Gnioty dwa - Emil Kowalski - ebook

Gnioty dwa ebook

Emil Kowalski

0,0

Opis

Zbiór wiersze osobiste i życiowe. Poezja dla dorosłych. Tomik poezji z ciekawą historią autora, jego doznań i przeżyć. Dobra lektura dla lubiących poezję w nieco innym niż „rymowanki” wydaniu. Książka jest przeznaczona dla osó pełnoletnich.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 116

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Emil Kowalski

Gnioty dwa

Wiele się działo

© Emil Kowalski, 2022

Zbiór wiersze osobiste i życiowe. Tomik poezji z ciekawą historią autora, jago doznań i przeżyć. Dobra lektura dla lubiących poezję w nieco innym niż „rymowanki” wydaniu.

ISBN 978-83-8273-642-7

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Wstęp

„Gnioty dwa” to kontynuacja tomiku „Gnioty”, który wydałem we wrześniu 2017 roku czyli niedawno. Ci, którzy czytali pierwszą część zbiorów moich wierszy wiedzą, że ich chronologia zaczyna się od najnowszego. I idąc tym kierunkiem publikacji, również tutaj wracam się w czasie. Jednak w odróżnieniu od poprzedniej serii, w tym zestawie mojej twórczości znajdziecie więcej tytułów. Zatem, nic innego jak czytać całymi godzinami…

Wiersze 2010 rok

Zaczynam od roku 2010 — to ten okres kiedy to rzuciłem nałogowe picie. Nastąpiło to w maju. Zatem łatwo się domyślić, że przedstawię Państwu twórczość, wiersze z okresu kiedy byłem pod wpływem. Tylko kilka początkowych było napisanych po trzeźwemu. Myślę jednak, ze to doda uroku i będzie ciekawie porównać twórczość „świadomą” z „nieświadomą”.

Tak to właśnie jest

no i właśnie tak to jest

smutne chwile smutny gest

żaden z moich snów

nie powstaje tu

ciągle tylko drażliwy szmer

pustych obietnic każdy wers

okłamany i odarty

w beznadziei zdarty

uczuć brak już tak

nie jest dla mnie żaden dobry znak

pozostawić tylko to

aby uciec tam gdzieś w mrok

mrok już lepszy niż

tysiące krnąbrnych słów

znów kolejny wieczór tu

nie przeciwstawiam się temu złu

spojrzę tylko gdzieś

tam daleko w kres

może iskra może żar

i rozpali się ten świat

Dzięki Tobie

Tańczyć chcę

Znów uśmiechać się

Być tam gdzie Ty

Wstawać i kochać

Skakać chcę

Cieszyć się

Nigdy nie być złym

Kochać Cię

Mówię Ci

Dałaś mi

Radości smak

Uśmiechu znak

Dziękuję Ci

Za te chwile

Za te dni

Za piękne sny

To właśnie to

Tak chcę takim być

Przy Tobie

Zawsze i czas cały

Nie chcę by skończyło się

Nie chcę znów się rozstawać

Chcę co dzień być

Radości, śmiechu mój

Sprawiłaś, że

Jestem tu

Szalony

Że skaczę

Bądź tak blisko

Bądź zawsze

Bądź mi i tylko mi

Spełnię Twoje sny Serce

Kara

Serce bije jak bęben

W oddali słychać stukot stali

Ktoś jakby przygrywa tamburynem

Nagle świst potężny

Za chwilę cisza

Spokój, głuche odbicie echa

Rozlega się krzyk!

Dziecka

Za nim biegną!

Tysiące koni wyłania się z pagórka

Wszyscy wstają i chwytają broń

O Boże rozjechali!

Wrzask matek!

Mężczyźni szturmem na przeciw

Wychodzą choć wiadomo zginą

Krew dookoła, konie gniotą ciała

Krew jakby deszcz

Słońce staje się czerwone!

Pot jest czerwony

Coraz mniej tych wrzasków

Skomlenia tylko słychać już

Nie ma, zniknęły światła życia

Zabrał nasz Bóg swoje dzieci

Do siebie, ukoił ból

Łzy otarł a matkom uśmiech wrócił

Dał nam Bóg życie wieczne

Otulił, przygarnął

Nas biednych wynagrodził

Obdarował nasz Bóg sercem

Wszystkich umiłował

Jesteśmy wolni

A tam na dole nadal ta krew

Ten żal, smutek

Dziecka płacz

Smutna nuta i wzdychanie

Daremne te wołanie!

Boże pomóż!

Nie zabieraj mnie jeszcze!

