Dezorientacje. Biografia Konopnickiej - Magdalena Grzebałkowska - ebook

Dezorientacje. Biografia Konopnickiej ebook

Magdalena Grzebałkowska

0,0
48,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

MAGDALENA GRZEBAŁKOWSKA NA TROPIE KONOPNICKIEJ

BEZKOMPROMISOWA BIOGRAFIA POETKI

Matka ośmiorga dzieci opuszcza męża i przenosi się do Warszawy, by pisać poezję.

Autorka bajki O krasnoludkach i o sierotce Marysi chorą córkę zamyka w szpitalu psychiatrycznym.

Pochylająca się nad losem dzieci społeczniczka oddaje obcym ludziom własnego wnuka.

Postać migotliwa, niejednoznaczna, nieuchwytna. Wybitna reporterka Magdalena Grzebałkowska mierzy się z legendą Konopnickiej. Odkrywa rysy na jej wizerunku i sprawia, że znana z czarno-białych portretów ponura matrona przeistacza się w barwną, pełną życia kobietę.

Decyzje, dylematy i rozterki Konopnickiej – buntowniczki, feministki, artystki, pokazują, że była postacią na wskroś współczesną, która wciąż może inspirować, zaskakiwać i szokować.

Magdalena Grzebałkowska – reporterka, autorka bestsellerowych biografii (Beksińskich, Komedy, ks. Twardowskiego) i reportaży historycznych. Mieszka w Gdańsku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 464

Data ważności licencji: 11/13/2029

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Projekt okładki

Wojtek Janikowski

Fotografia na okładce

Piotr Mecik/Forum

Redaktorka inicjująca i prowadząca

Dorota Gruszka

Redakcja

Daniel Lis

Konsultacja naukowa

prof. Adam Leszczyński, prof. Monika Rudaś-Grodzka, dr Alicja Urbanik-Kopeć

Opieka redakcyjna

Anna Szulczyńska

Wybór ilustracji

Magdalena Grzebałkowska, Dorota Gruszka

Współpraca

Marlena Miśkowiec

Adiustacja

Bogusława Wójcikowska

Korekta

Katarzyna Onderka, Marta Tyczyńska-Lewicka

Indeks

Artur Czesak

Zrealizowano ze środków Miasta Gdańska w ramach Gdańskiego Stypendium Kulturalnego Fundusz Twórczy

© Copyright by Magdalena Grzebałkowska

© Copyright for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2024

ISBN 978-83-240-6879-1

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2024

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Jan Żaborowski

„Nie wiem, co się dalej ze mną stanie”

Kwiaty doniczkowe z parapetów mieszkania przy Frascati oddaje Jacentowej.

Odprawia Teofilę. Wieloletnia służąca odchodzi z niespłaconym weks­lem na kwotę stu trzydziestu rubli i sześćdziesięciu siedmiu kopiejek.

Liche książki z biblioteczki ofiarowuje znajomym.

Mały niebieski kałamarzyk z Tuły zamierza podarować Laurze, najmłodszej córce. Pianino jej tylko pożyczy. Gdyby udało się wynająć instrument komuś pewnemu i wypłacalnemu, córka miałaby pomoc w dochodach.

Zofia, najstarsza z córek, wkrótce wychodzi za mąż. Dostanie od niej gospodarskie rupiecie i większość mebli.

Tadeusz, najstarszy syn, który w swoim mieszkaniu ma tylko dziu­rawy stołek, otrzyma szafkę. „Gruchot to stary, z którego nie miałabyś pociechy i Ty wielkiej” – wyjaśnia Zofii w liście1.

Helenie, środkowej córce, nic nie zostawia. Wystarczy, że na jej nieślubne dziecko oddane pod opiekę obcej kobiecie przeznacza kilka rubli miesięcznie.

Drobnym, pochyłym pismem na kartce wielkości dłoni robi spis: biurko, cztery wyplatane krzesła, kołdra, stary fotelik, konsolka mahoniowa rozkładana, stolik prosty z szufladą, półeczka wyplatana stojąca, półeczki dwie drewniane wiszące, obrazek, serweta i cztery serwetki, stary dywanik, talerz drewniany, dwa kubeczki do papierosów, zapalniczka oraz stolik prosty z przedpokoju.

Te rzeczy chce zostawić na przechowanie znajomemu.

Dokłada tam kilka cennych książek, wśród nich albumy Grottgera i Starą baśń Kraszewskiego. Ma jeszcze tacę z frażetowskim obrzeżem, a po ojcu – czerwony flakonik kryształowy do likieru i kryształową puszkę do herbaty. Też zostaną na razie w Warszawie. Kiedy tylko znajdzie nowe miejsce do życia, ściągnie wszystko do siebie i urządzi się od nowa.

Z rzeczy osobistych ma pocerowaną bieliznę, kapelusz, rękawiczki, czarną suknię, paltot i stare trzewiki.

Kilka złotych pierścionków, zegarek niewielkiej wartości i złota obsadka pióra − to jej cały majątek. Nadadzą się znakomicie do zastawiania w lombardzie.

W styczniu 1890 roku, po miesiącu przygotowań, czterdziestoośmioletnia Maria Konopnicka, poetka, wieszczka, opuszcza stolicę Kraju Nadwiślańskiego. Nie żałuje tego miasta, jego błota, w którym trzeba brnąć po każdym deszczu, i wywołującego kaszel gęstego pyłu, unoszącego się nad ulicami w suche dni.

Warszawian też nie lubi. „Niektórzy zowią mnie dziką, że z ludźmi obcuję niechętnie, dla cóż ja już na to poradzę, że razi mnie tak bardzo wszelka próżność, czczość konwenansów i pewna nędza duchowa, którą z niewielkim wyjątkiem, wszędzie tu spotykam” – pisała w 1881 roku i do tej pory nie zmieniła zdania2.

Konopnicka jeszcze nie zna celu swojej podróży. Kilka tygodni wcześniej informowała Stanisława, średniego syna: „[…] nie wiem, co się dalej ze mną stanie i czy mnie gdzieś w świat losy nie zapędzą. Na Litwę może, bo mam paszport roczny do Cesarstwa – albo gdzie. […] Wyjadę gdzieś dalej, żeby się o mnie tak bezpośrednio te sprawy z Heleną nie obijały. Spokoju tylko szukam do pracy. Do Warszawy nic mnie nie wiąże; wszędzie znajdę warsztat do pisania, bylem siły miała po temu”3.

„Okropna istota”

1

Dwa lata wcześniej.

Jest sobota 19 listopada 1887 roku.

Z woli cara w Imperium Rosyjskim i w Królestwie Polskim jest to sobota 7 listopada 1887 roku4.

W trzypokojowym mieszkaniu przy Frascati panuje nieład. Zofia, dwudziestojednoletnia córka Marii Konopnickiej, absolwentka Instytutu Panien Polskich w Paryżu, pakuje neseser podróżny. Jeszcze dziś wyjeżdża pod Kijów, gdzie w majątku rodziny Podhorskich znalazła pracę nauczycielki. Oprócz rzeczy osobistych zabiera z sobą prezenty od matki – nową czarną sukienkę i futerko.

Brat Zofii, dziewiętnastoletni Jan, przyjechał tego dnia na Frascati z Zegrzynka, gdzie pracuje w młynie parowym. Chce pożegnać się z siostrą. Być może zamierza też odprowadzić ją na dworzec. Samotna kobieta na ulicy, bez opieki mężczyzny, naraża się na zaczepki obcych.

Maria Konopnicka ma już plany na wieczór. Kiedy tylko Jan i Zofia wyjdą z domu, zaparzy sobie czarną kawę i zasiądzie przy biurku. Redaktorzy „Tygodnika Ilustrowanego” czekają na zamówiony wiersz o Adamie Mickiewiczu, a „Kuriera Warszawskiego” – na stały felieton Humanusa (to pseudonim poetki).

Plany Marii i jej dzieci burzy kilka słów zawartych w telegramie, który przychodzi po południu: „Ojciec umierający, konie czekają w Sieradzu. Konopnicki”.

Zofia śle wiadomość do Podhorskich, że musi odłożyć przyjazd. Jan wie, że jeśli nie wróci do poniedziałku do Zegrzynka, może stracić pracę w młynie. Ale to nie jest teraz ważne. Całą trójką muszą jak najszybciej dostać się do folwarku Góra, gdzie umiera Jarosław, mąż poetki, ojciec ich sześciorga dzieci.

Przed nimi szesnastogodzinna podróż. Powinni ubrać się ciepło. „Kurier Poranny” informował dziś, że o trzeciej nad ranem ciepłomierz wskazywał zaledwie 1,2 stopnia w skali Réaumura (czyli 1,5 stopnia Celsjusza)5. I przewidywał: „Powietrze półpogodne, mniej zimne, możliwa mgła, wieczorem możliwy śnieg lub mgła. Radzimy wziąć paletot zimowy i parasol”.

Ruszają.

„[…] jedziemy do Łowicza, a dalej ekstrapocztą do Sieradza. W Sieradzu koni nie ma […]. Jedziemy tedy znów ekstrapocztą do Warty, z Warty do Góry w najwyższym niepokoju. […] Pędziliśmy od piątej godziny w sobotę, przez całą noc do południa w niedzielę” – Maria zda później stryjowi relację z wyprawy6.

Gdy przyjeżdżają, przed dom wychodzą mieszkańcy zdziwieni niespodziewanymi gośćmi. Schodzi się służba.

„A Ojciec? Ojciec u proboszcza na śniadaniu. Zdrowszy? Nigdy nie chorował. Może sobie stryjeczek wyobrazić nasze zdziwienie”7.

Jarosław Konopnicki dzierżawi Górę od pół roku. Żyje nędznie.

Zofia, która latem po powrocie z Paryża spędziła kilka tygodni u ojca, pisała do matki: „Góra jest bardzo skromna. W domu trzy pokoje. Dziewczynki – Józia i Hela śpią w stołowym; ojciec z Jaśkiem i Klińskim w trzecim. Nie ma ani kołder, ani poduszek […], ale ładny ogród”8.

Teraz w Górze z Jarosławem mieszkają Stanisław i Tadeusz, pomagają ojcu prowadzić gospodarstwo. Jest tu też Helena.

Żadne z nich nie przyznaje się do wysłania telegramu.

Troje przybyszy postanawia odpocząć jeden dzień i w poniedziałek ruszyć w podróż powrotną.

W Warszawie Maria, Zofia i Jan są we wtorek wieczorem. „Straszna to przeprawa w takim ścisku jechać z Żydami” – poetka zawiadamia stryja9.

Zofia, z rozstrojonymi nerwami, znów szykuje się do wyjazdu. Jan wraca do młyna. Maria stara się nadrobić zaległą pracę i korespondencję.

„Wracając do telegramu […] to wiemy już, kto go przysłał. […] Mogę tylko Stryjeczkowi powiedzieć, że z moich sześciorga dzieci mam teraz tylko trzech moich poczciwych chłopaków, tudzież moją dobrą Zośkę i równie zacną Lorkę. A że nie śmierć zabrała mi trzecią, Helenę, nad tym boleję”10.

2

Umrze, ale dopiero za siedemnaście lat.

W akcie zgonu ksiądz zapisze w języku rosyjskim, że nazywała się Helena Konopnicka, była trzydziestopięcioletnią panną (odmłodzi ją o dwa lata) oraz że zmarła o ósmej wieczorem 25 stycznia 1904 roku. Kapłan poda też miejsce jej śmierci: wieś Drewnica.

Tego, że zmarła jako pacjentka zakładu dla umysłowo chorych, już nie dopisze. Nie było takiego zwyczaju.

3

Nie zachowało się ani jedno zdjęcie Heleny Konopnickiej, żaden jej portret, jeśli w ogóle był. Nie jest znany nawet najkrótszy list wysłany przez Marię Konopnicką do córki, choć przetrwało ponad siedemset listów do pozostałych dzieci. Nie ma śladu korespondencji zwrotnej11.

Korzystając z fantomowych resztek życia Heleny, wymyślam jej list do matki, żeby uzupełnić tę pustkę.

Droga mamo,

proszę nie rwać tego listu, jak inne moje, tylko go przeczytać.

Pamięta mama, jak się urodziłam w pierwszym dniu marca? Musiało być chłodno, jeszcze zima trzymała.

A moje pierwsze latko mama pamięta? Słońce stało wysoko nad Bronowem, a ja spałam w ogrodzie. Opisała to mama przecież: „Kołyseczka muślinem bieluchno przykryta, ani jedna muszka nie trafi do niej. Helenka cała różowa, na czołku aż rosa stoi, tak śpi maleństwo. […] Wyciągnęła jednę rączkę, wyciągnęła drugą, obie różane, tłuste, obie w piąsteczki ściśnięte, potem otworzyła oczki ciemne i leży cichutko, jakby nigdy nic”12.

Tyle pięknych dzieci mama urodziła.

Tadeusza w czerwcu 1863 roku, Stanisława w styczniu 1865 roku, Zofię w styczniu 1866 roku, w marcu 1867 roku – mnie, Janka w marcu 1868 roku i wreszcie Laurę w lipcu 1870 roku.

Mamusiu, czy ja od początku byłam inna niż oni?

Napisała mama kiedyś do taty: „Czy pamiętasz, jak Ci raz na wielkanocną wódkę dla chłopów Helena wyjęła z mojej kieszeni od sukni, z szafy, kilkanaście rubli, które dostałam od ojca, i jakeś je wziął potajemnie przede mną”13.

Tatuś kazał nam robić różne rzeczy, pamięta mama? Mnie zmusił do podrobienia czyjegoś podpisu na dokumencie, mówiąc: „Staraj się, żeby było podobne”. Jankowi, jak miał dziewięć lat, kazał podpisać weksel na sto trzydzieści rubli i sześćdziesiąt siedem kopiejek, które pożyczył od Teofili.

Bardzo się cieszyłam, gdy w 1878 roku zabrała mama całą naszą piątkę do Warszawy. Smutno mi było, gdy mnie tylko mama odsyłała na wieś do ojca. Chyba trochę mama skłamała stryjowi w lutym 1882 roku, tłumacząc, czemu z wami nie jestem: „[…] dopiero jak Zosia z domu ustąpi, wziąć ją będę mogła, bo teraz ledwo, ledwo mogę pracą dni i nocy nieraz wyżywić, odziać i uczyć dalej tę gromadkę”14. W Warszawie to ja bym mogła spać nawet na podłodze, byle przy mamie. I suchy chleb jeść. Miałam piętnaście lat, co ja miałam do roboty sama na wsi?

Czy to wtedy się stałam potworą, jak mnie mama później nazwała?

Przeglądam Zasady wychowania domowego Jana Papłońskiego z 1871 ro­ku. Pisze on: „Posłuszeństwo jest podstawą, na której gmach moralny wznosić należy; w dziecku jest ono nietylko cnotą, ale nawet źródłem cnót wszystkich”15. A Maria Zaleska w pracy Znaczenie posłuszeństwa w wychowaniu dodaje: „Wyrobienie uległości w dziecku jest niezaprzeczenie jednem z najważniejszych zadań wychowania”16.

Miłość mamy można było utracić przez nieposłuszeństwo.

Jako nastolatka przynosiłam mamie – słynnej poetce Konopnickiej – wstyd w towarzystwie warszawskim. W mieście, zamiast się uczyć do egza­minów, sprawiałam kłopoty. Odesłana na wieś, wywoływałam awantury, o których donoszono mamie w listach.

Plotkowano o nas.

Pewnie mama nie wie, co Adam Pług w kwietniu 1884 roku napisał do Józefa Ignacego Kraszewskiego: „[…] jedną córkę wykształciła już na guwernantkę, drugą posyła na pensję, najstarszego syna umieściła przy fabryce cukrowej, średniego przy laboratorium chemicznym, najmłodszego zaś oddała do szkoły naukowo-rzemieślniczej. Jedna tylko najstarsza córka jej się nie udała (szóste dziecko), ale ta zostawała przy ojcu, dlatego żeby złe jej usposobienie nie oddziaływało na młodsze siostry”17.

Mamy przyjaciel się zresztą pomylił. Najstarsza była Zofia.

A pamięta mama skandal, jaki stał się moim udziałem pod koniec tamtego roku?

Uciekłam od ojca do mamy. Zatrzymałam się wówczas na plebanii, w okolicach Sochaczewa, prosząc o nocleg. Przedstawiłam się jako szukająca pracy nauczycielka, córka Konopnickiej. Poprosiłam proboszcza o pożyczenie trzech rubli (chciałam mieć na dalszą drogę), a rano zniknęłam bez słowa. „Zostawiła paszport i kaftanik nocny i odjechała” – napisał znajomy księdza do znajomego mamy18. A mamę zawiadomił o tym ów proboszcz. Pewnie odesłała mu mama te trzy ruble. Konopnicka zawsze spłaca długi swoich dzieci.

A ten telegram z listopada 1887 roku też mama pamięta, prawda?

Czy to wtedy po raz pierwszy chciała mama, żebym umarła?

Tak się mamusia cieszyła, gdy pół roku później miałam jechać do Pary­ża, śladami Zosi. Miała mama mnie odwieźć i przy okazji pierwszy raz w życiu zobaczyć francuską stolicę. Może liczyła mama, że tam sposłusznieję? Zamiast tego do Francji poszedł list: „Szanowna i Droga Pani. Dotknęła mnie niespodziewanie nowa troska. Helcia zapadła nagle na jakieś nerwowe cierpienie, które się zapowiada bardzo niedobrze […]”19.

Cóż, miała mama rację, nigdy potem nie było już dobrze między nami.

Ręce mateczki całuję, Helena

PS: I bardzo mamę kocham. I mama mnie także, ja to wiem. Wszak Jan Papłoński uważa, że: „Miłość jest rodzicom wrodzoną”20.

Rękopisy płoną

1

Około dziesiątej rano w środę 18 stycznia 2023 roku włączam lampkę przy biurku w Czytelni Zasobu Wieczystego Biblioteki Narodowej i rozchylam okładki jednej z tekturowych teczek, które położył przede mną bibliotekarz. Zostały oznaczone w katalogu bibliotecznym jako „Wypisy z archiwum Marii Konopnickiej”. Wypożyczyłam je raczej z obowiązku niż z nadzieją na znalezienie skarbu.

Poetka zmarła w 1910 roku, a jej peleryna, kufer podróżny firmy Louis Vuitton, binokle, rękopisy i korespondencja, które przetrwały dwie wojny światowe, już dawno zostały zamknięte w gablotach, skatalogowane i opublikowane.

Z teczek wyjmuję koperty, a z nich wysypuję na stół dziesiątki kartoników i stron powyrywanych z wielu notesów. Każdą zapisano nerwowym, pośpiesznym, niemal nieczytelnym charakterem pisma. Atrament na nich wyblakł, ołówek się rozmazał, tusz z długopisu spełzł. Przerzucam niecierpliwie fiszki ze streszczeniami artykułów, fiszki z niejasnymi sygnaturami i z tytułami wierszy. Są tu setki nazwisk, daty oderwane od faktów i wydarzenia bez epok. Zatrzymują mnie dopiero strony opisane jako „Listy syna Stanisława”, „Listy Tadeusza”, „Listy Zofii” i „Listy Jana”.

W lutym 1882 roku Maria pisała do stryja: „Kiedy ojciec mój umarł, zostawiając sporą paczkę papierów familijnych w rękach swojej drugiej żony […] przyjechałam do Warszawy i postarałam się przejrzeć te papiery, złożone po większej części z korespondencji rodzinnej. Listy swoje wybrałam i spaliłam”21.

Kufer podróżny firmy Louis Vuitton, binokle i płaszcz podróżny, które należały do poetki.

Przez całe życie korespondowała z dziećmi, przyjaciółmi, znajomymi, wydawcami i czytelnikami. Badacze twórczości poetki na ogół są przekonani, że większość listów darła lub paliła od razu po przeczytaniu, żeby nie wozić z sobą dodatkowego ciężaru w kufrze podczas podróży po Europie.

Być może leży przede mną dowód na to, że nie do końca mieli rację.

Mam gęsią skórkę.

2

W połowie 1939 roku Zofia Niesiołowska-Rothertowa złożyła wizytę Stefanowi Dembemu.

Ona była nauczycielką języka polskiego po doktoracie z analizy artystycznej twórczości Kornela Ujejskiego, działała w Towarzystwie Opieki nad Zabytkami Przeszłości i prowadziła badania nad życiem i twórczością polskich pisarek, w tym Marii Konopnickiej.

On był założycielem i pierwszym dyrektorem Biblioteki Narodowej (od dwóch lat na emeryturze). W jego biurku spoczywała bezcenna kolekcja materiałów biograficznych polskich pisarzy i poetów, w tym korespondencja Konopnickiej, którą od lat gromadził. Część listów kupił od Laury Pytlińskiej, najmłodszej córki poetki.

Stefan Demby udostępnił swoje zbiory Zofii Niesiołowskiej-Rothertowej. Musiało się jej tego dnia spieszyć, bo zamiast przepisywać całe listy, streszczała je tylko, zakładając prawdopodobnie, że w razie potrzeby do nich wróci.

Biurko z zawartością strawił ogień, gdy we wrześniu 1939 roku trafiła w nie jedna z pierwszych bomb, które spadły na Warszawę. Wkrótce Stefan Demby zmarł.

Po śmierci Zofii Niesiołowskiej-Rothertowej w 1959 roku jej archiwum trafiło do Biblioteki Narodowej. Kilka teczek zatytułowano: „Wypisy z archi­wum Marii Konopnickiej”. Przez siedem dekad niemal nikt do nich nie zaglądał albo – po przejrzeniu zawartości – lekceważył je.

Ślad po korespondencji dzieci do Konopnickiej znalazłam jedynie w książce Maria Konopnicka wybitnej historyczki literatury Aliny Brodzkiej. Wydana została jednak po raz pierwszy w 1951 roku, zapewne więc Rothertowa udostępniła Brodzkiej przedwojenne notatki jeszcze w swoim domu.

3

W roku 1949 najstarsza córka Marii po ciężkiej chorobie i amputacji nogi zwróciła się do historyka literatury Stanisława Pigonia o poradę. Chciała przed śmiercią złożyć w stosownym miejscu pisane przez matkę listy, które były jej własnością. Wysłała mu sto siedemdziesiąt dziewięć egzemplarzy do przejrzenia. Profesor Pigoń polecał Zofii Mickiewiczowej Bibliotekę Jagiellońską albo Akademię Umiejętności, zdecydowanie odradzając kontakt z Biblioteką Narodową: „rękopisy zaś wepchnęliby do jakiejś paki w magazynie, gdzie by leżały bezużytecznie”22. Zalecił jednak wcześniej przejrzenie listów. „Są w nich takie, które może jeszcze zaraz nie powinny być dostępne. […] Jeden dotyczy scysji ze zmartwychwstańcami w Rzymie. W dzisiejszych czasach mógłby się stać gratką dla jakiegoś łowcy skandalów. Drugi dotyczy stosunków p. Laury z Przybyszewskim. […] Po takich zbiorach żerują różni krzykliwi efekciarze”23.

W 1952 roku Zofia wrzuciła więc do ognia kompromitującą jej zdaniem część korespondencji matki, a cztery lata później podzieliła pozostałą partię listów na dwie grupy24. Pierwszą, liczącą kilkaset stron, zdecydowała się oddać w depozyt Bibliotece Jagiellońskiej. Drugą, niewielką część, włożyła do koperty formatu A4 i złożoną na pół przewiązała sznurkiem. Paczkę przekazała jednej ze swoich bratanic, wnuczce poetki, z prośbą o spalenie zawartości.

Zofia umarła w 1956 roku. Niedługo potem wnuczki Marii wycofały depozyt z biblioteki. Listy Konopnickiej rozproszyły się po kraju – część trafiła do sprzedaży, niektóre jako darowizna do muzeów i bibliotek. Przeznaczona do spalenia paczka spoczywała wciąż na dnie szuflady bratanicy Zofii. Tuż przed śmiercią kobieta przekazała kopertę prawnuczce Marii Konopnickiej, z prośbą o spalenie listów.

– Ale nie czytaj ich – przestrzegła.

Prawnuczka poetki powie mi podczas spotkania, że wahała się przez moment, czy nie zajrzeć do środka. Jednak zwyciężyła w niej lojalność wobec rodziny. W marcu 1988 roku wrzuciła zamkniętą kopertę do ognia25.

Córka prawie mizantropa

1

W lusterku przywieszonym do stołowej nogi Maria Wasiłowska widzi swoją drobną, najwyżej sześcioletnią postać26. Dziewczynka siedzi na stołku, mruży oczy i obserwuje, jak światło padające z okna prześwietla jej rudawe loki.

Jest teraz sama w pokoju. Nie lubi, gdy inni patrzą na jej zabawę w teatr. Pokazuje język dziewczynce z drugiej strony lustra i z kieszeni fartuszka na ramiączkach wyciąga cztery karty – personel dramatyczny swojego teatru.

Na scenę stworzoną z siedziska wyplatanego krzesła pierwsza wychodzi dama karo o imieniu Anusia: „Ach, Boże!” – wzdycha. Jej monolog za każdym razem składa się głównie z westchnień. Anusia jest sierotą, piękną, dobrą i cierpiącą.

Król karo, „mąż prawy”, jest narzeczonym Anusi, ale na drodze do ich szczęścia stają pozostałe bohaterki dramatu – dama pik Herodiada i dama treflowa Szarlota.

Maria: „[…] mglista atmosfera wielkiego smutku i wielkiej melancholii życia ogarniała całe krzesło, stołek i mnie samę”27.

Dziewczynka odkłada karty na parapet i zatrzymuje się jeszcze na chwilę przy dużym, na czarno bejcowanym stole ustawionym pod oknem. Na blacie czekają na zacerowanie wiązki pończoch i stosy bielizny. Ostrożnie wysuwa spod spodu szufladę i wkłada dłoń między zbierane od lat skrawki tkanin, kłębki włóczki, wstążki, perkal i tiul.

Maria: „Wszystko to razem nazywało się «gałganki» i było celem moich skrytych westchnień”28.

To pokój Anny, nazywanej Anusią, która opiekuje się dziećmi Wasiłowskich: czesze je, myje, ubiera, ceruje ich odzież i uczy modlitw. Przed snem opowiada im żywoty świętych, a one uważają je za bajki.

Maria: „[…] tak byliśmy oswojeni z całym martyrologium, żeśmy o wyrwanych językach, rozpalonych kleszczach, plecach dartych pasami ze skóry i piłowanych ciałach rozprawiali jak o chlebie z masłem […]”29.

*

Parterowe mieszkanie przy pryncypalnej ulicy Petersburskiej pod numerem 200 w Suwałkach Józef i Scholastyka Wasiłowscy od 1840 roku wynaj­mują od wdowy po rejencie Zapiórkiewiczu.

Mają syna i cztery córki. Maria, ich drugie dziecko, przyszła na świat 23 maja 1842 roku. Wołają na nią zdrobniale Mania.

Wasiłowscy zajmują siedem pokoi, gabinet ojca pomalowano na żółto, ściany i sufit jadalni wyłożono jasnym obiciem w kwiaty. Kuchnię urządzono nowocześnie, stoi w niej piec z fajerkami zwany angielką, ale jest też tradycyjny kominek do przyrządzania pieczystego i gotowania rosołu w glinianych naczyniach (pan domu uważa, że rosół z żelaznych garnków jest niesmaczny). Pokój dziecięcy ogrzewa piec z zielonych kafli, a przez duże okno, zakończone łukiem, można wyjrzeć na podwórze. Rodzinie usługuje pokojówka, kucharka i Anusia.

Józef jest obrońcą Prokuratorii Generalnej i reprezentuje interesy majątkowe Królestwa Polskiego. Pełni także funkcję patrona (adwokata) trybunału cywilnego. Matka zarządza domem. Jej postać nie zdąży utrwalić się wyraźnie w matrycy pamięci dziewczynki.

Suwałki – stolica guberni augustowskiej – właśnie przeżywają swój rozkwit. Władze gubernialne uważają, że „[…] do rzędu pierwszych i ozdobniejszych miast w Królestwie Polskim liczyć się może”30. Mieszka tu około siedmiu i pół tysiąca ludzi, połowa z nich to Żydzi, klasę dominującą stanowi inteligencja urzędnicza. Prezydent miasta zakazuje palić na ulicach cygara, żeby nie powodować pożarów drewnianej zabudowy, oraz naciska na stawianie budynków murowanych. Jeśli właściciel posesji musi postawić dom drewniany przy jednej z głównych ulic, powinien przynajmniej wymurować front lub oszalować go deskami malowanymi na olejno. Stoi tu Hotel Warszawski, gdzie odbywają się przedstawienia teatralne, koncerty i bale, oraz księgarnia i czytelnia Samuela Orgelbranda. Ulice Suwałk oświetla w nocy szesnaście latarń rewerberowych (z lustrem odbijającym światło).

Rycina przedstawiająca jedną z głównych ulic Suwałk, druga połowa XIX wieku.

Za domem, w którym mieszkają Wasiłowscy, sad i ogród ciągną się aż do brzegów rzeki Hańczy. Za nią zaś rozciąga się cmentarz, na którym spoczywa Zofia, siostra Marii, która zmarła wkrótce po urodzeniu.

2

Nad rozłożonym na dywanie albumem Życie marszałków Francji pochyla się dziesięcioletnia Maria Wasiłowska i jej młodszy o rok brat Jan31. Książka jest własnością ich ojca, wypożycza im ją czasem.

– Ten mój! – Jan zakrywa ręką portret marszałka Michela Neya.

– A ten mój! – Maria rezerwuje dla siebie Lazare’a Hoche’a.

– Ney sławniejszy!

– Ale Hoche ma ładniejsze frędzle od szarfy!

– Nędzny jest gust kobiet – szydzi Jan.

Maria: „[...] i to było punktem wyjścia dla zaciętej kłótni”32.

Rodzeństwo zaczyna przepychać się nad książką. Godzi się, dopiero gdy nad stroną z księciem Józefem Poniatowskim wołają jednocześnie: „Ten mój!”.

*

Od 1849 roku Wasiłowscy mieszkają w powiatowym Kaliszu33.

Przyczyny przeniesienia Józefa do miasta położonego zaledwie dziesięć wiorst (dziesięć kilometrów i sześćset metrów) od granicy z Prusami pozostaną nieznane. Nie chodziło o awans – ojciec Marii piastuje w Kaliszu takie samo stanowisko, jak w Suwałkach, nadal też przyjmuje prywatnych klientów.

Rodzina Wasiłowskich jest teraz większa – Scholastyka w 1850 roku urodziła córkę Celinę. Tym razem Józef wynajął dla wszystkich piętro w oficynie wolno stojącej kamienicy zwanej pałacem Puchalskich.

To Przedmieście Warszawskie, przemysłowa dzielnica, poza ścisłym centrum. Kiedy Maria wychodzi z domu i przystaje przed bramą, obserwuje wychudłych, bladych i obdartych robotników – kobiety, mężczyzn i dzieci – jak przechodzą przez plac i znikają w drzwiach trzypiętrowej fabryki sukna niemieckiej rodziny Repphanów. W niskich salach pozbawionych wentylacji, wśród niezdrowych wyziewów, pracują dla Repphanów po czternaście godzin dziennie za głodową stawkę. Dziennikarz „Niwy” napisze o nich: „Szkielety te ludzkie patrzą szklannemi oczyma, jakby wzywały ratunku”34.

Kolaż złożony z rycin przedstawiających Kalisz, 183٥ rok.

Na lewo od bramy pałacu Puchalskich w rozległym ogrodzie stoi kościół Bernardynów. Jeśli Maria Wasiłowska skręci w prawo, w kilka minut dojdzie do dzielnicy żydowskiej, rozciągającej się w centrum miasta, nad kanałem Babinka.

Jedenastotysięczny Kalisz, który jeszcze dwie dekady wcześniej przeżywał rozkwit, teraz podupada. Bruki są tu złe, rynsztoki ciasne, wszech­obecne błoto zalega na ulicach tygodniami. W środku miasta ludzie trzymają świnie i krowy, odór idący z obór i chlewów czuć wszędzie.

Latem 1852 roku Kalisz nawiedza epidemia cholery, a w drewnianej, ciasno zabudowanej dzielnicy żydowskiej wybucha pożar. Dziesięcioletnia Maria obserwuje łunę nad miastem. W wierszu Zgorzałemu miastu napisze kiedyś:

[…] Ulicami śmierć przechodzi

W ognistej powodzi,

Bęben dźwiga zamiast kosy

Dobosz straszny, bosy […]35.

Dwa lata później miasto pustoszy powódź i głód. Józef Wasiłowski działa w Radzie Opiekuńczej Ochrony Ubogich Dzieci. Możliwe, że współpracuje też z Towarzystwem Zupy Rumfordzkiej, którego członkowie rozdają na ulicach porcje kalorycznego jedzenia, podobnego do krupniku. Mimo pomocy każdego ranka policja miejska znajduje ludzi zmarłych z powodu niedożywienia.

Rodzina Marii w tym czasie przeżywa własną tragedię. W marcu 1854 roku w wieku trzydziestu czterech lat umiera Scholastyka Wasiłowska.

W 1902 roku poetka napisze w liście do dziennikarza Antoniego hrabiego Wodzińskiego: „Mało pamiętam matkę, która nas zostawiła sześcioro”36.

3

– Levez-vous, mesdemoiselles, il est temps! – o godzinie siódmej rano w klasztornym korytarzu odbija się echem głos bony, madame Marchand37. Dołącza do niego okrzyk drugiej z bon, Frau Stephen: – Fräulein! Aufstehen!

– Panienki, pobudka! – Służące przebiegają sypialnie.

Trzynastoletnia Maria Wasiłowska otwiera oczy, siada na łóżku i ziewając, zaczyna wciągać na nogi białe pończochy. Spostrzega, że Wanda, jej starsza o dwa lata siostra, założyła już zieloną suknię sięgającą do połowy łydki, część pensjonarskiego mundurka. Niektóre koleżanki dzielące z nimi sypialnię już są gotowe. Pomagają sobie teraz wzajemnie, zapinając na szyjach białe kryzy, w których ich głowy wyglądają, jakby je podano na talerzach.

Mniszki benedyktynki od nieustającej adoracji Najświętszego Sakramentu (zwane sakramentkami) od dwustu lat prowadzą w klasztorze na Nowym Mieście w Warszawie pensję dla dziewcząt ze szlacheckich domów. Ich szkoła jest znana z wychowywania uczennic w prostocie i czystości, z daleka od życia, które toczy się poza murami, ale bez przesadnego nacis­ku na duchowość podopiecznych. Najmłodsze panienki trafiają tu nawet jako ośmiolatki, niektóre z nich zostają do szesnastego roku życia. Ich rodzice wymagają, żeby córki opuszczały pensję gotowe do zamążpójścia.

W roku szkolnym 1855/1856 na pensji przebywa około stu uczennic, wśród nich jest też kilka ubogich, wychowywanych bezpłatnie przez klasztor. Poza Marią i Wandą Wasiłowskimi z Kalisza, które spędzą tu tylko rok, jest jeszcze ich nowo poznana przyjaciółka, jedna z najzamożniejszych panien – Elżbieta Pawłowska z Grodna. Oddana przez matkę do sakramentek jako dziesięciolatka, wyjdzie z pensji po pięciu latach i niemal natychmiast zostanie wydana za mąż. W przyszłości uzyska stwierdzenie nieważności małżeństwa, zostanie pisarką i będzie się podpisywać Eliza Orzeszkowa.

Kościół i klasztor Sakramentek w Warszawie, z czasu gdy przebywała tu na pensji Maria Wasiłowska.

O godzinie ósmej dzwonek wzywa uczennice do kaplicy na krótką modlitwę.

Po drugim dzwonku jedzą śniadanie w refektarzu.

Trzeci dzwonek oznacza, że jest już godzina dziewiąta i zaczynają się lekcje.

Maria siada w klasie na długiej czarnej ławie, przed długim czarnym stołem, naprzeciw brzydkiej czarnej tablicy.

W 1879 roku Eliza Orzeszkowa, starsza od Marii o rok, będzie wspominała: „Byłaś małą dziewczynką z płowymi włosami dokoła białej i świeżej twarzyczki. […] wiele z nas zazdrościło Ci falistych kędziorów, w jakie układały się Twoje włosy”38.

Maria jej napisze: „[…] miałaś cerę bladą, obfite ciemne włosy i poważne spojrzenie. Nie byłaś dzieckiem”39.

Panienki uczą się literatury polskiej, arytmetyki, historii, geografii i religii. Każda z nich ma lekcje rysunków, gry na fortepianie, a w soboty przychodzi baletnica, pani Stolpe, „którąśmy bardzo lubiły, bo była piękna, wesoła i na zabój walcowała i polkowała z nami” – zapamięta Orzeszkowa40. Jest też język francuski, niemiecki i dla chętnych rosyjski.

Wszystkie lekcje, poza polskim, odbywają się po francusku lub niemiec­ku, w tych językach należy rozmawiać także na przerwach. Bony, jeśli usłyszą, że ktoś mówi po polsku, zawieszają mu na szyi za karę wielki jęzor z czerwonego sukna. Pensjonarki nie przejmują się tym za bardzo.

Eliza Orzeszkowa: „[…] czerwony język z szyi na szyję przelatywał, a myśmy też wciąż trzepały i hałasowały po polsku”41.

Marię, Wandę i Elizę łączy miłość do literatury. Polonista Ignacy Kowa­lewski, ich ulubiony nauczyciel, deklamuje na lekcjach Kochanowskiego, Reja, Skargę, Górnickiego, Trembeckiego i Krasickiego. Dzieła Mickiewicza, częściowo zakazane przez władze carskie, przyjaciółki znajdują w klasztornej bibliotece. Czytają też literaturę francuską (w tym Dumasa), sięgają po niemiecką (Schillera), zza murów dociera do nich zakazana przez zakonnice literatura obyczajowa. Ukrywają się z romansem Pojata, córka Lizdejki Feliksa Bernatowicza, kochają się w ubogim bohaterze Kollokacji Józefa Korzeniowskiego.

Nauka nie sprawia przyjaciółkom żadnych trudności.

Eliza Orzeszkowa: „Wszystkie trzy pisałyśmy wiersze […] i komponowałyśmy wypracowania dla mniej od nas genialnych koleżanek. Zdaje się, że była z nas trójka cudownych dzieci! Wanda była też wirtuozką poezji”42. Ich wiersze są „smętne, rzewne, nierzadko rozpaczliwe, zawsze nie­mądre”, ale koleżanki je uwielbiają, przepisują do pamiętników, uczą się na pamięć, uważając szkolne poetki za chlubę pensji43. Nauczyciele i zakon­nice są podobnego zdania.

Polonista porusza też podczas lekcji tematy społeczne. Większość uczennic pochodzi z rodzin ziemiańskich, nauczyciel dyskutuje z nimi „[…] np. o poddaństwie chłopów, jaką ono jest nieprawością i jakiem nieszczęściem”44.

Dzwonek o godzinie trzynastej wzywa panienki na obiad.

Po przerwie uczennice wracają do klas na jeszcze dwie godziny nauki. Potem jest podwieczorek, odrabianie lekcji, kolacja i czas wolny. O dziesiątej wieczorem dźwięk dzwonka wzywa pensjonarki do sypialni. Maria Wasiłowska odpina kryzę, ściąga sukienkę i pończochy, rozplata warkocze. Koleżanki z pokoju wykonują te same czynności. Po krótkiej modlitwie kładą się do łóżka, a służąca gasi świece.

4

Maria powie po latach, że jej ojciec był „prawie mizantropem”45. Wdowiec Józef Wasiłowski pod maską człowieka skromnego i pokornego ukrywa twarz osoby dumnej i zamkniętej w sobie. Dnie spędza w pracy, ale wieczory z dziećmi. Wolne chwile poświęca tłumaczeniu listów Blaise’a Pas­cala i Psalmów Dawida, nie robi tego jednak z zamiarem publikacji. Pięć córek i jednego syna wychowuje według własnych zasad, odmiennych od powszech­nie przyjętych.

Tomasz Dziekoński, autor książki Owychowaniu dzieci ze szczególniejszem do płci żeńskiej zastosowaniem, już w 1828 roku zalecał oddanie córek i synów w ręce bon, a po ósmym roku życia – mistrzyń. Powinny one zastąpić we wszystkim rodziców z wyższej klasy46.

Jan, jedyny syn Józefa, uczy się w męskiej Wyższej Szkole Realnej w Kali­szu, żeby móc wyjechać później na studia do Liège. W mieście są także trzy pensje dla dziewcząt, jednak swoich córek wdowiec tam nie posyła. W domu Wasiłowskiego religii uczy ksiądz Andrzej Kobusiewicz, wikary z parafii kolegiackiej, możliwe, że młodszymi dziewczynkami zajmuje się guwernantka, panna Vaucher47. Józef zatrudnia też prawdopodobnie prywatnego nauczyciela Grzegorza Bukowińskiego i nauczyciela muzyki Józefa Malińskiego, znanego w Kaliszu kompozytora48. Maria chętnie i dobrze gra na fortepianie.

Ojciec uczy swoje dzieci łaciny, czyta im potem Cycerona i Salustiusza w oryginale.

Eleonora Ziemięcka, autorka wydanych w 1843 roku Myśli o wychowaniu kobiet, zaleca rodzicom ostrożność w kształceniu dziewczynek. Bóg, jej zdaniem, kobietom dał uczucia, a mężczyznom – rozum. I dlatego: „Auto­rowie piszą dzieła osobne dla nauki kobiet: jest fizyka, chemia, astronomia dla płci pięknej”49. W podręcznikach dla dziewcząt zjawiska się jedynie opisuje, w książkach dla chłopców – wyjaśnia. Marzeniem autorki jest, żeby kobiety nie przestawały się uczyć nawet po wyjściu za mąż, jednak wszystko należy robić z umiarem. Wiedza niesie kobietom łzy i cierpienie wynikające z męskiej zazdrości, a nadmierne wysilenie umysłu może doprowadzić niektóre z nich do obłąkania. Eleonora Ziemięcka pochyla się też nad niewiastami, które dały się skusić „śmiałym żądzom emancypacyi”. Prosi, żeby z nich nie szydzić, tylko spojrzeć ze współczuciem i spróbować temu zaradzić. Bo najlepiej, zdaniem autorki, kobiety czują się w domu, pochylone nad robótkami ręcznymi, w otoczeniu dzieci.

Możliwe, że Józef Wasiłowski jest pod wpływem lektury postępowych podręczników (do geografii, historii, przyrody i arytmetyki) przeznaczonych dla panien wychowywanych w domu, autorstwa pisarki i emancypantki Narcyzy Żmichowskiej. We wstępie wydanego w 1847 roku Wykładu nauk podkreślała ona, że nie dzieli nauki na osobną dla kobiet i mężczyzn. I dodawała, że religia została z jej podręczników usunięta „jako świętość bardziej uczuciu, niż lekcyom przynależna”50.

*

W domu Wasiłowskich kuchnią zarządza popijająca kucharka Urbanowa, której w drżących rękach tłuką się gliniane garnki (Józef nadal nie jada rosołu z żelaznych)51. Raz w tygodniu odwiedza ją syn Jasiek, który terminuje u szewca Pospieszyńskiego52. W prowadzeniu gospodarstwa pomaga pokojówka. Wodę do domu dostarcza wodziarka, niezwykle silna kobieta – Józefowa Glapina53. Po pokojach kręcą się cztery siostry i brat. Mimo to nastoletnia Maria czuje się samotna. Potrzebuje bratniej duszy, szuka przyjaciółki.

Miasto, choć trapione kłopotami, znane jest w Królestwie z bogatego życia kulturalnego. Są tu cztery księgarnie, wypożyczalnia książek i czytelnia pism, zorganizowane przez Resursę Obywatelską54. W miejs­cowym teatrze występują trupy aktorskie ze wszystkich zaborów. Muzyka stoi na wysokim poziomie. W 1856 roku „Gazeta Codzienna” podaje: „Kalisz należy do najmuzykalniejszych u nas miast prowincyonalnych […]. Z Kalisza to dochodzą nas najczęściej wieści o koncertach amatorów i artystów”55.

Kilka razy w roku, z okazji targu świętojańskiego i jarmarków na wełnę, miasto zapełnia się ziemiaństwem zjeżdżającym do Kalisza w interesach. Okres najintensywniejszej zabawy przypada w karnawale.

Nie wiadomo tylko, czy ojciec pozwala Marii i jej siostrom bywać w którymkolwiek z tych miejsc.

Józef Wasiłowski pozostaje w nieustającej żałobie.

Maria Konopnicka: „Atmosfera naszego dziecięctwa była bardzo różna od tej, w jakiej dzieci żyją zwykle. […] Nie prowadzono żadnych weso­łych światowych rozmów”56.

Wasiłowski nie przyjmuje nikogo w domu ani nie składa wizyt innym. Za cel spacerów z córkami i synem obiera zawsze kaliski cmentarz, na którym pochowana jest Scholastyka. W kościele Bernardynów przy pałacu Puchalskich wisi epitafium ku jej czci, gdzie też często przychodzą.

Głęboko religijny, zdaniem córki mistyk, Wasiłowski rozmawia z dziećmi o Biblii i przeczytanych wspólnie lekturach. Czyta im Psałterz Dawidowy w tłumaczeniu Jana Kochanowskiego, Księgę Rodzaju i wyjątki z Pisma Świętego. Sięga po dzieło Tomasza à Kempis O naśladowaniu Chrystusa, zawierające rozważania religijne.

Maria: „[…] [tę książkę] umiałam w pierwszem niemal dziecięctwie na pamięć”57.

Wieczorami dzieciom skupionym wokół siebie czyta poezje Jana Kochanowskiego, Franciszka Karpińskiego, Kazimierza Brodzińskiego i Adama Mickiewicza. Wzrusza się podczas lektury Konrada Wallenroda, a kiedy dociera do dialogu Alfa – Konrada – ze swoją żoną Aldoną – Pustelnicą – płacze i nie może dokończyć czytania. Wraz z nim płaczą dzieci.

Trzydzieści lat później Maria przyzna: „[…] dotychczas nie mogę bez dreszczu i bladości słuchać głośnego czytania poezji”58.

Ojciec pozwala jej korzystać ze swojej biblioteki. Pierwszą książką, którą jego córka wybiera, jest wydana w 1804 roku Teoria jestestw organicznych Jędrzeja Śniadeckiego, polskiego lekarza i naukowca.

Pociechę pannom Wasiłowskim niesie rzadki kontakt z rodziną Kuligowskich spod Kalisza, którzy mają córki w ich wieku – Kamilę i Leontynę.

Dwudziestoletnia Maria Wasiłowska

„Najdroższa Kamilciu!” – pisze do panny Kuligowskiej Maria Wasiłowska. „Tak prędko przeszło te wczorajsze parę godzin w Waszem miluch­nym towarzystwie […] kocham Ciebie Kamilciu, niezapomnij o Twej Mani. […] Bo może niewiesz, że i trzpiot miewa czasem poważniejsze myśli. […] nie chcę Cię nudzić – powiem więc krótko – że tak okropnie trzeba, żebyś mnie kochała, że to, Boże drogi!… […] Mamie rączki całujemy. Ojcu kochanemu prześliczne ukłony […]. Całem sercem Wasza Maria W. Ty zaś, droga Leontynko, masz list od Wandzi dostatecznie długi, przyjm więc ode mnie choć małe uściśnienie”59.

To jedyny list Marii z czasów młodzieńczych, który się zachowa.

Czy przyjaźń z panną Kuligowską przetrwała – nie wiadomo.

W 1860 roku Wanda kończy dwadzieścia lat, Maria jest osiemnastolatką. Obie są już gotowe, żeby opuścić dom i wyjść za mąż. Józef Wasiłowski zaczyna się więc rozglądać za odpowiednimi kawalerami dla swoich córek. Nie może być pewny tego, czy Maria będzie zadowolona z wyboru, między nimi nie zawsze się dobrze układa. Po śmierci ojca poetka napisze do stryja: „[…] różniliśmy się rdzennie w wielu poglądach; bo wiele kwestii pozostawało nieporuszonych między nami…”60.

„Śniły mi się chusty krwawe”

1

Mogło być tak: dzwonek u drzwi, pokojówka idzie otworzyć, Maria wygląda zaciekawiona na korytarz. W progu stoi mężczyzna w szarym zniszczonym szynelu.

– Stryju? – pyta niepewnie dziewczyna, ale za chwilę już biegnie w jego stronę.

Po latach mu przypomni: „[…] rzuciłam Ci się na szyję i nie czekając pozwolenia, ucałowałam serdecznie”61.

Teofilowi Lenartowiczowi napisze: „[…] a kiedym mu się rzuciła na szyję, zdawało mi się, że na jego płaszczu wytartym przymarzły jakieś wieczne śniegi, a na jego twarzy – wiecznego bólu wyraz”62.

Maria chwyta wychudzoną dłoń przygarbionego człowieka o bladej twarzy i ciągnie go w głąb mieszkania.

– Ojcze! – woła. – Stryj Ignacy wrócił, ojcze!

Józef Wasiłowski staje w progu jadalni, spogląda na młodszego o pięć lat brata z uwagą. Ostatnim razem widzieli się tuż przed zsyłką Ignacego na Syberię.

– Witaj, bracie. – Józef wyciąga dłoń, ale nie ma w tym geście czułości.

Maria do stryja: „Ja nie wiem, jak to się stało […], że takiego współczucia, na jakie rachować miałeś prawo, nie znalazłeś, drogi, biedny Stryju!”63.

Uwagę od niezręcznej sytuacji między Wasiłowskimi odwracają młodsze siostry Marii, wieszając się stryjowi na szyi i jednocześnie pytając, czy widział wilki i niedźwiedzie. Ignacy śmieje się, płaszcz rzuca na stół i bierze na ręce jedną z dziewczynek. Pokojówka wnosi rosół. Jest rok 1860.

Maria nie rozumie zachowania ojca. Wychował swoje dzieci w kulcie Igna­cego, czemu więc jest teraz taki chłodny? Wobec człowieka, „co wycierpiał tyle dla Polski”64. Przecież każdy list od brata z Syberii po wielokrotnym głośnym przeczytaniu chował w biurku jak relikwię. Tyle wieczornych rozmów w domu dotyczyło losów stryja – bohaterskiego konspiratora, więzionego i sądzonego w Cytadeli, a potem zesłanego tak daleko.

Po latach napisze Ignacemu: „Chodziły u nas głuche wieści niegdyś, że kiedyście wy w Cytadeli siedzieli, to matki odbierały bieliznę waszą krwawą, ze śladami ran waszych i katowni. Ja jeszcze sypiałam w takim łóżeczku z poręczami, żebym nie wyleciała na ziemię […] i śniły mi się chusty krwawe, Chrystus[ow]ego męczeństwa chusty”65.

Patrzy więc zdumiona na braci, którzy dawniej się kochali, a teraz wstają w milczeniu od obiadu i przechodzą do gabinetu Józefa na rozmowę i cygaro.

„Życie dziwnie wyziębia ludzi” – dziwi się Maria66.

2

Siedemnaście lat wcześniej przed obliczem Warszawskiej Komisji Śledczej, urzędującej w Cytadeli, stanął aresztant Ignacy Wasiłowski. Był jednym z dwustu osiemdziesięciu spiskowców, z różnych grup konspiracyjnych, zatrzymanych w latach 1839−1844 przez carskie władze67. Spiskowcem o tyle pechowym, że nigdy nie zamierzał nim być.

Urodził się w 1818 roku w zubożałej szlacheckiej rodzinie, gimnazjum ukończył w Pułtusku, mieszkając na stancji ze starszym o sześć lat uczniem Gerwazym Gzowskim, z którym łączyła go jedynie znajomość. W 1835 roku przyjechał do Warszawy i z pomocą brata Józefa, asesora w Pro­kuratorii Generalnej, znalazł pracę w wydziale skarbowym Komisji Woje­wódzkiej.

Ignacy Wasiłowski: „Idąc za radą ojca i brata starszego, postanowiłem unikać wszelkich towarzystw z młodymi ludźmi, gdyż stawiane mi przed oczy zbyt częste przykłady zepsucia napełniały mnie obawą, abym i ja podobnemu nie uległ losowi”68.

Nie był jednak zupełnym samotnikiem. Wyzna później Marii, że w młodości „o włos tylko że się nie ożenił i to z bogatą dziedziczką”69.

Przypadkowe ponowne spotkanie z Gzowskim sprawiło, że koledzy zaczęli się widywać, a z czasem wynajęli wspólne mieszkanie przy ulicy Przejazd i Mylnej. Ignacy piął się po szczeblach kariery urzędniczej. Awansował do stanowiska rachmistrza klasy 1. biura Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Duchownych. Całe dnie spędzał w pracy, a wieczorami się dokształcał, tymczasem Gerwazy, jako współtwórca Związku Narodu Polskiego, organizował działalność konspiracyjną w Warszawie. Ich dwa pokoje z alkową (w której zamieszkał trzeci kolega – Łaźniewski) stały się centrum spotkań spiskowców. Konspiratorzy, paląc fajki, prowadzili rozmowy w duchu demokratycznym.

Ignacy zapamiętał: „Wszyscy zgadzali się na to, że wszyscy ludzie są równi i wolni z prawa natury: że najlepszy rząd jest taki, gdzie sam lud wykonywa władzę najwyższą przez wybranych od siebie reprezentantów […], że Polska powstanie w dawnych swoich granicach; że jedynym do tego środkiem jest uwłaszczenie włościan. […] Ja sam podzielałem powyższe opinie, lecz w spory się nie wdawałem […]”.

Zatrzymany przez władze i poproszony o „szczere i zupełne prawdy opowiedzenie” aresztant Ignacy Wasiłowski podał śledczym dwadzieścia nazwisk kolegów z kółka spiskowego, w którym uczestniczył, w tym Cypriana Norwida i jego dwóch braci (zaznaczył jednak, że bracia Norwidowie do spisku nie należeli). Wyrecytował też tytuły książek i gazet, które w kółku czytywano.

W kwietniu 1844 roku, po półrocznym pobycie w Cytadeli, sąd wojs­kowy skazał Gerwazego Gzowskiego i jego kolegów na karę ciężkich robót70. Ignacy Wasiłowski, podobnie jak inni współpracujący podczas śledztwa, miał zostać wcielony do Specjalnego Korpusu Syberyjskiego z utratą praw stanu.

*

„Przyszedł w biedzie wielkiej – wspominał Ignacego Justynian Ruciński, zesłaniec żyjący ówcześnie w Tiumeniu w Syberii Zachodniej – bez butów na nogach, bez złamanego grosza w kieszeni […] przekonawszy się zaś, że jest dobrze wychowany, uzdolniony i nieposzlakowanego charakteru, przyjęliśmy go do zupełnego koleżeństwa”71.

Droga polskiego zesłańca – zakutego w kajdany – wiodła przez Mosk­wę do Tobolska. Trwała od kilku miesięcy do dwóch lat i nie była zaliczana w poczet kary. Kto miał pieniądze lub był stanu szlacheckiego, miał szansę na transport kibitkami. Jednak nie było to regułą. Postoje w podróży wyznaczały miejsca zwane etapami, gdzie zatrzymywano się na nocleg w lichych budynkach. W Tobolsku, oddalonym od Warszawy o ponad trzy i pół tysiąca kilometrów, przegrupowywano skazańców. Dla niektórych była to dopiero połowa drogi, którą dalej – bez względu na stan – trzeba już było przebyć pieszo, wciąż w kajdanach. Wasiłowski jednak miał szczęście – od Tiumenia dzieliło go zaledwie dwieście czterdzieści kilometrów.

Na miejscu szybko okazało się, że jest cennym pracownikiem biurowym, zamiast więc pełnić wartę i konwojować aresztantów, rozpoczął pracę w tiumeńskim sądzie ziemskim, a z czasem trafił do sądu w Tobolsku. Przypadło mu uprzywilejowane życie zesłańca, trawionego jedynie tęsknotą za krajem.

Ruciński wspominał: „Taniość pomieszkań i wszystkich artykułów konsumpcyjnych, prawie bajeczna; przy małych funduszach można było utrzymać się wygodnie. […] Zarobek był łatwy, bo dostatek był ogólny. […] Nikt nie troszczył się bardzo o chleb powszedni. […] Ogólny taki dobrobyt ułatwiał towarzyskie stosunki, rozwijał gościnność i wpływał nawet na ogólną moralność, bo życie płynęło łatwo i każdy miał myśl swobodną. Europa […] mogłaby wiele pozazdrościć tej dalekiej, północnej krainie”72.

W 1856 roku Ignacy Wasiłowski otrzymał awans na podoficera, objęła go też amnestia ogłoszona przez wstępującego na tron cara Aleksandra II. Został zwolniony z wojska rok później73.

Ostatni list z Syberii wysłał do brata.

Maria zapamięta: „Miałeś powracać i pisałeś, drogi Stryju, że te kilka miesięcy rozbudzonych nadziei cięższe są Ci do przebycia niżeli całe długie lata niewoli. Mnie też biło serce bardzo. Byłeś już dla mnie, drogi Stryju, jakby ideałem. Czekałam, wyobrażałam sobie Twój pośpiech, Twój niepokój, Twoją niecierpliwość”74.

3

Ignacy Wasiłowski wraca do kraju w roku 1860. Po kilku dniach pobytu w Kaliszu wyjeżdża do Warszawy. W 1867 roku zostanie świadkiem na ślubie Józefa z Aleksandrą Turowiczówną. Bracia będą się spotykać, ale chłód między nimi pozostanie, nad czym Maria będzie ubolewała.

Ona ze stryjem utrzyma kontakt do jego śmierci w 1901 roku.

„Moc i namiętność mojej miłości nie mogę słowami wyrazić”

1

Środa 10 września 1862 roku (a zarazem 29 sierpnia) jest pogodna. Ciepło­mierz wskazuje dwadzieścia jeden stopni w skali Réaumura. Warszawskie Obserwatorium Astronomiczne zawiadamia, że na Słońcu pojawiły się dwie gromady plam. W kaliskim mieszkaniu rodziny Wasiłowskich trwają ostatnie przygotowania do ślubu drugiej córki Józefa. Ma się odbyć o godzinie szóstej po południu.

W wazonie czekają już kwiaty pomarańczy przysłane przez narzeczonego. Maria przypnie je do sukni w formie małych bukiecików albo weźmie do ręki. Do mowy kwiatów przywiązuje się ogromną wagę. Wydana w 1860 roku książka Rozmowa kwiatami podaje znaczenie kilkuset roślin (żywokost – smutne dni bez ciebie przepędzam, wisienka – udajesz przyjaźń, seler – twoje najskrytsze życzenie się spełni). Autor książki wyjaśnia, że podarowanie pannie w okresie narzeczeństwa żółtych róż lub tulipanów może doprowadzić do zerwania zaręczyn, bo ich kolor odczytuje się jako zapowiedź rozstania. Kwiat pomarańczy mówi w imieniu ofiarodawcy: „Moc i namiętność mojej miłości nie mogę słowami wyrazić”75.

Siostry ściskają Marię w talii sznurówką (gorsetem). W pasie wiążą jej krynolinę – konstrukcję z cienkich metalowych kół rozszerzających się ku dołowi. Na nią pomagają nałożyć kilka halek, a na wierzch zarzucają obfitą spódnicę, część sukni, którą uzupełnia kaftanik76.

Kolor sukien ślubnych panien młodych do tej pory rzadko bywał biały, bo przyszłe żony jako osoby praktyczne częściej decydowały się na suknie wizytowe w kolorach odpowiednich dla mężatek (pastele są dla niezamężnych), które po przeróbkach miały służyć jeszcze przez wiele lat. Jednak dziś panna Wasiłowska, podobnie jak pan młody i ich goście, prawdopodobnie mają na sobie czarne ubrania z powodu żałoby narodowej, która trwa w trzech zaborach od ponad roku.

Dwudziestego siódmego lutego 1861 roku żołnierze rosyjscy podczas tłumienia manifestacji patriotycznej w Warszawie zabili pięć osób. Następ­nego dnia ukazał się apel, przypisywany arcybiskupowi Antoniemu Fijałkowskiemu: „Wszystkie części odwiecznej Polski przywdziewają na czas nieograniczony żałobę”77. Wprawdzie duchowny pozwolił do ślubu iść pannom na biało, ale niektóre nie decydują się na zmianę koloru sukni także tego dnia. Patriotki zrezygnowały z noszonej dotychczas biżuterii na rzecz kompletów nawiązujących do zesłańczych łańcuchów i kajdan. Zamiast złota nosi się srebro, stal, kość i lawę, którym nadano kształt orłów w cierniowej koronie, złączonych dłoni, krzyży z datą masakry czy kot­wic (symbol nadziei). Wśród mężczyzn obowiązkowe są niskie nakrycia głowy w typie czapki, którą nosi Garibaldi (na znak wsparcia ruchów rewolucyjnych w Europie). Cylindry są im strącane z głów lub spłaszczane za pomocą lasek. O ile Polacy w Prusach i Galicji mogą nosić żałobne stroje, o tyle władze carskie tego zabraniają pod karą grzywny, a nawet pozbawienia wolności78.

Patriotki, które po ponad roku chodzenia w czerni zaczęły wracać do kolorów, są ganione publicznie. W dniach, gdy Maria szykuje się do ślubu, w Lublinie ktoś rozrzuca ulotki: „Dowiadujemy się z żalem, że pomiędzy wami znajdują się Panie, którym zaczyna się już przykrzyć żałoba naro­dowa. Jedne z nich do czarnego stroju używają drogich materyj, inne w jasnych sukniach pozwalają sobie wychodzić na ulicę. […] Upominamy, aby zaprzestały nosić jasnych kolorów. […] A w przeciwnym razie dosyć nam będzie ogłosić ich nazwiska, aby je pokryć wstydem”79.

2

Pisarka Klementyna Hoffmanowa w swoim poradniku Opowinnościach kobiet radzi pannom na wydaniu nie dopuszczać do serca uczucia zakochania. „Miłość bez wzajemności hańbą dla kobiety” – ostrzega80. Skromnej i wstydliwej pannie wolno pokochać jedynie przyszłego męża i to ze świadomością, że „miłość jest bardzo małą rzeczą w życiu mężczyzny”81.

Kandydat na męża Marii jest szatynem, nosi wąsy i ma na imię Jan, ale wszyscy nazywają go Jarosławem. Niedobrze się składa, bo marzyła o czarno­okim brunecie (ślad po nim zostanie w liście do sióstr).

Ojciec Jarosława, wdowiec Wawrzyniec Konopnicki, z powodu kłopotów finansowych musi często zasięgać porad kaliskich prawników i stąd pewnie zna Józefa Wasiłowskiego. Niewykluczone, że podczas jednego ze spotkań ojcowie postanowili zeswatać swoje dzieci.

Jarosław Konopnicki ma już trzydzieści dwa lata. Najwyższy czas, żeby się ożenił. Wszak warszawski doktor Beniamin Rosenblum przestrzega: „Im starszy kawaler, tem więcej grymasi przy wyborze żony”82.

Maria skończyła lat dwadzieścia i na nią też już pora. Wprawdzie Klementyna Hoffmanowa uważa, że „[…] późniejsze nieco małżeństwa bywają pospolicie szczęśliwsze” i w dzisiejszych, oświeconych czasach nie trzeba córek za mąż wypychać jak najwcześniej83, ma jednak na myśli wczesne małżeństwa szesnastolatek.

Młodzi pasują do siebie. Pochodzą z tego samego, szlacheckiego stanu. Marii herbem jest Ślepowron, Jarosława – Jastrzębiec.

Ona nie jest wprawdzie ziemianką, została wychowana w mieście i nie posiada żadnych nieruchomości, ale dostanie od ojca wyprawę i posag – cztery i pół tysiąca rubli srebrnych, czyli trzydzieści tysięcy złotych polskich84. To dobre pieniądze – niedużą kamienicę do remontu w centrum Warszawy można kupić już za dwa i pół tysiąca rubli. Do uzyskania pełnoletności przez Marię, a więc do dwudziestego pierwszego roku życia, pieniędzmi córki będzie zarządzał ojciec. Dopiero w maju 1863 roku przejdą na jej własność. Jarosławowi nie wolno nimi dowolnie dysponować, a w razie licytacji majątku pierwszeństwo do odzyskania swoich pieniędzy ma zawsze jego żona. Zostanie to ujęte w intercyzie, którą narzeczeni podpiszą w dniu ślubu przed notariuszem.

Właścicielem majątku, w którym Maria ma zamieszkać po ślubie, jest Wawrzyniec Konopnicki. Wsie i folwarki, które posiada jej przyszły teść – Konopnicę, Zalesie, Piotrów i Bronówek – oddał w dzierżawę synom i mężom córek. Jarosławowi przypadł największy Bronów (folwark i wieś), położony sześćdziesiąt pięć wiorst (około siedemdziesięciu kilometrów) na wschód od Kalisza. W folwarku pańszczyznę od­rabia dwunastu chłopów, a we wsi dwadzieścia osób płaci czynsz lub odra­bia robociznę85.

Długi, w których tonie rodzina Konopnickich, ciągną się za nimi od dekad. Dobra odebrane im przez władze za udział w powstaniu kościuszkowskim wróciły do rodziny w 1810 roku w złym stanie. Pożyczki od Towa­rzystwa Kredytowego Ziemskiego i prywatnych osób, brane na ratowanie Bronowa i niespłacane przez lata, są przyczyną nieustannych wizyt wierzycieli i komorników.

Intercyza przedślubna Marii Wasiłowskiej i Jarosława Konopnickiego zawarta 10 września (29 sierpnia) 1862 roku.

W 1853 roku „Gazeta Rządowa Królestwa Polskiego” ogłosiła na żądanie Mojżesza Wartskiego i Wolfa Frenkla subhastację Bronowa (licytację dóbr dłużnika) z powodu zadłużenia Wawrzyńca Konopnickiego na dwa tysiące sto siedemdziesiąt pięć rubli z należnymi procentami.

W 1861 roku licytacji dóbr żądał Kazimierz Asnyk (ojciec poety), któremu Konopniccy od dziesięciu lat zalegali ze spłatą dwóch tysięcy pięciuset osiemdziesięciu rubli.

Ale długów jest znacznie więcej. Wpisywane do hipoteki Bronowa ciągną się przez całe strony86. Posag Marii mógłby, choćby częściowo, uratować majątek od kolejnej subhastacji.

3

O godzinie szóstej po południu w kościele św. Mikołaja w Kaliszu Jan Jarosław z Kroczowa Konopnicki zawiera małżeństwo z Marią Stanisławą Wasi­łowską. Wśród gości są wszystkie siostry Marii, w tym Wanda, od roku żona ziemianina Walentego Gorczyckiego. Możliwe, że na uroczystość stawił się też ich brat Jan Wasiłowski, który od roku studiuje w Szkole Inżynierskiej Sztuk i Rzemiosł w Liège. Prawie cały lipiec i sierpień upłynął mu na egza­minach, szczęśliwie jednak zdał wszystkie i wkrótce rozpocznie naukę na drugim roku oddziału sztuk i rękodzieł87.

Ślubu młodym udziela ksiądz Wincenty Kochanowicz, wikary z rodzinnej parafii Konopnickich w Uniejowie. W obecności Józefa Wasiłowskiego i dwóch świadków składają podpis pod aktem.

Jarosław ostatnią literę w swoim nazwisku kończy zamaszystą pętlą.

Maria po raz ostatni w życiu podpisuje się nazwiskiem panieńskim – stalówkę przyciska mocno, kreśląc grzeczne, równe i drobne litery.

Jest dociekliwą córką prawnika, musi więc zdawać sobie sprawę z tego, co ją czeka po ślubie. Zgodnie z Kodeksem Napoleona, obowiązującym wciąż częściowo na terenie Królestwa Polskiego, kobieta zamężna jest uważana za „wieczyście małoletnią”, na równi z dziećmi i osobami ubezwłasnowolnionymi. Nie wolno jej zatem zarządzać własnym majątkiem, a pieniądze, które zarobi, będą należeć do męża. Jej obowiązkiem jest przebywanie przy mężu, dokądkolwiek się przeniesie. Gdyby go zdradziła i została przyłapana, trafi do domu poprawczego na okres od trzech miesięcy do dwóch lat. W razie rozwodu (rzadkie przypadki) dzieci pozostaną przy nim. Gdyby została wdową, rodzina męża przydzieli jej prawnego opiekuna, który będzie odpłatnie zarządzał majątkiem dziecka do czasu, gdy uzyska ono pełnoletność (chłopiec) lub wyjdzie za mąż (dziewczynka).

Jarosław i Maria Konopniccy wychodzą z kościoła.

Za siedem miesięcy Maria napisze w liście swoim siostrom: „[…] jestem bardzo – bardzo szczęśliwa”88.

Za piętnaście lat odejdzie od męża.

Do końca życia będzie uważała środy za najbardziej pechowe dni tygodnia.

Dalsza część w wersji pełnej

Przypisy

1 Maria Konopnicka do Zofii Konopnickiej, 15.01.1890; jeśli nie zostało zaznaczone inaczej, cytaty z korespondencji poetki pochodzą z przedruków z zachowaniem oryginalnej ortografii – ich wybór podaję w bibliografii na końcu książki.

2 Maria Konopnicka do Ignacego Wasiłowskiego, 21.04.1881.

3 Maria Konopnicka do Stanisława Konopnickiego, 2.12.1889 i 12.12.1889.

4 Imperium Rosyjskie nadal używało kalendarza juliańskiego, który w XIX wieku był cofnięty w stosunku do zreformowanego kalendarza gregoriańskiego o dwa­naście dni. Polska przyjęła reformę kalendarza jako jeden z pierwszych krajów jeszcze w XVI wieku. Po klęsce powstania styczniowego w 1864 roku Rosja narzuciła ludności polskiej, jako jedną z represji, stosowanie kalendarza juliańskiego. Od tej pory w oficjalnych dokumentach i gazetach podawano dwie daty – nowego i starego porządku. Maria Konopnicka w swojej prywatnej korespondencji stosowała kalendarz gregoriański.

5 Skala Réaumura była stosowana w ówczesnej Rosji, używała jej także Maria Konopnicka.

6 Maria Konopnicka do Ignacego Wasiłowskiego, 23.11.1887.

7 Tamże.

8 Zofia Konopnicka do Marii Konopnickiej, 15.08.1887 (odpis listu znajduje się w spuściźnie po Zofii Niesiołowskiej-Rothertowej w Bibliotece Narodowej).

9 Maria Konopnicka do Ignacego Wasiłowskiego, 23.11.1887.

10 Tamże.

11 Nie wykluczam jednak, że istnieją takie listy oraz fotografie i spoczywają w archiwach lub zbiorach prywatnych, ale na razie nie są znane.

12 Maria Konopnicka, Jak się dzieci w Bronowie z Rozalią bawiły, w: taż, Światełko. Książka dla dzieci napisana zbiorowo przez grono autorów polskich, Warszawa 1885.

13 Maria Konopnicka do Jarosława Konopnickiego, 2.12.1889.

14 Maria Konopnicka do Ignacego Wasiłowskiego, luty 1882.

15 Jan Papłoński, Zasady wychowania domowego, Warszawa 1871, s. 17.

16 Maria Zaleska, Znaczenie posłuszeństwa w wychowaniu przez MJZ, Warszawa 1879, s. 1.

17 List Adama Pługa do Józefa Ignacego Kraszewskiego, 22.04.1884, k. 669−670, cyt. za: Dorota Samborska-Kukuć, Od Puttkamerów do Konopnickich. Rewizje i rekonstrukcje biograficzne, Warszawa 2016, s. 216−217.

18 Ojciec Konstantego Krynickiego do syna, 21.12.1884 (odpis listu znajduje się w spuściźnie po Zofii Niesiołowskiej-Rothertowej w Bibliotece Narodowej).

19 Seweryna Duchińska, dziennikarka. Maria Konopnicka do Seweryny z Żochowskich Duchińskiej, 9.06.1888.

20 Jan Papłoński, Zasady wychowania domowego…, s. 2.

21 Maria Konopnicka do Ignacego Wasiłowskiego, luty 1882.

22 Zdzisław Łopatkiewicz, Marii Konopnickiej żarnowieckie lata, Jedlicze 2013, s. 16.

23 Tamże.

24 Historyk literatury Jan Baculewski, który był świadkiem spalenia korespondencji, pisze o tym w sprawozdaniu z działalności Archiwum Marii Konopnickiej w dniu 15.02.1983 (Archiwum Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, XI/4593).

25 Z prawnuczką Marii Konopnickiej rozmawiałam osobiście w 2022 roku. Zdecydowałam się ukryć jej nazwisko, chcąc ją ochronić przed negatywnymi reakcjami na wieść o tym, że spaliła bezcenne listy poetki. Doświadczenie podpowiada mi, że nie przesadzam.

26 Nie istnieją niemal żadne ślady po dzieciństwie Marii Konopnickiej. Do napisania pierwszego obrazka wykorzystałam więc nowele Anusia i Urbanowa, które zdaniem badaczy życia i twórczości Marii Konopnickiej zawierają elementy autobiograficzne. Opis mieszkania Wasiłowskich znajduje się w Aktach miasta Suwałki w Archiwum Państwowym w Suwałkach. Cytuję go za: Zbigniew Fałtynowicz, Pamiętam. Maria Konopnicka z Wasiłowskich i Suwałki, Suwałki 1996, s. 30−33.

27 Maria Konopnicka, Anusia, w: taż, Moi znajomi, Warszawa 1890.

28 Tamże.

29 Tamże.

30 Cyt. za: Zbigniew Fałtynowicz, Pamiętam. Maria Konopnicka z Wasiłowskich i Suwałki…, s. 12.

31 Do napisania drugiego obrazka posłużyłam się wspomnieniem poetki zawartym w: Maria Konopnicka, Wrażenia z podróży, Warszawa 1884.

32 Tamże.

33 Kalisz w 1847 roku stracił funkcję stolicy guberni. Ponownie stał się stolicą guberni w 1866 roku.

34Kalisz i jego okolica przez Jana Jeleńskiego, „Niwa” 1875, nr 8.

35 Wszystkie wiersze Marii Konopnickiej lub ich fragmenty cytuję, o ile to możliwe, na podstawie pierwszych publikacji w gazetach lub tomach poetyckich. Cytowane fragmenty, nawet te z błędami ortograficznymi, podaję zgodnie w oryginałem.

36Dwa listy Konopnickiej, „Kurier Warszawski”, 1.01.1911.

37 Opisując życie na pensji, korzystałam z korespondencji Marii Konopnickiej z Elizą Orzeszkową oraz z pamiętnika Elizy Orzeszkowej opublikowanego w „Kurierze Warszawskim” (31.01.1911, 1.02.1911) i wspomnień Elizy Orzeszkowej opubli­kowanych w „Sfinksie” (1911, nr 4).

38 Eliza Orzeszkowa do Marii Konopnickiej, 17.02.1879.

39 Maria Konopnicka do Elizy Orzeszkowej, 2.02.1879.

40 Pamiętnik Elizy Orzeszkowej z autografu autorki ogłosił Leopold Meyet w „Kurierze Warszawskim” (31.01.1911).

41 Tamże.

42 Eliza Orzeszkowa do Marii Konopnickiej, 2.02.1879.

43 Eliza Orzeszkowa, Wspomnienia, „Sfinks” 1911, nr 4.

44 Tamże.

45Dwa listy Konopnickiej…

46 Tomasz Dziekoński pytał: „[…] ojciec […] nie ma czasu wolnego do zajmowania się wychowaniem dzieci, […] czyż [matka] ma bez przerwy poświęcić się swym dziatkom, zapomnieć o sobie, żyć tylko z niemi i dla nich?” (O wychowaniu dzieci ze szczególniejszem do płci żeńskiej zastosowaniem, Warszawa 1828, s. 158).

47 W noweli Urbanowa narratorka wspomina odrabianie lekcji u księdza Kubusiewicza. Biografowie poetki uważają, że zmieniła ona literę w nazwisku księdza Kobusiewicza. Panna Vaucher występuje w noweli Marii Konopnickiej Zcmentarzy – dowiedziono, że była postacią prawdziwą.

48 Obaj mężczyźni złożyli zawiadomienie o śmierci Scholastyki Wasiłowskiej w urzędzie parafialnym – badacze życia Konopnickiej uważają, że byli to nieprzypadkowi mężczyźni, zatrudnieni w domu Wasiłowskich jako nauczyciele.

49 Eleonora Ziemięcka, Myśli o wychowaniu kobiet, Warszawa 1843, s. 145−146.

50 Narcyza Żmichowska, Wykład nauk przeznaczony do pomocy w domowem wychowaniu panien przez Narcyzę Żmichowską. Część przedwstępna, Warszawa 1847, s. 7.

51 Konopnicka opisała ją w noweli Urbanowa.

52 Także postać autentyczna.

53 Poetka opisała ją w noweli Józefowa jako Gapinę.

54 Podaję za: Halina Sutarzewicz, Z Suwałk do Kalisza, w: Jan Baculewski, Śladami życia i twórczości Marii Konopnickiej, Warszawa 1966, s. 63.

55 „Gazeta Codzienna”, 5(17).03.1856.

56Dwa listy Konopnickiej…

57 Tamże.

58 Marya Konopnicka, „Kłosy”, 18(30).11.1882.

59 Maria Konopnicka do Kamili Kuligowskiej, list nie jest datowany. Maria podpisała się pod nim literą „W”, od nazwiska Wasiłowska, co pozwala umieścić go przed rokiem 1862, kiedy wyszła za mąż.

60 Maria Konopnicka do Ignacego Wasiłowskiego, 10.06.1878.

61 Maria Konopnicka do Ignacego Wasiłowskiego, 27.04.1875.

62 Maria Konopnicka do Teofila Lenartowicza, 22.12 1884.

63 Maria Konopnicka do Ignacego Wasiłowskiego, 27.04.1875.

64 Maria Konopnicka do Ignacego Wasiłowskiego, 27.07.1883.

65 Tamże.

66 Maria Konopnicka do Ignacego Wasiłowskiego, 10.06.1878.

67 Liczbę podaję za: Rewolucyjna konspiracja w Królestwie Polskim w latach 1840−1854, Edward Dembowski, Wrocław 1981, s. 48.

68 Na temat zeznań Ignacego Wasiłowskiego w Warszawskiej Komisji Śledczej zob. Rewo­lucyjna konspiracja…, s. 380.

69 Ignacy Wasiłowski do Marii Konopnickiej, 24.08.1867.

70 Gzowski odbędzie karę w kopalniach nerczyńskich, wróci na mocy amnestii do kraju i w czasie powstania styczniowego będzie sekretarzem Wydziału Zagranicznego Rządu Narodowego. Skazany za to na piętnaście lat ciężkich robót, wróci do kraju w 1883 roku.

71 Justynian Ruciński, Konarszczyk 1838−1878. Pamiętniki zesłania na Sybir, Lwów 1895, s. 190.

72 Tamże, s. 152.

73 Informację o losach syberyjskich Wasiłowskiego podaję za: Maria Konopnicka, Listy do Ignacego Wasiłowskiego, oprac., wstępem i przypisami opatrzył Jacek Nowak, Warszawa 2005.

74 Maria Konopnicka do Ignacego Wasiłowskiego, 27.04.1875.

75Rozmowa kwiatami, czyli znaczenia roślin w polskim i łacińskim języku dla użytku i zabawy płci obojej, Biała 1860, s. 50.

76 Spódnica w kształcie dzwonu jest modna już od kilku dekad, jednak dopiero sześć lat przed ślubem Marii Francuzka Angélique Milliet uzyskała patent na krynolinę ze stali sprężynującej. Giętka konstrukcja pozwala teraz przejść w wąskich drzwiach, wsiąść do powozu i usiąść na kanapie bez przykrego unoszenia się przodu sukni do góry. Przede wszystkim jednak ułatwia korzystanie z toalety w ciągu dnia. Wystarczy zebrać przód sukni i usiąść przodem na nocniku lub specjalnym krześle z dziurą zamiast siedziska. Damskie majtki składają się z dwóch osobnych nogawek.

77 Cyt. za: Aleksandra Krypczyk, Czarna sukienka. Wizerunek Polki w twórczości Artura Grottgera, https://media.mnk.pl/images/upload/o-muzeum/wydawnictwa/rozprawy/tom%20V/06_2013_A.Krypczyk_Czarna%20sukienka.pdf (dostęp: 8.11.2023).

78 Cenzura nie pozwala też zamieszczać artykułów o żałobie narodowej i modzie z nią związanej. Gazety omijają więc zakaz, opisując szczegółowo kreacje żałobników na pogrzebach europejskich znakomitości lub zwyczaje pogrzebowe na świecie.

79 „Dziennik Powszechny. Pismo Urzędowe, Polityczne i Naukowe”, 9.09.1862.

80 Klementyna Hoffmanowa, O powinnościach kobiet, t. 3, Wilno−Kijów 1851, s. 112.

81 Tamże, s. 114.

82 Beniamin Rosenblum, Kobieta, miłość i małżeństwo: pod względem moralnym, fizycznym i dyetetyczno-lekarskim: podług dzieł Buscha, Mosta, P. Russel i innych, Warszawa 1844, s. 139.

83 Klementyna Hoffmanowa, O powinnościach kobiet…, s. 18.

85 Podaję za: „Gazeta Rządowa Królestwa Polskiego”, 13(25).07.1861.

86 Długi Konopnickich opisane zostały częściowo w: Danuta Zamoyska-Bielecka, Jan Andrzej Bielecki, Cień z nieba. Maria Stanisława z Wasiłowskich Konopnicka i jej przodkowie, w: Upominki od narodu: jubileusze, rocznice, obchody pisarzy, red. Tadeusz Budrewicz, Paweł Bukowski, Renata Stachura-Lupa, Żarnowiec 2010.

87 Informację podaję za: „Kurier Warszawski”, 31.08(12.09).1862.

88 Maria Konopnicka do sióstr, 28.03.1863.