Fałszywi arystokraci. Samozwańcy, intryganci, manipulatorzy - Marek Teler - ebook

Fałszywi arystokraci. Samozwańcy, intryganci, manipulatorzy ebook

Marek Teler

3,7

Opis

Jak daleko można się posunąć, aby spełnić marzenia i zaspokoić ambicje?

Chęć wybicia się ponad przeciętność towarzyszy człowiekowi od zawsze, a na przestrzeni wieków wielu ludzi fałszowało swoje rodowody, by wejść w szeregi arystokracji. Podawali się oni za cudownie ocalonych władców lub członków rodzin królewskich, chwalili fałszywymi koneksjami czy po prostu kupowali arystokratyczne tytuły. Czasem byli jedynie niegroźnymi mitomanami, czasem jednak mieli ogromny wpływ na bieg historii.

Fałszywi arystokraci przybliżają burzliwe losy ludzi, którzy budowali na nowo swe życiorysy, by wejść do niedostępnego dla nich świata. Marek Teler przedstawia, jak tworzyli oni swoje wizerunki, co w ich wypowiedziach było prawdą, a co fikcją, i dlaczego na ich opowieści nabierali się nawet wielcy arystokraci. Niektórzy z nich zabrali swoje tajemnice do grobu i do dziś nie wiadomo, kim byli naprawdę…

Bohaterami książki są samozwańcy, którzy wywoływali skandale na europejskich dworach, a także przedstawiciele kina, którzy z powodzeniem wcielali się w role arystokratów w prawdziwym życiu. To nie tylko opowieść o nietuzinkowych postaciach polskiej i światowej historii, ale też o tym, jak daleko można się posunąć, aby spełnić swoje marzenia i zaspokoić wygórowane ambicje.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 331

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (9 ocen)
1
5
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
pparczy

Nie oderwiesz się od lektury

W końcu książka z przypisami i pełną bibliografią! Dobrze napisana i ciekawie przedstawiająca postacie fałszywych arystokratów. Więcej takich książek!
20
londyneczka

Całkiem niezła

Ciekawa
00
peterpancio1

Całkiem niezła

no ciekawe to ale Kolumb był naaaaaprawdę synem Warnenczyka. No.
00

Popularność




Wstęp

KSIĄ­ŻĘTA, HRA­BIO­WIE, BARO­NO­WIE, wytworne pałace i wiel­kie rezy­den­cje… Bez­tro­skie życie księż­niczki lub księ­cia było i na­dal jest marze­niem wielu, lecz dostą­pić tego zaszczytu mogło tylko eli­tarne grono ludzi – z racji uro­dze­nia lub szcze­gól­nych zasług. Na prze­strzeni wie­ków nie bra­ko­wało jed­nak śmiał­ków, któ­rzy pró­bo­wali osią­gnąć ów splen­dor za wszelką cenę i posu­wali się nawet do kłam­stwa, aby móc choć przez chwilę „żyć lep­szym życiem”.

Fał­szywi ary­sto­kraci opi­sują histo­rie ludzi pod­szy­wa­ją­cych się pod księż­niczki i ksią­żąt w nadziei, że przez oszu­stwo uzy­skają prze­pustkę do świata, który z uro­dze­nia nie był dla nich dostępny. Motywy ich dzia­ła­nia były różne. Nie­kiedy uda­wali zmar­łych człon­ków rodzin kró­lew­skich, aby zdo­być wła­dzę, jak poka­zuje choćby histo­ria Dymi­tra Samo­zwańca I. Innym razem cho­dziło wyłącz­nie o nawią­za­nie kon­tak­tów z przed­sta­wi­cie­lami rodów panu­ją­cych, poczu­cie pre­stiżu i wzbu­dze­nie zain­te­re­so­wa­nia mediów, którą to postawę naj­do­bit­niej repre­zen­tuje przy­kład „księ­cia” Sta­ni­sława Biel­skiego, zna­nego rów­nież jako aktor fil­mowy Harry Cort. Zda­rzały się też przy­padki kobiet, które chciały wybić się ponad prze­cięt­ność i bawiły się swoją toż­sa­mo­ścią, nara­ża­jąc się na nie­bez­pie­czeń­stwo. Tra­giczne losy „księż­niczki Tara­ka­no­wej” dowo­dzą, że za cho­ro­bliwą ambi­cję można zapła­cić naj­wyż­szą cenę.

Nie­kiedy przy­ję­cie „ksią­żę­cej” toż­sa­mo­ści pozwa­lało zamknąć jeden roz­dział życia, aby roz­po­cząć zupeł­nie nowy. Pocho­dzący z żydow­skiej rodziny Mosze Waks został jako Michał Waszyń­ski jed­nym z naj­wy­bit­niej­szych pol­skich reży­se­rów, a po II woj­nie świa­to­wej cenio­nym pro­du­cen­tem fil­mo­wym oraz odkrywcą talentu Audrey Hep­burn i Sophii Loren. Na emi­gra­cji stał się kato­lic­kim „księ­ciem Micha­łem”, sta­ra­jąc się zerwać ze swoją żydow­ską prze­szło­ścią. Był to zapewne jego spo­sób na otrzą­śnię­cie się po śmierci bli­skich, ofiar Holo­kau­stu, a dzięki swoim aktor­skim zdol­no­ściom i salo­no­wemu oby­ciu był w nowej roli nad wyraz prze­ko­nu­jący.

Skom­pli­ko­wana była nato­miast histo­ria Fran­ciszki Czenst­kow­skiej, robot­nicy rol­nej z Kaszub, która przez ponad sześć­dzie­siąt lat utrzy­my­wała, że jest cudow­nie oca­lałą wielką księżną Ana­sta­zją Roma­nową. Do dziś nie ma pew­no­ści, czy była po pro­stu chorą psy­chicz­nie osobą, cynicz­nie wyko­rzy­staną przez przed­sta­wi­cieli bia­łej emi­gra­cji, czy prze­bie­głą oszustką, która przy­jęła nową toż­sa­mość, aby speł­nić marze­nie Kop­ciuszka i wyrwać się z mono­to­nii codzien­nego życia.