Daj chociaż trochę tutaj tego szczęścia

Pozwól żyć

Boże oddaj serce

Wybacz nam

Nie zabieraj tych posiłków

Tych chwil z uśmiechem

Powróć kwiaty

Powróć te słońce

Melodii gra smutną balladę

Na flecie nuta płynie

Szelest liści jesiennych rytm daje

A wokół spuszczone głowy

Wśród dymiących traw

Żar od spalonych drzew

Zgryźliwa woń zwęglonych ciał

I czerwona rzeka

Pośrodku kobieta

Płacząca… Wolny

za pusto

tak nagle

za cicho

zbyt ciemno

żarzy się jakiś mały płomień

dogasa te ognisko

wiatr brzmi jak skrzypce

smętnie, ponuro

szelest liści nagle przyspieszył

w rytm bałkańskiej ballady

podniosłem głowę

oczy się otwarły

świat zaczął wirować

rytm skazę zmazał

westchnąłem i patrzę

zniknęło nagle

pojawił się szum

jakby morski wiolonczeli

z dodatkiem chóru

łez, braku, tęsknoty

podniósł się doniośle

ptaki się zerwały

grupami jakby uciekając

przed czymś złym

dreszcz owinął moje ciało

oddech przyspieszył

To wojna!

To krew!

schowałem głowę między kolana

zamknąłem oczy

zacząłem płakać

zacząłem przepraszać

Wróć słońce!

podniosłem głowę i zawołałem

i na kolanach

spuściłem głowę

W ciszy się rozstałem

Z jutrzejszym dniem

Z kolejnym posiłkiem

Z marzeniami

Dołączyłem do ptaków

Strach minął

Wreszcie wolny!!

Krzyknąłem

Skrzydła i oddech…

Taka chwila nasza

nie ważne co będzie dalej

nie ważne gdzie nas wyrzucą

jesteśmy tu razem

pijemy za nasze zdrowie

a potem w łóżku słodkie winogrona

ach, teraz bądźmy tutaj razem spleceni

bo może jutro wszystko się zmieni

a teraz niech to nie ważne jest

za ręce chwyceni

w siebie jak w obrazy wpatrzeni

w blasku księżycowej nocy

śmiejmy się i bądźmy

tak sytym chcę być

tak właśnie sytym Tobą

smakować Twój zapach

i głaskać miłości aurę

Tak żeby noc się nie skończyła

niech będzie naszym ogrodem miłości

bo jutro może już nie być

Stracone, nie do powrócenia chwile i dni, nie do zniesienia

Taki smutny ten świat

Taki wredny dla mnie ten świat

I każdy kolejny nowy dzień

Budzić już się nie chce

Tak rankiem wciąż to samo

Ten mój moralny kac

I chociaż nie powinienem mieć

To on jednak wciąż jest

Są chwile, są takie momenty

Że patrzę z boku

Na przestrzeń wokół

Bez uczuć bez lęku

Bo wiem że to nic

To wciąż kłębi się

I nabiera warstw

Niewidzialna toksyczna skorupa

I choćbym błagał

Przedstawiał swój gniew

Zapierał się

I walczył jak lew

To już po grób

Żadne te drzwi

Nie otworzą już się

To kiedyś było jak sen

Pozostaje więc czekanie

Bo wiem mur już za gruby

Na koniec łez

TIK TAK

Tik, Tik

Zegar bije

Nadchodzi godzina

Tik, Tik

Jutro już będę wiedział

Czy się kończy czy zaczyna

Tik, Tik

Serce bije

Ręce się trzęsą

Dzwoniłem przecież

I nic — nie zastałem

Choćby na trochę

Uspokoić te nerwy

Może w ostatniej chwili

Dobre wieści

Lecz nie!

Tylko oczekiwanie

Tik, Tik

Spać nie mogę

W myślach zły kłębek

Tik, Tik

Załzawiony

Nie wytrzymam więcej

Tik, Tik

Niech się wreszcie stanie

Upadek i rozstanie

Tyle lat minęło

Aż nadchodzi ten dzień

Tyle łez wylanych

Naiwnych nadziei

Już jutro po krzyku

Nadchodzi kres

Odebrano mi na zawsze!

Nie zobaczę jej!

Ach gdyby cud

Chociaż raz mi się zdarzył

Ten jeden jedyny

Żeby móc poczuć te chwile

Lecz nie!!

Ach gdybym mógł

To bym zastrzelił!

Sam nie wiem co mówię

Jak można!?

Jakie serce tak nieczułe?

Jak być takim z kamienia?!

Nie wiem..

Tak pytania zadawać tylko mogę

Dlaczego? Jak? Czemu?

Lecz nic czasu nie zmieni

Nie dla mnie!!

Precz z uczciwością! — już nie wierzę!

Precz z miłością — Nie istnieje!

Tylko czerń — Tak, to realne!

Tylko zło — tak, to właśnie codzienne!

