Dzieci Gildii. Trylogia Gildia zabójców tom 2 - Małgorzata Stefanik - ebook

Dzieci Gildii. Trylogia Gildia zabójców tom 2 ebook

Małgorzata Stefanik

4,6

Opis

DRUGI TOM NIEPRZEWIDYWALNEJ, WCIĄGAJĄCEJ TRYLOGII NEW ADULT O PŁATNYCH ZABÓJCACH.

 

Droga do elitarnego grona zabójców nie jest usłana różami. Po ukończeniu szkolenia i pierwszego testu pozostali przy życiu rekruci muszą zmierzyć się z ostatecznym egzaminem, a przejdą go tylko ci, którym uda się wyprzedzić konkurentów i wyeliminować cel.

Podczas gdy wszyscy członkowie Gildii są zajęci oglądaniem transmisji z krwawej rozgrywki, Alyssa nieoczekiwane dostaje zlecenie z Amerykańskiej Gildii Zabójców. Eliminacja pracowników firmy farmaceutycznej odpowiedzialnych za wypuszczenie wadliwego leku na rynek daje jej możliwość chwilowego zapomnienia o problemach oraz spotkania z dziedzicami dwóch Gildii – młodą amerykańską zabójczynią Olimpią oraz wygnanym z Azji Ryu.

Jednak czy to wystarczy, by całkowicie oderwać się od rzeczywistości, w której zdradziły ją najbliższe osoby?

 

Podczas lektury „Dzieci Gildii” wraz z główną bohaterką zadomowisz się w świecie zabójczych organizacji, niebezpiecznych ludzi oraz traumatycznej przeszłości. Już po pierwszym rozdziale przekonasz się, że jak najszybsze skończenie książki w celu poznania wszystkich odpowiedzi będzie Twoim priorytetowym zleceniem.

 

Marlena Kowalska, m_z_ksiazka

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 417

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (31 ocen)
21
8
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Eosia
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

Czytało mi się ją lepiej niż tom pierwszy.
00
Aelin_9

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Malissi

Dobrze spędzony czas

Jakie książki są dla Was szczególnie wyjątkowe? ___ Rekruci, którym udało się ukończyć szkolenie muszą przejść ostateczny test, aby stać się pełnoprawnymi członkami Gildii Zabójców. Jednym z nich jest Oliwier, uczeń dziedziczki Alyssy, która zrobi wszystko, aby ten ukończył wyznaczone mu zadanie. W międzyczasie dziewczyna otrzymuje nowe zlecenie z Amerykańskiej Gildii Zabójców. Jednak mając na głowie Oliwiera oraz nowe zadanie związane z firmą farmaceutyczną, która wypuściła szkodliwy lek, Alyssa wciąż nie może zapomnieć o bolesnej zdradzie. Zadałam powyższe pytanie, ponieważ "Dzieci Gildii" to książka, która jest dla mnie bardzo wyjątkowa. Jednym z powodów jest fakt, że miałam przyjemność napisania polecajki, którą znajdziecie na tylnej okładce książki. Jest to dla mnie naprawdę wielkie wyróżnienie tym bardziej, że książka jest naprawdę świetna. Już pierwszy tom, który był debiutem autorki zrobił na mnie ogromne wrażenie, a kontynuacja okazała się jeszcze lepsza! Czytelnik sięgając ...
00
iCate0

Nie oderwiesz się od lektury

Jestem zachwycona, ale Boże, mam teraz tyle pytań i potrzebuje kolejnego tomu na już 🔥😍
00

Popularność




I

Po oddaniu strzału życie dziewczynki się zmieniło. Zdała test, azarazem przeszła inicjację. Czerwień ją pochłonęła, aona przyjęła ją zotwartymi ramionami.

Pojawiła się, gdy gęsta szkarłatna ciecz wylała się zciał jej rodziców iwsiąkła wpościel. Była znią, gdy umierały jej dzieciństwo, poczucie bezpieczeństwa idawne imię.

Lepka czerwień zakorzeniła się wprotegowanej króla, wypełniając puste miejsca. Dodawała jej sił, by mogła wstać zmaty, gdy ze złamanego nosa tryskała krew. Wypychała na powierzchnię, gdy dziewczynka na granicy omdlenia rozwiązywała więzy na nogach, uwalniając się od betonowego bloku ciągnącego ją na dno. Ito ona pomagała jej zachować spokój, gdy wpotarganej różowej sukience czekała na placu zabaw na swój pierwszy cel.

Dziewczynka niczego nie czuła, gdy mężczyzna, który zaproponował jej podwózkę do domu, gładził ją po kolanie, ani gdy zatopiła ukryte ostrze wjego klatce piersiowej, akrew zalała wnętrze samochodu zaparkowanego wciemnej bocznej uliczce.

Jej oczy błysnęły radośnie dopiero wtedy, gdy po godzinie siedzenia obok martwego pedofila zjawił się Darius ipogłaskał ją po głowie. Ale nawet wtedy czerwień nie znikała.

*

Oliwier podążał korytarzami rezydencji Europejskiej Gildii Zabójców wolnym krokiem, próbując odwlec moment spotkania z królem. Chłód Dariusa go przerażał. Choć Oliwier był ledwie nastolatkiem, spotkał już wiele kanalii, które z dziką przyjemnością znęcały się nad słabszymi i wykorzystywały swoją przewagę fizyczną. Żadna z nich nie umywała się jednak do mężczyzny kierującego Gildią, mimo że chłopak nigdy nie widział, by Darius podniósł na kogoś rękę. Nie musiał. Król Gildii nie był wybuchowy ani nie wykorzystywał władzy do wyrównywania osobistych porachunków. Mrok mężczyzny, który tak przerażał Oliwiera, wynikał z czegoś zupełnie innego.

Chłopak zapukał do drzwi gabinetu, wciąż zaniepokojony nagłym wezwaniem. Od wyjazdu Alyssy starał się schodzić z drogi pozostałym zabójcom i nie nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego. Nie ułatwiał tego fakt, że był uczniem dziedziczki Gildii i jednocześnie osoby, która w ciągu ostatniego roku wkurzyła wszystkich jej członków zabiciem trójki z nich. Niewiele zmieniał fakt, że przyszło jej za to zapłacić krwią i półrocznym uwięzieniem pod ziemią, które niemal pozbawiło ją zdrowych zmysłów.

– Wejdź – usłyszał zmęczony głos króla dobiegający zza drzwi.

Otworzył je z ciężkim sercem i wkroczył do gabinetu.

Kasztanowe włosy, zazwyczaj ściśnięte w kucyk, zwisały bezwładnie wokół twarzy Dariusa, nadając jego ostrym rysom jeszcze dzikszego wyrazu. Przypominał bardziej wodza barbarzyńców z minionych czasów niż przywódcę zabójczej organizacji, korzystającego z dobrodziejstw technologicznych, dlatego Oliwiera tym mocniej zaskoczył przytulny wygląd gabinetu. Odkąd chłopak trafił do Gildii, nie miał potrzeby odwiedzać króla ani spędzać zbyt wiele czasu w jego towarzystwie, więc pierwszy raz mógł się przyjrzeć wnętrzom skąpanym w mahoniowym brązie – od skórzanej sofy pod ścianą po trzy fotele ustawione wokół mosiężnego biurka w tym samym kolorze. Oliwier spodziewał się raczej wszechobecnej czerni, na której tle wybijałaby się biel czaszek wrogów lub… irytujących króla nastolatków.

– Za tydzień urządzamy ostateczny test rekrutów.

Chłopak poczuł nieprzyjemny skurcz żołądka. Świadomość, że ten moment w końcu nadejdzie, wcale nie łagodziła objawów.

– Ostateczny test rekrutów? – powtórzył tępo, głośno przełykając ślinę.

Nie wiedział nawet, że był jakikolwiek wcześniejszy, a tym bardziej że go zdał. Kilka tygodni wcześniej, po powrocie z misji w Korei Południowej, dostrzegł nieobecność paru osób, które wraz z nim trafiły do Gildii, lecz jego uwagę szybko pochłonęło zamieszanie związane z oskarżeniem Walerii o próbę zabicia Alyssy i porwanie jego oraz Jaydena. Ponadto prawie nie znał pozostałych rekrutów. Od momentu, gdy Alyssa go kupiła, spędzał czas głównie z nią. Trenowali, jedli i wkrótce również zamieszkali razem poza rezydencją zabójców. Jedynie podczas jej nieobecności był zmuszony powrócić do kwater rekrutów, lecz i tak nocami często wymykał się do jej pokoju, bo nie mógł znieść wygniecionego materaca i poczucia wyobcowania.

– Porażka ucznia Alyssy jest ostatnim, czego aktualnie potrzebuję, więc postaraj się nie umrzeć. – Chłodny głos Dariusa wyrwał go z rozmyślań. – Nie przynieś mi wstydu.

Podobne słowa słyszał wielokrotnie od zabójczyni, lecz w jej przypadku kryła się za nimi troska, a nie wyrachowana strategia. Przeszedł go dreszcz, gdy spojrzał w stalowe oczy mężczyzny. W takich chwilach nie potrafił zrozumieć, jak jedyna osoba, która o niego dba, mogła się wychowywać pod opieką takiego człowieka. Nie mógł jednak zaprzeczyć, że podobieństwo między królem i Alyssą opiera się na czymś więcej niż na wyglądzie, który wielu zwodził, sugerując, że łączą ich więzy krwi. Zabójczyni miała w sobie więcej z Dariusa, niż chłopak by sobie życzył.

– Alyssa wie? – zapytał bezradnie.

Oblicze króla pozostawało niewzruszone, a jednak Oliwier mógłby przysiąc, że mężczyzna spoglądał na niego z pogardą. Od samego początku Darius traktował go jak kolejną fanaberię swojej wychowanki. Nieśmieszny żart. Oliwier miał wrażenie, że każde jego słowo tylko utwierdzało króla, że ma co do niego rację. Choć tak naprawdę to nawet nie słowa, lecz jego postawa była głównym problemem.

– Od zeszłego tygodnia. – Darius sięgnął po kryształową karafkę wypełnioną whiskey, po czym ze spokojem napełnił szklankę.

Druga stała tuż obok, ku niezadowoleniu chłopaka, wciąż pusta. Może alkohol pozwoliłby mu zmyć gorycz, którą poczuł.

– Ostatnio jest wyjątkowo pracowita – dodał po chwili król, z zamyśleniem wpatrując się w zawartość szklanki. – Od dziecka tkwiła w niej nieposkromiona żądza krwi. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Rwała się do zleceń jak szalona, ale teraz jest inaczej – powiedział bardziej do siebie niż do chłopaka stojącego sztywno na wprost niego. – Przestała być taka wybredna przy wyborze misji.

Opróżnił szklankę, po czym napełnił ją na nowo.

Oliwierowi nie przychodziła do głowy żadna rozsądna odpowiedź, więc milczał.

– Z pewnością w Korei musiało wydarzyć się coś, o czym mi nie powiedzieliście.

Chłopak skurczył się pod jego przeszywającym spojrzeniem.

Po powrocie Alyssa zeznała przed Gildią, że tuż po wykonaniu zlecenia zaatakowała ją Waleria. Tylko dzięki interwencji Kitsune udało jej się ujść z życiem, lecz następnego dnia okazało się, że plan Walerii był bardziej skomplikowany i zamiast zwyczajnie zamordować dziewczynę, chciała wcześniej zabawić się jej kosztem, porywając jej rekruta i chłopaka. Prawda była jednak inna. Waleria rzeczywiście była bliska zabicia młodszej zabójczyni, ale za porwaniem stał ktoś inny. Ktoś, kogo mimo zdrady Alyssa wciąż chroniła. Jej brat. Świadomość kary, która czekała osobę chcącą skrzywdzić posiadacza Pieczęci Gildii, powstrzymała ją przed jego wydaniem. Zamiast tego oskarżyła Walerię, a dzięki zmanipulowanym przez Braine dowodom łatwo było przypisać jej winę. Zresztą sama obecność rudowłosej zabójczyni w pobliżu Alyssy ją pogrążyła. Nawet Marcus był gotowy skazać Walerię na śmierć, gdy pojawiła się sugestia, że musiała mieć pomocnika, bo sama nie byłaby w stanie ustalić, w jakim kraju młodsza zabójczyni wykonywała misję, a tym bardziej kiedy ją zakończyła.

Choć temat Walerii wydawał się zamknięty od momentu wykonania wyroku, Oliwier bał się, że Darius w końcu przyłapie ich na kłamstwie. Jeśli nie teraz, to gdy wypuszczą Walerię z dawnej celi Alyssy.

– Powiedzieliśmy wszystko podczas procesu.

– Lojalność to dobra cecha, ale zapominasz, kto jest twoim królem. Nie każ mi powtarzać pytania.

W jego tonie wyraźnie pobrzmiewała niewypowiedziana groźba.

– Nie jestem pewien… – zawahał się Oliwier, próbując naprędce wymyślić odpowiedź, która zadowoli Dariusa, aż przypomniał sobie, że zabójczyni nieustannie wpajała mu, że najlepsze kłamstwa są zakorzenione w prawdzie. – Wydaje mi się, że może chodzić o Kitsune. Pokłócili się, ale nie wiem dlaczego.

Starał się przywołać na twarzy wyraz zakłopotania połączony z poczuciem winy. Z ulgą zauważył, że król z zamyśleniem pokiwał głową. W gabinecie zapadła cisza. Oliwier nie był pewien, czy przedłużające się milczenie oznacza koniec rozmowy. Był bardziej niż chętny, by czym prędzej zejść Dariusowi z oczu.

– Ten chłopak, któremu dała Pieczęć, to było coś poważnego? – zapytał znienacka król, całkiem zaskakując Oliwiera.

Chłopak nie mógł uwierzyć, że król właśnie zapytał go o życie miłosne zabójczyni. W odpowiedzi tylko wzruszył ramionami. Jego samego ciekawiło, dlaczego dziewczyna pozwoliła Jaydenowi zbliżyć się do siebie. Trudno było mu wyobrazić sobie kogoś mniej dla niej odpowiedniego.

– Możesz odejść – rzucił Darius, ponownie przenosząc całą uwagę na szklankę whiskey.

Oliwierowi nie trzeba było tego powtarzać. Opuścił pomieszczenie, ledwo powstrzymując się od biegu. Szybkim krokiem przemierzył korytarze pałacu, aż dotarł do sypialni Alyssy. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał jej numer. Momentalnie został przekierowany na pocztę głosową.

*

Szkolenie rekrutów dobiegło końca i tylko dwa dni dzieliły ich od ostatecznego sprawdzianu. Zamiast kontynuować trening na własną rękę lub cieszyć się być może ostatnimi chwilami życia, jak robili to inni, Oliwier snuł się po mieszkaniu, które bez Alyssy było dziwnie puste.

Zabójczyni już od dawna się z nim nie kontaktowała. Była jego mentorką, więc powinna przygotować go do egzaminu, tymczasem nie wiedział nawet, w jakim kraju aktualnie przebywa. Od powrotu z Seulu brała zlecenie za zleceniem i nawet gdy była w domu, jedynie plątała się z kąta w kąt z nieobecnym wyrazem twarzy.

Dźwięk domofonu był tak nieoczekiwany, że Oliwier w pierwszej chwili sądził, że pochodzi z włączonego telewizora. Dopiero po kolejnym sygnale chłopak poderwał się z sofy i włączył podgląd z zewnętrznej kamery. Na ekranie dostrzegł człowieka, którego nie spodziewał się nigdy więcej zobaczyć. Po chwili usłyszał również jego głos:

– Wiem, że tam jesteś. Otwórz.

Ręka Oliwiera poszybowała w stronę przycisku, by równie nagle zawisnąć w bezruchu. To nie jego nieproszony gość chciał zobaczyć, lecz osobę, której od dawna tu nie było.

– Alysso, proszę… Musimy porozmawiać. – Głos rozbrzmiał ponownie, a zmarszczone brwi i zaciekły wyraz twarzy Jaydena wyraźnie sugerowały, że nie zamierza zrezygnować.

Oliwier opuścił dłoń, włożył ją do kieszeni bluzy i dalej wpatrywał się w ekran, zastanawiając się, jak powinien zareagować. Skoro Jayden przyleciał aż do Krakowa, by spotkać się z Alyssą, to gdyby dostał się do środka, mógłby nie chcieć wyjść z apartamentu do czasu, aż dziewczyna się pojawi. Oliwier nie chciał zostać zasypany pytaniami, na które nie mógł lub nie potrafił odpowiedzieć. Po lekkim wahaniu wyłączył dźwięk domofonu i wrócił przed telewizor.

*

Jayden przestał liczyć kolejne naciśnięcia przycisku domofonu, gdy palce skostniały mu z zimna. Od czasu do czasu mieszkańcy kamienicy mijali go, rzucając podejrzliwe spojrzenia. Nieliczni próbowali się dowiedzieć, dlaczego od kilku godzin stoi pod bramą, lecz mimo szczerych chęci przez barierę językową nie potrafił im tego wyjaśnić. Podejrzewał, że już dawno ktoś by go przepędził, gdyby apartament dziewczyny nie znajdował się w ścisłym centrum miasta, które nawet nocami tętniło życiem wypełnionym radosnymi krzykami pijanych imprezowiczów.

– Będę tu stał, dopóki mnie nie wpuścisz – powiedział do głuchego domofonu, podejmując kolejną bezskuteczną próbę.

Mimo ciepłej kurtki i naciągniętej na głowę czapki trząsł się z zimna. Po tym, jak jego buty poległy w starciu ze śnieżnymi zaspami, obiecał sobie, że jutro z samego rana kupi nieprzemakalne.

– Kiedy do ciebie dotrze, że jej tam nie ma? – usłyszał za sobą zirytowany głos przyjaciela.

Gdy się odwrócił, Moon stał tuż za nim, kręcąc głową, tym samym wywołując u Jaydena grymas. Miał dość jego nastawienia. Nie był pewien, w którym momencie zrozumiał, że Moon znów coś przed nim ukrywa – czy zaczęło się to po zniknięciu dziewczyny, czy znacznie wcześniej? Jak na kogoś, kto przez pół roku zdawał się pozostawać z Alyssą w bardzo bliskich, wręcz przyjacielskich stosunkach, jakoś dziwnie nie przejmował się, co się z nią działo, odkąd wyjechała bez pożegnania, ani dlaczego od tamtej pory się z nimi nie skontaktowała. Jayden uważał, że musiało się stać coś złego, w przeciwnym razie by go nie zostawiła. Nie w takich okolicznościach, tuż po porwaniu przez szalonego fana.

Po zastanowieniu doszedł do wniosku, że Moon od samego początku wiedział więcej, niż mówił.

– Mieszka tu, więc w końcu będzie musiała się pojawić – odparł, szczękając zębami z zimna, po czym ponownie zaatakował przycisk.

Moon otworzył usta i równie szybko je zamknął. Nudziło go bezowocne powtarzanie Jaydenowi, by dał sobie z nią spokój.

– Uparłeś się, żeby tu przylecieć, więc jesteśmy. Co więcej chcesz zrobić? Nie możesz odmrażać tu tyłka przez całą noc. Wracajmy – nalegał, a gdy nie doczekał się żadnej reakcji, postanowił zmienić taktykę: – Cały nasz harmonogram się posypie, jeśli zachorujesz. Przestań być taki samolubny.

Jaydena niewiele obchodziły harmonogram i marudzenie Moona. Czuł jedynie złość i ostatkiem sił panował nad tym, by nie rozładować jej na przyjacielu, który w ostatnich tygodniach też nie miał lekko. Nie dość, że cały zespół musiał stawić czoła aferze związanej z porwaniem, składaniem zeznań na policji, która i tak nadal nie znalazła sprawcy, to w dodatku Moon zmagał się z żałobą po nagłej śmierci wuja. Nie sposób było nie dostrzec, jak bardzo go to zmieniło.

W rzeczywistości Jayden był zły głównie na siebie. To on nie potrafił jej znaleźć. Nie zainteresował się własną dziewczyną na tyle, by poznać jej życie i przyjaciół, od których mógłby się teraz dowiedzieć, gdzie jest i co się z nią dzieje. Wierzył, że miał na to czas.

Z westchnieniem rezygnacji ruszył z przyjacielem w kierunku hotelu, a w krok za nimi podążyło dwóch niewiele od nich starszych mężczyzn, którzy od czasu ucieczki z rąk porywacza stali się jego cieniami. Powinien czuć się przy nich bezpieczniej, ale zamiast tego stali się dla niego cichym przypomnieniem przerażających chwil. Mógłby ich zignorować, gdyby nie sposób, w jaki nieustannie mu się przyglądali – jakby był egzotycznym zwierzątkiem, którego zachowanie mieli udokumentować dla potomnych. Czasami słyszał, jak szepczą między sobą niezrozumiałe rzeczy, jak choćby po dotarciu pod apartament Alyssy, gdy jeden z nich wymamrotał coś o siedzibie księżniczki.

II

Czerwień przybierała różne formy. Czasami była przyjacielem wypełniającym umysł dziewczynki, innym razem walutą, którą płaciła za swoje błędy. Jak wtedy, gdy spóźniła się zunikiem imasywna pięść zmiażdżyła jej nos lub gdy okazała się zbyt słaba iprzegrała walkę, aczerwień wylewała się zjej poranionego ciała. Wolała, gdy czerwień ją otępiała, niż sprawiała wyrywający zodrętwienia ból.

–Stawiam dychę, że się rozbeczy – zarechotał Markus tuż po złamaniu jej żeber.

Dziewczynka nie chciała dać mu satysfakcji, ale nie potrafiła zapanować nad łzami, które zalały jej oczy. Wewnętrzny krzyk ztrudem zagłuszał natrętne pytania: „Czy to jest tego warte? Czy dzięki temu stanę się dość silna, by go znaleźć? Czy on naprawdę gdzieś tam jest ina mnie czeka?”.

–Znowu przegrałaś. – Przepełnione zadowoleniem słowa króla przebiły się przez ścianę bólu.

Znów był nią rozczarowany. Dziewczynka zagryzła policzek, starając się opanować, lecz na niewiele się to zdało.

–Jestem dzieckiem! Jak mam wygrać zMarkusem? – wyrzuciła zsiebie na urywanym oddechu, ztrudem podnosząc się zziemi.

Głową ledwie sięgała do połowy wysokości barczystego mężczyzny, który regularnie traktował ją jak worek treningowy. Niezależnie od tego, jak bardzo się starała, nie mogła go pokonać.

–Wiek nie jest wymówką do bycia słabym. – Po tych słowach król wyszedł.

Dziewczynka znów została sam na sam zjedynym kompanem, który nigdy jej nie opuszczał.

*

Król wpatrywał się w ekran, po raz kolejny przeglądając dane osób, które miały umrzeć w ciągu najbliższych dni. Każda z nich przebywała w granicach kraju i była łatwa do namierzenia. Drapiąc się po brodzie, rozważał zastąpienie ich bardziej wymagającymi celami, aż usłyszał ciche pukanie do drzwi. Choć za oknem było ciemno, zegar na ścianie wskazywał ósmą. Miał mniej niż dwanaście godzin, by ponownie wszystko przejrzeć i upewnić się, że test przyszłych zabójców przebiegnie prawidłowo.

– Wejdź – rzucił z wyczuwalną irytacją.

Wyłączył urządzenie i przeniósł wzrok na młodą dziewczynę stojącą w progu. Głębokie cienie pod oczami pierwsze przyciągnęły jego uwagę. Postanowił jednak je zignorować. Długie czarne włosy Alyssy zwisały bezładnie na znoszony, powyciągany sweter, który bardziej pasował do narkomanki na głodzie niż przyszłej władczyni Gildii Zabójców. Darius nie był pewien, w którym momencie dziewczyna tak zmarniała – po spędzeniu połowy roku pod ziemią czy dopiero w ostatnim czasie?

Gestem wskazał jej fotel naprzeciw siebie, lecz go zignorowała.

– Zlecenie wykonane – powiedziała głucho.

Skórzany plecak zawieszony na ramieniu i kurtka, którą trzymała w ręce, wystarczyły, aby się domyślił, że dopiero wróciła.

– Przyszłaś po następne?

Zabójczyni w milczeniu przyglądała mu się pustymi niebieskimi oczami, aż nabrał wątpliwości, czy dotarło do niej, o co zapytał.

– A może to egzamin Oliwiera w końcu sprowadził cię do domu? – spróbował ponownie.

– Tak się złożyło. – Prawie niezauważalnie wzruszyła ramionami. – Dowiedziałam się dopiero rano.

Przyglądał się jej z uwagą, próbując dostrzec oznaki kłamstwa. Wysłał wiadomość z informacją dwa tygodnie wcześniej, więc jak mogła nie wiedzieć? Dotąd wykazywała się przesadną zaborczością, gdy w grę wchodził jej rekrut.

– Nie wzięłam telefonu.

Przemilczała, że to Braine namierzyła ją i ściągnęła do Gildii. W przeciwnym razie wróciłaby spóźniona.

– Zapomniałaś telefonu? – zapytał z niedowierzaniem.

– Nie zapomniałam. Przeszkadzał mi. Ciągle dzwonił.

Upił spory łyk whiskey, a ognisty płyn przyjemnie rozgrzał go od środka. W tym czasie dziewczyna podeszła bliżej, by napełnić sobie szklankę. Wciąż stojąc, przyglądała się apatycznie złocistemu trunkowi.

– Liczę, że zostaniesz do rozstrzygnięcia testu, zwłaszcza że zbliżają się święta. Miło będzie spędzić je wspólnie.

– Zrobiłeś się sentymentalny. Nawet ta data… – Upiła łyk, krzywiąc się przy tym nieznacznie. – To nie przypadek, że jutro mija rok, odkąd wrzuciłeś mnie pod ziemię, prawda? – Kąciki ust króla uniosły się nieznacznie, lecz nim zdążył odpowiedzieć, dziewczyna ponownie przemówiła: – Zresztą nie mów. Przyszłam w innej sprawie. Biorę urlop. Pół roku wystarczy.

Lód w szklance Dariusa zagrzechotał, gdy ten rozparł się w fotelu, oceniając, czy zabójczyni żartowała. Odkąd wypuścił ją z lochu, robiła wszystko, by jak najszybciej wrócić do pracy. Niemal w ciemno przyjęła pięciomiesięczne zlecenie na drugim końcu świata, które wypełniała dodatkowymi fuchami, a zaraz po powrocie brała kolejne, jakby była uzależniona.

– Czyżby?

– Ostatnio nadrobiłam. W pół roku zarobiłam dla ciebie… – poprawiła się. – Zarobiłam dla Gildii tyle, ile normalnie zarabiam w rok. Zamierzam wykorzystać tę różnicę.

Śmiech króla rozbrzmiał w pomieszczeniu, choć twarz zabójczyni pozostawała niewzruszona.

– To ani żart, ani prośba. Jesteś mi to winien.

– Niby dlaczego miałbym być ci cokolwiek winien? Też na tym nieźle wyszłaś.

Oczy Alyssy pociemniały.

– Wysłałeś zabójców na mojego brata i kazałeś mnie ukarać za interwencję – przypomniała oschle.

Między nimi zapadła przeciągająca się cisza. Darius od dawna czekał, aż jego podopieczna zagra tą kartą. Był niemal rozczarowany, że zajęło jej to tak długo, a jednocześnie zaintrygował go powód, dla którego postanowiła zrobić to teraz.

– Zanim podejmę decyzję, muszę wiedzieć, co planujesz.

Alyssa zastanawiała się przez chwilę, nim powiedziała:

– Muszę wrócić do Azji.

Mrużąc oczy, pogładził ręką dwudniowy zarost. Wiedział, że podopieczna nie mówi mu wszystkiego, ale wystarczająco, by mógł snuć domysły.

– Zostań w domu do końca roku, a spróbuję to zorganizować.

Dziewczyna niemrawie skinęła głową i zniknęła za drzwiami, zostawiając uśmiechającego się przebiegle Dariusa samego. Jak na autopilocie przemierzała korytarze, aż znalazła się w swojej sypialni.

Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to chłopak siedzący pośrodku jej łóżka. Potargane jasne loki sterczały mu na wszystkie strony, gdy na jego twarzy malowała się cała gama emocji. Wyraźnie nie potrafił zdecydować, które powinien dopuścić do głosu.

– Cześć – powiedziała, gdyż nic lepszego nie przyszło jej do głowy. – Jadłeś już?

Cisnęła kurtkę i plecak na podłogę, ignorując jego zmarszczone brwi.

– Masz ochotę wyskoczyć gdzieś na kolację czy od razu będziemy się kłócić? – próbowała zażartować, lecz nie przyniosło to pożądanej reakcji.

Oliwier jeszcze mocniej ściągnął brwi.

– Jak dla mnie w ogóle nie musimy rozmawiać – powiedział naburmuszony, wyginając usta w podkówkę.

Nawet gdyby nie miała za sobą wyczerpującego dnia, podwójnego zabójstwa i kilkugodzinnego lotu samolotem do domu, nie wykrzesałaby sił na użeranie się z jego humorami. Ostatnimi czasy brakowało jej energii, by zrobić cokolwiek. Nawet podnoszenie się z łóżka stanowiło problem, gdy wiedziała, że cały dzień będą wypełniały nieustające ataki paniki i bolesna świadomość, że nie ma żadnej kontroli nad własnym życiem. Przy tym niekończące się nocne koszmary wydawały się wytchnieniem.

– Po prostu mi wygarnij.

Zielone oczy Oliwiera jeszcze mocniej wypełniły się gniewem.

– I niby co to zmieni? Nic cię ostatnio nie obchodzi! – warknął. – Prawie cię nie ma, a nawet gdy jesteś, zupełnie nie zwracasz na nic uwagi! A teraz się zjawiasz kilka godzin przed moim testem i co? Pytasz, czy coś jadłem? Poważnie?!

Chłopak krzyczał wściekle, wylewając z siebie wszystkie żale, a zabójczyni była w stanie jedynie zastanawiać się, kiedy tak wyrósł. Przegapiła ten moment. Gdy się poznali, przerastała go o głowę, a teraz dorównywał jej wzrostem. Mimo to nie potrafiła myśleć o nim inaczej niż o bezradnym chłopcu, którym od dawna nie był, tylko nie zdawał sobie z tego sprawy.

– Nawet nie zadzwoniłaś, chociaż zostawiłem masę wiadomości! – wykrzyczał z pretensją. – Bałem się, że coś ci się stało… ale ty zwyczajnie masz aż tak w dupie, że cię potrzebowałem.

Bez zastanowienia podeszła bliżej, by lekko pacnąć go ręką w potylicę.

– Przestań marudzić. Mam kody na nieśmiertelność i za mały tyłek, żebyś się tam zmieścił, głuptasie – powiedziała z wymuszonym uśmiechem.

Oliwier wymamrotał pod nosem coś, czego nie była w stanie zrozumieć, więc kazała mu powtórzyć.

– Powiedziałem, że sama jesteś głupia. Nawet nie powiedziałaś mi, że był jakiś wcześniejszy test.

Nie spodziewała się, że ten temat wypłynie. Chciała mu o wszystkim powiedzieć jeszcze w Korei, ale przez całe to zamieszanie z Walerią całkiem wyleciało jej z głowy. Wzięła głęboki oddech, po czym ze spokojem powiedziała o podsłuchu, który Braine musiała zamontować w ich tymczasowym domu, by śledzić przebieg testu. Nie potrafiła ukryć grymasu, gdy wspominała o dziedzicu Azjatyckiej Gildii Zabójców i roli, jaką odegrał, gdy przez miesiąc wszelkimi sposobami próbował sprowokować Oliwiera, by zdradził mu informacje przekazane wcześniej przez Alyssę.

– W ten sposób Darius zyskał pewność, że jesteś lojalny. Gdybyś mnie zdradził, nikt nie uwierzyłby, że zdołałbyś utrzymać istnienie Gildii w tajemnicy – powiedziała, starając się nie myśleć o tym, że wystarczyło jedno słowo za dużo, by Darius wydał na niego wyrok.

Chłopak patrzył na nią oszołomiony, próbując wydobyć z siebie słowa, lecz żadne nie nadchodziły. Nie potrafił się przyznać, że w rzeczywistości nie powinien był zdać, skoro w przypływie gniewu wykradł informacje o miejscu pobytu Ryu z telefonu zabójczyni i niemal przekazał adres Kitsune w zamian za to, że ponury zabójca na zawsze zniknie z jej życia. Nie rozumiał, jak mogli to przeoczyć. Kitsune nie miał powodu, żeby o tym nie donieść. Tym bardziej że nie wydawał się specjalnie zainteresowany propozycją.

– Ja… – zawahała się Alyssa, niepewna tego, co właściwie chciała powiedzieć. Ostatecznie zdecydowała się na szczerość. – Nie pozwoliłabym cię zabić. Wiesz o tym, prawda?

Zawstydzony skinął głową.

– Teraz też na to nie pozwolę – obiecała, pewna, że prędzej ją piekło pochłonie, niż pozwoli, by temu dzieciakowi stała się krzywda.

Był ostatnią osobą, która trzymała ją na powierzchni.

– Przestań się martwić. Nie zawiodę cię.

– Mam nadzieję, bo mam plan. – Przywołała na twarz podstępny uśmiech. – Podczas testu będziecie oceniani pod wieloma względami, jednak do Gildii wejdą wyłącznie ci, którzy udowodnią, że potrafią zabijać. Choć i to nie jest gwarancją.

Oliwier przytaknął ze zrozumieniem. Od samego początku wydawało mu się to oczywiste.

– Za to ja wymagam od ciebie tylko dwóch rzeczy. Po pierwsze nie daj się zabić. Po drugie nie zabijaj nikogo. Zrozumiałeś?

Tym razem, zamiast przytaknąć, spojrzał na nią w oszołomieniu, wierząc, że się przesłyszał.

– Mam nikogo nie zabijać?

Alyssa może nie była spragnioną krwi bestią, lecz do pacyfistek także nie należała, więc ten warunek nie miał dla niego sensu.

– Dokładnie – potwierdziła. – To pierwsze też weź sobie do serca.

– Niby jak mam się dostać do Gildii bez zabijania?! – Krzyki Oliwiera rozniosły się po pomieszczeniu.

Alyssa poczuła się niemal wdzięczna Dariusowi, że zamiast próbować odgonić jej koszmary, wolał wygłuszyć ściany sypialni, by nocne wrzaski przestały budzić pozostałych zabójców. Przynajmniej nie musiała się martwić, że ktoś ich teraz usłyszy.

– Nijak – wzruszyła ramionami. – Masz oblać ten test.

Na zmianę otwierał i zamykał usta, nim udało mu się wydobyć z siebie:

– Szkoliłaś mnie trzy lata, żebym oblał?

Gdy przed trzema laty go kupiła, zadziałała instynktownie. Bezmyślny kaprys sprawił, że przebiła ofertę madam Loli, która upatrzyła sobie chłopaka na nowego żigolaka. Dorastanie w Gildii Zabójców wydawało się Alyssie lepsze od pracy w domu uciech. Czas mijał, a ona dalej nie zadała sobie trudu, by pomyśleć o przyszłości Oliwiera. Decydowała jedynie, czego i w jaki sposób go uczyć lub jak i kiedy karać, ale to miało się niebawem zmienić.

– Szkoliłam cię, żebyś nie zginął – poprawiła go. – Jeśli zostaniesz jednym z nas, będziesz należeć do Dariusa i nie będę mogła ci dalej pomagać. – „Ani cię chronić”, dodała w myślach. – Darius lubi recykling, więc jeśli nie przejdziesz testu, trafisz do naszej firmy ochroniarskiej i będziesz miał choć namiastkę normalnego życia. Rozumiesz to, prawda?

Firma zajmująca się ochroną VIP-ów była przykrywką i zarazem najważniejszym legalnym źródłem dochodów Gildii. Dzięki zatrudnianiu rekrutów, którzy nie zdali ostatniego testu, mieli lojalnych i doskonale przeszkolonych pracowników, a ci z kolei mogli liczyć na więcej swobody niż zabójcy. Alyssa wierzyła, że nic lepszego nie mogłoby spotkać Oliwiera. Mógłby prowadzić normalne życie bez kłamstw, znaleźć dziewczynę, założyć rodzinę i robić wszystko to, co dla niej było poza zasięgiem.

– Nie chcę normalności! Lubię to, jak jest teraz. Chcę zostać z tobą.

– Oli… – westchnęła zmęczona. – To tak nie działa. Nawet jeśli wstąpisz do Gildii, będziemy się rzadko widywać, bo dostaniemy inne zlecenia.

– Ale możesz mnie zabierać do pomocy przy tych bardziej wymagających. Poza tym oboje będziemy tutaj. – Przygryzł wargę.

Wątpiła, by naprawdę wierzył, że mógłby być pomocny. Zamiast sprowadzić go na ziemię, próbowała go przekonać, że nieustanne zabijanie go zmieni. Czuła się jak hipokrytka, skoro sama tego nie doświadczyła, a jedynie przez lata przyglądała się, jak młodzi zabójcy stawali się coraz bardziej nieczuli, stopniowo tracąc część siebie. Może była popsuta już wcześniej?

– Po prostu przyznaj, że we mnie nie wierzysz! – wykrzyczał wściekle. – Ciągle wszyscy dają mi do zrozumienia, że się nie nadaję, ale to nieprawda. Nadaje się! Dam radę!

– Posłuchaj mnie, idioto. Nie chodzi o to, czy się nadajesz, czy nie. Chodzi o twoją przyszłość! – warknęła, powoli tracąc cierpliwość. – Spójrz na mnie. Jestem wrakiem. Moje życie to szambo, a gówno wciąż wypływa. Jayden prawie przeze mnie zginął, Kitsune mnie zdradził, a mój brat… – Głos jej się załamał. Potrząsnęła głową, jakby chciała odgonić od siebie myśl o nim. – Nie mam szans na odrobinę wytchnienia. Od miesięcy jestem na skraju załamania. Ciągle walczę, kłamię, udaję i zabijam, żeby przeżyć, choć coraz częściej chcę się poddać – wyrzuciła na jednym tchu, a jej głos zdradzał desperację. – Nie chcę dla ciebie takiego życia.

Zaniemówił, zakłopotany. Nie wiedział, co było bardziej wstrząsające: Alyssa przyznająca się na głos do słabości, czy to, że jest z nią aż tak źle. Był świadom, że w ostatnim czasie spotkały ją sytuacje, które ją przerastały, ale widział też, jak się z nich podnosiła i szła dalej. Były chwile, w których zastanawiał się, jak to możliwe, że potrafiła wszystko wyprzeć ze świadomości, a złe wspomnienia wracały jedynie w sennych koszmarach.

– Nie proś mnie o to – odparł słabo z wyraźnie łamiącym się oporem. Po chwili milczenia całkiem się poddał: – Niech ci będzie, ale nawet nie myśl, że mnie wykopiesz z mieszkania. Chcę mieć w umowie dożywotnie zakwaterowanie albo zgłoszę się do Dariusa na poprawkę.

Na ustach Alyssy pojawił się lekki uśmiech. Pierwszy niewymuszony od wielu tygodni.

*

Smukłe palce blondynki sunęły po klawiaturze nieprzerwanym rytmem, wklepując kolejne linie kodu, gdy zabójczyni weszła do jej mieszkania. Hakerka zerknęła na zegarek. Wskazywał trzecią w nocy. Nie miała pojęcia, że jest już tak późno.

– Uprzedzając twoje pytanie: Nie, nie znalazłam go – przywitała ją Braine, nie odrywając wzroku od ekranu.

Miała coraz mniej czasu do rozpoczęcia widowiska, a roboty nie ubywało.

Alyssa oparła się o futrynę, mimochodem lustrując chaos panujący w słabo oświetlonym pomieszczeniu i puste opakowania po chińszczyźnie zalegające na większości powierzchni.

– Poza nagraniem z wypadku nic nie mam – kontynuowała Braine, odpowiadając na pytanie, które nawet nie padło. – Trzymali się poza zasięgiem kamer.

– Dobra, zostaw to. Mam dość gonienia cieni.

W pokoju zapanowała cisza, gdy na krótką chwilę palce dziewczyny zawisły nad klawiaturą, po czym ponownie wróciły do pracy.

– Poddajesz się? – Zabójczyni nie odpowiedziała. Nie chciała lub nie potrafiła. – A w ogóle wiesz, jak brat cię znalazł?

Alyssa w zamyśleniu bawiła się portfelem i dopiero po chwili wyjęła z niego zdjęcie. Czuła się dziwnie, oglądając własną twarz i zaskoczone błękitne oczy poza lustrem. Jeszcze trudniej było patrzeć na szeroki uśmiech chłopaka stojącego tuż przy niej. Chciała odpowiedzieć tym samym, gdy przeniosła spojrzenie na jego ciepłe brązowe oczy. Złapała się na myśli, że byłaby z nim szczęśliwa, gdyby spotkali się w innych okolicznościach.

Winnym życiu, poprawiła samą siebie.

– Podobno przez zdjęcie z lotniska. Powiedział, że rozpoznał Jaydena i przez niego trafił do mnie – odparła Alyssa i zmarszczyła brwi, patrząc na fotografię. Niemożliwe, żeby chodziło o tę, bo była analogowa. – Ktoś musiał zrobić nam wtedy zdjęcie i opublikować w sieci.

Dominik wspominał również o innych zdjęciach, lecz tę informację postanowiła na razie zachować dla siebie.

– Hmmm… Program powinien szybciej działać. – Braine poprawiła okulary, krzywiąc się nieznacznie. Zamknęła laptopa z impetem i wyciągnęła ręce, rozciągając spięte mięśnie. – Udało mi się włamać na serwery Congregation. Ręce mi odpadają od wstukiwania komend, poziom zabezpieczeń przyprawia o migrenę, a nawet nie wiem, czy ściągnęłam odpowiednie dane. – Wyciągnęła z szuflady tablet wypełniony plikami z japońskiego serwera i podała go Alyssie.

Zabójczyni metodycznie przeglądała zawartość dokumentów ze szczegółami zlecenia, które pociągnęło ją do bram piekła. Spodziewała się, co w nich znajdzie, lecz i tak nie mogła odciąć się od targających nią emocji. Jej brat, delikatny niczym porcelanowa lalka, porwał dwie kobiety i raził je prądem na oczach człowieka, dla którego były najważniejszymi osobami w życiu. Ostatecznie kazał mu zdecydować, która z nich wróci z nim do domu: żona czy córka. Mężczyzna wybrał żonę. Kobieta tydzień po śmierci ich córki popełniła samobójstwo. Alyssa przesuwała wzrokiem po tekście, uciekając myślami do chwili, w której Dominik z kpiącym uśmiechem zapowiedział, że zagrają w grę, oraz do widoku Oliwiera i Jaydena przywiązanych do krzeseł.

Jej oczy zaszły mgłą.

Przygryzła wnętrze policzka, aż poczuła na języku posmak krwi. Jak na ironię dopiero to uśmierzyło ból. Nie sądziła, że nienawiść może być tak przerażająca.

Wróciła do czytania, tym razem starając się skupić na szczegółach.

– Tu widnieje jego prawdziwe nazwisko – zauważyła. Widząc niezrozumienie malujące się na twarzy Braine, dodała: – Zmienił je, gdy zamieszkaliśmy razem. Powinien mieć moje… Skąd wiedzieli, że zlecenie powinno trafić do Dariusa?

Była pewna, że to przez wspólne nazwisko Kira zdecydował się skontaktować z Europejską Gildią Zabójców.

– Nawet ja nie wiem, jak się nazywałaś przed wstąpieniem do Gildii. Twoich akt nie ma w bazie – odparła hakerka, zaskakując zabójczynię.

– Braine, prześlij mi akta Boogeymana. Musi być w nich więcej, niż twierdzi Darius.

Dziewczyna kiwnęła głową, lecz zamiast uruchomić komputer, zakłopotana spuściła wzrok.

– Mam coś jeszcze. Nie wiem, czy chodzi o twojego brata, ale podobna historia rozegrała się we Włoszech pół roku wcześniej. I jest jeszcze jedna z Litwy – powiedziała cicho. – Znajdziesz je na końcu.

Po otworzeniu odpowiedniego folderu na ekranie wyświetliły się wycinki z gazet i akta policyjne ze zdjęciami ofiar. Żołądek Alyssy ścisnął się gwałtownie, gdy przyglądała się zwęglonym ciałom, jednocześnie próbując odgadnąć, czy te wszystkie osoby miały dla Dominika znaczenie, czy były przypadkowymi obiektami testu przygotowującego go do spotkania z nią.

III

Zabójcy mieli problem zdziewczynką. Nie byli przyzwyczajeni do dzieci plączących się po pałacu. Zapominali, by używać mniej siły, gdy wymierzali kolejne ciosy, apoza salą treningową ignorowali jej istnienie. Rekruci również nie mieli pojęcia, jak ją traktować. Wiedzieli, że wprzeciwieństwie do nich jest pełnoprawnym członkiem Gildii, choć wich oczach była tylko dzieckiem. Niektórzy odnosili się do niej lekceważąco, inni patrzyli jak na potwora, lecz wszyscy zgodnie ją omijali.

Dziewczynce to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Opanowała niewidzialność do perfekcji inauczyła się cieszyć własnym towarzystwem. Jedyna osoba, którą chciała mieć blisko, była poza jej zasięgiem. Tylko myśląc ochłopcu owłosach czarnych jak heban, czuła jak pożera ją samotność. Wracał do niej zwłaszcza wletnie noce, gdy za oknem szalała burza.

Wyciągała wtedy zukrycia małą pluszową małpkę. Zabawka miała sfatygowane szare futerko, lecz zachowała zapach zagubionego chłopca osarnich oczach. Czasami dziewczynka jej za to nienawidziła, bo to dodatkowo pogłębiało pustkę. Czasami nienawidziła również króla Gildii, bo ten mimo obietnic nie potrafił odnaleźć mężczyzny, który odebrał jej wszystko.

Potwora, który zakradał się nocami do domów, by zabijać rodziców iporywać dzieci.

Seryjnego mordercy, który swój przydomek zawdzięczał postaci zludowych opowieści.

Boogeymana.

Król Gildii opowiedział dziewczynce legendę opotworze. Opowiedział również historię człowieka, który wychodził na żer wregularnych odstępach czasu, po czym znikał, zostawiając za sobą jedynie dwa zaszlachtowane ciała ipuste miejsce wdziecięcym łóżku.

Od tamtego dnia wjej podświadomości obie postacie zlały się wcałość – wbezkształtnego upiora, którego nikt nie widział, ani nie wiedział, co robi zdziećmi. Dziewczynka obiecała sobie, że pewnego dnia się tego dowie.

*

Doktor Polny sprawnym ruchem zdezynfekował wacikiem skórę za uchem Oliwiera, lecz ten, zbyt skupiony na przerażająco grubej igle leżącej obok niego, niemal tego nie zauważył. Bardziej przypominała ostro zakończoną rurkę niż typową igłę, którą wykorzystywali lekarze. Chłopak nienawidził zastrzyków, jednak w tym momencie z przyjemnością przyjąłby ich całą serię, byle tylko uniknąć kontaktu z tym narzędziem tortur. Sprawę pogarszał fakt, że został wybrany na królika doświadczalnego, na którym podstarzały doktor miał demonstrować proces chipowania rekrutów. Oliwier wolał się przyjrzeć, jak inni znoszą zastrzyk, i w razie czego wykorzystać moment nieuwagi, by uciec. Zwłaszcza że poza rekrutami i doktorem na sali znajdowało się jedynie dwóch doradców króla i choć nie wątpił w zabójcze zdolności Dawida i Markusa, to ich uwagę również odciągało przerażające narzędzie lekarza.

– Teraz za pomocą strzykawki wprowadzę ampułkę z chipem. Jak widzicie, jest wielkości ziarenka ryżu, więc nie macie się czego bać – powiedział doktor, pokazując wszystkim ampułkę, jakby miał przed sobą grupę zaciekawionych przedszkolaków.

Doktor Polny był wzbudzającym sympatię, pogodnym człowiekiem w kwiecie wieku, jednak Oliwier najchętniej dałby mu w twarz za to bezczelne kłamstwo. Przeźroczysta ampułka, którą powleczono chip, była co najmniej dwa razy większa od standardowego ziarna ryżu, a przynajmniej on nigdy tak dużych nie jadł, więc zdecydowanie było się czego bać.

Gdy strzykawka powoli zbliżała się do niego, spięty chłopak mógł jedynie po raz kolejny się zastanawiać, jak bardzo Alyssa byłaby zła, gdyby teraz stąd wybiegł. Był pewien, że sama nie miała wszczepionego nadajnika, jednak nie wiedział, czy jest świadoma, że teraz stanowi to warunek przystąpienia do testu. Wątpił, by w przyszłości usunięto chip, a to oznaczało, że Gildia już zawsze będzie znała jego dokładną lokalizację. Kochająca prywatność zabójczyni raczej nie ucieszy się z takiego obrotu spraw. Ta myśl przeważyła szalę. Postanowił uciec, lecz było już za późno. Ogromna igła przebiła jego skórę i zniknęła, pozostawiając na pamiątkę implant.

– Widzicie, nie było tak źle – zaszczebiotał doktor, nie zważając na grymas bólu na twarzy pacjenta.

Oliwier ponownie miał ochotę go uderzyć, lecz jeszcze bardziej pragnął jak najszybciej się oddalić. Wstał z krzesła tylko po to, by kilka kroków dalej usiąść pod ścianą i przyglądać się, jak popędzana przez doktora grupa rekrutów z ociąganiem ustawia się w kolejce. Instynktownie zbliżył dłoń do ucha, by zbadać nową część siebie. Pomacał palcami opatrunek, wyczuwając pod nim niewielki implant, a jednocześnie zastanawiając się, co zrobiłby Darius, gdyby Oliwier po zakończonym egzaminie sam go sobie usunął. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to nie przed Alyssą ani Dariusem będzie odpowiadał, a przynajmniej nie bezpośrednio. Ta myśl była dziwna i zarazem niepokojąca.

– Słuchajcie, darmozjady – ryknął Markus, gdy doktor wszczepił ostatni chip. – Weźcie po jednej teczce i nie otwierajcie ich, dopóki stąd nie wyjdziecie.

Na stole leżały trzy stosiki cienkich teczek w różnych kolorach. Nim Oliwier się do nich dopchnął, zostały jedynie czarne i czerwone.

– W teczkach znajdziecie informacje o zleceniu, które musicie wykonać. – Spokojny głos Dawida roznosił się po pomieszczeniu. – Zostaliście podzieleni na trzy pięcioosobowe grupy, z których każda ma za zadanie zlikwidować konkretny cel. Jak się z pewnością domyślacie, tylko jednej osobie z grupy się to uda.

Zebrani rozejrzeli się po sali, wypatrując konkurentów. Część z nich błyskawicznie ukryła teczki pod bluzami, jednak Oliwier zdążył dostrzec dwóch innych rekrutów z czerwonej grupy – napakowanego szatyna, którego imienia nie potrafił sobie przypomnieć, oraz Sylwię, rekrutkę Eryka.

– Co do zasad, jest tylko jedna, z której na tym etapie powinniście sobie zdawać sprawę. Nasze istnienie ma pozostać tajemnicą – wyjaśnił Dawid.

– Czyli wyrwę wam flaki, a z oczu zrobię ozdoby choinkowe, jeśli dacie się złapać lub narobicie hałasu. Poza tym możecie się zarzynać do woli – wtrącił Markus, rechocząc z powodów, które tylko on zdawał się rozumieć.

Dawid włożył wiele trudu w to, by nie przewrócić oczami.

– Pamiętajcie, że będziemy śledzić każdy wasz ruch i oceniać, w jaki sposób radzicie sobie z zadaniem… i przegraną – przestrzegł. – Pomyślnych łowów!

Gdy wszyscy z zapałem ruszyli do wyjścia, w myślach Oliwiera pojawiały się kolejne nieproszone instrukcje jego mentorki: „Trzymaj się na uboczu, ale nie pozostawaj mocno w tyle”, „Udawaj niegroźnego, by nie uznawali cię za zagrożenie, ale nie rób z siebie sieroty” i najważniejsza: „Darius musi uwierzyć, że chcesz wygrać”. Prychnął z irytacją na samo wspomnienie, nie mając bladego pojęcia, jak zastosować te rady w praktyce.

*

W ciągu jednej nocy wystrój jadalni w głównej siedzibie zabójców zmienił się diametralnie. Stoliki, które dotychczas były rozstawione po całym pomieszczeniu, teraz złączono w dwa podłużne rzędy, by zrobić miejsce dla monitorów. Piętnaście z nich, każdy podpisany innym imieniem, transmitowało na żywo poczynania rekrutów. Trzy kolejne dawały podgląd na cele każdej z drużyn. Z kolei na ostatnim z nich wyświetlała się mapa z lokalizacją członków wszystkich grup.

Alyssa podeszła bliżej, przyglądając się czerwonej kropce podpisanej imieniem Oliwiera, która aktualnie oddalała się od pozostałych.

– Ej, ty! Ustaw dwa fotele tutaj – rozkazał Eryk, podchodząc do niej. – Nasza księżniczka trochę tu zabawi.

Spłoszony służący niepewnie zerknął na zabójcę i wciąż wpatrzoną w ekran zabójczynię, po czym kuśtykając, ruszył w stronę wyjścia.

– Jak tam twoje finanse, Aniołku? Masz ochotę przegrać górę złota, stawiając na swojego chłopczyka?

Alyssa wolałaby siedzieć w kawiarni z Oliwierem, zamiast obserwować na ekranie, jak w skupieniu przegląda zawartość teczki. Jednak zasady były jasne. Żaden z zawodowych zabójców nie mógł ingerować w przebieg testu. Powinna czuć spokój, skoro Oliwier nie konkurował z pozostałymi rekrutami, mimo to nerwowy ucisk w żołądku nie znikał.

– Boli mnie serce, gdy tak ostentacyjnie mnie olewasz. – Melodyjny głos Eryka przywołał ją do rzeczywistości. – Zakładam, że przy swoim nowym chłopaku nie jesteś tak oziębła.

Grupa służących wnoszących zamówione fotele zachowała kamienną twarz, co nie udało się Alyssie. Skrzywiła się, ani na moment nie odrywając wzroku od swojego rekruta.

– Dzięki, chłopaki. Powiedzcie swojemu chodzącemu jak kaczka koledze, że chcę grzańca i lepiej, żeby tym razem nikim się nie wyręczał – zwrócił się do służących Eryk, opadając na fotel, po czym znów skupił się na zabójczyni. – Widziałaś, jak pusto jest w rubryczce twojego chłopczyka? Nikt na niego nie postawi, jeśli sama w niego nie wierzysz.

Nie tak dawno przez cynk od Alyssy, że Waleria próbowała ją zabić z marnym skutkiem, Eryk zarobił całkiem sporo pieniędzy w zakładzie. Zamiast pytać, dlaczego znów próbuje dzięki niej zarobić, spojrzała z zaciekawieniem na tablicę zakładów. Rzeczywiście nikt nie postawił na Oliwiera, ale dopiero dwóch zabójców dało się wciągnąć w bukmacherkę. Niemniej Eryk miał rację, będzie wyglądać podejrzanie, jeśli Alyssa nie pokaże, że jest pewna wygranej swojego podopiecznego.

– Dziesięć tysięcy wystarczy, żebyś się odczepił?

– Centuś z ciebie, ale niech będzie. W końcu i tak wygraną zgarnie moja mała pszczółka. – Zadowolony wpisał kwotę w odpowiednią rubrykę.

– Pszczółka? – zapytała, choć czuła, że może pożałować swojej ciekawości.

Eryk wskazał palcem na ekran, na którym wyświetlała się sylwetka dziewczyny o wąskiej talii i pełnych piersiach otoczonych czarnymi lokami. Czerwona kropka wyświetlająca się w lewym dolnym rogu informowała, że uczennica Eryka dzieli grupę z Oliwierem. Rekrutka właśnie skończyła zapoznawać się ze szczegółami zlecenia i sprawdzała coś na telefonie. Alyssa odszukała spojrzeniem pozostałe trzy ekrany, na których również wyświetlała się czerwona kropka.

– Sprawdzasz konkurencję? Pozwól, że pomogę. Ta śliczna blondyneczka to Katia. – Wskazał filigranową postać, która wsiadała do taksówki. – Jest niepozorna, ale tli się w niej ogień. Wierz mi, pokazała mi go. – Uśmiechnął się półgębkiem, po czym podszedł do kolejnego ekranu. – Ta góra mięśni to Roch. Chyba Niemiec, bo ma strasznie twardy akcent. Nie jest zbyt bystry, ale Markus go lubi, więc pewnie postawi na niego sporo kasy. I na koniec Dragan. – Wskazał na rosłego bruneta z widocznym zarostem. – Jest całkiem niezły i może stanowić konkurencję. Pochodzi chyba z Bułgarii. Zdaje się, że masz tam rodzinę?

Zabójczyni postanowiła odpuścić sobie wyjaśnianie, że w najlepszym razie to jej ojciec miał tam rodzinę, a ona sama urodziła się i wychowywała w Polsce, otoczona rodziną ze strony matki.

– Gdybym miała rodzinę, nie byłoby mnie tu – odparła beznamiętnie.

– Błąd. Powinnaś powiedzieć: Eryku, mój najdroższy! Gildia to moja rodzina!

Samozadowolenie zabójcy przerwało pojawienie się służącego z kubkiem parującego grzańca galicyjskiego. Eryk z uśmiechem zaciągnął się zapachem korzennego wina, nim upił łyk.

– Zdaje się, że nie pozwoliłem ci odejść – mruknął, gdy chłopak próbował zniknąć im z oczu. – Zostajesz moim cieniem na resztę dnia. Pilnuj mojego dobrego humoru. – Sugestywnie podniósł kubek.

– Przepraszam… ja… oczywiście – zająknął się chłopak tak cicho, że ledwo było go słychać.

Alyssa zerknęła na niego przelotnie. Wysoki brunet o krótkich włosach, zamiast obnosić się ze swoją urodą, jak robili to członkowie Gildii, zażenowany wpatrywał się we własne buty. Bała się snuć domysły, dlaczego zabójca zamierza go męczyć swoim towarzystwem.

– Chcesz coś powiedzieć o mojej nowej zabawce, Aniołku? – zapytał Eryk, przyglądając się jej z zaciekawieniem

Dziewczyna zignorowała jego słowa, ponownie skupiając uwagę na Oliwierze.

– Naprawdę masz zamiar tu sterczeć cały dzień i przyglądać się, jak książątko snuje się po mieście? – Gdy nie odpowiedziała, dodał: – To w żaden sposób mu nie pomoże, więc zajmij się czymś przyjemniejszym. Może mała integracja? – Zrobił pauzę w oczekiwaniu na reakcję, która nie nadeszła. – Żadnego: „Nie, nie prześpię się z tobą, Eryk”? Poważnie? Ostatnio zrobiłaś się strasznie nuda. Ktoś cię zepsuł w tej w Korei?

Alyssa oderwała wzrok od nagrania z miejskiego monitoringu – na którym Oliwier wysiadał z autobusu – by rzucić Erykowi pozbawione emocji spojrzenie. W końcu dotarło do niej, że im bardziej go ignoruje, tym więcej wysiłku on wkłada w sprowokowanie jej.

– Nie, nie prześpię się z tobą, Eryk – powtórzyła, zapominając, że były czasy, gdy ta myśl nie wydawała się jej tak odrzucająca jak dziś. – Lepiej?

– Niespecjalnie. Liczyłem na więcej czułości – odparł nadąsany. – Może wieczorem dopadnie cię magia świąt i będziesz milsza. Może nawet dostaniesz ode mnie prezent?

– Kiłę i rzeżączkę?

– Ha! Badałem się w zeszłym tygodniu i jestem wolny od wszelkich chorób – odparł z zadowoleniem. – Masz ochotę sama się o tym przekonać, księżniczko? Mam wyniki w sypialni. Obok łóżka.

Był jak komar, który natrętnie bzyczy nad uchem i którego nie sposób odgonić.

– Wyjątkowo ci odpuszczę, bo będę miał ręce pełne roboty – kontynuował. – Seksowne elfy przyjdą do mnie ubrać choinkę. Mówiąc „elfy”, mam na myśli ślicznotki od madam Loli, a gdy mówię „ubrać choinkę”, myślę o…

– Błagam, nie kończ.

– …ubieraniu choinki. Na Gildię, Alysso! Zawsze masz kudłate myśli.

Westchnęła, licząc, że Eryk w końcu się znudzi.

– Chyba nie muszę ci przypominać, że w święta się świętuje. Rozumiem, że ostatnie spędziłaś samotnie w jednoosobowym apartamencie pod ziemią, ale skoro w tym roku zajmuje go Waleria, to powinnaś przyjść.

Kątem oka dostrzegła, że służący skulił się jeszcze bardziej.

– Siedzenie z bandą pijanych dupków żałujących, że wciąż żyję, to niemal tak kusząca oferta, jak noc w twoim towarzystwie – zakpiła. – I w ogóle od kiedy obchodzi cię, jak spędzam czas?

– Odkąd Darius zasugerował, żebym polepszył twój wizerunek wśród naszej wesołej rodzinki, której w przyszłości będziesz przewodzić. – Położył nacisk na ostatnie słowa. – Masz fatalny PR, Aniołku, więc rusz ten swój ponętny tyłek i napij się z pijanymi dupkami, z których tylko połowa żałuje, że wciąż oddychasz, a druga docenia, że wstawiłaś się za Walerią.

Zmarszczyła brwi.

Po powrocie z Seulu miała dziwne uczucie déjà vu, tylko tym razem zamiast trzech trumien z martwymi członkami Gildii, których sama zabiła, ciągnęła za sobą związaną jak prosię Walerię. Nie miała wyrzutów sumienia, że jej oskarżenia są częściowo fałszywe, i niespecjalnie przeszkadzałoby jej, gdyby rudowłosa zabójczyni zginęła. Wstawiła się za nią, prosząc o złagodzenie kary, tylko przez to, że sama ją wrobiła w porwanie i wciąż miała nadzieję, że w przyszłości dowie się, kto jej pomagał. Przez myśl jej nie przeszło, że sugestia o złagodzeniu wyroku z kary śmierci do roku uwięzienia pod ziemią mogła poprawić jej notowania w Gildii.

*

Sklep militarny nie oferował prawdziwej broni, a przynajmniej Oliwier nie uznawał za taką wiatrówek czy replik. Legalny dostęp do broni palnej w Polsce był skomplikowany, a niepełnoletni chłopak nie miał ani zezwolenia, ani wystarczającej ilości gotówki, by sobie na nią pozwolić. Dodatkowo dostęp do dostawców Gildii został odcięty. Chłopak byłby tą sytuacją bardziej sfrustrowany, gdyby Alyssa podczas treningów kładła mniejszy nacisk na posługiwanie się białą bronią lub chociaż pozwoliła mu wykonać zadanie. Skoro i tak miał przegrać, musiał się zadowolić produktami przeznaczonymi dla przeciętnych zjadaczy chleba. Starając się zdusić rozgoryczenie, położył na ladzie lornetkę, plecak i komplet noży. Tego ostatniego w zasadzie nie potrzebował. Wymogiem zlecenia było upozorowanie wypadku, co nie byłoby żadnym problemem, gdyby pięcioro rekrutów nie ścigało się o to, kto pierwszy je wykona.

Na domiar złego rozpoczynały się święta Bożego Narodzenia, które niemal każdy, niezależnie od statusu społecznego, spędzał w rodzinnym gronie. Zaaranżowanie wypadku, w którym cel zginie wraz z najbliższymi, mogło być dla niektórych rekrutów kuszące, lecz zlecenie zabicia Rafała Skrzypa złożyła jego ukochana żona, którą z mężem łączyła najwyraźniej jedynie intercyza. Oliwier był przekonany, że pozostała czwórka już głowi się, jak umożliwić przyszłej szczęśliwej wdowie zainkasowanie całego majątku i pieniędzy z polisy. On sam nie był jednak pewien, od czego mógłby zacząć.

 

Wydawnictwo Papierowy Księżyc

skr. poczt. 220, 76-215 Słupsk 12

tel. 59 727-34-20, fax. 59 727-34-21

e-mail: [email protected]

www.papierowyksiezyc.pl