Oto­czona nim­bem tajem­nicy jest też histo­ria pol­skiego króla Wła­dy­sława War­neń­czyka, który zgi­nął w bitwie pod Warną, lecz któ­rego ciała ni­gdy nie odna­le­ziono. Zgi­nął czy zagi­nął? Na tę histo­rię da się patrzeć róż­nie i choć mię­dzy bajki można wło­żyć opo­wie­ści o tym, że był ojcem Krzysz­tofa Kolumba, sprawa jego domnie­ma­nego pobytu na Made­rze wymaga dokład­niej­szego zba­da­nia.

Nie są to oczy­wi­ście wszyst­kie histo­rie omó­wione w Fał­szy­wych ary­sto­kra­tach, poka­zują jed­nak, z jak zło­żoną mate­rią mamy do czy­nie­nia. Fał­szywi przed­sta­wi­ciele ary­sto­kra­cji to nie tylko żądni sławy i sen­sa­cji sza­leńcy, ale też ludzie, któ­rzy umieli stwo­rzyć sie­bie na nowo, aby dążyć do wyzna­czo­nego sobie celu. Pró­bo­wali nie­jako oszu­kać prze­zna­cze­nie, choć skutki tego były różne. Należy im się za to podziw czy potę­pie­nie? To już pozo­sta­wiam oce­nie czy­tel­ni­ków.

Cudownie ocaleni

Jan z Wilczyny, Mikołaj Rychlik i… inni

1. Por­tret Wła­dy­sława III War­neń­czyka, Mar­cello Bac­cia­relli, 1768–1771

NAJSTAR­SZY SYN KRÓLA POLSKI Wła­dy­sława II Jagiełły i Zofii Hol­szań­skiej Wła­dy­sław Jagiel­loń­czyk, który zapi­sał się w histo­rii jako Wła­dy­sław War­neń­czyk, został koro­no­wany na Wawelu 25 lipca 1434 roku, kiedy miał nie­spełna dzie­sięć lat. W imie­niu mało­let­niego króla wła­dzę przez kilka lat spra­wo­wali Rada Opie­kuń­cza i biskup kra­kow­ski Zbi­gniew Ole­śnicki w cha­rak­te­rze regenta. W roku 1439 Wła­dy­sław osią­gnął tak zwany wiek sprawny i roz­po­czął samo­dzielne rządy, a już rok póź­niej objął rów­nież wła­dzę na Węgrzech po śmierci króla Czech i Węgier Albrechta II Habs­burga. W ramach swego węgier­skiego pano­wa­nia Jagiel­loń­czyk musiał się zmie­rzyć z rosnącą potęgą muzuł­mań­skiej Tur­cji. Jesie­nią 1443 roku roz­po­czął zbrojną wyprawę prze­ciw suł­ta­nowi Mura­dowi II i po kilku wygra­nych bitwach 12 czerwca 1444 pod­pi­sał z nim dzie­się­cio­letni rozejm w Sege­dy­nie1.

4 sierp­nia 1444 roku dwu­dzie­sto­letni władca zerwał rozejm i ruszył na Tur­ków z liczą­cymi 25 tysięcy żoł­nie­rzy woj­skami zło­żo­nymi z Węgrów, Pola­ków i Woło­chów, lecz 10 listo­pada został poko­nany przez siły turec­kie pod Warną nad Morzem Czar­nym. Jak pisał Jan Dłu­gosz w Rocz­ni­kach czyli Kro­ni­kach sław­nego Kró­le­stwa Pol­skiego, towa­rzy­szący kró­lowi Wła­dy­sła­wowi ryce­rze nama­wiali go w cza­sie bitwy, aby rato­wał się ucieczką. „Nie spo­czął jed­nak, mając przez nara­że­nie swej osoby na nie­bez­pie­czeń­stwo przy­nieść zgubę wszyst­kim wyznaw­com pra­wo­wier­nej wiary, ale sta­wia­jąc wyżej od oca­le­nia god­ność rycer­skiego stanu, a chwa­lebną śmierć wyżej od hanieb­nego życia, wmie­szaw­szy się z oddzia­łem woj­ska w naj­gęst­szy tłum wro­gów, przez jakiś czas wal­czył bar­dzo dziel­nie” – rela­cjo­no­wał dzie­jo­pis2.

Kiedy z pola bitwy uciekł z grupą ryce­rzy wybitny wódz węgier­ski Jan Huny­ady, wysłani przez niego posło­wie suge­ro­wali, by król poszedł za jego przy­kła­dem. Monar­cha odrzekł im wszakże: „Idź­cie i powiedz­cie Janowi, memu zbie­gowi, nie ryce­rzowi, że Węgrzy, stra­ciw­szy tamto woj­sko, mogą wysta­wić dru­gie, a on sam bez nara­że­nia na hańbę swej osoby nie może ucie­kać i woli stra­cić życie niż sławę, i tego dnia zgi­nąć chwa­leb­nie za wiarę, reli­gię, lud chrze­ści­jań­ski i Węgry, niż hanieb­nie ucie­kać”3. W końcu Wła­dy­sław przy­pła­cił swoją odwagę życiem, lecz Dłu­gosz nie był zbyt dobrze poin­for­mo­wany, jeśli cho­dzi o oko­licz­no­ści jego śmierci. „A król Wła­dy­sław, kiedy w nocy prze­rwano walkę, ni­gdzie się nie poka­zał. Nie zna­le­ziono jed­nak nikogo, kto by widział, że go schwy­tano lub zabito. I dziwne to zaiste, i zdu­mie­wa­jące, bo co o innych rycer­zach, któ­rzy nie wró­cili, donie­siono pewne wia­do­mo­ści albo o śmierci, albo o dosta­niu się do nie­woli” – pisał w kro­nice4.

Wię­cej infor­ma­cji na temat losów Jagiel­loń­czyka można zna­leźć w napi­sa­nym po bitwie pod Warną liście suł­tana Murada II, w któ­rym twier­dził on, że pol­ski władca został poj­many i przy­pro­wa­dzony przed jego obli­cze, a następ­nie ścięty mie­czem. Według innej wer­sji do deka­pi­ta­cji monar­chy doszło na polu bitwy, po jego śmierci w star­ciu z jan­cza­rami. Jeden z turec­kich wojow­ni­ków zorien­to­wał się, że ma do czy­nie­nia z kró­lem, ujrzaw­szy jego bogatą zbroję i pióra przy heł­mie. Głowę zanie­siono suł­ta­nowi Mura­dowi II, ten poka­zał ją poj­manym pol­skim dwo­rza­nom, a ci potwier­dzili, że to głowa króla. „Suł­tan z wielką rado­ścią roz­ka­zał wtedy wszyst­kim jeń­com odrą­bać głowy, a z kró­lew­skiej głowy, zdjąw­szy hełm, roz­ka­zał zdjąć skórę i wypchać ją zio­łami i watą, aby się nie zepsuła, a włosy na niej kazał roz­cze­sać i ufar­bo­wać zło­to­pur­pu­rową farbą, kazał nasa­dzić na lancę i obno­sić po swo­ich mia­stach, ogła­sza­jąc: oto jak Pan Bóg pozwo­lił mi poko­nać nie­przy­ja­ciela” – pisał Kon­stanty z Ostro­wicy na pod­sta­wie infor­ma­cji uzy­ska­nych od Tur­ków5.

2. Bitwa pod Warną, Jan Matejko, 1879 r.

Ciało króla ni­gdy nie zostało wydane Pola­kom, co od samego początku rodziło spe­ku­la­cje, że monar­sze udało się uciec z pola bitwy i zna­leźć bez­pieczne schro­nie­nie za gra­nicą. Jan Dłu­gosz przed­sta­wił panu­jące wów­czas w Kró­le­stwie Pol­skim nastroje w napi­sa­nych w latach 1455–1480 Rocz­ni­kach czyli Kro­ni­kach sław­nego Kró­le­stwa Pol­skiego: „To jedno było pocie­chą, że mówiono, iż król Wła­dy­sław jest cały i żyje i że uszedł ze swo­imi już to do Kon­stan­ty­no­pola lub Wene­cji, już to na Wołosz­czy­znę lub do Sied­mio­grodu, już to do Alba­nii i Rascji. Poświad­czały to listy wielu poważ­nych ludzi. Tę wieść i nowość jako miłą i pożą­daną przyj­mo­wano i wie­rzono w nią. I ile­kroć przy­no­szono do Kra­kowa list o życiu i zdro­wiu króla, tyle­kroć mia­sto prze­peł­nione nie­zmierną rado­ścią przez bicie w dzwony i pale­nie ognisk dawało wyraz rado­ści. I jak wie­dzieli, że król odzna­cza się nie­zwy­cię­żo­nym boha­ter­stwem, tak byli prze­ko­nani, że on abso­lut­nie nie poległ w tej walce”6. Mało tego, krą­żyły nawet pogło­ski, jakoby cudow­nie oca­lony władca miał się żenić w Kon­stan­ty­no­polu z córką samego cesa­rza Bizan­cjum7.

W całej Euro­pie pano­wało zresztą ogromne zamie­sza­nie zwią­zane z tym, co naprawdę wyda­rzyło się pod Warną. Papież Euge­niusz IV w listach z grud­nia 1444 i marca 1445 roku gra­tu­lo­wał kró­lowi Wła­dy­sła­wowi zwy­cię­stwa, ale oczy­wi­ście listy te nie dotarły ni­gdy do adre­sata. Król Ara­go­nii i Neapolu Alfons V Wspa­nia­ło­myślny zamie­rzał nego­cjo­wać z War­neń­czy­kiem układ doty­czący przy­szło­ści tere­nów, z któ­rych ten wyrzu­cił jakoby Tur­ków po swo­jej rze­ko­mej wik­to­rii. Z kolei w maju 1445 roku uczest­nik bitwy pod Warną Andrzej de Pala­tio napi­sał do kurii rzym­skiej list, w któ­rym dokład­nie przed­sta­wił prze­bieg walk i wyra­ził przy­pusz­cze­nie, że król Wła­dy­sław prze­bywa w nie­woli lub w ukry­ciu, ponie­waż po bitwie nikt go nie widział. Jed­no­cze­śnie jed­nak – nie dostrze­ga­jąc, że sam sobie zaprze­cza – suge­ro­wał, że monar­cha naj­praw­do­po­dob­niej uto­nął w cza­sie star­cia8.

Tajem­nica War­neń­czyka stała się też pożywką dla róż­nej maści oszu­stów będą­cych ponoć świad­kami tego, co stało się z kró­lem. W czerwcu 1445 roku nie­jaki Ambroży z Moraw, który przed­sta­wiał się jako uczest­nik bitwy pod Warną, twier­dził, że Wła­dy­sława zastą­pił na polu bitwy tajem­ni­czy Jakub z Ana­to­lii, a sam władca odpły­nął w nie­zna­nym kie­runku. Podobno chciał odbyć wielką podróż po świe­cie, by zebrać ogromną armię chrze­ści­jan do osta­tecz­nej kon­fron­ta­cji z muzuł­mań­skim najeźdźcą9.

Z każ­dym mie­sią­cem wszakże wia­do­mo­ści o królu przy­cho­dziło coraz mniej, a on sam nie dawał znaku życia, zaczęto więc wspo­mi­nać o wybo­rze nowego monar­chy. Już w kwiet­niu 1445 roku na zjeź­dzie w Sie­ra­dzu pol­ska szlachta ogło­siła kró­lem młod­szego brata Wła­dy­sława, wiel­kiego księ­cia litew­skiego Kazi­mie­rza Jagiel­loń­czyka. Ten jed­nak zwle­kał z przy­by­ciem do Kró­le­stwa Pol­skiego, uza­sad­nia­jąc to tym, że jego star­szy brat w każ­dej chwili może wró­cić. Dopiero kiedy coraz poważ­niej poczęto mówić o osa­dze­niu na tro­nie księ­cia mazo­wiec­kiego Bole­sława IV, Kazi­mierz uznał, że musi przy­jąć pol­ską koronę, aby utrzy­mać wła­dzę w rękach Jagiel­lo­nów. W efek­cie 25 czerwca 1447 roku arcy­bi­skup gnieź­nień­ski i pry­mas Pol­ski Win­centy Kot koro­no­wał go na króla Pol­ski10. Nie­mniej myśl, że star­szy brat żyje, nie­ustan­nie powra­cała do Kazi­mie­rza. Co jakiś czas poja­wiali się zresztą męż­czyźni twier­dzący, że są cudow­nie oca­la­łym War­neń­czy­kiem.

