Rumak Czarownika oraz inne baśnie - Elwira Karataj-Korotyńska - ebook

Rumak Czarownika oraz inne baśnie ebook

Elwira Karataj-Korotyńska

0,0
3,50 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Elwira Korotyńska (1864-1943) W okresie międzywojennym była autorką wielu książek dla dzieci i młodzieży (bajek, baśni, wierszyków, powiastek i opowiadań, skrótów popularnych powieści oraz utworów dramatycznych, głównie jednoaktowych komedyjek). Mniejsza ich część wydawana była dość starannie, jednak większość zwykle wychodziła w bardzo tandetnym wydaniu, ubogich seriach małych zeszytów publikowanych przez wydawnictwo „Księgarnia Popularna”. Były to przeważnie serie krótkich powiastek i przeróbek znanych bajek. Autorami większości tych utworów była właśnie Elwira Korotyńska. W związku z ich słabą jakością edytorską działalność tego wydawnictwa była ostro krytykowana przez ówczesnych publicystów. Należy jednak dodać, że były one tanie i popularne, zwłaszcza wśród ludzi niezamożnych, których nie stać było na droższe pozycje. W związku z czym upowszechniały czytelnictwo wśród mas i krzewiły kulturę i wiedzę w popularnej formie (za Wikipedią). Niniejszy zbiorek zawiera następujące utwory: Rumak Czarownika. Sinobrody. Zaczarowany królewicz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 35

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Elwira Korotyńska

 

Rumak Czarownika

ORAZ INNE BAŚNIE

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

Tekst wg edycji z lat 1920-1930.

Zachowano oryginalną pisownię.

© Wydawnictwo Armoryka

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

ISBN 978-83-7639-

Rumak Czarownika

Baśń z 1001 nocy

Król możny i bohaterski kazał urządzić igrzyska i dźwiękiem trąb i uderzaniem w bębny zwoływać lud i rycerzy.

Na placu ustawiono przeróżne przeszkody dla wyścigających się, złocistym piaskiem usypano drogi a wieńcami ozdobiono przydrożne słupy.

Rozjaśniły się krużganki pałacu różnobarwnem kwieciem i wzorzystemi ustrojono kobiercami...

Złociły się blaskami od wysadzanego brylantami i drogiemi kamieniami królewskiego tronu i od dworzan w srebrzyste przybranych szaty.

W pałacu królewskim, w komnacie dziecięcej, złotowłosa królewna skakała z radości i śpiewała swoje najulubieńsze piosenki. Dama dworu ubierała ją w prześliczną białą sukienkę wyhaftowaną srebrem i uspakajała napróżno. Po raz to pierwszy maleńka Ludmiła miała być przy boku rodziców na igrzyskach. Nie dziw więc, że się tak bardzo radowała nieznanem jej jeszcze widowiskiem.

Brat jej starszy, czternastoletni Zbigniew po raz trzeci był na podobnej uroczystości, ale pałając chęcią należenia do turniejów, smucił się, że mu król iść w szranki walczących rycerzy nie pozwala.

Nadszedł dzień uroczysty igrzysk, zagrano w trąby, odezwały się rogi i zadzwoniły wielkie dzwony...

Król zasiadł w koronie, z berłem złocistem w ręku, obok niego królowa ze Zbigniewem, do walki się rwącym i prześliczną dziesięcioletnią Ludmiłą.

Rój dam dworskich i dworzan otaczał tron królewski, całe stosy kwiecia przeznaczonego dla zwycięzców leżały na malachitowym stole, a pośrodku srebrny wieniec dla tego, kto we wszystkich potyczkach okaże się najodważniejszym i wszystkich zdoła pokonać.

Bawiono się tak przez wieczór i noc całą, poczem po obdarzeniu nagrodami i spożyciu uczty wspaniałej, rozpoczęto innego rodzaju uroczystość.

Co rok przyjeżdżali z różnych krajów i z pośród różnych narodów ludzie wyspecjalizowani w jakimś zawodzie i przedstawiali królowi najnowszy swój wynalazek. Przedmiot, który okazał się godnym uwagi, kupował król i umieszczać go kazał w skarbcu.

I tym razem przedstawiono mu różne osobliwości, a więc ptaka sztucznego wyśpiewującego za nakręceniem przez dni całe przecudne trele, o mało co nie piękniejsze od słowiczych, to znów jakieś przedziwne instrumenty, dotychczas nie widziane, lub warsztaty ze srebra, tkające niebywałe dotąd wzory i pajęczej cienkości koronki.

Naraz zameldowano królowi, że z dalekich krajów przybyły indjanin, chce rzecz jakąś cudowną przedstawić.

Zawezwano go przed króla. Zjawił się, prowadząc za uzdę wspaniałego rycerskiego rumaka.

Trudno było poznać, że ów koń ze wspaniale brylantami wysadzanem siodłem – jest sztuczny.

Król był zachwycony i postanowił go kupić, ale na wychwalanie indjanina, okazywał zupełną obojętność, aby sumy nazbyt znacznej nie zapłacić.

– Nic nadzwyczajnego w tym koniu nie widzę, sama tylko sztuka, wykonanie artystyczne, nic więcej – mówił król. Gdyby to był koń obdarzony życiem, to co innego.

– Królu – odpowiedział cudzoziemiec – koń ten posiada niebywałą zaletę – potrafi się wznieść w obłoki i wielomilowe przestrzenie w przeciągu minuty oblecieć.

– Chciałbym to na własne oczy zobaczyć – odrzekł monarcha. – Otóż życzę sobie, żebyś w tejże chwili uleciał z nim do zamku mego kuzyna o mil 20 odległego i abyś mi stamtąd urwał na dowód gałązkę jemioły, z dębu rosnącego na wysokiej górze, sięgającej niebios.

– W tej minucie będę z powrotem – rzekł indjanin – gałązka jemioły będzie zerwana i u stóp waszej królewskiej mości położona.

Mówiąc to, podszedł do swego cudownego konia i dotknąwszy się ukrytego miejsca pod siodłem wzniósł się w powietrze i momentalnie znikł w przestworzu.

Minęła minuta i koń czarodziejski wraz ze swym jeźdźcem powrócił z gałązką jemioły przy siodle.

– Oto masz, wszechwładny królu, to, coś mi przynieść rozkazał – rzekł pokłoniwszy się do ziemi indjanin, przekonałem cię panie, żem nie kłamał. Powiedz teraz, o królu, czy jest rumak mojemu podobny?

– Przyznaję, że jest nadzwyczajny, kupić też chcę natychmiast do swego użytku, dając ci dużą sumę.

– Królu – odrzekł właściciel konia, niemożliwą to rzeczą, gdyż dostałem go od pewnego czarodzieja, z warunkiem że nikomu nie oddam ani sprzedam. W przeciwnym razie spadną na mnie nieszczęścia, a na kraj cały klęski. Boję się nie posłuchać, żeby na siebie i na kraj nie sprowadzać nieszczęść.

– To są tylko wykręty z twej strony – odpowiedział król – zostaw go, mam syna, który będzie z tego szybkobiega korzystał.

– I w tej chwili wyruszyłbym z przyjemnością – rzekł królewicz, przybliżając się do rumaka i oglądając go od stóp do głów. Z radością przyjmę ten dar od ciebie ojcze, gdy go zakupisz...

– Mogę go pozostawić u ciebie królu na czas jakiś – odezwał się indjanin – i może się twój syn nacieszyć nim dowoli, nauczę go jednak, jak się ma z tym czarodziejskim rumakiem zachować... Nie znając sposobu szybowania na nim, mógłby lecieć w powietrzu do nieskończoności...

To