0,20 zł
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 18
Data ważności licencji: 11/22/2028
Tytuł oryginału: Lovesong Part II
Redakcja: Natalia Popławska
Redaktorka prowadząca: Agata Then
Redakcja techniczna: Robert Fritzkowski
Korekta: Maria Śleszyńska, Renata Jaśtak
© 2020 by TJ Klune. By arrangement with the author. All rights reserved.
© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2024
© for Polish translation by Anna Standowicz-Chojnacka
ISBN 978-83-287-2413-6
Wydawnictwo Akurat
Wydanie I
Warszawa 2024
Pieśń miłości. Część druga przedstawia wydarzenia znane z trzech poprzednich tomów serii Green Creek: Wilczej pieśni, Kruczej pieśni i Pieśni miłości TJ Klune’a, opowiedziane z perspektywy Elizabeth Bennett.
Jej syn, Carter, właśnie wyruszył w nieznane, podążając za Gavinem Livingstone’em - zdziczałym wilkiem i potomkiem największego wroga rodziny. Wyruszył, bo usłyszał pieśń, która rozbrzmiewa między nimi.
Podczas pierwszej pełni po odejściu Cartera czuje, jakby noże wbijały się jej w skórę. Księżyc przyciąga ją i wprawia jej ciało w wibracje. Ona to ignoruje – jest tyle rzeczy do zrobienia, kraj jest taki ogromny, a Carter może być wszędzie – aż dłużej już nie może. Potem próbuje z tym walczyć, próbuje siłą wysunąć swoje człowieczeństwo na czoło, ale wilczyca warczy w jej kościach z obnażonymi kłami, bestia usiłuje wyrwać się na wolność.
Kiedy była na progu swojej pierwszej przemiany, jej matka – słodka kobieta z ogniem w oczach – trzymała ją mocno, ocierała pot z czoła i szeptała:
– Jestem przy tobie, jestem przy tobie, wszystko w porządku, nic złego się nie dzieje, jestem tutaj. – Stado krążyło wokół nich, przyglądało się, czekało, od strony Alfy dobiegało niskie parskanie, a jego oczy były czerwone, czerwone, czerwone. Elizabeth Morris krzyczała i krzyczała, kiedy jej nerwy płonęły, kiedy jej mięśnie się rozciągały, kiedy jej kości pękały i łamały się, pękały i łamały się, a na rękach i nogach wyrastały włosy. Straszliwy dreszcz wstrząsnął jej ciałem, jej plecy wygięły się w łuk, usta rozwarły, a z dziąseł wystrzeliły kły.
A potem nadeszła ulga, jakże zielona ulga. Kiedy spojrzała znów na matkę, patrzyła wilczymi oczami, bystrzejszymi, sama ostrość wzroku wystarczyła, by brakło jej tchu w piersi. Przestała myśleć ludzkim umysłem. Była wilczycą, stała na czterech łapach, a jej ogon drżał. Jej matka się uśmiechnęła.
– A nie mówiłam? Wiedziałam, że dasz radę. Jestem z ciebie taka dumna.