno poza orientalistyczne schematy, jak i ograniczenia ich „dyskursywnej” krytyki, którą Edward Said zaproponował w Orientalizmie. Wydaje się, iż tego potencjału nie da się zrealizować bez wzięcia na poważnie postulatu, który w odniesieniu do całej struktury nowoczesnych, zachodnich nauk społecznych formułuje Immanuel Wallerstein, a mianowicie postulatu „odmyślenia” ich podstawowych kategorii i schematów wyjaśniania22. Według tego autora utrwalone struktury wiedzy są produktem rozwoju określonej historycznej formacji społeczno­-ekonomiczno-politycznej (nowoczesnego systemu-świata), a także czynnikiem jej stabilizowania. Częścią tego układu jest orientalistyka, która na różne sposoby, w mniejszym lub większym stopniu, pośrednio lub wprost, świadomie lub nie, uczestniczy w legitymizowaniu cechującej tę historyczną formację supremacyjnej postawy wobec świata islamu. „Odmyślenie” orientalistyki (wraz z całym polem nowoczesnych nauk społecznych) okazuje się w tym kontekście warunkiem sine qua non dotarcia do takiej wiedzy na temat muzułmanów i islamu, która nie byłaby uwikłana w podtrzymywanie wspomnianej postawy i tym samym nie byłaby tak naturalnym wsparciem dla europejskiej islamofobii.

Studia nad antysemityzmem jako matryca metodologiczna

Szerokie spektrum i różnorodność zjawisk, które łączy strach, wrogość i pogarda wobec islamu i muzułmanów, wskazuje na to, że do ich ­analizy potrzebne jest zniuansowane instrumentarium poję­cio­we. Niezbędne są bowiem kategorie pozwalające na uchwycenie skomplikowanych procesów, w wyniku których różnego rodzaju niesprecyzowane obawy i odczucia stopniowo zamieniają się w ustrukturyzowane dyskursy ksenofobiczne, zostają politycznie zinstrumentalizowane, a następnie przeradzają się w pełnoprawny antyislamski rasizm. Potrzeba tych kategorii jest tym większa, im bardziej narastającej sile islamofobii towarzyszą próby negowania lub bagatelizowania jej istnienia albo też – częściej – przedstawiania jej jako uzasadnionej europejskiej, lub narodowej, reakcji na „muzułmańską inwazję” (lub jej groźbę). Ponieważ szczególnie bogatym rezerwuarem refleksji nad postawami wobec innego czy obcego w Europie jest dorobek studiów nad europejskim antysemityzmem, właśnie w nim warto poszukiwać modeli do badań nad współczesną islamofobią. W podejściu do islamofobii, które przedstawiam w poniższym studium, to źródło inspiracji odgrywa szczególnie istotną rolę. Jak pokazuję w kolejnych rozdziałach, sens nawiązań do antysemityzmu w badaniu antymuzułmańskich uprzedzeń nie sprowadza się jednak wyłącznie do wymiaru metodologicznego. Nawiązania te pozwalają bowiem poszerzyć refleksję na temat historycznych mechanizmów wytwarzania obcości w ogóle. Z jednej strony w znaczący sposób naświetlają zjawisko antymuzułmańskiej wrogości, z drugiej mogą także dodać coś do naszego rozumienia antysemityzmu. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że ten typ porównawczych analiz ma swoje granice. Wyznacza je historia Zagłady. Nie zgadzam się jednak z opinią tych, którzy podkreślając absolutną unikalność żydowskiego doświadczenia twierdzą, iż etycznie i poznawczo delegitymizuje ona wszelkie porównania antysemickiej wrogości do innych form ksenofobii i rasizmu.
