Gildia zabójców. Trylogia Gildia zabójców tom 1 - Małgorzata Stefanik - ebook

Gildia zabójców. Trylogia Gildia zabójców tom 1 ebook

Małgorzata Stefanik

4,1

Opis

Bardzo udany debiut. Polecam w szczególności fanom Szklanego tronu.

Katarzyna Berenika Miszczuk

 

Pierwszy tom pełnej akcji trylogii New Adult Fantasy.

Zabójczo dobre połączenie przygody, sensacji i kryminału.

 

Poznajcie Alyssę, bohaterkę o dwóch twarzach: bezlitosną zabójczynię mordującą z uśmiechem na ustach oraz dziewczynę tęskniącą za normalnym życiem. Alyssa żyje w cieniu naszego świata, w świecie dostępnym wyłącznie dla elity, gdzie Gildiami Zabójców rządzą bezlitośni królowie. Kiedy łamie jedno z praw Gildii, musi zapłacić za to własną krwią, a przed całkowitą utratą zdrowych zmysłów chroni ją jedynie pragnienie zemsty i wizja ponownego spotkania z zaginionym bratem.

Po półrocznych torturach zabójczyni próbuje wrócić do normalnego życia. Od króla Europejskiej Gildii otrzymuje zaproszenie na koncert, na którym poznaje swojego przyszłego klienta. Chowając swoją prawdziwą naturę pod maską normalnej dziewczyny, Alyssa nawiązuje coraz bliższą relację ze zleceniodawcą i jego przyjaciółmi. Czy uda jej się wykonać nietypowe zlecenie i rozwiązać zagadkę upadku rodzinnej firmy oraz zabójstwa sprzed dekady? Czy odnajdzie brata? Jaką ścieżkę wybierze? Wejdźcie do brutalnego świata Gildii Zabójców, żeby się przekonać.



Połączenie Johna Wicka, Harley Quinn i koreańskiej dramy – mieszanka, od której nie sposób się oderwać!

Pani Papierek, panipapierekpisze.blogspot.com

 

Zabójczo dobry debiut! Gildia zabójców to wielowątkowa, wciągająca historia, przepełniona barwnymi oraz złożonymi bohaterami. W takim towarzystwie czytelnikowi nie grozi nuda!

Kulturalna meduza, www.kulturalnameduza.pl

 

Gildia zabójców to świetnie wykreowani bohaterowie, ciekawie poprowadzona akcja i fantastyczny vibe. Nie mogłam się od niej oderwać aż do ostatniej strony.

Patiopea, ksiazki-patiopei.blogspot.com



Małgorzata Stefanik: z wykształcenia politolog i specjalista do spraw reklamy, a z zamiłowania blogerka ze specyficznym poczuciem humoru, ironicznym podejściem do popkultury, publikująca na www.gosiarella.pl. Prelegentka na konwentach, na których rozpowszechnia azjatycką popkulturę i zaciekle broni czarnych charakterów. Copywriterka i oddana fanka superbohaterów, która pisaniem nadrabia brak supermocy. Maniaczka seriali i beznadziejna idealistka.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 470

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (123 oceny)
52
40
21
6
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Chlorella
(edytowany)

Nie polecam

Zacznę od tego, że chyba nie było żadnej korekty - dość często zdarzały się literówki i błędy ortograficzne jak "STRÓŻKA krwi". Ale dobrze, książki po okładce nie oceniamy, trudno, wydawnictwo poskąpiło, na pewno treść będzie w porządku, nie? Nie. Bohaterką jest nastoletnia płatna zabójczyni z Europejskiej Gildii Zabójców. Złamała zasady Gildii i zabiła swoich, więc za karę wycinają jej na plecach skrzydła (symboliczny krwawy orzeł Wikingów) i zakopują żywcem w jamie na pół roku, rzucając jej butelki wody. To jest jedna z najgorszych tortur, ale nasza bohaterka wychodzi z dołu pół roku później jakby nic się nie stało, trochę ją oczy pieką od światła i śnią jej się koszmary, ale co tam, jest w szczytowej formie fizycznej (jak wyczynowy sportowiec). Tatuś, Król Gildii, na przeprosiny organizuje jej prywatny koncert słynnego koreańskiego boysbandu, po którym musi sobie wybrać jednego ze członków, żeby pójść z nim na randkę. Nie, nie żartuję. Dalej nie będę streszczać fabuły, ale zaręczam...
52
kopytemwksiazkach

Całkiem niezła

Czy negatywne opinie są potrzebne? Podczas czytania "Gildii zabójców" ciągle zastanawiałam się co mogę napisać. Nie jestem do końca przkonana do treści, ale wiem że znajdzie wielu zadowolonych odbiorców. Doszłam do wniosku, że negatywna ocena byłaby bardzo krzywdząca. Autorka włożyła w stworzenie tego świata, masę pracy i serca. Jak najbardziej mam prawo do wyrażania opinii zgodnej ze swoim sumieniem, jednak będę starać się unikać stwierdzenia "nie polecam". To, że mi jakaś książka się nie spodoba, nie znaczy że dla kogoś nie będzie jedną z tych najważniejszych. Ot, taka wieczorna refleksja. Jak już skończyłam swoje mądrości to czas przejść do sedna. Niestety muszę to powiedzieć: "Gildia zabójców" była dla mnie rozczarowaniem. Oczekiwałam dużo walk, przemocy i rozlewu krwi, coś na zasadzie fantastyki jaką wydaje Fabryka Słów. Otrzymałam nastoletnie rozterki, zauroczenia i problemy, momentami przeplatane walkami. Miałam wrażenie, że fabuła została trochę przeciągnięta, przez co akc...
20
iCate0

Nie oderwiesz się od lektury

O. Mój. Boże ❤️😭😳😁
20
chaosija

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo przyjemna lektura. Powoli się rozkręca, a potem to już jazda i tylko się zastanawiasz jak to się skończy, bo chcesz więcej i więcej😍 Książka z gatunku jak zaczniesz to nie pójdzie spać dopóki nie skończysz.
21
Lunarium

Nie oderwiesz się od lektury

Długo szukałam tej książki, pomimo że nie wiedziałam o jej istnieniu. Takiej bohaterki, takich wyrazistych postaci poboczny i takiego miksu gatunkowego 🥰 Ta książka to 🏅🖤✳️
10

Popularność




Prolog

Król z marsową miną obserwował zachód słońca, zastanawiając się nad idealnym wyjściem z kłopotliwej sytuacji. Nie sądził, że nadejdzie dzień, w którym przyjdzie mu zdecydować o zabiciu lub oszczędzeniu swojej następczyni, lecz do zapadnięcia zmroku musiał podjąć decyzję.

– Jest niezrównoważona, a co gorsza bezczelna! Nie da się nad nią zapanować i ciągle stwarza problemy – zabrzmiał tubalny głos Markusa.

Masywny mężczyzna z twarzą pooraną zmarszczkami był doświadczonym zabójcą. Na tyle doświadczonym, by rościć sobie prawo do tytułu doradcy króla Europejskiej Gildii Zabójców, a przynajmniej jednego z dwóch. Drugi z nich, Dawid, był całkowitym przeciwieństwem wyniosłego i wybuchowego Markusa. Niemal nigdy się nie zgadzali, przez co godzinami mogli się przerzucać argumentami w najmniej istotnych kwestiach. Choć niejednokrotnie doprowadzali tym Dariusa do szału, bywali przydatni. Z dwóch skrajnych opinii i ich nieustających sprzeczek mógł wyciągnąć argumenty pasujące do narracji, która będzie dla niego korzystniejsza. Dlatego, zamiast ich uciszyć, upił łyk whisky i pogrążył się w cichej zadumie.

– Proponujesz pozbyć się zabójczyni przynoszącej więcej zysku w miesiąc niż ty w rok, bo jest arogancka? Przekalkuluj sobie, kogo lepiej się pozbyć – odparł spokojnie Dawid, z nieskrywaną satysfakcją obserwując, jak Markus czerwienieje i zgrzyta zębami ze złości.

– Ta wariatka przywiozła ze sobą trzy ciała. Trzy ciała! – wykrzykiwał, a kropelki śliny lądowały na twarzy Dawida. – Nie można bezkarnie zabijać członków własnej Gildii!

Z tym nawet Dawid musiał się zgodzić. Alyssa wywołała nie lada oburzenie, gdy rankiem zjawiła się przed królem z trzema trumnami, w których spoczywali zamordowani przez nią zabójcy. Miała przynajmniej na tyle przyzwoitości, by przeprosić. Choć były to marne przeprosiny, ograniczające się do zdawkowego: „Też nie jestem zadowolona, że do tego doszło”.

– Wszyscy to widzieli. Czegoś takiego nie można przemilczeć i zapomnieć. Darius, ona musi ponieść konsekwencje. Mamy zasady! – pieklił się Markus.

Król w żaden sposób nie zareagował, chyba że za reakcję uznać powolne pocieranie skroni z nadzieją, że to odgoni narastające łupanie w czaszce. Jego posępną twarz przecinała długa zmarszczka ciągnąca się wzdłuż czoła. Dawid nie zazdrościł mu wyboru. Król od lat traktował Alyssę jak córkę i szkolił na swoją następczynię, a teraz wszyscy domagali się jej krwi. Gdyby zachowała większą dyskrecję, mogliby rozwiązać sprawę po cichu, a przynajmniej spróbować.

– Mimo wszystko zabicie jej jest przesadą – odparł Dawid.

– Niby dlaczego? Od wieków Krwawy Orzeł był sposobem na radzenie sobie ze zdrajcami i wrogami Gildii – przypomniał Markus, posyłając mu spojrzenie pełne złości.

– Raczej wieki temu – poprawił go Dawid.

W takich chwilach był pod wrażeniem, że po trzydziestu wspólnie spędzonych latach udało im się nawzajem nie pozabijać. Nie rozumiał, dlaczego musi przypominać, że od czasów powstania ich organizacja znacząco się zmieniła. Choć Gildie Zabójców istniały na każdym kontynencie od początków cywilizacji – a konkretnie od momentu, gdy człowiek po raz pierwszy doszedł do wniosku, że wygodniej będzie komuś zapłacić za zabicie drugiego człowieka, niż samemu brudzić sobie ręce – to postęp zmienił wszystko. Mieli na usługach fałszerzy, księgowych i hakerów. Pomimo że każda z Gildii rządziła się własnymi odwiecznymi prawami i tradycjami, które zmieniały się na przestrzeni wieków, to kara za zdradę czy dezercję pozostawała niezmienna – śmierć.

Niemniej samo wspomnienie o Krwawym Orle, który współczesnym kojarzył się głównie z brutalnym światem Wikingów, wywoływało w Dawidzie niesmak. Też był zabójcą, jednak wolał likwidować cele w schludny sposób, bez niepotrzebnego torturowania i męczenia ofiar. Rytualne wycinanie na plecach orła, odcinanie toporkiem żeber od kręgosłupa i rozciąganie ich na boki, by tworzyły skrzydła, nie miało wiele wspólnego ze schludnością. Za to posypywanie ran solą i wyjmowanie płuc miało wiele wspólnego z torturami, nie chciał tego oglądać, gdy w grę wchodziła osoba, z którą od lat jadał przy wspólnym stole.

– W takim razie co zrobimy? Damy jej klapsa i pogrozimy paluchem? – zakpił Markus, rechocząc.

– Co proponujesz? – Darius zwrócił się do Dawida, odzywając się po raz pierwszy od chwili, gdy zjawili się w jego gabinecie.

Szorstki, stonowany głos króla momentalnie uciszył doradców. Dawid podrapał się z zastanowieniem po kilkudniowym zaroście, nim pewnym głosem odpowiedział:

– Niewątpliwie Alyssa powinna zostać ukarana, jednak zabicie jej jest zbędne i nieopłacalne. Proponuję zastąpienie Krwawego Orła czymś symbolicznym. Nawiązującym do tradycji i wciąż bolesnym, jednak nie tak drastycznym.

Darius w zamyśleniu oparł się o fotel, jednym haustem opróżniając szklankę whisky. Żaden z doradców nie odważył się wspomnieć, że od rana zniknęły niemal dwie butelki.

– Wytnijmy jej skrzydła i zamknijmy na rok pod ziemią. Można sobie odpuścić odcinanie żeber, wystarczy pociąć skórę. To jej nie zabije. Pogrzebanie żywcem w kontrolowanych warunkach też nie powinno – zaproponował Markus, marszcząc czoło.

Za wszelką cenę chciał przeforsować karę, która udowodniłby, że jego król nie jest słaby, jednak im więcej Darius pił, tym bardziej realna stawała się perspektywa, że odpuści swojej protegowanej.

– Jeśli nawet jej ciało to wytrzyma, to rok w takich warunkach pozbawi ją zdrowych zmysłów. Muszę przypominać, że wtedy przestanie być przydatna, a tak długi okres wyłączenia jej ze zleceń będzie ogromną stratą finansową? – W tej chwili Dawid bardziej kierował się swoją nieoficjalną funkcją skarbnika niż sympatią do dziewczyny. – Proponuję skrócić karę do miesiąca.

– Utrata trzech zabójców też jest stratą finansową! – Markus gwałtownie uderzył pięścią w blat biurka.

– Właśnie dlatego nie możemy sobie pozwolić na utratę Alyssy.

Markus westchnął zirytowany, bo przecież nie mógł odmówić mu racji. Utrzymanie Gildii kosztuje, a ukrywanie jej przed światem wymaga wręczania wielu łapówek, jednak duma i niechęć do dziewczyny nie pozwalały mu się poddać.

– Wyjdziemy na słabych. I to nie tylko przed swoimi, lecz także przed Azjatycką Gildią. Pół roku i dwukrotne odnawianie skrzydeł to absolutne minimum!

Darius ponownie wyjrzał przez okno. Słońce ukryło się za horyzontem, pozwalając, by mrok nocy pożarł ciepłe barwy dnia. Nie mógł dłużej odwlekać wydania wyroku.

– Niech tak będzie. Przekaż ludziom, że kara zostanie wymierzona jutro w południe – zdecydował, gestem nakazując im opuszczenie gabinetu.

*

Następnego dnia główna sala pałacu była wypełniona po brzegi. Każdy zabójca chciał zobaczyć krwawiącą zdrajczynię. Wśród zebranych znaleźli się również przedstawiciele azjatyckiego oddziału z ich królem na czele. Punktualnie w południe głównym wejściem wprowadzono młodą dziewczynę. Długie czarne włosy spięte w kucyk obijały się o jej plecy, gdy szła wyprostowana z wysoko podniesionym czołem, jakby wcale nie wstydziła się swoich czynów ani nie bała czekającej ją kary.

– Za zabicie trzech członków Gildii zostajesz skazana na wycięcie krwawych skrzydeł i półroczne uwięzienie pod ziemią. Zgodnie z tradycją za każde skrzydło możesz prosić króla o spełnienie jednej prośby. Przyjmujesz karę? – wygłosił teatralnie Markus, starając się nadać swojemu głosowi uroczyste brzmienie.

Pieprzony barbarzyńca, pomyślała dziewczyna, nawet na niego nie zerkając.

Była przekonana, że gdyby to on rządził, Gildia cofnęłaby się do ciemnych wieków i najpewniej kazałby wszystkim składać ofiary ze zwierząt. Markus był niezdrowo zafascynowany dawnymi zwyczajami, jednak skoro dzięki temu mogła wykorzystać dwa życzenia, nie zamierzała narzekać.

Wedle tradycji zabójcy, których czekał Krwawy Orzeł, mogli prosić o dary. Ostatnie życzenie umierającego było łaską wykorzystywaną przez skazańców, by załatwić prywatne sprawy i umrzeć bez zmartwień. Z tego, co słyszała, najczęściej proszono, by współtowarzysze broni zadbali o rodzinę lub zemścili się na wrogu. Inni chcieli, by przed śmiercią wyprawiono dla nich ucztę. Najwyraźniej nikt nie lubił umierać głodny i trzeźwy.

