Droga do Bayernu - Patryk Szlicht - ebook + książka

Droga do Bayernu ebook

Szlicht Patryk

0,0

Opis

Droga do Bayernu to historia świadomego wojownika, który wyruszył w podróż za marzeniami. Mateo, czyli główny bohater powieści, ma bardzo trudne dzieciństwo. Już w wieku dwunastu lat traci swojego ojca. Musi bardzo szybko dojrzeć i zaopiekować się rodziną. Poprzez swoje doświadczenia zaczyna rozumieć, jak ulotne może być życie. Świadomie decyduje więc, że stworzy z niego arcydzieło.

Mateo jest piłkarzem i na pewnym etapie swojej kariery zostaje zauważony przez Bayern Monachium. Wkracza na ścieżkę samodoskonalenia, która prowadzi go przez nieprawdopodobne zdarzenia i pozwala poznać niesamowitych ludzi. Dzięki temu staje się zdecydowanie lepszym człowiekiem i wybitnym zawodnikiem.

Ostatecznie dociera do niego, że największym sekretem życia jest…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 190

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



DROGA DO

BAYERNU

PAMIĘCI

mego Ojca i Dziadka

Tytuł oryginału:

Droga do Bayernu

Redakcja i korekta:Magdalena Cwajna

Zdjęcie na okładce:Justyna Prabucka

Projekt graficzny, skład:Christopher [email protected]

ISBN: 978-83-958110-4-3

© 2020, Patryk Szlicht. Wszelkie prawa zastrzeżone www.patrykszlicht.pl

IDEA

Wierzę, że każdy z nas

ma obowiązek, aby zawalczyć

o życie swoich marzeń.

Wszyscy nazywali go Mateo. Piłka nożna była jego

największą pasją. Miał wielkie marzenie – chciał zapisać

się w dziejach historii jako najlepszy zawodnik

wszechczasów. Pomimo ogromnego strachu i wątpliwości,

postanowił wyruszyć w podróż za swoim szczęściem.

Niestety jej początki wcale nie były takie kolorowe…

Narodziny legendy

Mateo mieszka na wsi. Każdego ranka mieszkańców budzi głośne pianie koguta. Dzień rozpoczyna się już o piątej nad ranem, kiedy wschodzi słońce. Wioseczka jest na tyle mała, że wszyscy się doskonale znają. Tworzy to niezwykle rodzinny klimat. Jednak ma to również swoje minusy, gdyż nic się przed nikim nie ukryje. Gdy komuś powinie się noga, wszyscy natychmiast o tym wiedzą. Gdy ktoś zdradzi żonę, mieszkańcy koniecznie muszą wiedzieć z kim. Gdy ktoś straci pieniądze, wszyscy chcą wiedzieć, jak do tego doszło. Cóż, może po prostu taka jest ludzka natura?

Mateo każdego dnia biega po polu za piłką. Ma dopiero sześć lat. Jedyne, co się dla niego liczy, to zabawa. Na wsi nie ma boiska. Krążą o nim jedynie legendy. Trzeba radzić sobie inaczej. Bramki robi się z cegiełek lub bluz, a piłka jest utkana z owczej wełny. Jednak nikomu to nie przeszkadza. Dzieciaki doskonale się bawią. Nigdy nawet nie śmiałyby prosić o więcej. Zadowalają się tym, co mają. Mateo jest częścią grupki składającej się z samych starszych chłopaków. Niektórzy są od niego nawet dwa razy starsi. Wioska nie liczy aż tylu mieszkańców, żeby każdy miał tutaj rówieśników. Dlatego grupa jest bardzo zróżnicowana wiekowo. Jednak dzięki temu, ci młodsi mogą uczyć się bardzo dużo od tych starszych. A starsi nie zamykają się na pomysły młodszych. Wszyscy się wspierają i tworzą podwórkową rodzinę. W grupce nie ma niestety żadnych dziewczyn. W tym wieku największą miłością młodego mężczyzny jest piłka. Nikt sobie nawet nie zaprząta głowy dziewczynami. Nawet jeżeli mieszkałyby one w wiosce, to prawdopodobnie toczyłyby z chłopakami podwórkową wojnę. W tym okresie raczej więcej ich dzieli, niż łączy.

Chłopaki zawsze po śniadaniu biegną na pole, żeby zagrać pierwszy mecz. Z reguły zaczynają z opóźnieniem, ponieważ czekają na Lukasa, który jest właścicielem piłki. Jest jednocześnie najstarszym członkiem ekipy, więc nikt nie próbuje mu się przeciwstawiać. Wszyscy grzecznie czekają, aż w końcu przyjdzie w umówione miejsce. Gdy wreszcie drużyna jest w komplecie, zaczyna się poranna rozgrywka. Na boisku nie liczą się przyjaźnie. Najlepszy kumpel nagle staje się największym rywalem. Mecze toczą się na „śmierć i życie”. Każdy daje z siebie wszystko. O dziwo, nikt nigdy nie tłumaczył chłopakom, że powinni tak grać. Oni czują naturalną potrzebę bycia najlepszymi. Jeżeli coś robią, to robią to po prostu na sto procent, zachowując przy tym uśmiech na twarzy. Rodzice mają zakaz wstępu na boisko, ponieważ dekoncentrują zawodników. Mama ma prawo jedynie zawołać syna na obiad, ale nie może wchodzić na plac gry. Boisko jest święte. Dlatego, gdy Mateo musi wracać do domu, wie o tym cała wioska. Gardło Mamy nie wytrzymuje, ale mimo to trzyma się kodeksu i zasad, które stworzyli chłopcy.

Wszystko na wsi odbywa się w doskonałej równowadze. Momenty ciszy i spokoju przeplatają się z hałaśliwymi odgłosami traktora, a wypoczynek z tytanicznie ciężką pracą. Mateo doskonale odnajduje się w tym środowisku. Jednak jeszcze nie zdaje sobie sprawy, do jak wielkich rzeczy został stworzony. Póki co, jest jedynie zwykłym sześciolatkiem, który po prostu dobrze gra w piłkę. Dostaje ogromne wsparcie od swoich rodziców. Mówią do niego „Mistrzu” i pokazują, że bardzo w niego wierzą. Na każdym kroku jest uczony, że zawsze, ale to zawsze, powinien dążyć do perfekcji. Mama i Tata dostrzegają w nim ogromny potencjał, więc robią wszystko, aby Mateo go w pełni wykorzystał. Zdają sobie sprawę, że ciąży na nich duża odpowiedzialność. Chcą wychować swoje dziecko jak najlepiej. Zresztą… Jak każdy rodzic. Jednak dla nich stanowi to najwyższy cel, a wręcz misję. Chcą, aby Mateo stał się szczęśliwym człowiekiem i spełniał swoje marzenia. Wiedzą, że muszą być wzorami do naśladowania, dlatego, że dziecko uczy się przez przykład, a nie przez wykład.

Rodzice – niezwykli w swej zwykłości

Mama była śliczną blondynką z niebieskimi oczami. Jednakże oprócz uroku osobistego, była przede wszystkim piękna mentalnie. Niestety, niewiele osób potrafiło to dostrzec, ponieważ przypinali jej łatkę stereotypowej, niezbyt inteligentnej blondynki. Na początku ją to bolało, potem zrozumiała, że niektórzy ludzie po prostu nie potrafią myśleć samodzielnie. Wolą ślepo powtarzać różne prawdy i reguły, które dla niej nie ma miały po prostu sensu.

Była najukochańszą osobą pod słońcem. Bezinteresownie pomagała wszystkim dookoła i nie czuła się przy tym wykorzystywana. Dawanie dobra innym zapewniało jej ogromne poczucie spełnienia. Jej miłość promieniowała dosłownie na wszystkich, nawet obcych. Potrafiła rozmawiać z ludźmi o problemach, nawet tych, które skrywali na dnie swojego serca. Zawsze uważała, że urodziła się z tą zdolnością. Nigdy tego nie ćwiczyła. Nie była psychologiem z zawodu. Jednak tworzyła warunki w rozmowie, przy których ludzie chcieli się otwierać. Opowiadali o tym, co ich nurtuje. Wyciągali na powierzchnię sytuacje, które zakorzeniły się głęboko w ich podświadomości. Mama sprawiała, że ludzie czuli się po prostu dobrze i dzięki niej zaczynali żyć pełnią życia.

Tata był inny. Raczej wycofany. Nie lubił być w centrum uwagi. Zawsze wolał robić zdjęcia, niż się na nich znajdować. Poza tym, gdy za fotografa robiła Mama, to zawsze ucinała wszystkim głowy. Oczywiście na zdjęciu. Zatem można powiedzieć, że Tata został fotografem z przymusu. Jednak lubił to. Uwieczniał każdy ważny moment. Wiedział, że Mateo kiedyś dorośnie i będzie chciał powspominać wspólnie spędzone chwile. Zbierał wszystkie jego prace, które narysował w przedszkolu. Co ciekawe, wkładał je wszystkie do pudełka, które ostatecznie zamknął i schował w piwnicy. Było ono podpisane „Otworzyć w 2020”. Taki właśnie był Tata. Nie szukał poklasku. Bezinteresownie robił coś dobrego dla innych i nigdy nie oczekiwał niczego w zamian. Można powiedzieć, że był niezwykły w swej zwykłości. Mateo darzył Tatę ogromną miłością. Rodziców kocha się oczywiście po równo, ale siłą rzeczy czuł większą więź z ojcem. W końcu to dwóch mężczyzn.

Tata przekazywał swojemu synowi piękne wartości. Mówił, że zawsze powinien reagować, gdy innym dzieje się krzywda. Na każdym kroku zaznaczał, że wielu starszych chłopaków to kozaki, jedynie gdy są w grupie. Jednak w pojedynkę nie są już tacy cwani. Mateo brał te rady do siebie i zamieniał je w czyny. Kiedyś w przedszkolu zdarzyła się pewna sytuacja. Pewien chłopiec był dręczony przez resztę grupy. Śmiali się z niego, wytykali palcami i zabierali mu buty. Mateo nie mógł na to patrzeć. Widział, gdzie chłopcy schowali buty i bez chwili zastanowienia wyjął je z kryjówki i oddał właścicielowi. Grupie się to nie spodobało. Jednak dziewczynom to zaimponowało. Chłopak o imieniu Antek opluł go i powiedział, że nie umie się bawić. Mateo poczuł przez chwilę strach przed liderem, ale twardo bronił swoich wartości, tak jak uczył go Tata. Wiedział, że zabawa, w której komuś dzieje się krzywda, to żadna zabawa. Przetarł policzek i dalej robił swoje. Grupa przestała zabierać buty niewinnemu chłopcu. Chcieli to robić, jednak wiedzieli, że Mateo zawsze będzie stawał w jego obronie. Dali mu zatem spokój.

Tata mówił też, że dziewczyny bardzo lubią piłkarzy. Dlatego Mateo naprawdę chciał być światową gwiazdą futbolu. Wszędzie brał ze sobą piłkę. Gdy poszedł do szkoły, każdego dnia zakładał buty piłkarskie. Śmiali się z niego, jednak nic sobie z tego nie robił, bowiem białe Adidasy były dla niego obuwiem na każdą okazję. Dzięki nim zawsze i wszędzie był gotowy do gry. Piłka stawała się dla niego ważniejsza niż jedzenie, a pójście na obiad było traktowane jak kara.

Któregoś dnia Mateo grał z chłopakami na podwórku. W pewnym momencie najstarszy zawodnik, czyli Lukas, zawołał młodego do siebie. Miał mu kilka słów do powiedzenia. Mateo przybiegł w podskokach, ponieważ Lukas stanowił dla niego wzór do naśladowania. Był przecież najlepszy na boisku, odważny i na dodatek bardzo inteligentny. Nosił też okulary, które zabawnie sterczały mu na końcu nosa, jednak młody oczywiście nigdy mu tego nie powiedział.

— Masz ogromny potencjał dzieciaku…

— Dzięki, Lukas.

— Jeszcze nie skończyłem. Trochę już gram na tym podwórku i znam się na tym sporcie.

— I to bardzo.

— Myślę, że powinieneś się zapisać do klubu. Podwórkowe granie ci nie wystarczy. My tutaj robimy to jedynie hobbystycznie. Ty, mały, przejdziesz do historii. Traktujesz mnie poważnie?

— Oczywiście, Lukas.

— W takim razie, zrób tak, jak mówię. Pogadaj ze swoimi rodzicami i poproś, żeby zapisali cię do pobliskiego klubu. Wróżę ci wielką karierę. Robisz trzy razy więcej żonglerek niż my wszyscy razem wzięci. Twoja technika jest fascynująca. Jesteś jeszcze młody, a już widać, że bardzo dużo myślisz na boisku. Tutaj będziesz się marnował. Musisz pójść dalej.

— Ale ja lubię z wami grać.

— Tak, mały. My z tobą też. Do końca życia zapamiętam tę akcję, którą ostatnio zrobiłeś. Przeszedłeś sam całe boisko i zszyłeś1 trzy osoby. To bezczelne, a zarazem godne mistrza. Musisz wypłynąć na głębsze wody. Uwierz mi, że tak będzie po prostu lepiej. Zobaczysz, kiedyś mi jeszcze za to podziękujesz.

Mateo uśmiechnął się i podziękował, ale w środku czuł ogromny strach. Nigdy nie grał w żadnym klubie. Nawet nie wiedział, jak to wszystko tam wygląda. Widział w swojej głowie przerażające scenariusze. Obawy trochę go blokowały, jednak ogromnie cenił sobie słowa Lukasa. Był w niego wpatrzony jak w obrazek. Od pierwszego wspólnego meczu wiedział, że chce być taki jak on. Poszedł więc do rodziców i powiedział o rozmowie ze swoim mentorem. Nie byli oni specjalnie zaskoczeni, zupełnie tak, jakby to wszystko ze sobą ustalili. Jednak Mateo miał jeszcze małą główkę i nie wiedział, że cała wieś konspiruje za jego plecami. Wszystko było dogadane. Rodzice zgodzili się i powiedzieli, że już od bardzo dawna o tym myśleli. Pójście do prawdziwego klubu piłkarskiego byłoby ciekawym doświadczeniem. Granie w piłkę nabrałoby wtedy zupełnie innego znaczenia.

1 zszyć - przepuścić piłkę pomiędzy nogami przeciwnika

Nieśmiały krok ku wybitności

Minął tydzień zanim wspólnie podjęli decyzję. Mateo ubrał się na pierwszy trening. Założył swoje buty na każdą okazję, ulubioną koszulkę i najzwyklejsze skarpetki. Tata miał zawieść syna na miejsce zbiórki. Jednak pomylił lokalizację i pocałowali klamkę. Mateo odetchnął wtedy z ulgą, bo gdzieś tam w głębi, bardzo się bał i nie chciał iść na pierwszy trening. Tata oczywiście zdawał sobie z tego sprawę. Wiedział jednak, że mimo to syna trzeba lekko pchnąć, tak, aby nabrał odwagi. Gdy już się to stanie, wtedy znikną wszelkie obawy i z pewnością zakocha się w trenowaniu.

Na właściwe miejsce dotarli z lekkim opóźnieniem. Mateo wysiadł z auta i nieśmiałym krokiem ruszył w stronę drużyny. Przywitał się z trenerem, który miał już swoje lata. Jednak biła od niego dobra energia. Mateo czuł się dzięki niemu bezpieczniej. Gorzej to wyglądało w relacjach z kolegami. Okazało się, że wszyscy byli od niego cztery lata starsi i świetnie ze sobą zintegrowani. Młody odwrócił się po raz ostatni do samochodu, by pomachać Tacie na pożegnanie. Ten jednak odjechał chwilę wcześniej, bo doskonale wiedział, że syn musi poradzić sobie sam. Oczywiście – martwił się, ale ogromnie w niego wierzył. Siła tej wiary potrafiła zabić nawet największe obawy.

Rozpoczął się mecz. Mateo na początku unikał piłki. Chciał wyczuć kolegów i zrozumieć, jaki mają styl gry. Poziom był dość wysoki, bo wszyscy byli od niego starsi, a w tak młodym wieku cztery lata stanowią bardzo dużą różnicę. Jednak stopniowo zaczął się odnajdować. Coraz odważniej się odzywał, a potem to już prawie krzyczał. Bardzo chciał, aby więcej do niego podawali. Jednak unikali tego, ponieważ myśleli, że ten „leszcz” pewnie nie umie jeszcze nawet dobrze kopnąć piłki.

Na boisku dostrzegł jeszcze jednego chłopaka, do którego nikt nigdy nie podawał. Nikt z nim nawet nie rozmawiał. Dlatego też zapewne nie angażował się w grę. Chodził jedynie po boisku i rozmyślał. Był smutny. Nie czerpał radości z gry. Mateo nie mógł na to patrzeć. Brak uśmiechu na boisku to w jego podwórkowej filozofii największy grzech. Lukas i spółka mieli swoje zasady. A to oznaczało, że wszyscy mają takie samo prawo do grania. Każdy, kto jest na boisku, powinien cieszyć się tym, co robi. O to chodzi przecież w tej pięknej grze!

Zdenerwował się. Zabrał piłkę swojemu koledze z drużyny i podał ją do zamyślonego chłopca. Ten oczywiście ją stracił, ponieważ kompletnie nie spodziewał się, że ktoś będzie chciał z nim grać. Przyzwyczaił się, że wszyscy go olewają. Totalnie zepsuł akcję, a Mateo dostał przez to siarczystą reprymendę od kapitana. Nie podobało mu się to. Mieli świetną okazję na strzelenie gola. Kapitan powiedział stanowczo, żeby Mateo już więcej tego nie robił.

Mecz trwa dalej… Bramkarz rozpoczyna grę. Podaje do bocznego obrońcy. Obrońca zagrywa do środkowego pomocnika. Rozgrywający przerzuca piłkę na skrzydło, gdzie hasa sobie Mateo. Młody przyjmuje piłkę, prowadzi w stronę bramki. Wykonuje dynamiczny zwód i jest w świetnej pozycji, żeby strzelać. — No dalej! Uderz! — krzyczą wszyscy. Mateo nie decyduje się na strzał. Po raz kolejny podaje piłkę do osamotnionego chłopca. Ten ponownie ją gubi. Inicjatywę przejmuje drużyna przeciwna. Wyprowadzają skuteczny kontratak i zdobywają gola. Trener gwiżdże i daje znać, że to koniec meczu.

Zespół Mateo przegrał. Kapitanowi zdecydowanie się to nie spodobało. Nie lubił przegrywać. Lubił za to rozkazywać i być liderem. Mateo był pierwszym, który mu się przeciwstawił. Nie pasowało mu to.

— Dlaczego podałeś mu tę piłkę? — zapytał rozzłoszczony chłopak.

— Bo był wolny — odpowiedział nieśmiało Mateo.

— Przecież miałeś idealną pozycję do strzału.

— On też.

— On nie umie grać. Nikt mu nie podaje. Nie zauważyłeś?

— Zauważyłem. Dlatego ja mu podaję.

Kapitan odszedł, bo widział, że ta rozmowa nie ma sensu. Wiecznie zamyślony chłopiec uśmiechnął się jedynie ukradkiem i pobiegł do swojej mamy, która odbierała go zawsze z treningów. Mateo czekał na swojego Tatę, który lubił sobie czasem zapomnieć, aby odebrać dziecko z zajęć. Jednak w tej sytuacji młodemu to nie przeszkadzało. Mógł sobie zostać dłużej na boisku, które miało przynajmniej prawdziwe bramki i prawdziwą trawę. Nie to co u niego na wsi. To był jednak trochę inny świat.

— Mateo! Chodź tu na chwilę — zawołał trener.

— Słucham, trenerze?

— Dlaczego podawałeś piłkę jedynie do tego chłopca?

— Dlatego, że nikt do niego nie podawał. My na podwórku gramy tak, żeby każdy dobrze się bawił. Czasem jeden idzie na bramkę, żeby inny mógł pograć w polu. Takie mamy zasady. Podajemy do wszystkich, nawet do tych, którym nic nie wychodzi. Nie krzyczymy na nich. Jesteśmy rodziną.

— Kto cię tego wszystkiego nauczył, dzieciaku?

— Lukas.

— Kto to taki? Twój kolega?

— Mój pierwszy trener.

— Oj, mały. Będą z ciebie ludzie… Ale teraz zmykaj. Chyba twój tata właśnie przyjechał.

Z oddala słychać głośne trąbienie. Niebieski Matiz już czeka na parkingu. Muzyka gra głośno, a Tata jest jak zwykle w doskonałym humorze. Nie przejmuje się kompletnie swoim spóźnieniem. Pewnie nawet nie zdaje sobie z niego sprawy. Mateo wsiada do auta i razem wracają do domu. Po drodze nie rozmawiają za dużo, ponieważ Tata prowadzi pilną rozmowę służbową. Szkoda, bo akurat dzisiaj Mateo bardzo chętnie by mu o wszystkim poopowiadał.

Treningi w klubie stają się coraz fajniejsze. Jednak Mateo zaczyna być coraz bardziej eksploatowany. Ma bardzo dużo nauki w szkole. Jeździ na różne konkursy. Do tego dochodzą jeszcze zawody sportowe. Oczywiście jeździ na wszystkie, ponieważ jego wuefistka mówi mu, że nadaje się do wszystkiego. Równolegle do zajęć piłkarskich, Mateo chodzi również na zajęcia z tańca towarzyskiego. Akurat w tym kierunku popychała go zawsze Mama. Jednak nigdy nie był do niczego przymuszany. Zawsze czerpał radość z tańca. Poza tym, na zajęciach miał mnóstwo fantastycznych przyjaciół. Taniec wcale nie jest zupełnym oderwaniem od piłki. Te dwie dziedziny, wbrew pozorom, mogą się świetnie uzupełniać, a Mateo darzy pasją obie te dyscypliny. Jednak jest jeden minus – rozkład zajęć w ciągu tygodnia uniemożliwia mu mecze z kolegami na podwórku. Bardzo mu tego brakuje. Żaden mecz swoim klimatem nigdy nie dorówna podwórkowym zmaganiom. Atmosfera była tam po prostu niepowtarzalna. Pozostawił swoje serce na podwórkowym boisku. Bramki z cegłówek, jedna piłka na całą wieś, podział na tych w koszulkach i na tych bez koszulek. To wszystko dawało niesamowity efekt. Nie da się go odtworzyć.

Mistrz opuszcza ucznia

Mateo rozwija się bardzo intensywnie. Rodzice cały czas go wspierają. Ma bardzo dobre wyniki w nauce, jak i w sporcie – czwartą i piątą klasę ukończył nawet ze stypendium. Wymagania wobec niego ciągle idą w górę, nie da się ukryć, że odczuwa lekką presję, zwłaszcza, że widzi, że jego rówieśnicy nie starają się aż tak bardzo. Jednak to go nie powstrzymuje, ponieważ od zawsze dążył do bycia najlepszym. Wszystko, czego dotykał chciał zamieniać w złoto. Tak był po prostu nauczony. Jego rodzice zawsze stawiali mu poprzeczkę bardzo wysoko. Mateo dostrzega, że jest troszkę inny niż wszyscy. Nie umie tego dokładnie wytłumaczyć, jednak gdzieś w środku jest silnie przekonany o swojej odmienności. Na początku ma wrażenie, że to coś złego, stara się dopasowywać do grupy, po to, żeby być zaakceptowanym. Na zajęciach piłkarskich widzi, że ma inne podejście od pozostałych. Jest bardziej profesjonalny. Trener stawia go zawsze jako wzór do naśladowania, co zdecydowanie nie podoba się kolegom. Gołym okiem można dostrzec przejawy zazdrości i dokuczania. Mateo jest uznawany za człowieka orkiestrę. Potrafi pisać, tańczyć, recytować, grać w piłkę, skakać w dal, uprawiać biegi długodystansowe. Jest niezwykle wszechstronny. Wszystko mu się doskonale układa. Aż do pewnego momentu…

Jest 4 października 2012 roku. Mateo jest w szkole. Około godziny 11:45 doznaje dziwnego przeczucia na lekcji religii. Jednak nie przykłada do tego większej uwagi. Było ono naprawdę silne, ale nie wiedział, co konkretnie miałoby ono sugerować. Przez cały dzień jest w mieszanym nastroju. Dzwoni ostatni dzwonek, który oznacza koniec lekcji i powrót do domu. Przynajmniej dla niektórych. Dla innych oznacza czas na dodatkowe zajęcia, czyli prawdziwą „edukację”. Jest czwartek, a więc Mateo ma w planie zarówno piłkę, jak i tańce. Wychodzi na parking przed szkołę. A tam czeka jego dziadek.

— Dziadek?! — Mateo nie dowierza, ponieważ zawsze ze szkoły odbierali go rodzice.

Dziadek nie odpowiada. Ma bardzo poważną twarz. To była pierwsza wyraźna wskazówka, która udowadniała, że coś tu ewidentnie nie gra. Nie jadą na zajęcia. Jadą do domu. Mateo idzie do swojego pokoju odrabiać lekcje. Nie jest świadomy tego, że zaraz jego życie obróci się o sto osiemdziesiąt stopni. Nagle do domu wchodzi Mama, cała zapłakana. Mateo czuje skręt w żołądku. Ma wrażenie, że wie, co zaraz usłyszy, ale do ostatniej chwili modli się, żeby to się nie stało. Jednak niestety padają najboleśniejsze słowa, które młody chłopiec może usłyszeć:

— Tatuś umarł.

Mateo wybucha płaczem. W jednej chwili pęka mu serce. Dowiaduje się, że właśnie odeszła najważniejsza osoba w jego życiu. Płacz przeradza się w wycie, które jest pełne bólu. Biegnie do góry po schodach i krzyczy w poduszkę. Rozwala wszystko w pokoju. Słyszy Mamę, która płacze na dole. Każdy przeżywa to na swój sposób. W samotności. Trudno wyrazić słowami, z jak wielkim cierpieniem przyszło im się mierzyć. Tata był młodym człowiekiem. Nikt nie spodziewał się jego śmierci. To był wstrząs dla całej rodziny. Był to moment, w którym każdy chciał udowodnić swoją siłę, radząc sobie z tym w pojedynkę. Wszyscy mieli mocne charaktery i uważali, że najlepszą metodą w takiej sytuacji jest konfrontacja z bólem sam na sam. Z pewnością takie postępowanie będzie miało mocny wpływ na ich psychikę. Jest jeszcze jedna postać, która nie wie do końca, co się dzieje. To drugi syn Taty i Mamy. Nazywa się Olivier. Ma jedynie pięć lat, więc zupełnie nie rozumie, co stracił. Cała rodzina próbuje uchronić go przed cierpieniem. Dopiero po latach odczuje je na własnej skórze. Jednak w tym momencie nie rozumie, że właśnie zmarł jego Tata i już nigdy go nie zobaczy.

Po wielogodzinnym rozpaczaniu cała trójka zasypia z wycieńczenia. Mateo budzi się rano i ma nadzieję, że to wszystko się tak naprawdę nigdy nie wydarzyło. Modli się, żeby to był tylko zły sen. Wstaje jako pierwszy i idzie do babci, która mieszka po sąsiedzku. Jest cała we łzach. Wtedy Mateo pojmuje, że to nie był tylko zwykły sen. Wczoraj naprawdę zmarł jego ojciec. Kładzie się u babci w sypialni i zaczyna rozmyślać. Ma już dwanaście lat. Jest młody, ale inteligentny. Zastanawia się, jak teraz będzie wyglądać jego życie? Co powinien zrobić? Jak się zachować? Czuje się niezwykle zagubiony. W jednej chwili spadło na niego wielkie brzemię, a zarazem ogromna odpowiedzialność. Zadaje sobie pytanie „Dlaczego ja?”, jednak na nic się to nie zdaje. Odpowiedź nie nadchodzi. A Bóg jak zwykle milczy w takich sytuacjach. — Stchórzył, czy co? Zabrał mi ojca, a teraz nawet nie potrafi odpowiedzieć dlaczego? — oburzał się młodzieniec. Zjadł śniadanie u babci i wrócił do domu. Spojrzał na Mamę. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Była załamana. Trudno znaleźć słowa, które określiłyby jej stan. To było nie do opisania. Starała się udawać i pokazywać, że jest silna, jednak po oczach było widać, jak głębokiego bólu doświadcza. Nie ma co się dziwić. Ktoś w jednej chwili zabrał połowę jej serca. Ich miłość przecież była naprawdę wielka i szczera. Weszliby za sobą w ogień. Ludzie kochali ich jako parę. Gdziekolwiek się pojawiali, zawsze było wesoło. Byli sobie przeznaczeni. A jednak Bóg postanowił ich rozdzielić. Gdzie tu sprawiedliwość?

Minęły dwa smutne dni. Trzeba było przygotować się do pogrzebu. Mateo, Mama i Olivier pojechali do kościoła. Pierwszy raz od dłuższego czasu pojawili się razem w kościelnej ławce. Budynek był wypełniony aż po same brzegi. Nie była to jednak niedziela, a jedynie zwykły dzień tygodnia. Mateo był w szoku. Zrozumiał, że ci wszyscy ludzie przyszli tutaj dla Taty. Kochali go. Jakby się chwilę nad tym zastanowić, to faktycznie nigdy nie miał żadnych wrogów. Potrafił się z każdym dogadać. Wszyscy darzyli go ogromnym szacunkiem. A on dalej pozostawał niezwykle skromny. Ideał. Przed mszą trumna znajdowała się w kaplicy. Cała rodzina i przyjaciele weszli tam, by ostatni raz zobaczyć ciało. Jedynie dziadek został na zewnątrz i pilnował, aby Mateo nie wchodził do środka. Jednak młodemu bardzo na tym zależało. Dziadek uległ wreszcie prośbom wnuka i pozwolił mu po raz ostatni zobaczyć się z Tatą. Młody wszedł do kaplicy i jedyne, co usłyszał w tej grobowej ciszy, to łkającą z bólu babcię, której przyszło chować swojego syna. Straszne. Mateo podszedł nieśmiało do trumny i ujrzał zimne i drętwe ciało swojego ojca. Wyglądał jakby słodko spał. Ten widok już na zawsze pozostał w jego pamięci. Postanowił, że zostawi w trumnie starą piłkę, którą dostał od Taty, gdy był jeszcze małym chłopcem. Nie wyglądała atrakcyjnie, ale miała olbrzymią wartość sentymentalną.

Gdy Mateo wyszedł z kaplicy, od razu wrócił do kościelnej ławki. Był zdruzgotany, ale starał się tego nie pokazywać. Wolał utrzymać powagę chwili. Msza była niezwykle uroczysta. W międzyczasie zebrało się jeszcze więcej ludzi, a młody czuł się w tym tłumie odrobinę zagubiony. Nie wiedział, jak ma się zachowywać. Wszyscy na niego patrzyli i zastanawiali się, co ten biedny chłopiec teraz pocznie.

Po mszy wyruszono na cmentarz. Dopiero na otwartej przestrzeni można było naprawdę dostrzec, jak wiele osób zebrało się w jednym miejscu i jednym czasie, aby pochować jednego, wspaniałego człowieka. Wszyscy stali nad grobem i składali kondolencje. Mateo przypomniał sobie sytuację sprzed roku, gdy całą rodziną byli na ślubie cioci i wujka. Ludzie życzyli młodej parze mnóstwo zdrowia, szczęścia, wytrwałości. Nowożeńcy oczywiście byli wniebowzięci. Tata podszedł do pani młodej i również życzył jej wszystkiego, co najlepsze. Jednak gdy podszedł do pana młodego, powiedział mu na ucho „Kondolencje, stary, kondolencje”. Tak właśnie Mateo wspominał składanie kondolencji. To skojarzenie nie pozwalało mu zachować poważnej miny, a jest ona przecież wymagana w trakcie pogrzebu. Uśmiechał się ukradkiem. Dało się to zauważyć. Jednak nikt nie wiedział, gdzie młody ucieka myślami. Wiedział to tylko on. Inni ludzie trwali w głębokim żalu. Byli tam doprawdy wszyscy – zawodnicy z drużyny piłkarskiej, ekipa ze szkoły tańca, znajomi z klasy, rodzina bliższa, dalsza, przyjaciele i wiele, wiele osób, które Mateo widział po raz pierwszy w swoim życiu. Dało się bez problemu zauważyć, że odszedł ktoś ważny.

Po