Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Dzieci” Mileny Marković
to poetycko-prozatorski strumień świadomości
to opowieść o życiu do utraty tchu
to historia o dzieciństwie trudnej młodości macierzyństwie
to traktat o zawiedzionych nadziejach
to intensywny zapis doświadczania przemocy i pożądania
to wojna i przyjaźń czułość i nienawiść samotność i rodzina
to obraz przemiany przyjaciół we wrogów
to portret kobiet intymny i szczery
to mapowanie przeszłości i przyszłości w teraźniejszości
to szukanie tego co realne poza dobrem i złem
to poszukiwanie samej siebie na przekór wszystkim
„to jest życie trochę płaczesz trochę się śmiejesz”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 140
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
w starym domu w centrum miasta
kiedy byłam jeszcze mała
pilnowała mnie zwykle siostra taty
wchodziłyśmy czasem po schodach na strych
rozwiesić pranie
podawałam ciotce ubrania wyjęte z pralki
koszule nadymały się pod chmurami pędzącymi z wiatrem
tysiące tysiące okien błyskały oczami
kiedy schodziłyśmy na dół jadłyśmy coś dobrego
ciotka szeptem
opowiadała koleżankom wróżąc im z fusów
jak to nie wydali jej za tego co jej się we wsi podobał
tylko za kuzyna inżyniera
przedtem pracowała w belgradzie u bogatych krewnych
niejedno robili i gadali w jej obecności
była dla nich jak powietrze
ciotka mawiała
jeśli dziewczyna miała więcej mężczyzn niż jednego
to już dom publiczny
przed śmiercią gdy mnie zobaczyła
miała oczy łagodne i jasne
cieszyła się że przyszłam
i tam ją pożegnałam i ucałowałam kochaną ciotkę
a nie całowałam jej często wciąż gdzieś się śpieszyłam
przedszkole okropne powiedzieli
że muszę chodzić bo wszyscy muszą się uczyć i pracować
i nikogo nie będzie w domu
przedszkole było tuż obok a ja
raz podeszłam do płotu gdy nas wyprowadzili na dwór
i zobaczyłam
wszyscy byli w domu mama tłukła garnkami a siostra
wyglądała przez okno ojciec palił papierosa przy oknie
brat przyszedł wspiął się po schodach
zakradł żeby być w domu tylko ja nie mogłam
a potem wychowawczyni ukarała mnie za włażenie na płot
zresztą tam jak ktoś coś przeskrobał to wszyscy dostawali
jedno po drugim w dupę i każdego dnia płakałam
mama powiedziała córciu musisz wiedzieć jedno nie wszyscy
będą cię kochać to była wielka chwila
nie tylko dlatego że nie wszyscy mnie kochają
ale że nikt mnie nie kocha wtedy to zrozumiałam
kiedy na nich patrzyłam gdy wszyscy byli w domu
a ja tuż obok
mała i sama
do wsi jeździliśmy w każdy piątek
we trójkę wiercąc się bo chciało nam się sikać
a o postojach nie było mowy
oni z przodu częstowali się kawą z termosu
i bez przerwy palili papierosy
i tata wciąż puszczał kierownicę bo głośno perorował musiał
obiema rękami i nogami sobie przy tym pomagać
nikt go nigdy nie słucha nie mają litości
kiedyś kierownica została mu w rękach
to było nad kanionem
co nie przeszkodziło mu zatrzymać się po jakimś czasie
zmusił wszystkich by wysiedli z auta
i stanęli nad przepaścią
i podziwiali cudowny wąski most
skoczył nad tą modrą wodą
i kiedy już potem wracaliśmy ze wsi
to ze skrzynkami na kolanach
nie ma co kupować na targu żeby nasze niszczało
świeże niepryskane
a na wsi to babcia umarła zanim się urodziłam
mówią że jestem do niej podobna ona dość brzydka była
nawet nie brzydka ale jednak nieładna jakoś tak niby gorzej
i wtedy dziadek od taty sprowadził nieródkę którą
z dwóch domów wyrzucili a ja musiałam ją
nazywać babką i stale trzymała jedzenie zamknięte na kłódkę
a moja mama rozbijała ją siekierą żebym zjadła trochę sera
tata bardzo mało jadł tego co na wsi było uprawiane
ponoć dlatego że kiedyś natknął się
na wielkiego szczura w beczce kapusty
a dziadek miał wysoki cukier którego nie leczył
i gniła mu noga i nie spał w domu tylko
przed domem pod strzechą
piękny mężczyzna z gnijącą nogą bardzo mądry
ale tego nie pamiętam byłam jeszcze mała
pamiętam smród i jego smutne niebieskie oczy których
nikt nie odziedziczył
w tej wsi była jedna straszna studnia przed domem
i druga jeszcze straszniejsza za podwórkiem przykryta tylko
spróchniałymi deskami
i trzeba było uważać by nie wpaść
przede wszystkim by nie wpadły owce
i trzeba było też ich pilnować by nie poszły w koniczynę
bo wtedy by spuchły i zdechły
ale gdy już miniesz studnię i poczujesz zapach owiec
zbierzesz śliwki i kolby kukurydzy
dasz pomyje świniom potem sama coś zjesz
i ucałujesz tę co ją musisz
nazywać babką a ona za każdym razem ucałuje cię w usta
idziesz na łąkę
a tam na łące pięknej nie ma ludzi owiec ani krów
każdy kwiat ma swoje imię
nad kwiatem ciemne dzikie wielkie drzewa
a dalej uskoki głębokie
topole a kiedy położysz się pod nimi niebo ci
nadgryzie serce pięknem
i wtedy cichcem idziesz do obory żeby przytulić
jagnięta koźlęta
cieląt nie możesz dotykać bo krowa jest groźna
małe zwierzęta
małe serca które biją
ciepłe w dłoniach chęć by je ściskać dusić całować
ich zęby
dzioby i języki
ciepłe szorstkie ostre
małe zwierzęta co się wyrywają ale któreś w końcu się poddaje
i je właśnie puszczasz wolno
a dalej dalej za łąką gdy miniesz już brzoskwinie i jabłonie
z białymi kwiatami
kiedyś chodziliśmy tam oglądać jak kwitną
dziadek powiedział pęka lód by przebiły się kwiaty
chodźmy zobaczyć
dalej tylko posępne drzewa dęby i orzechy
tam był zamek
w zamku ja tak cudownie piękna
czekam na niego by przyszedł
ma oczy niebieskie dumne
włosy czarne
jasną cerę jedzie na koniu
błyska białymi wilczymi
zębami nie on jest złotowłosy
rumiany duże usta pędzi
przez łąkę śmieje się
on jest brunetem zuchwałym szczupłym
włosy długie powiewają
nie to jezus
na którego patrzę spragnionymi oczami
daleko mi jeszcze do kobiety
a tylko o tym myślę
za dębami i orzechami kukurydza się zaczyna
nie ma końca wyższa ode mnie
kolby mają włosy w koronie
złote i bujne
to jest twierdza i miasto
księżniczki silne i samotne
delikatne bezwstydne greckie boginie amazonki
nimfy czarownice będę jak one gdy już będę ładna
gdy wylezie ze mnie ta babcia
wtedy raptem słychać ktoś się skrada
liście szeleszczą
to czarny pies
on jest straszny uciekaj skryj się
zerwał łańcuch
rano trzeba wstać wyjść spod pierzyny
potem długo słyszę dźwięk łańcucha co się wlecze
po ledwo wyschłym błocie zahacza o korzenie
moi wspaniali rodzice mają bardzo zręczne ręce
z ich rąk pochodzą jedzenie czyste ubrania
oni krzyczą jeżdżą dzielą skóry i przygotowują rakiję
słyszę ogłuszający łomot serca tupot koni mroczną krew
ja cudna w kukurydzy z gęstwą złotych włosów
tylko żebym była sama i nie musiała na nich patrzeć
na tę rodzinę ten przeżuwający wrzeszczący miot
żeby mnie nie obrażali
pewnego dnia powiedziałam siostrze mamy
że starsze dzieci palą
wykorzystała mnie dawała pączki
i tak przy okazji pytała
czy palą
ten dom nigdy nie został ukończony
miał deski położone płasko
a na nich namiot
tej nocy bracia i siostry wyrzucili mnie z namiotu
poszłam do lasu
to był wielki las
całe dziesięć metrów
a w nim węże i szczury
opony samochodów i rolki papieru do dupy łupiny arbuza
gdzie są twierdze pałace gdzie jest mój
królewicz co mnie uratuje tu jest
wielu krewnych bracia siostry żylaści wujkowie
bełkoczące wujenki
oni jedzą szybciej i mówią szybciej
i wywracają oczami palą papierosy
mają menstruacje biją się piją
palą ogniska
płaczą za swoimi rodzicami
płaczą z powodu którego nie powinnam znać
ale ja pływam najlepiej ze wszystkich
ja jestem w morzu
ja jestem w morzu piękna
spójrzcie ona jest w morzu
wysoka i ognistowłosa
ma zielone oczy i długie palce u rąk
ci na skałach to nie dupiaste kuzynki i krewni co
kroją arbuzy
oni nie istnieją
ja przyszłam tu sama
sama przyszłam na świat
sama przyszłam by wszystkich zadziwić
ja jestem ze statku nie ja jestem z tego domu
tego domu na skale z tego białego domu
tego białego domu z niebieskimi oknami
do niego prowadzą schody
prosto od morza
jest grota pod domem
a ja mam kapelusz i ciężki warkocz aż za kolana
sandały i perełki wokół kostek
strzelam z karabinu i sokół zlatuje mi na rękę
orły nadciągają jedzą mi z ust a wilki
śledzą mnie i strzegą
w morzu jestem matką
nie chcę wyjść i zjeść arbuza
nie chcę patrzeć na tę masę mięsa z której wyszłam
nie jestem z was przyszłam sama
wy nie istniejecie
gorące brzydkie miasto w spalonej słońcem dolinie
w mieście pigw i liści laurowych
dom i taras bez balustrady
one moje siostry
dupiaste wszystkie z wąskimi taliami
mocnymi włosami i wyrazistymi brwiami
owłosionymi rękami
tylko się wylegują palą po kryjomu na tarasie bez balustrady
przez jeden dzień wciąż jedzą i jedzą
i dwa dni głodują
długo siedzą w łazience
w pokoju wyciągają się na materacach
stają się pewne siebie i opryskliwe
perfumują się kąpią śmieją
golą włosy golarką
kiedy dotkniesz ich ramienia czujesz że jest
szorstkie włosy coraz szybciej odrastają
pachną czymś ostrym i słodkim
i wciąż im się nudzi
dziadek jest straszny on mamrocze
dotyka piersi i szparki
dziadek to diabeł gnom którego odpychasz
od siebie gdy zdybie cię za domem
a noce są cudowne
w domu pełnym ludzi którzy krzyczą
nazywają się moją rodziną
kiedyś gdy brakuje miejsca do spania
śpię u ciotecznej babci
nigdy nie zdjęła żałoby
po synu synowej i wnuku
których skosił na autostradzie zaspany turek
kiedy matka odwróciła się by synkom podać
kanapki i sok
chłopiec który ocalał
to nie jest dobry chłopiec ale wszystko mu wolno
cioteczna babcia mówi musisz wziąć kąpiel
żeby się nie pochorować
stawia balię na środku pokoju z którego
rzadko się korzysta ja się rozbieram
przy pełnym świetle wtedy ona woła
wnuka by zobaczył moją szparkę on się śmieje
ja jestem z gór
tam dosiadałam dzikich koni
a kwiaty bardziej upojne są niż ja
ludzie przychodzą mnie zobaczyć mam czarne włosy
wyraziste brwi i białą cerę
widzicie mnie nieszczęśni jestem czarownicą
z włosami za kolana które gdy je związać
są jak bicz jak pręt
mnie każde zwierzę zna ja jestem
wojowniczką górską poskromicielką
wilków niedźwiedzi węży
te dupiaste leniwe dziewczyny moje siostry
mówią o tym stale
czy ktoś wszedł w nie już do końca
czy to w sumie nie jest nudne
zimna woda ostro rwie po kamieniach
ja po nich chodzę a powiedzieli bym chroniła brzuch
jestem kobietą po kamieniach chodzę
i kąpię się w niej
on przychodzi
jest cichy jakby niemy
ma szorstką brodę jasne oczy kapelusz
i nóż za pasem
w bystrej wodzie stoi mój kuzyn
a tamten drugi na drzewie
obaj mają noże
mają noże w gaciach
ja nie mam mocnych włosów
jestem gołowłosa gładka
mam wątłe kosmyki i brwi
dobra ze mnie dziewczynka
pełna jak jajko sadzone
pełna jak arbuz
pusta jak obłoki
jak uszkodzony zlew
śliska jak kijanka
nie ma już twierdz zamków
otchłani przepastnej wody
wszystko jest w nogach w rękach
dupie głowie ciele
zniknął ten cały cudowny świat
jest tylko jedno ciało a w nim ja
i chcę mieć dżinsy w kwiaty
jakie noszą starsze dziewczynki
Milena Marković - Dzieci
Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.
Milena Marković Dzieci
Tytuł oryginału: Deca
Przekład: Dorota Jovanka Ćirlić
Redakcja przekładu: Aleksandra Wojtaszek
Redakcja: Dawid Skrabek
Korekta: Ewa Dąbrowska
Projekt okładki: Magdalena Kubiak
Projekt graficzny i skład: Joanna Jopkiewicz | Grupa Projektor
Copyright © by Milena Marković, 2025
Copyright © by Dorota Jovanka Ćirlić, 2025
Copyright © by Wrocławski Dom Literatury | Wydawnictwo Warstwy, 2025
Wydawnictwo Warstwy
Przejście Garncarskie 2, 50-107 Wrocław
www.wydawnictwowarstwy.pl
Dyrektor Wrocławskiego Domu Literatury: Irek Grin
Redaktor naczelny Wydawnictwa Warstwy: Dawid Skrabek
Wydanie I
ISBN 978-83-67186-35-3
Wrocław 2025
Ten e-book jest zgodny z wymogami Europejskiego Aktu o Dostępności (EAA)