Czarodziejski okręt i inne baśnie - Elwira Karataj-Korotyńska - ebook

Czarodziejski okręt i inne baśnie ebook

Elwira Karataj-Korotyńska

4,5

Opis

Elwira Korotyńska (1864-1943) W okresie międzywojennym była autorką wielu książek dla dzieci i młodzieży (bajek, baśni, wierszyków, powiastek i opowiadań, skrótów popularnych powieści oraz utworów dramatycznych, głównie jednoaktowych komedyjek). Mniejsza ich część wydawana była dość starannie, jednak większość zwykle wychodziła w bardzo tandetnym wydaniu, ubogich seriach małych zeszytów publikowanych przez wydawnictwo „Księgarnia Popularna”. Były to przeważnie serie krótkich powiastek i przeróbek znanych bajek. Autorami większości tych utworów była właśnie Elwira Korotyńska. W związku z ich słabą jakością edytorską działalność tego wydawnictwa była ostro krytykowana przez ówczesnych publicystów. Należy jednak dodać, że były one tanie i popularne, zwłaszcza wśród ludzi niezamożnych, których nie stać było na droższe pozycje. W związku z czym upowszechniały czytelnictwo wśród mas i krzewiły kulturę i wiedzę w popularnej formie (za Wikipedią). Niniejszy zbiorek zawiera następujące utwory: Czarodziejski okręt. Czarodziejskie skrzypce. Leśny karzełek. Litościwa Mrówka. Litościwe Dzieci. Lucia w Rzymie. Mali Robinsonowie. Mała gosposia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 74

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Elwira Korotyńska

 

 

Czarodziejski okręt

I INNE BAŚNIE

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

 

Tekst wg edycji z lat 1920-1930. 

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7639-168-7 

 

 

 

Czarodziejski okręt

Na północy, gdzie większą część roku stanowią lody i śniegi nieprzebyte, rozeszła się pewnego razu wieść dziwna.

Na dworze królewskim, gdzie słynęła z cudnej piękności księżniczka zaczęto mówić o jakimś czarodziejskim okręcie, który, jakoby mógł nie tylko jeździć po morzach, lecz i posuwać się na lądzie.

Marzeniem całej krainy było okręt ten ujrzeć, a jeśliby można, to i posiadać.

Gdziekolwiek kto wszedł, wszędzie rozmawiano o tym niewidzianym cudzie, wszędzie wzdychano nad niemożliwością wykonania tego arcydzieła i wszędzie obmyślano nad sposobem zobaczenia go kiedy w życiu.

W sklepach, cukierniach, w różnych zakładach przemysłowych słyszeć się dawało wciąż jedno i tożsamo pytanie:

– Czy widziałeś okręt posuwający się na lądzie? Czy słyszałeś, gdzieby go można zobaczyć?

Myśl o okręcie czarodziejskim tak bardzo zajęła ludzkie umysły, że przez sen nawet wołano: – Gdzie okręt?! – że chęć ujrzenia go przeszła w jakiś stan chorobliwy i wprost zaczęło być nienaturalnem to ciągłe dążenie do jednego celu.

Ustały roboty w fabrykach, ucichły młoty i heble, wszyscy kowale i stolarze robili próby i starali się napróżno coś sfabrykować, coby i po wodzie i po lądzie posuwać się było w stanie.

Wreszcie król, widząc, że przemysł upada, że rąk do pracy braknie, gdyż każdy nosi się tylko z myślą zbudowania okrętu, ogłosił, co następuje:

– Kto zbuduje okręt, któryby nie tylko na wodzie lecz i na lądzie mógł się szybko posuwać, otrzyma rękę cudnej złotowłosej Wieńczysławy, córki królewskiej.

Rozkaz ten ogłaszał herold przez cały tydzień, poczem oczekiwać poczęto na dworze władcy na spełnienie marzeń całego państwa.

Pewien bogaty wieśniak, posiadacz olbrzymiego lasu i pola, posłyszawszy o obietnicy królewskiej skłonił swych trzech synów do probowania szczęścia.

Najstarszy z synów wyruszył wraz z kilku drwalami do lasu i ścinać drzewa począł.

Po wycięciu prawie połowy lasu zabrał się do budowy okrętu, co czas jakiś zajadając zapasy przysłane mu przez ojca i popijając winem dla pokrzepienia sił.

Naraz, gdy siedząc na pniu drzewa odpoczywał, zjawił się przed nim dziwny jakiś mały człowieczek z ogromnym kapeluszem na głowie. Płaszcz szkarłatny okrywał tę cudaczną postać, długa siwa broda sięgała do pasa a dobrotliwy uśmiech jak by przyrosły był do tej nieładnej ale dziwnie sympatycznej twarzy.

– Daj mi zjeść trochę – rzekł starzec – głodnym bardzo i znużony... Masz tyle żywności, podziel się ze mną.

Ale starszy syn wieśniaka ofuknął dziwacznego staruszka, mówiąc, że nie ma czasu ani na rozdzielanie pożywienia ani na rozmowę z żebrakami. – Mam zrobić coś bardzo oryginalnego dla króla, czarodziejski okręt... odejdź więc i nie zawracaj mi głowy...

– Lepiej zrobisz, młodzieńcze, gdy zaprzestaniesz tej bezowocnej pracy – rzekł starzec z siwą brodą i naraz znikł w lesie, tak cicho i tak niespodzianie, jak przyszedł.

Spełniła się przepowiednia staruszka. Syn wieśniaka zrozumiał po dniach paru, że nic z jego pracy nie będzie.

Wyrąbawszy napróżno z połowę lasu, powrócił wkrótce do domu, opowiadając o niemożliwości zbudowania okrętu, któryby mógł jeździć po wodzie i lądzie zarazem.

Wysłał wieśniak drugiego syna. Dał mu cieśli i wóz z pożywieniem i oczekiwał rezultatu pracy.

Powtórzyła się takaż historja jak i z pierwszym. Był również stary człowieczek i przepowiedział obrażony odmową podzielenia się pożywieniem, iż nic z jego roboty nie będzie.

Pozostał najmłodszy. Byłto chłopak bardzo dobrego i łagodnego charakteru, miłosierny i litościwy dla ubogich.

Gdy wyrąbał już drzew wiele i wyciosywać je począł, zbliżył się do niego ów starzec z siwą brodą i o pożywienie poprosił.

– Ależ siadaj i jedz staruszku! – zawołał chłopak z radością. – Szczęśliwy jestem, że mogę się z tobą podzielić! Cóż milszego nad możność dopomożenia komuś!...

I to mówiąc, usadowił człowieka z siwą brodą na pniu ściętego drzewa, na drugim zaś podobnym usiadł sam i przepijać do niego począł.

– Co robisz tu, dobry chłopcze? – spytał starzec, zajadając podany posiłek.

– Mam okręt zbudować... Król za wystawienie czarodziejskiego okrętu, który musi chodzić po wodzie i lądzie, obiecuje córkę swą, przecudną królewnę za żonę. Bracia moi probowali zbudować takie cudo, ale nie potrafili, teraz mnie przywiedziono tutaj, abym cud ten zdziałał...

Czy potrafię – nie wiem...

– Ależ, naturalnie, że nie zdołasz nic podobnego uczynić. Okrętu z takiemi właściwościami żaden z ludzi zbudować nie jest w stanie...

Ale, żeś nie odepchnął nędzarza, żeś podzielił się z nim pożywieniem, i niedość tego, najlepsze mu dajesz kęski... nie pozostaniesz bez nagrody...

Mam okręt tego rodzaju i dam ci go na własność, ale maszt zrobić musisz ze zrąbanego tu przez siebie drzewa...

Jutro będziesz miał okręt ten, chłopcze...

To mówiąc, zniknął staruszek, tylko podeptana trawa dawała znać o bytności niedawnej tego dziwnego człowieczka.

Chłopak zabrał się do roboty. Pracował przez dzień i noc całą, a gdy maszt był gotowy, ujrzał niespodzianie przed sobą czarodziejski okręt, który, jak po wodzie, przyjechał do lasu po murawie.

Piękny pokład ustrojony był różnobarwnemi flagami, kajuty wyściełane dywanem nęciły do zajścia do nich i zakosztowania potraw wykwintnych, które na bogatemi serwetami okrytych stołach czekały na amatorów doskonałego pożywienia.

Karafki likierów i win zamorskich błyszczały niby złoto, a winogrona i morele aż prosiły się aby je zakosztować.

Chłopak uszczęśliwiony posiadaniem okrętu aż zapomniał o głodzie...

Przed oczami jego stała cudna królewna, która żoną jego być miała, a którą widział kiedyś wychylającą się z powozu...

Miała piękne złociste włosy i oczęta błękitne... Biała rączka rzucała powitania ludowi, który wołał do przejeżdżającej z zachwytem:

– Witaj, witaj! piękna królewska córo!... Obyś była szczęśliwa i zdrowa!

Teraz miała być jego ta śliczna, dumna księżniczka, na którą spojrzeć prawie nie śmiał!

Rozradowany wsiadł czemprędzej na pokład i w stronę krainy, w której król mieszkał, wyruszył.

Jadąc ujrzał naraz człowieka celującego z łuku...

Zdziwiony i zaciekawiony do kogoby mierzył, bo nikogo w powietrzu nie widział, zapytał go, kogoby chciał zastrzelić.

– Złoty orzeł fruwa hen wysoko w obłokach i mieć go pragnę – odrzekł myśliwy.

Chłopiec wytężył wzrok, ale nadaremnie. Nie widział niczego.

Naraz z nieogarnionej wzrokiem wysokości spadł duży, ze złotemi skrzydłami orzeł i przytulił się martwą piersią do wonnego kobierca łąk.

Chłopiec zdziwiony takim wzrokiem i taką celnością strzału, poprosił myśliwego, aby wsiadł z nim razem i powędrował do królewny.

Zgodził się z radością i wsiadłszy do czarodziejskiego okrętu zabawiał chłopca opowiadaniem przygód myśliwskich i dziwnie śmiałemi polowaniami, które, dzięki celnym strzałom udawały się znakomicie...

Po pewnym czasie spostrzegli człowieka, który trzymał przy uchu ogromnej wielkości tubę i przysłuchiwał się czemuś z uwagą.

– Co robisz, człowiecze, i do czego ci służy ta ogromna trąba, którą trzymasz przy uchu?

– Słucham co mówią na całym świecie ludzie i przy pomocy tej trąby wiem, co się gdziekolwiekbądź dzieje...

– Ach! powiedz mi, co mówią na dworze królewskim... jestem bardzo ciekawy!...

Człowiek posłuchał chwilę i rzekł:

– Mówią o czarodziejskim okręcie, bo i o czemżeby więcej mówili... Królewna śmieje się i twierdzi, że nikt nic podobnego nie zbuduje...

– Siądź przy nas, człowiecze, jedźmy razem – rzekł chłopak – przydasz się nam pewnie...

– Z największą chęcią – rzekł, siadając przy dwóch podróżnych, człowiek z olbrzymią trąbą – jestem bardzo szczęśliwy, że podróż tę odbyć mogę...

Jechali już tak w trójkę parę godzin, gdy naraz tuman kurzu i piasku zasypał im oczy i nie pozwolił jechać...

Po krótkiej chwili z tego tumanu zakrywającego im krajobraz wyszedł człowiek wytrząsający ten kurz straszliwy z bezmiernej wielkości butów, które trzymał w rękach i trzepał.

Na zapytanie, coby znaczył ten ogrom kurzu, który szedł za nim, odpowiedział, że jest gońcem, wysłanym w różne świata strony i że nabrał tyle kurzu i piasku przez drogę, iż wytrząsając go przez dwie godziny, jeszcze butów swych w zupełności nie oczyścił...

– Siadaj z nami, rzekł chłopiec, a gdy ten z wielką radością to wykonał, popędzili z całej mocy, aby conajszybciej przed dwór królewski zajechać.

Gdy przybyli, chłopiec kazał zawiadomić króla o swoim przyjeździe, a gdy stanął przed nim opowiedział mu o posiadaniu czarodziejskiego okrętu i prosił o dotrzymanie obietnicy i dania mu ręki cudnej królewny.

Król nie chciał uwierzyć, aby niepozorny chłopak wiejski mógł coś podobnego zdziałać i kazał okręt przywieźć przed wrota zamkowe.

Gdy czarodziejski okręt stanął przed zdumionym monarchą, ten nie mógł zaprzeczyć, iż byłto prawdziwie cudowny budynek, i że ten, co coś podobnego zdziałał, godzien jest ręki królewny.

Ale królewna, ujrzawszy chłopca, którego jej za narzeczonego przedstawiono, ani słuchać o czemś podobnem nie chciała.

– Jakto? ona jedyna córka panującego króla, ona, którą świat cały gwiazdą nazywa i do nóg jej upada z zachwytem, ona pani tylu krajów, przyszła można królowa, ma oddać rękę jakiemuś wiejskiemu chłopakowi, który nosi skórzane ubranie i nabite gwoździami buty! Nigdy!...

Zmartwiony tem król, bojąc się, aby chłopak nie odmówił mu zostawienia okrętu, jeśliby nie dotrzymał obietnicy, zebrał radę panów i mędrców, zapytując, coby na to poradzić?...

Poradzono mu, aby powiedzieć chłopcu, że otrzyma rękę królewny, jeśli przyniesie wody zdrowia w przeciągu sześciu godzin, aby uleczyć zapadającą na konwulsje księżniczkę...

Woda życia i zdrowia znajdowała się daleko, w drugiej krainie o mile całe odległej.

Sądzono, że chłopiec nie da sobie rady i uspokojono się co do jego żądań.

Ale chłopak przypomniał, że miał przyjaciela o butach szybkobiegach i że ten wszystko o co poprosi, zrobi.

Rozmówiwszy się z nim, oznajmił królowi, że nie w sześć ale w trzy godziny woda życia będzie przyniesiona królewnie i rozgoryczony takimi naumyślnie mu sprawianemi trudnościami odszedł do swych przyjaciół.

Goniec wyruszył w drogę, przebiegając w szybkobiegach całe mile i wiorsty...

Człowiek z tubą stał przyłożywszy ją do ucha i wsłuchując się, czy szybko biegnie wysłany.

Naraz z rozpaczą zawołał do towarzyszy:

– Wodę ma i wraca z nią do królewskiego zamku, ale sen go zmorzył i usnął... Spać może i dzień cały... słyszę najwyraźniej jego silne chrapanie...

Człowiek o celnem miotaniu strzałami, uspokoił swoich przyjaciół i napiąwszy łuk, puścił tak daleko strzałę, że ta przeleciawszy koło gońca, obudziła go natychmiast ze snu i zmusiła do szybkiego powrotu.

Osłupiał król i