49,99 zł
Szczęście to nie tylko stan umysłu - to również stan ciała.
Autorka bestsellera „New York Timesa” Dzienniki wdzięczności.
Na ogół jesteśmy przekonani, że mózg to superkomputer, który dyktuje ciału, jak ma się zachowywać i reagować. Nowe badania pokazują jednak, że często jest na odwrót: ciało reaguje pierwsze, a mózg odbiera i interpretuje wysyłane przez nie sygnały.
Janice Kaplan przedstawia dowody na to, że nasze czujące ciała bywają mądrzejsze od myślących umysłów. Rozmawia z ekspertami i przybliża ich dokonania naukowe w charakterystyczny dla siebie, pełen humoru sposób. Wskazuje nieoczekiwane powiązania pomiędzy umysłem a ciałem, a także zdradza, które kolory są najszczęśliwsze i dlaczego wino najlepiej smakuje w Paryżu.
Dowiedz się, jak dzięki ciału zwiększyć kreatywność i pewność siebie, i odkryj, jak radzić sobie z bólem. Znajdziesz tutaj wskazówki i strategie, które pomogą ci w zupełnie nowy sposób spojrzeć na własne ciało, tak by uczynić każdy dzień szczęśliwszym.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 385
Dla Jacoba, Eliego, Bena i Noor – nastawienia na szczęście
W drodze na ostatnie wakacje, na które wybrałam się z mężem, przeżyłam niekończący się dzień poszukiwań zagubionego bagażu i niewytłumaczalnych opóźnień lotu. Stałam bezradnie na małym lotnisku, na którym w końcu wylądowaliśmy, czułam się sfrustrowana i na wszystko narzekałam. Miałam desperacką potrzebę pozytywnego spojrzenia na sytuację, postanowiłam więc wykonać małe ćwiczenie wdzięczności.
Wzięłam głęboki oddech. Już wiedziałam, że sobie poradzę.
– Nasz bagaż zaginął, ale w torbie podręcznej mam przynajmniej kostium kąpielowy! – powiedziałam pogodnie do męża.
Roześmiał się, a ja uspokoiłam się na tyle, by opuścić lotnisko, nie wybuchając płaczem. Ale nie zaznałam spokoju, póki nie dotarliśmy do małej łodzi motorowej, która miała nas zabrać na wyspę, gdzie miałam się w końcu prawdziwie zrelaksować. W falach oceanu skrzyły się promienie słońca, twarz owiewała mi ciepła, łagodna bryza. Po zaledwie dziesięciu minutach na morzu poczułam błogie szczęście – jak gdyby nic irytującego się wcześniej nie wydarzyło. Nagła euforia była cudownym uczuciem; dzięki niej zupełnie inaczej spojrzałam na to, co się wydarzyło. W idyllicznej scenerii nie musiałam już podejmować świadomej decyzji, by odczuwać wdzięczność i pozytywne emocje. Moje ciało samo wysyłało wiadomość o szczęściu.
Większość rozważań na temat szczęścia sugeruje, że źródłem radości i przyjemności jest wyłącznie umysł i że w każdej sytuacji mamy moc kontrolowania naszego samopoczucia. Częściowo również jestem zwolenniczką tego poglądu. Podczas wykładów, które prowadzę w całym kraju w związku z moimi bestsellerowymi Dziennikami wdzięczności, wyjaśniam, że kluczem do szczęścia jest zmiana perspektywy – właśnie to zrobiłam na lotnisku. Wskazuję, jak przeramować każdą sytuację bądź wydarzenia życiowe, by dało się dostrzec w nich dobro, i cieszę się, że tak wielu ludziom pomogłam odnaleźć wdzięczność w ciężkich chwilach.
Jednak wówczas na łodzi zrozumiałam, jak ważne jest znalezienie się w sytuacji, w której ciało może reagować równie pozytywnie jak umysł. Uderzyła mnie myśl, iż szczęście nie jest wyłącznie świadomym wyborem. Ono pochodzi z każdej tkanki, z każdego ścięgna i z każdej komórki naszego ciała. Bardzo często ciało wysyła sygnały świadczące o samopoczuciu, a świadomy umysł bardziej na nie reaguje, niż je kontroluje.
To rozpoznanie wydaje się wstrząsające. Zwykliśmy sądzić, że świadomy umysł jest jedynym źródłem naszych uczuć i emocji. W pełni kontrolujemy, jak się czujemy i co robimy. Taki pogląd oznacza jednak, że tracimy z oczu moc ciała, które zdecydowanie jest partnerem w tej dyskusji. Komik John Mulaney zażartował, iż tak naprawdę nie wie, co wyprawia jego ciało poza tym, że przenosi głowę z pomieszczenia do pomieszczenia1. Publiczność wybuchła śmiechem, bo większość z nas uważa tak samo. Każdy wie, że trzeba dbać o ciało, by cieszyło się zdrowiem, ale poza tym wydaje się nam, że jest ono odrobinę odseparowane od „prawdziwej osoby”, którą jesteśmy. Jeśli nie jesteś zawodowym sportowcem, prawdopodobnie zgodzisz się z poglądem Mulaneya, że ciało to przede wszystkim środek transportu dla komputera usadowionego ponad twoimi ramionami.
Większość z nas na pewno zgodzi się również z tym, że ciało jest zawodne – nie jest wystarczająco silne, czasem pobolewa, a nawet boli, jest ofiarą wirusów i bakterii, zawodzi, gdy się starzeje. Rozmaite problemy, które zbyt często nam się przydarzają, stawiają nas w opozycji do ciała. Postrzegamy je więc jako wyzwanie, któremu musimy sprostać, a nie jako partnera w drodze ku szczęściu. Ale prawda jest taka, że ciało chce naszego szczęścia i dobrostanu. Jego najważniejszym celem jest wysyłanie informacji, dzięki którym będziesz się rozwijać, rozkwitać, i nigdy – na ile tylko potrafi – nie przestanie zasilać twojego umysłu bodźcami zmysłowymi (obrazami, dźwiękami, zapachami, smakami, dotykiem). Biolodzy ewolucyjni jednoznacznie twierdzą, że nadrzędnym celem każdego gatunku – ludzi, psów, małp, mrówek czy krokodyli – jest zdolność do reprodukcji i troska o młode osobniki. W przypadku ludzi wymaga to dużego nakładu czasu i energii, twoje ciało pracuje więc niesamowicie ciężko, by utrzymać równowagę i pełnię sił.
Kiedy zrozumiemy, że ciało robi wszystko, by pomóc nam odczuwać szczęście, możemy je w tym wspierać, zamiast umniejszać. Ciało zawiaduje hormonami szczęścia, które uwalnia w różnych sytuacjach – od ćwiczeń fizycznych po seks. Sprawia, że czujesz się spokojniejszy, mniej zestresowany i radośniejszy. Jak na ironię, niektóre z najbardziej niebezpiecznych i uzależniających narkotyków, w tym opioidy, które doprowadziły w ostatniej dekadzie do poważnego kryzysu uzależnień, imitują to, co ciało jest w stanie nam dostarczyć w naturalny sposób. A kiedy substancje chemiczne gwarantujące dobre samopoczucie występują w naturalnej postaci, są użyteczne, a nie niszczycielskie.
Nie oznacza to, że nasze ciała zawsze i wszystko robią dobrze. Antybiotyki, szczepionki, insulina, zabiegi chirurgiczne oraz inne wynalazki medyczne ocaliły życie wielu ludziom, zapewniły nam długowieczność i dobrą egzystencję. Bycie człowiekiem polega między innymi na zdolności do zmiany i udoskonalania siebie oraz świata. Jednak przy tej okazji nie możemy tracić z oczu zmysłów, które są źródłem różnych informacji, hormonów, które wpływają na nasz nastrój, i układu nerwowego, dzięki któremu odczuwamy ból i przyjemność.
