Co twoje ciało wie o szczęściu. Jak poprzez ciało odmienić umysł - Kaplan Janice - ebook

Co twoje ciało wie o szczęściu. Jak poprzez ciało odmienić umysł ebook

Kaplan Janice

0,0
49,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Szczęście to nie tylko stan umysłu - to również stan ciała.

Autorka bestsellera „New York Timesa” Dzienniki wdzięczności.

Na ogół jesteśmy przekonani, że mózg to superkomputer, który dyktuje ciału, jak ma się zachowywać i reagować. Nowe badania pokazują jednak, że często jest na odwrót: ciało reaguje pierwsze, a mózg odbiera i interpretuje wysyłane przez nie sygnały.

Janice Kaplan przedstawia dowody na to, że nasze czujące ciała bywają mądrzejsze od myślących umysłów. Rozmawia z ekspertami i przybliża ich dokonania naukowe w charakterystyczny dla siebie, pełen humoru sposób. Wskazuje nieoczekiwane powiązania pomiędzy umysłem a ciałem, a także zdradza, które kolory są najszczęśliwsze i dlaczego wino najlepiej smakuje w Paryżu.

Dowiedz się, jak dzięki ciału zwiększyć kreatywność i pewność siebie, i odkryj, jak radzić sobie z bólem. Znajdziesz tutaj wskazówki i strategie, które pomogą ci w zupełnie nowy sposób spojrzeć na własne ciało, tak by uczynić każdy dzień szczęśliwszym.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 385

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.


Podobne


Dedykacja

Dla Jacoba, Eliego, Bena i Noor – nasta­wie­nia na szczę­ście

WSTĘP

W dro­dze na ostat­nie waka­cje, na które wybra­łam się z mężem, prze­ży­łam nie­koń­czący się dzień poszu­ki­wań zagu­bio­nego bagażu i nie­wy­tłu­ma­czal­nych opóź­nień lotu. Sta­łam bez­rad­nie na małym lot­ni­sku, na któ­rym w końcu wylą­do­wa­li­śmy, czu­łam się sfru­stro­wana i na wszystko narze­ka­łam. Mia­łam despe­racką potrzebę pozy­tyw­nego spoj­rze­nia na sytu­ację, posta­no­wi­łam więc wyko­nać małe ćwi­cze­nie wdzięcz­no­ści.

Wzię­łam głę­boki oddech. Już wie­dzia­łam, że sobie pora­dzę.

– Nasz bagaż zagi­nął, ale w tor­bie pod­ręcz­nej mam przy­naj­mniej kostium kąpie­lowy! – powie­dzia­łam pogod­nie do męża.

Roze­śmiał się, a ja uspo­ko­iłam się na tyle, by opu­ścić lot­ni­sko, nie wybu­cha­jąc pła­czem. Ale nie zazna­łam spo­koju, póki nie dotar­li­śmy do małej łodzi moto­ro­wej, która miała nas zabrać na wyspę, gdzie mia­łam się w końcu praw­dzi­wie zre­lak­so­wać. W falach oce­anu skrzyły się pro­mie­nie słońca, twarz owie­wała mi cie­pła, łagodna bryza. Po zale­d­wie dzie­się­ciu minu­tach na morzu poczu­łam bło­gie szczę­ście – jak gdyby nic iry­tu­ją­cego się wcze­śniej nie wyda­rzyło. Nagła eufo­ria była cudow­nym uczu­ciem; dzięki niej zupeł­nie ina­czej spoj­rza­łam na to, co się wyda­rzyło. W idyl­licz­nej sce­ne­rii nie musia­łam już podej­mo­wać świa­do­mej decy­zji, by odczu­wać wdzięcz­ność i pozy­tywne emo­cje. Moje ciało samo wysy­łało wia­do­mość o szczę­ściu.

Więk­szość roz­wa­żań na temat szczę­ścia suge­ruje, że źró­dłem rado­ści i przy­jem­no­ści jest wyłącz­nie umysł i że w każ­dej sytu­acji mamy moc kon­tro­lo­wa­nia naszego samo­po­czu­cia. Czę­ściowo rów­nież jestem zwo­len­niczką tego poglądu. Pod­czas wykła­dów, które pro­wa­dzę w całym kraju w związku z moimi best­sel­le­ro­wymi Dzien­ni­kami wdzięcz­no­ści, wyja­śniam, że klu­czem do szczę­ścia jest zmiana per­spek­tywy – wła­śnie to zro­bi­łam na lot­ni­sku. Wska­zuję, jak prze­ra­mo­wać każdą sytu­ację bądź wyda­rze­nia życiowe, by dało się dostrzec w nich dobro, i cie­szę się, że tak wielu ludziom pomo­głam odna­leźć wdzięcz­ność w cięż­kich chwi­lach.

Jed­nak wów­czas na łodzi zro­zu­mia­łam, jak ważne jest zna­le­zie­nie się w sytu­acji, w któ­rej ciało może reago­wać rów­nie pozy­tyw­nie jak umysł. Ude­rzyła mnie myśl, iż szczę­ście nie jest wyłącz­nie świa­do­mym wybo­rem. Ono pocho­dzi z każ­dej tkanki, z każ­dego ścię­gna i z każ­dej komórki naszego ciała. Bar­dzo czę­sto ciało wysyła sygnały świad­czące o samo­po­czu­ciu, a świa­domy umysł bar­dziej na nie reaguje, niż je kon­tro­luje.

To roz­po­zna­nie wydaje się wstrzą­sa­jące. Zwy­kli­śmy sądzić, że świa­domy umysł jest jedy­nym źró­dłem naszych uczuć i emo­cji. W pełni kon­tro­lu­jemy, jak się czu­jemy i co robimy. Taki pogląd ozna­cza jed­nak, że tra­cimy z oczu moc ciała, które zde­cy­do­wa­nie jest part­ne­rem w tej dys­ku­sji. Komik John Mula­ney zażar­to­wał, iż tak naprawdę nie wie, co wypra­wia jego ciało poza tym, że prze­nosi głowę z pomiesz­cze­nia do pomiesz­cze­nia1. Publicz­ność wybu­chła śmie­chem, bo więk­szość z nas uważa tak samo. Każdy wie, że trzeba dbać o ciało, by cie­szyło się zdro­wiem, ale poza tym wydaje się nam, że jest ono odro­binę odse­pa­ro­wane od „praw­dzi­wej osoby”, którą jeste­śmy. Jeśli nie jesteś zawo­do­wym spor­tow­cem, praw­do­po­dob­nie zgo­dzisz się z poglą­dem Mula­neya, że ciało to przede wszyst­kim śro­dek trans­portu dla kom­pu­tera usa­do­wio­nego ponad two­imi ramio­nami.

Więk­szość z nas na pewno zgo­dzi się rów­nież z tym, że ciało jest zawodne – nie jest wystar­cza­jąco silne, cza­sem pobo­lewa, a nawet boli, jest ofiarą wiru­sów i bak­te­rii, zawo­dzi, gdy się sta­rzeje. Roz­ma­ite pro­blemy, które zbyt czę­sto nam się przy­da­rzają, sta­wiają nas w opo­zy­cji do ciała. Postrze­gamy je więc jako wyzwa­nie, któ­remu musimy spro­stać, a nie jako part­nera w dro­dze ku szczę­ściu. Ale prawda jest taka, że ciało chce naszego szczę­ścia i dobro­stanu. Jego naj­waż­niej­szym celem jest wysy­ła­nie infor­ma­cji, dzięki któ­rym będziesz się roz­wi­jać, roz­kwi­tać, i ni­gdy – na ile tylko potrafi – nie prze­sta­nie zasi­lać two­jego umy­słu bodź­cami zmy­sło­wymi (obra­zami, dźwię­kami, zapa­chami, sma­kami, doty­kiem). Bio­lo­dzy ewo­lu­cyjni jed­no­znacz­nie twier­dzą, że nad­rzęd­nym celem każ­dego gatunku – ludzi, psów, małp, mró­wek czy kro­ko­dyli – jest zdol­ność do repro­duk­cji i tro­ska o młode osob­niki. W przy­padku ludzi wymaga to dużego nakładu czasu i ener­gii, twoje ciało pra­cuje więc nie­sa­mo­wi­cie ciężko, by utrzy­mać rów­no­wagę i peł­nię sił.

Kiedy zro­zu­miemy, że ciało robi wszystko, by pomóc nam odczu­wać szczę­ście, możemy je w tym wspie­rać, zamiast umniej­szać. Ciało zawia­duje hor­mo­nami szczę­ścia, które uwal­nia w róż­nych sytu­acjach – od ćwi­czeń fizycz­nych po seks. Spra­wia, że czu­jesz się spo­koj­niej­szy, mniej zestre­so­wany i rado­śniej­szy. Jak na iro­nię, nie­które z naj­bar­dziej nie­bez­piecz­nych i uza­leż­nia­ją­cych nar­ko­ty­ków, w tym opio­idy, które dopro­wa­dziły w ostat­niej deka­dzie do poważ­nego kry­zysu uza­leż­nień, imi­tują to, co ciało jest w sta­nie nam dostar­czyć w natu­ralny spo­sób. A kiedy sub­stan­cje che­miczne gwa­ran­tu­jące dobre samo­po­czu­cie wystę­pują w natu­ral­nej postaci, są uży­teczne, a nie nisz­czy­ciel­skie.

Nie ozna­cza to, że nasze ciała zawsze i wszystko robią dobrze. Anty­bio­tyki, szcze­pionki, insu­lina, zabiegi chi­rur­giczne oraz inne wyna­lazki medyczne oca­liły życie wielu ludziom, zapew­niły nam dłu­go­wiecz­ność i dobrą egzy­sten­cję. Bycie czło­wie­kiem polega mię­dzy innymi na zdol­no­ści do zmiany i udo­sko­na­la­nia sie­bie oraz świata. Jed­nak przy tej oka­zji nie możemy tra­cić z oczu zmy­słów, które są źró­dłem róż­nych infor­ma­cji, hor­mo­nów, które wpły­wają na nasz nastrój, i układu ner­wo­wego, dzięki któ­remu odczu­wamy ból i przy­jem­ność.

Zamiesz­ku­jemy nasze ciała, ale zadzi­wia­jąco nie­wiele wiemy o tym, jak funk­cjo­nują. Neu­ro­bio­lo­dzy poświę­cają ogrom czasu na bada­nie mózgu i wielu z nich uznaje, że umysł i ciało ści­śle ze sobą współ­pra­cują. Nie da się zro­zu­mieć jed­nego bez dru­giego.

Ciało działa pierw­sze

Kie­dyś wyobra­ża­łam sobie, że „ja” to „ja” gdzieś w mojej gło­wie. Zaczę­łam brać pod uwagę inny punkt widze­nia, gdy pisa­łam Dzien­niki wdzięcz­no­ści. Wtedy zda­łam sobie sprawę, że wyj­ście na spa­cer lub podzi­wia­nie prze­pięk­nego zachodu słońca może zmie­nić moje samo­po­czu­cie – spra­wić, że poczuję się bar­dziej wdzięczna i spo­kojna. Od tam­tego czasu coraz czę­ściej myśla­łam o tym, że ciało codzien­nie wpływa na moje szczę­ście i dobro­stan. Pro­blem polega na tym, że nie zawsze zda­jemy sobie sprawę, jak to się odbywa, tra­cimy więc szansę na poprawę i wzbo­ga­ce­nie naszego życia.

Czę­sto myślimy, że podej­mu­jemy racjo­nalne decy­zje, a tym­cza­sem po pro­stu reagu­jemy na sygnały ciała. Anto­nio Dama­sio, pro­fe­sor psy­cho­lo­gii, filo­zo­fii i neu­ro­lo­gii z Uni­wer­sy­tetu Połu­dnio­wej Kali­for­nii, szcze­gó­łowo opi­sał źró­dła emo­cji i dzia­ła­nia. Twier­dzi, że lubimy myśleć o naszym mózgu jako decy­den­cie, pod­czas gdy jest zupeł­nie ina­czej. „Bez ciała nie ma świa­do­mo­ści”2, mówi pro­fe­sor. Mózg działa zatem jako jeden z dwóch rów­no­rzęd­nych part­ne­rów (dru­gim jest ciało), któ­rzy kształ­tują nasze zacho­wa­nia.

Ciało wysyła nam infor­ma­cje za pomocą setek sub­tel­nych wska­zó­wek, takich jak uwal­nia­nie hor­mo­nów, zmiana ciśnie­nia krwi czy wzrost lub spa­dek tem­pe­ra­tury. Kiedy nocą w ciem­nym zaułku poczu­jesz łomo­ta­nie serca, praw­do­po­dob­nie wybie­rzesz inną drogę. W tym momen­cie poja­wia się kwe­stia, którą należy roz­strzy­gnąć: czy serce zaczyna gwał­tow­nie bić, bo jesteś prze­ra­żony, czy jesteś prze­ra­żony, ponie­waż serce zaczyna łomo­tać? Jeśli jesteś osobą sku­pioną na umy­śle (jak więk­szość z nas), to pyta­nie wydaje ci się nie­mal nie­mą­dre. Oczy­wi­ście, że to mózg wysyła wia­do­mość o zagro­że­niu, a rezul­ta­tem jest reak­cja fizyczna! Jed­nak wielu naukow­ców twier­dzi, że popeł­niamy błąd, wie­rząc, iż wła­dza należy do mózgu, ponie­waż tak naprawdę pierw­sze jest ciało.

Jedna z naj­bar­dziej fra­pu­ją­cych teo­rii odno­szą­cych się do ludz­kiego zacho­wa­nia mówi, że budu­jemy emo­cje w opar­ciu o pro­cesy bio­lo­giczne zacho­dzące w mózgu i w ciele. Wokół inte­ro­cep­cji (czu­cia trzew­nego, czyli odczu­wa­nia bodź­ców pły­ną­cych z wnę­trza ciała) powstaje nowa dys­cy­plina naukowa zaj­mu­jąca się tym, jak mózg inter­pre­tuje różne dozna­nia w ciele. W tej chwili na przy­kład twoje serce bije, żołą­dek trawi, płuca wypeł­niają się powie­trzem, a układ odpor­no­ściowy roz­pro­wa­dza różne hor­mony.

„Ciało jest czę­ścią two­jego umy­słu i to nie w jakiś nie­okre­ślony i tajem­ni­czy spo­sób, lecz w bar­dzo real­nym, bio­lo­gicz­nym sen­sie”3, mówi neu­ro­log Lisa Feld­man Bar­rett. „A to ozna­cza, że w każ­dej two­jej myśli jest kawa­łek two­jego ciała”.

Dora­stamy w prze­ko­na­niu, że podej­mu­jąc decy­zje, należy zacho­wać zimną krew i nie ule­gać wpły­wowi emo­cji. Jed­nak teraz zaczy­namy już rozu­mieć, że takie podej­ście jest nie tyle nie­roz­ważne, ile po pro­stu nie­moż­liwe. Emo­cje, uczu­cia i reak­cje fizyczne są czę­ścią wszyst­kiego, co robimy. Przy­pi­sy­wa­nie świa­do­mo­ści wyłącz­nie mózgowi jest ogrom­nym błę­dem, ponie­waż – jak twier­dzi Dama­sio – „mózg jest znie­wo­loną widow­nią ciała”4. Według pro­fe­sora wyobra­ża­nie sobie świa­do­mo­ści bez ciała jest absur­dem.

W XVII wieku fran­cu­ski filo­zof René Descar­tes (Kar­te­zjusz) przed­sta­wił sze­ro­kiemu gronu odbior­ców błędny pogląd, że umysł i ciało są od sie­bie oddzie­lone. Jego słynna i nader czę­sto powta­rzana mak­syma: „Myślę, więc jestem” mówi nam, któ­rej czę­ści duetu umysł–ciało Kar­te­zjusz ufał. Wszystko zmie­niło się pod koniec XIX wieku, kiedy to jeden z naj­bar­dziej wpły­wo­wych ame­ry­kań­skich psy­cho­lo­gów i filo­zofów Wil­liam James (brat mojego ulu­bio­nego pisa­rza Henry’ego Jamesa) prze­wró­cił pogląd Kar­te­zjusza do góry nogami. Zapro­po­no­wał rady­kal­nie pio­nier­ską teo­rię emo­cji, twier­dząc, że zmiany w ciele wpły­wają na odczu­wa­nie emo­cji.

James nie miał wąt­pli­wo­ści, co się dzieje, gdy skrę­camy nocą w ciemny zaułek. Ciało reaguje pierw­sze gwał­tow­nym biciem serca i wyrzu­tem adre­na­liny. Umysł bada reak­cję fizyczną i wyciąga wnio­sek – boję się! Emo­cje, któ­rych doświad­czasz, są po pro­stu świa­do­mym wyra­zem tego, o czym ciało już wie.

W teo­rii brzmi to wspa­niale, nie­mniej pod­waża wszystko, co do tej pory wie­dzie­li­śmy na swój temat. Jako ludzie jeste­śmy dumni, że nasze umy­sły znaj­dują się na wyż­szym pozio­mie niż umy­sły innych zwie­rząt – zde­cy­do­wa­nie nie jeste­śmy dżdżow­ni­cami – ale musimy pamię­tać, że sam mózg jest struk­turą fizyczną i czę­ścią układu ner­wo­wego.

Zaj­mijmy się przez chwilę dżdżow­ni­cami. Wiemy, że mają komórki czu­ciowe, które wysy­łają impulsy do ich mózgów i ciał, dzięki czemu zwie­rzęta pra­wi­dłowo reagują na oto­cze­nie. Kiedy jest za gorąco lub za zimno, dżdżow­nica zako­puje się w ziemi, żeby się chro­nić, a gdy czuje, że warunki są sprzy­ja­jące, wysta­wia głowę na powierzch­nię.

A więc wpraw­dzie nie jeste­śmy dżdżow­ni­cami, lecz tak jak one rów­nież jeste­śmy przede wszyst­kim isto­tami zmy­sło­wymi. Tak jak one mamy ośrod­kowy (cen­tralny) układ ner­wowy, który reaguje na bodźce bez szcze­gól­nego ukie­run­ko­wa­nia ze strony mózgu. Jeśli przy­pad­kowo dotkniesz gorą­cego pieca, natych­miast cof­niesz rękę, jesz­cze zanim mózg zare­je­struje, co się stało. Kiedy lekarz ude­rza mło­tecz­kiem w kolano, noga pod­ska­kuje. Reak­cja odru­chowa? Oczy­wi­ście, nic innego. Wil­liam James, Anto­nio Dama­sio i inni naukowcy chcą, aby­śmy zro­zu­mieli, że reak­cja instynk­towna jest po pro­stu pierw­szym kro­kiem. Ciało reaguje, a potem daje znać mózgowi, co ten ma odczu­wać. Tak więc po dotknię­ciu gorą­cego pieca do two­jej świa­do­mo­ści dociera infor­ma­cja, że ośrod­kowy układ ner­wowy uru­cho­mił komórki ruchowe. Stało się coś, co wymaga dal­szej ana­lizy! Twój mózg przyj­muje dane wej­ściowe i uzu­peł­nia je emo­cjami.

Wszy­scy uczy­li­śmy się w szkole o ośrod­ko­wym ukła­dzie ner­wo­wym, ale ni­gdy tak naprawdę nie sądzi­li­śmy, że nasze ciało może dzia­łać bez udziału mózgu. Mózg jawi się jako wielki kom­pu­ter, który mówi nam, co robić, i infor­muje ciało, jak ma reago­wać. Myśl, że cały sys­tem czę­sto działa na odwrót – to ciało pro­gra­muje kom­pu­ter – jest nie­wia­ry­god­nie fascy­nu­jąca i zmie­nia naszą opi­nię na temat codzien­nych czyn­no­ści.

Mózg to praw­dziwy cud, ale nie jest alfą i omegą w kwe­stii tego, kim jeste­śmy i co robimy. Meta­fora odno­sząca się do super­kom­pu­tera nie jest zatem trafna, ponie­waż mózg do pra­wi­dło­wego funk­cjo­no­wa­nia wymaga cią­głych infor­ma­cji od ciała. Nie jest skom­pu­te­ry­zo­wa­nym cen­trum zdal­nego ste­ro­wa­nia, które wysyła ciału wia­do­mo­ści i mówi mu, jak ma się zacho­wy­wać. Ciało i umysł są ze sobą ści­śle zwią­zane i w każ­dym momen­cie każ­dego dnia wysy­łają sobie sygnały. Ciało i mózg. Razem spra­wiają, że jesteś tym, kim jesteś.

Spójrzmy na to z innej per­spek­tywy. Mózg waży około pół­tora kilo­grama, więc jeśli czy­jaś masa ciała wynosi (na przy­kład) 68 kilo­gra­mów, to zostaje jesz­cze 66,5 kilo­grama. Natura niczego nie mar­nuje i doty­czy to w rów­nym stop­niu zwie­rząt, ludzi i roślin. Ta część cie­bie, która nie jest mózgiem, odgrywa bar­dzo ważną rolę. Kiedy wzdy­chasz, śmie­jesz się, kichasz lub pła­czesz, mózg pospiesz­nie nad­ra­bia zale­gło­ści w kwe­stii infor­ma­cji, które wysłało ciało. Pierw­sza reak­cja należy do ciała, a świa­do­mość podąża za nią.

Język szczę­ścia

Wraz z postę­pem tech­no­lo­gii coraz bar­dziej i czę­ściej żyjemy w swo­ich umy­słach i urzą­dze­niach elek­tro­nicz­nych, a nasze ciała sta­no­wią nie­do­god­ność, bo musimy o nie dbać, ćwi­czyć (o ile pamię­tamy) na siłowni lub z inter­ne­to­wymi tre­ne­rami. Zamiast czer­pać z nich radość, nie­chęt­nie pró­bu­jemy utrzy­mać je w jako takim zdro­wiu, żeby nie zakłó­cały reszty naszego życia.

Wszy­scy wiemy, że powin­ni­śmy słu­chać naszych ciał, ale nie­kiedy nie rozu­miemy języka, któ­rym mówią. Ostat­nimi czasy ten roz­dź­więk stał się jesz­cze bar­dziej dra­ma­tyczny. Ponie­waż pra­cu­jemy zdal­nie z domu, a nie w biu­rze, i widu­jemy na co dzień coraz mniej osób, sta­jemy się jesz­cze bar­dziej bez­cie­le­śni. Nasz głos pły­nie przez komu­ni­ka­tory inter­ne­towe (na przy­kład Zoom lub Skype), nie­przy­pi­sany do żad­nej postaci fizycz­nej. Sku­piamy się na swoim wize­runku od ramion w górę, ponie­waż tylko ta część ciała jest widoczna na ekra­nie kom­pu­tera. Pew­nego dnia pod­czas roz­mowy wideo kole­żanka wspo­mniała, że na nasze wir­tu­alne spo­tka­nie wło­żyła dżinsy. Muszę przy­znać, że tro­chę mnie zakło­po­tała ta nowa defi­ni­cja stroju służ­bo­wego.

– A w co zazwy­czaj się ubie­rasz? – spy­ta­łam.

– W leg­ginsy, w spodnie do jogi albo w coś rów­nie wygod­nego – odparła. – Dzi­siaj na twoją cześć mam odpo­wied­nią oprawę.

Roze­śmia­ły­śmy się; cóż, sama spę­dzi­łam wiele poran­ków, pisząc w domu we fla­ne­lo­wych spodniach od piżamy.

Strój nie­ko­niecz­nie wiąże nas z naszym fizycz­nym ja (cho­ciaż nie­kiedy tak się dzieje – to nie­spo­dzianka, którą omó­wimy póź­niej), ale moja kole­żanka przy­pad­kowo wybrała wła­ściwe słowo. Ciało rze­czy­wi­ście zapew­nia oprawę i struk­turę każ­demu nastro­jowi i każ­dej myśli. Jeśli będzie­cie mi dalej towa­rzy­szyć, dowie­cie się, iż według nowa­tor­skich badań umysł i ciało mogą sta­no­wić zgraną dru­żynę. Uczu­cie szczę­ścia, wdzięcz­no­ści i rado­ści ema­nuje więc zarówno z ciała, jak i z umy­słu.

Jeśli dzięki prak­ty­ko­wa­niu wdzięcz­no­ści dowie­dzie­li­ście się już, jak być szczę­śliwi, macie prze­wagę. Idź­cie dalej tą drogą! To, czego dowie­cie się z tej książki, pomoże wam to wszystko jesz­cze lepiej zro­zu­mieć. Nowym i nie­zwy­kle eks­cy­tu­ją­cym odkry­ciem – oprócz tego, co może osią­gnąć umysł – jest fakt, że ciało i oto­cze­nie mogą nas zain­spi­ro­wać do odna­le­zie­nia swo­jego naj­lep­szego i naj­szczę­śliw­szego ja.

Ponie­waż każdy z nas odgrywa w swoim życiu główną rolę, należy zro­zu­mieć, że w tym spek­ta­klu są dwie gwiazdy – ciało i umysł. Dołącz­cie do mnie i razem odkry­wajmy, jak możemy wyko­rzy­stać fizycz­ność i oto­cze­nie, by wpły­nąć na swoją inwen­cję twór­czą, zmie­nić per­spek­tywę, odno­sić suk­cesy i być szczę­śli­wym. Naj­wyż­szy czas, by się dowie­dzieć, na czym polega współ­praca ciała i umy­słu, i w ten spo­sób każ­dego dnia odnaj­dy­wać jesz­cze więk­szą radość życia i nowe moż­li­wo­ści roz­woju.

CZĘŚĆ PIERWSZA

Nauka o szczęśliwym ciele

Jeśli chcesz być szczę­śliwy, zacznij od zro­zu­mie­nia wła­snego ciała. Nowe bada­nia – od psy­cho­lo­gii po sztuczną inte­li­gen­cję – dowo­dzą, jak bar­dzo nasza fizycz­ność wpływa na nastrój i emo­cje.

1

Czego nie powie ci twój krokomierz

Ci, któ­rzy widzą jakąś róż­nicę mię­dzy duszą a cia­łem, nie mają ani jed­nego, ani dru­giego.

OSCAR WILDE

Do nie­dawna wszyst­kie znane mi osoby pró­bo­wały codzien­nie przejść dla zdro­wia dzie­sięć tysięcy kro­ków. Mojego męża dopro­wa­dzało to do szału. Wpraw­dzie jest wiel­kim orę­dow­ni­kiem ćwi­czeń i aktyw­no­ści fizycz­nej, ale jako lekarz domaga się twar­dych danych nauko­wych.

– Chyba wiesz, że nie ma żad­nych dowo­dów medycz­nych, które sta­łyby za tą liczbą – gde­rał.

Miał rację. Jedyna naukowa prawda na temat owych dzie­się­ciu tysięcy kro­ków to tylko, że jest to przy­jemna (łatwo zapa­da­jąca w pamięć), okrą­gła liczba. Jed­nak podej­ście naukowe nie ma nic wspól­nego z dzia­łal­no­ścią mar­ke­tin­gową firmy Fit­bit zało­żo­nej w 2007 roku przez Jamesa Parka. Gdy rzu­cił Harvard (z opi­nią wybit­nego stu­denta uczelni tech­nicz­nej!), Park zaczął pro­du­ko­wać urzą­dze­nia elek­tro­niczne moni­to­ru­jące aktyw­ność fizyczną, które można było zało­żyć na rękę (jak zega­rek) i gonić za owym mitycz­nym celem. Zanim w 2021 roku Park sprze­dał swoją markę fir­mie Google za ponad dwa miliardy dola­rów, dzie­siątki milio­nów Ame­ry­ka­nów kupiło zarówno jego pro­dukty, jak i pomysł na aktyw­ność fizyczną.

James Park nie wpadł jako pierw­szy na pomysł dzie­się­ciu tysięcy kro­ków; za wyna­lazcę mier­nika została uznana pewna japoń­ska firma, która w latach sześć­dzie­sią­tych XX wieku masowo pro­du­ko­wała kro­ko­mie­rze. Jed­nak Par­kowi udało się wznieść ideę na wyż­szy poziom dzięki wpro­wa­dze­niu tej liczby do głów­nego słow­nika medycz­nego. Dzięki jego urzą­dze­niom w każ­dej chwili można było spraw­dzić, ile nas dzieli od wyma­rzo­nego dzien­nego celu. Dzie­sięć tysięcy kro­ków to z grub­sza sześć kilo­me­trów – dużo wię­cej niż naukowcy uznają za istotne dla poprawy stanu zdro­wia i żywot­no­ści. Park z dumą opo­wiada, że obser­wuje ludzi krą­żą­cych tam i z powro­tem po lot­ni­sko­wych ter­mi­na­lach, by „wyro­bić” liczbę kro­ków na dany dzień, a jedna z moich przy­ja­ció­łek wyra­ziła wielką wdzięcz­ność, gdy pew­nego razu zadzwo­ni­łam do niej póź­nym wie­czo­rem.

– Zro­bi­łam tylko sie­dem tysięcy kro­ków, więc pospa­ce­ruję po miesz­ka­niu, gdy będziemy roz­ma­wiać! – zawo­łała z entu­zja­zmem.

Cho­dze­nie w kółko po salo­nie z pew­no­ścią jest lep­sze dla serca i umy­słu niż sie­dze­nie na kana­pie i zaja­da­nie się ciast­kami. Jed­nak brak badań doty­czą­cych tej dziw­nej mody na dzie­sięć tysięcy kro­ków nie jest jej jedyną słabą stroną; nie­po­koi jesz­cze jedna rzecz. Zamiast myśleć o tym, czego ich ciała naprawdę potrze­bują, miło­śnicy smar­twat­chy marki Fit­bit pole­gają na urzą­dze­niu, które mówi im, jak mają się czuć. Oka­zuje się jed­nak, że jego dane praw­do­po­dob­nie tylko pogar­szają samo­po­czu­cie, zamiast je popra­wiać. Nowe bada­nia prze­pro­wa­dzone przez Jor­dan Etkin, pro­fe­sor kate­dry mar­ke­tingu na Duke Uni­ver­sity, dowo­dzą, że ludzie z opa­skami spor­to­wymi Fit­bit wpraw­dzie wię­cej ćwi­czą, ale ta aktyw­ność mniej ich cie­szy5. Oka­zuje się, że kro­ko­mie­rze zmie­niają spa­ce­ro­wa­nie ze zwy­kłej przy­jem­no­ści w zaję­cie skon­cen­tro­wane na wyni­kach. Myśli się wtedy o mak­sy­ma­li­za­cji wyniku, a nie o bez­po­śred­nim zado­wo­le­niu, które czer­piemy z tego, co aku­rat robimy. Po pro­stu prze­sta­jesz cie­szyć się chwilą. Poczu­cie szczę­ścia maleje, zamiast rosnąć.

Jor­dan Etkin pro­po­nuje, by pozbyć się wszyst­kich mier­ni­ków i w ten spo­sób zwięk­szyć poziom szczę­ścia, a nie liczbę kro­ków.

Mie­rze­nie aktyw­no­ści, która powinna spra­wiać radość, zamie­nia ją w pracę. Kon­cen­tru­jesz się na osta­tecz­nym celu, a nie na przy­jem­no­ści pły­ną­cej z wewnętrz­nego poczu­cia dobro­stanu. Doko­na­nia spor­towe i kon­dy­cja fizyczna są istotne i warto je moni­to­ro­wać, gdy przy­go­to­wu­jesz się do startu w mara­to­nie albo olim­pia­dzie. W prze­ciw­nym wypadku wszyst­kie te dane mogą odcią­gać uwagę od infor­ma­cji, któ­rych ciało dostar­cza nam we wła­snym zakre­sie. Kiedy ćwi­czysz z cia­łem, odczu­wasz ogromną przy­jem­ność, ponie­waż umysł i ciało są ze sobą powią­zane i two­rzą jed­no­lity sys­tem.

I nie cho­dzi wyłącz­nie o urzą­dze­nia marki Fit­bit. Nowo­cze­sne tech­no­lo­gie, dzięki któ­rym mamy rze­komo pozo­sta­wać w bliż­szym kon­tak­cie z cia­łem, czę­sto dzia­łają na odwrót i spra­wiają, że coraz bar­dziej odda­lamy się od instynk­tow­nego rozu­mie­nia wła­snych potrzeb. W smar­twat­chach sto­suje się czuj­niki, mier­niki róż­nych para­me­trów i algo­rytmy, by oce­nić, jak spa­łeś poprzed­niej nocy. Ale ni­gdy nie zadają one pod­sta­wo­wego pyta­nia: Czy jesteś zmę­czony? Przed lun­chem możesz zaj­rzeć do apli­ka­cji w smart­fo­nie i spraw­dzić, ile kalo­rii już pochło­ną­łeś, a ile jesz­cze powi­nie­neś spo­żyć. Nie­mniej odczy­ta­nie sygna­łów ciała świad­czą­cych o gło­dzie będzie zde­cy­do­wa­nie lep­szym roz­wią­za­niem.

– Nasze czu­jące ciało jest mądrzej­sze niż nasz myślący umysł6 – mówi dok­tor Jud­son Bre­wer, psy­chia­tra i eks­pert w dzie­dzi­nie tre­ningu uważ­no­ści (mind­ful­ness) na Uni­wer­sy­te­cie Browna. – Jeśli się prze­sta­wimy i zaczniemy słu­chać wła­ści­wych sygna­łów, nie będziemy się prze­ja­dać. Zbyt czę­sto tra­cimy kon­takt z fak­tycz­nymi potrze­bami ciała i nie rozu­miemy, co pró­buje nam powie­dzieć.

Prze­można ochota na ciastko może ozna­czać, że jesteś głodny i że twoje ciało potrze­buje jedze­nia, ale rów­nież to, że możesz być zestre­so­wany, zatro­skany lub znu­dzony i trak­tu­jesz je jako chwi­lową pocie­chę, która poprawi ci nastrój. Jak roz­po­znać róż­nicę?

– Jeśli się zdy­stan­su­jemy, uru­cha­mia­jąc świa­do­mość, zdol­ność postrze­ga­nia i uwagę, ciało powie nam wszystko, co chcemy wie­dzieć – twier­dzi Bre­wer. – To wydaje się pro­ste, acz­kol­wiek słu­cha­nie wła­snego ciała nie jest łatwe.

Pro­ste, cho­ciaż nie­ła­twe. Ciało wysyła nam takie sygnały, jakie są w danej chwili potrzebne, co jest tą łatwiej­szą czę­ścią. Jed­nak rów­no­cze­śnie docie­rają do nas nie­zli­czone infor­ma­cje spo­łeczne, kul­tu­rowe i psy­cho­lo­giczne, mie­szają się ze sobą i utrud­niają zro­zu­mie­nie sygna­łów ciała. Roz­ma­wia­jąc z Bre­we­rem, który jest rów­nież licen­cjo­no­wa­nym bada­czem i eks­per­tem w dzie­dzi­nie uza­leż­nień beha­wio­ral­nych, dowie­dzia­łam się, że jeśli bar­dzo ma się na coś ochotę, nie powinno się tego igno­ro­wać. Silna wola zazwy­czaj zawo­dzi na dłuż­szą metę, ponie­waż mózg i ciało nie funk­cjo­nują w ten spo­sób. Zamiast tego zain­te­re­suj się swo­imi dozna­niami cie­le­snymi, zba­daj je i dowiedz się, co ozna­czają.

– Cie­ka­wość to super­moc – twier­dzi Bre­wer. – Kiedy jesteś cie­kawy, co się dzieje w twoim ciele, nie możesz się docze­kać, by zdo­być kolejne infor­ma­cje i dowie­dzieć się wię­cej. Cie­ka­wość roz­wija świa­do­mość, wytrąca mózg z trybu auto­pi­lota i auto­ma­tycz­nie skła­nia do lep­szych zacho­wań.

W ten sam spo­sób można podejść do każ­dego uza­leż­nie­nia – zacie­ka­wić się, jaką wia­do­mość wysyła twoje ciało, i zerwać z nawy­kiem na tyle wcze­śnie, by zro­zu­mieć, jak wpływa na twoje postę­po­wa­nie. Bre­wer sto­suje tę tech­nikę, by pomóc ludziom w rzu­ce­niu pale­nia i poskra­mia­niu uza­leż­nie­nia od mediów spo­łecz­no­ścio­wych. Jeśli stwier­dzasz, że kom­pul­syw­nie spraw­dzasz pocztę elek­tro­niczną, lub czu­jesz nie­od­partą potrzebę wysy­ła­nia SMS-ów pod­czas pro­wa­dze­nia samo­chodu, wydo­bądź z sie­bie natu­ralną cie­ka­wość, by zro­zu­mieć, co się dzieje w twoim ciele i umy­śle. Ponie­waż moje uza­leż­nie­nie od spraw­dza­nia maili wymknęło się nieco spod kon­troli, zgo­dzi­łam się z Bre­werem, że „należy się sku­pić na odczu­wa­niu swo­ich doświad­czeń i wzor­ców zacho­wań”. Dałam szansę tej meto­dzie.

Kie­dyś mia­łam cza­so­chłonny nawyk wie­lo­krot­nego spraw­dza­nia poczty elek­tro­nicz­nej i robi­łam to, zamiast zabrać się do pracy i pisać. Jeśli mail nie wyma­gał wiel­kiej uwagi, zaglą­da­łam do apli­ka­cji pogo­do­wej (co nie miało żad­nego zna­cze­nia i czę­sto nie było potrzebne) i prze­glą­da­łam wia­do­mo­ści (to rów­nież nie było nic pil­nego). Dwa­dzie­ścia minut póź­niej (cza­sem wię­cej) przy­po­mi­na­łam sobie, że powin­nam pisać, i czu­łam się ogrom­nie sfru­stro­wana, iż stra­ci­łam tak dużo czasu.

Następ­nym razem, gdy poczu­łam nagły impuls, by w poło­wie zda­nia prze­rwać pisa­nie i spraw­dzić pocztę, usia­dłam wygod­nie, zre­lak­so­wa­łam się i pomy­śla­łam o tym, co czuję. Moje ciało wyda­wało się nie­spo­kojne, a ja sama byłam pod­eks­cy­to­wana. Musia­łam jakoś odwró­cić od tego uwagę i na szczę­ście uświa­do­mi­łam sobie, że nie ma zna­cze­nia, w jaki spo­sób to zro­bię. Wsta­łam więc i cho­dzi­łam w kółko mniej wię­cej przez trzy­dzie­ści sekund. Kiedy z powro­tem usia­dłam, oka­zało się, że pra­gnie­nie prze­glą­da­nia inter­netu minęło. Spoj­rza­łam na ekran kom­pu­tera i znowu byłam w sta­nie pisać. Przez resztę dnia, kiedy tylko zapra­gnę­łam spraw­dzić pocztę, zada­wa­łam sobie pyta­nie: Co czuje moje ciało? Bar­dzo czę­sto wsta­wa­łam i cho­dzi­łam w kółko. Ale czas, który temu poświę­ci­łam, był zde­cy­do­wa­nie krót­szy niż godziny spę­dzone na prze­glą­da­niu inter­netu, kiedy tylko mój mózg doma­gał się prze­rwy. Pod koniec dnia trium­fo­wa­łam. Zna­cząco ogra­ni­czy­łam czas spę­dzony na prze­glą­da­niu poczty elek­tro­nicz­nej, a co jesz­cze waż­niej­sze – odzy­ska­łam kon­trolę. Kiedy czu­łam impuls, by znowu coś spraw­dzić w tele­fo­nie, bada­łam swoje uczu­cia, zamiast im ule­gać. Począt­kowo byłam bar­dzo scep­tyczna wobec idei Bre­wera, lecz dzięki wpro­wa­dze­niu jej w życie prze­ko­na­łam się, że jest słuszna, i dałam się jej porwać.

Co mówią komórki nerwowe

Ciało wie wię­cej, niż jeste­śmy w sta­nie sobie wyobra­zić, i mówi nam, jak się czuć i zacho­wy­wać nawet wtedy, gdy nie zda­jemy sobie z tego sprawy. Kogni­ty­wi­sta John Bargh w swoim labo­ra­to­rium w New Haven z poświę­ce­niem zaj­muje się bada­niem pozna­nia ucie­le­śnio­nego1 – to względ­nie nowa dys­cy­plina, która pociąga psy­cho­lo­gów, neu­ro­lo­gów i pro­gra­mi­stów. Naukowcy pró­bują zro­zu­mieć zwią­zek mię­dzy doświad­cze­niami zmy­sło­wymi a tym, co myślimy o tych doświad­cze­niach. Nie­które z ich odkryć są naprawdę wyjąt­kowe. Bargh i jego współ­pra­cow­nicy bez­u­stan­nie odkry­wają, że „cie­le­sna” część nas – to, czego doświad­czają nasze ciała – odgrywa spek­ta­ku­larną rolę w kwe­stii tego, co myślimy, czu­jemy i jak się zacho­wu­jemy.

W jed­nym z eks­pe­ry­men­tów, który szcze­gól­nie mnie zadzi­wił, ochot­ni­kom wrę­czono na pod­kładce czy­jeś poda­nie o pracę i popro­szono o jego ocenę. Wyobraź sobie, że jesteś jedną z osób otrzy­mu­ją­cych takie poda­nie. Jeśli wiesz, że to tylko eks­pe­ry­ment, praw­do­po­dob­nie będziesz w sta­nie naj­wyż­szej goto­wo­ści. W ostat­nich latach poświęca się dużo uwagi „nie­świa­do­mym ste­reo­ty­pom”, więc zapewne zacho­wasz wielką ostroż­ność i posta­rasz się, by kwe­stia rasy i pocho­dze­nia etnicz­nego nie wpły­nęła na twoją decy­zję. Wiele badań dowo­dzi, że jeśli w poda­niu o pracę pojawi się imię żeń­skie, ludzie praw­do­po­dob­nie pomy­ślą, iż ta osoba jest mniej kom­pe­tentna (w przy­padku imie­nia męskiego to się nie zda­rza), sta­rasz się zatem nie wpaść w tę pułapkę. Wiek? Atrak­cyj­ność? Miej­sce zamiesz­ka­nia kan­dy­data? Jeśli będziesz myśleć racjo­nal­nie i doko­ny­wać spra­wie­dli­wych wybo­rów, z pew­no­ścią zyskasz pew­ność, że oce­ni­łeś kan­dy­da­tów spra­wie­dli­wie i bez uprze­dzeń.

Ale możesz się mylić, bo jest mało praw­do­po­dobne, że weź­miesz pod uwagę cię­żar pod­kładki.

Teraz pew­nie myślisz: Co? Ale bzdury! Prze­cież to bez róż­nicy!, a ja muszę się z tobą zgo­dzić. Któż pomy­ślałby o czymś takim? Naj­wy­raź­niej Bargh to zro­bił. Nie­które pod­kładki były lżej­sze, a wraz z ich cię­ża­rem zmie­niała się ocena kan­dy­data7. Osoby, które dostały cięż­szą pod­kładkę, oce­niały apli­ku­ją­cego jako bar­dziej poważ­nego i kom­pe­tent­nego, a te, które dostały apli­ka­cję na lek­kiej pod­kładce, miały prze­ciwne zda­nie. Kiedy pozna­łam te wyniki, wpa­dłam w osłu­pie­nie. Jak to moż­liwe? Prze­cież cię­żar pod­kładki nie ma nic wspól­nego z kom­pe­ten­cjami danej osoby! Aby zro­zu­mieć, w jaki spo­sób taki czyn­nik wpływa na naszą ocenę, musimy spoj­rzeć sze­rzej na funk­cjo­no­wa­nie mózgu i ciała.

Ciało przez cały czas odbiera infor­ma­cje od milio­nów komó­rek ner­wo­wych, które wcho­dzą w inte­rak­cje z ota­cza­ją­cym nas śro­do­wi­skiem. Potem prze­ka­zują infor­ma­cje do mózgu, a ten inter­pre­tuje je w różny spo­sób. Dla­czego cię­żar pod­kładki ma takie zna­cze­nie? Roz­waż to w aspek­cie pew­nych meta­for nawią­zu­ją­cych do cię­żaru. Czę­sto uwa­żamy, że broń nukle­arna czy zanie­czysz­cze­nie śro­do­wi­ska to „sprawy wiel­kiej wagi”, albo odrzu­camy kogoś, kogo nie sza­nu­jemy, ponie­waż to „zawod­nik wagi lek­kiej” (prze­ciętny, słaby). Twój nie­świa­domy umysł inter­pre­tuje sygnały fizyczne pocho­dzące od cięż­kiej pod­kładki zupeł­nie ina­czej niż od lżej­szego przed­miotu.

Wydaje się to nieco sza­lone, ale tylko dopóki nie zorien­tu­jesz się, że stale odbie­rasz dozna­nia fizyczne i że są one czę­ścią two­jego nasta­wie­nia do sytu­acji. W apli­ka­cji rand­ko­wej naty­kasz się na kogoś, kto wydaje ci się ide­al­nie dopa­so­wany (według algo­rytmu), i zako­chu­jesz się w jego bły­sko­tli­wych wia­do­mo­ściach, ale kiedy się spo­ty­ka­cie, oka­zuje się, że nie odpo­wiada ci jego zapach, i jest po wszyst­kim. Naukowcy zaczy­nają już dostrze­gać, że nawet naj­więk­szy maniak kom­pu­te­rowy na świe­cie to coś wię­cej niż pozba­wiony ciała mózg – to czło­wiek, który ma komórki ner­wowe, dzięki nim czuje, sma­kuje, widzi i sły­szy, a zmy­sły dostar­czają mu mnó­stwa infor­ma­cji wpły­wa­ją­cych na to, jak myśli. Innymi słowy, infor­ma­cje płyną od ciała do mózgu, a nie odwrot­nie.

Doświad­czy­łam tego w bez­po­średni spo­sób, gdy nie­dawno kupi­łam naj­now­szego iPhone’a. Coś było z nim nie tak: wyda­wał się ciężki, nie­po­ręczny i wcale mnie nie cie­szył. Tęsk­ni­łam za sta­rym mode­lem, który miał już pięć lat. Wró­ci­łam do sklepu, a bystry sprze­dawca zasu­ge­ro­wał, iż pro­ble­mem może być obu­dowa, na którą się zde­cy­do­wa­łam. Pla­sti­kowa obu­dowa iPhone’a miała twardą powierzch­nię z kwa­dra­to­wymi rogami, zapro­po­no­wał więc, żebym wybrała lekki sili­ko­nowy zamien­nik. Gdy chwy­ci­łam go w dło­nie, tele­fon nagle uległ trans­for­ma­cji. Trzy­ma­jąc go w ręku, czu­łam wielką przy­jem­ność – jejku, apa­rat foto­gra­ficzny w tym modelu jest prze­cież nie­sa­mo­wity! Wtedy sprze­dawca zapro­po­no­wał mi kolejną obu­dowę z gładką fak­turą.

– Dotyk tego apa­ratu odmieni pani doświad­cze­nie – powie­dział. – Za każ­dym razem jestem zasko­czony róż­nicą, jaką spra­wia.

Można by pomy­śleć, że mój mózg sku­pił się na nie­wia­ry­god­nej tech­no­lo­gii tego mądrego (smart) tele­fonu, ale tak naprawdę przy­cią­gnął mnie dotyk. Deli­katna obu­dowa „wysłała” do mojego mózgu uspo­ka­ja­jącą infor­ma­cję, która prze­ko­nała mnie, żebym pomy­ślała o funk­cjo­nal­no­ści apa­ratu. Geo­rge Lakoff, wielki spe­cja­li­sta w dzie­dzi­nie lin­gwi­styki kogni­tyw­nej, twier­dzi, że „mózg czer­pie infor­ma­cje od reszty ciała”8. Nawet gdy pró­bu­jemy myśleć abs­trak­cyj­nie, opie­ramy się na rze­czy­wi­sto­ści fizycz­nej i doświad­cze­niach cie­le­snych. W 1980 roku Lakoff zadzi­wił czy­tel­ni­ków książką Meta­fory w naszym życiu, w któ­rej twier­dził, że nasza orien­ta­cja w świe­cie wpływa na naj­bar­dziej pod­sta­wowe idee zwią­zane z życiem. Jeste­śmy wypro­sto­wani, nasze oczy znaj­dują się na szczy­cie ciała i dla­tego uwa­żamy za dobre wszystko to, co jest „na górze”, a to, co „na dole”, jest dla nas złe. Kiedy mówimy, że ktoś wspina się na szczyt albo że jest na równi pochy­łej, nie trzeba już niczego wyja­śniać. Per­spek­tywa fizyczna wpływa nawet na poj­mo­wa­nie kate­go­rii reli­gij­nych. Kiedy wyobra­żamy sobie życie poza­gro­bowe, znowu daje o sobie znać per­spek­tywa fizyczna: spo­glą­damy w górę, by wska­zać „raj”, a dół ozna­cza dla nas „pie­kło”. Z racjo­nal­nego punktu widze­nia ta per­spek­tywa nie ma żad­nego uza­sad­nie­nia, lecz jeśli spró­bu­jesz wyobra­zić sobie dobro i zło odwrot­nie (raj na dole, pie­kło na górze), poczu­jesz się zdez­o­rien­to­wany. Ciało nie potrafi wyobra­zić sobie odwrot­nej per­spek­tywy. „Nie jeste­śmy w sta­nie wyobra­zić sobie wszyst­kiego – jedy­nie to, na co pozwala nam ucie­le­śniony mózg”9, mówi Lakoff.

Rozej­rzyj się po swoim domu lub miesz­ka­niu. Może masz dużo mięk­kich mebli – puchowe sofy, wygodne poduszki i tapi­ce­ro­wane krze­sła. A może wolisz solidne drew­niane sprzęty i krze­sła z dra­bin­ko­wym opar­ciem. Praw­do­po­dob­nie uwa­żasz, że wybór tej este­tyki w pew­nym sen­sie odzwier­cie­dla to, kim jesteś. Ale działa to także w drugą stronę. Jona­than Acker­man, pro­fe­sor na Uni­ver­sity of Michi­gan, udo­wod­nił w swo­ich bada­niach, że ludzie podej­mują odmienne decy­zje w zależ­no­ści od tego, czy sie­dzą na twar­dym czy mięk­kim krze­śle. Mięk­kie krze­sła spra­wiają, że sta­jemy się bar­dziej ule­gli w sto­sunku do innych ludzi. Można zary­zy­ko­wać stwier­dze­nie, że mięk­kie sie­dze­nie to mięk­kie serce. Pod­czas nego­cja­cji ceny nowego samo­chodu kupu­jący sie­dzący na twar­dym krze­śle odrzuca pierw­szą ofertę, a potem ofe­ruje dużo mniej­szą kwotę niż pozo­stali. „Twarde krze­sła czy­nią z ludzi tward­szych nego­cja­to­rów”, stwier­dził Acker­man.

Pro­fe­sor Acker­man nazwał tę reak­cję „hap­tycz­nym spo­so­bem myśle­nia”. Musia­łam to spraw­dzić. „Hap­tyczny” to ter­min odno­szący się do zmy­słu dotyku. Na pod­sta­wie eks­pe­ry­men­tów z poda­niem o pracę na pod­kładce oraz z twar­dymi krze­słami Acker­man zdo­łał udo­wod­nić, że to, co trzy­mamy w rękach lub czego uży­wamy (nawet jeśli doty­czy to tylko dol­nej czę­ści ple­ców), nie­świa­do­mie wpływa na nasz spo­sób myśle­nia i nasta­wie­nie. To odkry­cie ma sze­reg istot­nych impli­ka­cji. „Na pierw­sze wra­że­nie wpływa naj­praw­do­po­dob­niej zmysł dotyku”10, uważa Acker­man. Jeśli kie­dy­kol­wiek wita­łeś się uści­skiem ręki z nowym zna­jo­mym i dotkną­łeś jego spo­co­nej dłoni, dobrze wiesz, co pro­fe­sor ma na myśli. Osoba ze spo­coną dło­nią z pew­no­ścią będzie musiała zro­bić coś nie­zwy­kle cza­ru­ją­cego i impo­nu­ją­cego, by zatrzeć złe wra­że­nie, które natych­miast zare­je­stro­wało twoje ciało.

Pod­czas wspól­nej kola­cji z przy­ja­ciółmi wspo­mnia­łam o odkry­ciach Acker­mana i Bar­gha i doda­łam, że im dłu­żej pro­wa­dzę bada­nia, tym bar­dziej zdu­miewa mnie siła, z jaką ciało oddzia­łuje na umysł. Więk­szość zgo­dziła się z moim spo­strze­że­niem, lecz jeden ze zna­jo­mych, part­ner w dużej fir­mie praw­ni­czej, potrzą­snął głową z dez­apro­batą.

– To naprawdę uro­cze, ale na moje osądy nie wpłyną żadne pod­kładki ani twarde krze­sła – powie­dział z (ośmie­lam się twier­dzić) lekką dozą aro­gan­cji.

– Rzecz w tym, że nie masz poję­cia, jakim wpły­wom ule­gasz – odpar­łam.

– Na roz­sąd­nych ludzi to nie działa – stwier­dził sta­now­czo.

Uzna­łam, że nie będę się spie­rać. Wszy­scy lubimy myśleć, że w pełni kon­tro­lu­jemy wła­sne życie, doko­nu­jemy roz­sąd­nych wybo­rów i że na każ­dym kroku podej­mu­jemy wła­ściwe decy­zje. Nie­po­ko­imy się, gdy odkry­wamy, że bez względu na liczbę ukoń­czo­nych fakul­te­tów i zdo­by­tych dyplo­mów nie jeste­śmy w sta­nie prze­chy­trzyć wła­snego ciała.

Prawda jest jed­nak taka, że oszu­ki­wa­nie ciała dla nikogo nie byłoby korzystne. Gdy­by­śmy przy podej­mo­wa­niu decy­zji pole­gali wyłącz­nie na świa­do­mym umy­śle, praw­do­po­dob­nie nie prze­trwa­li­by­śmy nawet godziny, nie mówiąc o dniu, mie­siącu czy roku. Pamię­ta­nie o mru­ga­niu i oddy­cha­niu (z grub­sza 960 razy na godzinę) zaję­łoby nam tyle czasu, że nie byli­by­śmy w sta­nie robić nic innego. (A jak wyglą­da­łaby sprawa z oddy­cha­niem pod­czas snu?) Kiedy prze­cho­dzisz przez ulicę i widzisz nad­jeż­dża­jący samo­chód, nie możesz pole­gać na świa­do­mo­ści, jeśli chcesz unik­nąć nie­bez­pie­czeń­stwa. Zanim twój mózg by pomy­ślał – Rany boskie, ta toyota za chwilę we mnie ude­rzy. Muszę się cof­nąć – zna­la­zł­byś się pod kołami. Na szczę­ście fizyczny refleks funk­cjo­nuje bez udziału świa­do­mo­ści. Kiedy cofasz się na chod­nik, umysł prze­ka­zuje wia­do­mość od ciała – Nie­wiele bra­ko­wało! Ale nic się nie martw, ochro­ni­łem cię.

Według neu­ro­bio­loga Davida Eagle­mana każdy, kto kie­dy­kol­wiek oglą­dał mecz base­ballu, wie, że ciało reaguje szyb­ciej niż umysł. Kiedy mio­tacz rzuca piłkę z pręd­ko­ścią 160 km/h, dociera ona do pał­ka­rza w ciągu czte­rech dzie­sią­tych sekundy. Tym­cza­sem świa­do­mość potrze­buje na reak­cję pół sekundy, co ozna­cza, że piłka dotrze do bazy domo­wej, zanim pał­karz zdąży się zorien­to­wać. Gdyby ciało nie funk­cjo­no­wało bez udziału świa­do­mo­ści, nikt nie zdo­łałby odbić piłki.

„Twoja świa­do­mość jest jak maleńki kocioł parowy na trans­atlan­tyku, który przy­pi­suje sobie wszyst­kie zasługi, nie uzna­jąc zaan­ga­żo­wa­nia potęż­nej maszy­ne­rii wpra­wia­ją­cej sta­tek w ruch”11, mówi Eagle­man.

Co cie­kawe, ludzie podobni do mojego zna­jo­mego praw­nika, który nie chciał uwie­rzyć w potęgę wpływu ciała na umysł, są naj­ła­twiej­szym celem dla mar­ke­te­rów i pro­du­cen­tów, ponie­waż dają sobą mani­pu­lo­wać. Kiedy jesteś w salo­nie samo­cho­do­wym i szy­ku­jesz się do jazdy prób­nej, praw­do­po­dob­nie wydaje ci się, że kon­cen­tru­jesz się na tym, czy samo­chód jest bez­pieczny, jakie ma osiągi i czy łatwo się go pro­wa­dzi. Pro­du­cenci odkryli jed­nak, jak wyko­rzy­stać twój hap­tyczny spo­sób myśle­nia, i przy­wią­zują wielką wagę do drzwi – i to dosłow­nie, ponie­waż wie­dzą, że jeśli drzwi są cięż­kie, zmysł dotyku wysyła do mózgu infor­ma­cje na temat solid­no­ści i nie­za­wod­no­ści auta. Mój przy­ja­ciel praw­nik, który nie chce uwie­rzyć we wpływ doznań fizycz­nych na podej­mo­wa­nie decy­zji, praw­do­po­dob­nie kupi samo­chód z cięż­kimi drzwiami. Na dłuż­szą metę lepiej odro­binę zre­zy­gno­wać z prze­ko­na­nia, że umysł spra­wuje cał­ko­witą kon­trolę, by zdo­być fak­tyczną kon­trolę. Kiedy zro­zu­miesz sygnały wysy­łane przez ciało, będziesz mógł je wyko­rzy­stać, by uszczę­śli­wić samego sie­bie i zyskać więk­szą sku­tecz­ność.

Ogrzej się

Labo­ra­to­rium Bar­gha prze­pro­wa­dziło jesz­cze jeden fascy­nu­jący eks­pe­ry­ment, który ujaw­nił wielką rolę sygna­łów wysy­ła­nych przez ciało nawet wtedy, gdy jeste­śmy tego cał­ko­wi­cie nie­świa­domi. W trak­cie eks­pe­ry­mentu jedna z asy­sten­tek witała osobno każ­dego ochot­nika i pro­wa­dziła go do labo­ra­to­rium. (Ponie­waż nie wie­działa dokład­nie, co będzie przed­mio­tem bada­nia, nie mogła niczego zdra­dzić). W trak­cie powi­ta­nia trzy­mała kubek z kawą i jed­no­cze­śnie pró­bo­wała wyjąć z teczki jakieś doku­menty, pro­siła więc ochot­nika, by potrzy­mał kubek. Po przy­by­ciu do labo­ra­to­rium ochot­nicy przy­stę­po­wali do wła­ści­wego eks­pe­ry­mentu: wrę­czano im blan­kiet z opi­sem jakiejś osoby i pro­szono o wyra­że­nie sym­pa­tii lub anty­pa­tii. Był w tym jed­nak pewien kru­czek, ponie­waż asy­stentka nie­któ­rym oso­bom dawała do potrzy­ma­nia kawę mro­żoną, a innym cie­płą.

Zapewne zabrzmi to nie­wia­ry­god­nie, ale ci, któ­rzy trzy­mali kubek z cie­płą kawą, oce­niali opi­saną w for­mu­la­rzu osobę jako cie­plej­szą i mil­szą. Nato­miast ochot­nicy, któ­rym wrę­czono kawę mro­żoną, uznali tę samą osobę za chłod­niej­szą i mniej sym­pa­tyczną12.

Eks­pe­ry­ment Bar­gha był jed­nym z tych nowa­tor­skich odkryć, które skie­ro­wały per­cep­cję w cał­ko­wi­cie nowym kie­runku. Nie­które z począt­ko­wych trud­no­ści z powtó­rze­niem wyni­ków zostały póź­niej roz­wią­zane, a bada­cze świet­nie się bawili (do pew­nego stop­nia), szu­ka­jąc innych skut­ków. I je zna­leźli. Oka­zało się bowiem, że ludzie trzy­ma­jący kubki z gorącą kawą byli bar­dziej hojni, gdy popro­szono ich o datki. Oka­zy­wali też więk­sze zaufa­nie w grze, w któ­rej trzeba było pole­gać na innej oso­bie, i zacho­wy­wali się bar­dziej altru­istycz­nie. Takie wspa­niałe rezul­taty wynik­nęły z jed­nego małego kubka kawy. (W nie­któ­rych eks­pe­ry­men­tach w Euro­pie wyko­rzy­stano gorącą lub mro­żoną her­batę, ale to oczy­wi­ście nie ma żad­nego zna­cze­nia – cho­dzi o tem­pe­ra­turę, a nie o rodzaj napoju).

– Jak to wyja­śnisz? – spy­ta­łam Bar­gha pod­czas pew­nej dłu­giej i emo­cjo­nu­ją­cej roz­mowy tele­fo­nicz­nej.

– To fascy­nu­jące – odparł. – Nie­które z tych reak­cji są naszym dzie­dzic­twem po przod­kach, wcho­dzą w zakres natury ludz­kiej i są uni­wer­salne. Innych uczymy się w okre­sie nie­mow­lęc­twa. Rodzic trzyma dziecko bli­sko ciała, cie­pło koja­rzy się więc malu­chowi z bez­pie­czeń­stwem i tro­ską. Cie­pło utoż­sa­miamy zatem z osobą godną zaufa­nia, która nas wspiera i nie jest dla nas zagro­że­niem13.

Roz­ma­wia­jąc z Bar­ghiem, natych­miast wyobra­zi­łam sobie, jak stoi przed grupą stu­den­tów i pobu­dza ich do myśle­nia w nie­kon­wen­cjo­nalny spo­sób. Lata pracy badaw­czej nie osła­biły jego entu­zja­zmu dla odkry­wa­nia zdu­mie­wa­ją­cych powią­zań mię­dzy umy­słem a cia­łem. Powie­dział mi, że do eks­pe­ry­mentu z kawą zain­spi­ro­wał go doku­ment o pie­kle, który obej­rzał na History Chan­nel. Od razu pomy­ślał wtedy o Pie­kle, pierw­szej czę­ści Boskiej kome­dii Dan­tego, wiel­kiego wło­skiego poety, który w swoim dziele pro­wa­dzi nas przez dzie­więć krę­gów inferna. Jeśli nie jesteś bie­gły w czter­na­sto­wiecz­nej poezji, wiesz zapewne tylko tyle, że każdy kolejny krąg to coraz strasz­niej­sze grze­chy, które wiążą się z coraz okrut­niej­szymi karami. Każdy grzesz­nik dostaje con­tra­passo, czyli karę sto­sowną do jego zbrodni. (Nazwijmy to poetycką spra­wie­dli­wo­ścią). Pierw­sze kręgi pie­kła są prze­zna­czone dla dusz lubież­ni­ków, także tych, któ­rzy popeł­nili grzech obżar­stwa, oraz dla skąp­ców, roz­rzut­ni­ków i potę­pio­nych za gniew. Do siód­mego kręgu tra­fiają mor­dercy, pod­że­ga­cze wojenni i tyrani, któ­rzy pły­wają tam w rzece wrzą­cej krwi i zale­wani są stru­mie­niami ogni­stego desz­czu. Do dzie­wią­tego, naj­gor­szego kręgu, zsy­łane są dusze ludzi, któ­rzy zdra­dzili swych bli­skich. Ich karą jest zamro­że­nie w lodzie.

– Poeci rozu­mo­wali intu­icyj­nie! – zawo­łał pod­eks­cy­to­wany Bargh. – To zadzi­wia­jące, że w samym środku ogni­stego pie­kła naj­więk­szą karą jest zamro­że­nie. Wyczuli, że zdrada jest jak utrata cie­pła. To zmie­nia wszystko.

Sześć wie­ków póź­niej neu­ro­bio­lo­dzy w końcu wyja­śnili, dla­czego dzie­wiąty krąg pie­kła Dan­tego i eks­pe­ry­ment z gorącą/zimną kawą Bar­gha mają sens. Uży­wa­jąc skom­pli­ko­wa­nych urzą­dzeń do obra­zo­wa­nia mózgu, ziden­ty­fi­ko­wali w nim małą struk­turę zwaną wyspą, która się uak­tyw­nia, gdy odczu­wamy cie­pło zarówno fizyczne, jak i spo­łeczne. Wpraw­dzie nie­kiedy za bar­dzo wie­rzymy w odkry­cia neu­ro­bio­lo­gów (naszych nowych poetów), lecz jeśli apa­raty do obra­zo­wa­nia metodą rezo­nansu magne­tycz­nego oraz Dante i psy­cho­log z Yale mówią to samo o nie­ro­ze­rwal­nym połą­cze­niu umy­słu i ciała, to zde­cy­do­wa­nie musimy zwró­cić na to uwagę. Ciało i emo­cje są ze sobą zwią­zane tak głę­boko, że zarzą­dza­nie nimi wymaga zasad­ni­czo tylko jed­nego panelu ste­ro­wa­nia.

Dwaj naukowcy z Uni­ver­sity of Toronto posta­no­wili prze­nieść bada­nia na kolejny poziom i zaczęli się zasta­na­wiać, co się wyda­rzy, gdy odwrócą sce­na­riusz. Czy osoba odrzu­cona i doświad­cza­jąca emo­cjo­nal­nego chłodu będzie szu­kać cie­pła fizycz­nego, by poczuć się lepiej? Aby się tego dowie­dzieć, naukowcy zapro­sili stu­den­tów do gry kom­pu­te­ro­wej, w któ­rej trzy awa­tary odbi­jały mię­dzy sobą piłkę (to ulu­biona gra bada­czy, jesz­cze o niej usły­szysz). Nie­któ­rzy stu­denci na początku od czasu do czasu dosta­wali piłkę, a potem byli igno­ro­wani – nie­czuły algo­rytm gry trak­to­wał ich po pro­stu dość ozię­ble. Gdy po zakoń­cze­niu zabawy popro­szono ich, by wybrali coś do jedze­nia, o wiele czę­ściej wybie­rali gorącą kawę lub zupę niż osoby, które aktyw­nie uczest­ni­czyły w grze14.

A mówimy tutaj tylko o awa­ta­rach i loso­wej grze kom­pu­te­ro­wej. Wygląda na to, że nawet wir­tu­alne jeste­stwo (potrak­to­wane obo­jęt­nie i igno­ro­wane) wpływa na komu­ni­katy wysy­łane przez ciało, które wie, że gorąca zupa ukoi emo­cjo­nalny ból lepiej niż chłodna coca-cola. Bada­cze z Uni­ver­sity of Toronto doszli do wnio­sku, że „dozna­nie cze­goś cie­płego jest w sta­nie zmniej­szyć nega­tywne skutki wyklu­cze­nia spo­łecz­nego”.

Dalej robi się jesz­cze cie­ka­wiej. Kiedy młody holen­der­ski nauko­wiec Hans IJzer­man popro­sił kilka osób, żeby zagrały w tę samą grę, odkrył, że oso­bom „wyklu­czo­nym” (tym, do któ­rych nie rzu­cano piłki) spa­dła tem­pe­ra­tura ciała15. Jed­nym sło­wem, po wyklu­cze­niu ochota na gorącą zupę miała przy­czynę fizyczną, któ­rej mózg po pro­stu nie zro­zu­miał. Pomiary tem­pe­ra­tury pro­wa­dzone co godzinę wśród pacjen­tów szpi­tala Uni­wer­sy­tetu Kali­for­nij­skiego (UCLA)16 wyka­zały jej zwią­zek z bli­sko­ścią rodziny lub przy­ja­ciół – kiedy pacjent pisał mail, SMS lub w inny spo­sób kon­tak­to­wał się z bli­ską osobą, jego tem­pe­ra­tura wzra­stała. Powie­ści o miło­ści, które ocie­kają namięt­no­ścią, naprawdę się nie mylą. Gorące uczu­cia dzia­łają roz­grze­wa­jąco.

Gdy weź­miemy to wszystko pod uwagę, może oka­zać się, że spo­sób Angli­ków na roz­wią­zy­wa­nie każ­dego kry­zysu fili­żanką gorą­cej her­baty jest czymś wię­cej niż tra­dy­cją. Kiedy czu­jesz się odrzu­cony lub samotny, tem­pe­ra­tura two­jego ciała spada o około pół stop­nia. W porów­na­niu z osobą, która czuje się szczę­śliwa i zwią­zana z innymi ludźmi, jest ci po pro­stu chłod­niej. Nie krę­puj się więc i zaparz sobie her­batę. Kubek cie­płego naparu to bal­sam dla duszy, któ­rego potrze­bu­jesz.

Kiedy mój młod­szy syn miał mniej wię­cej dzie­sięć lat, pew­nego popo­łu­dnia objął dłońmi kubek z gorącą cze­ko­ladą, a potem z bły­skiem w oku zaczął wzdy­chać z zado­wo­le­niem.

– Mmmm, aaaach – jęczał z wyraźną prze­sadą.

Spy­ta­łam go, co wyra­bia.

– Tylko cię naśla­duję, mamo – odparł z łobu­zer­skim uśmie­chem.

Spoj­rza­łam w dół i zda­łam sobie sprawę, że fak­tycz­nie ści­skam w dło­niach kubek, a cie­pła por­ce­lana ogrzewa moje dło­nie.

– Robisz to za każ­dym razem, gdy pijesz her­batę – dodał.

– Naprawdę?

– Tak, za każ­dym razem.

Od tej pory był to nasz nowy rodzinny dow­cip: mama nie tyle pije her­batę, ile tuli kubek, by poczuć jego cie­pło. Młod­szy syn uwiel­biał naśla­do­wać uło­że­nie moich dłoni i rado­sną eks­pre­sję. Nikt z nas nie zasta­na­wiał się nad przy­czyną takiego zacho­wa­nia – to było jedno z moich uro­czych (jak mnie­mam) dzi­wactw. Jed­nak po roz­mo­wie z Bar­ghiem i prze­stu­dio­wa­niu póź­niej­szych badań na temat powią­zań ciała i umy­słu w odnie­sie­niu do cie­pła i zimna zaczę­łam się zasta­na­wiać, czy moje gorące kubki nie służą przy­pad­kiem cze­muś głęb­szemu. Mia­łam dwoje dzieci, pra­co­wa­łam na pełen etat, pisa­łam, podró­żo­wa­łam służ­bowo, uczest­ni­czy­łam w wyda­rze­niach rodzin­nych i prze­ży­wa­łam różne stresy codzien­nego życia, więc żadne emo­cje nie były mi obce. W trud­nych chwi­lach kubek z cie­płym napo­jem wysy­łał do mojego mózgu fizyczny sygnał dobrego samo­po­czu­cia i zado­wo­le­nia. Wszystko w porządku. Mój umysł nie musiał się zasta­na­wiać, czy to prawda, czy może wręcz prze­ciw­nie, ponie­waż dzięki pro­ce­sowi ewo­lu­cji akcep­to­wał to jako fakt.

I nie jestem jedyna. Neu­ro­tyczny nauko­wiec Shel­don Cooper, postać z popu­lar­nego serialu kome­dio­wego Teo­ria wiel­kiego pod­rywu, zawsze pro­po­nuje swoim pogrą­żo­nym w roz­pa­czy przy­ja­cio­łom gorący napój. „Kiedy twój przy­ja­ciel jest zde­ner­wo­wany, podaj mu coś cie­płego do picia”, mówi w jed­nym z odcin­ków. Może sce­na­rzy­ści uznali to za nie­szko­dliwe dzi­wac­two, które miało poka­zać, jak nie­kom­for­towo czuje się Shel­don w zwy­kłych sytu­acjach towa­rzy­skich, ale ja lubię myśleć, że prze­stu­dio­wali wyniki badań Bar­gha i IJzer­mana, a z pro­po­zy­cji zapa­rze­nia her­baty uczy­nili wewnętrzny żart świad­czący o mądro­ści boha­tera.

Czy wszyst­kie bada­nia na temat cie­płych napo­jów, mięk­kich krze­seł i meta­for w życiu spraw­dzają się w świe­cie real­nym i nie są jedy­nie teo­riami, które funk­cjo­nują w warun­kach labo­ra­to­ryj­nych? Wycią­ga­nie prak­tycz­nych rad z opra­co­wań nauko­wych zawsze jest pod­stępną grą (dzien­ni­ka­rze robią to cały czas), a na temat oba­la­nia róż­nych teo­rii krąży mnó­stwo aneg­dot. Prze­cież nie­trudno zna­leźć osobę miesz­ka­jącą na przy­kład w suro­wym, meta­lowo-drew­nia­nym lof­cie w nowo­jor­skiej dziel­nicy Tri­BeCa, choć zupeł­nie tam ona nie pasuje, bo jest naj­de­li­kat­niej­sza na świe­cie. A może jedyna rzecz, która ci pomaga, gdy jesteś przy­gnę­biony, to cola z mnó­stwem lodu. Na nasze nastroje, nasta­wie­nie i decy­zje wpły­wają różne czyn­niki. Jed­nak zbyt czę­sto nie zda­jemy sobie sprawy, że to ciało dostar­cza mózgowi klu­czo­wych infor­ma­cji, a nie odwrot­nie. Zaak­cep­to­wa­nie faktu, że doświad­cze­nia fizyczne wpły­wają na cie­bie w każ­dej chwili życia, może ci pomóc w zdo­by­ciu więk­szej kon­troli oraz narzę­dzi, dzięki któ­rym poczu­jesz się szczę­śliw­szy.

Kiedy pisa­łam Dzien­niki wdzięcz­no­ści, odkry­łam, że jeśli chcę popra­wić sobie samo­po­czu­cie, muszę mieć dzien­nik przy łóżku. Dzięki kon­cen­tra­cji na dobrych rze­czach byłam w sta­nie spoj­rzeć na życie z innej per­spek­tywy. Byłam zdu­miona, jak dosko­nale się to spraw­dza, a teraz mogę dodać do tego rytu­ału jesz­cze jedną cie­ka­wostkę. Zanim zaczniesz pisać, weź łyk gorą­cej her­baty. Ciało się roz­grzeje i pomoże ci życz­li­wiej pomy­śleć o innych ludziach oraz bar­dziej się otwo­rzyć na uczu­cie wdzięcz­no­ści. Jeśli naprawdę chcesz zro­bić kolejny krok, usiądź na mięk­kim krze­śle, weź do ręki zeszyt w mięk­kiej okładce i napisz, za co jesteś wdzięczny. Gdy zapew­nisz pozy­tywne doświad­cze­nia jed­no­cze­śnie ciału i umy­słowi, pomo­żesz też duszy.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Kogni­ty­wi­styka to nauka zaj­mu­jąca się bada­niem pro­ce­sów umy­słowo-poznaw­czych (dokład­niej zmy­słów, mózgu i umy­słu), a pozna­nie ucie­le­śnione zakłada, że na pozna­nie świata mają rów­nież wpływ pro­cesy zacho­dzące w ciele (wszyst­kie przy­pisy ozna­czone gwiazdką pocho­dzą od tłu­maczki). [wróć]

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

John Mula­ney praw­do­po­dob­nie nie był pierw­szą osobą, która zażar­to­wała na temat roli ciała. Podobno już Tho­mas Edi­son powie­dział: „Głów­nym zada­niem ciała jest nosze­nie mózgu”. [wróć]

Dama­sio A., The Feeling of What Hap­pens: Body and Emo­tion in the Making of Con­scio­usness, Har­co­urt Brace and Co., New York 1999, s. 3 [wyd. pol­skie: Tajem­nica świa­do­mo­ści. Ciało i emo­cje współ­two­rzą świa­do­mość, przeł. M. Kar­piń­ski, REBIS, Poznań 2000]. [wróć]

Arm­strong K., Inte­ro­cep­tion: How We Under­stand Our Body’s Inner Sen­sa­tions, „Obse­rver”, Asso­cia­tion for Psy­cho­lo­gi­cal Science, 25 wrze­śnia 2019, https://www.psy­cho­lo­gi­cal­science.org/obse­rver/inte­ro­cep­tion-how-we-under­stand-our-bodys-inner-sen­sa­tions. [wróć]

Dama­sio A., The Feeling of What Hap­pens, s. 150 [wyd. pol­skie Tajem­nica świa­do­mo­ści…, op. cit.]. [wróć]

Etkin J., The Hid­den Cost of Per­so­nal Quan­ti­fi­ca­tion, „Jour­nal of Con­su­mer Rese­arch”, 42, nr 6, kwie­cień 2016, s. 967–984, https://doi.org/10.1093/jcr/ucv095; Why Coun­ting Your Steps Make You Unhap­pier, „Duke Fuqua School of Busi­ness”, 21 grud­nia 2015, https://www.fuqua.duke.edu/duke-fuqua-insi­ghts/etkin-coun­ting-steps. [wróć]

Bre­wer J., wywiad tele­fo­niczny z autorką, 30 sierp­nia 2022 (wszyst­kie cytaty pocho­dzą z tego wywiadu). [wróć]

Acker­man J.M., Nocera C.C., Bargh J.A., Inci­den­tal Hap­tic Sen­sa­tions Influ­ence Social Jud­ge­ment and Inte­rac­tions, „Science”, 328, nr 5986, czer­wiec 2010, s. 1712–1715, https://doi.org/10.1126/science.1189993. [wróć]

Phi­lo­so­phy in the Flesh: A Talk with Geo­rge Lakoff, Edge, marzec 1999, https://edge.org/3rd_culture/lakoff/lakoff_p1.html. [wróć]

Ibi­dem. [wróć]

Acker­man J.M., Inci­den­tal Hap­tic Sen­sa­tions Influ­ence Social Jud­ge­ment and Inte­rac­tions. [wróć]

Eagle­man D., Inco­gnito: The Secret Lives of the Bra­ins, Vin­tage Books, New York 2012, s. 98 [wyd. pol­skie: Mózg inco­gnito, przeł. J. Masta­lerz, Zysk i S-ka, Poznań 2021]. [wróć]

Wil­liams L.E, Bargh J.A., Expe­rien­cing Phy­si­cal Warmth Pro­mo­tes Inter­per­so­nal Warmth, „Science”, 322, nr 5901, paź­dzier­nik 2008, s. 606–607, https://doi.org/10.1126/science.1162548. [wróć]

Bargh J., wywiad z autorką, 13 wrze­śnia 2022 (wszyst­kie cytaty pocho­dzą z tego wywiadu). [wróć]

Zhong C.-B., Leonar­delli G., Cold and Lonely: Does Social Exc­lu­sion Lite­rally Feel Cold?, „Psy­cho­lo­gi­cal Science”, 19, nr 9, wrze­sień 2008, s. 838–842, https://doi.org/10.1111/j.1467-9280.2008.02165.x. [wróć]

IJzer­man H. i in., Cold-blo­oded Lone­li­ness: Social Exc­lu­sion Leads to Lower Skin Tem­pe­ra­tu­res, „Acta Psy­cho­lo­gica”, 140, nr 3, lipiec 2012, s. 283–288, https://doi.org/10.1016/j.actpsy.2012.05.002. [wróć]

Ina­gaki T.K. i in., A Pilot Study Exa­mi­ning Phy­si­cal and Social Warmth: Higher (Non-Febrile) Oral Tem­pe­ra­ture Is Asso­cia­ted with Gre­ater Feelings of Social Con­nec­tion, „PLOs One”, 10, nr 2, czer­wiec 2016, https://doi.org/10.1371/jour­nal.pone.0156871. [wróć]

Tytuł ory­gi­nału: WHAT YOUR BODY KNOWS ABOUT HAP­PI­NESS by Janice Kaplan

Copy­ri­ght © 2025 by Janice Kaplan

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e‑book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2024

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­cja: Agnieszka Horzow­ska

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki, wykle­jek oraz stron dzia­ło­wych: Mar­tyna Wil­ner

Wyda­nie I e‑book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Co twoje ciało wie o szczę­ściu, wyd. I, Poznań 2025)

ISBN 978-83-8338-622-5

WYDAWCA

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań, Pol­ska

tel. +48 61 867 47 08, +48 61 867 81 40

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer