13,00 zł
Ksiazka ta niesie ze sobą mądre przesłanie, że życie jest ulotne i tylko od nas zależy jak je wykorzystamy i co z nim zrobimy. Książka wywwołuje w nas różne uczucia, czytając ją raz się śmiejemy, a za chwilę znowu wzruszamy. Lektura ukazuje nam jak ważne jest, byśmy pamiętali, że każdy dzień mógłby być pierwszym, ale również może być ostatnim.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 191
Rok wydania: 2015
BOHDANBOROWIK
DOTYKSYBERYJSKIEJŚMIERCI
WS POM NI ENI A ZG ŁĘB I TA J GI
Copyright©2015,BohdanBorowik.
Allrightsreserved
Nopartsofthisbookmaybereproducedinany material form,including photocopying or storingin anymediumbyelectronicmeansandwhetheror nottransientlyorincidentallytosomeotheruseof thispublication,withoutthewrittenpermissionof thecopyrightholder.
Permissionmaybysoughtdirectlyfrom Borowik-LabFund.www.bel-borowik.com
phone: +48 604875247
Forinformation onall Bel publications visit our websiteat www.bel.lt
Dnia29listopada1948rokubyłaniedziela,siedziałemwpokojuzcórką.Miałemiśćna mszędokościoła,alejakośsięguzdrałeminie poszedłem.Byzająćmyśli,którestalekrążyły wokółmojejwcześniejszej„wizyty”naUB,grałem z córeczką w bierki.
Naglektośenergiczniezapukałdodrzwi. Ziuta, moja żona, poszła otworzyć.
Jakiśsiódmyzmysł,nabytyjeszczenapolowaniach,kazałmizbliżyćsiędookna,abywyskoczyćiuciec.Wmatowejszybiezobaczyłem szarmanckiecałowaniewrękęiuprzejmesłowa. Tomniezatrzymało,zawahałemsięnaułamek sekundyjaknaklatkachspowolnionegofilmu...
potemwielerazyprzypominałemsobieten moment.
Dałem się podejść.
Myślałem,żejakrazsięudało,to...Niezawsze jest jednak świętego Jana.
Wkorytarzuszybkoskończyłysiękurtuazje. Szybkiewejścieijużstałoprzedemnądwóch oficerówMOwrandzekapitana,jedenznich celowałwemniepistoletem.Rutynowozapytali o personalia.
-Pokazać dowód osobisty!
Milicjant,trzymającwrękudowód,kazałpodawać sobie wszystkie zapisanew nim szczegóły.Następniesprawdzałtłustympalcem,czyda sięoderwaćzdjęcie,czyprzypadkiem–jaksię wyraził–niejestdowalone.Niemiałemzich stronyżadnejodpowiedzilubwyjaśnienia,oco chodzi.Miałemrobić,cokażąibasta.Gburowatoucięlitrwożliwepytaniażony.Wszystko tostałowostrymkontraściezpoczątkowąkurtuazją.Zostałempoddanyskrupulatnejrewizji osobistej,anastępniedokładnieprzetrząśnięto całemieszkanie,zostawiającjewkompletnym bałaganieiprzypłaczucórki,iżonymusiałem opuścićdom,jaksiępóźniejokazało,nazawsze.
PodeskortądoprowadzonomnienaMO(MilicjęObywatelską)wCzęstochowie.Zostałem zamkniętywcelipopijakach,oczymświadczył ostryzapachmoczu,któryzlewałsięzrozkładającymisiępozostałościamiłazaneknapodłodze. JużpokilkugodzinachspędzonychnaMOrozbolałamniegłowaijakzbawienie,spadłna mnie rozkaz opuszczenia celi.
Byłajużgodzinadwudziestadruga,obaj oficerowiechwialisięnanogach,przynodze stołustałabutelka po czystej zwykłej.
* * *
Dnia 11 maja 1949 roku zostałem wezwany na rozprawę sądową. W pokoju siedział sędzia, protokolant i tłumacz, ten sam od przesłuchań w NKWD. Nie było prokuratora, wyglądało na to, że wyroki są ustalone z góry, bez trybu odwołań i składania zażaleń. Sędzia przeczytał mi zarzuty: szerzenie wrogiej propagandy, przyłączenie zachodniej Białorusi do Polski i w punkcie drugim, uprawianie kłamliwej goebbelsowskiej propagandy przez mówienie, że oficerów polskich w Katyniu zabili Rosjanie. Wyrok na rozprawie nie został ogłoszony, po czym mnie wyprowadzono.
Strażnikwyprowadziłmniedoinnejceli, mieszczącejsięnagórnympiętrze,gdziebyli zgromadzeniwspółtowarzyszeniedoli,którzy zdrżeniemsercaoczekiwalinawyroki.Tłok wsalipanowałtakduży,żeniebyłomowy opołożeniusięnaposadzce,apozatymatmosferadookołanieskłaniaładospoczynku.Jedni naklęczkachgłośnosięmodlili,odmawialiróżaniec.Innibliscyobłęduwspominaliswych bliskich,przeklinalicicho,takbystrażniknie słyszał.Wielupłakało.Wyrokiwykonywanoodrazuwpodziemiach.Wpiwnicachinakorytarzachzabijanoodrazustrzałemwtyłgłowy.Wiedziałem,żejeżeliniewywołająmnie wprzeciągusiedmiudni,oznaczatotakiwłaśnie koniec.
Pokilkudniachdowiedziałemsięodwspółwięźniów,zacosiedzą.Jedenzewspółwięźniów, Białorusin,którywojnęprzeżyłszczęśliwie jakofrontowykierowca,trafiłpowojniezakratkizasprawąswegosąsiadaBuchbauma,który awansował nawysokiego oficeraNKWD.Teraz czekałnasmutnykoniecwkazamatachNKWD. Innegozewspółwięźniówpodejrzewanoowypisywanie wierszyków na Stalina w toalecie.
Siedziałemwtejcelijużpięćdniizdążyłem siępogodzićzeswymlosem.Pomimoosłabienia wyobraźniapracowałaminiezwykletrzeźwo, wnieprzerwanymciąguprzywodzącprzedoczy nawetnajbardziejbłahezdarzeniazmegożycia. Snułasięnademnąnićoptymizmu,dziwnie wierzyłem,żeuniknękuliwciemnychlochach ipóźniejszego dołuzwapnem. Niestety, nie dane mibyłowtedywidziećmrocznejprzyszłości,anajbardziejbóluodpolskojęzycznegoUBpopowrocieztułaczkidokraju.
Uchodziłemwśród kolegówzatwardzielaiprzecieżnierazwczasie okupacjiocierałemsięodamęzkosą,alemożenaskutekatmosferypanującejwtejceli,byłem tak bardzo przejęty.
Każdegodniakogośwywoływanoiwsumie,wyrokioscylowałyodspontanicznegopożegnaniasięzżyciempostrzalegdzieśwpiwnicy, dodwudziestupięciulatwyjazdunabiałe niedźwiedzie.Zostalitakżewywołaniwięźniowie, którzyprzebywalitudwatygodnie,oczekując nawyrok.Nigdyjużniewrócili.Znaleźlisię więźniowie,którzyodmówilizanichwieczny odpoczynek.
Zniecierpliwościąoczekiwałemkiedymnie wywołają.Popołudniupiątegodniapobytuwywołanomojenazwisko.Wiedziałem,żewcale naegzekucjęniemuszęczekaćtygodnia,otzałatwiają po kolei. Strażnik kazał mi wyjść.
Ztrzeciegopiętraprowadzonomniedopiwnicyzrękamizałożonyminaplecach.Nieoglądającsięzasiebieszedłemkorytarzem.Słońce świeciłozostregokąta.Wszybierozpoznałem strażnikaijakąśmaręoiskrzących,błędnych oczach.Całąsiwąipokiereszowaną.Zdziwiłem się,żetakbardzoitakszybkomożnasięzmienić.Przygotowanybyłemnanagłystrzałwtył głowyinasłuchiwałempośródkrokówodgłosuwydawanegoprzezbrońprzedoddaniemstrzału.Jużwielokrotnierozmyślałemoswymżyciu, aleterazschodzączestrażnikiem,poczułemsię naglelepiej.Wprawdzieskończęnienajlepiej, aleznajdęoparcieuOstrobramskiejMatki.Tu iterazprzydałosięprzypomnieniespotkania mającegomiejscepodczasgimnazjalnejpielgrzymkizBrześciadoOstrejBramy.Niebyło i dalej nie będzie łatwo, ale wytrzymam.
Nagle padła ostra komenda strażnika:
-Na prawo dwierji.Wchodit’!
Gdywszedłemdopokojuzzawieszonymi portretamiStalinaiBerii,zastałemcywilaza biurkiemzarzuconympapierami.Najprawdopodobniej wyrokami na dzień dzisiejszy.
-To wy jesteścieWolański? – spytał.
Nie czekając na odpowiedź rzucił wyrok:
– Jesteścieskazanina25latspecjalnychzakładów karnych.
Nastąpiłacisza.Wiedziałem,żemajeszcze cośdopowiedzeniaidziwiłomniecałyczas,że nieodczytujewyroku,jaktosięzwyklewsądachpraktykuje.Patrzącnamniejaknaprzedmiot,awłaściwiejaknalesoruba,rzuciłjeszcze formułędoznudzeniapowtarzanąprzezpolitrukówwpowojennejPolsce.Stalinjestdobrymczłowiekiem,niejestonżądnykrwiidlategonie skazałwasnaśmierć.Byłemoszołomionytym wyrokiem,alezdrugiejstronyodetchnąłem, żebędęjednakżyć.Jaksiętujednakpogodzić zniemiłąperspektywądwudziestupięciulatłagru?
Wceli,doktórejteraztrafiłem,wszyscy współwięźniowiemieliwyrokirównopo 25lat. Nastrojewtejceliniebyłyjużtakiegrobowe. Pocieszaliśmysięjaktylkomożnanawzajem, naróżnesposoby.Ato,żeżyjemy,cojestnajważniejsze.Ato,żeamerykańskiprezydent Eisenhower szykuje bombę atomową,która rozwiąże,jakzadotknięciemczarodziejskiejróżdżki,naszeproblemy.Towszystkokiedyśsięmusi skończyćiwrócimydodomu,doPolski.Nikt niesądził,żeto,cosiędziałonaRakowieckiej przyudzialeLunyBrystygierowejiBermanatworzyłobardziejlogiczneprzesłankidopozostania w łagrach.
Zamuramiroztaczałasięwiosna,czasem niosłysięwołaniacyranek,lecącychdogniazd nadMuchawcem.Jakżepięknebyłyczasy,gdy polowałem na Polesiu.
CzyjeszczekiedyśzobaczęBug.Cobędzie.Comnieczeka?Nierazztychmarzeńwyrywały mniekrzykibitych.Wtedymrowieprzechodziło mi po plecach.
MajorJewriejmiałcałyarsenałśrodkówdo zmiękczaniakrnąbrnychPolaczków.Wjego pokojuprzesłuchaństałaspecjalnaklatkaumocowanawrogupomiędzyścianą,akratąokna. Znajdowałasięonanawysokościramion.Skazaniecmusiałprzykucnąćiwsadzićdoniejgłowę. Przed oczyma miał dwa pręty wbite w ścianęnawysokościoczu.Zasobąkołoszyimiał równieżpręty.Ztakunieruchomionągłowąbył bityprzezmajora.NaczalstwoNKWDchwaliło majorazadobrąisprawnąrobotęprzywymuszaniu zeznań.
Takupłynąłjeszczemiesiąc,gdywczerwcu 1949rokucałagrupazostałaranowyprowadzonanadziedziniecwięzienia.Najpierwkazalisię wszystkimrozebraćdonaga.OficerNKWD,określanyjakoJewriej,kazałkażdemuznas kucaćisprawdzałprzypomocylusterka,czy niemamynożaskładanegolubinnychnarzędzi schowanychwodbycie.Następnienaszeubraniawywracanonadrugąstronęiprzetrząsano. Wszyscymielinasobiepieczątkipokichach (pasachgumowychodbetoniarek) lubłańcuchach, natomiastubraniabyłypoplamionekrwią.Po tychzabiegachjasnestałosię,żeopuszczamy miejscenaszegoponiżeniaijesteśmywysyłani na spotkanie białego niedźwiedzia.Zaiste.Wkrótcepancernewrotawięzienia pootwieralistrażnicyizaładowalinasnasamochody.Przedbramąstałykobiety,częstożony isiostryskazańców,którejakośzwiedziałysię otransporcieipróbowaływrzucićpodplandekizawiniątkazchlebemimachorką.Strażnicy tłuklikogopopadniekolbami,takżekobiety uciekałyzdrogi.Gdydrogazrobiłasiępusta, strażnicynaodchodnympogrozilipięściami zbiegowiskuiwrzasnęliwskazującnanaskarabinami,żejesteśmybandytami-faszystami! Kolumnasamochodówskierowałasięnabocznicękolejową.Stalinaniejżołnierzeradzieccy zpepeszamigotowymidostrzału.Samochody zwięźniamipodjechałydoskładubydlęcychwagonów,któreteraznadługietygodniestałysię naszympodwodem,wiozącymnasnawschód kubiałemuniedźwiedziowi.Jeszczenigdydotąd niejechałemsowieckąsalonką,jaknazwaliśmy naszdomnakołach.Odrazubyłowiadomo,że służyłaraczejniedawnodoprzewozurogacizny, gdyżnapodłodzeiścianachznajdowałysięjeszczeresztkisierściiekskrementów,którezgarnęliśmywkątwagonu,takbymożnasiębyło rozłożyć na podłodze.
Wagonmiałnadbudówkędlaoddziałueskortującychstrażnikóworazzakratowaneokienko z powiększoną dziurą,bymożnabyłownią wkażdejchwiliwłożyćlufęodpepeszy.Na środkuwagonustałabarasza.Baraszatowedług słownikałagrówbeczkadlazałatwianiapotrzeb fizjologicznych.Pokilkudniachpodróżyzregułybyłapełnaisiadanienaniejkończyłosię zregułydlaniewprawnychopryskaniemud,plecówiinnychczęściciałaorazłachów,którebyły równocześnie i bielizną, i szynelem.PodczaspodróżyJankowizSamborapod Lwowemwywiązałasięgangrenanogi.Stare ranyporazachodmajoraJewriejawkontakciezpodłogąbydlęcegowagonuspowodowały infekcję.Niebyłowody.Niebyłośrodkówantyseptycznych.Polewanieranymoczempowodowało dalsze zaognienie. Jeden z więźniów, będącykapitanempiechoty,powiedział,żema sposóbiregularnieprzeztrwającątrzydnidrogędoMińskawylizywałiwysysałwłasnymi wargamiropęzrany.WMińskudowagonudokwaterowanonowychwięźniów.Jankazabrano iprzekwaterowanodogrupybolnych.CibolnyjezPolszyniezadługodostaliodwraczareceptę, którą był wyrok i egzekucja w mińskich lasach.
PosiłeknapostojuwMińskuwydawałsiędla wygłodzonychwięźniówucztąrzymską.Każdy dostałpojednejrybieosolonej,wśrodkunadgniłej,orazpółkiloczarnegochleba.Dotego posiłkujakopopitokprzysługiwałydwakubki wodyzwiadra.TobyłprzydziałKompartiidla łagierludiejnanastępnądobę.Komusięniepodobało,mógłodrazudostaćkulęwłeb.Wystarczyłotylkosiękrzywićimękolićnajakościową stronę takiego menu.
Łagiernikmusiałcałościoworeprezentować sobąpełnąakceptacjętakoczywistychrzeczy jak: środki transportu, pożywienie i toaleta.
Przezdwadni,którepociągstałwMińsku, przyglądałemsięprzezszparyznanemuotoczeniumiasta,którenieraziniedwaodwiedzałemwmłodości.Tojeszczetakniedawnotuniedalekotańczyłemdorananaostatnimbalusylwestrowym.
Orkiestragrałapierwszyprzebójtychlat–„Polesiaczar”,wylansowanytak,żebyłongranynawszystkichparkietachod„Adrii”wWarszawie po „UjutnyjUgałok” w Mińsku.
Srebrzyścieskrzysięksiężycnaśniegu,powietrzetakczyste,żeniesierytmhendaleko,aż zaDniepr.GłosOrdonki:„Polesiaczartokniejenenufary,Polesiaczartoleśnejgłuszyzewi wdaligdzieśmgiełsnująsięopary”...–but zodłażącązelówkąwystukiwałrytmtangaw podłogęwagonu.Roześmiałemsięwduchu,to nieparkietsalibalowej,alewagonzabity deskami,któregopoprzednimipasażeramibyło bydełko.Niemamteżjedwabnejkoszuli ismokingunasobieanilakierków,tylkobutyz odrąbanymiprzezNKWDobcasami,takbym niemógłnimiwyłamaćpodłogiwagonu.Nie mam wokółwspaniałych perfum, tylko odórbaraszy.Zamiastroześmianegotowarzystwaciasnowokółskupienitowarzyszeniedoli.Wnajśmielszychrojeniachbujnejfantazjinie mogłemdojśćdotakiejdiametralnejodmiany losu.Pomimoopresji,wjakiejznajdowałemsięibolączekswoichiwspółkolegów,wiedziałem jedno–tocoterazsiędzieje,tojakieśzadanie, któreOpatrznośćzesłałaiodemniezależy,czy wygram, czy przegram. Co jest tu stawką?
Czyprzeżycie?Czynieupodleniesię iśmierćzhonorem.Doświadczeniezdobytena polowaniachpodpowiadałozawszeopcjęnajkorzystniejszą.Opcjęzjaknajmniejsząstratą.Ale towszystkobyłotaktykątylkonateraziBóg jedynywiedział,wjakąstrategięułożąsięte wszystkietaktycznekroki,obliczonegłówniena przeżycie.Przypomniałemsobiewtymmiejscu współwięźniaRaszpondazKamieńcaPodolskiego,którywsposóblotny,jasnymyślowo doszedłprostodostrategicznejfinalnejrozgrywki.Tenniebawiłsięjakjawtaktyki.Podczas pierwszego przesłuchania przez majora Jewrieja wbrzeskimwięzieniunazwałsłużbowegoenkawudzistę Judaszem.Niezałamaligoanibiciem,anignojeniem wkazamatachkompartii.Zawsze,gdywnocy Raszpondprzychodziłminamyśl,zimnystrach przechodziłpomychkościachjakcyngasyberyjska.Niemiałemtyleodwagi,bywybraćtaki sposóbprzyjęciaśmierci.Bolesnośćtegoprzekraczałamojewyobrażenie.Polatachkatorgiwłagrachwidzęjednak,żemojawędrówkaza życiem,tamojawalkaoprzeżycie,przyniosła wsumiedalekowięcejudrękiniżwymyślnetortury enkawudzisty majora Jewrieja.
Podwóchdniachpostojunastacjikolejowej wMińskuruszyliśmywdalsządrogę.Wagon szczelniepozamykanoiwśrodkutrudnobyło podczastransportuwytrzymać.Byliśmywszyscybrunatniodpyłuitylkobiałkaoczuświeciły jakprzezroczysta,galaretowatarybawjeziorze Bajkał.Siedzącnapodłodzewagonuopierałem sięplecamioplecywspółwięźniaLecha.Czułem,żejegotułówrównieżfalujewrytmwybijanejpodeszwąmelodii.Takszczepieniwtangu jechaliśmywagonemdoSmoleńska,azaorkiestręsłużyłonamburczeniewbrzuchuzgłodu. LechpochodziłzBaranowicz.Byłstudentem polonistykinaUniwersytecieim.JanaKazimierzaweLwowie,przemianowanegonaIwana Franko.Strażnik,eskortującynaszwagon,za machorkępozwoliłrodzinieLechaprzekazać mupaczkęnadrogę.TerazLechutrzymałpod kolanamiswebogactwo,naktóreskładałsię:połećsłoniny,woreksucharów,dwietorbycukru iróżaniec.
Oucieczceniebyłomowy,przynajmniejnarazie,gdyżwkażdymwagoniejechałaeskortaizawszeczuwałwartownikzpepeszą gotową do strzału.
Pociągstawałnieraznastacyjkach,gdziedoładowywanodalszychnieszczęśników.Podczas tejtygodniowejpodróżydoSmoleńskanastacji Borodiszkiomałoniedostałemwgłowękamieniem.Gdyotworzonowrotawagonu,enkawudzistazacząłgłośnoinformowaćludzistojących naokołonaperonach,żewioząfaszystówdo łagru.Wyglądaliśmynaprawdęjakterminatorzy Hefajstosa.Ubrudzeniwekskrementach ipokryci grubąwarstwąkurzu.Jakaśkobietadobiegłado mnie z krzykiem:
Tyfaszystskajaswołocz,protiwtebiapogibmojGrisza.Wzburzeniezatrzymałomina chwilęgłos,leczszybkosięopanowałemiwykrztusiłem:
-Ja nie Giermaniec, ja że Polak...
Kobietauchwyciłasiężelaznejsztabyodwrót wagonu,twarzjejnaglezmieniłasięizemocją wyrzuciła ramiona ku mnie:
-Mileńkij, a toż my nie bratja?
Strażnik,widząccosięświęci,zmierzyłsię kolbą,byjąodtrącićodwrótwagonu.Odchyliłemsięgwałtownie,niechcącrównieżdostaćna podziękowaniekolbąpepeszyiwtedypoleciałkamieńwmymkierunku.Gdyrykoszetemodbiłsięodścianywagonu,strażnikcośwrzasnął dogrupygapiównaperonie.Spojrzałemwtym kierunkuizobaczyłemczarnąpostaćwjarmułce, która szybko oddalała się nasypem.
-Bierinapitok!Bieributierbrod!–Towózekzprowiantempodjechał.Wziąłemfrykasy nanastępnądobę,półkiloniecałkiemczarnego, aleteżniebiałegochlebairybęodymionąrazem zgłową.Powypiciuprzezucztowników dwóch kubków wody z wiadra byliśmy gotowi do dalszej drogi.
Wwagonierobiłosięcorazciaśniej,jechało nasjużtrzydziestuczterechodSmoleńska. Mieliśmyinformację,żepociągzmierzaw kierunkuMoskwy.GdzieśprzedMoskwąw szczerympolupociągzatrzymanoikazanonam wysiąść z wagonów.
Podeskortąszliśmycałydzień,bypodwieczórdotrzećdobaraków,ogrodzonychkolczastymdrutem.Wtychbarakachprzebywaliśmy kilka dni, podczas których urzędnicy sprawdzali naszedane.Pobytwbarakachjednakszybkosię skończyłiponowniepopędzilinasdobocznicykolejowej.Niektórychwięźniówjednakjuż niebyło.PodobnozostalizabraninaŁubiankę wMoskwie.Losichbyłwięcprzypieczętowany.Niezdarzyłosię,byktośzbiegłzŁubianki.Wynikałotogłówniezfaktu,żewięzienie tobardziejprzypominałoszybykopalnianeniż jakikolwiekbudynek.Napowierzchniziemi wyglądałobardzoniewinnie,natomiastwgłąb miałookołotuzinakondygnacji.PodobnoturyściamerykańscybiorąnierazŁubiankęzawillę moskiewską,niezawszerozumiejąc,dlaczego dobudynkuniebędącegomagazynem,ciągle zajeżdżająsamochodyzkrytąpaką,którebiorą zaizotermy.Nieznaneimjestpojęcie„czornyjworon”.„Czornyjworon”tosamochódspecjalniewykonanydoprzewożeniawięźniów. Byłempasażeremtegocudutechnikiamerykańsko-sowieckiej.AmerykańskiFordT34, któryRooseveltpodarowałStalinowiwramach układuLendLeaseAct,fenomenalniepasował NKWDnawięźniarki.Najgorsząrzeczą,jaka mogłaspotkaćwięźniaprzewożonegow„czornomworonie”,byłoznalezieniesięprzyścianie. Na zakrętach inni więźniowie, upchani pokotem woblachowanejskrzynibezokien,napieralina nieborakaprzylegającegoakuratdościany.Ten natomiastprzypominałwtedyorientalnegofakira leżącego na szpilach.
-Trzebawiedzieć,żewramachpomocyLendLeaseActRosjanieotrzymywaliteżczęścizamienne.Wramachtychczęścinajwięcejzamawialielementówdobudowyblaszanychskrzyń, prawiehermetycznych,zryglowanymizzewnątrzdrzwiami.Amerykańskiwywiadzachodziłwgłowę,pocoRosjanomtakieilościśrub dwucalowychiniemogądodziśpojąć,żecałą więźniarkęskręcanotakimiwłaśnieśrubami. Przygrubościblachytrzymilimetryużycie piętnastokrotniedłuższychśrubokazywałosię dlakapitalistówniedopomyślenia.Człowiek kompartiiwsparty naideachKaganowiczai zagrzewanypoezjamiMajakowskiegowybiegałwswychprojektachdalej.Produktfinalny,czyli„czornyjworon”, miałnietylko uniemożliwićjakąkolwiekkomunikacjęze światemzewnętrznym,alerównieżodcisnąć bolesne piętno na więźniach. Podobnie ulica Rakowiecka,wrazzeswoimikazamatamiUB wprzewodnikach„Pingwina”jestprzedstwianajakoośrodekkulturyirozrywki. TymczasembyłatowiernakopiaŁubianki, posiadającapodobnewięźniarki,nazywanetu Lubliny.Woziłyonewjednąstronęludzido oprawcówZarakaiLuny,azpowrotem wywoziłyzwłoki.Mimotakciężkiejopresji miałemjeszczemożnośćzobaczeniamroźnegoniebanadgłową.Mało nieba, ale i pięknej Rasiji, którąteraz miałemznowuprzemierzaćprzypomocywynalazku JamesaWatta,poruszającegosięnatorachnieco szerszych.Tymrazemjednakniewepchnięto nasdobydlęcych,leczdostołypinowskichłagierludiejskichwagonów.Nazwatychwagonów wywodziłasięodministrasprawwewnętrznych Rosji–Stołypina.Trudydotychczasowychetapówwycieńczyłymójorganizmispowodowały jakieśotępienienaból,niewygodyidoskwierającyciąglechłód.Rybę,napitokikromęzwykłemjużprzyjmowaćjakzwykleprzyjmujesię drożdżówkęiśmietankę.Tyletylko,żenatym etapieniebyłojużwiadomo,dokądmamybilety.MożenaMagadan,możenaKołymę,może dokatorżniczychkopalńWorkutylubKaragandy.Zpewnością,jeżelisłałbymlistydobliskich, tonaadresiezwrotnymbybrzmiało:„Mojadres: Sowietskij Sojuz”.
Jazdaskazańcówstołypinowskimiwagonami dołagrumusiałapodlegaćokreślonemuregulaminowi.JedenzpunktówtegoregulaminuprzewidywałraznadobęposiłekRCh(rybaifunt chleba).Nowościąwstołypinowskimłagiernym transporciebyłoto,żeniebyłobaraszy.Zato obowiązkowoprzedpodaniemRChmusianosięgrupowowyzałatwiać.Więźniowienagminnie załatwialisięwbuty.Tak,żepootwarciuwagonówwychodziliprzeważniebosoiwylewali zbutówzawartośćnanasypkolejowy.Nieraz takazawartośćprzymarzławbutachiniechciałatakłatwowylecieć.Wtakimwypadkuniezastąpionymnarzędziemokazywałasięręka.Nikt jednaksięniekrępował,brałtakąrękądarowany odkompartiichlebok,boteżniebyłowiadomo przez jakie to magazyny on przechodził.
TużprzedprzekroczeniemWołgidoczepili donaszegoskładuwagonyzNiemcami.Byli toludzieoposzukiwanychzawodachzbranży elektronicznej,chemicznejifizykijądrowej, porwaniprzezSowietówdopracywośrodkach militarnych za Uralem.