Zamieszkujemy nasze ciała, ale zadziwiająco niewiele wiemy o tym, jak funkcjonują. Neurobiolodzy poświęcają ogrom czasu na badanie mózgu i wielu z nich uznaje, że umysł i ciało ściśle ze sobą współpracują. Nie da się zrozumieć jednego bez drugiego.
Ciało działa pierwsze
Kiedyś wyobrażałam sobie, że „ja” to „ja” gdzieś w mojej głowie. Zaczęłam brać pod uwagę inny punkt widzenia, gdy pisałam Dzienniki wdzięczności. Wtedy zdałam sobie sprawę, że wyjście na spacer lub podziwianie przepięknego zachodu słońca może zmienić moje samopoczucie – sprawić, że poczuję się bardziej wdzięczna i spokojna. Od tamtego czasu coraz częściej myślałam o tym, że ciało codziennie wpływa na moje szczęście i dobrostan. Problem polega na tym, że nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak to się odbywa, tracimy więc szansę na poprawę i wzbogacenie naszego życia.
Często myślimy, że podejmujemy racjonalne decyzje, a tymczasem po prostu reagujemy na sygnały ciała. Antonio Damasio, profesor psychologii, filozofii i neurologii z Uniwersytetu Południowej Kalifornii, szczegółowo opisał źródła emocji i działania. Twierdzi, że lubimy myśleć o naszym mózgu jako decydencie, podczas gdy jest zupełnie inaczej. „Bez ciała nie ma świadomości”2, mówi profesor. Mózg działa zatem jako jeden z dwóch równorzędnych partnerów (drugim jest ciało), którzy kształtują nasze zachowania.
Ciało wysyła nam informacje za pomocą setek subtelnych wskazówek, takich jak uwalnianie hormonów, zmiana ciśnienia krwi czy wzrost lub spadek temperatury. Kiedy nocą w ciemnym zaułku poczujesz łomotanie serca, prawdopodobnie wybierzesz inną drogę. W tym momencie pojawia się kwestia, którą należy rozstrzygnąć: czy serce zaczyna gwałtownie bić, bo jesteś przerażony, czy jesteś przerażony, ponieważ serce zaczyna łomotać? Jeśli jesteś osobą skupioną na umyśle (jak większość z nas), to pytanie wydaje ci się niemal niemądre. Oczywiście, że to mózg wysyła wiadomość o zagrożeniu, a rezultatem jest reakcja fizyczna! Jednak wielu naukowców twierdzi, że popełniamy błąd, wierząc, iż władza należy do mózgu, ponieważ tak naprawdę pierwsze jest ciało.
Jedna z najbardziej frapujących teorii odnoszących się do ludzkiego zachowania mówi, że budujemy emocje w oparciu o procesy biologiczne zachodzące w mózgu i w ciele. Wokół interocepcji (czucia trzewnego, czyli odczuwania bodźców płynących z wnętrza ciała) powstaje nowa dyscyplina naukowa zajmująca się tym, jak mózg interpretuje różne doznania w ciele. W tej chwili na przykład twoje serce bije, żołądek trawi, płuca wypełniają się powietrzem, a układ odpornościowy rozprowadza różne hormony.
„Ciało jest częścią twojego umysłu i to nie w jakiś nieokreślony i tajemniczy sposób, lecz w bardzo realnym, biologicznym sensie”3, mówi neurolog Lisa Feldman Barrett. „A to oznacza, że w każdej twojej myśli jest kawałek twojego ciała”.
Dorastamy w przekonaniu, że podejmując decyzje, należy zachować zimną krew i nie ulegać wpływowi emocji. Jednak teraz zaczynamy już rozumieć, że takie podejście jest nie tyle nierozważne, ile po prostu niemożliwe. Emocje, uczucia i reakcje fizyczne są częścią wszystkiego, co robimy. Przypisywanie świadomości wyłącznie mózgowi jest ogromnym błędem, ponieważ – jak twierdzi Damasio – „mózg jest zniewoloną widownią ciała”4. Według profesora wyobrażanie sobie świadomości bez ciała jest absurdem.
W XVII wieku francuski filozof René Descartes (Kartezjusz) przedstawił szerokiemu gronu odbiorców błędny pogląd, że umysł i ciało są od siebie oddzielone. Jego słynna i nader często powtarzana maksyma: „Myślę, więc jestem” mówi nam, której części duetu umysł–ciało Kartezjusz ufał. Wszystko zmieniło się pod koniec XIX wieku, kiedy to jeden z najbardziej wpływowych amerykańskich psychologów i filozofów William James (brat mojego ulubionego pisarza Henry’ego Jamesa) przewrócił pogląd Kartezjusza do góry nogami. Zaproponował radykalnie pionierską teorię emocji, twierdząc, że zmiany w ciele wpływają na odczuwanie emocji.
James nie miał wątpliwości, co się dzieje, gdy skręcamy nocą w ciemny zaułek. Ciało reaguje pierwsze gwałtownym biciem serca i wyrzutem adrenaliny. Umysł bada reakcję fizyczną i wyciąga wniosek – boję się! Emocje, których doświadczasz, są po prostu świadomym wyrazem tego, o czym ciało już wie.
W teorii brzmi to wspaniale, niemniej podważa wszystko, co do tej pory wiedzieliśmy na swój temat. Jako ludzie jesteśmy dumni, że nasze umysły znajdują się na wyższym poziomie niż umysły innych zwierząt – zdecydowanie nie jesteśmy dżdżownicami – ale musimy pamiętać, że sam mózg jest strukturą fizyczną i częścią układu nerwowego.
Zajmijmy się przez chwilę dżdżownicami. Wiemy, że mają komórki czuciowe, które wysyłają impulsy do ich mózgów i ciał, dzięki czemu zwierzęta prawidłowo reagują na otoczenie. Kiedy jest za gorąco lub za zimno, dżdżownica zakopuje się w ziemi, żeby się chronić, a gdy czuje, że warunki są sprzyjające, wystawia głowę na powierzchnię.
A więc wprawdzie nie jesteśmy dżdżownicami, lecz tak jak one również jesteśmy przede wszystkim istotami zmysłowymi. Tak jak one mamy ośrodkowy (centralny) układ nerwowy, który reaguje na bodźce bez szczególnego ukierunkowania ze strony mózgu. Jeśli przypadkowo dotkniesz gorącego pieca, natychmiast cofniesz rękę, jeszcze zanim mózg zarejestruje, co się stało. Kiedy lekarz uderza młoteczkiem w kolano, noga podskakuje. Reakcja odruchowa? Oczywiście, nic innego. William James, Antonio Damasio i inni naukowcy chcą, abyśmy zrozumieli, że reakcja instynktowna jest po prostu pierwszym krokiem. Ciało reaguje, a potem daje znać mózgowi, co ten ma odczuwać. Tak więc po dotknięciu gorącego pieca do twojej świadomości dociera informacja, że ośrodkowy układ nerwowy uruchomił komórki ruchowe. Stało się coś, co wymaga dalszej analizy! Twój mózg przyjmuje dane wejściowe i uzupełnia je emocjami.
Wszyscy uczyliśmy się w szkole o ośrodkowym układzie nerwowym, ale nigdy tak naprawdę nie sądziliśmy, że nasze ciało może działać bez udziału mózgu. Mózg jawi się jako wielki komputer, który mówi nam, co robić, i informuje ciało, jak ma reagować. Myśl, że cały system często działa na odwrót – to ciało programuje komputer – jest niewiarygodnie fascynująca i zmienia naszą opinię na temat codziennych czynności.
Mózg to prawdziwy cud, ale nie jest alfą i omegą w kwestii tego, kim jesteśmy i co robimy. Metafora odnosząca się do superkomputera nie jest zatem trafna, ponieważ mózg do prawidłowego funkcjonowania wymaga ciągłych informacji od ciała. Nie jest skomputeryzowanym centrum zdalnego sterowania, które wysyła ciału wiadomości i mówi mu, jak ma się zachowywać. Ciało i umysł są ze sobą ściśle związane i w każdym momencie każdego dnia wysyłają sobie sygnały. Ciało i mózg. Razem sprawiają, że jesteś tym, kim jesteś.
Spójrzmy na to z innej perspektywy. Mózg waży około półtora kilograma, więc jeśli czyjaś masa ciała wynosi (na przykład) 68 kilogramów, to zostaje jeszcze 66,5 kilograma. Natura niczego nie marnuje i dotyczy to w równym stopniu zwierząt, ludzi i roślin. Ta część ciebie, która nie jest mózgiem, odgrywa bardzo ważną rolę. Kiedy wzdychasz, śmiejesz się, kichasz lub płaczesz, mózg pospiesznie nadrabia zaległości w kwestii informacji, które wysłało ciało. Pierwsza reakcja należy do ciała, a świadomość podąża za nią.
Język szczęścia
Wraz z postępem technologii coraz bardziej i częściej żyjemy w swoich umysłach i urządzeniach elektronicznych, a nasze ciała stanowią niedogodność, bo musimy o nie dbać, ćwiczyć (o ile pamiętamy) na siłowni lub z internetowymi trenerami. Zamiast czerpać z nich radość, niechętnie próbujemy utrzymać je w jako takim zdrowiu, żeby nie zakłócały reszty naszego życia.
Wszyscy wiemy, że powinniśmy słuchać naszych ciał, ale niekiedy nie rozumiemy języka, którym mówią. Ostatnimi czasy ten rozdźwięk stał się jeszcze bardziej dramatyczny. Ponieważ pracujemy zdalnie z domu, a nie w biurze, i widujemy na co dzień coraz mniej osób, stajemy się jeszcze bardziej bezcieleśni. Nasz głos płynie przez komunikatory internetowe (na przykład Zoom lub Skype), nieprzypisany do żadnej postaci fizycznej. Skupiamy się na swoim wizerunku od ramion w górę, ponieważ tylko ta część ciała jest widoczna na ekranie komputera. Pewnego dnia podczas rozmowy wideo koleżanka wspomniała, że na nasze wirtualne spotkanie włożyła dżinsy. Muszę przyznać, że trochę mnie zakłopotała ta nowa definicja stroju służbowego.
– A w co zazwyczaj się ubierasz? – spytałam.
– W legginsy, w spodnie do jogi albo w coś równie wygodnego – odparła. – Dzisiaj na twoją cześć mam odpowiednią oprawę.
Roześmiałyśmy się; cóż, sama spędziłam wiele poranków, pisząc w domu we flanelowych spodniach od piżamy.
Strój niekoniecznie wiąże nas z naszym fizycznym ja (chociaż niekiedy tak się dzieje – to niespodzianka, którą omówimy później), ale moja koleżanka przypadkowo wybrała właściwe słowo. Ciało rzeczywiście zapewnia oprawę i strukturę każdemu nastrojowi i każdej myśli. Jeśli będziecie mi dalej towarzyszyć, dowiecie się, iż według nowatorskich badań umysł i ciało mogą stanowić zgraną drużynę. Uczucie szczęścia, wdzięczności i radości emanuje więc zarówno z ciała, jak i z umysłu.
Jeśli dzięki praktykowaniu wdzięczności dowiedzieliście się już, jak być szczęśliwi, macie przewagę. Idźcie dalej tą drogą! To, czego dowiecie się z tej książki, pomoże wam to wszystko jeszcze lepiej zrozumieć. Nowym i niezwykle ekscytującym odkryciem – oprócz tego, co może osiągnąć umysł – jest fakt, że ciało i otoczenie mogą nas zainspirować do odnalezienia swojego najlepszego i najszczęśliwszego ja.
Ponieważ każdy z nas odgrywa w swoim życiu główną rolę, należy zrozumieć, że w tym spektaklu są dwie gwiazdy – ciało i umysł. Dołączcie do mnie i razem odkrywajmy, jak możemy wykorzystać fizyczność i otoczenie, by wpłynąć na swoją inwencję twórczą, zmienić perspektywę, odnosić sukcesy i być szczęśliwym. Najwyższy czas, by się dowiedzieć, na czym polega współpraca ciała i umysłu, i w ten sposób każdego dnia odnajdywać jeszcze większą radość życia i nowe możliwości rozwoju.
Jeśli chcesz być szczęśliwy, zacznij od zrozumienia własnego ciała. Nowe badania – od psychologii po sztuczną inteligencję – dowodzą, jak bardzo nasza fizyczność wpływa na nastrój i emocje.
Ci, którzy widzą jakąś różnicę między duszą a ciałem, nie mają ani jednego, ani drugiego.
OSCAR WILDE
Do niedawna wszystkie znane mi osoby próbowały codziennie przejść dla zdrowia dziesięć tysięcy kroków. Mojego męża doprowadzało to do szału. Wprawdzie jest wielkim orędownikiem ćwiczeń i aktywności fizycznej, ale jako lekarz domaga się twardych danych naukowych.
– Chyba wiesz, że nie ma żadnych dowodów medycznych, które stałyby za tą liczbą – gderał.
Miał rację. Jedyna naukowa prawda na temat owych dziesięciu tysięcy kroków to tylko, że jest to przyjemna (łatwo zapadająca w pamięć), okrągła liczba. Jednak podejście naukowe nie ma nic wspólnego z działalnością marketingową firmy Fitbit założonej w 2007 roku przez Jamesa Parka. Gdy rzucił Harvard (z opinią wybitnego studenta uczelni technicznej!), Park zaczął produkować urządzenia elektroniczne monitorujące aktywność fizyczną, które można było założyć na rękę (jak zegarek) i gonić za owym mitycznym celem. Zanim w 2021 roku Park sprzedał swoją markę firmie Google za ponad dwa miliardy dolarów, dziesiątki milionów Amerykanów kupiło zarówno jego produkty, jak i pomysł na aktywność fizyczną.
James Park nie wpadł jako pierwszy na pomysł dziesięciu tysięcy kroków; za wynalazcę miernika została uznana pewna japońska firma, która w latach sześćdziesiątych XX wieku masowo produkowała krokomierze. Jednak Parkowi udało się wznieść ideę na wyższy poziom dzięki wprowadzeniu tej liczby do głównego słownika medycznego. Dzięki jego urządzeniom w każdej chwili można było sprawdzić, ile nas dzieli od wymarzonego dziennego celu. Dziesięć tysięcy kroków to z grubsza sześć kilometrów – dużo więcej niż naukowcy uznają za istotne dla poprawy stanu zdrowia i żywotności. Park z dumą opowiada, że obserwuje ludzi krążących tam i z powrotem po lotniskowych terminalach, by „wyrobić” liczbę kroków na dany dzień, a jedna z moich przyjaciółek wyraziła wielką wdzięczność, gdy pewnego razu zadzwoniłam do niej późnym wieczorem.
– Zrobiłam tylko siedem tysięcy kroków, więc pospaceruję po mieszkaniu, gdy będziemy rozmawiać! – zawołała z entuzjazmem.
Chodzenie w kółko po salonie z pewnością jest lepsze dla serca i umysłu niż siedzenie na kanapie i zajadanie się ciastkami. Jednak brak badań dotyczących tej dziwnej mody na dziesięć tysięcy kroków nie jest jej jedyną słabą stroną; niepokoi jeszcze jedna rzecz. Zamiast myśleć o tym, czego ich ciała naprawdę potrzebują, miłośnicy smartwatchy marki Fitbit polegają na urządzeniu, które mówi im, jak mają się czuć. Okazuje się jednak, że jego dane prawdopodobnie tylko pogarszają samopoczucie, zamiast je poprawiać. Nowe badania przeprowadzone przez Jordan Etkin, profesor katedry marketingu na Duke University, dowodzą, że ludzie z opaskami sportowymi Fitbit wprawdzie więcej ćwiczą, ale ta aktywność mniej ich cieszy5. Okazuje się, że krokomierze zmieniają spacerowanie ze zwykłej przyjemności w zajęcie skoncentrowane na wynikach. Myśli się wtedy o maksymalizacji wyniku, a nie o bezpośrednim zadowoleniu, które czerpiemy z tego, co akurat robimy. Po prostu przestajesz cieszyć się chwilą. Poczucie szczęścia maleje, zamiast rosnąć.