Była zaskoczona, że pomimo złagodzenia kary udało jej się załapać na ten zaszczyt. Teoretycznie nie zostanie zabita. O ile w rany nie wda się zakażenie, ma spore szanse na przeżycie. Przeszło jej przez myśl, że Darius naprawdę musiał być przekonany, iż ból oraz pół roku w dziurze bez światła i kontaktu z ludźmi zmienią ją w pustą skorupę, skoro się na to zdecydował. O wyrzuty sumienia czy sentymenty zdecydowanie go nie podejrzewała. Nie dało się zaprzeczyć, że zastępował jej ojca, od momentu gdy przygarnął ją jako dziewięcioletnią sierotę, nadał nowe imię i wychowywał, a raczej wyszkolił na idealną zabójczynię. Dziedziczkę, z której mógłby być dumny. Jednak w tej chwili miała pewność, że duma nie była tym, co czuł.

– Mam jakiś wybór? Jeśli się nie zgodzę, wyślecie mnie w zamian na półroczne wakacje w Hawanie? – wymamrotała pod nosem, zbyt cicho, by Markus mógł ją usłyszeć, a równocześnie kiwnęła głową na znak zgody.

– O co prosisz za pierwsze skrzydło? – Tubalny głos Markusa rozbrzmiał echem w całej sali, a od jego sztucznej uprzejmości dziewczynę przeszły dreszcze.

Pomimo zaskoczenia hojną ofertą doskonale wiedziała, czego chce. Poza puszczeniem całej sprawy w niepamięć, na co specjalnie nie liczyła.

– Żeby do mojego powrotu Oliwiera trenował Kitsune – odparła nonszalancko, zrzucając pierwszą bombę.

Na sali rozbrzmiały pełne oburzenia protesty. Część zebranych liczyła, że będzie mogła odegrać się na protegowanym Alyssy, skoro na niej już nie mogli. W czasie szkolenia często dochodziło do wypadków, więc nikt nie miałby do nich pretensji, gdyby chłopak złamał nogę albo kark. Z kolei inni postrzegali tę prośbę jako obrazę. Każdy z członków Europejskiej Gildii Zabójców był świetnie wyszkolonym wojownikiem, a ona wybrała obcego.

Wśród zgromadzonych jedynie Darius był zadowolony. Przypuszczała, co w tej chwili pomyślał – dziedzic Azjatyckiej Gildii Zabójców, najlepszy z najlepszych zabójców kontynentu, jeśli nie świata, miał pozostać w Europie, gdzie Darius będzie mieć na niego oko. A może nawet udałoby mu się go wykorzystać? Nawet jeśli nie, to i tak szkolenie wychowanka Alyssy przez Kitsune poprawi wątpliwe umiejętności Oliwiera, dzięki czemu w przyszłości chłopak przyniesie więcej zysku.

– Nie mam nic przeciwko, jednak decyzja nie zależy wyłącznie ode mnie. – Darius spojrzał wymownie na starego Japończyka.

Przez pełną napięcia chwilę Kira, król Azjatyckiej Gildii Zabójców, zastanawiał się nad odpowiedzią, nim rzucił:

– Zgoda, pod warunkiem że to on wytnie skrzydła.

Na sali zapanowała cisza.

Alyssa, która dotąd nie okazała żadnych emocji, po raz pierwszy od wejścia na salę oderwała spojrzenie od Dariusa i oniemiała wpatrywała się w Kirę. Wielokrotnie przekonała się, że był surowy i bezwzględny, jednak tym razem jego okrucieństwo ją zdumiało. Wbrew sobie odszukała w tłumie twarz Kitsune. Wydawał się niewzruszony, lecz dostrzegła delikatne drgnięcie mięśni, gdy Darius spokojnym głosem przystał na to żądanie.

Markus, rozdrażniony nagłym zwrotem akcji, podszedł do ponurego wysokiego Azjaty i wręczył mu ostry sztylet. Mężczyzna przyjął go z ledwie widocznym wahaniem, gdy dwóch mężczyzn podeszło do Alyssy i rzuciło ją na kolana. Nie opierała się, gdy rozdarli jej bluzkę, by odsłonić plecy. Oparła ręce o postawiony przed nią klęcznik, śmiejąc się w duchu, że pewnie ktoś w formie kiepskiego żartu zwinął go z pobliskiego kościoła. Przez cały czas starała się nie odrywać spojrzenia od siedzącego naprzeciw niej króla. Z uporem maniaka wpatrywała się w jego zimne błękitne oczy, jakby rzucała mu wyzwanie.

Nie było tajemnicą, że Darius nie jest biologicznym ojcem Alyssy, jednak jego przybrana córka przypominała go pod wieloma względami. Oboje wysocy o oliwkowej karnacji i długich ciemnych włosach, choć dziewczyny były czarne, a jego o kasztanowym odcieniu. Ciemna oprawa oczu kontrastowała z błękitem tęczówki. Oczy króla były jednak zimne i jasne, a jej – o intensywnej barwie nocnego nieba. Nie tylko fizycznie byli do siebie podobni. Darius wykuł Alyssę na własne podobieństwo. Nie udało mu się jedynie wykorzenić z niej współczucia, które niemal zawsze powodowało kłopoty.

Kitsune stanął za zabójczynią, przyglądając się jej nagim plecom. Dziewczyna nie była w stanie stwierdzić, czy drżenie, które poczuła, gdy przyłożył zimne ostrze do skóry, pochodziło z jego dłoni czy z niej samej.

– Przepraszam… – Jego szept był tak cichy, że Alyssa przez chwilę zastanawiała się, czy się nie przesłyszała, lecz gdy chwilę później poczuła pierwsze podłużne cięcie ciągnące się parę centymetrów obok kręgosłupa, ta myśl się ulotniła.

Nie musiała czekać długo na kolejne. Kitsune sprawnymi ruchami ciął jej skórę, a ona ze wszystkich sił starała się nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Przygryzła policzki, czując metaliczny posmak na języku. Nie chciała dać satysfakcji żądnym krwi gapiom. To była cena, jaką musiała zapłacić za uratowanie osoby, która była dla niej najcenniejsza. Gdyby musiała, zapłaciłaby ją ponownie.

Nie miała pojęcia, ile czasu zajęło wycinanie wzoru pierwszego skrzydła. Ból, który odczuwała, zdawał się nie mieć końca. Kolejce cięcia rozrywały jej ciało tak szybko, że nie była w stanie zaczerpnąć tchu w chwilowej uldze. Stróżki potu kapały na marmurową posadzkę, starając się dogonić strumyki krwi. Szukała schronienia w zakamarkach wspomnień, lecz znajdowała w nich tylko to, od czego pragnęła uciec.

– Czego chcesz za drugie skrzydło? – Do jej uszu dotarł ponaglający głos Markusa.

Z wysiłkiem uniosła głowę, starając się skupić półprzytomny wzrok.

Czego chcesz?, powtórzyła w myślach za mężczyzną.

Nie mogła sobie przypomnieć. Pulsujący ból przyćmił jej umysł. Pamiętała, że było to coś ważnego. Coś, za co była gotowa zginąć w tym cholernym pałacu, zamiast wymordować tylu zabójców, ilu zdoła, zanim ostatecznie by ją dopadli. Tylko co to było? Ze wszystkich sił próbowała sobie przypomnieć.

– Runa… Chcę Pieczęć Gildii – wysapała z trudem.

Skupienie się na otoczeniu, by ocenić reakcje na tę prośbę, przerastało jej możliwości. Tak naprawdę niewiele ją to obchodziło. Utrzymywała głowę w górze, koncentrując spojrzenie na Dariusie. Tylko jego słowa były ważne. Musiał się zgodzić. Musiał, lecz oczekiwanie na jego decyzję było męką.

Z ulgą zamknęła oczy, gdy skinął głową.

– Pamiętaj, że Pieczęć Gildii chroni tylko tych, którzy sami nie potrafią się obronić – powiedział mocnym głosem, zbliżając się do niej, aż w końcu był w stanie chwycić ją za brodę i gwałtownym ruchem zadrzeć do góry. – Chłopak, którego postawiłaś nad nami, ma krew na rękach. Pieczęć go nie ochroni – dodał ledwo słyszalnie, puszczając ją równie nagle.

Umysł Alyssy z trudem przetwarzał tę informację. Darius naprawdę miał zamiar obarczyćwiną za jej grzechy jego? Chciał ją dodatkowo ukarać i wyjść z twarzą z sytuacji, w której zdrajczyni dostaje jeden z najważniejszych artefaktów Europejskiej Gildii? Pieczęć, która nie ochroni jego, jest dla niej bezwartościowa.

Nie miała ani siły, ani możliwości zaprotestować. Jęknęła, czując kolejne pociągnięcie nożem, tym razem po nietkniętej stronie pleców.

I

Ze wszystkich stron otaczała ją nieprzenikniona ciemność.

Na przemian otwierała izamykała oczy, nie dostrzegając żadnej różnicy. Wumyśle zabłysła paniczna myśl:

Oślepłam.

Puls przyśpieszył. Serce jak szalone pompowało krew ijuż po chwili całym ciałem wstrząsnął ból. Rozbudzony umysł zpełną mocą informował odotkliwej udręce pociętych pleców. Świeże rany pulsowały paraliżującym bólem, choć zakrzepła krew zdążyła już dawno oblepić skórę.

Bała się poruszyć, by nie naruszyć świeżo zasklepionych ran. Bała się ich dotknąć palcami brudnymi od ziemi. Przede wszystkim bała się jednak sprawdzić, czy skóra wciąż przywiera do ciała.

Leżała na brzuchu niemal nieruchomo, jedynie rękami przesuwała po grudkach ziemi. Zastanawiała się, co zabije ją szybciej– utrata krwi, zakażenie czy przeraźliwe zimno?

Nie potrafiła sobie przypomnieć, dlaczego nie powinna zradością oczekiwać momentu, gdy śmierć po nią przyjdzie. Dlaczego nie może przywitać jej zotwartymi ramionami ipozwolić się zabrać wlepsze miejsce?

Jakieś słowo majaczyło na skraju świadomości, wciąż pozostając nieuchwytne. Trzy litery układające się wimię, którego nie potrafiła dosięgnąć. Twarz schowana za gęstą mgłą.

Zwysiłkiem ponownie otworzyła oczy, choć niczego nie dostrzegała. Nie wiedziała, czy jest noc, czy dzień, jednak znalazła ukojenie wmyśli, że być może nie oślepła, tylko znajduje się wciemnym pomieszczeniu zapieczętowanym betonową płytą, przez którą nie przedostawał się najmniejszy promyk słońca. Jak długo przebywała pod ziemią? Starała się zebrać rozbiegane myśli. Mógł to być dzień. Równie dobrze mógł to być miesiąc. Nie wiedziała. Miała wrażenie, że znajduje się wmiejscu poza czasem, bo nic wnim nie sugerowało, że ten upływa.

Obudziła się zlana potem.

– Hej, to sen. Tylko sen – usłyszała znajomy uspokajający głos.

Piekący ból pulsował na skórze. Oddychała płytko, a dotykając palcami pleców, poczuła blizny. Szybko oderwała rękę i w skupieniu przyglądała się opuszkom, na których nie było krwi.

Zdezorientowana próbowała otrząsnąć się z resztek snu i towarzyszącego mu przerażenia. Powoli docierały do niej wspomnienia. Rozejrzała się po pomieszczeniu skąpanym w słabym świetle lampki nocnej. Znajdowała się w swoim pokoju w rezydencji Gildii. Koszmar się skończył.

– Już dobrze? – znów przemówił kojący głos, a czyjeś dłonie odgarnęły kosmyk włosów, który przykleił się jej do czoła.

Skupiła wzrok na znajdujących się tuż przed nią dużych zielonych oczach, powoli przypominając sobie, że ta zmartwiona twarz należy do Oliwiera.

– Lepiej – odparła wciąż skołowana, siadając na łóżku.

– Przebywanie w Gildii ci nie pomaga. Wróćmy do domu – poprosił. Zamilkł na chwilę, a po namyśle dodał: – Nie dam rady ciągle się tutaj zakradać. W końcu ktoś się zorientuje.

Dotąd mu to nie przeszkadzało. Chłopak wymykał się z sypialni rekrutów na długo przed jej powrotem do świata żywych, jednak nie zamierzała mu tego wypominać. Podobnie jak Oliwier chciała być już w domu, ale decyzja o powrocie nie należała wyłącznie do niej.

– Jak tylko Darius przestanie się martwić, że ucieknę – obiecała, gdy serce zaczęło wracać do regularnego rytmu.

Żadne z nich nie miało pojęcia, jak długo to jeszcze potrwa.

– Idź spać. – Nie mógł powstrzymać westchnienia.

– Zostaniesz, dopóki nie zasnę?

W odpowiedzi prychnął cicho i wymamrotał coś niewyraźnie. To wystarczyło, by ponownie zamknęła oczy.

*

Alyssa na nowo uczyła się żyć na powierzchni. Oczy z każdym dniem stawały się mniej wrażliwe na promienie słoneczne, a bóle głowy mniej dokuczliwe. Trudno było ponownie przyzwyczajać się do rzeczy, za którymi tęskniła, gdy znajdowała się pod ziemią. Prawdziwym wyzwaniem okazało się przebywanie wśród ludzi. Ich obecność niezmiernie ją męczyła, a tych nigdy nie brakowało w ogromnej rezydencji Europejskiej Gildii Zabójców. W końcu siedziba musiała pomieścić komnaty dla wszystkich okolicznych członków organizacji, pokoje króla, ogromną jadalnię, salę główną oraz kilka mniej istotnych miejsc. Sale treningowe, pomieszczenia dla rekrutów i służby znajdowały się w nowocześniejszym, dobudowanym budynku łączącym się z rezydencją podziemnym korytarzem.

Alyssa od początku uważała za nietypowe, by tyle osób mieszkało pod jednym dachem, lecz dopiero teraz poczuła się osaczona. Z każdej strony była obserwowana przez ludzi, którzy albo jej nienawidzili, albo próbowali ustalić, czy popadła w obłęd. Chwilami sama się nad tym zastanawiała.

Jedynie w swoich komnatach miała namiastkę spokoju, lecz i tam momentami była przytłoczona obecnością ludzi, choć odwiedzały ją niemal wyłącznie służące. Niegdyś pozostawały prawie niezauważalne, lecz w ostatnich tygodniach przypominały groźnych najeźdźców.

Pocieszało ją, że w oczach Dariusa, a co za tym idzie całej Gildii, jej zbrodnie zniknęły z chwilą zakończenia kary. Oglądanie tortur dało obecnym wystarczającą satysfakcję i zaspokoiło żądzę krwi, a i zniknięcie na pół roku zadziałało korzystnie. Nawet gdyby ktoś odważył się ją zaatakować, naraziłby się na dotkliwszą karę. W końcu była protegowaną króla i dziedziczką, która miała objąć dowodzenie nad organizacją po jego śmierci. Czy tego chciała czy nie. Zazwyczaj nie chciała.

Pomimo znikomych szans na atak podświadomie szukała potencjalnego zagrożenia. Zniknęła dawna swoboda, a jej miejsce zajęła nerwowość. Alyssa wzdrygała się przy każdym głośniejszym dźwięku. Nie uszło to uwadze pozostałych zabójców, którzy w ostatnim czasie przy obiedzie stłukli więcej szklanek niż wszyscy Irlandczycy w Dzień Świętego Patryka. Potrzebowała wytchnienia. Pragnęła za wszelką cenę się stąd wyrwać, lecz bez pozwolenia szanse były nikłe. Miała dość czekania, aż Darius sam jej coś zleci. Dusiła się, przebywając w Gildii, przede wszystkim jednak musiała się z niej wydostać, by ruszyć na poszukiwania. Czas nie działał na jej korzyść.

Po kolacji weszła do gabinetu Dariusa, zastając go pochylonego nad stosem papierów. Nie zaszczycił jej nawet przelotnym spojrzeniem, miała więc nadzieję, że nie zauważy dyskomfortu, który odczuwała w jego towarzystwie. Rozsiadła się wygodnie w fotelu znajdującym się naprzeciw króla. Jeśli miała go przekonać, musiała wcielić się w dawną siebie – w osobę, która obecnie była poza jej zasięgiem.

– Przyznaję, lenienie się jest całkiem przyjemnie. Nadrobiłam zaległości książkowe i obejrzałam wystarczająco horrorów, by mieć pewność, że większość reżyserów nie widziała trupa na oczy, ale chyba nadszedł czas, by wrócić do pracy – powiedziała z całą pewnością siebie, jaką udało jej się wykrzesać.

Wychwyciła fałszywą nutę w swoim tonie. Nagła gorliwość i zbyt szybkie tempo wypowiadania słów zdradziły jej desperację. Zaklęła w duchu, krzyżując ręce na piersiach.

– Nie jesteś gotowa – stwierdził Darius, wciąż przeglądając dokumenty.

– Nigdy nie czułam się bardziej gotowa – skłamała. – Myślisz, że pod ziemią zardzewiałam, ale to nieprawda. Błyskawicznie wróciłam do formy.

Darius nie był mężczyzną okazującym troskę. Uświadomiła to sobie, gdy się poznali, lecz i tak przez wszystkie lata spędzone razem wypracowali nić porozumienia wykraczającą poza relacje władcy i podwładnej. Alyssa nie była tak naiwna, by nazywać go ojcem, jednak na pewno stał się jej mentorem, na którego – jak sądziła – mogła liczyć w każdej sytuacji. Wydarzenia poprzedzające karę dobitnie uświadomiły jej, że była w błędzie. Nienawidziła żalu, który towarzyszył jej od tamtej chwili.

– Jesteś spięta, nerwowa i ciągle się izolujesz. To nasza pierwsza rozmowa, odkąd cię uwolniłem. – Głos króla nie zdradzał żadnych emocji.

Skrzywiła się. Nie mogła uwierzyć, że Darius liczył, że wszystko między nimi będzie jak dawniej. Wielokrotnie ignorowała zaproszenia na wspólny posiłek czy trening. Była świadoma, że w pełni zasłużyła na wymierzoną karę, jednak podświadomie obwiniała króla o zapoczątkowanie serii zdarzeń, które ostatecznie doprowadziły do tego bałaganu. I choć utrzymywanie dystansu wobec niego nie działało na jej korzyść, nie zamierzała go skracać.

– Ludzie po torturach tak mają – rzuciła uszczypliwie. – To się zmieni, gdy spuszczę trochę pary.

Podniósł wzrok i przyglądał się jej badawczo. Przez lata przyzwyczaiła się do jego oceniającego spojrzenia, lecz wciąż z trudem powstrzymała się przed wierceniem na fotelu.

– Przemyślę to – odparł, uznając rozmowę za zakończoną.

Przez kolejne dni niecierpliwie wyczekiwała jego odpowiedzi, a gdy ta w końcu nadeszła, okazała się zupełnie inna, niż Alyssa sądziła. Zamiast jednoznacznego „tak” lub „nie” pokojówka przyniosła kopertę z zaproszeniem na koncert. Na grubym papierze zapisano konkretne informacje: datę, miejsce i nazwę zespołu. Nie znała go, ale nazwa brzmiała dobrze. Interstellar. Międzygwiezdny.

– Wierzyć mi się nie chce, że Darius naprawdę ściągnął dla ciebie boysband! Co dalej? Weźmie cię do Disneylandu? Idę o zakład, że wpisał w wyszukiwarkę „idealny prezent dla nastolatki”, bo sam raczej nie wpadłby na taki pomysł – zakpił Oliwier, gdy następnego dnia szli brukowaną uliczką.

Wątpiła, by o to chodziło, ale w tej chwili niewiele ją to obchodziło. Gwar rozmów, dźwięk klaksonów i huki z pobliskiej budowy zlewały się w jej głowie w zgrzytliwą kakofonię, której mimo usilnych prób nie mogła zignorować.

– Powinien wpisać: idealny prezent na przeprosiny za pocięcie i pogrzebanie pod ziemią. Spoiler: łopata – mruknęła w odpowiedzi.

Albo odpowiednie zlecenie na drugim końcu świata, dodała w myślach.

O niczym nie marzyła tak bardzo, jak o tym, by znaleźć się setki kilometrów od niego i całej Gildii. Jednak Oliwier miał rację. Darius zachował się zbyt przyjaźnie. Dziewczyna nie próbowała zgadywać, jaki miał w tym cel. Szczytem normalności, na jaki jej pozwolił przez całą ich znajomość, było świętowanie wykonanego zlecenia w pobliskiej lodziarni. Wypady do kina, wakacje, koncerty czy cokolwiek innego, co robiły osoby w jej wieku, dla niej pozostawały poza zasięgiem. Dlatego była pewna, że za tym „prezentem” kryło się coś więcej. Może był to sprawdzian i choć nie wiedziała, na czym miał polegać, za wszelką cenę zamierzała go zaliczyć.

– Łopata już ci się nie przyda – zauważył. – Ale te bilety do Disneylandu… w razie czego weźmiesz mnie ze sobą?

Mieli dość czasu, by usiąść na ławce skrytej wśród drzew. Był środek lata, więc turyści napływali z każdej strony, jednak byli zbyt zajęci, by zwrócić na nich uwagę. Alyssa zdjęła okulary przeciwsłoneczne, zamknęła oczy i skierowała twarz w stronę słońca. Bezpośrednie światło wciąż ją drażniło, lecz czerwień malująca się na zamkniętych powiekach działała jak lek uspokajający. Rozkoszowała się tym, jak delikatny wiatr rozwiewa jej długie czarne włosy.

– Jeśli Myszka Miki nikomu się nie naraziła, to raczej nici z wyjazdu.

Oliwier rzucił jej spojrzenie pełne dezaprobaty, po czym roześmiał się na myśl o krwawej jatce w parku rozrywki.

– Nie wybaczę ci, jeśli dojdzie do takiego zlecenia i mnie nie zabierzesz – powiedział, wciąż się śmiejąc.

Tym razem to ona poczęstowała go pełną dezaprobaty miną. Ze swoimi jasnymi kręconymi włosami, zielonymi oczami i delikatną buzią przypominał cherubinka. To wrażenie znikało, gdy tylko otwierał usta.

– Nawet nie wiem, po co teraz ze mną idziesz.

– Ktoś musi cię niańczyć, żeby znów ci nie odbiło. – Uśmiechnął się, odsłaniając zęby. – Dlatego bądź grzeczna i udawaj, że wróciłaś do normalności.

Zmarszczyła brwi, widząc, ile frajdy sprawia mu udawanie dorosłego.

– Wróciłam do normalności – wymamrotała w odpowiedzi.

Sama w to nie wierzyła, bo gdyby tak było, założyłaby bluzkę odkrywającą plecy. Nie wstydziłaby się swoich wciąż zaognionych blizn, a jej żołądek nie zaciskałby się ze zdenerwowania. Zamiast tego założyła luźny czarny podkoszulek i jeansy, w których powinno być jej zbyt ciepło, biorąc pod uwagę temperaturę.

– Siedzenie w ciemnym pokoju i kiwanie się w zespole sierocym przez całe dnie to nie powrót do normalności. Alyssa, prawie zabiłaś służącą, bo przestraszyłaś się otwieranych drzwi – Westchnął teatralnie. – Poza tym nie potrafisz zasnąć, jeśli jesteś sama.

– To było kilka dni po wyjściu! Od trzech tygodni w nikogo nie rzuciłam nożem – oburzyła się. – A nieprzespane noce nie są niczym nowym.

Koszmary zaczęły się tuż po tym, gdy trafiła do Gildii, choć do niedawna to nie Gildia była ich przyczyną. Przez oślepiającą szkarłatną czerwień zrywała się noc w noc z krzykiem tak przeraźliwym, że Darius zdecydował się wyłożyć ściany w jej pokoju matami akustycznymi, aby pozostali zabójcy przestali narzekać.

– To nieistotne. Ważne, żebyś teraz zachowywała się nienagannie, bo inaczej szlaban się nie skończy. Chociaż może to i lepiej, że go masz.

Jeszcze kilka godzin wcześniej wyciągnąłby ją z Gildii w środku nocy, byle tylko mógł zasnąć we własnym łóżku. Nieznacznie podniosła powieki, rzucając mu pytające spojrzenie.

– Alyssa… – zawahał się. – Tym razem mnie nie zostawiaj.

Zignorowała błagalną nutę w jego głosie. Nie miała siły ponownie tłumaczyć, że rekruci nie wyjeżdżają z Gildii, dopóki nie staną się pełnoprawnymi członkami organizacji.

– Porozmawiamy o tym innym razem – powiedziała, by uciąć temat.

– Zawsze tak mówisz, a później mnie zostawiasz. Tym razem nie możesz. Mój trening niebawem się kończy, a ty nie wróciłaś jeszcze do pełni sił. Przydam ci się – zapewnił, widział jednak, że jego słowa nie przyniosły zamierzonego efektu, a jedynie zirytowały zabójczynię. Zaryzykował zagranie najsilniejszą kartą. – Poza tym, z kim niby miałbym trenować, jeśli wyjedziesz?

Pożałował tych słów tuż po ich wypowiedzeniu, gdy zobaczył grymas na jej twarzy. Dziewczyna bez słowa wstała, kierując się na miejsce spotkania.

Przybyli do teatru tuż przed wyznaczonym czasem. Alyssa po raz pierwszy odwiedziła to miejsce, gdy była dzieckiem. Pamiętała jak przez mgłę przedstawienie dla dzieci, na które zabrali ją rodzice. We wspomnieniach wyraźne były jedynie emocje, jakie odczuwała, gdy znalazła się w bogato zdobionym miejscu pełnym elegancko ubranych ludzi. Teraz zarówno sala, jak i sama scena zrobiły na niej jeszcze większe wrażenie. Krocząc po czerwonym dywanie, którym były wyłożone białe marmurowe schody prowadzące na piętro, czuła się nie na miejscu w swoich znoszonych ubraniach. Uśmiechnęła się lekko, gdy zerknęła na Oliwiera, który strzelał oczami na wszystkie strony.

Usiedli na pustej widowni, kilka rzędów od sceny. Dziewczyna założyła na uszy słuchawki i puściła audiobooka, chcąc dzięki temu uniknąć rozmowy z Oliwierem i w spokoju przyjrzeć się zapierającym dech w piersiach detalom.

Po chwili światła przygasły, a na scenę wyszło czterech chłopaków, których średnią wieku Alyssa oceniłaby na dwadzieścia lat. Każdy z nich miał włosy zafarbowane na inny kolor. Nie mogła sobie wyobrazić, by istniał na świecie zespół bardziej niepasujący do tego wnętrza. Śpiewali w języku, którego nie rozumiała, przez co miała jeszcze mniejszą ochotę ich słuchać. Podgłośniła dźwięk w słuchawkach.

Gdy po zakończonym występie światła znów rozbłysły pełną mocą, dostrzegła siedzącego obok niej Dariusa. Puls jej przyspieszył. Kiedyś nie udałoby mu się jej zaskoczyć. Drżącą ręką wyciągnęła słuchawki z uszu.

– Nie podobał ci się występ? – zapytał.

Głos miał spokojny, lecz w oczach czaiła się kpina. Identycznie brzmiał, gdy nazywał ją obrażoną księżniczką, czego nie znosiła.

– Był w porządku – odparła bez przekonania, a pod naciskiem znaczącego spojrzenia dodała: – Zawsze powtarzasz, jak ważna jest wielozadaniowość, więc nie oceniaj.

Ponownie wyłapała nerwową nutę w swoim głosie, lecz Darius jedynie kiwnął głową z zadowoleniem. Zapanowała cisza. Oliwier, siedzący po jej drugiej stronie, nie odważył się odezwać. Zresztą rzadko zabierał głos w obecności króla. Przez przedłużające się milczenie Alyssa zaczęła się zastanawiać, czy Darius w końcu przejdzie do sedna, czy sama będzie musiała się domyślać, czego od niej oczekuje.

– To po co mnie tu ściągnąłeś? – Cierpliwość nie była jej mocną stroną.

Rzucił jej krzywy półuśmiech.

– Powiedziałaś, że się nudzisz. Chciałaś spędzić czas poza domem, więc wykorzystaj okazję – powiedział. Obrzuciła go spojrzeniem, gotowa odejść, gdy znów przemówił: – Zrozumiałem aluzję. Nie chcesz spędzać czasu ze mną, więc wybierz jednego z nich i skorzystaj z wolnego dnia.

Dopiero po chwili dotarło do niej, kogo miał na myśli. Starała się ukryć zaskoczenie, jednak jego słowa uruchomiły w jej głowie sygnał alarmowy. To nie była sugestia, więc nie mogła odmówić.

Niepewnie skinęła głową, po czym z ociąganiem podeszła do sceny, gdzie czekał już na nią mężczyzna o krępej budowie, który dawno przekroczył wiek średni. Ulizane włosy i wąsy nadawały mu dość obślizgły wygląd, co nie wzbudzało sympatii. Uznała go za menedżera zespołu.

– Miło mi panienkę poznać – powiedział po angielsku, uśmiechając się zbyt szeroko. – Wierzę, że występ się panience podobał. Proszę śmiało wybrać osobę, która będzie panience dziś towarzyszyć. Zapewniam, że dla każdego z nich będzie to prawdziwy zaszczyt.

Sytuacja mocno ją zniesmaczyła, mimo to leniwym krokiem przeszła obok mężczyzny, jawnie go ignorując. Niezrażony, usłużnie zaczął opowiadać o poszczególnych członkach zespołu, jakby byli kandydatkami na Miss Universe. Alyssa pobieżnie przyjrzała się piosenkarzom. Na przodzie grupy stał wysoki chłopak o ciemnofioletowych puklach. Zaraz za nim brunet z niebieskimi końcówkami włosów i poważnej minie. Kolejny był niski rudzielec, wyglądający na najmłodszego z nich, a ostatni wysoki blondyn w czapce i potarganych ubraniach. Wszyscy wyglądali na zażenowanych. Alyssa podzielała to uczucie. Czuła się dziwnie, wybierając chłopaka jak towar z półki, jednak nawet nie potrafiła sobie wyobrazić, jak niekomfortowo musieli się czuć oni. Z drugiej strony zespół sam był sobie winien, skoro zatrudnił człowieka, który wywinął im taki numer. To nie była jej sprawa. Dostała prostą instrukcję, więc powoli przemierzyła scenę, aż doszła do ostatniego z chłopaków.

– Masz ochotę stąd wyjść? – zapytała, zadzierając lekko głowę.

Blondyn przyglądał jej się niepewnie. Alyssa nie była zainteresowana tym, czy jego milczenie wynika z oszołomienia, czy szukania odpowiednich słów, by odmówić. Brak natychmiastowego sprzeciwu uznała za zgodę. Bez skrępowania chwyciła go za rękę, po czym pociągnęła za sobą. Był jej biletem na wolność i zamierzała go wykorzystać. Zatrzymała się dopiero przed królem Gildii.

– Twoje życzenie jest moim rozkazem – powiedziała w ojczystym języku, po czym wskazując na menedżera, z szerokim uśmiechem dodała: – Wystarczy słowo, a chętnie potraktuję tego żałosnego człowieczka jako rozgrzewkę dla zastanych kości.

W odpowiedzi otrzymała od Dariusa jedynie enigmatyczny półuśmiech, od którego ubyło mu lat. Alyssa zbyt często zapominała, że król jest jeszcze młody. Mógł mieć niecałe czterdzieści lat, jednak postarzała go marsowa mina, z którą niemal się nie rozstawał. Delikatnie skłoniła głowę na znak szacunku, po czym spokojnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia, ciągnąc za sobą chłopaka.

Było wczesne popołudnie, gdy opuścili teatr. W całkowitym milczeniu przeszli dwie ulice, nim Alyssa puściła jego rękę. Spojrzała w górę, zachwycając się spokojną, błękitną barwą bezchmurnego nieba. Miała cały dzień wyłącznie dla siebie. Z dala od Gildii, natrętnych spojrzeń i wykańczających treningów. Zalała ją fala ulgi.

– Zmieńcie menedżera, bo ten sprzeda was na organy, jeśli dostanie dobrą ofertę – powiedziała znużona, przerywając ciszę.

Gdyby spojrzała na chłopaka, dostrzegłaby malującą się na jego twarzy niepewność, jednak zamiast tego wciąż wpatrywała się w niebo. Rozważała różne scenariusze spędzenia tego dnia, nim z westchnieniem przeniosła wzrok na swojego towarzysza.

– Nie bój się, nie zjem cię. Możesz już iść – powiedziała poważnie, a gdy nie zareagował, dodała: – Jeśli pójdziesz wzdłuż tej ulicy, trafisz na Rynek, a tam nie zabraknie ci atrakcji. Bądź tak dobry i zostań tam przez kilka godzin. Powinniśmy udawać, że spędziliśmy czas wspólnie, więc wróć do hotelu pod wieczór.

Chłopak wciąż patrzył na nią zdezorientowany. Mówiła do niego po angielsku, zakładając, że zna ten język, skoro jego menedżer się nim posługiwał. Teraz dotarło do niej, że mogła być w błędzie, a chłopak zupełnie nie wie, czego ona od niego chce. Przez krótką chwilę rozważała przejście na japoński lub mandaryński, który jeszcze kaleczyła, jednak ostatecznie uznała, że szkoda zachodu. Łatwiej było odejść, więc skierowała się w boczną uliczkę i zostawiła go za sobą.

– Poczekaj! – zawołał po angielsku.

Jednak rozumie, pomyślała.

Zatrzymała się i pozwoliła się dogonić.

– Powinniśmy iść razem – dodał niepewnie, gdy się z nią zrównał.

– Po co mamy iść razem, skoro możemy osobno? – spytała, po czym dodała konspiracyjnym tonem: – Nie bój się, nikomu nie powiem. Po prostu idź już.

Nie zważając na niego, ruszyła przed siebie. Blondyn podążył za nią. Po kilku krokach nie wytrzymała i zirytowana odwróciła się ze słowami:

– Posłuchaj, chłopcze.

– Jayden – poprawił ją. – Właściwie Yi Jee Dae, ale wszyscy mówią do mnie Jayden.

Imię wystarczyło, by dopasować narodowość. Koreańczyk. To wzbudziło jej ciekawość. Nie poznała dotąd żadnego ani nie uczono jej koreańskiego. Siedziba Azjatyckiej Gildii mieściła się w Japonii i to stamtąd pochodziła większość zabójców, z którymi skrzyżowały się jej ścieżki. Zlecenia z Azji trafiały się sporadycznie, a większość wykonywała w Chinach, więc Korea była dla niej zagadką. Nie na tyle jednak interesującą, by poświęciła więcej niż pół minuty na przyglądanie się znakom szczególnym chłopaka, którego nie zamierzała więcej spotykać.

– Posłuchaj, Jayden. Masz wolne popołudnie. Spędź je miło, dobrze? – odparła spokojnym, lecz stanowczym tonem.

Chciała się go jak najszybciej pozbyć, aby móc w samotności nacieszyć się błogim lenistwem na świeżym powietrzu. Po raz pierwszy od wielu tygodni nie musiała się przejmować zachowaniem pozorów. Udawanie, że otrząsnęła się po półrocznym uwięzieniu, wyczerpywało ją fizycznie i psychicznie. Za wszelką cenę musiała przekonać wszystkich, że może wrócić do pracy. Nawet przed Oliwierem starała się ukrywać ataki paniki, które nachodziły ją w ciągu dnia. Nareszcie dostała szansę, by oddychać naprawdę, i ostatnie, czego potrzebowała, to obca osoba zakłócająca jej pierwszy wolny dzień od wyjścia spod ziemi. Myśl o wolności upoiła ją na tyle, by wyleciały jej z głowy wcześniejsze obawy, że król ją testował.

– Nie znam miasta i mam słabą orientację w terenie, więc jeśli nie chcesz, żebym z tobą poszedł, zaprowadź mnie do hotelu.

Skrzywiła się. Nie mogła ryzykować, że chłopak wróci, a Darius się o tym dowie. Tak błaha sprawa nie była warta drażnienia króla. Ze wszystkich sił starała się zignorować cichy głos, który szeptał w jej głowie, że wokół niej po raz pierwszy nie ma nikogo, kto by ją obserwował. Była wolna. Mogła uciec. Wsiąść do pociągu i wyjechać jak najdalej stąd, a później biec do utraty sił, aż znajdzie się w miejscu, w którym Gildia jej nie dosięgnie. Spojrzała tęsknie za siebie w ulicę prowadzącą na dworzec. To było takie łatwe. Po kilkunastominutowym spacerze byłaby już w wagonie i zostawiła za sobą cały swój świat. Problem polegał na tym, że całego zostawić nie chciała, a kara za jej ucieczkę dosięgłaby dzieciaka, który nie potrafił się jeszcze obronić. Westchnęła zrezygnowana i przeniosła wzrok na chłopaka stojącego przed nią. Perspektywa spędzenia z nim dnia wydawała się nieunikniona.

– Dobrze, skoro nalegasz, możemy iść razem – poddała się.

Liczyła, że jego obecność powstrzyma ją przed zerwaniem się do biegu w stronę wolności.

Przemierzając ulice miasta, wróciła myślami do motywów, które mogły kierować Dariusem. Pomysł z koncertem i dniem wolnym w towarzystwie obcego chłopaka spoza Gildii nie był w stylu króla. W wyrzuty sumienia także nie wierzyła, bo Darius musiałby mieć sumienie, by je odczuwać. Nigdy nie był troskliwym tatusiem rozpuszczającym swoją małą księżniczkę, a przy tym z pewnością miał świadomość, jak niekomfortowa jest ta sytuacja.

Najbardziej pasowała hipoteza dotycząca pozbycia się jej z organizacji, jednak Alyssie trudno było uwierzyć, żeby ot tak wyrzucił do kosza cały wysiłek włożony w jej szkolenie. Z drugiej strony nie słyszała też o tym, by ktoś dalej należał do Gildii po zabiciu innego jej członka bez pozwolenia. Darius wolałaby pozbyć się niepotrzebnej osoby, sprzedając ją innej organizacji lub całkiem zlikwidować, niż zwrócić wolność, lecz lepsze wyjaśnienie nie przychodziło jej do głowy. Wizja odejścia wywoływała w niej jednocześnie przerażenie i ekscytację.

Pozwoliła myślom płynąć swobodnie, gdy w ciszy przemierzali brukowane ulice miasta, oddalając się od dworca. Krajobraz wokół nich powoli się zmieniał. Stare kamienice ustąpiły miejsca nowocześniejszym budynkom, a następnie osiedlom pełnym domków jednorodzinnych, a i te niebawem całkiem zniknęły, gdy dotarli do polnej drogi, która ostatecznie doprowadziła ich do siatki odgradzającej spory teren. Alyssa odsłoniła dziurę w ogrodzeniu ukrytą między krzewami, po czym przeszła na drugą stronę.

– Nie ma furtki? – Jayden odezwał się po raz pierwszy, odkąd zgodziła się, by jej towarzyszył.

Przez całą drogę był tak cicho, że prawie zapomniała o jego obecności.

– Gdzieś na pewno jest.

– Wolno nam tam wejść? – zapytał niepewnie.

– Oczywiście, że nie, ale i tak nikogo to nie obchodzi. Możesz tu zostać, jeśli chcesz – powiedziała, po czym ruszyła przed siebie, nie czekając na jego decyzję.

Chłopak stał w miejscu, niepewny, co powinien zrobić. Po chwili wahania zdecydował, że lepiej pójść za nią. Gdy przechodził przez dziurę, zahaczył podkoszulkiem o wystający drut. Materiał delikatnie się rozerwał. Przyglądając się szkodom, Jayden szedł w stronę dziewczyny. Wzrok podniósł dopiero, gdy prawie na nią wpadł.

Stali nad urwiskiem, a pod nimi rozciągało się ogromne zalewisko. W przejrzystej tafli wody odbijał się intensywny błękit nieba. Akwen był otoczony z każdej strony białymi skałami, między którymi przebijały się bujne zielone krzewy i drzewa. Jaydenowi z wrażenia zaparło dech.

– Piękne – powiedział zdumiony, a na jego twarzy malował się szczery zachwyt.

– Chcesz podejść bliżej? – spytała Alyssa, wskazując ręką na strome zejście do niewielkiej plaży.

Dopiero gdy podążył wzrokiem w kierunku, który wskazywała, zauważył, że nie są sami. Po przeciwnej stronie skał spacerowało wiele osób, nawet pary z dziećmi. Nieopodal grupa znajomych siedziała na kocu, urządzając sobie piknik. Tuż przy brzegu leżały dziewczyny w skąpych strojach kąpielowych, a i w wodzie nie brakowało ludzi. Najwyraźniej znajdowali się w najmniej zatłoczonym skrawku tego miejsca.

– Nie, dzięki, tu mi dobrze – zapewnił.

– Gdybyś zmienił zdanie, po drugiej stronie jest łagodniejsze zejście – powiedziała, widząc jego nietęgą minę.

Przytaknął, bardziej by dać znać, że rozumie, niż że zamierza się tam udać. Nie zwracając już na niego uwagi, Alyssa usiadła wygodnie na trawie i objęła ramionami kolana. W czasie zamknięcia wielokrotnie przywoływała w pamięci to miejsce. Wspomnienia otwartej przestrzeni i świeżego powietrza pozwalały na moment zapomnieć o małej zatęchłej dziurze, w której utknęła. Bezkres nieba i łaskotanie trawy zastępowały ciemność i dotyk brudnej ziemi drażniącej skórę. Delikatny powiew wiatru przyjemnie orzeźwiał twarz opromienioną słońcem. Wokół roznosił się zapach kwitnących nieopodal kwiatów. To wystarczyło, by w końcu jej umysł zaznał upragnionego ukojenia.

– Jak to możliwe, że coś takiego znajduje się tak blisko centrum? – Jayden przerwał ciszę.

– To zalany kamieniołom – odparła zdawkowo, nie odrywając spojrzenia od tafli wody.

Zaskoczony Jayden przyglądał się uważnie otoczeniu, by znaleźć dowód potwierdzający jej słowa, a jednocześnie próbował sobie wyobrazić, jak to miejsce wyglądało, nim zalała je woda.

– Nie spodziewałem się, że na pierwszej randce z fanką będę łamać prawo, ale przyznaję, było warto.

Usiadł obok niej.

Dotąd rozważała całą tę absurdalną sytuację jedynie pod kątem intencji Dariusa. Nie poświęciła ani chwili na zastanowienie się, jak to wszystko wygląda z perspektywy tego chłopaka i jego kolegów z zespołu. Nie mogli wiedzieć o istnieniu Gildii ani o tym, kim w rzeczywistości jest Alyssa. Nic dziwnego, że Jayden wytłumaczył to sobie w najbardziej oczywisty sposób.

– Nie jesteśmy na randce, a ja nie jestem twoją fanką – powiedziała zirytowana samym pomysłem.

– Po zastanowieniu faktycznie uznaję, że typowe fanki nie zakładają słuchawek na naszych koncertach. – Zmarszczył nos. – Ale z jakiego innego powodu przygotowano dla ciebie prywatny koncert i możliwość spędzenia czasu w moim uroczym towarzystwie?

Zerknęła na niego z zaciekawieniem. Nie miała pojęcia, dlaczego zdecydował się pójść z nieznajomą dziewczyną w nieznane miejsce. Włamanie do ogrodzonego obiektu zazwyczaj nie zwiastowało niczego dobrego. Przeszło jej przez myśl, że musi być niezwykle naiwny lub nie mieć za grosz instynktu samozachowawczego.

– Dobre pytanie. Też chciałabym wiedzieć – powiedziała bardziej do siebie niż do niego.

– Może ojciec zobaczył nasz plakat w twojej sypialni? – podsunął.

Domyśliła się, że to Dariusa uznał za jej ojca, lecz tym razem nie widziała powodu, by wyprowadzać go z błędu.

– Czemu miałabym mieć wasz plakat? – spytała z nieznacznym grymasem.

– Nie udawaj – odparł rozbawiony.

Pociągnął za wystający z jej kieszeni kabel, tym samym wyjmując podłączony do nich odtwarzacz. Jedną ze słuchawek wsadził do ucha, po czym nacisnął play. Ku własnemu zaskoczeniu nie usłyszał piosenek ze swojej ostatniej płyty.

– To tego słuchałaś? – zapytał zmieszany.

– Przykro mi, że łamię ci serce, ale rano nie wiedziałam nawet o waszym istnieniu.

Przez chwilę przyglądał się jej podejrzliwie, po czym podążył za jej spojrzeniem w stronę wody. Rozmowa się urwała, gdy siedzieli niemal bez ruchu, każde pogrążone we własnych myślach. Upłynęło sporo czasu, nim postanowił przerwać ciszę.

– W takim razie po koncercie wybrałaś mnie, bo jestem taki przystojny?

Przez tę krótką chwilę, którą z nim spędziła, zdążyła zauważyć, że jak na typowego artystę przystało, ma o sobie wysokie mniemanie. Niespiesznie odwróciła głowę, by przyjrzeć się dokładnie jego twarzy. Miał smukłą szczękę z pełnymi ustami, które wygiął w pewnym siebie uśmiechu, odsłaniającym perfekcyjnie białe zęby. Jednak to nie one przykuły jej uwagę, lecz barwa ust w odcieniu różu wpadającego w brzoskwiniowy. Podniosła wzrok na czekoladowe oczy ozdobione długimi rzęsami i gęste brwi układające się w nieco złowrogi sposób, przez co przypominał karykaturalnych złoczyńców z bajek. Były ciemne i gęste, co wydawało jej się dość zabawne w połączeniu z jasnymi włosami w odcieniu słomy. Jedynym problemem był odrobinę zbyt duży nos, jednak uznała, że pasuje do całości. Miał bardzo ładną chłopięcą twarz i smukłą, choć niczym niewyróżniającą się sylwetkę. Był przystojny i nie mogła temu zaprzeczyć.

Niemal tak przystojny jak Kitsune, choć wdelikatniejszy sposób, pomyślała, po czym zganiła się za to porównanie. Zwłaszcza że z wyglądu nie byli podobni. Wystarczyło spojrzeć na Jaydena, by zakwalifikować go jako sympatycznego i otwartego na ludzi, co nijak się miało do tego drugiego.

– Rzeczywiście jesteś całkiem ładny, chociaż jak na mój gust masz zbyt delikatną urodę – rzuciła w odpowiedzi, starając się odgonić wspomnienie o zabójcy z Azjatyckiej Gildii.

– Ałł! To bolało. – Uśmiechnął się szelmowsko. – Skoro nie wygląd, to co?

– Sposób, w jaki tańczyłeś – odparła bez wahania.

Wcześniej nie zastanawiała się nad tym, co sprawiło, że podeszła akurat do niego. Zmuszona do podjęcia decyzji, działała pod wpływem impulsu.

– Jesteś pierwszą osobą, która powiedziała, że dobrze tańczę – odparł z powagą.

– Nie powiedziałam, że dobrze tańczysz.

– Nie rozumiem.

W pamięci odtworzyła występ. Podobało jej się, gdy po kilkukrotnym zgubieniu tempa i serii sztywnych ruchów, które odsłaniały słabe punkty jego spiętej postawy, nagle postanowił zapomnieć o presji i cieszyć się tańcem. Nawet jeśli sama ostatnio zapomniała, jak to się robi, lubiła patrzeć, gdy inni czerpią radość z prostych rzeczy. Zastanawiała się, jak to jest, gdy żyje się spełnionym marzeniem. Przez chwilę trwającą krócej niż mrugnięcie puściła wodze fantazji, wyobrażając sobie, jak zarabiałaby na chleb, gdyby jej życie nie należało do Gildii.

– Wyglądałeś, jakbyś chciał stamtąd uciec, więc zlitowałam się nad tobą. – Wzruszyła ramionami, jakby to było oczywiste. – Poważnie, na początku, aż żal było patrzeć, ale gdy w końcu odnalazłeś siebie, zrobiło się ciekawiej. – Uniosła kącik ust w krzywym uśmiechu.

Przez skrzywienie zawodowe złapała się na myśli, że chciałaby zobaczyć, jak sprawdziłby się na macie, podczas ćwiczeń z rekrutami. Mogłaby się założyć, że byłby kiepski w opanowaniu odpowiedniej postawy, jednak ciekawiło ją, czy ta nieprzewidywalność, którą w nim dostrzegła, ostatecznie dałaby mu przewagę. Ponownie obrzuciła Jaydena uważnym spojrzeniem, po czym z przekonaniem doszła do wniosku, że trudno byłoby znaleźć osobę, która w jeszcze mniejszym stopniu nadawałby się na zabójcę.

– Nie jestem pewny, czy to komplement, czy obelga – powiedział ze skwaszoną miną.

Uśmiechnęła się enigmatycznie, pozostawiając to bez odpowiedzi.

Wydawnictwo Papierowy Księżyc

skr. poczt. 220, 76-215 Słupsk 12

tel. 59 727-34-20, fax. 59 727-34-21

e-mail: [email protected]

www.papierowyksiezyc.pl