Dzieci - Milena Marković - ebook
NOWOŚĆ

Dzieci ebook

Milena Marković

0,0

Opis

„Dzieci”  Mileny Marković

to poetycko-prozatorski strumień świadomości

to opowieść o życiu do utraty tchu

to historia o dzieciństwie trudnej młodości macierzyństwie

to traktat o zawiedzionych nadziejach

to intensywny zapis doświadczania przemocy i pożądania

to wojna i przyjaźń czułość i nienawiść samotność i rodzina

to obraz przemiany przyjaciół we wrogów

to portret kobiet intymny i szczery

to mapowanie przeszłości i przyszłości w teraźniejszości

to szukanie tego co realne poza dobrem i złem

to poszukiwanie samej siebie na przekór wszystkim

„to jest życie trochę płaczesz trochę się śmiejesz”

 

 

 

 

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 140

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



w starym domu w centrum miasta

kiedy byłam jeszcze mała

pilnowała mnie zwykle siostra taty

wchodziłyśmy czasem po schodach na strych

rozwiesić pranie

podawałam ciotce ubrania wyjęte z pralki

koszule nadymały się pod chmurami pędzącymi z wiatrem

tysiące tysiące okien błyskały oczami

kiedy schodziłyśmy na dół jadłyśmy coś dobrego

ciotka szeptem

opowiadała koleżankom wróżąc im z fusów

jak to nie wydali jej za tego co jej się we wsi podobał

tylko za kuzyna inżyniera

przedtem pracowała w belgradzie u bogatych krewnych

niejedno robili i gadali w jej obecności

była dla nich jak powietrze

ciotka mawiała

jeśli dziewczyna miała więcej mężczyzn niż jednego

to już dom publiczny

przed śmiercią gdy mnie zobaczyła

miała oczy łagodne i jasne

cieszyła się że przyszłam

i tam ją pożegnałam i ucałowałam kochaną ciotkę

a nie całowałam jej często wciąż gdzieś się śpieszyłam

przedszkole okropne powiedzieli

że muszę chodzić bo wszyscy muszą się uczyć i pracować

i nikogo nie będzie w domu

przedszkole było tuż obok a ja

raz podeszłam do płotu gdy nas wyprowadzili na dwór

i zobaczyłam

wszyscy byli w domu mama tłukła garnkami a siostra

wyglądała przez okno ojciec palił papierosa przy oknie

brat przyszedł wspiął się po schodach

zakradł żeby być w domu tylko ja nie mogłam

a potem wychowawczyni ukarała mnie za włażenie na płot

zresztą tam jak ktoś coś przeskrobał to wszyscy dostawali

jedno po drugim w dupę i każdego dnia płakałam

mama powiedziała córciu musisz wiedzieć jedno nie wszyscy

będą cię kochać to była wielka chwila

nie tylko dlatego że nie wszyscy mnie kochają

ale że nikt mnie nie kocha wtedy to zrozumiałam

kiedy na nich patrzyłam gdy wszyscy byli w domu

a ja tuż obok

mała i sama

do wsi jeździliśmy w każdy piątek

we trójkę wiercąc się bo chciało nam się sikać

a o postojach nie było mowy

oni z przodu częstowali się kawą z termosu

i bez przerwy palili papierosy

i tata wciąż puszczał kierownicę bo głośno perorował musiał

obiema rękami i nogami sobie przy tym pomagać

nikt go nigdy nie słucha nie mają litości

kiedyś kierownica została mu w rękach

to było nad kanionem

co nie przeszkodziło mu zatrzymać się po jakimś czasie

zmusił wszystkich by wysiedli z auta

i stanęli nad przepaścią

i podziwiali cudowny wąski most

skoczył nad tą modrą wodą

i kiedy już potem wracaliśmy ze wsi

to ze skrzynkami na kolanach

nie ma co kupować na targu żeby nasze niszczało

świeże niepryskane

a na wsi to babcia umarła zanim się urodziłam

mówią że jestem do niej podobna ona dość brzydka była

nawet nie brzydka ale jednak nieładna jakoś tak niby gorzej

i wtedy dziadek od taty sprowadził nieródkę którą

z dwóch domów wyrzucili a ja musiałam ją

nazywać babką i stale trzymała jedzenie zamknięte na kłódkę

a moja mama rozbijała ją siekierą żebym zjadła trochę sera

tata bardzo mało jadł tego co na wsi było uprawiane

ponoć dlatego że kiedyś natknął się

na wielkiego szczura w beczce kapusty

a dziadek miał wysoki cukier którego nie leczył

i gniła mu noga i nie spał w domu tylko

przed domem pod strzechą

piękny mężczyzna z gnijącą nogą bardzo mądry

ale tego nie pamiętam byłam jeszcze mała

pamiętam smród i jego smutne niebieskie oczy których

nikt nie odziedziczył

w tej wsi była jedna straszna studnia przed domem

i druga jeszcze straszniejsza za podwórkiem przykryta tylko

spróchniałymi deskami

i trzeba było uważać by nie wpaść

przede wszystkim by nie wpadły owce

i trzeba było też ich pilnować by nie poszły w koniczynę

bo wtedy by spuchły i zdechły

ale gdy już miniesz studnię i poczujesz zapach owiec

zbierzesz śliwki i kolby kukurydzy

dasz pomyje świniom potem sama coś zjesz

i ucałujesz tę co ją musisz

nazywać babką a ona za każdym razem ucałuje cię w usta

idziesz na łąkę

a tam na łące pięknej nie ma ludzi owiec ani krów

każdy kwiat ma swoje imię

nad kwiatem ciemne dzikie wielkie drzewa

a dalej uskoki głębokie

topole a kiedy położysz się pod nimi niebo ci

nadgryzie serce pięknem

i wtedy cichcem idziesz do obory żeby przytulić

jagnięta koźlęta

cieląt nie możesz dotykać bo krowa jest groźna

małe zwierzęta

małe serca które biją

ciepłe w dłoniach chęć by je ściskać dusić całować

ich zęby

dzioby i języki

ciepłe szorstkie ostre

małe zwierzęta co się wyrywają ale któreś w końcu się poddaje

i je właśnie puszczasz wolno

a dalej dalej za łąką gdy miniesz już brzoskwinie i jabłonie

z białymi kwiatami

kiedyś chodziliśmy tam oglądać jak kwitną

dziadek powiedział pęka lód by przebiły się kwiaty

chodźmy zobaczyć

dalej tylko posępne drzewa dęby i orzechy

tam był zamek

w zamku ja tak cudownie piękna

czekam na niego by przyszedł

ma oczy niebieskie dumne

włosy czarne

jasną cerę jedzie na koniu

błyska białymi wilczymi

zębami nie on jest złotowłosy

rumiany duże usta pędzi

przez łąkę śmieje się

on jest brunetem zuchwałym szczupłym

włosy długie powiewają

nie to jezus

na którego patrzę spragnionymi oczami

daleko mi jeszcze do kobiety

a tylko o tym myślę

za dębami i orzechami kukurydza się zaczyna

nie ma końca wyższa ode mnie

kolby mają włosy w koronie

złote i bujne

to jest twierdza i miasto

księżniczki silne i samotne

delikatne bezwstydne greckie boginie amazonki

nimfy czarownice będę jak one gdy już będę ładna

gdy wylezie ze mnie ta babcia

wtedy raptem słychać ktoś się skrada

liście szeleszczą

to czarny pies

on jest straszny uciekaj skryj się

zerwał łańcuch

rano trzeba wstać wyjść spod pierzyny

potem długo słyszę dźwięk łańcucha co się wlecze

po ledwo wyschłym błocie zahacza o korzenie

moi wspaniali rodzice mają bardzo zręczne ręce

z ich rąk pochodzą jedzenie czyste ubrania

oni krzyczą jeżdżą dzielą skóry i przygotowują rakiję

słyszę ogłuszający łomot serca tupot koni mroczną krew

ja cudna w kukurydzy z gęstwą złotych włosów

tylko żebym była sama i nie musiała na nich patrzeć

na tę rodzinę ten przeżuwający wrzeszczący miot

żeby mnie nie obrażali

pewnego dnia powiedziałam siostrze mamy

że starsze dzieci palą

wykorzystała mnie dawała pączki

i tak przy okazji pytała

czy palą

ten dom nigdy nie został ukończony

miał deski położone płasko

a na nich namiot

tej nocy bracia i siostry wyrzucili mnie z namiotu

poszłam do lasu

to był wielki las

całe dziesięć metrów

a w nim węże i szczury

opony samochodów i rolki papieru do dupy łupiny arbuza

gdzie są twierdze pałace gdzie jest mój

królewicz co mnie uratuje tu jest

wielu krewnych bracia siostry żylaści wujkowie

bełkoczące wujenki

oni jedzą szybciej i mówią szybciej

i wywracają oczami palą papierosy

mają menstruacje biją się piją

palą ogniska

płaczą za swoimi rodzicami

płaczą z powodu którego nie powinnam znać

ale ja pływam najlepiej ze wszystkich

ja jestem w morzu

ja jestem w morzu piękna

spójrzcie ona jest w morzu

wysoka i ognistowłosa

ma zielone oczy i długie palce u rąk

ci na skałach to nie dupiaste kuzynki i krewni co

kroją arbuzy

oni nie istnieją

ja przyszłam tu sama

sama przyszłam na świat

sama przyszłam by wszystkich zadziwić

ja jestem ze statku nie ja jestem z tego domu

tego domu na skale z tego białego domu

tego białego domu z niebieskimi oknami

do niego prowadzą schody

prosto od morza

jest grota pod domem

a ja mam kapelusz i ciężki warkocz aż za kolana

sandały i perełki wokół kostek

strzelam z karabinu i sokół zlatuje mi na rękę

orły nadciągają jedzą mi z ust a wilki

śledzą mnie i strzegą

w morzu jestem matką

nie chcę wyjść i zjeść arbuza

nie chcę patrzeć na tę masę mięsa z której wyszłam

nie jestem z was przyszłam sama

wy nie istniejecie

gorące brzydkie miasto w spalonej słońcem dolinie

w mieście pigw i liści laurowych

dom i taras bez balustrady

one moje siostry

dupiaste wszystkie z wąskimi taliami

mocnymi włosami i wyrazistymi brwiami

owłosionymi rękami

tylko się wylegują palą po kryjomu na tarasie bez balustrady

przez jeden dzień wciąż jedzą i jedzą

i dwa dni głodują

długo siedzą w łazience

w pokoju wyciągają się na materacach

stają się pewne siebie i opryskliwe

perfumują się kąpią śmieją

golą włosy golarką

kiedy dotkniesz ich ramienia czujesz że jest

szorstkie włosy coraz szybciej odrastają

pachną czymś ostrym i słodkim

i wciąż im się nudzi

dziadek jest straszny on mamrocze

dotyka piersi i szparki

dziadek to diabeł gnom którego odpychasz

od siebie gdy zdybie cię za domem

a noce są cudowne

w domu pełnym ludzi którzy krzyczą

nazywają się moją rodziną

kiedyś gdy brakuje miejsca do spania

śpię u ciotecznej babci

nigdy nie zdjęła żałoby

po synu synowej i wnuku

których skosił na autostradzie zaspany turek

kiedy matka odwróciła się by synkom podać

kanapki i sok

chłopiec który ocalał

to nie jest dobry chłopiec ale wszystko mu wolno

cioteczna babcia mówi musisz wziąć kąpiel

żeby się nie pochorować

stawia balię na środku pokoju z którego

rzadko się korzysta ja się rozbieram

przy pełnym świetle wtedy ona woła

wnuka by zobaczył moją szparkę on się śmieje

ja jestem z gór

tam dosiadałam dzikich koni

a kwiaty bardziej upojne są niż ja

ludzie przychodzą mnie zobaczyć mam czarne włosy

wyraziste brwi i białą cerę

widzicie mnie nieszczęśni jestem czarownicą

z włosami za kolana które gdy je związać

są jak bicz jak pręt

mnie każde zwierzę zna ja jestem

wojowniczką górską poskromicielką

wilków niedźwiedzi węży

te dupiaste leniwe dziewczyny moje siostry

mówią o tym stale

czy ktoś wszedł w nie już do końca

czy to w sumie nie jest nudne

zimna woda ostro rwie po kamieniach

ja po nich chodzę a powiedzieli bym chroniła brzuch

jestem kobietą po kamieniach chodzę

i kąpię się w niej

on przychodzi

jest cichy jakby niemy

ma szorstką brodę jasne oczy kapelusz

i nóż za pasem

w bystrej wodzie stoi mój kuzyn

a tamten drugi na drzewie

obaj mają noże

mają noże w gaciach

ja nie mam mocnych włosów

jestem gołowłosa gładka

mam wątłe kosmyki i brwi

dobra ze mnie dziewczynka

pełna jak jajko sadzone

pełna jak arbuz

pusta jak obłoki

jak uszkodzony zlew

śliska jak kijanka

nie ma już twierdz zamków

otchłani przepastnej wody

wszystko jest w nogach w rękach

dupie głowie ciele

zniknął ten cały cudowny świat

jest tylko jedno ciało a w nim ja

i chcę mieć dżinsy w kwiaty

jakie noszą starsze dziewczynki

Fragment

Milena Marković - Dzieci

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

Milena Marković Dzieci

Tytuł oryginału: Deca

Przekład: Dorota Jovanka Ćirlić

Redakcja przekładu: Aleksandra Wojtaszek

Redakcja: Dawid Skrabek

Korekta: Ewa Dąbrowska

Projekt okładki: Magdalena Kubiak

Projekt graficzny i skład: Joanna Jopkiewicz | Grupa Projektor

Copyright © by Milena Marković, 2025

Copyright © by Dorota Jovanka Ćirlić, 2025

Copyright © by Wrocławski Dom Literatury | Wydawnictwo Warstwy, 2025

Wydawnictwo Warstwy

Przejście Garncarskie 2, 50-107 Wrocław

www.wydawnictwowarstwy.pl

Dyrektor Wrocławskiego Domu Literatury: Irek Grin

Redaktor naczelny Wydawnictwa Warstwy: Dawid Skrabek

Wydanie I

ISBN 978-83-67186-35-3

Wrocław 2025

Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA)