44,99 zł
Ponad MILION ocen na Goodreads!
Książka nagrodzona Goodreads Choice Award w kategorii Best Young Adult Fiction!
Eleonora jest nowa. W szkolnym autobusie wyróżnia się wszystkim: ogniście rudymi włosami, totalnie pokręconymi stylówkami i tym, że każdego dnia siada obok Parka. Park jest inny. Najczęściej milczy, odcina się od świata, włącza walkmana, zakłada słuchawki i czyta komiksy. Pewnego dnia Eleonora zaczyna zerkać na czytane przez Parka strony, w cichym porozumieniu wspólnie pochłaniają komiksowe światy. Zamieniają kilka słów, dzielą się muzyką i z każdym dniem stają się sobie bliżsi. Jednak początki wielkich miłości nigdy nie są łatwe, a jeszcze trudniejsze są ich końce.
„Eleonora i Park” to historia dwójki outsiderów, których łączy coś wyjątkowego. Na tyle mądrych, by wiedzieć, że pierwsza miłość prawie nigdy nie trwa długo, ale też na tyle odważnych, żeby spróbować.
Opinie czytelniczek:
„Eleonora i Park” to powieść najbardziej wzruszająca i łamiąca wszystkie stereotypy.
Czytaliście kiedyś książkę, po której skończeniu położyliście się na łóżku i pomyśleliście: „O rany”? No to ja tak miałam między innymi po przeczytaniu „Eleonory i Parka”.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio czytałam tak emocjonującą powieść. Podczas czytania miałam chwilami ochotę śmiać się i płakać jednocześnie.
Ta książka pokazała mi dwa skrajne, sprzeczne uczucia: jak można kochać do granic możliwości i jak można równie mocno nienawidzić.
W życiu nie czytałam tak dobrej powieści. Jest niebanalna. Fabuła jest zachwycająca. Zamiast modnych marek ubrań mamy za duże koszule, agrafki i krawaty. Zamiast epickiego romansu mamy subtelną młodzieńczą miłość.
Zakończenie rozbiło mnie emocjonalnie i do teraz po moich policzkach wciąż płyną łzy. Szlocham nad losem tej dwójki żyjącej w tak niesprawiedliwym świecie.
Podczas czytania tej książki wiedziałam jedno – jest inna. Inna jak jej bohaterowie. Gdy mówiłam o „Eleonorze i Parku”, często mi przypominano, że to tylko powieść, a ja czułam się, jakbym sama przeżywała tę historię. Wszytko było takie rzeczywiste – i to był urok tej książki.
Nie spałam w nocy. Nie mogłam przestać czytać. Po wielu godzinach od zakończenia nie mogłam przestać myśleć o Eleonorze i Parku.
Jest to najpiękniejsza książka, jaką przeczytałam w całym swoim życiu. Po skończeniu byłam na skraju załamania psychicznego. Jeszcze nigdy, zamknąwszy książkę, nie siedziałam bezczynnie i nie patrzyłam pustym, bezbarwnym wzrokiem na ścianę, rozmyślając tylko o tym, co się wydarzyło.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 355
Data ważności licencji: 3/29/2030
Dla Foresta, Jade, Haven i Jerry’ego oraz całej reszty, która jeździ na pace
Przestał już przywoływać ją w pamięci.
I tak pojawiała się, gdy chciała: w snach, kłamstwach i nędznych déjà vu.
Jak wtedy gdy jechał do pracy i zobaczył stojącą na rogu ulicy dziewczynę o rudych włosach. Przez dławiącą chwilę mógłby przysiąc, że to ona.
A potem dostrzegł, że włosy tej dziewczyny są bardziej blond niż rude.
I że trzyma papierosa… I nosi koszulkę Sex Pistols.
Eleonora nie znosiła Sex Pistols.
Eleonora…
Ta, która stała za nim, póki nie odwrócił głowy. Która leżała obok, póki się nie budził. Która sprawiała, że wszyscy inni wydawali się wyblakli i płascy, nigdy nie dość dobrzy.
