Emmy. Emmy 1 - Groźba nowego życia - Mette Finderup - ebook + audiobook

Emmy. Emmy 1 - Groźba nowego życia ebook i audiobook

Mette Finderup

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Na ul. Skowronkowej 13 w strasznej dziurze o nazwie Karleager mieszka Emmy Leander Nielsen, lat 13, razem z mamą, Dorthe. W oddalonej o całą wieczność Kopenhadze, w czymś co przypomina betonowe pudełko na buty, mieszka Tom – tata Emmy, razem z jej starszym bratem, Martinem, lat 17. Teraz to jest już właściwie okej, że mieszkają osobno, bo od rozwodu minął już rok. Ale wszystkie te zmiany mogłyby się wreszcie skończyć dla Emmy. Choć na to niestety się nie zanosi... bo mama Emmy zaczyna się coraz dziwniej zachowywać. A rozwiedzione mamy są tak nieobliczalne, jak kompletnie niezrozumiałe są zadania z matematyki, zagrażające uczniom w szkole.

"Groźba nowego życia" to pierwsza książka z nagradzanej serii o mieszkającej z mamą nastolatce Emmy, która próbuje znaleźć swoje miejsce w życiu oraz trzymać się jak najdalej od matematyki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 97

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 11 min

Lektor: Magdalena Zając-Zawadzka

Oceny
4,2 (11 ocen)
7
0
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Mette Finderup

Emmy 1 - Groźba nowego życia

Saga

Emmy 1 - Groźba nowego życia przełożył Marek Hammermeister tytuł oryginału Emmy 1 - Et nyt liv truerCopyright © 2006, 2019 Mette Finderup i SAGA Egmont Wszystkie prawa zastrzeżone ISBN: 9788711868584

1. Wydanie w formie e-booka, 2019

Format: EPUB 2.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autora.

SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont

Czy chodzenie do kawiarni to już hobby?

Piątek, 4 lutego

Wczoraj mama wróciła do domu z prezentem dla mnie. Nowym pamiętnikiem, nad którym teraz ciągle siedzę.

– Wiem, że z twoim pierwszym pamiętnikiem nie wyszło najlepiej – powiedziała, kiedy mi go wręczała. – Ale to było tak dawno temu, że wydaje mi się, iż powinnaś spróbować jeszcze raz. Dobrze jest mieć jakieś miejsce, gdzie można uporządkować swoje myśli, bo przecież wokół zawsze coś się dzieje.

– No tak, teraz przynajmniej Martin nie będzie wścibiał swojego nosa – powiedziałam i od razu tego pożałowałam, bo mamie zrobiło się przykro.

Było już jednak za późno. Sprawa wygląda tak, że mój tata i moja mama rozwiedli się mniej więcej rok temu. Mój brat Martin mieszka u taty i… cóż… nie dam rady pisać o tym teraz…

Opowiedzieć muszę natomiast o… jak by to powiedzieć? No dobrze, zacznę od początku. Dzisiaj byłam pierwszy raz na jeździe konnej! Słusznie: trzynaście lat to trochę za późno, żeby zaczynać naukę. Ale mama zawsze miała taką dziwną teorię, że niezdrowo jest „tylko” wałęsać się, czytać czasopisma, oglądać telewizję i chodzić do kawiarni z Kit. Mama Kit jest inna. Ona się po prostu cieszy, że Kit jest taka tania w utrzymaniu. Jej wystarczają, od czasu do czasu, pieniądze na burgera i colę i nie potrzebuje pieniędzy ani na adidasy do gry

w piłkę, ani nie musi być kilka razy w tygodniu wożona tam i z powrotem na naukę wyplatania z wikliny.

Od kiedy skończyłam osiem lat, mama walczyła o to, żebym miała jakieś hobby,

a walczy tak zażarcie, że w równych odstępach czasu obiecuję znaleźć sobie coś, żeby tylko ją uszczęśliwić. Ale sytuacja wygląda tak, że mieszkamy w bardzo małym mieście

i wykorzystałam już chyba wszystkie możliwości. Chodziłam na zbiórki harcerskie (do czasu, aż zmusili mnie do zrobienie najbrzydszej na świecie lampki z buraka), chodziłam na piłkę ręczną (ale nigdy nie nauczyłam się reguł gry), chodziłam na naukę gry na pianinie (grałam tak słabo, że błagałam mamę o to, żebym mogła przestać) i chodziłam jeszcze

na dżu-dżitsu (ale mój trener znienawidził mnie, ponieważ wybiłam mu kciuk ze stawu, kiedy niewłaściwie upadłam).

Mogłabym tak wymieniać bez końca. Stwierdzić zatem trzeba, że Emmy Leander Nielsen nie nadaje się zbytnio do posiadania hobby, z tym że jej mama nie chce o tym słyszeć.

Dlatego dzisiaj w Szkole Jazdy Konnej Hanneager siedziałam okrakiem na małym, tłustym pony, który nosił imię Dark Devil. Diabła to w nim za wiele nie było. Chodził półprzytomnie w kółko i przysięgam, że w pewnym momencie słyszałam, jak chrapie, kiedy człapał ze mną na grzbiecie.

W grupie dla początkujących było nas dziesięcioro. Same dziewczęta, ze śledzącymi je z boku matkami, i tylko jeden chłopak, ale z niego też nie był żaden kowboj. Już w wieku dziesięciu lat wyglądał na fanatyka jazdy konnej – z tymi krótkimi, jasnymi włosami, w kasku nasuniętym na czoło i w wypucowanych butach.

A zatem człapaliśmy tak w kółku. Dark Devil był już trochę przygarbiony od długiego stażu w szkole jeździeckiej. Kiedy stąpał, to uginały się pod nim zmęczone kolana (albo nadgarstki, jak nazywała je instruktorka), więc podskakiwałam (w górę i w dół) i trzymałam się cugli, próbując wyglądać tak, jakbym nad wszystkim panowała. Musiałam też koncentrować się nad utrzymaniem stóp sztywno w strzemionach tak, żebym nimi nie szurała po ziemi za tą szkapą – bo taka była mała.

Czułam się jak olbrzym w krainie liliputów. W dodatku ani na moją samoocenę, ani na czerpanie radości z jazdy nie pomagało to, że ten mały książę-fanatyk dostał konia, który był dwa razy większy od mojego. Do tego wszystkiego usłyszałam jak jego mama, przeciągając lekko i akcentując literę „s”, powiedziała:

– My mamy swoje konie, więc Alexander jest przyzwyczajony do jazdy konnej.

Instruktorka popędziła konie do biegu. Na początku Dark Devil oczywiście w ogóle nie przyspieszył, ale kiedy koń księcia-fanatyka zaczął go wyprzedzać, zebrał się jednak

w sobie i wrzucił drugi bieg. Było to oszołamiające przeżycie. Mój tyłek tak podskakiwał, raz za razem, że przysięgam: czułam, jak stopniowo moje pośladki robiły się coraz większe, tak jak ciasto na pizzę rośnie, kiedy się je wałkuje.

– Emmy, ściskaj konia kolanami – wołała instruktorka – inaczej spadniesz!

No więc ściskałam go kolanami tak bardzo, jak mogłam, a teraz boli mnie tyle mięśni, że wcale nie wiedziałam, że aż tyle ich mam.

Kiedy jazda się skończyła, uczyliśmy się, jak dbać o konia. Instruktorka zaprezentowała nam lekcję czyszczenia konia zgrzebłem. Wspomniałam już, że Dark Devil to koń wzrostu kucyka, dlatego skończyłam go czesać dużo prędzej od innych. Reszta towarzystwa szczotkowała i czyściła konie z wielkim przejęciem, cały czas robiąc przerwy

i poklepując je ze szczęścia.

Jednakże pośpiech nie zawsze popłaca. A wtedy był raczej złym pomysłem, bo kiedy instruktorka zobaczyła, że już się uporałam z robotą, powiedziała:

– Świetnie, Emmy! Ponieważ jesteś trochę starsza od pozostałych, myślę, że można powierzyć ci dodatkową pracę.

No i… KAZAŁA MI WYNIEŚĆ ODCHODY po koniach z sąsiedniej stajni.

Naprawdę uważam, że zwierzęta są wspaniałe. Nie ma nic lepszego, jak bawić się

z jakimś zwierzakiem, poklepując czy pieszcząc go. Poza tym bardzo chciałabym mieć psa, kota, albo chociaż świnkę morską. Ale mama nigdy się nie zgodziła. Mówiła zawsze, że nie mogę dostać ani świnki morskiej, ani kota, ani psa, bo one brudzą i śmierdzą,

i że nie wydaje się jej, żeby chciało mi się po nich sprzątać. Po mojej przygodzie

w szkole jazdy chyba rzeczywiście przyznam jej odrobinkę racji.

Uważam jednak, że jest ogromna różnica w wyczyszczeniu klatki po śwince morskiej, która jest wielkości kartonika na litr mleka, a w sprzątnięciu po koniu, który zajmuje tyle miejsca, co lada chłodnicza w supermarkecie. Do stu piorunów, sporo gówna mieści się

w takim koniu!

Już wtedy jasne było dla mnie, że nie chcę się zestarzeć w szkole jazdy, ale

z uśmiechem na ustach robiłam, co mogłam, kiedy instruktorka wręczyła mi wielką szuflę. Nabrałam na nią porządną porcję końskiego łajna, które było tak ciężkie, że musiałam użyć obu rąk, a potem chwiejnym krokiem doszłam do taczki i wrzuciłam je do środka.

– Musisz uważać, żeby nie załadować za dużo. Taczka może się łatwo przechylić, jeśli nie jesteś przyzwyczajona do jej prowadzenia – powiedziała dziewczynka, która wyglądała, jakby w stajni mieszkała na stałe, a była co najmniej o dwa lata młodsza ode mnie.

– Oj tam, w ogródku nie raz już pchałam taczkę. Nie musisz się o mnie martwić – skłamałam i dalej ładowałam łajno, mając nadzieję, że ta mała sobie pójdzie.

Oczywiście to ona miała rację. Po pierwsze taczka była niezmiernie ciężka, a po drugie, jak z nią ruszyłam z miejsca, to zupełnie nie dawało się nad nią zapanować. Innymi słowy: w jadącej taczce z łajnem było tysiąc razy więcej życia, niż w Dark Devilu.

Popędziłam z tym śmierdzącym ładunkiem jak huragan do światła na końcu stajni, mając nadzieję, że wszystko dobrze się skończy.

– Z drogi! – krzyknęłam, gdy na mojej drodze stanął dorosły mężczyzna w koszuli

w niebieską kratkę.

Ledwo udało mu się ocalić życie, bo na jego szczęście zdążyłam śmignąć obok niego.

Udało się… prawie. Udało się przynajmniej przejechać taczką obok mężczyzny, który był chyba właścicielem szkoły jazdy. Udało się też przejechać obok tego małego fanatyka

o blond włosach i wypolerowanych butach do jazdy. Udało się też przejechać przez podwórze aż do gnojowiska, ale wtedy odkryłam, że wokół gnojowiska stał wysoki mur, więc nie mogłam do niego dojechać z tej akurat strony.

Podbiegła do mnie instruktorka i krzyknęła:

– Emmy, Emmy, a ty dokąd z tą taczką?

Wskazałam ręką na gnojowisko, zastanawiając się, jak będzie najłatwiej przerzucić łajno z taczki przez mur, aby w jak najmniejszym stopniu zwrócić na siebie uwagę.

– Ach, przepraszam cię Emmy. Zapomniałam pokazać ci tylne wyjście ze stajni – powiedziała i przyjacielsko objęła mnie ramieniem.

WCIĄŻ się uśmiechałam, ale tym razem z napiętym wyrazem twarzy,

bo rzeczywiście, powinna była mi to wcześniej powiedzieć.

– W takim razie zawrócę i zawiozę to z powrotem do stajni – powiedziałam zmęczona.

W tym momencie niczego nie pragnęłam bardziej, jak siedzieć razem z Kit

w Kawiarni Centralnej i pić gorące kakao.

Teraz natomiast nauczyłam się, że początkujący, tacy jak ja, potrafią dotrzeć do celu

z ciężko załadowaną taczką, ale tylko wtedy, kiedy droga prowadzi na wprost. Kiedy natomiast w planie jazdy znajduje się ostry zakręt w prawo, to potrzebuje do tego eksperta. Ja nim oczywiście nie byłam. Zawracając, wjechałam w mokrą trawę, straciłam równowagę, a to skończyło się wywróceniem taczki wraz z całą jej zawartością. Porządna góra łajna znalazła się na samym środku białych płytek – kilka metrów od chłopaka i jego mamy w plisowanej spódnicy, niedaleko instruktorki oraz innych dziewczynek z ich mamami.

Chłopak zachichotał, a jego mama pospiesznie pociągnęła go do samochodu, żeby nie zaczął brzydko pachnieć stajnią.

– O nie! Emmy! Poczekaj, pomogę ci – powiedziała instruktorka, załamując ręce.

Przyniosła dwie szufle, więc szuflowałyśmy teraz we dwie. W końcu przyniosła też węża i spłukała z płytek resztki brudów. Potem podszedł do nas jeszcze mężczyzna w koszuli w niebieską kratkę.

– Co się stało? – zapytał.

– To tylko Emmy miała… mały wypadek – odparła instruktorka.

Myślałam, że zapadnę się pod ziemię. Mogła to chociaż powiedzieć w jakiś inny sposób. Zabrzmiało to tak, jakbym to ja osobiście zapaskudziła te płytki… w olbrzymich ilościach. Dokładnie tak samo mówi moja ciocia, kiedy mój mały kuzyn narobi w spodnie.

– No, no. Coś takiego. Emmy?! – zdziwił się, odchodząc z uśmiechem na ustach.

Nigdy więcej tam nie pójdę. Jazda konna musi zadowolić się tym, że zostanie jeszcze jednym hobby wpisanym na listę: „Hobby, do których Emmy nie jest stworzona”. Mimo że kocham zwierzęta, i mimo że uznałam Dark Devila za miłego konia, to nie chcę mieć już nic wspólnego z końmi. W każdym razie do czasu, aż ktoś nauczy je lepszych zasad zachowania

i higieny. Ale wciąż chciałabym mieć psa…

10 życzeń do wielkiej wróżki w chwili obecnej

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.