Ja tylko chciałem być przez chwilę z Tobą Nicole…

Córko moja…

Uciekły gdzieś uśmiechy

Zły dla mnie jest ten świat

gorzkich łez tylko mgła

Żadnych zdrowych dni

Uciekły gdzieś do cudzych chwil

Codziennie rano sen przerwany

Budzę się obdarty niewyspany

Jakiś magnes przyciąga

Odciągając dobre chwile

Nie mogę dłużej żyć

Nie mogę więcej śnić

Zawaliły się te mosty

Otulony tylko w złych

Zapamiętałem jak było

Tych kilka naszych chwil

Złudnych nadziei mych

I trosk

Zostały tylko sny

Samotność i wiatr

Uczuć i chwil

Mówię nie… to nie to

Moja dola niedola

W dwóch ruchach wstałem nagle

ze snu zbudzony koszmarnego

Pustynia mi się śniła

czułem jak usychałem…

Serce mnie boli coraz mocniej

Serce nie bije już dla nikogo

W samotności robię wszystko co zechcę

Uśmiecham się i płaczę

Słucham muzyki raz koszmarnej raz pięknej

Piszę raz bez sensu a czasem z sensem

Ucieka tak mi ten czas w udręce

Nie widzę słońca i widzieć nie chcę

Tasuję swoje karty co dzień

Raz rzucam o ścianę by wszystko w diabli poszło

A czasem układam domek z kart

Być może wróci uśmiech

Czcze jednak nadzieje

Naiwne te oczekiwania

Tak zeschły mam być już wiem

Nic nie poradzę

Posilę się tą suchą paszą

Bez smaku

Bez barw

Nawet bez świecy

Chyba, że tylko znicz

A tam już spokój…

Kolejny dzień świąt niby

Tak siedzę teraz przy nocnej lampie

Cały dzień przespałem w boleściach

Teraz czysty nie jak rok temu pijany

Lecz nadal samotny i nie chciany

Po co ta przemiana moja wewnętrzna

Po co te dobre w nadziei myśli układane

Jak i tak sam jestem jak palec

Nic się nie zmieniło nadal szaro

Tylko woni ohydnej z ust nie ma

Tylko jakieś inne spojrzenie otwarte

Lecz ból potężniejszy bo na trzeźwo

Sam u progu wejścia do pokoju

Spoglądam na żarzące się świeczki choinkowe

Kolorowe drzewko a pod nim tylko kartka z życzeniami

Nie spełnionymi, upragnionymi

W tęsknocie patrzę aż zgaśnie

Na oknie mróz pięknie przyozdobił szyby

Słychać wieczorne śmiechy bawiących się dzieci

Lepią bałwana i rzucają śnieżkami

Radośnie beztrosko biegające

Ja patrzę ze łzami

Może tam gdzieś moja córka także

Bawi się skacze i uśmiecha

Wspominam i płaczę

Kolejny rok kolejne święta

Sam

Któż o mnie pamięta…

Tylko te słowa

Nie wiem sam czego szukam

Nie wiem czy jestem tutaj

Nie znam chwil

Nie słyszę

Nie wiem czy widzę

Nie wiem czy chcę

Czy czuję jeszcze

Czy stałem się już złem

Nikt nie odpowie

Nikt mi nie powie

Czy tak czy nie

I kiedy skończy się

„ale wierzę, że będzie dane Ci jeszcze kochać z wzajemnością”

powiedzieli…

Przemijają te wszystkie chwile i dni

Budzę się co dzień

W słońcu blask

I śpiewające ptaki

Czasem deszcz

Wiatr i szeleszczące liście

Zimą śnieg

Złota jesień

I gorący oddech letni

Całe lata

Tak budzę się

I kawy łyk

Czasem bez śniadania

Siadam przed komputer

I maluję swój świat

Bo taki tylko wirtualny

Tam mam wszystko

Siadam w chwili odpoczynku

By oczy obudzić na nowo

W sercu błyski

Żal utraty

Uczucie mijania

I ciągłe myśli…

Gdy patrzę na mamę

Serce mnie ściska — jest coraz starsza

I tak co dzień biedna wstaje zaspana

Rzadziej się uśmiecha

Widać jak przemija

Już jutro może jej nie być

Łzy wtedy rzewne

Nie mogę myśleć serce ściska

Tak ucieka czas samotnie

Łzy lecą gdy myślę

Jak dorasta córka

Nie widzę nie czuję gdy jest samotna

I potrzebuje mnie

Trzeba to czuć by coś powiedzieć

Nawet nie umiem opisać żalu

Wciąż w jednym pustym miejscu bezradny

Coraz starszy z bólem w sercu

Żal nad urokami i uśmiechem świata

Nie dotyczy to jakby

Mojego małego ogrodu

Co chwilę chciałbym komuś się wyżalić

Przytulić i wypłakać

Lecz nie sam tylko z goryczą ściskam ból

Coraz starszy i niezdolny do wędrówek

Zdrowie już upada

I bez nadziei na nową miłość

Bo kto by chciał inwalidę?