Eleonora, która wszystko popsuła.
Eleonora, która odeszła.
Przestał już przywoływać ją w pamięci.
Sierpień 1986
Park
Muzyka XTC nie wystarczała, żeby zagłuszyć debili siedzących z tyłu autobusu.
Park wcisnął słuchawki głębiej do uszu.
Jutro weźmie Skinny Puppy albo Misfitsów. Albo zrobi sobie specjalną autobusową składankę z wrzaskami i wyciem.
Do nowej fali wróci w listopadzie, jak zrobi prawko. Rodzice już mu obiecali starą impalę mamy, więc oszczędzał na nowy magnetofon. Gdy zacznie jeździć do szkoły samochodem, będzie mógł słuchać dowolnej muzyki albo jechać w ciszy, a poza tym będzie mógł spać dwadzieścia minut dłużej.
– Nie ma czegoś takiego! – krzyknął ktoś z tyłu.
– A właśnie że jest! – odkrzyknął Steve. – Kurwa, styl Pijanej Małpy to nie ściema. Można tym zabić człowieka…
– Pieprzysz.
– Sam pieprzysz – odparł Steve. – Park! Hej, Park!
Park go usłyszał, ale nie zareagował. Czasem wystarczyło zignorować Steve’a, a przyczepiał się do kogoś innego. W osiemdziesięciu procentach przypadków Park reagował, bo Steve był jego sąsiadem, ale w pozostałych dwudziestu po prostu nie podnosił głowy.
Tym razem się nie dało. Papierowa kulka trafiła go w kark.
– To były moje notatki z rozmnażania i rozwoju człowieka, fiucie – oburzyła się Tina.
– Sorry, kotku – odparł Steve. – Nauczę cię wszystkiego o rozmnażaniu i rozwoju człowieka. Co byś chciała wiedzieć?
– Pokaż jej styl Pijanej Małpy – podpowiedział ktoś.
– Park! – wrzasnął Steve.
Park zdjął słuchawki i odwrócił się do tyłu. Tą częścią autobusu rządził Steve. Zajmował ostatnie miejsce i nawet siedząc, głową niemal dotykał dachu. Zawsze odnosiło się wrażenie, jakby otaczały go mebelki dla lalek. Od siódmej klasy wyglądał jak dorosły mężczyzna, jeszcze zanim zapuścił brodę.
Czasem Park zastanawiał się, czy Steve chodzi z Tiną dlatego, że dzięki niej wydaje się jeszcze bardziej monstrualny. Większość dziewczyn z Flats była drobna, ale Tina miała najwyżej półtora metra. Wliczając tapir.
Kiedyś, jeszcze w gimnazjum, jakiś koleś nagadał Steve’owi, żeby lepiej nie zrobił Tinie brzucha, bo jego gigantyczne dziecko ją zabije.
– Wylezie z niej jak w Obcym – powiedział.
Steve złamał sobie wtedy mały palec na jego twarzy.
Gdy tata Parka o tym usłyszał, stwierdził:
– Ktoś powinien nauczyć dzieciaka Murphych, jak zaciskać pięści.
Park miał jednak nadzieję, że nikt tego nie zrobi. Tamten pobity kolo nie mógł otworzyć oka przez tydzień.
Park odrzucił Tinie zmięte notatki. Złapała.
– Park, opowiedz Mike’owi o stylu Pijanej Małpy – poprosił Steve.
– Nie mam o tym pojęcia. – Park wzruszył ramionami.
– Ale jest coś takiego, nie?
– Obiło mi się o uszy.
– No widzisz – skwitował Steve. Rozglądał się za czymś, czym mógłby rzucić w Mike’a, ale nic wokół nie wydało mu się odpowiednie do tego celu. Wskazał więc tylko na niego palcem. – Mówiłem ci, dupku.
– Co Sheridan może, kurwa, wiedzieć o kung-fu? – zapytał Mike.
– Debilu! Jego matka jest Chinką.
Mike przyjrzał się Parkowi uważnie. Park się uśmiechnął i zmrużył oczy.
– No tak, chyba teraz widzę – powiedział Mike. – Zawsze myślałem, że jesteś Meksykaninem.
– Kurde, Mike, ale z ciebie rasista – doszedł do wniosku Steve.
– Nie jest z Chin – zauważyła Tina. – Tylko z Korei.
– Kto? – zapytał Steve.
– Mama Parka.
Mama Parka ścinała Tinie włosy od czasów podstawówki. Obie nosiły dokładnie takie samo uczesanie: długie włosy z trwałą i natapirowaną grzywkę w pazurki.
– Niezła z niej laska – ocenił Steve, wybuchając śmiechem. – Bez urazy, Park.
Park wysilił się na jeszcze jeden uśmiech i wrócił ukradkiem na swoje miejsce. Założył słuchawki i podkręcił głośność. Mimo to wciąż słyszał Steve’a i Mike’a, którzy siedzieli cztery rzędy za nim.
– Ale jaki to ma, kurwa, sens? – dociekał Mike.
– Chciałbyś walczyć z pijaną małpą? Kurwa, to potęga! Jak w Każdy sposób jest dobry, człowieku. Spuściłaby ci wpierdol.
Park zauważył nową dziewczynę dokładnie w tej chwili, co wszyscy inni. Stała z przodu, przy pierwszym wolnym miejscu.
Siedział tam jakiś pierwszoklasista. Położył swoją torbę na siedzeniu obok i patrzył uparcie w drugą stronę. Wtedy każdy, kto siedział sam, przesunął się tak, by zablokować puste miejsce. Park usłyszał, jak Tina parska śmiechem. Uwielbiała takie sytuacje.
Nowa wzięła głęboki oddech i przeszła na tył autobusu. Nikt na nią nie patrzył. Park też próbował, ale się nie dało.
Dziewczyna wyglądała dokładnie jak ktoś, komu przydarza się coś takiego.
Była nie tylko nowa, ale też duża i dziwna. Miała wariackie włosy, nie dość że kręcone, to jeszcze wściekle rude. I ubrana była jak… jakby chciała, żeby się na nią gapiono. A może po prostu nie docierało do niej, że wygląda jak człowiek porażka. Miała na sobie koszulę w kratę – męską koszulę. Obwieszona była mnóstwem dziwacznych naszyjników, a na nadgarstkach zawiązała sobie apaszki. Przypominała Parkowi stracha na wróble albo jedną ze szmacianych laleczek, które jego mama trzymała w komodzie. Wyglądała jak coś, co nie przeżyje w środowisku naturalnym.
Autobus znów się zatrzymał i wsiadło jeszcze kilka osób. Trącając dziewczynę, przepchnęły się obok niej i zajęły swoje miejsca.
No właśnie, każdy, kto jeździł autobusem, miał zaklepane miejsce. Podział dokonał się pierwszego dnia szkoły. Ludzie pokroju Parka, którzy mieli fuksa, że w ogóle siedzieli, nie zamierzali teraz rezygnować ze swojego przywileju. A już zwłaszcza dla kogoś takiego.
Park ponownie spojrzał na dziewczynę. Wciąż stała.
– Hej, ty! – zawołał kierowca. – Usiądź!
Dziewczyna ruszyła na tył autobusu, prosto w paszczę lwa.
Boże – pomyślał Park – nie idź tam, wracaj. Niemal słyszał, jak Steve i Mike oblizują się na jej widok. Usiłował na to nie patrzeć.
Wtedy dziewczyna dostrzegła puste miejsce niedaleko Parka. Z ulgą na twarzy skierowała się ku niemu.
– Ej – powiedziała ostro Tina.
Dziewczyna przeciskała się dalej.
– Ej – powtórzyła. – Strojnisiu!
Steve zaczął się śmiać. Jego kumple dołączyli z kilkusekundowym opóźnieniem.
– Nie możesz tu usiąść – stwierdziła Tina. – To miejsce Mikayli.
Dziewczyna zatrzymała się, spojrzała na Tinę, a potem na wolne siedzenie.
– Siadaj! – huknął kierowca.
– Muszę gdzieś usiąść – zwróciła się nowa do Tiny spokojnym i pewnym głosem.
– To nie mój problem – odparła Tina.
Szarpnęło autobusem i dziewczyna zatoczyła się do tyłu, ale zdołała złapać równowagę. Park próbował zgłośnić muzykę w walkmanie, ale już bardziej się nie dało. Popatrzył na dziewczynę. Wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać.
Zanim dobrze to przemyślał, niemal odruchowo przesiadł się pod okno.
– Siadaj tu – odezwał się. Wyszło dość gniewnie.
Nowa patrzyła na niego, jakby nie mogła zdecydować, czy jest dupkiem, czy nie.
– Jezu – powiedział cicho, wskazując głową miejsce obok siebie. – Kurwa, po prostu usiądź wreszcie.
Dziewczyna usiadła. Nic nie mówiła – dzięki Bogu, że mu nie podziękowała – i pilnowała, żeby było między nimi dziesięć centymetrów przerwy.
Park odwrócił się do szyby i czekał, aż szambo wyleje.
Eleonora
Eleonora rozważała możliwości:
Mogła wracać do domu piechotą. Plusy: ruch, rumiana cera, czas dla siebie. Minusy: nie znała nowego adresu ani nawet nie wiedziała, w którą stronę ma iść.
Mogła zadzwonić do mamy i poprosić o podwiezienie. Plusy: wiele. Minusy: mama nie ma telefonu. Ani samochodu.
Mogła zadzwonić po tatę. Ha.
Mogła zadzwonić do babci. Żeby się przywitać.
Siedziała na betonowych schodkach przed szkołą i gapiła się na rząd żółtych autobusów. Ten jej już tam czekał. Miał numer 666.
Nawet jeśli udałoby się jej dziś uniknąć wracania autobusem, nawet jeśli dobra wróżka pojawiłaby się z karocą z dyni, nadal musiała wymyślić, jak się dostać do szkoły jutro rano.
Bo przecież te diabły wcielone jutro nagle nie wstaną prawą nogą. Eleonora nie zdziwiłaby się, gdyby przy następnym spotkaniu szczerzyli kły. U tamtej blond laski, która siedzi z tyłu autobusu w dekatyzowanej dżinsowej kurtce, można było prawie dostrzec rogi. A jej chłopak prawdopodobnie był nefilimem.
Ta dziewczyna, jak i cała reszta, nienawidziła Eleonory, jeszcze zanim na nią spojrzała. Jakby w poprzednim życiu zostali wynajęci, by ją zabić.
Eleonora nie potrafiła stwierdzić, czy Azjata, który pozwolił jej w końcu usiąść obok siebie, należał tej grupy, czy po prostu był strasznym głupkiem. (Ale nie głupim głupkiem – w końcu chodził z nią na zajęcia dla zaawansowanych).
Mamie bardzo zależało, żeby Eleonora miała niektóre przedmioty na poziomie rozszerzonym. Wściekła się, gdy zobaczyła jej oceny za zeszły rok. „Nie powinna się pani dziwić, pani Douglas”, powiedział wtedy pedagog szkolny.
Ha – pomyślała Eleonora – zdziwiłby się pan, co jeszcze potrafi ją zadziwić.
Zresztą nieważne. Na tych lekcjach Eleonora równie łatwo będzie mogła wpatrywać się w chmury. W końcu w sali było tyle samo okien.
To znaczy jeśli w ogóle jeszcze przyjdzie do szkoły.
I jeśli najpierw dostanie się dziś do domu.
Nie mogła się poskarżyć mamie na wydarzenia z autobusu, bo ta już zapowiedziała, że Eleonora nie musi jeździć autobusem. Było to wczoraj, gdy pomagała się jej rozpakować…
– Richie mówił, że cię podwiezie – obwieściła mama. – Ma po drodze do pracy.
– I co, każe mi jechać na pace?
– Eleonoro, on się stara żyć w zgodzie. Ty też obiecałaś, że się postarasz.
– Łatwiej mi żyć z nim w zgodzie na odległość.
– Powiedziałam mu, że jesteś gotowa, by stać się częścią naszej rodziny.
– Już jestem częścią tej rodziny. Jestem jej członkiem założycielem.
– Eleonoro, proszę cię.
– Pojadę autobusem – zadecydowała Eleonora. – Drobiazg. Poznam nowych ludzi.
Cholera – myślała teraz – mam problem.
Autobus miał zaraz odjechać, kilka innych już przygotowywało się do trasy. Ktoś, zbiegając po schodach tuż obok Eleonory, przez przypadek kopnął jej torbę. Podniosła ją i prawie zaczęła przepraszać, gdy zobaczyła, że to ten głupi Azjata. Zmarszczył brwi na jej widok. Ona również zmarszczyła brwi. Potem pobiegł dalej.
No dobra – pomyślała. – Piekielne dzieciaki nie będą głodne na mojej zmianie.
Park
Nowa nie odzywała się do niego w drodze powrotnej.
Przez cały dzień zastanawiał się, jak się jej pozbyć. Będzie musiał się przesiąść. To jedyne rozwiązanie. Ale gdzie? Nie chciał się nikomu narzucać. Poza tym każda zmiana zwróci uwagę Steve’a.
Park spodziewał się, że Steve zacznie docinki pod jego adresem, gdy tylko pozwolił dziewczynie usiąść obok siebie, ale on dalej gadał o kung-fu. Swoją drogą Park wiedział o kung-fu naprawdę dużo. Ale nie dlatego, że jego mama była Koreanką, tylko dlatego, że jego tata miał obsesję na punkcie wschodnich sztuk walki. Park razem z młodszym bratem Joshem, odkąd nauczyli się chodzić, trenowali taekwondo.
Zmienić miejsce, niby jak?
Prawdopodobnie znalazłoby się coś z przodu, przy pierwszych klasach, ale wówczas byłaby to spektakularna manifestacja słabości. Poza tym nie chciał zostawiać tej nowej samej z tyłu.
Gardził sobą za takie myśli.
Gdyby tata Parka dowiedział się, o czym myśli, zwyzywałby go od mięczaków. Tym razem na głos. Gdyby wiedziała jego babcia, zdzieliłaby go w łeb. „Gdzie twoje maniery? – zapytałaby. – Czy w ten sposób można traktować kogoś, kto ma mniej szczęścia?” Park jednak nie miał ani szczęścia, ani pozycji, które mógłby zmarnować na tę rudą wariatkę. Starczało mu ich tylko na tyle, by trzymać się z dala od kłopotów. I choć wiedział, że to niefajnie, w pewnym sensie czuł wdzięczność, że istnieją osoby takie jak ona. Bo istnieli również ludzie jak Steve, Mike i Tina, którym należało dostarczać żywej karmy. Jak nie ta ruda, to kto inny. A jak nie kto inny, to być może Park.
Dziś rano Steve mu odpuścił, ale przecież nie będzie tego robił zawsze…
Park niemal słyszał głos babci: „Dziecko drogie, naprawdę? Zamartwiasz się, bo zrobiłeś coś miłego, podczas gdy inni się przyglądali?”.
Nie było to takie znowu miłe. Pozwolił jej usiąść obok, ale w myślach ją przeklinał. Gdy zaś pojawiła się na angielskim, odniósł wrażenie, że go wręcz prześladuje…
– Eleonora – rzekł pan Stessman. – Cóż za dostojne imię. To imię królowych, wiesz?
– To imię grubych wiewiórek – szepnął ktoś z tyłu.
Ktoś inny się zaśmiał.
Pan Stessman wskazał wolną ławkę na przedzie.
– Czytamy dziś poezję, Eleonoro – powiedział. – Dickinson. Może zaczniesz?
Otworzył jej książkę na właściwej stronie i pokazał, gdzie czytać.
– Zaczynaj. Głośno i wyraźnie. Powiem ci, kiedy skończyć.
Nowa spojrzała na nauczyciela, jakby miała nadzieję, że żartuje. Gdy dotarło do niej, że mówi serio – prawie nigdy nie żartował – zaczęła czytać.
– Głód mnie dręczył przez tyle lat.
Kilkoro uczniów się zaśmiało.
Jezu, tylko pan Stessman może kazać pulchnej dziewczynie czytać wiersz o jedzeniu jej pierwszego dnia w szkole– pomyślał Park.
– Kontynuuj – polecił nauczyciel.
Zaczęła od początku, co według Parka nie było dobrym pomysłem.
– Głód mnie dręczył przez tyle lat1 – przeczytała, tym razem głośniej.
Aż czas nadszedł – obiadową godziną
Z drżeniem przysunęłam stół –
Sięgnęłam po niezwykłe wino –
Ten posiłek widywałam na stołach –
Gdy wracając do domu głodna –
Zaglądałam w okna, bez nadziei –
Że mogą być moje te dobra –
Pan Stessman jej nie przerywał, więc przeczytała cały wiersz w chłodny, prowokujący sposób. Tym samym tonem, którego użyła wobec Tiny.
– To było wspaniałe – oświadczył nauczyciel, gdy skończyła. Cały promieniał. – Po prostu wspaniałe. Mam nadzieję, że z nami zostaniesz, przynajmniej dopóki nie zaczniemy przerabiać Medei. To głos tej, która nadjeżdża rydwanem zaprzężonym w smoki.
Na lekcji historii pan Sanderhoff nie zrobił co prawda podobnej sceny, ale gdy nowa wręczała mu swoją pracę, powiedział:
– O, królowa Eleonora Akwitańska.
Siadła kilka ławek przed Parkiem i z tego, co widział, całą lekcję patrzyła na słońce.
Żaden pomysł na pozbycie się jej z autobusu nie przychodził Parkowi do głowy. Sam też nie mógł zrezygnować z transportu. Zanim więc usiadła obok, założył słuchawki i zgłośnił muzykę do oporu.
Na szczęście nie próbowała go zagadywać.
1 Wiersz Emily Dickinson Głód mnie dręczył przez tyle lat w przekładzie Ludmiły Marjańskiej (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
Eleonora
Wróciła do domu przed wszystkimi. Cieszyła się z tego, bo nie była gotowa na ponowne spotkanie z maluchami. Wczoraj wieczorem było przedziwnie…
Poświęciła tyle czasu na wyobrażanie sobie, jak to będzie, gdy w końcu wróci do swoich, jak bardzo za wszystkimi tęskni. Niemal oczekiwała, że obsypią ją konfetti. Myślała, że rzucą się na nią z uściskami.
Jednak gdy wreszcie się zjawiła, rodzeństwo zdawało się jej nie poznawać.
Ben tylko przelotnie na nią spojrzał, a Maisie… siedziała Richiemu na kolanach. Na ten widok Eleonora najchętniej puściłaby pawia, gdyby nie to, że obiecała matce do końca życia nie sprawiać kłopotów.
Tylko Myszka podbiegł się przywitać. Podniosła go z wdzięcznością. Miał już pięć lat, był ciężki.
– Cześć, Myszko – powiedziała.
Nazywali go tak, od kiedy się urodził; nie pamiętała dlaczego. Przypominał raczej dużego niezdarnego szczeniaka – zawsze wesoły, zawsze chciał włazić na kolana.
– Patrz, tato, Eleonora! – zawołał Myszka, podskakując. – Znasz Eleonorę?
Richie udał, że nie słyszy. Maisie, ssąc kciuk, oglądała telewizję. Eleonora od dawna nie widziała jej z kciukiem w buzi; wyglądała jak małe dziecko.
Mały pewnie w ogóle nie kojarzył Eleonory. Miał tylko dwa lata… Siedział na podłodze obok Bena. Ben miał jedenaście lat. Gapił się w ścianę za telewizorem.
Mama wtargała worek z rzeczami Eleonory do sypialni za salonem. Pomieszczenie było maleńkie, mieściło jedynie komodę i łóżko piętrowe. Myszka wbiegł za nimi.
– Ty śpisz na górze – oznajmił. – A Ben będzie spał na podłodze, razem ze mną. Jak nam to mama mówiła, to Ben się pobeczał.
– Nie martwcie się – powiedziała cicho mama – po prostu wszyscy się musimy dostosować.
Na tak małej przestrzeni nie można się było „dostosować”. (Eleonora stwierdziła, że zachowa tę myśl dla siebie). Położyła się do łóżka najwcześniej, jak się dało, żeby nie musieć wracać do salonu. Gdy przebudziła się w środku nocy, jej trzech braci spało na podłodze. Nie było możliwości wstania z łóżka, by nie nadepnąć na któregoś z nich, poza tym nawet nie wiedziała, gdzie jest łazienka…
Znalazła. W całym domu było zaledwie pięć pomieszczeń, choć łazienki nie powinno się w to wliczać. Była wydzielona z kuchni, dosłownie wydzielona – nie miała drzwi. Eleonora pomyślała, że ten dom projektowali jacyś popaprańcy. Ktoś, pewnie mama, między lodówką a toaletą powiesił kotarkę w kwiatki.
Gdy wróciła ze szkoły, otworzyła drzwi nowym kluczem. W dziennym świetle dom wyglądał jeszcze bardziej przygnębiająco – był obskurny i nieurządzony – ale przynajmniej miała dla siebie mamę i swój kawałek podłogi.
Dziwnie było wrócić do domu i zastać mamę w kuchni… jak w normalnej rodzinie. Kroiła cebulę do zupy. Eleonorze zachciało się płakać.
– Jak było w szkole? – zapytała mama.
– Znośnie – odpowiedziała.
– Miły był ten pierwszy dzień?
– Jasne. To znaczy wiesz, to tylko szkoła.
– Będziesz miała dużo do nadrabiania?
– Nie sądzę.
Mama wytarła ręce w dżinsy i założyła włosy za uszy. Eleonorę znów, po raz tysięczny chyba, uderzyło, jaka z niej piękna kobieta.
Gdy Eleonora była mała, myślała, że jej mama wygląda jak królowa albo główna bohaterka jakiejś baśni. Nie jak królewna – one są zwyczajnie ładne. Mama Eleonory była posągowo piękna. Miała wyrzeźbione ramiona i elegancką talię. Każda kość w jej ciele wydawała się mieć większy sens niż u innych ludzi. Jakby zadaniem jej szkieletu nie było tylko podtrzymywanie sylwetki, ale coś ważniejszego.
Miała wyrazisty nos, ostry podbródek i wydatne kości policzkowe. Nadawałaby się na galion na statku wikingów albo by namalować ją na jakimś samolocie.
Eleonora była do niej podobna.
Ale nie do końca.
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej
Tytuł oryginału: : Eleanor & Park
Copyright © Rainbow Rowell, 2023
© Copyright for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2024
© Copyright for the translation by Magdalena Zielińska
Wydanie pierwsze
Kraków 2024
Redaktorka nabywająca i prowadząca: Milena Buszkiewicz
Korekta: Dorota Ponikowska, Magdalena Wołoszyn-Cępa | Obłędnie Bezbłędnie
Opieka produkcyjna: Sabina Wojtasiak
Projekt okładki: Dixie Leota
Adaptacja okładki i stron tytułowych: Maria Gromek
Opieka promocyjna: Weronika Krupińska
ISBN 978-83-240-9977-1
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Aneta Vidal-Pudzisz