Dobrym punktem wyjścia mogą być tutaj poświęcone nowoczesnemu antysemityzmowi analizy Zygmunta Baumana. Są one bowiem pomocne zarówno wtedy, gdy okazują się adekwatne do analiz islamofobii, jak i wtedy, gdy ujawnia się ich nieprzystawalność do tego fenomenu. W książce Nowoczesność i Zagłada Bauman stara się definicyjnie oddzielić zjawisko dosyć powszechnego w ludzkim doświadczeniu strachu przed innością (heterofobię) od aktywnej wrogości i ostatecznie od rasizmu. Autor opisuje heterofobię w kategoriach „nieokreślonego (i przejawiającego się raczej w sferze uczuć niż działań) niepokoju lub dyskomfortu, doświadczanego zwykle w konfrontacji z takimi »czynnikami ludzkimi«, które nie dają się w pełni zrozumieć, z którymi niełatwo się porozumieć i które nie zachowują się w rutynowy przewidywalny sposób”. Według autora heterofobia jest „ostrym przejawem znacznie szerszego zjawiska, jakim jest niepokój wynikający z poczucia utraty kontroli nad sytuacją oraz towarzyszącego mu przekonania o ograniczonej zdolności wpływania na własny los i przewidywania skutków własnych działań”23. Wydaje się, że taki opis do­brze oddaje antymuzułmańskie obawy obecne wśród ludzi zdezorientowanych i niemogących się oswoić ze zmianami społecznymi, które łączą oni z obecnością muzułmanów w Europie. Antyislamska heterofobia byłaby więc w ich przypadku przede wszystkim wyrazem intelektualnej i egzystencjalnej bezradności spowodowanej narastającą złożonością i nieprzewidywalnością świata społecznego. W tym sensie byłaby czymś, co może się potencjalnie rozwinąć w dwóch różnych kierunkach. W pierwszym wariancie może zapoczątkować proces uczenia się i tworzenia nowych relacji, które pozwoliłyby na oswojenie inności, a jednocześnie zainspirowałyby proces przemyślenia i przedefiniowania własnej tożsamości w zmieniającym się kontekście społecznym. W drugim owa niedookreślona antymuzułmańska heterofobia może stać się pożywką dla bardziej zin­stytucjonalizowanych i ustrukturyzowanych form wrogości wobec muzułmańskich innych.
Ten drugi kierunek rozwoju koresponduje z tym, co Bauman nazywa aktywną wrogością, będącą w jego ujęciu efektem „zabiegów związanych z poszukiwaniem tożsamości i wytyczaniem granic”. We­dług niego „w tym drugim wypadku uczucia wrogości i niechęci wyda­ją się raczej pochodną praktycznych działań segregacyjnych; gdyż segregacja sama z siebie wymaga aktywności, wysiłku i nie­ustannego działania”. Podejmowana jest przy tym ze względu na odczuwane zagrożenie, jakie dla pozycji segregującego ma stanowić obcy, który – jak mówi Bauman – „zamazuje granice oddzielające od siebie poszczególne terytoria i zaciera różnicę między tradycyjnym (dobrym) i obcym (złym) stylem życia”24. W kontekście europejskich nastrojów antymuzułmańskich aktywna wrogość przejawiałaby się zatem zarówno w formie politycznych mobilizacji (antyimigranckie demonstracje lub kampanie polityczne), jak i w postaci ataków na osoby postrzegane jako muzułmanie, w dyskryminacji tych osób w przestrzeniach publicznych czy odrzuceniu ich w relacjach prywatnych. Aktywna wrogość byłaby więc tutaj czymś, co narasta w powiązaniu ze świado­mie konstruowanymi narracjami o muzułmańskiej obcości i niższości oraz z dążeniem do potwierdzenia własnej tożsamości i dominującej pozycji. Napędzająca aktywną wrogość tendencja do segregacji i ustanawiania hierarchii stanowiłaby przy tym grunt, na którym może rozwinąć się to, co należałoby nazwać antymuzułmańskim rasizmem.
W ujęciu Baumana zarówno heterofobia, jak i aktywna wrogość zasadniczo się różnią od rasizmu. Według autora nie chodzi tutaj jednak ani o natężenie niechęci wobec innego, ani też o sposób, w jaki jest ona racjonalizowana. Koncentrując się na rasizmie antysemickim stwierdza on natomiast, iż
(…) prawdziwa istota wyrafinowanych, teoretycznych form antysemityzmu tkwi nie tyle w zdolności prowokowania mas do wrogich i agresywnych zachowań, ile w szczególnej więzi, jaka łączy je z projektami i ambicjami nowoczesnego państwa dotyczącymi inżynierii społecznej (a mówiąc ściślej, ze skrajnymi i radykalnymi odmianami tych ambicji)25.
W innym miejscu doprecyzowuje:
[t]ym, co wyróżnia rasizm, jest sfera działalności praktycznej, w której rasizm uczestniczy i której dostarcza uzasadnień: sfera działań, łączących w sobie strategie projektanckie, ogrodnicze i medyczne w celu stworzenia sztucznego ładu społecznego poprzez usunięcie tych elementów obecnej rzeczywistości, które nie pasują do idealnego obrazu rzeczywistości i nie dają się do niego przystosować26.
Analizowane przez Baumana formy (antysemickiego) rasizmu okazują się zatem tragicznym skutkiem ubocznym modelu społeczeństwa, który przyniosła ze sobą epoka nowoczesna. Był to model, w którym szczególną rolę odegrało regulacyjne państwo, wraz ze współtworzącą je biurokracją, nauką i medycyną, a także szczególnie rozumianą ideą postępu i racjonalności. Z tego powodu autor wielokrotnie podkreśla, iż to „nowoczesność stworzyła rasizm. Ona też stworzyła nań zapotrzebowanie”27.
Ze względu na to, iż konceptualizacja Baumana skupiona jest na bardzo konkretnych, historycznie określonych przejawach rasizmu (antysemityzmie), tylko w ograniczonym stopniu może być ona modelem dla analiz antymuzułmańskiej ksenofobii we współczesnej Europie. Dodatkowe powody niewystarczalności jego podejścia są co najmniej dwa. Pierwszym jest to, że w ujęciu autora brakuje jakiejkolwiek próby analitycznego powiązania antysemityzmu z tymi formami nowoczesnego rasizmu, które wymierzone były w nieeuropejskich innych, zwłaszcza w kontekście europejskiej ekspansji kolonialnej. Drugim powodem jest to, że nieobecna jest w nim także refleksja nad sposobami, w jakie rozwój kapitalistycznych relacji ekonomicznych, również powiązanych z kolonializmem, przyczynił się do rozkwitu rasistowskich ideologii i nadal je zasila28. W książce Nowoczesność i Zagłada Bauman wydaje się nieświadomy tych powiązań. Jest bowiem przekonany, iż „w świetle współczesnych tendencji do wycofywania się zachodniego państwa z bezpośredniego zarządzania wieloma obszarami życia społecznego, nad którymi sprawowało ono wcześniej kontrolę, i w obliczu kształtowania się coraz bardziej pluralistycznej, sterowanej przez rynek struktury życia społecznego”29 ryzyko odnowienia się rasizmu jest mało prawdopodobne30. Zważywszy na to, że ramą europejskiego stosunku do muzułmańskich innych jest historia kolonialna, a także dynamika owej „sterowanej przez rynek struktury życia społecznego”, wspomniane powyżej cechy Baumanowskiego ujęcia przesądzają o tym, iż modelu do rozumienia islamofobii należy poszukiwać w innych podejściach teoretycznych.
Przywołuję jednak ten klasyczny tekst Baumana na samym wstępie z kilku powodów. Po pierwsze dlatego, że używane w nim kategorie okazują się pomocne wszędzie tam, gdzie konieczne jest uchwycenie różnic w kontinuum postaw i dyskursów, które łączy strach lub wrogość wobec muzułmanów i islamu. Jak wyżej pokazałam, kategorie te pomagają odróżnić nieustrukturyzowane i nieprzekładające się na konkretne działania obawy przed muzułmańską innością (strach przed islamem lubstrach przed muzułmanami) odantyislamskiej ksenofobii, a tę od jej skrajnego wariantu, jakim jest antymuzułmański rasizm. Mimo nieprzystawalności Baumanowskiej konceptualizacji rasizmu do współczesnej islamofobii trudno zaprzeczyć, że także ona może stanowić istotny wkład do jej analizy. Wiąże się on głównie ze spostrzeżeniem, iż do natury rasizmu należy to, że stanowi on zawsze element pewnego projektu polityczno-społecznego, pewnej wizji relacji władzy. W wizji tej definiuje się domniemaną naturę obcości obcego, projektuje jego pożądany (niższy) społeczny status oraz określa zakres roszczeń moralnych i politycznych, które może on wysunąć. Takie rozumienie rasizmu każe więc wykroczyć poza skupienie na poszczególnych aktach rasistowskiej przemocy, fizycznej, symbolicznej, instytucjonalnej czy innej, i rozpatrywać je w kontekście szerszych wizji porządku społecznego, które akty te implicite lubexplicite afirmują. Podejście to pozwala pokazać, w jaki sposób pewne cieszące się powszechną akceptacją idee polityczne mogą w określonych okolicznościach zasilać ksenofobię i rasizm.
Najważniejszym jednak powodem, dla którego przywołuję ujęcie Baumana, tak silnie podkreślające związek antysemityzmu i antysemickiego rasizmu z nowoczesnością, jest fakt, że inspiruje ono do postawienia pytania o to, w jaki sposób późna nowoczesność stwarza zapotrzebowanie na ksenofobię i rasizm. Jedna z tez mojej książki głosi, iż współczesna europejska islamofobia, a także będący jej wariantem antymuzułmański rasizm, jest produktem politycznych, społecznych i ekonomicznych sprzeczności tej właśnie epoki, a jednocześnie czymś, co ma za zadanie stabilizować charakterystyczne dla niej, choć kruszące się relacje władzy. W tym sensie współczesna zachodnia islamofobia może być rozumiana jako „technologia władzy”, a więc jako szczególny, późnonowoczesny sposób podtrzymywania hierarchii, ustanawiania społecznych relacji, definiowania podmiotowości.
W moim przekonaniu przyglądanie się współczesnym uprzedzeniom antyislamskim przez pryzmat wiedzy, którą mamy na temat europejskiego antysemityzmu, okazuje się płodne poznawczo na czterech poziomach. Pierwszy z nich jest poziomem, na którym dostrzec można podobieństwa i różnice między dyskursami i wyobrażeniami antyżydowskimi oraz antymuzułmańskimi. Jest to więc poziom naj­ogólniejszej refleksji na temat sposobów reprezentowania obcego. W jej ramach najistotniejsze okazuje się pytanie o to, czy i jeśli tak, to w jakim zakresie figura muzułmanina ze współczesnych dyskursów islamofobicznych powtarza wzór obcości, w który wpisywała się figura żydowskiego innego obecna w historii europejskiego antysemityzmu.
Drugi poziom odnosi się do kwestii ewolucji kategorii, w których na gruncie europejskim kodowano inność/obcość. Zasadnicze znaczenie ma tu analiza historycznie zmiennych sposobów antysemickiego postrzegania inności/obcości żydowskiej i powiązanie jej z pytaniem o to, jaka konfiguracja kategorii przynależności strukturyzuje współczesne uprzedzenia antymuzułmańskie. Pytanie to jest szczególnie ważne w obliczu powtarzających się argumentów, iż islamofobia nie może mieć nic wspólnego z rasizmem, ponieważ muzułmanie jako grupa określona religijnie nie są „rasą”. Na tym poziomie chodzi zatem m.in. o pogłębioną refleksję nad relacjami między kategoriami „religii” i „rasy” (również np. „kultury” i „etniczności”) oraz ich rolą w określaniu przynależności i obcości, a także budowaniu hierarchii i wykluczeń. Przenikanie i współdefiniowanie się tych kategorii w toku historycznej ewolucji antysemityzmu stanowi tutaj kluczowe odniesienie dla analizy islamofobii. Analizę dotyczącą tego poziomu przedstawiam w rozdziale trzecim.
Trzeci poziom odnosi się do kwestii marginalizowanych, a często zupełnie zapomnianych, związków, które łączą, z jednej strony, żydów i muzułmanów, z drugiej – konstruowane na gruncie europejskim ksenofobiczne reprezentacje żydowskości oraz muzułmańskości (tej ostatniej często utożsamianej z arabskością). Jest to poziom, na którym ujawnia się konieczność łącznej analizy sposobów, na jakie tożsamość chrześcijańskiej, a potem sekularyzującej się, Europy kształtowała się w relacji do obu kategorii jej innych – żydów/Żydów i muzułmanów/Arabów. Jak pokazuję w dalszej części książki, ten typ analiz nie tylko dostarcza bardziej zniuansowanego rozumienia złożonej dynamiki relacji między innością/obcością i tożsamością, ale stanowi również niezbędną bazę do zrozumienia skomplikowanych powiązań między antysemityzmem i islamofobią, które aktywowane są w kontekście konfliktu palestyńskiego. Problemem tym zajmuję się głównie w rozdziale czwartym.
Czwarty poziom, na którym porównawcza analiza antysemityzmu i islamofobii wydaje mi się szczególnie wartościowa, dotyczy pytania o rolę różnych form ksenofobii – antyżydowskiej i antymuzułmańskiej – jako formacji ideologicznych. Mam tutaj na myśli przede wszystkim to, jak antysemityzm i islamofobia w różnych okolicznościach stają się elementem dyskursów nacjonalistycznych, a także to, w jaki sposób skorelowane są z mechanizmami stabilizowania i legitymizowania kapitalistycznego porządku ekonomicznego. Na tym poziomie interesujące jest zestawienie ideologicznych funkcji antysemityzmu w społeczeństwach mieszczańskich XIX i pierwszej połowy XX wieku z ideologiczną funkcją islamofobii w neoliberalnych społeczeństwach późnej nowoczesności. Tego typu zagadnienia podejmuję w rozdziale drugim.

Islamofobia jako dyskurs i relacja społeczna

Islamofobia jest przedmiotem zainteresowania rozmaitych dyscyplin badawczych, a także instytucji powołanych do monitorowania nastrojów społecznych, sytuacji grup mniejszościowych i ich praw31. Analizowane są z jednej strony postawy i dyskursy, z drugiej – przykłady naruszeń prawa, akty ksenofobicznej przemocy czy mowy nienawiści. Bada się systemowo ugruntowaną dyskryminację oraz sposoby jej uzasadniania. W prezentowanym tu studium korzystam z wielu tego typu opracowań. Moim celem nie jest jednak ewidencjonowanie przejawów antymuzułmańskiej ksenofobii lub rasizmu. Chodzi mi raczej o taką ich analizę, która będzie w stanie pokazać, w jaki sposób islamofobia, z całym swoim ładunkiem strachu, wrogości i pogardy, wpisuje się w pewne akceptowane wizje porządku społeczno-politycznego oraz określa afirmowane w nich relacje władzy i tożsamości. W książce skupiam się na islamofobii, ponieważ uważam, że nie tylko jest ona dominującą obecnie odmianą ksenofobii, ale również stała się wyróżnionym kodem, w którym – poprzez antyislamskie projekcje – wyrażane są główne niepokoje, sprzeczności i resentymenty obecne w europejskich społeczeństwach. Podobnie jak Mariusz Turowski traktuję przy tym islamofobię nie tylko jako produkt doraźnych okoliczności kilku ostatnich dekad, ale przede wszystkim jako wyraz „fundamentalnych napięć stanowiących podłoże rozwiązań polityczno­-społecznych konstytuujących nowoczesne społeczeństwa”32.
Islamofobia interesuje mnie więc nie tylko jako mechanizm wykluczania, pogardzania i krzywdzenia konkretnych ludzi, którym zdarzyło się być muzułmanami, lub za takich są uważani. Zajmuję się nią przede wszystkim jako systemem znaczeń, które konstytuowane są poprzez mechanizmy wytwarzania muzułmańskiego Obcego i które są czymś w rodzaju symptomu opisującego, z jednej strony, kondycję wyobrażonego bytu, jakim jest Europa, z drugiej – także kondycję składających się na nią społeczeństw i narodów. W moim przekonaniu odczytanie tego symptomu wymaga bliższego przyjrzenia się różnorodności antyislamskich dyskursów, zrekonstruowania ich przesłanek oraz prześledzenia powikłanych genealogii wyobrażeń, które te dyskursy zasilają. Tylko wtedy można bowiem uchwycić symboliczne, polityczne i emocjonalne stawki, które wiążą się z aktualną eskalacją zachodniej wrogości wobec muzułmanów.
Moim celem jest analiza, którą będzie można zaklasyfikować jako przynależną do obszaru antropologii politycznej. Jest to obszar, na którym spotyka się refleksja prowadzona pod hasłem filozofii politycznej, etnologii, socjologii, historii, a także kilku innych dyscyplin33. Od teoretyczno-filozoficznych rozważań nad polityką i politycznością odróżnia antropologię polityczną w moim rozumieniu to, że zajmuje się ona konkretnym, uhistorycznionym doświadczeniem określonych grup ludzkich. Od empirycznych nauk społecznych i skupionej na wydarzeniach historii oddziela ją z kolei fakt, iż koncentrując się na fenomenie władzy i grupowej przynależności, nie traktuje ona kategorii strukturyzujących rzeczywistość społeczną jako danych. Przeciwnie, same pojęcia, takie jak religia, rasa, kultura, a także np. gender, są na jej gruncie przedmiotem krytycznej refleksji i postrzegane są jako efekt procesów społecznych i historycznych, a nie ich substrat. W poniższej analizie przyjmuję zatem takie rozumienie antropologii politycznej, w którym kluczową rolę odgrywa perspektywa konstruktywizmu społecznego, a więc perspektywa problematyzująca sam sposób klasyfikowania ludzi (czy też, jak mówi Ian Hacking, ich „wymyślania”34). Podejście to pozwala bowiem dostrzec, że islamofobia – jak każda forma ksenofobii lub rasizmu – jest „technologią” fabrykującą określone kategorie ludzi i ustanawiającą między nimi relacje dominacji i podporządkowania, obcości i współprzynależności.
Antropologiczny wymiar analizy i krytyki interesującej mnie w tej książce współczesnej islamofobii polega więc na tym, na czym także według Jamesa Clifforda polega antropologiczny wymiar krytyki orientalizmu zaproponowanej przez Edwarda Saida. Mam tutaj na myśli fakt, iż w obu przypadkach zasadniczą kwestią jest problematyzowanie kategorii zbiorowych (oraz sensu ich używania), które stosowane są do opisu, organizowania i hierarchizowania ludzkiej różnorodności. Jak stwierdza Clifford, najważniejsze pytanie, które wyłania się z dzieła Saida, brzmi: „na jakiej podstawie grupy ludzkie można właściwie (i należy dodać: w sposób etyczny) odróżniać?”35. Sam Said ujmuje tę kwestię następująco:
Czy można podzielić ludzkość – jak w istocie ludzkość jest podzielona – na ewidentnie różne kultury, historie, tradycje, społeczeństwa, a nawet rasy, i przetrwać, w sensie ludzkim, konsekwencje takiego podziału? Chcę przez to zapytać, czy istnieje jakikolwiek sposób uniknięcia wrogości, jaka zawarta jest w samym podziale ludzi na „nas” (ludzi Zachodu) i „ich” (ludzi Orientu)? Takie podziały to ogólniki, których funkcją – zarówno historycznie, jak i współcześnie – jest rozdymanie w sposób niezbyt chwalebny doniosłości różnic pomiędzy jedną a drugą grupą ludzi. Jeśli ktoś używa pojęć „człowiek Wschodu” i „człowiek Zachodu” zarówno jako punktu wyjścia, jak i konkluzji swej analizy, badań, czy polityki (…) wynikiem jest zwykle polaryzacja różnic – ludzie Wschodu stają się bardziej wschodni, a ludzie Zachodu bardziej zachodni – i ograniczenie stykania się różnych kultur, tradycji i społeczeństw36.
W Saidowskiej konceptualizacji centralne miejsce zajmuje kwestia władzy, a dokładniej – dominacji Zachodu nad Wschodem, której efektem, a także (zgodnie z kolistą logiką władzy/wiedzy) potwierdzeniem jest dyskurs orientalizmu. W poniższych rozdziałach interesują mnie, podobnie jak Saida, nie tylko relacje władzy, ale również to, w jaki sposób przyczyniają się one do tworzenia i ontologizowania różnic międzygrupowych, które zaczynają funkcjonować jako nieprzekraczalne i „naturalnie dane” różnice kulturowe.
 Analizowana przeze mnie w tej książce współczesna islamofobia jest zjawiskiem, którego bazą są orientalistyczne reprezentacje, schematy poznawcze oraz zinstytucjonalizowane formy, jakie przyjmuje korespondująca z nimi kulturowa, ekonomiczna i polityczna hegemonia świata zachodniego. Jak już sygnalizowałam, poszczególne odmiany tej islamofobii są jednak integralnie wplecione w konkretne polityczne walki, których terenem są przede wszystkim społeczeństwa zachodnie. W walkach tych pełnią one specyficzne, często bardzo odmienne funkcje, co sprawia, że nie mają polityczno-dyskursywnej autonomii, ale są raczej swego rodzaju politycznymi „technologiami” używanymi do różnych celów. W rozdziałach piątym i szóstym wyjaśniam, iż celem tym – paradoksalnie – może być zarówno walka o emancypację kobiet, jak i sprzeciw wobec postępów świeckiej, liberalnej nowoczesności. W przypadku półperyferyjnych społeczeństw, takich jak polskie, oznacza to, że islamofobia bywa zarówno częścią polityki promującej asymilację do wzorów liberalnej europejskiej modernizacji (realizowanych m.in. przez Unię Europejską), jak i elementem rebelii przeciwko tej polityce, postrzeganej jako „neokolonialny” zamach na polityczną suwerenność i kulturową autonomię narodu.
W tym kontekście kluczowa jest różnica, jaka istnieje pomiędzy orientalistycznymi dyskursami opisywanymi przez Saida a dyskursami współczesnej islamofobii. Te pierwsze, zwłaszcza w swoich wariantach rozwiniętych w wieku XIX i pierwszej połowie XX, w czasach największej świetności europejskich projektów kolonialnych, stanowiły wyraz kulturowej, politycznej i ekonomicznej hegemonii, która egzekwowana była m.in. poprzez tworzenie określonych form wiedzy definiujących doświadczenie populacji skolonizowanych i podporządkowywanie ich własnym, europejskim, systemom znaczeń. Orientalizm więcej mówił zatem o Zachodzie, niż o Oriencie, który był stworzonym w jego ramach konstruktem służącym do potwierdzania określonej wizji zachodniej tożsamości. Przede wszystkim jednak jego rolą było legitymizowanie obecności Europejczyków w koloniach oraz prowadzonej przez nich polityki ekspansji, której hasłem była „misja cywilizacyjna”. Jak pokazuję w dalszych częściach książki, wiele kolonialnych wątków reaktywowanych jest we współczesnych dyskursach islamofobicznych. Specyfika tych dyskursów polega jednak na tym, iż z racji szczególnych uwarunkowań ostatnich dekad wieku XX i początku XXI rozwijane są one w sytuacji, w której spotkanie z „orientalnym” innym następuje nie tyle (lub nie tylko) poza granicami Europy, ile także na jej własnym terytorium. „Orientalny” inny staje się bowiem (również) wewnętrznym innym Europy.
Poprzez współczesne dyskursy islamofobiczne, których znaczna część koncentruje się wokół obecności muzułmańskich mniejszości na Zachodzie, orientalizm zostaje wpleciony w wewnętrzną politykę zachodnich społeczeństw. Zaczerpnięte z niego, zesencjalizowane kategorie kulturowej czy też „cywilizacyjnej” różnicy są przez te dyskursy używane jako kryteria przynależności, na podstawie których dokonuje się społecznych wykluczeń i hierarchizacji, a jednocześnie afirmacji własnej, „rdzennej” europejskiej tożsamości (a dokładniej – pewnych jej wykładni). Islamofobia wpisuje się tym samym w szerszy proces „kulturalizacji” dyskursu publicznego, którego wyznacznikiem jest bezprecedensowa rola, jaką w strukturyzowaniu rzeczywistości politycznej mają kwestie kultury, etniczności, „rasy” i religii. Jak pokazuję w następnym rozdziale, proces ten ściśle wiąże się z transformacją zglobalizowanego systemu ekonomiczno-politycznego, jaka nastąpiła w ostatnich dekadach XX wieku. Fakt, iż islamofobia okazuje się w tym kontekście zjawiskiem funkcjonalnym dla tego systemu, zbieżnym z konstytuującymi go głównymi wektorami dominacji, pozwala analizować ją jako charakterystyczną dla tego systemu „technologię władzy”.
Punktem odniesienia dla używanego przeze mnie określenia „technologia władzy” jest myśl Michela Foucaulta. Trudno oczywiście traktować tego autora jako prekursora refleksji nad islamofobią. Islam pojawia się w jego pisarstwie przelotnie, w kontekście chwilowej fascynacji Rewolucją Islamską w Iranie, której ślady można znaleźć w publicystycznych tekstach autora publikowanych w czasie jej ­trwania37. Szeroko rozpoznaną cechą – i zapewne także słabością – pisarstwa Foucaulta jest także to, że problematyzując europejską nowoczesność, nie włączał on w obręb swojej refleksji kwestii kolonializmu38. Wpływ jego myśli na podejścia teoretyczne problematyzujące islamofobię jest zatem pośredni, uwidacznia się on jednak choćby w tak istotnych dla tego tematu konceptualizacjach, jak te proponowane przez Edwarda Saida, który traktował Michela Foucaulta jako jednego ze swoich najważniejszych mistrzów intelektualnych39.
Foucaultowskie ujęcia władzy okazują się jednak użyteczne także poza kontekstami, dla których analizy zostały stworzone, czego ilustracją są ich różnorodne adaptacje dokonywane na gruncie antropologii politycznej40. W przypadku refleksji nad tak heterogenicznym zjawiskiem, jakim jest islamofobia, kluczowe okazuje się to, że ujęcia te obejmują całe spektrum modalności władzy – od władzy „suwerennej”, przez „dyscyplinarną” i „biopolityczną”, przez rozmaite stosun­ki dominacji, do tego, co Foucault nazywa „rządo­myśl­noś­cią”/„urzą­dzaniem” (gouvernementalité)41. Zaproponowane przez tego autora ujęcie okazuje się dobrą ramą do analizowania islamofobii jako „technologii władzy” ze względu na to, że władza nie jest w nim ograniczona do działań takich instytucji politycznych, jak państwo, nie sprowadza się także do ustanawiania relacji bezpośredniej dominacji jednych ludzi nad innymi, czy do zinstytucjonalizowanych praktyk represji, ale mając charakter produktywny i regulujący, realizuje się poprzez cały kompleks praktyk, dyskursów, instytucji, systemów wiedzy, które składają się na złożone taktyki zarządzania populacjami i wytwarzania podmiotowości. Islamofobia bywa analizowana w kontekście działań państwa, np. wtedy, gdy w grę wchodzi kwestia instytucjonalnych form, jakie przyjmuje „wojna z terroryzmem” czy regulacja kwestii migracyjnych. Szersze uchwycenie islamofobii wymaga jednak potraktowania jej jako fenomenu, który konstytuuje się w cyrkulacjach pomiędzy władzą państwową, strukturami ekonomicznymi, instytucjami wytwarzającymi wiedzę oraz mniej lub bardzie sformalizowanymi mechanizmami mobilizowania społecznych emocji i grupowych tożsamości.
Podejście Foucaulta