Płaczę tak codziennie

I czuję jak to wszystko mija

Już nie ma kwiatów ani radości

Pustka i tęsknota…

Kasztany po raz kolejny

Trzydziesty pierwszy raz powitałem kasztany

Trzydziesty pierwszy raz widzę złoto

I trzydziesty pierwszy raz czekam na biel

Tak po kolei

rok w rok to samo

sumuje jesienną aurą

wszystko co wcześniej

Mogę trzydziesty pierwszy raz powiedzieć

„jestem”

ale jakie to ma znaczenie?

Gdy byłem dzieckiem każdy kasztanowy rok był inny

raz cieszył mnie spadający liść

innym razem picie po kryjomu piwa w krzakach

gdy deszcz padał

A teraz patrzę jak ucieka czas

nie cieszy te złoto jak kiedyś

serce dudni z samotności

i tak co roku od kilku lat

Przychodzą wiosną amory

i zawsze odchodzą późnym latem

zbyt krótki czas

by pozostały na zawsze

Męczy to coroczne zakochanie

co roku inna

i co roku inny ból

lecz podobny

Męczy to wciąż czekanie

szukanie tej z którą

kolejne roczne kasztany razem

będę zbierał

Co rok w dłoni jeden owoc brązowy

twardy jakby te serce ukochanej

roztrzaskać nawet trudno

nie myśleć o zmiękczeniu

Tak pusto w sercu i szaro

jak upływanie zieleni

Czasem zastanawiam się jak na równiku

gdzie kasztanów nie ma

układały się życie i dni

Może ta miłość by przetrwała albo zmęczyła bez reszty

Tęskni mi się

Wsłuchując się w oddal muzyki

W dźwięku szarpanych strun

W tych nutach romantyzmu

Układam w myślach obraz Twój

Daleko teraz jesteś

Nie czuję dotyku

Nie słyszę śmiechu

Nie widzę Cię

Jem sam obiad

Ustawiam talerz dla Ciebie

Popijam czerwonym winem

I zapalam świece

Tak pusto i jednocześnie bogato

W tym moim sercu

Tak wiele Ciebie i tak mało

Łzy i uśmiech gdy myślę

Wychodzę co dzień na spacer

Po okolicznym parku

I słucham śpiewu wiatru

Śpiewu ptaków

Wytrwale duszę w sobie

Tą gorycz tęsknoty

Serce bije mocniej

Gdy widzę uśmiechnięte pary

Tak czekam bardzo

Aż wrócisz

Kiedy to znowu razem

Wyśmiewamy świat

Kiedy wylejemy specjalnie

W restauracji szklankę wody na kelnera

Kiedy będziemy się śmiać z ludzi

Siedząc przytuleni na ławce

Kiedy znów pocałunki słodkie

Będziemy hurtem słać sobie

Kiedy znów Kocham Cię powiesz

Zachwiany system równowagi powrotu

Drogocenny spokój, pewność

Zakłócone, zagrożone

Kolorowe baśnie, bajki jakby

Do szuflady

Nie tak pięknie kochany

Nie jesteś z powrotem

Jeszcze daleka droga

Zbyt naiwny do swoich koniczyn

Do swoich sił

Pomyślałem zbyt pewnie

Lecz nie kochany

To jeszcze droga daleka

Nastrój dobry na potem

Teraz się nie ciesz

Stary, młody człowieku

Dostałeś tą dawkę prawdy

Byś nie myślał za wcześnie

Że po wszystkim, po karze

Jeszcze będziesz łez wiele wylewał

Nie ma tak łatwo nic nie jest piękne

Na razie kulej

Czy podołasz jeszcze?

Czy się poddasz wreszcie?

Tak diabeł szyderczo mówi

Naśmiewa się ze mnie

Tworzy te złudzenia radości

Bym poczuł że wreszcie

Lecz nie! Za chwilę znów szpony

Uciskany jestem

Daje mi serce i zaraz odbiera

Namawia bliską mówiąc

To nie ten, on zły

Och drogi mój

Nie dla Ciebie szczęście

Jedz ten stwardniały czarny chleb rankami

Popijaj brudną wodą

Ja będę się śmiał

Miłość nie dana Ci jeszcze

I tak donośny śmiech diabelski

W nocy i w dzień

Nie ma anioła

A może jest tylko nie chce

Tak albo nie

Poddam się?

Miłość

Kto mi wytłumaczy kto powie dokładnie?

Co to jest miłość?

Dlaczego tak trafia człowieka nagle?

Przecież to ból a nie radość

To pozory i nieprawda

Nie istnieje

To tylko wyobraźnia

Przez którą sami zadajemy sobie bolesne rany

Bo co z tego że nagle tak pięknie patrzysz na świat

Co z tego że kolorów szarych nagle brak?

Że niby wszyscy wydają się tacy przyjaźni

A nawet nieprzyjemny zapach nagle piękną wonią

To bzdura i płonne wrażenie

Które prowadzi do większego smutku

Miłość nie istnieje

To jest miecz wbity w serce zardzewiały

To złudny oddech i uśmiech

A tak naprawdę wysypana sól na rany

Które nie bolą przez chwile

Lecz potem siły odbierają

Ach bzdurne romantyczne opowieści

O księciu i księżniczce

O miłości bezgranicznej

Pierdoły wyssane z palca dla dzieci

Miłość nie istnieje!!

To koszmar dla naiwnych

To jakby piasek zamiast chleba dla głodnych

Chcesz „kochać” a nie możesz

Lecz co to kochać?

To słowo tylko oznaczające „ginąć”

Lecz myślisz naiwniaku inaczej

Ach słów brakuje do tego fałszywego zjawiska

Gdzie nie tylko słowa ale tzw. pocałunki

Które niby dowodem miłości

A tak naprawdę trucizną

Nie ma wianków i pierścionków

To tylko wymysł głupiej wyobraźni

Nie ma wspólnego łoża to tylko pokusa

Po co te „dzień dobry kochanie”

To jest jak „a cześć i tak będzie gorzej”

I te niby łzy radości niby

A czasem żalu bo się straciło

Po co ten masochizm

Bo tak właśnie chyba można nazwać miłość

Lepiej zająć się chowaniem zmarłych

Niż umierać za życia niby kochając…

Mglisty

Pusty wiersz w pustym dniu

Nawet wyrazy się nie układają

Cóż że słońce świeci

Po co te uroki i delikatny wiatr

Butelka pusta nabijam się w nią

Może ktoś zakorkuje wyrzuci do morza

I tam poprzez fale poniesiona

W innym świecie na nowej plaży wyląduje

Znajdzie butelkę panna urocza

I otworzy wydobędzie odgłosy

Wysłucha wiadomości życzeń sto

I chociaż jedno spełni

A może znajdzie pijak

I odda butelkę na skup

Albo wyrzuci do śmieci

I tak znajdę się w odpadach

Bo cóż te życie gdy każda chwila szara

Po co kwiaty jak kolorów brak

Woda jakby słona nie do picia

Tylko wielki żal

Tak popatrzeć tylko można

W tv jak bujnie rośnie świat

Poprzez ekran szklisty

Zakuty w czworokącie samotności

Jedno z tych najgorszych uczuć

Oddalasz się

Oddala się ten mój sen

W zapomnienie dni uchodzą

Coraz bardziej szary każdy następny dzień

Już tak jasno nie widać

Tych wszystkich marzeń

Coraz dalej w otchłań

Ucieka serca krzyk

Już herbata tak nie smakuje

I nawet muzyka zwolniła

Nie ma tych skocznych dźwięków

A w obrazach myśli złe

Brak pobudki z uśmiechem

Oczekiwania zanikają

Ból się pojawia

Przeszywa zły wiatr ciało

Drżące powieki

Przed każdą nocą

Ze strachu o jutro

Nie ma porannej orzeźwiającej kawy

Tak z godziny na godzinę ustaje rytm

Przeszkadza nawet radosny śmiech zza okna

Przeszkadza kupione nowe ubranie

I ulubione lody

Nie ma tych słów które dają tyle radości

Coraz większy cień

Idę po pieprz

StukPuk

Wejście w namiętne progi

Staję u stóp Twych wrót

Pukam tam co dzień

Rano i wieczorem

Stuk puk

Kto tam?

Słyszę

I tak odpowiadam:

Ta ja serce wpuść mnie wreszcie

I słyszę:

A idź teraz nie chcę

I cóż to samo znów

Odchodzę zamknięte

Stuk puk kolejnego dnia

Kolejny raz kto tam?

Lecz wpuścić nie chce

O wiem przyniosę kwiaty

I stuk puk

Uff otwiera się

Radość jest

Dzień Dobry

Czy mogę już?

Tak proszę kwiaty w wazon włóż

dzień w który zawsze chcę być

Dzisiaj inny dzień

Fortepian brzmi

I w rytm wystukuję

Litery, wyrazy

Dzisiaj inny dzień

Inaczej słychać dźwięki

Inna muzyka gra w oddali

Inaczej oddycham

Westchnień cudowny czar

Powiedziałem sobie

Że w rytm bajkowej aury

Dziś odpłynę w obłokach

Wyznałem miłość

Co serce chciało

Wreszcie ulotniłem

Już taki lekki jestem

Gdybym tylko miał skrzydła

Skrzypiec przeszywający dźwięk

W tej orkiestrze grającej w sercu

Łez kilka wraz z uśmiechem

Delikatny powiew wiatru

Spoglądam na drżące ręce

Nawet namalowałem obraz

Widać na nim ścieżki

Ku szczęściu i radości

Jest piękniej niż w snach

W przestrzeni jakby śpiew

Przeszywa wszystko

Taki romantyczny

Płatki róż latają

Śpiewa piękna niewiasta

W bieli pieśń o miłości

W tle tych obłoków

Na niebieskim sklepieniu

Serce bije coraz mocniej

A ptaki radośnie figlują

W słońcu otulony wzdycham

I patrzę ku niebu

A wszystko takie urocze, jesteś ze mną w tym sercu…

Tęsknota…

Pochmurny deszczowy dzień

W myślach myśli płomień

Rysuje się smutny wyraz twarzy

Smętne mgliste z łez spojrzenie

Żadnego słowa nie przemawiam

W duszy tylko szlocham

A w sercu boleśnie ściska

Brakuje energii, siedzę w bezruchu

Samotnie wśród czterech ścian

Pisząc tylko smutne frazesy

Myśląc że ukoją tęsknotę

Pozostaną na papierze

Że przyniosą ulgę

Lecz nie, wciąż cichy płacz

Pusty wzrok, nic nie widzę

Nawet najgłośniejsze odgłosy

Nie docierają, to tylko dla innych

Pozostawiony w tym kłębku

Skulony z założonymi rękami

Czasem leżę ściskając ból

Do poduszki przytulony

W wielkiej głuchej aurze

Zatopiony w wspomnieniach

W marzeniach i czekaniu

Nawet kwiaty kolorowe

Nie nadają uroku

Żaden film, żadna muzyka

Nie raduje

Są tylko myśli

I oczekiwanie

Kiedy się zjawisz

Kiedy znów będę czuł Twoją bliskość

Kiedy usłyszę Twój głos

Kiedy spojrzysz znów na mnie

Kiedy znów poczuję Twoją słodycz

Kiedy mnie pocałujesz i obejmiesz

Kiedy znów uciekniemy w podróż

Tam gdzie tylko my sami dla siebie

Gdzie wszystkie barwy świata

Będą nas otulać

A my razem tacy niewinni

Będziemy szeptać sobie czułe słowa

Oddajemy się naszej namiętności

Jak dwa gołąbki

Kiedy znów będziesz…

smutek ogrodu Gra już orkiestra żałobnie

Wspomnień nuta w głębi duszy

Tak już pusto już nie ma

Nie będą już kwitnąć te kwiaty jak niegdyś

Już tak nie będą dawać tyle radości

W ogrodzie tym szumi teraz tylko wiatr

Nie słychać tych uśmiechów i radości brak

Już nie będzie tych codziennych wieczorów wśród gwiazd

Ani śniadań wczesnych z uśmiechem

Już nasz przyjaciel słowik śpiewał

smutno tylko dla siebie będzie

Nie będzie Ciebie ogrodniku serce

Zabrałeś ze sobą swe grabie na wieczność

Szopę z narzędziami zamknąłeś

I już pusto na placu

Na zawsze

Tak w oddali gdzieś wśród obłoków patrzysz tylko

I deszcz to Twoje łzy drogi ogrodniku

Lecz już nie rosną te kwiaty

Nie kwitną klony

Nie ma wiosennych motyli

Jabłek na jabłoni

Zostały tylko skrzypy

Stara jakże młoda drewutnia

I dom bez duszy zblakły

Zamknęła się furtka

[…] Buduję nowy dom z ogrodem

Buduję nowy dom z ogrodem

W górach obok potoku

Na wysokim stoku

Trudno tam wejść

Buduję dom w tym zaciszu leśnym

Ze słodkiego świeżego drewna

Taki mały domek kuchnia i pokój

Mała spiżarnia i drewutnia

W środku kominek by ciepło dawał

Drewniana sofa, dwa fotele i stolik

Mały strych na skarbiec przeznaczę

A na tyłach mała zagroda dla kur

Przed domkiem ogródek z jabłonią

Pod oknami kwiaty zasadzę

Ku drzwiom kamienisty chodnik

Po środku stolik biwakowy

Będę się mył w strumieniu obok

Oddychał lasem czystym

Słuchał orlich okrzyków

I nocnych wilczych odgłosów

Gdy zechcę wejdę wyżej na szczyt

By zobaczyć świat z góry

Jak wszyscy tam śpieszą

Jak potykają się co dzień

A ja tu jak wolny ptak

W bryzie wiatru czystej

Zimą biały przysypany domek

Wiosną kolorowy zielony

Zaproszę do mych progów tylko Ciebie

Co dzień będziemy witać wstające słońce

A nocami rozmawiać z księżycem

I tak beztrosko razem ku gwiazdom

Spoglądać w miłości

Nakarmimy psa by pilnował

Lecz przed czym?

Pilnują nas drzewa

Pilnuje słońce

Zamieszkamy tak razem w objęciach na zawsze…

wieczór zakochanego

Siedzę po środku polany tego chłodnego wieczoru

Liczę wschodzące gwiazdy do każdej mówię

Jest ich coraz więcej aż nie nadążam

Przy każdej w myślach przypisuję jakieś odczucie

Wiatr delikatnie buja wysoką trawę

A z dala słychać szelest liści

Tak błogo leżę i myślę o wszystkim

O Tobie gdzie jesteś co robisz

Wczorajsze nocne igraszki były cudowne

Chcę cały czas czuć oddech śpieszny

Słyszeć jak wzdychasz w podnieceniu

Być bardzo blisko w tym uniesieniu

Tak ochładza mnie czule wiatr

Tak delikatnie jak Twój dotyk

Czuję jak pięknie mi się żyję

I coraz mocniej serce mi bije

Chcę tak co dzień zasypiać przy Tobie

Chodź nie jesteś tutaj ze mną

Ale wiem że za chwil kilka

Za kilka minionych księżyców znów Cię będę dotykał

Tak karmię się tym czekaniem

I jest mi dobrze bo jesteś

Tak cierpliwie liczę czas

bo wiem że kocham Cię

Lampkę nocną gdy wrócę zapalę

I wezmę pióro i kartkę by Cię malować

Jak zawsze wieczorem słowami najpiękniejszymi

I pójdę spać by śnić moje serce

Armia czystości

Strzały

Krzyki

Nadchodzi armia zbawienia

Z mieczami czerwonymi

Oszpecone twarze

Krwiste oczy przeszywające

Po drodze chłopczyk mały

Ucięli mu głowę

I nabili na bal

Z okrzykiem mordercy

Wycinają plony

Z pochodniami palą domy

Gwałcą dla potomności

Mężczyznom ucinają genitalia

Trofea niosą do Lucyfera

Z szyderczym śmiechem

Zostawiają rozniesione strzępy ludzkie

Obdzierają ze skóry

Szaty mają ozdobione

Pękami włosów dziewczynek małych

A bransolety z niemowlęcych kości

Sztandar z kosą niosą

Zapylają trawy odchodami

By nie rosły

Kwiaty podlewają wymiocinami

A na ołtarzach łoże nieprawe tworzą

Bez litości wycinają serca

Którymi się żywią…

Tak przyszli po nas jak tornado wysłannicy piekieł

Za nasze grzechy…

ostatni list

Lubię pisać listy

Lecz ten jest ostatni

Wybiła godzina

Zaschło mi w ustach już bardzo

Ciemno w oczach

Żegnam was drzewa moi wierni kompani

Żegnam przyjaciele ptaki moi słuchacze

Żegnam wietrze który mi zawsze grałeś

Dobranoc słońce, dziękuję za światło

I mój księżycu nocny drogowskazie

Odchodzę moja rzeko już z tobą nie popłynę

Moje góry już z waszych szczytów nie popatrzę

Już nie usłyszę kocham cię moja droga

Żegnam Cię córko

Żegnaj kochana

Może kiedyś tam u góry pobawimy się jeszcze i pójdziemy na ognisko…

sielanka

— 

Hej zapukaj do mnie

Mam dziś sielankowy dzień

Taki do przytulanek

Hej zadzwoń do mnie

Dzisiaj mam natchnienie

Zagram coś na gitarze

Hej powiedz coś

Pobiegnijmy na plażę

I poskaczmy do wody

Jej pragnę Cię

Otulmy się

Wśród marzeń

Jej całuję Cię

Złapmy się za dłonie

I pójdźmy hen daleko

Tam gdzie tylko my

I piękny las nad jeziorem

Słońce dla nas

Hej powiedzmy sobie

Kocham Cię

I z uśmiechem przez ten świat

Hej nie spoczywajmy w miejscu wciąż

Do przodu hej na zawsze tak

Weź gitarę śpiewaj ze mną

U stóp tych gór

Zagrajmy razem wielki szum

Skacz oj skacz w ten rytm

Z uśmiechem tak

Ja będę grał i patrzył

Mój skarb

Gdzieś w starym meblu w szufladzie zapiski schowane

Słowa na tych pogniecionych pożółkłych kartkach układane

Teraz inną wartość mają, są jakby kronika przeszłości

Niektóre z nich tak bardzo odległe, inaczej brzmiące

Niż te co dziś świeżym ruchem uczuć pisane

Są jakby cząstka całości co rok nowo odkrywana

Wyłonię z tych tamtych myśli niby starych

Kilka zdań by lepiej dzisiaj widzieć to co myślę

Jeden po drugim wyrazie złym i dobrym przypisuję

Do dzisiejszego czasu by zobaczyć te wszystkie lata

Czasem niezrozumiale porównam te frazesy

Może nawet połączę gdyż jedno się nie zmienia — istota

Odkrywam na nowo dni szare, dni słoneczne

Na nowo wyleję łzy jak wtedy dawien dawna

Przeżyję radości i smutki otulając się tymi wspomnieniami

Jak wielce się zmieniłem jak bardziej żyję

Dowiem się otwierając ten mój mały skarbiec osobisty

Gdzie słowem pisane wielkie i duże chwile

Tak właśnie jakby powtórka przed egzaminem

Powspominam co byłoby znów nowe pisać

Układając jak klocki kolejny odcinek tej noweli

Wzbogacę się o bogactwo już nabyte

raj

Gdybym umiał rzeźbić

To bym najwspanialszy pomnik stworzył

Gdybym potrafił malować

To powstałaby druga Mona liza

Ech jakbym wiedział jakich słów użyć

To najwspanialszy poemat bym napisał

Gdybym był aktorem zagrałbym Romea

A Ty byłabyś Julią

Lecz żeby inaczej zakończył się ten spektakl…

Gdyby było to możliwe zbudowałbym pałac dla Ciebie

I ogród z miliona róż gdzie po środku byłby nasz azyl

I fontanna przy której stolik z parasolem a przy nim my dwoje

Z okna Twej sypialni widok gór spiczastych u podnóży zielonych

I wokół pałacu krystaliczny strumień szemrzący

Układający nam ciepłą muzykę co dzień porankiem

Gdy w promieniach słońca będziemy się raczyć wspólnym śniadaniem

I tak dniami całymi w tym naszym raju zakochani rozmarzeni

Nawet gdy deszcz i burza będziemy szczęśliwi

Aż pewnego dnia aniołek się pojawi w naszym wspaniałym ogrodzie…

[…] Lalallaalalal

— 

Lalallaalalal

Podśpiewuję sobie

Lecz tak naprawdę to zasłona

Nie wielka radość

Zasłaniam swoją tęsknotę

Gdzie trudno jest się uśmiechać

Budzę się głodny niewyspany

Ciągle myśli niepoukładane

Tak jakby wiatrem rozwiane

Jedynie tylko jedna jest trwała

Myśl o Tobie

Co dzień gdy otwieram oczy

Spoglądam na bok lecz nie ma Cię

Śniadanie nie smakuje

Kawa mi nie pomaga

W samotności czuję

Jak bardzo mi brak

Tych pięknych Twoich spojrzeń

Tamtych słodkich słów

Tego cudownego dotyku

I widoku Twojego uśmiechu

Ach jak ja bym bardzo chciał

Co dzień słyszeć mocno tak

Jak mówisz kocham cię

Jak przytulasz mnie

Nawet nie wiesz jak

Serce bije mi

Wtedy nie ma Cię

Gdy nie piszesz nic

Co dzień samemu idę spać

By o Tobie śnić

Wśród wylanych łez

Taki wtulony w poduszkę

Ciągle myślę że

Nagle pojawisz się

Maluję w myślach mych

Nasze wspólne chwile

Lecz cóż mi z tego jest

Jak Ty daleko gdzieś

Pozostało mi

Pisać tylko sny

Pozostały wspomnienia

I ta wielka nadzieja

Że kiedyś stanie się

I zawsze będziesz tu

Tyle chciałbym mówić Ci

O tych dobrych i tych złych

Chwilach, uczuciach

Niech te moje łzy

Napiszą kocham Cię

przeszkody serc

Wciąż pieniądze i pochodzenie

Status, bogactwo i bieda

Znajomi i dzielnica w której mieszkamy

Marka samochodu i grubość portfela

Czy więcej drogich perfum i drogich ubrań

Wpływowi rodzice bądź też rodzina chorobliwa

Ładniejszy uśmiech i zgrabniejszy tyłek

Lepsze wykształcenie i prestiż w krawacie

I wiele innych niezliczonych przeszkód

Tak właśnie ten świat działa

Szczególnie w związku

Ten materializm przykrywa zawsze uczucia

Wszędzie wrogowie miłości

Wciąż ten mur pomiędzy sercami

Nie ma Ty i ja przeważnie coś innego

Bo jak może błazen z księżniczką dzielić wspólne łoże

Jak służący może być kochanym przez panią

Albo jak biedny nawet gdy ma wielkie serce

Będzie z bogatym

Zawsze zostaną wcześniej czy później odrzuceni

I miłość nawet nie pomoże

To jakby ogień z wodą połączyć…

[…] Ach jak wspaniale

Ach jak wspaniale

Obudził mnie telefon

Odebrałem a tam firma windykacyjna

Z pozdrowieniami

Hmmm to nieźle się zaczyna pomyślałem

Cudowna pobudka

Po wyczerpującej subtelnej rozmowie

Z wielkim spokojem zrobiłem sobie kawę

Przy okazji szklankę potłukłem

Te nerwy heh a co tam

Spojrzałem przez balkonowe okno

I w oczach piękny widok

Słońce praży miły wiaterek

I w oddali piękna kobieta

Która mnie dojrzała i słodko się uśmiechnęła

I w momencie nerwy poszły w niepamięć

Za chwilę znowu telefon

A tam miły głos

„cześć herosie, wstałeś już

jak tak to dobrze

zaczynamy dzisiejszą

grę życiową

kolejny dzień zmagań na igrzyskach naszego losu