Jordan Etkin proponuje, by pozbyć się wszystkich mierników i w ten sposób zwiększyć poziom szczęścia, a nie liczbę kroków.
Mierzenie aktywności, która powinna sprawiać radość, zamienia ją w pracę. Koncentrujesz się na ostatecznym celu, a nie na przyjemności płynącej z wewnętrznego poczucia dobrostanu. Dokonania sportowe i kondycja fizyczna są istotne i warto je monitorować, gdy przygotowujesz się do startu w maratonie albo olimpiadzie. W przeciwnym wypadku wszystkie te dane mogą odciągać uwagę od informacji, których ciało dostarcza nam we własnym zakresie. Kiedy ćwiczysz z ciałem, odczuwasz ogromną przyjemność, ponieważ umysł i ciało są ze sobą powiązane i tworzą jednolity system.
I nie chodzi wyłącznie o urządzenia marki Fitbit. Nowoczesne technologie, dzięki którym mamy rzekomo pozostawać w bliższym kontakcie z ciałem, często działają na odwrót i sprawiają, że coraz bardziej oddalamy się od instynktownego rozumienia własnych potrzeb. W smartwatchach stosuje się czujniki, mierniki różnych parametrów i algorytmy, by ocenić, jak spałeś poprzedniej nocy. Ale nigdy nie zadają one podstawowego pytania: Czy jesteś zmęczony? Przed lunchem możesz zajrzeć do aplikacji w smartfonie i sprawdzić, ile kalorii już pochłonąłeś, a ile jeszcze powinieneś spożyć. Niemniej odczytanie sygnałów ciała świadczących o głodzie będzie zdecydowanie lepszym rozwiązaniem.
– Nasze czujące ciało jest mądrzejsze niż nasz myślący umysł6 – mówi doktor Judson Brewer, psychiatra i ekspert w dziedzinie treningu uważności (mindfulness) na Uniwersytecie Browna. – Jeśli się przestawimy i zaczniemy słuchać właściwych sygnałów, nie będziemy się przejadać. Zbyt często tracimy kontakt z faktycznymi potrzebami ciała i nie rozumiemy, co próbuje nam powiedzieć.
Przemożna ochota na ciastko może oznaczać, że jesteś głodny i że twoje ciało potrzebuje jedzenia, ale również to, że możesz być zestresowany, zatroskany lub znudzony i traktujesz je jako chwilową pociechę, która poprawi ci nastrój. Jak rozpoznać różnicę?
– Jeśli się zdystansujemy, uruchamiając świadomość, zdolność postrzegania i uwagę, ciało powie nam wszystko, co chcemy wiedzieć – twierdzi Brewer. – To wydaje się proste, aczkolwiek słuchanie własnego ciała nie jest łatwe.
Proste, chociaż niełatwe. Ciało wysyła nam takie sygnały, jakie są w danej chwili potrzebne, co jest tą łatwiejszą częścią. Jednak równocześnie docierają do nas niezliczone informacje społeczne, kulturowe i psychologiczne, mieszają się ze sobą i utrudniają zrozumienie sygnałów ciała. Rozmawiając z Brewerem, który jest również licencjonowanym badaczem i ekspertem w dziedzinie uzależnień behawioralnych, dowiedziałam się, że jeśli bardzo ma się na coś ochotę, nie powinno się tego ignorować. Silna wola zazwyczaj zawodzi na dłuższą metę, ponieważ mózg i ciało nie funkcjonują w ten sposób. Zamiast tego zainteresuj się swoimi doznaniami cielesnymi, zbadaj je i dowiedz się, co oznaczają.
– Ciekawość to supermoc – twierdzi Brewer. – Kiedy jesteś ciekawy, co się dzieje w twoim ciele, nie możesz się doczekać, by zdobyć kolejne informacje i dowiedzieć się więcej. Ciekawość rozwija świadomość, wytrąca mózg z trybu autopilota i automatycznie skłania do lepszych zachowań.
W ten sam sposób można podejść do każdego uzależnienia – zaciekawić się, jaką wiadomość wysyła twoje ciało, i zerwać z nawykiem na tyle wcześnie, by zrozumieć, jak wpływa na twoje postępowanie. Brewer stosuje tę technikę, by pomóc ludziom w rzuceniu palenia i poskramianiu uzależnienia od mediów społecznościowych. Jeśli stwierdzasz, że kompulsywnie sprawdzasz pocztę elektroniczną, lub czujesz nieodpartą potrzebę wysyłania SMS-ów podczas prowadzenia samochodu, wydobądź z siebie naturalną ciekawość, by zrozumieć, co się dzieje w twoim ciele i umyśle. Ponieważ moje uzależnienie od sprawdzania maili wymknęło się nieco spod kontroli, zgodziłam się z Brewerem, że „należy się skupić na odczuwaniu swoich doświadczeń i wzorców zachowań”. Dałam szansę tej metodzie.
Kiedyś miałam czasochłonny nawyk wielokrotnego sprawdzania poczty elektronicznej i robiłam to, zamiast zabrać się do pracy i pisać. Jeśli mail nie wymagał wielkiej uwagi, zaglądałam do aplikacji pogodowej (co nie miało żadnego znaczenia i często nie było potrzebne) i przeglądałam wiadomości (to również nie było nic pilnego). Dwadzieścia minut później (czasem więcej) przypominałam sobie, że powinnam pisać, i czułam się ogromnie sfrustrowana, iż straciłam tak dużo czasu.
Następnym razem, gdy poczułam nagły impuls, by w połowie zdania przerwać pisanie i sprawdzić pocztę, usiadłam wygodnie, zrelaksowałam się i pomyślałam o tym, co czuję. Moje ciało wydawało się niespokojne, a ja sama byłam podekscytowana. Musiałam jakoś odwrócić od tego uwagę i na szczęście uświadomiłam sobie, że nie ma znaczenia, w jaki sposób to zrobię. Wstałam więc i chodziłam w kółko mniej więcej przez trzydzieści sekund. Kiedy z powrotem usiadłam, okazało się, że pragnienie przeglądania internetu minęło. Spojrzałam na ekran komputera i znowu byłam w stanie pisać. Przez resztę dnia, kiedy tylko zapragnęłam sprawdzić pocztę, zadawałam sobie pytanie: Co czuje moje ciało? Bardzo często wstawałam i chodziłam w kółko. Ale czas, który temu poświęciłam, był zdecydowanie krótszy niż godziny spędzone na przeglądaniu internetu, kiedy tylko mój mózg domagał się przerwy. Pod koniec dnia triumfowałam. Znacząco ograniczyłam czas spędzony na przeglądaniu poczty elektronicznej, a co jeszcze ważniejsze – odzyskałam kontrolę. Kiedy czułam impuls, by znowu coś sprawdzić w telefonie, badałam swoje uczucia, zamiast im ulegać. Początkowo byłam bardzo sceptyczna wobec idei Brewera, lecz dzięki wprowadzeniu jej w życie przekonałam się, że jest słuszna, i dałam się jej porwać.
Ciało wie więcej, niż jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, i mówi nam, jak się czuć i zachowywać nawet wtedy, gdy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Kognitywista John Bargh w swoim laboratorium w New Haven z poświęceniem zajmuje się badaniem poznania ucieleśnionego1 – to względnie nowa dyscyplina, która pociąga psychologów, neurologów i programistów. Naukowcy próbują zrozumieć związek między doświadczeniami zmysłowymi a tym, co myślimy o tych doświadczeniach. Niektóre z ich odkryć są naprawdę wyjątkowe. Bargh i jego współpracownicy bezustannie odkrywają, że „cielesna” część nas – to, czego doświadczają nasze ciała – odgrywa spektakularną rolę w kwestii tego, co myślimy, czujemy i jak się zachowujemy.
W jednym z eksperymentów, który szczególnie mnie zadziwił, ochotnikom wręczono na podkładce czyjeś podanie o pracę i poproszono o jego ocenę. Wyobraź sobie, że jesteś jedną z osób otrzymujących takie podanie. Jeśli wiesz, że to tylko eksperyment, prawdopodobnie będziesz w stanie najwyższej gotowości. W ostatnich latach poświęca się dużo uwagi „nieświadomym stereotypom”, więc zapewne zachowasz wielką ostrożność i postarasz się, by kwestia rasy i pochodzenia etnicznego nie wpłynęła na twoją decyzję. Wiele badań dowodzi, że jeśli w podaniu o pracę pojawi się imię żeńskie, ludzie prawdopodobnie pomyślą, iż ta osoba jest mniej kompetentna (w przypadku imienia męskiego to się nie zdarza), starasz się zatem nie wpaść w tę pułapkę. Wiek? Atrakcyjność? Miejsce zamieszkania kandydata? Jeśli będziesz myśleć racjonalnie i dokonywać sprawiedliwych wyborów, z pewnością zyskasz pewność, że oceniłeś kandydatów sprawiedliwie i bez uprzedzeń.
Ale możesz się mylić, bo jest mało prawdopodobne, że weźmiesz pod uwagę ciężar podkładki.
Teraz pewnie myślisz: Co? Ale bzdury! Przecież to bez różnicy!, a ja muszę się z tobą zgodzić. Któż pomyślałby o czymś takim? Najwyraźniej Bargh to zrobił. Niektóre podkładki były lżejsze, a wraz z ich ciężarem zmieniała się ocena kandydata7. Osoby, które dostały cięższą podkładkę, oceniały aplikującego jako bardziej poważnego i kompetentnego, a te, które dostały aplikację na lekkiej podkładce, miały przeciwne zdanie. Kiedy poznałam te wyniki, wpadłam w osłupienie. Jak to możliwe? Przecież ciężar podkładki nie ma nic wspólnego z kompetencjami danej osoby! Aby zrozumieć, w jaki sposób taki czynnik wpływa na naszą ocenę, musimy spojrzeć szerzej na funkcjonowanie mózgu i ciała.
Ciało przez cały czas odbiera informacje od milionów komórek nerwowych, które wchodzą w interakcje z otaczającym nas środowiskiem. Potem przekazują informacje do mózgu, a ten interpretuje je w różny sposób. Dlaczego ciężar podkładki ma takie znaczenie? Rozważ to w aspekcie pewnych metafor nawiązujących do ciężaru. Często uważamy, że broń nuklearna czy zanieczyszczenie środowiska to „sprawy wielkiej wagi”, albo odrzucamy kogoś, kogo nie szanujemy, ponieważ to „zawodnik wagi lekkiej” (przeciętny, słaby). Twój nieświadomy umysł interpretuje sygnały fizyczne pochodzące od ciężkiej podkładki zupełnie inaczej niż od lżejszego przedmiotu.
Wydaje się to nieco szalone, ale tylko dopóki nie zorientujesz się, że stale odbierasz doznania fizyczne i że są one częścią twojego nastawienia do sytuacji. W aplikacji randkowej natykasz się na kogoś, kto wydaje ci się idealnie dopasowany (według algorytmu), i zakochujesz się w jego błyskotliwych wiadomościach, ale kiedy się spotykacie, okazuje się, że nie odpowiada ci jego zapach, i jest po wszystkim. Naukowcy zaczynają już dostrzegać, że nawet największy maniak komputerowy na świecie to coś więcej niż pozbawiony ciała mózg – to człowiek, który ma komórki nerwowe, dzięki nim czuje, smakuje, widzi i słyszy, a zmysły dostarczają mu mnóstwa informacji wpływających na to, jak myśli. Innymi słowy, informacje płyną od ciała do mózgu, a nie odwrotnie.
Doświadczyłam tego w bezpośredni sposób, gdy niedawno kupiłam najnowszego iPhone’a. Coś było z nim nie tak: wydawał się ciężki, nieporęczny i wcale mnie nie cieszył. Tęskniłam za starym modelem, który miał już pięć lat. Wróciłam do sklepu, a bystry sprzedawca zasugerował, iż problemem może być obudowa, na którą się zdecydowałam. Plastikowa obudowa iPhone’a miała twardą powierzchnię z kwadratowymi rogami, zaproponował więc, żebym wybrała lekki silikonowy zamiennik. Gdy chwyciłam go w dłonie, telefon nagle uległ transformacji. Trzymając go w ręku, czułam wielką przyjemność – jejku, aparat fotograficzny w tym modelu jest przecież niesamowity! Wtedy sprzedawca zaproponował mi kolejną obudowę z gładką fakturą.
– Dotyk tego aparatu odmieni pani doświadczenie – powiedział. – Za każdym razem jestem zaskoczony różnicą, jaką sprawia.
Można by pomyśleć, że mój mózg skupił się na niewiarygodnej technologii tego mądrego (smart) telefonu, ale tak naprawdę przyciągnął mnie dotyk. Delikatna obudowa „wysłała” do mojego mózgu uspokajającą informację, która przekonała mnie, żebym pomyślała o funkcjonalności aparatu. George Lakoff, wielki specjalista w dziedzinie lingwistyki kognitywnej, twierdzi, że „mózg czerpie informacje od reszty ciała”8. Nawet gdy próbujemy myśleć abstrakcyjnie, opieramy się na rzeczywistości fizycznej i doświadczeniach cielesnych. W 1980 roku Lakoff zadziwił czytelników książką Metafory w naszym życiu, w której twierdził, że nasza orientacja w świecie wpływa na najbardziej podstawowe idee związane z życiem. Jesteśmy wyprostowani, nasze oczy znajdują się na szczycie ciała i dlatego uważamy za dobre wszystko to, co jest „na górze”, a to, co „na dole”, jest dla nas złe. Kiedy mówimy, że ktoś wspina się na szczyt albo że jest na równi pochyłej, nie trzeba już niczego wyjaśniać. Perspektywa fizyczna wpływa nawet na pojmowanie kategorii religijnych. Kiedy wyobrażamy sobie życie pozagrobowe, znowu daje o sobie znać perspektywa fizyczna: spoglądamy w górę, by wskazać „raj”, a dół oznacza dla nas „piekło”. Z racjonalnego punktu widzenia ta perspektywa nie ma żadnego uzasadnienia, lecz jeśli spróbujesz wyobrazić sobie dobro i zło odwrotnie (raj na dole, piekło na górze), poczujesz się zdezorientowany. Ciało nie potrafi wyobrazić sobie odwrotnej perspektywy. „Nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie wszystkiego – jedynie to, na co pozwala nam ucieleśniony mózg”9, mówi Lakoff.
Rozejrzyj się po swoim domu lub mieszkaniu. Może masz dużo miękkich mebli – puchowe sofy, wygodne poduszki i tapicerowane krzesła. A może wolisz solidne drewniane sprzęty i krzesła z drabinkowym oparciem. Prawdopodobnie uważasz, że wybór tej estetyki w pewnym sensie odzwierciedla to, kim jesteś. Ale działa to także w drugą stronę. Jonathan Ackerman, profesor na University of Michigan, udowodnił w swoich badaniach, że ludzie podejmują odmienne decyzje w zależności od tego, czy siedzą na twardym czy miękkim krześle. Miękkie krzesła sprawiają, że stajemy się bardziej ulegli w stosunku do innych ludzi. Można zaryzykować stwierdzenie, że miękkie siedzenie to miękkie serce. Podczas negocjacji ceny nowego samochodu kupujący siedzący na twardym krześle odrzuca pierwszą ofertę, a potem oferuje dużo mniejszą kwotę niż pozostali. „Twarde krzesła czynią z ludzi twardszych negocjatorów”, stwierdził Ackerman.
Profesor Ackerman nazwał tę reakcję „haptycznym sposobem myślenia”. Musiałam to sprawdzić. „Haptyczny” to termin odnoszący się do zmysłu dotyku. Na podstawie eksperymentów z podaniem o pracę na podkładce oraz z twardymi krzesłami Ackerman zdołał udowodnić, że to, co trzymamy w rękach lub czego używamy (nawet jeśli dotyczy to tylko dolnej części pleców), nieświadomie wpływa na nasz sposób myślenia i nastawienie. To odkrycie ma szereg istotnych implikacji. „Na pierwsze wrażenie wpływa najprawdopodobniej zmysł dotyku”10, uważa Ackerman. Jeśli kiedykolwiek witałeś się uściskiem ręki z nowym znajomym i dotknąłeś jego spoconej dłoni, dobrze wiesz, co profesor ma na myśli. Osoba ze spoconą dłonią z pewnością będzie musiała zrobić coś niezwykle czarującego i imponującego, by zatrzeć złe wrażenie, które natychmiast zarejestrowało twoje ciało.
Podczas wspólnej kolacji z przyjaciółmi wspomniałam o odkryciach Ackermana i Bargha i dodałam, że im dłużej prowadzę badania, tym bardziej zdumiewa mnie siła, z jaką ciało oddziałuje na umysł. Większość zgodziła się z moim spostrzeżeniem, lecz jeden ze znajomych, partner w dużej firmie prawniczej, potrząsnął głową z dezaprobatą.
– To naprawdę urocze, ale na moje osądy nie wpłyną żadne podkładki ani twarde krzesła – powiedział z (ośmielam się twierdzić) lekką dozą arogancji.
– Rzecz w tym, że nie masz pojęcia, jakim wpływom ulegasz – odparłam.
– Na rozsądnych ludzi to nie działa – stwierdził stanowczo.
Uznałam, że nie będę się spierać. Wszyscy lubimy myśleć, że w pełni kontrolujemy własne życie, dokonujemy rozsądnych wyborów i że na każdym kroku podejmujemy właściwe decyzje. Niepokoimy się, gdy odkrywamy, że bez względu na liczbę ukończonych fakultetów i zdobytych dyplomów nie jesteśmy w stanie przechytrzyć własnego ciała.
Prawda jest jednak taka, że oszukiwanie ciała dla nikogo nie byłoby korzystne. Gdybyśmy przy podejmowaniu decyzji polegali wyłącznie na świadomym umyśle, prawdopodobnie nie przetrwalibyśmy nawet godziny, nie mówiąc o dniu, miesiącu czy roku. Pamiętanie o mruganiu i oddychaniu (z grubsza 960 razy na godzinę) zajęłoby nam tyle czasu, że nie bylibyśmy w stanie robić nic innego. (A jak wyglądałaby sprawa z oddychaniem podczas snu?) Kiedy przechodzisz przez ulicę i widzisz nadjeżdżający samochód, nie możesz polegać na świadomości, jeśli chcesz uniknąć niebezpieczeństwa. Zanim twój mózg by pomyślał – Rany boskie, ta toyota za chwilę we mnie uderzy. Muszę się cofnąć – znalazłbyś się pod kołami. Na szczęście fizyczny refleks funkcjonuje bez udziału świadomości. Kiedy cofasz się na chodnik, umysł przekazuje wiadomość od ciała – Niewiele brakowało! Ale nic się nie martw, ochroniłem cię.
Według neurobiologa Davida Eaglemana każdy, kto kiedykolwiek oglądał mecz baseballu, wie, że ciało reaguje szybciej niż umysł. Kiedy miotacz rzuca piłkę z prędkością 160 km/h, dociera ona do pałkarza w ciągu czterech dziesiątych sekundy. Tymczasem świadomość potrzebuje na reakcję pół sekundy, co oznacza, że piłka dotrze do bazy domowej, zanim pałkarz zdąży się zorientować. Gdyby ciało nie funkcjonowało bez udziału świadomości, nikt nie zdołałby odbić piłki.
„Twoja świadomość jest jak maleńki kocioł parowy na transatlantyku, który przypisuje sobie wszystkie zasługi, nie uznając zaangażowania potężnej maszynerii wprawiającej statek w ruch”11, mówi Eagleman.
Co ciekawe, ludzie podobni do mojego znajomego prawnika, który nie chciał uwierzyć w potęgę wpływu ciała na umysł, są najłatwiejszym celem dla marketerów i producentów, ponieważ dają sobą manipulować. Kiedy jesteś w salonie samochodowym i szykujesz się do jazdy próbnej, prawdopodobnie wydaje ci się, że koncentrujesz się na tym, czy samochód jest bezpieczny, jakie ma osiągi i czy łatwo się go prowadzi. Producenci odkryli jednak, jak wykorzystać twój haptyczny sposób myślenia, i przywiązują wielką wagę do drzwi – i to dosłownie, ponieważ wiedzą, że jeśli drzwi są ciężkie, zmysł dotyku wysyła do mózgu informacje na temat solidności i niezawodności auta. Mój przyjaciel prawnik, który nie chce uwierzyć we wpływ doznań fizycznych na podejmowanie decyzji, prawdopodobnie kupi samochód z ciężkimi drzwiami. Na dłuższą metę lepiej odrobinę zrezygnować z przekonania, że umysł sprawuje całkowitą kontrolę, by zdobyć faktyczną kontrolę. Kiedy zrozumiesz sygnały wysyłane przez ciało, będziesz mógł je wykorzystać, by uszczęśliwić samego siebie i zyskać większą skuteczność.
Laboratorium Bargha przeprowadziło jeszcze jeden fascynujący eksperyment, który ujawnił wielką rolę sygnałów wysyłanych przez ciało nawet wtedy, gdy jesteśmy tego całkowicie nieświadomi. W trakcie eksperymentu jedna z asystentek witała osobno każdego ochotnika i prowadziła go do laboratorium. (Ponieważ nie wiedziała dokładnie, co będzie przedmiotem badania, nie mogła niczego zdradzić). W trakcie powitania trzymała kubek z kawą i jednocześnie próbowała wyjąć z teczki jakieś dokumenty, prosiła więc ochotnika, by potrzymał kubek. Po przybyciu do laboratorium ochotnicy przystępowali do właściwego eksperymentu: wręczano im blankiet z opisem jakiejś osoby i proszono o wyrażenie sympatii lub antypatii. Był w tym jednak pewien kruczek, ponieważ asystentka niektórym osobom dawała do potrzymania kawę mrożoną, a innym ciepłą.
Zapewne zabrzmi to niewiarygodnie, ale ci, którzy trzymali kubek z ciepłą kawą, oceniali opisaną w formularzu osobę jako cieplejszą i milszą. Natomiast ochotnicy, którym wręczono kawę mrożoną, uznali tę samą osobę za chłodniejszą i mniej sympatyczną12.
Eksperyment Bargha był jednym z tych nowatorskich odkryć, które skierowały percepcję w całkowicie nowym kierunku. Niektóre z początkowych trudności z powtórzeniem wyników zostały później rozwiązane, a badacze świetnie się bawili (do pewnego stopnia), szukając innych skutków. I je znaleźli. Okazało się bowiem, że ludzie trzymający kubki z gorącą kawą byli bardziej hojni, gdy poproszono ich o datki. Okazywali też większe zaufanie w grze, w której trzeba było polegać na innej osobie, i zachowywali się bardziej altruistycznie. Takie wspaniałe rezultaty wyniknęły z jednego małego kubka kawy. (W niektórych eksperymentach w Europie wykorzystano gorącą lub mrożoną herbatę, ale to oczywiście nie ma żadnego znaczenia – chodzi o temperaturę, a nie o rodzaj napoju).
– Jak to wyjaśnisz? – spytałam Bargha podczas pewnej długiej i emocjonującej rozmowy telefonicznej.
– To fascynujące – odparł. – Niektóre z tych reakcji są naszym dziedzictwem po przodkach, wchodzą w zakres natury ludzkiej i są uniwersalne. Innych uczymy się w okresie niemowlęctwa. Rodzic trzyma dziecko blisko ciała, ciepło kojarzy się więc maluchowi z bezpieczeństwem i troską. Ciepło utożsamiamy zatem z osobą godną zaufania, która nas wspiera i nie jest dla nas zagrożeniem13.
Rozmawiając z Barghiem, natychmiast wyobraziłam sobie, jak stoi przed grupą studentów i pobudza ich do myślenia w niekonwencjonalny sposób. Lata pracy badawczej nie osłabiły jego entuzjazmu dla odkrywania zdumiewających powiązań między umysłem a ciałem. Powiedział mi, że do eksperymentu z kawą zainspirował go dokument o piekle, który obejrzał na History Channel. Od razu pomyślał wtedy o Piekle, pierwszej części Boskiej komedii Dantego, wielkiego włoskiego poety, który w swoim dziele prowadzi nas przez dziewięć kręgów inferna. Jeśli nie jesteś biegły w czternastowiecznej poezji, wiesz zapewne tylko tyle, że każdy kolejny krąg to coraz straszniejsze grzechy, które wiążą się z coraz okrutniejszymi karami. Każdy grzesznik dostaje contrapasso, czyli karę stosowną do jego zbrodni. (Nazwijmy to poetycką sprawiedliwością). Pierwsze kręgi piekła są przeznaczone dla dusz lubieżników, także tych, którzy popełnili grzech obżarstwa, oraz dla skąpców, rozrzutników i potępionych za gniew. Do siódmego kręgu trafiają mordercy, podżegacze wojenni i tyrani, którzy pływają tam w rzece wrzącej krwi i zalewani są strumieniami ognistego deszczu. Do dziewiątego, najgorszego kręgu, zsyłane są dusze ludzi, którzy zdradzili swych bliskich. Ich karą jest zamrożenie w lodzie.
– Poeci rozumowali intuicyjnie! – zawołał podekscytowany Bargh. – To zadziwiające, że w samym środku ognistego piekła największą karą jest zamrożenie. Wyczuli, że zdrada jest jak utrata ciepła. To zmienia wszystko.
Sześć wieków później neurobiolodzy w końcu wyjaśnili, dlaczego dziewiąty krąg piekła Dantego i eksperyment z gorącą/zimną kawą Bargha mają sens. Używając skomplikowanych urządzeń do obrazowania mózgu, zidentyfikowali w nim małą strukturę zwaną wyspą, która się uaktywnia, gdy odczuwamy ciepło zarówno fizyczne, jak i społeczne. Wprawdzie niekiedy za bardzo wierzymy w odkrycia neurobiologów (naszych nowych poetów), lecz jeśli aparaty do obrazowania metodą rezonansu magnetycznego oraz Dante i psycholog z Yale mówią to samo o nierozerwalnym połączeniu umysłu i ciała, to zdecydowanie musimy zwrócić na to uwagę. Ciało i emocje są ze sobą związane tak głęboko, że zarządzanie nimi wymaga zasadniczo tylko jednego panelu sterowania.
Dwaj naukowcy z University of Toronto postanowili przenieść badania na kolejny poziom i zaczęli się zastanawiać, co się wydarzy, gdy odwrócą scenariusz. Czy osoba odrzucona i doświadczająca emocjonalnego chłodu będzie szukać ciepła fizycznego, by poczuć się lepiej? Aby się tego dowiedzieć, naukowcy zaprosili studentów do gry komputerowej, w której trzy awatary odbijały między sobą piłkę (to ulubiona gra badaczy, jeszcze o niej usłyszysz). Niektórzy studenci na początku od czasu do czasu dostawali piłkę, a potem byli ignorowani – nieczuły algorytm gry traktował ich po prostu dość ozięble. Gdy po zakończeniu zabawy poproszono ich, by wybrali coś do jedzenia, o wiele częściej wybierali gorącą kawę lub zupę niż osoby, które aktywnie uczestniczyły w grze14.
A mówimy tutaj tylko o awatarach i losowej grze komputerowej. Wygląda na to, że nawet wirtualne jestestwo (potraktowane obojętnie i ignorowane) wpływa na komunikaty wysyłane przez ciało, które wie, że gorąca zupa ukoi emocjonalny ból lepiej niż chłodna coca-cola. Badacze z University of Toronto doszli do wniosku, że „doznanie czegoś ciepłego jest w stanie zmniejszyć negatywne skutki wykluczenia społecznego”.
Dalej robi się jeszcze ciekawiej. Kiedy młody holenderski naukowiec Hans IJzerman poprosił kilka osób, żeby zagrały w tę samą grę, odkrył, że osobom „wykluczonym” (tym, do których nie rzucano piłki) spadła temperatura ciała15. Jednym słowem, po wykluczeniu ochota na gorącą zupę miała przyczynę fizyczną, której mózg po prostu nie zrozumiał. Pomiary temperatury prowadzone co godzinę wśród pacjentów szpitala Uniwersytetu Kalifornijskiego (UCLA)16 wykazały jej związek z bliskością rodziny lub przyjaciół – kiedy pacjent pisał mail, SMS lub w inny sposób kontaktował się z bliską osobą, jego temperatura wzrastała. Powieści o miłości, które ociekają namiętnością, naprawdę się nie mylą. Gorące uczucia działają rozgrzewająco.
Gdy weźmiemy to wszystko pod uwagę, może okazać się, że sposób Anglików na rozwiązywanie każdego kryzysu filiżanką gorącej herbaty jest czymś więcej niż tradycją. Kiedy czujesz się odrzucony lub samotny, temperatura twojego ciała spada o około pół stopnia. W porównaniu z osobą, która czuje się szczęśliwa i związana z innymi ludźmi, jest ci po prostu chłodniej. Nie krępuj się więc i zaparz sobie herbatę. Kubek ciepłego naparu to balsam dla duszy, którego potrzebujesz.
Kiedy mój młodszy syn miał mniej więcej dziesięć lat, pewnego popołudnia objął dłońmi kubek z gorącą czekoladą, a potem z błyskiem w oku zaczął wzdychać z zadowoleniem.
– Mmmm, aaaach – jęczał z wyraźną przesadą.
Spytałam go, co wyrabia.
– Tylko cię naśladuję, mamo – odparł z łobuzerskim uśmiechem.
Spojrzałam w dół i zdałam sobie sprawę, że faktycznie ściskam w dłoniach kubek, a ciepła porcelana ogrzewa moje dłonie.
– Robisz to za każdym razem, gdy pijesz herbatę – dodał.
– Naprawdę?
– Tak, za każdym razem.
Od tej pory był to nasz nowy rodzinny dowcip: mama nie tyle pije herbatę, ile tuli kubek, by poczuć jego ciepło. Młodszy syn uwielbiał naśladować ułożenie moich dłoni i radosną ekspresję. Nikt z nas nie zastanawiał się nad przyczyną takiego zachowania – to było jedno z moich uroczych (jak mniemam) dziwactw. Jednak po rozmowie z Barghiem i przestudiowaniu późniejszych badań na temat powiązań ciała i umysłu w odniesieniu do ciepła i zimna zaczęłam się zastanawiać, czy moje gorące kubki nie służą przypadkiem czemuś głębszemu. Miałam dwoje dzieci, pracowałam na pełen etat, pisałam, podróżowałam służbowo, uczestniczyłam w wydarzeniach rodzinnych i przeżywałam różne stresy codziennego życia, więc żadne emocje nie były mi obce. W trudnych chwilach kubek z ciepłym napojem wysyłał do mojego mózgu fizyczny sygnał dobrego samopoczucia i zadowolenia. Wszystko w porządku. Mój umysł nie musiał się zastanawiać, czy to prawda, czy może wręcz przeciwnie, ponieważ dzięki procesowi ewolucji akceptował to jako fakt.
I nie jestem jedyna. Neurotyczny naukowiec Sheldon Cooper, postać z popularnego serialu komediowego Teoria wielkiego podrywu, zawsze proponuje swoim pogrążonym w rozpaczy przyjaciołom gorący napój. „Kiedy twój przyjaciel jest zdenerwowany, podaj mu coś ciepłego do picia”, mówi w jednym z odcinków. Może scenarzyści uznali to za nieszkodliwe dziwactwo, które miało pokazać, jak niekomfortowo czuje się Sheldon w zwykłych sytuacjach towarzyskich, ale ja lubię myśleć, że przestudiowali wyniki badań Bargha i IJzermana, a z propozycji zaparzenia herbaty uczynili wewnętrzny żart świadczący o mądrości bohatera.
Czy wszystkie badania na temat ciepłych napojów, miękkich krzeseł i metafor w życiu sprawdzają się w świecie realnym i nie są jedynie teoriami, które funkcjonują w warunkach laboratoryjnych? Wyciąganie praktycznych rad z opracowań naukowych zawsze jest podstępną grą (dziennikarze robią to cały czas), a na temat obalania różnych teorii krąży mnóstwo anegdot. Przecież nietrudno znaleźć osobę mieszkającą na przykład w surowym, metalowo-drewnianym lofcie w nowojorskiej dzielnicy TriBeCa, choć zupełnie tam ona nie pasuje, bo jest najdelikatniejsza na świecie. A może jedyna rzecz, która ci pomaga, gdy jesteś przygnębiony, to cola z mnóstwem lodu. Na nasze nastroje, nastawienie i decyzje wpływają różne czynniki. Jednak zbyt często nie zdajemy sobie sprawy, że to ciało dostarcza mózgowi kluczowych informacji, a nie odwrotnie. Zaakceptowanie faktu, że doświadczenia fizyczne wpływają na ciebie w każdej chwili życia, może ci pomóc w zdobyciu większej kontroli oraz narzędzi, dzięki którym poczujesz się szczęśliwszy.
Kiedy pisałam Dzienniki wdzięczności, odkryłam, że jeśli chcę poprawić sobie samopoczucie, muszę mieć dziennik przy łóżku. Dzięki koncentracji na dobrych rzeczach byłam w stanie spojrzeć na życie z innej perspektywy. Byłam zdumiona, jak doskonale się to sprawdza, a teraz mogę dodać do tego rytuału jeszcze jedną ciekawostkę. Zanim zaczniesz pisać, weź łyk gorącej herbaty. Ciało się rozgrzeje i pomoże ci życzliwiej pomyśleć o innych ludziach oraz bardziej się otworzyć na uczucie wdzięczności. Jeśli naprawdę chcesz zrobić kolejny krok, usiądź na miękkim krześle, weź do ręki zeszyt w miękkiej okładce i napisz, za co jesteś wdzięczny. Gdy zapewnisz pozytywne doświadczenia jednocześnie ciału i umysłowi, pomożesz też duszy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Kognitywistyka to nauka zajmująca się badaniem procesów umysłowo-poznawczych (dokładniej zmysłów, mózgu i umysłu), a poznanie ucieleśnione zakłada, że na poznanie świata mają również wpływ procesy zachodzące w ciele (wszystkie przypisy oznaczone gwiazdką pochodzą od tłumaczki). [wróć]
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
John Mulaney prawdopodobnie nie był pierwszą osobą, która zażartowała na temat roli ciała. Podobno już Thomas Edison powiedział: „Głównym zadaniem ciała jest noszenie mózgu”. [wróć]
Damasio A., The Feeling of What Happens: Body and Emotion in the Making of Consciousness, Harcourt Brace and Co., New York 1999, s. 3 [wyd. polskie: Tajemnica świadomości. Ciało i emocje współtworzą świadomość, przeł. M. Karpiński, REBIS, Poznań 2000]. [wróć]
Armstrong K., Interoception: How We Understand Our Body’s Inner Sensations, „Observer”, Association for Psychological Science, 25 września 2019, https://www.psychologicalscience.org/observer/interoception-how-we-understand-our-bodys-inner-sensations. [wróć]
Damasio A., The Feeling of What Happens, s. 150 [wyd. polskie Tajemnica świadomości…, op. cit.]. [wróć]
Etkin J., The Hidden Cost of Personal Quantification, „Journal of Consumer Research”, 42, nr 6, kwiecień 2016, s. 967–984, https://doi.org/10.1093/jcr/ucv095; Why Counting Your Steps Make You Unhappier, „Duke Fuqua School of Business”, 21 grudnia 2015, https://www.fuqua.duke.edu/duke-fuqua-insights/etkin-counting-steps. [wróć]
Brewer J., wywiad telefoniczny z autorką, 30 sierpnia 2022 (wszystkie cytaty pochodzą z tego wywiadu). [wróć]
Ackerman J.M., Nocera C.C., Bargh J.A., Incidental Haptic Sensations Influence Social Judgement and Interactions, „Science”, 328, nr 5986, czerwiec 2010, s. 1712–1715, https://doi.org/10.1126/science.1189993. [wróć]
Philosophy in the Flesh: A Talk with George Lakoff, Edge, marzec 1999, https://edge.org/3rd_culture/lakoff/lakoff_p1.html. [wróć]
Ibidem. [wróć]
Ackerman J.M., Incidental Haptic Sensations Influence Social Judgement and Interactions. [wróć]
Eagleman D., Incognito: The Secret Lives of the Brains, Vintage Books, New York 2012, s. 98 [wyd. polskie: Mózg incognito, przeł. J. Mastalerz, Zysk i S-ka, Poznań 2021]. [wróć]
Williams L.E, Bargh J.A., Experiencing Physical Warmth Promotes Interpersonal Warmth, „Science”, 322, nr 5901, październik 2008, s. 606–607, https://doi.org/10.1126/science.1162548. [wróć]
Bargh J., wywiad z autorką, 13 września 2022 (wszystkie cytaty pochodzą z tego wywiadu). [wróć]
Zhong C.-B., Leonardelli G., Cold and Lonely: Does Social Exclusion Literally Feel Cold?, „Psychological Science”, 19, nr 9, wrzesień 2008, s. 838–842, https://doi.org/10.1111/j.1467-9280.2008.02165.x. [wróć]
IJzerman H. i in., Cold-blooded Loneliness: Social Exclusion Leads to Lower Skin Temperatures, „Acta Psychologica”, 140, nr 3, lipiec 2012, s. 283–288, https://doi.org/10.1016/j.actpsy.2012.05.002. [wróć]
Inagaki T.K. i in., A Pilot Study Examining Physical and Social Warmth: Higher (Non-Febrile) Oral Temperature Is Associated with Greater Feelings of Social Connection, „PLOs One”, 10, nr 2, czerwiec 2016, https://doi.org/10.1371/journal.pone.0156871. [wróć]
Tytuł oryginału: WHAT YOUR BODY KNOWS ABOUT HAPPINESS by Janice Kaplan
Copyright © 2025 by Janice Kaplan
All rights reserved
Copyright © for the Polish e‑book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2024
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redakcja: Agnieszka Horzowska
Projekt i opracowanie graficzne okładki, wyklejek oraz stron działowych: Martyna Wilner
Wydanie I e‑book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Co twoje ciało wie o szczęściu, wyd. I, Poznań 2025)
ISBN 978-83-8338-622-5
WYDAWCA
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań, Polska
tel. +48 61 867 47 08, +48 61 867 81 40
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer