Dziecko półkrwi - Ewa Stus - ebook

Dziecko półkrwi ebook

Ewa Stus

3,9

Opis

Książka dla nastolatków z gatunku Fantasy. Główna bohaterka Śnieżnoskóra Lilian, stara się uratować swoją córkę przed śmiercią wywożąc ją do Świta Ludzi, gdyż zrodzona została z zakazanego związku z Tytanem. Pojawia się problem zdrady, romansu i walki o władzę oraz tęsknota w wyniku utraty dziecka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 97

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (8 ocen)
5
0
0
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ewa Stus

Dziecko półkrwi

© Ewa Stus, 2020

Książka dla nastolatków z gatunku Fantasy. Główna bohaterka Śnieżnoskóra Lilian, stara się uratować swoją córkę przed śmiercią wywożąc ją do Świta Ludzi, gdyż zrodzona została z zakazanego związku z Tytanem. Pojawia się problem zdrady, romansu i walki o władzę oraz tęsknota w wyniku utraty dziecka.

ISBN 978-83-8221-166-5

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Rozdział I

Nic nie jest nam dane na zawsze, więc jeśli jesteś w takim momencie swojej egzystencji, że masz wszystko, co daje ci szczęście, ciesz się tym. Bądź tu i teraz, nie myśl o tym, co będzie za chwilę, ani o tym, co już uleciało z pierwszym promieniem wschodzącego słońca. Praktykuj w sobie wdzięczność, za to, co posiadasz, bo ma to moc uzdrawiania ciała i duszy oraz przyciąga do ciebie kosz obfitości.

Księżyc święcił dziś wyjątkowo mocnym blaskiem na prawie bezchmurnym niebie. Miliony gwiazd wtórowały mu, niczym orkiestra dyrygentowi w trakcie najważniejszego koncertu w życiu. Noc była ciepła, jak na tę porę roku. Cudowny zapach ściółki leśnej przywoływał na myśl dziecięce wyprawy na jagody w towarzystwie najbliższych przyjaciół. Pełnia miała w sobie tę magiczną moc, że związana była z wszelkimi rytuałami płodności, nie tylko natury, ale także człowieka. To nie był przypadek, że akurat dzisiejszej nocy para kochanków wymknęła się na schadzkę, by móc cieszyć się bliskością swoich spragnionych dotyku ciał. Żadne z nich nie skupiało się na przyszłości, liczyła się dla nich obecna chwila i szczęście, którego nie można było porównać z niczym innym.

— Tak bardzo za tobą tęskniłem — powiedział mężczyzna ściszonym głosem, martwiąc się, by nikt ich nie zauważył — Odkąd cię ujrzałem, wiedziałem, że będziesz należała do mnie. Zawładnęłaś moje myśli i już nic nie jest teraz w stanie tego zmienić — szepnął jej do ucha, aż poczuła dreszcz rozchodzący się po całym ciele. Pożądanie unosiło się w powietrzu, elektryzując parę kochanków, którzy pod jego wpływem przyciągali się do siebie jak magnes.

— Wiesz kochany, że stąpamy po cienkim lodzie, nasza miłość jest zakazana, ale nie potrafię się ciebie wyrzec. Jestem skłonna zaryzykować dla nas i patrzeć z nadzieją, na to, co przyniesie los.

Krople rosy kapały z traw i zostawiały mokre ślady na dwóch rozpalonych ciałach, jednak nie miało to dla nich najmniejszego znaczenia. Liczyli się tylko oni i łączące ich uczucie. Księżyc zdawał się hołdować ich poczynaniom, oświetlając swym blaskiem zatracone w rozkoszy twarze. Kiedy emocje już opadły, a drżące ciała wracały do pierwotnego stanu, leżeli przytuleni, delektując się każdą chwilą, próbując zachować w sobie permanentne wspomnienia dzisiejszej nocy. Oboje byli spełnieni i szczęśliwi, przeczuwali gdzieś w środku, że nic już nie będzie takie samo…

Kilka miesięcy później.

— Szybko, pospiesz się, nikt nie może nas zauważyć, nie chcesz chyba narażać życia maleńkiej Sary — powiedziała Lilianna do ukochanego, a jej serce pękało na milion kawałków, gdy pomyślała sobie, że będzie musiała zostawić owoc ich miłości, kruszynkę, którą kochała nad życie, odkąd zasiane ziarenko zaczęło rozwijać się pod jej sercem. Zawsze chciała być matką, jej instynkt macierzyński był bardzo widoczny w porównaniu do jej koleżanek, które zajmowanie się dziećmi wolały trochę odwlec w czasie. Krążyły pogłoski, że wódz Tytanów dowiedział się o narodzinach dziecka, powstałego z miłości przedstawicieli dwóch walczących ze sobą rodów: Tytanów i Śnieżnoskórych i za wszelką cenę chciał się go pozbyć. Rozkazał swoim ludziom je odnaleźć i bez żadnych skrupułów zgładzić. Kiedy tylko się urodziło Lilian i Piotr postanowili, że je wywiozą z Zielonego Królestwa, należącego od strony wschodniej do jednego, a od zachodniej do drugiego z walczących rodów. Granicą dzielącą wschód od zachodu, były Mroczne Góry, u podnóża których, rozciągał się gęsty, wiecznie zielony las, nie zmieniający się nawet w wyniku mroźnej zimy. Celem ich podróży był Świat Ludzi, miejsce, którego pod żadnym pozorem nie wolno było odwiedzać. Uważano, iż świat ten jest zepsuty do szpiku kości, a zamieszkujący go ludzie są niebezpieczni i źli. Lilian mimo zakazu już nie raz odwiedziła to miejsce i z jej obserwacji wynikało, że wcale tak nie jest. Zauważyła, że istoty tam mieszkające są przyjacielskie i empatyczne. Czasem obserwowała ich codzienne zajęcia i chciała być między nimi, uczestniczyć w ich życiu, gdzie nie trzeba się bać władcy tyrana, a można cieszyć się własnym życiem. Uważała, że może znajdzie się tam jakaś dobra dusza, która weźmie jej dziecko pod swoje skrzydła i da mu miłość na jaką zasługuje. Miała nadzieję, że jeszcze kiedyś spotka Sarę i będzie mogła jej wyjaśnić, dlaczego musiała tak postąpić. Zastanawiała się tylko, czy będzie w stanie ją poznać, jak dorośnie. Miała jeden znak szczególny, była to myszka w kształcie serduszka na prawym ramieniu. Była przekonana, iż jest to zrządzenie losu, bo jeśli będzie jej dane ją kiedyś spotkać, nie będzie miała żadnych wątpliwości, że to ona. Jej myśli skupione były teraz na modlitwie do Boga o to, by ktoś ją przygarnął do siebie.

— Już prawie jesteśmy, chyba nam się uda- odezwał się Piotr, pocieszając ukochaną. Musiał być silny dla niej, nie chciał, by widziała, że też cierpi. Była noc, a mocny blask księżyca oświetlał im drogę. Natura im sprzyjała, bo gdyby było całkiem ciemno, znalezienie drzewa będącego przepustką do świata ludzi, byłoby wręcz niemożliwe. Piotr unikał wzroku ukochanej, bo wiedział, że jeśli tylko zatopi się w jej oczach, dostrzeże ogromny ból i to sprawi, iż całkowicie się rozklei.

Magiczne Drzewo Życia, będące niejako bramą do innej krainy miało moc teleportacji, wystarczyło je mocno objąć i poczekać chwilę na dalszy rozwój wydarzeń. Tylko nieliczni przedstawiciele Zielonego Królestwa przenosili się w ten sposób na skraj lasu nad Lazurowe Jezioro. Była to dość pilnie strzeżona tajemnica. Lilianna nie miała pojęcia, kto jeszcze z jej świata wie o mocy drzewa, ona sama przez przypadek ją poznała, gdy pewnego razu po kłótni z babcią, przyszła do lasu się wyciszyć. Aby to zrobić przytuliła się do drzewa, chciała się mu niejako wyżalić, chociaż wiedziała, że jej nie odpowie. Nie spodziewała się tego, że w ten sposób nagle zjawi się gdzie indziej i pozna istoty tam mieszkające. Ludzie nie różnili się zbytnio od niej, jedynym szczegółem, który ją wyróżniał była śnieżnobiała skóra, nie zmieniająca swojej barwy nawet pod wpływem gorącego słońca. Kiedy odkryła ten sekret, próbowała dowiedzieć się czegoś więcej od babci, która ją wychowywała, ale ta tylko ją zbywała mówiąc, że jeszcze nie jest na to wszystko gotowa. Liliana przestała naciskać i czekała, aż babcia sama powie jej całą prawdę.

Lilianna i Piotr przytulili się do drzewa, każde z nich obejmowało drzewo z innej strony, a mężczyzna robił to tylko jedną ręką, bo w drugiej trzymał koszyk z córeczką. Nagle ich ciała przeszedł dziwny dreszcz, a oni mieli uczucie, jakby spadali ze znacznej wysokości. Kiedy otworzyli oczy, znaleźli się nad Lazurowym Jeziorem, które nocą sprawiało wrażenie czarnego ze srebrnymi drobinkami w miejscach, gdzie odbijało się mocne światło księżyca. Włożyli koszyk z maleńką Sarą do wody, w którym umieścili karteczkę z imieniem dziecka i napisem „Prosimy zaopiekujcie się nią, grozi jej niebezpieczeństwo. Ma na imię Sara. Po stokroć dziękujemy”. Pchnęli koszyk z całej siły w kierunku przeciwległego brzegu i patrzyli ze łzami w oczach, jak maleństwo odpływa, dopóki było jeszcze widać koszyk na horyzoncie.

— Wiem, że jest ci ciężko, ale tak będzie dla niej lepiej. W Zielonym Królestwie czekałaby ją tylko śmierć, a tak to może jacyś, dobrzy ludzie jej pomogą i zapewnią szczęśliwe życie — pocieszał ją Piotr, mimo, iż sam czuł, że zaraz serce mu pęknie z żalu. — Może kiedyś uda nam się wrócić po nią i ją odnaleźć. Pełni smutku wrócili do siebie, udając przed pozostałymi, że nic się nie stało. Nie chcieli, aby wódz dowiedział się, kto dopuścił się takiej zbrodni. Lilianna całą ciążę ukrywała, dlatego tak bardzo zdziwiła się gdy doszły do niej wieści, że król dowiedział się o narodzinach ich kruszynki. Teraz jej celem było poznanie prawdy, dotyczącej tego, kto ją wydał. Zachodziła w głowę, gdyż tylko najbliższa rodzina i bliscy znajomi znali prawdę.

Lilianna mieszkała z babcią, która zajmowała się nią od śmierci jej rodziców. Tak naprawdę nie zostały jej po nich żadne pamiątki, tylko złoty naszyjnik z zawieszką przedstawiającą wilka i pierścionek z szafirowym oczkiem, który był prezentem dla mamy od taty. Rodziców pamiętała tylko, jak przez mgłę, gdyż wypadek, w którym zginęli wydarzył się, kiedy miała dwa lata. Babcia opowiadała, że pływając po zmroku po Szmaragdowym Jeziorze, nieopodal lasu, jej mama Helena wpadła do wody, a ojciec Konrad ratując ją, sam utonął. Od tej pory to babcia poświęcała jej, każdą chwilę swojego życia, zajmując się także zielarstwem i lecząc w ten sposób okolicznych mieszkańców. Bezinteresownie pomagała innym w potrzebie, zyskując w ten sposób uznanie i szacunek tytanów zamieszkujących Zielone Królestwo.

— Dlaczego życie jest dla nas takie okrutne? — lamentowała babcia — Pewnie już nigdy nie zobaczymy malutkiej Sary. Dobrze mówią, że historia lubi się powtarzać… — wyrwało jej się.

— O czym ty mówisz? Jaka historia? — pytała dziewczyna.

— Nic, nic moje dziecko, plotę bez sensu. Jestem taka smutna z powodu tego, co was spotkało. Już za nią tęsknię — powiedziała babcia ze łzami w oczach.

— Ja też, nie wiem, jak ja to przeżyję — rozpłakała się i mocno wtuliła w ramiona babci.

Rozdział II

Maria obudziła się dziś wyjątkowo wcześnie, sama nie wiedziała z jakiego powodu była taka podekscytowana. Wstała, przygotowała pyszne śniadanie dla siebie i męża po czym zaczęła parzyć aromatyczną kawę.

— Czuję Marku, że spotka nas dziś, coś wyjątkowego, mam w sobie jakiś dziwny niepokój. Chciałabym już niedługo wrócić do pracy, moje kolano jest w lepszej formie, a to siedzenie w domu, nie wychodzi mi na dobre. Cały dzień jestem sama, nawet nie ma do kogo gęby otworzyć — powiedziała Maria do męża. Marek był mechanikiem samochodowym, pracował w warsztacie u kolegi i wracał do domu dopiero wieczorem, więc Maria samotnie spędzała dnie, a wieczorem po powrocie męża, szykowała pyszną kolację i słuchała opowiadania, jak mu minął dzień. Powrót do pracy byłby teraz dla niej zbawienny. Początkowo, kiedy w trakcie upadku ze schodów uszkodziła kolano, myślała, że przyda jej się odpoczynek, jednak teraz po tak długiej przerwie od obowiązków zawodowych, potrzebowała zajęcia, które wypełni jej czas. Odkąd wyszła za mąż, marzyła o dziecku, jednak mimo starań nie udało się im zostać rodzicami, lekarze rozkładali ręce sądząc, że nie ma żadnych przeciwwskazań, że wszystko jest w porządku, a przyczyną braku upragnionej ciąży były kwestie psychologiczne. Maria tak bardzo chciała zostać matką, że to blokowało naturalne procesy zachodzące w organizmie kobiety. Lekarz doradził, aby zajęła się pracą, hobby, odpuściła sobie usilne starania, skupiła swoje myśli na czymś innym, a wtedy pojawi się wymarzona ciąża. Uszkodzenie kolana i długie siedzenie w domu, nie sprzyjały temu, gdyż miała teraz więcej czasu na rozmyślanie, a wiadomo wokół czego skupiały się jej myśli. Kiedy Marek wyszedł w końcu do pracy, Maria otworzyła okno, aby powiew świeżego powietrza wpadł do salonu. Usiadła w fotelu i zaczęła czytać książkę — Czuć już wiosnę — pomyślała, a pachnące kwiatami powietrze pieściło rozkosznie jej nozdrza. Wiosna była ulubioną porą roku Marii, na myśl przychodziły jej wspomnienia ze ślubu, który właśnie wtedy miał miejsce. Kochała kwiaty, motyle, dźwięki dochodzące z podwórka, śpiewające ptaszki za oknem. Wszystko budziło się do życia i dawało nową nadzieję, była to nadzieja na lepsze jutro. Nagle z zamyślenia wyrwało Marię głośne szczekanie psa. — Co się tam dzieje, że on tak strasznie ujada — pomyślała i wyszła na zewnątrz. — Rex, przestań szczekać, co ty tam widzisz!? — wołała, patrząc na niego czujnie. Jego pysk zwrócony był w stronę jeziora, nad którym mieszkali. Spoglądał gdzieś w dal i mimo wołania swojej pani, nie przestawał szczekać.- Rex do nogi!! — krzyczała, ale pies nie reagował, więc zaczęła iść w jego stronę. Kiedy zbliżyła się do niego, spostrzegła, że po tafli jeziora pływa jakiś kosz. Był dosyć daleko, aby można było stwierdzić, czy coś w nim jest. Maria postanowiła, że pójdzie do domu, poszukać jakiegoś długiego kija, który umożliwiłby wyciągnięcie wiklinowego pojemnika z wody. Garaż Marka był bardzo duży, znajdowało się w nim wiele różnych narzędzi, o których zastosowaniu Maria nie miała najmniejszego pojęcia. Po chwili jej uwagę zwrócił długi, metalowy pręt, zakrzywiony na końcu — Jest! To może mi się przydać! — pomyślała i wybiegła na podwórko. Pies stał dalej w tym miejscu, w którym go zostawiła i ujadał niesamowicie. Maria kucnęła obok niego, nachyliła się i wysunęła rękę maksymalnie daleko, aby zaczepić metalowy pręt o pływającą plecionkę. Początkowo próby kończyły się fiaskiem, a bolące od pewnego czasu kolano, nie ułatwiało sytuacji. Kiedy kobieta miała już zrezygnować, działanie okazało się skuteczne i udało jej się przyciągnąć kosz. Jakie było jej zdziwienie, kiedy zobaczyła jego zawartość. — Jejku, nie wierzę, kto zostawił to biedne maleństwo, co ja mam teraz zrobić?! — myśli kłębiły się w jej głowie, była w szoku, nie mieściło jej się w umyśle to, że ktoś mógł porzucić niemowlę. Dotknęła dłoni dziecka i przerażona wzięła je na ręce, widziała, że jego organizm jest mocno wychłodzony. Wtuliła je w siebie, a kruszyna zakwiliła cichutko. W koszu dostrzegła skrawek papieru, który wzięła do rąk i odczytała informację, która się na nim znajdowała. — Więc masz na imię Sara — zwróciła się do dziecka — Nie pozwolę cię skrzywdzić — powiedziała i szybko zabrała dziecko do domu, rozglądając się wokoło, czy przypadkiem nikt nie był świadkiem tego, co zaszło. Po chwili, kiedy już ochłonęła zadzwoniła do męża i z trzęsącymi od emocji dłońmi, opowiedziała całą przygodę, która ja dziś spotkała. Marek początkowo myślał, że żona zrobiła mu jakiś głupi żart, ale kiedy zorientował się, że to prawda zwolnił się z pracy mówiąc koledze, że nie czuje się najlepiej i na prośbę żony pojechał kupić małej najpotrzebniejsze rzeczy, po czym szybko wyruszył w kierunku domu.

— Dobrze, że już jesteś — powiedziała Maria otwierając drzwi, jednocześnie rozglądając się wokół, by upewnić się, że nikogo nie ma w pobliżu — mała jest głodna i płacze. Kobieta przyrządziła mleko, nakarmiła dziecko i ubrała w ciuszki, które Marek kupił — Jestem z ciebie dumna, że poradziłeś sobie ze wszystkim, musiało to być trudne zadanie, w końcu nie mamy w tej kwestii żadnego doświadczenia — powiedziała i pocałowała męża w czoło. Maleńka Sara zaspokoiła swoje potrzeby i słodko zasnęła, a młode małżeństwo siedziało przy niej w salonie i przyglądało się na jej maleńką twarzyczkę. Nie wiedzieli jeszcze, co zrobią, ale na pewno nie pozwolą jej nikomu skrzywdzić.

Rozdział III

— Przestań się zadręczać kochana, czas leczy rany. Może razem z Piotrem znajdziecie jakiś sposób na to, aby możliwe było odnalezienie Sary i sprowadzenie jej do nas z powrotem. Oczywiście za jakiś czas, jak cała sprawa ucichnie. Jest tylko jeden warunek, wódz tytanów musiałby ponieść śmierć, a władzę przejąć Piotr lub ktoś z jego rodziny, kto nie będzie wnikał w pochodzenie dziecka — powiedziała babcia i głęboko westchnęła, jakby jakiś ciężki głaz leżał jej na piersi — Już chyba czas abyś poznała historię swojego pochodzenia, nie mogę, już dłużej trzymać w sobie tej tajemnicy. Nie wiadomo ile jeszcze pożyję, a nie chcę, jej zabierać ze sobą do grobu.

— Babciu przerażasz mnie!! O co ci chodzi? — pytała zdziwiona Lilian.

— Zaparz nam ziółka moje dziecko, to wszystko jest bardziej skomplikowane, niż się wydaje. Mówiłam ci już kiedyś, że historia lubi się powtarzać. Otóż twoja mama tak, jak ty, też gustowała w silnych, postawnych mężczyznach o gołębim sercu, bo twój tata taki właśnie był, dobry, że do rany przyłóż. Miał naturę samotnika, lubił spacery i często rozmawiał ze zwierzętami, można powiedzieć, że rozumieli się bez słów. Jego serce skradły wilki, ukochał sobie te zwierzęta, od czasu, kiedy uratowały mu życie, gdy pewnego dnia podczas spaceru po lesie, wataha wilków odstraszyła atakującego go dzika.

— Babciu opowiedz mi, jak poznali się moi rodzice? — nalegała dziewczyna zniecierpliwiona. — Pewnego razu twoja mama zgubiła się w lesie, kiedy wysłałam ją po jagody na pyszne ciasto. Szukając drogi powrotnej zgubiła się, bo dobrze wiesz moje dziecko, że w lesie drzewa wyglądają podobnie i lepiej nie zapuszczać się w jego głąb. Nagle zorientowała się, że znalazła się po drugiej stronie lasu, czyli w tej części Zielonego Królestwa, które należało do Tytanów. Tam właśnie spotkała twojego tatę, spacerującego jak zwykle i szukającego ukojenia w naturze. Myślę, że byli sobie przeznaczeni, pasowali do siebie idealnie, a ty byłaś owocem ich wielkiej miłości. — powiedziała babcia i zamyśliła się na chwilę — Dla tej miłości twój tato poświęcił swoje życie. — Mówisz, że był tytanem… Ale jak to? Przecież oni też należeli do dwóch różnych rodów, a mimo to ja wychowywałam się z obojgiem i nikt nie chciał mnie skrzywdzić po urodzeniu — dociekała Lilian. — Kiedy twój tato dowiedział się, że będą mieli dziecko upozorował swoją śmierć. Udał się do naszej części Zielonego Królestwa i pozostał już tutaj, aż do swojej śmierci. Nikt go tu nie szukał, gdyż krążyły pogłoski, że został rozszarpany w lesie przez dzikie zwierzęta. Najprawdopodobniej znaleziono ciało jakiegoś mężczyzny, które nie należało do twojego taty, a że on zaginął akurat w tym czasie, to połączono fakty i stwierdzono, że to on. Dzięki temu nikt go nie szukał, a twoi rodzice mogli sobie spokojnie żyć u Śnieżnoskórych. Nasz ród jest bardzo tolerancyjny, to bardzo dobrzy ludzie i przez ten cały czas, nikt nie pisnął słowa o tym co się wydarzyło.

— To musiała być tak wielka miłość, jak moja i Piotra, skoro tato zostawił swoją rodzinę dla ukochanej i stał się dla Tytanów martwy — powiedziała Lilian i wzięła do ust łyk kojącego naparu z ziółek, który robiła według starej receptury babci. — Oczywiście, świata poza nią nie widział, podobno wiele dziewcząt starało się, aby zwrócił na nie uwagę, a on jak tylko poznał mamę był w nią wpatrzony, jak w obrazek i nie ulegał maślanym spojrzeniom, zakochanym w nim kobiet — skwitowała babcia i zaczęła krzątać się po kuchni, szukając czegoś zawzięcie — Kochana pomóż mi teraz przygotować zamówienie dla naszej sąsiadki, pani Wandy, tutaj masz w zeszycie rozpisane składniki mieszanki ziołowej na jej dolegliwości żołądkowe — zwróciła się do wnuczki.

— Dobrze babuniu, już zabieram się do roboty, a ty proszę odpocznij, bo nie najlepiej dziś wyglądasz — skwitowała Lilian. — Dobrze wiesz, że nie umiem siedzieć bezczynnie, a ostatnie dni kosztowały mnie wiele stresu i niechcianych emocji, a to zawsze odbija się na zdrowiu i kondycji. Za jakiś czas mam nadzieję dojdę do siebie, nie martw się o mnie, myśl lepiej o swojej przyszłości, swojej i Piotra.