Jedną z cie­kaw­szych postaci poda­ją­cych się za pol­skiego króla był rycerz Jan z Wil­czyny koło Ryczy­wołu, ponie­waż z uda­wa­nia człon­ków rodzin ksią­żę­cych i kró­lew­skich uczy­nił nie­jako spo­sób na życie. W 1447 roku poja­wił się w War­sza­wie, gdzie rzą­dził książę Bole­sław IV, któ­rego matką była Anna, córka Fio­dora Olgier­do­wica, księ­cia na Kobry­niu, Rat­nie i Lubomli11. Prze­bie­gły oszust twier­dził, że jest Lwem (Leonem) Ostrog­skim, synem jej sio­stry Aga­fii i knia­zia Wasyla Ostrog­skiego. Lew Ostrog­ski towa­rzy­szył Wła­dy­sła­wowi pod Warną i poległ w cza­sie bitwy, lecz jego ciała nie zna­le­ziono. Jan z Wil­czyny został jed­nak wkrótce zde­ma­sko­wany. Mimo to po dwóch latach powró­cił w tej samej roli – tym razem udał się do Żbi­kowa, mazo­wiec­kiej wsi nale­żą­cej do biskupa poznań­skiego Andrzeja Bniń­skiego, i tam też bez­sku­tecz­nie pró­bo­wał jako Lew Ostrog­ski uszczk­nąć coś dla sie­bie. Wyszedł z roli księ­cia Ostrog­skiego dopiero wtedy, gdy jakiś czas póź­niej miesz­kańcy Wiel­ko­pol­ski surowo go uka­rali – przy­pie­kali oszu­sta ogniem i wie­szali na drze­wach12.

Pra­gnie­nie bycia kimś wię­cej niż jedy­nie zwy­kłym ryce­rzem cały czas towa­rzy­szyło wszakże Janowi z Wil­czyny, posta­no­wił więc zna­leźć sobie znacz­niej­szą postać do uda­wa­nia. W kwiet­niu 1451 roku udał się do Nad­re­nii w zachod­nich Niem­czech, a wra­ca­jąc stam­tąd, zaczął twier­dzić, że jest cudow­nie oca­lo­nym Wła­dy­sła­wem III, i z dnia na dzień zyski­wał coraz więk­szy poklask wśród tych, któ­rzy ni­gdy pol­skiego króla nie widzieli i wie­rzyli mu na słowo. Nie prze­szko­dziły mu w uda­wa­niu War­neń­czyka nawet nie­od­po­wied­nie warunki fizyczne. „On sam jest czło­wie­kiem kłam­li­wym, nie­po­dob­nym do naszego króla ani pod wzglę­dem ciała, ani postawy – ten był bowiem potężny, oszust zaś jest drobny” – pisał o ryce­rzu biskup poznań­ski Andrzej Bniń­ski w liście do księ­cia gło­gow­sko-żagań­skiego Hen­ryka IX Star­szego z 17 stycz­nia 1452 roku. Po pierw­szych suk­ce­sach Jan z Wil­czyny ruszył w podróż po Pol­sce, by zyskać popar­cie ludu. Kiedy jed­nak pod koniec roku 1451 zna­lazł się w Mię­dzy­rze­czu, został roz­po­znany przez kasz­te­lana gnieź­nień­skiego Dobro­go­sta Ostro­roga i prze­wie­ziony w kaj­da­nach do Pozna­nia.

W stycz­niu 1452 roku przy­znał się wresz­cie do oszu­stwa i począł bła­gać Kazi­mie­rza Jagiel­loń­czyka o łaskę, lecz nie zacho­wały się infor­ma­cje, czy król zli­to­wał się nad prze­bie­głym ryce­rzem, czy też wymie­rzył mu naj­su­row­szą z kar – karę śmierci13.

W 1459 roku w Pozna­niu poja­wił się z kolei jako Wła­dy­sław III Miko­łaj Rychlik herbu Wręby, nie­gdyś dwo­rza­nin Wła­dy­sława II Jagiełły, a następ­nie pole­głego pod Warną władcy. Był co prawda przy­naj­mniej dzie­sięć lat star­szy od War­neń­czyka ( już w roku 1429 pro­wa­dził trans­ak­cje nie­ru­cho­mo­ściami w Prze­my­ślu), ale swój nad wyraz doj­rzały wygląd mógł przy­pi­sać dra­ma­tycz­nym prze­ży­ciom ostat­nich pięt­na­stu lat. Rychlik bar­dzo dobrze znał osobę, za którą się poda­wał, towa­rzy­szył bowiem pol­skiemu kró­lowi w cza­sie wypraw wojen­nych, w tym w dra­ma­tycz­nie zakoń­czo­nej kru­cja­cie prze­ciw Tur­kom14. W nie­dłu­gim cza­sie roz­po­znał w Rychliku oszu­sta woje­woda poznań­ski Łukasz Górka, który słu­żył z nim na dwo­rze kró­lew­skim. Oto jak opi­sy­wał jego dal­sze losy cze­ski kro­ni­karz Paweł z Pragi zwany Żyd­kiem:

„Ale pan woje­woda Łukasz poznał wnet, że to nie król, ale łgarz, i chciał go stra­cić. Lecz pano­wie starsi tegoż kraju nie dopu­ścili tego, lecz odło­żyli to na roki walne kró­lew­skie. Potem nastą­pił sejm, a gdy kró­lowa stara zaparła się, że to jej syn, kazano mu zatem zro­bić koronę papie­rową, stać w niej pod prę­gie­rzem i dwa razy na dzień sma­gać go rózgami, a potem cho­wali go w wię­zie­niu poczci­wie aż do śmierci, aby nikt o nich nie mówił, że króla swego umo­rzyli”15.

Nie był to koniec sen­sa­cyj­nych donie­sień o pol­skim władcy. Jaro­sław Lew z Rožmitálu, cze­ski rycerz wal­czący pod Warną po stro­nie węgier­sko-pol­skiej, spo­tkał w 1466 roku w cza­sie podróży po Hisz­pa­nii pustel­nika, który uzna­wany był za ura­to­wa­nego króla Wła­dy­sława III. Po ucieczce z pola bitwy miał on żyć z dala od świata w małej wsi w pobliżu Canta la Pie­dra, poku­tu­jąc jakoby za zła­ma­nie pod­pi­sa­nego z Tur­kami rozejmu i sprze­nie­wie­rze­nie się chrze­ści­jań­skim zasa­dom. Cho­ciaż pustel­nik ów wypie­rał się swego kró­lew­skiego pocho­dze­nia, towa­rzy­szący Jaro­sławowi z Rožmitálu pol­ski rycerz zauwa­żył, że tak jak monar­cha, miał on sześć pal­ców na pra­wej sto­pie16.

Zawo­łał wów­czas: „Ty jesteś naszym panem i kró­lem, który został poko­nany przez Tur­ków!”, na co pustel­nik odparł: „Dzi­wię się, że klę­kasz przede mną i obej­mu­jesz moje kolana, acz­kol­wiek wiesz, iż nie jestem tego godzien. Jestem czło­wie­kiem grzesz­nym, zapo­mnij o mnie. Może Bóg mi prze­ba­czy”, po czym wró­cił do swo­jej ubo­giej chaty. „To istot­nie jest nasz pol­ski król, z postawy i obli­cza go roz­po­zna­łem. Pamię­tam go od dzie­ciń­stwa” – zapew­niał Jaro­sława z Rožmitálu towa­rzy­szący mu Polak. Cze­ski rycerz dodał zaś: „Pustel­nik był już stary, mocno zbu­do­wany, twarz miał podłużną, śniady na obli­czu, nos wyra­zi­sty, włosy czarne i dłu­gie oraz wąsy i brodę”17.

Filip Kal­li­mach, sekre­tarz Kazi­mie­rza IV Jagiel­loń­czyka, a następ­nie doradca jego syna Jana I Olbrachta, w napi­sa­nym w 1476 roku dziele Życie i oby­czaje Grze­go­rza z Sanoka, arcy­bi­skupa lwow­skiego przy­po­mniał, jakie pogło­ski sze­rzyły się w Kró­le­stwie Pol­skim tuż po śmierci War­neń­czyka: „Otóż wielu wró­ciło pro­stą drogą do domu z owej nie­szczę­snej bitwy, która była ostat­niem dzie­łem króla Wła­dy­sława w życiu docze­snem, i chcąc swą hańbę ubrać w jakieś pozory uczci­wo­ści, twier­dzili, że nie w walce opu­ścili króla, lecz że towa­rzy­szyli mu w ucieczce. Sze­rzyli wie­ści, że z pew­no­ścią nie poległ, lecz w jakimś kraju pędzi żywot, nie dając się poznać, jakby się wsty­dził, iż prze­żył klę­skę swych braci, którą jak powszech­nie wie­rzono – poniósł z powodu obrazy reli­gii”18. Nie da się ukryć, że ucieczka z pola bitwy była dla ryce­rza hańbą, lecz pomoc kró­lowi w ucieczce wyglą­dała już jak boha­ter­ski gest, a zara­zem pod­po­rząd­ko­wa­nie się monar­szej woli.

Legenda o tym, że król Wła­dy­sław III War­neń­czyk oca­lał, dotarła rów­nież na Maderę, gdzie miał on jakoby zna­leźć schro­nie­nie jako Hen­ri­que Alemão (Hen­ryk Nie­miec). Sam Alemão był posta­cią histo­ryczną, co potwier­dzają zacho­wane doku­menty. Tajem­ni­czy rycerz przy­był na wyspę około 1450 roku, a 29 kwiet­nia 1452 infant por­tu­gal­ski Hen­ryk Żeglarz nadał mu tam zie­mię. Doku­ment Hen­ryka Żegla­rza potwier­dził 18 maja 1457 roku król Por­tu­ga­lii Alfons V Afry­kań­ski. Hen­ri­que Alemão sta­wił się wów­czas przed władcą, aby dostą­pić zaszczy­tów ze strony por­tu­gal­skiego dworu19.

Na otrzy­ma­nym tere­nie Alemão zajął się uprawą trzciny cukro­wej. Z mał­żeń­stwa z Anną, przed­sta­wi­cielką lokal­nej szlachty, docze­kał się dwojga dzieci: syna Zyg­munta i córki Bar­bary. Hen­ri­que Alemão zgi­nął w dra­ma­tycz­nych oko­licz­no­ściach. Kiedy pły­nął z Por­tu­ga­lii na Maderę, roz­pę­tała się wielka burza, a jego żaglo­wiec zato­piła skała spa­da­jąca z potęż­nego klifu Cabo Girão. Tak zakoń­czył życie tajem­ni­czy przy­bysz z daleka, który posta­no­wił spę­dzić resztę swych dni na por­tu­gal­skim archi­pe­lagu. Według XVIII-wiecz­nych prze­ka­zów z Madery na wyspie poja­wili się pol­scy fran­cisz­ka­nie, roz­po­znali w Alemão War­neń­czyka i pró­bo­wali nakło­nić go do powrotu. Hen­ri­que zaprze­czył swej toż­sa­mo­ści, lecz o spo­tka­niu dowie­dział się król por­tu­gal­ski i wezwał domnie­ma­nego pol­skiego monar­chę do Alga­rve. To wła­śnie w dro­dze stam­tąd tajem­ni­czego miesz­kańca Madery spo­tkała tra­giczna śmierć20.

Tajem­nicę kró­lew­skiego pocho­dze­nia Hen­ryka Niemca miała jakoby znać jego żona Anna, zwana „Sen­ho­rinhą Annes”, która po jego śmierci wyja­wiła ją ich synowi Zyg­mun­towi. Ten posta­no­wił wyru­szyć do Pol­ski, aby odzy­skać utra­cone dzie­dzic­two, lecz w Lizbo­nie powstrzy­mali go przed­sta­wi­ciele por­tu­gal­skiego dworu. Wra­ca­jąc na Maderę, Zyg­munt zgi­nął rze­komo w podob­nych jak ojciec oko­licz­no­ściach – przy­gnie­ciony przez zła­many w cza­sie burzy maszt. Według ksiąg gene­alo­gicz­nych rodów z Madery wdowa po Hen­ri­que Alemão wyszła potem za mąż za João Rodri­gu­esa de Fre­itas z Alga­rve, który przez lata był wier­nym towa­rzy­szem tajem­ni­czego ryce­rza. Wspól­nie kul­ty­wo­wali póź­niej na wyspie pamięć Hen­ri­que, de Fre­itas zaś uczy­nił w swoim testa­men­cie zapis na wie­czy­stą mszę świętą za duszę ryce­rza w kościele w Mada­lena do Mar21.

Jed­nym z dowo­dów cudow­nego oca­le­nia króla Wła­dy­sława War­neń­czyka ma być list zakon­nika Miko­łaja Flo­risa do wiel­kiego mistrza krzy­żac­kiego Ludwiga von Erlich­shau­sena z 10 kwiet­nia 1452 roku:

„Wasza Dostoj­ność! Do napi­sa­nia tego listu skło­niła mnie koniecz­ność natury nie oso­bi­stej, lecz publicz­nej. Sły­sza­łem z ust oddawcy tego listu, Jana Polaka, że jesteś, Panie, szcze­gól­nym przy­ja­cie­lem króla Wła­dy­sława, nie­gdyś naj­do­stoj­niej­szego władcy i pana z Bożej łaski kró­lestw Pol­ski i Węgier. Chcę ci oznaj­mić cudowną nowinę, że król Wła­dy­sław żyje obec­nie na wyspach kró­lestwa Por­tu­ga­lii, a ja jestem jego towa­rzy­szem i współ­pu­stel­ni­kiem. Odsuń zatem wszel­kie wąt­pli­wo­ści. Jedy­nym celem napi­sa­nia tego listu jest wyko­rze­nie­nie obu­stron­nej nie­na­wi­ści i zawzię­to­ści mię­dzy twoim Zako­nem a Pola­kami, a to niech­że się sta­nie za sprawą Ducha Świę­tego. Zle­cam oddawcy tego listu, Janowi Pola­kowi, by wraz ze swoim stry­jem, zwa­nym powszech­nie »shi­par«, a któ­rzy cudow­nym zbie­giem oko­licz­no­ści mnie na swój sta­tek przy­jęli i zawieźli do Lizbony, aby prze­ko­nali Waszą Dostoj­ność o rze­czach, jakie widzieli i o jakich sły­szeli. Może im Wasza Dostoj­ność dać wiarę jak świę­tej Ewan­ge­lii. Pro­szę zatem prze­słać ten list Matce kró­lew­skiej, ponie­waż matka i syn są ze sobą naj­moc­niej zwią­zani, jak to dyk­tuje sama istota miło­ści. Wyślij­cie też pismo do Cze­chów i Węgrów. Rzecz jest pilna, dla­tego zdą­ża­łem z wyspy do Lizbony szyb­szymi stat­kami, zwłasz­cza zaś do króla Por­tu­ga­lii Alfonsa i jego ksią­żąt, by oka­zali w tej spra­wie swą dobrą wolę. Zawierz­cie tej pie­częci Miko­łaja Flo­risa, towa­rzy­sza króla pol­skiego Wła­dy­sława. Prze­sy­łam pozdro­wie­nia bra­ter­skie wie­leb­nemu pro­win­cja­łowi naszego Zakonu na Pol­skę”22.

Histo­ryk Jan Dąbrow­ski nie zwró­cił na ten doku­ment więk­szej uwagi, wspo­mniał o nim jedy­nie w przy­pi­sie w swo­jej publi­ka­cji poświę­co­nej rzą­dom War­neń­czyka na Węgrzech23. Por­tu­gal­scy archi­wi­ści, któ­rzy mieli z nim stycz­ność, uznali go jed­nak za praw­dziwe i war­to­ściowe źró­dło wie­dzy na temat dal­szych losów monar­chy. O jego auten­tycz­no­ści prze­ko­nany był rów­nież aktor i reży­ser, a zara­zem dok­tor filo­zo­fii Leopold Kie­la­now­ski, który wni­kli­wie badał „życie po życiu” pol­skiego króla, a efekty swej pracy opi­sał w wyda­nej w 1991 roku w Lon­dy­nie książce Ody­seja Wła­dy­sława War­neń­czyka. Twier­dził on jed­nak, że list został napi­sany w roku 1472, co nie jest moż­liwe, ponie­waż jego adre­sat, Ludwig von Erlich­shau­sen, zmarł 4 kwiet­nia 1467 roku na zamku w Kró­lewcu24.

Auten­tycz­ność listu Flo­risa nie ozna­cza wszakże, iż prze­ka­zane przez niego infor­ma­cje są praw­dziwe. W 1452 roku sto­sunki pol­sko-krzy­żac­kie były już bar­dzo napięte i zale­d­wie dwa lata póź­niej wybu­chła wojna trzy­na­sto­let­nia, a w swych dzia­ła­niach prze­ciw Pol­sce Krzy­żacy czę­sto posłu­gi­wali się plotką i misty­fi­ka­cją. Za pano­wa­nia Wła­dy­sława Jagiełły roz­pusz­czali cho­ciażby plotki o nie­mo­ral­nym pro­wa­dze­niu się jego żon Jadwigi Ande­ga­weń­skiej, Anny Cylej­skiej i Zofii Hol­szań­skiej25. Może więc list Flo­risa był ele­men­tem kolej­nej krzy­żac­kiej intrygi? Zakon miał świa­do­mość, że wieść o żyją­cym na Made­rze star­szym bra­cie może wzbu­dzić w królu Kazi­mie­rzu poczu­cie zagro­że­nia i nie­pew­no­ści. List zakon­nika adre­so­wany jest co prawda do wiel­kiego mistrza, lecz infor­ma­cja o nim − a może i jego treść − dotarła z pew­no­ścią rów­nież do pol­skiego króla i jego matki Zofii. W Kalen­da­rzu Płoc­kim (E codi­ci­bus Plo­cen­sis) można bowiem odna­leźć nastę­pu­jący zapis: „Żyje spra­wie­dliwy Wła­dy­sław, król Pola­ków, twier­dzi Miko­łaj Flo­ris, na pod­sta­wie zna­ków, króla cudow­nie zna­le­zio­nego spro­wa­dzą i szczę­śli­wie żyć będą pod kró­lew­ską wła­dzą”. Prośba Flo­risa o pokój mię­dzy zako­nem a Pola­kami mogła zaś wpły­nąć na wstrzy­ma­nie dzia­łań pol­skiego króla i dać Krzy­ża­kom wię­cej czasu na przy­go­to­wa­nie się do kolej­nej wojny26.

Można jedy­nie ubo­le­wać, że po pierw­sze, publi­ka­cja Kie­la­now­skiego uka­zała się w Lon­dy­nie, i to w nie­wiel­kim nakła­dzie, a po dru­gie, jej autor nie mógł odpo­wie­dzieć ewen­tu­al­nym pole­mi­stom, gdyż zmarł 18 stycz­nia 1988 roku, zatem trzy lata przed wyda­niem Ody­sei Wła­dy­sława War­neń­czyka. W roku 2011 kwe­stia pobytu króla na Made­rze wró­ciła na tapet za sprawą por­tu­gal­skiego pisa­rza i histo­ryka ama­tora Manu­ela da Silva Rosy, który nie tylko utoż­sa­mił Hen­ri­que Alemão z Wła­dy­sła­wem War­neń­czy­kiem, ale też jego syna Zyg­munta z odkrywcą Ame­ryki Krzysz­to­fem Kolum­bem27. W wywia­dzie udzie­lo­nym Pol­skiej Agen­cji Pra­so­wej tłu­ma­czył swój tok rozu­mo­wa­nia: „Na zwią­zek Kolumba z posta­cią Hen­ryka Niemca wska­zuje też fakt, że w pew­nym okre­sie życia Kolumb zamiesz­kał na Made­rze, dokład­nie tam, gdzie znaj­do­wał się pałac tajem­ni­czego ryce­rza. Kolumb nie tylko na 15 lat przed swo­imi odkry­ciami, które ewen­tu­al­nie mogłyby ten fakt jakoś wytłu­ma­czyć, oże­nił się z ary­sto­kratką, ale też kon­tak­to­wał się swo­bod­nie z kró­lem Por­tu­ga­lii. Opa­try­wał też swoje listy mono­gra­mem, na któ­rym widać literę S. Wia­domo, że syn Hen­ryka Niemca miał na imię Segi­smundo, czyli Zyg­munt, imię to prze­wija się wśród Jagiel­lo­nów. Osta­tecz­nych dowo­dów mogłyby dostar­czyć bada­nia porów­naw­cze DNA, na które jed­nak nie zde­cy­do­wali się ksią­żęta San­gusz­ko­wie, żyjący potom­ko­wie Jagiel­lo­nów”28.

3. Por­tret Krzysz­tofa Kolumba, Seba­stiano del Piombo, 1519 r.

Choć sama kon­cep­cja „kró­lew­skiego pocho­dze­nia” Kolumba jest inte­re­su­jąca i oddzia­łuje na wyobraź­nię, prace Rosy nie zyskały uzna­nia w śro­do­wi­sku pol­skich bada­czy, a jego teo­ria trak­to­wana jest raczej jako sen­sa­cyjna plotka niż war­to­ściowe naukowo odkry­cie. Wydaje się bowiem mało praw­do­po­dobne, by zarówno ojciec, jak i syn zmie­nili imiona, upo­zo­ro­wali swą śmierć i zaczęli nowe życie w zupeł­nie innym miej­scu i oto­cze­niu. Przy oka­zji warto zauwa­żyć, że Rosa nie musiał wcale pro­sić San­gusz­ków o zgodę, by pozy­skać mate­riał gene­tyczny Jagiel­lo­nów. Wła­ści­wie więk­szość człon­ków euro­pej­skich dwo­rów ma bowiem mniej­szą lub więk­szą domieszkę krwi tej dyna­stii.

Wydaje się zresztą dosyć zasta­na­wia­jące, dla­czego król Pol­ski i Węgier miałby się tytu­ło­wać lub być nazy­wany Hen­ry­kiem Niem­cem, skoro nie miał nie­miec­kiego pocho­dze­nia ani żad­nych bliż­szych związ­ków z Niem­cami. Poza tym jego dzieci otrzy­mały imiona nawią­zu­jące naj­praw­do­po­dob­niej do cesa­rza rzym­sko-nie­miec­kiego Zyg­munta Luk­sem­bur­skiego i jego żony Bar­bary Cylej­skiej. Tajem­ni­czy Hen­ri­que Alemão był więc raczej jakimś zagi­nio­nym nie­miec­kim ryce­rzem niż pol­skim władcą, cho­ciaż histo­ria lubi zaska­ki­wać i nie można wcale wyklu­czyć tego, że War­neń­czyk żył gdzieś na odlu­dziu, pro­sząc Boga, aby wyba­czył mu grzeszne życie. Towa­rzy­sząca jego śmierci tajem­nica roz­bu­dza zaś wyobraź­nię kolej­nych poko­leń bada­czy i zapewne jesz­cze nie­raz poja­wią się na temat władcy nowe, sen­sa­cyjne teo­rie.

Postać Wła­dy­sława War­neń­czyka poja­wia się też bar­dzo czę­sto w lite­ra­tu­rze, i to nie tylko w powie­ściach histo­rycz­nych, takich jak War­neń­czyk Mie­czy­sława Smo­lar­skiego, War­neń­czyk Wło­dzi­mie­rza Barta czy Warna. Wła­dy­sław War­neń­czyk Aliny Zerling-Konopki, ale rów­nież w kome­dii kry­mi­nal­nej Alka Rogo­ziń­skiego Teściowe w tara­pa­tach. Król Wła­dy­sław III jest tam wspo­mniany w kon­tek­ście hotelu w Opa­to­wie, w któ­rym prze­by­wają główne boha­terki powie­ści. Innym chęt­nie podej­mo­wa­nym współ­cze­śnie wąt­kiem doty­czą­cym tra­gicz­nie zmar­łego monar­chy jest jego domnie­mana homo­sek­su­alna orien­ta­cja. „On, skłonny do roz­ko­szy męskich, ani w cza­sie pierw­szej wyprawy prze­ciw Tur­kom, ani w cza­sie tej dru­giej, którą wtedy pro­wa­dził, gdy sza­lała wojna […] nie zwa­ża­jąc zupeł­nie na wła­sne nie­bez­pie­czeń­stwo i na zagro­że­nie całego woj­ska, nie porzu­cał swych prze­ciwnych czy­sto­ści, wstręt­nych roz­ko­szy” – pisał Jan Dłu­gosz. Histo­rycy gło­wią się nad tym, czy kro­ni­karz za „prze­ciwne czy­sto­ści, wstrętne roz­ko­sze” uzna­wał homo­ero­tyczne rela­cje króla, czy też cho­dziło mu po pro­stu o jego hete­ro­sek­su­alne kawa­ler­skie ucie­chy. Dłu­gosz musiał jed­nak uży­wać pół­słó­wek, gdyż Rocz­niki czyli Kro­niki sław­nego Kró­le­stwa Pol­skiego powsta­wały na dwo­rze kró­lew­skiego brata, Kazi­mie­rza Jagiel­loń­czyka.

4. Nagro­bek Wła­dy­sława War­neń­czyka w kate­drze na Wawelu

Miej­sce pochówku Wła­dy­sława War­neń­czyka pozo­staje nie­znane, ale w 1935 roku na jed­nym z kur­ha­nów nad polem bitwy pod Warną wybu­do­wano sym­bo­liczny gro­bo­wiec – ceno­taf – monar­chy. Wcze­śniej, bo w roku 1906, w kate­drze na Wawelu umiesz­czony został nagro­bek króla wyko­nany w Rzy­mie przez rzeź­bia­rza Anto­niego Madey­skiego z czer­wo­nego mar­muru i brązu. Uka­zuje on Wła­dy­sława War­neń­czyka jako ryce­rza i obrońcę chrze­ści­jań­stwa, który z dumą trzyma w rękach słynny miecz Szczer­biec. Piękno i reali­styczne przed­sta­wie­nie władcy na nagrobku skło­niło nawet dzien­ni­ka­rza Zbi­gniewa Świę­cha do wysnu­cia teo­rii, że gro­bo­wiec „oddy­cha”, War­neń­czyk zaś stał się astra­lem – cia­łem zawie­szo­nym pomię­dzy świa­tem ziem­skim a ducho­wym29. O ile jed­nak w teo­rię o astralu trudno racjo­nal­nie myślą­cym uwie­rzyć, o tyle prawdą jest, że monar­cha pozo­sta­wił po sobie tajem­nicę swej śmierci, która ni­gdy zapewne nie zosta­nie roz­wi­kłana.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

K. Olej­nik, Wła­dy­sław III War­neń­czyk (1424–1444), Kra­ków 2007. [wróć]

J. Dłu­gosz, Rocz­niki czyli Kro­niki sław­nego Kró­le­stwa Pol­skiego. Księga 11 i 12: 1431–1444, War­szawa 2004, s. 357–358. [wróć]

Ibi­dem, s. 358–359. [wróć]

Ibi­dem, s. 363. [wróć]

K. Łuka­sie­wicz, Wła­dy­sław War­neń­czyk. Krzy­żacy i kawa­ler Świę­tej Kata­rzyny, War­szawa 2010, s. 126–127. [wróć]

J. Dłu­gosz, Rocz­niki czyli Kro­niki sław­nego Kró­le­stwa Pol­skiego. Księga 12: 1445–1461, War­szawa 2009, s. 11–12. [wróć]

F. Koneczny, Dzieje Pol­ski za Jagiel­lo­nów, Kra­ków 1903, s. 156. [wróć]

K. Olej­nik, Wła­dy­sław III War­neń­czyk (1424–1444), op. cit., s. 228–229. [wróć]

Ibi­dem, s. 231–232. [wróć]

M. Bogucka, Kazi­mierz Jagiel­loń­czyk i jego czasy, Kra­ków 2009. [wróć]

J. Tęgow­ski, Pierw­sze poko­le­nia Gie­dy­mi­no­wi­czów, Poznań–Wro­cław 1999, s. 59–60, 67. [wróć]

A. Lewicki, Pseudo-War­neń­czyk, „Kwar­tal­nik Histo­ryczny” 1895, nr 9, s. 243. [wróć]

S. Jakub­czak, Rychlik Miko­łaj, Pol­ski Słow­nik Bio­gra­ficzny, t. 33, Kra­ków 1992, s. 377. [wróć]

A. Lewicki, Pseudo-War­neń­czyk, op. cit., s. 240. [wróć]

Ibi­dem. [wróć]

Ibi­dem, s. 240−242. [wróć]

L. Kie­la­now­ski, Ody­seja Wła­dy­sława War­neń­czyka, Lon­dyn 1991, s. 63. [wróć]

F. Kal­li­mach, Życie i oby­czaje Grze­go­rza z Sanoka, arcy­bi­skupa lwow­skiego, Lwów 1909, s. 47–48. [wróć]

L. Kie­la­now­ski, Ody­seja Wła­dy­sława War­neń­czyka, op. cit., s. 48. [wróć]

Ibi­dem, s. 48–49. [wróć]

Ibi­dem, s. 61. [wróć]

Ibi­dem, s. 68–69. [wróć]

J. Dąbrow­ski, Wła­dy­sław I Jagiel­loń­czyk na Węgrzech (1440–1444), War­szawa 1922, s. 195, przyp. 4. [wróć]

L. Kie­la­now­ski, Ody­seja Wła­dy­sława War­neń­czyka, op. cit., s. 65–68. [wróć]

J. Krzy­ża­nia­kowa, J. Ochmań­ski, Wła­dy­sław II Jagiełło, Wro­cław 2006, s. 292–293. [wróć]

K. Łuka­sie­wicz, Wła­dy­sław War­neń­czyk. Krzy­żacy i kawa­ler Świę­tej Kata­rzyny, op. cit., s. 152. [wróć]

M. Rosa, Kolumb. Histo­ria nie­znana, Poznań 2012. [wróć]

A. Szwe­do­wicz, Manuel Rosa: Kolumb był synem pol­skiego króla, dzieje.pl, https://dzieje.pl/roz­ma­ito­sci/manuel-rosa-kolumb-byl-synem-pol­skiego-krola. [wróć]

Z. Święch, Ostatni krzy­żo­wiec Europy. Oddy­cha­jący sar­ko­fag War­neń­czyka?, Kra­ków 1995. [wróć]

Copy­ri­ght © by Marek Teler 2022

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2022

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor pro­wa­dzący: Mag­da­lena Cho­rę­bała

Redak­tor: Bła­żej Kem­nitz

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Kata­rzyna Bor­kow­ska

Foto­gra­fia na okładce

© Master1305/ Shut­ter­stock

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Fał­szywi ary­sto­kraci, wyd. I, Poznań 2023)

ISBN 978-83-8338-720-8

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer